GRY-Online.pl --> Archiwum Forum

Naukowcy: romantyczna miłość trwa rok ;)

18.12.2005
20:11
smile
[1]

Ellanel [ Konsul ]

Naukowcy: romantyczna miłość trwa rok ;)

aukowcy: Romantyczna miłość trwa rok

Romantyczna, namiętna miłość trwa rok i to niezależnie od tego jak głęboka jest na początku - ustalili włoscy naukowcy dzięki odkryciu molekularnemu laureatki nagrody Nobla Rity Levi Montalcini.

Naukowcy z Ośrodka Badań Molekularnych Wydziału Medycyny Uniwersytetu w Pavii skoncentrowali się na roli, jaką w miłości odgrywa czynnik wzrostowy nerwu znany jako NGF, odkryty przez 96- letną obecnie Montalcini.

Z przeprowadzonych przez nich badań wynika, że początkowa namiętność prowadzi nieuchronnie do bardziej stabilnego, lecz mniej intensywnego uczucia, a w transformacji tej istotną rolę odgrywa właśnie czynnik NGF. Podczas badań, jakim poddano molekuły krwi 58 par specjaliści stwierdzili znacznie wyższą obecność NGF u osób, których miłość znajduje się w fazie początkowej niż u tych, którzy są w dojrzałych, wieloletnich związkach.

Badając następnie te same pary po roku naukowcy stwierdzili w ich krwi znacznie obniżony poziom NFG; taki, jak u osób samotnych i małżonków z dłuższym stażem.
Źródło.
https://wiadomosci.o2.pl/?s=258&t=153864#more

Mnie to trzyma już ponad 2 lata ale współczuje tym co mają tylko tak rok ;)

18.12.2005
20:13
[2]

Kompo [ arbuz luzem ]

Yyy... ja mam rocznicę w sylwestra...

18.12.2005
20:15
smile
[3]

Xaar [ Uzależniony od Marysi ]

że niby miłość to odpowiednie stężenie jakiegoś tam NFG we krwi??

18.12.2005
20:18
smile
[4]

Lewy Krawiec(łoś) [ Leśny Dzban ]

ta długość się widać ciągle skraca. Niedługo stwierdzą, że to trwa tylko 2 pierwsze godziny, a później to tylko zwierzęce przyiązanie:P

18.12.2005
20:22
smile
[5]

Ellanel [ Konsul ]

Znalazłem jeszcze ciekawy tekst tym razem o "odkochiwaniu" się ;) Źródło: nienzane

By się zakochać, potrzebujemy 10 sekund. Za to odkochujemy się długo, w męczarniach. Niektórzy cierpią ponad pół roku... Żałoba jest nam potrzebna, ale w końcu trzeba powiedzieć stop! Jak to zrobić?


Miłość jak narkotyk! To nie metafora - mózg zakochanego funkcjonuje dosłownie jak po kokainie: stąd euforyczne upojenie, obsesyjne myśli, zmiany osobowości, zniekształcone widzenie rzeczywistości, wreszcie objawy uzależnienia. ON (lub ona) działa na nas jak... "działka". I jeśli kochamy z wzajemnością, jest to jedyny nałóg, z którego nie trzeba się leczyć. Chyba że ukochany odchodzi...

Witaj w piekle

"Kiedy ON znika, w mózgu zachodzi proces, który odbieramy jak prywatne trzęsienie ziemi. Z krwiobiegu znikają uszczęśliwiające endorfiny, robiąc miejsce kortyzolowi, hormonowi stresu" - mówi Krystyna Czerny, seksuolog. Mamy objawy narkotycznego głodu: przygnębienie, poczucie bezsensu, napady płaczu, bezsenność, drażliwość, utrata apetytu (lub przeciwnie - objadanie się), poczucie osamotnienia. W dodatku kortyzol blokuje rozmnażanie przeciwciał - dla wirusów zapala się wtedy zielone światło. 70 proc. opuszczonych osób zaczyna nagle chorować, zapadają na infekcje, zaburzenia jelitowe, dokucza im kołatanie serca.

Żałobnicy i mściciele

"Rozpacz jest naturalna" - mówi antropolog Helen Fisher. Cierpimy, gdy nasza miłość zostanie odtrącona. Zerwanie jest jak śmierć (miłości, związku), po nim czas na żałobę. Potrzebujemy czasu na przeżycie rozpaczy do końca. By poddać się emocjom, przyjrzeć się im: przygnębieniu, smutkowi, wściekłości, poczuciu bezwartościowości. Większość kobiet (ale i co trzeci mężczyzna) chce się wygadać, wyżalić. Podobno powinniśmy robić to aż do momentu, gdy stracimy ochotę... To może, niestety, potrwać. Nawet ponad pół roku: najpierw przypisujemy winę sobie (co ja takiego zrobiłam? gdybym tylko...), żalimy się (jak on mógł?), potem ogarnia nas złość (co za podły, nieodpowiedzialny kłamca), wreszcie powinna przyjść rezygnacja i pogodzenie się z losem. Ale czasem nie przychodzi. Im lepszych mamy przyjaciół, im chętniej nas słuchają, współczują, pomagają, tym dłużej tkwimy w żałobnej depresji, rozpamiętując przeszłość (a czasem próbując odzyskać ukochanego, uwieść go na nowo lub, co gorsza, zemścić się za odmianę uczuć).

Tymczasem życie płynie, a nasza samoocena spada (skoro on mnie nie chciał, kto zechce?), nasila się lęk (już zawsze będę sama, jak będę żyć?) i poczucie urazy (dlaczego to się zdarzyło właśnie mnie?). Gdy znajomi nie chcą już słuchać i mówią: "Daj spokój, to już rok, weź się w garść", niektórzy porzuceni sięgają po pióro i wylewają żale na papier... Zyskują pewną ulgę. Ale też rozdrapują ranę, odświeżają uraz.

Zapomnieć o katastrofie

Jeśli zagłuszymy ból innymi przeżyciami, nową znajomością czy po prostu rzucimy się w wir pracy, stłumione cierpienie odezwie się z czasem w formie depresji, bezsenności, koszmarów i innych zaburzeń emocjonalnych - twierdzą naukowcy. Krystyna Czerny uważa, że nie zawsze. Z traumą lepiej radzą sobie ludzie, którzy wkrótce po niej wrócili do normalnego życia. Ofiary katastrofy promu "Estonia" (większość straciła najbliższych), które po rozmowie z psychologiem wróciły do pracy i codziennych obowiązków, poradziły sobie z bólem o wiele lepiej niż ci, którzy przeszli długotrwałą psychoterapię.

Podobnie może być z porzuconymi. Psycholog George Bonanno z Columbia University twierdzi, że rany po rozstaniu szybciej leczyli ci, którzy o nich... nie myślą. Niektórzy po prostu rozpaczają krócej, bo koncentrują się na innych sprawach i na rozpamiętywanie nie mają czasu.

Połówki jabłka

Nie wszyscy cierpimy tak samo. Ci, którzy dorastali w bezpiecznej atmosferze i mają wysokie poczucie własnej wartości, szybciej dochodzą do siebie po miłosnych porażkach. Odrzucani w dzieciństwie radzą sobie gorzej: zerwanie ożywia stare rany. Ogarnia ich apatia, życie traci sens. Przeżywają prawdziwy kryzys.

Wiele zależy od tego, jak wielkie znaczenie przypisałyśmy ukochanemu: jeśli dzięki niemu czułyśmy się więcej warte, po jego odejściu czujemy się bezwartościowi. Jeśli przesłaniał nam świat, rozstanie pogrąża nas w pustce. Często wierzymy, że jesteśmy jak dwie połówki jabłka, które się wzajemnie uzupełniają. Jak się potem odnaleźć w życiu, kiedy się jest kawałkiem człowieka? Czekać na następną połówkę? A w międzyczasie - żyć połowicznie?

Czy w to wierzymy, czy nie, nie jesteśmy połówkami, lecz całymi, pełnowartościowymi osobami. Możemy kochać, możemy nie kochać. Możemy żyć z kimś lub same. Możemy uwielbiać to pierwsze, czuć, że odejście ukochanego zubaża nasze życie. Owszem - życie, ale nie nas.

Lekarstwo na miłość

Nie ma sensu udawanie, że nic się nie stało. Stało się i boli. Krystyna Czerny radzi, żeby poczuć ten ból, przejść przez swoją "otchłań rozpaczy" i już do niej nie zawracać. Teraz potrzeba nam determinacji i czasu - uważa Helen Fisher. Ta amerykańska antropolog jest autorką książki "Dlaczego kochamy?" (Rebis 2004 - przeczytaj koniecznie!). Uważa, że porzuceni są chorzy z miłości i że na tę chorobę jest lekarstwo.

"Na początek musisz usunąć wszelkie ślady substancji uzależniającej, czyli ukochanej osoby - radzi Fisher. - Wyrzuć kartki, listy, pod żadnym pozorem nie dzwoń ani nie pisz. Jeśli zobaczysz byłego (czy byłą) na ulicy, natychmiast odejdź. Nawet najkrótszy kontakt może wzbudzić miłosny żar".

.Jeśli nie możesz przestać o nim myśleć, myśl o jego wadach. Fisher radzi, by zrobić ich listę i nosić w portfelu lub kieszeni.

Fantazjuj o innym - wyobraź sobie mężczyznę, który cię uwielbia (a ty jego), myśl o nim zamiast o tamtym. W ten sposób odwracasz się ku przyszłości i budzisz w sobie apetyt na nową miłość.

Pracuj. "Zmuś się - mówi Fisher. - Jak mówi Biblia, weź swoje łoże i idź". Do przyjaciół, sąsiadów, kina, na lekcje włoskiego lub śpiewu. Zaopiekuj się kotem - przybłędą, hoduj papugę. Jedź na wakacje i wygrzewaj się na słońcu. Służy ci wszystko, co ci się nie "kojarzy", dobrze ci wychodzi i skupia twoją uwagę.

Ćwicz. Każdy wysiłek fizyczny podnosi poziom dopaminy i serotoniny (po zerwaniu spadły na łeb na szyję) i poprawia ci nastrój. Uprawiaj jogę, wyjdź na rolki lub rower, pływaj, biegaj, wspinaj się. "Niektórzy psychiatrzy uważają, że aerobik może leczyć depresję" - dodaje Fisher.

Uśmiechaj się (nawet gdy w duchu płaczesz). Nerwy mięśni, które pracują przy uśmiechu, uaktywniają uczucie przyjemności...

Przenigdy! Nie siedź przy telefonie, nie gap się w okno, unikaj słodyczy i leków antydepresyjnych. Nie chodź do miejsc, w których możesz go spotkać, nie słuchaj "waszej" piosenki, nie jadaj w "waszej" knajpce. Nie mów: "Jaka jestem nieszczęśliwa". Poszukaj pogodniejszej maksymy, np. "Jak dobrze jest żyć". Mimo wszystko.

18.12.2005
20:24
[6]

Forest_Gump [ Pretorianin ]

A jeszcze niedawno słyszałem, że 2 lata!

18.12.2005
20:26
smile
[7]

Arcy Hp [ Legend ]

Kompo to żeby się wam coś nie odwidziało w tego sylwka :D

© 2000-2024 GRY-OnLine S.A.