GRY-Online.pl --> Archiwum Forum

Najlepszy film 2009!!!!!!!!

06.02.2010
16:02
[1]

muti321 [ Pretorianin ]

Najlepszy film 2009!!!!!!!!

Podajcie po trzy wasze najlepsze filmy 2009 roku:D

06.02.2010
16:05
[2]

bogi1 [ Go To Sleep ]

1. Avatar
2. Bękarty wojny
3. Watchmen Strażnicy

06.02.2010
16:06
[3]

Garret Rendellson [ Krwawy Hegemon ]

Animacje też się liczą?

06.02.2010
16:07
[4]

gracz12301 [ Senator ]

Avatar.

06.02.2010
16:11
[5]

rzaba89nae [ WTF!? ]

1.G.I.Joe RoC
2.Avatar
3.Transformers RotF

06.02.2010
16:12
[6]

.:Jj:. [ Legend ]

Za mało wykrzykników w tytule.

06.02.2010
16:14
[7]

pizol87 [ Pretorianin ]

1.Avatar
2.District 9
3.Moon

06.02.2010
16:39
smile
[8]

Usiek [ Pretorianin ]

1.Avatar
2.G.i.Joe The Rise of Cobra
3.Bękarty Wojny

06.02.2010
16:43
[9]

raziel88ck [ Legend ]

Dystrykt 9, Avatar, Bękarty Wojny

06.02.2010
16:52
[10]

Nikos007 [ Liverpool FC ]

Avatar
District 9
Kac Vegas

06.02.2010
17:03
smile
[11]

HUtH [ pr0crastinator ]

Włatcy Móch!!!!111!!11

06.02.2010
17:10
[12]

Langert [ Generaďż˝ ]

1. Bękarty wojny
2. Transformers RotF
3. Avatar

06.02.2010
17:18
[13]

-Fizz- [ Konsul ]

1. Wrogowie publiczni
2. Bękarty wojny
3. Kac Vegas

Avatar był dobry, ale według mnie nie najlepszy.

06.02.2010
17:21
[14]

*_*Cypriani [ White Trash ]

1. Avatar
2. District 9
3. Blind Side

06.02.2010
17:44
[15]

Mephistopheles [ Hellseeker ]

Inglourious Basterds
Imaginarium of Doctor Parnassus
District 9

O Dead Snow nie wspominam, bo ten film jest tak wybitny, że wybija się ponad wszelkie rankingi.

06.02.2010
21:43
[16]

aterazione [ Senator ]

Zombieland
Kac Wegas

i więcej nie widziałem tylko Sherlocka ale słaby wole 1990-2005

06.02.2010
21:46
[17]

Lethos. [ Generaďż˝ ]

A Avatar nie jest z 2010?

1. Dystrykt 9
2. Bękarty wojny
3. Kac Vegas

06.02.2010
21:47
[18]

Nie chcę kolejnego bana :( [ Generaďż˝ ]

1. Bękarty wojny






2. Kac Vegas

Nic więcej ciekawego nie zapadło mi w pamięci

06.02.2010
21:47
[19]

kubomił [ Legend ]

Zdecydowanie "Bękarty Wojny" Tarantino :)

06.02.2010
21:50
[20]

Thermometrr [ Metallica ]

Co tak mało tych wykrzykników postawiłeś?

06.02.2010
21:52
[21]

Lipton07 [ Centurion ]

1. Sherlock Holmes
2. Transformers RotF
3. Avatar

A później tam District 9 i Bękarty wojny.

06.02.2010
21:54
[22]

czekers [ Legend ]

ostatnio na fali zainteresowanie obejrzałem "Królika po Berlińsku" i bardzo mi sie spodobał. Nie jest to co prawda film na oscara, nawet w swojej kategorii, ale oglądało się bardzo przyjemnie.

06.02.2010
21:57
[23]

żelazna_pięść [ Hala Madrid! ]

1. Avatar
2. Sherlock Holmes
3. Kac Vegas

06.02.2010
22:01
[24]

karolzzr [ Gunner ]

Bękarty Wojny znacznie ponad konkurencją.

07.02.2010
09:44
[25]

Prince_michal [ Generaďż˝ ]

1.Bękarty Wojny
2.Dystrykt 9
3.Avatar
4.Dom Zły
5.Sherlock Holmes
6.Kac Vegas

07.02.2010
10:06
smile
[26]

Szychacz [ Konsul ]

1.G.I. Joe: The Rise of Cobra
2.Streets of Blood
3.Wojna polsko-ruska

07.02.2010
14:17
[27]

kulaka997 [ Chor��y ]

1.Avatar
2.Kac Vegas
3.Zmbieland ;D

07.02.2010
14:26
[28]

faner [ Druid Ewenement ]

Bękarty Wojny
G.I. Joe: The Rise of Cobra
Star Trek

07.02.2010
14:44
[29]

Bibkowicz [ whore ]

Kac Vegas
9

07.02.2010
16:15
[30]

djforever. [ Konsul ]

1. District 9
2. Moon
3. Avatar
4. Star Trek

07.02.2010
17:06
[31]

$erek47 [ Veteran Gear ]

1. Avatar
2. Bękart Wojny
3. Wrogowie Publiczni

07.02.2010
17:20
[32]

ppaatt1 [ Trekker ]

1. City of Life and Death
i może z sentymentu do serii, Star Trek.

07.02.2010
17:41
[33]

peterkarel [ DX ARMY ]

District 9
Dante's Inferno
Avatar

07.02.2010
17:43
smile
[34]

Hajle Selasje [ Eljah Ejsales ]

Jakby ktoś przeczytał te wasze typy, byłby gotów pomyśleć, że w Polsce w roku 2009 można było zobaczyć tylko kilka filmów (oczywiście można ponarzekać na brak tak dobrych rzeczy jak Moon czy The Hurt Locker, ale ograniczać się do raptem pięciu filmów?)

08.02.2010
18:59
smile
[35]

SplinterFisher16 [ Generaďż˝ ]

Avatar onenenoene :D

08.02.2010
19:21
[36]

Logadin [ People Can Fly ]

Blind Side, Watchmen, Sherlock Holmes.

Hajle - na Moon podsypiałem i do tego był bardzo przewidywalny :)

08.02.2010
19:35
smile
[37]

promilus1 [ Człowiek z Księżyca ]

Poczekajcie do maja https://forumarchiwum.gry-online.pl/S043archiwum.asp?ID=9881816 [1] [7]

08.02.2010
19:38
[38]

toaster [ MrBook? ]

[36] ale jakze klimatyczny

08.02.2010
22:09
[39]

Kravas [ Niepokonan ]

1.Dystrykt 9
2.Watchmen
3.Bękarty Wojny.

W Dystrykcie 9 jest coś takiego, co przyciąga widza i nie daje mu odejść. Dystrykt 9 jest niezwykle realistyczny, a to, że po części jest zrealizowany w formie dokumentu dodaje mu tylko ,,smaczku''.
Ponadto warto wspomnieć o genialnej (IMHO) grze Sharlto Copley'a, czyli filmowego Wikusa.

Watchmen'ów trzeba oglądać w jedynej słusznej wersji - 3,5h. Wiele ujęć w podstawowej wersji filmu jest wycięta, budząc u widza zdezorientowanie. Pomimo tego Watchmen jest dobrym filmem, z jeszcze lepszą muzyką.

Bękarty Wojny - jako iż jestem fanem twórczości Tarantino, musiałem ten film obejrzeć. Jest mniej bezsensowny i kiczowaty niż wcześniejsze dzieła Quentina (Kill Bille). "Bękarty..." starają się być filmem, którym nie są.

08.02.2010
22:14
[40]

U-boot [ Karl Dönitz ]

1. Moon
2 Dystrykt 9
3. ??

08.02.2010
22:30
smile
[41]

Jedziemy do Gęstochowy [ PAINKILLER ]

Dystrykt 9 zdecydowanie.

Avatar super realizacja ale płytka fabuła, na pewno nie na oscara.

08.02.2010
22:32
[42]

Leon86 [ PREDATOR ]

1. Transformers RotF
2. Dystrykt 9
3. Avatar

08.02.2010
22:35
smile
[43]

Rod [ Niereformowalny Sceptyk ]

Damn, właśnie sobie uświadomiłem, że nie widziałem żadnego filmu z 2009. :|

08.02.2010
22:41
[44]

Devilyn [ Storm Detonation ]

1. Watchmen
2. The Road
3. Dystrykt 9

08.02.2010
22:56
smile
[45]

joustin [ Legionista ]

1.Avatar
2.Mroczny Rycerz
3.Transormers 2
Poza tym mogą być Wrogowie publiczni


Najlepszy film 2009!!!!!!!! - joustin
08.02.2010
23:16
smile
[46]

promilus1 [ Człowiek z Księżyca ]

"Bękarty..." starają się być filmem, którym nie są.

Piszesz może recenzje filmów do Wybiórczej?;)

08.02.2010
23:23
[47]

Taven [ Generaďż˝ ]

1. White Ribbon
2. Inglourious Basterds
3. Dom Zły
4. Tetro
5. Limits of Control
6. Antychryst
7. Public Enemies
8. 500 Days of Summer

Hajle<-- naprawdę spodziewałeś się czegoś innego? :) (BTW, Hurt Locker i Moon akurat straszliwie przereklamowane)

08.02.2010
23:50
[48]

Hajle Selasje [ Eljah Ejsales ]

Taven---->

naprawdę spodziewałeś się czegoś innego? :)

Nie, ale o ile nie dziwi mnie taka monotoniczność w przypadku Avatara czy Transformersów, o tyle jednostajność w promowaniu np. Bękartów już tak. Nie dlatego, że te pierwsze są lepsze rzecz jasna, tylko dlatego, że jeśli kogoś filmy Tarantino bawią, to potencjalnie powinien to być miłośnik kina, który chłonie filmy jak gąbka.

BTW, Hurt Locker i Moon akurat straszliwie przereklamowane

Często się z Tobą zgadzam, ale Hurt Locker czy Moon w porównaniu do Twojej piątki czy szóstki to arcydzieła ;) Nowy Jarmusch to generalnie rozczarowanie roku, naprawdę mogłeś to zdzierżyć? Haneke stworzył filmową perełkę, aczkolwiek z mojej perspektywy ideologicznie fałszywą i szkodliwą, ale jako że lubię w kinie realizacyjną perfekcję nie mogę nie przyznać racji, że to bardzo dobry film.

Mam jeszcze kilka zaległości, to i swojej listy nie wrzucam.

08.02.2010
23:50
[49]

ZARA [ Generaďż˝ ]

The Road
Inglourious Basterds
Black Dynamite

09.02.2010
20:14
[50]

Taven [ Generaďż˝ ]

Hajle<----

Nie, ale o ile nie dziwi mnie taka monotoniczność w przypadku Avatara czy Transformersów, o tyle jednostajność w promowaniu np. Bękartów już tak. Nie dlatego, że te pierwsze są lepsze rzecz jasna, tylko dlatego, że jeśli kogoś filmy Tarantino bawią, to potencjalnie powinien to być miłośnik kina, który chłonie filmy jak gąbka.

Hmm, niekoniecznie. Generalnie z filmami Tarantino jest tak, że zdobywają uznanie zarówno w kręgach fanatyków kina, jak i widowni popkornowej. Oczywiście można dyskutować, czy ta druga dostrzega wirtuozerię reżyserską, inteligentną grę konwencją, nawiązania popkulturowe etc., czy po prostu chodzi na Kill Bille czy Bękarty jak na brutalne komedie. Oglądanie Tarantino już dawno przestało być jakąś legitymacją kinomana (zresztą - moim zdaniem - takich legitymacji nie ma w ogóle), bo gość zdobył ostatnio pozycję wręcz gwiazdorską. Mnie to obnoszenie się uwielbieniem Bękartów przez widownię przypadkową w sumie trochę irytuje, choć nie aż tak, jak "odwrót" doznających wcześniej nad Pulp Fiction krytyków, dla których QT stał się nagle "passe" (co ironiczne, po chbya najlepszym jego obrazie od czasów właśnie PF).

Często się z Tobą zgadzam, ale Hurt Locker czy Moon w porównaniu do Twojej piątki czy szóstki to arcydzieła ;)

No ja się naturalnie nie zgadzam :) Moon to przedszkolne potraktowanie interesującego tematu z gatunku w kinie jeszcze mało wyeksploatowanego (ostatnie wybitne sf - Solaris? Blade Runner?), zdjęcia fajne, Rockwell świetny, ale nic po za tym. Duncan Jones = trochę warsztatowo reżyser telewizyjny.

Hurt Locker to z kolei przykład filmu, który udaje, że mówi o czymś ważnym/aktualnym/przełomowym, a tak naprawdę jest zbiorem kliszy i schematów, zbanalizowania tematu (inny przykład hajpu z poprzedniego roku - irytujący i ckliwy Up in the Air). Właściwie w straszliwie wyeksploatowanej tematyce wojennej trudno powiedzieć coś nowego i mnie HL nie rusza, choć i tak mu kibicuję w oskarowej walce, bo jedyną realistyczną alternatywą jest Avatar :)

Nowy Jarmusch to generalnie rozczarowanie roku, naprawdę mogłeś to zdzierżyć?

Cóż, po raz kolejny się nie zgodzę, dla mnie to jest nawet lepsze niż nieco przereklamowane, a już na pewno nie "kultowe", Coffee & Cigarettes. Ja mam generalnie słabość do wolnego tempa, dziwnych dialogów, oryginalnych zdjęć. Oczywiście nie jest to żadne arcydzieło, ale 2009 był filmowo dosyć biedny, właściwie na mojej liście jest spora przepaść pomiędzy 1,2 i resztą.

Haneke stworzył filmową perełkę, aczkolwiek z mojej perspektywy ideologicznie fałszywą i szkodliwą, ale jako że lubię w kinie realizacyjną perfekcję nie mogę nie przyznać racji, że to bardzo dobry film.

Sam nieufnie podchodzę do negowania przez Haneke osobistej odpowiedzialności, skrajne "środowiskową" wizję kulturowego kształtowania się człowieka (co już rzucało się w oczy w Cache), ale już sama kreacja nieludzko wręcz purytańskiej, dusznej społeczności przeraża. W dodatku za samą warstwę wizualną należy się statuetka, mimo ponad dwugodzinnego seansu od zimnych, sterylnych zdjęć nie można oderwać oczu. Plus "szczegóły" typu zwodnicza narracja, konstrukcja opowieści. Sam podchodzę do kina raczej jako do środka wyrazu artystycznego niż tuby głoszącej poglądy zgodne z moimi, tak więc mimo tego, że również się z Haneke w wielu antropologiczno-socjologicznych aspektach nie zgadzam, zupełnie mi to nie przeszkadza.

09.02.2010
21:02
[51]

Ichi 15 [ Junior ]

bleach the diamond dust rebelion mroczny rycerz bleach fade to black

09.02.2010
21:03
[52]

SilentFisher [ Generaďż˝ ]

Avatar
Kac Vegas
Bękarty Wojny

09.02.2010
21:16
[53]

lazurek [ malowany człowiek ]

Bękarty wojny

09.02.2010
21:47
[54]

===Schejkimenn=== [ Legend ]

Najlepsze? Mam taką samą sytuację jak u Roda, wszystkie większe produkcje są przeze mnie nieruszone\nieobejrzane ('The Road', 'Watchmen', nowe filmy Jarmuscha, Soderbergha, Smarzowskiego). Cały czas czekam, aż Solondz skończy jazdę ze swoim 'Life During Wartime' po festiwalach i w końcu wyda swoje dzieło na DVD (w małej, limitowanej ilości, bo w Stanach nikt go nie chce oglądać, rzecz jasna).

Najlepsze:
500 Days of Summer
Inglourious Basterds
Observe and Report (ano tak, Rogen w końcu pokazał, na co go stać. Z dobrym scenariuszem może zagrać każdą postać)
UP (co prawda, nieco ckliwy, ale morał i wydźwięk filmu popieram w całej rozciągłości)
Where The Wild Things Are
9 (IMO najbardziej niedoceniona animacja tego roku, stylistycznie film powala, klimatem też. Szkoda, że nie dostał nominacji w kategorii najlepszego filmu animowanego)
Fantastyczny Pan Lis (kocham ten film, kocham Andersona i jego filmy, tyle :P)
Fish Tank
Avatar

O filmowych gniotach nie ma co pisać, było ich trochę.

09.02.2010
22:09
[55]

Bili [ Senator ]

geez...nikt z was nie oglądał :
1. The Hurt Locker
?

Ktoś zarzucił, że jest on przereklamowany. Sorry, ale ten film sam sobie wyrobił renomę. To nie jest PRODUKT jak wiekszosc serwowanych dzisiaj filmow

09.02.2010
22:24
[56]

U.S.pheonix [ Pretorianin ]

Kac Vegas
Avatar
Bękarty wojny

10.02.2010
05:19
[57]

Hajle Selasje [ Eljah Ejsales ]

Taven---->

Mnie to obnoszenie się uwielbieniem Bękartów przez widownię przypadkową w sumie trochę irytuje, choć nie aż tak, jak "odwrót" doznających wcześniej nad Pulp Fiction krytyków, dla których QT stał się nagle "passe" (co ironiczne, po chbya najlepszym jego obrazie od czasów właśnie PF).

Ja bym nawet zaryzykował stwierdzenie, że Bękarty to jego pierwszy dobry film od czasu PF. Tak czy siak, nie przestaną mnie zadziwiać listy, na których obok Bękartów można znaleźć Kac Vegas :)

Moon to przedszkolne potraktowanie interesującego tematu z gatunku w kinie jeszcze mało wyeksploatowanego (ostatnie wybitne sf - Solaris? Blade Runner?), zdjęcia fajne, Rockwell świetny, ale nic po za tym. Duncan Jones = trochę warsztatowo reżyser telewizyjny.

Po pierwsze, porównując każdy nowy film s-f z klasykami gatunku od razu stawiasz je na straconej pozycji. Ciężko też wymagać od początkującego reżysera scenariuszy na miarę Dicka czy Lema, musisz przyznać. Rockwell świetny, zdjęcia świetne, muzyka świetna, do tego klimat rasowego sf, i ewentualne niedocięgnięcia schodzą u mnie na dalszy plan. Przymiotnik telewizyjny nie musi dla mnie oznaczać dyskwalifikacji, nie w czasach HBO czy choćby nawet Showtime i AMC.

Hurt Locker to z kolei przykład filmu, który udaje, że mówi o czymś ważnym/aktualnym/przełomowym, a tak naprawdę jest zbiorem kliszy i schematów, zbanalizowania tematu

Ja akurat za Hurt Lockera umierać nie zamierzam, na Oscara nie zasługuje, ale warsztatowo to naprawdę solidna rzecz. Z drugiej strony pochwały pod jego adresem faktycznie są przesadzone, mnie na takiej czysto ludzkiej płaszczyźnie dużo bardziej poruszył The Messenger, mimo że też nie jest wolny od wad i uproszczeń, ale dwóch głównych bohaterów i ich losy po prostu kupiłem, czego o filmie Bigelow powiedzieć nie do końca mogę.

Co do Up in the air najzupełniej się zgadzam, w ogóle śledząc popularność Reitmana i jego kolejnych filmów mam wrażenie, że to jeden z największych manipulatorów współczesnego kina - zapakowane w piękne pudełko jedno wielkie nic. To już trzeci jego film, który okrzyknięto rewelacją, a ja po raz trzeci nie mogę się nadziwić. Infantylizm do potęgi.

Cóż, po raz kolejny się nie zgodzę, dla mnie to jest nawet lepsze niż nieco przereklamowane, a już na pewno nie "kultowe", Coffee & Cigarettes.

O ile o Kawie i Papierosach można w najgorszym razie powiedzieć, że jest popłuczynami po najlepszym filmie Jima, czyli Nocy na Ziemi (chociaż IMO to zbyt dużo powiedziane), o tyle Limits of Control jest dla mnie zwykłym znęcaniem się nad widzami. Ja mniej więcej rozumiem, co kierowało Jarmuschem przy jego kręceniu, ale takiemu Synechdoche NY Kaufmana w mojej opinii do pięt nie dorasta (a w założeniu są to filmy podobnego kalibru)

Sam podchodzę do kina raczej jako do środka wyrazu artystycznego niż tuby głoszącej poglądy zgodne z moimi, tak więc mimo tego, że również się z Haneke w wielu antropologiczno-socjologicznych aspektach nie zgadzam, zupełnie mi to nie przeszkadza.

Gdybym chciał oglądać jedynie prawomyślne filmy, to bym się w ogóle za Białą Wstążkę nie zabierał, ale mimo wszystko boli mnie, że jeden z najzdolniejszych współczesnych reżyserów robi wielkie kino (jak słusznie zauważyłeś, oka nie można oderwać), opowiadając nam jednocześnie dyrdymały.

10.02.2010
07:11
smile
[58]

Dymion_N_S [ Bezimienny ]

1. Avatar
2. District 9
3. Star Trek

13.02.2010
16:45
[59]

Taven [ Generaďż˝ ]

Hajle<---

Ja bym nawet zaryzykował stwierdzenie, że Bękarty to jego pierwszy dobry film od czasu PF.

No i ponownie się nie zgodzę, Kill Bille były fantastycznym, epickim popisem reżyserskim, a i Death Proof czy Jackie Brown niewiele brakuje.

Po pierwsze, porównując każdy nowy film s-f z klasykami gatunku od razu stawiasz je na straconej pozycji. Ciężko też wymagać od początkującego reżysera scenariuszy na miarę Dicka czy Lema, musisz przyznać. Rockwell świetny, zdjęcia świetne, muzyka świetna, do tego klimat rasowego sf, i ewentualne niedocięgnięcia schodzą u mnie na dalszy plan. Przymiotnik telewizyjny nie musi dla mnie oznaczać dyskwalifikacji, nie w czasach HBO czy choćby nawet Showtime i AMC.

Ale jest wręcz przeciwnie. To nie ja wysuwam pretensje i zarzucam Moon, że nie jest filmem genialnym, ale to właśnie cała rzesza fanów określająca film jako "nową Odyseję" sama prosi się o przytemperowanie :) To jak najbardziej dobry film, ale należy przede wszystkim zachować proporcje, a nic nie denerwuje mnie tak jak niezasłużony hajp czy szastanie "wybitnością" i "wizjonerstwem" na prawo i lewo.

Co do telewizyjności, to choć produkcje AMC i Showtime (rozumiem, że mówimy tu o takich serialach jak Breaking Bad, Mad Men czy Californication) są zazwyczaj lepsze od większości, tego, co puszcza się w amerykańskiej telewizji to wciąż ta różnica nie jest aż tak znacząca, żeby nazywać to jakimś "fenomenem", czy nawet twierdzić, że seriale te zbliżają się poziomem do najlepszych filmów ostatnich lat (zresztą jest to margines ogromnego rynku Lostów, House'ów, sitcomów). Póki co - telewizja < kino, więc zarzut o telewizyjności wciąż aktualny :)

Ja mniej więcej rozumiem, co kierowało Jarmuschem przy jego kręceniu, ale takiemu Synechdoche NY Kaufmana w mojej opinii do pięt nie dorasta (a w założeniu są to filmy podobnego kalibru)

Debiut reżyserski Kaufmana to przecież czołówka dekady, jeśli będziemy kiedyś robić ranking o takiej skali to możemy się posprzeczać o obecność tam nowego Jarmuscha, ale w kategorii 2009 moim zdaniem trudno znaleźć coś lepszego do upchania w pierwszej dziesiątce :)


Gdybym chciał oglądać jedynie prawomyślne filmy, to bym się w ogóle za Białą Wstążkę nie zabierał, ale mimo wszystko boli mnie, że jeden z najzdolniejszych współczesnych reżyserów robi wielkie kino (jak słusznie zauważyłeś, oka nie można oderwać), opowiadając nam jednocześnie dyrdymały.


Mnie socjo-moralizmem dużo bardziej zirytowało Cache, choć to pod wieloma względami nawet lepszy film. W Białej Wstążce nie mam zastrzeżeń co do przedmiotu krytyki (purytańska, skrajnie konserwatywna społeczność), ale do anty-indywidualistycznej koncepcji winy i przedstawienia mechanizmów w jaki działa kultura (dzieci są "źle zapisaną" tabula rasa, rozgrzesza je to całkowicie ze zbrodni). Ciekawe, że wszędzie pisze się, że przez Haneke w tym filmie przemawia Bergman, a ten przecież umieszczał swoje historie raczej na poziomie egzystencjalnym niż społecznym.

13.02.2010
16:49
[60]

Windows XP 16 [ Senator ]

1. Avatar
2. Bękarty Wojny
3. The Hurt Locker

Trzeba wspomnieć też o Moon. :)

15.02.2010
01:22
[61]

Hajle Selasje [ Eljah Ejsales ]

Taven---->

Myślę, że cały nasz "spór" rozbija się o stosunek do jak najogólniej rozumianego kina postmodernistycznego. Nie trudno zauważyć, że ja jestem mniej przychylny, co widać po mojej ocenie Tarantino czy nowego Jarmuscha, który dla mnie - with all due respect - jest właśnie "ponowoczesnym" bełkotem. Lubię się bawić z kinem, które łamie zasady - ale tylko do momentu, kiedy czuję, że sprawia mi to przyjemność. Filmy takie jak "Limits of control" są dla mnie przejawem dość karykaturalnego stanu sztuki współczesnej, oddarcia jej z jakiejkolwiek treści. Piękne zdjęcia i subtelne nawiązania tego prostego faktu nie zmienią. Jak dla mnie - w tym przypadku - król jest nagi.

Moon nie jest rzecz jasna kinem wizjonerskim, ale był dla mnie bardzo pozytywnym zaskoczeniem. Nieurodzaj w gatunku sprawia, że raczej obniżam swoje wymagania niż podwyższam, chociaż uważam, że w przypadku tego akurat filmu nie trzeba wielkiej przychylności na wejściu, bo świetnie broni się sam.

Jeśli chodzi o produkcje TV, to trochę mnie zaskoczyłeś z tym swoim "tv<kino". Nie potrafię sobie np. przypomnieć w ostatnich latach równie dobrego filmu historycznego, co serial Rzym. Albo jaki film przebił w swoim gatunku "The Wire"?
Nic mi w tej chwili do głowy nie przychodzi.

Zarzut o tym, że najlepsze seriale to margines, a Losty to chleb powszedni, też nie jest szczególnie trafiony, bo przecież Biała Wstążka czy Limits of control to też nie są filmy robiące furorę w box officach. Zresztą House czy nawet Lost jak na "seriale środka" są całkiem zjadliwe, choćbym nie podzielał zdania wielu fanów, że seriale te kultowe są i basta.

Debiut reżyserski Kaufmana to przecież czołówka dekady, jeśli będziemy kiedyś robić ranking o takiej skali to możemy się posprzeczać o obecność tam nowego Jarmuscha, ale w kategorii 2009 moim zdaniem trudno znaleźć coś lepszego do upchania w pierwszej dziesiątce :)

Postanowiłem sobie zadanie obejrzenia w najbliższym czasie większości zeszłorocznych filmów, które wydają mi się interesujące, a przy tym dostępne, a już sporo już widziałem, jak skończę, z chęcią wrzucę swoją listę. Natomiast Jarmuscha widziałem i z pełną odpowiedzialnością nazywam go rozczarowaniem roku :) Poza tym stanowczo żądam Toma Waitsa w kolejnym filmie Jima, murzyn niech spada, Murray może zostać :)

Białej Wstążce nie mam zastrzeżeń co do przedmiotu krytyki (purytańska, skrajnie konserwatywna społeczność), ale do anty-indywidualistycznej koncepcji winy i przedstawienia mechanizmów w jaki działa kultura (dzieci są "źle zapisaną" tabula rasa, rozgrzesza je to całkowicie ze zbrodni).

Jeszcze pal licho, gdyby ta krytyka purytanizmu była przejawem odwagi reżysera, chęcią pójścia pod prąd, ale rażące jest to, że Haneke dobrze wiedział, jaki wybrać temat, żeby film się sprzedał na lewackich i żydo-masońskich salonach :) Porównania do Bergmana biorą się zapewne z podobieństw, szczególnie widocznych na pierwszy rzut oka, do Fanny i Alexander. Z drugiej strony to zestawienie dość boleśnie obnaża jednowymiarowość Haneke.

15.02.2010
16:34
[62]

Taven [ Generaďż˝ ]

Myślę, że cały nasz "spór" rozbija się o stosunek do jak najogólniej rozumianego kina postmodernistycznego. Nie trudno zauważyć, że ja jestem mniej przychylny, co widać po mojej ocenie Tarantino czy nowego Jarmuscha, który dla mnie - with all due respect - jest właśnie "ponowoczesnym" bełkotem. Lubię się bawić z kinem, które łamie zasady - ale tylko do momentu, kiedy czuję, że sprawia mi to przyjemność. Filmy takie jak "Limits of control" są dla mnie przejawem dość karykaturalnego stanu sztuki współczesnej, oddarcia jej z jakiejkolwiek treści. Piękne zdjęcia i subtelne nawiązania tego prostego faktu nie zmienią. Jak dla mnie - w tym przypadku - król jest nagi.

Hmm, dla mnie termin "sztuka ponowoczesna", w rozumieniu zaniknięcia jakichkolwiek kryteriów jej oceniania, wartościowania, odróżniania od "niesztuki" czy braku autonomiczności od realiów społecznych, właściwie nie istnieje. Dla mnie Warhol, Masłowska czy Jelinek to bełkot. Nie wiem więc skąd te zarzuty o ustawianie mnie po stronie postmodernizmu, z którym oprócz polemiki ze sztuczną granicą między kinem wysokim a "jarmarcznym", nic mnie nie łączy.

Moje podejście do Tarantino czy Jarmuscha wynika ze stosowania najstarszej, estetycznej, intuicyjnej teorii podejścia do sztuki, a film to przecież i forma, wizualność, struktura etc. Nie interesuje mnie "wyrażanie postkultury", "funkcja społeczna", Bękarty są po prostu fantastycznie wyreżyserowaną, niesamowicie inteligentną grą konwencjami i mnie tym zachwyciły. Limits jest wystarczająco hipnotyzujące, żeby z kolei trafić na listę roczną. Oczywiście "to nie jest żaden Fellini" (którego filmy sam uwielbiam), ale to ćwiczenie stylistyczne na nieco innej płaszczyźnie. Ja w obcowaniu z filmami nie stosuję żadnej dodatkowej ideologii, poza traktowaniem kina jako środka wyrazu artystycznego (co może przecież, w myśl koncepcji estetycznej, przybierać różne postacie). Sympatia do Tarantino w żaden sposób nie przeczy więc tradycyjnej metodzie krytyki sztuki, wymusza tylko stosowanie raczej nieużywanych przez nią do tej pory narzędzi.

Jeśli akceptuję postmodernizm to tylko w kategoriach chwilowego nurtu stylistycznego w kinie, który oceniam według "klasycznych" metod (i częściowo się on w ten sposób broni, po części nie), a na pewno nie jako klucz interpretacyjny, czy Boże broń, filozofię życiową :)

Jeśli chodzi o produkcje TV, to trochę mnie zaskoczyłeś z tym swoim "tv<kino". Nie potrafię sobie np. przypomnieć w ostatnich latach równie dobrego filmu historycznego, co serial Rzym. Albo jaki film przebił w swoim gatunku "The Wire"?

Wire to rzeczywiście osobna sprawa, ale Rzym? Błagam, porządny serial gatunkowy, ale jest jeszcze bardziej "pusty", jeśli chodzi o treść artystyczną niż dowolny film Tarantino :) W ogóle tematyka historyczna czy wojenna jest tak wyeksploatowana w kinie i w telewizji, że chyba niczego więcej w tym temacie powiedzieć nie można (choć na Pacific czekam i tak :)).

Zresztą House czy nawet Lost jak na "seriale środka" są całkiem zjadliwe, choćbym nie podzielał zdania wielu fanów, że seriale te kultowe są i basta.

Widocznie mamy inne standardy zjadliwości, Lost = DRAMAT, House robi się ostatnio praktycznie nieoglądalny.

Poza tym stanowczo żądam Toma Waitsa w kolejnym filmie Jima, murzyn niech spada, Murray może zostać :)

Obecność Toma Waitsa z miejsca podwyższa ocenę każdego filmu o punkt, więc tutaj się zgadzamy :)

Jeszcze pal licho, gdyby ta krytyka purytanizmu była przejawem odwagi reżysera, chęcią pójścia pod prąd, ale rażące jest to, że Haneke dobrze wiedział, jaki wybrać temat, żeby film się sprzedał na lewackich i żydo-masońskich salonach :) Porównania do Bergmana biorą się zapewne z podobieństw, szczególnie widocznych na pierwszy rzut oka, do Fanny i Alexander. Z drugiej strony to zestawienie dość boleśnie obnaża jednowymiarowość Haneke.

Hmm, nie posądzałbym Haneke zarówno o oportunizm jak i jakieś szczególne sympatyzowanie z lewicowymi ideologiami (poza, naturalnie, koncepcją jednostki). Funny Games przykładowo jest bardzo "konserwatyzującym" traktatem (choć prowokującym, jeśli chodzi o formę) o upadku moralności karmionego wszechmogącą popkulturą człowieka, dyskusją z kinem celebrującym przemoc, wychowaniem w świecie fikcji etc.

W ogóle wokół współczesnego kina niezależnego krąży wiele mitów dotyczących skrajnej lewicowości jego przedstawicieli, najczęściej wynikających z niewiedzy (von Trier, Haneke, Allen). Nie bez powodu Antychryst został okrzyknięty przez feministki skrajnie mizoginistycznym, prochrześcijańskim filmem :) (utracony Eden, przesiąknięta złem natura ludzka, "wadliwa" kobiecość) Podobnie zresztą "młodzi, lewicowi" postrzegają niesprawiedliwie jako staroświeckich Scorsese, Hitchcocka, Bergmana. Cóż, jak widać nigdzie fikcja nie jest tak silna jak w świecie filmu :)

15.02.2010
18:38
[63]

Hajle Selasje [ Eljah Ejsales ]

Taven----->

Dla mnie film powinien pełnić jedną z dwóch roli - albo być nośnikiem określonych treści i wartości, wzbudzać do refleksji itp. itd. albo powinien być solidnie skrojoną rozrywką (tutaj poddaję się częściowo magii postmodernizmu).Oczywiście nie zawsze musi to być alternatywa rozłączna. Nowy Tarantino jest na tyle zgrabny i błyskotliwy, że w tej drugiej kategorii się u mnie mieści, czego nie mogę powiedzieć o Kill Billach czy Limits of Control, który dla mnie nie był filmem hipnotyzującym, tylko irytującym - zupełnie jakby Jarmusch urządził sobie z widzami "funny games" :)

Błagam, porządny serial gatunkowy, ale jest jeszcze bardziej "pusty", jeśli chodzi o treść artystyczną niż dowolny film Tarantino :)

Jak najbardziej Rzym mieści się u mnie w kategoriach dobrze skrojonej rozrywki, której na wielkim ekranie nie doświadczam znowu tak często. Poza tym sam niejako potwierdziłeś moją opinię, że ciężko znaleźć coś lepszego z ostatnich lat, co więcej, czekasz na nic innego, jak na nowy serial HBO :) To nie jest oczywiście sztuka przez wielkie W, przed którą należy paść na kolana, ale przed Haneke czy Tarantino tez padać na kolana nie zamierzam, zresztą myślę, że akurat oni, w przeciwieństwie do np. Camerona, wcale by tego nie chcieli :)

Widocznie mamy inne standardy zjadliwości, Lost = DRAMAT, House robi się ostatnio praktycznie nieoglądalny.

Ja akurat nie śledzę obu tych produkcji z zapartym tchem, więc nie potrafię się odnieść do tego, że się popsuły. Lost wydaje mi się całkiem sympatycznym serialem, o ile nie odbiera się teorii jego świata przedstawionego całkiem serio - w każdym razie taki serial Heroes jest sto razy bardziej debilny. Jeśli chodzi o House M.D., to widziałem jeśli dobrze pamiętam trzy pierwsze sezony, po czym uznałem, że serial staje się wtórny (a właściwie był taki od samego początku i się przejadł) i na razie wracać do niego ochoty nie mam. Co wcale nie znaczy, że House nie jest dobrze napisaną postacią, wyróżniającą się in plus wśród przeciętnych postaci kinowych.

Hmm, nie posądzałbym Haneke zarówno o oportunizm jak i jakieś szczególne sympatyzowanie z lewicowymi ideologiami (poza, naturalnie, koncepcją jednostki). Funny Games przykładowo jest bardzo "konserwatyzującym" traktatem (choć prowokującym, jeśli chodzi o formę) o upadku moralności karmionego wszechmogącą popkulturą człowieka, dyskusją z kinem celebrującym przemoc, wychowaniem w świecie fikcji etc.

Może źle się wyraziłem. Nie uważam Haneke za lewaka, to jest zbyt inteligentny facet, żeby wymachiwać czerwoną flagą. Ale nie możesz zaprzeczyć, że jego filmy, w tym Biała Wstążka, wpisują się w określony kontekst społeczno-kulturowy. Reżyser decydujący się tworzyć kino przez wielkie K, uciekający od schlebiania tanim gustom, powinien doskonale zdawać sobie sprawę, że kręcąc taki, a nie inny film, de facto opowiada się za określonym światopoglądem. Na Boga, dzisiaj należałoby kręcić filmy o zdemoralizowaniu młodzieży, a nie rodziców, a w obliczu bardzo wyraźnie topniejącego poczucia winy w narodzie niemieckim, należałoby raczej Niemcom przypominać o wspomnianych przez Ciebie konsekwencjach własnych działań, a nie dorzucać do pieca politycznej poprawności.

Piszesz o "Funny Games". Okreslenie przez Ciebie tego filmu mianem "konserwatyzującego" było dla mnie niczym chluśnięcie zimną wodą w twarz i sprawiło, że uprzytomniłem sobie podstawową różnicę między nami - co prawda obaj jesteśmy konserwatystami, ale mój konserwatyzm ma swoje korzenie zupełnie gdzie indziej, niż Twój :) Stąd nie śmiałbym nazwać tak nihilistycznego filmu dziełem "konserwatyzującym". Chociaż, żeby porzucić ten śmiertelnie poważny ton o konserwatystach i nihilistach ("Nihilists! Fuck me. I mean, say what you like about the tenets of National Socialism, Dude, at least it's an ethos"), muszę zauważyć, że i tak jestem przebrzydłym liberałem kulturowym, taki Roger Scruton musiałby mnie uznać za wyrodnego wyznawcę :) Nieważne ilu filmów von Trier Tarkowskiemu nie zadedykuje, to jego duchowym i kulturowym następcą nie zostanie - to tak w ramach puenty :)

Nowy film Allena, dla odmiany, bardzo mnie mile zaskoczył. Film jest w zasadzie kulturowo lewacki (nie wiem, co za głupol przetłumaczył jego tytuł "Jakby nie było", aż się prosiło dać Owsiakowe "Róbta co chceta"), ale jest pełen tak rozkosznego dystansu, że absolutnie go kupiłem. Co ciekawe recenzje zebrał nie najlepsze, ale po barcelońskiej kaszance dostaliśmy powrót do Nowego Jorku, który się Allenowi przysłużył. To tak w temacie dobrych filmów z 2009 roku.

17.02.2010
23:47
[64]

Vejt [ The Chronicles of Vejt ]

1. Bękarty wojny
2. Avatar
3. District 9

21.02.2010
16:55
[65]

Taven [ Generaďż˝ ]

Jak najbardziej Rzym mieści się u mnie w kategoriach dobrze skrojonej rozrywki, której na wielkim ekranie nie doświadczam znowu tak często. Poza tym sam niejako potwierdziłeś moją opinię, że ciężko znaleźć coś lepszego z ostatnich lat, co więcej, czekasz na nic innego, jak na nowy serial HBO :)

Czekam na wiele rzeczy, niekoniecznie wszystkie z nich muszą zapowiadać się wybitnie, w dodatku nie twierdzę, że nie będę mógł się nimi rozczarować :)

Jeśli chodzi o House M.D., to widziałem jeśli dobrze pamiętam trzy pierwsze sezony, po czym uznałem, że serial staje się wtórny (a właściwie był taki od samego początku i się przejadł) i na razie wracać do niego ochoty nie mam. Co wcale nie znaczy, że House nie jest dobrze napisaną postacią, wyróżniającą się in plus wśród przeciętnych postaci kinowych.

Wpływ House'a na kształt dzisiejszych bohaterów seriali telewizyjnych to temat na trochę większą rozprawkę i to chyba jeszcze nie teraz. Gorzej z samą strukturą serialu, która wymusza wtórność i sięganie po ograne motywy, a teraz (bo śledzę go wciąż na bieżąco) ta formuła właściwie się wykrwawia. Z drugiej strony ciągnięcie i rozwijanie tak prostego konceptu przez 6 lat robi w pewien sposób wrażenie.

Może źle się wyraziłem. Nie uważam Haneke za lewaka, to jest zbyt inteligentny facet, żeby wymachiwać czerwoną flagą. Ale nie możesz zaprzeczyć, że jego filmy, w tym Biała Wstążka, wpisują się w określony kontekst społeczno-kulturowy. Reżyser decydujący się tworzyć kino przez wielkie K, uciekający od schlebiania tanim gustom, powinien doskonale zdawać sobie sprawę, że kręcąc taki, a nie inny film, de facto opowiada się za określonym światopoglądem.

Piszesz o "Funny Games". Okreslenie przez Ciebie tego filmu mianem "konserwatyzującego" było dla mnie niczym chluśnięcie zimną wodą w twarz i sprawiło, że uprzytomniłem sobie podstawową różnicę między nami - co prawda obaj jesteśmy konserwatystami, ale mój konserwatyzm ma swoje korzenie zupełnie gdzie indziej, niż Twój :) Stąd nie śmiałbym nazwać tak nihilistycznego filmu dziełem "konserwatyzującym". Chociaż, żeby porzucić ten śmiertelnie poważny ton o konserwatystach i nihilistach ("Nihilists! Fuck me. I mean, say what you like about the tenets of National Socialism, Dude, at least it's an ethos"), muszę zauważyć, że i tak jestem przebrzydłym liberałem kulturowym, taki Roger Scruton musiałby mnie uznać za wyrodnego wyznawcę :) Nieważne ilu filmów von Trier Tarkowskiemu nie zadedykuje, to jego duchowym i kulturowym następcą nie zostanie - to tak w ramach puenty :)


Wszystko zależy, czy oceniasz sztukę przez pryzmat pełnienia przez nią funkcji społecznej czy tylko w odniesieniu do ogólnych idei kulturowych.

Pierwsze podejście zakłada totalność - przyczepić się można wszędzie do wszystkiego we współczesnym kinie, począwszy od promowania przemocy a po wszelakie "dyskryminacje". Domagając się od fikcji prawomyślności, stawiając ją przed wymaganiami inżynierii społecznej, bez znaczenia czy o zasadnych celach czy nie, unieważnia się jej wartość artystyczną - w końcu, szczególnie w kinie współczesnym nic nie jest jednoznaczne, posługuje się ono ironią, parafrazą, metodą reporterską. Takie podejście jest niesprawiedliwe dla filmu, cierpi on przez kontekst społeczny, w którym się go osadza, a nie przez "swoje" niedoskonałości. Nawet jeżeli takie umieszczenie jest świadomą zagrywką reżysera (co - przyznaję - w przypadku Białej Wstążki jest całkiem możliwe) to dla utrzymania autonomiczności i niezależności krytyki artystycznej należy przyjąć, że jest to bez znaczenia. W końcu, jak wiemy, "wszystko jest polityką", kiedy raz coś się do polityki odniesie :)


Co do Funny Games - to co się dzieje na ekranie jest tylko ŚRODKIEM do przekazania pewnych idei i nie można rozpatrywać tego w płytkim kontekście dosłowności. Nie wiem, gdzie dopatrzyłeś się tam promowania nihilizmu. Każdy, kto zna choć trochę filmy Haneke błyskawicznie dostrzeże tam znamiona jego firmowej obsesji antymedialnej, wstrętu do przemocy w jakiejkolwiek postaci, rozbijania przez indywidualizm i konsumpcjonizm społeczeństwa więzi międzyludzkich. Funny Games to (obok Siódmego Kontynentu, również Haneke) jedna z najostrzejszych krytyk takiego stanu rzeczy (oczywiście na poziomie metaforycznym) i ogólnej wymowie filmu bardzo daleko do jakiegokolwiek nihilizmu, a wręcz umoralniająco konserwatyzuje :)

Zresztą myślę, że dogadałbyś się z Haneke lepiej niż przypuszczasz, oddajmy mu może głos w sprawie Tarantino:

Haneke: I remember when Quentin Tarantino's "Pulp Fiction" came out, and I was sitting in a matinee filled with young people. The famous scene of a boy's head being blown off caused a huge commotion in the theater. They thought it was great and they almost died laughing.

SPIEGEL: And you?

Haneke: I was upset because I think it's irresponsible. I can't stand violence. I'm allergic to any form of physical violence. It makes me sick. It's wrong to make it consumable as something fun.




Ot, czołowy nihilista i postmodernista współczesnego kina :)

Nowy film Allena, dla odmiany, bardzo mnie mile zaskoczył. Film jest w zasadzie kulturowo lewacki (nie wiem, co za głupol przetłumaczył jego tytuł "Jakby nie było", aż się prosiło dać Owsiakowe "Róbta co chceta"), ale jest pełen tak rozkosznego dystansu, że absolutnie go kupiłem. Co ciekawe recenzje zebrał nie najlepsze, ale po barcelońskiej kaszance dostaliśmy powrót do Nowego Jorku, który się Allenowi przysłużył. To tak w temacie dobrych filmów z 2009 roku.

Barcelona była w porządku (choć nie rozumiem do końca fenomenu Cruz i Scarlett), a nowego Allena wciąż nie widziałem, to jeden z niewielu reżyserów, który potrafi kręcić filmy szybciej niż ja nadążę je oglądać. :)

© 2000-2025 GRY-OnLine S.A.