alpha_omega [ Senator ]
Dla ambitnych - interpretacja
Fragment ten - znaleziony przeze mnie przypadkiem, bo Krytyki władzy sądzenia do tej pory nie przeczytałem - wydaje się mi bardzo podejrzany. Zapraszam więc do przedyskutowania tego tekstu, zajęcia jakiegoś stanowiska, wyłuszczenia własnego jego rozumienia.
Celem ostatecznym jest taki, który nie wymaga innego celu jako warunku swej możliwości. Jeśli jako rację tłumaczącą celowość przyrody przyjmujemy li tylko jej mechanizm, to nie możemy pytać, po co istnieją rzeczy na świecie, gdyż wtedy, zgodnie z tego rodzaju idealistycznym systemem, mowa jest tylko o fizycznej możliwości rzeczy (a myślenie o nich jako o celach byłoby tylko bezprzedmiotową spekulacją); bez względu na to, czy taką formę rzeczy tłumaczyłoby się przez przypadek, czy przez ślepą konieczność, byłoby to w obu wypadkach puste pytanie. Przyjmując jednak związek celowy w świecie jako realny i zakładając dlań specjalny rodzaj przyczynowości, a mianowicie przyczyny działającej w sposób zamierzony, nie możemy poprzestać na pytaniu: po co przedmioty świata (istoty organiczne) mają taką czy inną formę i po co przyroda wprowadziła w te, a nie inne stosunki względem innych; jeśli bowiem już raz pomyśleliśmy o intelekcie, który musi być uznany za przyczynę możliwości takich form, jakie rzeczywiście znajdujemy w rzeczach, to musimy też właśnie w nim samym doszukiwać się obiektywnej podstawy, która kazałaby temu twórczemu intelektowi w ten sposób działać, [podstawy], która byłaby wówczas celem ostatecznym, dla jakiego takie rzeczy istnieją.
Powiedziałem już wyżej, że cel ostateczny nie jest celem, dla którego osiągnięcia i zgodnego z jego ideą zrealizowania wystarczyłaby przyroda, gdyż jest to cel bezwarunkowy. Nie ma bowiem nic takiego w przyrodzie (jako jestestwie zmysłowym), czego racja determinująca, tkwiąca w niej samej, nie byłaby zawsze sama znowu uwarunkowana; dotyczy to nie tylko natury poza nami (materialnej), lecz także natury w nas (myślącej) - z tym zastrzeżeniem, że rozważam tylko to we mnie, co jest [rzeczywiście] naturą. Rzecz natomiast, która z uwagi na swój obiektywny charakter winna istnieć koniecznie jako cel ostateczny inteligentenej przyczyny, musi być tego rodzaju, by w porządku nie zależała od żadnego innego warunku, jak tylko od swej idei.
Otóż mamy na tym świecie tylko jeden jedyny gatunek istot, których przyczynowość jest teleologiczna, tj. skierowana ku celom, i posiada zarazem tę właściwość, że prawo, podług którego istoty te mają określać swe cele, przedstawiane jest przez nie same jako bezwarunkowe i niezależne od warunków naturalnych, a więc jako samo w sobie konieczne.
Istotą taką jest człowiek, ale rozważany jako noumenon: jedyna istota naturalna, u której, w jej własnych przysługujących jej właściwościach, stwierdzić możemy przecież pewną nadzmysłową władzę (wolność), a nawet prawo przyczynowości łącznie z jej przedmiotem, który może ona w sobie wyznaczyć jako cel najwyższy (najwyższe dobro w świecie).
Jeśli idzie o człowieka (i o każdą istotę rozumną w świecie) jako istotę moralną, nie można już pytać dalej: po co? (quem in finem) on istnieje. Już samo jego istnienie zawiera w sobie cel najwyższy, któremu może on w takim zakresie, w jakim to potrafi, podporządkować całą przyrodę, a przynajmniej wbrew któremu nie wolno mu uważać siebie za poddanego jakiemukolwiek wpływowi przyrody. - O ile więc przedmioty świata, jako jestestwa w swojej egzystencji zależne, potrzebują działającej podług celów najwyższej przyczyny, to człowiek jest celem ostatecznym dzieła stworzenia. Bez niego bowiem łańcuch kolejno sobie podporządkowanych celów nie byłby doprowadzony do końca, a jedynie w człowieku - ale i w nim też tylko jako w podmiocie moralności - można stwierdzić bezwarunkowe, o ile idzie o cele, prawodawstwo; wyłącznie ono czyni go więc zdolnym do tego, by był celem ostatecznym, któremu cała przyroda jest teleogicznie podporządkowana.
Immanuel Kant, Krytyka władzy sądzenia, PWN, Warszawa 2004, str. 428-431
alpha_omega [ Senator ]
Może jeszcze w skrócie o co mi mniej więcej chodzi w szczególności:
Chyba zgodzimy się, iż tekst ten wyklucza możliwość postawienia celu ostatecznego przez przyrodę, gdyż taki cel musi zależeć tylko i wyłącznie od samej idei - przez co rozumie się również jego nieuwarunkowanie. Dlaczego jednak wewnętrzne uwarunkowanie celów przyrody miałoby wykluczać spełnienie przez nią nieuwarunkowanego celu ostatecznego postawionego przez stwórcę? Dlaczego przyroda nie mogłaby być srodkiem-do-celu, celem pośrednim? Innymi słowy: czy nie zachodzi tutaj pomieszanie uwarunkowania jako stawiania celu przez wzgląd na osiągnięcie celu innego (np. cel-nauka-angielskiego w celu podjęcia pracy na zachodzie), z uwarunkowaniem już w trakcie realizacji celu ostatecznego, co nie oznacza przecież, iż sam cel ostateczny jest uwarunkowany (co w praktyce czyniłoby go nieostatecznym).
BIGos [ bigos?! ale głupie ]
o ile dobrze rozumiem, to takie podejście jakie napisałeś w poście nr [2] wyklucza możliwosc uzycia argumentu celowości przyrody jako dowodu na istnienie tegoż Stwórcy. Poki co, to tylko gdybanie. Ale byc moze rozumuje nieprawidlowo, bo filozoficzne pojecia sa mi obce, a bazuje tylko na wlasnych domyslach i logice.
Minas Morgul [ Senator ]
Ech, jak zwykle problem tkwi w podstawie założeń.
Założeniem jest teoria, że istnieje celowość w przyrodzie. Jest to założenie niepewne i puste, bowiem budowane na piasku. Jeżeli naszym fundamentem jest piasek, nasz dom nie będzie trwały i mocny. Natomiast autor (choć to znany i uczony człek), najprawdopodobniej z pełną świadomością buduje nie dość, że na piasku, to jeszcze z piasku.
Otóż celowość biologiczna istnienia organizmów żywych jako taka nie istnieje. Mianowicie włączanie w ten proces jakiejkolwiek idei jest właśnie budowaniem piaskowego fundamentu dla piaskowych argumentów w konfrontacji z betonowym tytanem, jakim jest ewolucja - ślepy zegarmistrz. Życie zatrzymało swoje podstawy wele miliardów lat temu i właściwie się nie zmieniło. Celem ostatecznym organizmu jest rozprzestrzenienie pierwotnego replikatora, jednak nie należy doszukiwać się w tym metafizycznej celowości. Jest to działanie nieświadome. Świadomość odczuwają jedynie bezpośrednio istoty, w których rękach leży los replikatorów, jednak one same są jedynie pionkami w tej grze. Mógłbym rozpisać się dalej, ale jest to niekonieczne, gdyż powyższe argumenty, jak mniemam są dość zrozumiałe, a dalsze zgłębianie zniechęciłoby Was do czytania.
Pamiętaj także, że jednostki ludzkie nie produkują wzorów myślenia, przejmują je od mas, a ich percepcja otoczenia jest pozytywnie lub negatywnie zainfekowana dawnymi lub świeżymi koncepcjami, (wedle pewnych teoretyków, ten nowy replikator informacji to mem - "następca genu", lecz to dyskusja na inny temat). Człowiek wychowany w stanie surowym, bez wzorców, nie posiada namiastki moralności. Zdolność do kreowania idei została mu przekazana poprzez przodków, którzy ogarniając życie w normy moralne, zaczęli odczuwać korzyści płynące ze współpracy (przypomnę, że w grze dylemat więźnia - teoria gier - , największe sukcesy odnoszą jednostki, które umieją współpracować. Określenie norm współpracy, które zwykle prowadziły do rozwijania się struktur społecznych, doprowadziło do stanu, jaki mamy obecnie).
Osobiście wierzę w Boga, choć wydaje się to dziwne przy takim przytłoczeniu argumentami. Wierzę, że celem ostatecznym ludzkiego życia jest pojednanie ze stwórcą i jest to jednocześnie jedyna idea, która prywatnie wyznaję. Przyjęcie jednakże celowości biologicznej jest dla mnie niestety nie do zaakceptowania z powodu wykluczenia matematycznego i logicznego (tak, to udowodnione) takiego przypadku.
Jak widać więc, tekst bazuje na argumencie, który sam w sobie jest niepewny, toteż przy zagłębianiu się w kolejne wersy, widzimy coraz więcej pytań i te pytania mogą być jedynie pytaniami, a sam tekst najwyżej powiastką filozoficzną, rodzaju "co by było, gdyby".
Zauważ, że w tym tekście, zakłada się, że przyroda rzeczywiście posiada celowość istnienia. Przy tym założeniu rzeczywiście tekst jest dość spójny, logiczny i jasno prowadzi czytelnika, jednakże skupiając się na samych założeniach, jestem w stanie powiedzieć, że nie zgadzam się.
alpha_omega [ Senator ]
BIGos -----------------> Rozwiń swoją wypowiedź bo jest dość dwuznaczna: jeśli miałeś na myśli to, iż przyjęcie założenia o uwarunkowaniu przyrody i odrzucenie na tej płaszczyźnie twierdzenia jakoby mogła ona realizować cel ostateczny, wyklucza podanie celowości przyrody za dowód na istnienie Stwórcy, to rzeczywiście mogę się z Tobą zgodzić. Chodzi jednak o to, że cały ten tekst zakłada istnienie takiego rozumnego Stwórcy i stara się coś powiedzieć o człowieku jako ostatecznym celu stworzenia. Nie widzę jednak wynikania między przesłanką:
Celem ostatecznym jest taki, który nie wymaga innego celu jako warunku swej możliwości.
a zdaniem, które pada w wywodzie wyprowadzonym jakby z tej przesłanki:
rzecz natomiast, która z uwagi na swój obiektywny charakter winna istnieć koniecznie jako cel ostateczny inteligentenej przyczyny, musi być tego rodzaju, by w porządku nie zależała od żadnego innego warunku, jak tylko od swej idei.
Chyba jest tu mowa o człowieku właśnie. I ta pierwsza przesłanka rozumiana jest teraz inaczej - a może dookreślona - nie tylko samo postawienie celu ma być bezwarunkowe, ale rzecz będąca tego celu spełnieniem sama ma być bezwarunkowa tj. nie wymagać celów pośrednich. Chyba tak mamy to rozumieć. Ale wtedy cały ten wykład staje się bardzo podejrzany i wątpliwy, gdyż to ostatnie rozumienie jest bardzo wątpliwą, dyskusyjną przesłanką.
Minas Morgul ----------> Ależ to się przyjmuje jako założenie, które niesie pewne konsekwencje. Właśnie to miał na celu ten wywód - pokazanie jakie są konsekwencje przyjęcia pewnej przesłanki. Ale o ile przesłanka w moim pierwszym odczytaniu (samo postawienie celu ma być bezwarunkowe) była dla mnie jeszcze możliwa do przyjęcia (gdybym np. szukał wiary w Boga), to już w drugim rozumieniu ( nie tylko samo postawienie celu ma być bezwarunkowe, ale rzecz będąca tego celu spełnieniem sama ma być bezwarunkowa tj. nie wymagać celów pośrednich), do którego jak na razie (nie mówię, że to rozumienie ostateczne) doszedłem widząc pewne niekonsekwencje wcześniej przyjętego rozumienia, wydaje się być bardzo, ale to bardzo naciągana. I jak wiara nie musi być sprzeczna z nauką, tak to drugie rozumienie staje się już sprzeczne ze zdrowym rozsądkiem. Nie wykluczam, że jest ono mylne.
alpha_omega [ Senator ]
PS. Mi nie chodzi o zgodę z przesłankami, ale o zastanowienie nad poprawnym ich rozumieniem, bo ten tekst przy uważnym przyjrzeniu się jest bardziej zamotany, niż się wydaje - myślę, że dość dokładnie wyłożyłem gdzie się osadzają moje dylematy.
Co zaś się tyczy teorii memów etc. etc. - to tylko gdybanie. Próba robienia nauki przyrodniczej czy społecznej z własnych fantazji.
Minas Morgul [ Senator ]
alpha_omega -> Dokładnie tak to zrozumiałem. Najpierw opisałem fakt alternatywny, który ową przesłanką nie jest, a następnie skorzystałem z określenia tej przesłanki Kanta, jako "fundamentu piaskowego".
Są to sprawy rzeczywiście bardzo logiczne.
Zresztą to daje pole do ogromnej dyskusji. Taką bazą - fundamentem może być nawet założenie istnienia celowości pozaprzyrodniczej. Owszem, jest wykonywanie algorytmów, jednak istnieje programista, który to kontroluje.
Ale zaczynam już pisać nie na temat :)
Wracając do memów, to wybitni twierdzą o nich to samo, co Ty. Ja sam to traktuję raczej jako ciekawostkę.
"Otóż mamy na tym świecie tylko jeden jedyny gatunek istot, których przyczynowość jest teleologiczna, tj. skierowana ku celom, i posiada zarazem tę właściwość, że prawo, podług którego istoty te mają określać swe cele, przedstawiane jest przez nie same jako bezwarunkowe i niezależne od warunków naturalnych, a więc jako samo w sobie konieczne. "
Jeśli chcesz dostać odpowiedź odnośnie poprawności powyższego wywodu, to to zdanie razi mnie najbardziej. GATUNEK nie jest moralny. Moralne są jego populacje. Jak już wspomniałem, człowiek w surowej wersji, nietkniętej przez społeczeństwo przejawia zachowania amoralne.
alpha_omega [ Senator ]
Minas Morgul -------------->
"Dokładnie tak to zrozumiałem."
Tzn. Przesłankę zrozumiałeś tak jak ja w drugim odczytaniu, czy też odpowiadasz na moje słowa: "Ależ to się przyjmuje jako założenie, które niesie pewne konsekwencje. Właśnie to miał na celu ten wywód - pokazanie jakie są konsekwencje przyjęcia pewnej przesłanki."?
Jeśli to drugie, to chciałbym powiedzieć, iż miałem jedynie na celu zwrócenie uwagi, iż doskonale zdaję sobie sprawę, że nie może ten tekst pretendować do miana pewnika. A jednak filozofia daje do myślenia i zastanawiam się czy by nie założyć wątku seryjnego, w którym krótkie teksty filozoficzne stałyby się pożywką dla nieco bardziej konstruktywnych dyskusji, niż większość tych, jakich obecnie doświadczamy na GOL-u. Ktoś powiedział, iż filozofia jest matematyką humanistyki, w tym sensie, iż uczy logicznego, precyzyjnego myślenia. Zgadzam się z tym stwierdzeniem - jest również ciekawą wyprawą w dziedzinę pojęć języka naturalnego, które stara się rozgryzać i podawać ich nowe rozumienia oraz wzajemne powiązania.
Wracając do tekstu - niepokoi mnie jego odczytanie. Jak sam rozumiesz pierwszą przesłankę tj.
"Celem ostatecznym jest taki, który nie wymaga innego celu jako warunku swej możliwości."?
alpha_omega [ Senator ]
I jeszcze jedno:
Jeśli chcesz dostać odpowiedź odnośnie poprawności powyższego wywodu, to to zdanie razi mnie najbardziej. GATUNEK nie jest moralny. Moralne są jego populacje. Jak już wspomniałem, człowiek w surowej wersji, nietkniętej przez społeczeństwo przejawia zachowania amoralne.
To stwierdzenie padające w tekście Kanta wynika po prostu z całej jego doktryny, a w szczególności z dwóch krytyk Krytyki czystego rozumu i Krytyki praktycznego rozumu
(w takiej kolejności, gdyż są one powiązane). Mylił się - i owszem - ale jak się mylił :)
Minas Morgul [ Senator ]
alpha_omega - wprowadziłem zamęt, bo jednocześnie poprawnie zrozumiałem przesłankę, a z drugiej strony dla świętego spokoju podałem przykład czegoś bardziej "pewnego" :)
Tekst jednak mimo, że logiczny, zawiera zwyczajne błędy, ale tyle o tym.
"Celem ostatecznym jest taki, który nie wymaga innego celu, jako warunku swej możliwości".
Jest to zabieg słowny próbujący w dość prosty sposób zaprzeczyć dualizmowi, jako elementowi scalającemu dwa podmioty w jeden. Wychodząc bowiem z założenia, że celem ostatecznym jest Pozaziemskie Przebywanie, potwierdza się ta reguła. Przy maksimum naszej inercji, zakładając istnienie pozagrobowe, istniejemy.
Jednakże celem nie jest przebywanie sensu stricte, tylko przebywanie w edenie, a to wymaga celów jasno postawionych już za życia.
Chodzi najzwyczajniej o granicę, jaką stawiasz przy interpretacji tego typu tekstów. Rysując krechę pod pojęciem dualizmu przestrzennego (dobro-zło, piekło-niebo), zaprzeczasz właściwie wspomnianemu cytatowi przy założeniu braku istnienia backupa duszy ;]
Nie jestem w stanie zgodzić się z tak ogólnym i nieprzemyślanym pojęciem celu ostatecznego.
EDIT - przepraszam, właściwie nawet ten zabieg nie próbuje zaprzeczać dualizmowi, a w ogóle go nie uwzględnia.
alpha_omega [ Senator ]
Minas Morgul ------------> Jeśli dobrze zrozumiałem twierdzisz - przynajmniej w pierwszej chwili - iż przesłanka ta stara się (taka jest jej konsekwencja) uniezależnić życie pozagrobowe od egzystencji ziemskiej i celów stawianych tutaj, na Ziemi. I rzeczywiście można by tak to rozumieć - przy założeniu, że celem ostatecznym jest życie wieczne, a cel ostateczny nie wymaga innego celu jako warunku swej możliwości, życie wieczne staje się samospełniającą obietnicą. Jest to trafne spostrzeżenie na które zwracałem uwagę w innej formie i które to właśnie rodziło moje wątpliwości - bo jak może istnieć cel, bez celów pośrednich - choćby człowiek jako ostateczny cel stworzenia bez celów pośrednich: natury, przyrody, wszechświata etc. Trafnie też zauważasz, iż jest to - w przypadku dualizmu - pewne przeoczenie, niedostrzeżenie konsekwencji. Było to zapewne spowodowane ukierunkowaniem (z góry przyjętym) na człowieka jako cel ostateczny stworzenia: przesłanka pod gotowy wniosek. Wszystko to jeśli nasze rozumienie tekstu jest poprawne. A jeśli nie?
Ten tekst wydaje się niespójny - początkowo przyjąłem bardziej dla mnie sensowne (do przyjęcia) odczytanie celu ostatecznego jako takiego celu, który jest właśnie końcem celów pośrednich. Je orzekamy ze-względu-na (inne cele, inny cel), cel ostateczny jest odbiciem idei. Ale wtedy z kolei niezrozumiała staje się niemożność uznania przyrody za pośrednią realizację celu ostatecznego, za cel pośredni, który sam z siebie i bez udziału człowieka realizuje cel ostateczny. Może właśnie gdzieś między tym postawieniem celu przez Stwórcę, a przyrodą nie dostrzegamy jakiegoś subtelnego sensu? Może coś nam umyka?
Minas Morgul [ Senator ]
Owszem, cel w dwóch wersjach (haha, w wersji allelicznej ;D) nie może istnieć bez celów pośrednich, ponieważ jakkolwiek by nie nazwać KROKÓW pośrednich służących realizacji celu ostatecznego, wykonywanie każdego kroku wiodącego do celu ostatecznego, jest właściwie wypełnianiem malutkich celów. Chyba, że przyjmiemy cel ostateczny, jako abstrakcyjną jednostkę obejmującą wszystkie przyrodnicze formy aktywności czasu rzeczywistego. Wówczas jest on pozbawiony owej mistycznej otoczki.
Czy coś nam umyka? Możliwe, ale najlepiej analizować ten tekst drobnymi kroczkami. Otóż jego bazą jest stwierdzenie, że cel ostateczny, to cel nie wymagający żadnych celów do osiągnięcia. Ja pytam: Jaka jest granica celu ostatecznego? Jak zniwelować dualizm?
Pytania o cel osteteczny to pytania retoryczne, bo zakładając chwilowo, że celem ostatecznym jest niebo (a dla kogoś ostatecznym miejscem bytowania może być piekło - trywializując pojęcia), jednostka musi powziąć aktywność i podejmować decyzje. Wówczas, wedle definicji Kanta, niebo przestaje być celem ostatecznym, a staje się nim życie pozagrobowe w nieokreślonej formie. To nawet nie musi być życie pozagrobowe. Celem ostatecznym może być śmierć, jako, że rzeczywiście, by nadeszła, nie trzeba podejmować aktywności. Wówczas jednakże pojawia się pewna sprzeczność etymologiczna słowa "cel", który, jak sama nazwa wskazuje, jest ukierunkowaną wizją, którą wytycza się w celu wypełnienia. Pozostaje pytanie, czy wytyczającymi są ludzie, czy istota ponadmaterialna. Stwierdzenie Kanta ma sens jedynie wtedy, kiedy jesteśmy w stanie umieścić je przed rozdwojeniem się ścieżki... w zjawisku sprawdzalnym w przedziale od minus nieskończoności do plus nieskończoności.
alpha_omega [ Senator ]
Ocho - przeglądam tak sobie Krytykę władzy sądzenia i widzę, że sporo niejasności znika (i - tym samym - powstają nowe) oraz że mijamy się czasem z sensem jaki chciał nam przekazać Kant. Jutro, a właściwie dzisiaj - po południu - postaram się umieścić kilka fragmentów. Wtedy wrócimy do dyskusji :)
ciemek [ Senator ]
"krew w piach" normalnie ...
alpha_omega [ Senator ]
Kilka cytatów - niestety dyskusja nie jest raczej możliwa, póki nie pozna się całego dzieła.
"Jakimś pojęciem (choćby miało ono być empirycznie uwarunkowane) posługujemy się dogmatycznie, jeśli uważamy je za podporządkowane i zawarte w innym pojęciu przedmiotu, które stanowi zasadę rozumu, i jeśli stosownie do niej je określamy. Posługujemy się zaś nim tylko krytycznie, jeśli rozpatrujemy je wyłącznie w odniesieniu do naszej władzy poznawczej, a tym samym do subiektywnych warunków, w jakich zostaje pomyślane, nie podejmująć się orzekania czegokolwiek o jego przedmiocie."
I dalej:
"Otóż pojęcie pewnej rzeczy jako celu naturalnego jest pojęciem subsumującym przyrodę pod taką przyczynowość, jaka daje się pomyśleć tylko przez rozum, aby podług tej zasady wydać sąd o tym, co o przedmiocie dane jest w doświadczeniu. [...]
Pojęcie jednak pewnej rzeczy jako celu naturalnego jest wprawdzie pojęciem empirycznie uwarunkowanym, tj. możliwym tylko pod pewnymi, danymi w doświadczeniu, warunkami, ale takim, które nie daje się mimo wszystko wyabstrahować z doświadczenia i jest możliwe tylko na podstawie jakiejś zasady rozumowej w wydawaniu sądu o przedmiocie. [...]
Pojęcie przyczynowości przez cele posiada niewątpliwie obiektywną realność, podobnie jak pojęcie przyczynowości na zasadzie mechanizmu przyrody. Pojęcie jednak przyczynowości przyrody podług prawidła celów, a tym bardziej pojęcie istoty, która wcale nie może być nam dana w doświadczeniu, a mianowicie pojęcie takiej istoty jako prapodstawy przyrody, może wprawdzie być bez popadnięcia w sprzeczność pomyślane, ale mimo to nie nadawać się do dogmatycznych określeń; pojęciu temu bowiem [...] obiektywna realność nie może być przez nic zabezpieczona."
I z innego paragrafu:
"Kiedy pytamy, po co pewna rzecz istnieje, to odpowiedz brzmi albo że jej istnienie i wytwarzanie nie jest w żadnym stosunku do przyczyny działającej podług zamiarów i wtedy rozumiemy zawsze, że przyczyną jej powstania jest mechanizm przyrody; albo że istnieje jakaś zamierzona podstawa jej istnienia (jako przypadkowej istoty naturalnej), a myśl tę trudno oddzielić od pojęcia rzeczy uorganizowanej. Jeśli bowiem dla jej wewnętrznej możliwości musimy założyć przyczynowość przyczyn celowych oraz ideę, leżącą u podstawy tej przyczynowości, to i istnienie tego wytworu nie może być przez nas pomyślane inaczej niż jako cel. Albowiem przedstawiony skutek, którego przedstawienie jest zarazem determinującą racją inteligentnej przyczyny działającej w kierunku wytworzenia tego skutku, nazywa się celem. W tym więc wypadku można albo powiedzieć, że cel istnienia takiej istoty naturalnej tkwi w niej samej tzn. że jest ona nie tylko celem, lecz także celem ostatecznym, albo że cel ten znajduje się poza nią w innych istotach naturalnych, tzn. że istnieje ona celowo nie jako cel ostateczny, lecz zarazem też koniecznie jako środek."
I dalej pada jeszcze takie zdanie, że gdyby pójść za Linneuszem i uznać, że m.in. zwierzęta drapieżne żyją po to, ażeby trzymać w ryzach populację roślinożerców, te z kolei po to, by hamować nadmierny rozrost roślinności itd. to człowiek także mógłby być nie tylko celem, ale i środkiem, a więc nie byłby celem ostatecznym.
alpha_omega [ Senator ]
Innymi słowy - rozumienie celu ostatecznego jest tutaj takie, jak przy moim pierwszym odczytaniu, odczytaniu celu ostatecznego jako takiego celu, "który jest właśnie końcem celów pośrednich. Je orzekamy ze-względu-na (inne cele, inny cel), cel ostateczny jest odbiciem idei."
Minas Morgul [ Senator ]
"oraz że mijamy się czasem z sensem jaki chciał nam przekazać Kant."
I myślę, że minęliśmy się właśnie dlatego, że poszliśmy za daleko, uznając wspomniany fragment za coś "spiskowego i kontrowersyjnego". Tym czasem filozofia oprócz przekazywania jakiejś tajemnej, szokującej wiedzy, wyraża najzwyklejsze prawidłowości odnośnie funkcjonowania świata i wszechświata.
Ot po prostu: "cel ostateczny to taki, który następuje zawsze". Podziały na wszelaki dualizm sensu jako takiego nie mają, gdyż jest to stwierdzenie faktu... należy to traktować jako ciekawostkę przyrodniczą, a ja dałem się złapać. ;]
No nic, pozdrawiam
alpha_omega [ Senator ]
Przyznam, że nie bardzo rozumiem, co chciałeś powiedzieć w ostatnim poście. Cel ostateczny to taki, który następuje zawsze? Mógłbym się z tym zgodzić w takim sensie, że stawiając jakiś cel, jest on albo celem samym w sobie tj. celem ostatecznym ("cel istnienia takiej istoty naturalnej tkwi w niej samej"), albo celem i środkiem zarazem. Jeśli zatem nie chcemy się zgodzić na nieskończony ciąg celów-środków (a chyba nie możemy się na to zgodzić przy założeniu inteligentnej przyczyny działającej podług celów), musi istnieć cel ostateczny:
"O ile więc przedmioty świata, jako jestestwa w swojej egzystencji zależne, potrzebują działającej podług celów najwyższej przyczyny, to człowiek jest celem ostatecznym dzieła stworzenia. Bez niego bowiem łańcuch kolejno sobie podporządkowanych celów nie byłby doprowadzony do końca [...]"
"Rzecz natomiast, która z uwagi na swój obiektywny charakter winna istnieć koniecznie jako cel ostateczny inteligentenej przyczyny [...]" (być może tak właśnie to zdanie należy odczytywać - że musi istnieć cel ostateczny inteligentnej przyczyny)
Można się zastanawiać dlaczego człowiek jest celem ostatecznym. Kant zresztą mówi w tym kontekście o wolności i o tym, że istota zdolna stawiać cele ostateczne musi być sama celem ostatecznym. Wolność przerywa bowiem łańcuch zależności i wyzwala z bycia środkiem, w wolności tkwi też zdolność stawiania celu ostatecznego pod postacią "najwyższego dobra".
Pisze jednak Kant:
"jeśli bowiem już raz pomyśleliśmy o intelekcie, który musi być uznany za przyczynę możliwości takich form, jakie rzeczywiście znajdujemy w rzeczach, to musimy też właśnie w nim samym doszukiwać się obiektywnej podstawy, która kazałaby temu twórczemu intelektowi w ten sposób działać, [podstawy], która byłaby wówczas celem ostatecznym, dla jakiego takie rzeczy istnieją."
A więc wpisuje tutaj przyrodę w ciąg celów, których końcem jest cel ostateczny, a więc widzi w przyrodzie środek do/dla istnienia celu ostatecznego. I chyba należy rozumieć to tak - nawet przy świadomości fragmentów takich jak ten:
"Powiedziałem już wyżej, że cel ostateczny nie jest celem, dla którego osiągnięcia i zgodnego z jego ideą zrealizowania wystarczyłaby przyroda, gdyż jest to cel bezwarunkowy. Nie ma bowiem nic takiego w przyrodzie (jako jestestwie zmysłowym), czego racja determinująca, tkwiąca w niej samej, nie byłaby zawsze sama znowu uwarunkowana;"
że Kant nie znał przecież teorii ewolucji itp. i mocno rozgraniczał przyrodę od człowieka, nie zapominając jednak o tym, że dla istnienia człowieka przyroda jest niezbędna. Nawracamy jednak wtedy do początkowego pytania - jak rozumieć to zdanie?:
"Celem ostatecznym jest taki, który nie wymaga innego celu jako warunku swej możliwości."
oraz to:
"Rzecz natomiast, która z uwagi na swój obiektywny charakter winna istnieć koniecznie jako cel ostateczny inteligentenej przyczyny, musi być tego rodzaju, by w porządku nie zależała od żadnego innego warunku, jak tylko od swej idei."
Po prostu cały czas dostrzegam tutaj pewne niekonsekwencje, a ich zniesienie wydaje mi się dosyć arbitrarnym naciąganiem literalnego sensu zdań.