GRY 02/2003  Czas Teraźniejszy « 31 »  

Największy problem jest z karabinem snajperskim, bo jeśli będziemy marnować amunicję, szybko zostaniemy z pustym magazynkiem. Dlatego wcielając się w snajpera musimy być pewni, że każdy strzał zabije jednego przeciwnika. Jeśli nie będziemy postępować według reguły Thomasa Becketta, wówczas będziemy musieli sporo się natrudzić, odnajdując żołnierza Vietcongu uzbrojonego w karabin snajperski - o ile taki w ogóle będzie na danej mapie. Jeśli go nie będzie, wtedy zostanie nam tylko próba ukończenia zadania ze zwykłym karabinem maszynowym.

W kwestii realizmu ważną rolę odgrywa też roślinność wietnamskiej dżungli. Różnego rodzaju krzaki są idealną kryjówką przed patrolem Vietcongu. Poza tym, jeśli przykucniemy lub padniemy i będziemy eliminować wroga z ukrycia (krzaki, głazy itp.), wówczas jemu ciężej będzie nas namierzyć. Vietcong to bardzo przebiegłe bestie. Ciężko ich zaszufladkować jeśli chodzi o tok rozumowania. Niektórzy przeciwnicy będą wykorzystywać wszelkiego rodzaju osłony i starać się wpakować nam kulkę z ukrycia, inni zaś wolą szturm podobny do bezgłowych mięśniaków kamikadze z Serious Sama. Jeszcze inni padną lub przykucną, albo po prostu zatrzymają się w miejscu i będą próbowali nas zastrzelić.

Najciekawsze i najtrudniejsze są misje nocne. Mamy wówczas ograniczoną widoczność i nawet noktowizory nie ratują całkiem sytuacji. W dodatku Vietcong jest przyzwyczajony do tego rodzaju walk i nocami jest wyjątkowo czujny. Misje nocne wymagają jeszcze większej ostrożności. W nich też widać niedopracowanie Sztucznej Inteligencji. Dla przeciwników nie ma właściwie różnicy, czy misja toczy się nocą, czy dniem. Mają tak samo dobrą widoczność i potrafią "zdjąć" gracza z odległości kilkuset metrów pomimo braku noktowizorów. Trzeba dodać, że widoczność nocą bez tego urządzenia to zaledwie kilkanaście metrów i nie ma fizycznej szansy precyzyjnego namierzenia jakiegokolwiek celu. Ten błąd jeszcze bardziej podnosi adrenalinę podczas nocnych misji i zmusza do jeszcze większej ostrożności.

Dżungla a oczopląs

Nfusion w zadziwiający sposób odzwierciedliła realia wietnamskiej dżungli. Zróżnicowane ukształtowanie terenu, rzeczki, strumyki, wąwozy, doliny, wyżyny... Do tego dochodzi gęste zalesienie, bujne krzaki i trawa. Wszystko to sprawia, że Line of Sight: Vietnam to doskonały symulator wietnamskiej dżungli. Gracze bardzo szybko wczują się w klimat gry i będą mieli wrażenie, że naprawdę znajdują się w Wietnamie. Roślinność porusza się pod wpływem wiatru i modeli postaci. Widoki są po prostu zabójcze, a misje toczące się w lekkiej mgle - jeszcze piękniejsze. Jedyny kłopot to zieleń. To główny kolor tej gry. W dodatku niektórzy gracze mogą doznać uczucia oczopląsu, kiedy będą w tej gęstwinie wypatrywać wrogów. Niby to minus, ale o to właśnie chodzi. Dżungla - czyli główne środowisko gry - zostało odzwierciedlone celująco.

Zresztą grafika generalnie stoi na wysokim poziomie i jedyne, do czego można się przyczepić to modele postaci, które zatrzymały się na etapie Deadly Dozen 2. W porównaniu z modelami na silnikach Lithtech Jupiter (No One Lives Forever 2) i Unreal Warfare (Unreal 2), te w Line of Sight: Vietnam wypadają dosyć ubogo. Są co prawda ładne, ale prymitywnie niska ilość detali jest widoczna od razu. Na szczęście podczas misji rzadko kiedy będziemy mieli okazję podejść nieprzyjaciela tak blisko, aby móc mu się przyjrzeć i nie zostać przezeń wykrytym. Tę niedoskonałość będziemy zauważać głównie podczas eliminacji wrogów za pomocą karabinu snajperskiego.

 

Elitarna grywalność

Nie chodzi bynajmniej o to, że w Line of Sight: Vietnam zagrywać się będzie jakaś elita, lecz o to, że ten rodzaj grywalności odpowiadać będzie wyłącznie pewnej grupie graczy. Przeciętny fan strzelanin FPP stwierdzi, że LoS jest po prostu prymitywny: poziomy są takie same i w ogóle niezróżnicowane, fabuła praktycznie nie istnieje, ciągłe skradanie się doprowadzać może do szału, a w dodatku od tej zieleni bolą oczy. Jeśli jesteś graczem, który szuka w grach zaskakującej i rozbudowanej fabuły, zróżnicowanych i powalających poziomów, a do tego oczekujesz różnych modeli grywalności, to Line of Sight: Vietnam z pewnością nie jest grą dla Ciebie i musisz ją sobie odpuścić. Ewentualnie radzę najpierw zagrać w demo.

Z LoS: V jest jak z Operation Flashpoint - albo rozumie i czuje się klimat gry od razu, albo ryzykuje się i w większości przypadków wyrzuca grę do śmietnika. LoS ma olbrzymi potencjał taktyczny, zarówno w trybach dla pojedynczego, jak i dla wielu graczy. W tym drugim zresztą jest on jeszcze większy, gdyż producenci dali możliwość przejścia misji z single playera w trybie multi. Wtedy dopiero gra staje się bardzo atrakcyjna - gdy wraz z kumplami realizujesz zadanie, a każdy z Was musi odegrać w nim określone role.

Wszyscy ci, którzy rozumieją, co reprezentuje sobą ten produkt i odpowiedzi na zadane powyżej pytania ich satysfakcjonują, powinni jak najszybciej zakupić LoS:V. Spędzą przy niej sporo godzin świetnej zabawy, która dostarczy im wiele radości. Przy okazji zachęcam wszystkich, by obejrzeli film z 1993 roku pod tytułem "Snajper" z Tomem Berengerem w roli głównej i pod żadnym pozorem nie wypożyczali jego kontynuacji. Pierwsza część filmu da wam przedsmak tego, co może czekać w Line of Sight: Vietnam!

Ocena 69 % Krzysztof „Kokosz” Marcinkiewicz



Index GRY 02/2003   Magazyn Profesjonalnego Gracza « 31 »