Orlando [ Friends Will Be Friends ]
Historia, która była ukrywana przed wszystkimi - Rozdział II
Prolog i Rozdział I:
https://forumarchiwum.gry-online.pl/S043archiwum.asp?ID=5179254&N=1
- Na kiedy? - Głos w słuchawce, powiedział, że za dwadzieścia minut.
Wyszedłem z budki telefonicznej i udałem się w strone baru szybkiej obsługi, znajdującej się 20 metrów dalej. Cyra czekał na mnie, siedziąc przu stoliku, cały przemoknięty od deszczu i rzeki. Tak jak ja. Ale nikogo ten widok nie zdziwił. Na zewnątrzz wciąż padało, kolejne krople powiększały kałuże na ulicy. Nic dziwnego, że ktoś mocno zmókł, a teraz siedzi sobie w barze, żeby przeczekać tą pogode i się rozgrzać. Ale nikt tam nie pomyślał, że ktoś może uciekać przed policją.
Przysiadłem się do Cyry, rozsiadając się na drewnianym krześle. Nikt się nie odzywał. W końcu nie wytrzymałem.
- Zjesz coś? - Zabrzmiało to jak rozkaz. Widać, nie umiałem już być miły.
- Troche zgłodniałem. Ile masz kasy? - Włożyłem ręke do kieszeni, chwile pogrzebałem w niej, aż w końcu wyjąłem dziesięć złoty. - Daj, cos nam kupie. - Podałem mu banknot. Wstał i poszedł do kasy.
Historia, która była ukrywana przed wszystkimi w wersji .doc!!
Flyby [ Outsider ]
..yhmm ..mam nadzieję że zarcie tam świeże a toalety w porządku ;)
Orlando [ Friends Will Be Friends ]
Jestem ciekaw, gdzie ten maroll sie podziewa...
Flyby [ Outsider ]
..szuka natchnienia ;)
..zabrały go wakacje..
wśród drzew biega i krzyczy..
potem leży na plecach
i puste puszki liczy..
..zbiegają się obłoczki
nad twórcą, zadziwione
..nic jeszcze nie wiedzą
że będą uwiecznione..
jak twórca wytrzeźwieje,
rzecz jasnaaa
..wtedy powieść napisze
geenialną ..i basta
MAROLL [ Legend ]
Sorry, ale miałem natłok spraw :) Zaraz się wezme za pisanie :]
MAROLL [ Legend ]
Keke ?
- Troche zgłodniałem. Ile masz kasy? - Włożyłem ręke do kieszeni, chwile pogrzebałem w niej, aż w końcu wyjąłem dziesięć złoty. - Daj, cos nam kupie. - Podałem mu banknot. Wstał i poszedł do lady.
Kiedy tak siedziałem i wsłuchiwałem się w krople deszczu, które siekły powierzchnie wielkiego parasola, pod którym siedziałem poczułem okropne ssanie w żołądku.
Gdzie ten Orlando się podziewa ?!
Popatrzyłem w stronę lady, rozmawiał ze sprzedawczynią żywo gestykulując- pewnie chcę się targować. Uśmiechnąłem się mimo woli pełen podziwu dla cwaniactwa Cyra. Po chwili zmierzał ku mnie z dwoma papierowymi talerzykami, na których można było dostrzec złote frytki.
- Zajadaj!- powiedział podając mi talerzyk oraz sól.
- Smacznego..- odburknąłem-.. mamy jakieś 10 minut na jedzenie i miłą pogawędkę.
- Twoja stara- zaśmiał się Cyre i pochłonął kolejną frytkę umoczoną w ketchupie.
- Masz wybitny humor. Jest jakaś sytuacja w której byłbyś go pozbawiony ?
- Obawiam się, że nie.
- Niedługo przyjedzie nasz kumpel.
- Jaki kumpel ? Z kim w ogóle gadałeś przez telefon ?
- Z twoją starą- odpowiedziałem z pełnym triumfu uśmiechem.
- Szybko się uczysz. Teraz bez jaj- kto będzie naszym gościem ?
- Wszystko w swoim czasie.
Deszcz prawie przestał padać, a ja dokończyłem posiłek i wpatrywałem się teraz w szybki nurt rzeki.
- Nie no stary narobiłeś mi smaku- ponownie wyrwał się z głupią uwagą Twardy.
- Na pewno w pobliżu jest gdzieś restauracja, albo chociaż kuchnia. Idź się nawpychaj prosiaku.
- Panowie, przestańcie. Pozwólcie, że opuszczę was na chwilę.
Po czym prokurator udał się do korytarza i kątem oka zauważyłem, że chyba wyciągnął telefon…
Flyby [ Outsider ]
..bardzo miły gastronomiczny przerywnik Maroll ..tyle że jadłospis ..nie mogło być coś bardziej orginalnego? ..jeszcze frytki zjem ale ketchupu nie cierpię ..amerykańska śmierć pomidorowa ..co im te biedne pomidory zrobiły że coś takiego sfabrykowali? ..pewnie po prostu nie wiedzieli co z nimi zrobić
Orlando [ Friends Will Be Friends ]
Jaki przypadek... akurat dzisiaj jadlek frtki... i nie tylko...
Orlando [ Friends Will Be Friends ]
[...]Deszcz prawie przestał padać, a ja dokończyłem posiłek i wpatrywałem się teraz w szybki nurt rzeki.
- Nie no stary narobiłeś mi smaku- ponownie wyrwał się z głupią uwagą Twardy.
- Na pewno w pobliżu jest gdzieś restauracja, albo chociaż kuchnia. Idź się nawpychaj prosiaku.
- Panowie, przestańcie.- Po chwili dodał. - Pozwólcie, że opuszczę was na chwilę.
Po czym prokurator udał się do korytarza i kątem oka zauważyłem, że chyba wyciągnął telefon. Jednak zignorowałem to. Wstałem i podszedłem do barierki. Patrzyłem na rozległy horyzont, na obcy mi świat. Zamknałem oczy, marząc.
Wtedy znów usłyszałem ten dźwięk. Rozległ się w mojej głowie, niczym wielki dzwon. "Nie, błagam, nie rób tego!" Bum! I cisza. Mimo tylu lat, wciąż do mnie wracał. Ile razy uda mi sie o nim zapomniec, wraca w najgorszej z mozliwych chwil. Starałem nie poznać po sobie, że coś się stało. Świat zaczął bladnąć, wyciszać się, ja stawałem się coraz bardziej słabszy.
Aż w końcu upadłem.
Byłem w swoim mieszkaniu. Nic sie nie zmienilo. Wciaz wygladal tak samo. Ja lezalem, na lozku, glowa na poduszcze, rece pod glowa, nogi skrzyzowane. Patrzyłem się w ociekający sufit. Na zewnatrz padał deszcz. Tak, dobrze pamietam deszcz. Nagle tą charmonie zepsul dzwonek telefonu. Odruchowo odebralem. " To przez ciebie... zabiłeś wszystkich! To twoja wina". Nim zdarzylem sie odezwac, lozko sie zapadlo. Widzialem, jak oddalam sie od mieszkania, spadam w bezkresna otchlan, z kazdej strony dominowala ciemnosc. Az w koncu zwolnilem, pod moimi nogami pojawila sie biala podloga. Stanalem na niej, po czym zauwazylem, ze w prawej rece trzymam pistolet. Z daleka dochodzil glos: "Łapa! Łapa", jednak ja skupilem sie na Nim. Kleczal przedemna, bezbronny. Wymierzyłem w niego. "Nie, błagam, nie rób tego!". Ja niesluchajac, strzeliłem. I nastała cisza.
- Łapa! Obudz sie! - Rozponalem ten glos. Twardy... on... on jest straznikem... on... - Hej! Otworzył oczy! - Świat był rozmazany. Ledwo podnosiłem głowe. - Wezwijcie lekarza!
Teraz juz zaczalem dochodzic do siebie. Głowa przestala byc tak ociezala. Podnioslem dlon i złapałem się za głowe. Znowu to samo. Znowu to do mnie wraca.
- Juz jest dobrze, daj mi minutke. - Usiadłem i lekko przesunalem sie do barierki, zeby sie oprzec. Juz bylo dobrze. Nie, błagam, nie rób tego! A może nie...
Flyby [ Outsider ]
..wygląda na to że Orlando zaczyna eksperymentować literacko żebym ja miał wrażenie że czytam Ulisses'a..bohaterowie zaczynają zmieniać płaszczyzny działania i świadomości a czytelnicy popadają w osłupienie na skraju zagubienia..brakuje drzwi w szafie przez które wyskoczyłby królik Cody szukający lustra Alicji ;)
Orlando [ Friends Will Be Friends ]
Nie ma to jak komentarz Flybiego X D
MAROLL [ Legend ]
Na odwal się :D
- Łapa! Obudz sie! - Rozponalem ten glos. Twardy... on... on jest straznikem... on... - Hej! Otworzył oczy! - Świat był rozmazany. Ledwo podnosiłem głowe. - Wezwijcie lekarza!
Teraz juz zaczalem dochodzic do siebie. Głowa przestala byc tak ociezala. Podnioslem dlon i złapałem się za głowe. Znowu to samo. Znowu to do mnie wraca.
- Juz jest dobrze, daj mi minutke. - Usiadłem i lekko przesunalem sie do barierki, zeby sie oprzec. Juz bylo dobrze. Nie, błagam, nie rób tego! A może nie...
Prokurator przestał rozmawiać przez telefon. Gestem ręki pokazał, że ja i Twardy mamy usiąść. Otworzył swoją aktówkę i zaczął przeglądać papiery.
- Ach, ta biurokracja – burknął Twardy.
- Hmm – prokurator przestał szperać i zamknął teczkę jakby odkładając sobie to na później.
- Przykro mi to mówić panowie, ale musiałbym was opuścić na jakieś małe 10 minut.
- Mi to ryba, płacą mi za godziny – uśmiechnął się Twardy.
- Zapal sobie i przemyśl to co będziesz mówić. Dosłownie za chwilę wracam.
- Pewnie – dla mnie każda chwila spędzona na świeżym powietrzu jest cenna.
Chwycił teczkę i wyszedł z mieszkania. Zastanawiałem się co mu wypadło, ale mogło być to wiele rzeczy więc dałem sobie spokój. Popatrzyłem na Twardego. Gapił się przez barierkę na szybujące ptaki. Miał 2 dniowy zarost i wyglądał jakby nie spał od tygodnia, ale i tak nie było mowy o ucieczce temu lodołamaczowi.
- Mógłbyś napisać książkę na podstawie tych swoich historyjek. Naprawdę mnie urzekły.
- Daruj sobie..- popatrzyłem na niego z politowaniem.
- Jak podoba się świat po 10 latach ?
- Takie samo bagno. Może nawet większe.
- Czy ty kiedyś byłeś zadowolony ? Sam nie jestem wiecznym optymista, ale od czasu do czasu można by było powiedzieć coś miłego.
- Czasami mnie przerażasz.. - powiedziałem kpiącym tonem.
Postanowiłem, że do powrotu prokuratora będę milczeć i rozkoszować się orzeźwiającymi powiewami wiatru. Wygodnie rozłożyłem się na moim siedzeniu i zamknąłem oczy…
Flyby [ Outsider ]
..orzeźwiający powiew wiatru ..Maroll musiał to pisać siedząc przed wentylatorem..hmm
..gdybym miał ująć to poetycznie: ..to ..szkuner akcji leniwie płynąc przez wspomnieniowe płycizny bohaterów utknął na mieliźnie .. wściekły kapitan Orlando wetknął palec w dziurę dna .."jak płyniesz admirale Marrol - wrzasnął ..a woda ciurkała (leniwie) wedle jego drżących kolan
Orlando [ Friends Will Be Friends ]
A dlatego, ze robi to na "odwal sie"
Flyby [ Outsider ]
..nie każdemu wena co dzień pod ogon dmucha ;)
..kiedy rozkosznie bulgocząca woda sięgała po pas, Orlando wyjął palec z dziury i powąchał .."pachnie śledziami" - powiedział i wyszedł na pokład.. Dookoła jak okiem sięgnąć ciągnęły sie wodorosty przeplatane syrenami..Wzdrygnął się, walcząc z chęcią zarzucenia wędki.."Obowiązek przede wszystkim" - wychrypiał - "Muszę napisać za Marrola dalszą część.."
..uwaga na marginesie: ..Polacy jedzą za mało ryb
..rozwinięcie impresji: ..a ryby to fosfor
..jak dużo fosforu to mózg sie cieszy i świeci na zielono
Flyby [ Outsider ]
..c.d. twórczych kłopotów:
..kiedy kapitan Orlando dotarł na piechotę na brzeg, pierwszą osobą jaką zobaczył był admirał Marrol jedzący dorsza z ketchupem ..Obyś udławił się ością - powiedział pojednawczo Orlando..
..To jest filet - odpowiedział admirał ze zwykła dla niego przytomnością umysłu.
..Nasze dziełooo - nie wytrzymał Orlando - nasze dzieło tam spoczywa..Teatralnym gestem wskazał na morze które wyraźnie posiniało ..Tam spoczywa i sikają na nie syreny - kontynuował - a Ty jesz dorsze.. Gówno gorsze - zauważył Marrol i oblizał palce.
..ale Orlando nie rezygnował.. Czy Ty wiesz - zawołał - ile zniecierpliwionych oczu czeka na ciąg dalszy?! ..Nie wiem - chciał powiedzieć Marrol ale tylko zacharczał..Wyglądało na to że jego oczy zapałały nagłą chęcią wyskoczenia z orbit ..To była spóźniona ość..
Flyby [ Outsider ]
..c.d. dalszego ciągu:
..jeżeli myślisz - wrzasnął Orlando - jezeli myślisz że zostawisz mnie samego z niedokończonym dziełem, to się mylisz..zaraz Ci zrobię sztuczne oddychanie usta-usta..I chwycił Marrola za uszy..
..(W tym miejscu narrator powodowany wrodzoną delikatnością ominąl co drastyczniejsze szczegóły)
..Nie - zaryczał naraz Marrol pełnym głosem - tylko nie tooo.. Wystraszona ość nie czekając na ciąg dalszy oddaliła się pośpiesznie w nieznanym kierunku a morze spieniło się bałwanami..
MAROLL [ Legend ]
Wody.... woooody !!
Flyby [ Outsider ]
..moze być morska, Maroll ?;)
Orlando [ Friends Will Be Friends ]
Wody odeszly?!
Na porodowke!! Szybko!!
Co do opowiesci, zostawiam Marollowi wolna reke, moze pisac ile chce i co chce. JA wracam dopiero zza dwa tygodnie :D
Flyby [ Outsider ]
..to teraz Maroll będzie płodził i rodził?! ..i to jeszcze jako samotna matka? ..jak możesz zostawiać Marolla z takim brzemieniem, Orlando? ..czy tam gdzie jedziesz nie ma netu i innych cywilizacyjnych wygód? ..może to survival?!
Orlando [ Friends Will Be Friends ]
Nie ma netu.
Flyby [ Outsider ]
..nie przeżyłbym dłużej niż trzy dni..chyba że z żubrem..wtedy może tydzień
Orlando [ Friends Will Be Friends ]
Maroll, pisz co chcesz, nie masz zadnych ograniczen. Milej pracy.
Flyby, kontynuuj swa histrorie, nader ciekawa...
Flyby [ Outsider ]
..kiedy kapitan Orlando opuścił ten padół codzienności w celu zasłuzonego odpoczynku, admirał Maroll poczuł twórcze wyrzuty sumienia..Oblazły go te wyrzuty od stóp do głowy i zaczęły gryźć..
..c.d. dalszego ciągu nastąpi
.z twórczego notatnika admirała Marolla wyjatki:
..nareszcie sobie pojechał ten kapitan..już dawno mu chciałem powiedzieć że jego proteza skrzypi..
nie to co moje szklane oko które widzi skarby i jeszcze coś tam..I on nie ma papugi a ja mam..czasem jej pozwalam za mnie pisać..czasem..bo jest wredna i błędy robi..
Flyby [ Outsider ]
..dalej z notanika admirała Marolla:
..to strrraszne ..ta łysiejąca papuga, oby ją pożarł parszywy kot, wylała Pepsi na nową część mojego dziełaaa ..gdyby Orlando je przeczytał padłby na wznak i nakrył się protezą ..ale nie przeczyta..
..tak sobie myślę o pieczonej papudze obficie podlanej ketchupem ..gdyby nie to że ze względu na lata, pewnie jest żylasta a moje zęby wypieszczone słodyczami ..mają te..delikatne unerwienia, to już dawno bym ją zeżarł..
..spoczywając w hamaku który tylko w dwóch punktach styka się z rzeczywistością poczułem jak wlazło na mnie natchnienie ..natchnienie miało pomysły .. jeżeli tylko rzeczywistość utrzyma hamak, coś z tego będzie..
..ee ..chyba rzeczywistość skrzeczy ..ciężko jej jak sobie w tym hamaku z natchnieniem harcujemy..
..z wyrwanej i pomiętej kartki z notatnika admirała Marolla:
..ale świnia z tego natchnienia ..poszła sobie i zabrała pomysły ..a hamak się urwał
Flyby [ Outsider ]
..(list kapitana Orlando znaleziony w butelce)
"..Drogi admirale Maroll, na tym dzikim łonie natury po którym chodzą stworzenia nazywające się krowy a w krzakach ktoś gdacze i chrząka, poczułem cały ogrom świata..Moja twórczość też..Ona zmalała do wielkości korka od tej butelki w której umieszczam list do Ciebie..Ratuj nasze dzieło! ..Już po mnie idą ! ..czyli muszę iść na spacer..wrzucam butelkę do szamba licząc na wspólne kanały cywilizacji.."
MAROLL [ Legend ]
Postanowiłem, że do powrotu prokuratora będę milczeć i rozkoszować się orzeźwiającymi powiewami wiatru. Wygodnie rozłożyłem się na moim siedzeniu i zamknąłem oczy…
Cisza… nagle przedziera ją dźwięk budzika. Jest październikowy poranek. Słyszę jak wiatr śwista za oknem. Wstaje. Przeciągam się i przecieram oczy. Znów ten sam widok. Butwiejące mieszkanie , stara nora. Wiem, że to dziś ten dzień, którego oczekiwałem przez długi czas. To już dzisiaj- za parę godzin… Ubogie śniadanie przerywa dźwięk dzwoniącego telefonu:
- Łapa ? - odezwał się znajomy głos w słuchawce.
- No, a do kogo dzwonisz ?- odpowiedziałem
- Nie pora na żarty, masz czekać o 13:10 koło budki telefonicznej na rogu Dymnej i Sztormowej.
- Się robi, a no i powodzenia.
- Nie dziękuje. Na razie Łapa i do zobaczenia- głos zamilkł.
Po chwili sygnał w słuchawce obwieścił mi, że mój rozmówca odłożył słuchawkę, zrobiłem to samo. 13:10, 13:10.. Mam jeszcze jakieś dobre 3 godziny. Dokończyłem śniadanie i wyszedłem po gazetę..
Promienie słoneczne uderzają mnie w twarz.-otwieram oczy i się rozglądam. Znowu jestem na balkonie i siedzę w krześle. Przede mną pogwizdujący Twardy. To było wspomnienie, wspomnienie tego pamiętnego dnia. Dnia, w którym zmieniło się prawie całe moje dotychczasowe życie.
"Łapa, Łapa !” – to wołanie wraca do mnie nieprzerwanie..
„Nie, proszę nie rób tego..”- dźwięk wystrzału ucisza głos.
Wiedziałem, że nie ucieknę już od tego wspomnienia- to będzie ze mną już na zawsze. Po raz pierwszy od tamtego czasu poczułem, że.. wstydzę się tego co zrobiłem.
On- bezbronny. Ja- nieugięty i bez emocji.
Zaraz wróci prokurator i będę musiał o tym opowiedzieć. Popatrzyłem na Twardego, stał tak jak gdyby nigdy nic. Wiedziałem o jego przeszłości, też nieźle nagrabił, ale on wiedział kiedy skończyć. Ja też skończyłem.. w pierdlu.
...
Starałem się w tej gorączce napisać coś wartościowego. Oceńcie sami :P
Flyby [ Outsider ]
..zmusiłeś mnie Maroll do powtórki całości ponieważ się pogubiłem.. ;)
..jako fragment sam w sobie, powinien literacko spełnić oczekiwania kapitana Orlando, który gdzieś tam, w wiejskiej wygódce, czyta gazetę sprzed tygodnia..
..tak trzymać, admirale
MAROLL [ Legend ]
Sam od początku musiałem czytać żeby to dopisać :P
Flyby [ Outsider ]
..wygląda na to admirale że kapitan zbiera siły po przygodach w zbożu i w lesie ..w zbożu miał kontakty pierwszego stopnia, w lesie zaś w ogień wstąpienie..do dzisiaj nie wrócił do siebie..
Orlando [ Friends Will Be Friends ]
Jak bede mial pomysl, to napisze...
MAROLL [ Legend ]
To ja sobie poleże w hamaku :)
Orlando [ Friends Will Be Friends ]
Milo ze jestes.
Wyjasnij mi prosze, moze byc w spoilerze, o co chodzi z tym telefonem, spotkaniem... wyjscie po gazete... jako wspolautor mam prawo wiedziec.
MAROLL [ Legend ]
Na GG ci wyjaśnie :)
Albo teraz ci napisze bo nie wiem czy cię złapię, nieuprawnionych prosimy o nie czytanie ;)
Flyby [ Outsider ]
..nieee, nie będę zaglądał wiecej do spoilerów, nie będę ;) .. to tak jakbym za konfesjonałem podsłuchiwał ..włos się jeżyyy..
Orlando [ Friends Will Be Friends ]
nieuprawnionych prosimy o nie czytanie
Zostales ostrzezony...
Co nie zmienia faktu, ze moj zamysl byl calkiem inny...
MAROLL [ Legend ]
Rób swoją robotę, a nie narzekasz. Zawsze mozna przecież co nieco zmienić, hę ? :)
Orlando [ Friends Will Be Friends ]
[...]Wiedziałem, że nie ucieknę już od tego wspomnienia- to będzie ze mną już na zawsze. Po raz pierwszy od tamtego czasu poczułem, że.. wstydzę się tego co zrobiłem.
On- bezbronny. Ja- nieugięty i bez emocji.
Zaraz wróci prokurator i będę musiał o tym opowiedzieć. Popatrzyłem na Twardego, stał tak jak gdyby nigdy nic. Wiedziałem o jego przeszłości, też nieźle nagrabił, ale on wiedział kiedy skończyć. Ja też skończyłem.. w pierdlu.
Wtem usłyszałem dźwięk drzwi i kroki. Prokurator wrócił. To nawet lepiej, nie lubie wspominac tamtego wydarzenia. Gdy go znów ujrzałem na balkonie, wyglądał inaczej, coś go martwiło. Albo dowiedział się czegoś.
Szybko usiadł i odłożył teczke. Ja wyrzuciłem za balkon kolejny niedopałek.
- Dobrze, mam nadzieje, że już nic nam nie przeszkodzi.
Deszcz przestał padać, nawet pojawiły się małe promienie słońca, przecinające wilgotne powietrze. Kątem oka zobaczyłem piękną tęcze. Uśmiechnąłem się, nawet przez chwile poczułem się bezpieczny, jakbym siedział w rodzinnym domu, przed kominkiem i cieszył się małymi iskierkami ognia.
Szczesliwe chwile znikneły, gdy nadjechał samochód. Czas wrócić do rzeczywistości. Bylem scigany przez policje, nawet nie wiedzac za co. Jeszcze do tego uciekam z kimś, kogo nie widziałem od wielu lat.
Stara Skoda zatrzymała się przy chodniku. Nie moge tracic czasu.
- Chodz - powiedziałem i wstałem od stolika. On bez słowa uczynił to samo.
Po chwili siedziałem z Cyrą na tylnych siedzeniach starej Skody. W powietrzu unosil sie zapach perfum. Kobieta siedząca za kierownicą odwróciła się w naszą strone.
- To jak kochanie, jest źle czy bardzo źle?
Niewysoka ruda pieknosc, chociaz z natury byla brunetka. Delikatna skóra, zgrabne nogi, włosy sięgające do ramion. Za takimi kobietami zawsze sie odwracasz, gdy miniesz je na ulicy, gdy idzie wolno, pokazując swoje wdzieki.
- Bardzo źle.
- Dobra. - Odwrocila zwrok i po chwili samochód ruszył. Ja spojrzałem na Orlanda, który wciąż nie mógl oderwać od niej zwroku. Postanowiłem zaspokoić jego ciekawość.
- Cody, to jest Piotr. Piotrze, to jest Cody.
Przestał mieć ten swój głupi wyraz twarzy. Właczyl sie instynkt podrywacza.
- Cody.. ładne imię... jesteś Amerykanką?
- Nie twój interes, palancie. - Szybka riposta. I do tego trafna.
Zbity z tropu odwrócił się w moją strone.
- Miła panienka.
- Nie jest taka, poprostu musiałbyś ją lepiej poznać.
Ten błysk w oku. Ten sam, który widziałem w czasach młodości. Zaczął mówić szeptem:
- A jak już będzie po wszystkim, może mnie umówisz z tą złośnicą, co? Lubie takie harde kobitki.
Tez mu odpowiedziałem szeptem.
- Musisz drogi kolego wiedziec, o jednym malym szczegole - ciekawy, przyblizyl sie, zeby lepiej slyszec. - To lesba.
Błysk zniknął, niczym wypalona gwiazda. Patrząc na niego, uważałem, że warto było tyle przejść, żeby zobaczyc go tak zbitego z tropu. Ja postanowiłem przez reszte drogi patrzec na droge. Znów zaczął padać deszcz.
- Gdzie jedziemy? - Zapytał Cyra.
- Zobaczysz. - Odpowiedziałem z Cody w tym samym czasie. Cyra będąc jeszcze bardziej zbity z tropu patrzył to na mnie, to na nią.
I Maroll błagam, nie rob kolejnego przeskoku do innej historii, tylko kontynuuj tą, błagam!!
MAROLL [ Legend ]
Cody
Orlando [ Friends Will Be Friends ]
Wpadlem na to na wyjezdzie, balem sie tylko, ze cos wymyslisz zamiast mojej "idei" :D
MAROLL [ Legend ]
Dobra. Jak coś to sugeruj co mam poprawić.
- Gdzie jedziemy? - Zapytał Cyra.
- Zobaczysz. - Odpowiedziałem z Cody w tym samym czasie. Cyra będąc jeszcze bardziej zbity z tropu patrzył to na mnie, to na nią.
-Złodzieje, dilerzy, policja, lesby – jednym słowem wesoła gromadka – powiedział Twardy
-Zamknij się i nie przerywaj mi!- odburknąłem
Stara Skoda pędziła po czarnym asfalcie niczym rozpędzony dyliżans na prerii. Za oknem ginęły ostatnie krople deszczu, a witryny sklepów śmigały z prędkością światła.
- Może trochę zwolnisz ? Nie chcemy chyba, żeby nas złapano przy przypadkowej kontroli drogówki. – powiedział Orlando.
- No niech będzie – Cody popuściła lekko pedał gazu
- Jak zwykle zjawiłaś się punktualnie – powiedziałem
- Taka cecha mojego narodu – spojrzała na Cyre tak jakby z wyrzutem sumienia za to, że nazwał ją Amerykanką
Samochód co jakiś czas wjeżdżał na kałuże rozbryzgując wodę na wszystkie strony. Wnętrze wozu było bardzo przeciętne. Zwykła tapicerka, styl lat 80’. Mimo to cieszyłem się, że mamy jakikolwiek transport. Wjechaliśmy do portowej dzielnicy miasta.
- Masz w planach rejs na Hawaje ? – zażartował Cyre
- Nie, mam za to w planach wrzucenie cię do sieci z pachnącymi rybkami.
Skoda skręciła w zaułek i zaparkowała na czymś co przypominało mały parking. Wysiedliśmy z auta.
- No to jesteśmy. Wracają dawne czasy co Łapa ? – powiedziała z uśmiechem Cody
- Wejdźmy- powiedziałem
Skierowaliśmy się w stronę jakiegoś zrujnowanego sklepu z sieciami.
- Co jest grane ? Co to za rudera ? – pytał się Cyre.
- Spokojnie, to tylko przykrywka- uspokoiłem go
Cody wyciągnęła duży klucz i otworzyła drzwi. We wnętrzu unosił się zapach kurzu. Wszędzie wisiały stare sieci i jakieś artykuły rybackie. W kącie walały się sztormiaki i jakieś liny. Przeszliśmy na zaplecze. Naszym oczom ukazało się miłe mieszkanko, które równie dobrze mogło służyć za dziuplę i miejsce spotkań. Na ścianach wisiały jakieś wycinki z gazet, a nad biurkiem ujrzałem 3 przywieszone do ściany saperki.
- Nieźle się urządziłaś. Kiedy ostatni raz się tu spotkaliśmy było nieco inaczej.
- Może mi ktoś wreszcie wytłumaczyć o co tu chodzi ?- spytał Orlando
MAROLL [ Legend ]
Musze przynać, że totalnie mnie położyłeś tą lesbą :P
Flyby [ Outsider ]
..nnno ..robi się ciekawieee ..momenty będą ?!
MAROLL [ Legend ]
To specjalny wątek w kategorii 18+ :>
Orlando [ Friends Will Be Friends ]
Historia, która była ukrywana przed wszystkimi w wersji .doc!!
MAROLL [ Legend ]
Orlando kiedy czytałem tego posta skojarzyła mi sie z jedna z tych reklam a'la TV Market.
Orlando [ Friends Will Be Friends ]
Cicho ; p
Orlando [ Friends Will Be Friends ]
[...]Skoda skręciła w zaułek i zaparkowała na czymś co przypominało mały parking. Wysiedliśmy z auta.
- No to jesteśmy. Wracają dawne czasy, co? – powiedziała z uśmiechem Cody
- Wejdźmy - powiedziałem
Skierowaliśmy się w stronę jakiegoś zrujnowanego sklepu z sieciami.
- Co jest grane ? Co to za rudera ? – pytał się Cyra.
- Spokojnie, to tylko przykrywka- uspokoiłem go
Cody wyciągnęła duży klucz i otworzyła drzwi. We wnętrzu unosił się zapach kurzu. Wszędzie wisiały stare sieci i jakieś artykuły rybackie. W kącie walały się sztormiaki i jakieś liny. Przeszliśmy na zaplecze. Naszym oczom ukazało się miłe mieszkanko, które równie dobrze mogło służyć za dziuplę i miejsce spotkań. Na ścianach wisiały jakieś wycinki z gazet, a nad biurkiem ujrzałem 3 przywieszone do ściany saperki.
- Nieźle się urządziłaś. Kiedy ostatni raz się tu spotkaliśmy było nieco inaczej.
- Może mi ktoś wreszcie wytłumaczyć o co tu chodzi ?- spytał Orlando
- Ucisz kumpla, zaczyna mnie denerwować - Po czym usiadła na łóżku i oparła plecy o ścianę. Ja też oparłem się się o ścianę, ale na drugim końcu pokoju. Orlando stał na środku pokoiku.
- Ja poprostu chce wiedzieć co się dzieje, chyba mam prawo! - krzyknął Orlando.
Popatrzyłem na nią i od razu poznałem ten wzrok. To nic dobrego nie wróżyło. Szybko wstała, znajdowała się teraz obok saperek, a Orlando stał przed nią może o półtora metra.
- Jeszcze raz na mnie krzyknij, a pożałujesz, że żyjesz!
- Bo co? A co mi możesz zrobić, głupia ruro?! - Orlando przesadził. I zaraz miał się o tym przekonać.
To trwało tylko parę sekund, ale widziałem każdy szczegół, jakby Bóg dał mi moc kontroli nad czasem. Cody wzięła obrót, złapała saperkę i uderzyła Orlanda prosto w krocze. Nigdy nie widziałem, żeby ktoś był tak szybki. Orlando wydał z siebie cichy jęk, złapał się za klejnoty i upadł. Jakoś nie było mi go żal. Naprawdę mu się należało.Za to, że nazwał moją przyjaciółkę głupią rurą, jak i za to, że mnie wpakował w to całe gówno. Nadal nie wiedziałem za co mnie goni policja. I kim był ten głos? Skąd wiedział, że gliny chcą nas zaaresztować? Skąd wiedział, że Cyra jest u mnie? Boże, coraz mniej czasu, a coraz więcej pytań.
- To nam da parę minut na rozmowę. - Rzuciła saperkę na podłogę i głuchy grzmot metalu wypełnił pokój. Znów usiadła na łóżku i ponętnie skrzyżowała swoje zgrabne nogi. - A więc kotku, co cię do mnie sprowadza?
- Heh, długo by opowiadać.
- Patrząc na twojego kolegę - spojrzała na nieprzytomnego Orlanda, leżącego w pozycji embrionalnej - mamy trochę czasu, wiec słucham.
Opowiedziałem jej wszystko. Począwszy od pierwszego telefonu do ucieczki przez rzekę. Ufałem jej. Znaliśmy się od 5 lat, chociaż czułem, jakby od zawsze. Tak wiem, że to brzmi bardzo melodramatycznie, ale to prawda. Pewnie gdyby była hetero, to bylibyśmy małżeństwem. Poznaliśmy się w czasie jednej robótki. Streszczając się, powiem, że mieliśmy w naszych szeregach kreta i na miejscu czekał cały komisariat. I pewnie gdyby nie Cody, to bym był sześć stóp po ziemią albo więzieniu rejonowym. I w ten sposób zaczęliśmy się poznawać, planowaliśmy już tylko swoje roboty, tylko we dwójkę, aż w końcu postanowiliśmy się rozstać. Za długa relacja damsko-męska w tym biznesie męczy. Jednak postanowiliśmy dalej być ze sobą w kontakcie. Spotykaliśmy się od czasu do czasu, jednak nigdy nie dzwoniliśmy. To było zarezerwowane na sytuacje ratunkowe. Jeśli ona dzwoni do mnie, ja jej pomagam. Jeśli ja dzwonie do niej, ona mi pomaga. Tak jak dzisiaj. Byłem jej za to wdzięczny i ona o tym wiedziała. Czasami się zastanawiałem, czy mimo innej seksualnej orientacji czuje do mnie coś więcej niż przyjaźń. Taa, marzenia ściętej głowy.
- Widzę, że nasz dżentelmen się budzi - Wskazała głową na Cyre. Odruchowo spojrzałem na niego. Szybko mrugał oczami, zdezorientowany.
- Cooosoosocoocoo... ooooo.... booolii...
- Dojdzie do siebie. - Powiedziałem.
- No pewnie, przeżył wazon, to też przeżyje, nie?
- Pewnie tak.
Orlando [ Friends Will Be Friends ]
Pamietaj Maroll, bez przejsc, jedziemy narazie na tej historii.
Piotrasq [ Seledynowy Słonik ]
Człowieku - dostałeś kiedyś kopa w jaja ?? "Orlando wydał z siebie cichy jęk.... Poproś kogoś, żeby ci przykopał, to usłyszysz, jaki się wydaje wtedy dźwięk...
Orlando [ Friends Will Be Friends ]
To sie nadstaw :-)
I mowilem juz, takie rzeczy sie ustali po napisaniu calosci. Jakby wziasc to opowiadanie pod takim katem to tu jest multum niescislosci. Ale narazie nie tym trzeba sie przejmowac...
W dodatku jest wieczor i jestem zmeczony i moge pisac glupoty ; p
I odpowiadajac na twoje pytanie, nie. I nie chce poczuc tego na sobie. A jak u ciebie? :)
Shifty007 [ 101st Airborne ]
Jak kumpel kiedyś zarobił w klejnoty,(nie pamiętam z jakiej okazji i od kogo, chyba od jakiejś koleżanki) wydusił tylko z siebie: "o kurwa" i zaczął się zwijać z bólu... :>
Taikun44 [ Emissary Of Death ]
Shifty007 >> a co Ty byś powiedział w takim momencie ? :>
Shifty007 [ 101st Airborne ]
Taikun ---> "Giń!" i zacząłbym go kopać... ;>
X-Cody [ Zabójca z Liberty City ]
Ja chyba zaraz umre *rotfluje*
Oplułam monitor dwa razy! :PPPP
Jesli to kiedys wydasz, Orlando, chce byc w podziekowaniach ;P (Eru, Cody lesbijka :PPPP) Juz bym wolała zeby byla bi ;)
Orlando [ Friends Will Be Friends ]
W podziekowaniach kochana bedziesz na pierwszym miejscu!
Juz bym wolała zeby byla bi
Ja tez bym chcial, zeby wiele rzeczy bylo inaczej, ale nic nie da sie zrobic... ; p
MAROLL [ Legend ]
Na początku dedykację dla DDW trzeba trzasnąć ;) Napisze swoją część jakoś wieczorkiem :]
Orlando [ Friends Will Be Friends ]
Najpierw dla Cody, w koncu to ona wystepuje w opowiadaniu... (nie w takiej postaci jak w prawdziwym zyciu, ale co tam ;)
I pamietaj Maroll, bez zmian. Aha, i odezwij sie do mnie na gg, mam sprawe
Orlando [ Friends Will Be Friends ]
Maroll, w zwiazku z tym co rozmawialismy, wedlug mnie wystarczy jak w miedzyczasie, bez zadnego informowania, troche pozmieniasz. Pozniej nie bedzie klopotu, w koncu nie od tego bedzie postprodukcja.
Flyby [ Outsider ]
..gorący reportaż z frontu robót:
..trwają narady produkcyjne wśród brzęku telefonów, postękiwania megafonów i stenotypistek..Rośnie napięcie twórcze, iskrzą kable i dymią transformatory..Z czerwonego transparentu deszcze spłukały białe litery ale przecież zostały słowa "..my z narodem"..
.."My" czyli młodzi twórcy..brygadzista Maroll i przodownik pracy Orlando ..Oni pracują dla nas dzień i noc ..Zabiegani, spoceni, nieugięci.. To tacy jak oni kładą podwaliny pod kulturę naszego kraju..
..Właśnie robią im zdjęcie przed portretami naszych bratnich wodzów..Wszyscy tacy podobni do siebie, natchnieni, szczęśliwi.. Lipcowy czyn, radosny jak ludowy festyn..Razem młodzi przyjaciele, razem ..
X-Cody [ Zabójca z Liberty City ]
Orlando --> thX :P
A Flyby bierze chyba za duzo aspirynki na raz... :)
Flyby [ Outsider ]
..wcale nie naraz ..jedną za Cody, jedną za Padre, jedną za Orlando, jedną za Marolla, jedną za Shifty'iego, jedną za Strangera , dwie za Meghan, jedną za Judith'a, trzy za piokosa i kilka za resztę DDW ..ale przecież nie naraz
Sandro [ GOL ]
Opowiadanie ciekawe. Ile rozdziałów przewidujecie?
X-Cody [ Zabójca z Liberty City ]
Flyby --> Cwaniakujesz ;)
Meghan (mph) [ Tarzana przez Tarzana ]
*podejrzliwie* Flyby, a dlaczego za mnie aż dwie? Przecież ja tu rzadko ostatnio bywam...
Flyby [ Outsider ]
..właśnie dlatego, Meghan..aspirynki jak paciorki, za grzesznków trzeba łykać wiecej
X-Cody [ Zabójca z Liberty City ]
A ja chce nowe czesci :)
Tamto opowiadanie utkwiło w martwym punkcie :(
Loon [ jaki by tu stopien? ]
Ej kurde, ja to zacząłem, a nawet mnie nie ma we wstepniaku. Foch ;).
MAROLL [ Legend ]
@Loon
Trochę się spóźniłeś :D
Załatwiłem wszystkie inne sprawy i mogę zacząć pisać ;] New part coming soon ;)
X-Cody [ Zabójca z Liberty City ]
Wena Wam uciekła? :)
Flyby [ Outsider ]
..admirał Maroll własnie ściga wenę na swoim torpedowcu .. po drodze zaliczył Cuszimę i Pearl Harbor ale już jest blisko
xanat0s [ Wind of Change ]
Ta Wena wam uciekla?
Niejaka Wena Poon, szukalbym jej nie przy PH, tylko bardziej w Japonii :]
Flyby [ Outsider ]
..wygląda mi nie na Poon a na Moon, pewnie sekciara jakaś
Orlando [ Friends Will Be Friends ]
No co jest Maroll, przeciez dyskutowalismy o kontynuacji :D
MAROLL [ Legend ]
Kurcze, zupelnie zapomniałem :) Już pisze *skryb* *skryb*
Orlando [ Friends Will Be Friends ]
Dobrze, moj skrybo. Czyn swoja powinnosc...
MAROLL [ Legend ]
Eee ? Jak zwykle jestem otwarty na wszelkie propozycje co do zmian.
- Widzę, że nasz dżentelmen się budzi - Wskazała głową na Cyre. Odruchowo spojrzałem na niego. Szybko mrugał oczami, zdezorientowany.
- Cooosoosocoocoo... ooooo.... booolii...
- Dojdzie do siebie. - Powiedziałem.
- No pewnie, przeżył wazon, to też przeżyje, nie?
- Pewnie tak.
- Cholera, ale boooli. Boże, ta baba zrobiła mi chyba kogel- mogel z klejnotów. Czy cię powaliło, kobieto !?
- Nie rozklejaj się – odpowiedziała
- Macie może tutaj coś do picia ?
- Przejdź się do pokoju obok. Po prawej stoi mała lodówka.
Po tych słowach Cyre powoli wyszedł z pokoju.
- Trzeba jakoś dowiedzieć się więcej o tym guanie, w które właśnie wdepnęliśmy – powiedziałem
- Taa, masz rację, ale bez tego gościa – powiem szczerze, że jest dziwny i coś mi tu śmierdzi- spojrzała na mnie oczekując na odpowiedź
- Hmm, nie miałem z nim kontaktu przez bardzo długi okres czasu.. Kiedyś byłem pewien, że mnie nie wyda, ani nic z tych rzeczy. Może faktycznie lepiej odsunąć go na chwilę od tych spraw.. ale jak ?
- Zostaw to mnie – powiedziała ze złowieszczym uśmiechem
- A co do tej sprawy. Jak moglibyśmy się dowiedzieć czegoś więcej ?
- Najlepiej udać się do jaskini lwa.- odpowiedziała bez namysłu
- Chyba nie chcesz..
Orlando wrócił do pokoju ze szklanką wody gazowanej.
- Co macie takie miny ? Robicie sobie ze mnie jakąś żywą tarcze czy manekina i jeszcze się na mnie głupio gapicie.
- Wyluzuj. Widzę jesteś bardzo spięty. Może zrobisz sobie małą relaksującą wycieczkę ? – zapytała Cody
- A to niby gdzie ?
- Niedaleko stąd, dokładnie to jedna przecznicę stąd jest mały burdelik. Jeżeli chcesz to mogę zrekompensować ci ten ból. Stawiam. To jak ? Korzystasz czy jesteś ciepła klucha ?
- Jak dają to bierz.
- Miłej zabawy – pożegnałem go.
- Pewnie. Do zobaczenia.. za jakąś godzinkę – powiedział z zadowoleniem.
Zniknął nam z oczu i usłyszeliśmy tylko dźwięk zamykanych drzwi wejściowych.
- Burdel ? Nieźle to wykombinowałaś, ale teraz wróćmy do tematu. Na czym staneliśmy ?
- Myślę, że należy udać się prosto do jaskini lwa.
- Jaskinia lwa czyli masz na myśli komendę policji ?
- Strzał w dziesiątkę!
- Jesteś szalona, ale cóż- sam nic innego nie wymyślę, a zawsze lubiliśmy ryzyko.
- Ech, to były czasy co nie, Łapa ?
- Całkiem nieźle nam szło. Byliśmy postrachem tego miasta i okolic. Niczym Bonnie i Clide, ale..
- Ale w końcu nas rozbił. Gnojek dopiął swego. Słyszałam, że wrócił do miasta i znowu chce szarżować.
- Mówisz o nim ? O poruczniku Marollu ?
- Nie, nie poruczniku Marollu. Teraz to kapitan Maroll.
- Śmierdząca glina. Będzie nam cholernie ciężko jeżeli znowu powrócił, a zwłaszcza jak ponownie trafi na nasz trop, co nie będzie trudne, ponieważ policja już chyba przetrząsnęła każdy kąt w moim mieszkaniu.
- Stary, zbieramy się. Niedługo będzie ciemno, a nie ma co tutaj czekać i smęcić o dawnych czasach.
- Racja.
Po tych słowach skierowaliśmy się do starego pomieszczenia sklepowego. Popatrzyłem jeszcze raz uważnie na to miejsce, bo nie wiedziałem czy po tym co mieliśmy niedługo zrobić zobaczę jeszcze jakieś inne miejsce oprócz celi.
Orlando [ Friends Will Be Friends ]
Czy pozwolisz moj drogi przyjacielu to i owo zmienic?
MAROLL [ Legend ]
Jedziesz. Pisałem "na kolanie" więc śmiało.
Orlando [ Friends Will Be Friends ]
- Widzę, że nasz dżentelmen się budzi - Wskazała głową na Cyre. Odruchowo spojrzałem na niego. Szybko mrugał oczami, zdezorientowany.
- Cooosoosocoocoo... ooooo.... booolii...
- Dojdzie do siebie. - Powiedziałem.
- No pewnie, przeżył wazon, to też przeżyje, nie?
- Pewnie tak.
- Cholera, ale boooli. - Powoli wstał, wciąż jedną ręka trzymając sie za krocze - Boże, ta baba zrobiła mi chyba kogel - mogel z klejnotów. Czy cię powaliło, kobieto !?
- Nie rozklejaj się, bobasie – odpowiedziała od niechcenia.
Rece Orlanda zaczeły podtrzymywać kręcącą się głowe
- Masz może tutaj coś do picia ?
- Przejdź się do pokoju obok.- Kiwneła szybko głową. - Po prawej stoi mała lodówka.
Po tych słowach Cyra powoli wyszedł z pokoju.
- Trzeba jakoś dowiedzieć się więcej o tym guanie, w które właśnie wdepnęliśmy – powiedziałem
- Taa, masz rację, ale bez tego gościa. - Słychać było otwierajaca sie lodówke - Powiem szczerze, że jest dziwny i coś mi tu śmierdzi- spojrzała na mnie oczekując na odpowiedź.
- Hmm, nie miałem z nim kontaktu przez bardzo długi okres czasu. Kiedyś byłem pewien, że mnie nie wyda, ani nic z tych rzeczy. Chociaż teraz sie tak zmienil. Może faktycznie lepiej odsunąć go na chwilę od tych spraw... ale jak ?
- Zostaw to mnie – powiedziała ze złowieszczym uśmiechem.
- A co do tej sprawy. Jak moglibyśmy się dowiedzieć czegoś więcej ?
- Najlepiej udać się do jaskini lwa.- odpowiedziała bez namysłu
- Chyba nie chcesz...
Orlando wrócił do pokoju z butelką wody gazowanej. Oboje spojrzeliśmy na niego.
- Co macie takie miny ? Robicie sobie ze mnie jakiegoś pieprzonego manekina i jeszcze się na mnie głupio gapicie.
Cody wstała i powoli ruszyła w jego strone. Orlando drgnął z przerażenia.
- Wyluzuj. Widzę jesteś bardzo spięty. Może zrobisz sobie małą relaksującą wycieczkę ? – zapytała Cody
Nieufnie odpowiedział:
- A to niby gdzie ?
- Niedaleko stąd, dokładnie to jedna przecznicę stąd jest mały burdelik, budynek z czerwonym neonem, nie trudno przegapić. - Spojrzała na dół - Jeżeli chcesz to mogę zrekompensować ci ten ból. - Szybko wyjeła portfel - Stawiam. - Wyjeła troche banknotów. Zadziałało to na niego jak czerwona płachta na byka. - To jak ? Korzystasz czy jesteś ciepła klucha ?
- Jak dają to bierz. - Odebrał pieniadze i schował do kieszeni. Butelke odstawił na pobliski stolik.
- Powiedz, że jesteś moim znajomym, dostaniesz znizke.
- Miłej zabawy ogierze – pożegnałem go.
- Pewnie. Do zobaczenia.. - krótka pauza- za jakąś godzinkę – powiedział z zadowoleniem.
Zniknął nam z oczu. Na chwile zanim usłyszeliśmy dźwięk zamykanych drzwi wejściowych Cyra dodał:
- Może dwie!
I ruszył walczyć z przeznaczeniem.
- Burdel ? Nieźle to wykombinowałaś, ale teraz wróćmy do tematu. Na czym staneliśmy ?
- Myślę, że należy udać się prosto do jaskini lwa. Do serca problemu.
- Jaskinia lwa czyli masz na myśli miejską komendę policji ?
- Strzał w dziesiątkę!
- Jesteś szalona, ale cóż- sam nic innego nie wymyślę, a zawsze lubiliśmy ryzyko.
- Ech, to były czasy, co nie?
- Całkiem nieźle nam szło. Byliśmy postrachem tego miasta i okolic. Niczym Bonnie i Clide, Rewolwer i Melonik... ale..
- Ale w końcu nas rozbił. Skurwiel dopiął swego. Słyszałam, że wrócił do miasta i znowu chce szarżować jak wściekły pies na gonitwie.
- Mówisz o nim ? O poruczniku Marollu ?
- Nie, nie poruczniku Marollu. Teraz to kapitan Maroll.
- Śmierdząca glina. Będzie nam cholernie ciężko jeżeli znowu powrócił, a zwłaszcza jak ponownie trafi na nasz trop, co nie będzie trudne, ponieważ policja już chyba przetrząsnęła każdy kąt w moim już byłym mieszkaniu.
- Stary, zbieramy się. Niedługo będzie ciemno, a nie ma co tutaj czekać i smęcić o dawnych czasach.
- Racja.
Po tych słowach skierowaliśmy się do starego pomieszczenia sklepowego. Popatrzyłem jeszcze raz uważnie na to miejsce, bo nie wiedziałem czy po tym co mieliśmy niedługo zrobić zobaczę jeszcze jakieś inne miejsce oprócz celi.
Flyby [ Outsider ]
..ciekawe jak kapitan Maroll został admirałem ..pewnie zesłano go na Grenlandię
MAROLL [ Legend ]
W pogoni za Cody i Łapą wpadłem do Murmańska i tak jakoś wyszło :]
Flyby [ Outsider ]
..bo, choć zawsze trochę skrycie
Maroll lody kochał nad życie..
..mimo że bliżej mu do Gdańska
za lodem pognał do Murmańska
..gdy białe misie go poznały
aż do Afryki uciekały..
..tyle narobił im zamętu,
wszystkie dostały lodowstrętu..
MAROLL [ Legend ]
...Te misie to żelki były
chciałem je pożreć więc spierniczyły
Żeliki lubię ponad życie
zwłaszcza, że efektem ich jedzenia nie jest tycie
Lodowstretu dostaly,
bo mego rygoru nie wytrzymały..
Flyby [ Outsider ]
..przeżuł nasz admirał żelki
potem zabrał się za szelki
..żuł zaciekle jak szczeżuja
aż go ogarnęła ruja..
już po plaży sobie skacze
żuje żuczki i kłapacze
..dorwał w końcu ośmiornice
wyżuł się niesamowicie
i wszystko co żyły miało
świetnie mu się żulowało
..ehh ..życie mu zrobiło kawał
na żołędziu szczękę złamał
X-Cody [ Zabójca z Liberty City ]
Cody czeka co się stanie
Flyby wiersze pisze dla niej
Maroll wierszem sie tłumaczy
i Orlanda weną raczy :)
Orlando [ Friends Will Be Friends ]
[...]- Stary, zbieramy się. Niedługo będzie ciemno, a nie ma co tutaj czekać i smęcić o dawnych czasach.
- Racja.
Po tych słowach skierowaliśmy się do starego pomieszczenia sklepowego. Popatrzyłem jeszcze raz uważnie na to miejsce, bo nie wiedziałem czy po tym co mieliśmy niedługo zrobić zobaczę jeszcze jakieś inne miejsce oprócz celi.
- Mądrze zrobiłeś.
- Krzysiu, ja jeszcze nie skonczylem - powiedziałem do Twardego.
Milczeniem pozwolił mi kontynuować. Kolejny raz.
Podchodzac do wozu, czułem sie jak za pierwszym razem. Adrenalina. Strach. Niepewność. Zastanawiałem się, czy moja przyjaciółka wciąż pamięta o naszej małej tradycji. A mianowicie, przed każdym zleceniem, bądź własnym wyskokiem, trzeba było puścić piosenke. Nie wiem czemu, ale zawsze nam to pomagało. A może to była wymówka. A może troche tego i tego. Depeche Mode, Joe Cocker, The Supremes, The Beatles, dużo tego było. Wtedy uważałem to za normalną rzecz. Jak powietrze. Teraz mi tego brakuje.
Wsiadłem na przednie siedzenie. Jak kiedyś. Na tylnych siedzeniach sprzęt. Jak kiedyś. Zimny wieczór. Jak kiedyś. Tylko my dwoje. Czułem się jak w domu.
Cody wsiadła i przez chwile na mnie patrzyła. Chyba czuła się tak samo.
- Miało nie być sentymentów, ale brakowało mi tego.
- Mnie również.
Przekreciła kluczyk w stacyjce i z starego odtwarzacza wydobyła się muzyka. Stary rock. Pamiętała.
- Pamiętałaś.
- Wiesz, tutaj jest nawet moment, który pasuje do sytuacji.
Przysłuchałem się ostrym brzmieniom gitary. Po chwili usłyszałem charakterystyczny głos. Brian Johnson. AC/DC.
Breaking out, about to shout
Feel the need, for one more round
Don't you struggle, don't try to bite
You want some trouble, I'm the king of vice
I'm a wrecking ball, I'm a stinging knife
Steal your money, gonna take your life
You got screaming murder, lock up your door
Double dealing, gotta have more
Call me dirty, trash my name
Cody zaczeła śpiewać wraz z nim:
Just tell the boys that I'm gonna be
Back in business again, back in business again!
Faktycznie. Z powrotem w biznesie.
I na tym kończymy II rozdział, a Maroll dostąpił zaszczytu stworzenia początku III Rozdziału, jak i nowego wątku. :)
Historia, która była ukrywana przed wszystkimi w wersji .doc!!
Flyby [ Outsider ]
..nastrojowo ..nastrojowo
X-Cody [ Zabójca z Liberty City ]
Fajnie, podba mi sie :)
Czekam na III :)
Flyby [ Outsider ]
..w poszukiwaniu pomysłów na III Rozdział - odyseja admirała Marrolla:
..pożyczywszy od Kolumba okręt nasz admirał pożeglował w stronę Morza Pomysłów..Po drodze zaliczył Wyspę Zwątpienia gdzie nieświeże syreny zaraziły go syfem lenistwa którego osobiście mu wypalał opiekuńczy i dobrotliwy kapitan Orlando ..Jako że admirał stracił wszystkie majtki, kapitan służył mu za załogę..Potem, pomyliwszy ich z Jonaszem, połknął ich razem z okrętem wieloryb ..Kiedy admirał uświadomił mu pomyłkę, wieloryb wyrzygał się całą zawartością zdążywszy przedtem to i owo strawić ..Dalej musieli płynąć na dziale okrętowym które jako łódź podwodna spisywalo się całkiem nieźle ..Udało im sie nawet storpedować statek pełen piratek-lesbijek..Ale statek nie zatonął a działo tak.. Orlando został kucharzem a Maroll chłopcem pokładowym ..Piratki szorowaly nim pokład.. Gdyby nie Orlando .. ale o tym w następnym odcinku, jeżeli cenzura puści..
Flyby [ Outsider ]
..Pewnego ranka kapitan-kucharz Orlando dźwiękiem swego fletu (czy wspominałem że kochał muzykę?) wywabił na pokład wypasione szczury ..Na ich widok, piratki-lesbijki, piszcząc i wrzeszcząc opuściły okręt bez bagażu..Jedna piratka usiłowała wspiąć się na Marolla ale zrezygnowała z powodu drzazg pokładowych jakie z niego sterczały.. Pożeglowali dalej a admiral Maroll odkrył że w lewej nogawce ma wierną papugę..Jakoś się uchowała..
..Mniej więcej na wysokości archipelagu Guam zobaczyli pierwszy pomysł ..Unosił się na falach i śmierdział ..Siedziały na nim wyraźnie podenerwowane mewy.. Potem pomysłów było coraz więcej, starszych i nowszych ..Rozkładające się i częściowo obgryzione, dryfowały w stronę zachodzącego słońca..
..Admirale - szepnął Orlando - one się nie nadają
..Maroll nie odpowiedział ..grzebiąc w nogawce, usiłował ukręcić łeb papudze..
Orlando [ Friends Will Be Friends ]
Opowiesc w opowiesci...
Flyby [ Outsider ]
..czytałeś "Rękopis znaleziony w Saragossie", Orlando? ..Jeżeli nie, koniecznie przeczytaj..obowiązkowa lektura ;)
Orlando [ Friends Will Be Friends ]
Autor?
Przy najblizszej wizycie w bibliotece sprobuje pozyczyc.
Flyby [ Outsider ]
.Potocki ..Jan Potocki ..według tej książki był film ..ale film choć dobry to malutka część książki i nie oddaje w pełni jej uroku ..to trzeba przeczytać ;)
Orlando [ Friends Will Be Friends ]
Potocki... Rekopis... Saragos... zrozumialem... bez odbioru...
Flyby [ Outsider ]
..w nocy utknęli wśród morza pomysłów ..Śmierdziało coraz bardziej, niektóre pomysły fosforyzowały..Admiral Maroll obwiązał nogawkę sznurkiem i splunął z niesmakiem za burtę..Zza burty odplunięto ..Za dużo ich - powiedział obcierając się admirał Maroll - nie mogę się skupić..
..Za to one się skupiają, admirale - Orlando wskazał na pomysły - do rana nas rozgniotą..Jakby na potwierdzenie tych słów błysk gromu rozświetlił zwały śliniących się pomysłów..