I tutaj zaczyna się piękno gry: absolutna i ograniczona jedynie pomysłowością gracza dowolność taktyczna. To, w jaki sposób wykonamy misję, zależy tylko od nas. Cel jest znany, dzięki mapie możemy zaplanować, z której strony podejdziemy obóz nieprzyjaciela i wymierzymy mu śmiertelny cios. Dzięki takiemu pomysłowi twórców na misje, każdą z nich można ukończyć na wiele sposobów, przez co rozgrywka staje się bardzo atrakcyjna. Jeśli nasz pierwszy plan był gwoździem do trumny, wówczas obmyślamy kolejny i próbujemy go zrealizować.
Snajper i zwiadowca
W większości misji zadania będziemy wykonywać w asyście drugiego żołnierza. Oczywiście, podobnie jak w Deadly Dozen, w każdej chwili możemy się na niego przełączyć. Chris jest snajperem i specjalistą od zadań specjalnych. Zwiadowca, którego dostajemy jako pomoc przy wykonywaniu danej misji, to marines. Uzbrojony w M16, zapewnia nam ogień zaporowy i błyskawicznie rozprawia się z żołnierzami Vietcongu, którzy staną na naszej drodze. W momencie, w którym wcielamy się w jedną postać z zespołu, drugą przejmuje Sztuczna Inteligencja. Nie jest ona może wspaniała, ale na tyle skuteczna, że często uratuje nas z kłopotów, o których istnieniu nie mieliśmy pojęcia. Jeśli jako Chris będziemy przedzierać się przez dżunglę, może się zdarzyć, że nie zauważymy jakiegoś wroga. Nasz zwiadowca ma znacznie lepszy zmysł obserwacji i gdy tylko wróg pojawi się w zasięgu wzroku, od razu przystępuje on do akcji.
Dzięki wprowadzeniu do gry dodatkowych żołnierzy, którzy są członkami naszej drużyny, znacznie podwyższono grywalność. W wielu misjach będziemy musieli ustawić snajpera w punkcie mapy, z którego wyrządzi on najwięcej szkód nieprzyjacielowi, zwiadowcę natomiast umieścimy zupełnie gdzie indziej. Akcję możemy przeprowadzać na wiele sposobów - jeśli mamy taki kaprys, to możemy kazać zwiadowcy atakować obóz nieprzyjaciela od frontu, zaś sami będziemy go wspierać za pomocą karabinu snajperskiego z wzniesienia oddalonego o kilkaset metrów.
|
|
Możemy też wcielić się w zwiadowcę i spróbować zrealizować cele misji a'la John Rambo. Podczas gdy my będziemy pruć seriami w nadbiegających wrogów, snajper będzie zabijał tych, którzy umknęli naszej uwadze, lub o istnieniu których po prostu nie mogliśmy wiedzieć. Ważne jest, aby pamiętać, że gra jest realistyczna. Jeden postrzał w głowę kończy się śmiercią - również jeśli to nasza głowa. Dlatego w większości przypadków szturm na obóz nieprzyjaciela szybko skończy się niepowodzeniem lub utratą zwiadowcy. To jednak zależy od planu - jeśli obmyślimy wszystko w najdrobniejszych szczegółach, to każda akcja może się nam udać. Grywalność jest jednak tak skonstruowana, że każdy gracz skończy jako snajper i pozwoli Sztucznej Inteligencji kierować poczynaniami zwiadowcy. Walka w takich zespołach podnosi przyjemność zabawy w Line of Sight.
Jeden strzał, jeden zabity
Jak wspomniałem, Line of Sight: Vietnam stawia na bardzo realistyczną rozgrywkę. Przede wszystkim strefy ciała. Bezpośredni strzał w głowę jest śmiertelny. Korpus i kończyny mają modyfikatory, określające ile punktów energii zostanie nam odebranych. Realizm dotyczy również broni, którą się posługujemy. Każda zachowuje się tak, jak w rzeczywistości. Niektóre karabiny mają tendencję do zacinania się, co sprawi, że będziemy musieli zabierać broń zabitym Wietnamczykom. I tutaj ważna informacja: arsenał dzieli się na ten, którym dysponuje armia amerykańska i wietnamska. Łącznie będziemy mogli walczyć za pomocą 12 rodzajów broni palnej, w których skład wchodzą między innymi CAR-15 Assault Rifle, M-21 Sniper Rifle, M-60 Light Machine Gun, M-1 Carbine czy tradycyjny Shotgun. Część tego uzbrojenia będziemy mogli zdobyć jedynie zabijając wroga. Prędzej czy później każdy gracz przekona się, że trzeba pozbyć się amerykańskiego karabinu z powodu braku amunicji i kontynuować walkę bronią nieprzyjaciela. Oczywiście jest ona o wiele mniej precyzyjna od tej, w jaką wyposażyła nas U.S. Army, ale kiedy magazynek jest pusty, to każdy karabin jest dobry (w większości przypadków będzie to poczciwe AK-47).
|
|
»
|