
Yoghurt [ Senator ]
WindTalkers- Szyfry Wojny: Wrażenia wyniesione z kina
Wasz ulubiony donosiciel frontowy Yoghurt znów w akcji:) Cóż, jak niektórzy wiedzą, jestem miłośnikiem filmów wojennych i nie opuściłem od roku bodajże 1996 żadnego filmu okołowojennego, jaki był dostępny w Polsce:) Tak sobie na pomysł wpadłem, że film wojenny, jaki ostatnio widziałem, opiszę na GOLu. Zacząłem od We Were Soldiers na początku wakacji i bede ta praktykę kontynuował :)
Acha, dla uczestnikó poprzedniego plebiscytu na film wojenny wszechczasów- obiecałem druugą edycję i oczywiście druga edycja będzie:) Jak ujżę (w poniedziałek) No Man's Land to uruchomię second Edition:)
Ale przejdźmy do widzianego przeze mnie godzinę temu filmie. Cóż, muszę przyznać, że byłem nastawiony sceptycznie- nazwisko reżysera (John Woo) kojaży mi się nieodmiennie z filmami karate i jakoś nie mogłem sobie wyobrazić go jako reżysera filmu wojennego. Mile się zaskoczyłem. Do tego Nicolas Cage, który dla mnie na aktora do filmu Wojennego nadaje się tak samo jak Endrju Lepper na prezydenta.... Cóż, tu także miłe zaskoczenie, ale po koleji.
Film opowiada o tytułowyych WindTalkerach. Jest to kodowa nazwa radiotelegrafistówbiorących udział w wojnie na Pacyfiku. I to nie jakichśtam telegrafistów, a ... indian Navajo! Ich język został wykorzystany jako kod szyfrowy, ale poniewaz tylko rodowici indianie pottrafią się nim posługiwac, zostają przeszkoleni na żołnierzy-telegrafistów i wysłani na Pacyfik. Japończycy nie potrafią rozkodować tego zagmatwanego kodu, więc jednym z ich priorytetów staje się dorwanie żywcem paru radiotelegrafistów Navajo w celu wyciągnięcia z nich tajemnic kodu. Odznaczony srebrną gwaizda w bitwie o Wyspy Salomona (jako jedyny przeżył ze swego plutonu, gdy bronił jakiegoś bagna przed natarciem) Sierżant (w tej roli Nikos Klatka) po wyjściu ze szpitala dostaje specjalne zadanie- za wszelką cenę bronić kodu Navajo. Pod swą opiekę dostaje młodego Indianina, którego ma bronić choćby nie wadomo co się działo. Rozkaz "Ochrona Kodu za Wszelką Cenę" oznacza wiadomo co- jeśli Japończycy dostaną go w swoje łapy, będzie po kodzie. W ostateczności po porstu trzeba będzie kodera... zastrzelić, aby nie wpadł w rece wroga.... Chrzest bojowy koderzy przechodzą podczas jednej z najkrwawszych bitew II WŚ- o wyspę Saipan.
Widac, że scenariusz jest całkiem oryginalny, gdyż dotychczas rolę Navajo pomijano w filmach traktujących o wojnie na Pacyfiku (pomijając fakt, że ta "strona" IIWS jest o wiele żadziej poruszana niż teatr dziłań w Europie). Ktoś sobie wreszcie przypomniał o roli koderów-indian i miło wreszcie zobaczyć film o ich poświęceniu za kraj, który pozamykał ich w rezerwatach... Musze przyznac też, że naprawde spodziewałem się jakiejś kaszany a tu zaskoczenie- wyszedł z tego całkiem przyjemny film wojenny. Nikoś zaskakuje w roli żołnierza z poczuciem winy (stracił 10 żołnierzy dowodząc nimi na wys. Salomona, nie nakazując odwrotu) jest całkiem przekonujący, a gdy wpada coś na kształt Berserka podczas jednej z potyczek to można się go przestraszyć, tak straszliwie w roli żołnierza w szle bojowym wyglada. Poza tym do roli koderów wynajęto prawdziwych Navajo (nie dziwię się, język jest tak powalony, ze tylko oni moga nim władac :)). A teraz bardzo skrótowo- plusy i minusy
Plusy:
+zapomniany już trochę przez filmowców front na Pacyfiku
+To za co kochamy filmy wojenne, czyli sceny batalistyczne:) Nalezy wspomnieć, że robią wrażenie ze względu na wystepująca w nich ilośc żołnierzy piechoty- szarża obu stron na siebie wśród wysokiej trawy robi niesamowite wrażenie, tak jak i początkowa sekwencja walki na bagnach.Taki już był utrok wojny na pacyfiku- starcia piechoty na krótkim dystansie, czeste walki wręcz i tylko lekkie wsparcie czołgów plus niemal nieustanny ogień artylerii pochowanej w krzakach:)
+Wreszcie dbałość spora o szczegóły- nie zapomniano mi.in. o tym, że nie tylko z Garandów i Thompsonów strzelali żołnierze amerykanscy, ale dodano także pare innych zabawek, między innymi nieśmiertelnego TommyGuna:) Poza tym przypomniano sobie, ze samurajskie tradycje były w japońskiej armii i większość żołnierzy (podoficerów i oficerów) japońskich nosiła swe osobiste Katany (którymi nawaisem mówiąc siekli równo w walce wręcz, o czym tez nie zapomniano)
+ładne widoczki i pola bitew, czyli palemki, trawa trzymetrowa i pagórki z lejami po ogniu artyleryjskim bardzo łądnie zobrazowane:)
+Jak zwykle postacie, które da się lubic:) I jak zwykle dwóch moich faworytów pzezyło (jak mawia mój braciszek na wieksozsci filmów typu wojjeny lub horror- "Dobrze mu z oczu patrzy, mogę się założyć, że przeżyje":))
+Odpuszczono sobie mase patetyzmu i bezsensownych gadek o patriotyźmie. Czasem cośtam rzucą, że "walczą za kraj", ale od razu im odchodzi ta walka po zobaczeniu piekła pola bitwy:)
+apropos piekła pola bitwy- przeslicznie przedstawione korzystanie z miotaczy ognia i z bagnetów (jesli może być w tym coś pięknego...)
ale oczywiście sa i minusy
-Wybuchy czegokolwiek mi nie podpasowały. Jeszcze granaty ujdą, wylatywanie w powietrze na minach też, ale już strzał z p[otężnej habicy 150mm powinien zrobić spora dziurę w ziemi, a tu chmura dymu, płomieni, latające kawałki ziemi, ale trafiony czołg miast lecieć parę metrów wzorem żołnierzy piechoty, stoi i się tylko pali. WW rzeczywistości trafienie metr od czołgu z takiej armaty odrzuciło by go pare metrów i najpewniej pokoziołkowałby, przy okazji wyrwało by mu to i owo:)
-Czasami wzbudzające śmieszność sytuacje, gdzie np. seria z Thompsona kosi nie gorzej od KMu, czy też zastrzelenie 6 japończyków w ciągu paru sekund ze zwykłego Walthera 9mm z pozycji lezącej i do tego jeszcze z paroma postrzałami... Na szczescie śmiesznostki takie są żadkie:)
Moja ocena filmu: 8/10
No, to tyle na ten temat, w poniedziałek recenzja No man's land
DM [ Pretorianin ]
wg mnie film niestety fatalny...John Woo może sobie robić filmy karate czy w stylu face off ale wojenne niech zostawi specjalistom...niestety zamiast realizmu scen batalistycznych mamy efekty z hong-kongowych filmów karate - co 2 minuty wybucha granat, a wtedy źli japończycy wylatują jak z trampoliny w powietrze z okrzykiem Geronimoooo, Cage - super rambo załatwia sam dziesiątki japończyków, itd itd... muzyka bez wyrazu - już wiem czemu w trailerze dali motyw z "the Rock" Ogólnie - film byłby super gdyby zamiast armii japońskiej była Yakuza, a Cage byłby w FBI - jako film wojenny jest do kitu...

Mr_Baggins [ Senator ]
W kwestii technicznej: czy thompson i Tommy Gun to nie to samo?
DM [ Pretorianin ]
może firma ta sama, ale tommy ma magazynek w kształcie talerza, a thompson zwykły podłużny - ale rusznikarzem nie jestem - mogę się mylić :)

Yoghurt [ Senator ]
DM- no nie przesadzajmy:) Non stop nie latają, choć widac, że Woo tutaj przy filmie grzebał od razu:) Mnie tam to nie przeszkadzało, już wpsomniałem, ze wybuchy i śmiesznostki wystepuja:) Baggins- Tak, Tommy Gun to thompson, ale mi chodziło o Thompsona uzywanego przez armię amerykanską standardowo- nie pamiętam cyferek przy nim, ale wiesz o którego mi chodzi- krótki, z prostym magazynkiem.... A Tommy Gun to thompson z dłuższa lufą i magazynkiem okragłym:)

Viti [ Capo Di Tutti Capi ]
Niechce mi sie wdawać w dyskusję o tak późnej porze, więc krótko będzie. "+zapomniany już trochę przez filmowców front na Pacyfiku " - Rzeczywiście zapomniany: Pearl Harbor, Cienka czerwona linia. "+Wreszcie dbałość spora o szczegóły" - Szczególnie pancernik Wisconsin robiący za USS California, ale to "mały" szczegół. "pagórki z lejami po ogniu artyleryjskim bardzo łądnie zobrazowane" - Kiepsko zryte, szczególnie po ogniu dział okrętowych. Już nie będę pisał że nad polem walki latały wyłącznie Hellcaty, że wybuchy były beznadziejne, niezniszczalność głównego bohatera była wprost niesamowita. Można by się jeszcze przyczepić do wielu rzeczy, nie ma to jednak większego sensu. Film ten to istne arcydzieło przy gniocie jakim jest "Pearl Harbor". Ten ostatni uważam jako dno dna filmu wojennego. Ps. Czytałem o walkach na Saipan, oglądałem oryginalne zdjęcia. Powiem jedno, zupełnie inaczej to wyglądało.
merkav [ Aguś ]
Mam juz 78% i nie moge sie doczekac chociaz nie widze za bardzo N.Caga w filmach wojennych.

Yoghurt [ Senator ]
Viti- policz ile było filmów o wojnie na pacyfiku a ile o froncie europejskim:) Apropos pancerników- zapomniałem wpisac jako minusa kiepawych scen z udziałem pancerników:) Widac że nie z tej bajki:) A co ty chesz od tych zrytych pagórów, jak dla mnie lej po bombie co dwa metry to wystarczające zrycie:) Do hellcatów faktycznie można się przyczepić, fakt, nie dopisałem tego:) O niezniszczalności napisałem w minusie na temat śmiesznostek, gdyż czasem dobjały mnie te serie z Thompsona koszące wszytskich w koło:) O wybuchach napisałem już, też stwierdziłem, ze słabiuśkie jakieś. Acha, już napisałem przy rankingu, że Pearkl Harbour nie mogę uznać za film wojenny 9tak jak i Rambo, jak zapewne pamiętasz :P) Też czytałem o walkach o Saipan i może nie wyglądało to identycznie jak w filmie, ale wystarczy wspomnieć, ze straty po obus tronach były ogromne. A z 30 000 żołnierzy japońskich zginęło około 80%.... I walki toczyły się głównie na dystansie niewiarygodnie krótkim nawet jak na warunki walk na pacyfiku, a sieczki wręcz były tam niemal non stop....
DM [ Pretorianin ]
aha - w dobie dzisiejszych efektów specjalnych dać dokumentalne wstawki strzelającego okrętu zrobione gdzieś tak w latach 50 czy 60 to już katastrofa...zburzyło to reszte minimalnego klimatu - poczułem jakby ktoś zmienił kanał na Planette czy discovery i znowu włączył film....

Yoghurt [ Senator ]
Pewnie mieli cięcia budżetowe albo John Woo przwyczajony do małych funduszy w Honkongu i tu zastosował taką politykę:) Ale klimat filmu był całkiem sympatyczny, bo sobe przypomniał film "Bitwa o Midway" i tu jest podobny- tez japończycy padają masowo, a jednak "Midway" to film kultowy:) Tutaj jest namiastka tego klimatu i jak dla mnie odpowiada- m"Szyfry" mają coś z filmów wojennych z lat 70 i 80:)

Wujek Nolster [ Centurion ]
John Woo nie robi filmow Karate. Filmy karate pochodza z japonii albo z USA i zazwyczaj nic interesujacego nie prezentuja. W Hong Kongu robi sie filmy Kung-Fu i jesli juz to wszyscy chinscy rezyserowie oraz scenarzysci walk korzystaja wlasnie z Kung-Fu. Poza tym John Woo nie robi nawet filmow Kung-Fu :) Jego filmy to jak juz cos gun-fu oraz jego odmiany. Prosze, nie piszcie, ze Chinczycy wystepuja w filmach karate i wogle wszedzie pokazuja walki karate, bo to nieprawda:P

Yoghurt [ Senator ]
Wujku- ja tego nie napisałem :) Poza tym jestem fanem kiczowatych filmó karate rodem z HongKongu i Korei, bo się moge dobrze pośmiać. Wielokrotnie pisałem, gdzie można sobie parę kultowych już w niektórych kręgach pozycji obejżec: TV4, najczęściej niedziela, godzina około 23-24. Sama klasyka okrzyków "Hoooodzioooo" i ciosów wydających przy uderzeniu dxwięk klaskania :)