GRY-Online.pl --> Archiwum Forum

"Pod Rozbrykanym Nazgulem" opowiadanie 177

26.06.2002
01:30
smile
[1]

FoXXXMagda [ Pellamerethiel ]

"Pod Rozbrykanym Nazgulem" opowiadanie 177

"A droga wiedzie w przód i w przód, choć zaczęła się tuż za progiem...” – czy to nie taką piosenkę śpiewasz, wędrowcu, i wciąż się dziwisz, w jakie to miejsca i czasy zanosi Cię ta droga? I oto zawiodła Cię tutaj, do pogrążonej w półmroku izby. Stoisz w progu i próbujesz odgadnąć, czy znajdziesz tu to, czego szukasz.
Nikt z nas tego nie wie. Może przywiodło Cię tu zmęczenie podróżą; głodny i spragniony, wypowiedz swe życzenie. Może powodowany ciekawością słusznie połączyłeś nazwę tawerny z zupełnie innymi od pełnego zgiełku tu-i-teraz czasami i światami. A może jakiś złośliwy lub niewprawny mag rzucił na Ciebie zaklęcie teleportacji, umieszczając Cię w miejscu, w którym zupełnie nie chciałeś się znaleźć...? Trudno. Jesteś.
I być może jest to ostatni dzień Twojego życia. Starego życia, oczywiście. Teraz nadchodzi Nowe.
Przypatrz się uważnie : to jest karczma. Sam wiesz najlepiej, do czego służą takie miejsca, a to jest szczególne, oferując szeroki asortyment trunków i mieszkańców całego Śródziemia.
Co do trunków – w tej chwili Twój wzrok automatycznie spoczywa na barze - poda Ci je któraś z pięknych dam (czyż inne niż piękne istnieją w Śródziemiu?). Pierwsza z nich, Elfka FoXXXMagda, dawno, dawno temu zainicjowała ideę tego miejsca, nosi zaszczytne miano naszej Pani i wciąż odbywa poważne narady z tajemniczym (aczkolwiek wszystkim doskonale znanym) Strażnikiem. Posiadająca dar snucia przepięknych opowieści Półelfka Nilcamiel przynosi we włosach świeże nowiny ze szlaków i twierdz. Kami, zwana przez niektórych Najpiękniejszą, ma wiele ukrytych talentów (wśród nich ujawniła się ostatnio moc jasnowidzenia), którymi dzieli się jednak nieśmiało. I jeszcze Vilya, zafascynowana słowami w różnych językach oraz ich mocą w piśmie, chętnie porozmawia z Tobą o szeroko pojętej sztuce (gotowania też). Słowa nie są również obce trubadurowi hugo, który przedstawia się: „Hugo, Półelf, Poeta i Bard”, a i jego poezja przemawia głośniej niż czyny ;). Arab, mężny rycerz i podróżnik znający Kraje Południowe, broni honoru kami, a przy okazji dostarcza karczmie kwiaty (twierdząc, że to tylko dla Niej :)). Nieco szerszy zasięg ma obrona LooZ’a, który za cel postawił sobie godnie reprezentować Gondor. Od czasu do czasu widujemy tu również Berena, podobno jednorękiego, a na pewno posiadającego sporą wiedzę o historii i geografii Śródziemia. Natomiast Stitch jest przedstawicielem złowieszczej profesji wiedźmina; mamy jednak wrażenie, ze udało się go spacyfikować... w każdym razie nie przynosi niczego, co upolował. Wieczorami przychodzi do nas Kuzi2 (elfie imię: Sirthfennas), kręci się po karczmie, pije piwo i czasami pali ziele niczym prawdziwy... Hobbit. Okazjonalnie spotkasz tu również tajemniczego Iarwaina Ben-Adara, z uporem godnym maniaka dbającego o wystrój wnętrza. A w podwórzu, w ciemnej piwniczce, tajemnicze eliksiry rozlewa gofer, pojawiając się czasem z nową dostawą samogonu. I kiedy już myślisz, że wystarczy, że poznałeś już wszystkich, blask świecy odbija się od ogromnego topora... To wierny towarzysz badacza przeszłości, Krasnoluda Jolo, który siedzi w jednym z ciemniejszych kątów, wszystko widzi, słyszy i chętnie opowie Ci, jak wykopać z ziemi największe skarby. I jeszcze Nasz Człowiek w Mordorze -- Mysza, dowodzący Orkowym Patrolem i tylko z pozoru stojący po stronie wroga.

Tak... to lista do uzupełnienia, może i Ty się na niej znajdziesz? Może atmosfera zabawy i światło tak pięknie załamujące się w złotym trunku skłonią Cię do zostania tu na dłużej?
Pokłoń się zatem naszemu patronowi Nazgulowi, rzuć trochę resztek żebrzącemu pod stołem Gollumowi, mój skarbie, i przyłącz się do nas. Chętnie wysłuchamy Twych opowieści ...

26.06.2002
01:31
[2]

Meeyka [ The Hunter ]

pierwsza? :)

26.06.2002
01:33
smile
[3]

FoXXXMagda [ Pellamerethiel ]

Meeyka tak;) menu by Vilya i strona by mati

26.06.2002
01:34
[4]

FoXXXMagda [ Pellamerethiel ]

Wnetrze by Iarwain

26.06.2002
01:34
[5]

Meeyka [ The Hunter ]

to ja poprosze kakao na noc i juz ide spac :))))))))))))))))))))

26.06.2002
01:34
[6]

FoXXXMagda [ Pellamerethiel ]

Wnetrze by Iarwain 2

26.06.2002
01:35
[7]

FoXXXMagda [ Pellamerethiel ]

Meeyka-->Szkoda:( ale prosze---->

26.06.2002
01:36
[8]

Meeyka [ The Hunter ]

mniam ;)))) dobranoc :))) snijcie kolorowe sny :))))))))) Pelle: caluski dla smoczka :D

26.06.2002
01:38
[9]

BarD [ Leningrad Cowboy ]

Witajcie Nocne Marki Dajecie tutaj Wodę Elfów? Bardzobym rad:)

26.06.2002
01:39
[10]

FoXXXMagda [ Pellamerethiel ]

dobranoc Meeyka:)) pozdrowienia przekaze Koryzowi rano, bo już śpi...i Aragorn tez. Jestem sam na sam ze swoja weną:>

26.06.2002
01:40
[11]

FoXXXMagda [ Pellamerethiel ]

BarD-->Oczywiscie ze mamy wode, prosze bardzo;)) ------->

26.06.2002
01:47
smile
[12]

BarD [ Leningrad Cowboy ]

Przednia:)A jaka czysta:) Hmm,myślałem że nikogo nigdzie nie będzie,a tu wątki żyją jak za dnia:) Ale nie mogę zrozumieć,o co chodzi z tym Pelle,i dlaczego ta karczma jest w książkach\muzyce itd.:)

26.06.2002
01:52
[13]

FoXXXMagda [ Pellamerethiel ]

Hm ja juz zaraz opuszcze Karczme niestety... BarD-->Na te pytania odpowie Ci najlepiej wstepniak:) a Pelle od Pellamerethiel-mojego stopnia i mojego ego w Karczmie;))

26.06.2002
01:57
[14]

BarD [ Leningrad Cowboy ]

No fakt:) Kololowych,jak to mawiają:)

26.06.2002
01:59
[15]

FoXXXMagda [ Pellamerethiel ]

[Elfka kiwnęła głową BarDowi, po czym udała się na spoczynek, zabierając uprzednio ze stołu stos papierzysk, zapisanych jeszcze nie dokoncza wyschlym atramentem...] Quel esta.

26.06.2002
05:14
[16]

LooZ^ [ be free like a bird ]

Czuwam :)

26.06.2002
07:54
[17]

Jolo12 [ Lonewolf with Kommos ]

A ja wlasnie rozpoczynam dzien. 3majcie kciuki zeby koles sie zgodzil przelozyc egzamin na wrzesien

26.06.2002
10:02
[18]

Faolan [ BOHEMA ]

Jolo: Trzymam chłopie, krasnoludzie! Z poprawkami bedę póżniej wieczorem... na razie żegnam...

26.06.2002
10:05
[19]

Vilya [ Wilczyca Stepowa ]

Znowu ukradłam kabel, doprawdy, ostatnio tak wiele złego uczyniłam, że Lucyfer umiera ze szczęścia... parę uwag Jolo ::: gdzie Poranna Kawa? Faolan ::: sam siebie usunąłeś ze wstępniaka. Możesz się tam ponownie zamieścić, jeśli taka Twa wola. Proponuję, by wkręcić tam również Meeykę... (może Szefowa by się tym zajęła?) wszyscy ::: co za urodzaj na grafo.. na talent pisarski. Niezwykle mnie to cieszy, a Was powinno cieszyć, że mnie tu nie ma, bo bezlitośnie bym się rozprawiła ze wszystkimi zamieszczonymi tu tekstami. Mam w sobie ogromny ładunek wiary w literaturę po lekturze "Lolity" Nabokova (polecam odważnym). pozdrawiam, ja, nauczycielka kontraktowa, bez pracy, bez perspektyw, bez serca (ktoś tu wie, o co chodzi), bez kabla, bez słońca na niebie (chwilowo), bez opowiadań, które możnaby opublikować, bez... bez pięknie pachnie, prawda? bawcie się dobrze, ale rozważnie!

26.06.2002
13:00
[20]

Faolan [ BOHEMA ]

Meeyka - byłem bezwzględny, przykro mi - nie zrażaj się... ogólnie całkiem niezłe. Część I Słońce prażylo bezlitośnie. Rycerz stał już od dłuższego czasu przed jaskinią z mieczem gotowym do walki i czuł, że pod pancerzem spływają po nim strużki potu. W dodatku ręce zaczęły mu odmawiać posłuszeństwa od trzymania w górze tego ciężkiego żelastwa. - jak ja nie znosze swojej pracy! - mruknął - i po co mi to wszystko? Sam pancerz waży prawie tyle co ja. I to w tym upale! do tego można jeszcze można zginąć!! trzeba było się wyłamać z rodzinnej tradycji i zostać, na przykład, mnichem. Spokojnie, chłodno i... - i nudno... dopowiedział z przekąsem ktoś z jaskini. Rycerz, przywrócony do rzeczywistości, przypomniał sobie, że ma się bać. - zginiesz. - powiedział, ale nie zabrzmiało to zbyt przekonująco. - akurat. - odpowiedział z wyraźnym rozbawieniem głos. - o żesz ty... - oburzył się rycerz - już ja ci pokażę! Odetchnął głęboko, i z uczuciem zupełnej beznadziei, powoli i ostrożnie wkroczył do jaskini. Dobrze, więc: „z mieczem gotowym do walki” – w sumie każdy miecz jest gotowy do walki, chyba że jest tępy, lepiej brzmiałoby z „obnażonym mieczem”, ewentualnie „mocno ściskając rękojeść miecza w dłoniach”. „czuł, że pod pancerzem spływają po nim strużki potu” – po pierwsze zaimek osobowy „po nim” – tylko on był pod pancerzem – więc jest on absolutnie nie potrzebny, lepiej by brzmiało „czuł, jak pod pancerzem spływają strużki potu” lub „czuł, jak pot spływa pod płytami pancerza”, w sumie to zdanie należałoby napisać jeszcze raz i oddzielone od poprzedniego kropką. „do tego można jeszcze można zginąć” - :) „Odetchnął głęboko” – jakby było już po wszystkim, może raczej „wziął głęboki wdech...” „i z uczuciem zupełnej beznadziei” – największy błąd – nie może być słowa „beznadziei”, bo wtedy ten zwrot nie jest gramatycznie poprawny – lepiej „i bez grama nadziej” albo „nie wierząc w jakiekolwiek szanse powodzenia”.. Część II Droga prowadziła przez zadziwiająco szeroki, nawet nie taki ciemny korytarz. Wkrótce korytarz ten zaczął się stopniowo rozszerzać, przechodząc w końcu w wielką salę, oświetloną przytłumionym światłem niewiadomego pochodzenia. Rycerz rozejrzał się i zdębiał. Wychowany na tradycyjnych, powtarzanych od pokoleń historiach, podświadomie spodziewał się tutaj stosu ciał, rozszarpanych, rozkładajających się zwłok, a przynajmniej poczerniałych, na wpół rozsypujących się szkieletów swoich nieszczęsnych poprzedników. I dlatego zdębiał. Trupów nie było. Kościotrupów też. Co więcej, nie było nawet śladów krwi. Najgorsze jednak było to, że było tam ZUPEŁNIE pusto. Nie było nawet tych wszystkich skarbów, o których gadali ludzie. No dobra, więc kto tu się odzywał??? Rycerz, zaskoczony, opuścił miecz, który dotąd trzymał kurczowo przed sobą. Dopiero teraz dotarło do jego świadomości, jak bardzo jest zmęczony. Wtem usłyszał cichy, drwiący smiech za swoimi plecami. Przerażony, błyskawicznie odwrócił się, ponownie unosząc miecz. Tutaj :) „Droga prowadziła przez zadziwiająco szeroki, nawet nie taki ciemny korytarz.” – po pierwsze najpierw powinno być światło, potem przestrzeń, ale o tym zaraz dla czego. To zdanie powinno być całkowicie przebudowane: „Droga prowadziła przez zanurzony w półmroku i zadziwiająco szeroki korytarz” Drugie zdanie powinnaś połączyć z pierwszym i ominąć w ten sposób powtórzenie słowa korytarz, w dodatku jeszcze jest zaimek „ten” – a przecież nie mogło być innego korytarza – niepotrzebny wyraz; ‘Przechodząc w końcu w wielką salę” – bez „w końcu” – logiczny tok wydarzeń karze pominąć ten wyraz. „przytłumionym” – może lepiej „stłumionym” – choć to dyskusyjne „rozkładajających” – literówka ale zwróciłem uwagę bo miałem to samo na poborze – „upośledzajający” :) „I dlatego zdębiał.” – w poprzednim zdaniu napisałaś dlaczego zdębiał, więc to zdanie jest niepotrzebne. „Trupów nie było. Kościotrupów też.” – już to napisałaś wcześniej, niepotrzebne... „Najgorsze jednak było to, że było tam ZUPEŁNIE pusto. Nie było nawet tych wszystkich skarbów, o których gadali ludzie„ – po pierwsze za często powtarzasz było, po drugie przestawić kolejność tych zdań – i je zmienić ich treść – najpierw piszesz, że było tam zupełnie pusto, a potem że nie znalazł nawet skarbów – co wynikało już z pierwszego zdania. Lepiej by to brzmiało, że nie znalazł tam żadnych skarbów, absolutnie nic, jedynie pustkę – w takiej kolejności. „No dobra, więc kto tu się odzywał???” – „W takim razie... Kto tu się odzywał???” – budujesz większe napięcie, a z no dobra – tak jakby na to nie zważał. „Rycerz, zaskoczony.” – czym ten rycerz jest zaskoczony – bo ja już nie wiem, musisz niestety opisać, że zaskoczony pustką. „Wtem usłyszał cichy, drwiący smiech za swoimi plecami.” – „swoimi” – niepotrzebne innych pleców tam nie było. Teraz trochę dobrych rad: Opis: Praktycznie zawsze jak coś się opisuje idziemy – takim tokiem, jak normalnie postrzegamy – światło, kolor; przestrzeń; dźwięk; zapach; - oczywiście w tym względzie nie przeginamy – czasami liczy się również logiczny układ wyrazów w zdaniu, ale to się szybko wypracowuje. Nazwy rzeczy – trzeba pamiętać i jest to popełniany błąd przez każdego, że każda nazwa ma pewny zakres i tak jak ktoś wchodzi do pokoju, to nie znajduje się zaraz potem w komnacie (komnata jest zazwyczaj większa niż pokój), tak samo stół a stolik (różnią się wielkością) – o tym należy pamiętać. Metafory i epitety w opisie – należy uplastyczniać nasze wizje – np. flaki lub wnętrzności – serpentyny jelit – o wiele lepiej wpływają na wyobraźnię, tak samo z wiał silny wiatr – wiatr sprawiał, że drzewa korzyły się pod nim... I zaimki – ból każdego pisarza i krytyka, to jest to co najbardziej irytuje krytyków to nadużycia zaimków dzierżawczych i osobowych. Należy po napisaniu tekstu zawsze sprawdzić, gdzie użyliśmy ich nie potrzebnie np. oparł dłonie na kabłąkach swojego rapiera – bez swojego bo innego nie miał. Dopiero jeżeli położył dłonie na czyimś orężu powinniśmy to zakomunikować. Po prostu – kiedy jest jasne, że coś należy do jakiejś osoby nie używamy tych przeklętych zaimków... Ręce a dłonie – ręce to nie dłonie i jeżeli ktoś coś trzyma w ręku to dla mnie trzyma to za pomocą stawu łokciowego :))

26.06.2002
13:01
smile
[21]

Faolan [ BOHEMA ]

Vilya:: bez serca - to znaczy, że nie masz serca, czy czy ktoś Ci je skradł, czy dlatego, żę ja Ci je wyrwałem :))

26.06.2002
14:55
[22]

Faolan [ BOHEMA ]

^

26.06.2002
15:42
smile
[23]

Jolo12 [ Lonewolf with Kommos ]

Vilya--> nie ma porannej kawy, bo nie pijam kawy, ewentua;lnie herbate ;-) Fao--->udalo sie przelozylem. A teraz czas skorzystac z tego ze mam chwilke wakacji, no i jade z siostra na miasto ;-)

26.06.2002
17:01
[24]

Beren [ Senator ]

Faloan - "„Odetchnął głęboko” – jakby było już po wszystkim, może raczej „wziął głęboki wdech...” " jak dla mnie lepsza jest wersja Meeyki ;) "„Najgorsze jednak było to, że było tam ZUPEŁNIE pusto. Nie było nawet tych wszystkich skarbów, o których gadali ludzie„ – po pierwsze za często powtarzasz było, po drugie przestawić kolejność tych zdań – i je zmienić ich treść – najpierw piszesz, że było tam zupełnie pusto, a potem że nie znalazł nawet skarbów – co wynikało już z pierwszego zdania. Lepiej by to brzmiało, że nie znalazł tam żadnych skarbów, absolutnie nic, jedynie pustkę – w takiej kolejności." tutaj znowu wydaje mi sie, ze Meeyka napisala to lepiej, tylko nie powinno byc slowa "nawet"... "No dobra, więc kto tu się odzywał???” – „W takim razie... Kto tu się odzywał???” – budujesz większe napięcie, a z no dobra – tak jakby na to nie zważał." tutaj nie widze zadnej roznicy ;P "„Rycerz, zaskoczony.” – czym ten rycerz jest zaskoczony – bo ja już nie wiem, musisz niestety opisać, że zaskoczony pustką. " dla mnie to bylo oczywiste :P "flaki lub wnętrzności – serpentyny jelit" hehe, znow to samo :P teraz w koncu (chyba) przeczytam to, co Ty zamiesciles ;)

26.06.2002
17:12
smile
[25]

Beren [ Senator ]

Faolan: "Ostatnie krople deszczu uderzały rytmicznie, coraz wolniej o kamienny bruk targowiska" rytmicznie, coraz wolniej - dziwna konstrukcja (takie odnioslem wrazenie), a poza tym jesli rytmicznie, to chyba znaczy, ze z ta sama czestotliwoscia :); zreszta krople nie moga uderzac wolniej - co najwyzej rzadziej :), ale wtedy nie rytmicznie... "kaptur opończy" - drugi raz powtarzasz "kaptur" "," - tu powinna byc . :) (a konkretnie tu:"Wreszcie udało mu się wstać_,_ nie oglądał się") "Woda spływała pomiędzy nierównościami w kamieniach " - raczej w bruku "-Czemu to robisz? On nie jest wart twojej śmierci. Zostaw tego śmiecia i chodźmy… - dziewczyna nie zdążyła dokończyć, zgięła się w pół i zwymiotowała na buty jednego z oprychów, po zadanym przez niego ciosie. None zacisnął pięści, a kości chrupnęły głośno. Obejrzał się na Eliona, zmienił się bardzo odkąd zaczęli podróżować z Xylivie, już dawno nie widział swojego przyjaciela pijanego, albo na jakimś narkotyku, jego oczy nabrały piwnego koloru, a skóra barwy." No dobra, teraz mi powiedz, w ktorej klasie podstawowki to pisales ... To musialo byc dawno, ew to nie Twoj tekst, bo tylu bledow bys nie popelnil... "cały czas trzymając rękę na głowicy miecza" - znaczy: opieral sie lokciem ? :PP Dalej nie dam rady; miales zamiescic jakis "niedawny" twor, a Ty mi tu z czyms takim wyskakujesz ;PP

26.06.2002
17:39
smile
[26]

Arab [ Senator ]

Witam! :) M. Berenie Ciebie mialo tu dawno nie byc, a widze, ze ostatnimi czasy udzielasz sie nader czesto i stajesz sie Pierwszym Krytykiem Literackim Nazgula :) Kurcze, mam nadzieje, ze napisalem wszystko poprawnie... ;) A Naszym drogim Pisarzom gratuluje odwagi! :) Nie dajcie sie zjesc temu Jednorekiemu Bandycie! Znikam, wieczorem powinnien zjawic sie VIP, wiec nalezy przyjac Goscia z najwyzszymi honorami! To dla Niej :)

26.06.2002
17:47
[27]

Faolan [ BOHEMA ]

Beren ---> co ja poradzę kocham krew i ogólnie gore i splatterpunk, nigdzie również nie napisałem że potrafię pisać doskonale.

26.06.2002
18:08
[28]

Beren [ Senator ]

Arab - przez pewien czas mnie nie bylo (za to Ty jestes tu nader rzadko) i to nie ja najwiecej krytykuje (zreszta ja jestem domoroslym krytykiem, nie ma co sie przejmowac tym co pisze, bo to tylko subiektywne odczucia - nie mam zadnego wyksztalcenia w tym kierunku ;) Faolan - co do pierwszego stwierdzenie, to zauwazylem ;), a co do drugiego - no coz, ja nie potrafie w ogole pisac i dlatego nie publikuje nic swojego... moje "dziela" ograniczaja sie do wypracowan (glownie analizy i interpretacje) i wcale nie twierdze, ze napisales, ze potrafisz pisac doskonale... jesli chodzi Ci w tym momencie o moja ostatnia "krytyke", to po prostu zagubilem sie w pewnym momencie i to zle wplynelo na moj odbior tekstu... a to zagubienie sie nie musi byc wcale wina autora - to rownie dobrze moze byc "zasluga" odbiorcy... i prawde mowiac teraz tez juz nie wiem za bardzo o czym pisze ;)

26.06.2002
18:43
smile
[29]

Faolan [ BOHEMA ]

Beren ----> wezmę sobie twoje uwagi do serca, ale poprawiać nie będę bo to opowiadanie umarło dla mnie... Ale zamieszczę kawałek z jednego ze skończonych, też będzie krew - no i golizna :) Stał w komorze ciśnień, czekając na zakończenie procesu dekompresji. Cieszył się, że zaraz opuści to miasto. Nie lubił Neo – Japończyków. Zastanawiał się jak jego współbracia mogą żyć wśród tych here… różnowierców. Nie, byli jednak heretykami, zmieniali swoje ciała nadane im przez Boga i na jego podobieństwo, za pomocą cyberbio ulepszeń. Przeciwstawiali się Jemu w ten sposób, odrzucając naturalne piękno i zastępując je metalem i sztucznie wyhodowanym ciałem. Po za tym, i co najgorsze, odrzucili Boga i poddali się wierze w jakiegoś śmiertelnika – Buddę, nie dorastającego do pięt prawdziwego Pana. Dekompresja zakończyła się i wreszcie. Wszedł na pokład łodzi pasażerskiej. Była to mała i ciasna łódź podwodna zrobiona z endoplastostali wspartej na szkielecie trójaluminiowym, w której miejsca starczało na ledwo trzydzieści osób. Usiadł i uśmiechnął się z ulgą. Zaraz miał odpłynąć z tego przeklętego miejsca. Jego łódź została odwołana na trzy dni z powodu ataku terrorystycznego, a potem odnalezienia dwudziestki zmasakrowanych ciał. Każdy z odpływających musiał, więc odbyć kwarantannę. Na szczęście przebrnął przez to piekło. Wyglądał teraz przez iluminator, spoglądał na kilka hydrobotów zalewających tytanoszkłem pęknięcie w kopule otaczającej Igakuro - wodne miasto. Kilka z nich pluło gorącą mazią na szczeliny, które wypełniała i zasychała w parę sekund pozostawiając po sobie brzydkie wzgórki. Inne roboty podlatywały do tych górek i ścierały do poziomu czaszy. Jeden z nich, w pewnej chwili, wypłynął ze swojego kursu, wpadł pod Spluwaczkę i został trafiony pociskiem z gorącej mazi tytanoszkła. Siła odrzuciła go na kopułę, aby mógł do niej przywrzeć. Kilka Ścieraczek podleciało do nowego „wzgórka” i zaczęło go wyrównywać. Po chwili wodę wzburzyła eksplozja. Hydroboty oddaliły się od czaszy i wleciały do małego wgłębienia w skale, portu. Odwrócił wzrok, uśmiechnął się pobłażliwie, drwiąc z techniki Neo – japończyków i uniósł głowę. Siedziała przed nim dziewczyna, ubrana w długie do kolan, białe buty z zaostrzonym nakolannikami, spodenki tego samego koloru, zrobione z błyszczącego bastyku i prześwitującą kurtkę z bioplastyku. Miała duże, najwyraźniej powiększone piersi o wybielonych sutkach i sztucznie wyszczuploną sylwetkę oraz bio lub cybernetycznie przerobione na mangową modłę oczy, o długich, dwucentymetrowych rzęsach. Czarne włosy miała zawiązane w koński ogon. Popatrzył na nią przez chwilę, po czym pochylił głowę i zatopił się w cichych modlitwach. Acha - nie zwracaj uwagę na brak interpunkcji - to jest moja najsłabsza strona... i wstawiam je dopiero za piątą poprawką...

26.06.2002
18:48
[30]

Faolan [ BOHEMA ]

"Dekompresja zakończyła się i wreszcie" - i tym "i" - literówka...

26.06.2002
18:50
[31]

Faolan [ BOHEMA ]

A tak poza tym to czekam na to jak inni pojadą po moich tekstach - nie pozostawać dłużni - już do chamskiego obnażania moich błędów :)))

26.06.2002
19:01
smile
[32]

Beren [ Senator ]

Faolan: na interpunkcje nie zwracam uwagi... tzn zwracam, ale nie pisze spostrzezen ;) "Jego łódź została odwołana na trzy dni z powodu ataku terrorystycznego, a potem odnalezienia dwudziestki zmasakrowanych ciał" - to zdanie nie za bardzo rozumiem... W kilku miejscach masz "," zamiast ".", ale to chyba tez interpunkcja... No coz, innego typu bledow nie znajduje... chyba staje sie zbyt poblazliwy ;P Poza tym sama fabula jest ciekawa - to fragment jakiejs wiekszej powiesci czy tez tylko opowiadania (i czy swiat jest wymyslaony tylko na potrzebe tego opowiadania ?) PS. Dwucentymetrowe rzesy raczej by mnie odrzucaly ;)

26.06.2002
20:02
[33]

Faolan [ BOHEMA ]

Beren ---> choroba masz rację, sam przestaję to zdanie rozumieć, chodziło mi o następstwo czasu - najpierw atak terorystyczny, potem ciała. ale, ale, hmm :)) To jest 9 stronicowe opowiadanie - choć dalej jest dosyć schematyczne - mi się tak przynajmniej wydaje - świat został stworzony na potrzeby systemu autorskiego RPG, to i pisze w nim opowiadania. Mogę powiedzieć, że państwo USA przestało istnieć w wyniku działania gazu bojowego, a na jego terytorium wyemigorwali Japończycy wypchnięci ze swoich wysp przez Chiny. A z Polski zrobiłem jałowe pustkowia po tym jak Rosjanie zrzucili na nie kilka bomb atomowych. Oprócz tego jest dużo z biblii - w Europie panuje święta inkwizycja :))))

26.06.2002
20:03
smile
[34]

Faolan [ BOHEMA ]

A teraz coś co wkurzy ludzi, którzy nie lubią nadmiaru tekstu do czytania, ale naprawdę warto - chocby dla tego, że jest śmieszne...

26.06.2002
20:04
smile
[35]

Faolan [ BOHEMA ]

Coś do pośmiania, coś do popłakania... Feliks W. Kres – the best of: „Dla bywalców „Kącika” nie będzie to nic nowego: zacytuję obszerny fragment (prolog) nadesłanego tekstu i będę go ilustrował własnymi uwagami. Od razu mówię, że utwór, na tle tego, co otrzymuję nie jest katastrofalny (plasuje się w dolnych warstwach średnich). Zaczynamy. +Krzyk. Straszliwy, ochrypły krzyk. Pełen bólu, nienawiści i przerażenia. Kenar starał się przed nim uciec. Lecz to nie było takie proste. Chociaż już nie raz słyszał płaczliwe zawodzenie ludzi prowadzonych na rzeź, nie mógł się wyzbyć litości i żalu nad tymi, którzy ginęli za niego.+ Tak więc, Kenar usiłuje uciec przed krzykiem, lecz nie jest to takie proste. Aż dziw, bo przecież przed krzykiem zwykle bardzo łatwo jest uciec przed krzykiem. Ale to nie wszystko. Straszliwy, ochrypły krzyk, pełen bólu, nienawiści i przerażenia to – zdaniem autora – płaczliwe zawodzenie. Chłopie kochany... Przecież, gdybym ryknął Ci nad uchem tak jak opisujesz, to czy nazwałbyś ów dźwięk „płaczliwym zawodzeniem”? Być może miałeś na myśli, że oni najpierw zawodzili (nie wiem, prowadzeni na plac kaźni, albo gdzieś?) a ryczeli dopiero w momencie egzekucji, ale z tekstu nic podobnego nie wynika. +-To wszystko wina tego przeklętego starucha – syknął z zajadłą nienawiścią w głosie. – Na Isztar, gdy będę miał okazję, będzie pierwszą ofiarą, jaką złożę Setowi! Wino, tak tylko ono zsyła ukojenie. A ty Pakantrusie dlaczego nie pijesz? Zagadnięty mężczyzna chwilę milczał, jakby się nad czymś zastanawiał (może istotnie się zastanawiał? – FWK), po czym odrzekł: -Kenarze, to już czwarty człowiek, który był wtajemniczony w nasz spisek! Pętla z każdą chwilą się zacieśnia. Jeżeli chcesz zostać władcą Agrupee to... -Zamilcz – syknął Kenar – nie wiesz, że w tym przeklętym mieście nawet ściany mają uszy? Ale masz rację, musimy działać. Jutro skoro świt, zmienisz straże Najwyższego Kapłana i zastąpisz ich (ich! Straże? No ale dobrze, nie będę się czepiał, w końcu to wypowiedź podekscytowanego faceta; nie musi być idealnie zgodna z regułami gramatyki, ale chciałbym wierzyć, że ta niegramatyczność wynika z zamysłu autora – FWK) oddziałami Amenliego. Rozumiesz?+ Co my tu mamy. No już dwa plany: ten, na którym ktoś ryczy (kto, gdzie?) i ten, na którym dwaj faceci piją wino i uciekają przed krzykiem. Konia z rzędem temu, kto mi powie, gdzie to wszystko się właściwie dzieje. W jakimś... lochu? W pałacu, a na pałacowym dziedzińcu ucinają, ten tego, ryczącemu pół organizmu? Wyobrazić sobie mogę dwie gadające głowy, zawieszone w próżni, obok jednej głowy jest ręka trzymająca kielich z winem, bo druga głowa nie pije. Do czego zmierzam? Ano do tego, że to nie jest dobry opis sytuacji, albowiem ta sytuacja nie ma wcale tła. Kiepsko z plastycznością opisu. Nie namawiam przecież, by wyliczać duperele bez znaczenia (Dwaj ludzie siedzieli w izbie, która miała drzwi i cztery okna. W izbie znajdowały się: stół, krzesło i wazon, fotel, pianino, trampolina oraz...). Ale trzeba dać czytelnikowi jakiś punkt zaczepienia. Słowo – klucz, które otworzy – że tak ładnie powiem - odpowiednią szufladkę ze skojarzeniami. Bo każdy widział jakąś izbę w kurnej chacie, w zwiedzanym skansenie lub na filmie, dużą albo małą, ze sklepieniem palmowym lub powałą, więc trzeba się do tego dyskretnie odwołać. Zagadnięty mężczyzna milczał, wodząc wzrokiem po klepisku brudnej izby – choćby tak. Mowa o tym gościu, przypomnę, który milczał, jakby się zastanawiał. Otóż gdy milczy, jakby się zastanawiał – jest to milczenie dla utworu jałowe. Jeśli milczy wodząc czymś po czymś (niekoniecznie wzrokiem, bo może wodzić palcem po blacie krzywego stołu – tak?) jest to milczenie nader konstruktywne, bo zawarta zostaje w tekście informacja dla czytelnika istotna. Krzywy stół nie stoi raczej w książęcej komnacie, stoi pewnie w jakimś biednym pomieszczeniu; uruchomiony zostaje w ten sposób łańcuch skojarzeń i czytelnik bez udziału świadomości zbuduje sobie jakieś tło, niedookreślone, ale zgodne w ogólnych zarysach z tym, co widzi autor. Lecz oto nowy akapit i: +W tej samej chwili, jakiś niewyraźny kształt, oderwał się od gzymsu jedynego okna komnaty i poszybował w mroczną noc.+ A więc nie izba, lecz komnata! Z jednym oknem, więc jest jakiś konkret – powiada się, że lepiej późno niż wcale. Okno ma gzyms (zamiast parapetu, jak rozumiem) a na gzymsie siedział (leżał?) kształt, jakiś niewyraźny. Jedźmy dalej. Akapitu część dalszy: +Z każdą chwilą zbliżał się (ten jakiś niewyraźny kształt, oderwany od parapetu – FWK) do olbrzymiej wieży, znajdującej się w centrum miasta.+ Brawo! Nie mieliśmy nic, za to teraz, w dwóch zdaniach, mamy wszystko: okno komnaty, noc, olbrzymią wieżę i centrum miasta – szanownego czytelnika uprasza się, by sobie to po ludzku w dwie sekundy poskładał. Ale mało tego, bo: +Wieża ta, mimo, że panowała noc, była dobrze widoczna. Materiał, z którego została wzniesiona, miał dziwną właściwość: w blasku dnia stawał się pochłaniać światło słońca, nocą zaś ten sam materiał (no jasne, że ten sam; czy ktoś mógłby go zmienić wieczorem? – FWK) powodował, że wokół wieży rozciągała się jasna poświata. Gdy twór (sic!) znalazł się przy niej, wpadł do środka przez jedno z małych okienek, znajdujących się u jej szczytu. Przemykając przez zakurzone i ciemne korytarze, tylko sobie znanym sposobem, dotarł w końcu do jasno oświetlonej sali.+ Najpierw nic. Próżnia doskonała, a w niej krzyki potępieńcze i głowy gadające. Potem nagła wolta: autor gotów detalicznie opisać strukturę cegieł tej cholernej wieży, okienka małe u stropu, korytarzyki, panie, zakurzone, kręte, wreszcie salę rzęsiście oświetloną, do której to sali dociera... no, wiadomo, „twór”. Najpierw żadnych tropów, podpowiedzi – nic i nic. Potem – wszystkiego w nadmiarze. Rzec by się chciało za Tuwimem: „Ten czarny tłok i nagła pustka” Są jak w dominie mydło – szóstka”. Bo czyż nie? Niestety. Opis, a zwłaszcza opis szczegółowy, podany musi zgodnie z pewnymi regułami. Pisałem już kiedyś o tym: myślimy tak, jak widzimy, trudna rada. Oko ludzkie rejestruje najpierw światło, potem ruch, a dopiero na końcu kształt i rozmaite detale. Nie można opisywać olbrzymiej wieży tkwiącej w środku uśpionego miasta – dopiero na końcu podając informację, że świeciła jak golas w ambasadzie. Bo wszyscy, idę o zakład, zdążyli już sobie wyobrazić te wieżę jako ponury, ciemniejszy od nocy kształt, odcinający się co najwyżej od granatowego nieba. A potem nagle „nie, nie, pardon – powiada autor – chodziło mi o choinkę”. Na tym nie koniec, niestety. +Sala była wielka.+ Tako rzecze autor. Więc, na miłość boską, dlaczego „sala” zamiast „izba”? Ostatecznie pokój, salka, komnatka... Ale sala? I znowu trzeba korygować obraz, który już się zmaterializował. +Przytłaczające wrażenie sprawiały setki, jeśli nie wręcz tysiące książek, woluminów i papirusów, zalegających na półki oraz olbrzymi stół stojący na środku sali.+ Autorze! Autorze, na Boga, co Waćpan wypisujesz! Więc duże czy małe było to pomieszczenie? Setki albo tysiące książek, woluminów – przecież się nie zmieści na przerobionej na pracownię ubikacji! Zdaje mi się z jakiegoś powodu, że te książki to nie były „harlequiny”? Na dodatek olbrzymi stół (olbrzymi! Nie duży, nie wielki, lecz olbrzymi! Wyżej w hierarchii są już tylko stoły gigantyczne, względnie monstrualne!) stojący POŚRODKU SALI. Niczym taboret na podłodze kuchni. Jaka była ta duża/ niewielka sala/ salka, Autorze? Ile Twoim zdaniem metrów kwadratowych może mieć niewielkie pomieszczenie nazwane salą, pośrodku którego stoi ogromny stół, a wzdłuż ścian piętrzą się regały z tysiącami książek? +Mapy na nim (na stole – FWK) rozwinięte przedstawiały niejednokrotnie królestwa, które od wieków już nie istniały, a o których pamięć zaginęła w pomrokach dziejów.+ Niestety, źle. Mapa nie może przedstawiać czegoś niejednokrotnie – co najwyżej niektóre z tych map przedstawiały królestwa, podczas gdy inne... coś innego, w każdym razie nie pradawne królestwa. +Przy stole siedział na wpół pochylony starzec. Wtem drgnął. Będąc w symbiozie z tworem wyczuł jego obecność. Postać starca przyjęła pozę wyczekiwania...+ Pozę wyczekiwania przyjęła. Postać starca. Bardzo proszę, by każdy teraz usiadł sobie na krześle i przyjął swą na wpół pochyloną postacią pozę wyczekiwania. Autorze? Jak postać przyjmuję pozę wyczekiwania? I na tym koniec prologu. Okay to tyle – oto jak ocenia Feliks W. Kres – mój mistrz. Co gorsza moje teksty jedynie niewiele przewyższają ten, po którym jechał Kres. Ale i na tym powinna polegać rola młodych autorów, aby cały czas poprawiali swój styl, a wpadki ma każdy – od tego, żeby je poprawiać są redaktorzy.

26.06.2002
20:30
smile
[36]

Beren [ Senator ]

Faolan: " A potem nagle „nie, nie, pardon – powiada autor – chodziło mi o choinkę”. - chyba polubie tego goscia, za takie sformulowania wlasnie :))) Nie rozumiem za to calego zamieszania z sala... jak dla mnie sala moze byc wielka i wtedy chyba wszystko sie zgadza... "+Przy stole siedział na wpół pochylony starzec. Wtem drgnął. Będąc w symbiozie z tworem wyczuł jego obecność. Postać starca przyjęła pozę wyczekiwania...+ Pozę wyczekiwania przyjęła. Postać starca. Bardzo proszę, by każdy teraz usiadł sobie na krześle i przyjął swą na wpół pochyloną postacią pozę wyczekiwania" - tez niezly tekst :) "Ale i na tym powinna polegać rola młodych autorów, aby cały czas poprawiali swój styl, a wpadki ma każdy – od tego, żeby je poprawiać są redaktorzy" - to chyba zostane redaktorem :)... oni nie musza miec zdolnosci pisarskich ? ;)

26.06.2002
20:33
[37]

Faolan [ BOHEMA ]

Beren - trochę muszą, muszą się znać na gramatyce. A co do Kresa - właśnie za te teksty go uwielbiam? A z salą chodziło, chyba o to, że autor sam nie wiedział co to ma być.

26.06.2002
21:14
[38]

FoXXXMagda [ Pellamerethiel ]

Witam kochani:)) picie na dzisiejszy wieczor------------> [Elfka podała szybko gosciom napitek, po czym rozlozyla na stole mapy, wykresy, tabele i notatki...przygotowala sobie tez swieze papirusy i inkaust z wetknietym weń piorem gęsim. -Zapowiada sie ceizka noc.-Westchnela.] mam dzis biorytm 100+, i pomysl na nowe opowiadanie:D zwiazanie z moją postacią, ale pozdrozujaca po krainach sasiadujących ze Srodziemiem...siada pisac:)

26.06.2002
21:34
smile
[39]

Beren [ Senator ]

Magda - witaj kochana :)) a picie... mam nadzieje, ze ktores z nich to koktajl... a moze trzecie to budyn z bita smietana ? w takim razie wybieram nr 3 :)

26.06.2002
21:39
smile
[40]

Faolan [ BOHEMA ]

Witaj Pelle. Ja biorę to po środku bo najbardziej bursztynowe, a Irlandczycy lubią bursztynowe płyny :)) Udanego pisania.

26.06.2002
21:40
[41]

hugo [ v4 ]

witojcie witojcie! i dobrze się trzymojcie :P zaczynam nowy nawyk witania się pod nazgulem za pomocą wiersza!

26.06.2002
21:42
[42]

hugo [ v4 ]

Pelle ==> gotów jestem wziąść na swe barki ciężar krytyki twego nowego tworu słownego :P, a krótko mówiąc chciałbym przeczytać to co właśnie piszesz... (?)

26.06.2002
21:42
[43]

FoXXXMagda [ Pellamerethiel ]

Dobry wieczor, Berenie, Fao i Ty hugo:) mam już kilka linijek opisu karczmy:) dobrze jest:P nie ukrywam ze robie to pod wplywem Wiedzmina, zarowno ksiazek ktore wlasnie czytam, jak i filmu ktory dzis ponownie obejrzalam:) a przy pisaniu pomaga mi Wiedzmin OST :)

26.06.2002
21:44
[44]

Faolan [ BOHEMA ]

Moje drugie opowiadanie było napisane pod wpływem Widżmina :)

26.06.2002
21:46
[45]

hugo [ v4 ]

Pelle ==> mocne masz nerwy.... ja bym drugi raz przed Wiedźminem ekranowym nie wysiedział..... qrde, uświqdomiłem sobie właśnie że tęsknię już za Vilya`ą, mam do niej druzgocące pytanie co do zespołu, którego jeszcze nie słyszała.... :P

26.06.2002
21:50
smile
[46]

hugo [ v4 ]

BarD... a co to za jeden... już tu jeden Bard, Trubadur, Skald, Pieśniarz jest.... ktoś mi tu próbuje konkurencę robić.... nie pozwolę!

26.06.2002
21:55
[47]

hugo [ v4 ]

^ up up up wątku, jak będziesz cały czas na górze to sobie pomyślą że ktoś tu siedzi i ruszą te swoje leniwe myszki, zmuszą flakowate nadgarstki i wystające oczy do wejścia i przeczytania co w trawie piszcza

26.06.2002
21:56
[48]

Faolan [ BOHEMA ]

hugo - uspokój się, co się z tobą dzieje?

26.06.2002
21:57
[49]

LooZ^ [ be free like a bird ]

Moze ja ? :>

26.06.2002
21:57
[50]

hugo [ v4 ]

ble ble ble ouiouiouioui bęc bęć bęc ijo jio jio jio patataj patataj patataj.... absolutnie nic, uwierz mi :)

26.06.2002
21:59
[51]

Faolan [ BOHEMA ]

Pssss, zastrzyk z valium dla hugo... już spokojnie :)

26.06.2002
22:02
smile
[52]

Beren [ Senator ]

hugo - udowodnij, ze to wlasnie Ty jestes bardem :); ostatnio o poziom artystyczno - kulturalany karczmy dbaja inni (publikujac strzepki swoich opowiadan, nad ktorymi moznaby sie pastwic :))

26.06.2002
22:14
[53]

FoXXXMagda [ Pellamerethiel ]

muzyka z Wiedzmina wspaniale wplywa na mnie:)) a oto rezultaty:) nie ukrywam ze jestem z siebie dumna, choc to dopiero poczatek i czekam na krytyke:P "Karczmę wypełniało poranne światło, leniwie wpadające przez upiększone witrażami okna. Uściślając nie były to okna, a raczej malunki ręcznie wykonane przez mieszkające w mieście Elfki, dorabiające w ten sposób na życie. Obrazy przedstawiały faunę Arkadii i sceny z życia tutejszych wieśniaków. Był więc malunek przedstawiający chłopa atakującego z kosą kikimorę, był też jednorożec pijący wodę z leśnego strumyka, a nie mogło zabraknąć też Elfów, pilnujących rozładunku w porcie markurijskim, czy wiedźmina ze srebrnym mieczem, atakującym wyjącego do księżyca wilkołaka. Promienie słońca przechodziły przez te scenki i odbijały się różnymi kolorami we wnętrzu karczmy. Wewnątrz panował gwar, jak to zawsze rano w Karczmie „Pod Białą Mewą”, w Markurii, stolicy Arkadii. Pellamerethiel leniwie sięgnęła po kryształowy kielich, wypełniony do połowy białym winem. Upiwszy łyka, westchnęła i poruszyła naczyniem, tak by promienie słońca zatańczyły na jego krawędzi. Olórinanna leżała obok niej na ławie, szmaragdy migotały wesoło. Elfka nie śpieszyła się. Skończywszy śniadanie, którym była grzanka z miodem i zamówiwszy jeszcze trochę elfickiego wina, rozmyślała, przyglądając się reszcie klientów karczmy. A było ich trochę, zważywszy na poranną porę, a wiadomo iż w takich miejscach najwięcej ludzi jest na początek i na końcu dnia. W rogu karczmy samotny krasnolud jedząc zupę z cynowego garnka wertował jakąś grubą księgę, wyglądającą na kronikę i mruczał coś cicho do siebie. Tuż przy barze siedział jakiś mężczyzna z czarną brodą i długimi włosami, gawędząc z karczmiarzem, wycierającym kryształowy kieliszek, podobny do tego z którego piłą Nimthiniel. "

26.06.2002
22:16
smile
[54]

Faolan [ BOHEMA ]

Pelle :: mam nadzieję, że czytałaś to co zacytowałem Kresa...

26.06.2002
22:17
[55]

FoXXXMagda [ Pellamerethiel ]

Fao-->Tak, ale na ogol nie popelniam bledow jakie tam byly:) czekam na rzetelną krytyke, jak zawsze:))))

26.06.2002
22:19
[56]

Vilya [ Wilczyca Stepowa ]

hej-ho! Hej-ha! po półgodzinnych pertraktacjach wybłagałam kabel na 30 minut z czego 15 pochłonął mój brat... :( ale przez następne 15 jestem tylko Wasza, o ile ktoś chce - w tym kółku literackim - odezwać się do zabieganej wilczycy...

26.06.2002
22:21
[57]

FoXXXMagda [ Pellamerethiel ]

witaj krewniaczko:)))) martini dla Ciebie------> co porabiasz bez Karczmy? Nam tu tęskno do Ciebie:(

27.06.2002
07:20
[58]

Faolan [ BOHEMA ]

"Uściślając nie były to okna, a raczej malunki ręcznie wykonane przez mieszkające w mieście Elfki" - chyba, nie były to witraże, no chyba, że Elfki potrafią malować na powietrzu :) "Był więc malunek przedstawiający" - bez więc "Olórinanna leżała obok niej na ławie, szmaragdy migotały wesoło" - nie wiem, skąd się wzięły ani gdzie są te szmaragdy... "elfickiego" - elfiego lub elfowego - to nie są elfici, do jasnej cholery (sorry - nienawidzę tego słowa) "A było ich trochę, zważywszy na poranną porę, a wiadomo iż w takich miejscach najwięcej ludzi jest na początek i na końcu dnia." - pod koniec dnia i nie na początek - niestety nic mi w zastępstwie nie przychodzi do głowy... "W rogu karczmy samotny krasnolud jedząc zupę z cynowego garnka wertował jakąś grubą księgę, wyglądającą na kronikę i mruczał coś cicho do siebie" - tu się przyczępię jak Kres - jeżeli je zupę to nie może mruczeć do siebie bo by się zupa mu z ust wylewała :) "Tuż przy barze siedział" - bez tuż - bo to buduje dystans od baru "z którego piłą Nimthiniel." - śmieszna literówka :)

27.06.2002
07:20
[59]

Faolan [ BOHEMA ]

"Uściślając nie były to okna, a raczej malunki ręcznie wykonane przez mieszkające w mieście Elfki" - chyba, nie były to witraże, no chyba, że Elfki potrafią malować na powietrzu :) "Był więc malunek przedstawiający" - bez więc "Olórinanna leżała obok niej na ławie, szmaragdy migotały wesoło" - nie wiem, skąd się wzięły ani gdzie są te szmaragdy... "elfickiego" - elfiego lub elfowego - to nie są elfici, do jasnej cholery (sorry - nienawidzę tego słowa) "A było ich trochę, zważywszy na poranną porę, a wiadomo iż w takich miejscach najwięcej ludzi jest na początek i na końcu dnia." - pod koniec dnia i nie na początek - niestety nic mi w zastępstwie nie przychodzi do głowy... "W rogu karczmy samotny krasnolud jedząc zupę z cynowego garnka wertował jakąś grubą księgę, wyglądającą na kronikę i mruczał coś cicho do siebie" - tu się przyczępię jak Kres - jeżeli je zupę to nie może mruczeć do siebie bo by się zupa mu z ust wylewała :) "Tuż przy barze siedział" - bez tuż - bo to buduje dystans od baru "z którego piłą Nimthiniel." - śmieszna literówka :)

27.06.2002
07:41
[60]

Vilya [ Wilczyca Stepowa ]

Los po prostu kocha być złośliwy. Wczoraj odebrał mi te 15 minut, Forum padło... to pewnie jakiś znak. (Głównie dal moderatorów:) Specjalnie dla Jolo ::: Poranna Herbata dzisiaj zapewne już nie wrócę, dlatego zyczę Wam udanego dnia i jeszcze - w następnym poscie Psy Piekielne spuszczę..

27.06.2002
07:45
[61]

Vilya [ Wilczyca Stepowa ]

ogólnie rzecz biorąc niezwykle bawią mnie Wasze wprawki w literackim krytycyzmie, dlatego zdecydowałam się, że i ja coś zamieszczę. Z czystej ciekawości - jakie grzechy znajdziecie w tym tekscie? To tylko początek opowiadania, które nie ma nic wspólnego z fantasy, ale - jak widzę - nie jest to wymagany gatunek... Czytajcie zatem, a ja czekam na spostrzeżenia. Pewnie jutro z samego rana sprawdzę, co odnalazły Wasze bezlitosne oczy... Nigdy nie będzie wiadomo, jak powinno się to opowiadać, w pierwszej czy drugiej osobie liczby pojedynczej, w trzeciej liczby mnogiej czy też może stwarzając w miarę potrzeby jakieś nowe formy, które do niczego się nie przydadzą. Gdyby można było powiedzieć: ja widzieliśmy, jak wschodził księżyc, albo: ty, jasnowłosa kobieta, to obłoki szybko płynące przed moimi twoimi jego naszymi waszymi twarzami. Niech to wszyscy diabli. Skoro jednak ma to zostać opowiedziane, byłoby najlepiej, gdyby maszyna (piszę na maszynie) mogła napisać to sama, podczas gdy ja poszedłem na piwo, i nie jest to przenośnią, bo dziura, o której będzie mowa, jest również maszyną, tyle, że inną (contax 1.1.2), a jest przecież bardzo prawdopodobne, że maszyna wie o drugiej maszynie więcej, niż ja, ty, ona (jasnowłosa) i obłoki. Wprawdzie głupi ma szczęście, nie mam go jednak aż tyle, by móc we wszystko uwierzyć, i wiem, że jeżeli sobie pójdę, mój remington na stole ani drgnie, pogrążony w tej absolutnej nieruchomości, która charakteryzuje – gdy stoją spokojnie – rzeczy z natury swej ruchome. Więc muszę sam pisać, bo jeżeli ma to zostać opowiedziane, ktoś musi pisać, a może już lepiej, żebym to był ja, który jestem umarły, mniej zaangażowany od pozostałych, ja, który widzę tylko chmury i mogę myśleć bez przeszkód, pisać bez przeszkód (oto płynie jeszcze jedna, o szarych brzegach) i przypominać sobie bez przeszkód, ja, który jestem umarły (i żywy, nie mam przecież zamiaru nikogo nabierać, co i tak się okaże, gdy nadejdzie odpowiednia chwila). Zaczynam więc (bo przecież trzeba jakoś zacząć) od najbardziej odległego końca, czyli od początku, co w gruncie rzeczy jest jeszcze najlepszym sposobem opowiadania. Chociaż... Sam siebie zapytuję, dlaczego właściwie muszę to opowiedzieć? Ale gdyby zacząć się pytać, po co się robi to, co się robi, gdyby zapytać nawet o to, dlaczego przyjęło się zaproszenie na kolację (teraz przefruwa gołąb, a chyba i wróbel) albo dlaczego, gdy ktoś nam opowie jakiś kawał, to człowieka tak długo łaskocze w żołądku, dopóki nie opowie go w biurze, i dopiero wtedy jest zadowolony, i może wrócić do pracy... O ile wiem, nikt nigdy jeszcze tego nie wytłumaczył, tak że chyba będzie najlepiej po prostu to opowiedzieć, w końcu nikt się nie wstydzi oddychać albo wkładać butów, są to rzeczy normalne i dopiero gdy zdarzy się coś niezwykłego, gdy w bucie znajdziemy pająka albo gdy tak rzęzimy oddychając, jakbyśmy mieli w płucach tłuczone szkło, dopiero wtedy omawia się to, opowiada kolegom w biurze albo lekarzowi: „Och, panie doktorze, za każdym oddechem..” Więc trzeba to zrelacjonować, wyrzucić z siebie, pozbyć się tego głupiego łaskotania w żołądku. A skoro już mamy do tego przystąpić, uporządkujmy to jakoś i zejdźmy sobie po schodach aż do niedzieli siódmego listopada, dokładnie miesiąc temu. Schodzi się te pięć pięter i oto już jest niedziela, nieprawdopodobnie słoneczna jak na listopad w Paryżu, taka, że miałoby się ochotę połazić tu i tam, popatrzeć i zrobić parę zdjęć (bo byliśmy fotografami, jestem fotografem). Wiem, że najtrudniej będzie znaleźć sposób, w jaki należałoby to opowiedzieć, i nie boję się tego powtarzać, bo w gruncie rzeczy nikt dobrze nie wie, kto opowiada, czy to ja, czy to, co się zdarzyło, czy to, co przepływa (obłoki, czasem jakiś gołąb), czy po prostu opowiadam moją własną prawdę, ale w takim razie byłaby to prawda z gatunku tych łaskoczących w żołądku, z tych, od których chce się uciekać za każdą cenę, byle już raz z tym wszystkim skończyć. Opowiemy to powoli, w miarę pisania wszystko się będzie wyjaśniało. Jeżeli zostałbym zastąpiony, jeżeli nie wiedziałbym, jak pisać dalej, jeżeli skończyłyby się chmury, a zaczęło coś innego (bo przecież trudno nazwać „istnieniem” oglądanie bez przerwy przepływających chmur lub przelatujących od czasu do czasu gołębi), jeżeli cokolwiek z tego wszystkiego... Co powinienem wstawić po tym „jeżeliby”, żeby prawidłowo zamknąć zdanie? Nic. Gdy zacznę się pytać, nie powiem nic. Należy mówić. Może to, co powiem, stanie się czymś w rodzaju odpowiedzi dla kogoś z tych, co mnie przeczytają. trzymajcie się, o Mędrcy!

27.06.2002
08:25
[62]

Faolan [ BOHEMA ]

Ja też coś wstawię :) Kościół z zewnątrz nie wydawał się ogromną budowlą, jednak po wejściu do środka, okazywał się całkiem przestronny. Wnętrze było oświetlane, przez wysoko umieszczone, gotyckie witraże przedstawiające Jezusa, Marię i Boga oraz dwóch inkwizytorów jednego dużego z łysa głową, a drugiego niższego o długich włosach. Ściany przyozdabiały ogromne płaskorzeźby przedstawiające sceny z biblii, a zaraz obok nich były ustawione drewniane ławy z klęcznikami. Na końcu sali znajdował się marmurowy ołtarz, z rozpościerającym się nad nim krzyżem. Mężczyzna podszedł do niego, przyklęknął, przeżegnał się i zaczął się modlić. Po kilku minutach poczuł dłoń na swoim ramieniu. - Witaj. - Niech będzie pochwalony bracie. – powiedział, przerywając modły. - Na wieki wieków. – wstał i odwrócił się. Znajdował się przed nim, niewysoki, czarnoskóry mężczyzna, w tradycyjnym, ciemnofioletowym habicie starszego mnicha. Jego twarz pokrywały tatuaże, świadczące jednak o przeszłości inkwizytora. - Chodźmy. – ruszył. Przeszli do małego pokoiku, z terminalem na ścianie. Eksinkwizytor wręczył mu mały optyczny dysk. Mężczyzna podszedł do terminalu, mechanizm reagujący na ruch wysunął klawiaturę, która zamrugała portem optycznym w oczekiwaniu na dysk. Włożył go, ekran terminalu zamigotał, pojawił się napis potwierdzający zgodność DNA z bazą danych. Ekran zamigotał ponownie, pojawił się mężczyzna odziany w zbroję energetyczną drugiego typu, oznaczenia na naramiennikach sugerowały o przynależności do starszych inkwizytorów. Twarz miał pokrytą tatuażem, częściowo maskującym bliznę na policzku, a długie, ciemne włosy opadały mu na ramiona. - Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus, o wielki inkwizytorze Nicodemusie. - Tak, Tak. Na wieków wieki. – Nicodemus nadymał policzki i z sykiem wypuścił powietrze. – Doskonale wykonałeś swe zadanie Azraelu. - Dzięki ci. - Ale… - Azrael uniósł wzrok i podniósł brew – będziesz tu musiał jeszcze zostać przez parę dni. Twoje nowe dokumenty zostały zniszczone podczas jednego z ataków heretyków, na transporter pasażerski. Pierdolony Nowy Początek. - Ależ bracie. - Żadne ależ, mogę się tak wyrażać, to samo przytrafiło się i mi, gdy byłem jeszcze młodszym inkwizytorem. - Niech ich inferi pochłonie. – inkwizytor pokiwał na zgodę głową. – Ile będzie trwało wykonanie nowych dokumentów. - Około trzech dni, trudno jest zsyntetyzować nową próbkę samoprzyswajalnego DNA. Wiesz, przecież jak szybko nukleotydy się rozłączają. Niełatwo jest go ustabilizować. Masz teraz – Nicodemus zawahał się na chwilę. – robić swoje powinności. - Niech Bóg cię prowadzi. - I ciebie. – ekran zgasł, a dysk optyczny rozłożył się na białą ciecz i został wchłonięty przez małe pory w klawiaturze.

27.06.2002
08:43
smile
[63]

Faolan [ BOHEMA ]

Vilya:: Niestety nie mogę się do niczego przyczepić, jest to już doskonale wypracowany styl, zwarty, będący wewnętrznym monologiem, w którym nie odnajduję błędów, które są w np. moich opowiadaniach. Może profesjonalny redaktor lub krytyk by coś znalazł, ew. Beren, ale nie ja. A wiesz. że naprawdę kocham niszczyć te małe kryształowe marzenia i iluzje szczęcia.

27.06.2002
10:45
[64]

FoXXXMagda [ Pellamerethiel ]

chyba wiem juz czemu forum padlo...moderatorzy przeczytali moj fragment:/ ------>4 all Faolan-->Juz poprawilam witraże;) No szmaragdy były w rękojeści, powinnam to usciślić? elficki zostawie:) zawsze uzywam elficki:) ej kransolud mial czas na pomruki pomiedzy jednym zaczerpnieciem zupy a drugim;) a literówkę znalazlam juz wczoraj:P napisalam jeszcze strone w nocy, ale ta krytyka mnie rozwala i nie wiem czy to tu kiedyś ujawnię;P Vilya-->Witaj:) mialas pecha z forum wczoraj...:( super filozoficzny monolog:)) swietny naprawde:) b. mi sie podoba! Faolan-->Ten fragment jest z tego co mowiles o inkwizycji, tak?:)

27.06.2002
11:13
[65]

FoXXXMagda [ Pellamerethiel ]

hehe zanim ruszę na miasto i do kina na Spidermana, zamieszczam jeszcze cos, by Faolan mogl zeby sobie połamac;PP ". Stolik za Elfką zajmowała jakaś rudowłosa piękność, najprawdopodobniej czarodziejka, co wywnioskować można były choćby z amuletów, którymi była poobwieszana. -Chociaż to kwestia sporna, tutaj wszyscy noszą jakieś talizmany...-Wymruczała do siebie Pellamerethiel, dopijając wino i odruchowo dotykając mithrilowej gwiazdki na szyi, skrzącej się w tak jasnym świetle. Pozostałe stoły również w większości były zajęte, głównie przez mieszkańców miasta, przybywających tu na śniadanie i kolejną porcję plotek, a także szukając okazji do nawiązania flirtu. Tym ostatnim zajmowała się właśnie para hobbitów przy stoliku obok wejścia do karczmy. Hobbitka bardziej niż nieudolnymi zaletami młodego niziołka, zajęta była pochłanianiem śniadania, na które składały się jajka i grzanki, oczywiście w dużych, jak na hobbitów przystało, ilościach. " ale bądźcie litosciwi ludzie, to dziela wyobrazni i duszy!!:P na pozegnanie------>

27.06.2002
11:30
smile
[66]

kami [ malutkie maleństwo ]

Witam po przydlugawej przerwie:) Nie na dlugo jednak, gdyz wkrotce znow wyjezdzam na egzaminy. Mam nadzieje ze bawiliscie sie tutaj tak jak ja w Warszawie:)))) Co prawda teraz nie zdam egzaminow bo sie niewiele uczylam ale co tam. Najwyzej za rok..;)

27.06.2002
13:44
smile
[67]

Beren [ Senator ]

Pelle - twoim tekstem zajal sie odpowiednio Faolan :) Vilyo - poddaje sie; ja jestem tylko prostym krytykiem ;); jesli chodzi o tekst, ktory opublikowalas, to sprawilo mi problem samo zrozumienie go; pewnie dlatego, ze sa to raczej swobodne przemyslenia napisane w specyficznym i wyrobionym juz stylu; w takim rodzaju opowiadania bledow trudno sie dopatrzyc (musialyby byc oczywiste, a tekich chyba nie popelnisz), bo cos, co ja moge uwazac za usterke, moze byc rownie dobrze zamierzonym przez Ciebie efektem... jedyne co mi sie nie podoba, to Paryz - przez niektore lektury znienawidzilem to miejsce, ale moze to sie niedlugo zmieni, bo mam zamiar je odwiedzic ;)) Faolan - "Wnętrze było oświetlane, przez wysoko umieszczone, gotyckie witraże przedstawiające Jezusa, Marię i Boga " tu mozna sie przyczepic do dwoch rzeczy: zasadniczo witraze nie swieca ;), a juz na pewno gotyckie oraz o przedstawienie Boga... moglbys uscislic (tak dla mnie) o jakie przedstawienie Ci chodzi... nie chce sie wdawac w dyspute teologiczna, ale Bog raczej nie jest doslownie przedstawiany w sztuce chrzescijanskiej... W nastepnym zdaniu powtarza sie slowo "przedstawiajace" " Chodźmy. – ruszył" - raczej powiedzial ;) albo "powiedziawszy to, ruszyl przodem" znow powtorzenie - "maly" "Azrael uniósł wzrok i podniósł brew " - i przyjal postawe wyczekujaca ;P "jednego z ataków heretyków, na transporter pasażerski" - raczej "ataku heretykow na ...", bez tego "jednego z" Hmm... czy ta sa fragmenty gotowego opowiadania ? Bo zaciekawil mnie ten swiat sama fabula, wiec chcialbym je przeczytac (juz bez wytykania bledow ;)), jesli nie mialbys nic przeciwko temu...

27.06.2002
13:49
smile
[68]

Beren [ Senator ]

kami - witaj ! :) Pelle - "Pozostałe stoły również w większości były zajęte" - raczej "wiekszosc (z pozostalych) stolow rowniez byla zajeta" Reszta bez zarzutu (jak dla mnie ;)) Aha... rozumiem, ze piszesz w swiecie Tolkiena, ale nie w jego stylu (?) Chodzi mi o to, ze profesor J. R. R. nie napisalby o flircie ;PP

27.06.2002
15:46
[69]

Faolan [ BOHEMA ]

kami ---> Witaj! Pelle:: "Stolik za Elfką zajmowała jakaś rudowłosa piękność, najprawdopodobniej czarodziejka, co wywnioskować można były choćby z amuletów, którymi była poobwieszana." - 1) bez jakaś, mogłoby być jakaś kobieta, a tutaj już ją opisałaś więc jest sprecyzowana... 2) Wyobraż sobie poobwieszaną siebie w amuletach, zmniejsz ich ilość, bo ja sobie wyobraziłem ją jako choinkę... :) „Pozostałe stoły również w większości były zajęte” – tutaj jak u Berena. Reszta bez zarzutu, (albo jestem dzisiaj litościwy) :) – ehh, dzieci, dzieci aż serce rośnie jak na to patrzę :)

27.06.2002
16:03
[70]

Meeyka [ The Hunter ]

witam wszystkich!!!!!!!!! dzieki za az tak dokladne "przeczesane" mojego tekstu :) no, to sie nazywa konstruktywna krytyka :) aaaaaaaa, pisze na Macu (w zastepstwie naszego peceta) i wiekszosc klawiszy na klawiaturze jest zle ponazywana (np. "y" zamiast "z", znaki interpunkcyjne w dziwnych miejscach..... LOL, LOL ale sie pisze ;D

27.06.2002
16:34
smile
[71]

Faolan [ BOHEMA ]

Meeyka :: Witaj :) Ja na sekundę! Jolo ---> W natłoku rzeczy, które opadły na mój słaby umysł (na szczęście już sobie z nimi poradziłem, nie powiem z twoją pomocą - thx i sorry za nachodzenie) - chciałem Ci pogratulować przeniesienia egzaminu. Dobra robota!

27.06.2002
19:02
[72]

m6a6t6i [ hate me! ]

As madmen, some hung head down From a long dead tree Some discuss, all at once For no one to hear Variations on emptiness Great themes on vain glory And as some go feral in strange performances Dressing customs that are metaphors Of your disease Hungry eyes are looking for Me... Laughing, I feed you With meaningless games, tricks and philosophies Whose answers you would die for In your hunger to believe How it does amuse Me And makes Me wonder For how long that it was Mine Because now it does really inflame Me As if ignorance was my secret desire... I am an angel who dresses in red Riding above you, etching fire rings I have learned to fly Don't you remember? While you still have not come down From your long-dead tree I can teach you wonders if you give me your soul Marvels and wild dreams can be yours I can teach you how iron turns to gold And how life can grow so old But I am a demon who dresses in red And I do not hope you will understand...

27.06.2002
19:02
[73]

m6a6t6i [ hate me! ]

As madmen, some hung head down From a long dead tree Some discuss, all at once For no one to hear Variations on emptiness Great themes on vain glory And as some go feral in strange performances Dressing customs that are metaphors Of your disease Hungry eyes are looking for Me... Laughing, I feed you With meaningless games, tricks and philosophies Whose answers you would die for In your hunger to believe How it does amuse Me And makes Me wonder For how long that it was Mine Because now it does really inflame Me As if ignorance was my secret desire... I am an angel who dresses in red Riding above you, etching fire rings I have learned to fly Don't you remember? While you still have not come down From your long-dead tree I can teach you wonders if you give me your soul Marvels and wild dreams can be yours I can teach you how iron turns to gold And how life can grow so old But I am a demon who dresses in red And I do not hope you will understand...

27.06.2002
19:04
[74]

m6a6t6i [ hate me! ]

sorry za dubla...

27.06.2002
19:21
[75]

Iarwain Ben-Adar [ Generaďż˝ ]

Ho ho... Ale się tu makka Twórczości domorosłej zrobiła. No no. Pozdrowionka.

27.06.2002
19:41
[76]

m6a6t6i [ hate me! ]

Magic World: Zaginiony relikt ------------------------------------ Rozdział I : Ponowne spotkanie Argonah siedział przy ognisku, patrząc na szalejące płomienie. Wydawał się być całkowicie zamyślony. To było jednak tylko złudzenie. Choćby jeden malutki odgłos zerwałby go na równe nogi. Mimo iż był przemęczony jego zmysły wciąż pracowały w pełni. W końcu znajdował się w samym środku Ciemnego Lasu. Stąd jeszcze nikt nie wyszedł żywy. Podobno. Ale on nie miał innego wyjścia jak udać się przez ten przeklęty las. Pościg pewnie nie odważy się tutaj za nim przyjść. Przynajmniej miał taką nadzieję. Jeszcze nie wiedział jak bardzo się mylił. Jednakże Argonah nieświadomy zagrożenia, począł układać się do snu. Przygasił ogień i wciąż ściskając swój topór położył się na ubitej trawie. Wkrótce zasnął. Spał jednak bardzo niespokojnie, śniły mu się wydarzenia z przeszłości. Zerwał się nad ranem zlany potem. Jednak nie dane było mu rozczulać się nad sennymi koszmarami. Nagle zobaczył pomiędzy drzewami błysk światła. To mogło oznaczać tylko jedno. Promień słoneczny musiał się odbić od czegoś metalowego. Argonah chwycił tarczę, ścisnął mocniej topór i ruszył biegiem przed siebie. Nie wiedział ilu strażników go ściga, więc zdecydował się na natychmiastową ucieczkę. Okazało się jednak iż jest ona już niemożliwa. Został bowiem otoczony podczas snu. Kiedy zorientował się w sytuacji, wiedział już, że musi stawić czoła przeciwnikom. Strażnicy królewscy ubrani w lśniące zbroje powoli zbliżali się do niego. Było ich około dziesięciu, uzbrojonych w miecze. Argonah nie miał praktycznie szans. Był sam, zmęczony. Jednakże nie było mowy o poddaniu się. Z krzykiem poderwał topór do góry i rzucił się na najbliższego wroga. Po chwili lasem wstrząsnęły odgłosy uderzanego metalu. Pierwszy przeciwnik nie potrafił długo bronić się przed rozwścieczonym wojownikiem. Bezgłowy korpus strażnika osunął się na ziemie, a krew rozbryzgła się na pobliskim drzewie. Widząc to pozostali rzucili się aby pomścić kolegę. Gdy już dobiegali do Argonaha, który z płomieniem w oczach wymachiwał swoim toporem, stało się coś czego nikt się wtedy nie spodziewał. Lasem wstrząsnął potężny głos, z nieba wystrzelił słup niebieskiego światłą i Argonah momentalnie stracił przytomność. - Chyba trochę przesadziłem - Argonah począł odzyskiwać powoli świadomości i słyszał nieopodal niewyraźne głosy. Wydawały mu się one znajome. - Trochę? Teraz nie wiemy kiedy się obudzi a musimy iść. Niebawem będą tutaj królewskie posiłki - rozprawiał wysoki, jasno włosy elf, bawiąc się przy tym strzałą. - Masz racje... przeproszę go jak tylko się obudzi - spokojnie odpowiedział mężczyzna w szarym kapturze. - Oby to było jeszcze dzisiaj - odfuknął elf. Tymczasem Argonah już odzyskał w pełni przytomność i od razu poznał dwie rozmawiające persony. - Amarel i Cherad? Wy żyjecie?! - zapytał przecierając oczy. - No wreszcie! - wykrzyknął elf chowając strzałę do kołczana. - Tak żyjemy - odpowiedział Cherad zdejmując kaptur, z pod którego wyłoniła się uśmiechnięta głowa. Argonah podszedł do nich obojga i usiadł z nimi przy ognisku. - Cheradzie, powiedz mi co zrobiłeś z tymi strażnikami, którzy mnie zaatakowali? - zapytał Argonah. - To samo co tobie - odpowiedział szyderczo nie pytany Amarel. - Ja właśnie chciałem prze.. - jednakże nie dane mu było dokończyć gdyż przerwał mu Argonah. - Nic się nie stało. To ja wam dziękuje za pomoc. Tylko opowiadajcie jak to się stało iż jesteście tutaj?! Byłem pewien, że jesteście martwi. Amarel zamyślił się chwilę po czym odpowiedział. - Dzięki Tobie żyjemy. Udało Ci się nas uratować... przez przypadek. Cherad przytaknął, natomiast Argonah nadal nie wiedział w jaki sposób jego przyjaciołom udało się przeżyć. Przecież byli strąceni do lochów w samym centrum zła czyli w twierdzy Urghan. Nie mieli szans na przeżycie, ponieważ wszyscy trzej skazani są na karę śmieci. A wykonana byłaby ona praktycznie natychmiast po ich złapaniu. - Hmmm... znaczy się jak ja wam pomogłem? - po chwili milczenia odezwał się wojownik. - Uciekłeś zamiast nas ratować, na co liczyli - krótko rzucił Cherad, rzucając na Argonaha przeszywające spojrzenie. Widząc, iż ten nadal nie rozumie szybko dodał. - Większość strażników została posłana w pościg za tobą. To sprawiło iż udało nam się uciec, gdyż do pilnowania nas zostało tylko niewielu. Wymknęliśmy się i podążyliśmy za Tobą. - Teraz rozumiem! - uśmiechnął się Argonah. - Tylko co teraz zrobimy? - Jak to co?! Idziemy dalej, wzgórze Ulmar jest już niedaleko! - krzyknął Cherad jakby to było całkowicie oczywiste. - Teraz to już nie jest takie proste. Sathrond już wie o naszej misji. - Elf rozejrzał się dookoła - I jak już wiemy, zrobi wszystko, żeby udaremnić jej wykonanie. Tymczasem Cherad, nie zwracając uwagi na wywody Amarela rozpoczął już przygotowanie do wymarszu. - Idziemy dalej przez Czarny Las, - mruknął pod nosem - już raz próbowaliśmy przejść przez Rotgor i o mało się ta przeprawa nie skończyła dla nas tragicznie. - Nie wiem jak wy ale ja mam dość tego lasu... - elf wstał i podszedł do Argonaha, cedząc przez zęby skończył - Czuje, że tu coś złego czai się między drzewami. Argonah tak jakby nie zainteresował się słowami Amarela, zwrócił się do gaszącego ognisko Cherada. - Myślisz, że nikt więcej nas nie będzie tutaj ścigał, pomijając tych, którzy mnie zaatakowali? - Nie. - dookoła zapanowała ciemność, Cherad założył kaptur i zarzucił na plecy tobołek - Myślę, że Sathrond nie będzie ryzykował utraty większej ilości swoich strażników. - Oby... idę wymienić ten topór, nie lubię takich zabawek - Argonah ruszył w kierunku leżących między drzewami strażników. - To po co brałeś akurat topór? - zdziwił się Amarel. Argonah odpowiedział nie przerywając oglądania mieczy, które leżały przy nieprzytomnych mężczyznach. - Widzisz, jak uciekałem to nie patrzyłem co biorę. Wtedy liczyła się każda sekunda. O! Ten mi się podoba - krzyknął podnosząc lekko lśniący od światła księżyca miecz. - Dobra, ruszamy. - Cherad rozejrzał się czy czegoś nie zostawili. - Kiedy się obudzą? - Spytał dołączając do przyjaciół wojownik, dokładnie oglądając nowo znaleziony miecz. - Nie wiem. Za kilka godzin, ale to nie ma różnicy. Jeżeli myślisz, iż będą kontynuować pościg, to się mylisz. Będą zbyt zdruzgotani i przestraszeni. Tobie podałem zioła, które zniwelowały działanie czaru. Twój sen był spokojny, oni po odzyskaniu świadomości będą bardzo zdezorientowani. - Dobra. - Argonah wsunął miecz do pochwy, którą przymocował sobie do pasa - Przed nami kilka dni marszu przez ten las. Ruszajmy już. Trzy postacie ruszyły w głąb ciemnego lasu. Poruszali się praktycznie bezszelestnie. Pierwszy szedł Amarel, który widział w ciemnościach niczym w słoneczny dzień. Za nim kroczył Argonah a pochód zamykał Cherad. Szli w milczeniu nasłuchując. Jednakże dookoła panowała dziwna, przerażająca cisza. żadnego dźwięku. Tak jakby w tym lesie nie było żadnego żywego zwierzęcia, podmuchu wiatru, czegokolwiek. Nawet elf, mimo iż nierozerwalnie związany z przyrodą, czuł się tutaj bardzo niepewnie. Jednak mimo to cały czas równym tempem brnęli do przodu mijając jakby martwe konary drzew. Po około czterech godzinach marszu zaczęło się powoli rozjaśniać. - Masz go ze sobą? - nagle kilkugodzinne milczenie przerwał Cherad, szeptem zwracając się do Argonaha. - Hę?! - ten warknął jakby wyrwany ze snu. - Pytałem czy go masz? - powtórzył mag. Argonah tylko pokazał zainteresowanemu małe zawiniątko przymocowane do paska i znowu pogrążył się w milczeniu. Tymczasem Cherad mówił cicho dalej, jakby tylko do siebie. - Bo właśnie pomyślałem, że gdy Cię złapali to mogli ci go zabrać. - Ciii! - brutalnie przerwał mu jednak elf. - Bądź cicho. Ten las nie lubi ludzkiego głosu. Cherad skrzywił się i zaciągnął mocniej kaptur na głowę. Tymczasem nastał już dzień. Teraz wszyscy ujrzeli dokładnie iż wokoło rzeczywiście nie widać zwierząt ani żywych roślin. Wokół nich ciągnął się tylko gęsty las suchych, ciemnych drzew rosnących na równie ciemnej ziemi. Wyglądało to bardzo dziwnie. Nikt z nich nie widział wcześniej podobnego lasu. Jednakże brak innych istot żywych wpływał na nich w sposób lekko optymistyczny - wydawało im się iż tylko one mogą im zrobić krzywdę. Dlatego mimo iż czuli się dziwnie w tym otoczeniu żwawo posuwali się przed siebie. Po około godzinie marszu Amarel zatrzymał się i zaczął nasłuchiwać. - O co chodzi? - spytał rozglądając się dookoła Argonah. - Pewnie się zmęczył - wycedził z szyderczym uśmiechem Cherad - biedaczysko. Tymczasem elf klęknął ciągle mrużąc oczy. Po chwili pozostałym dwóm towarzyszom wydało się jakby Amarel coś zobaczył w oddali. - Mamy poważny problem! - wykrzyknął elf, podnosząc się pośpiesznie - Już wiem dlaczego ten las jest taki... martwy! W tym momencie Cherad i Argonah również zobaczyli coś dziwnego. Tak jakby ziemia w oddali lekko falowała. I ta fala powoli się zbliżała z kierunku w którym wcześniej się udawali. - Co się dzieje?! - zaniepokojony Argonah zwrócił się do elfa. - Mrówki... morze mrówek. Wydaje mi się, że to one tak urządziły ten las. - elf odwrócił się - I co więcej, one tu idą po nas! - Cheradzie! - Argonah złapał maga za ramie - Nie możesz ich jakoś odstraszyć? - i rzucił mu pytające spojrzenie, dając do zrozumienia iż nie pozostało im już zbyt wiele czasu. Falująca ziemia zbliżała się już coraz bardziej. Tymczasem trzej bohaterzy trwali patrząc na siebie i nie mogąc podjąć decyzji co począć. - Ależ one są wielkie! - skomentował elf, widząc ogromne, długości małego palca mrówki, pędzące w ich kierunku. - Musimy natychmiast uciekać! - Może się boją ognia?! - w umyśle maga pojawił się pewien pomysł - Wycofajcie się a ja spróbuje przepędzić je ogniem! Amarel i Argonah nie mieli lepszego pomysłu więc posłusznie zaczęli się cofać. Tymczasem Cherad zdjął kaptur zagarniając swoje długie, czarne i mokre od potu włosy do tyłu. Powoli zaczął recytować jakieś zaklęcie jednocześnie podnosząc prawą rękę do góry. Cofający się przyjaciele dokładnie obserwowali jego działanie. Tymczasem z ręki maga wystrzeliła ognista kula, która po uderzeniu w napierające insekty, zamieniły je w palące się węgielki. Jednakże to nie wystarczyło, po chwili kolejna fala mrówek przedarła się przez dopalające się poprzedniczki. Cherad cofając się ponownie uderzył kulą ognia ale sytuacja się powtórzyła. Było pewnie iż tak nie powstrzyma tego naporu. - Musimy uciekać! Nie dam rady! - krzyknął odwracając się do towarzyszy. Tymczasem mrówki były już tylko kilka metrów od niego. - Spróbuj jeszcze raz! - odkrzyknął elf, który pamiętał jak Cherad wcześniej korzystał z tego zaklęcia przy wypalaniu pola. - Musi się udać! Nie mamy szans na ucieczkę! One są zbyt szybkie! Cherad stał tyłem do mrówek, które były już dosłownie na wyciągnięcie ręki. Wystarczyłaby sekunda aby go dopadły. Tym czasem w jego oczach pojawił się czerwony płomień i swoim potężnym głosem wymawiając tajemnicze słowa, momentalnie odwrócił się tworząc rękami fale ognia, która pokryła przed nim ziemię w zasięgu wzroku. Argonah i Amarel stali lekko oddaleni z podziwem obserwując poczynania przyjaciela, który teraz szedł w ich kierunku na tle płomieni. Kiedy zaczęli się zastanawiać jak oni ten pożar lasu teraz ugaszą, mag podniósł lekko do góry rękę przymykając oczy a ogień momentalnie ustąpił. W powietrzu unosił się tylko lekki zapach spalenizny. - Udało się - cicho powiedział Cherad zakładając kaptur. - Ano! - Argonah poklepał wybawcę po ramieniu - Na szczęście te mrówki były łatwopalne. - uśmiechnął się i zwrócił się jakby do siebie - Ciekawe co nas tutaj jeszcze czeka? Mam nadal jakieś dziwne przeczucie... - Te mrówki już chyba wszystko zjadły więc raczej nic - uśmiechnął się elf. - Nie wszystko. - wtrącił się stanowczo mag - Nie na... Au!! - nagle krzyknął spoglądają na nogę, na której wisiała wgryziona w nią mrówka. - Widzę, że kilka z nich nie daje jednak za wygraną! - powiedział zrzucając napastniczkę na ziemię i przydeptując ją nogą. - Panowie, nie traćmy już więcej czasu - skwitował elf - i ruszajmy dalej! Nie zdążyli mu już nic odpowiedzieć, gdyż nagle powietrze przeszył potężny pisk pomieszany z rykiem. - Co to do cholery?! - krzyknął wojownik rozglądając się dookoła. - Oby to nie to co myślę... - mruknął Cherad. Argonah mocniej ścisnął miecz i przyjął postawę obronną, natomiast Amarel naciągnął cięciwę łuku. Tymczasem to coś zbliżało się w bardzo szybkim tempie. Słychać było zbliżające się odgłosy powalanych drzew. Po chwili ujrzeli jak drzewa kładą się posłusznie przed czymś, z czym mieli za chwile się zmierzyć. - Co to jest?! - powtórzył Argonah. - Zaraz się przekonamy... - odpowiedział przestraszony elf - niestety... - A jednak to jest to co myślałem! - krzyknął Cherad cofając się kilka kroków do tyłu - To ich królowa! - Chyba jest bardzo zła. - stwierdził wojownik widząc zbliżającego się kilkunastometrowego potwora. - AAAAaaaa!!!!!! - krzyknął i rzucił się wymachując mieczem. Ten krzyk wojownika wyrwał Amarela z osłupienia i pozwolił mu strzelić. Strzała trafiła wielką mrówkę w tułów i opadła bezradnie na ziemie. - Ma za twardą skórę! Nie przebije jej nawet strzała! - zdążył krzyknął ale Argonah był już za blisko aby się wycofać. - Uciekajcie! - krzyczał rozpaczliwie walcząc o życie, ale w duchu już wiedział, że tę walkę przegrał - Cheradzie uciekaj! Tylko ty możesz dokończyć zadanie - krzyknął widząc iż dwaj przyjaciele nie zamierzają go zostawić. I to były jego ostatnie słowa, gdyż mrówka korzystając z chwili nieuwagi wojownika wbiła swoje kły w jego kark. - Aaaargh! - warknął Argonah i zaraz po tym rozległ się chrzęst łamanych kości. Krew strumieniem rozlała się po wcześniej spalonym podłożu. - AAAaaaa!!!! - wrzasnął przeraźliwie mag i począł recytować jakieś zaklęcie. Amarel nie wiedział co robić. Był przerażony i tylko patrzył raz na agonie wojownika, który był zjadany przez tego potwora a raz na Cherada. Mag wyglądał na przeraźliwie rozwścieczonego. Jego oczy płonęły a cała jego postać jakby urosła i okryła się lekko czerwoną poświatą. Po sekundzie zrobiło się nagle ciemno. Jakby nastał wieczór, a był środek słonecznego dnia. Po kolejnych dwóch sekundach powietrze przeszył przeraźliwy huk i z ziemi pod mrówką, która kończyła pożerać Argonaha, wystrzelił potężny słup ognia. Mrówka przeraźliwie zawyła wypluwając jednocześnie pogryzione szczątki wojownika. Ogień zajął całego potwora, który wił się z bólu. Tymczasem Cherad podniósł ręce do góry i w tym samym czasie palącą się mrówkę poczęły okrążać małe niebieskie jakby świetliki. Po chwili wszystkie naraz wbiły się w jej ciało, które momentalnie spęczniało i eksplodowało pokrywając okolice dopalającymi się wnętrznościami. Amarelowi zrobiło się już na tyle niedobrze, iż nie mógł dłużej się powstrzymywać. Tymczasem Cherad nadal stał wyprostowany, jednakże ogień z jego oczu zastąpiły łzy. Podszedł do miejsca w którym leżał miecz wojownika i pochylił się coś podnosząc z ziemi. Rozdział II : Wzgórze Ulmar Po około siedmiu godzinach marszu od śmierci Argonaha zaczęło się robić ciemno. Cherad i Amarel maszerowali w milczeniu. Żaden z nich nie odezwał się ani słowem od czasu walki z tą ogromną mrówką. Dopiero teraz milczenie przerwał Cherad. - Możemy się zatrzymać - stwierdził - tutaj las nie jest już taki wymarły. Rzeczywiście pojawiły się już tutaj rośliny, liście na drzewach. Oznaczało to iż niebawem wyjdą z tego przeklętego lasu. Rozpalili ognisko i usiedli przy nim. Amarel zaczął się zastanawiać nad misją, która mieli wykonać. Tak na prawdę to niewiele o niej wiedział. Ale nie chciał teraz o to pytać bowiem wiedział iż Cherad i Argonah byli bardzo dobrymi przyjaciółmi. Widział, mimo iż mag próbował to ukryć, jak Cherad cierpi. - Był wspaniałym człowiekiem i wielkim wojownikiem - powiedział podnosząc głowę. - Uratował mi życie. - Cherad dorzucił patyka do ogniska - A ja nie potrafiłem mu się odwdzięczyć tym samym... - Uratował ci życie? Kiedy? - zaciekawił się elf. - To było dawno temu, wtedy gdy po raz pierwszy się spotkaliśmy. Wędrowałem wtedy od miasta do miasta, gdy pewnego razu zaatakowali mnie bandyci, którzy chcieli mnie okraść. Byłem dość łatwym łupem zważając iż szedłem sam. Kiedy walczyłem z trzema przeciwnikami pojawił się nagle ten potężny wojownik. Jako że ja byłem bardzo zajęty parowaniem ciosów nawet nie zauważyłem, że nieopodal kryje się jeszcze jeden bandyta, wyposażony w kuszę. Na szczęście dla mnie Argonah był na tyle szybki, że zdołał odbić swoim mieczem bełt, który mierzył prosto w moją głowę. Potem szybko rozprawił się z samymi atakującymi, wypruwając im wszystkim flaki. - Hmmm - zmarszczył brwi elf - i wtedy postanowiłeś pomóc mu w jego misji? - Tak, wtedy postanowiłem się do niego przyłączyć. Opowiedział mi o swoim zadaniu i kazał mi w razie jego śmierci je wykonać. - Rozumiem - Amarel rozejrzał się dookoła - A co ty podnosiłeś wtedy z ziemi? - Kiedy? - Cherad zmarszczył brwi. - No w tym miejscu gdzie ta mrówka... - tutaj elfowi ślina stanęła w gardle. Cherad natomiast wyciągnął zza paska zawiniątko, które podał Amarelowi. - Co to jest? - spytał elf patrząc na mały ciemno zielony kryształ. - Sam dokładnie nie wiem. - sprecyzował Cherad - Wiem tylko tyle, że to coś ma pomóc nam odnaleźć zaginiony boski artefakt, który pomoże pokonać Sathronda. - Hmmm, a dlaczego udajemy się na to wzgórze? - Mieszka tam mędrzec, który ma nam pokazać gdzie szukać tego artefaktu. Amarel zapakował z powrotem kamień w szmatki i podał Cheradowi. Ten wziął zawiniątko i wsunął za pasek. - Mam jeszcze jedno pytanie, które mnie dręczy. - po krótkiej chwili milczenia odezwał się elf, zagłuszając przyjemne dla ucha skwierczenie palących się patyków w ognisku. - Słucham? - Cherad położył się na plecach i pod głowę podłożył sobie tobołek. - Dlaczego zostałeś tym... no wiesz - elf nie mógł znaleźć odpowiednich słów. - Kapłanem? - domyślił się Cherad - Zresztą i tak wszyscy nazywają mnie magiem, mnie to zresztą wcale nie przeszkadza. - Kapłanem? Też myślałem, że jesteś magiem. Kapłani to duchowni przesiadujący w klasztorach. Przecież ty nie siedzisz w klasztorze. - To nie takie proste. Kiedyś mieszkałem w zamkniętym klasztorze. Zgłębiałem tam tajniki magii i medytacji. Jednakże - zaczesał rękami włosy do góry - nie jestem typem człowieka, który może tak wiecznie żyć. - Dlatego przerwałeś i odszedłeś? - Tak - odpowiedział krótko Cherad, po chwili dodając - i czuje się bardziej magiem niźli kapłanem. Magia jest mi bardzo bliska. - To po co w ogóle szedłeś do tego klasztoru? - Przez pewną kobietę. Po prostu chciałem uciec od ludzi - głośno wciągnął nosem powietrze - ale jak już mówiłem, nie wytrzymałem długo. - A ile dokładnie? - elfa bardzo zaciekawiła ta opowieść. - 12 lat - odpowiedział cicho Cherad. - Ile?! - zdziwił się Amarel - To przecież bardzo długo! - A czymże jest 12 lat wobec wieczności? - Cherad spojrzał na przyjaciela - Niczym! - Proszę opowiedz mi o tej kobiecie, przez którą zdecydowa... - jednak nie zdołał skończyć gdyż Cherad odwrócił się na bok i sapnął : - —pij, nie ma o czym mówić a jutro z wczesnego ranka ruszamy. Elf tylko wzruszył ramionami ułożył się wygodniej. Wcale nie chciało mu się spać. Ale miał za to teraz dużo czasu na przemyślenia i postanowił go wykorzystać. [ na podstawie świata magic world, na bazie którego powstają obecnie dwie gry - roguelike oraz cRPG - https://magicworld.of.pl ] cdn

27.06.2002
19:45
[77]

Faolan [ BOHEMA ]

mati ---> co ja mam z tym zrobić, przeczytać, poprawić czy się pociąć ;)

27.06.2002
19:47
[78]

m6a6t6i [ hate me! ]

Faolan--> nie musisz z tym nic robic, ale w sumie mozesz przeczytac.

27.06.2002
19:49
[79]

Faolan [ BOHEMA ]

mati ---> jak tylko złapię kota i go obedrę ze skóry....

27.06.2002
20:18
[80]

Faolan [ BOHEMA ]

mati ---> fajną reklamę robisz swojej gierce :) kami ---> nie wiem czy poszło bo coś mi poczta szwankuje...

27.06.2002
20:38
[81]

LooZ^ [ be free like a bird ]

lol:) To chyba najdluzszy watek w historii forum ;)

27.06.2002
20:52
[82]

FoXXXMagda [ Pellamerethiel ]

Dobry wieczor wszystkim:)) kami-->Witaj malenstwo:)) dla Ciebie-----> LooZ^-->Bylam na Spidermanie. Film wymiata, ale Kirsten...jest głupsza niż leniwiec w "Epoce Lodowcowej":) w pewnej chwili az sie scyzoryk w kieszeni otwieral:P Beren-->Akcja rozgrywa się w krainie z gry "Najdłuższa Podróz", ktora jest u mnie krainą sąsiadującą ze Srodziemiem;) jest tez Wiedźminland i pare innych krainek:P Faolan-->Ale z tymi amuletami to tak mialo byc;)) mati-->Ale fajny kawalek=:O

27.06.2002
20:55
[83]

m6a6t6i [ hate me! ]

faloan -> a co podobalo ci sie opowiadanie? :) xxx -> dzieki ;)

27.06.2002
20:58
[84]

Faolan [ BOHEMA ]

mati ---> fajne, fajne, ale błędów co nie miara ;-P a może nawet ściągnę sobie gierkę :) Czyżbyś też był na jakimś dworcu? Pelle:: Oni tam muszą fajnie wyglądać w tych talizmanach ;))) Hmm muszę pomyśleć nad modą do Szrillu...

27.06.2002
20:58
[85]

FoXXXMagda [ Pellamerethiel ]

mam dziwny problem:| kiedy próbuje przerobić starsze zdania w Wordzie, spacja i cokolwiek powodują "zjadanie:" następnych słów...nie wiem jak to opisac a jest to wkurzające:(

27.06.2002
20:59
[86]

Faolan [ BOHEMA ]

Pelle:: naciśnij Insert - jeżeli to nie pomoże to nie wiem...

27.06.2002
21:00
[87]

FoXXXMagda [ Pellamerethiel ]

eh juz znalazlam:( ale jestem dzis roztrzepana... Fao-->Yhy:) ja tam miałam zaledwie jeden;P ale naprawde to mam z 5 wisiorków i jeszcze kilka bransolet...jestem "poobwieszana" :))) dla wszystkich------->

27.06.2002
21:01
[88]

FoXXXMagda [ Pellamerethiel ]

Fao-->A co do "jakiejś" rudowłosej piękności to chodzilo mi o to, ze była ona nieznana Pellamerethiel- opisywała ją tyklko z wyglądu:)

27.06.2002
21:02
[89]

m6a6t6i [ hate me! ]

faloan - co do bledow to wiem. poprawi sie. wersja beta, ze tak powiem. btw jakim dworcu?

27.06.2002
21:06
[90]

Faolan [ BOHEMA ]

mati ---> jaki dworzec :), zapomnij - nadmiar informacji i nie pytaj o to więcej :) Pelle:: Nie będę się kłócił ;)

27.06.2002
21:08
[91]

m6a6t6i [ hate me! ]

faloan -> ok ;) niechaj i tak bedzie.

27.06.2002
21:14
smile
[92]

Faolan [ BOHEMA ]

BTW: Dziś rano dowiedziałem się, że w wyniku demokratycznych wybórów między dwoma wyborcami, zostałem wybrany na wokal zespołu dysmuska - czymkolwiek ten zespół jest. Najśmieszniejsze jest to, że nie potrafię śpiewać i że mam śpiewać Britney S.

27.06.2002
22:03
smile
[93]

Faolan [ BOHEMA ]

^Tak wiem, że ta wiadomość ja i śpiew; ja i śpiew i Britney S. jest szokująca i nie do uwierzenia, ale może ktośby się odezwał :)

27.06.2002
22:04
[94]

FoXXXMagda [ Pellamerethiel ]

Fao-->Lol:)

27.06.2002
22:07
[95]

m6a6t6i [ hate me! ]

odzywam sie. ale mam jutro egzamin z analizy matematycznej wiec... tak po cichutku tylko...

27.06.2002
22:10
[96]

Queen_Arwen [ Evenstar ]

m6a6t6i ---- a ja mam w sobotę ze statystyki - tyż fajnie. WWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWW IIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIII TTTTTTTTTTTTTTTTTTTTTTTTTTTTTTTTTTTTTTTTTTTTTTTTTTTT AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA MMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMM !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! To wyżej to tak żeby karczma była pełna. Widzę że karczma żyje dość żwawo. AAA>> Mam dla was orkowe udka _ chce ktoś? jeszcze ciepłe> :)

27.06.2002
22:11
smile
[97]

Faolan [ BOHEMA ]

No, nareszcie mam poprawnie sygnaturkę...

27.06.2002
22:12
[98]

FoXXXMagda [ Pellamerethiel ]

witaj QA...Orkowe? Blee nie wezme tego do ust;. ale mam orcze oczy jak chcesz-----> kto chce zalozyc nową?

27.06.2002
22:33
[99]

Faolan [ BOHEMA ]

Ja :)

27.06.2002
22:34
smile
[100]

Beren [ Senator ]

mati - swietne opowiadanie :); najbardziej spodobal mi sie pomysl z mrowkami - calkiem oryginalne (a moze i nie - zbyt oczytany nie jestem ;)); czekam na cdn :)

27.06.2002
22:35
smile
[101]

Faolan [ BOHEMA ]

Follow the real Nazgul :) ====>

© 2000-2024 GRY-OnLine S.A.