GRY-Online.pl --> Archiwum Forum

Zawód: tłumacz. Studenci Uniwerka Warszawskiego mile widziani.

17.09.2007
17:01
smile
[1]

Pan P. [ Konsul ]

Zawód: tłumacz. Studenci Uniwerka Warszawskiego mile widziani.

Wątek o obowiązkowej maturze z matematyki przypomniał mi kwestię, o którą miałem zapytać już sporo czasu temu.
Jak w temacie. Powoli, aczkolwiek skutecznie zbliża się widmo matury. Nigdy matematykiem, fizykiem ani chemikiem (pfu!) wybitnym nie byłem. Geografia mnie urzekła, to fakt, ale nie o niej tu będzie mowa. Od dawien dawna nie miałem problemów z nauką języków. Angielski mam opanowany w stopniu bardzo dobrym (CAE zdane dwa lata temu na B+) i 6 na świadectwach ze szkół wszelakich, niemiecki wystarczająco by się porozumieć, liźnięty rosyjski i sporo prostych zwrotów z innych języków. Postanowiłem więc dalszą egzystencję związać właśnie z różnymi językami i tłumaczeniami, ponieważ nigdy nie sprawiało mi to problemów.
Tutaj pojawia się kilka kwestii.
Jakie wybrać studia? Widzi mi się jeden kierunek na UW - tłumaczenia specjalistyczne.
https://irk.uw.edu.pl/katalog.php?op=info&id=DZ-FL-JSP
Pojawia się tylko jedna sprawa. Skoro to studia stricte językowe, to dlaczego wymagają podstawowych poziomów matur? Mały research w necie pokazał, że ludzie oceniają poziom naprawdę nieźle. O co biega w takim razie?
Tutaj pytanie do studentów UW - jak to wygląda w rzeczywistości? Znajomych na UW nie mam, czasu żeby tam pojechać tym bardziej, a telefonowanie do sekretariatu odpada (czynny, o ile wiem, do 15, kiedy ja w domu przed 16 nie bywam w ogóle).

Druga sprawa, w sumie ważniejsza nawet.
Na ile opłacalny jest zawód tłumacza? Docelowo uderzałbym w tłumaczenia symultaniczne z angielskiego i tekstowe z rosyjskiego albo hiszpańskiego. Łatwo nie będzie, ale trzeba przecie mieć jakiś cel w życiu. :-) Pewien mój znajomy nauczyciel z LO, za przetłumaczenie 200-stronicowej książki dla PWNu (w dwa miesiące) dostał 8 tysięcy złotych. Jak na 24-letniego gościa, to stawka bardzo przyzwoita. Tylko zasadnicze pytanie się tu nasuwa - czy taki przypadek to rodzynek w cieście, czy tak wyglądają standardowe stawki tłumaczy?
Tu z kolei pytanie do ludzi, którzy mają jakiekolwiek pojęcie o tym biznesie. Czyli wystarczy jakiekolwiek, bo ja rozeznania nie mam w ogóle. :-)

Sorki, że taki rozwleczony ten post, ale nie za bardzo miałem pomysł jak to krócej ująć.
Ah, kategoria taka, a nie inna, bo pytanie tylko po połowie "szkolne", a sporo ludzi ma tę kategorię odznaczoną.
Dzięki z góry za wszelkie sugestie i odpowiedzi. :-)

17.09.2007
17:07
[2]

provos [ Generaďż˝ ]

Stawki zależą od języka. Najmniej kosztuje angielski, ale już francuski - o wiele więcej. Jakbyś tłumaczył z japońskiego, to jeszcze lepiej. Najlepiej zadzwoń do kilku biur tłumaczeń i spytaj, ile kosztuje strona albo ile biorą za "blok" czyli tłumaczenie "na żywo" przez 4 godziny.
Jak już robić uprawnienia, to warto też zostać tłumaczem przysięgłym - często tam bierze się za podpis a nie faktyczne tłumaczenie.

17.09.2007
17:10
smile
[3]

Sir klesk [ ...ślady jak sanek płoza ]

haha :D spokojnie moglbym sie podpisac pod pierwszym postem tyle, ze ja bywam w domu przed 16 ;))

17.09.2007
17:18
[4]

bialy kot [ FLCL ]

Za glupie tlumaczenie 6-stronicowego tekstu dla dzieci wzialem ostatnio 40 zl, po znajmosci. Zlecenia ktore kraza po moim wydziale (przerozne dziwne teksty dla firm o ktorych istnieniu w zyciu nie slyszalem) wahaja sie od 15 do 30 zl/strone. Firmy znane i uznane daja wiecej, nie wspominajac juz o stalych etatach (ot taka chociazby znajoma tlumaczka niemieckiego bierze 8k + granty) Inna sprawa, ze konkurencja spora, i to przewaznie w postaci ludzi ktorzy w "biznesie" siedza dluzej niz ja zyje. Twoj wybor.

17.09.2007
17:22
smile
[5]

You tube my space. [ Konsul ]

Mój były nauczyciel jest tłumaczem przysięgłym znającym biegle niemiecki, holenderski oraz angielski. Ale on to kocha, czego świadectwem jest to, że hobbistycznie nauczył się dodatkowo włoskiego, hiszpańskiego, francuskiego, rosyjskiego, ukraińskiego, czeskiego arabskiego i kilku innych... :o Na poziomie raczej dość przyzwoitym (w większości przypadków wyżej niż angielskie FCE). Z tego co wiem ogólnie zna ok. 15 języków.

Facet ma ok. 30 lat, uczy w dwóch szkołach (nie mam pojęcia W JAKIM CELU?!), pracuje mniej więcej od 6 rano do 23-1 nad ranem, codziennie, bez przerwy, chyba nigdy nie bierze urlopów i nigdy nie jest zmęczony, dla mnie to jakiś nadczłowiek i ostra przegina, ale to nie moja sprawa więc się nie wtrącam. Przy sprawnym tłumaczeniu (ale nie z angielskiego, a niemieckiego) jest w stanie zarobić góra 200-300 zł za godzinę pracy (ino on potrafi czytać i pisać już przetłumaczone prawie w tym samym czasie :o). Oczywiście w domu, co jest moim zdaniem baaaardzo dobrą kaską i przy jego godzinach pracy pewnie zbija kokosy. Nie ma jakichś sztywnych cen, wszystko wycenia indywidualnie, ale z tego co wiem 1 strona technicznej niemieckojęzycznej bazgraniny to MINIMUM 40-50 zł, co przy doświadczeniu w/w pana zajmuje zwykle około 15-30 minut (często to także robota grupowa, ale na zasadzie "ja pomagam Tobie a Ty mi" nie "dzielimy się kasą za to tłumaczenie po połowie").

Wiem, że Ty nie jesteś takim hardkorowcem, ale sądzę, że można przeżyć - choć sugerowałbym tłumaczenia z innego języka niż angielski, zbyt wiele osób zna angielski i stawki nie powalające.

17.09.2007
17:37
smile
[6]

Paradox [ Loon ABO mode ]

Nie wiem jakie są ogólne stawki, ja tłumacze za 18 zł/1800 znaków tekstu, a przysięgły jak najbardziej nie jestem, btw:

Facet ma ok. 30 lat, uczy w dwóch szkołach (nie mam pojęcia W JAKIM CELU?!), pracuje mniej więcej od 6 rano do 23-1 nad ranem, codziennie, bez przerwy, chyba nigdy nie bierze urlopów i nigdy nie jest zmęczony, dla mnie to jakiś nadczłowiek i ostra przegina, ale to nie moja sprawa więc się nie wtrącam.

Długi ma, jak nic :).

17.09.2007
19:21
[7]

Pan P. [ Konsul ]

Trochę źle sprawę opisałem. Kombo angielski + jeden język planuję tuż po zakończeniu studiów. Docelowo chciałbym tych języków opanować jak najwięcej. Skoro ludzie znają po 12 języków, włącznie z mongolskim, suahili i chińskim-mandaryńskim, to czemu ja mam nie umieć? :-)

17.09.2007
19:23
[8]

You tube my space. [ Konsul ]

Paradox, nie, nie sądzę, bo cała jego "ekipa" ma podobny grafik pracy. Masakryczna sprawa. Nie wiem czy to standard u tłumaczy, może się ktoś stąd wypowie? Czekamy :P

17.09.2007
19:45
[9]

twostupiddogs [ Senator ]

A więc tak. Zacznijmy od początku. Po pierwsze jeśli uważasz, że tłumacz to wolny zawód - zapomnij. Jest to o tyle wolny zawód w sensie masz ruchome godziny pracy, ale jeśli chcesz na stałe współpracować z klientem/agencją musisz być dyspozycyjny non-stop.
Po drugie. Rzeczywiście tak jak napisał provos. Najtańszy jest angielski. Istnieje takie pojęcie jak grupa językowa, ale pamiętaj też, że o ile np. taki japoński jest drogi, o tyle liczba zleceń znikoma.
Po trzecie. Agencje preferują sprawdzonych tłumaczy, najchętniej takich, którzy pracowali już w agencji w korekcie. Aby dostać się do korekty podstawa to 2 języki. Mile widzana znajomość obsługi Tradosa, Logoporta - tego raczej się na studiach nie nauczysz.
Po czwarte. Żaden tłumacz nie jest człowiekiem orkiestrą. Najlepiej zarabiającą obecnie grupą na rynku są chyba tłumacze medyczni (najlepsi na amfie mogą wyciągnąć i po 20K na miesiąc), ale do tego oprócz znajomości języka potrzebne jest wykształcenie kierunkowe. To samo tyczy się tłumaczy technicznych. Zarabiają trochę mniej, ale wiedza to podstawa. Język ci nic nie pomoże skoro nie rozumiesz sensu, w tym co ktoś napisał. To samo tyczy się tłumaczeń symultanicznych.
Po piąte. Zostać tłumaczem przysięgłym jest trudno i ma mało to wspólnego z umiejętnościami, w niektórych kombinacjach językowych graniczy to z cudem.
Po szóste. Stawki. To zależy. Od agencji, od tego czy przysięgłe, od kombinacji językowej, od klienta końcowego np. tylko w Polsce rozlicza się według ilości tekstu docelowego, w innych krajach rozlicza się wg. ilości słów tekstu źródłowego. Podziału na fuzzy - patrz Trados.

17.09.2007
20:03
[10]

Pan P. [ Konsul ]

twostupiddogs --> Dzięki, jest to już jakaś konkretna odpowiedź. Widzę, żeś rozeznany - podpowiedz mi w takim razie, co najlepiej zrobić na moim miejscu? Iść na normalne studia o jakimś tam kierunku, a języki szlifować na boku? Czy może postawić na języki, a wiedzę zdobywać "pod zlecenie"?
Miałem niedawno do czynienia z tłumaczeniem sporej ilości materiałów o broni palnej. Wchodziło więc w grę dużo specyficznych nazw i zwrotów. Zrobiłem rozpoznanie w internecie, zajrzałem do kilku słowników i wyszło toto całkiem sprawnie.
W kwestii obu wymienionych programów, to jest chyba możliwa nauka ich obsługi we własnym zakresie, prawda? Chociażby poprzez ściągnięcie jakiegoś podręcznika z zachodu, zakładając, że w Polsce takich nie ma.

17.09.2007
20:09
[11]

Ryslaw [ Patrycjusz ]

Nie radzę zostawania tłumaczem przysięgłym, chyba że z powodów ambicjonalnych. Stawki średnie, a musisz być na każde skinienie policji/sądu. I uwierz mi, wyciągnięcie pieniędzy o tych instytucji może być bardzo trudne.

Kiedyś chciałem zostać przysięgłym, ale mam tyle roboty z normalnymi (i ciekawszymi) zleceniami, że podarowałem sobie i nie żałuję.

Konieczne jest wybranie specjalizacji. Ja akurat robię rzeczy, którymi de facto zajmuje się niewiele osób (a jeszcze mniej na przyzwoitym poziomie), więc udało mi się wyrobić sobie pewną markę i nie narzekam na zlecenia.

17.09.2007
20:23
[12]

Pan P. [ Konsul ]

Ryslaw --> Właśnie Ty mi wcześniej chodziłeś po głowie, ale zapomniałem ksywki. :) Można wiedzieć jaką specjalizację wybrałeś? No i oczywiście jak powinna wyglądać 'droga do sukcesu' dla tłumacza? Byłbym bardzo wdzięczny za odpowiedź. Wiadomo, że są to dość ważne wybory w życiu człowieka, a chciałbym jak najmniej spieprzyć.

17.09.2007
20:24
[13]

twostupiddogs [ Senator ]

Pan P.

Idealnie byłoby oczywiście studiować dwa kierunki, ale wiem, że to ciężkie - szczególnie w połaczeniu z medycyną czy np. jakimś kierunkiem na polibudzie.
Studia językowe to podstawa jeśli zamierzasz obrać drogę korektor>tłumacz. Idealnie byłoby jakbyś zaczął pracować już na studiach (zacznij wysyłać po agencjach tłumaczeń CV - pamiętaj o określeniu specjalizacji - jeśli ktoś pisze mi, że tłumaczy prawo, medyczynę i intrukcje obsługi pakowarek znaczy, że nic nie tłumaczy). W korekcie można pogłębić wiedzę w różnych dziedzinach, po czym po 2-3 latach przejść na freelancerkę. Na studiach językowych, co jakiś czas agencje zamieszczają ogłoszenia pracy w korkecie.
Co do programów. Tradosa łatwo się nauczyć jak ktoś nie ma dwóch lewych rąk przy kompie i jest choć trochę kumaty. Z Logoportem może byc gorzej, gdyż to program Lionbridge, z bazą online. A bez hasła na serwer raczej nic nie zrobisz. Uczenie się na sucho zaś IHMO nie ma sensu.

A i jeszcze jedno. Jak sprawdzić dobrą agencję? Po jakiejkolwiek pracy czy to próbce czy zleceniu powinieneś dostać feedback. Jeśli tego nie zrobiono, nie polecam.

17.09.2007
20:28
[14]

Ryslaw [ Patrycjusz ]

Pan P. --> zajmuję się tym, na czym się znam i co lubię - czyli lokalizacją gier. W chwili obecnej mam już ich na koncie sporo ponad 150.

Niestety nie jestem aż takim omnibusem jak wyżej wymienieni panowie znający po 15 języków, gdyż władam biegle jedynie angielskim (ukończyłem anglistykę na UWroc), no i na zupełnie podstawowym poziomie rosyjskim. Jako że zajmuję się grami, od dłuższego czasu przymierzam się do zajęcia japońskim, ale nie mam po prostu czasu na to.

Co do drogi sukcesu... trudno powiedzieć, na pewno liczy się zapał, wiedza na dany temat, oczytanie jak największe, a także sporo szczęścia. Sam miałem okazję zaczynać, kiedy lokalizacje dopiero raczkowały więc mam swoją cegiełkę w tworzeniu rynku no i spore już doświadczenie.

17.09.2007
20:37
[15]

twostupiddogs [ Senator ]

Rysla

Zgodzę się, że nie ma jednej recepty jak osiągnąć sukces. Natomiast co do języków zauważ, że sporo się zmieniło na rynku od czasu Twojego debiutu. Przybyło trochę osób mówiących całkiem dobrze w innych językach.
Jeśli chłopak chce zostać tłumaczem, to może liczyć na łut szczęścia, że jakiś kierownik projektu zrzuci mu jakiś ochłap jak etatowy tłumacz nie będzie akurat mógł przyjąć zlecenia i zabłyśnie, albo właśnie starać się wyrobić sobie kontakty przez korektę. A przyznam się szczerze nie znam u mnie w firmie w korekcie osoby, która nie znałaby dwóch języków (każda w innej kombinacji). Tak jest po prostu taniej.

17.09.2007
20:39
[16]

Ryslaw [ Patrycjusz ]

twostupiddogs --> masz rację, oczywiście lepiej jest znać więcej języków. Sam się głupio czasem czuję ze znajomością tylko jednego (choć wydaje mi się, że na dobrym poziomie :)). Akurat mam to szczęście, że w mojej branży 99% jest w języku angielskim.

17.09.2007
20:55
[17]

Pan P. [ Konsul ]

Super, dziękuję za odpowiedzi. Jak komuś jeszcze przyjdzie coś do głowy, to będę bardzo wdzięczny.
Co do specjalizacji, to mam o tyle plus, że w liceum mam nauczany wos, geografię i biologię (choć tej akurat za cholerę nie pamiętam) po angielsku. Wiem, że to dupa, a nie specjalizacja. Nie mniej, jest to pewien krok we właściwym kierunku, zwłaszcza w stosunku do ludzi po 'gołym' angielskim w LO.

© 2000-2024 GRY-OnLine S.A.