GRY-Online.pl --> Archiwum Forum

Co jest najgorsze gdy umieraja bliscy...

22.08.2002
09:21
smile
[1]

Azzie [ Senator ]

Co jest najgorsze gdy umieraja bliscy...

Najgorsze jest traktowanie ukochanej osoby jak przedmiotu, bez wlasnej woli, bez zycia...

Najgorsze jest podejmowanie decyzji o kims, kto jeszcze przed chwila sam decydowal o sobie...

Najgorsze sa setki rzeczy w mieszkaniu, nagle bez wlasciciela, porzucone...

Najgorsza jest nagla pustka w domu i sercu...

Najgorszy jest widok calego swiata, zyjacego jak co dzien i nie zdajacego sobie sprawy z tragedii...

Najgorsze jest obdarcie kochanej osoby z godnosci, nagiej, nie mogacej sie zaslonic czy zaprotestowac...

Najgorszy jest widok twarzy owinietej bandazem aby nie otwieraly sie usta...

Najgorszy jest szelest plastikowego worka, prawie jak na smiecie...

Ale ze wszystkiego najgorszy jest przerazliwy dzwiek suwaka zamykajacego worek i widok znikajacej w nim twarzy...

22.08.2002
09:23
[2]

mi5aser [ Nawiedzający Sny ]

najgorsza jest chwila kiedy zdasz sobie sprawę że już nigdy nie spojrzysz tej osobie w twarz, a ona nie odpowie żartem na twoje słowa ...

22.08.2002
09:28
smile
[3]

Kade [ Senator ]

Najgorsze jest to gdy tą osobą jest twoja matka.

22.08.2002
09:28
[4]

garrett [ realny nie realny ]

najgorsze są poranki gdy się budzisz i zaczynasz płakać i te chwile przed pójsciem spać gdy starasz się zapomnieć

22.08.2002
09:31
[5]

Soulcatcher [ Prefekt ]

najgorsze jest to że już nigdy za nic ich nie przeprosisz

22.08.2002
09:32
smile
[6]

Anioł z naderwanym skrzydłem [ realna nie realna ]

może trochę cofnę się w czasie...najgorsze jest to, gdy widzisz jak ta osoba przed śmiercią cierpi

22.08.2002
09:48
[7]

kastore [ Troll Slayer ]

Najgorsze jest to że tej osoby nigdy już nie zobaczysz , nigdy nie przytulisz, nic i nikt nie jest w stanie Ci jej zastąpić

22.08.2002
13:42
[8]

bartek [ ]

Najgorsze jest to, ze ludzie sie zalamuja, iz tej osoby juz nigdy nie zobacza, dotkna, uslysza, przytula (kastore), a tak wcale nie musi byc... ...jestem skrajnym pesymista ale gleboko wierze w jakies lepsze zycie po zyciu i w razie jakiegokolwiek wypadku (odpukac) jest mi latwiej.

22.08.2002
13:45
[9]

tygrysek [ behemot ]

najgorsze jest to, że zawsze czegoś nie zdąży człowiek powiedzieć ... potem jest już za późno ...

22.08.2002
13:45
[10]

FoXXXMagda [ Pellamerethiel ]

Azzie, a stalo się cos:(((((? najgorsza jest pustka, niemoznosc spotkania juz tej osoby, niedowierzanie ze juz sie z tą osobą nie posmieje, nie pogada...:(

22.08.2002
13:47
smile
[11]

griz636 [ Jimmi ]

Azzie co sie stało??????!!!!!!!

22.08.2002
13:48
[12]

rothon [ Malleus Maleficarum ]

Najgorsze sa wspomnienia.

22.08.2002
13:48
[13]

Gwail [ Pretorianin ]

Umrzeć - tego nie robi się kotu. Bo co ma począć kot w pustym mieszkaniu. Wdrapywać się na ściany. Ocierać między meblami. Nic niby tu nie zmienione, a jednak pozamieniane. Niby nie przesunięte, a jednak porozsuwane. I wieczorami lampa już nie świeci. Słychać kroki na schodach, ale to nie te. Ręka, co kładzie rybę na talerzyk, także nie ta, co kładła. Coś się tu nie zaczyna w swojej zwykłej porze. Coś się tu nie odbywa jak powinno. Ktoś tutaj był i był, a potem nagle zniknął i uporczywie go nie ma. Do wszystkich szaf się zajrzało. Przez półki przebiegło. Wcisnęło się pod dywan i sprawdziło. Nawet złamało zakaz i rozrzuciło papiery. Co więcej jest do zrobienia. Spać i czekać. Niech no on tylko wróci, niech no się pokaże. Już on się dowie, że tak z kotem nie można. Będzie się szło w jego stronę jakby się wcale nie chciało, pomalutku, na bardzo obrażonych łapach. I żadnych skoków pisków na początek.

22.08.2002
13:52
[14]

emorg [ Senator ]

Najgorsze jest to żę już nie ujżysz uśmiechu na jej/jego twarzy i nigdy nie usłyszysz jej głosu

22.08.2002
13:54
smile
[15]

rothon [ Malleus Maleficarum ]

Rewelacyjne Gwail.

22.08.2002
13:58
[16]

mi5aser [ Nawiedzający Sny ]

Gwail ---> DZIĘKI !! bardzo mi sie podobało : ))))

22.08.2002
13:59
smile
[17]

Garak [ Szpieg ]

Gwail --> Piekne...

22.08.2002
14:35
smile
[18]

Voytas_WRC [ Rajdowiec ]

Gwail===> a czy nie jest to przypadkiem wiersz Szymborskiej??? :D

22.08.2002
14:35
[19]

Mr_Baggins [ Senator ]

Gwail --> ładnie byłoby napisać, że to wiersz Wisławy Szymborskiej (chyba?)

22.08.2002
14:42
[20]

Astrea [ Genius Loci ]

Najgorsze jest zapomnienie... POWINNO sie pamietac i czlowiek zawsze bardzo sie stara aby pamietac jak najdluzej, ale... czas zawsze wykona swoją prace nienagannie. Ktos był, były łzy, ból i żal, wspomnienia też BYŁY, choć niegdyś tak żywe, stają się coraz bledsze... Zostaje pretensja do samego siebie o niepamięć, która z czasem rowniez odchodzi... i o beznamietnosc, jako wykladnik swietego spokoju... Najgorsze jest umieranie pamięci...

22.08.2002
14:44
[21]

rothon [ Malleus Maleficarum ]

Mr_Baggins, ale wiekszosc to wie, a kto nie wiedzial to i tak sie dowiedzial, jak ja na ten przyklad.

22.08.2002
14:46
[22]

Mr_Baggins [ Senator ]

rothon --> idę o zakład, że większość nie wie :)

22.08.2002
14:51
[23]

Gwail [ Pretorianin ]

Mr_Baggins---> Nigdzie nie napisałem, że to *mój* wiersz. Jest to jazda obowiązkowa w programie szkoły średniej, chyba większość, o której piszesz, ją skończyła, co? Ponadto, to zdaje się, najbardziej znany wiersz Szymborskiej, nie sądze więc, żeby trzeba było autorkę - noblistkę, nota bene - przedstawiać :).

22.08.2002
14:52
[24]

mi5aser [ Nawiedzający Sny ]

ci co wiedzą to wiedzą, ci którzy nie wiedzą, już się dowiedzieli a reszty i tak to nie obchodzi ... Astrea ---> i tyle rzeczy których mogliśmy się od tych osób nauczyc, a nie zdąrzyliśmy i rozpaczliwe próby przypomnienia sobie karzdego wypowiedzianego przez nie zdania, karzdego gestu i to że w innych ludziach którzy byli mu/jej bliscy widzimy małe okruche jego/jej...

22.08.2002
15:18
[25]

Astrea [ Genius Loci ]

Mixer ---> własciwie nie wiadomo co gorsze; sam fakt smierci, czy żal. Chociaz jedno bez drugiego w tym przypadku nie istnieje a i drugie jest wynikiem pierwszego... Ktos kiedys powiedzial ze nie zal tych, ktorzy odchodzą, ale tych, ktorzy zostają... W zasadzie wierzący i pamietajacy nie powinni sie smucic, bo przeciez "'odchodząc" nie obracamy sie w nicosc. Dusza zmierza ku zbawieniu a pamiec bliskich gwarantuje swoiste przetrwanie. Najgorsza jest śmierc ostateczna, nastepująca albo w wyniku zatracenia pamieci, albo w przypadku braku swiata pozagrobowego... Ludzie doskonali nie są, wiec niepamiec mozna wybaczyc - nawet zaakceptowac, natomiast co w przypadku braku Boga? Czy celem ludzkosci jest tylko przetrwanie gatunku? Co z piękną, ksztaltującą emocje, zdolną do wzniosłości, czującą a niematerialną ludzką duszą? Wynoszoną pod niebiosa i wyslawianą przez najwiekszych, czy jej celem ostatecznym rowniez jest nicosc...?

22.08.2002
15:29
[26]

mi5aser [ Nawiedzający Sny ]

" .... trzeba z żywymi naprzód iśś, po życie sięgać nowe ... "

22.08.2002
15:59
[27]

Attyla [ Legend ]

Najgorsze jest to, ze wszyscy widza w tym cos zlego, choc w istocie jest to zdazenie neutralne etycznie. jesli cos ma poczatek, to czeka go i koniec. Wyjatkiem moze byc tylko istota bosta, ktora poczatek i koniec znajduje w samej sobie - jak Set polykajacy swoj ogon. najgorsze dla mnie jest to, ze wszyscy dookola oczekuja od zalobnika zalu. Nie ma tu znaczenia, czy wierzy on w inkarnacje, zycie wieczne, czy koniec ostateczny. W dobrym tonie jest zalowac. Paradoksalne jest to, ze rownie powszechna co wymog okazywania zalu jest wiara, ze po smierci zmarlemu jest lepiej niz za zycia. Jezeli zas jest mu lepiej a my mu dobrze zyczymy, to powinnismy sie cieszyc a nie martwic. osobiscie uwazam, ze zal nie plynie z tego, ze kogos stracilismy, ale, ze uswiadamiamy sobie, ze i nasz pobyt na tej ziemi zbliza sie do konca. Slowem - zal jest tylko forma strachu przed doswiadczeniem nieznanego i zarazem nieuchronnego. Ja w kazdym razie daleki jestem od zalu nad smiercia - bo jeszcze bardziej musialbym zalowac tych, ktorzy sie rodza. Co gorsza - jednemu z nich sam zaaplikowalem mozliwosc bycia i koniecznosc smierci. Sam wiec jestem zwolennikiem tezy, ze kazdy poczatek znajduje swoj koniec a koniec jest poczatkiem czegos innego. W przyrodzie nic nie ginie. Osoba, ktora znalem i kochalem nie ginie zatem a przeobraza sie. Jak gonsiennica przeobraza sie w motyla. Czy mam zalowac tego, ze byla przykuta do ziemi i musiala wpierdzielac dziennie tyle lisci ile sama wazyla? Moze powinienem sie cieszyc, ze moze latac i cieszyc sie tym, co dla mnie nie jest dostepne? Konczac - nie mam powodu martwic sie tym, ze ktos nie jest dalej przykuty lancuchami do sciany. On/ona juz wie. Mnie ta wiedza dopiero czeka. I tej wiedzy im zazdroszcze.

22.08.2002
16:03
smile
[28]

Voytas_WRC [ Rajdowiec ]

Gwail===> bynajmniej niczego Ci nie zarzucam. Tylko zapytałem grzecznie, bo z polskiego to ja byłem noga :D Jednak widać, że ze mną nie jest tak źle :))))

22.08.2002
16:03
smile
[29]

wolkov [ |Drummer| ]

Kade niestety masz racje :-(((

22.08.2002
16:06
smile
[30]

wolkov [ |Drummer| ]

Anioł...ty tez :-(

22.08.2002
16:20
[31]

mi5aser [ Nawiedzający Sny ]

Attyla --> masz rację i nie masz. Zgadzam się że nie można obnosić sie z zalem i że sprzeczna jest wiara w lepsze życie po śmierci z opłakiwaniem i zalem. Ale nie zgodzę się że "zal jest tylko forma strachu przed doswiadczeniem nieznanego i zarazem nieuchronnego" ja nie załuję tego że osoba mi bliska zmarła tylko tego czego mi będzie brakowało bez tej osoby. Zdaję sobie sprawę że życie sie kończy, i nieuchronnym jest śmierć. Nie przeraża mnie śmierć, przeszkadza mi pustka i niedopowiedziane słowa które pozostały.

22.08.2002
16:29
[32]

Rycho [ Konsul ]

Jak dla mnie najgorsze ejst to keidy ktoś takim sposobem stara sie przypomnieć o stracie...co ma chyba jedynie na celu ponowne użalanie sie nad śmiercią...

22.08.2002
16:44
[33]

Astrea [ Genius Loci ]

Attylo ---> nie mozesz mowic ze smierc jest neutralna etycznie, poniewaz w jednym przypadku umieranie nie jest od etyki wolne. Jesli zalozymy ze etyka traktuje o decyzjach moralnych, to podjecie decyzji o wlasnej smierci do rozwazan etycznych sie kwalifikuje. I z innej beczki. Jesli smierc jest nieunikniona i jesli jednoczesnie smierc jest przyczyną okreslonych zachowań u bliskich, to z tego wynika wprost, ze nieuniknione są rowniez owe zachowania. Zetkniecie ze smiercią determinuje wiec postawy zyjących - to jasne. Natomiast Ty Attylo dotknales kwesti bardzo indywidualnej, a manowicie: to, jaki charakter ma odnosne zachowanie i jakie kieruja nim przeslanki - pozostawic nalezy osądowi samego odczuwającego, bez wzgledu na to jak sa okazywane - czy jest to ból, czy radość. I rozczaruje Cie - po wielokroc zal o ktorym piszesz jest wynikiem nie uswiadomienia kruchosci wlasnej egzystencji, ale wlasnie zranienia uczuc. Jesli jest zwiazek emocjonalny pomiedzy dwojgiem ludzi i jesli jedna z nich ulega np. smierci, zalujemy nie tego ze tez kiedys przyjdzie nam z tego swiata zejsc, ale tego, ze zniknąl obiekt naszej adoracji. I nasuwa mi sie dziwna teza... Gwaltowna reakcja czlowieka po stracie bliskiego sama w sobie jest powodem do ubolewania, poniewaz wynika z zapedow egoistycznych, a mianowicie - w wyniku pojawienia sie poczucia straty. No, ale to tylko teza...

22.08.2002
17:22
[34]

Attyla [ Legend ]

Duszku - moze sie myle, ale wydaje mi sie, ze rozmawiamy o smierci jako zjawisku a nie o tym co do smierci prowadzi. Zatem nie ma zadnego znaczenia z punktu widzenia etycznej oceny zjawiska jego przyczyna, poniewaz przyczyna podlega ocenie odrebnej. Drugi blad, jaki bede zmuszony Ci wytknac, to teza, ze smierc wywoluje okreslone postawy. Smierc nie wywoluje zadnych postaw. Postawy wywolywane sa przez determinanty kulturowe i atawizmy, ktore tkwia w nas tak gleboko, ze niemal nie sposob ich dostrzec i zidentyfikowac. Pozostaje zatem przy wlasnej tezie - smierc jest zjawiskiem i jako zjawisko jest neutralna etycznie. Problem w tym momencie polega na tym, ze smierc dziala na luczi w szczegolny sposob. Osobiscie uwazam, ze to strach - jezeli zas strach to zwiazany z bytem osobniczym (to do Mi) - czyli wlasnym. I ten strach powoduje paradoks o ktoprym pisalem wyzej. Aby owego paradoksu uniknac trzeba poprostu umiec podchodzic do wlasnych przekonan tak jak podchodzi sie do krzesla (tzn nie trabic wokol, ze sie wierzy, ale wiedziec). Nie jest to proste ale mozliwe. Umozliwi to ucieczke od niepotrzebnej teleologii w rodzaju "dlaczego dobry umiera a zly nie?" (Calkiem niedawno mialem to w domu - musialem malzonce wytlumaczyc, ze takie gatanie nie tylko nie jest potrzebne ale wrecz szkodliwe, bo poteguje zal, ktory jest w gruncie destruktywny). Slowem fakt smierci nalezy traktowac jako nastepstwo urodzenia a nie jakis dopust bozy. To nie kara - to zdazenie. Skoro zas jest to zdazenie, to nalezy rozpatrywac je w kategowiach mozliwie obiektywnych. I jeszcze jedno - Duszku - codo egoistycznych przeslanek reakcji na smierc kogos bliskiego. Nie ma innych reakcji. Kazda reakcja jest egoistyczna bo plynie z takich czy innych potrzeb wewnetrznych. Nie ma wiec w tym nic zlego. chyba, ze za jedyne dobro uznac calkowite opanowanie wlasnej mentalnosci i reakcji emocjonalnych co proste nie jest. Mi - popelniasz blad myslac o pustce. Blad wlasciwy wszystkim istotom ograniczonym do wlasnych wymiarow. tak jak istoty dwuwymiarowe nie potrafilyby wyobrazic sobie grubosci tak my nie jestesmy w stanie postrzegac innych mozliwych wymiarow. To, ze ktos przestaje funkcjonowac jako jednostka ludzka nie oznacza, ze przestaje funkcjonowac wogole. Dusza nie jest materia lecz energia. Smierc wyzwala tylko ta energie z okowow ciala i daje mozliwosc prawdziwego istnienia. Inna kwestia to zachowanie identyfikacji osobowosci i sposobu postrzegania rzeczywistosci. jako jednostki majace swoj poczatek i koniec jestesmy zdeterminowani do tego, zeby nasze istnienie postrzegac przez pryzmat doznawanych doswiadczen. jednak jak dlugo taki rodzaj istnienia moglby trwac bez szkody dla istoty samej osoby? Czy sadzisz, ze nieskonczone gromadzenie doswiadczen jest mozliwe do wytrzymania? Ja nie sadze. Twierdze wiec, ze smier to moment, w ktorym czyszczona jest nasza pamiec by moc podjac dalsze funkcjonowanie. Czyszczenie, jak to czyszczenie nigdy nie bedzie doskonale i conieco tam zostanie. Nie wprost oczywiscie ale przy zastosowaniu odpowienich narzedzi mozliwe jest odczytanie tej pamieci (np. za pomoca hipnozy). Wiem, ze to tata sama teza jak teza o wyciagnieciu wtyczki z kontaktu. WIem, ze za zycia zaden z nas nie da drugiemu zadnych przekonujacych dowodow. Jednak sadze, ze w przyrodzie nic nie ginie. My zatem tez tego nie doswiadczymy. Jezeli cos nas spotka to cos w rodzaju zmiany formy bytu. Nie wiem, czy bedzie to byt osobniczy. Nie wiem nawet czy nie bedzie to rodzaj trwania. Wiem jednak - ze smierc jest koncem zycia w jednej formie i rozpoczecia w innej. Jezeli nie beda nami w tym zyciu targaly takie namietnosci jakie targaja nami dzisiaj to bedzie to dla jednych przeklenstwo a dla innych blogoslawienstwo. I w tym tak naprawde upatruje zrodla mitu o piekle i niebie.

22.08.2002
18:22
[35]

Astrea [ Genius Loci ]

Oczywiscie ze popelnilam blad! Smierc - bez wzgledu na to czy nastapila samoistnie, czy nie - zawsze powoduje okreslone konsekwencje, a wiec mozna ją oceniac ale nie w kategoriach dobra/ zla, a w kategoriach następstw i tylko wowczas gdy do owej smierci przyczynil sie inny czlowiek. To jak reakcja lancuchowa: akcja - smierc - reakcja. Przy wyeliminowaniu zjawiska smierci z tego lancucha - reakcja jest zupelnie inna. Czyli smierci w ocenie "reakcji" a tym bardziej "akcji" pominac nie mozesz. Jestes prawnikiem, wiec to wiesz: inaczej karze sie sprawce pobicia, a inaczej sprawce pobicia ze skutkiem smiertelnym. Co do mojego drugiego bledu. Własnie sprowadziles mnie do jakichs robakow kierujacych sie w zyciu instynktem samozachwowaczym ;)) Oczywscie ze kultura w stopniu ogolnym warunkuje reakcje, ale dlaczego atawizmy? Nie bardzo rozumiem, Wodzu :-) Poza tym reakcje są zywe - one istnieją, nie wazne w czym tkwi ich zródło. Zauważ, ze brak postawy jest rowniez postawą, ktora w przypadkach indywidualnych moznaby pewnie jakos wytlumaczyc. Socjalizacja i zwiazki miedzyludzkie wywolują automatycznie reakcje na rozne bodzce, w tym na smierc. Dlatego nie moge sie z Toba zgodzic, ze smierc nie wywoluje zadnych postaw.

22.08.2002
18:38
[36]

ronn [ moralizator ]

Po zastanowieniu, popieram teze mowiaca o tym, ze zal po stracie bliskiej osoby jest wywolany pobudkami egoistycznymi. Jednak nie mozna isc w tym rozumowaniu zbyt daleko bo dojdzie sie np do wnisoku, ze czlowiek zeni sie/wychodzi za maz za drugiego czlowieka rowniez tylko z pobudek egoistycznych. Uwazam, ze jest roznica miedzy smiercia osoby starej, o ktorej (mimo, ze to niezbyt mile) moglismy wczesniej myslec, albo aby nie wprowadzac premedytacji, ktora mogla po prostu przypadkowo przyjsc na na mysl, a smiercia nagla, osoby mlodej, albo osoby powszechnie znanej. Bardzo czesto po uslyszeniu o smierci w wyniku wypadku. Myslimy : "gdyby wyjechal 10 s pozniej przezylby". Uwazamm, ze takie myslenie jest bledne, bo tydzien wczesniej gdyby np : nie zapomnial kluczy do samochodu i by sie nie wrocil po nie do domu, moglby rowniez zginac". Wniosek : nie nalezy gdybac :), oraz smierc bliskiej osoby jest dla kazdego sprawa indywidualna, kazdy reaguje inaczej.

22.08.2002
19:40
[37]

mi5aser [ Nawiedzający Sny ]

Attyla ---> można dyskutowac na ten temat bez końca ale zaraz napotkamy nawiązania do religii i będzie ban ; )))cóż puki co nic nie da się udowodnić na temat "życia po życiu" a teorja na ten temat jest jak dupa - każdy ma swoją ; )). zgadzam się z tobą że "życie" w takiej czy innej formie jest kontynuowane po śmierci. Nie wierzę w to żebyśmuy żyli tylko po to zeby zapładniać i rodzić, to by było bez sensu a we wszechświecie wszystko ma jakiś sens. Pozatym jak sam zauważyleś wcześniej w przyrodzie nic nie ginie. A więc gdzie podziewa się ta niesamowiat energoa życia ludzkiego ?? Tego nie wiemy, jak mówił artysta "... nie ma jasnści w temacie Marioli..." ; ))) Jeśli chodzi o sedno temat. Cóż zostałem rozdzielony z bliską mi osobą. Tak wiele chciałem się jeszcze odniej nauczyć, o tak wiele spytać, tyle mądrości niebyło mi pisane zaznać. Nie rozpaczam jednak tylko staram się pamiętać to czego zdążyłem się nauczyć... Jak mówiła Astrea najważniejsze jest by pamiętać, człowiek umiera naprawdę dopiero wtedy kiedy gaśnie pamięć o nim.

22.08.2002
19:42
smile
[38]

Hitmanio [ KG 21 ]

Bardzo to smutne kiedy ktos umiera :,-( Smierc przychodzi po kazdego :-(

22.08.2002
20:02
[39]

griz636 [ Jimmi ]

Jeszcze raz zapytam : Azzie coś sie stało?? A w temacie filozofować nie bedę, bo odpowiedź IMHO jest jedna : Wszystko jest najgorsze wtedy....

22.08.2002
20:10
[40]

Nadhia [ Konsul ]

najgorsza jest bezsilnosc... ktos umiera, a ty nie potrafisz mu pomoc, choc za jego zycie oddalbys wszystko..

22.08.2002
20:12
[41]

wolkov [ |Drummer| ]

Kiedy najblizsza osoba umiera to cala filozofia smierci traci sens, a pozostaje rozpacz - przynajmniej na dluzszy czas...no i oczywiscie mimowolne wspomnienia przy kazdej okazji, czasami zabawne, a czasem okropne :(

22.08.2002
20:16
[42]

Dreamquest [ Generaďż˝ ]

Trzeba żyć dalej. Myślę, że tego właśnie chcieliby ci, którzy umierają. Trzeba żyć dalej i trzymać ich w naszej pamięci.

22.08.2002
20:30
[43]

sarenka [ Senator ]

ja uwazam ze najgorsze jest cale zycie ktore sie musi przezyc bez te osoby, bol w oczach matki,i swiadomosc ze nigdy juz nie zobaczymy kochanej osoby

22.08.2002
23:30
[44]

Azzie [ Senator ]

griz636: Stalo sie. Moja rodzina znow pomniejszyla sie o jedna osobe... To juz trzecia w ciagu 2,5 roku... Ale nie chce o tym rozmawiac czy uzalac sie na forum. Zalozylem ten watek z potrzeby chwili... Co by sie nie dzialo trzeba zyc dalej... Dla tych ktorzy jeszcze zostali...

22.08.2002
23:37
smile
[45]

FoXXXMagda [ Pellamerethiel ]

Azzie---->Moje kondolencje:((((((((( najgorzej jest tracić kogoś z kim masz częsty kontakt...uważam że lżej będzie nam znieść śmierc wujka, ktorego widujemy raz na rok, niż brata, siostry czy kuzyna, z ktorymi sie widujemy na codzien...

22.08.2002
23:54
smile
[46]

Kade [ Senator ]

Jak już wspomniałem matka mi umarła jak miałem 2 latka. Najgorsze jest to że jej nawet niepamiętam nawet niezdążyłem jej pokochać. A może to i dobrze?

23.08.2002
00:11
smile
[47]

FoXXXMagda [ Pellamerethiel ]

Kade---->No właśnie:( trudno okreslic co gorsze- poznac swą matkę, znać ją, zartowac z nią, zwierzac się jej...a potem doswiadczyc jej odejscia, czy tez nie poznac jej wcale...?

23.08.2002
00:15
smile
[48]

Kade [ Senator ]

Minęło 17 lat a ja dalej tego nie wiem!!

23.08.2002
00:41
smile
[49]

Riven [ infamousbutcher ]

Najpierw potworny bol i smutek. Potem, gdy juz uswiadomimy sobie co sie stalo, rownie przygniatajace uczucie pustki.

23.08.2002
00:45
[50]

Arab [ Senator ]

Ludzie, mi nikt nie umarl i nie chce o tym nawet slyszec. Zmiencie temat na jakis radosniejszy!

23.08.2002
07:17
smile
[51]

rothon [ Malleus Maleficarum ]

Arab, np. na automatyczne stabilizatory koniunktury? Aaaa, prawda, jeszcze nie na tym roku hehehehe. Nie czytaj jak ci sie nie podoba.

26.08.2002
11:39
[52]

Attyla [ Legend ]

Ha! nareszcie udalo mi sie to odnalezc! Hurrrrrra! Duszku - nie, no fajnie. Tyle, ze ja nie znam zycia ze skutkiem niesmiertelnym. Poki co obowiazuje definicja, ze "zycie do choroba smiertelna przenoszona droga plciowa", wiec wszelkie dywagacje dotyczace etycznego wymiaru smierci nie maja sensu. Jesli koniec jest zly to zly jest rowniez poczatek, bo nieuchronnie prowadzi do owego konca. Jezeli zas nie ma niczego zlego w urodzinach, to dlaczego cos takiego mialoby miec zastosowanie do smierci? Zarowno poczatek jak i koniec zycia sa tylko punktami w zyciorysie. Najwazniejsze jest nie to jak umarlismy ale jak zylismy. Jezeli zas po czyims koncu trwaja jeszcze skutki tego co robil, to nie zmarnnowal swojego zycia. Nam - zyjacym wypada tylko podjac jego dzielo i miec nadzieje, ze bedziemy mogli w chwili naszego konca powiedziec sobie, ze nie schrzanilismy tego co w zyciu najwazniejsze. Co zas do drugiej sprawy - to jedynym skutkiem zwiazanym ze smiercia czlowieka jest zatrzymanie jego funkcji zyciowych. Reszta to nasza wyobraznia, kultura i atawizmy. Nie rozumiem tylko dlaczego dzieki stwierdzeniu faktu, ze jestes czlowiekiem mialoby miec jakikolwiek wplyw na samoocene. Czlowiek jest zwierzeciem. Takim samym jak te Twoje robaki. Zatem niesiemy w sobie program, wedlug ktorego dzialamy. Tak jak i te robaki. Jak mi sie zdaje roznica miedzy nami i nimi polega tylko na roznym zakresie tego co instynktowne od tego co kulturowe (oczywiscie traktuje to jako aksjomat - bo nie jestem w stanie tego zbadac) Mi - "Nie wierzę w to żebyśmuy żyli tylko po to zeby zapładniać i rodzić, to by było bez sensu a we wszechświecie wszystko ma jakiś sens." Mimo wszystko tak wlasnie jest. Zyjemy tylko po to, by dac zycie i zapewnic naszym potomkom jak najwieksze szanse przetrwania do czasu, kiedy i oni beda gotowi do tego zadania. W tym zreszta kierunku tocza sie cale nasze zycie. Jako jednak, ze jestesmy stworzeniami posiadajacymi zdolnosc postrzegania siebie jako bytu, to i automatycznie szukamy jakichs wyzszych celow niz tylko "prozaiczne" rozmnazanie sie. Sek w tym, ze mimo tego, ze jest to zjawisko powszechne ja nie widze w tym nic prozaicznego.

26.08.2002
12:08
[53]

Seboos [ BIKE-INEEDMIQ-CLIMB ]

pustka nie do zniesienia ... nieskonczona ... na zawsze ...

© 2000-2024 GRY-OnLine S.A.