Pamiętać bowiem należy, że duża część uroku "Iła-2"
bierze się z epoki, w której będzie dane nam latać - tu komputer
pokładowy nie wyrówna lotu, nie zwiększy dopływu mieszanki w krytycznym
momencie i nie zaprotestuje, gdy prędkość maszyny w locie nurkowym
zacznie przekraczać jej wytrzymałość konstrukcyjną. Dlatego każdy
z samolotów, za których sterami można zasiąść warto poznać, ale
zdecydować się należy, przynajmniej z początku, na jeden model i
na nim nauczyć się latać. Wielkie brawa za to należą się Olegowi
Maddoxowi, który znalazł tak doskonałe zastosowanie dla swojego
nastoletniego doświadczenia zdobytego nad deską kreślarską. Jemu
brawa, a graczom przestroga. Myśląc o tym, ile trzeba się nauczyć,
by zacząć z jego symulatora zacząć czerpać prawdziwą przyjemność,
przypomina mi się pokój jednego z pilotów z mojej rodziny, w którym
to pokoju spałem lata temu, gdy LOT upgrade'ował swoją flotę. Wrzucony
na materac, upchnięty pomiędzy komputer a sterty książek sunąłem
wzrokiem po majaczących w mroku regałach i w końcu dostrzegłem coś,
co nie dało mi zasnąć przed dłuższy czas - za bardzo chciało mi
się śmiać... Był to "Boeing 767, User's Guide" - kilkanaście
opasłych tomów zajmujących dobry metr bieżący półki...
Niewiele również uległa zmianie szata graficzna "Iła-2".
Dwa lata temu była doskonała i wciąż jest bardzo dobra (nie piszę
tu o menu, w których poza przyciskami wiele piękna człowiek nie
uświadczy). Myślę wszakże, że nie jestem osamotniony w pewnym, niewielkim
acz istotnym rozczarowaniu tym, iż "Forgotten Battles"
nie powalają na kolana tak, jak to uczynił pierwszy "Ił-2".
Nie bez kozery mawia się, że apetyt rośnie w miarę
jedzenia. Chciałoby się, żeby dziury w ziemi wybijane przez spadające
maszyny ziały zamiast się rozpościerać; żeby lasy składały się z
drzew o zmiennej wysokości i żeby nie dało się zajrzeć kamerą pod
teksturę imitującą - świetnie bo świetnie - ich korony. Fajnie by
było, gdyby pasy startowe nie wyglądały jak rozpostarte na terenie
taśmy i gdyby od eksplozji na wodzie rozchodziły się rozległe kręgi.
|
|
Generalnie chciałoby się... trochę póki co niemożliwego:
żeby każdy obiekt w grze prezentował się tak wspaniale, jak to czynią
samoloty. Trafiona maszyna rozpada się na kawałki, z których każdy
spada na ziemię oddzielnie, na skrzydłach widać przestrzeliny, a
uszkodzone silniki płoną. Niechby również mocno awaryjnie lądujący
samolot nie zamieniał się w dymiącą plamę, ale w wyrwany uderzeniem
rów; niechby eksplozja w środku lasu pociągała za sobą jego pożar...
Kruca pysk! "Forgotten Battles" wyglądają naprawdę świetnie,
ale w grafice komputerowej ciągle jest jeszcze tyle do zrobienia...
"Forgotten Battles" wnoszą wraz ze sobą
bardzo niewiele poprawek i dodatków - to, co autorzy uznali za drugorzędne,
drugorzędnym pozostało nadal. Pojawiły się nowe samoloty, nowe miejsca,
nowe kampanie. Gracz może podjąć walkę nie tylko po stronie niemieckiej
i sowieckiej, lecz również fińskiej, węgierskiej, a nawet w jednej
misji amerykańskiej. Wśród nowych maszyn pojawiły się dwa wielkie
bombowce - niemiecki He-111 i radziecki TB-3 - w których własnoręcznie
obsługiwać można wieżyczki strzelnicze i luki bombowe. Mają one
wprawdzie charakter ciekawostki, gdyż to myśliwce ciągle stanowią
oś symulatora, ale jest ciekawostka miodna. Sztuczna inteligencja
przeciwników została zauważalnie doszlifowana. Wróg potrafi rozdzielać
swoje siły w zależności od sytuacji i klasyczne dla większości gier
komputerowych podpuszczanie komputera do samobójczych ataków, tutaj
się zwyczajnie nie sprawdza.
Najważniejszą jednak poprawką jawi się dynamiczny generator scenariuszy,
dzięki któremu każda kampania i jej poszczególne misje ulegają odmianom
podczas kolejnych rozgrywek. Jeśli dodać do tego fakt, iż poczynania
gracza, niszczenie przez niego większych obiektów oraz instalacji
wpływać może na przebieg kolejnych misji, wówczas widać, iż autorzy
"Forgotten Battles" naprawdę przejęli się sterylnością
i powtarzalnością układu oryginalnego "Iła-2". Nadal jednak
układ samych misji pozostaje nadto... realistyczny i możliwość kompresji
czasu nie istnieje w grze jedynie sobie a muzom. Podobnie porzucenie
zleconej przez dowództwo trasy na rzecz turystyki nie ma tu sensu,
gdyż jedyne, co gracz może spotkać na rubieżach swojego zadania,
to bezkresne (no, powiedzmy) i pozbawione życia tereny.
Reszta to 20 nowych misji dla pojedynczego gracza
i 10 dla rozgrywek sieciowych, a całość uzupełnia generator losowych
misji oraz edytor scenariuszy. "Ił-2: Forgotten Battles"
jest godnym rozszerzeniem oryginalnej gry, lecz z całą pewnością
mogliśmy się spodziewać nieco więcej. Nie ma co do tego wątpliwości,
iż jest to wciąż najlepszy na rynku symulator lotu z czasów II Wojny
Światowej, lecz pokutujące w nim niedoróbki (raczej: elementy uznane
za mniej znaczące) nie pozwalają przyznać mu najwyższej oceny bez
wyrzutów sumienia. Wszystkie poprawki, które znalazły się w "Forgotten
Battles" mogły stanowić integralną część oryginalnej gry, gdyż
żadne względy techniczne tego nie uniemożliwiały. Jako dodatek FG
mają się zatem dość skromnie, lecz jako mały kroczek w udoskonaleniu
gry i tak wspaniałej, są jak najbardziej na miejscu. Dlatego moja
wysoka ocena nie jest wynikiem zawartych w nich nowości, lecz przyznaję
ją za całokształt; za to, iż "Ił-2" daje sobie polatać,
powalczyć i pooglądać, jak żaden inny symulator.
Na koniec muszę się do czegoś przyznać... Niemal za każdym razem
pisząc "Forgotten Battles" gryzłem się w palce, żeby mi
nie wyszło "Forgotten Realms". Z jednej strony jest to
zabawne, a z drugiej przypomina mi, że chociaż lubię sobie polatać
(rany! każdy lubi...), to jednak nie symulatory sprawiają, że mając
30 lat wciąż grywam na komputerze. Odpowiedzialność za to ponoszą
erpegi... Tym większe brawa należą się panu Olegowi, iż jego gra
potrafi przykuć do monitora na wiele, wiele godzin nie tylko miłośników
gatunku.
Ocena 88%, autor:
Borys "Shuck" Zajączkowski
|
|
|