
.exe [ Centurion ]
Into the Wild- Christopher McCandless(Alexander Supertramp)
Christopher Johnson McCandless (ur. 12 lutego 1968 r., zm. 18 sierpnia 1992 r.) był amerykańskim tułaczem, który zmarł w okolicach Parku Narodowego Denali po wielomiesięcznej samotnej wędrówce, bez wystarczających zapasów żywności oraz sprzętu. Jon Krakauer w roku 1996 napisał książkę o jego życiu pt. Wszystko za życie (oryg. Into the Wild), która była inspiracją dla nakręconego w 2007 roku filmu o tym samym tytule.
Jestem świeżo po obejrzeniu Into The Wild opowiadającym właśnie o nim. Powiem szczerze że jeszcze nigdy nie przeżyłem takich emocji podczas oglądania filmu.Historia jest niesamowita, człowiek był niesamowity.Mam 24 lata a rozkleiłem się jak dziecko, nie mogłem zasnąć, to nieprawdopodobne że to działo się naprawdę.
Nie wiem czy znam osobę która była by zdolna do jebnięcia wszystkiego za sobą tak jak to zrobił Supertramp. Temat może był na GOLU ale nie zaszkodzi przypomnieć , szczególnie w dzisiejszych czasach pogoni za pieniądzem i sukcesem.Każdemu przyda się chwila odpoczynku, refleksji nad tym co tak naprawdę w życiu się liczy.
Kto nie widział niech żałuje.Pozycja naprawdę godna uwagi, jeden z lepszych filmów jakie widziałem. Polecam
ehcsimyzT [ Konsul ]
film swietny to prawda.
Natomiast koles idiota jakich malo - ciekawe ze taki sposob popelnienia samobojstwa powoduje tyle pozytywnych emocji.
eJay [ Gladiator ]
Film naprawdę zacny z potężną dawką metafizyki. Czynu głównego bohatera nie pochwalam, uważam, że okazał się za "miękki" w stosunku do swojej sytuacji. Natomiast cenię jego upór i konsekwentność w dążeniu do celu.
promilus1 [ Człowiek z Księżyca ]
Film jest jak kubeł zimnej wody wylany na buntowników i antysystemowców. Fajnie pokazano w nim, że przed światem - takim jaki jest - nie da się uciec. Człowiek ma swoje przyzwyczajenia, potrzebuje - nawet podświadomie - towarzystwa. Natura zaś jest piękna, ale też drapieżna i zabójcza.
Główny bohater jest egoistą, który nie lubi świata w jakim się urodził, ma też w dupie zamartwiających się o niego bliskich.
Ten film to dla mnie bardziej krytyka egocentrycyzmu i aspołecznej postawy, a nie pochwała tego rodzaju działania.

sinbad78 [ Calm like a bomb ]
nie będę się rozpisywał nad interpretacją filmu. Dla mnie jeden z najlepszych filmów 2008. Bardzo mnie poruszył.

Rezor [ broken_thoughts ]
Jak dla mnie także jeden z najlepszych obrazów 2007/2008.
Wystarczyło sie odrobinę wczuć w głównego bohatera, a człowiek mógł, przynajmniej w jakiejś części, bezpośrednio utożsamić się z jego "problemem". Pozycja obowiązkowa.
LooZ^ [ be free like a bird ]
Film mi sie bardzo podobal i zgadzam sie z odbiorem promilusa ;) I jako memento filmu zapamietalem slowa "Szczescie jest wtedy, kiedy mozna je dzielic z innymi" ;)
eros [ elektrybałt ]
Film Seana Penna, na podstawie książki Johna Krakauera. Rok temu z okładem, już po lekturze książki, dobrego przykładu amerykańskiej szkoły non-fiction novel, stwierdziłem, że - przy całej irytacji, jaką wzbudza postać Chrisa McCandlessa, w jego odejściu od świata jest coś poruszającego i wzniosłego.
Film, przez swoją dosłowność, zwiększa irytację, filmowy McCandless wydaje się być nieznośnie głupi, aby nazwać rzeczy po imieniu. Jest to znany i typowy rodzaj głupoty, właściwy ludziom wrażliwym i dość inteligentnym, lecz obdarzonym przy tym pewnego rodzaju socjopatią, szczelną nieumiejętnością zrozumienia i uznania kilku banalnych w istocie faktów: po pierwsze, że człowiek jest politikon zoon, po drugie, że zwierzęca natura człowieka skłania go wyłącznie ku zaspokajaniu pragnień i tylko cywilizacja może ten zwierzęcy egoizm okiełznać - i po trzecie, tego, iż konsekwencją okiełznania cywilizacją ludzkiej bestii, jest całe zło tej cywilizacji. Zło codzienne: kłamstwo i hipokryzja (bez których ludzie nie mogliby żyć ze sobą), nienawiść, przemoc i cierpienie. Jest to zło dla cywilizacji immanentne, na tym świecie nieuniknione, nieusuwalne.
Potrafię współodczuwać z tymi, którzy nienawidzą status quo naszej cywilizacji umarłej, jak prawicowi lub lewicowi radykałowie, jak Rymkiewicz albo Palahniuk, o których jakiś czas temu pisałem - palahniukowska zasiadka na jelenia w kanionach Wall Street jest zresztą wizją pokrewną do wątków z “Into the wild” - nie potrafię jednak i nie chcę współodczuwać z tymi, którzy nienawidzą cywilizacji w ogóle, ci bowiem nienawidzą po prostu człowieka w jego człowieczeństwie. A do takich, jak mi się zdaje, zaliczał się McCandless.
Mimo to jednak, szczególnie po obejrzeniu filmu, nie potrafię się oprzeć surowemu pięknu tej ucieczki - tego odejścia w dzicz. Wartość takie odejście ma tylko dla człowieka światowego, stąd głęboka niechęć do McCandlessa wśród mieszkańców Alaski, którzy uważają go za głupca, który porwał się na bardzo trudne zadanie bez przygotowania, bez odpowiedniego sprzętu, bez wiedzy. Człowiek oswojony z dziczą, w dziczy żyjący, nie traktuje jej - tego alaskańskiego bush - jak romantycznego refugium, lecz jako arenę codziennych zmagań. Nie może zrozumieć mieszczucha, który wkracza w nią i ginie - ginie przez własną głupotę i brak przygotowania, co nie jest zresztą w filmie podkreślone, a co zdaje się być faktem.
Ja jednak rozumiem i współodczuwam surowe piękno tego odejścia. Irytują mnie motywy, drażni głupota - ale samo odejście w dzicz, na długo i daleko, uwodzi i pociąga.
Smakuję więc dziczy, opijam się nią - i wracam, do prawdziwego życia. Chce mi się dziczy na nowo, i z Bożą pomocą zasmakuję jej jeszcze wiele razy, dłużej i mocniej, kiedyś pójdę z pulkami na zimowy trawers przez Spitsbergen, przejdę wyspę Wrangla, pójdę w tajgę syberyjską lub na Yukonie na tygodnie całe - ale zawsze będę wracał do prawdziwego życia, do mojego naturalnego habitatu i matecznika, nie tylko dlatego, że mam dla kogo wracać, chociaż w hierarchii powodów jest to powód najważniejszy - ale oprócz tego, wracać chcę również, po prostu, do cywilizacji.