GRY-Online.pl --> Archiwum Forum

Max Payne

08.03.2009
17:54
[1]

Fan Chaos Theory Splinter Cell [ Pretorianin ]

Max Payne

Co sądzicie o tym filmie ?

08.03.2009
17:55
smile
[2]

bebzoon. [ Chor��y ]

sądzimy średnio
a On ? co sądzi On ?

08.03.2009
17:56
[3]

Mephistopheles [ Hellseeker ]

[17]
https://forumarchiwum.gry-online.pl/S043archiwum.asp?ID=8416500

08.03.2009
18:17
[4]

claudespeed18 [ Legend ]

kilka fajnych scen, ale całość poniżej średniej, dla graczy jeszcze ujdzie, chociaz jest zamotany i nieco zmieniony, za mało akcji, za duzo gadania, jak na zwykły film akcji jest bardzo cienki, najlepsze są napisy końcowe ;)

08.03.2009
18:33
smile
[5]

Kacik [ Ogryzek Miłego Samuraja ]

Max Payne bez zwolnionego tępa... (przepraszam tylko raz była pokazana scena z bullettime'm)

08.03.2009
18:33
smile
[6]

Orl@ndo [ Blade Runner ]

zwolnionego tępa

08.03.2009
18:43
[7]

promilus1 [ Człowiek z Księżyca ]

Moja recka z innego wątku:

Większość z Was w Max Payne’a grała, a kojarzą go pewnie wszyscy. Reżyser miał przesrane zadanie. Właściwie jaki film, by nie zrobił, to by się nie spodobał tej garstce psychofanów, dla których najlepszym rozwiązaniem byłoby zrobienie czegoś w rodzaju gameplaya z aktorami. Tylko w ten sposób nie mogli by się przyczepić, chociażby, do zmian w fabule i z pasją dawać 1/10. Problem wszelkich ekranizacji – gier i książek – polega na tym, że oczekuje się po nich przeniesienia wszystkiego na ekran w skali 1:1. Trzeba zrozumieć, że książki, filmy i gry rządzą się swoim zasadami. Weźmy za przykład Lśnienie. Kubrick zrobił genialną ekranizacje, ale przy okazji, pozmieniał fabułę i usunął kilka książkowych wątków. King się wkurzył i po paru latach zrobił swoją ekranizacje. Która jest lepsza – oceńcie sami.

Moore widocznie znał tą prawidłowość, więc pozwolił sobie na zmiany. Niestety – nie wyszło mu to tak jak Kubrickowi . Najbardziej irytujące są te zmiany, których można było spokojnie uniknąć, do tego jakieś udziwnienia – nikt, poza Moorem, nie wie po co w ogóle one się pojawiły. No, ale zacznijmy od początku, czyli od fabuły. Tak jak w grze – żona i dziecko kaput, więc Max przeładowuje gnata i idzie na miasto. Po drodze poznaje nowe rodzaje narkotyków i specyficznych ćpunów. Tak jak w grze? A jakże! Idźmy dalej. Pamiętacie tego Rosjanina, z którym kumplował się Max? Prawda, że to był świetny bohater? Zapomnicie. W filmie go nie ma. Pojawia się za to siostra Mony, żywa i seksowna (w tej roli najnowsza Bondówna). Prawdopodobnie - w wersji reżyserskiej na DVD – pokarze cycki. Sam reżyser mówił, że wersja reżyserska bardziej spodoba się fanom gry, więc cycki to priorytet. Mona też może być – nawet przypomina postać z gry. Wahlberg, na pohybel rozdającym maliny, mi się w roli Maxa, akurat, podobał. Przesadzał jedynie z tym marszczeniem czoła, ale zobaczcie jak wyglądał Max w pierwszej części gry – tam to jest dopiero marszczenie;)
Przejdźmy teraz do tego co tygrysy lubią najbardziej, do Bullet time’u. W filmie pojawia się ze 3 razy, ale, w ani jednym przypadku nie dorasta rozmachem do pięt tego co było w drugiej części Maxa, czy tym bardziej w Matrixie. No, ale jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma. Dźwięk, który pojawia się, gdy Max przechodzi w wolny tryb jest żywcem wyjęty z gry. Już miałem prawy przycisk myszy kliknąć, żeby się cały nie zużył. Jest identyczny, bardzo mi się podoba takie puszczanie oka do fanów gry. A tego jest więcej. Są sceny, które wydają się żywcem wyjęte z gry. Widać, że twórcy nie olali tematu i zapoznali się z grą, a nie tylko przeczytali opis fabuły na pudełku.
Wszystko fajnie, tylko dlaczego, ja się pytam dlaczego, wprowadzili kilka takich durnych zmian. Po pierwsze dragi i wizje po nich. W grze były to psychodeliczne akcje, które spokojnie można było przenieść do filmu, zamiast tych efekciarskich ptaszydeł. Fajnie to wyglądało, ale to bardziej film skierowało w stronę fantastyki, a oddaliło od klimatu noir. Druga pierdółka, która może i jakaś strasznie istotna nie jest, co zwyczajnie kompletnie niezrozumiała. Czy już zabrakło grubych aktorów w średnim wieku do roli Bravury, że reżyser zatrudnił czarnego młodzieńca? Nie miało to może wielkiego wpływu na film, bo Bravura nie grał w filmie pierwszych skrzypiec, ale wkurzała głupota reżysera. Miał Moore jednak przebłyski. Do roli Lupino zatrudnił Sucre z Prison Break’a. I to był rozsądne posunięcie. Aktor świetnie się wcielił w role psychola. Za wiele nie miał do gadania, ale po samym wyrazie twarzy widać było obłęd.

Gdyby nie te potknięcia, byłby to bardzo dobry film, a tak jest tylko dobry. Całkiem sprawnie zrobiony – w pierwszej połowie w stylu noir, a pod koniec w stylu zajebistej rozpierduchy. Brakowało też – znanych z gry - czarnego humoru, sarkazmu i częstszych monologów Maxa. Film zrobiono śmiertelnie poważnie. Może to i lepiej, bo jeszcze jakiś pastisz by z tego wyszedł. A tak mamy całkiem dobry film z ikoną gier komputerowych w roli głównej.

7/10

08.03.2009
18:44
[8]

_Slasher_ [ Konsul ]

Mi sie bardzo podobal :) Anioly smeirci byly wypasione . Choc ten film to z gra ma chyba tytul i imiona postaci wspoolne , no i przerwyniki czasem wspolne

08.03.2009
18:46
smile
[9]

Kacik [ Ogryzek Miłego Samuraja ]

O kurde mój błąd naprawdę razi :) tempa*

08.03.2009
18:55
smile
[10]

grubach [ .:zDolny Śląsk:. ]

Mi się film podobał 7+/10 czyli dobra produkcja

08.03.2009
19:04
[11]

rzaba89nae [ WTF!? ]

Gówno, jak zwykle świetny klimat z gier został wyprany przez "holiłódzką" tandetę i głupie, oklepane zagrywki.

© 2000-2025 GRY-OnLine S.A.