GRY-Online.pl --> Archiwum Forum

Plan

03.07.2002
23:08
[1]

Pan_Zegar [ Legionista ]

Plan



George rozejrzał sie wokół stołu.
- Jak wyglądamy z dostawami na ten miesiąc?
Pytanie zawisło na moment w powietrzu. Dick znał go najdłużej, więc odchrząknął i spojrzał w notatki.
- Powinno wystarczyć, chociaż ostatnie naloty na Zachodnim Wybrzeżu zmniejszyły ciut obroty...
- Sytuacja wróci do normy - wtrącił Stewart. Kołnierzyk u koszuli pił go w szyje. Był odpowiedzialny za działania w tamtym rejonie - Już ich prosiłem, żeby sie uspokoili.
- Miejmy nadzieję - George zatopił wzrok w suficie. Trwało to dokładnie trzy sekundy. Każdy z obecnych odetchnął w myślach z ulgą. Nie powinno być problemów. W przeciwnym razie trwałoby to dłużej.
- Dobrze - Goerge wydął usta do przodu, zmrużył oczy i obrzucił zgromadzonych badawczym spojrzeniem - Jeszcze coś? Jak wyglądamy z dystrybucją?
Howell wyrwał się z odpowiedzią ciut za wcześnie, ale miał powody:
- Znakomicie. Uruchomiliśmy nowy kanał w Miami. Wszystko idzie gładko. W tym miesiącu...
- Wiem - George przerwał mu krótko. Nie trawił tego ambitnego karierowicza - Jakieś problemy na tym odcinku?
- Żadnych, zapewniam - Howell niespokojnie poruszył ramionami.
- I o to chodzi. Ile puszczamy w Sieć?
Tym razem Dick pozwolił sobie na śladowy uśmiech. Odrobił zadanie domowe i czekał cierpliwie, aż zostanie wywołany do tablicy.
- Sugeruję siedemdziesiąt pięć procent. Zaczynają się letnie promocje, powinno zejść bez problemu. Poza tym ostatnie doniesienia o żywym Bin Ladenie wymagają pewnych nakładów...
- Siedemdziesiąt pięć to dużo - stwierdził Howell rozglądając się niepewnie w poszukiwaniu sojuszników przy stole. Dick wiedział dobrze o co chodzi. Z dostaw do Sieci Howell nie miał ani grosza, jego źródłem dochodów były kanały prywatne. Wzruszył ramionami i sparował najprościej jak potrafił.
- Robię to od lat, zaufaj mi. Siedemdziesiąt pięć i ani procenta mniej. Panie Prezydencie...?
George kiwnął głową.
- Zgadzam się z tobą, Dick. W tym miesiącu damy właśnie tyle.
Howell spuścił wzrok i machinalnie zaczął bawić sie długopisem. George odsunał się lekko od stołu i pochylił w stronę interkomu - Poprosimy pana Prezesa - rzucił w mikrofon i po raz pierwszy tego wieczoru na jego ustach zagościł delikatny uśmiech.


Sanchez wystawił spaloną tropikalnym słońcem twarz na popołudniową bryzę i pociągnął zdrowy łyk z butelki. Skierował łódź na północ, obrzucił spojrzeniem znikające powoli za horyzontem kolumbijskie wybrzeże i wyciągnął z kieszeni pomiętą paczkę amerykańskich papierosów. Jego zapasy kończyły się nieubłaganie, ale wiedział, że za parę godzin odnowi je sowicie. Ludzie, którzy płacili zawsze dorzucali pare kartonów Lucky Strike'ów. W stu procentach legalne, z akcyzą. Spojrzał na zegarek i w przypływie dobrego humoru postanowił pozwolić zmęczonej załadunkiem załodze pospać jeszcze godzinę.



Prezes szybkim krokiem skierował się w stronę nieoznakowanych drzwi w sali odpraw. Wartownik powitał go promiennym uśmiechem i wpuścił do środka. Jego ludzie czekali już, pogrążeni w rozmowie. Na widok prezesa poprawili marynarki i uśmiechnęli się jeszcze szerzej niż wartownik przed drzwiami.
- Samolot gotowy do lotu - zameldował Parker robiąc krok w jego stronę. Prezes lubił tego lojalnego grubasa, choć nie raz był o krok od zwrócenia mu uwagi na wagę. Za każdym razem powstrzymywał się jednak. Jak mógłby mu odmawiać mu jedzenia tego, na czym od dziesiątek lat jego poprzednicy budowali światowe imperium?
- Jeszcze moment, wiesz jak nie lubię tych ciasnych toalet na pokładzie.
- Oczywiście, Panie Greenberg. Zaczekamy - uśmiech nie znikał z jego twarzy ani na moment.
Jack zamknął się w kabinie i oparł o przepierzenie. Poluzował krawat. Spotkania w Waszyngtonie za każdym razem były dużym stresem.
Znał ten biznes.
Znał jego zasady.
Znał Plan.
Od pietnastu lat. Ale mimo to każda wizyta na Planowaniu w Białym Domu powodowała pocenie się dłoni. Sięgnął do kieszeni, wyjął małą, plastikową torebkę, ocenił zawartość. Wyciągnął z portfela kartę kredytową i jednodolarowy banknot. Nosił go "na szczęście", jak mawiał zawsze do żony. Nie kłamał. Szczęście było blisko. Przełknął nerwowo ślinę, opuścił klapę od sedesu i kucnął przed nim, zwijając banknot w palcach. "Podstawą budowania biznesu jest zrozumienie zwykłego konsumenta" przypomniał sobie po raz tysięczny reguły wyniesione ze studiów. Postukał brzegiem karty o klapę, jakby dla rozgrzewki i wysypał drżącymi dłońmi zawartość torebki...


Rod zaparkował swego pick-up'a tam gdzie zwykle. N desce rozdzielczej plastikowy Elwis na plastikowej podstawce potrząsnął plastikowymi biodrami i pomachał plastikową miniaturką gwieździstego sztandaru. Rod trzasnął drzwiami auta i poprawił bejsbolówkę. Południowe słońce w Teksasie, mimo że znane mu od prawie czterdziestu lat, nadal wyciskało mokre plamy na jego koszuli. Sunąc płynnym krokiem w stronę wejścia pozdrowił Clintona sprzątającego stoliki na ogródku. Stary murzyn wyszczerzył białe jak śniego zęby. Zgarnął tace z pojemnika na odpadki.
- Wcześnie dzisiaj, Rod...
- Szef wyjechał, a roboty nie było. To żem przyjechał wcześniej.
- Jasne. Co u żony? Korzonki już nie dokuczają?
Rod uśmiechnął się pod wąsem. Czarnuch ma fenomenalną pamięć; pomyślał. Tyle ludzi tu przychodzi, a on zna każdego.
- Wszystko gra, chyba jej przeszło.
- OK. Weź ją kiedyś na kolacje do nas - Clinton otworzył mu drzwi i otarł wierzch dłoni o daszek na czole - W przyszłym tygodniu mamy promocję.
- Na pewno wpadniemy - Rod uśmiechnął się i poklepał go po ramieniu.
Podszedł do lady i zamówił to co zwykle. Stał cierpliwie czekając na posiłek wciągając w nozdrza znajome zapachy. Olej skwierczących frytek, środek do mycia podłóg, farba drukarska z papierowych obrusików na tackach. Zmrużył oczy i łowił dżwięki - brzdęk otwieranych kas, klekotanie kostek lodu w wysokich kubkach, spokojna muzyka sącząca się z głośników, szybkie kroki obsługi. Podążył z tacą na swoje ulubione miejsce przy oknie. Nadszedł czas na ucztę dla tego ze zmysłów, który był tu niekoronowanym królem. Smak. Złapał hamburgera w obie dłonie i zatopił w nim zęby. Tak. Dokładnie tak. Zawsze tak samo. Tak samo dobrze. Przełknął pierwszy kęs i delikatnie chwycił zębami plastikową słomkę. Zimny, orzeźwiający smak coli przemknął mu przez gardło. Odetchnął z ulgą jak po przepłynięciu całego basenu pod wodą. Jeszcze jeden łyk, tym razem spokojnieszy. Przepłukał usta jak po myciu zębów. Uwielbiał to łaskotanie bąbelków w dziąsła. I kolejny gryz. Frytki jak zwykle zostawił na deser. Lubił wybierać po jednej, zgniatając w dłoni opakowanie po hamburgerze w małą kulkę. Rozejrzał się po sali. Ci sami ludzie co zazwyczaj, jakaś grupka młodych turystów, niańki ze swoimi pociechami. Poczuł ogarniające go rozleniwienie i uczucie prostego szczęścia. Uśmiechnął się do siedzącego obok mężczyzny w kraciastej koszuli.
- Dobrze wysmażony dzisiaj, co? - kiwnął głową w stronę leżacego na jego tacy nadgryzionego lekko cheesburgera. Facet lubił zaczynać od frytek. Czerwony kartonik był prawie pusty.
- Dobrze - kraciasty odwzajemnił uśmiech - Cola dobrze gazowana też.
- Zgoda. Ta z puszki tak mi nie smakuje - powiedział Rod i na potwierdzenie swych słów głośno siorbnął z kubka.
- Słyszałeś o Bin Ladenie? Podobno żyje - kraciasta koszula zmienił temat dosiadając się do jego stolika. Położył przed nim lokalny dziennik.
- Bandyta ma dużo szmalu. Ale nasi chłopcy go dopadną - Rod mocniej zgniótł kulkę w dłoni.
- Pewnie. Jak go dopadną, wypalą mu na dupie nasz sztandar. Powoli, po jednej gwiazdce - zarechotał kracisty i pogładził po zaroście oplatającym śniadą twarz.
- He he he he - ramiona Roda zatrzęsły się - Jasne.
Poczuł przypływ energii. Nikt na świecie im nie podskoczy. Ani jego szef, ani komuniści, ani Bin Laden. Dadzą radę każdemu. Amerykański naród jest najsilniejszy. Słyszał to codziennie i wierzył w to. Najważniejsze to myśleć pozytywnie. I wierzyć w Ojczyznę. Wyciągnął dłoń do swojego nowego kompana, a ten bez wahania złapał ją w mocnym uścisku.
- Dołożymy im, stary !
- Tak, dołożymy każdemu !
Rod wstał od stołu, czuł się wspaniale. Uśmiechnął się jeszcze raz w stronę kraciastej koszuli.
- Coś jeszcze dla ciebie, bracie? Ja stawiam.
Nie czekając na odpowiedź ruszył w kierunku lady po następną porcję...



George poczekał aż wszyscy opuszczą pokój. Wstał i podszedł do okna.
"To wspaniały naród" pomyślał. Rzucił po raz setny wzorkiem na oprawioną w proste ramki fotografię ruin World Trade Center. "Nie pozwolę im się załamać. Byliśmy, jesteśmy i będziemy potężni". Odszedł od okna i zdał sobie sprawę, że czuje głód.
Przekąsił by coś.
Do najbliższego MacDonalda miał dwieście metrów. Przycisnął guzik interkomu i poprosił o obstawę i szofera...

03.07.2002
23:10
[2]

Half-org [ Pretorianin ]

co to ma byc , ja sie pytam ?

03.07.2002
23:10
[3]

Maniac [ Pretorianin ]

Napisz streszczenie bo sie troche nie chce czytac :P

04.07.2002
11:32
[4]

massca [ ]

Bush obchodzi Święto Niepodległości w Ripley i w Waszyngtonie Przy bezprecedensowych środkach bezpieczeństwa prezydent George W. Bush obchodzi w czwartek amerykańskie Święto Niepodległości - najpierw w miasteczku Ripley w Zachodniej Wirginii, a potem w Waszyngtonie. W Ripley, które ma 3400 mieszkańców, prezydent obejrzy paradę orkiestr, młodzieży szkolnej i weteranów. Wieczorem będzie podziwiał z balkonu Białego Domu - otoczonego szczelnym kordonem policji - tradycyjny pokaz sztucznych ogni nad Mallem, gigantycznym trawnikiem rozciągającym się w centrum stolicy USA od Kapitolu do kolumny Waszyngtona. Władze wprowadziły nadzwyczajne zabezpieczenia - od odrzutowców wojskowych po kamery obserwacyjne - aby uchronić Amerykanów przed próbami zamachów terrorystycznych. Przedstawiciele administracji mówią, że nie mają żadnych konkretnych informacji zapowiadających na 4 lipca jakieś ataki. Jednak wielu Amerykanów, którzy pamiętają zamachy 11 września, kiedy zginęło około 3000 osób, obawia się, że dżihadyści z al-Qaidy mogli przygotować na Święto Niepodległości nowy atak terrorystyczny. Waszyngtoński Mall, gdzie ma zebrać się około pół miliona ludzi, otoczono podwójnym drewnianym ogrodzeniem, mającym zapobiec przedostaniu się na skwer terrorystów. Porządku pilnuje 2000 policjantów, część z nich w cywilu. Aby dostać się na Mall, trzeba przejść przez jedną z 24 silnie strzeżonych bramek w płocie, gdzie policja sprawdzi zawartość toreb widzów i wyrywkowo zrewiduje ich za pomocą detektorów metali. Na Mallu zainstalowano też sieć kamer wideo, które monitorują uczestników uroczystości. Policja nie podała, ile kamer będzie pracować; poinformowano tylko, że każda z nich "wykona pracę 20 funkcjonariuszy". Łodziom i żaglówkom na rzece Potomac, płynącej w pobliżu Mallu, nie wolno podpływać na odległość mniejszą niż 50-60 metrów od brzegu. W czasie świątecznych ceremonii obowiązuje też zakaz lotów nad Waszyngtonem. W przeddzień święta Bush zachęcał rodaków, by obchodzili Dzień Niepodległości w duchu radości. "Mam nadzieję - oświadczył w środę - że każdy Amerykanin podziękuje jutro za liczne łaski, jakie spłynęły na nasz naród". Czwarty lipca nazwał "dniem, kiedy świętujemy fantastyczną wolność, którą tak kochamy w Ameryce". W Ripley Bush zamierza ogłosić rozporządzenie, które pozwoli cudzoziemcom szybciej uzyskiwać obywatelstwo USA w nagrodę za czynną służbę w amerykańskich siłach zbrojnych. Ustawodawstwo amerykańskie pozwala obcokrajowcom mającym prawo stałego pobytu w USA służyć w amerykańskich siłach zbrojnych. Osób takich w służbie czynnej jest około 15 tysięcy. Dzięki nowemu rozporządzeniu będą one mogły natychmiast ubiegać się o obywatelstwo USA, podczas gdy normalnie cudzoziemcy mający prawo stałego pobytu mogą starać się o to dopiero po pięciu latach zamieszkiwania w Stanach.

04.07.2002
11:47
smile
[5]

griz636 [ Jimmi ]

??

04.07.2002
12:02
smile
[6]

AHA [ Pretorianin ]

No i ...

04.07.2002
12:05
smile
[7]

massca [ ]

....???

04.07.2002
12:08
[8]

massca [ ]

cytowałem za Onetem. wiadomości.

04.07.2002
12:10
smile
[9]

griz636 [ Jimmi ]

massca----->ale po ch***?

04.07.2002
12:15
[10]

^quqoch^ [ Paweł Romanowicz ]

psychodela :-)

04.07.2002
12:24
smile
[11]

massca [ ]

grizz - taki jest Plan . nic nie rozumiesz.

04.07.2002
12:27
smile
[12]

griz636 [ Jimmi ]

masscaaaa ----> ach, no tak, plan. Racja. A jaki jest plan B?

04.07.2002
13:43
smile
[13]

Angelord [ sic me servavit Apollo ]

griz636 ---> Że ONI zmienią Tamtych na tych, co to już wiadomo, że ten, tego i w ogóle.

04.07.2002
13:50
smile
[14]

Fantazja [ Legionista ]

Plan "C" ==>> Bush zamieszka w Wilczym Szancu, bo sluszal w wiadomosciach w CNN ze to szczesliwe i bezpieczne miejsce. Tylko pamietajcie , ze to "TS" i nie mowcie o tym nikomu...

04.07.2002
14:01
smile
[15]

LaveeR_ [ Pretorianin ]

Siema ALL.Bush wlasnie wylecial z Bialego Domu do Nairobii bo uslyszal ze gdzies tam smiga UWE na swojej kolarzowie i chce od niego autograf.Taki jest plan "C"

04.07.2002
14:25
[16]

Angelord [ sic me servavit Apollo ]

Ale za to plan "D" jest do du***y

© 2000-2024 GRY-OnLine S.A.