GRY-Online.pl --> Archiwum Forum

NEXT czy SZKLANA PULAPKA 4 na co lepiej isc do kina??

15.08.2007
15:31
smile
[1]

Zuzizulu [ Centurion ]

NEXT czy SZKLANA PULAPKA 4 na co lepiej isc do kina??

NEXT czy SZKLANA PULAPKA 4 na co lepiej isc do kina??

15.08.2007
15:35
[2]

Coy2K [ Veteran ]

na Szklaną Pułapkę 4

15.08.2007
15:36
smile
[3]

Stranger [Gry-OnLine] [ Metallicar ]

Na "Na Fali". ;)

A jak dorośniesz, to wypożyczać "Żyj wolno albo szklana pułapka". :)

15.08.2007
15:41
smile
[4]

Coy2K [ Veteran ]

sie smiejesz Stranger, ale "Na fali" był naprawde przyjemnym powiewem świeżości głownie przez obraną przez twórców konwencję filmu dokumentalnego :)

16.08.2007
13:03
smile
[5]

montron4564 [ Pretorianin ]

pojdź na Szklaną Pułapkę 4

16.08.2007
13:05
smile
[6]

sokoip [ Niggy Tardust ]

na Brusa Łylisa

16.08.2007
13:06
smile
[7]

kkkkkkrystian [ Generaďż˝ ]

Szklana Pułapka 4

16.08.2007
13:16
smile
[8]

ReMo18 [ Konsul ]

"Spiderpig, spiderpig, what does the Spiderpig does" Czyli na Simpsonów !

16.08.2007
13:48
[9]

CreaToN [ Generaďż˝ ]

Zależy czego oczekujesz.. Oba filmy są warte obejrzenia.

Die Hard 4 to typowy film akcji, na którym nie będziesz się nudzić.
Next to... też film akcji, ale zupełnie innego rodzaju...

Die Hard jest dłuższy więc idź na to ;)

16.08.2007
15:03
[10]

Pan P. [ Pretorianin ]

Die Hard 4.0 tylko i wyłącznie. Next to chała jakich mało w tym roku.

16.08.2007
15:14
[11]

Typowy Skurczybyk [ Legionista ]

Właśnie weszły do kin Transformersi - polecam!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! ...a nie jakieś daj hardy czy inne neksty....

16.08.2007
15:14
[12]

Golem6 [ Gorilla The Sixth ]

Next'a nie widziałem.
SP4 polecam gorąco, bo to film w sam raz na lato. Zero myślenia, maksimum przewidywalności i kupa zabawy.

16.08.2007
15:16
[13]

Thun [ Generaďż˝ ]

Szklana Pułapka 4, bez dwóch zdań...
choć NEXT też jest dobry, ale z tych dwóch wybrałbym Szklaną Pułapkę

16.08.2007
15:17
smile
[14]

SirGoldi [ Gladiator ]

Pułapka!

16.08.2007
15:21
smile
[15]

kalineczko1993 [ Life! ]

Pokusiłem sie o znalezienie recenzji i oto one:
NEXT
JWydaje się, że Hollywood już dawno przeprosiło się z Philipem K. Dickiem i co rusz przenosi na duży ekran paranoidalne wizje twórcy "Ubika". Wyrósł z tych przeprosin cały wysyp filmów - ostatnio całkiem udany obraz Richarda Linklatera "Przez ciemne zwierciadło", a wcześniej "Pamięć absolutna" Verhoevena, "Impostor" - test na człowieczeństwo Gary'ego Fledera, "Zapłata" Johna Woo, wreszcie Spielbergowski "Raport mniejszości". Jeśli dorzucimy do tego aż dwie planowane biografie Dicka - postaci jakby wyjętej z kart jego schizofrenicznych powieści - wyjdzie z tego niezła Dickowska fala. Z pewnością proza tego "cyberpunkowego Franza Kafki na speedzie" bardzo pasuje do stanu zbiorowej świadomości społeczeństwa amerykańskiego, poddanego spiskowemu "praniu mózgów" po 11 września 2001. Dodatkowo wzmocnionego przez obrazy irackiej wojny w telewizorze. Poza tym jest w tej literaturze ogromny potencjał, tak intelektualny (zawsze stawia pytania o rzeczy najważniejsze - od istnienia Boga i duszy poczynając, na człowieczeństwie kończąc), jak i wizualny (wszystkie te pogonie, strzelaniny, transmigracje, kosmiczne kolonie, wirtualne światy...).

"Next" - co można przetłumaczyć jako "To, co wydarzy się następnie" - to filmowa adaptacja jednego z najciekawszych opowiadań Dicka, zatytułowanego "Złoty człowiek" (czy, jak chcą niektórzy tłumacze, "Złotoskóry"). W Dickowskim pierwowzorze rzecz rozgrywa się jakieś pięćdziesiąt lat po wojnie nuklearnej, w której właściwie nie było przeogromnych strat, prócz pewnej przykrej dolegliwości trapiącej ludzkość. Otóż radioaktywne promieniowanie spowodowało mutacje, których efektem są narodziny "dewiantów" - zwykle potwornie wyglądających osobników, obdarzonych jednakowoż cudownymi zdolnościami telepatycznymi. Oczywiście, zostaje powołana specjalna policja, trudniąca się odławianiem i likwidowaniem mutantów, których istnienie zagraża przyszłości ludzkiego rodzaju. Tytułowy "złotoskóry" to mutant, można by rzec, przecudny - bo odbiegający znacznie od swych potwornych kuzynów. Jest piękny jak złoty bóg: jego skórę pokrywa złoty meszek. Boskie ma też zdolności telekinetyczne - żyje jakby w przyszłości, w której teraźniejszość jest przeszłością. Stąd łatwo unika policyjnych miotaczy i wie, jak wykorzystać zauroczoną nim kobietę-naukowca, by wydostać się z rąk prześladowców.

"Złotoskóry" to taki Dickowski "freakshow", choć idea, że bogami mogą być popromienni mutanci, jest całkiem inspirująca. Zresztą jest także stały element Dickowskiej prozy, powiązany z życiorysem pisarza: problem wykluczenia ze społeczeństwa innej, wyróżniającej się jednostki, a więc niemal mesjański temat tragicznego losu wybrańca, który przewyższa ludzi intelektem, wrażliwością i często oddaje za zwykłych szaraczków życie.

Film Tamahoriego starannie odziera jednak nowelę Dicka z dziwacznego, futurystycznego, fantastyczno-mutanciego "entourage'u", osadzając akcję w naszych dobrych czasach i czyniąc ze złotoskórego w miarę przeciętnego (czy raczej w miarę przeciętnie wyglądającego) obywatela o smutnej twarzy Nicka Cage'a. Pozostawiono jednak bohaterowi umiejętność widzenia przyszłości (co prawda tylko z dwuminutowym wyprzedzeniem, ale zawsze coś) oraz umiejętność zdobywania pięknych kobiet. Pozostał również motyw nuklearnej wojny - choć w skali mikro. Jakaś międzynarodowa banda najemników, mówiących po francusku (czy to odwołanie do nuklearnych konszachtów Francji z Iranem?), z których największą inicjatywą (czytaj liczbą poderżniętych gardeł) wyróżnia się Niemiec grany przez Thomasa Kretschmanna, chce zdetonować nuklearny ładunek w Los Angeles. Tym samym rozpocząć III wojnę światową. Nasz bohater musi więc powstrzymać szaleńców, choć nie kwapi się do tego za bardzo. Na oku ma bowiem sympatyczną nauczycielkę z indiańskiego rezerwatu (Jessica Biel). Dlatego potrzebny jest negocjator w osobie energicznej agentki FBI o sprężystej aparycji Julianne Moore, która zrobi wszystko, by nakłonić jasnowidza do działania na rzecz dobra ogółu.

Trzeba od razu powiedzieć, że jako "oglądadło" film Tamahoriego - specjalisty od kina widowiskowego (zrobił przecież nawet jednego Bonda) - to kawałek porządnego widowiska z elementami fantastycznego thrillera. Choć pierwsza część jest nieco przydługa i tonie w dość pretensjonalnych dialogach, od połowy (czyli od sceny ucieczki przed malowniczo spadającymi z wysoka balami drewna) zaczyna nabierać tempa, by zakończyć się prawdziwym wizualnym i fabularnym fajerwerkiem.

"Next" zachowuje - przy całym przekłamaniu względem literackiego pierwowzoru - prawdziwy Dickowski wymiar. Było kilka takich wymiarów, np. pytanie o tożsamość - gdzie przebiega granica między świadomością moją, a świadomością innego człowieka, albo co decyduje, że jestem istotą ludzką ("pamięć" - odpowiedzą bohaterowie "Blade Runnera"). Ale najważniejszy był ów wymiar ezoteryczny, czyniący z głównego bohatera kogoś w rodzaju Mesjasza, którego nadzwyczajność skazuje na rezygnację z tego, co najbardziej ludzkie - z miłości. Miłość jednostki poświęcić musi miłości do wspólnoty.

Żydowskie przysłowie mówi: "nie wiadomo, co gorsze dla człowieka, być przez Boga wybranym czy przeklętym" - i jakiś cień prawdy w nim zawarty ilustruje dynamiczne widowisko Tamahoriego. "Next", mimo że nie jest tak wyrafinowany jak inne dzieła realizujące "mesjańską formułę", postawić można w jednym szeregu obok takich filmów jak "Donnie Darko" Richarda Kelly'ego (który, zwłaszcza przez konstrukcję fabularną, otwarcie nawiązywał do "Ostatniego kuszenia Chrystusa" Martina Scorsese) czy "Matrix" braci Wachowskich - filmów zawierających "metafizyczne ukłucie".

Z pewnością "Next" daleki jest od gęstej, przetykanej gnostyczną, paranoidalną, psychoanalityczną, depresyjną i silnie kwasową poetyką prozy twórcy "Ubika", podejmuje jednak jej wątki, choć jest tylko produktem lekkostrawnego kina komercyjnego.


Szklana Pułapka 4
Świat ponownie stanął w obliczu zagłady. Ludzkość czeka cybernetyczny armagedon a jedynym ratunkiem jest... Bruce "wszechmogący" Willis. A raczej John McClane. Bohater "Szklanej pułapki" powraca z całym swym nieodpartym urokiem i niesfornością.

Niestrudzony policjant tradycyjnie już całkiem przypadkowo trafia w sam środek terrorystycznego piekła. I znów zdany na znikomą pomoc garstki przytomnych osób, stawić musi czoła złu. Tym razem uosabia je niejaki Thomas Gabriel (Timothy Olyphant), facet, który w osobliwy sposób usiłuje uświadomić władzom USA, w jak wielkim niebezpieczeństwie znajduje się kraj. Chociaż tak naprawdę mało istotne jest z kim walczy McClane. Wiadomo przecież, że i tak zwycięży. Sztuczka polega na tym, aby obecni w kinie spocili się i syczeli z bólu obserwując zmagania bezkompromisowego funkcjonariusza. Reżyser dzieła, Len Wiseman, z zadania wywiązał się znakomicie. Napięcie chwilami jest tak ogromne, że widz nerwowo przebiera nogami i zaciska piąstki. Przy okazji twórca wystawił megalomańskiej Ameryce rachunek sumienia, niemniej patetyczną pogadankę w wykonaniu detektywa mógł sobie podarować.

Wraz ze "Szklaną pułapką 4.0" otrzymujemy solidne kino akcji z niemała dawką humoru. Na przemian bombardowani jesteśmy eksplozjami, strzelaninami i technologicznymi detalami, od których przeciętny użytkownik PC-ta dostaje zawrotu głowy. Tymczasem McClane, gadając do siebie, z szelmowskim uśmiechem, sarkastycznymi komentarzami i coraz większą liczbą sińców i zadrapań sukcesywnie eliminuje zagrożenie. Co nie znaczy, że idzie mu gładko. Nieustannie napotyka na (nie)małe trudności, jak chociażby filigranową Azjatkę, która… rzuca nim o ścianę.

Nudzić się podczas seansu nie sposób, szczególnie, że dzielny Willis-McClane chociaż ma ponad 50 na karku wciąż jest dziarski i waleczny. Na dowód nieustannie dokonuje rzeczy nieprawdopodobnych. I to dosłownie. Scena konfrontacji ciężarówki (kieruje nasz bohater) z myśliwcem na długo zapadnie w pamięci. Dodatkową perełkę, a raczej krągłą acz lśniącą oślepiającym blaskiem perłę, stanowi udział Kevina Smitha. Również postać panny McClane (Mary Elizabeth Winstead) nadaje produkcji ciekawego kolorytu.

Krótko mówiąc, sympatycy serii nie powinni być zawiedzeni. A malkontentom zawsze można powiedzieć: "yippee-kay-aye...".

Źródło onet.pl
Wybór należy do ciebie ja bym poszedł na Die Hard 4.0

16.08.2007
15:24
[16]

promilus1 [ Człowiek z Księżyca ]

Oba filmy są dobre, ale IMO Die Hard 4 lepsze.

16.08.2007
15:26
[17]

MR.MANIAK [ Senator ]

Oba filmy warte obejrzenia, ale do kina idź na Szklaną Pułapkę.

16.08.2007
15:26
smile
[18]

SuddenDeath [ Pretorianin ]

Oczywiscie Die Hard takiej rozpierduchy dawno nie widzialem a Next taki sobie

16.08.2007
15:26
[19]

Paudyn [ Kwisatz Haderach ]

Co to w ogóle za dylemat? Die Hard 4.0 zobaczyć trzeba, dopiero potem można się zastanawiać nad tym, czy iść na Next, czy też na coś innego :>

16.08.2007
15:31
smile
[20]

Y0D4 [ Pretorianin ]

Nie będę oryginalny, ale Szklana Pułapka 4 jest naprawdę dobra.

16.08.2007
16:30
[21]

Uno07 [ Generaďż˝ ]

Hard 4 -widziałem3 poprzednie części to muszę i 4.....Idż !!

16.08.2007
16:32
[22]

Vidos [ Senator ]

Raczej idź na pułapkę.

16.08.2007
16:46
[23]

narmiak [ Konsul ]

Szklanką po łapkach 4

16.08.2007
16:55
smile
[24]

wilcz [ Konsul ]

Die hard!

16.08.2007
16:58
[25]

bECKy [ bartek ]

Szklanej pułapki nie wiedzialem, Next tak - imo bdb film.

© 2000-2024 GRY-OnLine S.A.