GRY 01/2003  Publicystyka « 25 »  

„Jet Set Willy” & „Jet Set Willy II”

Rok produkcji: 1984 & 1985

Producent: Software Projects Ltd.

Grałem na: C64

 

Gdyby słynny skądinąd „Jack Set Willy” trafił w me ręce nieco później, pewnikiem obszedłbym go bokiem, poświęcając czas dużo atrakcyjniejszym wizualnie tytułom. (mentalność dziecka - no co?) Traf chciał, że była to jedna z pierwszych gier, jakie zapuściłem na moim świeżuteńkim Commodorku, co z góry musiało wywołać mój do niej sentyment. Na całe szczęście!

 

O co tu chodzi, wie pewnikiem każdy ze starszych graczy. Prowadzimy naszego kapelusznika przez poszczególne pokoje jego domostwa, zbieramy porozrzucane sprzęty i pilnujemy, aby zmieścić się w wyznaczonym czasie. Tak brzmi teoria. W praktyce bowiem gierka zmuszała nasze szare komórki do nie lada wysiłku, a wykonanie jednego fałszywego ruchu kosztowało utratę szans na pomyślne ukończenie zadania. Do dyspozycji oddano nam zaledwie trzy możliwości działania: prawo, lewo, skok. Wystarczyło to jednak, aby wynieść grę na piedestały. Obydwie odsłony Jet Set Willy, podobnie jak i ich „starszy brat”, wydany rok wcześniej „Manic Miner”, na stałe wpisały się w historię gier komputerowych, osiągając wielomilionową sprzedaż.

Seria „Super Mario Bros.”

Rok produkcji: 1984 – początek lat ‘90

Producent: Nintendo

Grałem na: Atari, C64 oraz targowej podróbce NESa :)

 

Ileż wersji tej gry tak naprawdę stworzono, nie wiedzą dziś chyba nawet jej producenci :) Sam pamiętam, że swego czasu co rusz natykałem się na inną część przygód dzielnego hydraulika. I pomimo, że z reguły różniły się one jedynie kolorystyką, czy ułożeniem/ liczbą/ rodzajem przeszkód na trasie, za każdym razem czułem się, jakbym odkrywał kompletnie nowy świat! Zasady rządzące się nim znają chyba wszyscy: biegamy, fikamy, zbieramy wszechobecne grzybki (halucynogenki?;), rozbijamy skrzynki kryjące dodatkowe fanty... A wszystko to, skacząc po grzbietach pełzających, drepczących, bądź latających zwierzaków, których „odprawienie” – rzecz jasna – przynosi kolejne punkty!

 

Jakże to infantylne, ale jednocześnie jakże wspaniałe! Nie dziwota więc, że kura znosząca złote jajka, jako flagowa postać Nintendo wciąż wykorzystywana jest w nowych produkcjach. Mimo że gry typu „Mario Sunshine” przyciągają do siebie wielu wielbicieli, gdzieś tam na dnie serca pojawia się żal, iż mały wąsaty grubasek w swej pierwotnej, prostej formie odszedł już bezpowrotnie.



„Ghosts and Goblins”

Rok produkcji: 1986

Producent: Elite Systems Ltd.

Grałem na: C64

 

Gra pierwotnie wydana została na maszyny typu Arcade. Producent, widząc niezwykły potencjał w niej drzemiący, szybko doprowadził i do ‘Commodorowej’ konwersji, a ta – jak nietrudno wywnioskować – w zastraszająco krótkim czasie zdobyła serca całych rzesz użytkowników tego komputerka.

Naszym bohaterem był rycerz, wydany na pastwę losu w drodze ku zdobyciu niewieściego serca uwięzionej w oddali królewny. A trzeba Wam wiedzieć, że pastwa owa bardzo się nad nim pastwiła ;) Stada zombie, duchów poległych rycerzy, mnichów, mięsożernych roślin, czy wszelakiej maści stworzeń latających skutecznie dawały się nam we znaki. Dobrze choć, że prócz standardowej lancy, częstokroć w ich wybijaniu pomagały nam przeróżne szpady i siekierki. Niezastąpiona była też tarcza.

Jakby atrakcji było mało, do tego wszystkiego dochodziła jeszcze walka z czasem. Po przekroczeniu limitu musieliśmy zaczynać przechodzenie poziomu od nowa...

Gra składała się z ośmiu poziomów. Na skraju niemal każdego z nich czekał na nas boss; tłusty ogr. Ostatnim przeciwnikiem w grze był zaś chiński smok. I pomimo że poziom trudności tego tytułu nie zmuszał nas do rwania włosów z głowy, do dziś pamiętam uczucie rozpierającej me niewiele ponad 10-letnie serducho dumy, gdy pewnego pięknego dnia przyszło mi dotrzeć do samiutkiego końca i radośnie wykrzyknąć: „Mam cię, skubany!”



»

Index GRY 01/2003   Magazyn Profesjonalnego Gracza « 25 »