GRY-Online.pl --> Archiwum Forum

Rządy miłości zadbają o Twoją rodzinę. Więc lepiej się nie wychylaj.

30.07.2008
12:10
smile
[1]

Caine [ Książę Amberu ]

Rządy miłości zadbają o Twoją rodzinę. Więc lepiej się nie wychylaj.

LIST OTWARTY WOJCIECHA SUMLIŃSKIEGO

Zdarzają się sytuacje, które diametralnie odmieniają los człowieka, po których nic nie jest – i nigdy już nie będzie – takie same, jak wcześniej. Zdarzają się takie dni, które dzielą życie na „do” i „po”, które powodują, że człowiek umiera - chociaż żyje. Dla mnie ten dzień, najbardziej tragiczny dzień mojego życia, nadszedł 13 maja br. Tego dnia o godzinie 6 rano w moim warszawskim mieszkaniu obudził mnie cichy dzwonek do drzwi. Dwie poprzednie noce spałem krótko, ponieważ spędziłem je na pisaniu końcowych sekwencji książki - o operacjach inwigilacyjnych służb specjalnych PRL - dla Wydawnictwa Fronda. Książkę tę pisałem od ponad roku i pracowałem nocami, by ją ukończyć, tak jak obiecałem Grzegorzowi Górnemu, redaktorowi naczelnemu Frondy, do końca maja. Mimo zmęczenia, wystarczył jeden dzwonek do drzwi, bym się obudził. Instynkt, przeczucie niebezpieczeństwa? Wyrwany z krótkiego snu podszedłem do drzwi i usłyszałem – Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego, proszę otwierać. Było ich ośmiu. Poinformowali mnie, że od tego momentu jestem zatrzymany pod zarzutem przekazania Aneksu do Raportu Komisji Weryfikacyjnej WSI spółce Agora. Absurdalność zarzutu, absurdalność całej sytuacji mogłaby nawet być śmieszną, gdyby nie była groźną i tragiczną zarazem. Metodyczne przeszukanie trwało do godziny 21 00. Centymetr po centymetrze. Szukano Aneksu, który rzekomo miałem przekazać spółce Agora. (Szukano tak zapamiętale, że w użyczonym nam przez teściów mieszkaniu w Białej Podlaskiej, gdzie wraz z trzema córkami przebywała moja żona, funkcjonariusze ABW poprosili żonę o sprzęt do spuszczenia wody z akwarium). Ponieważ nie miałem nic do ukrycia, współpracowałem z funkcjonariuszami ABW, jak potrafiłem, nawet na takich polach, na których współpracować nie musiałem. Pokazałem, gdzie przechowuję wszystkie dokumenty, udostępniłem hasło do swojej poczty mailowej, podałem numery PIN-ów do trzech telefonów komórkowych, jakich używałem, odpowiedziałem na wszystkie zadanie mi pytania.



Wierzyłem, że to nieporozumienie, które niebawem się wyjaśni. W wyniku kilkunastogodzinnego przeszukania wyniesiono mi z mieszkania kilka tysięcy stron rozmaitych dokumentów, kilkadziesiąt płyt DVD, dyskietek, kaset VHS oraz innych nośników elektronicznych, trzy komputery, wszystkie notatniki, itp. Wraz nimi przepadła znajdująca się na ukończeniu książka, nad którą pracowałem od ponad roku oraz materiały zbierane do kolejnej książki, którą miałem pisać dla Wydawnictwa Fronda – miała to być pierwsza publikacja książkowa o Wojskowych Służbach Informacyjnych.

Lustro weneckie

Pod koniec przeszukania, tuż przed przewiezieniem do policyjnej izby zatrzymań na warszawskim Mokotowie, pozwolono mi na krótkie spotkanie z Romanem Giertychem, który został moim obrońcą. Nie mam właściwych słów wdzięczności względem niego - za troskę, z jaką zajął się moją rodziną w tej najtragiczniejszej godzinie naszego życia. Wagę prostych ludzkich gestów może zrozumieć tylko ktoś, kto znalazł się w analogicznej do nas sytuacji- sytuacji której nie rozumie, która go przerasta i prowadzi na dno rozpaczy. Z jednej strony jej absurdalność wydawała się dawać podstawy do optymizmu, z drugiej jednak skala i zakres podjętych działań wskazywały, że ktoś, kto odpowiada za wdrożenie tego absurdu do realizacji, nie cofnie się przed dopowiedzeniem całego alfabetu - cokolwiek by to miało oznaczać - skoro powiedział „a”. Mimo wszystko miałem nadzieję… Pomimo dwóch nieprzespanych wcześniej nocy nie mogłem zasnąć nawet na chwilę.

Oszołomienie związane z szokującą sytuacją, w jakiej się znalazłem, obawa o rodzinę, setki pytań cisnących się do głowy. Na rozmyślaniach i analizie sytuacji minęła pierwsza noc w policyjnej izbie zatrzymań, w trakcie której czekałem na spotkanie z prokuratorem. Czekałem w nadziei, że ranek przyniesie odpowiedź na wszystkie pytania. Około godziny 10. przyszło po mnie czterech młodych funkcjonariuszy ABW. Byli sympatyczni, nawet współczujący. Przekonywali, że złożę wyjaśnienia i na pewno zostanę zwolniony, bo to „działania rutynowe”. Spotkanie z prokuratorami Michalskim i Jolantą Mamej nie potwierdziło ich słów. Na pytania o znajomość z Leszkiem Pietrzakiem i Piotrem Bączkiem, członkami Komisji Weryfikacyjnej WSI oraz Aleksandrem L i Leszkiem Tobiaszem, pułkownikami WSI, odpowiadałem najdokładniej, jak potrafiłem. Opowiedziałem, jak na przełomie roku 2004/2005, przy okazji prowadzenia dziennikarskiego śledztwa w sprawie zabójstwa księdza Jerzego Popiełuszki, poznałem Leszka Pietrzaka, współpracownikiem prokuratora Andrzeja Witkowskiego zajmującego się tą najgłośniejszą, a zarazem najbardziej tajemniczą zbrodnią PRL. Opowiedziałem o swoich kontaktach z Piotrem Bączkiem, mało mi znanym kolegą dziennikarzem, z którym ostatni raz widziałem się około przełomu 2006 / 2007 roku. Opowiedziałem o spotkaniach z Aleksandrem L., z którym jednorazowy kontakt miałem w drugiej połowie lat 90 - przy okazji zdobywania informacji uwiarygodniających tekst redakcyjnych kolegów, Jacka Łęskiego i Rafała Kasprów, o wakacjach prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego z rosyjskim szpiegiem, Władimirem Ałganowem – a następnie, po blisko siedmioletniej przerwie, za pośrednictwem kolegi dziennikarza z Gazety Polskiej nawiązałem z nim ponowny kontakt, traktując go, jako źródło informacji. Opowiedziałem wreszcie o Leszku Tobiaszu, z którym widziałem się dwa razy w życiu – jeden kontakt trwał kilka sekund i polegał na powiedzeniu sobie „dzień dobry”, drugi nastąpił pod koniec kwietnia 2008 roku na urodzinach właściciela gospodarstwa agroturystycznego pod Białą Podlaską, miasta, w którym mieszkam. Leszek Tobiasz podszedł wówczas do mnie i usiłował mi wmówić, że jest moim dobrym znajomym. Ponieważ nie potrafiłem sobie przypomnieć „dobrego znajomego”, zostawił mi do siebie telefon z informacją, żebym „koniecznie zadzwonił”, bo musimy porozmawiać o ważnych sprawach. Nie zadzwoniłem.

Po wyjaśnieniach nastąpiło okazanie. Postawiono mnie obok kilku innych osób, by z za weneckiego lustra pułkownik Tobiasz mógł mnie rozpoznać. Cała sytuacja - jak prawie wszystko w tej sprawie - wyglądała absurdalnie. Godzinę wcześniej, pytany przez prokuratorów o kontakty z Tobiaszem, wyjaśniłem, że pod koniec kwietnia, a więc dwa tygodnie przed moim zatrzymaniem, Tobiasz podszedł do mnie na urodzinach pod Białą Podlaską, co mogłoby potwierdzić wiele osób. Tymczasem dla prokuratorów fakt, że pułkownik mnie rozpoznał, wydawał się stanowić duży sukces

Po okazaniu pani prokurator oznajmiła mi, że „w tej sytuacji będzie wniosek o areszt”. Trudno mi opisać, co czułem po powrocie do policyjnej izby zatrzymań. Miałem już świadomość, że ludzie odpowiedzialni za realizację tej sprawy pójdą do samego końca, cokolwiek by to miało oznaczać. Myślałem o bliskich, zwłaszcza o żonie i córeczkach. Co zrobić, by nic nie czuć, by nie myśleć, bo każda myśl przynosi niemal fizyczny ból? Jeżeli jest dno rozpaczy, ja znalazłem się na tym dnie. Przypominałem sobie historie ludzi, którzy w nieodległej przeszłości cierpieli w niemieckich, a następnie ubeckich katowniach w latach 40 i 50. Myślałem o ludziach Solidarności, którzy podążyli ich drogą i za każdym razem uświadamiałem sobie, że moje cierpienie było tylko nic nie znaczącą miniaturką ich cierpienia. Nikt przecież mnie nie torturował, nie mordował. A jednak po tysiąckroć zazdrościłem im. Wiedzieli, że cierpią za wielką sprawę i wiedział to każdy Polak – że tam w katowniach znajdują się najlepsi synowie narodu. Ja nie byłem maltretowany fizycznie, a jednak po tysiąckroć wolałbym odczuwać fizyczny ból, niż to psychicznie cierpienie - nie uświadamiałem sobie dotąd, że może istnieć tak straszny rodzaj cierpienia. Jednym cięciem mnie i mojej rodzinie odebrano wszystko to, co było dla nas najcenniejsze – poczucie bezpieczeństwa, ludzki szacunek. Są ludzie, którzy zniosą wszystko. Ale większość ma swoją granicę wytrzymałości. Gdy myślałem o tym, co zrobiono mnie i mojej rodzinie, marzyłem tylko o tym, by nic nie czuć. Tak minęła kolejna noc bez snu. Nad ranem przyszli po mnie w dziewięciu. Ci nie byli już tak mili jak ich koledzy dzień wcześniej. „Rusz palcem w bucie bez zgody, a zobaczysz, jak ci p….”- oznajmił „na dzień dobry” jeden z ubranych w czarne uniformy i kominiarki funkcjonariuszy. Zapakowali mnie do Nissana Patrola. Czterech funkcjonariuszy ABW w samochodzie ze mną, pięciu w drugim, jadącym za nami. Po co tak wielkie środki bezpieczeństwa? Jak wytłumaczyć tę pokazówkę, jeśli nie kolejnym absurdem? Inwigilowano mnie od listopada 2007 roku, a zatem wiedziano, że nie istnieje żadna grupa, które miałaby mnie odbić, że moi koledzy, to ludzie prasy, telewizji, wydawcy, etc - nie gangsterskie komando. Posiedzenie w sądzie było krótkie.

Zapamiętałem płomienną mowę Romana Giertycha, który mówił, że tu i teraz decyduje się los mój i mojej rodziny, że jeżeli trafię do aresztu, a za kilka lat – bo tyle w polskich realiach trwają procesy - okaże się, że zarzuty były absurdalne, to uniewinniający wyrok sądu i tak będzie pozbawiony znaczenia, bo ja będę człowiekiem tyleż niewinnym, co skończonym. I jeszcze mowę prokuratora Michalskiego, który położył nacisk na fakt, że śledztwo jest rozwojowe, a w moim mieszkaniu znaleziono tysiące stron dokumentów, w tym setki opatrzonych klauzulą tajne, bądź ściśle tajne. Mimo całego oszołomienia zastanowiło mnie to.

Istotnie, jak zapewne większość dziennikarzy śledczych, miałem tajne dokumenty: około tysiąca stron tzw. Akt „Masy”, ponad tysiąc stron dokumentów ze śledztwa dotyczącego zabójstwa księdza Jerzego Popiełuszki, kilkaset stron dokumentów od osób, które w latach 80. zostały pokrzywdzone przez funkcjonariuszy SB i uzyskały wgląd do swoich teczek, a następnie przekazały mi te teczki ujawniające agenturę SB na Lubelszczyźnie (zawartą w nich wiedzę wykorzystywałem w moim autorskim programie emitowanym w TVP Lublin pt. „Oblicza prawdy”), kilkaset stron dokumentów z różnych śledztw oraz około stu stron dotyczących handlu bronią WSI (Aneksu, którego szukano - nie miałem). Z tajnymi dokumentami obcowałem od lat, bo przecież m.in. na tym polega rola dziennikarza śledczego.

Umożliwiali mi to ludzie – prokuratorzy, policjanci, funkcjonariusze służb specjalnych, a bywało, że także politycy - którzy mi ufali i zawierzyli, że z nabytej wiedzy zrobię dobry użytek. Tak było, gdy w latach 1997/1998 w dzienniku „Życie” opublikowałem serie tekstów o zorganizowanej przestępczości nad wschodnią granicą państwa, za które otrzymałem nagrodę Ministra Spraw Wewnętrznych. Tak było w roku 1998, gdy wraz z Jackiem Łęskim i Rafałem Kasprówem ujawniliśmy materiały dotyczące rosyjskich szpiegów w Polsce, po której to publikacji kilkunastu rosyjskich dyplomatów zostało poproszonych o opuszczenie Polski. Tak było, gdy w roku 2003 w Tygodniku „Wprost” ujawniłem, jako pierwszy dziennikarz w Polsce, fragmenty ściśle tajnych zeznań Jarosława S. pseudonim „Masa”. W śledztwie przeciwko mafii pruszkowskiej uznano, że „Masa” jest wiarygodny, a jednak wykorzystano tylko część jego zeznań – dokładnie tę część, która dotyczyła gangsterów, a nie polityków. „Czy można być wiarygodnym do połowy, czy można być do połowy w ciąży?” – pytali mnie ludzie, dzięki którym stałem się posiadaczem tajnej wiedzy. Tak było w roku 2004, gdy wraz z Leszkiem Misiakiem ujawniliśmy tajne informacje i zdjęcia dotyczące kontaktów Jolanty Kwaśniewskiej, żony ówczesnego prezydenta RP, z Aleksandrem Żaglem i Kuną, organizatorami tzw. spotkania wiedeńskiego. Tak było, gdy w tym samym roku ujawniłem materiały o kontrakcie stulecia związanej z WSI firmy Megagaz, która otrzymała blisko miliard złotych na realizację tzw. III nitki rurociągu „Przyjaźń” (III nitka nie powstała, miliard zniknął). Tak było w roku 2005, gdy w wydawnictwie Rosner i Wspólnicy opublikowałem książkę „Kto naprawdę Go zabił?”, książkę przemilczaną, ujawniającą tajne dokumenty pokazujące, że prawie wszystko co dotąd powiedziano o zbrodni na księdzu Jerzym Popiełuszce, najgłośniejszej, a zarazem najbardziej tajemniczej zbrodni PRL, jest kłamstwem. Tak było w roku 2006, gdy wraz z Jankiem Pińskim zdobyliśmy dla „Wprost” nieznane dotąd nikomu, poza niewielką grupą funkcjonariuszy ABW, zdjęcia dowodzące kontaktów Aleksandra Kwaśniewskiego z Markiem Dochnalem, którym to kontaktom Kwaśniewski zaprzeczał i po ujawnieniu których odmówił stanięcia przed sejmową speckomisją. Tak było wreszcie w styczniu roku 2007, gdy wraz z Grzegorzem Górnym wyemitowaliśmy w Telewizji Polskiej głośny trzyodcinkowy serial o patologiach Wojskowych Służb Informacyjnych. We wszystkich tych i w wielu innych przypadkach miałem dostęp do wiedzy zawartej w materiałach opatrzonych klauzulą „tajne” bądź „ściśle tajne”. Za każdym razem z wiedzy tej robiłem wyłącznie taki użytek, jaki powinien robić dziennikarz – w miarę swoich możliwości wiedzę tę weryfikowałem, a następnie ujawniałem. I nikt nigdy (nawet „osławiony” prokurator Kapusta, który w 2003 roku po ujawnieniu przeze mnie akt „Masy” na konferencji prasowej potwierdził, że dziennikarze mają prawo do ujawniania tajnych informacji) nie czynił mi z tego zarzutu. Przeciwnie – we wszystkich znanych mi wypowiedziach zarówno politycy, publicyści jak i prokuratorzy twierdzili zgodnie, że posiadający i ujawniający tajne informacje dziennikarz nie tylko nie popełnia przestępstwa (popełnia je ten, kto dziennikarzowi tajną wiedzę udostępnia), ale wręcz robi to, co do niego należy. Dlaczego zatem prokurator Michalski poszedł dalej niż ktokolwiek inny i informacji o znalezieniu u mnie tajnych dokumentów użył, jako argumentu dla zastosowania wobec mnie aresztu? O tym wszystkim myślałem, znajdując się w stanie całkowitego oszołomienia, stając przed obliczem sądu, który miał zadecydować o moim losie.

30.07.2008
12:10
[2]

Caine [ Książę Amberu ]


Po pięciu godzinach od posiedzenia sąd zdecydował, że pozostanę na wolności. Tych pięciu godzin oczekiwania, spędzonych na modlitwie, nie zapomnę nigdy. Trudno opisać, co wtedy czułem. Czy w ogóle można opisać uczucia człowieka, któremu dano drugie życie? Tak mi się przynajmniej wtenczas wydawało - że otrzymałem drugą szansę. Na zewnątrz zastałem jednak krajobraz zniszczenia. Najprzód przerażone, nic nie rozumiejące dzieci. Bo jak zrozumieć, że ojciec, który zawsze mówił, że najważniejsza w życiu jest uczciwość i z którego były dumne, w świetle kamer zostaje wyprowadzony z kajdankami na rękach? Średnia, 7 – letnia córka zapytała mnie: „tatusiu, czy to prawda, że ty kogoś zabiłeś?” Tak powiedziały jej koleżanki w przedszkolu, które widziały moje zdjęcie na jeżdżących po Białej Podlaskiej autobusach, reklamujących najnowszy numer miejscowego tygodnika. Dalej – żona. W pierwszym momencie trzymała się dzielnie. Pomogły słowa otuchy i wsparcia środowiska dziennikarskiego, które złożyło się na kaucję dla mnie. Z każdym dniem było jej jednak coraz trudniej. W efekcie żona znalazła się pod opieką lekarza, z której korzysta do dziś. Zwłaszcza, że funkcjonariusze ABW nie dali nam o sobie zapomnieć. Na wszystkich telefonach pozostało echo - nadal byliśmy podsłuchiwani. Śledzono każdy nasz krok, pod naszym bialskim mieszkaniem niemal ostentacyjnie parkowały samochody z funkcjonariuszami. Kilkakrotnie zresztą odwiedzali nas, pod byle pretekstem. A to, by doręczyć wezwanie, to znów, by żona rozpoznała rzeczy, które nam zabrano z bialskiego mieszkania. Przychodzili tak, by wszyscy dookoła wiedzieli, że przychodzą - dzwoniąc domofonem do sąsiadów. Dobrze poinformowani koledzy dziennikarze mówili nam, że prokuratura i ABW, które z trudem przełknęły pierwszą porażkę, nie odpuszczą, dopóki nie znajdę się w areszcie. Jeden z kolegów dziennikarz i dokumentalista filmowy powiedział mi, że w ABW opracowano mój portret psychologiczny. Miało z niego wynikać, że kluczem do sukcesu jest osadzenie mnie w areszcie wydobywczym. Za wszelką cenę. Według informatorów tego dziennikarza skonstatowano, że jestem człowiekiem wrażliwym, który kocha rodzinę i zrobi wszystko, powie wszystko – nie tylko to, co wie, ale także to, czego się domyśla i czego będą chcieli prokuratorzy – by wrócić do żony i dzieci. Trzeba tylko wsadzić mnie do aresztu wydobywczego, na kilkanaście miesięcy, bądź dłużej - i nie spieszyć się. Być może ja i żona nie przejęlibyśmy się tą informacją, gdyby nie fakt, że podobne wieści przyniósł nam inny dziennikarz – prosił o anonimowość – a potwierdziło ją także dwóch kolegów z ABW. Jeden z nich pozostaje w czynnej służbie, jego personaliów nie ujawnię. Drugim był Tomek Budzyński, jeszcze dwa lata temu szef delegatury ABW w Lublinie, obecnie na emeryturze. Z informacji, które nam przekazano wynikało, że istnieje wiele przyczyn, dla których uruchomiono olbrzymie środki, bym trafił do aresztu. Zostając szefem ABW Krzysztof Bondaryk zapewnił kierownictwo Platformy Obywatelskiej, że za rządów Prawa i Sprawiedliwości doszło do licznych afer, które dotąd nie ujrzały światła dziennego, i że on te afery ujawni. Po analizie okazało się jednak, że afer – poza jedną - nie było. Tą jedyną miały być 84 nielegalne podsłuchy telefoniczne, które rzekomo założono za rządów PiS. Po przekazaniu tej informacji kierownictwu PO sprawę nagłośniono, mówiono o wielkiej aferze i procesach dla winnych nadużyć. Po kilku dniach sprawa jednak przygasła. Dlaczego? Okazało się bowiem, że popełniono błąd, bo nielegalnych podsłuchów nie było. Mechanizm błędu był prosty – sytuację, w której zakładano podsłuch np. od początku stycznia do końca marca, następnie robiono trzy miesiące przerwy, by ponownie założyć podsłuch od lipca do września, w ABW zakwalifikowano, jako podsłuch stały od stycznia do września, a więc zawierający w sobie trzy miesiące (od kwietnia do czerwca) podsłuchu nielegalnego. W rzekomych 84 nielegalnych podsłuchach takich sytuacji było prawie 80, zaś w kilku pozostałych przypadkach doszło do kilkudniowych przedłużeń podsłuchów, wynikających - jak ustalono - z zaniedbania, a nie świadomego działania. Tak czy inaczej, o żadnej aferze nie mogło być mowy i w efekcie całą sprawę wyciszono. W efekcie z rzekomych wielu afer, do jakich miało dojść za rządów PiS, a które miała wyjaśnić ABW, nie zostało nic. I dlatego – jak twierdzili dobrze poinformowani koledzy – „mojej” sprawy chwycono się, niczym ostatniej deski ratunku. Do tego doszły także inne elementy. Wspomniany Tomek Budzyński miał w latach 2005-2006 szereg kontaktów z ministrem Wassermannem, wynikających z charakteru służby.

Słowo oficera WSI

Zarówno o tych spotkaniach, o mojej znajomości z Budzyńskim jak i o moich kontaktach z ministrem Wassermannem dotyczących sprawy zabójstwa księdza Jerzego Popiełuszki (minister był i jest wielkim zwolennikiem koncepcji prokuratora Andrzeja Witkowskiego, w oparciu o którą powstała moja książka pt. „Kto naprawdę Go zabił?”) wiedział wiceszef ABW Jacek Mąka. Wiedział, bo od lat przyjaźnił się z Budzyńskim. Przyjaźń skończyła się na przełomie 2007/ 2008 roku, gdy Mąka złożył Budzyńskiemu propozycję – ten ostatni miał zeznać przed komisją ds. służb specjalnych, że jego spotkania z ministrem Wassermannem miały charakter nieformalny, że minister spotykał się na nieformalnych naradach z dziennikarzami, że Budzyński i inni funkcjonariusze ABW podlegali naciskom ludzi PiS, itd. Budzyński odmówił złożenia nieprawdziwych zeznań. Między dwoma oficerami ABW, niegdyś przyjaciółmi, doszło do ostrej wymiany zdań. W efekcie Budzyński zagroził, że w razie dalszych nacisków ujawni prawdę o aferach ludzi z kierownictwa ABW. Jako przykład podał ponad stumetrowe mieszkanie wiceszefa ABW Jacka Mąki na ulicy Kazimierzowskiej w Warszawie (warte ponad milion złotych), które ten otrzymał bezprawnie za kadencji Andrzeja Barcikowskiego, przed wyborami parlamentarnymi w roku 2005. (Barcikowskiemu zrewanżowano się później zatrudniając go w radzie programowej ośrodka szkoleniowego ABW). Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego wystąpiła wówczas do Urzędu Miasta o lokal na cele operacyjne. Po otrzymaniu lokalu ABW wykorzystała go jednak na cele nieoperacyjne, konkretnie przekazała Jackowi Mące, który odnowił otrzymane mieszkanie przy pomocy pracowników Agencji, a następnie zameldował w nim siebie, żonę i syna. Mieszkaniem tym niechętnie chwali się zresztą do dziś – nie wykazał go np. w deklaracji majątkowej za rok 2007. Na koniec ostrej wymiany zdań zastępca szefa ABW miał zagrozić Budzyńskiemu, że i on i jego kolega dziennikarz (chodziło o mnie) „pożałują”. To wszystko opowiedział mi były szef lubelskiej delegatury ABW kilka miesięcy przed moim zatrzymaniem. Nie przywiązywałem wówczas do tego wagi, ale teraz co godzina zadaję sobie pytania: kto i dlaczego chce mnie zniszczyć? Teoretycznie naraziłem się tak licznej, tak wpływowej grupie ludzi, że zastanawianie się nad tym w ogóle traci sens. Czy na przykład fakt, że Krzysztof Bondaryk współpracował ściśle z prezesem Polsatu, zaś ja w programie „30 minut” w TVP ujawniłem związki najbliższego współpracownika prezesa Polsatu, Piotra Nurowskiego, z WSI, mógł mieć pośredni wpływ na sytuację, w której się znalazłem? Czy taki wpływ mógł mieć fakt, że zostałem umieszczony w anty raporcie – odpowiedzi PO na raport Komisji Weryfikacyjnej WSI – jako dziennikarz zajmujący się WSI? Nie wiem. Dziś wiem tylko tyle, że sytuację w której się znalazłem bezpośrednio zawdzięczam wyłącznie słowom jednego oficera WSI, Leszka Tobiasza. Tak wynika przynajmniej z akt Prokuratury, która udostępniła mi do wglądu akta dotyczące mojej sprawy (zmusiło ją do tego orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego). Pułkownik Tobiasz, specjalista od techniki operacyjnej, zajmujący się inwigilacją Kościoła, zeznał, że Aleksander L. i ja osobiście żądałem od niego pieniędzy za pozytywną weryfikację. O ile jednak L. nagrał wielokrotnie – kamerą, dyktafonem i specjalistyczną aparaturą podsłuchową - o ile nagrał wszystkie spotkania z Leszkiem Pietrzakiem, członkiem komisji weryfikacyjnej WSI, którego zwodził obiecując dostarczyć Komisji ważne informacje, o tyle mnie nie nagrał nigdy i nigdzie. Jak zeznał, nie nagrywał wszystkich spotkań i tak się złożyło, że nie nagrał akurat tych z moim udziałem. Jako dowód, że mówi prawdę, dał swoje słowo. Słowo jednego człowieka, oficera organizacji, o której od kilku lat robiłem wyłącznie negatywne materiały, wskazujące na szereg nieprawidłowości i patologii w WSI wystarczyło, by zniszczyć mi życie i doprowadzić do tragedii mojej i mojej rodziny! Słowo oficera WSI.



Nie wiem, którym materiałem „zasłużyłem się” WSI najbardziej. Czy tym z roku 2004, gdy w Tygodniku „Wprost” ujawniłem materiały o kontrakcie na miliard złotych na realizację tzw. III nitki rurociągu Przyjaźń, który otrzymała nikomu nieznana firma Megagaz, którą zakładali i we władzach której zasiadali wysocy rangą oficerowie WSI, m.in. były szef WSI Romuald Waga? Znamienne jest, że teksty o tej transakcji (w sumie kilkanaście, w Tygodniku „Wprost” i dzienniku „Życie”) pisałem w roku 2004, a proces firma Megagaz wytoczyła mi dopiero w czerwcu roku 2008, kilka tygodni po zatrzymaniu mnie przez prokuraturę. Czy tym z jesieni 2006 roku, gdy ujawniłem, że oficerowie WSW mieli udział w okolicznościach związanych z zabójstwem księdza Jerzego Popiełuszki, a oficerowie WSI – w rzeczywistości ci sami ludzie - tuszowali ślady i utrudniali prokuratorowi Andrzejowi Witkowskiemu śledztwo dotyczące tej zbrodni? ( W tej sprawie złożyłem w ubiegłym roku w prokuraturze zawiadomienie o przestępstwie – śledztwo zostało wszczęte). Czy może w styczniu 2007 roku, gdy w Telewizji Publicznej w programie „30 minut” przedstawiłem 3 odcinkowy serial o patologiach WSI? ( Jeden z odcinków „Gazeta Wyborcza” zatytułowała, jako „Straszny film o WSI”.)

O Wojskowych Służbach Informacyjnych mówiłem też w innych audycjach – m.in. w III Programie Polskiego Radia na zaproszenie Dariusza Rosiaka, w moim autorskim programie „Oblicza Prawdy” w Telewizji Polskiej w Lublinie, u Rafała Ziemkiewicza w TVP Historia i w wielu, wielu innych. Programy te miały wspólny mianownik – informacje, które w nich przekazywałem, wskazywały, że WSI były organizacją bazującą na patologiach.

Czy w którymkolwiek z tych programów naruszyłem interesy pułkownika Tobiasza? Jego środowiska wielokrotnie, ale czy jego samego też? Pułkownik zajmował się inwigilacją Kościoła, ja pisaniem publikacji i robieniem programów o tych, którzy Kościół inwigilowali, ale nazwiska „Tobiasz” nie potrafię sobie przypomnieć.

W całej sprawie pojawia się jeszcze postać innego pułkownika – Aleksandra L. To dla mnie największa zagadka. L. poznałem na przełomie 1997/1998 roku, gdy po publikacji „Życia” pt. „Wakacje z agentem” traktującej o spotkaniach prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego z rosyjskim szpiegiem Władimirem Ałganowem redaktor Tomasz Wołek, zaangażował wszystkich dziennikarzy śledczych do zbierania informacji pomocnych w procesie, jaki Kwaśniewski wytoczył "Życiu".

Otrzymaliśmy – m.in. od redaktora Wołka - nazwiska i telefony różnych osób, które mogłyby mieć ważną dla nas wiedzę. Ja spotkałem się z dwoma osobami. Pierwszą z nich był mieszkający na Mokotowie znany rzemieślnik, który miał grywać z Kwaśniewskim i Ałganowem w tenisa, drugim miał być L., który miał mieć wiedzę w kwestii spotkań obu panów. Ani jeden ani drugi nic nie wniósł do sprawy. Po raz drugi z L. spotkałem się kilka lat później, gdy kolega z "Gazety Polskiej" powiedział mi, że ma świetnego informatora, Aleksandra L., który przekazuje mu wiarygodne informacje. Ponieważ w tamtym czasie zacząłem wnikać w sprawy mające swoje korzenie w latach 80., pomyślałem, że pozyskanie dodatkowego źródła jest wskazane. Słowo do słowa, spotkanie do spotkania – L. okazał się człowiekiem mającym olbrzymią wiedzę i szerokie kontakty. Znacząca część informacji, które mi przekazywał, po weryfikacji okazywała się być prawdziwa. Tak jak te, które dotyczyły związanej z WSI firmy Megagaz. Wiedziałem, kim jest L., wiedziałem, że informacje, które mi przekazuje, mogą mieć charakter rozgrywek między ludźmi wywodzącymi się z tego samego środowiska, ale uważałem, że moją rolą, jako dziennikarza, jest wykorzystywanie tych podziałów i pęknięć dla uzyskania jak największej wiedzy. Tym bardziej, że pozyskiwane od niego informacje miały charakter uzupełniający - nie inspirujący – i zawsze były weryfikowane.

Podobnie postępowałem zbierając materiały do tekstów o mafii pruszkowskiej. Tam również wykorzystywałem różnice pomiędzy gangsterami i adwokatami mafii, tam również wiedza pozyskiwana w ten sposób była jedynie uzupełnieniem tego, co wcześniej znalazłem w prokuratorskich aktach, bądź czego dowiedziałem się od policjantów czy funkcjonariuszy służb specjalnych. L. był dla mnie cennym źródłem informacji, które wykorzystywałem zarówno w publikacjach prasowych jak i książkowych, m.in. w książce pisanej na zlecenie Wydawnictwa WAB o mafii pruszkowskiej (na skutek mnożących się poprawek książka nie została wydana).
Cennym, ponieważ prawdziwa mafia rodziła się na styku działalności służb specjalnych PRL i gangsterów, którzy często byli współpracownikami SB oraz WSW - poprzednika WSI. L., jako były wiceszef kontrwywiadu, miał w tym zakresie olbrzymią wiedzę i powoli, acz systematycznie tę wiedzę ujawniał. Gdy w latach 2004-2005 pracowałem nad książką o zabójstwie księdza Jerzego Popiełuszki, o samej sprawie nie chciał mówić, ale opowiedział mi o metodach stosowanych przez WSW wobec przedstawicieli Kościoła, co stanowiło istotne uzupełnienie wiedzy, którą dysponowałem wcześniej. Gdy po wydaniu tej książki zacząłem pisać kolejną, tym razem dla Wydawnictwa Fronda – o operacjach inwigilacyjnych służb specjalnych PRL – ujawnił szereg szczegółów dotyczących tych operacji. Ujawniał zresztą nie tylko mnie, ale także kilkunastu innym dziennikarzom śledczym. W gronie dziennikarskim jego aktywność na polu kooperacji z mediami tłumaczyliśmy sobie tym, że L., który do niedawna znaczył bardzo dużo, z czasem znaczył coraz mniej, a kooperując z mediami wydawało mu się, że wciąż ma na coś wpływ, że wciąż jest w grze. Zasadnicze pytanie, które zadawaliśmy sobie z innymi dziennikarzami polegało na tym, kto kogo bardziej wykorzysta - on dziennikarzy, czy dziennikarze jego. Moja tragedia pokazuje, że odpowiedź na to pytanie nie jest prosta. Do pewnego stopnia i do pewnego momentu L., w ograniczonym stopniu, ufałem. Wpływ na to z jednej strony miał fakt, że stosunkowo duża część pozyskiwanych od niego informacji była przydatna – bywało, że konfabulował, ale częściej omijał niewygodne dla siebie wątki - z drugiej strony w trakcie kilkuletniej z nim znajomości po towarzyszącej pierwszym spotkaniom głębokiej rezerwie nie zostało śladu. Tym bardziej, że z czasem okazało się, iż jest co najmniej kilka osób, które można by określić mianem „wspólnych znajomych”. Należało do nich, obok dziennikarzy, m.in. trzech biskupów – L. pozostawał z nimi w zażyłości – kilku młodych „szeregowych” księży z mojej Diecezji Siedleckiej i kojarzonych z prawicą polityków oraz przedstawicieli służb specjalnych. Aleksander L. pozostawał również w dobrych relacjach z kapelanem wojskowym i kilkoma wysokimi rangą funkcjonariuszami z Komendy Głównej Policji, m.in. z szefową ekipy badającej sprawę zabójstwa generała Marka Papały. (Jesienią ubiegłego roku wraz z nią odwiedzili mnie w mieszkaniu.) Wszystkie te elementy złożyły się na ograniczone zaufanie, którego – pomimo wszystkich dzielących nas różnic – do niego nabrałem. Zaufałem na tyle, że gdy poprosił o zorganizowanie dyskretnej pomocy psychologicznej dla chorej na raka żony – nie odmówiłem (wiedział, że ukończyłem studia psychologiczne i mam rozeznanie w tym środowisku). Nie zdziwiło mnie nawet, gdy uparł się, żeby za tę pomoc za moim pośrednictwem zapłacić. Tłumaczył, że chodziło o stałą pomoc, dwa razy w tygodniu, przez okres od sześciu miesięcy do roku. Dopiero, gdy przekazał pieniądze, a jednocześnie pod błahymi pretekstami odwlekał terminy kolejnych sesji terapeutycznych, zacząłem się niepokoić i zwróciłem wpłacone środki. Niepokój mój powiększył się, gdy raz czy drugi poprosił o ułatwienie kontaktu z kimś z Komisji Weryfikacyjnej WSI „w celu przekazania informacji”. Odmówiłem. Na dobre zaniepokoiłem się wówczas, gdy mający dobre źródła informacji dwaj koledzy dziennikarze powiedzieli mi, że „nie rozmawiają już z Olkiem”, bo prowokuje do dziwnych rozmów i nagrywa. Takiej informacji udzielili mi niezależnie kolega z TVN inny z „Wprost”. Jeden z kolegów powiedział krótko: „on jest zadaniowany przez ABW”. Dopiero wówczas uświadomiłem sobie, że istotnie charakter rozmów, które inicjował w ostatnim czasie – zwłaszcza rozmów telefonicznych, na co wcześniej nie zwróciłem uwagi – mógł wskazywać na prowadzenie jakiejś specyficznej gry. Idąc śladem kolegów, na blisko miesiąc przed zatrzymaniem, postanowiłem zerwać ten kontakt.



Nie wiem, dlaczego L. prowadził swoją grę. Być może chodziło tylko o pieniądze, ale dziś sądzę, że - jak to określił kolega dziennikarz - „był zadaniowany”, bo ktoś względem niego dysponował jakimś elementem nacisku. Być może chodziło o sprawę Papały, o której coś wiedział i której wyraźnie się obawiał, być może o coś zupełnie innego. Nie wiem, dlaczego „był zadaniowany” akurat na mnie. Czy chodziło o to, że znałem kilku członków Komisji Weryfikacyjnej WSI i w oczach ludzi WSI, ABW oraz prokuratury miałem być niezbędnym łącznikiem pomocnym do jej zniszczenia, a wraz z nią idei IV RP? Na to zdają się wskazywać słowo prokuratora Michalskiego, który jasno sugerował, że interesuje go wszystko, co dotyczy Komisji i tylko przekazanie wiedzy z tego zakresu może stanowić dla mnie okoliczność łagodzącą. A może chodziło o zemstę lub o to, że sprawa wyjaśniania wszystkich okoliczności zabójstwa Księdza Jerzego Popiełuszki nabrała tempa, do czego z jednej strony przyczyniło się moje zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa przez funkcjonariuszy WSI, z drugiej mój proces z Waldemarem Chrostowskim, który ten ostatni przegrywa (świadkowie potwierdzają, że kierowca księdza Jerzego był związany z SB), z trzeciej finalizowanie rozmów z Telewizją Publiczną, która na podstawie mojej książki pt. „Kto naprawdę Go zabił?” planowała nakręcić dziesięcioodcinkowy serial dokumentalny poświęcony tej sprawie. Z dyrektorem Agencji Filmowej TVP i prezesem Andrzejem Urbańskim mieliśmy podpisać umowę w tej sprawie w pierwszej połowie sierpnia, (Wydawnictwo Rosner & Wspólnicy przekazało już TVP prawa do produkcji, reżyserią mieli się zająć Mariusz Malec i Grzegorz Górny). Nie znam wszystkich odpowiedzi. Wiem tylko, że w obliczu decyzji sądu o zastosowaniu względem mnie aresztu na czas śledztwa, zapewne wieloletniego śledztwa, nie mam już przeszłości, teraźniejszości ani przyszłości. Zniszczono mnie, moją Bogu ducha winną rodzinę. Teraz, po zatrzymaniu mnie w areszcie może się zacząć spektakl medialny. Raz na jakiś czas być może zostanie wypuszczona informacja o „postępach w śledztwie” - i tak do wyborów, prezydenckich i parlamentarnych (w ABW jest nieformalna dyrektywa, by sprawę spowalniać). Za kilka lat nikt może nie pamiętać o mnie i mojej rodzinie, która w międzyczasie może zostać zamęczona atmosferą nagonki i zlicytowana. Wszystko, co mamy, oparte jest o kredyty i leasingi, a ja jestem jedynym źródłem utrzymania dla niepracującej żony i trójki córeczek.

Popełniałem błędy, ale nigdy nie popełniłem przestępstwa.

Wojciech Sumliński

30.07.2008
12:14
[3]

rvc [ MORO ]

ciekawe czy podniesie sie larum jak w sprawie Blidy czy innych gnębionych

30.07.2008
12:15
smile
[4]

Caine [ Książę Amberu ]

in b4 tl;dr
Zdaję sobie sprawę, że większość użytkowników tego forum bardziej obchodzi areszt Majdana. Niemniej, jest szansa że kilku z Was się ożeni i rozmnoży. Dlatego ten list, z którego płynie proste przesłanie, chociaż nie to od autora.
Pracuj cicho i spokojnie, nie dociekaj, nie podskakuj. Łykaj co Ci powiedzą w TV i radiu, nie próbuj myśleć samodzielnie. Politykę zostaw nam. Fachowcom. Spróbujesz być kimś więcej, zrobić coś więcej - zgnoimy Cię. I pies z kulawą nogą się tym nie zainteresuje.

za

30.07.2008
12:28
smile
[5]

Attyla [ Flagellum Dei ]

Caine
no co ty? przecie nie ma żadnego "układu" a wsi to przedszkole prawie. Sami prawi i sprawiedliwi tam siedzą. Zatem cały ten list to mistyfikacja. Od pierwszego do ostatniego słowa. Inaczej zajęła by się tym wybiórcza a tusk vision network podniósłby rwetest nie z tej ziemi. Nie zdażyło się ani jedno ani drugie. Ergo - niczego takiego nie było a list jest nieudolną próbą rzucenia cienia na świetlane i przyjazne rządy platformersów.

30.07.2008
12:32
smile
[6]

rvc [ MORO ]

Attyla > jak możesz żucać takie kalumnie .Czekamy teras na onetowców, hej bojówki platwormy do dzieła!!!

30.07.2008
12:36
[7]

MOD [ Generaďż˝ ]

Caine>>Podejrzewam ze tak jest na calym swiecie. Wpieprzanie sie w sprawy gdzie smierdzi na kilometr to glupota albo odwaga jak wolisz(w kazdym razie robisz to na wlasna odpowiedzialnosc). Ostatnio czytalem o facecie zabitym przez mafie warszawska, bo jego hobby to bylo pisanie o mafii.

30.07.2008
12:39
[8]

smuggler [ Patrycjusz ]

"nie wchodz pomiedzy ostrza poteznych szermierzy" - rzekl ongis Willuś Trzęsiwłócznia. Nie mylic z Williem Coyote.

30.07.2008
12:39
[9]

Bramkarz [ brak abonamentu ]

Jak to leciało?
"Niewinni nie mają sie czego bać" czy jakoś tak.

30.07.2008
12:49
[10]

Wonski [ Hebrew Hammer ]

Oto i efekty powrotu do wladzy psich synów, szkolonych przez GRU. A wrócili na plecach "młodych i wykształconych" lemmingów z wielkich miast. Brawo lemmingi.

30.07.2008
13:10
[11]

Genetyk [ Konsul ]



czyli coś jednak jest na rzeczy

30.07.2008
13:13
smile
[12]

kiowas [ Legend ]

Już wiem dlaczego Attyla wyraził swoje poparcie dla pana Sumlińskiego:

ja jestem jedynym źródłem utrzymania dla niepracującej żony i trójki córeczek.

Toż to model idealnej rodziny.

30.07.2008
13:19
[13]

Bramkarz [ brak abonamentu ]

kiowas

Z drugiej strony dziwne, że nie został przez fana Ruso określony bydlęciem skoro nie zabezpieczył właściwie losu swoich dzieci.

Prawdziwy Front Obrony Przestępców się tworzy - jego adwokatem został Rymar - spec od zamykania korporacji ;)

30.07.2008
13:20
[14]

wysiak [ Senator ]

kiowas --> Nie rozumiem tego zgryzliwego komentarza, cos jest w takim ukladzie zlego? Jesli maz zarabia wystarczajaco dobrze, by zona mogla zostac w domu i zajac sie wychowaniem trojki dzieci, to jest to cos zlego, czy chocby gorszego od sytuacji, gdy oboje rodzice pracuja - jak zdajesz sie sugerowac?

30.07.2008
13:22
[15]

Bramkarz [ brak abonamentu ]

wysiak

kiowas --> Nie rozumiem tego zgryzliwego komentarza, cos jest w takim ukladzie zlego? Jesli maz zarabia wystarczajaco dobrze, by zona mogla zostac w domu i zajac sie wychowaniem trojki dzieci, to jest to cos zlego, czy chocby gorszego od sytuacji, gdy oboje rodzice pracuja?

Odpowiada Wojciech S.

Za kilka lat nikt może nie pamiętać o mnie i mojej rodzinie, która w międzyczasie może zostać zamęczona atmosferą nagonki i zlicytowana. Wszystko, co mamy, oparte jest o kredyty i leasingi, a ja jestem jedynym źródłem utrzymania dla niepracującej żony i trójki córeczek.

30.07.2008
13:23
[16]

kiowas [ Legend ]

wysiak ---> nie napisałem nic na temat co w tym układzie złego bądź dobrego - to twoja swobodna interpretacja moich słów. Natomiast dobrze znasz poglądy Attyli na rodzinę i kobiety - i w takim kontekście pozwoliłem sobie na ten mały żarcik :)

Bramkarz ---> bydlęciem Wojciech był tylko w momencie gdy jego żona była "ciężarna" :))

30.07.2008
13:24
[17]

|kszaq| [ Legend ]

Za kilka lat nikt może nie pamiętać o mnie

no jak się chciało samobója strzelić.

30.07.2008
13:25
smile
[18]

Da_Mastah [ Elite ]

"Za kilka lat nikt może nie pamiętać o mnie"

Aaaaa, to o to chodziło :-)))))

30.07.2008
13:28
[19]

Lutz [ Senator ]

niezle argumenty schetyniarzy

moglibyscie sie bardziej postarac

30.07.2008
13:30
[20]

kiowas [ Legend ]

Lutz ---> nie wiem do kogo pijesz, ale w żadnym z postów w tym wątku nie widzę jakichś specjalnych argumentów - bo i dyskusja się nie wytworzyła :)

30.07.2008
13:31
smile
[21]

Bramkarz [ brak abonamentu ]

Lutz

A kto się ma starać skoro PiSowskie lemmingi odwaliły całą robotę - tak krzyczeli przez dwa lata żeby wsadzać że w końcu wsadzają.

30.07.2008
13:31
smile
[22]

Trael [ Mr. Overkill ]

Oto i efekty powrotu do wladzy psich synów, szkolonych przez GRU. A wrócili na plecach "młodych i wykształconych" lemmingów z wielkich miast. Brawo lemmingi.

Właśnie! Nie to co za poprzedniej ekipy. Tylko winnych zamykano, oczywiście nie po to żeby się wykazać a na podstawie niezbitych dowodów. Do tej pory trwa sprawa "Zbrodniarzy" z WP.

30.07.2008
13:36
[23]

Bramkarz [ brak abonamentu ]

Jednak nie wiem czy ten performers spodobałby się naszemu Biczowi.

Wojciech S., dziennikarz podejrzewany o składanie korupcyjnych propozycji byłym oficerom WSI, próbował popełnić samobójstwo w warszawskim kościele Św. Stanisława Kostki - poinformował portal Niezależna.pl. Dziennikarz został odratowany, w tej chwili opiekuje się nim żona - potwierdza w rozmowie z serwisem internetowym tvp.info Stanisław Rymar, adwokat dziennikarza.

Chociaż po tym jak z czułością podchodził do Kuronia i Geremka...

30.07.2008
13:44
[24]

massca [ ]

[OT]Moze i bym przeczytal i sie ustosunkowal, ale niektorzy jeszcze nie kojarzą korelacji między szerokością strony na GOLu i użyciem klawisza enter przy dłuższych cytatach...

30.07.2008
14:07
[25]

Flyby [ Outsider ]

..z wyznań pana Sumlińskiego wynika jedno, że każda praca (a zwłaszcza praca "dziennikarza śledzcego") niesie z sobą ryzyko zawodowe..
..Odczuł to na własnej skórze dziennikarz "obrażający" lokalnego notabla (areszt), odczuli i inni, odpowiadający w szeregach procesów sądowych..
..To dlaczego pan Sumliński miałby tu być "prześladowanym" przez prawo wyjątkiem? ..Kiedy przed sądem zostanie udowodniona jego niewinność i zasługi, wtedy będzie mógł ubiegać się o odszkodowanie ..Wtedy też być może i jego polityczna kreacja jaką nam funduje Caine znajdzie uzasadnienie..

30.07.2008
14:13
[26]

Bramkarz [ brak abonamentu ]

Kiedy przed sądem zostanie udowodniona jego niewinność i zasługi

Ke?

30.07.2008
14:22
smile
[27]

Flyby [ Outsider ]

..hipotetycznym wciąż, Bramkarz ;) ..w sumie po nieudanym śledztwie też może występować przed sądem, właśnie o odszkodowanie ..i dobre imię ;)

30.07.2008
14:23
[28]

Wonski [ Hebrew Hammer ]

To ja proponuje, zeby każdy udowadniał swoją niewinność. A nie masz dowodów niewinności to w tiurmu. Ehh scyzoryk sie w kieszeni otwiera jak slucha sie takiego totalniackiego gadania

30.07.2008
14:26
smile
[29]

Flyby [ Outsider ]

..Wonski, sądów jest wiele ..w tym Twój, ze scyzorykiem w kieszeni ..Tak samo jest z niewinnością ;)

30.07.2008
14:28
[30]

massca [ ]

Nie zdziwiło mnie nawet, gdy uparł się, żeby za tę pomoc za moim pośrednictwem zapłacić.

Doświadczony niby dziennikarz śledczy a bierze do reki pieniądze od byłego SBka... Sam się prosił o kłopoty.

30.07.2008
14:43
smile
[31]

Flyby [ Outsider ]

..nie wchodzę w szczegóły śledcze ale nie ma dymu bez ognia ..reakcje pana Sumlińskiego można zrozumieć ..Mnie irytuje natomiast reakcja opozycji politycznej dla której już nie ma prawa i sprawiedliwości jeżeli to nie jest "Prawo i Sprawiedliwość' ;)

30.07.2008
14:53
smile
[32]

slayn [ Pretorianin ]

... juz jest

30.07.2008
14:54
[33]

TheNightmar2 [ Chor��y ]

[12] kiowas --> w koncu sie postarales z puenta hehe

30.07.2008
15:02
smile
[34]

Reppu [ Generaďż˝ ]

Mógłbyś podać źródło tego listu panie Caine? Poza linkiem do salonu?
Czy to może list opublikowany też w rzepie, nieoficjalnym organie PiS albo pokrewnych obiektywnych źródłach przez wojowników o prawo i sprawiedliwosć ?
Jeśli tak to wiadomo skąd tylu poszukiwaczy układu się uaktywniło, rano lektura artykułu w rzepie a w południe walka z układem WSI i szatanami.

Autor chciał zwrócić na siebie uwagę, to mu się udało nawet na forum pojawiły się przedruki z pisowskich organów prasowych
próba samobójcza już się nie powiodła, na szczęście oczywiście.

30.07.2008
15:10
[35]

kiowas [ Legend ]

Apropos pana dziennikarza - bardzo to symaptyczne z jego strony, że targnął się na swoje życie mając na utrzymaniu całą rodzinę - no chyba, ze jest wysoko ubezpieczony.

30.07.2008
15:37
[36]

slayn [ Pretorianin ]

raczej nie uda mu sie utrzymywać rodziny z aresztu śledczego

30.07.2008
15:39
[37]

kiowas [ Legend ]

Pewnie tak - ale lepsze to niz smierć.

30.07.2008
15:39
[38]

Lutz [ Senator ]

kiowas, brakuje mi wlasnie calej rzeszy kolegow dziennikarzy poddajacych w watpliwosc samodzielne wykonanie proby samobojczej jak to ongis bywalo.

Ale on chyba wogole kolegow dziennikarzy (i nie tylko dziennikarzy) nie mial.

30.07.2008
16:03
smile
[39]

Caine [ Książę Amberu ]

Wklejając tekst nic nie wiedziałem o jakichś próbach samobójczych. Znamienne jednak że rządom miłości udało się złamać dziennikarza który dawał sobie radę przez kilkanaście lat pisząc o Pruszkowie i innych tego typu wesołych przedsięwzięciach.

kiowas: Czy Ty masz odruch psa Pawłowa, który widząc w wątku Attylę musi za wszelką cenę spróbować go ugryźc?

Reppu: nie chce mi się z tobą gadać.

30.07.2008
16:08
[40]

koobon [ part animal part machine ]

kiowas -->

no chyba, ze jest wysoko ubezpieczony - ubezpieczenie na życie nie obejmuje samobójstwa.

BTW
Wątek robi się coraz bardziej upiorny.

30.07.2008
16:08
[41]

kiowas [ Legend ]

Caine ---> a co, masz z tym jakiś problem? Że lubimy się z Attylą jak pies z kotek to chyba nie nowina?
Widzę, że nagle media zaczęły byc ofiarami, a nie agresorami dla pisiaków - oczywiście te, które od obecnej koalicji ucierpiały (jakkolwiek bezsensownie by to nie zabrzmiało).

30.07.2008
16:11
smile
[42]

Toikodo [ Pretorianin ]

Wy naprawdę wierzyliście, że jak Tusk zostanie główną marionetką to się tu cokolwiek zmieni???

30.07.2008
16:18
[43]

Lutz [ Senator ]

koboon, ten watek raczej robi sie standardowy.

mam wrazenie, ze w watku o smierci geremka mniej bylo zjadliwych uszczypliwosci ze strony "pisiorstwa", niz w tym od schetyniarzy.

30.07.2008
16:23
[44]

kiowas [ Legend ]

Lutz ---> mylne jest twe wrażenie :)
Czemu pisiorstwo w cudzysłowiu, a schetyniarze juz nie? :))

30.07.2008
16:25
smile
[45]

zbm [ do your worst ]

"schetyniarzy" - Donaldu Tusku stracił na wartości?

30.07.2008
16:29
[46]

kiowas [ Legend ]

W zasadzie to powinienem się poczuć urażony bo osobiście najchętniej umieściłbym Schetę w PiSie :)

30.07.2008
16:29
[47]

massca [ ]

Znamienne jednak że rządom miłości udało się złamać dziennikarza który dawał sobie radę przez kilkanaście lat pisząc o Pruszkowie i innych tego typu wesołych przedsięwzięciach.

Dla mnie znamienne jest że taki wrażliwy i słaby psychicznie dziennikarz - co łatwo wywnioskować na podstawie stylu jego listu, zachowania i argumentacji - bierze sie za takie ciężkie i brudne tematy. Jak ma rodzine, trojke dzieci i kredyty na glowie to niech prowadzi wywiady z Jacykowem, pisze o metrosexualnych trendach w modzie albo o schroniskach dla zwierzat.

Po drugie co mu sie stalo tak naprawde ? Raz był w maju na pare godzin w areszcie i wypuszczono go zaraz. Teraz miał iść drugi raz.

Po trzecie - jak juz pisalem - po co brał pieniądze od byłego SBka?


Nie jestem specem od dziennikarstwa, ale jak ktos sie chce brać za wyjaśnianie afer, babranie w brudach służb specjalnych, polityków z najwyższej półki, biznesmenów najgrubszego kalibru to powinnien mieć grubą skórę, być przygotowany na aresztowania, zatrzymania, wyjaśnienia, oskarżenia, próby przekupstwa, wplatywanie w intrygi itd. A nie wpadać w panikę i zachowywać sie jak panienka.


30.07.2008
16:40
[48]

Sinic [ ]

Tak w ogole to ten dziennikarz jest na pewno niewinny. Przeciez mowi, ze jest niewinny... Przeciez ma na utrzymaniu rodzine...
No ale teraz skorumpowany uklad zydow i masonow nie wierzy w niewinnosc uczciwych ludzi i sadza ich w wiezieniach wypuszczajac z nich w zamian za smieszne kaucje przestepcow pokroju Lipca. PiS wroc. Wreszcie bedzie uczciwie.

Wyglada iz tak jak nieudolnie przyjmowal lapowki tak tez nieudolnie popelnia samobojstwo. Jako zwolennik ukladow jestem sklonny uznac iz ta proba miala sie odbyc i nie miala sie udac.

W koncu nikt nie moze zapomniec o niewinnym przesladowanym i zaszczuwanym przez Zydow, Niemcow, Rosjan i innych wrogow Narodu Wybranego. Caly bez mala, byc moze po prostu caly, swiat nas nienawidzi. Prawdziwych Katolikow, Obroncow Wiary, Wyzwolicieli Ciemiezonych. Zgniloliberalny swiat chce zniszczyc ostatnia ostoje uczciwosci i prawosci na Ziemi. Sumlinski jest jedna z ofiar, lecz nie jedyna, tej nagonki. Gdy zabraknie Prawdziwych Obroncow Ojczyzny staniemy sie tacy jak zgnily zachod. Zapomnimy o Prawdziwych Wartosciach plawiac sie w przyziemnych luksusach i tracac swoja tozsamosc.
Na calym swiecie pleni sie zlo i korupcja. Tylko w Polsce, tej ostoi uczciwosci, mozemy zyc w ostatnim kraju kultywujacym prawdziwie chrzescijanskie wartosci. Kraju ludzi uczciwych, pozbawionych nienawisci, milujacych swoich bliznich.
Bracia Kaczynscy, Ojciec Narodu Rydzyk oraz ostatnie media jak TV Trwam, Radio Maryja, Salon, Rzeczpospolita to ostatnia ostoja i obrona przed swiatem Diabla. Gdy tych Prawdziwych Polakow i naszych najswietszych obroncow nie stanie, nasz los bedzie marny.
Teraz Sumlinski skorumpowany, jutro oskarza o sprzeniewiezanie pieniedzy Ojca Rydzyka, a pojutrze braci Kaczynskich. Gdzie granica bestialstwa liberalow?

30.07.2008
16:52
smile
[49]

Reppu [ Generaďż˝ ]

Panie Caine, różnica poglądów, i zaraz nie chce ci się za mną gadać?
Tobie się podoba kabaret PiSdu mnie nie, więc ze mną nie rozmawiaj tylko poinformuj forum czy pisowski organ też drukował ten list, czy choćby się do niego odniósł, czy nie. Tak ciężko chwycić gazetę, którą masz w zasięgu ręki i sprawdzić?

A gdyby ktoś był ciekaw co w odpowiedzi na list dziennikarza, który chciał popełnić samobójstwo ale nie ciął na szczęście zbyt mocno twierdzi zainteresowana służba, to niech czyta co na zrzucie widać.
''Fałszywe oskarżenia i pomówienia to linia obrony a nikt, nawet dziennikarz nie ma uprawnień do łamania prawa''. Nawet jeśli popiera go i bierze w obronę środowisko związane z niedoszłą siłą przewodnia narodu.


Rządy miłości zadbają o Twoją rodzinę. Więc lepiej się nie wychylaj.  - Reppu
30.07.2008
17:25
smile
[50]

eros [ elektrybałt ]

bydlęciem Wojciech był tylko w momencie gdy jego żona była "ciężarna" :))

Kim Ty jestes czlowieku, bo ze idiota to widac na pierwszy rzut oka... Rzeczywiscie, komentarz w sprawie, kudy temu dziennikarzynie do bl. Blidy od przekretow weglowych. Ale i tego napisac nie mozna, mozna go do bydlecia przyrownac, bo nie dopasowal sie do kiowasowego ogladu na swiat. Grrr... z taka elita to se mozemy z Mongolia sie scigac w rozwoju...

30.07.2008
17:30
smile
[51]

Boroova [ Gwiazdka ]

eros --> juz spiesze wyjasnic, bo mozliwe, ze nie zlapales aluzji. W watku "Facet to swinia", nasz forumowy kolega - Attyla uzyl tego okreslenia (BYDLE) dla ludzi nazywajacyh kobiety w ciazy "ciezarnymi".

https://forumarchiwum.gry-online.pl/S043archiwum.asp?ID=8000134&N=1

30.07.2008
17:32
[52]

Bramkarz [ brak abonamentu ]

eros

Nie jesteś chyba na bieżąco.
post 51 i kolejne.

https://forumarchiwum.gry-online.pl/S043archiwum.asp?ID=8000134&N=1

30.07.2008
17:40
[53]

Lutz [ Senator ]

to moze zrobcie osobny watek o attyli ?

30.07.2008
18:08
[54]

graf_0 [ Nożownik ]

Ponieważ nie miałem nic do ukrycia, współpracowałem z funkcjonariuszami ABW, jak potrafiłem, nawet na takich polach, na których współpracować nie musiałem. Pokazałem, gdzie przechowuję wszystkie dokumenty, udostępniłem hasło do swojej poczty mailowej, podałem numery PIN-ów do trzech telefonów komórkowych, jakich używałem, odpowiedziałem na wszystkie zadanie mi pytania.

Przepraszam, to ma być dziennikarz śledczy? Wyjaśniające ponure sprawy świata służb, mafii i polityki?
Podstawowa zasada w kontaktach z policją to "NIE WSPÓŁPRACOWAĆ i NIE ODPOWIADAĆ NA PYTANIA".


31.07.2008
08:59
[55]

kiowas [ Legend ]

eros ---> ochłonąłes już? Rozumiem, że w tym momencie twój post tyczy się Attyli?

Lutz ---> prorok czy co?? :))

31.07.2008
09:13
[56]

Caine [ Książę Amberu ]

Mechanizm załatwiania dziennikarzy za pomocą łapówki to już Wildstein ładnie opisał. Ot, jak fikcja literacka miesza się z prawdą.

Sinic: Niesamowita dawka ironii, ale merytorycznie cienko.

Reppu: kojarzę twoją działalność na GOLu i dobrze wiem, że szkoda na ciebie czasu. EOT, dziecko Schetyny.

kiowas: skoro już musicie miziać się z Bramkarzem zawsze i wszędzie pod postami Attyli, odpuszczam. Have fun.

31.07.2008
09:15
[57]

kiowas [ Legend ]

Caine ---> przyganiał kocioł garnkowi :)

31.07.2008
09:17
smile
[58]

Da_Mastah [ Elite ]

Widzę, że i erosowi udzielił się miłosierny Samarytanin...

31.07.2008
09:18
smile
[59]

Klemens [ Generaďż˝ ]

Ja mam tylko takie jedno skromne pytanie - jak to jest, iż los rodziny red. Sumlińskiego wywołuje tak wielkie współczucie u coniektórych, gdy los rodziny takiego dr. G. ("ten pan już nigdy nikogo nie zabije") absolutnie ich nie obchodził?

31.07.2008
09:37
[60]

Hellmaker [ Nadputkownik Bimbrojadek ]

Klemens ---> Bo nie wypada, żeby beczka miodowego sukcesu zi0br0ida zawierała nawet kroplę dziegciu.
Dla niedouczonego bezmózga ważny był sukces medialny, a nie losy jakiegoś tam lekarzyny i jego rodziny.
To, że po tej całej nagonce z fałszywymi oskarżeniami liczba transplantacji w Polsce spadła o ponad 30% to tez się nie liczy. Niech zdychają. Na pewno się trafi między nimi jakiś komuch, to znaczy, że to było "w słusznej sprawie".

31.07.2008
09:44
[61]

Bramkarz [ brak abonamentu ]

Hellmaker

Niech zdychają. Na pewno się trafi między nimi jakiś komuch, to znaczy, że to było "w słusznej sprawie".

Cały dowcip w tym, że komuch trafił się wcześniej - pewien sekretarz PZPR z Krynicy.

31.07.2008
10:00
[62]

artiart [ Centurion ]

Klemens--> rzeczywiście po aresztowaniu dr.G "współczułem" jego żonie, zwłaszcza że jeden z zarzutów jakie mu postawiono to "znęcanie się nad żoną".

31.07.2008
10:00
[63]

Caine [ Książę Amberu ]

Klemens: bo jest wideo na którym dr G przelicza pieniążki. Bo w jego obronie stanęły murem media, poświęcając pierwsze strony i prime time. Tymczasem oskarżenie S. opiera się na zeznaniach jednego oficera LWP, a sprawa jest wyciszana w mainstreamie i rozmywana - również w tym wątku poziom offtopu jest jak zawsze absurdalny.

31.07.2008
14:02
smile
[64]

Reppu [ Generaďż˝ ]

Panie Caine, ty jesteś za to jak dziecko małego prezia. Adoptowane oczywiście, bo na poletku rodzinnym prezes kaczyński nie ma sukcesów. Są jednak inne sukcesy jak budowa partii której nie ma i cyrku, który splajtował zanim został oficjalnie otwarty:-) Pamiętasz PC i IV RP?
Od prostego, niewygodnego pytania uciekłeś bo tak tobie wygodniej. Obawiasz się że pokazywany mechanizm - coś pisze w GW ''musi'' być kłamstwem żydów i masonerii, rozciągnie się analogicznie na organy prasowe PiS - coś jest napisane w rzepie, czyli to woda na młyn skrajnie prawicowych oszołomów? Kij ma dwa końce panie Caine? I co tam dzisiaj pisała rzepa?

31.07.2008
14:15
[65]

Hellmaker [ Nadputkownik Bimbrojadek ]

"bo jest wideo na którym dr G przelicza pieniążki."

Video to jako dowód zostało obalone już dawno, jako bezprawna prowokacja. Podczas prowokacji zostało drastycznie naruszone prawo, a niestety nie udowodniła niczego.
Skoro miał być skazany za mordowanie ludzi na stole operacyjnym, to po jaką cholerę prowokacja łapówkarska ? Może dlatego, że wiedzieli, że żaden inny zarzut się nie utrzyma, więc na siłę próbowali sprokurować jakikolwiek powód, żeby móc pobrylować w świetle kamer ?

31.07.2008
14:33
[66]

TheNightmar2 [ Chor��y ]

Reppu -->


jeśli mamy oceniać zdolności przywódcze i ilość partii, z którymi mieli styczność Kaczyński i Tusk to niekwestionowanym liderem jest ten drugi.

PC Porozumienie Centrum powstało w 1991 roku a zakończyło działalność w 2007.

Kaczyński jest twórcą dwóch partii, które zawsze liczyły się na arenie politycznej.

Tusk nigdy nie był w stanie zalożyć jakieklolwiek partii, zawsze był nazywany pieszczotliwie doczepianym "współtwórcą" (najpierw KLD, pozniej Platforma Obywatelska). Trzeba także podkreślić, że pierwsza "jego" partia zaledwie po 2 latach istnienia nie przekroczyła w późniejszych wyborach 5% progu i nie dostała się do Sejmu. W nastepnych latach, by w ogole wejsc do Sejmu, musial zwiazac sie, na zalosnych warunkach z UD.

To juz cos oznacza. U inteligentnego czlowieka jedno - ci kolesie kompletnie nie nadaja sie do rzadzenia.



31.07.2008
14:55
[67]

albz74 [ Legend ]

jeśli mamy oceniać zdolności przywódcze i ilość partii, z którymi mieli styczność Kaczyński i Tusk to niekwestionowanym liderem jest ten drugi.

Po raz pierwszy przyznaję Panu rację (patrz konstrukcja zdania).

Zresztą, chyba najlepszą miarą zdolnosci przywódczych jest pozbycie się 2 współzałożycieli bez rozpadu ugrupowania - czegoś takiego JK się nigdy nie nauczył (2 zresztą nie byłby zdolny do tego żeby się z kimś dzielić jakąkolwiek władzą - z wyjątkiem brata)

To juz cos oznacza. U inteligentnego czlowieka jedno - ci kolesie kompletnie nie nadaja sie do rzadzenia

Pierwsze słyszę, żeby wysokość słupka (60% wyborców nie potrafi gazety ze zrozumieniem przeczytać) świadczyła w polityce o kwalifikacjach

31.07.2008
15:27
[68]

Reppu [ Generaďż˝ ]

Panie TheNightmar2, czemu z zapasowego konta przekonujesz do tego, że prezes Kaczyński to niekwestionowany przywódca PiS? Przecież to oczywista oczywistość i można było to zrobić ze starego konta :-)
Pisałem że to sukcesy a na temat przywództwa w jego nowej partii się nie wypowiadałem. Śmiać się będziemy dopiero za dwa lata, kiedy już przejdzie do historii jako prezes PiS. Przecież prawdomówny prezes zapowiedział, że jeśli przegra następne wybory to opuści stołek prezesa. komicy do rządów nie wrócą nigdy a znając słowność Kaczyńskiego, to powód do śmiechu i komentarzy znajdzie się na pewno.
Nie na miarę żartów z jego politycznego nosa, którym wywąchał że wygrywając wybory może przeprowadzić nowe w połowie kadencji by zdobyć pełnię władzy.


Rządy miłości zadbają o Twoją rodzinę. Więc lepiej się nie wychylaj.  - Reppu
31.07.2008
15:30
[69]

Reppu [ Generaďż˝ ]

już dzisiaj śmieszy kiedy pomyśleć jak pisowski świecznik bije brawo, gdy na mównicę wchodzi nowy prezes Zbigniew ''dyktafon'' Zi0bro.
A co zostanie zwolennikom słynnej kiedyś cyrkowej trupy? Gorycz klęski, wspomnienie kasztanki na którą nigdy nie wdrapał się prezes i lektura rzepy.


Rządy miłości zadbają o Twoją rodzinę. Więc lepiej się nie wychylaj.  - Reppu
31.07.2008
15:55
[70]

Lutz [ Senator ]

Zastanawiam sie czasem, czy naprawde nie ma lepszych sposobow na wyladowanie swoich frustracji niz dzial polityka na tym forum. Nie lepiej sobie poszukac dziewczyny ?

31.07.2008
16:10
smile
[71]

Reppu [ Generaďż˝ ]

Świetna rada panie Lutz. Pisz do politycznych frustratów, przecież ciężkie jest życie opozycjonisty w IIIRP wciśniętej na mapie Europy między złych Niemców i Rosjan, dręczonych strasznie przez polskich żydów, szatanów i liberałów. Pisz!
[email protected]
[email protected]
[email protected]
[email protected]
[email protected]

Tam znajdziesz więcej adresów kontaktowych: nie zapomnij o forum młodych PiS www.fm.pis.org.pl
ktoś przekaże prezesowi słowa twojej troski i radę - niech znajdzie sobie dziewczynę!

31.07.2008
16:39
[72]

req_ [ wet and dirty ]

Zapomniałeś podać źródła listu

31.07.2008
16:59
[73]

r_ADM [ Generaďż˝ ]

Zapomniales sprawdzic w slowniku co znaczy list otwarty

© 2000-2024 GRY-OnLine S.A.