GRY-Online.pl --> Archiwum Forum

Close Combat i okolice... #24

06.12.2002
08:48
smile
[1]

Ghost2 [ Panzerjäger ]

Close Combat i okolice... #24

Witamy na wątku Close Combatowej braci- fanów, maniaków, weteranów jak i kompletnych laików. Łączy ich jedno- Close Combat.

Ostatnio zaroiło się od sprawozdań z bitew w Close Combat IV oraz V. Wszyscy tez opiewaja wspaniałego Vetmoda, który NIEBAGATELNIE zmienia rozgrywkę.

Ciekawe, czy w naszej kampanii spotkamy takie coś, jak na screenie, i kiedy to spotkamy... :)

A poprzednia częśc wątku pod tym linkiem:

06.12.2002
10:06
[2]

U-boot [ Karl Dönitz ]

Lipton --> co dalej z kampanią ?? przesłałeś ją do Mackay'a ?? wszyscy na pewno czekają z niecierpliwością !!!

06.12.2002
10:59
smile
[3]

T_bone [ Generalleutnant ]

22 Grudnia 1944r wschodnie okolice miasta Chenogne. ---------------------------------------------------------------------------------------------- KG Waldenburg które wchodziło w skład niemieckiej 116 Dpanc. która miała według planów OKW, prowadzić trzon natarcia sił niemieckich na środkowym odcinku lini frontu w Ardenach. Powodem tego była nagła konieczność zawrócenia 2 Dpanc. na północ w celu okrążenia sił amerykańskich blokujących KG Peiper. Wykonanie planu okazało się jednak znacznie trudniejsze, po 3 dniach walk KG Waldenburg utknęło w małej miejscowości Chenogne.To nie była jednak najgorsza wiadomość jaka miała dotrzeć do Obst. Waldenburga, 2 dnia walk do sztabu dotarła wiadomość że Amerykanie uderzyli na stojącą w Bastogne 1SS i na zabezpieczającą tyły 116 Dywizji dywizje panc. Lehr. Wkrótce okazało się że naprzeciw 116-tej stoi 501 Pułk 101 DPD...

06.12.2002
11:00
smile
[4]

T_bone [ Generalleutnant ]

22 grudnia przedpole Chenogne na zachód od Bastogne. -------------------------------------------------------------------------------------------- Był już 22 grudnia do wigilii pozostały już tylko dwa dni, tymczasem pododdziały KG Waldenburg tkwiły w okopach na wschód od miasteczka, otoczeni byli już dwa dni i powoli zaczynało brakować zapasów. Wymiany ognia z amerykańskimi spadochroniarzami wykrwawiły już prawie połowę początkowego stanu osobowego jednostki, większość uzupełnień pochodziła z rezerw batalionowych. Na pierwszej lini siedziała teraz masa zielonych żołnierzy którzy tylko w kilku szczegółach przypominali regularnych grenadierów pancernych, brakowało im nie tylko amunicji i zimowych mundurów ale przede wszystkim woli walki. Kompania która okupowała okopane pozycje położone najbliżej miasteczka miała jednak kilku weteranów, wśród nich był oddział ckm-u Mg-42. Ich dowódca służył w jednostce już ponad rok, lecz tak naprawdę wszyscy dażyli największym szacunkiem Unterfelwebela Ericha Kupfera, który obsługiwał Mg-42. Kupfer był już prawdziwym weteranem położył trupem już 7 amerykanów, w 3 plutonie rozeszła się plotka że wkrótce może otrzymać swój żelazny krzyż. Tymczasem dowódcy kompani mieli większy problem niż wybieranie osób do odznaczeń, amunicja była śladowa, brakowało zimowych mundurów ale przede wszystkim brakowało paliwa. Przydzielony do kompani pluton czołgów Panter był nie tylko nie pełny, wkrótce mógł się zamienić pluton nieruchomych bunkrów. ---------------------------------------------------------------------------------------------------------------- Godz. 13:23 przedpole Chenogne ---------------------------------------------------------------------------------------------------------------- Leutnat Hans Gustav siedział w okopie i zaznaczał pozycje okopów swoich ludzi na mapie, był dowódcą 3 Plutonu czyli plutonu wsparcia. Minutę później podszedł do niego dow. oddziału ciężkiego km-u Josef Kleinschulz. -"Jest zimno jak w dupie - powiedział uśmiechając się ironicznie. -"Jutro ma być jeszcze zimniej" - odpowiedział. - "Widziałeś tych nowych z 1 plutonu, skąd oni ich wzięli z przedszkola". -"Muller mówi że ma jeszcze jeden oddział weteranów, ich dowódca nazywa się Ogger, może go znasz ?" -"Słyszałem że dostał rykoszetem w tyłek" - powiedział śmiejąc się Kleinschulz. Gustav również się zaśmiał i zaczął mówić o planowanym na dziś kontrataku na amerykańskie pozycje. Dziś około 10:00 kilku żołnierzy 1 Plutonu weszło do miasta i zajęło kilka budynków co miało być dobrą pozycją do rozpoczęcia ataku. Do okopu Gustava podszedł dow. oddziału iMg-42 i zameldował. -"Herr komendant skończyła nam się już amunicja" -"Bauer ty idioto mówiłem wam, że zapasy są na ukończeniu i żeby nie strzelać do wszystkiego co się rusza, weźcie mausery z zapasów i zejdźcie mi z oczu" -"Ale..." -"Żadne ale znikajcie mi z oczu" powiedział wkurzony Gustav. -"Ty też wracaj do okopu Josef szykuje się zimowe piekło..." zakończył. -----------------------------------------------------------------------------------------------------------

06.12.2002
11:02
smile
[5]

T_bone [ Generalleutnant ]

Godz. 14:12 okolice okopów 3 Plutonu. ------------------------------------------------------------------------------------------- Obsługa Mg-42 długa kopała swój okop a teraz Kleischulz powiedział im żeby zbierali graty, i przygotowali się do ataku. -"Cholerne gówno"- powiedział nerwowo Kupfer. -"Że co ?" -zapytał zdziwiony Kleischulz -"Kopaliśmy ten okop 5 godzin, teraz z niego wyjdziemy, za kilka godzin do niego albo w ogóle nie wrócimy bo nas zabiją, albo wróci nas kilku. -"Erich ile razy mam ci mówić żebyś nie obniżał morale" -"To nie o to chodzi herr komendant, po prostu już od kilku dni robimy ciągle to samo." -"Wiem że wszyscy macie już tego dość, i każdy chciałby spędzić święta z rodziną w ciepłym domu, ale za to właśnie walcz.." -"Kryć się !!!"- krzyknął ktoś z sąsiedniego okopu, nagle śnieg wokół nich rozprysnął się na wszystkie strony. -"Achtung flug..."- w tej samej chwili okop oddziału stojącego za nimi pokrył się dymem, nie było nic widać, jedynie śnieg przybrał czerwony kolor. -"Pieprzone samoloty, amerykanie to szaleńcy latają nawet przy takiej pogodzie, a nasze cholerne luftwaffe nie lata nawet kiedy świeci słońce". To był fakt KG Waldenburg miało obiecane dostarczenie zaopatrzenia z powietrza, lecz na obietnicach się skończyło. Tymczasem do sztabu dotarło kilka złych wiadomości z których jasno wynikało że kilka godzin temu 2 Dpanc. została całkowicie odcięta na północy, dyw. Lehr była wciąż w podobnej sytuacji jak 116, a 1SS nadal nie mogła w całości opanować Bastogne. Dowódca KG Waldenburg wydał rozkaz do zajęcia pozycji do ataku, to mogła być ostatnia szansa, ponieważ czas uciekał a wraz z nim paliwo, amunicja, i ludzie..... ------------------------------------------------------------------------------------------------------------

06.12.2002
11:03
smile
[6]

T_bone [ Generalleutnant ]

Godz. 15:30 w okolicach zabudowań miasteczka Chenogne. ------------------------------------------------------------------------------------------------------------ Większość pododziałów już biegła by zająć pozycje w najbliższych budynkach, jednym z takich oddziałów był zespół Unteroffiziera Wilhelma Hufnagela. Hufnagel i jego ludzie byli rezerwistami, nie mieli prawie żadnego realnego doświadczenia bojowego. Ich zadaniem było osłaniać oddział Kleinschulza w czasie zajmowania pozycji w najbardziej wysuniętym budynku na zachód. W tym czasie prawą flankę stanowiły lekkie siły, głównie pancerne wyposażone w działo samobieżne, Spw i panzera IV, którego ochrzczono "Wiekim Tygrysem" ze względu na popłoch jaki wywoływał wśród amerykanów, którzy brali go za prawdziwego Tygrysa. Kupfer szedł tak szybko jak tyko mógł, trzymając na plecach Mg-42, przechodzili koło martwych żołnierzy z plakietkami przedstawiającymi głowę orła bielika. Za nimi sunęły powoli dwie Pantery. -"Nie mamy zbyt dużo amunicji, więc pamiętaj jeden strzał jeden trup"- polecił Kleinschulz, te słowa upewniły Kupfera żę Kleinschulz nigdy w życiu nie strzelał z Mg-42, ponieważ taka uwaga bardziej pasowała do snajpera niż wystrzeliwującego kilkanaście pocisków na sekundę ckm-isty. Oddział sMg-42 zajmował już pozycję na wyznaczonym budynku gdy nagle rozległ się strzał z działa dużego kalibru. Wszyscy zaczęli pospiesznie rozkładać ckm, asystent nazwiskiem Zimmer zameldował że jedna z panter dostała w gąsienice. To był dopiero początek... -----------------------------------------------------------------------------------------------------------------

06.12.2002
11:05
smile
[7]

T_bone [ Generalleutnant ]

Godz. 16:12 miasteczko Chenogne. ----------------------------------------------------------------------------------------------- Na prawej flance niemieckiego natarcia Niemcy napotkali masę piechoty która starała się szybko przebiec przez ulicę, niemieckie czołgi natychmiast otworzyły ogień kładący trupem wielu spadochroniarzy. Tymczasem MG-42 Kupfera był już rozłożony i gotowy do strzału. -"Nie strzelać, jak nas zobaczą to już po nas, gdzie jest ta druga pieprzona pantera !"-rozkazywał Kleinschulz Kupfer zgadzał się z nim, ale ledwo powstrzymywał palec od naciśnięcia spustu, przed nim biegły w kierunku wzgórza 4 oddziały amerykańskich spadochroniarzy. Pantera wspierająca atak wyjechała zza domu i otworzyła celny ogień do amerykańskiej armaty przeciwlotniczej kal.90mm rozstawionej na wprost, następnie w kierunku pantery poleciał niezbyt dobrze mierzony strzał z amerykańskiego niszczyciela czołgów, za co amerykański strzelec przypłacił po chwili własnym życiem.... -------------------------------------------------------------------------------------------------------------

06.12.2002
11:06
smile
[8]

T_bone [ Generalleutnant ]

16:25 Bitwa w Chenogne ---------------------------------------------------------------------------------------------------- Kleinschulz patrzył jak Pantera mija dom i otwiera ogień do piechoty. -"Teraz strzelać do piechoty na wprost"- rozkazał zdecydowanie. Wydawało się że Kupfer ledwo nacisnął spust, a jednak, efekt był przerażający amerykanie padali jeden po drugim, w całym tym terkocie nie było słychać żadnych krzyków. Zimmer zameldował że w ich stronę biegnie oddział Spahtruppen, z stojącego na tyłach budynku, kiedy weszli do budynku na zewnątrz zaczęły unosić się dwa wielkie obłoki białego dymu. Nikt nie zdążył nawet zareagować gdy P-47 przeleciał nad domem i spuścił bombę, a zanim przeleciały kolejne. Pantera eksplodowała, a ściana budynku wyleciała jak papierowa karta. -"Jezu nic nie widzę, cholerny dym, Zimmer, Rechner, Kleinschulz !!!!"- krzyczał Kupfer. po chwili dym opadł i Kupfer spostrzegł że ich dowódca leży w dwóch miejscach a Oberschutzer Rechner leży ranny we krwi. -"Zimmer bież mausera, ckm już nie ma amunicji, i daj mi to pieprzone Stg"- krzyczał rozgoryczony Kupfer. Zimmer wykonał co mu kazano i ponownie zaczęli strzelać, lecz tym razem przedpole było strasznie zadymione. ------------------------------------------------------------------------------------------------------------- Hufnagel widział jak samoloty jeden po drugim spuszczają bomby na czołg i panterę. Nagle nad jego głową przeleciała kula, Hufnagel padł przygnieciony ogniem. -"Wszyscy cali "- krzyknął. -"Nie, Boże oni wszyscy...." - ktoś mamrotał coś pod nosem. Hufnagel wstał i zobaczył Schutzera Ostera leżącego we krwi nad martwym kolegą. Hufnagel nic nie powiedział, tylko wybiegł z budynku krzycząc, i przeklinając, zdecydowanie coś w nim pękło. -------------------------------------------------------------------------------------------------------------- Amerykański oddział piechoty spadochronowej. -------------------------------------------------------------------------------------------------------------- Porucznik Gibson prowadził z garstką swoich ludzi dalszy ogień w kierunku budynku z którego przed chwilą strzelał niemiecki km. Nagle jeden z jego ludzi krzyknął że biegnie na nich szwab, Gibson w całym zamieszaniu pomyślał że chodzi o podającego się Niemca, mylił się...

06.12.2002
11:08
smile
[9]

T_bone [ Generalleutnant ]

16:40 zachodnie obrzeża Chenogne ----------------------------------------------------------------------------------------------------------------- Hufnagel dalej biegł w kierunku amerykanów, czuł taki gniew że czuł się prawie niezniszczalny. Zdziwieni amerykanie nie mieli żadnych szans, zdesperowany i bez amunicji Hufnagel wyrżnął wszystkich swoim bagnetem, porucznik Gibson leżał teraz we krwi... ------------------------------------------------------------------------------------------------------------------ Patrz krzyknął Zimmer do Kupfera który wystrzeliwał ostatni magazynek swojego Stg. -"Własnym oczom nie wieżę, to jakiś samobójca, cholera życie mu nie miłe"- stwierdził pełny podziwu Kupfer. Ostatni ocalali z oddziału ckm nie mogli uwierzyć co wyprawiał młody rezerwista, wszyscy stali i patrzyli, i nie mogli uwierzyć. --------------------------------------------------------------------------------------------------------------------- Po kilku minutach amerykanie wycofywali się pospiesznie na swoje pozycje na zachód od miasta...

06.12.2002
11:09
smile
[10]

T_bone [ Generalleutnant ]

22 grudnia 1944r godz. 20:24 miasteczko Chenogne ------------------------------------------------------------------------------------------------------ Obst. Waldenburg pisał raport z ogólnego przebiegu bitwy, stwierdził ostatecznie że pomimo bohatersko wykonanego ataku amerykanie wciąż utrzymują pozycje na zachód od miasta. Zdobycie całkowitego panowania nad miastem nie powiodło się, a zapasów na dalszą walkę już prawie nie było. Losy KG Waldenburg dopiero miały się rozstrzygnąć.

06.12.2002
11:10
smile
[11]

T_bone [ Generalleutnant ]

21:00 Chenogne --------------------------------------------------------------------------------- Wszyscy znowu siedzieli w okopach, tym razem brakowało jednak Kilkunastu osób, sekcja ckm straciła dowódcę a Rechner był ranny. W takich warunkach operacja okazała się niemożliwa i wkrótce potem zmarł, na prowizorycznym punkcie opatrunkowym...

06.12.2002
11:11
smile
[12]

T_bone [ Generalleutnant ]

21:15 Okopy 1 Plutonu -------------------------------------------------------------------------------------------------------- Hufnagel siedział z grupą grenadierów w jednym z nowo wykopanych okopów, po chwili do okopu wszedł dow. 1 plutonu Von Lettow który odznaczył Hufnagela srebrną odznaką piechoty. Pomimo tego nikt tak naprawdę nie czuł się na siłach by składać gratulacje, wszyscy wiedzieli że mogą nie dożyć nawet bożego narodzenia ...

06.12.2002
13:01
smile
[13]

Ghost2 [ Panzerjäger ]

Yoghurt! Zdobyłeś to CC4 na allegro?

06.12.2002
14:20
smile
[14]

T_bone [ Generalleutnant ]

Sturmtiger w CC4 jest przerażająco skuteczny, oto efekt "tylko" dwóch strzałów -------------------------------------->

06.12.2002
16:46
[15]

olivier [ unterfeldwebel ]

Wprawdzie przez jakiś czas nie walczę ale nie pohamowało to mojej inwencji i postanowiłem napisać małe opowiadanko. Poza tym niedawno awansowałem więc to chyba powód żeby dać coś od siebie innym :) Był piękny upalny ranek, zresztą taki sam jak każdy inny w połowie czerwca tego roku. Typowy normandzki krajobraz zielenił się w najlepsze. We wsi skąpanej w plątaninie niezliczonych pagórków porośniętych żywopłotami, panował błogi spokój. Mieszkańcy zapewne wynieśli się ładnych parę dni temu, gdyż rośliny w ogrodach i na parapetach starannie utrzymanych domów, były mocno wyschnięte i zaniedbane. W pewnym momencie absolutną ciszę, przerwały jednak lekkie, miarowe drgania i głuche dudnienie dobiegające gdzieś z oddali; w starannie wymalowanych ramach okien szyby zaczęły przenikliwie wibrować, z coraz bardziej narastającą intensywnością. W końcu dźwięk przybrał bardziej metaliczną i twardą barwę. W tej samej chwili obserwator stojący w centrum wioski, które można by nawet nazwać wiejskim skrzyżowaniem, dostrzegł by wyraźną, ciemnozieloną sylwetkę czołgu, który wtaczał się szybkim biegiem na brukowaną powierzchnię kamiennego mostu, jakieś kilkaset metrów przed wsią. Kilkanaście metrów za nim toczył się kolejny czołg, a za nim kolejny, z wieży którego wychylała się sylwetka w mocno wytartej brązowej kurtce ze skóry i hełmofonie z nałożonymi na nim goglami. Znużona, obojętna mina sierżanta Heskeya dokładnie opisywała stan psychiczny i fizyczny jego załogi, a zresztą i całego plutonu. Od ponad dwudziestu godzin, stłoczeni w dusznych, głośnych i ciasnych metalowych puszkach, gnający po francuskich bezdrożach, teraz z większą ochotą rozszarpali by swego porucznika, niż Niemców, których i tak od lądowania na plaży tydzień temu do tej pory nie widzieli. Nie licząc oczywiście kilku kolumn jenieckich za Carentan. Tak, porucznik Marthy był młodym i bardzo ambitnym oficerem, pewnie dlatego zgłosił się na ochotnika, w celu zapewnienia pancernej osłony grupie piechoty zmotoryzowanej, która zagalopowała się aż na wschód od St Lo, gdzie nieoczekiwanie udało jej się opanować bardzo ważny i do tego nie broniony most na Vire. Dowództwo kompanii nie musiało długo szukać kawalerzysty , który byłby zdolny jak najszybciej przedrzeć się przez dosyć niepewne terytorium i osłaniać most. Poza tym większość maszyn znajdowała się w naprawie, lub pomagała odpierać Brytyjczykom ataki 21. dywizji pancernej. Mimo iż w plutonie tylko 4 czołgi nadawały się do walki, nie zniechęciło to porucznika Marthy'ego do zgłoszenia się do udziału w tej zaszczytnej-jak drwili sobie wszyscy za plecami porucznika -misji. Nieoczekiwanie mętne, myślowe wywody sierżanta Heskeya gwałtownie przerwał potężny huk, przechodzący w ułamku sekundy w wibrujący świst; niemal w tym samym momencie prowadzący kolumnę wóz wspominanego porucznika, zamienił się w kule ognia. Nie zdążywszy nawet pomyśleć, Heskey spadł do wnętrza maszyny i krzyknął głośniej niż kiedykolwiek w życiu: - Stop!!! wsteczny!!! kierunek lewo!!! Po chwili fala uderzeniowa wybuchu amunicji w drugim trafionym czołgu dotarła do maszyny Heskeya i zatrzęsła nią miarowo. -Jezu zaraz zginiemy!!! rzucił w hełmofon strzelec siedzący w wieży Schermana. Zaraz jednak nie nastąpiło. Czołg zgodnie z życzeniem kierowcy, na wstecznym biegu zaczął się staczać z drogi w dół parometrowej skarpy. Trwało to parę chwil po czym Heskey doskoczył do wizjera na wieży i głęboko odetchnął. Czołg był doskonale osłonięty od strony wioski gęstymi rzędami wysokich krzaków po obu stronach wąskiej rzeczki. Nagle powietrze rozdarły kolejne dwa charakterystyczne dźwięki wystrzałów, odpowiedziała im wyraźna eksplozja kilkadziesiąt metrów od nich. Heskey dopadł otwartą cały czas klapę na wieży i zatrzasnął ją. Sierżant pominął w myślach eksplozje bo dobrze wiedział co oznaczała, jego umysł zawładnęły te pierwsze dźwięki; tak teraz kojarzył je dobrze. Mimo iż nigdy w życiu ich nie słyszał to intuicyjnie kojarzył je z opowieściami pewnej załogi czołgu ,z zaimprowizowanej kantyny w Ravenoville. Tylko długolufowe, wysoko kalibrowe działa mogą brzmieć tak złowrogo. O działach AA 88 nie mogło być mowy, gdyż jeździly już tędy jeepy zwiadowcze i transportery z piechotą do St Lo. To coś musiało tutaj dojechać o własnych silach i to niedawno. Mogło to być tylko jedno -"ciężkie czołgi Panzercośtam VI Tiger"- zadźwięczał Heskeyowi w głowie dobrze znany głos tego śmiesznego porucznika z kursów taktycznych odbytych przed inwazją. Gość przypominał mu z wyglądu typowego urzędniczynę ,a szczególnie tego dziwnego faceta który odwiedzał raz w roku dom jego rodziców w Harpers Ferry, kiedy on był jeszcze dzieckiem. Dopiero kiedy podrósł dowiedział się że ten człowiek, którego przyjście wprowadzało jego rodziców w wyjątkowe zdenerwowanie był urzędnikiem skarbowym, choć musiało minąć jeszcze kilka lat nim Heskey pojął znaczenie tego "wnerwiającego" zawodu. Niezależnie jednak od tego, co zmieniło pojazdy jego dowódcy i kumpli w metalowe trumny, nie mogli przecież tkwić w tych cholernych krzakach do końca wojny - pomyślał Heskey - rozglądając się przy pomocy peryskopu, zamocowanego na wieży. Podjazd na prawo pod skarpę, wprost pod lufy Niemców nie wchodził w grę. Na wprost była rzeczka, nie za szeroka, ale zdatna by unieruchomić Schermana, na dodatek przeszkodę stanowily gęste, wysokie krzaki i kilka drzew. Heskey zwrócił wzrok na lewo-przez 200-300 metrów brzeg rzeki porastały gęste krzaki, potem rzeczka zakręcała łukiem w stronę wioski, rosły tam gęste iglaste kępy drzew, była więc szansa - wprawdzie ryzykowna - ale szansa, objechania wioski od lewej. Istniała jeszcze jedna możliwość. Po prostu wziąść nogi za pas, zostawić tę cholerną wioskę i zawrócić. Tę myśl także rozważał przez chwilę Heskey, jego podkomendni wlepiając w niego wzrok bardzo dobrze ją wyczuli. Szybko jednak zbył ich spojrzenie i krzyknął gwałtownie, ni to do siebie ni to do nich: -Do jasnej cholery, nie po to przejechałem pół świata, żeby teraz spiepszać jak głupi przed półgłówkami którzy nazwy swych czołgów biorą prosto z ZOO! Załoga uśmiechnęła się pod nosem, Heskey jednak sam nie wierzył w swój żarcik, ale przecież musiał podnieść swych ludzi na duchu. Skrzętnie jednak ukrył swe obawy i pewnie krzyknął w hełmofon: -Martins! zwrot w lewo, wzdłuż rzeki! spróbujemy objechać wioskę z innej strony. Martins żwawo pokonując nierówności terenu doszlusował do zakola rzeczki, odpowiednio balansując obrotami silnika, tak by przypadkiem Diesel nie dudnił zbyt głośno, gąsienice świetnie tłumiła rozmokła łąka. Jakieś sto metrów dalej rzeczka ulegała zwężeniu i Heskey przez wizjer zauważył kamienisty bród. Z tej strony wioski, po ich stronie rzeczki rosły pojedyńcze drzewa, po drugiej stronie ponownie krzaki i linia drzew, poza tym bliżej zabudowań rósł wysoki żywopłot, niemal na całej długości budynków. Wróg nie mógł więc ich zauważyć do momentu aż wjechaliby do wioski, oni zaś nie mogli dostrzec gdzie są Niemcy. Heskey wiedział że balansowanie między budynkami, równie dobrze może naprowadzić ich na wroga, jak i wepchnąć ich samych pod lufę 88milimetrowego działa, trafienie którego z łatwością rozpruwało pancerz Schermana i kończyło się najczęściej wtórną eksplozją amunicji i śmiercią całej załogi w jednej chwili. Po sforsowaniu rzeki, Heskey zaczął żałować iż nie zawrócili; sądząc po wyczuwalnej atmosferze w czołgu, jego kompanii żałowali tego jeszcze bardziej. Heskey jednak, wbrew swej naturze, postanowił zaryzykować. Wiedział że ryzyko jest bardzo duże, znacznie większe niż te w wyścigach na większa ilość wypitych kolejek w kantynie przy bazie pancernej w Fort Moore. Tam mógł co najwyżej przegrać parotygodniowy żołd lub wylądować zapitą gębą w pustych kieliszkach, tutaj zaś ryzyko było znacznie większe. Zresztą ryzykował nie tylko on sam, ale także czwórka podległych mu ludzi; ludzi z którymi spędził ostatnie 2 lata życia przez 24 godziny na dobę, ludzi których nie zamienił by na żadnych innych... Martins zatrzymał maszynę tuż przed linią żywopłotu, przed zabudowaniami. -Ilu ich może być - odezwał się Smart, kierując pytanie w stronę sierżanta. Zwykle najbardziej rozmowny z całej załogi, Smart był dzisiaj od rana milczący, jak gdyby wyczuwał, że dzisiejszy dzień będzi zupełnie inny niż siedemset wcześniejszych dni w ich wspólnym braterstwie. -Nie więcej niż pluton a więc od trzech do pięciu czołgów, stawiałbym na trzy w tym na pewno 2 Tygrysy, gdyby było ich więcej to wybili by nas jedną salwą, na dodatek są rozproszeni... -Jakie mamy szanse? -Schermanem przeciwko trzem tygrysom? żadnych, jeśli będziemy mieli szczęście to jakieś 10 procent że dożyjemy do kolacji - Heskeyowi przemknęło po głowie że cały plan opiera się na założeniu że we wsi nie ma piechoty bo wtedy szans nie mają żadnych. -10% to dość niewiele..- odchrząknął charakterystycznym rozleniwonym głosem kapral Tempel. -Nadal możemy zawrócić..- tu Heskey spojrzał na O'Grady'ego, chcąc sprowokować milczącego dotąd ładowniczego do zabrania głosu. O'Grady "strząsnął" z siebie spojrzenie sierżanta i krzyknął: -Do diabła! jeśli mamy to zrobić, to po prostu to zróbmy, bo jeśli macie zamiar gadać tutaj do wieczora.. Nie dając skończyć ładowniczemu, Martins wrzucił jedynkę - czołgiem szarpnęło po czym ruszył do przodu. Cała załoga zasiadł na swych miejscach, próbując maksymalnie skoncentrować się na tym czego uczyli się przez ostatnie 2 lata życia. Każdy z nich wiedział że odrobina zawahania, mały błąd, niezbyt szybka reakcja jednego z nich, ściągnie na całą piątkę niechybną śmierć i nie wyjdą już z tego blaszanego pudła nigdy. "Niemieckie załogi pancerne do ospałych raczej nie należą" dźwięczał Heskeyowi głos "śmiesznego" porucznika z kursów taktycznych. Scherman z rozpędem sforsował wysoki żywopłot i wpadł na dziedziniec jednego z gospodarstw. -Na lewo! Objedziemy zabudowania po zewnętrznej! - Heskey próbował przekrzykiwać porykiwania silnika, w dusznej i gęstej przestrzeni czołgu, w czym wydatnie pomagał mu jego zużyty chełmofon. Dostał go od swojego kumpla sierżanta, który walczył jeszcze w Afryce. Podobno zaliczył tam parę udanych trafień niemieckich czwórek. Minęli kilka zabudowań i budynków gospodarczych, teraz wyskoczyli jak z procy zza wysokiej stodoły na wiejską żużlówkę, Martins jednak przesadził nieco z prędkością i omal nie wpadli na mały parterowy domek z szarą kamienną elewacją, na wprost nich. -Uważaj jak...-zaniemówił Heskey, gdyż obróciwszy peryskop na lewo od nich, zobaczył coś czego tak naprawdę nie spodziewał się ujrzeć nigdy. Wzdłuż małej wiejskiej przecznicy na której stali, która przecinała się z brukowaną drogą do mostu, jakieś dwieście metrów od nich sunął powoli ciężki pancerny kolos, starannie cieniowany farbą maskującą i opatulony gałęziami. Zaskoczenie Heskeya było spowodowane tym że Tygrys sunął w kierunku przeciwnym do nich. Minęła chwila nim Heskey otrząsnął się z zaskoczenia, po czym niemal jak z pistoletu maszynowego wyseplenił szybko: -Wieża 90 stopni prawo, ppanc! -Jest ppanc!- wykrzyknął szybko O'Grady. Wieża posłusznie obróciła się w stronę sunącego niemieckiego czołgu. Smart wycelował w tył szerokiej wieży. -Jest Tygrys!! - potwierdził Smart o mało nie udławiając przy tym żutą gumą, a właściwie to całą paczką gum. -Ognia!!! Wystrzał 75 milimetrowego działa zagłuszył okrzyk Heskeya, działo buchnęło ogniem, pocisk odbił się jednak z przeraźliwym metalicznym hukiem od prawej strony wieży Tygrysa. -Przeładować!! - krzyknął Heskey czując jak wielkie strużki potu występują mu na czoło, skronie i bóg wie gdzie jeszcze. Widział jak Tygrys przyśpieszył do przodu i jednocześnie począł obracać wieże w ich stronę... -Jest ppanc!- przerwał ciszę O'Grady. -Mam cel! - potwierdził Smart nie słysząc komendy do strzału. Heskey wstrzymawszy oddech nie mógł oderwać oczu od wielkiej 88 milimetrowej lufy zwracającej się szybko w ich stronę. Smartowi serce biło jak oszalałe, skorygował jeszcze celownik, celując między wieże a podwozie niemieckiego kolosa. -Mam cel!! - niemal zawył Smart.... -Ognia!!!- ryknął Heskey łapiąc powietrze. Schermanem zatrzęsło...tym razem nie było zgrzytu po pancerzu, pocisk huknął o pancerz ze stlumionym dźwiękiem, wieża tygrysa przestała się obracać. Maszyna potoczyła się jeszcze trochę po czym stanęła, z otworów wentylacyjnych buchnął czarny, gęsty dym. -Obrót w prawo i pędem do przodu -Martins usłyszał w hełmofonie głos sierżanta. Gwałtownie obrócił maszynę, wrzucił dwójkę i trójkę. Scherman wyskoczył jak szalony do przodu, kierując się drogą w stronę dymiącego niemieckiego wraku. Heskey przywarł do peryskopu, powoli zbliżali się do głównego skrzyżowania z brukowaną drogą, od którego do mostu, gdzie spoczywał wrak porucznika Martyego było jakieś 300 metrów. Heskey obrócił swój peryskop w prawo. Scherman wskoczył na skrzyżowanie -Heskey z przerażenia rozszerzył źrenice, miał już niemal śmierć w oczach - Scherman w pędzie minął skrzyżowanie, uskakując przedzierającemu powietrze potężnemu grzmotowi wystrzału i walącemu się piętru narożnego domku przy skrzyżowaniu. -Tygrys na drodze!!! Dwieście metrów od nas! Chybił...-odetchnął Heskey. Martins docisnął gaz i po chwili dojechali do blokującego drogę wraku, z którego wszystkich otworów sączył się gęsty, smolisty dym. Nie czekając na rozkaz dowódcy, Martins bez zatrzymywania wykonał zwinny zwrot w lewo, wpadając z impetem przez żywopłot, prosto w sad owocowy i kosząc cały szpaler młodych jabłoni. -Stop! obrót o 360! Cel na wjazd do sadu szybko! Scherman zaczął się wolno obracać w miejscu, by w końcu skierować się przodem do miejsca przez które wskoczyli do sadu. Martins wrzucił na jałowy, we ciemnawym wnętrzu rozświetlanym przez kilka słabych lampek zapanowała względna cisza. Heskey, nie odrywał oczu od peryskopu, wypatrując tygrysa który musiał niechybnie ruszyć za nimi. Po chwili do wnętrza dotarło wyraźne zgrzytanie ciężkich gąsienic o kamieniste podłoże dobiegające z prawa. Nie pojechali za nami, jadą główną drogą - Heskey wyłowił w swej głowie najwyraźniejszą z setek myśli. Szybko obrócił peryskop w prawo i w tej samej chwili, dostrzegł jakieś 50 metrów od nich, ponad żywopłotem wysoką teleskopową antenę, a przede wszystkim górną część wieży tygrysa oblepioną gałęziami z których wystawała głowa niemieckiego czołgisty w czarnej czapce i goglach na oczach. Na ułamek sekundy oderwał oczy od wizjera, po czym przystawił je ponownie, ujrzał już tylko jak zamyka się klapa z której przed chwilą wystawał Niemiec, wieża Tygrysa drgnęła i miarowo zaczęła się obracać w ich stronę... Złapał w płuca kęs dusznego powietrza-mieszaniny ropy, prochu, smarów i ludzkiego potu i krzyknął szybko i pewnie: -Podwozie 45 stopni prawo! Wieża 45 stopni prawo! Martins i Smart jak oparzeni zaczęli spełniać rozkaz dowódcy. Heskey przez parę sekund obserwował jak czerwono jaskrawe niemieckie znaki taktyczne i czarny krzyż zmieniają swe położenie. Wieża Tygrysa musiała jednak wykonać obrót 'kwadransa na zegarze, podczas gdy Scherman obracał jednocześnie podwozie i wieże w prawo, po pół kwadransa. -Jest ppanc!!- wrzasnął O'Grady -Jest Tygrys! - nieco zbyt wcześnie krzyknął Smart bo wciąż korygował celownik, nigdy bowiem nie miał celu tak blisko siebie. Heskey nie odrywając oczu od peryskopu huknął po sekundzie: -Ognia!!! W tej samej chwili zobaczył jak 75 milimetrowy pocisk zdmuchnął część żywopłotu i głucho uderzył w bok wieży niemieckiego czołgu, rozrzucając w powietrze boczne wyrzutnie granatów i inne kawałki metalu. Wieża zatrzymała się. Po chwili powietrze rozdarły głośne krzyki po niemiecku; najprawdopodobniej załoga dolnej części czołgu nie ucierpiała od trafienia a teraz opuszczała pojazd jednym z dolnych wyjść. Heskey oderwał zmęczone oczy od peryskopu, doskoczył do górnej klapy, otworzył ją i rozpierając się wygodnie łokciami o krawędzie otworu nabrał świeżego powietrza w nozdrza. Jego spoconą twarz omiótł delikatny ciepły powiew czerwcowego powietrza, ściągnął hełmofon, rzucił na niego wzrokiem i ścisnął go w dłoni. Tak jak kilkanaście minut wcześniej, był piękny czerwcowy ranek... Z dedykacją dla całej Close Combatowej Braci z forum Gry Online - Olivier.

06.12.2002
17:15
[16]

Lipton [ 101st Airborne ]

W pomieszczeniu było bardzo ponuro. Okna zasłonięte zostały okiennicami. Nieco światła padało tylko od świecy stojącej w kącie pokoju. Na podłodze w najlepsze spali wycieńczeni stoczoną bitwą, żołnierze z oddziału porucznika Duke'a. Była 6 rano, kiedy do środka wpadł porucznik Duke. - Wstawajcie! - Cholera co się dzieje, że nie dajesz nam spać? - spytał Cliff Estes. - Zaraz ruszamy do Carentan. - Przecież straciliśmy tylu ludzi? - Dostaliśmy posiłki, w tym nowy zwiad do 1 plutonu. Jak to, a co z Sylvainem? - Po dzisiejszej bitwie, rozkleił się. Dotarło do niego, że jego przyjaciele z Reconu zginęli i nie byłby w stanie walczyć. Odesłano go na tyły, żeby doszedł do siebie, a jeżeli to nie pomoże, to wyślą go do domu. - Farciarz... - No nic. Ruszać dupska i zbierzcie ludzi. Chcę im przedstawić nowych, przydzilić ich, oraz przedstawię plan działania.

06.12.2002
17:15
[17]

Lipton [ 101st Airborne ]

- Steven - zwrócił się Duke, do Gilmore'a - Mam 2 oddziały, dostałem posiłki z innych kompanii. Jednym słowem tych którzy nie znalezli do teraz swoich dowódców. Ty natomiast do swojego oddziału dostajesz Victora Bray'a. Świetny chłopak, rozmawiałem z nim cała drogę jak tutaj szliśmy, na pewno przyda Ci się taki człowiek w plutonie. Natomiast do MG przydzielam Ci Keith'a Woodsa. Mam nadzieję, że będziesz z nich zadowolony. Mamy też nowy moździerz, oraz nowego snajpera. Nazywa się Michael Hugh. Przedstaw ich reszcie.

06.12.2002
17:16
[18]

Lipton [ 101st Airborne ]

Na przedmieściach Carentan. - Mathis, Ty ze mna i z Hughiem, zajmujemu pozycję w katedrze. Wy macie być na wierzy. A ja bedę na dole. Tak samo Ford masz gdzieś tam umieścić swoje MG. Nie obchodzi mnie gdzie. Po prostu masz tam siedziec i czekac na rozkazy. Recon z naszego plutonu zajmie się obejściem Niemców od prawej strony w Bishop's Rectory. Jaeckel, będziemy was kryć. Jeżeli zauważysz szwabów, zajmij jakąs pozycje, siedź cicho i daj mi znać gdzie są. Harris bierzesz Special team, a Curtis 1 drużynę z 2 plutonu i okrążacie szwabów z drugiej strony. Reszta trzyma centrum i probuje się powoli przesuwa, domek po domku do przodu. Jak się nie da, to czekacie ostrzeliwujecie Niemców i probujecie raz jeszcze. Na tym odcinku dowodzi Gilmore. Moździerze będą za nim i mają być gotowe do strzału 10 sekund po wydaniu polecenia gdzie strzelać. Pierwsza linię tworzą: 2 drużyna i Recon z 2 plutonu, oraz 1 i 2 drużyna z 1. Trzymajcie się tego ustawienia. Uważajcie bo tam gdzieś w mieście sa niemieccy spadochroniarze, a sami się zdążyliście przekonać kilka godzin temu, że z nimi nie ma żartów.

06.12.2002
17:18
[19]

Lipton [ 101st Airborne ]

Recon posuwał się naokoło w stronę Bishopa. Strzelał do niego cały czas moździerz, jednak oddział Jaeckela nie zwracał na niego uwagi. Gdy byli już w domku za Bishopem, stała się rzecz nieoczekiwana. - Mathis!!! Tam popieprza z ruzin szwabów. - Murray miał na myśli Niemieckie MG, oraz Zugfuhrergruppe na drodze przed Bishopem. - Hank spokojnie! Niech wyjdzie ich więcej. Wtedy zacznę strzelać. Te snajper... - Mathis jeszcze nia zapamietał jego imienia.- Stań w oknie obok i jak dam znać zaczniesz strzelać do tych szwabów, którza zaczną uciekać spod mojej lufy. - Michael! - Hank zwrócił się do Jaeckela. - Powiedz Porucznikowi, że jezeli się zgadza to my zdecydujemy kiedy strzelać, bo mamy lepsza pozycję. A oni niech nas tylko osłaniają ogniem. - Juz lece. Jaeckel szybko poleciał na doł katedry. Po minucie szukania, znalazł oddział porucznika na świetnej pozycji. - Co się stało? - spytał Duke. - Mathis z Murrayem proszą, żeby pozwolił im pan zdecydować kiedy zaczniemy strzelać do tych szwabów kszątajacych się... Mathis jednak nie czekał. Gdy tylko na środku drogi znaleźli się biegnący Niemcy, stwierdził, że nie może dłużej czekać. - Leć szybko do nich do góry. Moga potrzebowac pomocy. My postaramy się kryc was z dołu....Estes?! Daj znać Jaeckelowi z Reconu, żeby zdobywali już powoli Bishopa od tyłu. Weźmiemy ich z 3 stron. Tymczasem Mathis rozstrzelał się na dobre. Zabił prawie 10 szwabów. Przestał strzelać dopiero kiedy moździerz niemiecki zabił Murraya. Od kolejnego strzału zginął Deadmon z oddziału Duke'a. Na szczęście Jaeckel z kolegami poradzili sobie i dobili resztę Niemców i zdobyli Bishopa. Z tym, że nie przewidzieli, że z domku obok zaatakuje ich MG 42 i zginęli 2 minuty po zdobyciu tej ważnej lokacji. Żeby tych strat nie było zbyt mało, to wspomniane przeze mnie MG 42 zabiło także Mathisa, oraz Jaeckela z jego oddziału, którzy nie zdążyli odsunąć się od okna. Na wschodzie nie działo się już do końca tej walki dosłownie nic.

06.12.2002
17:19
[20]

Lipton [ 101st Airborne ]

Natomiast bardzo gorąco było w centrum miasta. 1 drużyna 2 plutonu miała za zadanie okrążenie Niemców od zachodu. Manewr ten można uznać za udany, gdyż zginął tylko jej dowódca Curtis, od niezwykle skutecznego tego dnia moździerza niemieckiego. Najciekawsze wydarzenia miały miejsce naprzeciwko pozycji 2 drużyny 2 plutonu dowodzonej wspaniale przez Williama Davisa. Najpierw nieco na prawo od ich pozycji przez drogę probowało przebiec Zugfuhrergruppe. - Nie strzelać jeszcze. - Wyszeptał do swoich podopiecznych Davis. - Czekajcie na mój rozkaz....Jeszcze chwilę zaraz będą na środku drogi....teraz!!! Z domku zajmowanego przez 2 drużynę padły 2 salwy. Wszyscy Niemcy zostali powaleni na środku drogi. Recon, który znajdował się na lewo od nich przekazał Davisowi, że zaraz wylecą na niego większe siły. Na tyle duże, że Murphy musiał zabrać zwiad do domku dalej, gdyż ostrzał ich pozycji był zbyt intensywny, przy wycofywaniu zginął Ott. Zginęli także Harris i Dawson ze special team. - Davis, długo będziemy tutaj czekać? - Spytał Lorein Sylvain. - Aż zabijemy wszystkich szwabów, którzy pojawią się w zasięgu naszego wzroku...O kurwa właśnie następni właża nam pod lufę...Ciekawe kto nimi dowodzi. Strzelac dopiero jak ja strzelę... Minęlo 30-40 sekund i Davis rozpoczął strzelać. Zabili wszystkich. - Kurwa idą następni! - Ognia!!! Chwilę potem jeszcze 2 szwabów wleciało oddziałowi Davisa pod lufę. Po bitwie okazało się, że zabili 21 Niemców. Davis dał znać Reconowi, że mogą już ruszać i zdobyć lokację. Jak tylko to zrobili, Niemcy poprosili z domku w centrum mapki wyszedł Niemiec z biała flagą. Na spotkanie wyszedł mu Duke. Szwab łamaną angielszczyzna poprosił o przerwę w działaniach na kilka godzin. Duke rozejrzał się po domkach po swojej stronie frontu i pomyślał, że potrzebują posiłków, więc zgodził się na przerwę... W Carentan znowu było cicho...bardzo cicho...ale na jak długo...?

06.12.2002
17:21
smile
[21]

Lipton [ 101st Airborne ]

Oto moj bohater, niestety polegly Mathis. W tej walce zabił 7 Niemców w poprzedniej 8 czyli razem, jakby ktos nie wiedzial:P 15:P

06.12.2002
17:23
smile
[22]

Lipton [ 101st Airborne ]

No i moj najlepszy oddział. Zaznaczam, że wszystko to zostało ustrzelone podczas walki w Carentan:) Naprawde sie postarali:)

06.12.2002
17:25
smile
[23]

Lipton [ 101st Airborne ]

Dla porzadku: Mimo, że miałem o jedna lokacje wiecej niz komp, oraz zginęlo u mnie 2 razy mnie ludzi, to Minor victory uzyskał komp. Dlaczego??? Linia frontu w Carentan przebiega teraz przez samo centrum miasta. Plik jest juz od ponad godziny u Mackaya, ale widze, że on cos sie opieprza, bo nie widze zadnego screenu z propozycjami ruchów:P Mackay co z Tobą? Czekamy:D

06.12.2002
17:31
smile
[24]

T_bone [ Generalleutnant ]

AK_StasiuX zrobił mały update swojej strony, polecam rozbudowany dział linków :))

06.12.2002
17:38
smile
[25]

Lipton [ 101st Airborne ]

olivier--> Super opowiadanko:))) Ale na drugi raz pisz: " Sherman":P Lepiej wyglada:D

06.12.2002
17:38
[26]

U-boot [ Karl Dönitz ]

Lipton --> odnośnie Twojego bohatera "good work" Mackay --> bierz się szybko do roboty !! cobyśmy przed Twoją ucieczką w ciepłe strony zdołali coś stworzyć :-))) olivier --> piękna sprawa, chłopie marnujesz się tutaj !!! jeden Schermana i dwa Tygrysy !!! cudowna fikcja literacka !!!

06.12.2002
17:44
smile
[27]

Lipton [ 101st Airborne ]

U-boot--> :))) Swoją droga to moze by zrobic Mackay'owi Disbanda, żeby kampania nie stanela na czas Jego wyjazdu?:P hehehe

06.12.2002
17:59
smile
[28]

Mackay [ Red Devil ]

Latam tylko miedzy watkami i odpawiadam na prowokacje Liptona...stad nie mam czasu na nic innego Lipton ---->> po pierwsze! sumujac czas oczekiwania na Twoje bitwy palimy tu dluzej glupa niz Czerwone Diably w Arnhem czekajac na XXX Korpus... po drugie! moge smialo wyjezdzac, bo nie sadze bys do mojego powrotu wyrobil sie z zagraniem trzeciej bitwy... po trzecie! duze uznanie za probe starania sie byc dowcipnym! :)

06.12.2002
18:58
smile
[29]

Mackay [ Red Devil ]

Stosowne rozkazy zostaly wyslane... nie zamieszczam juz tutaj mapy strategicznej bo nasze kierunki dzialan sa znane w godzinach porannych 7 czerwca 1944 walki stocza Dekert, Olivier, Mackay, Ghost, Matchaus, Lipton Dekert --->> sejw poszedl w kierunku Twojej kwatery Moja wielka prosba jest taka by sprezyc dupska i dac szanse mojej kompanii zagrac przed czwartkiem 12 grudnia, bo potem mnie 2 tyg. nie bedzie - wysle sie wtedy moich chlopcow na jakis spokojny odcinek frontu na jeden dzien... Ghost --->> tak bardzo gryzlo mnie sumienie ze sam wezme sie za ten spadochronowy na drodze do St.Mere-Eglise, Twoi cos amunicji i benzyny nie mieli wiec poslalem ich bardziej na zachod, gdzie zostali troszke zaopatrzeni Matchaus --->> walczysz na poludniowy zachod od Carentan, jestes najdalej wysunietym oddzialem na poludnie, 8 czerwca masz duza szanse natrafic na czolgi prace do nas ze srodkowej Francji Olivier --->> uderzysz na szkoleniowa kompanie niemieckich FJ, nie powinno byc duzych problemow, bo ich morale i wyszkolenie jest niskie, uwazaj tylko, bo sa za to dobrze uzbrojeni... Lipton --->> walczysz dalej o Carentan, dobrze by bylo jakbys wywalczyl tam droge na poludnie co znacznie ulatwi nam opanowanie poludniowej czesci mapy pozdrowka Mack

06.12.2002
19:43
[30]

olivier [ unterfeldwebel ]

--->Ubott. Zapewniam cię że każdy Sherman, nawet ten z 75 mm działem, z odległości kildudziesięciu metrów był w stanie przebić pancerz osławionego Tygrysa, podobnie przy strzale w tył wieży Tygrysa z odległości 200 m, poza tym Tygrys miał sporo wad - osławioną był długi (a nawet bardzo długi..) czas obrotu wieży, wszystko to staralem się uwzględnić w opowiadanku. Cała legenda Tygrysa wzięła się z jego postawy w otwartym polu. Pośród zabudowań czy w trudnym terenie stawał się często bezradny, o czym wybitnie świadczy np.zdażenie w Ville Bocage w Normandii. Co do kampanii to jeśli do niedzieli dostanę sejw to wyśle go jeszcze tego samego dnia, jeśli nie to dopiero w środę. A na zdjęciu moje lądowanie na spadochronie, moje czyli Kpt. Oliviera dowódcy kompanii A 507 p 82 w nocy 6 czerwca...(zdjęcie pochodzi z MOHAA:SPEARHEAD)

06.12.2002
19:44
smile
[31]

T_bone [ Generalleutnant ]

Mackay ------> Nie chciał byś przekazać mi na ten czas dowodzenia swoją kompanią, obiecuje żę będe o nich dbał, karmił i wyprowadzał na patrole :)) Oczywiście to twoja decyzja.

06.12.2002
19:47
[32]

olivier [ unterfeldwebel ]

Żeby podnieść nieco morale przed nadchodzącym 7 czerwca..Tak wyglądają bohaterowie a dokładnie słynny dowódca kompanii E Richard D. Winters.

06.12.2002
19:52
[33]

olivier [ unterfeldwebel ]

I uważajcie na takich brzydkich panów strzelających bez ostrzeżenia..

06.12.2002
19:52
[34]

U-boot [ Karl Dönitz ]

olivier --> Twoje opowiadanie podobało mi się !!! Zdaje sobię sprawę, że ani Tygrys nie był taki cudowny ani Sherman taki słaby. Jednak, że o ile Alianci wykazali się u Ciebie rozumem (Ci co przeżyli oczywiście) to Niemcy zachowali się zbyt beztrosko jak dla mnie. :-)) pozdrowionka

06.12.2002
20:01
smile
[35]

Mackay [ Red Devil ]

T_bone --->> pomimo calej mojej sympatii do Ciebie i szacunku co do Twojego dowodzenia nie moge oddac swojej kompanii - sa pewne zasady "zony, piora i kompanii sie nie pozycza!" :)

06.12.2002
20:27
smile
[36]

T_bone [ Generalleutnant ]

Mackay -----> Jawohl, tak z ciekawości jaką jednostką dowodzisz ?

06.12.2002
21:01
[37]

Wozu [ Panzerjäger Raider ]

Olivier -> Poczatkowo Shermany, zwlaszcza M4A1 nie potrafily przebic pancerza czolowego Tygrysa I, wlasnie ze wzgledu na jego czolowy pancerz. Dopiero pozniejsze wersje z modyfikacjami Brytyjczykow pozwolily stworzyc Shermana Vc 'Firefly', ktory mogl stanac oko w oko z Tygrysem. Poza tym ciagle funkcjonuje mit jakoby w Normandii i w Ardenach trzon niemieckiej armii stanowily tygrysy. A byly to de facto Panzer IV. Czesto amerykanscy chlopcy brali Pz. IV za Tygrysa, chwalac sie jego zniszczeniem. Poza tym, co do sily Tygrysa chyba znany jest przypadek z udzialem Wittmanna, ktory sam zniszczyl 5 atakujacych go Shermanow...

06.12.2002
21:14
smile
[38]

Mackay [ Red Devil ]

Kompania C z 2 batalionu 506 pulku (tak tak tego z kompanii braci...) 101 DPD

06.12.2002
21:31
[39]

olivier [ unterfeldwebel ]

W Vet Modzie mam właśnie 19 września. M.in. tym dzielnym chłopakom ze screenu udało się rozbić całkowicie grupę Peipera. A załoga na zdjęciu zniszczyła Tygrysa Królewskiego, 2 pantery i panzer czwórkę.

06.12.2002
21:58
smile
[40]

T_bone [ Generalleutnant ]

Mackay ----> Kiedy będziemy grali kampanie w CC4 powstrzymuj swoich chłopców od podkradania ze składu mojej 10 Dpanc. wkm-ów i i innego sprzętu :)))

06.12.2002
22:02
[41]

T_bone [ Generalleutnant ]

Olivier ----> Jestem pod wrażeniem jeden Sherman, zrobił takie złomowisko. A tak swoją drogą to chyba jest 19 grudnia a nie września.

06.12.2002
23:14
smile
[42]

Dekert [ Pretorianin ]

Johns gdzieś przechandlowal breny ? Ze jak, ze dlugie postoje dzialaja na ciebie niekorzystnie juz ja ci pokaze niekorzystne dzialanie Cięzarowki nie beda na nikogo czekac, jak Cie zabraknie, to nie chcialbym bym byc w twojej skorze. Amunicja laduj amunicje, potem prowiant, szwaby nie poprosza cie o puszke. Problemy mnie nie interesuja, ruszamy ! nareszcie ruszamy !. No ,albo rybki albo pipki. Wiem Johns ty bys wolal pipki ale naszczescie nie ty dowodzisz.

07.12.2002
00:01
[43]

olivier [ unterfeldwebel ]

--->T_bone. He,he skąd mi w głowie ten wrzesień się zalągł to ja nie wiem, ja też jestem pod wrażeniem, szczególnie tego ustrzelonego King Tigera, zawodowcy wjechali nim na most w Stavelot (tak, kto gra ten wie jak ciężko się na tej mapie pzrebić od pn-zach) a tam sruu w niego z tzrech czołgów, akurat ten stał najbliżej i mu policzyło... ---->Dekert zaciąłeś się czy jak, bo zaczynało się równie ciekawie jak ostatnia Kompania Braci :)) (kto oglądał ten wie..)

07.12.2002
01:12
smile
[44]

Dekert [ Pretorianin ]

Olivier--> To tak gwoli wstepu jeszcze przed bitwa, jestem juz po, plik poszedl jak mam nadzieje bo cos onet niechcial wysylac, adres mam rozpiski Mac jakby sie cos zmienilo daj znac Opis za dzien :)

07.12.2002
09:35
[45]

olivier [ unterfeldwebel ]

--->Dekert. Jeżeli plik poszedł do mnie, to jednak nie doszedł...

07.12.2002
09:42
smile
[46]

Lipton [ 101st Airborne ]

Mackay--> Postaram się zdobyć tę drogę na południe, jednak sam wiesz, ale nie zrobię tego za wszelką cenę:D Bo chce żeby jednak trochę moich weteranów dotarło do konca. Pozdrówka

07.12.2002
10:17
smile
[47]

Dekert [ Pretorianin ]

Plik wyladowal u Mac-a bo cos ten adres ktory mam jest felerny, sory za wydłuzanie drogi ale o tej porze to byl jedyny sensowny pomysl :(

07.12.2002
10:47
smile
[48]

Mackay [ Red Devil ]

Dek --->> nic sie nie przejmuj, plik jest juz u Oliviera...

07.12.2002
10:53
[49]

U-boot [ Karl Dönitz ]

Mackay --> mógłbyś zamiecić screen gdzie stacjonują jakie jednostki, w jakich miasteczkach. Chcę mięć pewność, że moi chłopcy mają na wyposażeniu jakiś dobrze zaopatrzony zajazd i b. miłą obsługę płci pięknej !!! Poza tym jakie mam wydac im rozkazy ?? okopać się na zajetych terenach i czekać na Niemiaszków czy być gotowym w każdej chwili do dalszego wymarszu ??

07.12.2002
11:10
smile
[50]

Yoghurt [ Senator ]

Ghost- Jestem w trakcie licytacji :) Czekam tez na oryginał CCV, ale to dopiero w styczniu przyjdzie :) Na razie mam sejwy, aby bitwa o mederet nie poszła w zapomniene :) Panowie, jestm pod olbrzymim wrażeniem waszych opowiadań...hmmm, jako ze żadna z czesci CC nie gości chwilowo na moim dysku to może przeprosze się z CCIII, bo coś opowiadanek z niej nie ma? :)

07.12.2002
11:16
smile
[51]

Mackay [ Red Devil ]

Twoja kompania Ubi stacjonuje we wsi Point L'abbe (Lipton tam sie chyba ta Alba urodzila co? :P) Oto fotki przeslane do mojej kwatery na specjalne zadanie przez francuski ruch oporu, datowane na 3 maja 1940 roku rynek -------------->>>

07.12.2002
11:17
smile
[52]

Mackay [ Red Devil ]

Plac Pigalle ----------->>>

07.12.2002
11:20
smile
[53]

Mackay [ Red Devil ]

i tamtejsza starowiejska tudziez swietojanska sklepy, panny i dupczenie - dobrze wykorzystajcie ten czas! moze Wasi amerykanscy straznicy przymruza na chwilke oko ;) aha! tylko uwazaj Ubi! ta miejscowosc - gdy sie zaczyna to juz sie wlasciwie konczy - latwo ja przegapic... zycze poranka na "tylach"

07.12.2002
11:45
smile
[54]

Lipton [ 101st Airborne ]

Mackay--> Dla porzadku ona urodzila sie w Pomonda w Kalifornii.

07.12.2002
11:50
smile
[55]

Mackay [ Red Devil ]

No Lip, ale wciaz moga byc jakies inne - francuski, nie odbierajmy nadziei chlopcom Ubiego!

07.12.2002
11:52
[56]

Lipton [ 101st Airborne ]

Mackay--> Moje zdanie na temat urody francuskich kobiet jest raczej dla nich niekorzystne:D Wiec chlopcy U-boot'a bede mieli ciezka przeprawe:P

07.12.2002
11:55
smile
[57]

Mackay [ Red Devil ]

Lip ---->> nie zapominaj ze import kobiet z czarnego ladu byl w tym okresie wciaz spotykany...chyba nie trzeba nic wiecej dodawac ;))))

07.12.2002
12:23
[58]

U-boot [ Karl Dönitz ]

Mackay --> dziękuje za szczegółowy opis z "uwzględnieniem koloru" :-))))

07.12.2002
13:10
smile
[59]

T_bone [ Generalleutnant ]

Mackay -----> Pisałeś że czekasz na moda Market Garden do CC5, tymczasem na CC.net jest do sciąnięcia podobny mod, CC5 "A Bridge too Far". W dziale articles jest też news podający że z CC.net można sciągnąć instrukcje do CC5, to taka ciekawsotka :))

07.12.2002
13:36
smile
[60]

Yaca Killer [ **** ]

Mackay --> a gdzie ja jestem do K***Y nędzy ?? przecież chciałem walczyć ... a Ty pewnie cofnąłeś mnie na plażę przecież moje wojaki ocipieją od tego maszerowania

07.12.2002
15:46
smile
[61]

Mackay [ Red Devil ]

Wielkie Ci dzieki T_bone za te wspaniala wiadomosc - poczalem sciagac tego moda :) Yaca ---->> nie narzekaj, Valognes to przytulna miescina na drodze do Cherbourga, oslaniasz zachodnie skrzydlo Dekerta, aktualnie niestety nic nie chcialo Cie zaatakowac, wiec ciesz sie zyciem, wokolo pelno trawy, zielonej, sloneczna aura, nic tylko odpoczywac...a jak Ci sie znudzi to lec na dworzec i wyskocz na weekend do Paryza ;)))

07.12.2002
16:47
smile
[62]

T_bone [ Generalleutnant ]

Mackay ----> Też planuje go ściągnąć ale nie wiem skąd wziąść mapy z CC2 ? Na stronie znalazłem tylko converter map CC2 do CC3, a ja nie mam map z CC2...

07.12.2002
17:45
[63]

olivier [ unterfeldwebel ]

Teraz walczy Mac, plik poszedł. Proszę o zachowanie ciszy radiowej bo zaczynam nadawać, he, he..

07.12.2002
17:53
[64]

olivier [ unterfeldwebel ]

Było około południa, kiedy to sierżant Carlson na czele kilkunastu ludzi zmierzał drogą w stronę Chatteu. Zbliżając się żwawym krokiem do budynków na zachodnim krańcu wioski minęli kilka ciał niemieckich żołnierzy. Przeszli obok stanowiska ciężkiego kaemu obsługiwanego przez zagubionych maruderó, sądząc po naszywkach na ramieniu z 506 pułku; przed wsią minęli kilku spadochroniarzy z karabinami w dłoniach gotowymi do strzału. -Kapralu! -tu Carlson zwrócił się w stronę grupki żołnierzy idącej za nim - Weźmiecie połowę ludzi i zmienicie posterunki zwiadowcze przy drogach na wschód i północ. Umorusany , niski spadochroniarz z dwiema belkami na ramieniu podbiegł dopiero do sierżanta. -A i weźcie jeszcze ze wsi sekcje bazooki, niech obstawi wschodnią drogę. -Tak jest!- potwierdził szybko kapral po czym zawrócił biegiem do spadochroniarzy idących z tyłu.

07.12.2002
17:55
[65]

olivier [ unterfeldwebel ]

Carlson kątem oka dostrzegł jeszcze iż propozycja kaprala nie przypadła chłopakom do gustu, po czym ruszył szybkim krokiem w stronę pooranego kulami niewielkiego domku tuż przy drodze. Szeregowiec stojący przed drzwiami zasalutował, jakby miał przed sobą co najmniej pułkownika. Carlson mimowolnie odpowiedział po czym zatrzymał się i dopiero teraz rozejrzał po wiosce. Dookoła pośród zabudowań siedziały na ziemi kilkuosobowe grupki żołnierzy zajętych najprzeróżniejszymi rzeczami, a dokładnie to nic nie robieniem. Na wieży kościoła w głębi wsi, przy ciężkim Browningu gestykulowało kilku żołnierzy. Pod kościołem zaś, w którym parę godzin wcześniej zorganizowali prowizoryczny punkt opatrunkowy, zauważył kilkanaście ciał leżących w równym rzędzie. Carlson ruszył w tamtą stronę, zbył spojrzenia grupki pobandażowanych żołnierzy namiętnie popalających papierosy i stanął nad ciałami. Przyglądał im się intensywnie. Widział poszarpane mundury, rany najrozmaitszych rodzajów, w tym cięte. Część ludzi byłą mocno zmasakrowana, najprawdopodobniej od wybuchów granatów odłamkowych lub pocisków moździerzowych. -John..- wyrwał Carlsona z zamyślenia znajomy głos, obrócił się i zobaczył sierżanta Kosha, którego znał niemal od zawsze to jest od pierwszej przepustki z podstawowego szkolenia 2 lata temu. -To Moylan?- zapytał Carlson- wskazując dłonią leżące jak kłoda, zmasakrowane ciało wysokiego spadochroniarza. -Tak -pokiwał znacząco Kosh. -Kasdendick leży po drugiej stronie wsi. Carlson zamyślił się i spojrzał na siedzącego w pobliżu szeregowca o chłopięcej twarzy z obandażowaną lewą dłonią, zapamiętale bawiącego się nożem. -Uważaj żołnierzu, bo granaty będziesz odbezpieczać nogą... -Tak jest panie sierżancie!- odpowiedział chłopak pośpiesznie chowając nóż. -Ilu doszło?- zapytał Carlson wyraźnie rozbawionego Kosha. -W ciągu kilku godzin około pięćdziesięciu, z najrozmaitszych odziałów i sporo rannych, jest nawet dwóch ze sto pierwszej. -Tak nasi dzielni piloci rozproszyli nas na ogromnym obszarze, ale jeśli będą dochodzić tak jak teraz to do jutra uzbieramy pełnowartościowy pułk -zadrwił Carlson. -A co z działami?- spytał Kosh. -Szybowiec stal tam gdzie chłopaki mówili. Wypełniony ciałami po brzegi.. -zawiesił na chwilę głos Carlson-...znaleźliśmy 2 sześciofuntówki, jedna pogruchotana ale drugą chłopcy powinni dociągnąć w ciągu paru godzin. -Acha, zapomniałem ci powiedzieć że przed godziną doszedł kapral z kompanii C ze sprawną radiostacją na plecach, mamy łączność ze sztabem pułku w Mountenburg czy jak to miejsce się nazywa.. -Ok! Chodźmy do sztabowego.-tu Carlson spojrzał jeszcze raz na ciało Moylana, niedawnego dowódcy drugiego plutonu, po czy razem z Koshem skierowali się do domku przy drodze z wartownikiem od frontu. Sierżant Carlson dowodził rano trzecim plutonem. Jako że pozostali dowódcy plutonów zginęli w walce, w tym dowodzący kompanią sierżant Kasdendick, Carlson objął dowództwo nad kompanią A 507 pułku. Do tej pory nie pojawił się żaden z oficerów.

07.12.2002
17:58
[66]

olivier [ unterfeldwebel ]

Ze sztabu pułku Carlson dostał rozkaz by zebrać jak najwięcej ludzi i ruszyć najszybciej jak to możliwe na zachód Contentin, w celu opanowania mostów między Merderet i Douve. Sierżnat wziął więc ze sobą niemal wszystkich ludzi łącznie z lżej rannymi, zostawiając kilku ludzi do osłony szpitala i obsługi działa. Jeszcze wieczorem osiągnęli Amfreville, zgarniając po drodze kilkunastu ludzi ze swojego pułku którzy opanowali most na Merderet. Amfreville było osłaniane przez grupkę ludzi z 508 którego jedna z kompanii zajęła rano miasteczko i ruszyła w kierunku zachodnim. O świcie wyruszyli w stronę miasteczka St. Savour. Carlson nie wiedział że za kilka godzin Amfreville opanują Niemcy i jego kompania razem z połową 82 dywizji zostanie odcięta... Ranek 7 czerwca, okolice St. Savour... Całym środkiem wąskiej drogi opatulonej z boków żywopłotami szło kilkudziesięciu spadochroniarzy. Nie musieli specjalnie uważać gdyż naokoło drogi, jak okiem sięgnąć roztaczały się kilometry zalanych łąk i wroga tam po prostu być nie mogło. Humory dopisywały wszystkim i choć większość znała się tylko kilkanaście godzin to zachowywali się tak jak gdyby znali się całe życie. -Boscoe, więc jak to było z tą szarżą na Chateu?- rozpoczął nowy wątek szeregowy Clan z Bazooką na plecach. -Nasz bohaterski sierżant odkrył w sobie duszę wojownika..- zakpił sobie Corrigan. -..tak i teraz siedmiu chłopaków leży teraz z wyciągniętymi nogami.- włączył się Jarell. -A ja słyszałem że atakować kazał Moylan..- rzucił ktoś jeszcze. Boscoe zbył docinki kolegów, a poza tym nie pamięta kto wydał rozkaz. Spojrzał na Goffa idącego daleko z przodu razem z sierżantem Jacobi który objął teraz dowództwo drużyny. Tylko Boscoe, Goff i Denny idący gdzieś z tyłu, przeżyli atak na budynki na wschodzie wioski o świcie poprzedniego dnia. Boscoe nie miał pretensji do sierżanta. Kazał atakować więc ruszyli za nim, fakt że nie mieli juz amunicji, podobnie atakująca sekcja Bazooki, wszyscy mieli noże i bagnety i parę granatów. Mogli się wycofać pod ogniem dostając serie w plecy albo atakować, nic więcej...Fakt że niemcy nie mieli zamiaru się poddać i wywiązała się walka wręcz, fakt że zginęła większość z jego kumpli, ale sierżant wydał rozkaz, a on szeregowy Boscoe zawsze wykonuję rozkazy. Zresztą z ataku nie pamięta zbyt wiele, może tylko tę głowę niemieckiego nastolatka z karabinem w ręku, ściął ją jednym zamachem saperką i te przerażenie w oczach chłopaka, przerażenie które można było jeszcze odczytać z oczu gdy głowa turlała się po podłodze . Pamięta jeszcze okrzyki i kłębiące się w walce sylwetki jego kolegów a później był już tylko wybuch jednego albo i kilku granatów, ciemność w oczach i jego ciało padło na twardą posadzkę. Rozmowy i krzyki przerwano gdyż od strony widoczych coraz wyraźniej zabudowań miasteczka, nadbiegał szybko postać spadochroniarza. Kapral Lynch dowodzący zwiadem w St. Sauvor pośpieszył do sierżanta Carlsona i zziajanym głosem wykrzyknął: -Niemcy podchodzą do miasteczka od południowego zachodu! -Ilu?-zapytał spokojnie Carlson. -Nie mam pojęcia!-wykrzyknął zdecydowanie Lynch, dopiero po chwili zdając sobie sprawę że w końcu dowodzi drużyną zwiadowczą i kto jak kto ale on powinien "mieć pojęcie' jak liczny jest wróg. -To niemieccy spadochroniarze!-zreflektował się szybko Lynch. To drugie zdanie zrobiło na sierżancie większe wrażenie i momentalnie zapomniał o pierwszym niefortunnym okrzyku Lyncha. -Ok! nie mamy czasu do stracenia! trzeba opanować kluczowe pozycje w miasteczku. Za moment cała grupa spadochroniarzy nadbiegła już w stronę miasta. Tam Carlson rozdzielił trzy plutony i ruszył ze swoim na północne obrzeże miasteczka, gdzie ulokował swój pluton w długim kilkuczłonowym budynku. Pierwszy pluton Rimesa- sierżanta który opanował most na Merderet- zajął centralne skrzyżowanie poniżej pozycji plutonu Carlsona. Pluton Blacka zaś pośpieszył na poludnie. Carlson i jego ludzie nie musieli czekać na wroga zbyt długo, gdyż już za chwilę dojrzeli z okien drugiego piętra kilkudziesięcioosobową grupę niemców podchodzących pod skarpę wzgórza, zcęść niemcó ruszyłą biegiem w ich stronę. -Kapralu lećcie do Rimesa! Niech mi przyśle drużynę z BARem! Carlson odprowadził wzrokiem zbiegającego na dół Lyncha po czym krzyknął stanowczo. -Strzelać tylko na mój rozkaz ! Przygotować się! Kilkunastu ludzi przywarło z bronią przy oknach mierząc w biegnących niemców w maskujących mundurach z pobłyskującymi orłami na ramieniu. -Teraz!- huknął Carlson i na niemców posypał się grad pocisków. Kilka sylwetek padło w błoto inni rozbiegli się za drzewa czy żywopłoty odpowiadając ogniem. Część próbowała zawrócić z powrotem za skarpę ale nie zdążyli uciec przed kulami. Paru niemców ostrzeliwało budynek, pod dom podleciał granat ciężko raniąc człowieka z drużyny Lyncha. Gdzieś za domem wybuchł pocisk moździerzowy, o frontową scianę drugiego piętra huknął pocisk z odległego działa zabijając jednego człowieka i robiąc wielką dziurę w ścianie. -Zmienić pozycję! Kaem za dom na prawę skrzydło! Ostatnie słowa Carlsona nie były słyszalne gdyż kolejny pocisk z ukrytego działa gruchnął w budynek. Żołnierze rozbiegli się do innych pomieszceń budynku. Niemcy widząc że ogień osłabł poderwali się do ataku. kiedy podchodzili już pod budynek, serie z kaemó na prawym skrzydlle Carlsona i gdzieś z centrum od plutonu Rimesa zebrały krwawe żniwo. Na lewo od budynku plutonu Carsona siedział sierżant Hackett z karabinem snajperskim. Słyszał jedynie odgłosy strzelaniny gdzieś z prawej strony, jednak widok zasłaniały mu budynki. W pewnej chwili dostrzegł 20 metrów z lewej strony grupę niemców wychodzącą z budynku. Popatrzył na nich zaskoczony, oni przystanęli i spojrzeli na niego...po czym zawrócili z powrotem do budynku. Hackett momentalnie i bez celowania wymierzył w ostatniego, strzelił i niemiec padł, przeładował i strzelił ustrzelając następnego, wystrzelił następny raz, pocisk przebił drewniane drzwi i na progu padł kolejny trup. Kolejnych kilku trafił kiedy próbowali wychylić głowę zza winkli.

07.12.2002
18:03
[67]

olivier [ unterfeldwebel ]

W tym samym czasie sierżant Black ze swym plutonem zajął miasteczko od południa i kierował się na północ. -Szybko! szybko na górę!- Jacobi popędzał swoich ludzi wbiegających z łoskotem niczym stado słoni na czwarte piętro ratusza. Pierwszy do okna doskoczył Corrigan. Zobaczył paru niemców czających się po drugiej stronie ulicy i bez zastanowienia opróżnił magazynek Garanda który z metalicznym dźwiękiem wyskoczył z broni. Jacobi dobiegł do okna i zobaczył dwa niemieckie trupy. z uśmiechem rozczochrał blond czuprynnę Corrigana. Goff z jednym ramieniem obandażowanym ciągnął wyjącego z bólu Boscoe, który z pośpiechu skręcił na schodach nogę. posadził chłopaka w kącie po czym ściągnął z pleców BARa i skosił serią dwóch niemców uciekających w stronę wzgórza na północ.

07.12.2002
18:07
[68]

olivier [ unterfeldwebel ]

[KUHWA jak mawiają niemcy pomyliły mi się screnny, obo to co zdziałał pluton Carlsona, bo nie będe już zaśmiecał miejsca samymi obrazkami. ] W międzyczasie Carlson odparł kolejny atak niemców na północy i wysłał Lyncha na zwiad w kierunku zachodnim. 'Lekkie działo piechoty, 200 metrów na zachód' odczytał sygnały migowe Lyncha który z budynu po drugiej stronie ulicy wykrył niemców. -Ok. Kriger leć do Blacka, niech zaraz wyśle ludzi z Bazooką i spróbuje zdjąć żelastwo.

07.12.2002
18:10
[69]

olivier [ unterfeldwebel ]

Na umówiony znak przed zagajnikiem w którym ukryte było działo spadłą moździerzowa zasłona dymna, Clan wycelował, wystrzelił jednak chybił. tyson załadował bazookę ponownie; clan znów wycelował i pocisk gruchnął tuż przy dziale, Niemcy poderwali się do ucieczki padając zaraz pod ostrzałem kaemów z ratusza. Clan już wstawał z uniesionymi w geście zwycięstwa rękami kiedy to pocisk z kolejnego zakamuflowanego dotychczas działa wpadł do niewielkiej szopy, eksplodując wewnątrz i zabijając jego oraz Cooleya. Tysona zasypały stojące pod ścianą sterty desek ocalając jednocześnie chłopakowi życie. W kierunku działa z różnych stron posypały się serię pocisków. Tyson wygramolił się z desek, doskoczył do wciąż sprawnej bazooki, wyjął z zasobnika na plecach pocisk, załadował i wystrzelił w stronę działa. Nie trafił ale Niemcy zwątpili i rzucili się do ucieczki, dosięgły ich zaraz serie z karabinów. Kompania A 507 pułku 82 straciła w St. Sauvor 3 zabitych, 3 było ciężko rannych.

07.12.2002
18:12
[70]

olivier [ unterfeldwebel ]

Sorry za literówki!!! Wyróznił się snajper Hackett..

07.12.2002
18:24
smile
[71]

T_bone [ Generalleutnant ]

Olivier jeśli przerywam to sorry :) Znalazłem mapy z CC2 przrobione do CC3 na samym CC.net jak i na stronie do której link podaje poniżej. Pozostaje mi jeden problem, czy ktoś mógłby mi podać nazwy wszystkich potrzebnych mi map ? ( Narazie znalazłem tylko Arhnem i Groesbeek )

07.12.2002
21:10
smile
[72]

Mackay [ Red Devil ]

T_bone ---->> schjindel/schjindel road/oesterboek/son/son town/nijmegen city/nijmegen river crossing/nijmegen bridge/veghel/veghel town/arnhem x5 (relief, cauldron, bridge, railbridge i jakas jeszcze jedna) wiecej nie pamietam, jakbys jakies nie znalazl to wiesz do kogo mozesz uderzyc... ja juz moda sciagnalem ale przetestuje dopiero jutro, swoja bitwe tez zagram dopiero jutro bo na drugim froncie czekaja mnie walki w MOHAA

07.12.2002
21:57
smile
[73]

T_bone [ Generalleutnant ]

Mackay ----> Dzięki :) A oto jak narazie moja najlepsza w tej kampani załoga czołgistów ---->

08.12.2002
14:23
[74]

olivier [ unterfeldwebel ]

Mac---> jak mi powiesz skąd ściągnąłęś te niemieckie odznaczenia które zamieściłeś na FRONTLINE, to będe bardzo, ale to bardzo wdzięczny. Niedawno przypadkiem zachaczyłem tą stronę, a teraz nie moge sobie przypomnieć adresu....

08.12.2002
16:29
smile
[75]

Mackay [ Red Devil ]

Podam Ci inny - jeszcze lepszy! :)) ide stoczyc swoja bitwe...

08.12.2002
18:39
smile
[76]

Lipton [ 101st Airborne ]

To chyba moja najlepsza 30 calowka w zyciu close combatowym:)))!

08.12.2002
19:14
smile
[77]

Mackay [ Red Devil ]

wowowowow!! no calkiem niezle! a co powiecie na zabicie szkopa granatem dymnym :D wycofywalem swoj oddzial zwiadu pod oslona dymu, puscilem pierwsza salwe z mozdzierza, zadnego wybuchu, suche uderzenie, Niemiec dostal :))))) To sie nazywa parszywa smierc! puszka z dymem w morde dostac i zginac!

08.12.2002
20:55
smile
[78]

Mackay [ Red Devil ]

Dekert --->> U-boot do mnie dzwonil i prosil zeby Ci przekazac, ze z uwagi na awarie internetu nie moze zagrac dzis z Toba umiowionej partyjki w CC <koniec komunikatu> Partyjeczke pyknalem, sejw wlasnie opuscil miejsce stacjonowania kompanii C i polecial za pomoca gonca w kierunku ogniopalkow Ghost'a Opis bitwy pojawi sie na dniach - w duzym skrocie - teren opanowany, straty duze, droga na poludnie otwarta

08.12.2002
21:38
smile
[79]

T_bone [ Generalleutnant ]

Lipton ----> Ta 30 calówka wykosiła chyba batalion piechoty :)))))) U mnie w kampani 24 Grudnia 1944r Niestety wielu nie dożyło świąt Bożego narodzenia :( Załoga czołgu z mojego ostatniego screena oberwał z dwóch stron jednocześnie i przeżył tyko dowódca i asystent... Odsiecz do okrążonych jednostek nie jest już konieczna, wszystkie zostały zniszczone :( Wciąż jednak nie straciłem wiary w ostateczne zwycięstwo :) P.S: Popatrzcie co dostało KG Fallois -------->

08.12.2002
22:04
smile
[80]

Mackay [ Red Devil ]

53,5+17,5+10=81 trafien batalion liczy 3 kompanie czyli pi razy drzwi 450-500 osob :)

08.12.2002
22:17
smile
[81]

T_bone [ Generalleutnant ]

Mackay ----> Dobra to była przenośnia (zła) :) A szczerze się przyznam że nigdy nie wnikałem w liczebność np. regimentu, czy batalionu. Ale powinienem się ugryźć w klawiature za napisanie czegoś takiego, bo powinienem sobie przypomnieć ile liczył ludzi, mój batalion ciężkich czołgów w Western Front :))

08.12.2002
22:27
smile
[82]

Lipton [ 101st Airborne ]

Batalion:P czy nie batalion w kazdym razie duzo trafili moi chlopcy:)

08.12.2002
23:14
smile
[83]

T_bone [ Generalleutnant ]

Lipton ----> Fakt, jak będziemy grać już wspólną kampanię w Ardenach to liczę że zatrzymasz całą niemiecką ofensywę na którymś odcinku frontu :))) Idę spać bo jutro na instalacje neostrady trzeba wstać :)))

09.12.2002
14:28
smile
[84]

Juzio [ Generaďż˝ ]

Witam wszystkich starych ( i mlodych ) wyjadaczy frontowych. Czytam bardzo uwaznie od jakiegos czasu wasze forum i co tu duzo mowic jest po prostu super , klimat w opowiadankach wymiata ( no dobra starczy tego wazeliniarstwa :) W CC gram dosc dlugo - zaczalem od CC2, ale najdluzej gram w CC5, te wczesniejsze wersje tylko po lebkach no i niestety koledzy nie podzielali moich sklonnosci co do tej gry. Ok w zwiazku z tym mam pytanko, znalazl by sie jakis niewielki oddzial do objecia dowodztwa w kampani jaka toczycie w normandi. Oczywiscie nie chodzi mi o oddzial ktory jest obecnie na mapie, ale o jakies pozniejsze rzuty wojsk na plaze, moze cos po zdobyciu Cherbourg'a. Pozdrawiam

09.12.2002
15:20
[85]

olivier [ unterfeldwebel ]

--->Juzio. W imieniu całego NACZELNEGO DOWÓDZTWA SIŁ SPRZYMIERZONYCH witam w naszych skromnych okopach. Wprawdzie klimat na zewnąrz przypomina pamietną zimę pod Moskwą, ale witamy gorąco. W tej kampanii na odział raczej nie masz co liczyć bo wszystko już zostalo rozdane a nie powalczył byś wogóle, ale szykuje się deperacka obrona w Ardenach, więc bądź czujny i gotowy. --->Mac. Dzięki za link, podałeś mi dokładnie ten o który mi chodziło. --->Lipton. Gratuluje tej ekipy z armatą. Jednocześnie czuje się nie doceniony, na zdjęciu szeregowy DEADMON odznaczony pośmiertnie MEDALEM HONOROWYM KONGRESU za wybitne osiągnięcie w JEDNEJ bitwie, jego osiągnięcie przeszło na ty forum bez echa, więc jako jego dowódca domagam się pięciu skrzynek najlepszych butelek francuskiego wina, 2 kartonów damskich rajstop, i wyłącznych wpływów ze wszystkich burdelików w Cherbourgu po jego zdobyciu!!!

09.12.2002
15:45
[86]

janko [ Konsul ]

Oli ---> hola z tym Cherbourgiem!!!! Tam wejdą pewnie moje chłopaki, więc te wpływy z burdeli byłoby miło chyba podzielić. A i tak zaorają chyba wszystko co żyje, jak zobaczą jakąś cywilizację :o)

09.12.2002
17:10
[87]

T_bone [ Generalleutnant ]

Miałem takie plany że będe dziś już grał w CC przez net a tu nic, Tpsa delikatnie mówiąc spi*%^*#! sprawę i zgubiła umowę. A jak się znalazła to powiedzieli że muszą ustalić nowy termin instalacji. (Po przeprosinach jakiegoś dyrektora, powiedzieli że będą się starać uzyskać jakiś bliższy termin, i odpowiedź mam dostać jutro) . Olivier ----> Patrze przez okno a tam pogoda jak pod Bastogne :) Z jednej strony fajnie żę Deadmon dostał Medal of Honor, ale szkoda że musiał poświecić życie, taki dobry żołnierz, wielka strata dla U.S Army :(

09.12.2002
19:04
smile
[88]

Mackay [ Red Devil ]

Podwedzilem talerz grochowki z kantyny dla kolegi Juzia! witam serdecznie! Jak juz prze*** te panny w Cherbourgu to zaladujcie pare sztuk na GMC i zwiezcie je na dol polwyspu, obawiam sie ze na widok nieogolonych brudasow Liptona :D wszystkie panny z Carentan uciekna... :))))

09.12.2002
19:24
smile
[89]

T_bone [ Generalleutnant ]

Niemcy też mają dobrych strzelców :)

09.12.2002
19:24
[90]

olivier [ unterfeldwebel ]

Właśnie się dowiedziałem że za przyzwoleniem naczelnego dowództwa to ja zdecyduje kto pokaże francuskim panienkom że amerykańscy żołnierze nie tylko w walce są najlepsi...:), proszę o składanie mi propozycji korzyści majątkowych jakie otrzymam, będzie to miało niewątpliwy wpływ na morale waszych żołnierzy i ich dyslokacje ,he,he, byle tylko IKE się nie połapał...Oczywiście podstawą ofert jest moja pełna kontrola nad Cherbourską ulicą czerwonych latarni...

09.12.2002
19:37
smile
[91]

Juzio [ Generaďż˝ ]

Oliver--> dzieki za gorace przyjecie, co do Overlord to juz tak bywa, jedni charuja we francji a inni sie opie...aja na przystani w Dover i czekaja na transport na kontynent. No nic, zagrzeje z chlopakami angielskie dziewczyny ...dla was dzielni wojacy of koz :) tylko zadnych choób nie przywleczcie bo tabuny amerykanskich chlopakow zostana wylaczone z gry i szalony adolf pod Bastogne bedzie walczyl nie ze 101 a jakimis rezerwami :) Mackay--> grochoweczka palce lizac, nastepnym razem zapraszam do siebie na schnapsa - zdobycznego, ale to chyba dopiero na swieta , jak sie na froncie uspokoi.

09.12.2002
19:57
smile
[92]

T_bone [ Generalleutnant ]

Juzio ----> Gdzie moje maniery też cię witam, szczególnie jeśli tak chojnie witasz witających :))))

09.12.2002
19:59
[93]

olivier [ unterfeldwebel ]

Ten mróz za oknami skłonił mnie nieco do refleksji. Więc teraz nieco bardziej poważnie. To przede wszystkim tym dzielnym rosjanom jak na zdjęciu zawdzięczmy to że wogóle przyszliśmy na ten świat. Szkoda że dzisiaj tak mało się o tym pamięta. Niestety przeszliśmy z jednego sytemu politycznego na drugi, popadając ze skrajności w skrajność. Jeszcze niedawno dokonania wojenne rosjan hołubiono w Polsce niewyobrażalnie (choć nieoficjalnie wszytskich to drażniło, choć czesto niesłusznie), dziś jest na odwrót. Jako że Hoolywood nie leży pod Moskwą, za kilka lat co niektórym może się wydawać ze to Alianci niemal sami wygrali tą wojnę i często dajemy ponieść się tej iluzji. Oczywiście fajnie jest oglądać Kompanie Braci czy Szeregowca Ryana ale trzeba pamiętać że to dzielni, prości i odważni rosjanie w przeważającej część rozgromili Niemcy (niektórych może drażnić że nosili na czapkach czerwoną gwiazdę ale nie o to tu chodzi, faktem jest także że Rosja bez Aliantów wiążacych niemców przez 5 lat na zachodzie dużych szans by nie miała, ale alianci bez rosjan rozmawiali by dziś NA PEWNO tylko po niemiecku...to tyle poważnie, teraz możemy już przejść do kwestii Cherbourskich przybytków...l

09.12.2002
20:06
smile
[94]

Mackay [ Red Devil ]

Na czas mojej dwutygodniowego urlopu, daleko za liniami frontu sejwem zarzadza Olivier, zalecilem mu wysylanie Waszych jednsotek na najbardziej ryzykowne bitwy :)) T_bone, Juzio ---->> bede o Was pamietal - a wlasciwie to chyba olivier, nie dostaje zadnych informacji od jerza i komina, jezeli sie nie odezwa w momencie gdy przyjdzie im walczyc, do boju wkroczycie Wy, w kolejnosci najpierw bone, potem juzio. Nic jednak nie gwarantuje...

09.12.2002
20:08
[95]

Juzio [ Generaďż˝ ]

T_bone--> oczywiscie czuj sie zaproszony na wspomnianego przy okazji schnapsa razem z calym sztabem sil sprzymierzonych, w planach jest rowniez urzadzenie niwielkiego kuligu w okolicach Bastogne i polowanie z nagonka na zwierzeta futerkowe - i nie mam tu na mysli malych biednych liskow :). Dla najbardziej wytrwalych mysliwych majordomus a zarazem wodzirej calej imprezki przewidzial nagrode specjalna w postaci malej wycieczki krajoznawczo-poznawczej do kurortu wypoczynkowego w Hugenot :)))

09.12.2002
21:04
smile
[96]

T_bone [ Generalleutnant ]

Mackay -----> Jezu, już wyciągnołęm Garanda z szafki, 5 granatów, (mapę Bigot nie wiem po co przecież to mapa plaży), no i teraz siedze przed oknem w hełmie, z bronią i czekam na niemców :)))) Juzio ---> Ja chcę narpiew schapsa a potem polowanie na futerkowce, bo słyszałem że po tych lasach pantery grasują, a one są podobno agresywne :)))

09.12.2002
21:36
smile
[97]

Mackay [ Red Devil ]

Proponuje mala inicjatywe zapoznawcza...nie wiem co o tym myslicie, ale czesc osob na pewno to poprze... zaczne od siebie jak przystalo na pomyslodawce... No wiec na imie mam Bartek, jak czesc juz pewnie wie...mieszkam w Gdyni, ucze sie w Sopocie, na U.Gdanskim - ekonomii, choc tyle mam z nia wspolnego co Hiler ze strategia wojskowa... Lat mam 19-cie i jak nie trudno od razu sie domyslec jestem na pierwszym roku w/w ekonomii, na razie specjalnych odznaczen na tym polu nie ma - duzy sukces jest taki ze jeszcze stamtad nie wylecialem... W Close-Combata zaczalem grac dobre hmmm 6? lat temu, gdy przypadkowo nadzialem sie na Secret Service z opisana tam CC2...jechalem akurat pociagiem do Wa-wy, po wysiadce mialem zaliczony te recenzje przynajmniej z tuzin razy...po powrocie wszystko sie zaczelo, szukanie pelnej wersji CC2, granie w demo do upadlego, pierwsza ksiazka traktujaca o II wojnie (Trzeciak - Krotka Historia II wojny, potem "O jeden most za daleko" Ryana). Tak sie zlozylo ze gralem w te gre na swoim zasluzonym 486 i czolgi jezdzily tak kurewsko wolno ze bitwa trwala czasem 3 godziny, co smieszniejsze moja znajomosc realiow wowczas byla tak niska ze sadzilem iz jest to normalne :)) Potem przyszlo demko CC1, tez troche wybadalem - gra byla nie do zdobycia droga pollegalna, wiec musialem sobie odpuscic - wydatek ponad 200 zl nie wchodzil w gre...przyszlo CC3, CC4, CC5 potem mody i nastal dzien dzisiejszy :))) ufff ale sie zziajalem :) To chyba tyle moge o sobie powiedziec...aha! jeszcze jedna rzecz z kategorii "kto ma dluzszego" :)) nie mniej dosc istotna - lacze sie z netem za posrednictwem kablowki 128 kbit, takze za szybko nie jest ale co wazne stabilnie i bezawaryjnie :) Obok na zdjeciu podcza niedawnych wyborow - na prezydenta Szczurek, na radnego Żurek! :))) pozdrowka!

09.12.2002
23:35
[98]

Lipton [ 101st Airborne ]

Juzio-->Witam Ciebie :)) Mackay--> Swietny pomysl ja sie dorzuce z opisem w piatek, albo w weekend bo teraz nie mam czasu za bardzo:(

09.12.2002
23:36
[99]

olivier [ unterfeldwebel ]

Pozwoliłem sobie wyprzedzić kolegę Ghosta :) i założyłem następną część..

© 2000-2024 GRY-OnLine S.A.