I tak zamiast wydania po kilku latach nowej gry z
zupełnie nowym podejściem (nawet o tym samym okresie historycznym),
wydaje się po kolei ulepszane nieco tytuły związane z danym okresem,
oparte na tym samym enginie. Kolejne liczne patche są więc stałym
towarzyszem graczy bawiących się w produkty firmy HPS SIMULATIONS
czy MATRIX GAMES. Szczególnie ostro widać to na przykładzie dawnej
firmy TALONSOFT (były gry z 8 patchami) czy HPS SIMULATIONS (gra
z 10 patchami).
Słaby potencjał małych firm ma i inne reperkusje.
Gra LA GRANDE ARMEE AUSTERLITZ firmy MATRIX GAMES czeka już rok
na patch, który nie może się ukazać, gdyż trwają prace nad nową
grą-bitwą z tej serii. Patch będzie oparty na rozwiązaniach z nowej
bitwy. Nie ma więc co marzyć o kolejnych rozgrywkach, bo w tym tempie
WATERLOO ukaże się w połowie wieku.
Błąd rozumowania
Patrząc na powyższe rozważania o powstaniu i rozwoju
patchy w historii świata nie można nie zauważyć ponurego żartu,
jakim jest istnienie patchy w ogóle. Mało tego! Nie żartu, ale policzka
siarczyście wymierzonego w każdego z nas! Bo trzeba to jasno powiedzieć:
patch to tak naprawdę drwina z każdego gracza, to złamanie podstawowego
prawa handlowego – prawa do otrzymania funkcjonalnego produktu,
w formie i treści zgodnej z zamierzeniem twórcy oraz obowiązującymi
standardami technicznymi.
A tutaj okazuje się, że niezależnie od wielkości i
potencjału firmy – każda gra ciągnie za sobą jakąś, choćby najmniejszą,
poprawkę. Więc trzeba to sobie wyjaśnić: gracz PŁACI ZA GRĘ PIENIĄDZE!
Nikt nikomu nie robi łaski. Jeżeli młody programista z kitką i na
luzie nie umie zrobić gry, to niech nie zamęcza świata swym istnieniem.
Tu się płaci i wymaga. Gracza nie powinna interesować złożoność
zależności pomiędzy różnym oprogramowaniem a składnikami PC-tów
czy innych platform sprzętowych.
Co to znaczy, że firma mająca na koncie 10 tytułów, współpracująca z ilomaś grupami programistów nie zauważa w fazie testów niekompatybilności gry z jakimś standardem karty graficznej czy dźwiękowej lub protokołem TCP/IP? Co to znaczy, że firma PARADOX wypuszcza najnowszy tytuł, który w powszechnej opinii nadaje się do grania pod względem merytorycznym dopiero od trzeciego patcha (po dwóch miesiącach egzystowania na rynku)?
W Polsce problem ten nie jest poważnie traktowany.
Gry kupujemy od Ormian i ze stolików, traktując sprawę własności
z przymrużeniem oka. Większość dysponuje „oryginałami inaczej”,
a dodatkowo obowiązuje system wpychania nam w ręce poprzez gazety
czy tanie serie staruszków nie chodzących na najnowszych wersjach
Windy. Większość więc z graczy ma jakieś poczucie winy i nie śmie
nawet wymagać czegokolwiek od producentów. Problem istnieje dla
tych, którzy wydają kolosalne jak na Polskę pieniądze na oryginały
i za swoje ciężko zarobione pieniądze otrzymują niedopracowane produkty.
Byle zdążyć
Gracza nie obchodzi ile terminów goni firmę produkującą grę i czy zdąży ona na gwiazdkę. Niedopracowane AI, braki w grafice (pawęże bez koloru w Medieval Total War) czy nieistnienie trójwymiarowych modeli czołgu w grze COMBAT MISSION BB (słynny czołg Somua – istnieje nazwa, parametry, ale wygląd czołgu to R-35 bodajże) boli i przeszkadza rozkoszować się grą. Nikt nie myśli o tym, że gra jest takim samym produktem jak lodówka czy pralka. A jak by wyglądała pralka bez pokręteł, które fabryka wyprodukuje za pół roku?
Przy coraz częstszych i głębszych niedoróbkach w grach
strategicznych gracze wręcz wyciągają przeciwny wniosek niż ten,
że samo istnienie patchy to urągowisko. W oczach graczy zyskują
firmy, które te patche wypuszczają. Im więcej, tym większa dbałość
o gracza. To znaczy, że szanują one klientów – myślą sobie nasi
koledzy. Mało tego, firmy, które nie wypuszczają patchy lub poprzestają
na jednym zdawkowym pliczku są odsądzane od czci i wiary. One gracza
„olewają”!
Otóż pewnie „olewają”, ale tak naprawdę i ci „dobrzy” i ci „źli” wujkowie z firm wydawniczych są siebie warci. Gry z dziurami są dowodem braku profesjonalizmu, złej organizacji pracy i wielkiej nonszalancji, której prawie nie spotyka się w innych dziedzinach gospodarki. Czyżby firmy „growe” tak były pewne swego rządu dusz, swego panowania nad emocjami gracza? Tego, że gracz przypełznie na kolanach do sklepu po kolejny tytuł z interesującej go dziedziny czy epoki?
Oprócz tego swoistego monopolu na nasze emocje - występuje
też w wielu firmach racjonalny czynnik związany z produkcją patchy.
Otóż można traktować patche jako swoiste zabezpieczenie przed piractwem.
Obok systemów zabezpieczeń CD-Romów jest to najlepszy sposób zmuszenia
gracza do wyłożenia pieniędzy na oryginał. Ktoś kupi grę u pirata.
Chodzącą, bo skrakowaną. Ale co z tego skoro wersja podstawowa nadaje
się najwyżej na antyradar. Dopiero patch wzbudza szacunek i entuzjazm.
Tyle że patch sprawdza płytkę i oryginalność gry. Trzeba pewnego
wysiłku by tego uniknąć, a to już jest jakiś zysk wydawcy, który
ma źródło w postaci leniwych klientów.
|
|
Nasz wpływ
Podsumujmy dotychczasowe rozważania. Patche nie są
dobrodziejstwem, ale zmorą graczy. Tak naprawdę zamiast ostatecznego
produktu otrzymujemy niekompletny wyrób, urągający dobrym obyczajom
handlowym i zmuszający gracza do poniesienia dodatkowych kosztów
(czas transferu lub zakupu gazetki z płytką). Pół biedy, gdy patch
odnosi się do jakiegoś wstrząsającego i nieprzewidywalnego błędu
w odniesieniu do sprzętu czy transferu w opcji multiplayer (dziwne
tylko, że graczom te błędy wyskakują zaraz po włączeniu gry).
Problem zaczyna się, gdy błędy w grze nie odnoszą
się li tylko do materii technicznej, ale w sposób istotny deprecjonują
założenia merytoryczne autorów gry co do jej przebiegu. Wspominałem
już o grze AUSTERLITZ, której obecna wersja nie daje możliwości
pogrania. Wspominana była także gra HEARTS OF IRON, której podstawowa
wersja pozwalała na podbój świata jakimkolwiek państwem, a nawet
po dwóch pierwszych poprawkach inwestowanie w jedną linię wynalazków
(czołgi) powodowało nadal totalną przewagę nad komputerem i znowu
umożliwiało szybkie pobicie przeciwnika. Zapowiadany patch 1.04
ma być rewelacyjny, problem polega jednak na tym, że będzie on pewnie
niekompatybilny z dotychczasowymi save’ami (jak 1.03) i gracz de
facto musi odstawić grę na półkę.
Te przykłady świadczą po pierwsze o braku rzetelnych testów, a po drugie o braku koncepcji i wiedzy na temat rzeczywistości przedstawianej w grze. I znów dochodzimy do kwestii nieuczciwości i wyciągania z naszych kieszeni nienależnych komuś pieniędzy. Bo skoro ktoś nie wie i nie umie to równie dobrze my możemy zrobić podobnego koszmarka wykorzystując engine i sukces rynkowy poprzednich gier danej firmy.
Trzeba dla uczciwości wspomnieć o firmach (nietypowych,
powiedzmy od razu), które, tak jak BATTLEFRONT, zakładają możliwość
poprawiania serii CM w zależności od uzasadnionych uwag graczy,
mających w danym temacie większą wiedzę niż autorzy. Jest to celowe
i sensowne założenie, a uwagi graczy są skrzętnie sprawdzane i testowane.
Wydaje się, że patchy nie da się uniknąć. Muszą one
jednak stanowić niezwykle rzadkie zjawisko. Zmiany w grze na lepsze
powinny zostać objęte nazwą modów i udostępniane za darmo graczom.
Z tym, że takie mody byłyby tylko opcjonalne i można by się bez
nich obejść. Nie byłby to więc ani cios w kieszeń gracza (żadna
tam nowa wzbogacona wersja, którą trzeba kupić), ani cios w jego
mózg (gra z modem czy bez prezentowałaby ten sam standard rozgrywki).
Patche techniczne powinny zniknąć raz na zawsze, bo
najdobitniej świadczą o lenistwie i dyletanctwie współczesnych informatyków
posługujących się gotowymi narzędziami i nie dbających o kompatybilność
gier. Również patche merytoryczne powinny być bezwzględnie zakazane
lub wydawane z dopłatą dla gracza (wada ukryta towaru!!!). Wszystko
to jednak pod warunkiem, że sam finalny produkt będzie wreszcie
dopracowanym i dopieszczonym cacuszkiem, który nie zaskoczy nas
czarnym ekranem lub łatwością gry z pogranicza głębi artystycznej
piosenek z Eurowizji.
I może nadejdzie dzień, że gracze ockną się. Zrozumieją,
że dobrze się czujący kolesie z firm producenckich i wydawniczych
nie są dobrymi wujkami rozdającymi coś za darmo lub robiącymi nam
jakąś łaskę, ale że to my utrzymujemy tych panów i powinni się bardziej
starać. Ale to chyba Utopia. Bo ci bezczelni geszefciarze wiedzą,
że gracz jest jak narkoman i dla nowego tytułu wybaczy wszystko
i jeszcze pomoże zakrzyczeć takich dzielących włos na czworo, jak
niżej podpisany ;-(
Dariusz „BERGER” Góralski
|