Mazio [ Mr Offtopic ]
złe czasy
z uwagi na złe czasy polecam zainteresowanym:
. Część praktyczna
3.1. Robimy zacier
Zaczynamy od zacieru. Przepis na zacier jest prosty: 1 kilo cukru, 4 litry wody i 10 deko drożdży. Razem: 1+4+10=1410. Łatwo zapamiętać (data bitwy pod Grunwaldem). No więc mieszamy te składniki i zostawiamy na trochę w jakiejś bańce, żeby przefermentowały. I jak już ładnie przefermentuje to mamy gotowy zacier. Można też destylować wino, np. wino z ryżu (ale zacier jest tańszy od wina, a efekt wcale nie gorszy).
3.2. Destylacja metodą garnkową
Mając już zacier musimy go przedestylować. Wiele osób boi się tego etapu, wyobraża sobie, że destylacja jest jakimś strasznie skomplikowanym alchemicznym procesem, wymagającym czort znajet jakich wymyślnych urządzeń. A to wcale nie jest tak. Za chwilę opiszę, jak można przedestylować zacier nie używając żadnych instrumentów, jak tylko garnka, blaszanej miski i kubka. Więc tak: na kuchence stawiamy garnek. Do niego wlewamy zacier. Na środku stawiamy pusty kubek. Na garnku stawiamy blaszaną miskę o zaokrąglonym dnie. Do miski wlewamy zimnej wody, można wrzucić trochę lodu. Co będzie się teraz działo kiedy zapalimy ogień (nie za duży) pod garnkiem? Kiedy podgrzewany zacier osiągnie temperaturę parowania alkoholu zacznie z niego parować alkohol. Opary alkoholu trafiają na zimną miskę i skraplają się. Ponieważ dno miski jest wypukłe więc krople skroplonego alkoholu zjeżdżają na środek i skapują prosto do kubka. Po odpowiednim czasie (nie za wcześnie, bo wtedy sporo niewykorzystanego alkoholu zostanie w zacierze i nie za późno, bo wtedy do kubka pójdą cięższe frakcje czyli syf) wyłączamy gaz, zacier wylewamy do sedesu a bimber z kubka zlewamy do butelki. Ot proste i logiczne.
3.3. Pędzimy na poważnie
Kiedy już pobawimy się trochę z garnkiem i kubkiem w końcu przyjdzie moment, że zechcemy zabrać się za prawdziwe pędzenie bimbru. Będziemy to robić tak: zacier do czajnika, czajnik na gaz, opary alkoholu z dzióbka rurką do chłodnicy, w chłodnicy opary ochładzają się i skraplają i stamtąd spływają do podstawionej szklanki. A co to takiego ta chłodnica i jak ona wygląda? Powiem najpierw jak wygląda chłodnica ze sklepu chemicznego. Jest to szklany pojemnik. Ma on dwie rurki: do jednej wpływa zimna woda (doprowadzana gumową rurką z kranu), z drugiej wypływa już trochę nagrzana woda. A po co ta zimna woda tak przepływa przez chłodnicę? A po to, żeby ochładzać rurkę, która przebiega przez środek chłodnicy. A tą rurką właśnie przepuszczamy opary alkoholu które chcemy skroplić! W fachowej chłodnicy rurka ta zazwyczaj jest zwinięta w spiralę, żeby się lepiej chłodziła. Jeśli jeszcze nie do końca łapiesz to spójrz na ascii-art poniżej:
(btw: ze swojego doświadczenia wiem, że najlepiej, jeśli chłodnica będzie lekko przechylona tak, żeby skroplony alkohol mógł spływać z rurki)
Skąd wziąć chłodnicę? Można pójść do pierwszego lepszego sklepu chemicznego i spytać, czy mają chłodnicę do destylacji. A ja na przykład robiłem chłodnicę sam z plastikowej butelki od napojów. Zrobiłem jedną dziurkę w korku i jedną w dnie i przez nie przepuściłem szklaną rurkę, uszczelniwszy butaprenem. Oczywiście w czasie pracy butelka umocowana była poziomo. W górnej części butelki zrobiłem spory otwór, przez który co pewien czas dolewałem szklanką zimnej wody. A nadmiar wody sam się wylewał. Proste?
Więc system w całości wyglądał tak: W dzióbek od czajnika wsadziłem dopasowany drewniany korek (sam go wystrugałem). On miał przez siebie na wylot otwór a w nim kawałek szklanej rurki (przez który z czajnika lecą opary alkoholu). Na ten kawałek szklanej rurki zatknięty jest kawałek rurki z igielitu (kupionej w sklepie samochodowym). (Ważne, żeby nie używać w instalacji rurek gumowych, bo ponoć potem bimber gumą smakuje). No i ta rurka igielitowa doprowadza opary alkoholu do chłodnicy (którą na sznurkach podwiesiłem pod szafką, żeby było wygodnie). A z chłodnicy skroplony alkohol spływa do szklanki. Ot i wsio.
4. Bezpieczeństwo
Z pędzeniem bimbru wiążą się głównie dwa rodzaje niebezpieczeństw: zdrowotne i prawne. Niebezpieczeństwa zdrowotne głownie wynikają z tego, że podobno bimber miewa rózne złe zanieczyszczenia, metyl itepe. Jeśli chcesz być bezpieczny to przed pędzeniem bimbru porozmawiaj z jakimś fachowcem, lekarzem czy kimś. Ja się na tym nie znam. Poza tym alkohol jest łatwopalny, ogień jest gorący, zamknięte naczynia czasem eksplodują kiedy się je podgrzewa. Tak bywa. Bądź ostrożny. Drugie niebezpieczeństwo: prawo. Wiele państw zabrania pędzenia bimbru na podległym sobie terytorium. Jeśli, podobnie jak ja, masz przyjemność mieszkać w kraju opanowanym przez tego typu państwo musisz albo zrezygnować z pędzenia bimbru albo być ostrożnym. ZTCW jeśli będziesz pędzić tylko na własny użytek to nie musisz szczególnie obawiać się wpadki, to już nie te czasy, no ale ostrożność warto zachować. Nie gadać za dużo kolegom i pamiętać, że gotowany zacier mocno śmierdzi, co może zwrócić uwagę sąsiadów. Dobry jest sposób opisany w pkcie 3.2 - w razie wtopy wylewamy zacier do zlewu, garnek, kubek i miskę stawiamy na kuchence i nie ma żadnej aparatury mogącej stanowić dowód przeciwko nam. *by PaulSign
Mazio [ Mr Offtopic ]
JAK ZROBIĆ ZACIER
Aby zrobić zacier należy połączyć trzy magiczne składniki: wodę, cukier i drożdże. Dla upamiętnienia proporcji jakie należy zastosować w 1410 roku stoczono na polach Grunwaldu bitwę śmiertelną z której oprócz tych ważnych cyfr jedyną korzyścią były ponoć dwa miecze i to nagie (takie krążą plotki).
Ale do rzeczy. 1 oznacza ilość cukru w kilogramach,
4 ilość wody w litrach a 10 oznacza ilość drożdży w dekagramach. Przed dodaniem drożdży cukier należy rozpuścić. Można również użyć drożdży winiarskich, jednak trzeba je wcześniej rozmnażać. Ich zaletą jest odporność na wyższe stężenia alkoholu.
Z jednego kilograma cukru nie powinniśmy oczekiwać więcej niż 0,5 litra czystego spirytusu. W naszym laboratorium powinno być ciepło i wilgotno. Zacier nie może mieć dostępu do powietrza jednak należy z niego odprowadzić dwutlenek węgla dlatego naczynie z zacierem (butlę, balon, beczkę, cysternę lub tankofermentator) należy zatkać szczelnym korkiem z rurką fermentacyjną. Gdyby naczynie było otwarte, różne paskudne drobnoustroje żywiłyby się naszym zacierem oraz przerabiały alkohol na ocet. Bulgotanie jakie emituje taka rurka powoduje doznania porównywalne z mistycznymi i mogłoby być, oczywiście w kontrolowanych dawkach stosowane jako lek w dolegliwościach psychicznych. Gdy bulgotanie ustanie jest to znak że drożdże zdechły i możemy mieć nadzieję, że zaszkodziła im zbyt duża zawartość alkoholu a nie padły ze starości lub mama im czegoś dosypała.
Możemy teraz rozpocząć destylację.
W opisie procesu fermentacji posłużyłem się książką „Domowy wyrób win, wódek
i likierów” (niestety nie pamiętam autora) ponieważ ogólna wiedza w niej zawarta jest przydatna w interesującym nas dziale produkcji. Nie wiem, gdzie można ją znaleźć - jest na przykład w bibliotece akademii rolniczej. Zacier robi się w zasadzie tak jak wino, ale na szczęście nie musi on smakować dobrze (chociaż tak byłoby najlepiej). Dla nas liczy się zawartość alkoholu w roztworze po zakończeniu fermentacji. Im jest ona wyższa tym lepiej wykorzystamy paliwo oraz czas. Teoretycznie przy użyciu drożdży szlachetnych (winiarskich – można je kupić nawet w niektórych sklepach spożywczych), można uzyskać stężenie alkoholu nawet 17 – 18%, jednak to się nie zawsze udaje, więc lepiej projektować zacier na 10 – 14% aby nie zmarnować cukru. Spotkałem się z opinią, że użycie drożdży piekarskich (1410), wprowadza bardzo nieprzyjemny, charakterystyczny posmak, poza tym nie mam pojęcia, jakie stężenie alkoholu wytrzymują i czym się różnią od gorzelnianych (w końcu pochodzą z Polmosu), więc używam drożdży winiarskich.
Do uzyskania 1% roztworu alkoholu w jednym litrze nastawu musi być 17g cukru. Na przykład: chcemy zrobić 10 litrów 10% zacieru. W 10 litrach powinno się znajdować zatem 1,7kg cukru. W tym celu obliczamy objętość cukru (gęstość 1,6 kg/litr) – jest to około 1,1 litra. Trzeba więc dodać 8,9 litra wody, z której część posłuży do rozpuszczenia cukru. Jeżeli projektujemy nastaw o większym stężeniu alkoholu, cukier dodajemy w dwóch porcjach (2/3 na początku) ponieważ zbyt duże stężenie cukru hamuje rozwój komórek drożdży.
Następnie zacier wlewamy do szczelnego naczynia, najlepiej szklanego balonu, dodajemy drożdże, zatykamy korkiem i wkładamy do korka rurkę fermentacyjną za dwa złote. Podaję cenę aby przekonać, że nie warto tych pieniędzy zaoszczędzić – produkcja octu na razie nas nie interesuje. Wszystkie naczynia wykorzystywane do produkcji zacieru należy dokładnie wymyć. Nie jest to co prawda tak ważne jak w przypadku robienia wina, ale od warunków jakie zapewnimy naszym grzybkom zależy ich dobre samopoczucie i chęć rozmnażania.
Balon umieszczamy w ciepłym i ciemnym miejscu aby grzybkom nie było zimno. Jeżeli zamierzamy uzyskać większe stężenie alkoholu, musimy użyć drożdży winiarskich. Nie podam sposobu ich rozmnażania (są sprzedawane w śladowych ilościach), gdyż jest opisany na torebkach. Kiedy rurka fermentacyjna przestaje bulgotać po około 3 – 4 tygodniach (plus minus miesiąc w zależności od temperatury), to znak, że drożdże zrobiły co mogły.
W tym czasie na dnie gąsiorka powstaje warstwa osadu, czyli głównie poległych drożdży. Czas więc na nas. Ściągamy drogocenną substancję znad osadu i przystępujemy do destylacji.
Mazio [ Mr Offtopic ]
OPIS DESTYLATORA DOMOWEJ ROBOTY - MODEL KLASYCZNY, WIEJSKI*
Jest to tekst przeznaczony dla początkujących producentów oraz osób planujących rozpocząć produkcję nie oczyszczonego alkoholu etylowego inaczej boskiego nektaru, wody rozmownej lub po prostu bimbru. Z góry proszę o wybaczenie znawców tematu
za ewentualne błędy merytoryczne oraz panią od polskiego za interpunkcję. W tej części opisuję w jaki sposób można niewielkim nakładem środków wykonać destylator konieczny do produkcji wiadomej substancji.
Destylator składa się z zamkniętego naczynia, w którym jest ogrzewany zacier oraz chłodnicy, gdzie pary alkoholu (a także pewne ilości wody i sporo mniej sympatycznych substancji) ulegają skropleniu. Osobiście polecam bardziej zasobnym amatorom własnego koniaku, whisky itp. zakup gotowej, szklanej chłodnicy w sklepie.
W zależności od wielkości i jakości chłodnica taka może kosztować od kilkunastu do kilkudziesięciu złotych. Wielką zaletą szkła poza oczywiście ogromną wytrzymałością mechaniczną jest chemiczna obojętność, więc możemy liczyć na to, że oprócz tego
co wyparowało z zacieru nie będziemy spożywać żadnych metali, tlenków, chlorków i tak dalej.
Ja uznałem że mnie nie stać. Ponadto według niektórych źródeł przed chłodnicą powinien znajdować się tzw. deflegmator, czyli część destylatora, w której skraplają się w stosunkowo wysokiej temperaturze pary mniej lotnych substancji. Dzięki temu skropliny (bimber) są bogatsze w alkohol i częściowo pozbawione mniej pożądanych substancji o wyższej niż etanol temperaturze wrzenia. Osobiście jeszcze nie próbowałem, jednak w planie mam wykonanie deflegmatora z litrowego słoika - będzie on umieszczony pomiędzy bańką a właściwą chłodnicą (skraplaczem). Postaram się opublikować jak najszybciej (czyli przed emeryturą) opis efektów tego ulepszenia.
rys.1. schemat destylatora
Do wykonania destylatora potrzebowałem starej cynowanej(!) bańki po mleku, trzech metrów miedzianej rurki o średnicy zewnętrznej 8mm (miedź miękka), niewielkiego kawałka cienkiej cynkowanej blachy stalowej, i trochę wężyków. Z blachy wykonałem puszkę z czterema otworami na doprowadzenie wody chłodzącej oraz na końce rurki. W środku puszki znajduje się spirala z rurki i tu rada dla roztargnionych: spiralę należy włożyć do puszki przed zalutowaniem. Aby zacier nie został przegrzany co mogłoby spowodować niekorzystne zmiany chemiczne oraz destylację mniej lotnych substancji obecnych w zacierze krótko mówiąc smród, bańka z zacierem jest ogrzewana pośrednio, czyli znajduje się w kociołku z wodą. Dodatkowo można do bańki wrzucić kilka kawałków potłuczonego fajansu, porcelitu, kamyków lub czegoś podobnego aby zwiększyć powierzchnię parowania.
rys.2. Układ sprawdzony w moim laboratorium
Aby ograniczyć zużycie paliwa, w moim przypadku gazu z butli turystycznej 2kg, kociołek jest izolowany termicznie za pomocą czegoś kudłatego i niepalnego(!) wydobytego ze starego parnika. Podejrzewam, że w sklepach z artykułami budowlanymi materiałów izolacyjnych nie brakuje, więc Wasze laboratoria nie muszą wyglądać tak profesjonalnie jak moje. Dodatkowo między bańką a kociołkiem znajdują się stare waciane portki, których zadaniem jest ograniczenie utraty ciepła przez parowanie. Przy sprzyjającym wietrze taka butla może wystarczyć na 3-4 dwudziestolitrowe bańki (z tym, że przed uruchomieniem maszynerii do kociołka nalewam wrzątku aby skrócić czas destylacji - mimo to rozruch trwa około 2 -3 godzin). Z takiej bańki napełnionej średniej mocy zacierem uzyskuje się około 2,5 litra bimbru
o mocy 50-60%. A’ propos pojemności bańki właśnie gdy piszę w moim laboratorium na posadzce powstała spora kałuża z wyplutego zacieru więc pozwolę sobie zaapelować o ostrożność i umiar w napełnianiu bańki zwłaszcza gdy zacier zawiera ciała stałe.
Nie będę straszył wybuchem bo to niezła rozrywka ale rurka po takim wypadku jest
po prostu zasyfiona. Uwagi na temat lutowania: jeżeli ktoś ma dostęp do blachy miedzianej to gorąco polecam gdyż lutowanie blachy cynkowanej wymaga użycia kompotu otrzymywanego przez wrzucenie kilku kawałków cynkowanej blachy do kwasu solnego. Powstały chlorek cynku rozpuszcza tlenek cynku powstały na powierzchni metalu. Miedź można po prostu oczyścić mechanicznie. Druga uwaga: należy unikać kontaktu połączeń lutowanych z artykułami spożywczymi z naszym produktem na czele ponieważ lutowie zawiera ołów. Osobom pragnącym poznać dokładnie szpitale, sanatoria i uroki życia z renty polecam również stosowanie ocynkowanych naczyń na zacier. Połączenie bańki z rurką musi być szczelne jak również sama bańka aby cenne opary nie ulatywały w przestrzeń i nie powiększały dziury ozonowej. Uszczelka, w jaką fabrycznie wyposażona jest bańka nie jest przystosowana do wysokich temperatur, więc szybko się zużywa i trzeba uważać, aby w porę ją wymienić.
rys.3. chłodnica z cynkowanej blachy stalowej
Aby destylator dało się zdemontować i nieuszkodzony mieścił się w radiowozie połączenie nie powinno być trwałe. W swoim sprzęcie użyłem mosiężnej końcówki
z opryskiwacza, którą przykręca się do bańki. Tutaj mała niekonsekwencja: końcówka jest przylutowana do rurki – ale w końcu każdy kiedyś umrze.
rys.4. połączenie chłodnicy z bańką
Moc uzyskanego produktu zależy od mocy substancji destylowanej i według moich pomiarów wynosi 50-60% przy destylacji jednokrotnej i ok. 80% po drugim pędzeniu (takie wyniki uzyskuje się bez deflegmatora). Należy podkreślić, że dwukrotnie pędzony bimber traci wiele cenionych przez prawdziwych koneserów cech, które odróżniają go od pospolitej wódki, krótko mówiąc prawie nie śmierdzi. Podejrzewam, że trzykrotnie pędzony bimber godny jest królewskich stołów jednak mnie nie było stać na takie poświęcenie czasu i paliwa. Muszę zwrócić w tym miejscu uwagę na destylację przefermentowanych śliwek. Jest to buroczerwona breja o przyjemnym zapachu, która po pierwszej destylacji (niestety tylko raz miałem taką przyjemność) daje trunek przedniej jakości choć w moim wypadku był on niezbyt klarowny. Destylacja dwukrotna czegoś takiego powinna być zabroniona jako profanacja i marnotrawstwo. Poza tym uwaga techniczna. Wyżej wspomniana breja powiększa znacznie swą objętość po ogrzaniu więc trzeba zmniejszyć jednorazowo destylowaną porcję zacieru.
PRZEBIEG DESTYLACJI
Jako pierwsze destylują lżejsze substancje, tzw. przedgon (np. aldehyd octowy, metanol czy mrówczan etylu ) dlatego podobno lepiej jest nie pić tego co skropli się na samym początku.
Z moich doświadczeń wynika, że na początku destylacji bimber ma bardziej przyjemny zapach, który psuje się aż do momentu, gdy bimber cuchnie jak palony papier i nabiera żółtego zabarwienia (wtedy kończę pędzenie). Mimo to zawsze na początku odstawiam około 0,15l albo nawet ćwiartkę i oznaczam jako "ślepotka". Spotkałem się z opinią, że wystarczy 50ml, ale kto to wie? Pomiar zawartości alkoholu alkoholomierzem, gdy proces uznaję za zakończony daje wynik ok. 30% jednak nie uwzględnia zawartości innych składników takich jak wyższe alkohole i estry (skalowany jest dla roztworu czystego etanolu w wodzie). Uczciwość(?) każe wspomnieć, że bimber zawiera również związki, które ze względu na zbliżoną do etanolu temperaturę wrzenia ( 78 stopni ) są praktycznie nie do usunięcia przez destylację. Są to alkohol izopropylowy (82) oraz octan etylu(77).
Mazio [ Mr Offtopic ]
i to by było na tyle...
do roboty
a efekty wyślijcie na mojego maila :D
Mazio [ Mr Offtopic ]
aha i rysunki - jedynka już była więc dwa:
DiabloManiak [ Karczemny Dymek ]
Mazio efekty zamieszcze tutaj ;)
%%%%%%%%%%%%%%%%%%% i jeszcze %%%%%%%%% ;)
Mazio [ Mr Offtopic ]
3
Mazio [ Mr Offtopic ]
i 4
Regis [ ]
chwala Ci! :D
Xaar [ Uzależniony od Marysi ]
jedna sprawa... dobrze by było gdybyś podał w miarę dokładny czas różnych czynności, bo np "Po odpowiednim czasie (nie za wcześnie, bo wtedy sporo niewykorzystanego alkoholu zostanie w zacierze i nie za późno, bo wtedy do kubka pójdą cięższe frakcje czyli syf)" niewiele mi mówi :)
Mazio [ Mr Offtopic ]
aha...
Alkohol z ziemniaków:
Ziemniaki i ziarna zbóż, kukurydzy i ryżu to dzisiaj najbardziej masowe surowce gorzelniane.
W gorzelniach przerabiających surowce naturalne otrzymywana jest surówka, czyli surowy 96% etanol. Dostarczane do gorzelni ziemniaki są płukane a następnie parowane w temperaturze 140-150 stopni. Głównym składnikiem rozgotowanej masy opuszczającej parnik jest skrobia (20 – 30%). Ponieważ etanol może powstawać na drodze fermentacji cukrów prostych głównie glukozy, skrobię trzeba poddać hydrolizie, podczas której ulega ona rozkładowi. Teoretycznie można to zrobić przez ogrzewanie skrobi z kwasem siarkowym, w praktyce wykorzystuje się enzymy wytwarzane przez kiełkujące ziarna (w gorzelniach preferuje się kiełki jęczmienia) tzw. słód. Ziarna jęczmienia okresowo zwilżane wodą kiełkują przez około dwóch tygodni. Podczas kiełkowania ilość enzymów w ziarnie gwałtownie rośnie. Są to głównie cytaza, amylaza oraz enzymy rozkładające białka. Zmiażdżone kiełki jęczmienne nazywane słodem dodaje się do masy ziemniaczanej o temperaturze około 60 stopni. Początkowo jeden z enzymów, diastaza, powoduje rozkład skrobi w wyniku czego powstaje dwucukier maltoza (cukier słodowy) o bardzo słodkim smaku. Maltoza może być już przetworzona przez enzymy zawarte w drożdżach gorzelnianych na glukozę (maltaza) a później na etanol (zymaza). W gorzelniach stosuje się specjalnie wyselekcjonowane drożdże gatunku Sacharomyces ceravisiae ze względu na szybkość działania oraz możliwość pracy przy stężeniu alkoholu do 12%.
Zacier w temperaturze około 20 stopni fermentuje przez około 3 doby a następnie jest kierowany do kolumny destylacyjnej, gdzie przeprowadza się destylację frakcjonowaną, czyli poszczególne składniki skroplin są od razu rozdzielane (w prymitywnych destylatorach skrapla i miesza się wszystko, co ma odpowiednio wysoką temperaturę wrzenia)
Jeżeli chodzi o produkcję etanolu z samego zboża, to nie mam na ten temat konkretnej wiedzy. Z moich doświadczeń wynika, że drożdże nie są w stanie odżywiać się ziarnem jeżeli nie zostało skiełkowane. Również znane mi przepisy na wino z żyta w obliczeniach zawartości alkoholu nie uwzględniają skrobi zawartej w ziarnie - jest ono dodawane "do smaku" jeżeli więc planujemy takie wino destylować to dodawanie żyta możemy sobie darować. Korzystając z opisu produkcji alkoholu z ziemniaków można przypuszczać, że wystarczy część lub całe ziarno poddać kiełkowaniu w celu rozkładu skrobi i wytworzenia odpowiedniej ilości enzymów a następnie zaszczepić drożdżami i fermentować. Myślę, że warto próbować, bo ziarna zbóż zawierają ponad 75% skrobi, więc za cenę zwiększenia nakładów pracy można obniżyć znacznie koszty produkcji. Osobiście próbowałem destylować młode wino z żyta razem z ziarnem. Gdy w bańce było trochę za dużo żyta a za mało wina żyto rozgotowało się i powstała gęsta maź o wyglądzie smalcu ze skwarkami, którą musiałem wydłubywać z bańki patykiem (tłuczenie odwróconą bańką o ziemię nie dało rezultatu) Swoją drogą, wydaje mi się niemożliwe kiełkowanie całego ziarna przeznaczonego na "Żytnią" (o ile robią ją z żyta) w Polmosie. Musi być zatem inny sposób... Jeżeli wiesz jak w najprostszy sposób skłonić drożdże do spożywania ziemniaków lub ziarna, to napisz - a zyskasz moją wdzięczność i przy okazji uwolnisz się od ciężkiego brzemienia wiedzy.
Otrzymywanie słodu:
Ziarno należy rozłożyć cienką, równomierną warstwą i przykryć wilgotną szmatką lub ligniną. Kiełkowanie powinno zachodzić w temperaturze 15 – 18 stopni, wtedy po czterech dniach powinny pojawić się białawe kiełki. Początkowo ziarno zwilżamy co 2 – 3 dni uważając aby nie leżało w wodzie. Po dwunastu dniach kończymy zwilżanie i zdejmujemy szmatkę. Piętnastego dnia ziarno nadaje się do miażdżenia.
to taka mała pomoc - nie dziękujcie :)
Mazio [ Mr Offtopic ]
Xaar - sam dopiero jadę kupić destylator... przecież możemy się nauczyć na błędach. Zobacz - to nie jest wielka inwestycja, a można zrobić coś dobrego. Znalazłem to i się dzielę bo zamierzam naprawdę wstawić. Informacjami będę się dzielił na bieżąco.
Xaar [ Uzależniony od Marysi ]
Uczenie na własnych błędach może nie być zbyt bezpieczne w tym wypadku... no chyba że będziesz naszym Maziem doświadczalnym :P
Mazio [ Mr Offtopic ]
właściwie to większość informacji masz tu podanych, a niebezpieczeństwo jest niewysokie jeśli zważyć na szali to co możemy uzyskać (i chodzi mi tu jedynie o samozadowolenie)
i owszem - podwieszę temat i będę Waszym Maziem doświadczalnym