GRY-Online.pl --> Archiwum Forum

Oceńcie moją twóczość :)

03.01.2009
15:08
[1]

Max_101 [ Mów mi Max ]

Oceńcie moją twóczość :)

Skoro kilka osób zamieszcza tutaj swoje dzieła i otrzymuje porady od was, ja też coś wam dam.Zamierzam z tego stworzyć krótkie opowiadanko, może kiedyś przekształci sie w książkę :P

Afrykańskie słońce bezlitośnie paliło promieniami popękaną ziemię, obrośniętą delikatnymi źdźbłami trawy kołyszącymi się na wietrze wiejącym znad morza. Jednak w pasmo tych bezkresnych stepów wcinało się coś, co mógł stworzyć tylko człowiek. Durban – wielkie miasto portowe nienaturalnie sztuczne na tle afrykańskiej zieleni i błękitu bezkresnego Oceanu. Zza horyzontu, jak ostatni bastion, nie dotknięty ręką człowieka, majaczyła wielka zielona wyspa, obrośnięta bujną roślinnością Afryki, w którą z rozmarzonymi oczyma wpatrywał się młodzieniec, dosiadający burego konia. Odziany był on w modnym w owym czasie bluzce w kolorze Khaki oraz szerokie bryczesy, zwieńczone czarnym wyglancowanym butem. Na oko nie miał zbyt dużo lat, choć na jego twarzy rzucił się już lekki zarost – oznaka dojrzałości. Pod bluzką rysowało się ciało iście greckiego boga. Jego mięśnie silnie rysowały się na tle przepoconej koszuli, współgrając harmonicznie przy nawet najmniejszym poruszeniu.
- Nkosi, pora już wracać do domu, nkosikazi i tak już się pewnie martwi – wesoło powiedział Shesha.
W języku zulu słowo Shesha oznaczało mniej więcej ,szybki, gdyż od małego najszybciej ze swoich braci nauczył się i spożywał wieczerze. Lecz te czasy dawno miał już za sobą. Teraz patrząc się na swojego pana, niemłody już niewolnik przypomniał sobie czasy swego dzieciństwa i niczym nie skrępowaną swobodę. Jako jeden z nielicznych czarnych niewolników, trafił do rodziny która szanuje obyczaje jego ludu i prawa człowieka, nie maił wiec powodu do narzekania. Z zamyślenia wyrwał go głos swojego pana.
- Dobrze, znasz mnie jakoś się wytłumaczę – odparł płynnie w języku Zulu chłopiec. Od młodości wychowany był wśród niewolników więc jeżyk ten nie stanowił dla niego żadnej bariery – powiem jej, ze statek z poczta znowu się spóźnił.
- Nie wiem czy nkosikazi wystarczy – odrzekł, ze śmiechem na ustach Shesha, pokazując swoje olśniewająco białe, na tle czarnego ciała, zęby – odkąd młody cielak przekształcił się w jurnego bawołu …
- Daruj sobie - teraz i on się śmiał. śmiech ten czysto rozbrzmiał, w pulsującym od gorąca, afrykańskim powietrzu. Po chwili jednak przestał i z powagą zapytał – naprawdę aż tak zabalowałem wczoraj?
- Wierzgałeś wzrokiem jak młode bydle podczas oznaczania. – odparł nie przestając się śmiać.
- Powinienem nad sobą panować, nie potrzebie zjawił się ten – na chwile jego twarz zastygła w skupieniu po czym przypomniał sobie – Andy. Tak, Andy. Czort nie chłop, a jak pije! – poczuł nagle ten kwaśny smak, jaki zazwyczaj czują ludzie po dłuższej pijatyce – Boże, broń od takich. Pamiętam tylko jak wypiliśmy butelki whisky…
-… i potem tańczyliście na kontuarze,śpiewając te wasze pieśni – Zulus nie potrafił wypowiedzieć tytułów w języku Angielskim - nie mówiąc już o zdemolowaniu całego baru, wybiciu kilku zębów i złamaniu serc co najmniej tuzinowi kobiet - dokończył Shesha i zachichotał głośniej.
- Dobry boże, już nigdy nie wezmę do ust alkoholu – obrócił konia i krzyknął – W drogę, twoje żony i dzieci czekają – po czym dodał markotnie – i moja matka.
Pani Maria Anders była szczęśliwą żoną pana Henry’ego Andersa i matką swojego jedynego syna Michaela. Była skora do gniewu, lecz zawsze starała się być łagodna i wyrozumiała. To ona trzymała twardą ręką rządy w całym domu. Mimo swojego wieku wciąż trzymała się świetnie, choć na jej twarzy pojawiła się delikatna siateczka zmarszczek, lecz jej włosy nadal były kruczoczarne. Te właśnie włosy odziedziczył po matce Michael, który bardziej jednak przypominał ojca – temperamentem, budową ciała i zalotnym spojrzeniem, któremu nie mogła się oprzeć żadna z kobiet. Jednak nie tylko włosy odziedziczył on po matce, lecz także oczy. Oczy, błękitne jak niebo nad afryką, lecz miały w sobie coś z głębi oceanu. Zagadkowe i kryjące wielką odwagę.
Gdy Michael zajechał na swoją farmę od razu spostrzegł matkę czekającą w drzwiach. Z daleka widział jej naburmuszoną twarz i zaciśnięte usta. Zawsze tak robi gdy jest zdenerwowana – pomyślał z niepokojem – po czym śmiało ruszył jej na spotkanie.
- Michaelu Andersie – powiedziała z nieudawaną złością – gdzieś ty do licha był przez te dwa dni? – zapytała podpierając ręce na biodrach, jak to zwykle robią zdenerwowane kobiety.
- Mamo kochana – powoli zaczął Michael, lecz wiedział, że zdradzi go kłamstwo widoczna w jego oczach – no wiesz jak to bywa… statek się spóźnił… musiałem zostać… - jego głos nabierał pewności – Potem ten chuderlak ze sklepu , znaczy pan Martins – poprawił się czując na sobie karcący wzrok matki – mówił coś o długach i nie chciał mi nic sprzedać. Musiałem się z nim wykłócać o towar!
- O nie w ten sposób mi się nie wywiniesz - powiedziała matka - tak się składa ze w zeszłym tygodniu ojciec spłacił go – Michael czuł, że jego argumenty słabną – a pani Douglas wczoraj przyjechała z odebraną paczką – dokończyła tryumfalnie – Gadaj gdzie byłeś! Mam nadzieje, że nie puściłeś się z żadną z tych lafirynd z, jak oni to nazywają, domów publicznych – odrzekła z nieukrywaną pogardą.
- Tak nisko mnie cenisz? - Michael przypomniał sobie momentalnie podlatującą tanimi perfumami i dymem papierosowym, kobietę, z baru, która przymilała się do niego i dosłownie wciskającą jego zamroczoną głowę pomiędzy piersi.
- A może uchlałeś się z jakimś ze swoich „kolegów” – odrzekła tryumfalnie.
Tym razem uderzyło go wspomnienie wszystkich ludzi, którzy wznosili za niego toasty. Jak można być tak głupim, żeby fundować nieznajomym whisky. I to nie byle jaką. Whisky z Cape choć cieszyła się dobrą sławą wśród biedniejszych, do tanich nie należała.
- Mamo ja mam dziewiętnaście lat - odparł – nie możesz…
- Ty mi nie będziesz mówił co mogę, a co nie! – ubożona popatrzyła na syna – Do puki jesteś pod moją opieką jestem za ciebie odpowiedzialna !
- Oj mamo, przepraszam za to – zaczął nieśmiało - już nigdy się to nie powtórzy.
- Mam taką nadzieję – odrzekła,a jej cały gniewny nastrój prysnął w jednym momencie.
- Gdzie jest ojciec – szybko zagadał matkę, aby tej nie wróciła macierzysta czułość – mam dla niego ofertę nie do odrzucenia.
Odnalazł ojca sterującego swoimi niewolnikami na plantacji trzciny cukrowej. Henry Anders był zamożnym człowiekiem, posiadającym wielkie gospodarstwo, jedno z największych w Windburgu. Miał blisko pięćdziesiąt lat, lecz jego wiek zdradzała tylko platyna, prześwitująca z włosów koloru ciemnego kasztana. Gdy zobaczył swojego syna uśmiechnął się i poczuł dumnie. Michael był naprawdę pięknym mężczyzną. Południowe słońce zahartowało jego ciało i nadało mu odcień mahoniu, a ciężka praca nauczyła, że w życiu nic nie można osiągnąć, bez własnego wkładu. Michael zatrzymał swojego konia i zeskoczył z niego. Ujął twardą rękę swojego ojca i poczuł jak poklepał go po plecach w ojcowskim geście. Tak – pomyślał - urośnie na wielkiego człowieka. Nie wiedział jeszcze, że jego imie maiło być znane w prawie całej Afryce południowej.
- Ojcze mam dla ciebie coś co nie cierpi zwłoki – odrzekł pośpiesznie.
- A więc mów - odrzekł, popędzając swoich niewolników na pola. Niewolnicy to złe określenie. Dostawali od niego pensję i zakwaterowanie, darzyli go szacunkiem i pracowali z prawdziwą przyjemnością dla tego człowieka.
- Stary Simson leży teraz na łożu śmierci i chce zamienić swoje pieniądze na coś bardziej trwałego – każdy w okolicy wiedział o upodobaniach do alkoholu jego jedynego syna i spadkobiercy, Ricka – i od razu pomyślałem o tych ziemiach co kupiłeś ostatnio – wspomnienie o oszustwie jakie na nim dokonano zbulwersowało go. Przekonany, że kupuje on jedną z lepszych ziem, zapłacił za coś co nie miało najmniejszej wartości – chce on tylko ziemię pod budowę, a cena ich ostatnimi czasy gwałtownie podskoczyła. Myślę, że za tą ziemię mógłbyś wyciągnąć niezły grosz.
- Dobry boże synu, bóg podesłał nam złotą rybę, a ty trzymasz ją na haczyku – odrzekł z entuzjazmem. Był dumy z błyskotliwego i zaradnego sposobu myślenia swojego pierworodnego. Wiedział, że pod tą ciemną czupryną kryje się coś więcej, niż zwykły mózg. Mózg zdolny do szybkiego planowania i podejmowania ryzyka, który miał przyprawiać burskie armie o strach. Powolnym krokiem odeszli razem w stronę domu rozprawiając nad kilkoma sprawami dotyczącymi farmy...

Na razie tutaj mi się wena urwała, jak coś dopiszę, a ten fragment wam się spodoba, dopiszę. liczę na ostrą krytykę :)

03.01.2009
15:21
smile
[2]

Mazio [ Mr Offtopic ]

Uaaaaeh - ziewnął zielony stworek patrząc na swoje stopy. Mlaaaask, mueh - język zrobił trzy obroty w ustach w poszukiwaniu wilgoci. Zanurzył się ponownie w Pudełku Po Bardzo Drogich Najkach w poszukiwaniu nie skończonej puszki. Przez chwilę słychać było jak ściany odbijają tekturowym echem jego poszukiwania. Gramoląc się z powrotem usiadł na krawędzi zanurzając stopy w stawie. Zimna woda i piwo rozszerzyły mu źrenice i światopogląd. Coś musi być w tym, że żyjemy - pomyślał. Jakiś głębszy plan. Dno unosiło się nieubłagalnie. Czas pójść do Żabki.

03.01.2009
15:24
smile
[3]

bECKy [ how-you-doin? ]

Mazio - mistrz.


BTW.
jak to było? Ni Chu Ja - rzekł Kapturek, albowiem trenował asertywność. tak?

03.01.2009
15:37
smile
[4]

Max_101 [ Mów mi Max ]

@ Mazio to jest komplement czy zniewaga? :)

03.01.2009
15:42
smile
[5]

Mazio [ Mr Offtopic ]

Raczej przejaw weny zainspirowanej. Traktując mnie poważnie narażasz się na to, że przestanę Cię lubić.

03.01.2009
15:47
smile
[6]

Max_101 [ Mów mi Max ]

Lecz w wenie zainspirowanej można dopatrzeć się różnych rzeczy. No nic, zapijmy złe wrażenie odrobiną szkockiej :)

03.01.2009
18:05
[7]

Max_101 [ Mów mi Max ]

UPs

03.01.2009
18:09
[8]

bebz00n [ Centurion ]

o kufa ! cussler dla ubogich

....
duchem


sorry - ale jak nie prawdy czekasz jak kania dżdżu to czego ?

03.01.2009
18:11
[9]

Fisz3k [ Pretorianin ]

Kiedyś to przeczytam, moze .

03.01.2009
18:29
[10]

aliment [ Haraszo ]

Do puki jesteś pod moją opieką - tu umarłem.

Tak poza tym, Eliza O. w dużo, dużo słabszym wydaniu. Nudne, napisane niewprawną ręką, ale brawa za chęci, lubię ludzi, którzy próbują coś tworzyć, nawet jak na początku nie wychodzi. Dobrze, że nie jesteś przekonany o własnej wielkości i głębi swoich rozważań, jak większość domorosłych postmodernistycznych "poetów" czerpiących z klasycyzmu. Takich to dopiero nienawidzę.

03.01.2009
18:31
[11]

konr23m [ Konsul ]

starasz się bynajmniej ale po angielsku lepiej coś napisz to będzie mi się lepiej czytało:P
nie jest złe 6,5/10 za chęci xD

03.01.2009
18:32
[12]

AGI2 [ Centurion ]

Niech Ci będzie

Szczerze 4/10

Z miłością 5/10 :D

© 2000-2024 GRY-OnLine S.A.