umcy_bumcy_um [ Pretorianin ]
Czy jest mi ktoś w stanie pomóc?
Bardzo was proszę o pomoc z j. polskiego. Mam już na koncie 4 strzały i jak tak dalej pójdzie zaniesie się na zagrożenie, ojciec mnie wydziedziczy a ja będę kiblował. Dlatego muszę odrobić pracę domową która dla mnie jest bardzo trudna. I w was drodzy golowicze ostatnia deska ratunku!!
++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++
Recepty na lepszy świat
(…) Medycyna dzisiejsza - ciągnął Judym - jako fakt bierze powód choroby i leczy ją samą,
bynajmniej nie usiłując zwalczać przyczyn. Ciągle mówię o leczeniu nędzarzy... (…)
- Ja tu nie mówię o nadużyciach ordynarnych, o praktykach przeróżnych lekarzy kolejowych,
fabrycznych itd., lecz zawsze o położeniu higieny. Mówię o tym, że gdy człowiek pracujący
w fabryce, gdzie po całych dniach płukał sztaby żelaza w kwasie siarczanym, w wodzie i wapnie
gaszonym, dostaje zgorzeli płuc i uda się do szpitala, zostanie wykurowany jako tako, to ów
człowiek wraca do tegoż zajęcia. Jeżeli pracownik zajęty w cukrowni przy wyrobie superfosfatu
przez oblewanie węgla kostnego kwasem siarczanym, gdzie całe wnętrze szopy napełnia się parą
kwasu siarkowego i gdzie gazy po spaleniu pikrynianu potasu wdychane wywołują zgorzel płuc -
ulegnie tej chorobie, to po wypisaniu go ze szpitala wraca do swojej szopy. W lodowniach
browarów... pleuritis purulenta...
- To rzecz jakiejś opieki nad wychodzącym ze szpitala, a bynajmniej nie lekarza... - rzekł
gospodarz.
- Lekarza obowiązek... - właśnie wykurować. Gdyby zaczął szukać miejsc odpowiednich dla
swoich pacjentów, byłby może dzielnym filantropem, ale z wszelką pewnością złym lekarzem... -
wołał ktoś inny.
- Zawsze „opieka”, zawsze „filantrop” - bronił się Judym. - Nie jest moim zamiarem żądać, ażeby
lekarz szukał miejsca dla swych uzdrowionych pacjentów. Stan lekarski ma obowiązek, ma nawet
prawo zakazać w imieniu umiejętności, ażeby chory wracał do źródła zguby swego zdrowia.
- Dobre sobie! Znakomita idylla! - Co też kolega!... - słychać było ze stron wszystkich.
Strona 4 z 5
- To właśnie, coście tu szanowni koledzy swoimi protestami stwierdzili, nazywam lekceważeniem
i zgoła pomijaniem przyczyn choroby, kiedy idzie o ludzi biednych. My lekarze mamy wszelką
władzę niszczenia suteren, uzdrowotnienia fabryk, mieszkań plugawych, przetrząśnięcia wszelkich
krakowskich Kazimierzów, lubelskich dzielnic żydowskich. W naszej to jest mocy. Gdybyśmy
tylko chcieli korzystać z przyrodzonych praw stanu, musiałaby nam być posłuszna zarówno
ciemnota, jak siła pieniędzy...
Polecenia do fragmentów
2. Jakie zjawisko najbardziej niepokoi Judyma? Odpowiedź uzasadnij.
3. Jakim hasłem powinien się kierować w swojej pracy każdy lekarz?
4. Wyjaśnij, co oznaczają słowa filantrop lub filantropia.
5. Wskaż wyraz, którym lekarze określają projekt Judyma.
Pejzaż nędzy
1. Rozmowa się urwała. Judym patrzał spod oka na skrawek asfaltu zabłąkany w tym miejscu
i leżący tam wśród brył kamiennych jak gdyby wskutek czyjegoś roztargnienia, na drzewko
wyrastające wprost z asfaltowej skorupy. W sąsiedztwie pniaka leżała krata ścieku podtrzymująca
przeróżne odpadki. Słońce dogrzewało. W cieniu wysokiego muru fabryki bawiło się stado dzieci.
Jedne z nich były mizerne tak bardzo, że dawała się widzieć w tych przeźroczystych twarzach sieć
żył błękitnych; inne opaliły na słońcu nie tylko swe buziaki, ręce i szyje, ale także skórę kolan
wyłażących obszernymi dziurami. Pośród wierzgającej gromady pełzało jakieś małe, rachityczne,
ze sromotnie krzywymi nogami i ze śladami ospy na gołych, mizernych gnatach. Cała ta banda
sprawiała wrażenie śmieci z podwórza czy zeschłych liści, które wiatr miota z miejsca na miejsce.
Rej wodził między całą hałasującą czeredą chłopak ośmioletni, wysmukły, bez czapki, ubrany
w ojcowskie ineksprymable i matczyne trzewiki. Kawaler ten darł się wniebogłosy, do czego
uprawomocniała go komenda nad resztą w prowadzeniu jakiejś batalii. (…)
Te dzieci biegające w ciasnym zaułku, ogrodzonym przez nagie i niezmierne mury, przypominały,
nie wiadomo czemu, stado wiewiórek zamkniętych w klatce. Gwałtowne ich ruchy, nieustanne
skoki domagały się szerokiego placu, drzew, trawy, wody... (…)
2. Wraz z tym spojrzeniem - przyszli mu na myśl krewni. Czuł konieczność odwiedzenia ich nie
tylko z obowiązku, ale także dla samego widoku swoich twarzy. Wyszedł z hotelu i posuwając się
noga za nogą zginął w tłumie, który przepływał chodnikiem ulicy Marszałkowskiej. Cieszyły go
bruki drewniane, rozrost drzewek, które już pewien cień rzucały, nowe domy powstałe na miejscu
dawnych ruder.
Minąwszy ogród i plac za Żelazną Bramą, był u siebie i przywitał najściślejszą ojczyznę swoją.
Wąskimi przejściami, pośród kramów, straganów i sklepików wszedł na Krochmalną. Żar
słoneczny zalewał ten rynsztok w kształcie ulicy. Z wąskiej szyi między Ciepłą i placem wydzielał
się fetor jak z cmentarza. Po dawnemu roiło się tam mrowisko żydowskie. Jak dawniej siedziała na
trotuarze stara, schorzała Żydówka sprzedająca gotowany bób, fasolę, groch i ziarna dyni. Tu
i ówdzie włóczyli się roznosiciele wody sodowej z naczyniami u boku i szklankami w rękach. Sam
widok takiej szklanki oblepionej zaschłym syropem, którą brudny nędzarz trzyma w ręce, mógł
wywołać torsje. Jedna z roznosicielek wody stała pod murem. Była prawie do naga obdarta. Twarz
miała zżółkłą i martwą. Czekała w słońcu, to ludzie tamtędy idący najbardziej mogli być
spragnieni. W ręce trzymała dwie butelki z czerwoną cieczą, prawdopodobnie z jakimś sokiem.
Siwe jej wargi coś szeptały. Może słowa zachęty do picia, może imię Jego, Adonai, który nie może
być przez śmiertelnych nazywany, może w nędzy i brudzie jak robak wylęgłe - przekleństwo
na słońce i na życie...
Z prawej i lewej strony stały otworem sklepiki, instytucje kończące się niedaleko od proga - jak
szuflady wyklejone papierem. Na drewnianych półkach leżało w takim magazynie za jakie trzy
ruble papierosów, a bliżej drzwi nęciły przechodnia gotowane jaja, wędzone śledzie, czekolada
w tabliczkach i w ponętnej formie cukierków, krajanki sera, biała marchew, czosnek, cebula,
ciastka, rzodkiew, groch w strączkach, kubły z koszernymi serdelkami i słoje z sokiem malinowym
do wody.
W każdym z takich sklepów czerniała na podłodze kupa błota, która nawet w upale zachowuje
właściwą jej przyjemną wilgotność Po tym gnoju pełzały dzieci okryte brudnymi łachmany i same
brudne nad wyraz. Każda taka jama była siedliskiem kilku osób, które pędziły tam żywot
na szwargotaniu i próżniactwie. W głębi siedział zazwyczaj jakiś ojciec rodziny; zielonkowaty
melancholik, który od świtu do nocy nie rusza się z miejsca i patrząc w ulicę trawi czas na marzeniu
o szwindlach.
O krok dalej rozwarte okna dawały widzieć wnętrza pracowni, gdzie pod niskimi sufitami skracają
swój żywot schyleni mężczyźni albo zgięte kobiety. Tu widać było warsztat szewski, ciemną
pieczarę, z której wywalał się smród namacalny, a zaraz obok fabrykę peruk, jakich używają
Strona 2 z 5
pobożne Żydówki. Było takich zakładów fryzjerskich kilkanaście z rzędu. Blade, żółte, obumarłe
dziewczyny, same nie czesane ani myte, pracowicie rozdzielały kłaki... Z dziedzińców, drzwi,
nawet ze starych dachów krytych blachą lub cegłą, gdzie szeregiem tkwiły okna facjatek, wychylały
się twarze chore, chude, długonose, zielone, moręgowate i patrzały oczy krwawe, cieknące albo
zobojętniałe na wszystko w niedoli, oczy, które w smutku wiecznym śnią o śmierci. (…)
3. Wysunąwszy się ż tego domu, doktor szedł ulicami w stronę przedmieścia ze zwieszoną głową,
machinalnie szukając oczyma fabryki cygar. (…)
Proszek tabaki wdzierał się tam do nosa, gardła, płuc przychodnia i podwajał szybkość oddechu.
Na pierwszym piętrze ukazała się duża sala, formalnie wypełniona przez tłum kobiet złożony
z jakich stu osób, pochylonych nad długimi a wąskimi stołami. Kobiety te, rozebrane w sposób jak
najbardziej niepretensjonalny, zwijały cygara prędkimi ruchami, które na pierwszy rzut oka czyniły
wrażenie jakichś kurczów bolesnych. Jedne z nich schylały głowy i trzęsły ramionami jak kucharki
wałkujące ciasto. Te zajęte były zwijaniem grubo siekanego tytoniu w liście, które poprzednio
zostały szybko a misternie przykrojone. Inne kładły zwinięte cygara w prasy drewniane. Duszące
powietrze, pełne smrodu ciał pracujących w upale, w miejscu niskim i ciasnym, przeładowane
pyłem starego tytoniu, zdawało się rozdzierać tkanki, żarło gardziel i oczy. Za pierwszą salą widać
było drugą, daleko obszerniejszą, gdzie w ten sam sposób pracowało co najmniej trzysta kobiet.
Przewodnik nie pozwolił Judymowi zatrzymywać się w tym miejscu i poprowadził go dalej przez
wąskie schody i sionki, obok maszyn suszących liście, obok młyna mielącego tabakę i sieczkarni
krającej różne rodzaje tytoniu - do izb, gdzie pakowano towar gotowy. Wrzała tam szalona praca
Przechodząc Judym zauważył dziewczynę, która paczki cygar oklejała banderolą. Szybkość ruchów
jej rąk wprawiła go w zdumienie. Zdawało mu się, że robotnica wyciąga ze stołu nieprzerwaną
tasiemkę białą i mota ją sobie na palce. Z rąk leciały do kosza pod stołem gotowe paczki tak
szybko, jakby je wyrzucała maszyna. Ażeby zrozumieć sens jej czynności, trzeba było wpatrywać
się usilnie i badać, gdzie jest początek oklejenia każdej torebki.
Za tą salą otwierała się izba przyćmiona, gdzie, według słów przewodnika, pracowała bratowa
Judyma Okna tej izby zastawione były siatkami z drutu, których gęste oka, przysypane rudym
prochem miejscowym, puszczały mało światła, ale natomiast powstrzymywały od emigracji
miazmaty wewnętrzne. Leżały tam w kątach sąsieki grubo krajanego tytoniu. W środku sali było
kilka warsztatów, na których towar pakowano. Z każdego stołu wybiegała zakrzywiona rurka,
a z niej strzelał poziomo z sykiem długi język płonącego gazu. Dokoła każdego stołu zajęte były
cztery osoby. Przy pierwszym Judym zobaczył swoją bratową. Miejsce jej było w rogu, tuż obok
płomyka gazowego. Z drugiej strony stał, a raczej kołysał się na nogach, wysoki człowiek o twarzy
i cerze trupa. Dalej, w drugim końcu, siedział stary Żyd w czapce zsuniętej na oczy tak nisko,
że widać było tylko jego długą brodę i zaklęsłe usta. W sąsiedztwie Judymowej po lewej, stronie
stała dziewczyna, która nieustannie brała z kupy garść grubego tytoniu, rzucała ją w szalę,
a odważywszy áwierć funta, podawała człowiekowi kołyszącemu się na nogach. Doktor wstrzymał
się przy drzwiach i stał tam długo, usiłując znowu zrozumieć manipulację tej czwórki. Był to widok
ludzi miotających się jak gdyby w drgawkach, w konwulsyjnych rzutach, a jednak pełen
nieprzerwanej symetrii, metody i rytmu. Po stolnicy, przy której te osoby były zatrudnione, między
Judymową a jej sąsiadem przebiegały ciągle dwa blaszane naczynia, z jednej strony rozszerzone
w kształcie czworokątnych kielichów, z drugiej równoległościenne Formy te były wewnątrz puste.
Judymowa w każdej chwili chwytała jedną z nich w lewą rękę, zwracała szerokim otworem
ku dołowi i opierała na kolanie. Prawą ręką ujmowała ze stosu kartkę z wydrukowaną etykietą
fabryki, otaczała tą ćwiartką koniec blaszanej formy, zawijała rogi papieru i kleiła je lakiem, który
błyskawicznym ruchem topiła w płomyku gazowym. Ledwie zawinięty róg przytknęła palcem, całą
formę brał z jej rąk sąsiad, mężczyzna, podczas gdy ona odbierała stojącą przed nim, dla wykonania
tej samej pracy. Mężczyzna zwracał blachę otworem do góry Koniec jej wyższy, oblepiony
etykietą, zanurzał w stosowne wyżłobienie stolnicy. Przyjmował z rąk dziewczyny ważącej tytoń
szalkę. Wsypywał ćwierć funta w otwór naczynia i tłokiem odpowiadającym kształtowi blaszanki
ubijał zawartość. Dokonawszy tego przez dwa rytmiczne schylenia ciała, wyjmował formę z pełnej
już tytoniu papierowej torebki i sięgał po nową, którą w tym czasie Judymowa oblepiła. Trzeci
Strona 3 z 5
pracownik paczkę zostawioną wydobywał z otworu i zaklejał z drugiej strony, maczając lak
w ogniu, na wzór towarzyszki z przeciwnego końca warsztatu. (…)
W głębi izby stał stół zupełnie podobny do pierwszego z brzegu, a obok płomyka, robiła kobieta
w czerwonej chustce na głowie. Szmata zupełnie okrywała jej włosy. Widać było spod niej duże,
wypukłe czoło. Żyły skroni i szyi były nabrzmiałe. Zamknięte oczy po każdym małpim ruchu
głowy otwierały się, gdy trzeba było przylepić lakiem rożek papieru. Wtedy te oczy spoglądając
na płomyk gazowy błyskały jednostajnie. Twarz kobiety była wyciągnięta a ziemista jak wszystkie
w tej fabryce. Na spalonych, brzydkich, żydowskich wargach co pewien czas łkał milczący
uśmiech, w którym zapewne skupiło się i w który z musu zwyrodniało westchnienie zaklęsłej,
wiecznie łaknącej powietrza, suchotniczej piersi. Błysk pracowitych oczu i ten uśmiech wraz z całą
czynnością przypominały szalony ruch koła maszyny, na którego obwodzie coś w pewnym miejscu
migota jak płomyczek świecący.
Polecenia do fragmentów powieści
2. Na podstawie fragmentu 1. Wypisz określenia charakteryzujące stan zdrowia i wygląd dzieci
nędzarzy.
3. Jak wygląda miejsce zabaw dzieci nędzarzy? Wypisz z tekstu określenia charakteryzujące
to miejsce.
4. Wskaż w tekście porównania określające dzieci nędzarzy.
5. Scharakteryzuj dzieci nędzarzy. Wyciągnij wnioski z wynotowanych z fragmentów określeń.
6. Na podstawie wyglądu i zachowania roznosicieli wody sodowej, przedstaw warunki higieny.
(fragment 2.)
7. Na podstawie fragmentu 2. wypisz naturalistyczne określenia charakteryzujące sklepy i warsztaty
znajdujące się w najuboższej dzielnicy.
8. Jak wyglądają ludzie pracujący w sklepach i warsztatach? Wypisz określenia z fragmentu 2.
9. W jakich warunkach pracują ludzie w fabryce cygar? Zwracając uwagę na sposób wykonywania
pracy, charakterystykę pomieszczeń, higienę i wygląd robotników, przedstaw w 10 punktach
warunki pracy nędzarzy w fabryce.
Każda nawet najmniejsza pomoc bardzo mi pomoże.
ppaatt1 [ Trekker ]
Najpierw napisz coś sam zrobił, a nie szukasz jelenia.
umcy_bumcy_um [ Pretorianin ]
3. Jakim hasłem powinien się kierować w swojej pracy każdy lekarz?
"OPIEKA"
5. Wskaż wyraz, którym lekarze określają projekt Judyma.
"ZNAKOMITA IDYLLA"
Niestety na więcej mnie nie stać :D
4. Wyjaśnij, co oznaczają słowa filantrop lub filantropia.
Dobroczyńca, wspierający innych.
2. Jakie zjawisko najbardziej niepokoi Judyma? Odpowiedź uzasadnij.
I tu nie wiem czy chodzi o te powroty czy że lekarze to olewają?
pooh_5 [ Czyste Rączki ]
Zaraz napiszę i ci wyślę, podaj tylko mejla.
Lt.Matts [ Epitaph ]
Chłopie, to praca z tekstem.. nawet niczego nie musisz wymyślać...
umcy_bumcy_um [ Pretorianin ]
chłopie nie każdy rozumie czytany tekst!! Ja czytam to i nic z tego nie rozumiem!!
Schygneth [ Generaďż˝ ]
Podaj emaila, zaraz napiszę i ci wyślę.
umcy_bumcy_um [ Pretorianin ]
znam :D
prick [ Gundam Meister ]
I ty masz 18 lat? -_-'
umcy_bumcy_um [ Pretorianin ]
Tak ma i co to ma do rzeczy?? Skoro taki jesteś cwany to czemu tego nie zrobisz tylko innych besztasz??
_D_R_A_G_O_N_ [ Legend ]
Przecież to jest chore, żeby czytać i nie rozumieć. Jak ty przebrnąłeś przez gimnazjum?
Wiil.i.aM [ P! ]
On wcale nie przebrnął przez Gimnazjum. On jest w gimnazjum.
To jest najzwyklejsze czytanie ze zrozumieniem. Skoro on tego nie umie, to sorry, ale mu nie będzie robił zadania które powinien umieć każdy 18 ( Co w jego wypadku jest pojęciem względnym)
Umiem to zrobić, ale nie będę pomagał tępakowi, który uważa, że ma 18 lat, a tak na prawdę ma 13-15 i nie potrafi zrobić głupich zadań na podstawie tekstu.
Teraz sram.
Co teraz robię ?
Na to też nie potrafisz odpowiedzieć? Zacznij się uczyć -.-
[16] -> My Ciebie bardziej. Pzdr.
umcy_bumcy_um [ Pretorianin ]
A czy choć jedna osoba przeczytała ten teksty czy każdy tylko pierdoli że banalne a sam nie umie zrobić??
Frogus121 [ RAKIET FJUEL ]
Jesteś ułomny.
umcy_bumcy_um [ Pretorianin ]
Dobra ma, was gdzieś. Nie chcecie to nie pomagajcie ten pierwszy tekst sobie zrobiłem. Drugi jakoś zrobię a jak nie to spisze i też będzie.
Dziękuję za pomoc !
Mam nadzieję i życzę wam tego abyście i wy byli w potrzebie i nikt wam nie pomógł!
kociamber [ Music Is Math ]
Niech zgadne, to zadanie na jutro ? w czas sie zabrales za robote.
umcy_bumcy_um [ Pretorianin ]
No a kiedy to miałem robić??
kociamber [ Music Is Math ]
mógłbyś chociaż troche pokory okazac, to moze ktos by ci pomógl...
umcy_bumcy_um [ Pretorianin ]
Walcie się sam będę musiał całą noc myśleć żeby to napisać żeby nie mieć 5 strzały!
-=Esiu=- [ Everybody lies ]
sam będę musiał całą noc myśleć żeby to napisać żeby nie mieć 5 strzały!
Uwierz... wyjdzie Ci to na dobre!
Fett [ Avatar ]
Wyrazy współczucia dla reszty klasy, która musi znosić tego matoła...
Will I am - Ludzie Bezdomni są w drugiej albo trzeciej liceum, niestety...
pblg [ West Coast ]
O, grupka cwaniaczków się zebrała. :) Założę się, że połowa z Was i tak nie nie będzie w stanie odpowiedzieć na wszystkie pytania, no ale trzeba się popisać i wyśmiać chłopaka.
Twierdzicie, że czytanie ze zrozumieniem jest tak proste? Wielu tak twierdzi (bo myślą, że skoro ma się tekst, to nie można tego nie zaliczyć), a potem wielkie zdziwienie. Jestem ciekaw, czy Wy w szkole średniej uzyskiwaliście same piątki za analizę tekstu. Jeśli tak, to gratuluję nadprzeciętnej, wykraczającej poza normy inteligencji.
Widzę, że forum Gry-OnLine skupia najbardziej krzepkie umysły z całej Polski. No, no. :)
umcy_bumcy_um [ Pretorianin ]
pblg - nareszcie ktoś kto mnie rozumie :D
Dzięki ale już teraz nie chcę pomocy. Sam coś po przepisywałem wymyśliłem i grunt to nie dostać pizdy :D