GRY-Online.pl --> Archiwum Forum

Rok w muzyce - 2008

08.12.2008
20:08
[1]

John Wayne Gacy [ Pretorianin ]

Rok w muzyce - 2008

W kalendarzu grudzień, za oknem sypie śnieg, w telewizji w kółko lecą świąteczne reklamy, coroczna emisja Kevina coraz bliżej, czas zrobić muzyczne podsumowanie roku.

Rok 2008 był dziwnym rokiem. W pierwszej chwili nie potrafiłem sobie przypomnieć żadnej topowej płyty, która by mną solidnie trząchnęła, przybiła do podłogi i skazała na dożywocie. Podobnie singlowo - nie pamiętałem, by cokolwiek latało na ripicie 24/7. Dopiero po chwili przeglądania last.fm i iTunes przypomniałem sobie że to, o i to, i to w sumie też. Ej, ale to było zajebiste. Dobra, kochanie, ścisz na chwilę telewizor. In my mind I'm breeding butterflies, broken dreams, and alibis that's fiiiiiiiiiiiine. Ej, a to? Kiiiiiiiiiim and Jeeeeesssie! "KURWA WEŹ SOBIE SŁUCHAWKI!" Dobra. W każdym razie, jednak trochę tego było.

Najpierw płytowo. W kwestii świat - trzecie miejsce ex aequo zajmują weteran Maxio Tundra i debiutant Juvelen. Wiadomym było, że skoro Jacobs wydaje nową płytę po raz pierwszy od lat sześciu, to szumu narobi więcej niż szynszyl na białym podczas orgietki z paniami szynszylami. I stało się, zgarnął brąz w kategorii płyta roku i złoto singlowe, ale o tym za chwilę. Juvelen zachwycił mnie już w zeszłym roku swoją epką, a, że długogrająco wydał się dopiero w tym to chętnie wcisnę go na podium. Chudy chłopak jest, to się koło Tundry zmieści. Nagrał naście najbardziej jacksonowych kawałków since Beck's "Debra" i miecie.

Drugie miejsce dla tych, którzy są w szczytowym momencie swojej kariery i mieli nagrać płytę roku, a, że nie nagrali, to są na drugim. TV on the Radio i "Dear Science". Płyta bardzo dobra, momentami genialna, ogólnie wysoki poziom wpytowości utrzymany. Drugie miejsce z żalu, że nie jest lepsza. Że nie nagrali swojego "Revolver". A mogli.

Pierwsze miejsce, ladies and gentleman - M83, Saturdays = Youth. Płyta wakacji, płyta roku and so on. Najczęściej odsłuchiwany przeze mnie album miesięcy letnich, a że miesiące letnie są najfajniejsze, to zasłużenie na pierwszym miejscu.

3. Max Tundra - Parallax Error Beheads You / Juvelen - 1
2. TV on the Radio - Dear Science
1. M83 - Saturdays = Youth


Longplay, a sprawa polska. Niczego topowego w tym roku nie było, więc nagrody zostały przyznane za albumy przyzwoite. Bez zbędnego rozwodzenia się i długich pożegnań. Trzecie miejsce - Cool Kids of Death z "Afterparty". Przede wszystkim za udany comeback po słabej trzeciej płycie, słuszną zmianę stylu i ogólnie niezłe kawałki. Cała alternatywna Polska chodzi i nuci "Nagle Zapomnieć Wszystko". Fajnie.

Miejsce drugie - O.S.T.R. To Ostry, prawda? Prawda.

Złoto zgarnia Afro Kolektyw. Rzutem na taśmę, poza tym zapunktowali, bo się na koncert niedawno wybrałem i mnie Afro po bucie pomiział. ":*" Mężczyźni są odrażająco brudni i źli.

3. Cool Kids of Death - Afterparty
2. OSTR - Ja Tu Tylko Sprzątam
1. Afro Kolektyw - Połącz Kropki


Pozostając jeszcze na chwilę przy płytach - najgorszy album roku. Subiektywnie, bo pewnie było w tym roku dużo gorszych, ale te mnie zdecydowanie najbardziej wkurwiały.

Świat - "Viva la Vida". No sory. Coldplay zafundował flaki z olejem, a w radiu lecą nonkurwastop. Na te smyki reaguję agresją, pianą z pyska i wydzieliną z nosa. Zgińcie.

Polska - "Out of Tune". PRZECIĘTNIACTWO. Nie, Ałtofsi nie są zajebiści. Eryczek nie jest cool. Mam nadzieję, że to ich ostatnia płyta, bo niestety nie są "Killer Pop Machine". A fanów mają nawet bardziej denerwujących niż Coma, a to sztuka.

Tym miłym akcentem kończymy sprawę płyt, a przechodzimy do singli.

Najniższy stopień podium w kategorii "Świat" dla Neon Neon. Bezczelnie eightiesowy singiel zjadł mi pół wiosny, a i teraz chętnie do niego wracam. Poza tym to tribute dla pierwszej ofiary Gwiazdy Śmierci, więc od razu miał plusa. Told her on Alderaaaaaan....

Drugie miejsce, niespodziewanie i totalnie z zaskoczenia. Eee? Ta pizda z MTV? Tajest, ta pizda z MTV. Mówcie co chcecie, ale kawałek nuci się sam, każdy go zna, a Rihanna to fajna sucz. "Disturbia" zaskoczyła mnie gdzieś w barze i zjadła mnie na śniadanie bambambirambam. Do tego tłuściutki bicik i nośny refren, czego chcieć więcej.

Miejsce pierwsze wspomniane już wcześniej, Max Tundra i jego absolutnie genialne "Which Song". Wydawałoby się, że takie połączenie melodii i połamanego rytmu jest absolutnie nie-możliwe/wykonalne/prawdopodobne/etc. Ale Tundra potrafi, nagrywa i funduje niejako bonusowo tekst równie zabawny i bezpretensjonalny jak u Russian Futursits. Zdecydowane zwycięstwo, Jacobs cieszył się już na kilkanaście metrów przed metą, rekord świata pobity bez wysiłku.

3. Neon Neon - I Told Her on Alderaan
2. Rihanna - Disturbia
1. Max Tundra - Which Song


W kwestii polskiej, mamy co następuje. Brązowy medal zawisł na szyi, zawistne spojrzenie kieruje się na wyższe stopnie podium, ale niestety, nie dało się. OSTR i "1980", zaraz chyba połamie skrzypce na głowie zwycięzcy. W swoich pierwszych Jordanach chciał latać ku niebu, ale nie tym razem.

Drugie miejsce, ale chłopak jak dąb, więc i tak ma się wrażenie, że stoi wyżej od złotego medalisty. Afro, a zaraz za nim cały zespół i "Chcę umrzeć zagłaskany na śmierć." Bóg Ojciec, Syn Boży, Duch Święty i AfroJax. Ehe. No i Wiraszko z Maciejewskim na ficzeringu.

Złoty medal, kawałek usłyszałem już dużo wcześniej, ale płyta wydana teraz, więc udało im się załapać. Ej, ten riff! No masakra, lato, laski, bikini, california boys na deskach surfingowych. Renton - "Hey Girl". Drinki w dłoń i na plażę.

3. OSTR - 1980
2. Afro Kolektyw - Chcę Umrzeć Zagłaskany Na Śmierć
1. Renton - Hey Girl

Najgorszy singiel roku. Drażliwa kategoria, zaraz wyrzucę radio za okno. Szybka piłka, bo nie bardzo chce mi się już pisać. Świat - dowolny singiel z nowego Coldplaya. Nie wiem ile ich było, wszystkie brzmią tak samo i tak samo denerwują. Polska - Video i Ania Wyszkoni - "Soft". No kurwa. Hej hej. Zresztą cały zespół Video i jego "Wciągasz jak wideo gra" czy "Weź nie pierdol bejbe" to temat na felieton o zdecydowanie negatywnym wydźwięku. Boże, widzisz i nie grzmisz.

Eventy. W tym roku obrodziło nam koncertami w naszym kraju, ale skupmy się na najważniejszych. Najlepszym wydarzeniem roku był zdecydowanie OFF Festival. Za Of Montreal, czy Mogwai byłem w stanie zapłacić dużo więcej, a Rojek zafundował mi oba za cenę jednodniowego biletu. Brawo. A pomyśleć, że jeszcze dwa lata temu śmiałem się, kiedy takie zespoły pojawiały się w ankietach "Kogo Rojek ściągnie na OFFa." Zwracam honor.

Największe rozczarowanie - Heineken "Wyzysk" Open'er Festival, Heineken "Zbieramy śmieci" Open'er Festival, Heineken "To już było" Open'er Festival. Ceny biletów poszły w górę, a organizatorzy nie ściągnęli żadnego wymiatacza. Kogoś na poziomie Bjork, Beastie Boys czy Sonic Youth sprzed dwóch lat. Zamiast tego pozbierano wykonawców, którzy występowali już w naszym kraju i to wcale nie tak dawno. Wszyscy, Roisin, Editors, Jay-Z, Badu, Cocrosie, Goldfrapp, Massive Attack, Interpol są nieźli, nawet bardzo dobrzy, ale, cholera, TO JUŻ BYŁO. A nie było gwiazd. Że o tym nieśmiesznym żarcie z Sex Pistols nie wspomnę. A wystarczyło ściągnąć Modestów. Albo Radiohead.

Media:
Max Tundra - Which Song -
Juvelen - Don't Mess -
TV on the Radio - Golden Age -
M83 - Kim and Jessie -
Cool Kids of Death - Nagle Zapomnieć Wszystko -
OSTR - 1980 -
Afro Kolektyw - Chciałbym Umrzeć Zagłaskany Na Śmierć -
Neon Neon - Told Her On Alderaan -
Rihanna - Disturbia -
Renton - Hey Girl -

Dziękuję za uwagę i zapraszam do wypowiedzi.

08.12.2008
20:31
[2]

K4B4N0s [ Filthy One ]

Jak dal mnie top 3 miedzynarodowe to:
1. Trivium - Shogun
2. Cradle Of Filth - Godspeed On The Devil's Thunder
3. Opeth - Watershed i Tiamat - Amanethes


1 na prawde deklasuje jak dla mnie wsyzstkie albumy tegoroczne, 2, lezy w polowie drogi 3 do 1, a z kolei 3 ma spore zaplecze. Wiele zacnych plyt w tym roku wyszlo. Z niewymienionych - 36 Crazyfists - The Tide And Its Takers; Avantasia - The Scarecrow; Norther - N; Children Of Bodom - Blooddrunk...

Z Polskich to wyroznily sie:
1. None - The Rising
2. Virgin Snatch - Act Of Grace
3. Acid Drinkers - Verses Of Steel


Wyrownanie, ale moim zdaniem one sa na tyle dobre, ze moga spokojnie pod wzgledem muzycznym, konkurowac z zagranica.

Zreszta osatnie zestawienie jest troche nie do konca pewne, bo ciagle czekam zeby uslyszec nowe Thy Disease.

08.12.2008
20:35
[3]

Cartman___ [ Konsul ]

ja pi&6745 o czym wy wogole piszecie ? Pewnie to jakies darcie mordy :P

08.12.2008
20:38
[4]

Backside [ Senator ]

Dla mnie się liczy to, że w 2008 Polskę nawiedzili najważniejsi wykonawcy z nurtu jazzu i fusion, i odstawili niesamowite koncerty: Return To Forever, Marcus Miller, Stanley Clarke, Victor Wooten, Pat Metheny, Jean-Luc Ponty, John McLaughlin, Herbie Hanock. Plus Carlos Santana na rockową doczepkę :).
Dodam jeszcze do tego De La Soul i Curtisa Blow z Grandmasterem MM i Sugarhill Gangiem :).

A płytowo? Mnie średnio interesuje dzisiejsza muzyka, ale mimo to wyszedł niesamowity, amerykańsko-hinduski trybut dla Miles Davisa zatytułowany Miles From India, który odświeża muzykę i klimat przełom '60/'70.

08.12.2008
20:53
smile
[5]

boskijaro [ Nowoczesny Dekadent ]

Ciężko orzec, w tym roku powiedzmy poszerzałem swoje horyzonty muzyczne więc nie byłem na bieżąco , ale mogę powiedzieć o trzech płytkach:

Sigur Rós - Mea sua i eyrum via spilum endalaust

Muzycy zdecydowanie poszli w "radosne granie" i pierwsze co się ciśnie na usta to oburzenie, mając w pamięci genialne "Agaetis Byrjun" czy "Takk". Ale po kilkukrotnym przesłuchaniu niektóre piosenki faktycznie dają radę i przyjemnie się tego słucha. Niemniej jednak, oczekujemy po nich nieco więcej i mroczne granie IMO bardziej do nich pasuje.

Coldplay - Viva la Vida

Patrząc po poprzednich dokonaniach oczekiwania były większe, i niestety wyszło jak wyszło. Po pierwszym zawodzie dałem płytce drugą szansę i trochę mnie do siebie przekonała, aczkolwiek to już jest zdecydowanie bardziej granie pod publiczkę niż fenomenalne "Parachutes". Czekamy na kolejny album, zobaczymy czy muzycy się poprawią.

Metallica - Death Magnetic

Tutaj jest zupełnie inaczej niż w krążkach powyżej. Spodziewałem się niskiego poziomu po doświadczeniach z St.Anger, w dniu premiery poleciałem i kupiłem swój egzemplarz (po zaznajomieniu się wcześniej jedynie z TDTNC) i byłem oczarowany. Solidne, metalowe granie, z chwytliwym wokalem i riffami, chłopaki pokazali że jeszcze na wiele ich stać. Nic tylko gratulować i czekać na więcej.

Teraz coś o eventach w których brałem udział
-Woodstock :

Pojechałem bardziej z ciekawości bo nigdy nie byłem i trochę się zawiodłem. Koncerty pod względem technicznym bez zarzutu, najbardziej podobało mi się Lao Che. Byłem też na kilku innych (ahh Kreator xD) ale one jakoś mnie nie zachwyciły. No i klimat takiego "brudu i wolności" niestety do mnie nie przemawia. Raczej się ponownie tam nie pojawię.

-Sigur Rós (Warszawa, sierpień, amfiteatr):

Tutaj byłem po prostu oczarowany,zachwycony,wbity w ziemię i zdeptany. Zagrali wszystkie najlepsze kawałki (w większości bezbłędnie), był dobry klimat (ciemno i na pół-otwartej przestrzeni w parku), bardzo dobra publiczność (tak dobra że wyprosili drugi bis którego nie planowali zagrać). Nie żałowałem w żadnym wypadku wydanych 120zł oraz przygód w expresie Moskwa-Berlin (kto był wie o co chodzi ;) ).

Ogólnie jak dla mnie bardzo cenny rok, horyzonty muzyczne poszerzyły mi się ogromnie :) Głównie dzięki last.fm

08.12.2008
21:18
smile
[6]

Lethal Doze [ Pretorianin ]

dla mnie topy tego roku to m.in.:
- Snoop Dogg Ego Trippin'
- Ice Cube Raw Footage
- Q-Tip The Renaissance
- Big Noyd Illustrious
- E-40 The Ball Street Journal

jeszcze w oczekiwaniu są:
- Common Universal Mind Control
- EPMD We Mean Business jak mi starczy, funduszy :)

08.12.2008
21:40
[7]

Mastyl [ Legend ]

Trzeba bylo dopisac jakie nurty muzyczne chcesz podsumowywac, bo kazdy tu bedzie wchodzil, i wpisywal wlasne cuda niewidy, a wiadomo - dla jednego wydarzeniem bedzie Pat Metheny, dla innego DJ Aligator.

Jesli o mnie chodzi, duzym wydarzeniem dla mnie bylo to, ze wreszcie poszedlem na koncert Underworld na Cracow Screen Festiwal.

Underworld to Underwolrld, ale organizacja festiwalu okropna - 200 zlotych za watpliwej jakosci scene, przy ktorej nie mozna sie nawet napic piwa, okropna jak na maj pogode.

Tym samym odechcialo mi sie po tych doswiadczeniach odwiedzac tegoroczny Open'er.

Z ciekawych koncertow bylem jeszcze na dwoch: Sokol i Pono :) oraz Roisin Murphy. Ponadto nienajgorsze sety DJskie: Hoxton Whores, Juliana Caporaso, Danny Howells i Desyn Masiello.

08.12.2008
21:42
[8]

mateuszek15 (2) [ Konsul ]

20 grudnia wychodzi nowa płyta EastWest rockers!
Powiedziałem siostrze żeby mi ją kupiła pod choinkę :D :D

08.12.2008
21:44
[9]

hipppciu [ Pretorianin ]

to ja może podam, jaka jest opinia większości ludzi (PODOBNO)...



dla mnie jest to śmieszne. gdybym ja chociaż cokolwiek słyszał z tego co tam jest podane... rozumiem - Coldplay, osobiście nie słucham ale znam i dwóch czy trzech inny wykonawców. a reszta? nie rozumiem, jak mogą być najpopularniejsi w internecie... :/


dla mnie samego jednak największym pozytywnym zaskoczeniem okazał się album Death Magnetic - po prostu powrót do korzeni :)
również Chinese Democracy wydany przez Guns 'N Roses (gdzie, notabene ze starego składu został tylko Axl) również jest bardzo dobrym albumem.

08.12.2008
22:00
[10]

John Wayne Gacy [ Pretorianin ]

hipciu -> Generalnie nie wiem o co ci chodzi. O ile z zestawieniem się nie zgadzam, bo to co jest najpopularniejsze nie zawsze oznacza najlepsze, a taką zasadą kieruje się ranking last.fm.

Ale ogólnie każdy, kto ma jako takie pojęcie o muzyce powinien kojarzyć takich wykonawców jak Sigur Ros, Jack Johnson, Death Cab for Cutie, Nine Inch Nails, The Kooks, Portishead czy Hot Chip.

08.12.2008
22:14
[11]

hipppciu [ Pretorianin ]

John Wayne --> Sigur Ros i Nine Inch Nails znam. reszta - pierwszy raz widzę te nazwy... :)

chodzi mi ogólnie o to, że wielu ludzi słucha zespołów popularnych, lecz grający (niestety) słabą muzykę - choć nie twierdzę, że wszystkie zespoły są takie.

08.12.2008
22:44
[12]

Penis Jednorożca [ Pretorianin ]

Mastyl-> Trzeba bylo dopisac jakie nurty muzyczne chcesz podsumowywac, bo kazdy tu bedzie wchodzil, i wpisywal wlasne cuda niewidy, a wiadomo - dla jednego wydarzeniem bedzie Pat Metheny, dla innego DJ Aligator.


Aaaand? Na GOLu, będącym zagłębiem czerni ze złotym łańcuchem i czerni z krwawym pentagramem, przyda się odrobina zróznicowania i (nienawidzę tego słowa) eklektyzmu, nie ma po co ograniczać się do jednej słusznej ścieżki :)

____________________________________________________________________________

Psycho Clown tradycyjnie zaatakował pod koniec roku, juz się zastanawiałem, kiedy się pojawi coroczne podsumowanie.

Wysilić zatem by się wypadało, a jakże. Najpierw te lepsze rzeczy, po trzy sztuki, nie posiłkując się pedalskimi Porcysami czy innymi Piczforkami



W kategorii płytka- świat:
3. TV on the Radio- Dear Science- jeszcze płytka nie ostygła po wyjściu z tłoczni, a faktycznie miażdży pytę. Chłopaki weszły w coś skoczniejszego i weselszego klimatycznie, co okazało się słusznym posunięciem.

2. Mike Patton- A perfect Place- wiem, ze to soundtrack, ale moje pattonowskie zboczenie zmusza mnie do wymienienia choć jednej płytki Majkela rocznie :)

1. ... Tu było cięzko. Death Caby nie zachwyciły, TingTingsy są typowym "One year wonder",, Melvinsy takie sobie, nowych Secret Chiefsów nie miałem kiedy przesłuchać, przy Mogwaiu przysnąłem, M83 z Tundrą aspirują, ale jest jeszcze jedna rzecz w zanadrzu... Jako zwolennik, a nawet piewca prostactwa i niezobowiązującej, odmóżdżającej rozrywki powiadam, że moim numero uno w tym roku zostaje... (fanfary)
Eagles of Death Metal- Heart On




W kategorii płytka- Rzeczpospolita jaśnie oświecona (będzie cięzko, bo polskich tworów staram się unikać jak ognia)
3. brak -duet waglewskich nierówny, Emade ciśnie dobrze, ale Fisz tekstowo zbyt kuleje, by wrzucić go na podium, Srebrnych Rakiet nie słucham, Psychocukier nie dla mnie, Pustki mnie nie ruszają, Rentona nawet nie tknąłem, bo jestem zbyt mainstreamową dziwką i słucham radia, a tam ich nie słyszałem. Kulki za to puszczano, ale trzeciego miejsca im nie dam z powodu czule pielęgnowanej niechęci do wszelkich Lamp i recenzji z Przekroju

2.Afromadafakinkolektyw- Połącz kropki- tekstowo odrobinę słabiej niż na Czarnowidzeniu, ale lepiej niz na Pilśniowej (nie licząc oczywiście nieśmiertelnego Malone'a). Za to pod względem bicików i tak zwanego "funu" miażdżą pytę aż za mocno

1. OSTR- Ja tu tylko sprzątam - niezmiennie, nie bójmy się tego słowa- rozpierdala


_______________________________________________________________________

Single zasadniczo mam w dupie i nawet nie wiem jaki kiedy wychodzi, ale dam wyróżnienie specjalne i znaczek jakości za wybitne poprawienie mi humoru i megadystans do samych siebie dla Sokoła i Pono- W aucie. Chłopaki pieprzą konwenanse, robią sobie jaja i jako jedni z niewielu nie strzelają napinki, w przeciwieństwie do kolesi, którzy zatrzymali się na etapie picia browara na boisku za podstawówką (khem khem Płomień, khem 81 khem)



_______________________________________________________________________

Natomiast na porazki wypada poświęcić więcej miejsca

Szeroko pojęta kupa z bardziej cywilizowanej części świata:
Coldplay- Debiutancki album nagrany po raz kolejny pod nowym tytułem z dorzuconymi partiami smyków dla dodania jeszcze większej pompatyczności - darzę ten zespół szczerą nienawiścią od początku istnienia, zawsze uważałem, że chęć zostania wypadkową Oasis i Radiohead z domieszką pseudoideologicznych pierdół tekstowych i facjat wprost z żurnala nie ma prawa się udać i jak zwykle miałem rację. W przypadku Coldplay jest jeszcze jeden problem- nieważne ile razy by mi nie puszczono ich twórczości podczas jazdy samochodem, nijak nie chce się ów smyczkowo-płaczliwy bzdet zagnieździć w głowie. I nie wiem nawet, ile tych singli w mediach puszczali, nie sposób odróżnić jeden od drugiego.

Axl Rose i trzystu towarzyszących mu podczas nagrań muzyków- Chinese Dukocracy Nukem Forever- GnR zawsze grali muzykę dla wieśniaków z plantacji bawełny, ale po pijaku każdy umie odśpiewać Paradise City i Sweet Child of Mine. Piętnaście lat czekania, masa dowcipasów, szumne zapowiedzi zakochanego we własnym penisie frontmena i... nic, co dałoby się nucić, nieważne w jakim stanie świadomości.

Nowy Slipknot, tytułu płyty nawet nie zarejestrowałem - Powtarzałem to przez ostatni miesiąc w niemal każdym wątku o zamaskowanych pokurwieńcach i powtarzać będe do znudzenia- GDZIE JEST WYGRZEW, GDZIE JEST POOOOGHHHROOAAAOOO DLA GIMNAZJALNEJ GAWIEDZI? Mimo, że nigdy nie tworzyli muzyki najwyższych lotów, zawsze miałem do nich słabość ze względu na gówniarskie wspomnienia, ale tym razem nawet me miękkie serce różowego jednorożca nie ma litości, Corey powinien wskoczyć na pozycję trzeciego wokalisty w Linkin Park

The Kooks- cośtam cośtam- fenomenu 3/4 zespołów zaczynających się na "The" i kończących się na "s" do dziś pojąć nie mogę, popularności Kuksów tym bardziej

Nowy NIN- kolejna młodzieńcza słabość, znów zdeptana zresztą słabowitością Trenta, który Spiralki i Pretty Hate Machine chyba już nigdy nie dogoni, od paru dobrych lat stoi w miejscu i uprawia autoerotyzm w studiu nagraniowym

Metallica- Trumienka - komentarz zbędny

MGMT -Może nie kupa, ale tak biedaczków wyhajpowano, że juz do końca swej kariery będą znani jako "Ci od time to pretend". Fajny to azaliż wałek jest i płytka, ale co trzeci alternativos młodzieżos masturbatores z grzywkos na okos miał to w tym roku jako dzwonek na komórce


Z polskiego przesyfu muzycznego naprawdę cięzko wybrać jeden highlight, bo komentarz do ogólnej kondycji naszego rynku fonograficznego wystarczy comiesięczna toplista EMPiKu, ale coś wybrać wypada, a zatem- tegoroczne uberkupy made in Poland, nie licząc oczywistości typu Oratoria Największego Polskiego Kompozytora od czasów Szopena czy polskich gwiazdek, które poza nagrywaniem zajmują się odmrażaniem pośladów na lodowisku tudzież chałturzeniem w Koziej Wólce:

Maria Peszek- to nowe coś, co promowano do upadłego w szanujących się inteligenckich periodykach -Masłowska polskiej muzyki, zarówno pod względem liryki jak i formy przekazu, niemal identycznie zresztą zachwalana przez wszystkich, którzy lansują się w Szparce i kawiarenkach na Nowym Świecie a "Pawia Królowej" czytają na dobranoc swoim dzieciom chadzającym do prywatnych szkół zamkniętych za murem w nowobogackiej enklawie bloków przy ostatniej stacji metra

Coma - To kolejny zespół, który wieje przeciętniactwem z kilometra i który zupełnie by mi nie przeszkadzał, bo bym go po prostu omijał. Nikt mnie do jego słuchania nie zmusza, może sobie nawet w radiu lecieć podczas samochodowych wojaży, wpada jednym uchem, a drugim wypada ALE! Pozostają jeszcze tak zwani fani. Szeroko pojęty "fanbase" potrafi zepsuć odbiór nawet najlepszej kapeli, zaś Coma ma wybitnego pecha, bo do nastek mających kisiel w majtkach na frontmena dołączyły krokodyle i bazyle, osierocone przez Chylińską po upadku O.N.A. , które przez długi czas dzierżyło palmę pierwszeństwa w kategorii zjebanych słuchaczy.

Out of tune -Eryczku, MORE COWBELL!

08.12.2008
22:52
[13]

VIII [ Konsul ]

powiadam, że moim numero uno w tym roku zostaje... (fanfary)
Eagles of Death Metal- Heart On


Whoah, powaga? Nice... Ja tylko w ramach ciekawostki powiem, że w kwietniu 2009 wychodzi Desert Sessions 11&12 :)

08.12.2008
22:57
[14]

Yo5H [ ziefff ]

A ja wspomne (bo warto) o "debiucie" kapeli Scars on Broadway - plyta o tym samym tytule. Graja hmm.. nienawidze szufladkowac muzy ale dla ogolnego pojecia powiem ze to taki melodic hard rock. Ewolucja Systemu, bo gra tu jego gitara i perka + 3 innych gosci. Jak dla mnie najbardziej catchy krazek roku w kategorii ciezkiego rocka, warto sprawdzic.

Drugi krazek to moja przeukochana kapela Mindless Self Indulgence z plyta "If". Za wiki: " Chociaż zaliczani do punku, w ich twórczości wyczuwa się mocne wpływy techno, industrialu, electro i hip-hopu. MSI czerpie również z kultury wczesnych lat 80. Niektóre ich piosenki zawierają sample utworów hip-hopowych i rockowych z tych lat, jak również dźwięki, przypominające te, wydawane przez Atari.". Najbardziej chora grupa i drugi moj ljubimyj album 08.

Nine Inch Nails - Trenta zawsze lubilem, dobry styl i plus za to, ze plyta byla za darmo w sieci. Takze chocby za to warto wyroznic zeby ludzie ktorzy jeszcze nie znaja tego shitu rzucili na to okiem.

Aha, zeby jeszcze wkurwic yogha to powiem ze i Slipknot i Coma nagrali fajne plytki hahaha :PPP !

08.12.2008
23:16
[15]

Penis Jednorożca [ Pretorianin ]

Aha, zeby jeszcze wkurwic yogha to powiem ze i Slipknot i Coma nagrali fajne plytki hahaha :PPP !

Nie pozostaje mi nic innego jak odrzec treściwym "Twoja stara to Piotr Rogucki" :P

09.12.2008
14:50
[16]

Megera_ [ Konsul ]

Panowie, tyle tekstu? :P Myślicie, że ktoś to przeczyta? :>

Najpierw się poprzyczepiam i posmęcę.
Sigur Rós skończyli się na "Takk..". Niestety. Wciąż grają nieźle, ale to już nie jest to. Jaro, dla Ciebie oni grali mrocznie? :) Sigur Rós to jest muzyka relaksacyjna, subtelna, to jest topniejący śnieg na wiosnę i bieganie po wzgórzach zimnej Islandii. Za wyjątkiem "()", które jest creeping i scary.
O Coldplay aż się boję wspomnieć, bo to strasznie złe było.
Coma chciała być zajebista, ale nie podołała, zdecydowanie kuleją na tej eksperymentalnej ścieżce. Kupy się to nie trzyma, ale obok kupy stoi. Wyjątki są tylko dwa: "Nadmiar" za przestrzeń dźwięku i "Ekhart" za progresyw przepływający w krwiobiegu podczas słuchania. "Lśnienie" lubiłam, ale już nie lubię, bo wszyscy się tym podniecają. ;)

Meritum. To, co najważniejsze, mam znacznie więcej do powiedzenia bo znacznie więcej dobrych albumów powstało, ale czas goni.
Cult of Luna - Eternal Kingdom
Zespół-niespodzianka. Wychodzą na scenę indie-boye, niepozorni, grzyweczki na oczka, schludne wdzianka, przypadkowy obserwator pomyśli sobie zapewne, że zaraz się zacznie smutne pipczenie dla nastolatek. A guzik. Chłopaki robią taką fuzję doom/sludge, że łeb urywa.
W tym roku są numero uno zdecydowanie. Tak się robi koncept albumy, tak się buduje klimat. Osiągnęli niesamowity efekt - w samej muzyce czuć to, o czym mówią lyricsy. Woda i schizofrenia. 10/10
Rome - Masse Mensch Material
Odkrycie roku. Apocalyptic folk w najlepszej wersji. Album przestrzenny, przesiąknięty tęsknotą, romantyzmem, rozpaczą, z cieniem apokalipsy, a jakże. Fantastyczne jest to, że nie ma zróżnicowania na lepsze i gorsze kawałki, wszystkim razem i każdemu z osobna daję 10/10.
Daturah - Reverie
Scena postrockowa jest już obładowana do granic możliwości, a i tak właściwie większość brzmi jak kolejne wcielenie Explosions in the Sky. Daturah pobiegło inną ścieżką, bardziej ambientową, i chwała im za to. 9/10
Maybeshewill - Not for Want of Trying
Skoro już w klimacie post jesteśmy, to drugi wyjątek w temacie. Tak dużego zróżnicowania i eklektyzmu na jednym krążku moje ucho dawno nie słyszało, o ile w ogóle kiedykolwiek. Rewelacyjna sekcja klawiszowa. 9/10
Portishead - Third
Trip-hop w wersji bardziej zmechanizowanej, surowej, nieoszlifowanej. Powiew świeżości i nowa jakość. 9/10
Ashes Divide - Keep Telling Myself It's Alright
Najbardziej catchy rockowa płytka roku. Nowa twarz A Perfect Circle. Przy okazji widzimy jak Devo Keenan uczy się raczkować, oby raczkował w stronę tatusia. 7/10
Anathema - Hindsight
Czyli dowód na to, że odgrzewane kotlety też mogą być równie dobre, a czasem nawet lepsze od pierwowzorów. Stare zmiatacze w nowych aranżacjach, good work. 8/10
The Dresden Dolls - No, Virginia
Tylko kompilacja co prawda, ale kolaż wyszedł przedni. Amanda Palmer jest boginią. Na dodatek okazuje się, że ascetycznym brzmieniem też można zrobić kawał dobrej muzyki. 9/10

Na koniec gorycz i rozczarowanie roku, gorzkie łzy i ból istnienia: Opeth - Watershed. Boli nijakością, dobrze, że Mikael ma Głos, inaczej wszystko byłoby położone. 5/10

Jeszcze nieco za mało przesłuchań, by wydać ocenę, ale zdaje się, że Mouth of the Architect i Gojira zrobili całkiem zacne płytki, myślę, że spokojnie w granicach 8/10.
I jeszcze Textures, zespół-zagadka, władowali w swoją muzykę takie patenty, że ociera się to o jakąś kiczowatą pomyłkę (bo jak traktować gościa, który najpierw wyje jak emoboj po to, by za chwilę przejść do całkiem niezłego growlu?). Ale wydaje mi się, że w tym szaleństwie jest metoda. Pretendent do dziesiątki.

W Polandii raczej bez szału. Kupiło mnie jedynie Lao Che, to jest dobry kierunek. Całkiem dobrze słucha się też rodziny Waglewskich na "Męskiej Muzyce". "Tesla" Silver Rocket nie powala, ciężko dorównać takiemu feelingowi jak w "Unhappy Songs".
Ach, Polacy wreszcie zrozumieli, co to znaczy sludge. Jak ktoś jeszcze nie wie, to niech sobie posłucha Blindead - Autoscopia: Murder in Phazes.
Po tym, jak Riverside popełniło fatalny finał swojej trylogii, Duda postawił na solowy projekt ze skutkiem całkiem sympatycznym. Lunatic Soul wciąż nie odbiega klimatem od art-progresywnego rocka, ale jest lepiej doprawiony. Okładka albumu jest zaś genialna, perfekcyjna i w ogóle brak słów. W całym mym żywocie tak mocno wizualnie zrobiło mnie tylko "Sleeping with Ghosts" Placebo.

Koncertowo?
Konia z rzędem i pół królestwa za możliwość cofnięcia czasu i obecności na Heinekenie, Sigur Rós i Anathemie. :(
Ale za to pojechałam sobie do naszych sympatycznych braci Czechów na post koncert This Will Destroy You, bardzo miło wszystko wypadło, na uwagę zasługuje prześwietny support w wykonaniu naszych rodaków (California Stories Uncovered). 9/10
Moja nieskromna osoba doczekała się wizyty Amerykańskich Bogów, Neurosis w sensie. Było jak sama nazwa wskazuje. Na koncercie legendy nie może być źle, ale spodziewałam się totalnego zmiażdżenia i przeżucia. Tymczasem tylko trochę mnie nadgryzło. 8/10
Gigiem roku, bez zbędnych komentarzy, zostaje Cult of Luna. 10/10
A przyszły rok będzie jeszcze lepszy. W marcu Opeth (takie sobie w tym roku, ale Akerfeldt jest najlepszym growlem świata ever, muszę mu to przyznać obiektywnie; może grzmieć nawet o kwitnących kwiatkach i śpiewających ptaszkach, a i tak miażdży pytę. To znaczy miażdżyłby, gdybym takową miała.) Wiosna zaś będzie sludge'owa, z Minskiem i Rosettą. Mam ślinotok na samą myśl.

Wycieczki osobiste:
Elm, mężczyźni są brudni i źli i to jest właśnie fajne. Niestety, w 80% wypadków to oni robią Muzykę na tym świecie. Jak nie w dziewięćdziesięciu. Pięciu.
Yogh, też ni panimaju kultu MGMT. "Time to pretend" jest lansiarskie, szczególnie jak się ma hyźca na punkcie Skins (i grzywkos na okos), ale to jedyny udany wałek z tej płytki.

W kolejce jeszcze jakieś 30 albumów, co do których wciąż mam mieszane uczucia i czekam na krystalizację tudzież jeszcze nie zdążyłam się w nie wgłębić. Dobrze, że jeszcze trochę grudnia zostało.
TV on the Radio mam wciąż do obczajenia, dziękuję za przypomnienie.

09.12.2008
15:21
[17]

Taven [ Generaďż˝ ]

TOP10 na szybko, bez archaicznych kategorii na scenę polską i zagraniczną (tudzież komentarzy), bo mi się nie chce.

Do zapamietania:

10. Juvelen - 1
9. Girl talk - Feed the Animals
8. Atlas Sound - Let The Blind Lead Those Who Can See But Cannot Feel
7. Animal Collective - Water Curses
6. Squarepusher - Just A Souvenir
5. Autechre - Quaristice
4. We Versus The Shark - Dirty Versions
3. Max Tundra - Parallax Error Beheads You
2. High Places - 03/07 - 09/07
1. Gang Gang Dance - Saint Dymphna

Na ławce rezerwowych: Sam Sparro, M83, Erykah Badu, TV on the Radio, Destroyer

Do zapomnienia:
- Coma nie chce zdechnąc
- Out of Tune zrobiło dziecko z szatanem
- MBV nie wydali nowej płyty
- Chinese Democracy wydane, czyli jeden temat do żartów mniej, za to jeden więcej do płaczu
- Weezer pośmiertnie męczy ludzi
- Scarlett nie pokazała cycków w książeczce do longpleja
- brytyjskie NRR nadal prężne

09.12.2008
15:57
[18]

John Wayne Gacy [ Pretorianin ]

Daamn, o "Brał Cię w Aucie" zapomniałem na śmierć. Aż wstyd po sobotnim disco-frisco.

Poza tym okładka Mety wygląda jak pochwa, a nie jak trumienka. Wspominanie o niej i o Gunsach to kopanie trędowatego, więc się powstrzymałem. :)

29.12.2008
18:34
[19]

Aen [ MatiZ ]

Moje podsumowanie, przeklejone z własnego, jak widać, chybionego wątku

1) Opeth - "Watershed"
Znakomita płyta. Nie jest moim zdaniem lepsza od poprzedniego "Ghost Reveries", ale trzyma bardzo wysoki poziom pod każdym względem
2) Steven Wilson - "Insurgentes"
Solowa płyta twórcy "Porcupine Tree" poraziła mnie swoim klimatem i spójnością. Bardzo gorąco polecam.
3) Acid Drinkers - "Verses Of Steel"
Przyznaję, na początku w ogóle mi nie podeszła. Później pojeździłem z nią trochę i za parę kawałków (Silver Meat Machine czy Blues Beatdown) należy jej się miejsce w moim rankingu
4)Death Angel - "Killing Season"
SOLIDNY kop w dupę. Dzwoni w uszach aż miło.
5) Testament "The Formation Of Damnation"
Nic nowego, ale niczego takiego nie oczekiwałem - Mocno, spójnie i do przodu.
6) Metallica "Death Magnetic"
To już tak trochę na doczepkę, po prostu fajnie że cokolwiek w miarę niezłego nagrali ;)

Rozczarowanie? "Chinese Democracy" Guns 'n' Roses. Nie wiem czemu, po prostu zupełnie mnie ten album nie ruszył.

29.12.2008
18:41
[20]

Hannah Montana [ Pretorianin ]

Z debiutów zdecydowanie Crystal Castles.

O nowym Eagles of Death Metal czy wielu innych nie wspominam, bo to stare pryki są.

29.12.2008
19:05
[21]

|kszaq| [ Legend ]

Rok 2008 hmm...

Na pewno płytą roku dla mnie jest Ego Trippin' Snoopa. Uwielbiam jego muzykę, styl, pomysły. Po zróżnicowanym Tha Blue Carpet Treatment Ego jest albumem troszke sentymentalnym, powrotem do przeszłości. Jak to Entertainment Weekly napisał: Maybe this old Dogg doesn't need any new tricks, coś jest na rzeczy. Myślę, że Snoop nie raz mnie jeszcze zaskoczy.

Bardzo przyjemnie też mi się słuchało Tha Carter III Lila Wayne'a oraz 808s & Heartbreak Kanye Westa.

Kolejną płytą, która pozytywnie mnie zaskoczyła jest Chinese Democracy. Gdybym miał teraz wybierać najlepszą płytę Guns n' Roses bez wahania wybrałbym właśnie Chinese. Bardzo dojrzała płyta, Axl pokazał że naprawdę jest nietuzinkowym artystom i tak naprawdę sukces Guns N' Roses to w dużej mierze jego zasługa. Chętnie obejrzałbym zespół jak wykonuje kawałki na żywo. Sorry, There Was A Time, Madagascar - to trzeba usłyszeć. Świetny album.

Pozytywnym zaskoczeniem jest dla mnie Ghosts Nine Inch Nails, album bardzo mi się podoba.

01.01.2009
20:03
[22]

Hajle Selasje [ Eljah Ejsales ]

Bez zbędnych opisów, bo jak mawiał Frank Zappa: pisanie na temat muzyki jest jak tańczenie na temat architektury.

Włodek Pawlik - Jazz Suite Tykocin
Marcin Wasilewski Trio - January
E.S.T - Leucocyte

Nick Cave - Dig Lazarus, Dig!
Pendragon - Pure
Beardfish - Sleeping In Traffic: Part Two

01.01.2009
20:37
[23]

mieszkolp [ Generaďż˝ ]

Ja nie będe robił swojego Top tego roku. Odnotuje płyty, na które czekałem i czy spełniły moje oczekiwania.

Coma - Hipertrofia - Świetny album. Nie rozumiem całej tej nagonki i ogólnego sceptyzezmy i dezaprobaty w stosunku do nowej płyty jak i samego zespołu. Na szczególne wyróznie zasługuje pierwsza płyta, gdyż to na niej znajdujemy najlepsze utwory z tego albumu: "Trujące Rośliny", "Transfuzja" - ze świetną końcówką i perkusyjnym solo Adama Marszałkowskiego, "Zero Osiem Wojna", "Pożegnanie z Mistrzami" i "Świadkowie(...)". Moim zdaniem Ci którzy nie przesłuchali niech zagłębia się w ich nowy materiał. W moim prywatnym rankingu płyta roku.

O.S.T.R. - Ja Tu Tylko Sprzątam - Ostry od początku robi świetna robotę. Teraz nie mogło być inaczej. Naprwde dobry album.

Slipknot - All Hope is Gone - Jako fan Slipknota trochę się rozczarowałem. Oczekiwałem geniuszu. Kolejnego vol.3 w nowej formie. Troche sie zawiodłem. Płyta średnia. Jak słuchałem pierwsze wycieki z albumu "Psychosocial" i "All Hope is Gone" byłem strsznie podekscytowany. Oba kawałki świetne. Pierwszy może trochę inny niż ich wcześniejsze dokonania al świetny riff początkowy, refren, solo i gra Joeya Jordisona musiały dać świetny efekt końcowy. Drugi to poprostu stary świetny Slipknot. Gdy zakupiłem album... okazało sie, że dwa wcześniejsze utwory są najlepszymi. Do grona bardzo dobrych utworów można zaliczyć jeszcze: "Snuff", "Dead Memories". Z innych ciekawych kompozycji mozna wymienić: "Vendette" i refren w "Wherein Lies Continue". Ogólnie tak jako całość tak jak wspomniałem wcześniej album średni.

Metallica - Death Magnetic - Nigdy fanem Metallici nie byłem i nie będe. Z całego ich repertuaru podoba mi się kilka piosenek. Po nowym albumie nie spodziewałem się niczego. Album ogólnie mnie zaskoczył bardzo pozytywnie ze względu na pierwsze 4 piosenki, które katowałem niemiłosiernie. Jako całość płyta ogólnie dobra. Jak dla mnie jezeli cała płyta miałaby takie kawałki jak "That Was Just Your Life" i "The End of the Line" to byłby to dla mnie prawdopodobnie album roku.

Maximum The Hormone - Tsume Tsume Tsume / [F] - Mimo, ze to tylko singiel dla fana zespołu i tak było to czymś wielkim ;). W Japoni system wydawniczy singlii wygląda trochę inaczej więc na nowej "płycie" znalazły się 3 nowe utwory. Można by rzec, że jeden lepszy od drugiego. Zespół kontunuuje swój świetny i niepowtarzalny styl. Nic tylko czekać na nowy album. Najlepszy utwór to : "[F]" ale tak jak powiedziałem całość niszczy. Szkoda, ze to tylko singiel ;)

01.01.2009
22:01
[24]

Mephistopheles [ Hellseeker ]

W poprzednim roku (jak w każdym innym zresztą) czekałem jedynie na albumy tych zespołów, których słucham od lat i od których wiem, czego mogę oczekiwać. A przynajmniej myślę, że wiem.

AC/DC - Black Ice - Jeden z niewielu zespołów, które mogą pozwolić sobie na to, by przez dekady grać to samo, bo robią to w sposób tak zajebisty, że nikt inny nie jest w stanie ich podrobić, a fani wciąż chcą więcej i więcej. Dostałem dokładnie to, na co czekałem - kolejną dawkę energii w formacie audio, która mogłaby zasilić Wielki Zderzacz Hadronów na milion lat. Czego trzeba więcej?

Motörhead - Motörizer - Jak wyżej. Z tą różnicą, że zamiast wizytówki w postaci podstarzałego gościa w szkolnym mundurku, mamy wizytówkę w postaci podstarzałego gościa z wykopami drogowymi na twarzy, który z jakiegoś powodu od urodzenia ma głos, jakby całe życie wpierdzielał żyletki i popijał je paliwem rakietowym. W sumie nie zdziwiłbym się, gdyby Lemmy nie takie rzeczy już pił. Jakim cudem ten człowiek dożył wieku 63 lat?!

Judas Priest - Nostradamus - Dwupłytowy album koncepcyjny o Nostradamusie w wykonaniu Judaszy? Nie sądziłem, że chłopakom uda się zrobić coś takiego z ładem i składem. Nie sądziłem, że komukolwiek by się udało... I niespodzianka! Jak dla mnie najlepszy album JP od czasów Painkillera. Jest moc, jest epa i jest kilka stonowanych kawałków. Fakt, że możnaby uniknąć paru dłużyzn, ale całość i tak niesamowicie mnie zaskoczyła.

Metallica - Death Magnetic - OK, wiem, można tej płycie sporo zarzucić, ale... cholera, co ja dam na to, że mi się podoba? Chłopaki po latach zmieniania stylów i imidżów doznali w końcu oświecenia i doszli do wniosku, że fani chcą powrotu do korzeni (co każdy inny poza Jamesem i spółką zrozumiał od czasu wydania Load), więc Metallica powróciła do korzeni. Dosłownie. Nową płytę praktycznie posklejali z kilku pierwszych albumów. Prawdziwa ironia losu, jeśli spojrzeć na to pod kątem tego, co robili od połowy lat '90.
Aha! I nagrali teledysk z commie-zombies! To prawie tak samo w pytę jak nazi-zombies!!!

I na koniec jedno rozczarowanie. Jak widzę, nie jestem tu osamotniony.

Guns N' Roses - Chinese Democracy - Płyta, która z poprzednimi Gunsami nie ma nic wspólnego i brzmi jak ponad godzina hałasu. I to nie takiego fajnego jak King Crimson. Może niektórym się podoba - OK, kwestia gustu. Ale mnie to nie rajcuje ani trochę, więc Axlowi i jego nowym chłopakom daję spokój.

01.01.2009
22:35
smile
[25]

szarzasty [ Mork ]

rok się skończył więc- IMO nic specjalnie mnie nie rozczarowało - dlaczego? Bo wyczekiwałem tylko kilku płyt- a każda była conajmniej dobra.

Więc:

AC/DC - Black Ice - Jeden z niewielu zespołów, które mogą pozwolić sobie na to, by przez dekady grać to samo, bo robią to w sposób tak zajebisty, że nikt inny nie jest w stanie ich podrobić, a fani wciąż chcą więcej i więcej. Dostałem dokładnie to, na co czekałem - kolejną dawkę energii w formacie audio, która mogłaby zasilić Wielki Zderzacz Hadronów na milion lat. Czego trzeba więcej?

Motörhead - Motörizer - Jak wyżej. Z tą różnicą, że zamiast wizytówki w postaci podstarzałego gościa w szkolnym mundurku, mamy wizytówkę w postaci podstarzałego gościa z wykopami drogowymi na twarzy, który z jakiegoś powodu od urodzenia ma głos, jakby całe życie wpierdzielał żyletki i popijał je paliwem rakietowym. W sumie nie zdziwiłbym się, gdyby Lemmy nie takie rzeczy już pił. Jakim cudem ten człowiek dożył wieku 63 lat?!


:)


Testament - the Formation of damnation - mistrzostwo, rozpierdalator w każdej sekundzie trwania- pan Indianin drze morde wtedy kiedy ma drzeć mordę śpiewa kiedy ma śpiewać, milczy kiedy ma milczeć, niemal każdy riff na płycie mógłby zostać uznany za idealny przykład thrashowego grania a otwierający płytę More Than Meets the Eye powinien otwierać każdy koncert jakiegokolwiek metalowego zespołu - i najważniejsze - każdy utwór jest inny, każdy to osobna historia- żeby poznać album trzeba posłuchać każdego utworu- w przeciwieństwie do takiego slayera gdzie na ostatnich kilku płytach wystarczy posłuchać jednego, dowolnego utworu żeby poznać cały album.

Judas Priest - Nostradamus- początkowo zupełnie nie wchodziło- teraz geniusz. Stare dziadki zrobiły sobie niespodziankę na koniec kariery, nagrały album który powinien zostać wpisany na stałe do kanonu muzyki metalowej, dwupłytowe wydawnictwo o Nostradamusie jako opera metalowa? być może to jedyny zespół na świecie któremu może udać się takie coś- udało się- elementy orkiestry idealnie wpasowały się w gitarowe dialogi Tiptona i Downinga itp. itp. itp. długo by tak można ale po co? wracam masturbować się nad tym arcydziełem- być może najlepszym albumem od wydania Screaming fot Vengeance, może od Sad Wings of Destiny a może najlepszym w całej ich karierze.

i w ramach ciekawostki :D :

Metallica - Death Magnetic - nie, nie jest to żadne pozytywne doświadczenie- ale płyta znajduje się tutaj dlatego że chciałem tylko wiedzieć jak nisko może jeszcze upaść metallica- a tu proszę- nagrali album AŻ przeciętny - po loadach i st.angerach się tego naprawdę nie spodziewałem - do tego idealnie trafili w gust fanów spod znaku this is tRasH!!!!!111, szkoda tylko (a może to dobrze?) że thrashu jest tu tyle co kto napłakał

02.01.2009
00:02
[26]

|kszaq| [ Legend ]

Płyta, która z poprzednimi Gunsami nie ma nic wspólnego

Imo ze 'starych' Guns'ów brakuje Izzy'ego, Robin czy Bucket nie są gorszymi gitarzystami od Slasha

02.01.2009
00:02
smile
[27]

malyb89 [ 281-330-8004 ]

E-40 - Ball Street Journal -- najbardziej chora (nie, ciężka jak MIA z Kala czy Arular) płytka. Nawet Mistah, Keak i The Pack muszą się schować. BAY AREA!!!!

Young Buck & The Game - Wotrh More Than 50 Cent -- tytuł mówi sam za siebie :)

The Game - LAX -- MASAKRA! Big Dreams, Dope Boys, I Think We Got a Problem... Pozycja obowiązkowa jak Doctor's Advocate :)

Single?
Niedawno odkryłem Taniec Pojebaniec Gurala :)
The Recipe z ww. E-40
MJG - Shades z This Might Be The Day

[6]

02.01.2009
00:20
smile
[28]

ZgReDeK [ Enemy of the Sun ]

Testament - the Formation of damnation - mistrzostwo, rozpierdalator w każdej sekundzie trwania- pan Indianin drze morde wtedy kiedy ma drzeć mordę śpiewa kiedy ma śpiewać, milczy kiedy ma milczeć, niemal każdy riff na płycie mógłby zostać uznany za idealny przykład thrashowego grania a otwierający płytę More Than Meets the Eye powinien otwierać każdy koncert jakiegokolwiek metalowego zespołu - i najważniejsze - każdy utwór jest inny, każdy to osobna historia- żeby poznać album trzeba posłuchać każdego utworu- w przeciwieństwie do takiego slayera gdzie na ostatnich kilku płytach wystarczy posłuchać jednego, dowolnego utworu żeby poznać cały album.

Judas Priest - Nostradamus- początkowo zupełnie nie wchodziło- teraz geniusz. Stare dziadki zrobiły sobie niespodziankę na koniec kariery, nagrały album który powinien zostać wpisany na stałe do kanonu muzyki metalowej, dwupłytowe wydawnictwo o Nostradamusie jako opera metalowa? być może to jedyny zespół na świecie któremu może udać się takie coś- udało się- elementy orkiestry idealnie wpasowały się w gitarowe dialogi Tiptona i Downinga itp. itp. itp. długo by tak można ale po co? wracam masturbować się nad tym arcydziełem- być może najlepszym albumem od wydania Screaming fot Vengeance, może od Sad Wings of Destiny a może najlepszym w całej ich karierze.

i w ramach ciekawostki :D :

Metallica - Death Magnetic - nie, nie jest to żadne pozytywne doświadczenie- ale płyta znajduje się tutaj dlatego że chciałem tylko wiedzieć jak nisko może jeszcze upaść metallica- a tu proszę- nagrali album AŻ przeciętny - po loadach i st.angerach się tego naprawdę nie spodziewałem - do tego idealnie trafili w gust fanów spod znaku this is tRasH!!!!!111, szkoda tylko (a może to dobrze?) że thrashu jest tu tyle co kto napłakał



nie jest źle, ale na Porcysie lepiej posługują się ironią :)


spoiler start
avatar wiele wyjaśnia xD
spoiler stop

02.01.2009
00:36
[29]

szarzasty [ Mork ]

co jest takie śmieszne ZgReDKu? I jaki związek ma z tym awatar?! :O

02.01.2009
00:48
smile
[30]

Backside [ Senator ]

Właśnie zorientowałem się, że ten rok był nieprawdopodobny pod względem koncertów. Oprócz gigantów typu Iron Maiden, Police, Metallica i kto-tam-jeszcze :), odwiedziła nas masa artysty z czołówki, której słucham.


Koncerty podczas których najbardziej się wyszalałem to: Santana i De La Soul. Odkąd odkryłem bogatą dyskografię Santany, jest jednym z moich mistrzów. I choć wiem, że jazzrock i eksperymenty pozostawił na zawsze, wiem również, że cały czas w sobie duszę, co udowodnił chociażby 4 lata temu grając fantastyczny koncert na festiwalu jazzowym w Montreux z gwiazdami tego gatunku. Koncert w Warszawie to oczywiście mniejsza skala, ale na najwyższym poziomie - zero skuchy, zero fałszu i same przeboje. No i wczucie w tłum było genialne :).
Sporo frajdy dostarczyło mi też legendarne De La Soul - jeden z moich ulubionych rapowych bandów, chociaż dał koncert bardzo krótki, odstawili również największe przeboje. A że praktycznie wszystkie znałem, a i goście zachęcali nas do robienia ogólnego noise, to darłem się jak dziki i pierwszy raz w tym roku wyszedłem z koncertu z chrypą :).


Ale to tylko wycinek wrażeń.
Po latach na reunion zdecydował się jeden z bezsprzecznie największych jazzrockowych zespołów lat '70 - Return to Forever. I żadne tam odgrzewanie kotletów z 30 lat starszym głosem. Piękna, energiczna, instrumentalna muzyka grana przez znacznie bardziej doświadczonych gigantów (mniejszych i większych :)) jazzu i szerokich okolic. Wydawało mi się, że po tylu latach, nie doczekam się przeżycia tego, co mieli okazję nasi rodzice (a bardziej ich rówieśnicy z zachodu). Był klimatyczny t-shirt, opaska pod ciut dłuższymi włosami i zatracenie postrzegani czegokolwiek innego jak sceny :).


To raz. Dwa to... też gigant jazzrocka - John McLaughlin, mój idol gitary (zresztą najlepszy gitarzysta jakie kiedykolwiek słyszałem). Niestety "dziadek" ma już trochę mniej energii niż w '70, ale cały czas się świetnie spisuje no i moim obowiązkiem było zobaczyć mistrza chociaż raz w życiu -

Dalej... trzeci gigant jazzrocka :o. Francuski skrzypek Jean-Luc Ponty, który zaczynał od skrzypcowego be-bopu, po czym zaczął współpracować z legendarnym Frankiem Zappą czy w/w McLaughlinem. W końcu porzucił awangardę, na rzecz fantastycznych mariaży jazzu, rocka i muzyki elektronicznej. Pomimo lat, dał kapitalny, magiczny koncert.


Uch, co dalej?
Jeden z od lat najbardziej rozpoznawalnych jazzmanów - Pat Metheny, który swoim lirycznym stylem wykroczył popularnością daleko poza ramy fanów jazu (zresztą zasłynął też w Polsce nagrywając płytę z Anną Marią Jopek pt. "Upojenie"). Powiem, że gość jest niesamowity i jego muzyka w ogóle się nie nudzi. Grał 2:30h-3h z chyba dwoma długimi bisami.

W października przytrafił się koncert 3 gwiazd jazzowej basówki - Stanley Clarke, Marcus Miller i Victor Wooten. Wbrew moim obawom, zamiast tandetnego naparzania i wyścigów, dali naprawdę świetny i poskładany w całość koncert. Aczkolwiek i tak wolę każdego z osobna ;).

Podczas warszawskich, letnich koncertów jazzowych na Starówce trafiłem na legendę saksofonu i awangardu - Archiego Sheppa i mistrza latynoskiego akordeonu - Dino Saluziego. Fajne doświadczenie (zwłaszcza, że koncerty darmowe ;)).


Z innej beczki - 35th Hip-Hop Anniversary Tour i wspólny koncert Sugarhill Gang, Kutis Blow i Grandmaster Melee. Pierwsze, totalne legendy, dały radę, Kurtis rozwalił klub, a ten ostatni... cóż - nadrobił "starczy" głos napakowaną klatą i goldem ;).
Totalny był za to koncert Jungle Brothers - goście po latach nadal są absolutnie świetni, a koncert zagrali dla... 30 osób? Był więc totalny luz i chill-out, swobodne huśtanie się w do funkowych, r'n'b i jazzowych bitów.

Rok zwieńczył mistrz Herbie Hancock. W zasadzie mistrz klawisza, ale poza graniem jazzu zasłynął przede wszystkim jednym z najlepiej sprzedających się albumów, gdzie pomieszał jazz z funkiem i elektroniką ("Headhunters") oraz (podobno) pierwszym scratchem, na zresztą bardzo nowoczesnej w '83 r. płycie ("Future Shock"). A poza tym nagrał tony dobrej muzyki i w ogóle ;) - więc nie zobaczyć go byłoby grzechem :).


Mam wrażenie, że kogoś pominąłem :)

02.01.2009
01:15
[31]

_bubba_ [ Evil Genius ]

2008 podobal mi sie pod wzgledem kocertow. ciesze sie, ze coraz wiecej gwiazd jazzu koncertuje w polsce. fajnie, ze byl ribot i hancock, ale akurat w takim okresie, gdy nie mialem pieniedzy na bilety. :/ z plytowych nowosci nic mnie nie zachwycilo jakos szczegolnie. moze zorn i bar kokhba sextet z "luciferem", chociaz od pewnoego czasu zorn jest jak dla mnie sprawnym rzemieslnikiem aniżeli wielkim wirtuozem. czesc jedenasta "ksiegi aniolów", na ktorej grali medeski, martin i wood byla dla mnie wrecz rozczarowaniem.

ale i tak muzycznie rok 2008 byl dla mnie w porzadku, poniewaz osluchalem wiekszosc nagran starych mistrzow: coltrane'a, dolphy'ego, mingusa, aylera, monka :) Ech, takiej muzyki już się dzisiaj nie nagrywa :)

02.01.2009
02:00
smile
[32]

blood [ Killing Is My Business ]

Jak tu rozmawiać o muzyce jak jeden mówi, że Trivium - Shogun deklasuje wszystko, a drugi że Testament - The Formation of Damnation to mistrzostwo i rozpierdalator w każdej sekundzie trwania?

02.01.2009
02:33
smile
[33]

ZgReDeK [ Enemy of the Sun ]

02.01.2009
03:29
[34]

Sznapi [ Rashômon ]

Moim skromnym zdaniem rok pod względem wydanych albumów wypadł... przeciętnie. I Alice Cooper cośtam wydał (słabego zresztą), Judasi wydali niezbyt wysokich lotów album (szczerze? nie dobrnąłem nawet do końca)... Zgodzę się, że zawsze można liczyć na takie zespoły, jak AC/DC, czy Motorhead, ale ile można? :P Albumy nie są i nie mogły być złe - nagrane są w tym samym stylu co poprzednie, lecz wieje od nich uczuciem, że to wszystko już słyszałem. Żadną nadzieją była też płyta Metalliki, w której parę kawałków jest "nawet, nawet", ale większość po prostu do słuchania się nie nadaje, natomiast nowy album Gunsów mnie nie interesuje... A dobre albumy? Zdecydowanie wymiótł Opeth z bardzo dobrym Watershed, a z ciekawostek pojawił się w sklepach zapis z koncertu Gilmoura w Gdańsku.

I króciutko o polskich tworach:
Lunatic Soul - zieeeeew
Acid Drinkers - neeeext
Lao Che - WTF?
Coma (ogólnie) - po przesłuchaniu paru kawałków na YT cieszę się, że nawet nie znam

I taką wdzięczną pointą kończę tegoroczne płytowe podsumowanie.

02.01.2009
03:44
[35]

blood [ Killing Is My Business ]

Od siebie dodam może nową płytę Cynic - Traced in Air, którą ogólnie można zaliczyć na +. - polecam

02.01.2009
08:53
[36]

sneogg [ Centurion ]

czołem dziewczęta :-)

muzy dobrej było sporo, trzeba tylko wiedzieć gdzie ucho przyłożyć :-)

- Cynic
- Ayreon
- Amaseffer
- Ephrat
- Diffusion
i masa innych

itp. etc.

nie chce mi się rozpisywać - muzyka broni się sama


a-ha no i guralesko - taniec ropierdaniec

02.01.2009
10:53
smile
[37]

|kszaq| [ Legend ]

AC/DC, czy Motorhead, ale ile można? :P Albumy nie są i nie mogły być złe - nagrane są w tym samym stylu co poprzednie, lecz wieje od nich uczuciem, że to wszystko już słyszałem.

Co do AC/DC to mam taki sam pogląd jakMephistopheles - zespół ma prawo nagrywać płyty cały czas w tym samym stylu.

03.01.2009
13:26
[38]

Megera_ [ Konsul ]

Apdejt:

Co warto:
Tiamat. Miłość od pierwszego przesłuchania. I mówcie sobie, że giejowe i dziewczyńskie, ale to album tak dobry, że spokojnie może równać się z tiamatowym geniuszem, "Wildhoney".
Amerykańscy bogowie z Neurosis wydali solowe projekty folkowe i jeden zrobił to bardzo dobrze (Scott Kelly), a drugi zrobił to jeszcze lepiej (Steve von Till).
Fisz Emade. O ile tego pierwszego zawsze lubiłam i wiedziałam, że cokolwiek zrobi to będzie to co najmniej dobre, o tyle ten drugi mnie niespodziewanie zmasakrował rewelacyjnymi bitami.
Acid Drinkers. Spodziewałam się, że to Blindead będzie królem polskiej ciężkiej sceny w tym roku, ale kwasowcy są o klasę lepsi. Aż trudno uwierzyć, że to polskie.

Bez kija nie podchodź:
In Flames. PO przeczytaniu kilku recenzji obawiałam się, że zostanę zgwałcona przez uszy, ostatecznie nie było aż tak źle, tylko piekielnie nudno i bez polotu. Z całego albumu da się słuchać z przyjemnością maksymalnie dwóch kawałków.
Moonspell. To było bardzo niedobre.


Bajdełej, panowie, nie napinać się i nie licytować, kto jest fajniejszy albo kto ma bardziej zakuty łeb (metalhead znaczy), tylko robić swoje i pilnować siebie. :P

03.01.2009
13:37
smile
[39]

Backside [ Senator ]

Mam wrażenie, że kogoś pominąłem :)

No tak, przecież we wrześniu przyjechał na zorganizowany za darmoszkę koncert legendarny George Clinton przywożąc ze sobą skromną część ekipy Parliament Funkadelic i dając długi i srogi, funk-rockowy koncert. Zabawa była przednia, nawet jeden gość ze starej gwardii dał podpis - jeden, bo reszta poszła się bawić po swojemu, a ten był tak napruty, że przyszedł do kantyny docinać się i ocierać o polskie dziewczęta :)


Megera_ ---> no jak widać licytacja to dla niektórych fajniejsza część podsumowania roku ;)


Rok w muzyce - 2008 - Backside
03.01.2009
19:12
smile
[40]

Hajle Selasje [ Eljah Ejsales ]

Wiedziałem, że o czymś zapomnę. Avishai Cohen - Gently Disturbed.

Poza tym warto wspomnieć o bardzo przyzwoitym coverze, Blue Floyd - Begins, czyli Flojdzi na bluesowo. Smaczne to to.

© 2000-2024 GRY-OnLine S.A.