Bo nie wie, co to orgazm, kto nie zagrał we „Freelancera”...
Od ponad piętnastu już lat, okazyjnie pojawia się w mojej głowie
pytanie natury ostatecznej: jaką jedną grę zabrałbym ze sobą na
bezludną wyspę, gdybym miał na niej spędzić resztę życia? Odpowiedzi
nie byłem w stanie znaleźć. Może byłby to „Fallout”? Może „Arcanum”?
Może „UFO”? Może „Jagged Alliance”? Może „Cywilizacja”? Może „SimCity”?
Może „Frontier”? Może „Privateer”? A może „Visual C++”? :-) Piętnaście
lat musiałem czekać, aż odpowiedź na to pytanie okaże się oczywista.
Byłby to „Freelancer”. Aczkolwiek oczywistość tego faktu zaistniała
dopiero po 20 godzinach gry.
Zanim zabrałem się za spisanie własnych wrażeń w postaci
niniejszej recenzji, zdążyłem tu i ówdzie zasłyszeć, tudzież przeczytać,
sporo sprzecznych opinii o „Freelancerze”. Mniejsza o zachwyty –
te uważam za naturalną reakcję i sam ich nieco w najbliższych akapitach
wyleję – lecz nie mogę przejść obojętnie obok odsądzania tej przepięknej
gry od czci i wiary na podstawie li tylko rzucenia na nią okiem.
Uwagi krytyczne wysuwane pod adresem „Freelancera” daje się streścić
w stwierdzeniu: konsolowa strzelanka, kudy jej do „Frontiera”. Akurat
za nieszczęśliwy odbiór gry jako prostej, kosmicznej strzelanki
ponoszą winę jej autorzy, którzy zdecydowali się na niepopularny
w symulatorach kosmicznych zabieg – od pierwszych kilknięć myszą
gracz zostaje rzucony w wir przygody, fabuły, która steruje jego
poczynaniami i znakomicie pomniejsza swobodę poczynań. Z całą pewnością
był to ukłon wobec graczy mniej wymagających, przyzwyczajonych do
gier jak najbardziej konsolowych. Graczy, którzy mogliby sami z
siebie nie wiedzieć, co począć, gdyby znaleźli się ot tak na jakiejś
planecie z pewną ilością gotówki na intergalaktycznym koncie, w
posiadaniu rozpadającego się stateczku, który wybuchnie przy pierwszej
próbie startu. Podobnie domyślnie ustawiony widok kamery z zewnątrz
statku przywodzi na myśl konsolowe strzelanki i jeśli kontakt z
„Freelancerem” skończył się na tym etapie, zła opinia o nim ma swoje
uzasadnienie. Drugi zarzut, z którym się parę razy spotkałem – zarzut,
iż „Freelancer” nie jest podobny do „Frontiera” – jest już niepoważny.
„Frontier” jest dziełem pana Philipa Brabena, a gry, które mają
ambicję i czelność podpisywać się pod czerpaniem z jego koncepcji,
to seria wyrosła na „X – Beyond the Frontier”.
|
|
Tymczasem „Freelancer” powstał w głowie pana Chrisa
Robertsa, człowieka odpowiedzialnego za powstanie niezapomnianego
„Privateera”. Wszystko to są symulatory kosmiczne, swego rodzaju
kosmiczne erpegi, lecz znacznie różnią się podejściem do tematu.
O ile „Frontier” - i oczywiście prekursorska „Elite” - stawiały
na jak największą swobodę poruszania się i poczynań oraz na model
wszechświata stosunkowo... prawdopodobny, o tyle „Privateer” dawał
niewiarygodny nastrój, nostalgię podróży i poczucie czającej się
w przestrzeni i czasie tajemnicy.
Druga część
„Privateera” zaproponowała nieco inny model wszechświata jak i
inną wagę odbywanych przygód i dlatego ilekroć się odwołam do
„Privateera”, mieć będę na myśli jego pierwszą część.
Tym sposobem dojrzało do wysłowienia najważniejsze stwierdzenie,
jakie o „Freelancerze” paść może – „Freelancer” to bardzo dokładny
remake pierwszego „Privateera”. Po prostu po dziesięciu latach gracze
podówczas zakochani w „Privateerze” – tacy jak ja – wciąż by sobie
w niego pograli, a tymczasem technika poszła do przodu, 320x200
w oczy kole, a schemat walki huzia-en-face-i-niech-przeżyje-silniejszy
już nie bawi. Dlatego czas był po temu najwyższy, by „Privateer”
odmłodniał. I tak się stało.
W związku z tym, dla wszystkich gwiezdnych
korsarzy i wolnych strzelców, którzy „Privateera” dobrze
pamiętają, mogę się pokusić o swego rodzaju bryk recenzji –
listę mniejszych lub większych zmian, którymi „Freelancer”
różni się od swojego starszego brata (chciałoby się napisać:
bliźniaka).
- Obsługa współczesnych kart graficznych i muzycznych. ;-)
- Kilkadziesiąt dostępnych statków kosmicznych,
zatrzęsienie różnego rodzaju broni i tarcz.
- Kilkadziesiąt organizacji rządowych, handlowych,
przestępczych, religijnych i innych.
- Świat jest bardzo urozmaicony: jest w nim wiele planet,
wiele różnego rodzaju pól, chmur etc. Są sytemy, przez które
przelot daje wrażenia raczej... atmosferyczne. Jest nawet
cały system słoneczny zamknięty w sztucznej sferze, której
strona wewnętrzna stanowi onegdaj zasiedloną...
powierzchnię.
- W systemach ukrytych jest wiele nieoznaczonych baz oraz
interesujących obiektów, których odnalezienie wymaga albo
długich poszukiwań, albo pozyskania stosownych informacji,
albo śledzenia obcych statków.
- Pojawił się poziom doświadczenia głównego bohatera,
który – obok środków finansowych i reputacji – ogranicza
dostęp do sprzętu.
- Ubogi widok z kokpitu. Żadnych wybuchających monitorów,
poprzepalanych kabli sypiących iskrami. Za to nic nie
zaśmieca pola widzenia, a po trafionej tarczy rozchodzą się
zakłócenia.
- Nie ma odczytów z radaru. Nie jest to do niczego
potrzebne, gdyż wszelkie niezbędne informacje o celach są
podawane na HUD’zie w bardzo intuicyjnej formie – lecz
przyzwyczajenie do radaru pozostaje...
- Radarów w statkach się nie wymienia. Każdy statek od
początku posiada zdolność rozróżniania celów przyjaznych i
wrogich oraz podawania wyprzedzenia do celowania.
- Każdy statek lub baza składa się z elementów, które
można osobno namierzać i atakować. Zdarzyło mi się wracać do
bazy Barracudą z odstrzelonym skrzydłem (a w raz z nim z
odstrzelonym nie najtańszym działkiem).
- Brak losowo generowanych misji handlowych. Opłaca się za
to samemu szukać najlepszych szlaków handlowych, gdyż
przebicie cenowe może być nawet kilkukrotne.
- „Freelancer” jest z początku znacznie łatwiejszy, lecz
praktycznie nie da się w nim osiągnąć takiego rozwoju, by z
czasem nikt nie był graczowi w stanie zagrozić.
- Rozbudowane opcje autopilota, który jest w stanie
również prowadzić statek przez pola asteroid.
|
|
Freelancer
|
kategoria: symulatory / kosmiczne
producent: Digital Anvil
wydawca: Microsoft Entertainment
data wydania: 04 marzec 2003
|
tryb gry: single / multiplayer
tryb multiplayer: LAN / Internet
ocena redakcji: 72 %
wymagania wiekowe: brak ograniczeń
|
Symulator kosmiczny twórców Starlancera przenosi nas w przyszłość,
aż do schyłku XXX stulecia. Po zakończeniu Pierwszej Wojny
Układu Słonecznego, której historię mogliśmy poznać w Starlancerze,
cztery ludzkie klany władają znanym kosmosem. Ziemia oraz
zamieszkałe światy sąsiadujące z Układem Słonecznym zostały
prawie zapomniane. Z nadejściem Ery Podbojów, ludzkość rozpoczęła
gwałtowną ekspansję na kolejne światy we wszechświecie.
Gracz, jako pilot kosmicznych pojazdów, rzucony zostaje w
wir galaktycznych przygód, mogąc czynnie uczestniczyć w niebezpiecznych
walkach. W olbrzymiej galaktyce napotykamy grupy groźnych
piratów, bezwzględnych najemników i fanatycznych misjonarzy.
Gra posiada nowoczesny systemem, odpowiedzialny za poruszanie
się w przestrzeni oraz interakcję postaci w czasie rzeczywistym.
Mamy pełną kontrolę nad kupowaniem i sprzedawanie różnych
towarów, wyborem misji, modyfikowaniem statków kosmicznych
czy angażowaniem się w kosmiczne potyczki.
|
»
|