Jak to jest więc możliwe (skoro nie może się wydostać), że przemienia się w kogoś zupełnie innego (w zależności od wyboru gracza)? Metamorfoza? Nie, raczej brak wyobraźni albo lenistwo osób odpowiedzialnych za złożenie tego wszystkiego w logiczną całość.
Na wyborze postaci zabawa się nie kończy. Mój heros musi być odpowiednio wyposażony! W końcu nic mi z nawet najlepszego rycerza, który na wrogów pobiegnie bez zbroi i z jakimś marnym mieczykiem znalezionym na strychu domu, w którym się urodził. Począwszy od trzeciej misji każdej kampanii, otrzymuje się możliwość skorzystania ze specjalnych opcji wyekwipowania swej postaci. Odbywa się to na zasadzie kupna. Płaci się monetami, które dość gęsto porozrzucano na każdej z plansz. Dodatkowymi czynnikami, które powinny mobilizować do ich zbierania, są: wyświetlanie informacji o tym, ile złota znajduje się na danej planszy oraz możliwość otrzymania świetnych upgrade'ów po zakończeniu kampanii, ale tylko wtedy, gdy zbierze się dosłownie wszystko. Generalnie jest tak, że każda z postaci, które aktualnie "opętałem", ekwipowana jest w nieco inny sposób. Logiczne jest w końcu to, że taki mag korzysta tylko ze swoich lasek (bez brzydkich skojarzeń, proszę), a assassin z łuku i kuszy. Przedmioty te podzielono od tych najsłabszych, na które będzie Cię stać od samego początku, aż do maksymalnie wypasionych, kosztujących oczywiście fortunę. Szkoda natomiast, że opis każdego przedmiotu jest lakoniczny. Na szczęście w tej grze jest tak, że im dana broń jest droższa, tym lepiej sprawuje się w trakcie walki. Rycerze oraz pochodne im postaci mogą również korzystać z tarcz. Elementem wspólnym dla wszystkich bohaterów są natomiast pancerze (podział na trzy: lekkie, średnie, ciężkie), środki lecznicze oraz broń dystansowa (kusza z bełtami lub łuk ze strzałami). Szczególną moją uwagę zwróciły napoje ze zdrówkiem i to nawet pomimo zawyżonej ceny, a to dlatego, że w trakcie rozgrywania konkretnego etapu znajduje się ich naprawdę niewiele.
|
|
No dobrze, postaci są, można je sobie ubierać, obdarowywać prezentami. A co w takim razie z potworami? Flaki, porcję flaków poproszę! O, przepraszam, to nie to miejsce. Wachlarz przeciwników, z jakimi przyszło mi się zmierzyć w "Enclave", może i nie powalił na kolana, ale jak na produkt niezbyt znanej firmy i na dodatek będący jej pierwszym z tego konkretnego gatunku, jest całkiem nieźle. Najczęściej wygląda to tak, że spotyka się swych wrogów z przeciwnej kampanii. Sterując dobrym rycerzem, wpada się więc na takie gobliny, które z kolei można wybrać, stając po stronie sił ciemności i ruszyć w ich skórze na panów zakutych w zbroje. Na szczęście istnieją od tego dość liczne wyjątki. Jako zagorzały fan gier o dosyć ponurej atmosferze i nawiązujących do tematyki horror/dark fantasy, złapałem "wspólny język" z Nightcrawlerami, które przypominają coś na kształt wilkołako-wampirów, oraz tradycyjnymi szkieletorkami, które w tej konkretnej grze stanowiły nawet dość nieprzeciętnych wrogów. Szkoda tylko, że większość z nich pokonuje się bardzo zbliżonymi metodami i w zasadzie kłopoty sprawiają tylko łucznicy. Dlaczego? Z racji konsolowych powiązań, oczywiście. Niestety, brak możliwości ustawienia odpowiedniej czułości myszy powoduje, że dość ciężko jest je namierzyć, nawet jeśli ma się drogiego gryzonia (tzn. celowanie odbywa się w nieco skokowy sposób). I wreszcie bossowie. To moi ulubieńcy. Może i nie jest ich tu zbyt dużo (w szczególności jeśli porówna się "Enclave" z typowymi grami TPP), ale są za to ciężkim orzechem do zgryzienia. Oczywiście, tak jak to bywa w takich grach, zawsze trzeba znaleźć na nich jakiś sposób. A więc jak zabija się takiego rozpalonego golema? Tak, zgadliście - trzeba go nieco schłodzić. Duży plus należy się też grze za wyśmienitych przeciwników końcowych. To już istne batalie, w których trzeba wykonywać ściśle określone polecenia, ponieważ w przeciwnym przypadku zginie się szybciej, niż zdoła powiedzieć: "Zaraz cię zabiję, ty wredna szumowino!".
»
|
|
|