Loon [ jaki by tu stopien? ]
Dramatyczny kącik, który miał być DDW, ale nie wyszło. Występują: Orlando, Shifty, Maroll, etc.
Ale wypas ;D
Orlando [ Friends Will Be Friends ]
piersi
Stranger [Gry-OnLine] [ Metallicar ]
[cenzura]
Orlando [ Friends Will Be Friends ]
*click*
Wiec na czym skonczylismy.... ah tak!
*puf*
Hey, who the fuck are you?
Shifty007 [ 101st Airborne ]
Just a guy who don't like disturbance... :P
Stranger ---> Nie widziałeś batmana jeszcze? :P
Orlando [ Friends Will Be Friends ]
I wasn't talking to you...
*patrzy na Loona*
I asked you a question: Who the fuck are you?
Loon [ jaki by tu stopien? ]
Postaci dramatu:
Loon
Orlando
//Jasny pokój, na podwyższeniu krzesło, na którym siedzi Loon, w rękach trzyma cygaro i kieliszek brandy, na sole leży pistolet, Orlando stoi przed nim//
Loon:
*odstawia kieliszek, gasi cygaro, bierze swoj ulubiony pistolet do ręki, przeładowywuje, śmiertelnie poważny*
Kubuś.
Orlando [ Friends Will Be Friends ]
//Rowniez smiertelnie powazny, patrzy mu w oczy//
Czego tu kufa? To moj teren...
Loon [ jaki by tu stopien? ]
//jeszcze śmiertelniej poważny//
O RLY? BANG!
//Stranger i Shifty wynoszą ciało//
Shifty007 [ 101st Airborne ]
//Za ścianą do Orlando:
Dobrze, że wziąłeś kamizelkę... :)
Orlando [ Friends Will Be Friends ]
*wyjmuje detonator*
Ładne krzesełko...
*click*
*Bum*
Shifty007 [ 101st Airborne ]
*rozkłada Vulcana i pustoszy skrzynkę z amunicją*
Teraz na pewno nikt nie przeżył. :P
Father Michael [ Martyr ]
6 :)
Shifty007 [ 101st Airborne ]
Cześć Padre, uważaj na łuski na podłodze... ;)
Loon [ jaki by tu stopien? ]
AKT Pierwszy, scena druga
//Loon leży na sofie z wyraźnie przypieczonym... tyłem. Leży więc na brzuchu//
Stranger:
//Wchodzi do pokoju//
Omg! Co Ci sie stalo?
Loon:
//wykrzywia się//
Nie wiem, wybuchło pode mną takie wielkie krzesło.
Stanger:
//podnosi lewą rękę ku niebu//
To Orlando! Tym razem nie uniknie KUL!
Orlando [ Friends Will Be Friends ]
*Skradając się, łapie Shiftiego od tyłu*
Na pewno?
*Ogłusza i łapie za Vulcana*
Shifty007 [ 101st Airborne ]
*stosuje chwyt i kładzie Orlando na ziemię*
I Ty Brutusie?
Loon [ jaki by tu stopien? ]
My tu juz odgrywamy drugą scenę, a niektórzy chyba jeszcze myślami w pierwszej ;)...
Orlando [ Friends Will Be Friends ]
*przystawia gnata do głowy Shiftiego*
Life's brutal
// Za kulisami
Loon, juz skonczylem. Lecimy na druga scene... Niech Shifti zacznie...
MAROLL [ Legend ]
Goood morning Vietnaaaaaaaaaam!!
Orlando [ Friends Will Be Friends ]
MAROLL, chcesz zagrac w dramacie?
Stranger [Gry-OnLine] [ Metallicar ]
jak dzieci... ;-)
Shifty007 [ 101st Airborne ]
*śmieje się*
Rozładowałem Ci magazynek :)
*ogłusza i wychodzi*
Loon [ jaki by tu stopien? ]
To ja mam dla niego nawet rolę.
Będzie don Marollonea Stranger w nagrodę będzie jego waflem :P.
Orlando [ Friends Will Be Friends ]
ok, od tego momentu zaczyna sie scena druga!
Replay:
AKT Pierwszy, scena druga
//Loon leży na sofie z wyraźnie przypieczonym... tyłem. Leży więc na brzuchu//
Stranger:
//Wchodzi do pokoju//
Omg! Co Ci sie stalo?
Loon:
//wykrzywia się//
Nie wiem, wybuchło pode mną takie wielkie krzesło.
Stanger:
//podnosi lewą rękę ku niebu//
To Orlando! Tym razem nie uniknie KUL!
Jakby co to ja jestem ogluszony, wiec nie bede sie odzywal...
MAROLL [ Legend ]
Zależy od roli i gaży, ale jestem gotów do współpracy :)
Shifty007 [ 101st Airborne ]
*cut*
Ładuje pociski do Barretta :)
MAROLL [ Legend ]
@Stranger
Twojego Batmana od 27 minut już słucham :P
Orlando [ Friends Will Be Friends ]
Skresl to z scenariusza, nie konczmy tak szybko...
MAROLL [ Legend ]
No i zabrakło historycznego tekstu: "Bomba!!"
Shifty007 [ 101st Airborne ]
Maroll ---> Polecam! :)
"Bomba" była za kulisami :P
MAROLL [ Legend ]
@Shifty
To juz dawno temu słuchałem, ale to schizowe jak byk jest :P
Więc jak z dramatem ?
Orlando [ Friends Will Be Friends ]
Juz dostales role ; p
Shifty007 [ 101st Airborne ]
...zwłok w przejsciu :P
MAROLL [ Legend ]
A więc bossem ogromnej mafii- Don Marollem jestem ? :)
Orlando [ Friends Will Be Friends ]
Loon - Kubuś
Orlando - Ja sam
Shifty - Moj kolega, ktorego zdradze
Stranger - Wafel
Maroll - Don Maroll
Proste.
AKT Pierwszy, scena druga
//Loon leży na sofie z wyraźnie przypieczonym... tyłem. Leży więc na brzuchu//
Stranger:
//Wchodzi do pokoju//
Omg! Co Ci sie stalo?
Loon:
//wykrzywia się//
Nie wiem, wybuchło pode mną takie wielkie krzesło.
Stanger:
//podnosi lewą rękę ku niebu//
To Orlando! Tym razem nie uniknie KUL!
*zmiana ujecia*
//Budzi sie w lekko oswietlonym pokoju. Boli go brzuch, klatka piersiowa i glowa. Zauwaza, ze z nosa wydobywa sie krew. Ktos go pobil. Probuje wstac, lecz skrepowano mu nogi i rece.//
- I jak ci sie podoba moja robota? - Mowi mezczyzna, ktorego Orlando zauwaza dopiero po chwili
MAROLL [ Legend ]
No to jedziem ?
Loon [ jaki by tu stopien? ]
Akt pierwszy, scena trzecia.
//Stranger, wierny wafel Don Marollo dorywa Orlando//
Teraz nie unikniesz KUL!
//Orlando łapie sie za klatke piersiową, wszystko zamazuje mu sie przed oczami, przed sobą widzi napis KUL = Katolicki Uniwersytet Lubelski//
O nie, to KUL.
Orlando [ Friends Will Be Friends ]
Jedziem. Dopisz cos od siebie do tego com napisal.
Shifty007 [ 101st Airborne ]
*przyjmuje pozycję w pobliskim okienku strychowym*
Orlando [ Friends Will Be Friends ]
Loon - Nie skonczylismy drugiej sceny, a ty juz zaczynasz trzeciua?!
Loon [ jaki by tu stopien? ]
Tak było w scenariuszu :|
MAROLL [ Legend ]
AKT Pierwszy, scena druga
//Loon leży na sofie z wyraźnie przypieczonym... tyłem. Leży więc na brzuchu//
Stranger:
//Wchodzi do pokoju//
Omg! Co Ci sie stalo?
Loon:
//wykrzywia się//
Nie wiem, wybuchło pode mną takie wielkie krzesło.
Stanger:
//podnosi lewą rękę ku niebu//
To Orlando! Tym razem nie uniknie KUL!
*zmiana ujecia*
//Budzi sie w lekko oswietlonym pokoju. Boli go brzuch, klatka piersiowa i glowa. Zauwaza, ze z nosa wydobywa sie krew. Ktos go pobil. Probuje wstac, lecz skrepowano mu nogi i rece.//
- I jak ci sie podoba moja robota? - Mowi mezczyzna, ktorego Orlando zauwaza dopiero po chwili
//Wychodzi z cienia śmiejąc się//
Nareszcie wpadłeś Orlando. Wreszcie cię mamy, teraz już nic ci nie pomoże
//pokazuje uniesiony kciuk do Strangera//
Dobra robota, waflu!
Orlando [ Friends Will Be Friends ]
Dobra tam, dopisze sie sie pare slow, nic sie nie stanie...
Tylko scene trzecia bedzie trzeba zmienic...
Good, good...
Shifty, twoja kolej!
Shifty007 [ 101st Airborne ]
*wchodzi z butem w drzwi*
*rzuca flashbanga*
*łapie skrępowanego kolegę na ramię*
*ucieka osłaniając plecy m4*
golmann [ chcesz piwo ?? to se kup ]
Jeb^#$& Wątek
Shifty007 [ 101st Airborne ]
WON jak się coś nie podoba.
MAROLL [ Legend ]
@golmann
Co nam jeszcze powiesz yntelygencie ?
Orlando [ Friends Will Be Friends ]
golmann, niepodoba sie? To spierdalaj!
Loon niech teraz cos nabazgroli, a potem ja.
Shifty007 [ 101st Airborne ]
Akcja! Czyja teraz kolej? :P
Orlando [ Friends Will Be Friends ]
Loon, czekamy!
Judith [ PlayScribe Portable ]
Jeez, widzę że znowu nadchodzą czasy gdy trzeba się schować na jakis czas..
Orlando [ Friends Will Be Friends ]
Narazie nie potrzebujemy aktorow, odezwiemy sie pozniej.
Shifty007 [ 101st Airborne ]
Judith ---> Możesz skorzystać z mojego okopu :P
Loon [ jaki by tu stopien? ]
AKT Pierwszy, scena druga
//Loon leży na sofie z wyraźnie przypieczonym... tyłem. Leży więc na brzuchu//
Stranger:
//Wchodzi do pokoju//
Omg! Co Ci sie stalo?
Loon:
//wykrzywia się//
Nie wiem, wybuchło pode mną takie wielkie krzesło.
Stanger:
//podnosi lewą rękę ku niebu//
To Orlando! Tym razem nie uniknie KUL!
*zmiana ujecia*
//Budzi sie w lekko oswietlonym pokoju. Boli go brzuch, klatka piersiowa i glowa. Zauwaza, ze z nosa wydobywa sie krew. Ktos go pobil. Probuje wstac, lecz skrepowano mu nogi i rece.//
- I jak ci sie podoba moja robota? - Mowi mezczyzna, ktorego Orlando zauwaza dopiero po chwili
//Wychodzi z cienia śmiejąc się//
Nareszcie wpadłeś Orlando. Wreszcie cię mamy, teraz już nic ci nie pomoże
//pokazuje uniesiony kciuk do Strangera//
Dobra robota, waflu!
//chór zza sceny//
Wafel! Wafel!
//*wchodzi z butem w drzwi*//
//*rzuca flashbanga*//
//*łapie skrępowanego kolegę na ramię*//
//*ucieka osłaniając plecy m4*//
//chór zza sceny//
A Stranger i tak! Wafel! Wafel!
Orlando [ Friends Will Be Friends ]
Hej, a to co napisal Shifty to co?
Mortan [ ]
+1
Stranger [Gry-OnLine] [ Metallicar ]
"Stranger - Kolega Loona"
WTF? kto to wymyslil?! :P
Orlando [ Friends Will Be Friends ]
Loon, nie ja.
Loon [ jaki by tu stopien? ]
Sugerujesz, ze sam sobie bym tak pocisnął? xD
Orlando [ Friends Will Be Friends ]
Zmienilem na Wafel.
Shifty007 [ 101st Airborne ]
Stranger ---> Co w takim bojowym nastroju?? Znowu Cody z pogodą majstrowała?! :P
Loon [ jaki by tu stopien? ]
Orlando [ Friends Will Be Friends ]
AKT Pierwszy, scena druga
//Loon leży na sofie z wyraźnie przypieczonym... tyłem. Leży więc na brzuchu//
Stranger:
//Wchodzi do pokoju//
Omg! Co Ci sie stalo?
Loon:
//wykrzywia się//
Nie wiem, wybuchło pode mną takie wielkie krzesło.
Stanger:
//podnosi lewą rękę ku niebu//
To Orlando! Tym razem nie uniknie KUL!
*zmiana ujecia*
//Budzi sie w lekko oswietlonym pokoju. Boli go brzuch, klatka piersiowa i glowa. Zauwaza, ze z nosa wydobywa sie krew. Ktos go pobil. Probuje wstac, lecz skrepowano mu nogi i rece.//
- I jak ci sie podoba moja robota? - Mowi mezczyzna, ktorego Orlando zauwaza dopiero po chwili
//Wychodzi z cienia śmiejąc się//
Nareszcie wpadłeś Orlando. Wreszcie cię mamy, teraz już nic ci nie pomoże
//pokazuje uniesiony kciuk do Strangera//
Dobra robota, waflu!
//chór zza sceny//
Wafel! Wafel!
Shifty:
//*wchodzi z butem w drzwi*//
//*rzuca flashbanga*//
//*łapie skrępowanego kolegę na ramię*//
//*ucieka osłaniając plecy m4*//
//chór zza sceny//
A Stranger i tak! Wafel! Wafel!
Orlando:
// Granat oślepiający przestaje działać. Zauwaza ze Shifty niesie go i strzela z m4.//
Ale... co sie stało?
//Po tych słowach czuje jak zostaje zrzucony na ziemie//
Shifty:
Co tyś sobie myślał? Po jaką cholere mnie wtedy chciales zalatwic?
Orlando:
-Ja... ja...
Teraz kolej Marolla, ja ide na przerwe obiadowa do bufetu...
Oczywiscie moze dalej kontynuowac dialog jak i wprowadzic osobe trzecia, przyda sie nowa twarz...
Judith [ PlayScribe Portable ]
Póki co mamy w DDW pajdokrację, Stranger, trza się chwilowo przyzwyczaić do nowej faktografii..
Orlando [ Friends Will Be Friends ]
No co, mamy małe kółko teatralne, to chyba nic zlego?
Loon [ jaki by tu stopien? ]
Realizujemy sie artystycznie.
Ale to juz nudne troche sie zrobilo :P.
Zarżnęli suflera ;P.
Orlando [ Friends Will Be Friends ]
Ale to juz nudne troche sie zrobilo :P.
Jak dla kogo...
MAROLL [ Legend ]
Ok jestem już bo afk ściąłem :P Jeszcze gramy ?
Orlando [ Friends Will Be Friends ]
Dawaj!
Garbizaur [ Legend ]
i dzisiaj będzie 5 mln...
Orlando [ Friends Will Be Friends ]
Wedlug mnie bedzie jutro albo pojutrze...
MAROLL [ Legend ]
AKT Pierwszy, scena druga
//Loon leży na sofie z wyraźnie przypieczonym... tyłem. Leży więc na brzuchu//
Stranger:
//Wchodzi do pokoju//
Omg! Co Ci sie stalo?
Loon:
//wykrzywia się//
Nie wiem, wybuchło pode mną takie wielkie krzesło.
Stanger:
//podnosi lewą rękę ku niebu//
To Orlando! Tym razem nie uniknie KUL!
*zmiana ujecia*
//Budzi sie w lekko oswietlonym pokoju. Boli go brzuch, klatka piersiowa i glowa. Zauwaza, ze z nosa wydobywa sie krew. Ktos go pobil. Probuje wstac, lecz skrepowano mu nogi i rece.//
- I jak ci sie podoba moja robota? - Mowi mezczyzna, ktorego Orlando zauwaza dopiero po chwili
//Wychodzi z cienia śmiejąc się//
Nareszcie wpadłeś Orlando. Wreszcie cię mamy, teraz już nic ci nie pomoże
//pokazuje uniesiony kciuk do Strangera//
Dobra robota, waflu!
//chór zza sceny//
Wafel! Wafel!
Shifty:
//*wchodzi z butem w drzwi*//
//*rzuca flashbanga*//
//*łapie skrępowanego kolegę na ramię*//
//*ucieka osłaniając plecy m4*//
//chór zza sceny//
A Stranger i tak! Wafel! Wafel!
Orlando:
// Granat oślepiający przestaje działać. Zauwaza ze Shifty niesie go i strzela z m4.//
Ale... co sie stało?
//Po tych słowach czuje jak zostaje zrzucony na ziemie//
Shifty:
Co tyś sobie myślał? Po jaką cholere mnie wtedy chciales zalatwic?
Orlando:
-Ja... ja...
*zmiana ujęcia*
//Oślepiająca biel znika sprzed oczu//
Don Maroll:
Do jasnej cholerny znowu mu się udało!
//Patrzy w stronę Strangera//
Don Maroll:
Wstawaj nędzny pomyju! Łap ich! W końcu za to ci płacę! Masz ich dorwać i dostarczyć żywych lub martywch bo inaczej ci nogi z odbytu powyrywam!
//Zakłada płaszcz za x.xxx.xxx $ i z grymasem na twarzy wygląda przez okno//
Orlando [ Friends Will Be Friends ]
Teraz Shifty.
Judith [ PlayScribe Portable ]
Nudne to się zrobiło bo:
1) Są sceny przemocy i trupy (bardzo dobrze), ale
2) Nie ma seksu
3) Nie ma dramatycznych wyborów rodem ze sztuk greckich
4) Nie ma wnikliwej analizy ludzkich przeżyć czy emocji
5) Nie ma bohaterów, z którymi można by się identyfikować :P
Więc to nawet dramat nie jest, nic was w tych liceach nie nauczyli, takie rzeczy wiedzą nawet teatralni marketingowcy po kieszonkowym kursie literatury, etc. ;)
Orlando [ Friends Will Be Friends ]
To nie ja ustalilem ze dramat...
MAROLL [ Legend ]
*Nagle zza sceny wpada Judith i dobiera się do Strangera*
A mozna identyfikować się z waflem ;]
Orlando [ Friends Will Be Friends ]
To moze zmienmy to na opowiesc?
MAROLL [ Legend ]
Na interaktywnego RPG przez neta :) Ale do tego trza by było oddzielny wątek, żeby syfu nie robić :P
Orlando [ Friends Will Be Friends ]
Tez ladnie ; p
X-Cody [ Zabójca z Liberty City ]
Co to za ddw? oO
Shifty007 [ 101st Airborne ]
To bardziej na jakiś nieudany film akcji wygląda a nie na dramat :P
Możecie mnie uśmiercić, znudziło mi się :P
Orlando [ Friends Will Be Friends ]
Zalozylismy mały kącik artystyczny... każdy coś dopisuje do opowiadania...
Ale widze, ze ludziom sie juz znudzilo...
Loon [ jaki by tu stopien? ]
Bo to jest dramat nowoczesny, grafomański taki. My wyprzedzamy nasza epokę, Norwida tez nie doceniali.
Aha! I ja jeszcze nie skonczylem liceum wiec mam czas :P
Flyby [ Outsider ]
..kółko teatralne ..a zwracają chociaż za bileeety ?!
blackdragon2 [ Władca smoczych klanów ]
Ma ktoś troche Pepsi dla strudzonego internauty?
Flyby [ Outsider ]
..Pepsi wydaje Cody na zapleczu w godz. od do..za okazaniem legitymacji i abonamentu..trzeba też się wykazać świadectwem moralności które wystawia Stranger..wskazane jest też zaświadczenie ostatniego szczepienia na AIDS i pedofilię, to załatwia piokos..inne papierki w razie potrzeby, w kancelarii u Padre..
X-Cody [ Zabójca z Liberty City ]
Flyby --> Dobrze, ze nie kołko gospodyn wiejskich :)
A Flyby to moj prytwany informator ;)
blackdragon2 [ Władca smoczych klanów ]
*wyciaga białą koperte pełną banknotów* Nie dało by się szybciej?
Flyby [ Outsider ]
..tak sobie myślę Cody że w kółku gospodyń można chociaż dostać ciasto bez zakalca.. i przepis na kiszone ogórki ;)
..nie chcę nic mówić ale te nowe biuro od korupcji zaraz bedzie miało pełne ręce roboty ;)
X-Cody [ Zabójca z Liberty City ]
Flyby --> O kiszonych ogorkach zapomnij ;)) ale moge załatwic dobry sernik :)
Pff, korupcja? Nie ma mowy!
*za cienka ta kopertka* ;)
Flyby [ Outsider ]
..a banknoty robione na starej drukarce
blackdragon2 [ Władca smoczych klanów ]
Po dobroci się nie da...
Bo przyniose Coca-Cole i zaleje wam okopy!
X-Cody [ Zabójca z Liberty City ]
*Patrzy na griozacego jej blackdragon2*
...
*ROTFL* :P
Powodzenia ;))
Garbizaur [ Legend ]
dawaj tą colę... suuuuuszy mnie strasznie... :-P
Flyby [ Outsider ]
..ehh ..żeby on chociaż był blackdragon1 ..kopie są do niczego ;)
..coraz więcej spragnionych ;) ..skąd oni..z pustyni?!
Loon [ jaki by tu stopien? ]
Zasuwa się kurtyna, Oscary wręczymy przy najbliższej okazji.
Stranger - najlepsza kreacja wafla.
Orlando - najwiarygodniejsza scena śmierci.
X-Cody [ Zabójca z Liberty City ]
Loon --> najlepsza parodia od czasow SF :]
blackdragon2 [ Władca smoczych klanów ]
Do czego to doszło, nawet nie poczęstują spragnionego człowieka Pepsi, gdzie jest Polska gościnność?
*zabiera zabawki i idzie* I'll be back!
Flyby [ Outsider ]
..najlepsza to kurtyna, w teatrze Słowackiego nie mają takiej ;)
..obyczaje właśnie remontujemy, blackdragon, więc przepraszamy za utrudnienia ..hmm
Orlando [ Friends Will Be Friends ]
Ojej, nagroda? Dla mnie? Nie spodziewal bym sie...
Flyby [ Outsider ]
..ja bym na Twoim miejscu zemdlał ze wzruszenia, Orlando ;)
Orlando [ Friends Will Be Friends ]
Ja jestem twardy i nie mdleje...
Flyby [ Outsider ]
..a szkoda ..teatralne omdlenia ładnie wyglądają..podsuwali by Ci pod nos sole trzeźwiące, wachlowano blade policzki a Ty byś wywracał oczami ;)
Loon [ jaki by tu stopien? ]
Cody - SF czyli xD?
I jaka kurde parodia, to śmiertelnie poważne dzieło ;P
Orlando [ Friends Will Be Friends ]
Doslownie...
Loon [ jaki by tu stopien? ]
“GOLiada” dramat w trzech aktach, wystawiony na deskach Teatru Bardzo-Nowoczesnego.
Czas akcji bliżej nieokreślony, miejsce akcji bliżej nieokreślone, wydarzenia rozgrywają się w ciągu jednego dnia. Zgodnie z antycznymi tradycjami role kobiece przyszło odgrywać mężczyznom.
Postaci dramatu:
Orlando jako Orlando
Maroll jako don Marollo
Stranger jako Wafel
Shifty007 jako Shifty
Father Michael jako Godfader
Judith jako bezosobowa kwintesencja seksu i przemocy
Loon jako Kubuś
Blackdragon jako strudzony wędrowiec
Piokos jako butelka PEPSI (TA butelka – analogicznie rola kobieca)
Flyby jako Szalony Sufler
AKT 1, Scena pierwsza
Orlando i jego ziom don Marollo knują kolejny spisek
Orlando
Źle się dzieje w naszej branży,
sutenerstwo się nie kalkujue, żyję z melanży,
wczoraj wzięliśmy pod ochronę lokal,
facio doniósł Godfaderowi,
a jak ten kogoś dorwie to cienki potem wokal.
Don Marollo
Prawda taka, że ciężke jest nasze życie,
kiedyś były włamy, gwałty, rozboje,
nakradło się to się zyło należycie,
teraz policja jest jak xeroboje,
gdzie się nie rozejrze stoją gliny,
nawet Shifty na nas kapuje,
ale dorwą go chłopaki z gminy,
chciałbym widzieć jakie będzie wtedy robić miny.
Orlando
Weź waszmość ten pistolet,
to kaliber jest a imię jego czterdzieści i cztery,
od pięści pod okiem fiolet,
od spluwy w sercu są szmery.
Don Marollo
Prawda jest taka, ze nie ma kasy na zioło,
a nawet głupek wie, ze bez niego niewesoło.
AKT 1, Scena druga
Orlando wychodzi, do Don Marollo przychodzi Shifty
Don Marollo
Słyszałem waszmość, że na mnie kapujesz.
Shifty
I jak się z tą swiadomością przyjacielu czujesz?
Don Marollo
Nie kpić sobie ze mnie, złota zasada.
Był taki jeden co się smiał,
ha! ha ha!
Potem takie fajne betonowe buty miał.
Sam wpidziałem jak do morza wpadał.
Shifty
A więc mnie zastraszyć chcesz?
To ja powiem Ci, żeś wesz.
Marna z ciebie mafijna wesz,
zresztą od dawna o tym wiesz.
Policja jest na twoim tropie,
jeśli ja zginę to byle glina ci tyłek skopie.
Don Marollo wyciąga pistolet lecz nie odważa się na oddanie strzału
Shifty
Bardzo dobra decyzja,
powiem Ci też,
że twoja strzelecka precyzja,
jest taka sama jak ty wesz.
AKT 1, Scena trzecia
Shifty wychodzi, na drodze staje mu Orlando
Orlando
Hola, hola. Dokąd przyjacielu?
Czyżbyś nie mial na sumieniu grzechów wielu?
Czyżby coś cie nie dręczyło?
Hola hola kapuś z ciebie!
Jak cie strzele to bedzie ci sie gorzej żyło.
Jak w niebie.
Ha! Ha! Ha!
Shifty
Drogi przyjacielu, jam jest gwarantem
waszym biznesowym żyrantem
Kiedy ja umre umrzecie i wy
Na nic ci szlugi, alkohol, dziwy.
Marnie zgnijesz w pace.
Więc jak? Dasz parol na tace?
Orlando spluwa i puszcza Shiftego
AKT 1, Scena czwarta
Orlando w melinie, chodzi po kuchni. Obok niego Strudzony Wędrowiec
Strudzony wędrowiec
Przyjacielu ja przybywam z zagranicy,
czy masz cos do picia?
Może być nawet żywiec z krynicy,
chyba nie masz nic do ukrycia?
Orlando
Wybacz przyjacielu, tam stoi butelka pepsi,
napij się jej, to ci sie polepszy.
Na dodatek obok leżą wafle,
zjedz sobie je bo są twarde jak w łazience kafle.
Strudzony wędrowiec odgryza wafla i popija pepsi
Pepsi
ej!
Wafel
ej!
Strudzony wędrowiec
Mój drogi te wafle się ruszają!
One żyją!
Orlando
Tak i pewnie jeszcze na fortepianie grają.
Koniec, bo to jest głupie xD
Orlando [ Friends Will Be Friends ]
To ja mialem byc zdrajca!
Shifty007 [ 101st Airborne ]
*rzuca pomidorami i zbukami w Loona*
Loon [ jaki by tu stopien? ]
snopek9 [ Futbolowy Fanatyk ]
nie ograniam was
Orlando [ Friends Will Be Friends ]
Ja sie zastanawiam... bo moge zrobic z tego mala opowiastke (ale nie filozoficzna ;p)... nawet mam wstep... nabazgrac czy nie tracic czasu?
MAROLL [ Legend ]
Wpadłem na chwile i co to za bigos ? :P
Orlando [ Friends Will Be Friends ]
Misterny plan poszedł wpizdu...
Stranger [Gry-OnLine] [ Metallicar ]
Po raz pierwszy zgadzam sie z Orlando ;)
Loon [ jaki by tu stopien? ]
Orlando [ Friends Will Be Friends ]
*Orlando przypomina Loon'owi o poscie 112*
Loon [ jaki by tu stopien? ]
taaak, tłum sie domaga xD
Shifty007 [ 101st Airborne ]
...krwi Loona!
Foks!k [ Medyk ]
ze co ? xDD
Orlando [ Friends Will Be Friends ]
Jeszcze dziecięć lat.
Jeszcze dziesięc lat tej samej rutyny. Pobudka, przysznic, śniadanie, siłownia, spacerniak, obiad, cela, kolacja, spanie. I tak od dziesieciu lat. Dziesięc lat potu, brudu, przeklęstw, gwałtów i przekupstw. I jeszcze przeżyje drugie tyle. Ale czego można wymagać od Zakładu Karnego, gdzie przesiaduja najwięksi zbrodniarze kraju. I tak nieźle się urządziłem. Choć nie zasłużyłem sobie na to. A może zasłużyłem. Nigdy się raczej tego nie dowiem. Jednak wiem jedno. Gdy tylko wyjde, zabije się. Dla mnie już nie ma życia, szczęścia, miłości. Zostałem wyprany z uczuć, a z moją historią nikt normalny nie przyjmie do pracy. Czasami mam chęć zrobić to w więzieniu, ale nigdy nie udało mi się odwazyć to zrobić. Ale później nie będe miał. Nie.
- Karszczyk!
Głos klawisza rozgrzmiał niczym wiosenna burza. Nie zwróciłem na niego uwagi. Musze jeszcze wyrobić dwie serie.
- Coś do ciebie mówiłem do cholery!
Podszedł do mnie i spojrzał mi w oczy. Az smiac mi sie zachcialo, myśłąc, że ten młody szczyl może tak do mnie mówić. Pewnie nie doszedł jeszcze do trzydziestki.
- Nie widzisz, że jestem zajęty?
- Rusz się, albo tak ci zrobie, że sztanga cie odetnie głowe.
- Dobra przekonałeś mnie - Odestawiłem sztange, wolno wstałem i wytarłem się ręcznikiem. - O co chodzi? Dupy dawno nie miałeś, że masz sprawe do mnie?
- Nie pomyslalbym o tym, nawet jak bys byl kobietą
- Czy to oświadczyny?
Widać, że zaczął się złościć. Lekkie śmiechy na sali tylko potęgowały jego gniew. Widać, że dopiero zaczyna prace.
- Prokurator chce się z toba widzieć.
- A kwiaty przyniósł? Ja taki łatwy nie jestem - Pobyt tutaj pięknie wyrobił we mnie poczycie humoru. Szkoda tylko, że nie wszyscy odbierali to w pozytywny sposob.
- Ruszaj się, już! - Podnióśł pałke policyjną jakby to była gaśnica. - Masz pięć minut na przebranie się.
Wszedłem do jasnego pomieszczenia bez okien, ale za to ze stołem i dwoma krzesłami, każdym po przeciwnej stronie stołu. Było bardzo duszno, a moje stare płuca już nie działały najlepiej. Ale i tak to wytrzymam.
Oprocz mnie i młodego klawisza byli dwaj starsi rangą, których już dobrze znałem i prokurator. Miał na sobie tanią marynarke, spodnie o dwa numery za małe i damskie buciki, najpewniej żony. Okulary i łysina dodawały mu ładne pare lat. Gdyby miał jeszcze brode to można by się do niego zwracać "dziadziu".
Spokojnie usiadłem na krześle, opuściłem wzrok na kajdanki, żeby nie patrzeć na nikogo. Po chwili przemówił Twardy, jeden ze strażników:
- Wiem, że jesteś spokojny i robisz żadnych numerów, ale jak zaczniesz rozrabiać, wrzuce cie do jednej celi z Włochatym i Parówą. Więc uważaj.
- Dobrze mamusiu - Nie przestawałem patrzeć na kajdany.
- Najpewniej wiesz, czemu cię ty wezwałem - Po raz pierwszy odezwał się prokuratorzyna. Mówił głosem spokojnym, doniosłym, jakby planował dwa razy każde słowo, zanim je wypowie.
- Raczej tak, ale nie obraże się jak mnie doinformujesz. - Dopiero teraz podniosłem wzrok.
Znow odpowiedzial tym samym spokojnym głosem.
- Chodzi o sprawe z 1996, nr 98674141AR, w która zostałeś zamieszany i otrzymałeś wyrok skazujący na 20 lat pozbawienia wolności, bez możliwości wcześniejszego zwolnienia. - Zabrzmiało to jakby podawał wieczorne wiadomości. Załosne. Lecz ja sie nie odzywałem. - Wezwałem po ciebie, gdyż chciałbym omówić z toba jedną rzecz.
- A jaką? - Spytałem prosto, bo chce mieć tą sprawe za sobą.
- A dokładnie taką, że możemy skrócić twój wyrok o te dzięsięc lat.
Zaniemówiłem. Przez pierwszą chwile nie uwierzyłem w to co słysze. Serce zaczeło mi bić szybciej, płuca zaczeły szybciej pracować.
Dzięsięć lat.
- Ale... jak? - Poczułem się jak nastolatek pytający nauczycielkie czemu ma mieć niedostateczną ocene na koniec.
Prokurator wyjął dyktafon i położył na stole.
- A tak, że nam dokładnie opowiesz co się wtedy wydarzyło. - Jego głos przestał brzmieć tak oficjalnie... podniośle... brzmiał normalnie. Patrzyłem na to ustrojstwo co miało nagrać moje zeznanie. Ciagle walczylem ze soba, czy pójść na współprace czy pokazać im środkowy palec. - Nie musisz się spieszyć, rozumiem, że to może być trudna decyzja.
- Dobra, zgadzam się. - Powiedziałem to, ale sam nie wierzyłem w to co mówie. Ale już nie było odwrotu. Urzednik sie usmiechnał.
- Zdejmijcie mu kajdanki, będzie sie nam wygodniej rozmawiało.
Po chwili przestałem mieć skrepowane dłonie. Kości i mięśnie poczuły ulge. Po chwili prokurator włączył maszyne i sugestywnie dał mi znać żebym zaczynał. Przez chwile milczałem.
- Tego dnia, nic nie zapowiadało tego co się wydarzyło...
MAROLL [ Legend ]
Odrazu przepraszam za fatalną interpunkcję, której nie mam zamiaru poprawiać :) Sory, że tak mało, ale zmeczony jestem i weny nie mam ;]
... padał deszcz, było szaro i zimno. Jak zwykle siedziałem sobie w moim małym, obskurnym mieszkanku. Zza ściań słyszałem drapanie mysz, a do moich nozdrzy dostawał się zapach stęchlizny i wilgoci. Pomyślałem, że kiedys dorobie się lepszej dziupli. Spokojnie siedziałem i wpatrywałem sie w okno, a raczej w to co za nim było- mokre ulice z kałużami, walające się po chodniku papiery. Odechciało mi się wszystkiego, ciśnienie było niskie bo strasznie chciało mi się spać. Wtem zadzwoinł mój stary, zdezelowany telefon...
Orlando [ Friends Will Be Friends ]
PROLOG
Jeszcze dziecięć lat.
----Jeszcze dziesięc lat tej samej rutyny. Pobudka, przysznic, śniadanie, siłownia, spacerniak, obiad, cela, kolacja, spanie. I tak od dziesieciu lat. Dziesięc lat potu, brudu, przeklęstw, gwałtów i przekupstw. I jeszcze przeżyje drugie tyle. Ale czego można wymagać od Zakładu Karnego, gdzie przesiaduja najwięksi zbrodniarze kraju. I tak nieźle się urządziłem. Choć nie zasłużyłem sobie na to. A może zasłużyłem. Nigdy się raczej tego nie dowiem. Jednak wiem jedno. Gdy tylko wyjde, zabije się. Dla mnie już nie ma życia, szczęścia, miłości. Zostałem wyprany z uczuć, a z moją historią nikt normalny nie przyjmie do pracy. Czasami mam chęć zakończyć swój żywot w więzieniu, ale nie mam wystarczająco dużo odwagi by to zrobić. Ale później nie będe miał. Nie.
- Karszczyk!
Głos klawisza rozbrzmiał niczym wiosenna burza. Nie zwróciłem na niego uwagi. Musze jeszcze wyrobić dwie serie.
- Coś do ciebie mówiłem do cholery!
Podszedł do mnie i spojrzał mi w oczy. Aż śmiać mi się zachciało, myśłąc, że ten młody szczyl może tak do mnie mówić. Pewnie nie doszedł jeszcze do trzydziestki.
- Nie widzisz, że jestem zajęty?
- Rusz się, albo tak ci zrobie, że sztanga cie odetnie głowe.
- Dobra przekonałeś mnie - Odstawiłem sztange, wolno wstałem i wytarłem się ręcznikiem. - O co chodzi? Dupy dawno nie miałeś, że masz sprawe do mnie?
- Nie pomyslalbym o tym, nawet jak bys byl kobietą
- Czy to oświadczyny?
Widać, że zaczął się złościć. Lekkie śmiechy na sali tylko potęgowały jego gniew. Widać, że dopiero zaczyna prace.
- Prokurator chce się z toba widzieć.
- A kwiaty przyniósł? Ja taki łatwy nie jestem - Pobyt tutaj pięknie wyrobił we mnie poczycie humoru. Szkoda tylko, że nie wszyscy odbierali to w pozytywny sposob.
- Ruszaj się, już! - Podnióśł pałke policyjną jakby to była gaśnica. - Masz pięć minut na przebranie się.
----Wszedłem do jasnego pomieszczenia bez okien, ale za to ze stołem po którego przeciwnych stronach znajdowały się krzesła. Było bardzo duszno, a moje stare płuca już nie działały najlepiej. Ale i tak to wytrzymam.
Oprocz mnie i młodego klawisza byli dwaj starsi rangą, których już dobrze znałem i prokurator. Miał na sobie tanią marynarke, spodnie o dwa numery za małe i damskie buciki, najpewniej żony. Okulary i łysina dodawały mu ładne pare lat. Gdyby miał jeszcze brode to można by się do niego zwracać "dziadziu".
Spokojnie usiadłem na krześle, opuściłem wzrok na kajdanki, żeby nie patrzeć na nikogo. Po chwili przemówił Twardy, jeden ze strażników:
- Wiem, że jesteś spokojny i nie robisz żadnych numerów, ale jak zaczniesz rozrabiać, wrzuce cie do jednej celi z Włochatym i Parówą. Więc uważaj.
- Dobrze mamusiu - Nie przestawałem patrzeć na kajdany.
- Najpewniej wiesz, czemu cię ty wezwałem - Po raz pierwszy odezwał się prokuratorzyna. Mówił głosem spokojnym, doniosłym, jakby planował dwa razy każde słowo, zanim je wypowie.
- Raczej tak, ale nie obraże się jak mnie doinformujesz. - Dopiero teraz podniosłem wzrok.
Znow odpowiedzial tym samym spokojnym głosem.
- Chodzi o sprawe z 1996, nr 98674141AR, w która zostałeś zamieszany i otrzymałeś wyrok skazujący na 20 lat pozbawienia wolności, bez możliwości wcześniejszego zwolnienia. - Zabrzmiało to jakby podawał wieczorne wiadomości. Załosne. Lecz ja sie nie odzywałem. - Wezwałem po ciebie, gdyż chciałbym omówić z toba jedną rzecz.
- A jaką? - Spytałem prosto, bo chce mieć tą sprawe za sobą.
- A dokładnie taką, że możemy skrócić twój wyrok o te dzięsięc lat.
Zaniemówiłem. Przez pierwszą chwile nie uwierzyłem w to co słysze. Serce zaczeło mi bić szybciej, płuca zaczeły szybciej pracować.
Dzięsięć lat.
- Ale... jak? - Poczułem się jak nastolatek pytający nauczycielkie czemu ma mieć niedostateczną ocene na koniec.
Prokurator wyjął dyktafon i położył na stole.
- A tak, że nam dokładnie opowiesz co się wtedy wydarzyło. - Jego głos przestał brzmieć tak oficjalnie... podniośle... brzmiał normalnie. Patrzyłem na to ustrojstwo co miało nagrać moje zeznanie. Ciagle walczylem ze soba, czy pójść na współprace czy pokazać im środkowy palec. - Nie musisz się spieszyć, rozumiem, że to może być trudna decyzja.
- Dobra, zgadzam się. - Powiedziałem to, ale sam nie wierzyłem w to co mówie. Ale już nie było odwrotu. Urzednik sie usmiechnał.
- Zdejmijcie mu kajdanki, będzie sie nam wygodniej rozmawiało.
Po chwili przestałem mieć skrepowane dłonie. Kości i mięśnie poczuły ulge. Po chwili prokurator włączył maszyne i sugestywnie dał mi znać żebym zaczynał. Przez pare sekund milczałem.
- Owego dnia, nic nie zapowiadało tego co się wydarzyło...
Loon [ jaki by tu stopien? ]
Pomidor!
MAROLL [ Legend ]
WTF was this ?
Orlando [ Friends Will Be Friends ]
ooo, Loon, wrzuc cos od siebie! Pokaz talent!
Loon [ jaki by tu stopien? ]
Musztarda rulez!
(to jest cos ode mnie - takie abstrakcyjne podejscie do zycia - bo kto nie pamięta jeszcze starego GOLa, Maxwella i słynnego musztardowania wątków :)?)
Orlando [ Friends Will Be Friends ]
Nie to nie...
Loon [ jaki by tu stopien? ]
Oj nie teraz, koncze recke THPS 2 do retro w Playbacku ;).
Nawet masz to co na razie napisalem, zeby nie bylo, ze kit wstawiam. Ofkoz jeszcze tego nawet nie czytalem, ale co tam xD
MAROLL [ Legend ]
Ale musztarda.
Orlando [ Friends Will Be Friends ]
Wprowadziłem małe poprawki, będzie się milej czytało.
Loon [ jaki by tu stopien? ]
A ja skonczylem recke, tera myju i spatulken ;).
pa ddw
Luzer [ Music Addict ]
Junior ddw?...
Orlando [ Friends Will Be Friends ]
To nie jest ddw, tylko kacik artystyczny...
Loon [ jaki by tu stopien? ]
a no ta
to pa ka xD
Orlando [ Friends Will Be Friends ]
Maroll, chcesz dokonczyc to co napisales, czy ja mam sie za to wziasc?
MAROLL [ Legend ]
Weź się za to ja popołudniu pomyślę, coś w wordzie naskrobie i wlepie ;]
Orlando [ Friends Will Be Friends ]
ROZDZIAŁ I
----Owego dnia, nic nie zapowiadało tego co się wydarzyło, padał deszcz, było szaro i zimno. Jak zwykle siedziałem sobie w moim małym, obskurnym mieszkanku. Zza ścian słyszałem drapanie mysz, a do moich nozdrzy dostawał się zapach stęchlizny i wilgoci. Pomyślałem, że kiedyś dorobię się lepszej dziupli. Spokojnie siedziałem i wpatrywałem się w okno, a raczej w to co za nim było - mokre ulice z kałużami, walające się po chodniku papiery. Odechciało mi się wszystkiego, ciśnienie było niskie bo strasznie chciało mi się spać. Wtem zadzwonił mój stary, zdezelowany telefon.
Odebrać czy nie? Z jednej strony to mogła być ta zasrana pinda, której wiszę nie tylko kasę, albo również może to być On, albo piękna, delikatna i inteligentna dziewczyna, która chce spędzić ze mną resztę życia. Oj tak, na pewno to ostatnie.
Dźwięk telefonu znów dał znać, że ktoś chce ze mną rozmawiać. Popatrzyłem przez okno, na zewnątrz nadal padało. Przez szczelinę w drewnie było słychać dźwięk przewróconego śmietnika, darcie się faceta z budynku naprzeciwka, jak to on zepsuł sobie życie żeniąc się i to wszystko jej wina, choć nie raz widziałem jak bzykał się z jakąś dziwką, kiedy jej nie było. Prawdziwy mężczyzna.
Dźwięk telefonu znów dał znać, że ktoś chce ze mną rozmawiać. Przestałem skupiać się na oknie, usiadłem na łóżku, po stronie gdzie był telefon. Postanowiłem poczekać, jeśli komuś jest tak pilno, to na pewno poczeka, a jak nie, to lepiej dla mnie. Byłem zbyt zmęczony by gdzieś wychodzić. Kłótnia zaczynała się rozkręcać.
Lecz telefon nie zadzwonił ponownie. Lekko się uśmiechnąłem, że w końcu ktoś się mną przejął i dał trochę odpocząć. Wstałem i rozejrzałem się po moim mieszkaniu.
Właściwie trudno to by nazwać mieszkaniem. Ściany pomalowane kiepską jasną farbą, ociekający sufit, jeden kaloryfer na pokój, łazienkę i kuchnie no i oraz okna, które przepuszczały zimne powietrze i dźwięki. Szkoda tylko, że ciągle tej samej kłótni.
Tak, to mój dom. Telewizor, łóżko, kibel, prysznic, stolik na telefon. Więcej mi nie było potrzebne. A przynajmniej tak sądziłem.
Poszedłem do łazienki, żeby po pobudce nie mieć mokrych gaci. I kiedy tam byłem, usłyszałem jakby ktoś majstrował przy drzwiach. I na pewno nie było to pukanie.
Do Marolla, niech lepiej inni nie czytają:
Flyby [ Outsider ]
..(siada na widowni i klaszcze)
Orlando [ Friends Will Be Friends ]
Myslalem, ze bedziesz mi prawil uwagi... a zamiast tego me uszy słyszą oklaski... ach, dziekuje...
Flyby [ Outsider ]
..Orlando, jak za dużo uwag to nie ma zabawy a jak nie ma zabawy to niczego się nie nauczymy ;)
MAROLL [ Legend ]
----Owego dnia, nic nie zapowiadało tego co się wydarzyło, padał deszcz, było szaro i zimno. Jak zwykle siedziałem sobie w moim małym, obskurnym mieszkanku. Zza ścian słyszałem drapanie mysz, a do moich nozdrzy dostawał się zapach stęchlizny i wilgoci. Pomyślałem, że kiedyś dorobię się lepszej dziupli. Spokojnie siedziałem i wpatrywałem się w okno, a raczej w to co za nim było - mokre ulice z kałużami, walające się po chodniku papiery. Odechciało mi się wszystkiego, ciśnienie było niskie bo strasznie chciało mi się spać. Wtem zadzwonił mój stary, zdezelowany telefon.
Odebrać czy nie? Z jednej strony to mogła być ta zasrana pinda, której wiszę nie tylko kasę, albo również może to być On, albo piękna, delikatna i inteligentna dziewczyna, która chce spędzić ze mną resztę życia. Oj tak, na pewno to ostatnie.
Dźwięk telefonu znów dał znać, że ktoś chce ze mną rozmawiać. Popatrzyłem przez okno, na zewnątrz nadal padało. Przez szczelinę w drewnie było słychać dźwięk przewróconego śmietnika, darcie się faceta z budynku naprzeciwka, jak to on zepsuł sobie życie żeniąc się i to wszystko jej wina, choć nie raz widziałem jak bzykał się z jakąś dziwką, kiedy jej nie było. Prawdziwy mężczyzna.
Dźwięk telefonu znów dał znać, że ktoś chce ze mną rozmawiać. Przestałem skupiać się na oknie, usiadłem na łóżku, po stronie gdzie był telefon. Postanowiłem poczekać, jeśli komuś jest tak pilno, to na pewno poczeka, a jak nie, to lepiej dla mnie. Byłem zbyt zmęczony by gdzieś wychodzić. Kłótnia zaczynała się rozkręcać.
Lecz telefon nie zadzwonił ponownie. Lekko się uśmiechnąłem, że w końcu ktoś się mną przejął i dał trochę odpocząć. Wstałem i rozejrzałem się po moim mieszkaniu.
Właściwie trudno to by nazwać mieszkaniem. Ściany pomalowane kiepską jasną farbą, ociekający sufit, jeden kaloryfer na pokój, łazienkę i kuchnie no i oraz okna, które przepuszczały zimne powietrze i dźwięki. Szkoda tylko, że ciągle tej samej kłótni.
Tak, to mój dom. Telewizor, łóżko, kibel, prysznic, stolik na telefon. Więcej mi nie było potrzebne. A przynajmniej tak sądziłem.
Poszedłem do łazienki, żeby po pobudce nie mieć mokrych gaci. I kiedy tam byłem, usłyszałem jakby ktoś majstrował przy drzwiach. I na pewno nie było to pukanie.
Przystanąłem jeszcze chwilę i nawet wstrzymałem mocz. To był dźwięk szurania metalu o metal, zupełnie tak jakby ktoś robił coś wytrychami. W ułamku sekundy odlałem się do końca i pomyślałem, że najlepiej będzie zaczaić się na nieproszonego gościa. Stanąłem w małej wnęce za drzwiami i myślałem. Myślałem czego ktoś może szukać w tej norze, nie miałem tutaj nic wartościowego, ani nic co komuś było tak potrzebne, że
nie mógłbym mu tego dać. Wtedy usłyszałem dźwięk przekręconego zamka. Dobrze, że zakluczyłem podwójnie. Niech ten sukinsyn tylko tutaj wejdzie to dostanie w łeb. Zaraz… ale czym ? Przecież nie sieknę go ręką. Czym prędzej wziąłem wazon z jakimiś zwiędłymi kwiatkami, które dostałem od nie pamiętam już od kogo i z jakiej okazji. Zamek grzmotnął po raz drugi. Widziałem jak klamka ugina się tak jak na zwolnionym tempie… serce zabiło mi mocniej i adrenalina zaczęła dawać się we znaki. Zza uchylonych drzwi wysunęła się dłoń zdobiona czarną rękawiczką. Wyczekałem. Postać stała w miejscu, na pół w mieszkaniu, na pół poza nim. Chyba upewniała się czy chata jest pusta. Z drugiego planu słyszałem wydzierającą się parę.. pomyślałem, ze chętnie teraz zastrzeliłbym ich oboje. W mieszkaniu wreszcie nastąpił pierwszy krok, ujrzałem skórzane czarne buty, postać ruszyła dwa kroki dalej powoli i bezszelestnie zamykając drzwi nie patrząc za siebie. Postawiłem jeden krok i wziąłem zamach. Po sekundzie rozległ się huk rozbijanego wazonu. Uderzyłem go prosto w kark. Tajemnicza osoba padła jak ścięta, zauważyłem, że z jego ręki wypadło coś błyszczącego. Szybko złapałem rzecz, którą okazał się scyzoryk sprężynowy. Nie ogłuszyłem chyba gościa do końca bo jeszcze wydawał jakieś jęki i drgał. Odwróciłem jego dobrze zbudowane i masywne ciało… miał na twarzy kominiarkę. Postanowiłem, że urządzę sobie z nim pogawędkę. Jednym susem skoczyłem do kuchni po linkę do wiązania mięsa i jakiś zatłuszczony ręcznik. Obwiązałem petenta liną na krześle i miałem już przygotowaną do zakneblowania szmatkę w rękach, gdy postanowiłem odkryć kto był tak miły i bezczelnie włamał się do mojego domu. Położyłem rękę na bawełnianej kominiarce i jednym ruchem ściągnąłem ją z poobijanej głowy. Nie umiem opisać zdziwienia jakie wtedy mnie ogarnęło…
Nie wiem czy dobrze rozwinąłem twoją myśl, ale zostawiłem ci dość duże pole do popisu :]
Orlando [ Friends Will Be Friends ]
....pomyślałem, ze chętnie teraz zastrzeliłbym ich obu.
ich obojgu ; p
a sry, oboje... zmeczony jestem....
...wziąłem zamach. Trach! Uderzyłem go prosto w kark.
...wziąłem zamach. Po sekundzie rozległ się huk rozstraskanego wazonu. Uderzyłem go prosto w kark.
Lepiej brzmi niż Trach!
poczułem jak skacze mi adrenalina.
poczułem natychmiastowe działanie adrenaliny
Nie bierz tego do siebie, do mojego prologu dostalem duzo takich poprawek ; p
MAROLL [ Legend ]
dokładnie to oboje :) Ale wiesz pisałem to na edicie i kolacja stygła :P
A weź zmieniaj co chcesz :> Nie mam ogłady pisarczyka :]
MAROLL [ Legend ]
Jak skończymy to wrzucimy na zwykłego GOLa i damy do recenzji ? :]
Orlando [ Friends Will Be Friends ]
No ba!
Zaraz dam nowy wątek...
MAROLL [ Legend ]
Ale to nieskończone jeszcze :) Ze dwa rozdziały dopisać by trza było :>
Orlando [ Friends Will Be Friends ]
Nowy wątek, żeby nam się wygodniej pracowało ofcorz...
MAROLL [ Legend ]
^^
Ich spiele Klavier [ Konsul ]
:)