Tym razem
możemy sobie wybrać odpowiadające nam rozwiązanie; łagodne wrzucenie
bądź wsad z góry nie będą kwestią przypadku. Inna rzecz, że zmuszanie
zawodników do ciągłych szarż na obręcz też nie jest rozwiązaniem.
Aby nie notować serii fauli ofensywnych, czy też niecelnych wsadów,
każdy rzut powinniśmy oddawać w adekwatny do sytuacji sposób. Patrząc
na to rozwiązanie, aż dziw bierze, że tak karygodne zahamowanie
mogło wcześniej nie odpychać.
W tym miejscu muszę dodać, że nie wyobrażam sobie grania w "NBA
Live 2004" bez porządnego, dobrze skonfigurowanego joypada.
Ba! Na padzie gram we wszelakie pozycje sportowe od dawna i dla
Waszej satysfakcji z obcowania z grą uczciwie radzę poczciwą klawiaturę
trzymać od niej z daleka. Tylko i wyłącznie sprawdzony joy!
W sposób raczej kosmetyczny usprawniono menedżerski tryb "Franchise".
Prawdę powiedziawszy przeogromnie brakuje mi na rynku tytułu, który
w sposób poważny nastawiony byłby na prowadzenie drużyny koszykarskiej.
Od dawien dawna po nocach śni mi się odpowiednik piłkarskiego "Championship
Managera". Ale cóż począć... W "Live" tradycyjnie
możemy nabyć, wymienić w transferze bądź odsprzedać zawodników.
Każdy z graczy charakteryzowany jest przez daną liczbę punktów,
przeliczaną na wartość rynkową. Kiedy ustalimy skład - rozpoczynamy
sezon (ten w zależności od naszego upodobania, lub ilości dostępnego
czasu, możemy wydatnie skrócić w stosunku do zakresu defaultowego)
Sukcesy, lub ich brak, przekładać się będą na zamożność naszego
klubu. Nowa szatnia czy samolot mimo wszystko nie powinny być wyzwaniem
nieosiągalnym.
Wróćmy jeszcze raz na parkiet i przypatrzmy się bliżej
kilku elementom. Różnicą dostrzegalną nawet dla niewprawnego oka
jest dynamika rozgrywki. Jest wolniej, jest bardziej pomysłowo,
uważniej. Jest lepiej! Poprzednia edycja szalała bez wytchnienia
od jednego kosza do drugiego. Stawiając na szybkość tuszowano to,
o czym mówiliśmy wcześniej. Tym razem, gdy koledzy z drużyny i rywale
zaczęli myśleć, gra stała się bardziej wyważona, a akcje angażują
w równym stopniu siłę ognia, co obronę. I choć słowa "symulacja"
i "NBA Live" wciąż odpychają się niczym te same bieguny
magnesu, został uczyniony pierwszy kroczek na długiej drodze ku
zbliżeniu obu pojęć.
Grafika. Temu elementowi była podporządkowana niejedna
recenzja, a wiele gier sprzedawało się jedynie za jej sprawą...
Powiedzmy sobie jednak szczerze: Ile razy patrząc na kolejne części
niekończącego się tasiemca EA można od nowa tymi samymi słowami
zachwycać się fotorealistycznymi szczegółami parkietu, pięknie odwzorowanymi
halami poszczególnych teamów czy modelami zawodników, którym od
ostatniego roku przybył ten czy inny polygon? Popatrzcie na screeny.
Jest to wszystko piękne, ale przez 365 dni nie uległo zmianie, która
uzasadniałaby kolejne dziesiątki ochów i achów. Każdy kto grał w
poprzednie produkcje wie, czego może się spodziewać. Podobnie spisuje
się animacja - już w 2003 poprawiona w stosunku do wersji wcześniejszych.
Na dobrym sprzęcie pogracie sobie płynniutko, przyjemnie, bez chrupnięć.
Nowe opcje rzutów wymusiły dodanie kilku nowych ruchów zawodnikowi
z piłką. Rzecz jasna zakres ruchów naszych partnerów z racji przydzielenia
im "nowych obowiązków" uległ jeszcze większemu rozwojowi.
Być może to subiektywne odczucie, ale komentarz Mavv'a
Alberta i uznanego, emerytowanego już szkoleniowca Cleveland Cavaliers
- Mike'a Fratello naprawdę przypadł mi do gustu.
|
|
Kwestie są niezłe,
wtapiają się w wydarzenia na parkiecie, a i różnica temperamentów
obu panów pozytywnie służy odbiorowi ich przemyśleń. Dźwięki dobiegające
z parkietu reprezentowane przez świst odbijanej piłki, krótkie okrzyki
trenerów i zawodników, a nade wszystko - odgłosy wydawane przez
publiczność, również trzymają poziom.
Jestem pełen podziwu dla panów z Electronic Arts. W duchu tę kwestię
powtarzam zresztą rokrocznie, gdyż żadna inna firma nie może z nimi
się równać pod względem skrupulatności we wprowadzaniu innowacji,
które z jednej strony są na tyle kuszące, by skłonić do zakupu,
a z drugiej pozostawiają wielość możliwości do udoskonaleń w kolejnych
sezonach. Tak też jest i w tym roku.
Dla wielbicieli gatunku gra okazuje się być wartą kupna jednak z
jeszcze jednego powodu. Ten nie jest już tak wesoły, w gruncie rzeczy
daje wiele do myślenia. Tym powodem jest całkowity brak konkurencji
na pecetowym rynku.
Jak wskazuje przykład "Pro Evolution Soccer 3", które
w kategorii piłek kopanych z miejsca zmiotło poczciwą Fifę, firma
Konami ma oczy szeroko otwarte i kto wie, czy już w przyszłym roku
ich "NBA 2K5" z równym skutkiem nie zaatakuje monopolu
"Live". Dla statystycznego gracza przyniosłoby to wyłącznie
korzyści, a następny kosz od EA Sports z pewnością obrodziłby niespotykaną
jak dotąd listą innowacji...
Krzysztof "Bakterria" Mielnik
|
|
|