GRY-Online.pl --> Archiwum Forum

Che Guevara: 39 lat medialnego nadymania

09.11.2006
23:01
[1]

LooZ^ [ be free like a bird ]

Che Guevara: 39 lat medialnego nadymania

Ciekawy artykul, z buziakami dla lewactwa.

Autor: Humberto Fontova (przetłumaczył Maciej Miąsik)
Autor jest autorem ksiazki „Fidel; Hollywood's Favorite Tyrant”


Trzydzieści dziewięć lat temu Ernesto „Che” Guevarze zaaplikowano sporą dawkę jego własnego lekarstwa. Został bez procesu uznany za mordercę, postawiony pod murem i zastrzelony. Historycznie rzecz biorąc, rzadko kiedy sprawiedliwości lepiej staje się zadość. Jeśli przysłowie „jak sobie pościelesz, tak się wyśpisz” ma pasować do sytuacji, to właśnie do takiej.

Liczba tych, których „trybunały rewolucyjne” Che skazały na śmierć w podobnym stylu waha się pomiędzy 400 a 1892. Liczba bezbronnych mężczyzn (i chłopców), których Che zamordował z własnego pistoletu idzie w tuziny. Wyobraźcie sobie koszulki z Charlesem Mansonem, Tedem Bundy’m czy Davidem Berkowitzem na ciałach Johnny’ego Deppa czy księcia Harrego. Pewnie, tamci nie mogą równać się z morderczym zestawieniem Che.

„Egzekucje?” – pytał Che Guevara, gdy przemawiał przez Zgromadzeniem Ogólnym ONZ 9 grudnia 1964 roku. – „No pewnie, że wykonujemy egzekucje!” – deklarował, przy wtórze okrzyków zachwytu tego ciała. – „I będziemy wykonywać egzekucje tak długo, jak to koniecznie! To śmiertelna wojna z wrogami rewolucji!”

Według Czarnej Księgi Komunizmu, w tym czasie liczba egzekucji przekroczyła liczbę 10000. Slobodan Milosevic, tak przy okazji, został postawiony przez trybunałem za domniemane nakazanie 8000 egzekucji. Ten sam ONZ, który tak delirycznie oklaskiwał Che, nazwał to „ludobójstwem”.

Ci związani, zakneblowani i zamordowani przez Che i jego pachołków „wrogowie rewolucji” byli jednymi z najbardziej pomysłowych i mężnych wojowników 20. wieku. Ci kubańscy bojownicy o wolność stoją w jednym szeregu z żołnierzami AK, czy węgierskim powstańcami 56. roku. Walczyli równie mężnie jak desperacko i, koniec końców, bez nadziei na zwycięstwo. Walczyli do ostatniego naboju i zazwyczaj do śmierci.

Ale co jest najbardziej bolesne, walczyli osamotnieni i opuszczeni. Specjalizowali się w zrywaniu knebli i opasek na oczy, aby zakrzyczeć "VIVA CRISTO REY!", "VIVA CUBA LIBRE!", "ABAJO COMUNISMO!” zanim kule rozszarpały ich ciała, a pachołki Che kończyli dzieło rozwalając im czaszki.

Trochę z ocalałych mieszka w Miami czy New Jersey, kwalifikując się do kategorii najdłużej cierpiących więźniów politycznych współczesnej historii. Ale na darmo poszukiwać historii ich życia w amerykańskiej telewizji publicznej, w History Chanel, czy w The New Your Times i temu podobnych. Wiecie, walczyli z pupilkami Lewicy. Ich męstwo nie nadaje się więc do politycznie poprawnych dramatów.

To, że są ignorowani jest już dostatecznie złe. Na dodatek, jeśli się o nich wspomina, media głównonurtowe naśladują zniewagi castrowców nazywając ich „terrorystami” i „mafiosami”. To potwierdzenie nieuleczalnej tępoty i imbecylizmu mediów oraz naukowców, którzy wciąż pokazują Castro/Che jako „dzielnych przegranych” walczących z agresywnym kolosem – gdy ten kolos faktycznie chronił reżim Castro, jak przyznał to JFK Chruszczowowi w październiku 1962.

„Nie trzeba mi dowodu, aby rozstrzelać człowieka” – wykrzyczał Che do swego podwładnego w trybunale w 1959. – „Potrzebuję jedynie dowodu, że koniecznym jest go rozstrzelać!”

Nie domyśliłbyś się tego słuchając mediów głównonurtowych i naukowców, nie wspominając o Hollywood. Najwyżsi kapłani czwartej władzy tylko wychwalają Che Guevarę. Na przykład magazyn Time uhonorował Che Guevarę plasując go wśród „100 najważniejszych ludzi 20. wieku”.

Człowiek, który deklarował – „Rewolucjonista musi stać się zimną maszyną do zabijania napędzaną czystą nienawiścią” – (i który sam dawał duchowy przykład), który skazywał z powodu „przekonań rewolucyjnych”, a nie na bazie „archaicznych, burżuazyjnych detali” typu dowody sądowe, który zachęcał do „atomowej eksterminacji” jako ostatecznego rozwiązania problemu amerykańskich „hien” (do czego o mało nie doszło w październiku 1962), jest przez Time’a uznawany nie tylko jako „najważniejszego” człowieka ubiegłego wieku, ale został umieszczony w dziale „Bohaterowi i Ikony”, obok Anne Frank, Adrieja Sacharowa i Rose’y Parks.

„Jeśli pociski zostałyby, użylibyśmy ich przeciwko samemu sercu Ameryki, wliczając w to Nowy Jork” – tak zwierzał się Che Guevara gazecie London Daily Worker w listopadzie 1962 roku. – „Pomaszerowalibyśmy ścieżką do zwycięstwa, nawet gdyby miało kosztować to miliony atomowych ofiar. […] Musimy podtrzymywać naszą nienawiść i napędzać ją aż do skurczów.” Taką receptę chciał zaserwować Ameryce Che prawie pół wieku przed tym, zanim Osama bin Laden, mułła Omar, czy Al-Zarqawi pojawili się na naszych radarach.

Gdyby nie rozważność Nikity Chruszczowa, to najgłębsze marzenia Che Guevary uczyniłyby z wybuchów 11 września w Nowym Jorku jedynie błędne ogniki. Mimo tego, obok Che Guevary na liście „Bohaterów i Ikon” znajdziemy Matkę Teresę. I dalej ironia jedynie się pogłębia.

Na przykład, najbardziej popularna wersje koszulki z Che używa sloganu „Fight Oppression” (Walcz z uciskiem) tuż pod jego sławną facjatą. To jest twarz człowieka, który był współzałożycielem reżimu, który uwięził więcej swych poddanych niż Hitler i Stalin, oraz zadeklarował, że „indywidualizm musi zniknąć!”.

W 1959 roku, z pomocą sowieckich agentów GRU, człowiek czczony na tych koszulkach pomagał zakładać, trenować i indoktrynować kubańską tajną policję. „Zawsze przesłuchujcie więźniów nocą” – nakazywał Che swoim podwładnym. – „Opór jest zawsze najsłabszy nocą.” Dziś największy fresk z Che ozdabia kubańskie Ministerstwo Spraw Wewnętrznych, główną kwaterę tajnej, szkolonej przez KGB i STASI, policji. Nic by tam lepiej nie pasowało.

Jednocześnie, jakimś cudem, ten sam wizerunek jest uznawany za szczyt stylu na wszystkim, od koszulek, zegarków, snowboardów począwszy, po bieliznę i ukryte miejsca na skórze Angeliny Jolie. A przy okazji, pani Jolie otrzymała niedawno Światową Nagrodę Humanitarną ONZ za swoją pracę z uchodźcami.

Może ktoś poinformuje Angelinę Jolie, że jej idol z tatuażu, ze swoimi plutonami egzekucyjnymi i obozami, sprowokował jeden z największych kryzysów uchodźczych w historii tej półkuli. Oprócz 2 milionów tych, którym udało się przetrwać jedynie z obraniem na grzbiecie, to Caban Archives Project, w którym naukowcy Maria Werlau i Armando Lago mozolnie zbierają i gromadzą dane, ocenia, że prawie 80 tysięcy Kubańczyków umarło z głodu i słońca, utonęło lub zostało rozszarpanymi przez rekiny podczas prób ucieczki przed człowiekiem, którego Pani Globalna Humanitarianka postanowiła na stałe wyryć na swojej skórze.

A przed wspaniałym panowaniem Fidela i Che, Kuba przyjmowała procentowo więcej imigrantów (głównie z Europy) niż Stany Zjednoczone, włączając w to czasy wyspy Ellis. Przed czasami sławnej kubańskiej rewolucji, ludzie byli tak zdesperowani, aby dostać się na Kubę (głównie z sąsiedzkich Haiti i Jamajki), jak obecnie chcą Kubę opuścić (ryzykując zdrowiem i życiem). Może kongresman Charlie Rangel, miłośnik Castro, może to wyjaśnić? Może pastor Jessie „Viva Castro! Viva Che!” Jackson może to wyjaśnić?

Nie to, że ignorancja, celowa lub nie, jest specjalnie rzadka w kwestiach Kuby i Che Guevary. Gdy Carlos Santana i Eric Burdon (oraz inni znani artyści rockowi) z zadowoleniem pokazują swe eleganckie koszulki z Che, reklamują reżim, który w późnych latach 60. masowo wyłapywał „roqueros” (kubańskich fanów rock and rolla) oraz „długowłosych” i zaganiał ich do więziennych obozów w celu przymusowej pracy w palącym słońcu. „Anty-rewolucyjne zbrodnie” tych młodych więźniów często ograniczały się do niczego więcej niż słuchanie muzyki Animalsów i Santany.

Gdy Madonna lansowała się wystylizowana na Che na okładce płyty American Life, to reklamowała reżim, który czynił przestępców z gejów i czegokolwiek zalatującym gejowskim manieryzmem. W połowie lat 60. za zbrodnię zniewieściałego zachowania tysiące młodych ludzi na Kubie zostało zgarniętych przez tajna policję z ulic i parków i wrzuconych do obozów otoczonych wieżami strażniczymi z karabinami maszynowymi i nad bramą oznaczonych wielkimi literami „PRACA ZROBI Z WAS MĘŻCZYZN” (a w Oświęcimu napis głosił „Praca czyni wolnym”). Skrót nazwy tych obozów to UMAP, nie GUŁAG. Ale warunki były identyczne.

Żelazny Mike Tyson kiedyś kończył swe walki z triumfalnie podniesionymi ramionami. W 2002 roku zrobił sobie gigantyczny tatuaż Che na klacie, pojechał na Kubę i dostawał od tego czasu konsekwentnie łomot w każdej walce – w sposób dokładne odzwierciedlający sukcesy w walce jego idola. Mike'u, Che bardzo sprawnie okładał tysiące swych przeciwników – ale tylko, gdy już zostali związani, zakneblowani i zawiązano im oczy. Pewnie nikt nie powiedział ci o tym na Kubie, o mediach w kraju nie mówiąc. Obawiam się, że Krajowa Federacja Boksu i tak na to by nie pozwoliła.

Gdy tłum lanserów oraz Pięknych Ludzi na Festiwalu Filmowym Sundance (włączając w to wszystkich, od Tipper i Ala Gore, po Sharon Stone, Meryl Streep i Paris Hilton) eksplodował owacją na stojąco dla Roberta Redforda za „Dzienniki Motocyklowe”, to zachwycał się filmem gloryfikującym człowieka, który wsadził do więzienia lub wygnał większość z najlepszych kubańskich pisarzy, poetów i niezależnych filmowców, podczas gdy zmieniał kubańską prasę i kino – po lufą czeskiego pistoletu – w propagandowe agendy stalinowskiego reżimu.

Producent wykonawczy filmu, Robert Redford (który zawsze rozpoczyna festiwal długimi lamentami o doniosłości wolności artystycznej) był zmuszony wyświetlić ten film wdowie po Che (która kieruje kubańskim Centrum Studiów Che Guevary) oraz Fidelowi, aby otrzymać ich zgodę przed dystrybucją. Tylko sobie możemy wyobrazić wrzaski gniewu festiwalowego tłumu o „cenzurze!” i „sprzedajności!”, jeśli powiedzmy, Robert Ackerman tego samego roku musiałby (i zgodziłby się na to) otrzymać zgodę Nancy Reagan na dystrybucję filmu „The Reagans”.

Fanów Che jest sporo i to bardzo różnych. Na przykład, Christopher Hitchens zadziwia „nieposkromiony upór” Che i w artykule w New York Times zapewnia, że „Che nie był hipokrytą”.

„Znakomity historyk” Benicio Del Toro, który zagra swego bohatera w przyszłorocznym hollywoodzkim filmie biograficznym, mówi – „Che jest jednym z tych kolesi, którzy robili to, co trzeba i mówili to, co trzeba. Jest coś cool w takich ludziach. Im więcej poznaje Che, tym więcej go szanuję.”

To, co więcej niż okrucieństwo, megalomania czy nawet niesłychana głupota, odróżniało wybitnego Ernesto „Che” Guevarę od jego kolegów, to było zasmarkane tchórzostwo. Jego fani mogą się obrażać, trzaskać drzwiami do pokojów, nurkować w pościel rycząc i waląc w poduszkę ile tylko zapragną, ale Che poddał się boliwijskim Rangersom dobrowolnie, z bezpiecznego dystansu i został pojmany w niezłej formie, z naładowanym pistoletem.

Na dzień przed swą śmiercią w Boliwii Che Guevara – po raz pierwszy w życiu – zetknął się z czymś, co można poprawnie nazwać walką. Nakazał swym partyzanckim podwładnym utrzymać pozycję oraz walczyć do ostatniego tchnienia i ostatniego naboju.

Parę godzin później, jego „nieposkromiony upór”, brak hipokryzji i robienie, co trzeba, w pełni się objawiły. Gdy jego ludzie czynili to, co im rozkazano (walczyli do ostatniego naboju i ginęli), lekko ranny Che wymknął się spod wymiany ognia i poddał się z pełnym magazynkiem, skamląc do swych przeciwników – „Nie strzelajcie! Jestem Che! Jestem dla was więcej wart żywy niż martwy!”

Boliwijczycy, którzy go pojmali, pozwolili się z nim nie zgodzić.

09.11.2006
23:05
smile
[2]

gofer [ ]

Tutaj niby podśmiechy z lewaków, ale z VinEze wódkę piłeś, nieprawdaż?

09.11.2006
23:06
smile
[3]

ronn [ moralizator ]

No ba! Sam bym sie napił :-)

09.11.2006
23:07
smile
[4]

piokos [ Malpa w czerwonym ]

raczej "wydymania" patrząc na koszulkowo wizerunkowy interes od wieeeeeelu lat

09.11.2006
23:09
[5]

LooZ^ [ be free like a bird ]

gofer: Cicho, wpierw mnie udobruchal tekstem ze madry ze mnie facet ;)

09.11.2006
23:13
[6]

Bullzeye_NEO [ Happy Camper ]

Kononowicz ma w sobie coś z Che.

09.11.2006
23:23
[7]

Vader [ Legend ]

A prawactwo co by zrobiło z "wrogami narodu" :)? Oczywiscie zapewniało im uczciwy i sprawiedliwy proces. Taaa, ale przecież to raczej jest element doktryny liberalnej, a nie prawicowego kultu siły.
Do zwolenników Che się nie zaliczam, koszulki z nim nie noszę, ale nie on jeden eliminował opozycjonistów bez litości. Nie wmówicie mi, że nieludzkie mordowanie swoich wrogów jest jakąś nowością w historii, którą wprowadzili dopiero komuniści.

Oprócz szczyli z koszulką Che, mamy też gromadę oszołomów wielbiących Pinoczeta. Też mordował, też najpierw strzelał a potem pytał "kto". Czy działał w słusznej sprawie? Rzecz względna. Można by go usprawiedliwiać tym, że jego działania w dalszej perspektywie wyrwały kraj z komunistycznego dołka gospodarczego. Ale czy zyski gospodarcze usprawiedliwjają śmierć tysięcy ludzi? Dla prawaków zapewne tak, gdyż w ich światopoglądzie obowiązuje jedynie wartość pieniądza. Dla lewaków - już niekoniecznie.

09.11.2006
23:24
[8]

Conroy [ Dwie Szopy ]

Tego samego autora:

Zauważyliście wielkie wejście Carlosa Santany na rozdanie Oskarów?

Cóż, sławny gitarzysta nie mógł się powstrzymać. Zatrzymał się przed fotografami, uśmiechnął się diabolicznie i rozpostarł poły marynarki. Ta-dam! A miał pod nią elegancko wyhaftowaną koszulkę z Che Guevarą. Twarz Carlosa, oświetlona fleszami, mówiła sama za siebie. „Jestem taki COOL!” – promieniowała – „Jestem taki TRENDY! Jestem taki BEZCZELNY! Jestem taki OSTRY! Jestem taki KUMATY!

Zakumaj to, Carlosie: w połowie lat 60-tych Fidel i twoja czarująca ikona z koszulki zakładali na Kubie obozy koncentracyjne dla, między innymi, „elementów anty-socjalistycznych” i „młodocianych przestępców”. Poza przedstawicielami cyganerii artystycznej i homoseksualistami, obozy te zapełniali „roqueros”, którzy w oczach Che i Fidela byli równie bezużyteczni, jak „młodociani przestępcy”.

„Roquero” – to nieszczęsny młodzian, który próbował na Kubie słuchać jankesko-imperialistycznej muzyki.

Comprende Carlos? Wiesz dokąd zmierzam Carlosie?

Tak panie Santana, szeroko się uśmiechałeś – ah, jak trendy! – jednocześnie prezentując symbol reżimu, który: SŁUCHANIE MUZYKI CARLOSA SANTANY CZYNIŁ PRZESTĘPSTWEM! – Ty KRETYNIE!

Co prawda nie stałeś się sławny aż do czasu festiwalu w Woodstock w 1969 roku, gdy Che był już solidnie leczony tym samym lekarstwem, które tak walecznie aplikował setkom związanych i zakneblowanych mężczyzn i chłopców, czasem nawet czternastoletnich. A to oznacza, że pierwsi więźniowie tych obozów prawdopodobnie byli winni haniebnej zbrodni słuchania Beatlesów, Stonesów, Kinksów i temu podobnych. Ale reżim, który Che pomagał budować, praktykował więzienie „roqueros” dużo dłużej niż do czasu, gdy ty zacząłeś święcić triumfy na listach przebojów.

Żeby nie było, że jedynie pośmiejemy się z twej głupoty, przekażę kilka myśli legendy kubańskiej muzyki, Paquito D’Rivera’y. Napisał ostatnio do ciebie list po hiszpańsku. Wyjaśniał, że „Moja znajomość angielskiego nie pozwoliłaby mi w pełni wyrazić mego oburzenia” za ten popis na gali oskarowej. Zdaje się, że pan D’Rivera miał krewnych wśród tych, których ikona z twojej koszuli więziła, torturowała i mordowała. Kończąc list pan D’Rivera życzy ci szczęścia w karierze. Mówi, że będziesz go potrzebować, biorąc pod uwagę, że niebawem zagrasz koncert w Miami.

Kubański dżentelmen o imieniu Pierre San Martin także był jednym z tych uwięzionych przez walecznego Che. Kilka lat temu wspominał ten horror w artykule opublikowanym w El Nuevo Herold.

Trzydziestu dwóch zostało zapakowanych do jednej celi. Szesnastu stało, gdy pozostała szesnastka próbowała spać na zimniej, brudnej podłodze. Robiliśmy to na zmiany. Naprawdę, to uważaliśmy się za szczęściarzy. Mimo wszystko, żyliśmy. Codziennie wyprowadzano tuziny przed pluton egzekucyjny. Salwy nie dawały spać. Czuliśmy, że każda minuta może być naszą ostatnią.

Pewnego ranka zaskoczył i obudził nas straszny dźwięk otwieranych zardzewiałych drzwi, a strażnicy Che wrzucili do celi nowego więźnia. Miał obitą i pokrytą krwią twarz. Wytrzeszczał jedynie oczy. To był chłopiec, nie mógł być starszy niż 12, no może 14 lat.

– Co takiego zrobiłeś? – zapytaliśmy z przerażeniem.

– Próbowałem bronić tatę – wykrztusił zakrwawiony chłopiec. – Próbowałem powstrzymać tych komunistycznych sk***synów, aby go nie zabijali. Ale i tak wysłali go przed pluton.

Wkrótce powróciły bandziory Che, otworzyły się zardzewiałe drzwi i wywlekli z celi mężnego chłopca. Wszyscy rzuciliśmy się do okna, które wychodziło na plac egzekucji. Nie mogliśmy uwierzyć, że go zamordują!

Wtedy dojrzeliśmy dumnie kroczącego pokrytym krwią placem egzekucyjnym, z rękami na biodrach, wyszczekującego rozkazy - walecznego Che Guevarę. Tu Che był w swoim żywiole. W bitwie był żałosny, niedojda epickich rozmiarów (szczegóły w książce „Fidel; Hollywood's Favorite Tyrant”). Ale w stosunku do nieuzbrojonych i krwawiących chłopców był ryczącym tygrysem.

– Na kolana ! – warknął Che na chłopca.

– ZABÓJCY! – krzyczeliśmy z naszego okna. – MORDERCY!! JAK MOŻECIE ZAMORDOWAĆ MAŁEGO CHŁOPCA!

– Powiedziałem: NA KOLANA! – znów szczeknął Che.

Chłopiec spojrzał rezolutnie na twarz Che.

– Jeśli masz zamiar mnie zabić – krzyknął – będziesz musiał to zrobić, gdy stoję. Mężczyźni umierają stojąc!

– TCHÓRZE! MORDERCY! SK***SYNY! – desperacko krzyczeli mężczyźni z celi. – ZOSTAWCIE GO! JAK MOŻECIE…?!

Wtedy zobaczyliśmy, że Che wyjmuje pistolet z kabury. Wydawało się, że to nie może się zdarzyć. Ale Che podniósł pistolet, przyłożył lufę do karku chłopca i strzelił. Kula niemalże oderwała chłopcu głowę.

– MORDERCY! ZABÓJCY – eksplodowaliśmy. Wpadliśmy w szał, histerię, waliliśmy w kraty.

Gdy morderstwo zostało zakończone, Che spojrzał na nas, podniósł pistolet i – bam, bam, bam - opróżnił magazynek w naszym kierunku. Kilku z nas odniosło rany od jego strzałów.

Ofiary morderstwa Che padały w blasku oporu i chwały. Przypomnijmy sobie więc, jak błagał Che, gdy sprawiedliwości stało się zadość i został osaczony w Boliwii. „Nie strzelajcie!” – skamlał – „Jestem Che! Jestem dla was więcej warty żywy niż martwy!”

Ta świnia, morderca i tchórz, ten zabójca dzieci, był gwiazdą na gali Oskarów.

Data publikacji oryginału: 2 kwietnia 2005

Humberto Fontova jest autorem świeżo opublikowanej książki „Fidel; Hollywood's Favorite Tyrant”







I jeszcze jeden:

Kim był Ernesto Che Guevara

Czerwony mesjasz

Kiedy 9 października 1967 r. w Boliwii, w wiosce La Higuera, z ręki podporucznika Mario Terana zginął zbrodniarz-komunista Ernesto "Che" Guevara - dowódca międzynarodowej grupy dywersyjnej, szerzącej śmierć w boliwijskich lasach nikt chyba nie przypuszczał,że oto właśnie rodzi się jeden z największych mitów XX stulecia. Mit "Che" Guevary - szlachetnego rewolucjonisty, nieskazitelnie uczciwego rycerza, dzielnego obrońcy w boliwijskich lasach ?



Ernesto "Che" Guevara, zawodowy rewolucjonista rodem z Argentyny, odegrał wielką rolę podczas rewolucji na Kubie w latach 50., jako najbliższy współpracownik Fidela Castro, wodza tamtejszych komunistów. Po kilkuletniej wojnie domowej czerwoni rebelianci zdobyli władzę, zamieniając Kubę - "Wyspę Wolności" - w gigantyczny obóz koncentracyjny.

Rozstrzelali 17 tysięcy ludzi, zamknęli w obozach i więzieniach ponad 100 tysięcy. Uwięzionych torturowano, narkotyzowano, przetrzymywano godzinami w dołach kloacznych, upokarzano zmuszając do ścinania zębami trawy... Wrogom komunizmu odebrano nawet człowieczeństwo; byli jedynie gusanos - robactwem.

"Che" Guevara, skwapliwie podtrzymujący swą legendę "bojownika o wolność" (mawiał o sobie: "Niewiele trzeba było, aby namówić mnie do walki z jakąkolwiek tyranią"), wyróżniał się bezwzględnością spośród uciskających Kubę łotrów.

Jako komendant cytadeli La Cabana kierował egzekucjami więźniów politycznych; wielu rozstrzelał osobiście. Innych przetrzymywał w koszmarnych warunkach, stłoczonych w ciasnych lochach, zwanych ratoneras ("szczurze doły"). Potem utworzył, na półwyspie Guanaha, obóz pracy przymusowej, pierwszy kubański łagier, który rychło stał się piekłem dla setek katorżników. "- Żołnierz rewolucji winien być efektywną, gwałtowną i precyzyjną maszynkądo zabijania z zimną krwią"- głosił "Che".



***


W 1962 r., za sprawą Castro i Guevary, świat znalazł się nagle na krawędzi nuklearnej zagłady. Na prośbę kubańskiego reżimu Rosjanie rozmieścili na wyspie rakiety z głowicami atomowymi, wymierzone w Stany Zjednoczone. Amerykanie natychmiast poderwali na równe nogi swe siły zbrojne, zarządzili blokadę Kuby. W Europie, w armiach NATO i Układu Warszawskiego, ogłoszono stan gotowości bojowej. Po obu stronach Żelaznej Kurtyny trwał gorączkowy ruch powoływano pod broń rezerwistów, wytaczano na pozycje ciężki sprzęt, a sztabowcy wyznaczali już cele do bombardowańczkowy

Niemal w ostatniej chwili porozumienie przywódców Stanów Zjednoczonych i Związku Sowieckiego zapobiegło katastrofie. Rosjanie obiecali wycofać z Kuby swe pociski nuklearne. Guevara był niepocieszony: "- Gdyby rakiety były w moich rękach, zostałyby odpalone" zwierzał się polskiemu dziennikarzowi, ubolewający.


Guevara postanawia osobiście wesprzeć rewolucje komunistyczne w Afryce i Ameryce Łacińskiej. Chce podpalić świat, "rozniecić płomień tysiąca Wietnamów". Udaje się do Konga, wraz z setką kubańskich "doradców", dowodzić tamtejszą rebelią. Niestety, murzyńscy rewolucjoniści są sprawni jedynie w grabieży, gwałtach i masakrowaniu ludności cywilnej. W potyczkach z armią rządową ponoszą sromotne klęski. Misja kończy się fiaskiem.

"Che" wyrusza więc do Boliwii. Towarzyszą mu "zawodowi rewolucjoniści" Kubańczycy, Peruwiańczycy, Argentyńczyk, Francuz, Niemka. Potem dołączy do nich garść komunistów boliwijskich. Ogłaszają się Armią Wyzwolenia Narodowego Boliwii pompatyczna nazwa dla grupy, przez którą przewinie się łącznie 53 ludzi, w tym ledwie 29 Boliwijczyków, dowodzonej przez Argentyńczyka.

Rebelianci wkraczają do indiańskich wiosek, wzywając do rewolucji i "walki z imperializmem". Chłopi przyjmują ich wrogo, nie zgłasza się żaden ochotnik. Rząd przysyła oddziały wojska, z którymi lojalnie współpracuje miejscowa ludność. "Armia" Guevary szybko wykrusza się w potyczkach i obławach. Wreszcie, w październiku 1967 r. w La Higuera, zostaje pojmany sam dowódca.




***


Boliwijskie władze, ze względów politycznych, skłonne są uwolnić wodza rebeliantów, odesłać go na Kubę. Wojskowi są innego zdania. Wiedzą, że Guevara powróci, jak zły duch; że znów będzie przelewał boliwijską krew. Na posiedzeniu Sztabu Generalnego zapada decyzja o rozstrzelaniu terrorysty oraz dwóch jego współpracowników. Podporucznik Mario Teran, zbrojny w pistolet maszynowy, udaje się do chaty, zamienionej w prowizoryczny areszt...


***


Rewolucja komunistyczna ma swych proroków, "świętych" i męczenników. Ernesto "Che" Guevara wybija się wśród nich na jedno z czołowych miejsc. On - wielbiciel Stalina i współtwórca aparatu terroru na Kubie nazywany jest teraz "symbolem walki o prawa człowieka..."

Krwawego terrorystę, którego niezrealizowanym marzeniem było pogrążyć świat w atomowej apokalipsie pośmiertnie kreuje się na "bojownika w walce o pokój". Przeszywa czujnym spojrzeniem, z tysięcy portretów, uczestników lewicowych zgromadzeń na pięciu kontynentach. Jego imię wymawiają z czcią zadymiarze i terroryści.

Guru lewackich intelektualistów, Jean Paul Sartre, ogłasza Guevarę "najpełniejszą osobą ludzką naszych czasów".


***


Dobry interes, co najbliższe już paranoi, zwietrzył też "szoł-biznes". Wielkie koncerny fonograficzne wydają, w milionowych nakładach, dedykowane Guevarze płyty. Jego oblicze straszy z plakatów, podkoszulków, dżinsów i zegarków Swatcha, służy za reklamę sprzętu elektronicznego, austriackich nart i angielskiego piwa. Piosenkarka Madonna, na okładce swego singla "American Life", występuje ucharakteryzowana na argentyńskiego rewolucjonistę. Sekunduje jej Kylie Minogue, zespół Rage Against the Machine i legiony innych, mniej znanych.


***


Da się jeszcze zrozumieć głupotę niedouczonej Australijki, Amerykanki czy Francuza, którzy nie doświadczyli na własnej skórze dobrodziejstw komunistycznego ustroju, i stąd bez oporu "łykają" lewicową propagandę, podsuwającą im Guevarę jako bohatera.

Ale i w Polsce, kraju tak skatowanym przez komunizm, osobnicy defilujący w podkoszulkach z wizerunkiem mordercy nie budzą zdziwienia ani odrazy. Nie da się ukryć - to on jest idolem, kochanym i podziwianym. Jego ofiary spoczywają w bezimiennych grobach.

Gdzieś skowyczy we mnie tych siedemnaście tysięcy rozstrzelanych, i sto tysięcy zamkniętych w kacetach. Ofiary, o które nikt się nie upomni, których nikt już prawie nie pamięta. One nie ozdobią modnych podkoszulków, nie zaśpiewa o nich Madonna. Wytwórnie fonograficzne nie wydadzą ku ich czci okolicznościowych płyt. W zbiorowej świadomości po prostu nie istnieją.

"Che" Guevara święci zza grobu nowe triumfy. Jego ideologia przetrwała upadek komunistycznego Imperium Zła, dalej zatruwa nowe pokolenia. Jest niczym śmiercionośny wirus - wciąż zabójczy, wciąż groźny.

I dlatego, całym sercem, jestem z tym młodym podporucznikiem boliwijskich sił zbrojnych, który 9 października 1967 roku przekroczył, z pistoletem maszynowym w ręku, próg wiejskiej chaty w La Higuera i wykonał swój obowiązek.

***

Andrzej Solak

09.11.2006
23:26
[9]

egilson [ Konsul ]

czlowiek ktory poswiecil zycie dla idei ,zginał jak nie przymierzac z calym szacunkiem do nie go ,jak pies ,jaki by nie był intencje mial dobre ,wina niestey lezy po stronie chectnych wladzy ludzi ,kazdy system jest dobry zeby moc rzadzic innymi czemu nie socjalizm [komunizm to utopia i to niestety juz wiadome bylo od czasow Marksa] tylko mozna podziwac poswiecenie Che ale tej idei

zeby nie bylo nie popieram czerwonych ,lewicy itp prawic zreszat tez takoz nacjonalistow i reszty chałastry ,jestem politycznie neutralny ,poprostu apolityczny :]

09.11.2006
23:28
smile
[10]

ronn [ moralizator ]

Vader -->

No ba! Wystarczy sobie przypomnieć wodza rewolucji francuskiej (wolność, równość, braterstwo) pana Robespierre'a, który wlewał truciznę do źródeł wody pitnej i robił palta ze skóry ludzkiej. Pamiętasz powstanie w Wandei? :-))

09.11.2006
23:30
[11]

VYKR_ [ Vykromod ]

Mozna sie wkurzac na to, ze zrobiono z niego ikone popkultury ale mozna sie tez smiac: bo czy to nie ironiczne, ze wlasnie nad takim gosciem jak Che popkultura zatriumfowala i zarobila mnostwo kasiory? Towarzysz przewraca sie pewnie w grobie, choc to i tak nie powstrzyma robakow wokol.

edit: A swoja droga... to nie fair, ze najlepsza piora w tym kraju naleza do prawiczkow. Cos tu nie gra :>

09.11.2006
23:30
[12]

LooZ^ [ be free like a bird ]

Vader: Mam wrazenie, ze w ogole nie przeczytales tego artykulu. Nie chodzi o to co zrobil Pinochet, ale o to, ze modne jest gloryfikowanie mordercy dziesiatkow tysiecy ludzi, kiedy dla odmiany w niektorych srodowiskach nie wypada mowic dobrze o Reaganie (ktory nie ma krwi niewinnych na rekach), a Pinocheta stawia sie na rowni z Hitlerem.

egilson: Hitler i Stalin tez mieli idee. Pol Pot tez.

09.11.2006
23:33
[13]

Vader [ Legend ]

ronn --> A była jakaś wojna, gdzie nie było mordów, ludobójstwa, zabijania cywilów? :-) Sorry, ale wojna to kumulacja tego, co w ludziach jest najgorsze. A owo, ogólnie rozumiane "zło" jest niezależne od tego, czy wielbisz Boga, czy Lenina. Po prostu zazwyczaj objawia sie w podobny sposób. Więc ja was prosze, nie wciskajcie ludziom na forum kitów, ze na to mieli wyłączność komunisci i wolnosciowcy:)

Amerykanie, kapitalistyczny kraj, co w wietnamie robili? W szachy grali?

LooZ^: Gloryfikowanie Pinoczeta też jest modne, ale w innych środowiskach:)

09.11.2006
23:36
[14]

LooZ^ [ be free like a bird ]

Vader: Mowimy o mainstreamie. W niektorych srodowiskach jest modne gloryfikowanie Jaruzelskiego i Kiszczaka jako ludzi honoru, a nie porownamy tego z gloryfikacja ofiar z kopalnii Wujek, prawda?

09.11.2006
23:38
[15]

Vader [ Legend ]

Dla mnie, ludzie gloryfikujący Che, to jakaś chora nisza odszczepieńców. Tak samo jak kolesie ze swastykami chcący oczyszczać Polską rasę:) (znam takich, wstyd się przyznać).

W sumie nie wiem gdzie widzicie ten mainstream.

09.11.2006
23:39
[16]

egilson [ Konsul ]

LooZ^ ----> tak mieli ale troche inne niz Che i kumple ,to ze chca czego wielkiego dla ludzi nie znaczy ze chca zle chociasz to co powstaje z idei nistety rzadko jest do niej podobne ,vide idee a sam komunizm ,Hitlera i jemu podobnych nie chce komentowac ,dlatego ze poprostu nie orientuje sie w tym dziale hist

09.11.2006
23:39
smile
[17]

ronn [ moralizator ]

Vader --> Nie każdy zabija z szyldem "wolność, równość, braterstwo" :-)

09.11.2006
23:41
[18]

VYKR_ [ Vykromod ]

ronn--> no tak, lepiej jest zabijac wyznajac boga, ktorego jedno z przykazan brzmi "nie zabijaj", a ktorego glowny prorok oglosil, zeby milowac wroga swego?
to akurat powiem bez ironii: taka licytacja to glupota.

09.11.2006
23:43
[19]

Vader [ Legend ]

ronn --> Zabijano w imię wolności, narodu, Boga, pieniędzy, kapitalizmu, demokracji. Co za różnica? Wojna to wojna, nie da się wygrac wojny bez zabijania. A zabijając nie da się zapanować nad potworem jaki tkwi w psychice człowieka. Myslisz, że rewolucjonisci we Francji sa gorsi od np inkwizycji bo mieli inny napis na transparencie?

Tak swoją droga, w jaki sposób, Twoim zdaniem - rewolucjonisci mieli obalić stary porządek? Zglosic petyce z zażaleniem do Króla:)?

09.11.2006
23:44
smile
[20]

ronn [ moralizator ]

VYKR_ --> Racja, ale troche wypiłem, a lubie dyskutować z Vejderem :-)

PS. Nie trzeba szyć palt z ludzkiej skóry, aby wygrać wojne :)

Vader --> Ok, ja nie mowie o zabijaniu, ale o bezsensownym, nieludzkim procederze. Ok. Nie ma tematu, nie dogadamy sie. Rewolucja to totalne skurywsynstwo, tak samo, jak zabijanie w imie Boga. Zapomnijmy o tym :)

09.11.2006
23:48
smile
[21]

Vader [ Legend ]

ronn --> Owszem, ale gdy zacznie się era zabijania, to nie da się nad tym zapanować. I naprawdę polityczna przynależność w żaden sposób tego nie różnicuje.

(lol, czemu kazdy lubi sie ze mna kłócić ;] nawet moja siostra)

09.11.2006
23:54
smile
[22]

VYKR_ [ Vykromod ]

Chlopaki, jesli wam zespsulem dyspute to naprawde sorry, nie chcialem... macie u mnie po piwie jako nawiazke, ok? :)
(prawica, lewica, jedna ku... woops, mialem na mysli 'i tak sie wszyscy kochacie'' :>)

09.11.2006
23:54
[23]

LooZ^ [ be free like a bird ]

Vader: Ja osobiscie lubie, bo cieszy mnie twoj postepujacy konserwatyzm... :D

10.11.2006
00:02
[24]

LooZ^ [ be free like a bird ]

Ps. Koszulka ktora zamierzam zrobic juz od jakiegos czasu ;)

10.11.2006
00:32
[25]

Wozu [ Panzerjäger Raider ]

Vader -> "Ale czy zyski gospodarcze usprawiedliwjają śmierć tysięcy ludzi? Dla prawaków zapewne tak, gdyż w ich światopoglądzie obowiązuje jedynie wartość pieniądza. Dla lewaków - już niekoniecznie."

Masz rację, na Kubie, w Korei Północnej i w Chinach kontynentalnych niekoniecznie. Wystarczy, że zabiją/zabijali dla samej idei i... by reszcie było po równo... gorzej. I faktycznie, nie mogą powiedzieć, że są to ofiary wzrostu gospodarczego... bo go nie ma.

10.11.2006
00:43
smile
[26]

Deepdelver [ Legend ]

Che miał szczęście, że zarobił kulę. Ten typ ludzi zasługuje raczej na zakopanie żywcem.

LooZ^ --> a jak to jest z Kurasiem? Jest jezzi czy nie?

© 2000-2024 GRY-OnLine S.A.