|
|
Trafiłem do domu Mamy Dority. A dokładniej przed dom.
Przywitał mnie tam olbrzym o imieniu Oscar. Nie jest
chyba zbyt bystry i nic nie wie o wiosce Indiańskiej.
Za to jest bardzo sympatyczny. Dowiedziałem się od niego,
że Mama Dorita jest uzdrowicielką i kapłanką voodoo.
Wyznał mi również, że uwielbia miętowy tytoń do żucia.
Po rozmowie z nim podniosłem naczynie leżące pod drabiną.
Wracając zauważyłem koło studni śmieszny kamień. Wziąłem
go, bo wyglądał naprawdę oryginalnie. Wróciłem do Joshuy,
ale on dalej nie założył pasa. Okazało się, że trochę
się pospieszyłem. Ponieważ zszyłem pas, żeby go założyć
trzeba ściągnąć koło. A do tego potrzebny jest klucz
dziesiątka. Joshua takiego nie ma. Chcąc naprawić swój
brak wyobraźni obiecałem, że załatwię klucz. Poszedłem
do Saturno. Po drodze zauważyłem tragicznie brudne poidło.
Poprosiłem Saturno o klucz, a on pozwolił mi go sobie
pożyczyć. Nie znalazłem go na tablicy z narzędziami.
Okazało się, że jeszcze ma go przy sobie. Rzucił mi
go, ale efekt był taki, że klucz wylądował na ulicy.
No to biegiem na dół. Jak można było łatwo przewidzieć
trafił wprost do poidła. Nie ma mowy, żebym wyciągną
go rękami. Idąc z powrotem do niego zauważyłem pod schodami
doniczkę. Wziąłem ją i zrzuciłem z balkonu celując w
poidło. Miałem nadzieję, że od siły upadku doniczki
klucz wyskoczy na zewnątrz. Przed zejściem na dół pociągnąłem
jeszcze za dziwną dźwignię na środku pracowni. Okazało
się, że uruchamia katapultę i nowa puszka farby poszybowała
gdzieś w kierunku banku. Saturno nie był zbyt szczęśliwy.
Żeby jakoś załagodzić sytuację zapytałem go jak transportuje
do pracowni te wielkie kamienie. Okazało się, że to
Oscar, w zamian za mentolowy tytoń do żucia przynosi
mu te kamienie. Musi być strasznie silny. A ja już chyba
wiem, jak dostać się do kopalni. Muszę tylko skombinować
tytoń. Wyszedłem od Saturno i zabrałem z ulicy klucz.
Poszedłem jeszcze do banku, i obejrzałem sobie, gdzie
wylądowała puszka farby. A potem w kierunku krateru.
Joshua był mi niezmiernie wdzięczny za klucz, ale z
montażem musiał poczekać, bo właśnie odbierał kolejną
„transmisję”. Ponieważ w ogóle mnie to nie interesowało
poszedłem oglądnąć demona zniszczenia, czyli lokomotywę.
Obejrzałem sobie wszystko: komin, wlew zbiornika na
wodę, gwizdek, a także wnętrze kabiny maszynisty. Wróciłem
do Joshua’y z nadzieją, że wprowadził już mój pomysł
w życie. Założył pas, ale okazało się, że nie ma benzyny.
Dobra, załatwię i benzynę.
|