Marder [ Konsul ]
Budziszyn 1945
Przeciętny, rozumny Polak potrafi podać liczne przykłady bohaterskiej
postawy naszych żołnierzy z okresu II wojny światowej. Pamięta o
Westerplatte, bitwie nad Bzurą, obronie Warszawy i Helu, dalej o Narwiku i
Tobruku, o lotnikach i marynarzach, o zdobyciu Monte Cassino, o
partyzanckich bojach, Powstaniu Warszawskim i przełamaniu Wału
Pomorskiego...
Jednak prawdziwy przebieg bitwy pod Budziszynem wiosną 1945 r., jednej z
największych batalii z udziałem polskiego oręża, oraz okoliczności śmierci
bez mała ośmiu tysięcy polskich żołnierzy, zna niewielu rodaków.
16 kwietnia 1945 r. rozpoczęła się berlińska operacja 1 Frontu Ukraińskiego.
W jego składzie weszły do boju oddziały 2 Armii Wojska Polskiego. Potęga 2
Armii prezentowała się imponująco: pięć dywizji piechoty, dywizja artylerii
przeciwlotniczej, dwie brygady artylerii przeciwpancernej, brygada saperów;
pułki: ciężkich czołgów, dział pancernych, moździerzy; jednostki transportu
i łączności. 2 Armii podporządkowano też 1 korpus pancerny WP, 2 dywizję
artylerii, a nawet jednostki sowieckie: 16 brygadę pancerną i 98 pułk
artylerii rakietowej. Dawało to razem 89,161 żołnierzy, 521 czołgów i
pojazdów pancernych, 1736 dział.
85 proc. masy żołnierskiej stanowili Polacy. Na resztę, oprócz wspomnianych
oddziałów sowieckich, składali się obywatele polscy narodowości ukraińskiej,
białoruskiej i żydowskiej.
Inaczej sytuacja przedstawiała się na stanowiskach dowódczych. Wszystkie, od
szczebla batalionu wzwyż, obsadzali oddelegowani oficerowie sowieccy.
Sowieci w polskich mundurach stanowili 57 proc. kadry oficerskiej 2 Armii
WP. Ich kwalifikacje były zróżnicowane. Na czele 2 Armii postawiono tyleż
złowrogą, co absolutnie nie nadającą się na to stanowisko personę.
Generał "Walter"
Karol Świerczewski urodził się w Warszawie (wedle jednych pochodził z
żydowskiej rodziny Tenenbaumów, zdaniem innych został ochrzczony w kościele
NMP). W latach I wojny światowej znalazł się na terenie Rosji. Już w
listopadzie 1917 r. zasilił swą osobą szeregi Gwardii Czerwonej. Przez kilka
następnych lat aktywnie zwalczał kontrrewolucję. Gdy wybuchła wojna z
"jaśniepańską Polską", na ochotnika zgłosił się do boju przeciw własnej
Ojczyźnie (dowodził wtedy batalionem piechoty). Pozostał już w Armii
Czerwonej, systematycznie awansując. W latach 30. wojował w Hiszpanii,
delegowany tam przez Stalina w roli doradcy wojskowego. Zasłynął wtedy jako
posiadacz dwóch pistoletów typu Walther (Mod. 4 i PP), z których zwykł
osobiście rozstrzeliwać dezerterów. Dowodził często po pijanemu (dlatego też
"kulom się nie kłaniał"), niekiedy w samych majtkach (zob. M.J.Chodakiewicz,
Zagrabiona pamięć. Wojna w Hiszpanii 1936-1939, Warszawa 1997)) - ale zawsze
z którymś ze wzmiankowanych waltherów w garści (czemu też zawdzięczał
partyjne pseudo - "Walter"). Swoją postawą zauroczył przebywającego wówczas
w Hiszpanii Ernesta Hemingwaya, skądinąd osobnika równie trunkowego, który
unieśmiertelnił Karola na kartach powieści "Komu bije dzwon" (jako generała
Golza).
W czerwcu 1941 r., gdy sygnatariusze paktu Ribbentrop-Mołotow chwycili się
za łby, Świerczewski stawił czoła Hitlerowi jako dowódca 248. dywizji
piechoty Armii Czerwonej. Nad Wiaźmą dowodził tak "genialnie", że po paru
dniach z 10.000 żołnierzy zostało mu 5 (pięciu!). Dowództwo, widząc
przerażającą niekompetencję i pogłębiający się alkoholizm "Waltera", na dwa
lata przesunęło go do szkolenia rezerw.
Świerczewski wypłynął ponownie, gdy Stalin jął organizować Wojsko Polskie.
Błędne decyzje "Waltera" stały się przyczyną ciężkich strat 1 Armii WP (1500
zabitych i rannych) w trakcie forsowania Wisły, między Dęblinem a Puławami
(sierpień 1944).
Brak profesjonalizmu "Karolek" nadrabiał czujnością ideologiczną w tropieniu
"wrogów ludu". Zachowały się podania trzydziestu dziewięciu oficerów i
żołnierzy AK, skazanych na śmierć przez sądy wojskowe 2 Armii WP, piszących
do jej dowódcy prośby o darowanie życia. Dwadzieścia dziewięć spośród tych
podań opatrzonych jest adnotacją: "Odmawiam - K. Świerczewski".
Marsz na Drezno
Zadania, jakie w kwietniu 1945 r. postawił przed 2 Armią WP dowódca 1 Frontu
Ukraińskiego, marszałek Iwan Koniew, nie wydawały się trudne. Polacy mieli
nacierać w kierunku na Niesky, Kleinwelka i Drezno, jednak priorytetem była
osłona działań Frontu od południa.
Świerczewski zapragnął jednak większej chwały. Należy tu podkreślić, iż
przed otrzymaniem przydziału do Wojska Polskiego, nigdy wcześniej nie
dowodził on związkiem operacyjnym szczebla armii, czy choćby korpusu. Teraz
zmienił samowolnie rozkazy dowództwa, nakazując zajęcie Drezna już w drugim
dniu ofensywy.
Oddziały niemieckie na trasie polskiego natarcia liczyły 50 tysięcy
żołnierzy, 300 czołgów, 600 dział. Ich pełna siła nie została rozpoznana
przez szwankujący zwiad. W toku walk uzyskały jeszcze dodatkowe wsparcie. W
ich szeregach nie brakło elitarnych jednostek: Dywizji Grenadierów
Pancernych "Brandenburg" (walczyła wtedy w składzie wyborowego korpusu
"Grossdeutschland"), 1 Dywizji Spadochronowo-Pancernej "Hermann Goering", 2
Dywizji Grenadierów Pancernych "Hermann Goering", 20 Dywizji Pancernej, 2 i
10 Dywizji Pancernych SS i wielu innych. U boku Niemców biła się też 600
dywizja piechoty, sformowana z jeńców sowieckich ("Rosyjska nr 1"). Formacje
te, choć ustępowały 2 Armii pod względem liczebności i siły ognia,
przewyższały ją jednak wyszkoleniem, kompetencją kadry dowódczej oraz
doświadczeniem bojowym.
Katastrofa
Natarcie głównych sił 2 Armii WP początkowo rozwijało się pomyślnie. Mimo
zaciekłego oporu Niemców, dokonano głębokiego wyłomu w ich obronie. Szybko
pojawiły się doniesienia o nieprzyjacielskich kontratakach przeciw
sowieckiej 52 Armii, walczącej na polskim skrzydle. Informacje te zostały
przez sztab 2 Armii WP zlekceważone. Polskie dywizje, wciąż ponaglane
rozkazami Świerczewskiego, rozciągnęły się na przestrzeni aż 50 km, tworząc
trzy niezależne ugrupowania.
To, co nastąpiło potem, przypominało senny koszmar. 21 kwietnia na wschód od
Budziszyna rozpoczęło się niemieckie kontruderzenie. Oddziały pancerne
nieprzyjaciela, doskonale dowodzone, korzystające ze świetnego rozpoznania,
wbiły się żelaznym klinem w luki między polskimi jednostkami. 2 Armia
została rozcięta na pół. Przerwane zostały linie zaopatrzeniowe, Niemcy
znaleźli się na polskich tyłach. Główne siły 2 Armii szybko znalazły się w
okrążeniu.
Świerczewski znów zlekceważył niebezpieczeństwo. Miast przyjść z pomocą
zagrożonym jednostkom, podjął fatalną decyzję, przekazując 1 korpusowi
pancernemu i trzem dywizjom piechoty rozkaz kontynuowanie natarcia na
Drezno. W ten sposób odciągnął je od najbardziej newralgicznego miejsca
batalii. Tymczasem w rejonie Budziszyna Niemcy przystąpili do rozprawy z
okrążonymi oddziałami polskimi. W Forsten uległa zagładzie 16 brygada
pancerna (ocalało zaledwie 100 żołnierzy!). Zniszczone zostało dowództwo 5
dywizji piechoty, wśród poległych był sam dowódca dywizji, gen. bryg.
Aleksander Waszkiewicz (jego ciało odnaleziono dopiero po 12 dniach; wtedy
wyszło na jaw, że został bestialsko zamordowany po wzięciu do niewoli -
protokół sekcji zwłok stwierdzał m.in. ślady ciosów tępym narzędziem i
nahajką, wyrżnięcie lewego oka wraz z powieką, wykłucie prawego oka...).
W prace sztabu 2 Armii wkradł się chaos. Wydawano sprzeczne rozkazy.
Piechota toczyła bój bez wsparcia broni pancernej i artylerii. Z kolei
jednostki artylerii wysyłano do walki bez koniecznej osłony piechoty.
Artylerię ciężką, której zadaniem jest niszczenie nieprzyjacielskich odwodów
z dużych odległości, skierowano do zwalczania niemieckich czołgów i piechoty
ogniem na wprost.
Dopiero w południe 22 kwietnia, gdy sytuacja stała się krytyczna,
Świerczewski nakazał 1 korpusowi pancernemu powrót spod Drezna. Korpus,
forsownym marszem, zdołał dotrzeć pod Budziszyn jeszcze wieczorem tego
samego dnia. Było już jednak za późno. 24 kwietnia Niemcy zdobyli Budziszyn,
następnie krwawo odparli kontratak Polaków.
Wreszcie, interweniował osobiście sam dowódca Frontu, marszałek Iwan Koniew.
Ściągnął w rejon Budziszyna znaczne siły sowieckie, dokonał też
przegrupowania jednostek polskich, ratując tym samym 2 Armię od całkowitej
klęski.
Krwawa dogrywka
Podczas przegrupowania polskich jednostek, Koniew popełnił jednak błąd,
zostawiając pod Dreznem osamotnioną polską 9 dywizję piechoty. 26 kwietnia
dywizja otrzymała rozkaz odwrotu. Jej dowódca, pułkownik Aleksander Łaski,
lekkomyślnie nakazał wycofywać się trzema nieubezpieczonymi kolumnami, nie
czekając na osłonę nocy. Niemcy, dysponując zdobytymi planami marszruty,
dokonali prawdziwego pogromu. W miejscowości Horka wpadła w zasadzkę kolumna
wraz z ewakuowanym szpitalem polowym (300 rannych). Niemieccy oprawcy
mordowali bezbronnych metodą katyńską - strzałami w tył głowy. Świadkiem
zbrodni był kapelan dywizji, ksiądz kapitan Jan Rdzanek, ocalały cudem, mimo
postrzału w potylicę.
W "dolinie śmierci" pomiędzy Panschwitz, Kuckau i Crostwitz, zmasakrowany
został 26 pułk piechoty. Stracił tam 75 proc. stanu. Setki stłoczonych na
otwartej przestrzeni żołnierzy zostało wybitych ogniem artylerii i karabinów
maszynowych.
9 dywizja, straszliwie pokiereszowana, bez artylerii i taborów, pozbawiona
dowódcy (dostał się do niewoli) utraciła zdolność do prowadzenia działań.
Natarcie niemieckie pod Budziszynem trwało do końca kwietnia. Dopiero wtedy
nastąpiło ustabilizowanie frontu.
Straty 2 Armii WP podczas operacji łużyckiej wyniosły oficjalnie 4, 902
poległych, do których należy doliczyć jeszcze 2,798 zaginionych bez wieści
oraz 10, 532 rannych. Łącznie 18, 232 zabitych i rannych, tj. ok. 22 proc.
stanu osobowego Armii! Utracono 57 proc. czołgów i dział pancernych, ponad
20 proc. dział i moździerzy. Na owe dwa krwawe tygodnie na Łużycach przypada
ponad 27 proc. całości strat w ludziach poniesionych przez Wojsko Polskie
na Froncie Wschodnim w okresie 20 miesięcy (październik 1943 - maj 1945)!
W pijanym widzie?
Polscy historycy wojskowości wystawiają miażdżące noty Świerczewskiemu i
jego sztabowcom. Czesław Grzelak, Henryk Stańczyk i Stefan Zwoliński, w swej
znakomitej monografii ("Bez możliwości wyboru. Wojsko Polskie na Froncie
Wschodnim 1943-1945", Warszawa 1993), stwierdzają: "Winę za niepowodzenia i
doznane straty ponosi dowództwo armii, a po części także dowództwa związków
taktycznych i samodzielnych oddziałów. Nie potrafiły bowiem w trudnych
momentach walki zachować prężności dowodzenia, a często podejmowały decyzje
sprzeczne z podstawowymi zasadami walki. [...] Największa odpowiedzialność
spada jednak bezpośrednio na dowódcę armii, który [...] dopuścił do
samorzutnego rozerwania jej sił, a w obliczu rysującego się
niebezpieczeństwa nie potrafił ich w porę skoncentrować w najważniejszym
miejscu."
"- Generał Świerczewski, delikatnie mówiąc, nie stanął na wysokości
adania - wtóruje Krzysztof Stecki. - [...] Lista błędów popełnionych przez
Świerczewskiego jest bardzo duża. Zmienił on na przykład ugrupowanie armii,
która według założeń sztabu frontu miała większość swoich sił zgrupować
frontem na południe dla ochrony przed ewentualnym kontratakiem. Ta fatalna w
skutkach decyzja zaważyła na losie tysięcy żołnierzy..."
Najostrzej oceniają Świerczewskiego jego podwładni, ci, którzy własną krwią
płacili za jego nieudolność. Pułkownik Henryk Piecuch cytuje wypowiedzi
uczestników walk, w tym majora Stefana Torno-Ornowskiego, który stwierdza
bez ogródek: "- Świerczewski dowodził chyba w pijanym widzie."
Zastanawiająca jest bezkarność Świerczewskiego, w ramach systemu, który za
nawet bzdurne przewinienia płacił łagrem bądź strzałem w potylicę. Ominęły
go represje, jakie spadły na innych sowieckich "internacjonalistów"
powracających z Hiszpanii. Klęska jego 248. dywizji pod Wiaźmą zaowocowała
przydziałem do bezpiecznej służby na tyłach. Krwawy chrzest, udzielony
żołnierzom 1 Armii WP podczas forsowania Wisły, otworzył drogę do objęcia
dowództwa nad 2 Armią.
Po wojnie "towarzysz Walter" nadal awansował. W kwietniu 1947 r., już jako
generał broni i wiceminister obrony narodowej, wizytował Bieszczady. Pod
Jabłonkami sotnia UPA Stefana Stebelskiego "Chrina" urządziła zasadzkę.
Historyk Grzegorz Motyka stwierdza powściągliwie, że nie udało mu się
potwierdzić, ani zdementować "uporczywej wersji", jakoby Świerczewski był w
tym dniu pijany. Tak czy inaczej, "Karolek z Warszawy" znowu "nie kłaniał
się kulom". Trafiły go trzy pociski - w brzuch, w plecy i pośladek (ten
ostatni postrzał, z powodów polityczno-hagiograficznych, utajniono). Zaraz
po śmierci "Waltera" pojawiły się pogłoski, iż padł on ofiarą porachunków w
obozie komunistów. Trudno tu wyrokować, przy obecnym stanie wiedzy, choć
Henryk Piecuch utrzymuje, iż w najbliższym otoczeniu Stebelskiego "Chrina"
działało dwóch agentów sowieckich. Czy mogli oni podsunąć UPA trasę podróży
"Waltera"? Wśród komunistów, jak w każdej mafii, zderzały się różne grupy
interesów...
Zapomniana bitwa
Pod Budziszynem zawiodło dowództwo. Nie zawiódł, jak zwykle, żołnierz. Choć
kiepsko dowodzony, narażany na niepotrzebne straty, żołnierz polski walczył
w tej bitwie dzielnie. Relacje uczestników walk, również Niemców, dają
świadectwo ogromnej zaciętości batalii. Nawet po okrążeniu i rozbiciu dużych
jednostek, po unicestwieniu ich dowództwa (np. 5 i 9 DP), w obliczu klęski i
osaczenia, poszczególne pododdziały kontynuowały bój, próbując na własną
rękę, często z powodzeniem, wyjść z okrążenia.
Każdego roku wspominamy (jak najsłuszniej!) Westerplatte, gdzie nadstawiało
głowę 200 naszych żołnierzy, Monte Cassino (45 tysięcy), Powstanie
Warszawskie (50 tys.), głośno jest w prasie o Falaise (16 tys.) i Arnhem
(2,2 tys.). A w operacji łużyckiej wzięło udział 90 tysięcy żołnierzy 2
Armii WP! Licząc od momentu klęski państwa polskiego we wrześniu 1939 r.,
bitwa pod Budziszynem zajmuje drugie miejsce (po Powstaniu Warszawskim) pod
względem liczby polskich ofiar. Mimo to pamięta o niej niewielu.
Mało kto wie również o mordowaniu polskich jeńców wojennych w Horce, o
bestialskich torturach, jakim poddano generała Waszkiewicza... Czy jest
szansa, by zainteresował się tą sprawą IPN...?
Wojsko Polskie na Wschodzie powołane zostało decyzją Stalina. Na poświęceniu
żołnierzy 1 i 2 Armii WP żerowały czynniki polityczne, dążące do zniewolenia
naszej Ojczyzny. Ale sami żołnierze nie mieli wpływu na decyzje polityków.
Otrzymali szansę walki z niemieckim wrogiem i z szansy tej skorzystali. Ich
krew ma taką samą wartość, jak krew bohaterów spod Tobruku, Monte Cassino
czy Arnhem.
Marder [ Konsul ]
A ja zawsze myślałem, że Świerczewski to był prawdziwy patriota i bohater, którego podstępnie zabiła banda UPA. A wygląda na to, że ta kulka mu się należała :)
Hayabusa [ Niecnie Pełzająca Świnia ]
Kula mu się należała, zdecydowanie.
I wstyd, że o Budziszynie się nie pamięta - przecież nie jest winą żołnierzy to, że znaleźli się w takiej armii ani to, że dowodzili nimi tacy ludzie.
el f [ RONIN-SARMATA ]
Marder
Heh, jak chodziłem do podstawówki to "O człowieku, który się kulom nie kłaniał " Janiny Broniewskiej było lekturą obowiązkową. Ale i tak było wiadomo co to był za typ...
Zbrodniami IPN się pewnie nie zajmie, Niemcy to przecież teraz przyjaciele i nie wypada im wypominać wydłubywanych oczu czy masakrowanych szpitali...
W początku lat 80-tych wyszła książka "Budziszyn 1945" z serii wielkich bitew. Mam ją w ksiegozbiorze ale nie pamiętam jak wtedy przedstawiano Świerczewskiego.
Scharfschutze [ Konsul ]
Dzieki Marder. Ja nawet o tej bitwie nie slyszalem.
haoz [ Konsul ]
Walter i inni "spadochroniarze" jesli nie zgineli, to byli ustawieni do konca zycia w PRLu - taki byl wowczas system antypolskiej sowieckiej promocji.
polecam Biuletyn IPN poruszajacy temat "polskosci" LWP:
Marder [ Konsul ]
elf ---> Tak wiem mnie w szkole też uczyli, że to spoko koleś był, a o Katyniu to nauczyciel bał się więcej jak dwa zdania powiedzieć. Tak to jest z tą historią.
Attyla [ Flagellum Dei ]
Tak. Ta menda zawsze była przedstawiana w oficjalnej propagandzie jako wielki patriota i wódz. Nawet jedną z największych ulic W-wy nazwano jego imieniem. Jednak nie wiem jak, ale zawsze wszyscy (prócz tych, co wiedzieć nie chcieli) wiedzieli co to za dziółko. O bitwie pod Budziszynem też chodziły legendy. Ale nawet w drugim obiegu trudno było znaleźć info na temat prawdziwych przyczyn klęski. Komuchy - jak zawsze - wykazały się klasą w stosowaniu cenzury.
haoz [ Konsul ]
w tym miejscu warto tez byloby wspomniec o bitwie pod Lenino w 1943 r. gdzie dowodztwo Ludowego Wojska Polskiego celowo spowodowało ogromne straty w ludziach...
Wolfman [ Pretorianin ]
Jak by kogoś zainteresował troche inny tekst niż Andrzeja Solaka z "Myśli Polskiej" zamieszczony przez Mardera to zachęcam do odwiedzenia strony: tym bardziej że autor Krzysztof Stecki podaje literature z której korzystał.
swietlo [ Canaille Carthagienne ]
Marder -> jeśli cie to jakoś pocieszy to dawno temu oglądałem program historyczny o okolicznościach śmierci Waltera. Prowadzący pokazywał mundur Świerczewskiego - prowadzący zwrócił uwagę na fakt, że jedna z dziór w mundurze jest podłużna i tylko w plecach. Wydaje sie prawdopodobne że ktos Walterowi wsadził kosę w plecki w czasie ataku - może pamiętał Budziszyn (choc bardziej prawdopodobne jest że Walter naraził się komus wysoko postawionemu - sprawę zręcznie zatuszowano)
swietlo [ Canaille Carthagienne ]
inny link:
Michael_wittmann [ Konsul ]
WOW !! A czy ten Świerczewski ni ebył przypadkiem na banknocie ??:)
( 50 zł jeśli dobrze pamiętam) :)
PiotrMx [ Generaďż˝ ]
wydaje sie, ze to bylo tak niedawno a tu prosze jak wielu o walterze niesłyszało :-(.
Coz postac jakich wiele w naszej powojennej historii. chociaz na swoj sposob dramatyczna (hiszpania, budziszyn i na koniec bieszczady).
Mi okurat kojarzy sie inny czerwony bandzior- Aleksander Zawadzki. Oficer polityczny w I armii lwp. Tez mial krew Polakow na swoich łapskach. Ale potem poszedlw polityke i zdaje sie ze odwalil kite we wlasnym lozku. poza tym patron mojej podstawowki. portret ktory wisial na korytarzu byl zawsze opluty. Nawet jak dyrekcja wystawiala przy nim warty.
JagerKielce [ Generaďż˝ ]
a najbardziej smutne poza śmiercią setek żołnierzy jest to , że tę bitwę można było zamienić na kolejny triumf oręża polskiego i wspaniałe zwycięstwo.Do Drezna wjechalibyśmy jak niemcy do Warszawy niegdyś.
Wolfman [ Pretorianin ]
JagerKielce ---> a kiedyż to Niemcy do Warszawy wjechali tak beztrosko przecież o kapitulacji naszej stolicy zadecydowała sytuacja ogólna a nie wspaniałe zwyciestwo Wermachtu
feretrius [ Centurion ]
Na szczescie Jager, to Ferdinand Schorner zapobiegl egzaltacji kolejnych pokolen obroncow Macierzy i Opoki i pokazal im miejsce w szyku.A moglo byc tak pieknie...Drezno , Saksonia , dawna krolewszczyzna moze ? Parady i defilady a i DDR milej by dla nas wygladalo ?...hehehe.