Wiem, że powinienem podać przykłady, ale nie zrobię tego dla dobra czytających, a nie posiadających jeszcze własnego egzemplarza MGS2:S. Ciekawie przedstawia się budowa gry. Jak już wspomniałem wcześniej wydarzenia na statku są tylko wstępem do tego, co będzie się działo na Big Shell. Wstępem efektownym i mającym swoje głębokie uzasadnienie. Pan Hideo Kojima (moim skromnym zdaniem) od samego początku chciał wprowadzić nową postać, miał na nią pomysł, dzięki niej możliwe było jeszcze większe skomplikowanie opowiadanej historii. Nie mógł tego jednak zrobić od razu, gdyż byłby to zbyt duży szok dla fanów – uznaliby, że to już nie ten sam MGS, że to tylko jego namiastka. I trudno się z tym nie zgodzić, gdyż klimat w głównej opowieści kompletnie różni się od tego z rozdziału na statku. Wstęp rozgrywa się w nocy, pada deszcz, barwy są chłodne, pomieszczenia niezbyt oświetlone – zupełnie, jak w poprzedniej części cyklu. Właściwa historia, którą chciał przekazać nam pan Kojima to już piękny dzień – na platformę docieramy o wschodzie słońca, natomiast im bliżej finału, tym bardziej chowa się ono za horyzont. Trochę to poetyckie sformułowanie, ale i takie widoki oglądamy.
|
|
Słowem barwy ciepłe, żywe, nawet w wydawać by się mogło hermetycznych pomieszczeniach. To ogromna różnica w stosunku do tego, do czego przyzwyczaiła nas poprzednia odsłona. Z czasem jednak przyzwyczajamy się do takiego środowiska i zupełnie nam to nie przeszkadza. Na początku nie byłem jednak takim optymistą. Już na starcie ogarnęła mnie wątpliwość, kiedy przyjrzałem się mapie Big Shell. Pomyślałem, że na tak małym obszarze zabawa będzie albo krótka, albo nużąca ze względu na przypuszczalną monotonię. Jednak tak się na szczęście dla nas wszystkich nie stało. I to też świadczy o klasie głównego pomysłodawcy i reżysera w jednej osobie. Może to niezbyt trafne skojarzenie, ale MGS2 ma w sobie także coś z teatru: duże nagromadzenie wyrazistych postaci oraz mała ilość i różnorodność lokacji w których rozgrywa się akcja. Tym niemniej wydarzenia toczą się w zastraszającym tempie – co chwilę poznajemy nowe szczegóły, co chwilę na arenę wkracza kolejna persona mająca coś do powiedzenia, co chwilę w końcu dowiadujemy się zaskakujących informacji z przeszłości naszej i innych.
W tej chwili chciałem się skoncentrować na aspekcie który poruszyłem na samym początku tekstu, a mianowicie na „filmowości” omawianej gry. To co mnie urzekło, to właśnie budowa podobna do konstrukcji filmu akcji. Już sam wstęp zapowiada niezwykły jak na grę komputerową rozmach. Urywki przerywników filmowych pokazywane w rytm doskonałej muzyki (o której w dalszej części recenzji), wzbogacone o imiona i nazwiska twórców to swoisty zwiastun.
|
|
» |