GRY-Online.pl --> Archiwum Forum

Piszę książkę - proszę Was o obiektywną ocenę pierwszych stron i ewentualne uwagi...

05.09.2002
22:42
smile
[1]

Początkujący Pisarz [ Legionista ]

Piszę książkę - proszę Was o obiektywną ocenę pierwszych stron i ewentualne uwagi...


Mam nadzieje, ze Was nie zanudze :) Prosze o wszelkie opinie:
________________________________________________________


Z tak potwornie upalnym latem, jak to pamiętne sprzed dwóch sezonów chyba nigdy wcześniej w mym 38-letnim żywocie nie przyszło mi się zmierzyć. Wychodząc na naszą ulicę w zwyczajowych godzinach szczytu, jak okiem sięgnąć, nie dostrzegłeś ni jednej żywej duszy. No, może nie licząc niezmordowanych hord dzieciaków co chwilę przecinających drogę swymi rowerami, czy rolkami. Swoją drogą dziwię się im niezmiernie, skąd w tak parszywy skwar wydobywają masy energii pozwalające chociażby ruszyć się z własnego domu, nie mówiąc już o napędzaniu wspomnianych "wehikułów".
Hmm, a może to ja po prostu się starzeję...
Nie, nie! Broń Boże, żebym był jednym z tych gości, którzy zbliżając się niechybnie do mistycznej "czterdziestki" zaczynają rozmyślać już o tym, gdzie wybiorą się w pierwszy weekend po przejściu na emeryturę. Fakt, mam wprawdzie małą nadwagę, która z pewnością przyczynia się do faktu, że w takie dni jak dziś najchętniej nie robiłbym nic poza leżeniem na sofie i popijaniem rozkosznie schłodzonego piwa, no ale powiedzcie mi proszę, który porządny facet - oczywiście nie mówię tu o jakichś elegancikach, których jedynym problemem jest aktualny kurs akcji na giełdzie, czy tym podobne bzdety - złożony z prawdziwych krwi i kości nie ma podobnego problemu? W końcu to najbardziej ludzka rzecz golnąć sobie od czasu do czasu kilka piwek. A że niesie to za sobą konsekwencje w postaci krągłego brzuszka, jest chyba tylko powodem do dumy... No, ale rozgadałem się Wam o głupotach, gdy tymczasem meritum tego, co mam do przekazania leży całkiem gdzie indziej. Chociaż z drugiej strony...chyba wiem, czemu postanowiłem zwierzyć się z tego, jak wyglądam. Wydawać by się bowiem mogło, że taki gość, jak ja - w dodatku, o czym jeszcze nie raczyłem Was zawiadomić, żonaty od 19 już lat z jedną i tą samą kobieciną - nie ma już w sobie dostatecznej ilości...hmm, powiedzmy to sobie prosto z mostu - seks apilu, aby zainteresować jakąkolwiek babkę. Sam tak właśnie myślałem przez ostatnich kilka lat, aż do momentu, kiedy w ów upalne lato do naszej mieściny w której każdy na wylot zna każdego, przyjechała Ona. Karolina była jedną z tych, jak to się zwykło określać: wyzwolonych kobiet. Wprawdzie wtedy osobiście nie pojmowałem, jak można żyć bez faceta i jeszcze się tym szczycić - szczególnie gdy, tak jak w jej przypadku - miało się jeszcze małoletnią córkę na wychowaniu, no ale w gruncie rzeczy mało mnie jej styl życia, jak i inne fakty związane z jej osóbką wtenczas obchodziły.
Ot, przyprowadziła się do sąsiedztwa jakaś niezła babka i tyle - pomyślałem.
Choćbyście w tym dniu założyli się ze mną o nie wiadomo jak wielkie pieniądze, albo nawet lepiej - choćby mi to powiedział jakimś sposobem sam Nostradamus, nigdy bym nie uwierzył, że wkrótce przyjdzie przeżyć mi z tym kociakiem to, co przeżyłem. Po prostu będąc zwykłym hutnikiem, chodząc do tej samej roboty od momentu skończenia szkoły, mając "ukochaną" żonę i dwójkę dorastających dzieci, no i wreszcie - żyjąc w takiej stagnacji, jak ja - nigdy nie przyszłoby ci do głowy, że za parę dni będziesz zabawiać się z dwudziestokilkuletnią laską emanującą seksem w tak cholernie niepojęty sposób, że aż trudno go opisać.
Wszystko zaczęło się następnego dnia po jej przybyciu. Przyszedł do mnie właśnie listonosz. Jak zwykle rachunki. Czasem wydaje mi się, że człowiek istnieje jedynie po to by płacić te głupie rachunki, podatki i inne wymysły wspaniałej cywilizacji jednocześnie nabijając kabzy wszelkiej maści politykierom. No, w każdym razie był u mnie akurat listonosz, gdy zobaczyłem ten jej śmieszny samochodzik wjeżdżający na podjazd. Wiecie – to ustrojstwo Mercedesa – Skart, Smart czy coś w tym stylu. Niewiele mnie to zresztą interesowało, bo dopóki coś takiego nie wepchałoby się przed moją posesję, ludzie mogliby jeździć nawet lodówkami na kółkach, a nie miałbym im tego za złe. No, ale wtedy akurat coś mnie tknęło – może nie tyle czułem w kościach, co przewidziałem, że dzisiejszego popołudnia pani Karolinka nie wjedzie sobie ot tak do garażu tym swoim samochodzikiem.
Jak na skinienie - w tym właśnie momencie usłyszałem głuchy trzask, a przed oczami ujrzałem tego dzieciaka od Szpakowskich leżącego na ulicy. Pamiętam to dokładnie. Tym bardziej, że chłopak wyglądał bardzo groteskowo leżąc z rowerem między nogami z w tej swojej wykręconej pozie rodem z obrazu Picassa. Oczywiście nie mogłem nie zareagować, więc w try migi podbiegłem pod samochód i zająłem się przerażonym szczeniakiem, wcześniej upewniwszy się jednocześnie czy i z naszą nieostrożną sąsiadeczką wszystko było jak należy. Ach, jakbyście ją wtedy widzieli – był to w zasadzie pierwszy raz, gdy danym mi było zobaczyć ją z tak bliska. Nigdy bym sobie nie wyobrażał, iż przerażona kobietka może wyglądać tak pięknie! Fakt, była bardzo blada i sprawiała wrażenie, jakby była w szoku, ale nawet pomimo tego – no i oczywiście pomimo całej zaistniałej sytuacji, była w stanie sprawić, że mój członek stanął na baczność. Wiem. Wiem, jak to głupio brzmi, ale prawdę mówiąc jej przerażenie podziałało na mnie, jako dodatkowy bodziec. Patrzyłem na jej twarz, rozchylone nieznacznie wargi, rozrzucone blond włosy...Trwało to wprawdzie pewnie coś około sekundy, ale ręczę wam, że tak dużej kumulacji najprzedziwniejszych myśli w tak krótkiej chwili nie przyszło mi chyba jeszcze doznać.
Odwróciłem głowę w stronę małego. Z bliska nie wyglądał już tak źle, co wewnętrznie mocno mnie uspokoiło. Wiecie, swoje w życiu przeżyłem, ale widok wykręconego dzieciaka zalewającego się krwią nie należy do moich wymarzonych. Na pierwszy rzut oka malec stracił jedynie zęba i trochę krwawił z ust. No, W gruncie rzeczy można się było domyśleć, że konsekwencje nie będą większe. Samochód jadący z prędkością najwyżej 20 km/ h to w końcu jeszcze nie rozpędzony czołg. Podszedłem spokojnie do małego dokładnie w momencie w którym się rozbeczał. Po wstępnych oględzinach – nie jestem lekarzem, czy coś, ale na kopalni musimy wiedzieć, jak rozpoznać ewentualne złamania – byłem już niemal pewny, że bachor złamał nogę. Cholera, rozumiem, że go to boli, ale mógłby chociaż wrzeszczeć ciszej.
Razem z Karoliną, która sprawiała już wrażenie nieco spokojniejszej – wpakowaliśmy dzieciaka do mojego Pegouet’a. O próbie wepchania go do tej jej puszki oczywiście nawet nie było mowy. Po co komu auto na dwie osoby? Tego chyba nigdy nie pojmę. W drodze do szpitala nie było raczej okazji do rozmowy. Karola siedziała z chłopakiem z tylu i ciągle tylko pytała „Jak się czujesz?”, „Już ci lepiej?”, czy „Już nie boli?” Powiem wam szczerze, że brzmiało to tak głupio, że ledwo powstrzymywałem się od śmiechu. Jak złamana noga miała nagle cudownie przestać go boleć? Poza tym ton głosu mojej pięknej sąsiadeczki brzmiał tak, jakby była pewna, że następne 20 lat przyjdzie jej spędzić za to, co zrobiła za kratkami. Faktycznie, to była w głównej mierze jej wina, bo mogła rozglądnąć się uważniej. Z drugiej jednak strony bachory z naszej okolicy czuły się w tamto skwarne lato zbyt swawolne, więc w końcu musiało do czegoś takiego dojść.
Od momentu dojechania do szpitala wszystko potoczyło się już bardzo szybko. Gdy dzieciak znalazł się już pod opieką lekarza, zadzwoniliśmy do jego matki. Zjawiła się po trzech minutach. Cholera, nie wiem jak to możliwe – może miała gdzieś zamontowane skrzydła? Wolę nie wiedzieć ile dzieciaków sama potrąciła w drodze do nas. Niezła była z niej jędza, nie powiem. Już na wstępie wydarła się na Karolinę, której werwa życiowa zdawała się z każdą chwilą słabnąć. Nie będę zresztą wdawał się w szczegóły. Dość powiedzieć, że pozostawiwszy malca w ramionach mamusi postanowiłem zaprosić sąsiadkę na kawę.
Kafejka mieściła się naprzeciwko szpitala, więc przynajmniej o to nie trzeba było się martwić. Zgodziła się niemal od razu. Takie przejścia w końcu najlepiej odreagować jak najszybciej.
Choć rozmowa kleiła się w miarę dobrze, widać było na jej twarzy piętno dzisiejszego dnia. Nie jednak jej twarzą zdawałem się teraz interesować. Siedziwszy naprzeciwko, w odległości ledwie metra trudno było nie dostrzec, że pod bluzką, którą miała na sobie nie znajdował się stanik. Bluzka była błękitna i nawet niezbyt cienka. Mimo wszystko i tak całkiem wyraźnie widziałem jej duże sutki rysujące się tuż pod materiałem. Ludzie, żebyście wiedzieli ile wtedy doznałem wizji. Nie pamiętam już od ilu lat nie siedziałem z obcą dziewczyną w jakimś lokalu, więc to było dla mnie naprawdę miłym przeżyciem.
Siedzieliśmy tam może z pół godziny, gdy przypomniała sobie, że musi odebrać córkę ze szkoły. No tak, zawsze w najmilszych momentach coś musi ci przerwać. Zanim jednak nasze spotkanie dobiegło końca powiedziała, abym wraz z żoną przyszedł je odwiedzić. Pamiętam co wtedy pomyślałem: „O! Z żoną. To ja mam żonę!” – Ręczę wam, że pomimo tych wszystkich lat przeżytych razem ta informacja mocno mnie wtedy zaskoczyła. Człowiek sam siebie nie jest w stanie pojąć...

CDN?

05.09.2002
22:58
[2]

Początkujący Pisarz [ Legionista ]

chcialbym zaznaczyc, ze celowo caly wstep jest narracja

05.09.2002
22:59
[3]

MOD [ Generaďż˝ ]

Ocena nie będzie obiektywna:) Nie interesują mnie tematy poruszone w tekscie.Poza tym napisales ze jest hutnikiem a w tekscie jest "ale na kopalni musimy wiedzieć, jak ".Po za tym caly jezyk tego tekstu jakos mi do hutnika nie pasuje.Ale przynajmniej jest bezpretensjonalnie.

05.09.2002
23:01
smile
[4]

Kade [ Senator ]

Jak dla mnie jest OK.

05.09.2002
23:05
[5]

wysiu [ ]

Brzmi jakos jak pamietnik albo opowiesc przy piwie (te "duze sutki rysujace sie pod materialem");) I nie bardzo wiem o czym wlasciwie mialoby to opowiadać (jak to ujął S.Lem: 'Jesli po 50 stronach nadal nie wiesz o czym jest ksiazka, to nie warto jej czytac' - z pamieci. Wprawdzie to nie jest 50 stron, ale...)

05.09.2002
23:15
smile
[6]

Początkujący Pisarz [ Legionista ]

dzieki, o dobrzy ludzie za opinie! Wiecej, wiecej... :)

05.09.2002
23:18
smile
[7]

Początkujący Pisarz [ Legionista ]

aha! W zamierzeniu ma to być mocniejszy erotyk - oczyiwsice to co widac dotychczas, to jedynie wprowadzenie do "scen lozkowych". Chodzi mi jednak o ocene stylu/ sensu/ merytoryki, a nie mojej fantazji :))

06.09.2002
07:33
smile
[8]

Kłosiu [ Senator ]

Dobrze napisany kawalek. Mozna go przeczytac bez odruchow wymiotnych, wiec jest lepszy stylowo od chocby wiekszosci "literatury" fantasy ;-) Ale z tym hutnikiem to gafa. I chyba droge przecina sie na rolkach a nie rolkami?

06.09.2002
10:18
[9]

AK [ Senator ]

Tematyka mnie nie pociąga, ale i bez tego pryznaję że masz przynajmniej styl pisania, który daje się strawić, a to już sporo, zwłaszcza na początek.

06.09.2002
10:32
[10]

Przewodnik Syriusza [ Magazyn Grafik ]

Popieram przedmówcę - tematyka nie bardzo, ale widac ze cos tam umiesz pisac :)

06.09.2002
10:39
[11]

Azzie [ Senator ]

A ja uwazam ze calkiem niepotrzebnie za bardzo komplikujesz zdania, wprowadzajac zbyt duzo przemieszanych zdan podrzednych, przez co zmuszasz czytelnika do zastanawiania sie nad sensem zdania... Przyklad? "Fakt, mam wprawdzie małą nadwagę, która z pewnością przyczynia się do faktu, że w takie dni jak dziś najchętniej nie robiłbym nic poza leżeniem na sofie i popijaniem rozkosznie schłodzonego piwa, no ale powiedzcie mi proszę, który porządny facet - oczywiście nie mówię tu o jakichś elegancikach, których jedynym problemem jest aktualny kurs akcji na giełdzie, czy tym podobne bzdety - złożony z prawdziwych krwi i kości nie ma podobnego problemu?" Kilka zdan podrzednie zlozonych, jeszcze dwa zdania podrzednie zlozone wtracone a na koncu nagle ni z tego ni z owego robisz pytanie retoryczne... Ble. Zdanie koszmar. Przy koncu zdania juz nie bardzo wiadomo o co chodzilo na poczatku. Nie odbieraj tego jako zachety do pisania rownowaznikami zdan :) czy tez zdaniami bardzo prostymi. Po prostu te sa zdziebko za bardzo rozbudowane...

06.09.2002
13:22
[12]

trustno1 [ Born Again ]

leki egzystencjalne polaczone z bolem istnienia i nieznosna lekkoscia odbytu juz byly - tematu brak - wynurzenia to kazdy potrafi - brakuje punktu zaczepienia, ale rozsadnego i intrygujacego. ale nie martw sie - jak masz kase, to sobie sam wydasz ksiazke i potem mozesz rozdac kumplom. btw. taniej wyjdzie tomik wierszy p

06.09.2002
13:45
smile
[13]

matchaus [ Legend ]

Mam podobne odczucie do Azziego... Prościej bitte :)))))

06.09.2002
13:55
[14]

atari800 [ Pretorianin ]

mam te same zastrzeżenia co Azzie

06.09.2002
14:02
smile
[15]

kato [ Konsul ]

Początkujący Pisarzu...> no wiec aby stało sie zadość Twojej prośbie mam jedną maleńką uwagę... Nie wiem o jaki pojazd Ci chodziło dokładnie ale jeśli miał być to " PEŻOT" to powinieneś raczej napisać PEUGEOT a nie .....> Pegouet’a. To tyle...... nie będe wydziwiał bo sie na pisaniu nie znam :) Ogólnie podoba mi sie. Pozdrówka

06.09.2002
14:19
[16]

garrett [ realny nie realny ]

nieco zagmatwany język i konstrukcja ale ogólnie oki a co do pisania, kiedyś przeczytałem jedną, dość mądrą porade, jak coś napiszesz schowaj to do szuflady na rok, po roku wyciągnij , jeszcze raz przeczytaj i jeśli nadal ci się podoba publikuj

06.09.2002
15:01
[17]

Goostaff [ Centurion ]

Mnie z kolei irytuje ndamierna ilosc zdrobnien (kobiecina, mieścina, osóbka). Jezeli maja one na celu podkreslenie charakteru bohatera (troche "ciapowaty", z dystansem, moze i wrazliwy :)) - tak zaczalem go odbierac) to za chwile efekt pada bo zaczynasz wciskac mu do ust "laski", "babki". Chyba sie czepiam :) ale takie odnioslem pierwsze wrazenie. btw - pytanie do jezykoznawcow :) - czy "kobiecina" to faktycznie zdrobnienie ?

06.09.2002
15:44
[18]

Bubi [ Centurion ]

IMHO: 1. Sztucznie, i niepotrzebnie zagmatwany jezyk, zdania wielokrotnie zlozone gonia jedno drugie - powoduje to brak wrazenia "lekkosci" piora tak potrzebnego w tym typie literatury. Potnij te kolubryny na mniejsze, a zobaczysz ze o wiele latwiej, nawet Tobie samemu, bedzie sie to czytalo. 2. Sporo kwiatkow interpunkcyjno - gramatycznych. Ale to nie jest zmartwienie dla Ciebie, tylko dla ewentualnej korekty. Za to stylistyka miejscami jest "ciezka" po prostu - i poprawienie tego wlasnie elementu niestety jest juz problemem samego autora. 3. A jaki jest temat? Duzo bla - bla bez zadnego okreslonego celu, tylko po to, zeby zapelnic czyms strone. Pamietaj o maksymie Hitchcocka, czyli ze "film powinien zaczynac sie od trzesienia ziemi, a potem napiecie powinno stopniowo narastac". To co napisales na razie, po prostu nie przykuwa uwagi (moze na skutek uzytej formy wyrazu, patrz punkt pierwszy...) 4. Badz konsekwentny w uzywaniu jednego rodzaju jezyka. Narrator jest caly czas ten sam, a uzywany przez niego zakres slow zmienie sie od typowego dla doktora docenta, i to rehabilitowanego wielokrotnie, poprzez hutnika, aby w koncu dojsc do szczebioczacego podlotka plci niewatpliwie zenskiej... Oprocz tego, OK :) Pzdr., Bubi

06.09.2002
16:52
[19]

AK [ Senator ]

Bubi - może nie na temat, ale czy maksyma Hitchcocka nie brzmiała - na początku szybki trup, a potem wzrost napięcia?

06.09.2002
17:05
smile
[20]

Początkujący Pisarz [ Legionista ]

JESTEM WAM niewymownie wdzieczny :-) Jesli jeszcze ktos bedzie mial jakies uwagi, serdecznie o nie prosze.

06.09.2002
22:05
[21]

Początkujący Pisarz [ Legionista ]

...

06.09.2002
22:17
smile
[22]

Deser [ neurodeser ]

Jest doskonałe miejsce na takie prace - "Szuflada" i jak po roku czy dwóch bez śmiechu to przeczytasz to wal do wydawnictwa.

© 2000-2024 GRY-OnLine S.A.