GRY 10/2003  Czas Teraźniejszy « 24 »  

 

Pamiętać bowiem należy, że duża część uroku "Iła-2" bierze się z epoki, w której będzie dane nam latać - tu komputer pokładowy nie wyrówna lotu, nie zwiększy dopływu mieszanki w krytycznym momencie i nie zaprotestuje, gdy prędkość maszyny w locie nurkowym zacznie przekraczać jej wytrzymałość konstrukcyjną. Dlatego każdy z samolotów, za których sterami można zasiąść warto poznać, ale zdecydować się należy, przynajmniej z początku, na jeden model i na nim nauczyć się latać. Wielkie brawa za to należą się Olegowi Maddoxowi, który znalazł tak doskonałe zastosowanie dla swojego nastoletniego doświadczenia zdobytego nad deską kreślarską. Jemu brawa, a graczom przestroga. Myśląc o tym, ile trzeba się nauczyć, by zacząć z jego symulatora zacząć czerpać prawdziwą przyjemność, przypomina mi się pokój jednego z pilotów z mojej rodziny, w którym to pokoju spałem lata temu, gdy LOT upgrade'ował swoją flotę. Wrzucony na materac, upchnięty pomiędzy komputer a sterty książek sunąłem wzrokiem po majaczących w mroku regałach i w końcu dostrzegłem coś, co nie dało mi zasnąć przed dłuższy czas - za bardzo chciało mi się śmiać... Był to "Boeing 767, User's Guide" - kilkanaście opasłych tomów zajmujących dobry metr bieżący półki...
Niewiele również uległa zmianie szata graficzna "Iła-2". Dwa lata temu była doskonała i wciąż jest bardzo dobra (nie piszę tu o menu, w których poza przyciskami wiele piękna człowiek nie uświadczy). Myślę wszakże, że nie jestem osamotniony w pewnym, niewielkim acz istotnym rozczarowaniu tym, iż "Forgotten Battles" nie powalają na kolana tak, jak to uczynił pierwszy "Ił-2".

Nie bez kozery mawia się, że apetyt rośnie w miarę jedzenia. Chciałoby się, żeby dziury w ziemi wybijane przez spadające maszyny ziały zamiast się rozpościerać; żeby lasy składały się z drzew o zmiennej wysokości i żeby nie dało się zajrzeć kamerą pod teksturę imitującą - świetnie bo świetnie - ich korony. Fajnie by było, gdyby pasy startowe nie wyglądały jak rozpostarte na terenie taśmy i gdyby od eksplozji na wodzie rozchodziły się rozległe kręgi.

Generalnie chciałoby się... trochę póki co niemożliwego: żeby każdy obiekt w grze prezentował się tak wspaniale, jak to czynią samoloty. Trafiona maszyna rozpada się na kawałki, z których każdy spada na ziemię oddzielnie, na skrzydłach widać przestrzeliny, a uszkodzone silniki płoną. Niechby również mocno awaryjnie lądujący samolot nie zamieniał się w dymiącą plamę, ale w wyrwany uderzeniem rów; niechby eksplozja w środku lasu pociągała za sobą jego pożar... Kruca pysk! "Forgotten Battles" wyglądają naprawdę świetnie, ale w grafice komputerowej ciągle jest jeszcze tyle do zrobienia...

"Forgotten Battles" wnoszą wraz ze sobą bardzo niewiele poprawek i dodatków - to, co autorzy uznali za drugorzędne, drugorzędnym pozostało nadal. Pojawiły się nowe samoloty, nowe miejsca, nowe kampanie. Gracz może podjąć walkę nie tylko po stronie niemieckiej i sowieckiej, lecz również fińskiej, węgierskiej, a nawet w jednej misji amerykańskiej. Wśród nowych maszyn pojawiły się dwa wielkie bombowce - niemiecki He-111 i radziecki TB-3 - w których własnoręcznie obsługiwać można wieżyczki strzelnicze i luki bombowe. Mają one wprawdzie charakter ciekawostki, gdyż to myśliwce ciągle stanowią oś symulatora, ale jest ciekawostka miodna. Sztuczna inteligencja przeciwników została zauważalnie doszlifowana. Wróg potrafi rozdzielać swoje siły w zależności od sytuacji i klasyczne dla większości gier komputerowych podpuszczanie komputera do samobójczych ataków, tutaj się zwyczajnie nie sprawdza.
Najważniejszą jednak poprawką jawi się dynamiczny generator scenariuszy, dzięki któremu każda kampania i jej poszczególne misje ulegają odmianom podczas kolejnych rozgrywek. Jeśli dodać do tego fakt, iż poczynania gracza, niszczenie przez niego większych obiektów oraz instalacji wpływać może na przebieg kolejnych misji, wówczas widać, iż autorzy "Forgotten Battles" naprawdę przejęli się sterylnością i powtarzalnością układu oryginalnego "Iła-2". Nadal jednak układ samych misji pozostaje nadto... realistyczny i możliwość kompresji czasu nie istnieje w grze jedynie sobie a muzom. Podobnie porzucenie zleconej przez dowództwo trasy na rzecz turystyki nie ma tu sensu, gdyż jedyne, co gracz może spotkać na rubieżach swojego zadania, to bezkresne (no, powiedzmy) i pozbawione życia tereny.

Reszta to 20 nowych misji dla pojedynczego gracza i 10 dla rozgrywek sieciowych, a całość uzupełnia generator losowych misji oraz edytor scenariuszy. "Ił-2: Forgotten Battles" jest godnym rozszerzeniem oryginalnej gry, lecz z całą pewnością mogliśmy się spodziewać nieco więcej. Nie ma co do tego wątpliwości, iż jest to wciąż najlepszy na rynku symulator lotu z czasów II Wojny Światowej, lecz pokutujące w nim niedoróbki (raczej: elementy uznane za mniej znaczące) nie pozwalają przyznać mu najwyższej oceny bez wyrzutów sumienia. Wszystkie poprawki, które znalazły się w "Forgotten Battles" mogły stanowić integralną część oryginalnej gry, gdyż żadne względy techniczne tego nie uniemożliwiały. Jako dodatek FG mają się zatem dość skromnie, lecz jako mały kroczek w udoskonaleniu gry i tak wspaniałej, są jak najbardziej na miejscu. Dlatego moja wysoka ocena nie jest wynikiem zawartych w nich nowości, lecz przyznaję ją za całokształt; za to, iż "Ił-2" daje sobie polatać, powalczyć i pooglądać, jak żaden inny symulator.


Na koniec muszę się do czegoś przyznać... Niemal za każdym razem pisząc "Forgotten Battles" gryzłem się w palce, żeby mi nie wyszło "Forgotten Realms". Z jednej strony jest to zabawne, a z drugiej przypomina mi, że chociaż lubię sobie polatać (rany! każdy lubi...), to jednak nie symulatory sprawiają, że mając 30 lat wciąż grywam na komputerze. Odpowiedzialność za to ponoszą erpegi... Tym większe brawa należą się panu Olegowi, iż jego gra potrafi przykuć do monitora na wiele, wiele godzin nie tylko miłośników gatunku.

Ocena 88%, autor: Borys "Shuck" Zajączkowski

Index GRY 10/2003   Magazyn Profesjonalnego Gracza « 24 »