Alver [ Generaďż˝ ]
Saga o Adamusie
To byl dlugi dzien, niezaleznie od tego, ze wlasnie nadeszla zima i raczej noce sa teraz wydluzone; w czym nie ma oczywiscie nic zlego, wszak to wlasnie noce obwituja w najciekawsze wydarzenia. Jednak, rycerz Adamus Kharga O'Pellouere de Saint Balzack of Wellishinges mial za soba dlugi dzien i nieprzespana krotka noc, ktora zlosliwie zakonczyla sie w tym akurat momencie, gdy byla najbardziej potrzebna i oczekiwana. Fenomen, rzeklbys, a jednak. Rzecz w tym wlasnie, ze dzisiejszej nocy (tej, ktora byla, a nie tej, ktora zaraz sie rozpocznie) Adamus podazal na spotkanie ze swa kochanka, ktorej imienia nie zdradze, a to z tego wzgledu, iz posada skryby bardzo mi odpowiada, a miejsce honorowe na katowskim pniu - nie. Gdybym zdradzil imie owej kobiety niechybnie skonczylbym zarowno w koszu na sciete glowy, jak i - cala reszta jestestwa - na brudnych deskach szafotu, a dobrze mi w jednym kawalku, choc moze i mniej przez to doswiadcze.
Dosc jednak tych dygresji, pora przedstawic najwazniejsze wydarzenia minionej nocy.
Adamus, ktorego pelne nazwisko rodowe przysparza niewprawnych czytajacych o zawrot glowy, wymknal sie z palacowych komnat w kierunku ogrodu, gdzie umowil sie uprzednio na spotkanie. Wbrew temu, co moznaby sadzic o inteligencji przecietnych rycerzy, nie zabral ze soba pelnej zbroii, a jedynie palasz, z ktorym zazwyczaj sie nie rozstawal, nawet chodzac do wychodka - co przysparzalo mu nieraz wiele niewygody... Ryczerz nasz bystro stwierdzil, ze na spotkanie przy romantycznym blasku ksiezyca nie wypada udac sie w zelaznym opakowaniu. Zastapil je zatem aksamitna tunika, przewiazana w pasie srebrnym sznurem i obcislymi rajtuzami palacowych dwornisiow, ktore bolesnie uciskaly i ocieraly pewien artefakt, z ktorego slyneli wszyscy mescy potomkowie rodu Wellishinges'ow - prawie, ze zasluzenie.
Cale to szykowne ubranie stalo sie nie-szykowne juz za pierwszym zakretem, kiedy to Adamus, przyzwyczajony do tego, iz wszyscy i wszystko schodzi mu z drogi, staranowal swoja osoba zamorski kaktus, podarunek Wezyra Fa'jek-Anghbada dla milosciwie nam panujacego Soul Catch a'Hera III. Byl to kaktus olbrzymi, wielkosci malego zajazdu, a jego zywotnosc obrastala w legendy niczym prosiak w sadlo. Bydle mialo nadpodziw wielkie i twarde kolce i cechowalo sie rownie wielkim uporem co nasz przyjaciel Adamus. Na dokladke zas, zimno nie szkodzilo mu w wiekszym stopniu, co upaly.
Zdziwiony calym zajsciem rycerz zachwial sie na swych krzywych - od konnej jazdy - nogach i odrzucony do tylu usiadl w fontannie ogrodowej, do ktorej oddawaly swoj wodny mocz kammiene satyry. Zniewazony przez jedna z rzezb, ktorej punkt docelowy dla wydostajacego sie z pewnego miejsca zrodla wody znajdowal sie dokladnie tam, gdzie ukazala sie glowa Adamusa, rycerz wstal zlorzeczac. Nie zdawal sobie sprawy jednak, iz pozornie nieszczesliwy zbieg wypadkow uratowal mu wlasnie zycie... Stalo sie bowiem, ze kochanka, do ktorej spieszyl, a ktora juz, juz widzial pomiedzy galeziami krolewskiej jabloni, zostala z nagla odtoczona przez grupe gwardii palacowej. Siedzaca na lawce kobieta zniknela za zaslona szerokich plecow i szkarlatnych plaszczow.
- Gdzie jest ten, z kim mialas sie spotkac Pani? - dobiegl Adamusa wyrazny glos Leo Tung'a, sierzanta gwardii, zaufanego czlowieka samego Imperatora. - Twoj maz wie o wszystkim, powiedz gdzie on, a darujemy mu zycie.
Pech chcial, ze rycerz Leo mowil prawde. Co wiecej, maz tajemniczej kochanki Adamusa obiecal nawet, ze jesli ujrzy swego konkurenta nie uczyni nic za wyjatkiem nakazu opuszczenia stolicy, z napelniona wczesniej kiesa. Jednakze ani tajemnicza pani nie miala pojecia gdzie jest jej spozniony kochanek, ani sam zainteresowany nie mial zamiaru sie ujawniac, majac w zgardzie rzekomy fortel zastosowany aby go wciagnac z ukrycia i zabic. Kazdy rycerz Imperium mial bowiem w sobie instynkt, ktory ostrzegal go przed zdrada. Instykt ow mylil sie nieustannie i nieustannie zdobywal zaufanie obdarzonych nim rycerzy.
- Nie wiem, sierzancie - odparla tajemnicza pani zgodnie z prawda. - Nie stawil sie.
- W takim razie - Leo podrapal sie po glowie zdawajac sie nie zwracac uwagi na stalowy helm, na ktory natrafily jego palce - Hmm... nie wiem. Chyba trza go zabic.
- Kogo? - chciala wiedziec wciaz siedzaca na lawce kobieta.
- Waszego kochanka Pani.
- A kimze on jest?
- My juz wiemy, kim on jest - odparl zupelnie niezgodnie z prawda Leo, jednak Adamus nie mogl wiedziec, ze sierzant nie wie kim jest ten, na ktorego czekala siedzaca na lawce kobieta. Wpadl zatem w panike.
Wlasnie wtedy skonczyla sie dla niego noc, ktora dopiero co miala sie zaczac. Jej miejsce zas, zajal budzacy zgroze mrok i czarna rozpac. Delektujcie sie artystycznym wyrazem ostatniego zdania w oczekiwaniu na kolejna czesc Sagi o Adamusie.
Nadworny Skryba Jego Wspanialosci Soul Catch a'Hera III-go --- Al Anonim.
---- Adamus. Zgodnie z obietnica rozpoczynam to, do czego nieopatrznie sie zobowiazalem. Czesc druga moze w sobote (o ile nikt nie bedzie protestowal). Jako, iz bede nad druga pracowal dluzej moze sie okazac lepsza od tego czegos, co widzisz powyzej :P Jednak slowo sie rzeklo i nie bede sie troszczyl o swe dobre imie... W koncu mi to wybacza i zapomna...:) -----
Alver
Alver [ Generaďż˝ ]
Faken... mam za dlugi jezor i zawsze musze cos obiecac. Nie mniej... Adamus -> Jak obiecalem tak sie dzieje.
leo987 [ Senator ]
Alver--> saga zaczęła się wielce obiecująco :))) Nie będę zatem pisał ciągu dalszego, by nie zepsuć intrygi, jaka przygotowujesz dla naszego "Gladiatora" :))) Adamus--> zostałeś waść postacią wielce romantyczną a z pewnością przewodnią w opowieściach na forum "gry -online". Gratuluję :)))
matchaus [ Legend ]
No proszę - toż to bije na glowę mój watek pt. "Przepraszamy Adamusa"! A tak przy okazji - widzę, że Leo się wycofał, ale czy każdy może coś tu napisać na temat Naszlachetniejszego z Rycerzy? KAŻDY?... ;)))))))
Adamus [ Gladiator ]
No cóż, niezłe, niezłe. Ale widzę że musiałem Ci się nieźle narazić. W zasadzie nie wiem czym, ale cóż wrogów nie sieją, sami się rodzą ;-))). Ani chybi muszę trochę wspomóc Twoje dzieło ;-))). Adamus ciężko westchnął i pomyślał: - Komu w drogę temu kopa, i tak chybam trochę za długo tu zagrzewał miejsca. Trzeba się było stąd wynieść już ze dwa miesiące temu, póki jeszcze sakiewka była pełniejsza. Ciężkim krokiem (zostawiając za sobą mokre ślady i wydłubując resztki kolców z kaftana) ruszył w stronę karczmy gdzie kwaterował wraz z wiernym giermkiem Alver'em de Sandwiczo-Pensetą, istotą mizernej postury, ale obdarzonej hojnie przez naturę wielkim nosem i długimi obwisłymi uszami, z racji iż wspomniany giermek należał do rasy gnomów Hemoroidusów. - Wstawaj Alver, stary łobuzie i szykuj nasze rzeczy, wyjeżdżamy! - Dokąd to panie się udajemy? - Zapytał giermek głośno ziewając, przy której to czynności olbrzymi, zakrzewiony nos niemal zaklinował mu się między wystającymi siekaczami. - Nie pytaj, bo jeszcze sam dobrze nie wiem, ale musimy jak najszybciej opuścić to przeklęte miasto. Alver zerwał się szybko ze swojego posłania i mało nie fiknął koziołka, kiedy to w pośpiechu przydeptał sobie lewe ucho - Niech to komar wybzyka - zaklął szpetnie i uwijając się pakował do podróżnego worka co mu tylko wpadło pod rękę. - Ej, trochę opanowania, nocnik który służył ci za poduszkę i stare Playboye zostaw, nie będziemy ciągać takiej ilości makulatury, chyba że będziesz je niósł na własnych garbatych plecach - powiedział Adamus. - Bierzemy tylko najpotrzebniejsze rzeczy. Gnom smętnie pociągnął nosem, aż olbrzymia kępka włosów z niego wyrastająca głośno zaszumiała i zafalowała (a muchy tam mieszkające z niepokojem zabrzęczały), i otępiałym wzrokiem popatrzył na nocnik. - Dobrze panie, ale zabiorę przynajmniej te naczynie. Nie dość że znakomicie mi pasuje do kształtu głowy, to jeszcze herbata w nim zaparzona, jest wręcz niezrównana. Szkoda że nie chcesz jej spróbować, też byś się zakochał w jej smaku. - No dobrze, zabierz go ale przytrocz go za ucho do pasa i więcej mi nie proponuj tego napitku, wiesz dobrze że pijam tylko mocne wina i smaczne piwa. Objuczony sporym workiem Alver zszedł po schodach, a jego pan ostrożnie się rozglądając postępował z tyłu. - Zostaw tu bagaże i wyparować mojego konia i swojego osła - przykazał Adamus giermkowi - tylko uważaj, żeby znów cię nie kopnął w czoło, i tak nie można o tobie powiedzieć żeś nie w ciemię bity. Gnom posłusznie kiwnął głową i potykając się o uszy pomaszerował do stajni, skąd po chwili wyprowadził zwierzęta. Obaj podróżnicy dosiedli swoich wierzchowców i szybkim kłusem przejechali bramy miasta, które dopiero niedawno, z nastaniem świtu otwarto. Po krótkim czasie wiatr zasypał ich ślady i nic nie wskazywało że ktoś tędy przejeżdżał. Nie mam czasu na więcej, ale może jeszcze kiedyś...
Alver [ Generaďż˝ ]
matchaus -- oczywiscie. Jesli masz ochote, to prosze bardzo, coz ja biedny giermek moge na to poradzic? Adamus -- niezle braciszku, jak chcecie to piszcie dalej. Ja za niecaly tydzien obadam sytuacje i dopisze kolejna czesc sagi. I co ma znaczyc ten tekst o wrogach? Sam sie domagales zebym Cie "oczernil" czy jak to tam okresliles. A teraz zle? :) A czy postanowie uznac Wasze dodatki, czy pisac od miejsca gdzie skonczylem to zobaczymy jeszcze :))) Pozdrawiam
Adamus [ Gladiator ]
Alver --> Miałem nadzieję że te "oczernianie" będzie trochę bielsze ;-)))). A wrogowie? To tylko metafora poetycka, w końcu niby z jakiej racji mamy być wrogami? Wydawało mi sie że jest wręcz przeciwnie :-))). Pozdrawiam
Alver [ Generaďż˝ ]
Adamus - jak to bielsze? Wszak zlozylem obietnice w formie grozby ;) A z jakiej okazji to juz nie pamietam... Poza tym, nie bylo przeciez tak zle, prawda Panie? Jestes postacia raczej zrownowazona i budzaca sympatie :) A o wrogach nie pisuje, bo i po co? Musi zatem byc wrecz przeciwnie :) Pozdrawiam
Alver [ Generaďż˝ ]
Dobra. Za pol godziny juz mnie nie ma (i tak pozniej, niz myslalem). Teraz jednak chcialbym cos oglosic :) Adamus -- twoja czesc ulegnie kilku zmianom... :) Przede wszystkim u mnie, wychodziles z palacowych komnat - gdzie nocowales. Nie ma wiec mowy o tawernie/karczmie/oberzy :) Ot, taka drobna niescislosc z moimi zamiarami. Tak zatem jak tylko wroce dokonam kilku zmian :)) i napisze dalej po swojemu. Co powstanie w miedzy czasie, jak mnie nie bedzie zostanie zaadaptowane do ogolnej fabuly ;) Pozdrawiam
Alver [ Generaďż˝ ]
Ho, ho!! Jakiez zainteresowanie :)) Wybaczcie, ze tak wywlekam ten watek, ale dzisiaj kolejna obiecana czesc i chcialem Was psychicznie przygotowac :)))
Adamus [ Gladiator ]
No i gdzie ta obiecana część????
Alver [ Generaďż˝ ]
Cierpliwosci Adamusie. Musze jeszcze cos zrobic z tym Twoim dodatkiem :) Zmienic, czy pominac?
Adamus [ Gladiator ]
Ja CI pominę, ja Ci pominę!!!
Alver [ Generaďż˝ ]
Sam widzisz, ze to nie takie latwe... Polityka i wogole... Musze sie liczyc z opinia sasiednich mocarstw, wprowadzac poprawki itd... Troche przyjdzie Ci jeszcze poczekac :)
leo987 [ Senator ]
Sierżant Leo Thung od dobrych kilku minut wypytywał bywalców gospody, którą minionego ranka opuścili Adamus z Alverem . To co słyszał przerastało jego prostą żołnierską zdolność rozumowania i nijak nie mógł się nadziwić tym rewelacjom. Udał sie wieć do swej kwatery, wszedł do swego pokoju, usiadł przy stole i zaczął opisywać raport dla miłościwie panującego Soul Catch a'Hera III. ...meldunek nr 456 z jednostki 34/mj/0001 Sprawa o kryptonimie: Modniś w rajtuzkach Główny podejrzany: Adamus Kharga O'Pellouere de Saint Balzack of Wellishinges Od: Leo Tung, sierzant gwardii Do: miłościwie panującego Soul Catch a'Hera III Sprawy maja się następująco: Ubiegłej nocy miało dojść do spotkania Twej córki panie (Soul Catch a'Hera III) z niejakim Adamusem Kharga O'Pellouere de Saint Balzack of Wellishinges. Zuchwały ten pyszałek, znany w raportach Królewskiego Biura Śledczego jako Modniś w Rajtuzach, pragnął okrutnie pohańbić Twą córkę rozmową o rzeczach nader światowych. Czysta przyzwoitość nie pozwala mi opisywać tych wszystkich bezeceństw, na jakie mogła być narażona Twa córa Panie. Jednakże cóż byłbym wart, gdyby nie moe wnikliwe śledztwo. Otóż udałem się do gospody, którą zamieszkiwał ten zuchwalec i oto co się dowiedziałem. Celem spotkania Adamusa z Twą córką było....tfu....powiem po zołniersku Panie, nie owijając w bawełnę Adamus pragnął uzyskać porady, jaki lakier do paznikci jest teraz najmodniejszy, gdyż chciałby sobie nim pomalować swe krogulcze paznokcie u nóg !!!... Tu sierżant przestał pisać i poszedł się przewietrzyć, gdyż brakło mu powietrza w płucach na samą myśl tak potwornej zniewagi, jak miała się stać udziałem królewskiej córki. :))))) Chodziło bowiem o sposób wiązania wstążki
leo987 [ Senator ]
Polną droga podążały dwie postaci. Byli to Adamus i Alver, którzy minionego dnia opuścili miasto. Ponieważ pora była popołudniowa, słonko przypiekało a w oddali szemrał strumyczek, postanowili sie zatrzymać na pobliskiej łące. - Idę do strumienia. Może uda mi się nałapać rybek - rzekł Alver do Adamusa i oddalił się pospiesznie, nadeptując sobie raz po raz na uszy. Pora by coś przekąsić - pomyślał Adamus, a że nie potrafił łapać rybek, ani polować na zwierza zastanawiał się co by tu zrobić. W brzuchu burczało a jedzenia nie było. Nagle jego wzrok powędrował na stopy i zatrzymał się na olbrzymich pazurach, nie obcinanych od dwóch miesięcy, nie mówiąc o schodzącym lakierze barwy bordowej... -Nie....wydaje mi się że nie jestem jeszcze aż tak głodny- pomyślał Adamus i położył się w trawie. Spoglądał na chmury i przygryzał źdźbło trzciny, marząc o suto zastawionych stołach... nagle wstał i krzyknął do Alvera: "Ruszajmy!" po czym wskoczył na swą zajechaną habetę. Ruszyli zostawiając za sobą ości ryb, które złapał i zjadł Alver oraz liczne grupki mrówek, chraboąszczy i żuczków, które przez długie jeszcze miesiące wymiotowały na wspomnienie paznokci Modnisia w Rajtuzach...... :))))))))
Alver [ Generaďż˝ ]
Widzicie to? Jest szare, chropowate i zimne. Splywa po tym woda, a samo to to stoi nad krawedzia skarpy. Wazy na oko jakies dwie tony i lekko sie chwieje. Tak. To glaz. Adamus cos krzyknal i z impetem zaatakowal drzwi. Te byly jednak solidnie wykonane, debowe z metalowymi okuciami. Nikt, zaden czlowiek nie byl w stanie ich wylamac. I Adamusowi tez sie nie udalo, chociaz wydawalo sie, ze jest na jak najlepszej drodze - zreszta, jakis czas temu utracil czlowieczenstwo na rzecz szalenstwa; moze zatem kiedys je wylamie? Po drugiej stronie drzwi, na korytarzu stalo dwuch mezczyzn (jeden czlowiek, drugi gnom) w bialych kitlach. - Hmmm - mruknal Alver w zadumie. - Hmmm. - Panie doktorze? - asystent Alvera z przestrachem w oczach przerwal chwile zadumy swojego szefa. - Dlaczego o n wykrzykuje panskie imie? - Wydaje mu sie, ze jestem jego giermkiem. - Ach. - asystent podrapal sie po glowie. - A jak ma na imie jego giermek? - Z tego co wiem, pan O'Pellouere ma tylko jednego niewolnika. Giermka chyba nie ma. - A jak ma na imie ow niewolnik? Doktor machnal niecierpliwie reka: - Kto by sie przejmowal niewolnikami! Glaz ciagle stal. Dokladnie w tym samym miejscu co na poczatku. Wygladal jednak na taki glaz, ktory istnieje tylko w jednym celu. Zeby spasc w jak najmniej oczekiwanym momencie. Niewolnik Leo spokojnie, z twarza zamarla w wyrazie zaciecia, kopal dalej. Korytarz, czy tez raczej tunel, mial juz dobre sto metrow dlugosci, a konca nie bylo widac. Nie. Jednak bylo widac. Cos zaskrzypialo pod lopata. Kamien. Leo ze stoickim spokojem uchwycil lom i raz po raz poczal tluc w twarda materie, jaka wyrosla tuz pod jego nosem z miekkiej dotad ziemi. Kamien zachwial sie, drgnal i... ...wypadl do srodka. Adamus otarl sline zbierajaca sie w kaciku ust i popatrzyl z zainteresowaniem na Leo w gorniczym kasku, ktory wylonil sie niczym duch ze sciany. - Wszystko gotowe Panie - uradowanym glosem odezwal sie Leo. - Konie czekaja na nas u wylotu tunelu. - Pfhk! Grrr... - stwierdzil Adamus. Potrzasnal glowa i szybko dodal: - To jest: doskonale! Chodzmy szybko moj przyjacielu. Ci idioci jeszcze sie nie zorientowali, zem nie zwariowal. Pfhm... tfu! - splunal ze wstretem na podloge. - Ale podaja mi jakies leki, od ktorych mi jezyk dretwieje. No i... jakie mialem sny! Ho, ho! Juz im w zasadzie ucieklem! Gdyby mi sknery nie pozalowali tego medykamentu bylbym gdzie indziej, chociaz tak naprawde ciagle tutaj... - machnal reka. - Nie wazne. Chodzmy! Glaz, kawalek skaly przygotowal sie do skoku. Niewolnik Leo i jego pan, Adamus, podazali Szlakiem Karawan w kierunku polnocnym. Bylo dla nich jasne, ze jak tylko ucieczka wyjdzie na jaw ruszy za nimi pogon. Straz Imperatora byla rozgoryczona faktem, iz uznano Adamusa za wariata. Owego dnia, kiedy zlapano go podczas pakowania swego dobytku w palacu, poczal udawac szal. W zasadzie nie bylo jak oskarzyc go o niecne zamiary wobec Imperatorskiej corki. Jednak sam Adamus sie wydal atakujac kazdego napotkanego wartownika palacowego i wywrzaskujac na caly glos: "I tak bedzie moja, ona mnie kocha! Razem uciekniemy!". Takie zachowanie mialo dwa efekty: wiedziano juz z kim miala sie spotkac corka milosciwie nam panujacego, ale tez, latwiej przyszlo Adamusowi udawac niezrownowazonego. Teraz zas. Po jego ucieczce stalo sie jasnym, ze nie do konca byl taki glupi. Glaz czekal. Uslyszal rzenie koni i podniesiony, tubalny glos jezdzca. W chwile po tym, tuz pod nim - glazem znaczy - ukazaly sie sylwetki Adamusa i Leo. Glaz skoczyl. Glowy obu mezczyzn przyblizaly się bardzo, bardzo szybko...
Alver [ Generaďż˝ ]
Leo Tung popatrzyl z nienawiscia na zbudowany przez siebie zamek z klockow. Wyciagnal z ust smoczek - sierzant gwardii mial swoje dziwactwa - i w zadumie, po raz kolejny tego dnia przejzal raport szeregowego Void'a. - Dupa tam! - zezlil sie sierzant. Mial powody do zdenerwowania. Po pierwsze, jego nie do konca rodzony brat, ktory kilka lat temu oddal sie do niewoli u rodziny O'Pelloure maczal palce w calej sprawie - to moglo zaszkodzic karierze sierzanta. Po drugie, porusznik Matchaus nie byl czlowiekiem wyrozumialym, a trzeba bylo zameldowac mu o calej sprawie. Po trzecie wreszcie, to wlasnie ludzie sierzanta pelnili straz przed klinika "Gnomi Dwor Szczesliwego Dochodzenia Do Siebie", z ktorego zbiegl Adamus. - Dupa! - powtorzyl Leo Tung i zburzyl zamek z klockow. Popatrzcie. Tutaj lezy glaz. Fajny, nie? W kazdym razie, glaz ow, przykrywal nic innego jak tylko wilczy dol. W wilczym dole zas, znajdowali sie, kolejno - patrzac od gory: Adamus, Leo i dwa zszokowane konie. - O zesz kur... - ...wacpan spojrzy, Panie. Ziemia jest miekka, a ja ciagle mam przy sobie lopate. Raz dwa sie wydostaniemy. Adamus spojrzal na niewidocznego w ciemnosciach niewolnika i rownie niewidoczna ziemie jaka ten wskazywal. Oczywiscie ujrzal tylko obojetna na wszystko ciemnosc. - O zesz kur... - ...wacpan nerwowy - przemowil Leo uspokajajaco. - Ale nie ma obaw. Wyjdziemy stad raz, dwa! - Trzy - powiedzial Glos W Ciemnosciach. Leo i Adamus: - ?. Glos W Ciemnosciach: - O przepraszam. Wtracilem sie niechcacy. Edek byl kretem. Siedzial wlasnie przy filizance herbaty kiedy jego posesja targnal potezny wstrzas. Z przerazeniem spostrzegl wybrzuszajaca sie podloge, blysk stali na trzonku lopaty i zolty kask gorniczy niewolnika Leo. Zaraz potem nadciagnela ciemnosc. - No! - ucieszyl sie Leo. - I jestesmy na wierzchu. Obaj, oblepieni blotem mezczyzni stali w wielkim, wykopanym przez Leo dole. Ich wierzchowce, rownie zniesmaczone cala sytuacja co Adamus poczely rozwazac problem dezercji. - Ale co teraz? - zadal retoryczne pytanie Adamus. - Teraz, pokazecie co macie w sakiewkach! Dwaj odkopiency spojrzeli w gore. - Co? - zdziwil sie mierzacy do nich z luku czlowiek. - Myslelista, ze wilcze doly biora sie z nikad? Zaprawde - zasmial sie - juz myslalem, ze nici z lupu kiedy spadl na was glaz. Ale widac, ze matka Fortuna mnie lubi!
Alver [ Generaďż˝ ]
- Sukinsyny. Pieprzona ludzka cywilizacja! Popaprance, tez im kiedys rozkopie domy... Ale nie... nie. Wystarczy jeden kopiec na polu kukurydzy i juz ci podrzuca trucizne. Jawna niesprawiedliwosc! I jeszcze mysla, ze jestem na tyle glupi, zeby ta trucizne wpierdzielic! Tyle o Edku. Przynajmniej na razie. Adamus nie wierzyl wlasnym uszom. Nie dziwota zreszta, rzadko kiedy im ufal, co poczesci bylo wynikiem jego dziwacznego podejscia do zycia. Wierzyl w to, co sam mowil - glownie dlatego, ze jego otwor gebowy byl wielokrotnie wiekszy od obu dziurek w uszach jednoczesnie. Jednak, jesli inna osoba do niego przemawiala, odbieral to wlasnie przez te male, dziwne otworki z boku glowy. W jego wlasnej filozofi, jesli dlugie zdania byly w stanie przecisnac sie przez cos tak malego, znaczylo to, ze sa sliskie i nie wolno wierzyc osobie, ktora je wymawia. Coz... - Tak zatem - ciagnal facet z lukiem - czym predzej wyciagajcie swoje dobytki... Leo zaczerwienil sie gwaltownie. - ...jakie ze soba wozicie, i z jakich, jak przypuszczam, obaj jestescie dumni... Niewolnik spojrzal na Adamusa, a potem na swoje spodnie. - ...z checia rzuce na to okiem - zakonczyl czlowiek z lukiem i usmiechnal sie promiennie. - Nie, nie, nie - zaprzeczyl gwaltownie widzac, ze Leo manipulujacego przy spodniach. - D o b y t e k. Nie, interes. Leo odetchnal z wyrazna ulga. - Co za debilizm - osadzil Edek. Walizki krecika, utytlane we wszedobylskim blocie wywolaly w swym wlascicielu kolejna fale wscieklosci. - Kur... pfhp! - zakrztusil sie - wa...! - Nie za wiele tego wszystkiego - ocenil rabus. - Wal sie na ryj - odparl krotko Edek. - Nie mamy wiecej - usprawiedliwil sie Leo. Tak zatem. Adamus, podczas pierwszego dnia swojej ucieczki zostal kolejno: wtracony do wilczego dolu, przywalony dwu i pol tonowym kamieniem i obrabowany. Wszystko to nie nastrajalo go zbyt optymistycznie do calej sprawy. - Ty tez sie wal na ryj! O, patrz kreciku. Co to jest, to rozowe? - Pakuj sie! Przeciez to trucizna. Wam dwonogom wydaje sie, ze krety sa takie glupie i nie potrafia oprzec sie kupie rozowego scierwa! A nie czujesz pokusy? Ani, ani? - No... w zasadzie... Tak? - Ummm - calkiem niezla musze przyznac! Tak zatem, jak juz mowilem, Adamusa ogarnely czarne mysli. I coz teraz przyjdzie mu robic, przeciez zostal wygnany ze swego rodzinnego miasta, nie wykluczone, ze i z calego panstwa... Tak, jego sytuacja jest nie do pozazdroszczenia.
AnankE [ PZ ]
Ooo...jaki fajny watek!!! I jeszcze na dokladke pisze na nim moj Mistrz N&N! :-) I jeszcze na dokladke inni sie dopisuja! :-) Ale nie martwcie sie, ja sobie tylko poczytam.