GRY 06/2003  Czas Teraźniejszy « 5 »  

Nawet najlepsze starcia byłyby niemożliwe do zrealizowania gdyby nie udostępniono miejsc, w których dałoby się je przeprowadzać. "Enclave" jest długie, to trzeba powiedzieć wprost. 27 etapów, które się na niego składają, powinny w zupełności wystarczyć na co najmniej trzy dni solidnego pogrywania. Szkoda tylko, że niektóre poziomy kampanii jasnej i ciemnej się pokrywają. Na szczęście autorzy w tak wyraźny sposób postarali się je uatrakcyjnić, że nie zamierzam już więcej zanudzać na ten temat. Wystarczy, że powiem tyle, iż pomimo oczywistych podobieństw, grało mi się na nich zgoła odmiennie. Generalnie jest tak, że plansze, na których rozgrywają się kolejne etapy podzielono na trzy grupy: zamki oraz ich wnętrza, wioski/mniejsze miasta oraz ponure posiadłości wypełnione jednostkami podległymi siłom ciemności. Kolejność ta wcale nie jest przypadkowa. Zdecydowanie najlepiej prezentują się wnętrza zamków. Nie dość, że one same w sobie są duże (aczkolwiek gra jest liniowa), to na dodatek obfitują w wiele ciekawych detali. Taka wielka sala tronowa czy posępne lochy muszą się spodobać. Niewiele gorzej zrealizowano obszary zamieszkane przez tutejszą społeczność. Szkoda tylko, że ulice są opustoszałe. NPC-ów, których spotyka się w trakcie gry, można by policzyć na palcach jednej ręki. No ale co się dziwić, czy Wy wychodzilibyście z domów, gdyby za oknami dokonywała się istna rzeź? :-) Zupełnie pomylone są natomiast projekty wszelkiego rodzaju cytadeli, fortec, posiadłości czy nawet podziemnych jaskiń, wśród których panoszą się potwory pod dowództwem demona Vatara i kapłanki Mordessy. Nie dość, że są one słabo zrealizowane pod względem architektonicznym (tzn. wiele z tego w normalnych warunkach już by się zawaliło), to i nie wyglądają przez to jakoś okazale. Nie są ani mroczne, ani nie sprawiają przyjemności w trakcie eksploracji kolejnych lokacji.

Skoro już tak się wyżywam na tej grze, to wypadałoby ją jeszcze bardziej dobić. Elementem, który spowodował, że momentami miałem jej serdecznie dosyć, jest poziom trudności. Mimo że z takimi grami jak "Blade of Darkness" czy też "Crusaders of Might&Magic" radziłem sobie praktycznie bezproblemowo, to w przypadku "Enclave" znalazło się kilka takich miejsc, w których miałem zamiar skapitulować. Co więcej, tyczy się to nie tylko Harda, ale i poziomów Easy oraz Normal. Co się na to składa? Przede wszystkim zdecydowanie zbyt mało środków leczniczych. Na jednej planszy jest ich średnio 5-6, a powinno być co najmniej trzy razy więcej. Co prawda standardowe potwory w stylu goblinów i orków zabija się praktycznie bez żadnych problemów, ale już z takimi łucznikami, zabójcami czy (przede wszystkimi) magami można mieć nie lada problemy. Nie dość, że ich ataki zabierają spore ilości zdrowia to sami w sobie nie dają się oni zbyt łatwo ukatrupić. To już nawet z większością bossów nie ma tak dużych problemów. Wysoki poziom trudności jest dodatkowo pogłębiony przez brak możliwości dokonywania save'ów w trakcie misji. Po części jest to wina konsolowych powiązań. Szkoda tylko, że wersja PC nie została dopracowana. W trakcie rozgrywania etapów pojawiają się co prawda checkpointy, które w przypadku śmierci pozwalają na rozpoczęcie zabawy od nich, ale paradoksalnie na tych najtrudniejszych poziomach w ogóle ich nie ma, albo są zdecydowanie za bardzo porozrzucane. Warto również zaznaczyć, iż gra w wielu miejscach nie jest dopracowana i dobrze by było skorzystać z odpowiedniego patcha, zanim się ją w ogóle uruchomi.

Siedzę, patrzę i zachwycam się tym, co widzę na ekranie monitora. "Enclave" ma po prostu przepiękną grafikę. W tej kategorii nawet "Blade of Darkness" ze swoimi generowanymi w czasie rzeczywistym cieniami może się schować (tak nawiasem mówiąc, to cienie w "Enclave" też są lepsze). Na uwagę zasługują wysokorozdzielczościowe tekstury ścian. Z pewnością nie spodziewałem się tego po grze, która jest konwersją z konsoli. W końcu nie od dziś wiadomo, że są one ograniczone niewielką ilością pamięci, tak więc tekstury są jednym z tych elementów, które przeważnie prezentują się w nich najgorzej. No ale co się dziwić, gra w końcu zajmuje trzy płyty, tak więc coś musiano na nie nagrać. Cała reszta, na którą składają się modele postaci, efekty świetlne oraz te obsługiwane przez nowe modele akceleratorów, projekty plansz czy też animacja ruchomych obiektów nie wyróżniają się już niczym szczególnym, na szczęście na minus też nie. No, może doczepiłbym się tylko do marnie zrealizowanego biegu po schodach, ale tych nie ma na tyle dużo, żeby co chwilę irytowało to spragnionego wizualnych doznań gracza. O wiele gorzej jest natomiast z muzyką i dźwiękami. O ile tę pierwszą można od biedy zostawić, to już takie dialogi mówione czy też okrzyki z pola walki nie dość, że nie zachwycają, to mogą porządnie zirytować. W szczególności mam tu na myśli felerne rozmowy. Są one sztuczne, pozbawione jakichkolwiek uczuć, sprawiają wrażenie marnej polskiej lokalizacji, w której wszystko jest czytane od niechcenia tym samym głosem.

Postanowiłem: pozostaję jednak przy swoim ukochanym "Blade of Darkness". "Enclave" mnie nie zachwycił. Gra ta wywołała u mnie jeszcze większą frustrację i dodatkowo pogłębiła niewesoły nastrój, który zawładnął mną od samego poranka. Jeśli jednak Ty, drogi graczu, sądzisz, że wymienione błędy, ograniczenia i niedoskonałości Ci nie przeszkadzają, śmiało możesz po nią sięgnąć. Ostrzegam jednak tych, którzy do podobnych gier podchodzą zbyt nerwowo. Dziesiąta próba przejścia tego samego kawałka etapu może skończyć się nie tylko wyłączeniem gry, ale i nawet odruchowym wyrzuceniem komputera za okno. Grasz na własną odpowiedzialność!

Ocena: 58% Jacek "Stranger" Hałas


 


 

Index GRY 06/2003   Magazyn Profesjonalnego Gracza « 5 »