Shergar [ Pretorianin ]
Gothic - pół żartem pół serio :D
Chciałem zapodać małą próbkę swoich możliwości, życzę miłej lektury
Aha proszę traktować opowiadanka z przymrużeniem oka i jeżeli ktoś ma ochotę napisać coś niekoniecznie w klimacie Gothica to proszę pisać ;)
Epixod VIII: Bitwa w Dolinie Snów.
Dzień mimo, iż sierpniowy był mokry i zimny. Ciężkie ołowiane chmury toczyły się po sennym niebie nurzając wszystko w szarości. Głównodowodzący wojskami murdersów stał samotnie na niewielkim wzniesieniu skąd rozpościerał się doskonały widok na Dolinę Snów. Siekacz zamienił rytualny dres i trampki na napierśnik wykuty z czarnego metalu wydobywanego z trzewi Księżycowej Góry, nałożony na misternie plecioną kolczugę. Ukochany baseball zaminił na prosty miecz, który towrzyszył mu odkąd został pasowany na rycerza. Na plecach wodza wisiała trójkątkna tarcza z herbem murdersów: smokiem oplatającym ciało nagiej dziewicy
- Tutaj rozpierdolimy tą brudną chałastrę - Siekacz wskazał dolinę stojącym za nim dowódcom.
Tuż za głównowodzodzącym czaiła się złowroga bestia, której mroczny zewłok zdawał się absorbować i pochłaniać światło dnia. Melkor czule głaskany przez Bezię po... nodze (przynajmniej tak jej się wydawało ) wbijał czerwone ślepia w liczne szeregi geesowców. Jego nienawistne spojrzenie z uparem psychopaty wciąż szukało jednej sylwetki.
- Nie ma go - powiedział spokojnie Shergar jakby czytajac w myślach towarzysza - Ale przybędzie a wtedy wyrwiesz mu serce i zrobisz z niego naleśniki.
- Arghhh - ryknął Melkor zaciskając potężne łapy w pięści - Krwiiii!
- Już wkrótce wszyscy jej posmakujemy - rzekł Siekacz i odwrócił się w stronę przyjaciół - Głównym uderzeniem będzie dowodził Melkor. Twoim najważniejszym celem jest Dick. Masz się do niego przedrzeć i raz na zawsze wysłać tego bydlaka do Beliara.
- ARGHHH!
- To my zaatakuemy? - zapytał z niedowierzaniem Lares.
- Tego się nie spodziewają a atak jest najleposzą obroną - powiedział niewzruszonym głosem Lord Zysk jak zawsze przywdziany w nienaganną czerń - Zaskoczymy ich a chwilę później zabijemy.
- Ciężką konnicę poprowadzi Orc, ty Zysk na czele lekkiej jazdy uderzysz z flanki. Orc utworzysz klin i spróbujesz podzielić tych suczych synów. Uderz pomiędzy Ciężką Jazdę Dicka a pikinierów Etrixa.
- Shergar ty weźmiesz wszystkich zwiadowców i przepatrywaczy, i potajemnie okrążycie armię geesu. Od zachodu Puszcza Rozpaczy styka się z ich tyłami i zaopatrzeniem. Twoim celem są tabory z zaopatrzeniem a później nękanie tyłów walczących geesowców.
- Rozpętam tam prawdziwe piekło - odrzekł Shergar takim głosem, że nawet Melkor spojrzał na niego z obawą. Twarz elfa ostatnio dość często skrywana pod kapturem nie zdradzała nic prócz niemej obietnicy zagłady. Tancerz Wojny nie nosił zbroi aby nie spowalniała jego ruchów w walce, wystarczał mu półtoraręczny miecz przewieszony przez plecy.
- Ken'Udz będziesz dowodził katapultą...
- Chyba coś ci się pomyliło, jestem Mistrzem Stali i Ury.., tzn. Runy, nie będę robił za statystę!
- Wprost przeciwnie to ty rozpoczniesz atak ostrzałem z katapulty. Musi tak być bo tylko ty wiesz jak obsługiwać to ustrojstwo. Magami będzie dodwodził Maz.
- Niech będzie - mruknął niezadowolony Ken i rzucił Mazowi jakąś runę.
- Co to? - zapytał Rangers podejrzliwie oglądając pulsujący kryształ runiczny.
- To Gniew Inosa, ale użyj go tylko wtedy jak nie będzie już innego wyjścia - mruknął Ken, odwrócił się na pięcie i odszedł w stronę wysokiej na kilka tawern katapulty.
- Piechotę poprowadzą Aver i Drow. Weźcie do pomocy Elvansa, Raziela, Angara, Uthera, Arthasa, Lorda, Gorna i Dragona. I pamiętajcie, że czeka was najgorsze zadanie. Musicie powstrzymać ciężką jazdę.
- Zrobimy to z przyjemnością - Drow obnarzył zęby w brzydkim uśmiechu.
- Kazałem wyciąć kilkadziesią drzew, zrobilismy z nich pale, na które nadziejemy tych głópców jak będą szarżować.
- Dobry pomysł. Vegolas poprowadzisz łuczników. Nie ma ich wielu, ale to nie jest problem. Waszym głównym zadaniem jest pozbycie się dowództwa Geesu. Macie zabić jak najwięcej z tej dowodzącej chałastry. Hydra pozbawiona głowy jest jak kupa Orka, długa, ciężka, śmierdząca strachem, ale ślepa. A my rozgnieciemy to łajno pod naszym butem.
- Czy to wszystkie rozkazy wodzu? - zapytał Kyro.
- Prawie. Vajhalanie z Lesterem, Kyro, Quardem, Izdebem i LOLem zostaniecie razem ze mną. Będziecie moją przyboczną strażą i jedynym odwodem. Ty Silva także zoataniesz przy moim boku i będzie osłaniać mi... tyły. To może buzaiak na szczęście?
Białowłosa piękność w pierwszej chwili odruchowo chciała odbezpieczyć granat, ale coś wstrzymało jej rękę.
- W sumie to czemu nie - mruknęła pod nosem i z gracją zsunęła się z Cieniostwora. Kiedy zbliżyła się do Siekacza ten obleśnie się uśmiechnął i nastawił policzek. Jednak Silva mocno złapała go za włosy i... Wódz nie spodziewał sie takiego jamochłona Naznaczona bliznami twarz robiła się na przemian pąsowa, zielona i niebieska. Kiedy Silva zlizała ostanie ślady zażenowania z twarzy Siekacza głównodowodzący z trudem łapał oddech.
- Co sie tak gapicie - warknął do dowódców - Rozejść się do swoich...
Siekacz przerwał i utkwił uważne spojrzenie w odrywającym się od wojsk Dicka orszaku.
- Co to do córki rybaka te sucze syny chcą pertraktować?! - temperatura głosu Siekacze tylko trochę ustępowała temperaturze jego spojrzenia - Czego oni chcą?
- Zdaje się, że poznaję Etrixa - powiedział Orc - Znam go z lepszych czasów. Wyjadę mu naprzeciw.
- Dobra tylko się pospiesz - zadecydował Siekacz w zamyśleniu klepiąc Silvę po... ramieniu - Szkoda marnować takiego pięknego dnia na gadanie.
Orc wrócił szybko, jednak wyraz jego twarzy mógłby wstrząsnąć nawet martini z lodem.
- Wodzu oni nie chcą z nami walczyć - wyjąkał Ork opatrznie stając kilka kroków od Siekacza.
- Że córka rybaka co! - ryknął wódz chwytajac za rękojeść miecza - Każdego kto przyniesie mi taką wiadomość...
- Mów - przerwał Siekaczowi Shergar stojąc pomiędzy nim a Orkiem - Tylko szybko.
- Geesowcy nie przybyli tu by walczyć - powtórzył już z normalną dla siebie arogancją w głosie Orc - Oni uciekając przybyli do tej doliny bo szukali u nas... pomocy.
Tym razem Siekacz się zapowietrzył. Nawet Melkor zrobił głupią minę co w jego przypadku wyglądało dość makabrycznie.
- Orkowie ruszyli ze wschodu. Podobno setki tysięcy sług Beliara zalało już wschodnie i południowe prowincje Myrtany. Królewskie wosjka cofają się w panice do stolicy. Geesowcy profilaktycznie uciekli jeszcze zanim ujrzeli łuny palonych wsi. Chcą się do nas przyłączyć i oddają się pod twoje rozkazy wodzu.
- A Dick? - zapytał z ciekawością Zysk.
- Dick wsiadł na okręt paladynów i uciekł do stolicy zostawiając swoje wojska na pastwę orków.
- To do niego podobne - mruknął Aver.
- Co robimy? - zapytał Drow.
Siekacz znów spojrzał w dół doliny. Tysiące rycerzy z hebrem geesu na tarczach i zbrojach przyklękło obnażajac miecze i wyciągając je w stronę obozu murdersów trzymając oręż za ostrza na znak poddaństwa.
- Niech i tak będzie - zadecydował Siekacz - Gother i TOOL ruszajcie do Eli'Ne. Jeżeli chcemy wygrać tę wojnę i ocalić królestwo musimy połączyć nasze siły.
- Tak jest wodzu! - ryknęli obaj wogowcy i śpiesznie oddalili się w stronę koni.
- Wyślijcie wici - rozkazał Siekacz i odszedł w stronę swojego namiotu. Dowódzcy bez słowa podążyli za swym wodzem.
***
Drugiego dnia wczesnym rankiem poły namiotu otwarły się wpuszczając do środka złote promienie słońca i postawnego wojownika z toporem na plecach.
- Wybacz wodzu, ale Genrał Lee nalegał... - wyjąkał miecznik LOL nie wiedząc co zrobić z obnażonym mieczem.
- Jeżeli to naprawdę jest generał Lee to nic się nie stało - Siekacz wstał od stołu zasłanego mapami i butelkami - Witaj Lee.
- Przybyłem na wezwanie wodzu - odrzekł były generał i lekko skinął Siekaczowi głową - Ja i moi najemnicy będziemy walczyć u twego boku. Oczywiście za godziwe wynagrodzenie - dodał Lee z chłodnym uśmiechem na ustach.
- Oczywiście - Siekacz też się uśmiechnął - Wszystko co znajdziecie przy poległych wrogach będzie należało do was.
- Ale,,, - próbował zaprotestować Aver jednak wzrok Siekacza sprawił, że szybko spojrzał w inną stronę.
- Zgadzam się - Lee podał dłoń Siekaczowi.
- Stawiam jednak jeden warunek - na twarzy Siekacza zabłakał się szelmowski uśmiech.
- Jaki?
- Podzielisz swoich najemników na dwa oddziały a tym drugim będzie dowodził Shergar - odrzekł z miłym uśmiechem Siekacz.
- Moi ludzie nikogo innego nie posłuchają...
- Dam sobie z nimi radę - przerwał generałowi Shergar wstając od stołu.
- Skąd mam wiedzieć czy mogę zaufać temu elfowi? - powiedział Lee taksując Shergara uważnym spojrzeniem.
- Zaufać Shergarowi? - Siekacz wybuchnął głośnym śmiechem, zawtórowały mu inne głosy z czego najgłośniej śmiał się Drow - To tak jakbyś chciał zaufać Orkowi, który mówi, że nie jest głodny.
- Skoro tak - stwierdził Lee z lekkim usmiechem - To przynajmniej będzie do nas pasował. Witaj na pokładzie elfie.
Shergar skinął głową Lee i razem opóścili namiot. W wejści minął ich Maz.
- Wodzu przybył Pyrokar i pragnie złożyć ci jakąś propozycję.
- Niech wejdzie - zgodził się łaskawie Siekacz dając znać Drowowi i Averowi, że jeżeli mag choć źle spojrzy mają go roznieść na mieczach.
- Jestem Wielkim ArcyMistrzem kręgu Ognia - zaczął wyniosłym tonem Pyrokar stając przed Siekaczem - Rządam, abyś przekazał mi władzę nad wszystkimi swoimi magami, których to ja popraowadzę do boju!
- Mam w dupie twoje rządania - przerwał mu Siekacz z brzydkim uśmiechem na ustach.
- Jak śmiesz ty brudny ochaptu... - Pyrokar nie dokończył bo jedna z kling Drowa ogoliła mu policzek a druga boleśnie ukłuła w okolicach krocza. Aver przyłożył sztych miecza do piersi towarzyszącemu Pyrokarowi Serpentesa.
- Będzie tak jak ja postanowię - kontynuował Siekacz tak jakby się nic nie stało - A twoimi magami dowodzić będzie Maz. Zrozumiałeś Wielki ArcyMistrzu kręgu Ognia?
- Nigdy... - tym razem ostrze Drowa rozorało policzek maga a wzrok Mrocznego Elfa sprawił, że Pyrokar odruchowo przełknął ślinę - Niech będzie. Ale jeżeli przeżyjemy bitwę nie ominie cię gniew Inosa.
- Aver i Drow wyprowadźcie naszych szacownych gości - nakazał Siekacz i ostentacyjnie wychylił kielich miodu.
Zaraz po wyjściu magów do namiotu wpadł jak burza Vegolas.
- Wodzu na wzgórzu wisielca dzieje się coś dziwnego!
- Prowadź - rozkazał Siekacz i ruszył za zwiadowcą w towarzystwie pozostałych dowódców.
Rzeczywiście na oddalonym o sto jardów wzgórzu pojawiły się odziane w płaszcze, zakapturzone sylwetki. Tylko jeden z przybyszów nie nosił płaszcza.
- To Ken'Udz - krzyknął uradowany Lares - Ale kim są tamci?
- Ken przyprowadził swoich braci - mruknął Siekacz.
Trzy sylwetki w tym Ken'Udz stanęły w trójkącie i wzniówszy ręce ku nieby zaczęli inkantowac zaklęcia. Pozostała czwórka odrzuciał kaptury. Ich pozbawione źrenic oczy nie wyrarzały nic prócz pustki i nicości. Sponad barków pradawnych wojowników złowrogo sterczały rękojeci mieczów. Po chwili ponad wzgórzem wisielca uniosła się krwawa mgła ukrywając przed oczami murdersów tajemniczych przybyszów.
- Jesteśmy już chyba w komplecie.
- Panie - zameldował TOOL - Wojska wogowców przybyły.
- Kto nimi przewodzi?
- Eli'Ne wodzu - odrzekł TOOL - Nekro kiedy dowiedział się o inwazji orków poczuł się niedysponowany i nikt go nie mógł znaleźć.
- To dobrze, ta kobieta zna się na rzeczy - chrząknął pod nosem Siekacz.
- Mamy już chyba komplet. Przygotować się do bitwy - powiedział głównodowodzący połączonych wojsk murdersów, geesowców i wogowców po czym skierował się w stronę namiotu.
Epizod IX: Ostatni bój The Justify Murders.
Sprzymierzone wojska geesu, wogu i Murdersów stały w równych szeregach u podnóża masywu Ochwaconej Klaczy. Dolina Snów okryła się całunem śnieżnobiałej mgły. Wojska wogu pod komendą Eli'Ne zajęły lewą flankę, Murdersi stanęli w środku, a geesowcy w niewielkim oddaleniu oblegli wzgórze Wisielca, nad którym wciąż unosiła się karminowa mgła.
- Wojownicy - ryknął Siekacz, kłusując wzdłuż szeregów swych wojsk - Bracia! Wiem, że wielu z was zastanawia się kim jestem, wiem, że wielu z was mi nie ufa, wiem, że ci z was, którzy mnie znają wątpią w moje przywództwo! Ale dzisiaj nasze wątpliwości przestają być ważne. Zapomnijcie o tym co było, nie myślcie o ty co będzie. Liczy sie tylko ta chwila, chwila walki. Czeka was krwawa danina odwagi i honoru, kto wie, może nawet przeżyjemy - przemównienie wodza na chwilę przerwał gromki ryk śmiechu Murdersów - Musicie pogodzić się ze śmiercią, wtedy co najwyżej przeżyjecie. Nie bójcie się śmierci, bójcie się utracić honor! Czeka nas krwawa przeprawa przez... - Siekacz ukradkiem poprawił kartkę z przemównieniem napisanym przez Shergara - morze krwi. Orkowie nie znają litości, nie biorą jeńców. Ich największą siłą jest strach. Ale naszą największą siłą jest odwaga i pogarda śmierci! Kiedy dam znak rozpętajcie piekło. Siła i honor!
- Siła i honor!!! - rozległ się ryk z tysięcy gardeł.
- Zwyciężymy, kurwa i nasikamy na truchła tych zawszonych kreatur! - to akurat Siekacz dodał od siebie Wódz uderzył mieczem w tarczę. Wojownicy uczynili to samo. Nagle Ktoś krzyknął:
- Orkowie! Orkowie idą!
Ludzie momentalnie ucichli. Rzeczywiście, drzewa po drugiej stronie doliny zaczęły walić się z hukiem, a po chwili dolina Snów zajęczała pod ciężkimi krokami orkowych wojowników. Orkowe hordy wychynęły małymi grupami po 10 tysięcy . Towarzyszyły im oddziały zwiadowców składających się z goblinów ujeżdżających wargi. Na końcu przedzierały się ogromne Trole.
- Czarne Trole! - krzyknął Alien, wskazując na wyrywane z korzeniami tysiącletnie dęby. Trzy bestie o czarnym futrze siały spustoszenie wśród dumnych drzew. Nagle trole rozstąpiły się, przepuszczając potężną bestię. Trolopodobny potwór wyłonił się z puszczy niczym demon zagłady. Był prawie dwukrotnie większy od swych pobratymców, jego śnieżnobiała sierść była brudna i nadpalona, nosił też na głowie hełm z czaszki Lewiatana, a w dłoni ściskał ogromną granitową maczugę.
- Arghhh! - ryknęł bestia, obalając zastępy orków i okoliczne drzewa.
Melkor wbił przekrwione ślepia w to straszliwe monstrum.
- Krwi! - mruknęła bestia czule głaskana przez Bezię.
- Ork, dowodzisz ciężką konnicą, Zysk, pokierujesz lekkimi podjazdami - zakomenderował Siekacz - Uderzycie z przeciwnych flank. Nie dajcie się osaczyć bo zetrą was w pył.
- Na Innosa nie pokonamy ich... - wyrwał się komuś stłumiony krzyk.
- Kto to powiedział?! - ryknął Siekacz.
Dwóch geesowców natychmiast wyprowadziło z szeregu Zenka. Siekacz skinął na Drowa. Mroczny elf z brzydkim uśmiechem zbliżył się do pechowego geesowca. Nie wiadomo kiedy w jego dłoni pojawił sie miecz. Głowa Zenka wyleciała w powietrze, ciągnąc za sobą czerwony warkocz krwi.
- Jest tylko jedna kara za zdradę! - krzyknął Siekacz, wskazując mieczem hordy orków - Jest tylko jeden kierunek. Chyba nie chcecie żyć wiecznie?!
Ryk Murdersów znów rozległ się w dolinie Snów niczym śmiech śmierci. Zachowanie Murdersów wyraźnie dodało otuchy geesowcom.
- Śmierć orkom! - krzyknął marszałek Etrix.
- Śmierć orkom! - powtórzyli geesowcy.
Wojska wogu stały spokojnie na swoich pozycjach. Eli'Ne skinęła głową na znak, że są gotowi.
Magowie pod dowództwem Maza stanęli w długim szeregu na dwóch wzgórzach. Każdego maga strzegło dziesięciu wojowników, tylko Pyrokar miał dwóch strażników: Drowa i Avera. Przy Mazie stanęli Gorn121, Raziel i Elvans.
- Magia może zawarzyć na losach tej bitwy, więc dajcie z siebie wszystko - powiedział Siekacz - Każdego maga, który zwątpi w zwycięstwo zabić!
Przez szereg magów ognia przeszedł głośny szmer, jendak pod spojrzeniem Siekacza natychmiast umilkli.
- A czy możemy też zabić tych magów, którzy mają myśli nieprzystające magom? - zapytał z nadzieją w głosie Aver, złowrogo patrząc na Pyrokara.
- Nie, albo dopiero po bitwie, bo musiałbyś zabić wszystkich! - odkrzyknął Kyro.
- Shergar i Lee pokierujecie głównym uderzeniem - Siekacz wskazał na trolopodobną bestię - To będzie twoje wyzwanie Melkor.
- Argh! - ryknął Melkor i zacisnął dłonie w pięści - Krwi! Dajcie mi krwi!!!
- Córka rybaka, brakuje tylko... - Lares nie dokończył, bo ponad puszczą zamajaczyły jakieś skrzydlate kształty.
- Smoki!
Tym razem ludzie w milczeniu obserwowali latajace bestie. Smoki były cztery, z czego jeden z nich był dużo większy i był cały czarny (Black Dragon made by Som ). Smoki zaryczały złowieszczo i runęły na zastępy ludzkich wojowników.
Nagle mgła na wzgórzu Wisielca opadłą, ukazując migotliwe kształty. Dwie zakapturzone istoty i Ken'Udz lewitowały kilka jardów nad ziemią, inkantując zaklęcia w jakimś niezrozumiałym języku. Pozostali z przybyszów obnażyli miecze i w milczeniu czekali na smoki. Kiedy skrzydlate bestie znajdowały się zaledwie sto jardów od ludzkich zastępów stało się coś dziwnego. Smoki zatrzymały się w locie, krople deszczu zawisły w nieruchomym powietrzu. Potężni magowie zatrzymali czas. Ken'Udz zakończył inkantacje, z jego rąk wystrzeliła czerwona kula, która eksplodowała pomiędzy smokami. Zaklęcie czasu przestało działać i dwie bestie runęły na ziemię. Czarny smok ryknął przeraźliwie i uderzył na magów. Pradawni wojownicy zawirowali w śmiertelnym tańcu. Bestia nie miała żadnych szans. Ostatni ze smoków odleciał poza szeregi orków i przycupnął na wysokiej skale.
- Kurwa co to było? - Siekacz nawet nie próbował zrozumnieć tego, co się wydarzyło.
- Wolałbym walczyć z tuzinem smoków niż z tymi istotami - mruknął Shergar i dał znać swoim najemnikom, żeby ruszyli.
Czas był już ku temu najwyższy, gdyż orkowie, widząc zagładę smoków, z głośnym rykiem ruszyli do ataku. Pancerna jazda pod wodzą Orka i konnica Zyska zatoczyły koło. Konni łucznicy pod wodzą Vegolasa zataczali krąg kontabryjski przed szarżującymi hordami.
- Do ataku! - krzyknął Siekacz, wskazując mieczem szarżujących orków.
Zastępy geesu i wogu ruszyły do walki. Murdersi sformowali nieskładny szereg i rzucili się na orków. Przy obserwującym ze wzgórza Siekaczu pozostali gwardziści z BGS i Vajhalanie pod wodzą Laresa, Kyra, Izdeba, LOLa, etc.
Kiedy wojska ludzi i orków zderzyły się ze sobą zatrzęsła się ziemia. Magowie i orkowi szamani nie ustawali w inkantacji zaklęć. Palona i tratowana ziemia jęczała pod stopami wojowników. Najemnicy pod wodzą Lee i Shergara wraz z Murdersami znaleźli się w centrum walk. Jednak apogeum miało dopiero nadejść. Nagle prawe skrzydło walczacych ludzi pękło i przez uciekajace zastępy geesowców przedarły się elitarne oddziały orków.
- Nie cofać się! - ryknął Siekacz i wraz ze swoim orszakiem runął na szarżujących orków.
Trole siały prawdziwe spustoszenie zarówno wśród orków, jak i ludzi, jednak ich przywódca wydawał się być posłańcem samego Beliara. Nagle bestia znalazła się blisko odcinajacej się kilku orkom Bezi. Wojowniczka zdołała sparować uderzenie maczugi mimo to poleciała kilkanaście jardów do tyłu niczym szmaciana kukła.
- Nie! - ryknął Melkor, w szale przedzierając się przez zastępy przerażonych orków. Czerwonooka bestia zdawała sie rosnąć z każdym krokiem. Kiedy Melkor ukląkł przy Bezi ta wypluła na brodę krwawą ślinę.
- Zabij go... - wyszeptała i zamknęła oczy.
Melkor bez słowa poderwał się do biegu. Niczym czarny pocisk runął na kilkukrotnie większego od siebie Trola. Bestia zachiwała się uderzona z siłą, która powinna powalić niejedną górę. Biały Trol uderzył maczugą. Melkor zdołał uniknąć ciosu i rzucił się do gardła bestii. Trol wypuścił maczugę i z trudem odrzucił Melkora od siebie. Orkowie, którzy nie zdołali zejść z trajektorii lotu melkora, już nie podniesli się z ziemi. Melkor wypluł krwawą slinę i wstał z błotnistej ziemi. Jego czerwone ślepia zdawały sie paraliżować Trola, który zaryczał i ruszył do ataku. Melkor zacisnął pięść i czekał. Kiedy trol miał już zmiażdżyć go ogromnymi łapami, Melkor uderzył pięścią w pierś potwora. Włożył w to uderzenie całą swoją siłę i wściekłość. Trol stęknął, opóścił łapy i z łoskotem zwalił się na swojego pogromcę.
Mimo zaciekłości wogowców orkowie zdołali przebić się przez ich zastępy dzieląc armię Eli'Ne na dwie części. Stojący na wzgórzach magowie z przerażeniem spojrzeli na szarżujące w ich stronę hordy.
- Teraz chyba przyszła nasza kolej - mruknął Aver i spokojnie wyjął miecz. Stojący obok Drow spojrzał na Pyrokara.
- Jeżeli chcesz przeżyć Arcymagu, to pokaż tym gnojkom czym jest prawdziwy Gniew Innosa.
Pyrokar zacisnął usta do krwi, ale nie cofnął się nawet o krok.
- Dajcie mi tylko czas na wypowiedzenie zaklęcia - powiedział i rozpoczął inkantację.
Elitarne oddziały orków zderzyły się z obrońcami magów, którzy ruszyli im naprzeciw. Walka była nierówna i krótka. Tylko wokół Pyrokara i Maza wciąż trwała zaciekła walka. Pozostali magowie i ich obrońcy zginęli pod uderzeniami orkowych toporów. Drow wirował niczym demon śmierci, ostrza jego mieczy opływały wprost krwią. Aver z mieczem w jednej i tarczą w drugiej dłoni ściął się z pułkownikiem orków. Uderzenie orkowego miecza rozpłatało tarczę wojownika na pół, jednak w tym samym momencie miecz Murdersa wniknął aż po jelec w pierś dowódcy orków. Gorn121, Elvans i Raziel resztkami sił stawiali opór orkom. Maz stał cały w płomienaich nie przestając razić przeciwników kulami ognia.
- Arth'Gon theris! - Drow padł na ziemię zasłaniajac się ostrzem, które pekło pod potężnym uderzeniem topora. Druga ręka Murdersa bezwładnie leżała wzdłuż tułowia.
Nagle wszystko przesłonił ogień i walące się ciała orków. Pyrokar przywołał Gniew Inosa. Orkowie walili się pokotem w promieniu wielu jardów, pozostali z przerażeniem uciekali w stronę pola bitwy.
- Chyba mieliśmy szczęście - mruknął Aver padając na kolana przy leżącym Drowie.
- Wątpię. Wolałbym tu szczeznąć niż przeżywać mordęgi kaca jakiego będziemy mieć po opijaniu tej bitwy - Mroczny elf resztką sił zdobył się na uśmiech i zemdlał. Maz padł na ziemię. Na pomoc przyjacielowi rzucił się Gorn121.
- Masz, pij - powiedział, wlewając w usta Rangersa jakiś mętny płyn - Jak to cię nie zabije to będziesz żył.
Raziel i Elvans zanieśli się histerycznym śmiechem i zaczęli tańczyć pomiędzy ciałami orków w błocie i krwi.
Vegolas i jego łucznicy zostali otoczeni przez goblinów na wargach. Kiedy doszło do zwarcia, z nieba lunął rzęsisty desz. Vegolas odrzucił łuk i wydobył długi nóż. Ostre jak sztylety zęby warga zacisnęły się na jego nodze. Murders ciął zwierzę w łeb i efektownie spadł z konia. Cudem uniknął podkutych kopyt i odturlał się w niewielki wądół.
- Ja już zrobiłem swoje - mruknął i wydobył butelkę z piwem - Za chwałę i zwycięstwo...
Lee i Shergar uwijali się z taką pasją, że ich ruchy zdawały się zlewać w jeden. Otaczający ich zewsząd orkowie zaczęli się cofać. Najemnicy i Murdersi z dzikim okrzykiem radości rzucili się na przeciwników. Tymczasem Siekacz starł się z elitą orkowych wojowników. Trzymajacy w ręku sztandar murdersów LOL (przypominam, jakby kto zapomniał: smok oplatający nagą dziewicę ) naparł na szamana orków tratując go koniem. Lares i reszta BGSu otoczyła ścierajacego się z generałem Orków Siekacza. Kyroman i Izdeb walczyli razem opierając się o siebie plecami. Obaj opowiadali sobie sprośne kawały pomiędzy kolejnymi uderzeniami miecza.
Orc i Zysk wciąż nękający flanki orków zdecydowali się na szarżę.
- Teraz albo nigdy - krzyknął Ork do pancernych zastępów i ciężka konnica Murdersów runęła na hordy orków. Zysk okrążył nieprzyjaciół i uderzył w odwrócone do niego tyłem szeregi orkowych szamanów i zwiadowców. Siekacz w ostatniej chwili wyjął nogi ze strzemion i zeskoczył z walącego się na ziemię wierzchowca. Biedne zwierzę z rozprutym brzuchem grzebało kopytami w ziemi. Siekacz z krzykiem rzucił się na Generała Orków. Olbrzymi ork dierżący potężnych rozmiarów miecz w jednej dłoni wyszczerzył zęby i starł się z Siekaczem.
- On jest mój! - krzyknął wódz i z trudem sparował uderzenie.
Orc ponowił cios tym razem trzymając miecz w obu rękach. Siekacz zasłonił się, posypały się iksry, kiedy szlachetne ostrze zajęczało. Ork pewny zwycięstwa uniósł miecz aby ponowić cios. Wtedy Siekacz błyskawicznym ruchem wyrzucił przed siebie miecz. Szerokie ostrze zafurkotało i z impetem wbiło się w pierś dowódcy orkowych wojsk. Nagle Siekacz kątem oka złowił błysk słońca na wzniesionym do uderzenia toporze. Wiedział, że nie zdąży uniknąć tego ciosu. Bez lęku spojrzał w twarz śmierci. Jednak śmiertelny cios nie spadł. Ork ciężko zwalił się na ziemię, a Silvara z gracją kręcąc pupą pochyliła się aby wyjąć pięknie zdobiony sztylet z potylicy martwego potwora.
- Jesteś mi coś winien - rzuciła białowłosa i zwinnie wskoczyła na cieniostwora.
- Poradziłbym sobie - mruknął Siekacz, z trudem wyszarpując miecz z ciała Generała.
- Tak, umarłbyś z uśmiechem na ustach jak na idiotę przystało - stwierdziła Silvara i pognała w stronę uciekajacych orków.
- Kurde, żeby tylko potrafiła gotować... - chrząknął Siekacz tak, aby nikt tego nie usłyszał.
Lares podniósł w górę miecz orka Generała:
- Zwycięstwo!
Zawtórowały mu nieliczne głosy.
Siekacz ze smutkiem powiódł spojrzeniem po polu bitwy. Z tych geesowców, którzy nie zdążyli uciec zostało może z tysiąc wowjowników. Wogowcy Eli'ne także ponieśli olbrzymie straty, mimo to z okrzykiem na ustach pod wodzą swej przywódczynmi ruszyli za uciekajacymi orkami. Jednak najbardziej ucierpieli Murdersi. Przy życiu nie pozostała nawet połowa: Angar, Smok, Arthas, Uthersonl, Lord, Ojciec i Som przeszukiwali pole bitwy w poszukiwaniu żywych towarzyszy. Do słaniajacego się na nogach Siekacza podjechał Shergar. Elf był od stóp do głów brudny od krwi i błota. Potargany kubrak był w wielu miejscach nadpalony.
- Wygraliśmy? - bardziej stwierdził niż zapytał Siekacz.
- Podobno - odrzekł lakonicznie Shergar i wskazał na wgórze Wisielca - Tylko dzięki nim. Kiedy walczyliśmy oni zdołali pokonać hordy nieumarłych i demonów.
- Pradawni... - mruknął Siekacz - Nie chciałbym stać się ich wrogiem.
- Ja też - Shergar uśmiechnął się i rzucił Siekaczowi bukłak - Wypijmy za to.
- Czemu nie - zgodził się Siekacz i pociągnął solidny łyk. Ognisty płyn zdawał się palić trzewia.
- Co to za cholerstwo? Paliwo rakietowe?
- Miód mojej roboty przyjacielu - zaśmiał się Shergar i zeskoczył z siodła.
- Co z Melkorem? - zapytał z nieskrywaną troską w głosie Siekacz.
- Melkora już nie ma - rzekł smutno elf - Po tym jak pokonał tego Białego Trola, ostani ze smoków zaatakował Bezię. Melkor zasłonił ją własnym ciałem. Ogień prawie nic mu nie zrobił, jednak nie wiadomo skąd pojawiło się stado chomików i Melkor pognał za nimi. Nikt go od tej pory nie widział.
- Czyli pewnie gdzieś się teraz obżera - stwierdził Siekacz - Chyba czas wrócić do domu...
***
Skoro dotrwałeś do końca to albo jesteś masochistą, albo text ci się spodobał w takim razie zapraszam po więcej na
Pozdrawiam,
Shergar
Ur-Schak [ Centurion ]
Jestes bardzo pozytywnie walnięty!! :)
Janczes [ You'll never walk alone ]
Skoro dotrwałeś do końca to albo jesteś masochistą, albo text ci się spodobał
jestem masochista ;D
DiabloManiak [ Karczemny Dymek ]
"Opowiadania" dośc słabe z głównych wad należyw ymienic chodzby
-nietrzymanie się realiów, (ściaganie z gier,książek i to mieszanie zupelnie różnych niepasujących do siebie kreacje jednego świata fantasy nie pasuja do drugiego trzeba zwrócić uwage na tlo kulturowe itp.)
-paskudne imiona (TOOL? Gorn1n1?) ni trzymajace wogóle klimatów
-Brak wlasnej inwencji - wszystko sciągnięte napisane 3 linijki tekstu bez logicznych powiązań.
-Brak spojności klimatycznej wzgłedem świata i naracji (co chcieliscie osiągnąc Heroic fantasy? Tragic fantasy?)
-Brak powazniejszych opisów czy rozwinięcia akcji (sciagniete tlo (i co najlepsze nietrzymanie sie realiów) z sciagnietymi Bog wie jak nie pasujacymi bohaterami i wrzucony plan (tak bo to mozna bylo nazwac planem nie opisem)
-Słaba narracja
O bledach w stulu zle budowy zdan, czy przecinki nie wpominam jako głowne - ale jesli masz ochote pokazac "własna" (daleko temu do wlasnej ;P) "twórczość (jakies to dzielo bylo cienkie bo cienkie ale... ) należałoby i to poprawić :)
Ocna 2+ moze 3= (w skali od 1-6 z czego jeden punkt to za chęci, pol kolejne za to że postanowiłes opublikowac (nie kazdy ma odwage :D) bo same dzielo bez dodatkow to 1+ moze2 z dwoma minusami ale stąd az do slonca i z powrotem (i to jakby miec dobry humor) )
Chyba wszystko ;)
Kubx [ Pretorianin ]
Tekst ciekawy, ale nie najlepszy. :D-----------> (bug z gothica I)
Shergar [ Pretorianin ]
No proszę jednak ktoś to przeczytał :D
Co do waszych jakże cennych uwag ;)
Oczywiście, że text nie dotyczy realiów Gothica. To luźna historyjka związana z kilkoma wydarzeniami na naszym forum ;) Jest to swoisty żart sytuacyjny, a ja opublikowałem to, bo byłem ciekaw jak odbiorą to osoby "postronne" ;)
Wszystkie nicki pochodzą z naszego forum (themodders.org) i mniej więcej każda z postaci "wstępujących" w opku ma swój (niestety ;)) tętniący życiem odpowiednik w realu, odwzorowany w opowiadaniu. Opek jest potraktowany z równą powagą co sprawowanie rządów wiadomo przez kogo w naszym pięknym kraju, więc nie bierzcie go na poważnie... ;)
Co do braku inwencji to się z tym nie zgodzę - inwencja własna w 100% :D
Tło kulturowe to brak kultury ;P Brak spójności? Hmm nie obraź się, ale na pewno wiesz co to oznacza ;P
Brak opisów to i owszem, bo jest to wyrwany z kontekstu trzon pewnego cyklu opowiadań ;)
Słaba narracja - tu pewnie masz rację :D Nobody's perfec even me ;)
Co do błędów to wynikają z lenistwa bynajmniej nie z mojej głupoty ;)
Dzięki za uwagę i poświęcony czas,
Shergar
Thrud [ Generaďż˝ ]
czas na kapiel --->
DiabloManiak [ Karczemny Dymek ]
Shergar - upraszczasz do bolu i to az tak ze zeby skrzypia :)
Tło kultorowe - w calości stanowią warunki, zwyczaje itd. danej nacji. (trzeba wiedziec chodzby o rodzaju zdobywania pozywienia to tez wymusza inne zachowania).
Brak spojnosci - wyjatkowo głupie sumowanie rzeczy ktore nie maja sensu.
Przyklad obydwu w malych grupach po 10.000 ;) wbrew pozorom 10.000 to jest duza liczba wojownikow (wiem obijane sie pod czaszka liczby milion, miliard ale nie tu o to chodzi). Swiaty fantasy maja to do siebie (wynika to z niskiej liczebnosci samego swiata, warunkow gospodarczych itp ze armie nigdy nie sa mordercze nikt nie oderwie od pracy (w tym w bardzo nie wydajnym rolnictwie - gdzie jak przypominam nie masz traktorów i innych maszyn a wszystko robione jest recznie)np. 100.000 obywateli plci meskiej aby prowadzic wojne (gdzie jest to kolo np. 5% obywateli panstwa gdyz dodaj osoby zatrudnione w "zakladach wojskowych" (np. szycie ubran, robienie butow, cale sztaby, logistyce, kwatermistrze, marketanki (a jak tego tez sie ciagnelo za armia kazda od groma) itp. sumarycznie na okolo 2.000 rzolnierzy regularnych przypada okolo 2.000-4.000 (czyli armia 4.000 sklada sie wylacznie z 2000 zolnierzy) a i to dotyczy juz krajów majacych rozwinieta gospodarke :). Bo w narodach zdobywajacych pozywienie w sposob zbieraczo-lowny (jak orki chodzby - brak rozwinietej infrastruktury, przemyslu (moze podstawy metalurgii i kuznictwa) liczba 10.000 nie jest juz duza jest monstrualna. Taki narod potrzebuje duzych polaci przestrzeni lownej (i zalezy jeszcze od szczescia w przyrodzie (sroga zima, plaga wsrod zwierzyny lownej oznacza czesto wymieranie calych plemion)i nie przesiaduje dluzje w jednym miejscu niz potrzeba (konczy sie zywnosc - pomysl masz 1000 osob ( 300 mezczyzn 300 kobiet z 100 osob podeszlych i tycz ktorzy wkrotce stana sie dorosli i 300 dzieci (liczba i tak zanirzona z racji olbrzymiej smiertelnosci wsrod dzieci para czesto posiadal np. 6 potomstwa z ktyrych jedno moze dwa dozywaly wieku doroslego) z tych 300 mezczyzn musisz miec wojownikow (aby chronili plemie , lowcow (aby dostarczali mieso ) a np. nie wyslesz wszystkich mezczyzn na polowanie gdyz sasiednie plemie moze postanowic zaopiekowac sie pod nieobecnosc kobietami (a jak dolozyc do wlasnego plemienia ) dzieci zabic, majatek zgrabic).
A to tylko pierwsza warstwa tla kulturowego (nie liczac np. bogow tradycji preferowanych zachowan (pomysl np. o narodzie ktory wiezy w Boga wody i nie je ryb z racji ze uwaza ich za poslancow bozych - czyli sami sobie szkodza ale dla nich to tabu )
Inwencja wlasna w 100%. wlasna inwencja w tym "dziele" bylo wsadzenie opisu bitwy i spotkanie osob. Swiat wlacznie z nazwami bost zerzniety z Gothica (tja ciekawym kim byl Pyrokar i dlaczego (Oczywiście, że text nie dotyczy realiów Gothica) przywolywal gniew Innosa kheee? ;D). postacie to czysty zrzynanienie z innych dziel (czym bowiem jest chodzby Drow jak nie biednym Drizzem do'Urdenem ? a sama rasa, sposob walki jedynie imie dzieki grzecznosci zmienione i co jak juz zrzynaliscie z Gothica robia tam elfy zwlaszcza ciemne ?:P ) czyli jakies 5-10% wlasnej inwencji bleee
Przynajmniej na szczescie nie bylo juz Leegolasa Legholasa, Legilasa i innych parodi skosnouszych ;). A inie bylo jasnowlosych wiedzmin tez racja ;) - czyli czyste wspinanie sie na wyrzyny wlasnej tworczosci :D
spamer [ Pretorianin ]
DiabloManiak [ Karczemny Dymek ]--->
O bledach w stulu zle budowy zdan, czy przecinki nie wpominam jako głowne
Sam walisz błędy jeden za drugim (i nie chodzi mi o literówki), czego przykładem jest choćby (a nie chodzby ) powyższe zdanie. Reszty twoich wypocin nie czytałem, ale też pewnie roi się tam od błędów.
Tekstu Shergara nie czytałem, więc nie komentuję.
DiabloManiak [ Karczemny Dymek ]
A czy ja mowilem ze nie robie bledow? :)
Robie staram sie je wylapywac jak mam czas (hehe moje juz prawie 4 letnia zajechana klawiatura tez w tym nie pomaga :) )
Ale czy ja sie chcialem pochwalic swoim dzielem? :D
A itak pisanie na golu robie w trakcie innych zajec wiec staram sie wylapac najbardziej podstawowe bledy :)
a wypocinami nazywaj swoje pisma dzieciaczku....
spamer [ Pretorianin ]
a wypocinami nazywaj swoje pisma dzieciaczku....
Ale sympatyczny edit...
No niestety, Janionówna z ciebie żadna, nawet do Szczuki ci daleko.
PS: Przed "dzieciaczku" powinien być przecinek.
PS2: dla ciebie jestem Pan Dzieciaczek - zapamiętaj sobie!
Shergar [ Pretorianin ]
DiabloManiak bez urazy, ale ty chyba jesteś przedstawicielem tego gatunku, który osiąga nirvane czytając włąsne texty ;P
Hmm, ty wogóle przeczytałeś to co napisałem w drugim poście?
Małe grupy to był żart - czy ktoś ci amputował dżołkowność zwaną też poczuciem humoru :D
A twoje wywody na temat gospodarki społeczno ekonomicznej jakoś zalatują mi tu demagogią ;)
Czytałeś kiedyś Pracheta może? Wyobraź sobie, że niektóre stwory dla krotochwili czasami zwane istotami myślącymi nie zawsze piszą o rzeczach poważnych, poważnie ;)
Inwencja i owszem w 100& własna - a co do ników (lub jak wolisz imion własnych ) to już pisałem, że są zaczerpnięte z naszego forum... For example, Drow jest naszym "ludziem" od 2D ;)
A określenie czyste wspinanie się na wyżyny własnej twórczości jest z logicznego punktu widzenia błędne ;P
Reasumując dzięki za konstruktywną i obiektywną krytykę ;)
Spamer też masz pozdro :D
Ur-Schak [ Centurion ]
DiabloManiak-Nudzisz stary!!!To jest wolne forum-każdy pisze co chce!!!Jesli Ci sie nie podoba,to po kiego wała sie mądrować?Ja nie czytałem opowiadania,ale jeśli ktoś pisze tak długi tekst,to widzi w tym sens.Nie wiem co Ci to da,tylko sie męczysz.Po co?Skoro już pokazałeś jaki Jesteś mądry,to Twoje opowiadanie przeczytam z chęcią.Czekamy!!!
DiabloManiak [ Karczemny Dymek ]
Shergar - czytalem i naprawde jest to sciagane (nie jako calos ale fragmenty) i twierdzenie ze to w 100% wlasne nie ma sensu (no cyba ze wszyscy z waszego fora i ten co to napisla zaplacil chodzby tantiemy za korzystanie chodzby z nazw wlasnych? ;) ).
Co do malych grup jako zartu - wiesz poczucia humopru mi nie brakuje, Pratcheta znam na pamiec (domysl sie z ktorej ksiazki Pratcheta jest sygnaturka? :) ), ale (no wlasnie o to ale chodzi) nie laczy sie gatunkow piszesz powazniejsze fantasy nie wsadzasz do tego humoru (przynajmniej nie w takiej formie).
A co do pierwszego zdania - nie nie pisze wlasnych dziel (no chyba ze za dziela uznamy opisywanie historii postaci do Rpg-ow (na upartego to mozna by podciagnac ale to ciagle nie to), albo pomoc przy towrzeniu serwerow Crpg (ale to zupelnie inna bajeczka niz utwory typowo do czytania)) wiec nie mam przy czym dostawac nirvany ;)
Ur-shak - ja sie nie bawie w pisanie opowiadan fantasy (wiem ze mam do tego za slaby warsztat literacki +zniechecilbym sie brakiem weny tworczej). Jezeli Shergar opublikowal wlasnie na forum publicznym nie liczyl ze wszyscy padna na kolana i stwierdza o napisz cos jeszcze kupimy za 3.000 strone. Wiec jak laskawie stierdziles ze nie czytales to po co w takim razie oceniasz (no w morde misia do tej pory nie wiedzialem ze dlugosc tekstu jest miara jakosci - to w takim razie zaraz zrobie ze strone samej literki A skopiuje ja z 5000 razy i patrz bede mial najlepsze dzielo literackie :) i bede widzial w tym sens (miec najlepsze dzielo albo 5001 stron litery a (pomysl rownie wybitny co oceniac po dlugosci). Forum publiczne wiec wyrazilem opinie - moze nie byc zgodna z twoimi przekonianiami ale taka mam opinie (chyba kojarzysz od czego pochodzi czlon nazwy tego forum : DYSKUSYJNE (drobna podpowiedz od dyskusji jak nadal nie kojarzysz jakis slownik znajdziesz)) Po co? bo mam ochote. Bo moze Shergar jak zechce dalej z czasem pisac to po kilku skrytykowanych opowiadaniach poprawi warsztat albo stwierdzi ze to nie dla niego? powodow moze byc jeszcze kilka domysl sie...
Shergar [ Pretorianin ]
Dzięki za zainteresowanie i poświęcony czas :D
DiabloManiak jak chcesz coś poważniejszego to mam tu dla ciebie coś innego na pożarcie ;)
To jest prolog z książki, którą popełniłem jakiś czas temu, i którą być może uda się kiedyś wydać ;P "Obnażam się" tu przed wami więc proszę o konstruktywną krytykę ;)
A jedna uwaga, prolog jest pozornie oderwany od książkowej fabuły i dzieje się 2k lat przed wydarzeniami z Wieży... Życzę miłej lektury :D
-----------------------------------------------------------------------------
Almanach Zapomnianych czyli przypowieść o zmierzchu magii.
Księga I: Wieża Mgieł.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------
Preludium.
Dawno, dawno temu gdzieś w (niedalekim) wszechświecie...
Stary pomarszczony krasnolud leniwie kołysał się w bujanym fotelu. Ten dziwny mebel sklecony był z najprzeróżniejszych niepasujących do siebie kawałków: pogiętego arkusza miedzianej blachy, złamanego koła od wozu, starego płótna a nawet warkocza z końskiego włosia. Zasiadający w nim wiekowy krasnolud był już prawie całkowicie łysy, a biała jak śnieg broda sięgała poza baryłkowaty brzuch. Wydawało się, że starzec drzemie gdyż jego pierś unosiła się w płytkim choć równym oddechu. Jednak spod przymróżonych powiek, wciąż bystre spojrzenie świdrowało stadko hałasujących dzieci.
- Dziadku śpisz? – krzyknął rudy malec ciągnąc starca za brodę.
- O nie śpisz – zapiszczała radośnie dziewczynka widząc gniewny grymas na pomarszczonej twarzy.
- Dziadku opowiedz nam jakąś historię – poprosił kurpulętny malec próbujący wdrapać się na kolana starca.
- Tę o zwycięzcach pradawnych bitw – zapiszczała dziewczynka.
- Nie – zaprotestował rudzielec – Tę o zapomnianej księdze.
- Przcież to ta sama opowieść – skrzywił się grubasek, który w końcu zdołał usadowić się na kolanach krasnoluda – Niech będzie ta o Smoczym Królu.
- Złaź ze mnie mały szkodniku – burknął starzec otwierając oczy – Pewnie sprawdzasz czy jeszcze żyję, co?
- Wcale nie dziadku – zapewnił grubasek, ale posłusznie zsunął się na marmurową posadzkę – Chcieliśmy tylko jeszcze raz usłyszeć opowieść o księciu Elianie.
- I o smokach – dodał rudzielec.
- I o tobie dziadku – zapiszczała dziewczynka.
- Nie widzicie, że nie mam czasu.
- A co robisz dziadku? – zapytała dziewczynka z rozdziawioną buzią.
- Bujam się i czekam na śmierć.
- To zanim przyjdzie może opowiesz nam jakąś historię? – grubasek nie dawał za wygraną.
- Prosimy! – krzyknęła chórem dziatwa.
- Dobra, już dobra – mruknął starzec i sięgnął po dość pękaty gąsiorek – Tylko w końcu przestańcie szczebiotać mi nad uchem.
- Babcia nie pozwala ci tego pić – zauważyła z groźną miną dziewczynka – Mówi, że to ci szkodzi.
- W moim wieku już nic nie szkodzi Modraczku – krasnolud lekko się uśmiechnął i pociągnął spory łyk samogonu – No może prócz babci. Chyba jest pomiędzy nami zbyt duża różnica płci...
- Co?
- Nic, nic. Dobra siadajcie i... Grima złaź z tego kufra!
- Ale ja tylko chciałem dotknąć twojego topora – zaczął tłumaczyć się chłopiec zeskakując ze skrzyni, która lata swojej świetności miała już dawno za sobą.
Sędziwy krasnolud wbił wzrok w wiszący nad kominkiem topór. Oczy starca zrobiły się nagle dziwnie wilgotne i błyszczące. Ostrze topora było wyszczerbione i pęknięte na pół a drewniany trzonek był w połowie zwęglony.
- Tak to były piękne czasy – w głosie krasnoluda przebrzmiała smutna nuta. Tylko dziewczynka zauważyła, że onegdaj legendarny wojwonik ukradkiem otarł toczącą się po policzku łzę. Runy na zniszczonym ostrzu na chwilę zalśniły błękitnym blaskiem – Pamiętajcie, że kiedy nadchodzi odpowiednia pora w każdym sercu rodzi się odwaga. Tak też było i ze mną...
Prolog.
Poranne słońce nieśmiało wychynęło sponad wschodniego horyzontu i ciepłymi promieniami pieściło wynurzający się z mroku krajobraz. Mgła zalegająca Wyżynę Traw powoli opadała odsłaniając wzgórza okalające wysoką górę, której szczyt skuwała lodowa kopuła. Wierzchołek błysnął w złocistych promieniach niczym grot włóczni wyzywający pradawnych bogów uśpionych pośród niebieskiej otchałni. U podnóża bezimiennej góry zebrali się wszyscy przedstawiciele pierwotnych ras zamieszkujących krainy Avar al’Aden. Wielobarwne elfickie namioty zaścielające Wyżynę Traw ożywiły ten ponury, szary krajobraz. Solidne krasnoludzkie wozy okute żelazem i miedzią przypominały ogromne żuki mozolnie brnące przez rozmiękłą ziemię. Tylko wprawny obserwator dostrzegłby niezliczone cienie wyłaniające się z chropowatych ran pokrywających bezimienną górę. Rahghath gath’Hggarth, jaszczuroludzie bardzo niechętnie opuszczali swój podziemny świat, ale nawet oni odpowiedzieli na zew Algiriona Tas an’Dara. Niziołków jak zwykle nie obchodziło nic poza własnym brzuchem. Przybyło tylko kilku delegatów, którzy cały czas grzali się przy ogniu opychając się przy tym słodkimi bułeczkami z serem i popijając mocnym korzennym piwem. Z dalekiej północy przybyli Łowcy. Z wyglądu przypominali swych elfickich krewniaków, z tym tylko wyjątkiem, że wszyscy oni byli albinosami. Niezwykle biała, prawie, że przezroczysta skóra, czerwone oczy pozbawione białek i długie śnieżnobiałe włosy nadawały im wygląd zimnych zjaw. Poruszali się bezgłośnie i niczym duchy przemykali pomiędzy kwiecistymi namiotami. Krasnoludowie na ich widok zabobonnie spluwali przez ramię. Z dalekiego wschodu przybyli Endarowie, istoty, których esencją była magia. Ci zdawali się unosić ponad zamarzniętą ziemią, a z wyglądu przypominali błękitne obłoki pulsujące niesamowitym blaskiem. Potężny złotopióry orzeł ze szczytu góry ciekawie obserwował kotłujących się w dole przybyszów. Brakowało tylko tajemniczych istot zamieszkujących Kryształowe Szczyty, ale ci jeszcze nigdy nie zniżyli się do obcowania ze śmiertelnikami. Elfowie nazywali ich Suniv e’Sihran, Istoty z Chmur. Nie przybył jeszcze król ludzi, ale to właśnie z rozkazu Algiriona się spóźniał. Orzeł otworzył dziób i głośno krzyknął. Kilkaset jardów pod nim na ogromnej, wykutej w skale platformie zgromadzili się przedstawiciele wszystkich ras zamieszkujących krainy Avar al’Aden. Kiedyś wznosiła się tutaj pradawna cytadela, w której czeluściach ukryła się Trójca. Koalicja śmiertelników zdołała w bitwie u stóp bezimiennej góry pokonać nieumarłe hordy. Elficcy magowie i Endarowie użyli swych mocy aby raz na zawsze zniszczyć to plugawe miejsce. Jednak platforma, w której centralnym punkcie stał ołtarz ofiarny poświęcony Trójcy oparła się ich magii. Szary kamień z licznymi zagłębieniami wypełnionymi zakrzepłą krwią wciąż emanował aurą mrocznych rytuałów. Ofiary składane w straszliwym akcie bólu i cierpienia na zawsze zostały uwięzione w tym kamieniu. Orzeł rozpostarł skrzydła i majestatycznie sfrunął wprost ku otaczającym ołtarz postaciom. Potężny król przestworzy usiadł na zbrukanym niewinną krwią kamieniu. Ostre pazury skrzesały snopy iskier. Powietrze zawibrowało i orzeł w błękitnej mgiełce przeistoczył się w humanoidalną postać. Mężczyzna był bardzo wysoki i cały przybrany w biel. Powłóczysta szata lekko falowała na wietrze. Proste białe włosy kaskadami opadały na wąskie ramiona. Jednak najbardziej niesamowite były oczy, które zdawały się jednocześnie palić i mrozić, każdego kto odważył się w nie spojrzeć. Mężczyzna wypowiedział cicho słowa zaklęcie i plugawe miejsce kaźni rozsypało się w pył. Wszyscy z szacunkiem pochylili głowy.
- Witaj Algirionie – pozdrowił go wysoki elf, o kruczoczarnych włosach gęsto już poprzetykanych srebrnymi nićmi – Twoje zaproszenie jest dla nas najwyższym zaszczytem. Jednak miejsce na spotkanie wybrałeś dość nieoczekiwanie – przy ostatnich słowach elf gwałtownie zakaszlał. Szybko starł białą jak śnieg chusteczką karminową pianę, która wystąpiła mu na usta. Nie zdołał jednak uniknąć czujnego wzroku Endara. Jego widmowa postać zafalowała niczym woda, do której ktoś wrzucił kamień.
- Powinieneś bardziej na siebie uważać – rozległ się w głowie elfa metaliczny szept kogoś kto nie jest nawykły do używania artykuowanej mowy – Twoja cielesna powłoka jest już na skraju wyczerpania.
- Mistannhiravinner prawdę rzecze przyjacielu – Algirion położył dłoń na ramieniu elfa – Nadszedł czas abyś odpoczął Ilinezirr.
- Szewc bez butów chodzi – mruknął przysadzisty krasnolud od stóp do głów zakuty w połyskującą zbroję, której każdy cal pokrywały rysy i wgniecenia – Co z ciebie za mag Ilinezirr jak nie możesz uleczyć własnego ciała?
Jaszczur w łuskowej zbroi z brązu zasyczał gardłowym głosem:
- To nie jego ciało krwawi, ale duszę smoczy ogień trawi. Magia tu nie pomoże. Odejdziesz wkrótce z żywych świata. Ale my pamięć o tobie zachowamy Ojcze Smoków.
Ilinezirr z powagą skłonił się w podzięce największemu wojownikowi spośród Rahghath gath’Hggarth.
- Droga przed nim jeszcze daleka – zawyrokował Algirion – Obawiam się, że świat śmiertelników tak łatwo nie uwolni się spod twojego brzemienia przyjacielu.
Ilinezirr w odpowiedzi lekko się uśmiechnął.
- Udało nam się chwilowo zażegnać niebezpieczeństwo – rozpoczął Algirion wpatrując się w widoczną na wschodzie łunę. Smoczy ogień wciąż trawił Puszczę Cieni, miejsce najstraszliwszej bitwy w dziejach wszystkich śmiertelników.
- Jak to chwilowo? – gruby niziołek nerwowo podrapał się za uchem – Przecież rozgoniliśmy skurkowańców na cztery strony świata. Ich, umarlaków i te cholerne smoki.
- Cień Trójcy wciąż spowija krainę śmiertelników – rzekł beznamiętnie przywódca Łowców, potężny albinos z opaską przesłaniającą jedno oko – Nowe chmury zbierają się już za Ostatnim Pustkowiem. Jednak to nie nam przyjdzie walczyć z odrodzoną Trójcą. Brzemię to spadnie na naszych spadkobierców.
- Blizna ma rację – burknął król krasnoludów, Gutrun III Mocny – Musimy ruszyć za tą hałastrą i raz na zawsze wdeptać ich martwe truchła w ziemię.
- Nikt żywy nie przejdzie przez Pustkowia – zaoponował Algirion – Tylko nieumarli i smoki mogą tego dokonać. Nawet moja moc jest bezsilna wobec magii chaosu spowijającej te plugawe ziemie. Musimy czekać. Daliśmy czas potomnym, teraz przyszłość krain leży w rękach nienarodzonych.
- Więc po co przelewaliśmy krew przez ćwierć wieku? – warknął wściekle Gutrun i grzmotną pięścią w kamienny obelisk, który aż zadrżał od tego uderzenia – Zginęły tysiące moich braci. Na darmo? Odpowiedz mi Algirionie?! Po co przelewaliśmy krew? Po co ginęliśmy w walce z nieumarłymi? Kiedy przed ćwierćwieczem przybyłeś do Ard’Morhtag potrafiłeś przekonać Wielką Radę Klanów i mnie o słuszności tej walki. Co powiesz mi teraz mędrcze? – ostatnie słowa krasnolud prawie, że wypluł wbijając w Algiriona rozognione spojrzenie.
- Pamiętaj, że prawdziwy ogień jest zimny jak lód. Także twój gniew powinien być zimny jak skała i nie we mnie wymierzony – Algirion spojrzał na Gutruna z taką mocą, że ten zmieszany spuścił wzrok - Ten, który ostatecznie pokona Trójcę jeszcze się nie narodził, a naszą krwią daliśmy tylko więcej czasu żywym - w głosie Algiriona przebrzmiał niezmierzony smutek - Nikt jednak nie zginął nadaremno. Dobrze o tym wiesz Gutrunie. Tylko dzięki odwadze twoich wojowników zdołaliśmy odeprzeć smocze hordy. To ty zadałeś śmiertelny cios Nieumarłemu Smokowi. Nikt o tym nigdy nie zapomni. Nie dane nam jednak będzie zakończyć tę wojnę. Nie mamy takiej mocy. Uwierz, że gdyby istniał choć cień nadziei na to, że zdołamy pokonać Trójcę byłbym pierwszym, który ruszyłby do walki.
- Co to za walka, kiedy nie można zadać ostatecznego ciosu? – nie ustępował krasnolud, ale tym razem przemawiał już dużo spokojniejszym tonem – Kto jest zwycięzcą a kto zwyciężonym? Co wypada nam teraz czynić? Czy to już koniec?
- Pokonaliśmy Trójcę i zwyciężyliśmy w ostatniej bitwie – odparł wymijająco Algirion – To musi nam na razie wystarczyć.
- Niech szlak trafi tę popieprzoną wojnę. Prawdziwi wojownicy nigdy by nie uciekli z pola bitwy. Walczyliby do końca. Chciałbym zobaczyć chociaż jednego z tych sukinsynów po drugiej stronie mojego topora. Chociaż jednego – warknął zrezygnowany Gutrun i z impetem usiadł na kamiennej ławie. Nagle opadło go straszliwe znużenie. Znów poczuł wszystkie odniesione w boju rany. Zmierzwiona broda krasnoluda była na wpół spopielona. To właśnie Gutrun zadał śmiertelny cios Nieumarłemu Smokowi, straszliwej bestii, którą przywołała do życia Trójca – Wszystko poszło na marne.
- Nikt z nas nie zdołałby w pojedynkę zwyciężyć Trójcy – w głosie Algiriona przebrzmiała mocna nuta. Miał już dość utyskiwania krasnoludzkiego króla – Dlatego połączyliśmy nasze siły aby wspólnie przeciwstawić się nieprzyjacielowi. Tylko tak możemy wygrać, zespoleni w jeden miecz i w jedną myśl.
- Daliśmy czas następnym pokoleniom – odezwał się Ilinezirr znów dyskretnie ocierając usta chusteczką – Teraz musimy zdobyć się na ostateczny wysiłek i zacząć normalnie żyć. Musimy też pozostawić świadectwo tych dni. Po to nas tu wezwałeś Algirionie – bardziej stwierdził niż zapytał elf – Abyśmy przekazali nienarodzonym wiedzę o Trójcy i o tym jak można z nią walczyć.
- Ta walka do nas już należeć nie będzie – w głowach zebranych przebrzmiały przypominające szczęk oręża słowa Endara – Musimy odejść do Niebytu. Nieprzyjaciel posiadł naszą świadomość. Jeżeli nie odejdziemy skieruje nas przeciwko wam. Na to nie zgadzamy się. Powietrze, woda, ogień i ziemia już czekają na swoje dzieci. Wkrótce opuścimy świat śmiertelników, do którego i tak nigdy nie pasowaliśmy. Zbyt dużo tu materii i skrajności. Wkrótce zespolimy się z Harmonią. Na zawsze.
- Czy on mówi w ten sposób o śmierci? – spytał namiestnik Hugo Vodervunter, Mistrz Wielkiej Loży Niziołków – Dlaczego oni chcą popełnić samobójstwo? Przecież to absurd. Bardziej przydają się nam żywi niż martwi.
- I tu leży twój problem kurduplu – rzekł krasnolud wbijając w niziołka zgorszone spojrzenie – Akceptujecie tylko to co jest dla was dobre i użyteczne. Te wasze włochate łapska kurczowo zaciskają się na bogactwach, których i tak nie weźmiecie ze sobą do grobu.
- A kto to mówi? – odparował Hugo zapobiegawczo przesuwając się bliżej Algiriona – Ci twoi dzielni wojownicy złupili nasz ukochany Montire. Ktoś kto uważa, że ma prawo do czegoś tylko dlatego, że to coś się świeci nie będzie mi prawił o moralności.
- Uspokójcie się obaj – przerwał im zimno Algirion – Ciała waszych towarzyszy jeszcze nie ostygły na polu bitwy. Nie zapominajcie dlaczego się tutaj zebraliśmy.
Jednooki Łowca śledził tę kłótnię z pogardliwym rozbawieniem. Dla niego liczyła się tylko krew i walka. Do tego był stworzony i dlatego żył. Nie pojmował mentalności tych kudłatych małych ludzi. Według niego nie nadawali się nawet na niewolników. Nagle za plecami zebranych rozległ się łoskot spadających kamieni. Wszyscy jak na komendę odwrócili się w stronę hałasu. Po stromym stoku wspinał się wysoki mężczyzna podpierając się złamanym, dwuręcznym mieczem. Całe ostrze jak i pozłacana zbroja człowieka aż kleiły się od zakrzepłej krwi. Mimo iż, zdawał się być skrajnie wyczerpany jego twarz emanowała aurą władzy i zdecydowania. Ardven Gathar wstąpił w krąg zebranych i stanął naprzeciwko Algiriona. Pierwszy człowiek, który zdołał zjednoczyć ludzkie księstwa i Wielkie Rody pod jednym berłem przemówił głosem spokojnym i mocnym.
- Dokonało się. Teraz musimy ostatecznie uwięzić ich ciała.
Algirion z powagą skinął głową.
- Czas na nas – zwrócił się do zebranych – Musimy odprawić rytuał przed wschodem księżyca. Ty Gutrunie możesz odejść do swoich braci, powinieneś odpocząć i opatrzyć rany. Twoi Łowcy też już się niecierpliwią Tańczący z Cieniami. W imieniu wszystkich zebranych dziękuję też twojemu narodowi Hugo za wsparcie w ciężkich chwilach. Daleka droga przed wami podziemni wojownicy – Jaszczuroczłek przeciągle zasyczał – Bywajcie i czekajcie na znak. Kolejne przebudzenie będzie ostatnim.
Powoli pradawna świątynia pustoszała. Pozostali tylko Algirion, Ilinezirr, Ardven i bezimienny Endar.
- Wiem, że było ci ciężko przyjacielu – Algirion z winą w głosie zwrócił się do Ardvena – Ale to było konieczne.
Król skinął głową. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji, tylko oczy tonęły w bezdennej pustce. To była straszna próba. Algirion rozkazał aby ciała wszystkich poległych w ostatniej bitwie porąbać na kawałki. Prawie dwieście tysięcy trupów, wśród których znajdowali się także wojownicy sprzymierzonych ras. Algirion powierzył to zadanie swojej przybocznej gwardii. Czterystu wojownikom zabrało to cztery dni. Ardven wciąż miał przed oczyma te straszne sceny i pole zasłane okaleczonymi ciałami. Morze krwi, po którym tańczyła roześmiana śmierć.
- Ruszajmy – głos Ardvena był zimny i rzeczowy – Czas zakończyć tę bitwę.
Król powstałego zaledwie przed dwudziestoma laty królestwa Mythen z powrotem ruszył drogą, którą przybył. Tuż za nim unosił się błękitny obłok. Algirion i Ilinezirr wybrali drogę magii i czekali na nich u stop góry. Kiedy znów się spotkali elficki arcymag kurczowo zaciskał w dłoniach stary inkanubał. Księga Wieczności. Ardven słyszał legendy o tym potężnym grimuarze, ale nie sądził, że kiedykolwiek ujrzy go na własne oczy. A teraz to właśnie on, jedyny spośród ludzkiej rasy weźmie udział w Rytuale Czarnego Ognia, dzięki któremu zostaną na zawsze uwięzione nieumarłe sługi Trójcy. I sto tysięcy poległych w boju sprzymierzeńców. Cena był straszliwie wysoka, ale przegrana oznaczałaby zmierzch wszystkich żywych istot. Obie strony walczyły do końca. Krew, magia, szczęk oręża, krzyki umierających, kwik koni i fetor śmierci stworzyły makabryczny a za razem na wskroś przejmujący obraz determinacji śmiertelników. Otaczający ich zewsząd gwar obozowiska pięćdziesięciotysięcznej zwycięskiej armii sprzymierzeńców brzmiał niezwykle kojąco. Prawie ćwierć wieku walczyli z Trójcą o każdą piędź ziemi, o każdy kamień i krzak, o każde nienarodzone dziecko i o każde ciało. Nie mogli przegrać. Nieprzyjaciel zamieniał ich poległych towarzyszy w nieumarłe sługi, które nie znały litości ni trwogi. Brat walczył z bratem, ojciec z synem. Nie było pardonu. Sprzymierzeńcy szybko się uczyli. Ciała poległych paliły smoki, które przywołał Ilinezirr z Irillium Avaln. To dlatego otrzymał przydomek Ojca Smoków. Te potężne stworzenia wypełniały tylko jego wolę. Niestety wszystkie zginęły. Wraz ze śmiercią smoków umierał także Ilinezirr. Arcymag zapłacił straszną cenę za smoczą pomoc. Jednak jeszcze większy był jego ból po zagładzie bestii. Ilinezirr czuł się za to odpowiedzialny i kiedy w ostatniej bitwie poległ ostatni ze smoków także i on umarł. Zapadł się w sobie. Żadna magia nie mogła mu pomóc. Jego ciało żyło tylko dzięki ogromnej sile woli elfa. Rytuał Czarnego Ognia miał być dla niego ostateczną próbą. Wiedział, że ceremoniał oznacza straszną śmierć, ale był na to gotów. To będzie jego rehabilitacja. Tylko tak mógł sprawić, że poświęcenie innych nie pójdzie na marne. Nie mieli już smoków, które mogłyby spopielić szczątki poległych, a żadna magia nie zdołałaby przezwyciężyć ciążącej na nieumarłych klątwie Trójcy. Algiorion jak zawsze był spokojny i czujny. Jego myśli wybiegały daleko w przyszłość. Znał imię tego, który ostatecznie pokona Trójcę. Ell’Ian. Nadzieja. Jednak jego przeznaczenie wciąż było dla Algiriona niejasne. Widział zagładę elfów i krasnoludów, dominację ludzi i zło czające się na wschodzie. Jednak najbardziej zagadkowe było dla niego przebudzenie Exommoniqusa, pradawnego ducha stworzenia, siły sprawczej, narodzonej w dniach kiedy nawet on był jeszcze młody. Przyszłość zawsze jest nieodgadniona.
Kiedy dotarli do niewielkiej doliny ich oczom ukazał się makabryczny widok. Kilkadziesiąt stert ułożonych z porąbanych na kawałki ciał. Zapach krwi przeniknął wieczorne powietrze i blady całun zmierzchu zawisł nad tym straszliwym miejscem. Nagle nie wiadomo skąd wokół doliny rozbłysły błękitne płomienie. To Endarowie przybyli aby towarzyszyć Ilinezirrowi w jego ostatniej podróży. Algirion bez słowa zatrzymał się na skraju doliny. U jego boku stanął Ardven.
- Mam już dość zabijania – powiedział zduszonym głosem król śledząc wzrokiem oddalającego się Ilinezirra – Zbyt wielu przyjaciół pochowałem i zbyt wielu braci musiałem zabić. Musimy ochronić przyszłe pokolenia przed Trójcą.
- Już o to zadbałem – odparł spokojnie Algirion. Jego biała szata łopotała na wietrze niczym sztandar poległych wojowników – Stworzymy kongregację, która przechowa pamięć o tych dniach i przestrzeże przyszłe pokolenia przed ponownym przebudzeniem Trójcy. Chciałbym abyś to właśnie ty stanął na jej czele.
Ardven nie odpowiedział. W zamyśleniu błądził spojrzeniem po zasłanej trupami dolince. Ilinezirr zatrzymał się pomiędzy makabrycznymi kopcami i wzniósł ręce ku niebiosom. Wszyscy Endarowie zaczęli pulsować jasnym światłem a po chwili całą dolinę otoczył okrąg zrodzony z ich magii, z bladoniebieskimi punkcikami w środku. Ilinezirr rozpoczął inkantację. Jego głos mimo skrajnego wyczerpania brzmiał niezwykle mocno i dźwięcznie. Ardven poczuł, że po policzku spływają mu łzy. To był jego ostatni przyjaciel. Ostatni z tak niewielu, którymi obdarzył go los. Pamiętał ich pierwsze spotkanie przed dwudziestoma laty. Ardven był już wtedy wyróżniającym się strategiem i doskonałym dowódcą. Poprowadził swoich żołnierzy do boju przeciwko hordom nieumarłym. Bitwa toczyła się po myśli Ardvena dopóki na polu bitwy nie pojawił się Miecz, jeden z Trójcy. Pradawny demon zmiażdżył większość jego oddziału jakby byli słomianymi kukłami. Kiedy Adrven runął na niego, na czele niedobitków konnicy wiedział, że będzie to jego ostatnia szarża. Wtedy właśnie przybyły smoki. Niebo zrobiło się czarne, kiedy olbrzymie stworzenia przesłoniły Słońce. Podmuch ich skrzydeł przewracał wiekowe drzewa, ich ryk spłoszył wszystkie konie. Smoki jednocześnie uderzyły w demona ognistym oddechem. Miecz uszedł z życiem, jednak jego plugawe sługi strawił smoczy ogień. To było pierwsze zwycięstwo Ardvena nad hordami Trójcy i pierwsza bitwa, w której wzięły udział smoki. Kiedy najpotężniejsza z bestii, pokryta czarną jak noc łuską sfrunęła na ziemię Ardven ujrzał, że na grzbiecie smoka zasiada wysoka postać. To był Ojciec Smoków, Ilinezirr. Od tamtej bitwy sława Ardvena zjednała mu przychylność wszystkich ludzkich księstw i Rada Wielkich Rodów niechętnie uznała jego zwierzchnictwo. To dzięki pomocy Ilinezirra Ardven, młody król nowopowstałego państwa Mythen zdołał zjednoczyć ludzkie narody pod jednym mieczem. Tymczasem arcymag uniósł się w górę i położył dłonie na otwartej księdze. Jego słowa brzmiały coraz donośniej niosąc się zawodzącym echem ku nocnemu niebu. Nagle ponad doliną rozkwitła oślepiająca kopuła światła. Z każdego ze stosów wystrzeliła czarna błyskawica. Wtedy Ardven zrozumiał. To były stosy ofiarne, Ilinezirr przeprowadzał rytuał ofiarny! Arcymag użył magii śmierci, potępionej i zakazanej przez wszystkie elfickie narody. Dlatego żaden z jego braci mu nie towarzyszył i dlatego Algirion nie mógł w nim wziąć udziału. Czarna magia była całkowitą przeciwnością domeny Algiriona. Ten rytuał dla każdego maga światła oznaczał śmierć, a dla elfa potępienie przez całą społeczność i wieczną tułaczkę gdyby dane mu było przeżyć ceremoniał.
- Żegnaj przyjacielu – wyszeptał Ardven i w braterskim geście położył dłoń na sercu.
Błyskawice pod kopułą zaczęły krążyć z niesamowitą prędkością aż utworzyły ogromny wir mrocznej mocy, którego oko znajdowało się ponad Ilinezirrem. Arcymag z widocznym trudem wymawiał kolejne słowa inkantacji. Wokół jego postaci zaczęły pełgać niebieskie ogniki. To Endarowie chronili go przed siłą wiru. Oni też nie wyjdą z tego żywi. Ale to był ich świadomy wybór. Dla nich śmierć oznaczała wolność i wybawienie. Jak bardzo Ardven im tego zazdrościł. On wciąż musiał żyć aby przywrócić równowagę na świecie opanowanym przez chaos. Nagle z wiru wyłoniły się widmowe smoki, na których widok serce króla ścisnęły zimne kleszcze. Szesnaście nieumarłych bestii rozpoczęło makabryczną ucztę pożerając ofiarne stosy. To była ich nagroda. Jednak najstraszliwsze było to, że wszystkie te smoki za życia wypełniały wolę Ilinezirra. Także teraz to jego rozkaz je tu przywiódł. Po chwili kiedy wszystkie stosy płonęły trawione przez blady płomień smoki zwróciły się ku swemu panu. Ilinezirr wykrzyczał ostatnie słowa rytuału i księga stanęła w płomieniach. Śnieżnobiała kopuła opadła ku ziemi unicestwiając wszystko co znajdowało się pod jej powierzchnią. Tak zginęli ostatni Endarowie, potomkowie upadłych Sacrów. Tak też zginął Ilinezirr, najmężniejszy spośród elfickich mistrzów magii, Issanire Mantokh al’Pontierv, Ten Który Wezwał Smoki. Ardven odwrócił głowę chcąc spojrzeć na Algiriona jednak stał sam na szczycie bezimiennego wzgórza. Ponad doliną rozległ się smutny krzyk olbrzymiego orła, który odleciał ku niebu zasłanemu gwiazdami. Kiedy szczyt bezimiennej góry, którą w przyszłości miano nazwać górą Przymierza rozbłysnął w świetle wschodzącego księżyca na niebie zapłonęła spadająca gwiazda i niczym łza boga zniknęła za ciemnym horyzontem. Ardven długo jeszcze stał na szczycie wzniesienia. Jego miecz, Dar Życia, podarunek od Algiriona zapłonął bladym blaskiem. Gdzieś w półmroku zawył samotny wilk. Po chwili dołączyli do niego inni łowcy nocy. Tańczący z Cieniami bezszelestnie wychynął spoza pnia uschniętego grabu. Jego blada twarz z jarzącymi się czerwono oczami wyglądała jak maska śmierci. Łowca próbował zrozumieć to co zobaczył. A więc taki był koniec tej wojny? Ale czy na pewno? Jego instynkt ostrzegał go, że zobaczy w życiu jeszcze straszniejsze rzeczy. Przemykając niczym cień, jednooki Łowca rozmył się pośród osnutych mrokiem nocy drzew. Kiedy Ardven skierował swe kroki ku światłom obozowych ognisk pośród wypalonych szczątków coś się poruszyło. Trupioblada dłoń w niemym oskarżeniu uniosła się w górę wskazując kościanym palcem rozgwieżdżone niebo. Po chwili widmowy kształt odziany w brudną od krwi, nadpaloną szatę zaczął sunąć przez cuchnącą od śmierci ziemię. Okryta całunem mgły dolina w końcu zapadła w niespokojny sen. Na bezimiennym wzgórzu zamajaczył mroczny kształt olbrzymiego wilka. Karthoghr, Bestia Cienia uniósł wielki łeb ku nocnemu niebu. Jego wycie zabrzmiało niczym zawodzenie śmierci pośród cieni spowijających dolinę zwiastując schyłek ery Piątego Przebudzenia.
***
Ardven Wielki, zwany przez elfickie narody Isallie anth’Monathr, Mądry Król, zmarł nieoczekiwanie podczas snu kilka lat po tych wydarzeniach. Jednak przed swą śmiercią stanął na czele Bractwa Kamienia, które chronić miało ludzkość przed ponownym przebudzeniem się Trójcy. Algirion Tas an’Dar po ceremonii pogrzebowej odszedł i nikt go już więcej nie ujrzał. Wkrótce ludzie zbrukali swe miecze krwią starszego ludu. Zapanował nowy porządek, w którym nie było miejsca dla elfów i krasnoludów. Zmierzch Piątego Przebudzenia zapoczątkował także schyłek panowania starszych ras. Powstały wielkie ludzkie królestwa, zrodziły się koalicje z tarczy i miecza. Pomiędzy Ostatnim Pustkowiem a królestwem Mythen narodziło się nowe imperium wojowników, które wkrótce miało stać się największym zagrożeniem dla panowania ludzi. Pamięć o dniach kiedy nieumarli stąpali po ziemi śmiertelników powoli odchodziła w zapomnienie. Tylko garstka wybrańców zachowała świadectwo tamtych dni. Bractwo Kamienia trwało w cieniu wielkich mocarstw aby ostrzec ich przywódców o pradawnym nieprzyjacielu, który wkrótce znów miał się przebudzić.
***
Strzelista, wykuta w litej skale baszta, już od tysięcy lat spoczywała w wiecznym śnie. Było to miejsce równie mroczne co i cudowne, a legendy o nim przekazywane przez liczne pokolenia przekształciły się już w mity, stanowiące historię przymierza elfickich i krasnoludzkich narodów. To tutaj starsza rasa i dzieci kamienia krwią przypieczętowały swoje ostatnie braterstwo. Zbliżał się zmrok i cienie w złowrogim tańcu pląsały na poszarpanych nierównościami ścianach. Powietrze było mroźne i przesycone wilgocią mimo, iż Dolina Świtu, w której wznosiły się góry Mglistych Szczytów była zazwyczaj pogodna i ogrzana słońcem. Pandanor poprawił ciężki wełniany płaszcz i powoli wszedł do wieży przez wysoką na dwadzieścia stóp, łukowatą bramę. Mag wyczuwał w powietrzu coś złowrogiego, lecz było to też coś co przyspieszało bicie jego serca. Krew popłynęła mu w żyłach szybciej gdy mrok spowił go niczym całun śmierci. Pandanor widział w nocy lepiej niż za dnia, nie zwalniając więc kroku ruszył krętym korytarzem w dół wieży. To tam miał się odbyć rytuał. To tam mag miał odebrać swoją nagrodę. Nikt nie znał mrocznej tajemnicy jego pochodzenia. Gdy Visarillen zwróciła się do niego z ofertą wzięcia udziału w rytuale o mało nie zawył z radości. Będzie jednym z sześciorga, którzy uwiężą samego Algiriona Tas an’Dara, ostatniego z pierwszych dzieci Livan’Dir, jednego z pośród Trojga Narodzonych. Tak, a gdy rytuał dobiegnie końca Pandanor posiądzie moc, której nie zdobyłby nawet przez tysiące lat. Ale najpierw rytuał. Dalsze rozważania przerwał mu głośny huk. Mag z uwagą rozejrzał się po korytarzu, ale nie dostrzegł niczego niepokojącego. Korytarz przeszedł w rozległy tunel a następnie w olbrzymią grotę wykutą w ciemnej skale. Powała jaskini ginęła w mroku nawet dla oczu Pandanora. Na środku stały w okręgu wysokie na sześć stóp piedestały a na każdym z nich spoczywał czerwony kamień wielkości dłoni. W środku okręgu o średnicy dziesięciu stóp leżało nieruchome ciało. Długie, białe włosy rozsypały się po gładkiej posadzce. Biała szata jarzyła się niesamowitym blaskiem. Algirion leżał na boku, pogrążony w głębokim śnie. Przy każdym z piedestałów stała pojedyncza postać. Pandanor podszedł do jedynego wolnego cokołu. Było ich sześciu. Visaril’Llaien stała przy najwyższym z monolitów, na którym spoczywała oprawiona w ludzką skórę księga. Gdy Pandanor odrzucił kaptur elficka królowa rozpoczęła dźwięcznym głosem inkantację. Pozostali magowie mieli przejąć moc Kryształów Czasu, czerwonych kamieni leżących na cokołach i zogniskować ją na ciele Algiriona. Pandanor z ogniem w oczach przywołał spowijającą go moc. Po całym ciele rozeszły się zimne fale i przez chwilę poczuł, że traci dech w piersiach. Z trudem wymówił słowa zaklęcia stabilizującego po czym wchłonął moc kryształu. Jego straszliwa potęga wzniosła go w powietrze i niemal cisnęła o ścianę. A przecież była to zaledwie cząstka mocy tych starożytnych artefaktów. Pandanor zachłysnął się własnym oddechem i olbrzymim wysiłkiem woli zdołał ukierunkować przepływ magicznej energii na Algiriona. Pozostali magowie radzili sobie dużo lepiej od niego. Flad’Nag, nie wypowiedział nawet jednego słowa a magia kryształu sączyła się leniwie przez jego palce. Jikaderiven, stary elficki czarnoksiężnik z poparzoną twarzą cicho śpiewał zaklęcia wspomagając się kościaną laską. Hathgorh, Władca Demonów z południa Biaary z okrutnym uśmiechem na ustach wypowiadał plugawe inkantacje w gardłowym języku ludzi pustyni. Ostatni z nich, bezimienny kapłan skrywający swą twarz pod szarym kapturem wykonywał skomplikowane gesty rękami. Visaril’Llaien śpiewała coraz głośniej a moc Kryształów Czasu coraz bardziej spowijała nieruchome ciało. Nagle Algirion przebudził się. Wystarczyło jedno zmrużenie brwi aby Jikaderiven padł na kolana, a jego laska złamała się niczym słomka. Hathgorh poleciał do tyłu i z siłą wystrzelonego z balisty pocisku uderzył w ścianę, po której zsunął się bez życia. Pandanor poczuł ognisty żar w swoim wnętrzu i opadł na ziemię plując krwią. Bezimienny kapłan staną w płomieniach, jednak o dziwo nie przestał wykonywać dziwnych gestów. Tylko Flad’Nag mimo, iż z uszu i nosa popłynęły mu stróżki krwi zdołał oprzeć się potędze Algiriona. Arcymag powoli wstał. Długie, białe włosy zafalowały, kiedy spojrzał na Visaril’Llaien. Było już jednak za późno. Elficka królowa zakończyła inkantację i księga stanęła w płomieniach. W grocie przebrzmiały jęki zaklętych w grimuarze ludzkich dusz. Moc kryształów zawirowała wokół Algiriona ze zdwojoną siłą i uniosła go w górę ponad cokoły, na których spoczywały kamienie. Ciało jednego z pośród Trojga Narodzonych zostało uśmiercone, ale jego moc i jaźń wciąż żyły. Algirion wbił ostatnie, gasnące spojrzenie w królową elfów. Jednak w naznaczonych przez tysiąclecia oczach nie było śladu gniewu czy nienawiści. Wyzierał z nich tylko nieprzebrany smutek i żal. Zanim serce arcymaga przestało bić po jego policzku popłynęła pojedyncza łza i powoli opadła na marmurową posadzkę. Kiedy rozprysła się na ciemnym kamieniu jaskinię zalało śnieżnobiałe światło. Przeraźliwy grzmot przetoczył się przez grotę, ściany popękały i z powały posypały się stalaktyty. Kryształy Czasu z hukiem pękły i zamieniły się w smolistą, parującą maź. Visaril’Llaien z niewysłowionym bólem odwróciła wzrok od twarzy Algiriona i zniknęła w błękitnym portalu. Flad’Nag ze zdziwieniem spojrzał na podnoszącego się z marmuru Pandanora po czym szybko wyszedł z groty. Z pozostałych magów tylko Jikaderiven jeszcze oddychał. Pandanor podszedł do niego i przyłożył mu srebrny sztylet do skroni. Pchnął szybko i precyzyjnie. Mag nawet nie jęknął. Pandanor z ekstazą na twarzy podszedł do Algiriona i drapieżnie sięgnął ręką ku unoszącemu się w powietrzu ciału. W jego oczach zagrały szaleńcze ogniki. Ostatnim co poczuł za życia był swąd jego własnego ciała palonego przez białe płomienie aury Algiriona. Baszta ponownie zadrżała w posadach a cienie spowijające ściany umknęły przed blaskiem światła potężniejszego niźli rozbłysk tysiąca słońc.
Kiedy tylko zapadł zmierzch w skalnej grocie zatańczyły złowrogie cienie. Z mroku wychynęła ogromna bestia przypominająca wilka z potężnymi kłami. Karthoghr, Bestia Cienia, jakby z obawą zbliżył się do martwego Pandanora. Samun, bo tak zwał się ów stwór, co w mrocznej mowie znaczyło Krew, wbił płonące spojrzenie w lewitujące ciało Algiriona. W przesyconym magią powietrzu można było wyczuć jego strach. Samum błyskawicznie zacisnął olbrzymie szczęki na ciele Panadanora i uniósł swój łup w bezpieczne ciemności. Jego Pan będzie zadowolony. Łowca wypełnił powierzone mu zadanie a teraz niczym wiatr umykał z tego strasznego miejsca. Nawet po śmierci moc Algiriona mogła zabić jednego z najpotężniejszych sług Balaiaretha eth’Dagorth, Pan Mroku i Cienia, zwanego też Jeridin in’Ghar, Zwiastunem Zagłady, jednego z pośród Trojga Narodzonych.
Wieża Mgieł ponownie pogrążyła się w niespokojnym śnie. Nastawał zmierzch epoki Piątego Przebudzenia. Powoli rodził się chaos niesiony na skrzydłach wiatru z przeszłości...
-------------------------------------------------------------------------------------------------------
Rozdziałów jest 8, text waży 358 wordowych stron. Mam już 30% 2 części a tu leży już u wydawców i czekam na wyrok kata :D
Pozdrawiam,
DiabloManiak [ Karczemny Dymek ]
O i tu juz lepiej :)nawet znacznie lepiej :).
Ja jak zwykla jak mam sie do czegos przyczepic to lekko od imion (niektore sa swietne do wypowiadania czy czy czytania ( o nie Mistannhiravinner mi chodzilo) ;) no +troszke mi nie pasuja imiona jaszczurów ;) sa ciut za gardlowe (i przez to szorskie ;) ) i potrzebuja przez to naprawde niezlego akcentu (o tym ze myslac o rozdwojonym jezyku myslalbym o czyms bardziejz z literami z i s (czyli syczacymi ) niz na d i b ;)
Ogolnie moze wyjdzie z tego jakies w miare rozsadne czytadelko ;) i zycze powodzenia przy wydaniu
Shergar [ Pretorianin ]
Co do tych imion + jaszczury to pisałem je chaotycznie wciskając klawiaturę :D
A na d fonetyka jakoś specjalnie się nie zastanawiałem - w sumie nieartykułowane dźwięki są, a że bez s to przynajmniej te jaszczury będą orginalne ;P Poza tym nigdy nie próbowałem konwersować z rozdwojonym jęzorem więc nie wiem jak to jest :D
No prolog jest pozornie oderwany od całości. ! rodział to w sumie zalążek głównej fabuły + mały spisek + sporo opisów (szczególnie rys geopolityczne ;)). Opracowałem historię na 2 tyś. lat więc wszystko trzyma się kupy...
Mam już recenzje kilku osób i w sumie nie jest źle ;)
Dzięks za poświęcony czas i pozdro...
Ur-Schak [ Centurion ]
DiabloManiak--->Nie czytałem i NIE OCENIŁEM.Czytaj dokładnie posty.Wcale nie napisałem,że jeśli gługie to dobre.Jeśli Ty napiszesz same literki,to bedzie to twoja sprawa i na pewno Cię nie zbesztam,najwyżej oleję jeśli uznam to za bezsensowne.
chyba kojarzysz od czego pochodzi czlon nazwy tego forum : DYSKUSYJNE (drobna podpowiedz od dyskusji jak nadal nie kojarzysz jakis slownik znajdziesz)
Tempaka ze mnie robić nie musisz-no chyba że bo mam ochote
Shergar [ Pretorianin ]
DiabloManiakalny Krytyku i Myślacy Orku UrShacku :D --> Cieszę się, że mój text wzbudza w was aż takie emocje, ale nie róbcie offtopa no chyba, że będzieci oceniać moje "wybitne działo prawie, że literackie" ;)
Jak jest ktoś zainteresowany to mogę zapodać Chapter I...
Ur-Schak [ Centurion ]
Nie lubię zwady na forum-sorki jeśli kogoś uraziłem.
Shergar i DiabloManiak--->interesujecie się gothicem?.Wypowiedzcie się jeśli chcecie.
Interesują mnie opinie bezimiennych.
https://forumarchiwum.gry-online.pl/S043archiwum.asp?ID=5440635&N=1
ASZ5 [ Centurion ]
łojej nie chce mi sie czytać
Dym14 [ _X_X_X_ ]
Mimo że nie mogę swojego organizmu zmusić do czytania tych 2 textów to i tak bardzo mi zaimponowałeś pisząc je i dałbym ci 6 za same chęci
Shergar [ Pretorianin ]
Asz i Dym --> No, żeby wydawca też podzielał wasze podejście: nie przeczytałem, ale jest super :D To wydałbym już z milion książek :D
Dzięki za wsparcie ;P
Ur-SHack --> Czy ja się interesują Gothiciem :D To tak jakbyś napisał, że Kopernik była kobietą ;P
Zapraszam na nasze forum: themodders.org
Jestem "członkiem" teamu The PoziomkaZ prawdopodobnie najlepszej polskiej ekipy modującej Gothica (Part I). Nasz mod jest już w fazie beta testów, w sumie to jest już wersja grywalna, ale tylko dla wybrańców :d
A tak ogólnie o modzie to jest to rzszerzenie do G1, porównywalne wielkością i złożonością do NK a być może nawet nasz mod będzie obszerniejszy.
A tu krótka charakterystyka...
Projekt Mroczne Tajemnice został zainicjowany na przełomie marca i kwietnia 2006 roku. Po gruntownej restrukturyzacji w szeregach The Poziomkaz, do których dołączyło kilku obiecujących modderów prace na modem trywialnie mówiąc poszły pełną parą naprzód. Mroczne Tajemnice z założenia jest modyfikacją głęboko ingerującą w świat Gothica, zmieniając przygody głównego bohatera, Bezimiennego w iście epicką opowieść, a przy tym zachowując niepowtarzalny klimat gry. Fabuła Tajemnic toczy się w tle wydarzeń znanych graczom z oryginalnej podstawki. Próbując scharakteryzować modyfikację można śmiało użyć określenia „rozszerzenie” gdyż Mroczne Tajemnice są dla Gothica równie dobrym uzupełnieniem, co Noc Kruka dla Gothic II.
Zacznijmy, więc od kilku nowych obozów pojawiających się w Kolonii Karnej.
1. Fanatycy. Jest to organizacja wygnańców lub raczej uciekinierów z Obozu Sekty, którzy próbują odszukać pewną tajemniczą organizację i poznać prawdziwe oblicze wyznawanego przez ich braci demona. Gracz wykonując zadania dla Fanatyków będzie miał możliwość zostania Balem a także poznania wszystkich czarów sekty.
2. Obóz Strażników. Jest to obóz zlokalizowany przy Starej Kopalni. Strażnicy strzegą urobku niezwykle cennej dla króla Robhara II magicznej rudy. Obóz strażników to odłam strażników Gomeza, którzy jednak nie we wszystkim zgadzają się ze zdaniem magnata. Gracz wypełniając zadania dla strażników będzie miał możliwość kontynuowania gry w piątym rozdziale i zdobycia Ciężkiej Zbroi Strażnika.
3. Przemytnicy. Niewielki obóz pechowych rozbitków znajdujący się na plaży niedaleko Wieży Mgieł. Przemytnicy są dość specyficzną frakcją. Są to ludzie, którzy wbrew swojej woli zostali uwięzieni w obrębie bariery, kiedy to ich statek został podczas sztormu rozbity o skały. Gracz wypełniając zadania dla przemytników pozna ich historię a także będzie mógł posiąść umiejętność kowalstwa.
4. Tajemnicza frakcja potężnych istot, które od zarania wieków służą Inosowi. To ta organizacja stanowić będzie rdzeń fabuły Mrocznych Tajemnic. Gracz, który najpierw będzie musiał zlokalizować ich ukrytą siedzibę, będzie mógł stać się jednym z nich. Jednak Bezimienny będzie też mógł wybrać drogę naznaczoną przez Beliara służąc potężnemu nieprzyjacielowi Inosa. Tylko wola gracza zadecyduje o wyborze Bezimiennego…
Tajemnice oferują także możliwość obstawiania jak i wzięcia udziału w walkach na kilku arenach. Na jednej z tych aren, znajdującej się na uboczu gracz będzie mógł stoczyć walkę na śmierć i życie a nagroda może przejść jego najśmielsze oczekiwania. Ciekawy system losowych walk dodatkowo uatrakcyjnia przeprowadzanie zakładów.
Mroczne Tajemnice umożliwią graczowi korzystanie z bardzo szerokiego wachlarza nowego oręża, zbroi, hełmów jak i nowych czarów. Gracz będzie mógł także nauczyć się dwóch nowych umiejętności specjalnych, z których jedną jest właśnie kowalstwo. Wprowadziliśmy także procentową naukę walki bronią (miecze 1h i 2h, łuki, kusze) opartą na systemie z G2. Dodatkowo gracz będzie mógł posiąść wiedzę o gotowaniu i ważeniu trunków, co w realiach Kolonii Karnej jest dość przydatnym urozmaiceniem. Byc może udoskonalimy także kradzież kieszonkową. System kilku rozsianych po Kolonii teleportów znacznie przyspieszy przemieszczanie się Bezimiennego. Losowy respawn potworów także może czasami wprowadzić gracza w niemałe zdumienie a także zwiększy zdobyte doświadczenie. Poziom trudności także został podniesiony porównywalnie z Nocą Kruka. Nowe potwory także dostarczą graczowi silnych wrażeń, gdyż walka z nimi bynajmniej do najłatwiejszych należeć nie będzie. Jednak zwiększona trudność to nie tylko mocniejsze bestie i przeciwnicy, to przede wszystkim klimat ciągłego zagrożenia, jakim gracz przesiąknie w niektórych obozach. Tym razem Bezimienny poczuje, że znajduje się w prawdziwej Kolonii Karnej, w miejscu gdzie bez powodu można stracić życie a czasem nawet coś więcej…
Oczywiście warto napomknąć także o zupełnie nowych i bardzo ciekawych lokacjach, które także dostarczą graczowi wielu niezapomnianych wrażeń. Powyższa charakterystyka oczywiście nie zdradza wszystkiego, na co gracz będzie mógł natknąć się w Kolonii Karnej.
----------------------------------------------------------------------------------------------
To tylko zarys modyfikacji, właśnie w teh chwili kończę upadtować surface.zen :D (czyli powierzchnia Kolonii Karnej) i być może jutro dam na forum jakieś swieże screeny ;)
Pozdro and Gothic rules :D
Ur-Schak [ Centurion ]
Podaj cały link do forum.Chciałbym wiedzieć więcej na ten temat.Nie przerywaj ciągłości tego wątku.Dzięki.
Pozdrawiam i życzę efektów. :D
Shergar [ Pretorianin ]
Urshak tu masz link do naszego oficjalnego działu na forum:
Polecam screeny i faq...
Screeny są co prawda dość biedne i to co na nich widać zostało już sporo zmienione i teraz wygląda dużo lepiej - może dzisiaj dam jakieś nowe jak się wyrobię...
Pozdro i jak masz jakiś znajomych maniaków Gothica to daj im namiar na naszą stronkę... ;)
Ur-Schak [ Centurion ]
Co do kumpli to spoko-mam.Z drugiej strony.....hmmmm.....jak by Cie tu.....hmmm .....wspominałes coś o "wybrańcach"....hmmmm...... Czy szamani nie są czasem wybrańcami orków? No tak,przecierz są!!! Dlaczego miałbyś mi o tym mówić? Myślę,że jestem wybrańcem nie tylko wśród orków!! JESTEM UR-SCHAK-WIELKI SZAMAN!!!
Ur-Schak [ Centurion ]
Odwiedziłem-jestem w szoku! Wpadnij na link który podałem-co do pomysłów,to właśnie ten byłby dobry.Musi się trochę rozwinąć.Zareklamuję Was w moim wątku-jeśli dostanę zgodę.Wtedy byłby więkrzy efekt.Co Ty na to?
Shergar [ Pretorianin ]
Urshak nie ma sprawy reklamuj nas gdzie się tylko da - dzięki :D
A co do screenów to uwierz mi, że są marne i chyba w tej chwili tylko obóz przemytników jest niez mieniony - reszta wygląda sporo inaczej (czyt. dużo lepiej ;)). Poza tym na screenach widać może z 5-6% naszych zmian w Kolonii Karnej a dochodzą jeszcze 3 nowe (całkiem spoore ;)) lokacje :D
Nowe czary też będą dawać rady (coś dla szamanów :D) - będzie nowy system tworzenia czarów jak i ich używania (made by me ;P)...
Będzie naprawdę sporo nowości i niespodzianek więc zachęcam. Poza tym naszą najmocniejszą stroną jest zdecydowanie fabuła :D No i Siekacz nie dał jeszcze screenów z nowego Obozu Strażników i Obozu Łowców Orków...
Aha i rejestruj się na naszym forum - im więcej "członków" tym lepiej ;)
Jak znasz jakiś chętnych do modowania Gothica to przysyłaj do nas - my zrobimy z nich prawdziwych modderów...
No a po DM prawdopodobnie zrobimy całkiem nowy świat na enginie Gothic 3 więc to dopiero będzie wypas - i to polski wypas :D
Pozdro,
kraju92 [ Flame Alchemist ]
Super
alpha_omega [ Senator ]
Podstawowy zarzut - autor nie wie czym jest tzw. ustęp. Odsyłam do tekstu Z. Klemensiewicza - O syntaktycznym stosunku nawiązania.
alpha_omega [ Senator ]
Może trochę szerzej - parę cytatów (żeby pokazać o co mi mniej więcej chodzi):
"Umiejętność dzielenia na ustępy stanowi znamię zdolności, czasem swoistości kompozycyjnej"
"Jest ustęp tworem, który znamionują trzy jedności: a) jedność tematyczna, która się na tym zasadza, że treść ustępu organizuje się około wspólnego wątku myślowego; b) jedność fonetyczna, która się tym wyraża, że ustęp zawiera się między dwoma dłuższymi pauzami; jako czynnik odgraniczający ustęp może też wspołdziałać swoista wewnętrzna melodia i rytmika; c) jedność syntaktyczna, która się zasadza na strukturalnej współprzynależności składników treści myślowej ustępu do większej całości znamiennej jednością tematyczną i fonetyczną."
Opowiadania te nie dzielą się na żadne wyraźne ustępy, przez co sprawiają wrażenie chaotycznych i męczą czytelnika. Oto przykłąd nawiązania między ustępami:
"Poradzili mu, żeby zakopał. Mieli nadzieję powrócić tu niebawem. Piotr zgodził się. Następny ustęp zaczyna się zadaniem: Noc nastałą, gdy zabrał się do zakopywania."
Brak mi w tych opowiadaniach świadomego kształtowania pewnych nawiązań i dzielenia treści właśnie na ustępy (i, nawet, jakichś mocniejszych nawiązań wewnątrzustępowych). Żeby jednak dobrze zrozumieć o co mi chodzi należy zapoznać się z artykułem Klemensiewicza, który jest dostępny w książce: Składnia, stylistyka, pedagogika językowa.
Ur-Schak [ Centurion ]
Shergar===>Jak znasz jakiś chętnych do modowania Gothica to przysyłaj do nas - my zrobimy z nich prawdziwych modderów...
Dla mnie, to już przekracza nawet Czarną Magię-niestety nie mam(orkowie są na to za głupi hehehe)
Shergar [ Pretorianin ]
Alfa dzięki za uwagi, na pewno dobrze je zapamiętam :D Jeżeli pisałeś o tym Gothicowym opku to była bardzo luźna forma, pisana raczej jako żart sytuacyjny i nietsety jej sens nie będzie w pełni zrozumiały dla Was ;P
Urshak, spoko Orkowie wcali nie są tępakami o czym juz wkrótce sie przekonasz (Gothic3 coming soon :D)... W naszym modzie też będzie pewien orkowy renegat, dla którego najważniejszy jest honor i dlatego popadł w konflikt z pewnymi kapłanami, którzy... :D WIęcej dowiesz się grając w moda ;P
Pozdrawiam,
Kraju co super: opek, prolog czy mod :D
Pozdro,