GRY-Online.pl --> Archiwum Forum

Opowieści

15.02.2006
17:51
[1]

Ralion [ Konsul ]

Opowieści

Wprost przepadam za ciekawymi gawędami/opowieściami. Oto kilka z nich:

1. Kiedyś mrówka i pasikonik byli wielkimi przyjaciółmi. Mrówka była przedsiębiorcza i pracowita. Postanowiła więc zbudować solidny dom zimowy. Pasikonik zaś wałkonił się tylko na kanapie, oglądając w telewizji program Zakupy Za Pomocą Telewizji.
Przyszła zima. Mrówka planująca i ulepszająca swój dom od miesięcy czuła się w nim znakomicie. Co do pasikonika, to wyglądało na to, że będzie musiał pożegnać się z tym światem. Przez przypadek jednak zobaczył dom mrówki. Wykonał więc typową operację reverse enginering i zbudował dla siebie jego odpowiednik (nawet trochę ulepszony) w pół godziny.
Mrówka uważała, że było to szalenie niesprawiedliwe, ale co mała mrówka może zrobić dużemu pasikonikowi? Może jedynie patrzeć i dąsać się. Zaś pasikonik w wygodnym domku ogląda Bolka i Lolka.
Morał: dobrze jest być pierwszym, ale lepiej jest być dużym.

2. Było sobie królestwo. I był w nim król. Król był dobry; nie pozwalał na samowolę urzędników, rozumnie układał prawa, słuchał się rozsądnych doradców - słowem dbał o państwo i poddanych. I miał król córkę - królewnę piękną jak marzenie. Była ona tak pełna uroku, że gdy przechodziła, wiatr szumiał pieśń na jej cześć, ptaki zaczynały piękniej śpiewać, a promienie Słońca stawały się mniej palące. A była też królewna bardzo dobra - zawsze znalazła grosz dla biedaka, okruszek dla gołąbka i współczucie dla cierpiącego.
Toteż wszyscy bardowie i minstrele wysławiali zalety królewny. Niektórzy twierdzili, że jest ona żywym aniołem zesłanym na ziemię, inni że nie urodziła się normalnie tylko wyszła z kwiatu róży podlewanej Wodą Życia, a znalazł się nawet taki bałwochwalca, który chciał jej składać ofiary na ołtarzu. Jednak większość narodu radowała się po prostu z tego że ma tak wspaniałego króla i cudowną królewnę.
A był też królestwie jeden kaprawy grabarz, który miał córkę brzydką jak noc, złą jak dolina węży, a do tego przeraźliwie głupią. Ten to grabarz z zazdrości powiedział kiedyś w karczmie, że słyszał, że księżniczka wcale nie jest taka piękna, że ma wrzód na plecach, potajemnie znęca się nad wróbelkami, a on sam widział jak ta niby najpiękniejsza dłubie w nosie, pluje na kwiaty i klnie gorzej niż szewc Jamrozy Grabarz. Oszczerca dostał za te słowa kuksańca od sąsiadki, rozwodnione piwo od karczmarza i nieprzychylne spojrzenia od rolników siedzących w gospodzie, ale słowa pozostały słowami.
Zdarzyło się jednak, że usłyszał to wędrowny bard z innego kraju, niezbyt w dodatku przychylnego tutejszemu dobremu królowi. Posłuchał, pomyślał i następnego dnia ułożył piosnkę, w której śpiewał, że królewna jest mało ładna, że nosi maskę, a król sztucznie utrzymuje bajki o jej urodzie żeby łatwiej było mu utrzymać posłuch w państwie. Chodził bard z tą piosnką po miastach i siołach, śpiewał ją wszystkim którzy byli w pobliżu. Mało tego, dołożył parę zwrotek, w których nazmyślał różnych gorszych okropności na królewnę i rozpowiadał o rzekomych jej kontaktach z czarownicami, które miały osłaniać prawdziwą szpetotę królewskiej córki magią i strasznymi specyfikami.
Jednak ani prosty lud, ani wykształceni wielmoża nie słuchali tych wymysłów złego barda. Często obity wylatywał z gospody, a jego imię stało się synonimem kłamliwej obmowy i bezinteresownej złości. Jeżeli nawet czasem jakaś gorsza kreatura ludzka przyznawała mu rację, to nikt na dłuższą metę nie traktował tych bajań serio.
Jednak był w tym państwie również bardzo gorliwy marszałek królewski. Kiedy usłyszał on o śpiewach złego barda uznał, że takie zachowanie jest niedopuszczalne. Następnego dnia polecił wydać dekret zabraniający jakichkolwiek publicznych wystąpień obrażających cześć księżniczki. Długa, szczegółowa lista informowała też jakich słów nie można było używać w odniesieniu do córki króla. Całość kończył przepis mówiący, że kto przekroczy niniejsze zakazy zostanie publicznie ubiczowany. Jednocześnie też marszałek kazał wsadzić złego barda do lochu, aby przez tydzień pobytu ze szczurami o chlebie i wodzie "nieco zmądrzał".
Dobra księżniczka, kiedy dowiedziała się o wszystkim osobiście poszła do lochu uwolnić barda, który oczarowany jej osobą przysiągł wszystko co złe na nią odwołać i śpiewać wyłącznie pieśni ku czci "najpiękniejszej księżniczki". Jednak wolność nie na wiele zdała się bardowi, bo marszałek nasłał na barda zbirów, którzy tak go pobili, że od tej pory mógł jeździć jedynie na wózku.
Wszystko to postanowił wykorzystać zły król sąsiedniego państwa. Wysłał do kraju księżniczki trzech innych bardów którzy potajemnie łamali zakazy marszałka i cichaczem śpiewali o głupocie króla i szpetocie jego córki. Kiedy aresztowano dwóch z nich i publicznie biczowano, część mieszczan zaczęła w przemyśliwać, czy, skoro król musi posuwać się do takich represji w obronie królewny, to czy aby coś z tego co śpiewano nie jest prawdą. Wkrótce też zaczęto w gospodach opowiadać o złych cechach księżniczki. Nawet bard na wózku nie mógł sprostować tych bajań, bo mówiono, że musi tak mówić, bo boi się królewskich zbirów.
Wkrótce też w państwie zaczęło źle się dziać. Coraz więcej ludzi szeptało potajemnie o tyranie i jego córce - diablicy. Represje nasilały się, wkrótce w więzieniach pełno było skazanych za "obrazę królewskiej córki". Nie pomagały pieniądze wydawane przez urzędników na poetów sławiących zalety królewny - prawie nikt ich nie słuchał, a prawomyślnych bardów wyśmiewano jako królewskich przydupasów. Zaś król z ościennego państwa tylko zacierał ręce...

3. Pewnego dnia, pewien stary profesor został zaangażowany, aby przeprowadzić kurs dla grupy dwunastu szefów wielkich koncernów amerykańskich, na temat skutecznego planowania czasu. Kurs ten był jednym z pięciu modułów przewidzianych na dzień szkolenia. Stary profesor miał więc do dyspozycji tylko jedną godzinę by wyłożyć swój przedmiot. Stojąc przed tą elitarną grupą (która była gotowa zanotować wszystko, czego ekspert będzie nauczał), stary profesor popatrzył powoli na każdego z osobna, następnie powiedział: "Przeprowadzimy doświadczenie".
Spod biurka, które go oddzielało od studentów, stary profesor wyjął wielki dzban (o pojemności 4 litrów), który postawił delikatnie przed sobą. Następnie wyjął około dwunastu kamieni, wielkości piłki do tenisa, i delikatnie włożył je kolejno do dzbana. Gdy dzban był wypełniony po brzegi i niemożliwym było dorzucenie jeszcze jednego kamienia, podniósł wzrok na swoich studentów i zapytał ich:
- "Czy dzban jest pełen?"
Wszyscy odpowiedzieli: - "Tak"
Poczekał kilka sekund i dodał: - "Na pewno?".
Następnie pochylił się znowu i wyjął spod biurka naczynie wypełnione żwirem.
Delikatnie wysypał żwir na kamienie po czym potrząsnął lekko dzbanem. Żwir zajął miejsce między kamieniami... aż do dna dzbana.
Stary profesor znów podniósł wzrok na audytorium i znów zapytał:
- "Czy dzban jest pełen?"
Tym razem świetni studenci zaczęli rozumieć.
Jeden z nich odpowiedział: - "Prawdopodobnie nie"
-"Dobrze"- odpowiedział stary profesor.
Pochylił się jeszcze raz i wyjął spod biurka naczynie z piaskiem. Z uwagą wsypał piasek do dzbana. Piasek zajął wolną przestrzeń miedzy kamieniami i żwirem.
Jeszcze raz zapytał: - "Czy dzban jest pełen?"
Tym razem, bez zająknienia, świetni studenci odpowiedzieli chórem:
- "Nie!"
- "Dobrze." odpowiedział stary profesor. I tak, jak się spodziewali, wziął butelkę wody, która stała na biurku i wypełnił dzban aż po brzegi.
Stary profesor podniósł wzrok na grupę studentów i zapytał ich:
- "Jaką wielką prawdę ukazuje nam to doświadczenie?"
Niegłupi, najbardziej odważny z uczniów, biorąc pod uwagę przedmiot kursu, odpowiedział:
- "To pokazuje, że nawet jeśli nasz kalendarz jest całkiem zapełniony, jeśli naprawdę chcemy, możemy dorzucić więcej spotkań, więcej rzeczy do zrobienia".
- "Nie"- odpowiedział stary profesor, "To nie o to chodziło".
- "Wielka prawda, którą przedstawia to doświadczenie jest następująca: jeśli nie włożymy kamieni, jako pierwszych do dzbana, później nie będzie to możliwe".
Zapanowało głębokie milczenie, każdy uświadomił sobie oczywistość tego stwierdzenia.
Stary profesor zapytał ich:
- "Co stanowi kamienie w waszym życiu? Wasze zdrowie, wasza rodzina, przyjaciele? A może zrealizowanie marzeń i robienie tego, co jest Waszą pasją, uczyć się, odpoczywać, dać sobie czas...? Albo może jeszcze coś innego? Należy zapamiętać, że najważniejsze jest włożyć swoje KAMIENIE jako pierwsze do życia, w przeciwnym wypadku ryzykujemy przegrać... własne życie. Jeśli damy pierwszeństwo drobiazgom (żwir, piasek), wypełnimy życie drobiazgami i nie będziemy mieć wystarczająco dużo cennego czasu, by poświecić go na ważne elementy życia. Zatem nie zapomnijcie zadać sobie pytania: Co stanowi kamienie w moim życiu? Następnie, włóżcie je na początku do waszego dzbana (życia)".
Przyjacielskim gestem dłoni stary profesor pozdrowił audytorium i powoli opuścił salę.

4. Był sobie kiedyś chłopiec o paskudnym charakterze. Jego ojciec dał mu torebkę gwoździ i powiedział, by je wbił w płot ich ogrodu za każdym razem, gdy straci cierpliwość lub będzie chciał kogoś obrazić.
Pierwszego dnia chłopiec wbił 37 gwoździ. W następnych tygodniach nauczył się kontrolować siebie i liczba gwoździ wbijanych w płot zmniejszała się z dnia na dzień; w końcu doszedł do wniosku, że łatwiej jest kontrolować siebie, niż wbijać gwoździe.
Wreszcie nadszedł dzień, kiedy chłopiec nie wbił już żadnego gwoździa. Poszedł zatem do ojca i powiedział mu, że tego dnia nie wbił żadnego gwoździa.
A ojciec mu powiedział, by teraz wyjął jednego gwoździa za każdym razem, gdy nie stracił cierpliwości. Mijały dni, aż w końcu chłopiec mógł przyjść do ojca i powiedzieć, że wyjął już wszystkie gwoździe. Poszli razem, by to zobaczyć i ojciec powiedział:
"Synu, zachowywałeś się dobrze, ale spójrz teraz na te dziury. Ten płot nigdy już nie będzie taki, jak na początku. Kiedy kogoś obrażasz i kiedy mówisz mu coś złośliwego, zostawiasz w nim rany takie, jak tutaj."

Jak ktos zna ciekawe opowieści, prosze o ich publikacje w tym temacie.

© 2000-2024 GRY-OnLine S.A.