GRY-Online.pl --> Archiwum Forum

Close Combat i okolice...# 84

23.12.2004
17:07
smile
[1]

Ghost2 [ Panzerjäger ]

Close Combat i okolice...# 84

Witam wszystkich na stronie fanów i maniaków serii gier taktycznych czasu rzeczywistego z pod znaku CLOSE COMBAT. Poznasz tutaj grupę ludzi o umysłach zmąconych wojną, weteranów z najróżniejszych frontów największej z wojen. W niezliczonych opowiadaniach i raportach z pierwszej linii, tak rzeczywistych iż poczujesz zapach spalonego prochu, odnajdziesz w sobie duszę żołnierza i kto wie...może ruszysz z kompanią wiernych przyjaciół na wspólny bój. Może myślisz sobie teraz "co wy wiecie o Bastogne, Normandii czy Stalingradzie?", a ja ci powiem że my tam kiedyś byliśmy...

Zabawny zbieg okoliczności - koniec poprzedniej części wątku i prawie początek świąt Bożego Narodzenia. Na tę okoliczność trzeba będzie chyba ogłosić jakieś zawieszenie broni, żeby można było w spokoju poświętować... :-)

Życzę Wszystkim uczestnikom walk (obojętnie po której stronie) Wszystkiego Najlepszego (!) z okazji świąt Bożego Narodzenia, życzę też wszystkim wojennego szczęścia w walkach, które zapewne nastąpią.

Tym razem będzie bez żadnych wojowniczych zapowiedzi jak na starcie poprzedniej częsci... - po prostu świętujcie i wkrótce spotkamy się znowu.

23.12.2004
17:38
[2]

olivier [ unterfeldwebel ]

U mnie zaś trwa dzień 19 września.
Dzięki sukcesom w dniu poprzednim, spory dopływ zaopatrzenia do Arnhem pozwolił mocno wzmocnić obronę tak że i sam Most i Oosterbeek mimu szturmów Korpusu SS broni się pewnie, jednocześnie owocnie postepuje odtworzenie połączenia między tymi dwoma sektorami.
Dramatycznie natomiast rozwija się sytuacja pod Nijmegen. Wzgórza Groesbeek bronią się już tylko ostatkiem sił, dostawy zaopatrzenia są zagrożone. Pomimo kolejnych prób nadal nie udało się opanować południowego podejścia do mostu w mieście, gęsty ogień karabinów maszynowych i dział 88 mm zbiera krwawe żniwo.
Chłopaki ze sto pierwszej musieli oddalić marzenia o przepustkach. Trwa odpieranie silnych niemieckich kontrataków pancernych pod Vegel i Son, XXX Korpus posuwa się wolno do przodu...

23.12.2004
19:11
smile
[3]

Ghost2 [ Panzerjäger ]

Olivier! Co Ty za "propagandę" klęski uprawiasz pod Nijmegen...? U mnie PAK 8,8cm zainstniał dopiero podczas walk na "Wyspie", ale długo nie podziałał, bo rychło został "skasowany"...
A mapki z tym placykiem w Nijmegen nie znoszę, bo nie ma go jak obejść. W tym trzypiętrowym domu na dole mapki zwykle siedzą jacyś Niemcy i zanim cokolwiek się wydarzy obie strony strzelają do siebie długo i wytrwale. Swoją drogą, jeszcze się nie zdarzyło, żeby Niemcy mi ustawili jakąś armatę w takim miejscu jak u Ciebie. Czyżby AI zwariowało na święta...? :-P

23.12.2004
20:34
smile
[4]

olivier [ unterfeldwebel ]

Ha! To to jeszcze nic. Ono stało tam i pierwszej potyczce, w drugiej stało ciut na północy, a w trzeciej potyczce (screen) stało znowu tam gdzie za pierwszym razem. A zniszczenie 88 w tej grze to istna mordega, kombinowana akcja piechoty wraz z przedarciem się w końcu bazooki na odległość strzału dało efekt, do tego czasu jednak większość sił padła i nie dało się kontynuować natarcia. Ta mapa to faktycznie koszmarek i wyzwanie, należy się cieszyć że nie ma wozów pancernych....

23.12.2004
22:20
smile
[5]

Dogon [ Generaďż˝ ]

Mam pytanko Panowie ... zdaje mi się że ta gra nie chce działać pod XP i czy jest jakiś patch aby to porawił ? Chodzi mi własnie o CC II lub CC IV -brakuje mu chyba jakiś sterowników czy coś indeo (przy CC IV wyskakuje takie coś ) ...Co trzeba zainstalować dodatkowo aby działało wszystko jak należy ? Chciałem sobie odpalić jakoś nie dawno ale niestety kiszka ;(

24.12.2004
17:33
smile
[6]

Lim [ Senator ]

Wszystkiego najlepszego z okazji Świat Bożego Narodzenia panowie !

Wielu total victory życzę !

27.12.2004
16:57
[7]

olivier [ unterfeldwebel ]

Wieczór 19 września. XXX korpus dociera do mostu w Nijmegen, wcześniej ratując resztki umęczonych obrońców z 82. na wzgórzach Groesbeek. Cholerka coś łatwy ten poziom veteran., przynajmniej w porównaniu z Hero.

27.12.2004
17:01
smile
[8]

olivier [ unterfeldwebel ]

Chociaż z drugiej strony wszystko postepy Anglików są zgodne z historią. Co innego pod Arnhem, to nie Anglicy dostają po tyłku ale Niemcy i to mocno.

27.12.2004
17:05
[9]

olivier [ unterfeldwebel ]

Zmagania ze sprzętem pancernym..cóż to tylko CCII, czołgi niemieckie przestały na mnie robić jakiekolwiek wrażenie. Ręczna broń przeciwpancerna ma zdumiewającą skuteczność, a 90% celność wprost poraża. Lekki Scout Car przebił z łatwością tylny pancerz Pantery pierwszym strzałem.

27.12.2004
17:07
smile
[10]

olivier [ unterfeldwebel ]

20. września. Do Arnhem coraz bliżej...

27.12.2004
20:43
[11]

von Izabelin [ Luftgangsta ]

A odkurzyłem dzisiaj CC: ABTF i ruszam na podbój mostów;))

28.12.2004
14:56
[12]

U-boot [ Karl Dönitz ]

I ja wrócilem do serii CC

aktualnie wlcze gdzieś w Kharkov :-))

tylu ruskich trzeba zabić aby zadowolić Adiego :-)))
a i oni potrafią nieźle namieszać !!

Pozdrowionka

28.12.2004
15:38
smile
[13]

olivier [ unterfeldwebel ]

gut gut manner! A ta mapka Ubi to prawdziwy hardcore:)

29.12.2004
19:37
[14]

zurek16 [ Pretorianin ]

Witam!
Dawno mnie tu nie bylo ale postaram sie nadrobic zaleglosci.
Heh, zostalem wlasnie beta testerem Kharkov 3.0 do CC3 i z tego co widac po screenach to mod zapodwiada sie pysznie;) Wersja ma byc do testowania po nowym roku wiec jak cos mozecie sie zapisywac do ironcrossa na forum cso.
A ogolnie po nowym roku ma wyjsc tez GJS 4.4 z 44 nowymi mapami i nowa mapa strategiczna. Po za tym z tego co widzialem to prace nad Berlin 1945 tez sa daleko. Wyszedl tez mod 1945 ale nic mi na jego temat nie wiadomo ( zaciekawionych odsylam na cso) no i cos robia pod tytulem 1945 budapeszt.
A i cos w listopadzie ruszylo sie z Stalingradem to znaczy napisali ze dalej robia i maja dokonczyc ale na tym sie tylko skonczylo ;/

31.12.2004
17:22
smile
[15]

janko [ Konsul ]

Ha, a jak mnie tu długo nie było.... w cc bryndza, czyli słony ser z gór, dlatego okres względnego spokoju przed szaleństwem 2005 roku (myślę o pracy a nie o karnawale) poświęcam na przemian na wychowywanie lalek z córką i czytanie książek - a zaległosci jest trochę. Kiedyś już pisałem o tym, zwracając się do Oliviera - myślę o naszej zażartej dyskusji o tym, kto był w latach 30 i 40-tych agresorem a kto nie, choc pozornie sprawa wyglądała jednoznacznie. Wtedy tylko wnioskowałem pośrednio, że nie tylko Niemcy są be a Rosjanie cacy (oczywiście w kwestii polityczno-militarnej, bo moralnie i społecznie to oba narody są spaprane krwią milionów - o czym nie zapominam). Dziś jestem po lekturze trylogii Suworowa (Lodołamacz, Dzień M i Ostatnia Republika) i dopiero mam wątpliwości, i dopiero chciałbym o tym z kimś podyskutować. Bo, paradoksalnie, wcale nie jestem jednoznacznie pewien, że to Rosjanie byli motorem zła wszelkiego, jak to sugeruje (i udowadnia) Suworow, z drugiej strony mam potwierdzenie własnych wcześniejszych przemyśleń. Ciekaw jestem Waszych opinii, szczególnie jeśli czytaliście Suworowa. A tak przy okazji - było w tym roku jakieś spotkanie pod egidą cc? Tym razem na pewno bym się wybrał....
J.

31.12.2004
18:11
smile
[16]

Lim [ Senator ]


Składam i TU życzenia spełnienia wszystkich marzeń w nadchodzącym Nowym Roku !

Może w nowy rok wejdziemy z jakąś ,,maleńką'' kampanią panowie ;)
Ma ktoś jeszcze tak mocne nerwy by się na zdecydować ?

04.01.2005
11:20
smile
[17]

Mackay [ Red Devil ]

czolem panowie!
w niedziele wrocilem ze swiateczno-noworocznego wypadu, wczoraj wypoczalem a dzis sie biore do roboty - zamieszczam fotosy ;)

Caly wyjazd z bazy wypadowej w niemczech zachodnich - Krefeld - byl skoncentrowany glownie na jakims francuskim zadupiu zwanym Paryz. Nie wiem co tez tak ciekawego spodziewalo sie zobaczyc moje naczelne dowodztwo, bo przeciez wiadomo nie od dzis ze nie ma tam ani jednego betonowego umocnienia ;)

Po dwoch dniach spedzonych w stolicy Francji, towarzystwo slamazarnie zbieralo sie na droge powrotna (przez Belgie) ale w koncu ok 10 udalo sie wyjechac...

na fotce jedyny przystanek na drodze Paryż - Reims - Bastogne. Droga bardzo ladna, praktycznie caly czas autostrady (u zabojadow platne, u Belgow nie dosc ze za darmo to jeszcze oswietlone ;D) W paryzu nie bylo platka sniegu, temp prawie 10 stopni, mialem powazne obawy czy zobacze snieg w Bastogne, a tu sie po troszku zaczyna pokazywac :>

04.01.2005
11:22
smile
[18]

Mackay [ Red Devil ]

[obrazek za duzy]

dodam moze jeszcze ze podroz z Paryza do Bastonii zajmuje ok 3,5 godziny, a przejazd francuskimi autostradami na tym odcinku kosztuje ~11 euro

04.01.2005
11:28
smile
[19]

Mackay [ Red Devil ]

wjezdzamy do Bastonii ok 14, miasteczko jest dosc spokojne, choc parenascie dni wczesniej przetoczyly sie przez nie 'armie' niemieckie i amerykanskie odtwarzajace bitwe (z okazji 60-lecia)

na zalaczonym obrazku widac rynek. W srodku jest stosunkowo duzy, zapchany parking a na okolo klimatyczne knajpy i sklepiki z gadzetami.
na rogu stoi Sherman, taka "mala" wizytowka miasta - duzo ludzi sie przy nim fotografuje...

04.01.2005
11:29
smile
[20]

Mackay [ Red Devil ]

...i ja tez :>

trzeba dodac ze sherman jest naprawde dobrze zachowany, pare lat temu odmalowano go w oryginalnych kolorach...

04.01.2005
11:35
smile
[21]

Mackay [ Red Devil ]

widok na centrum informacyjne (po lewej)

pokazna dwupietrowa rotunda na parterze miesci dwie belgijki sluzace wszelka pomoca zwiazana ze zwiedzaniem miasta, mozna kupic troche kubkow, ksiazeczek, ukladanek, koszulek i innych dupereli. Furore robia klikacze z D-Day i znaczki pocztowe wydane z okazji rocznicy...
na pietrze jest na chwile obecna wystawa niepublikowanych wczesniej zdjec z okresu walk. Nie powalily mnie jakos specjalnie ;)

04.01.2005
11:38
smile
[22]

Mackay [ Red Devil ]

zanim zdazylem pstryknac powyzsze zdjecia moja znudzona jednym czolgiem rodzina udala sie do jakiejs belgijskiej knajpy, a ja sie udalem w bastonskie plenery ;P
po drodze spotkalem pomnik Pattona, ale moze o tym za chwile...

tak wyglada Bastonia z CC z naniesionymi na mape obecnymi punktami -->>

04.01.2005
11:41
smile
[23]

Mackay [ Red Devil ]

ruszylem z rynku w kierunku poludniowym i po chwili znalazlem pomnik Pattona

byly jeszcze kwiaty z ostatniej uroczystosci, troche przegnite, dlatego skoncentrowalem sie na samej plaskorzezbie ;)

04.01.2005
11:45
smile
[24]

Mackay [ Red Devil ]

przeszedlem przez most na rzeka, ktora jest smiesznie mala (brawa dla tworcow CC ze wogole ja umiescili ;) i skrecilem bardziej na wschod na Route de Wiltz i szedlem caly czas przed siebie az ludzie zaczeli sie dziwnie patrzec "co ten idiota robi z ta kamera i aparatem na naszym zadupiastym podworzu..."

04.01.2005
11:48
smile
[25]

Mackay [ Red Devil ]

ale warto bylo, widoki byly cool :>
fotos w kierunku centrum Bastogne

04.01.2005
11:57
smile
[26]

Mackay [ Red Devil ]

po drodze znalazlem jeszcze wieze Shermana 76

P.S.to juz sa rejony poza mapka ktora zamiescilem i szczerze mowiac nie wiem co to za budynek w tle tej przecudnej wiezy :]

04.01.2005
12:00
smile
[27]

Mackay [ Red Devil ]

[obrazek za duzy]

w calym miasteczku jest kilka takich pamiatek po shermanach, sa nie oznakowane na mapce jaka daja w centrum informacyjnym wiec znalezienie ich wszystkich jest dosc czasochlonna przygoda (ja widzialem dwie ;)

04.01.2005
12:05
smile
[28]

Mackay [ Red Devil ]

wjazd do miasta od strony poludniowo-wschodniej
widocznosc jest niesamowita, praktycznie widac co sie dzieje po drugiej stronie miasteczka :>

04.01.2005
12:06
smile
[29]

T_bone [ Generalleutnant ]

Mackay--> cóż moge powiedzeć... WOW :DDD

04.01.2005
12:07
smile
[30]

Mackay [ Red Devil ]

i ta cudowna tablica, niestety juz nie taka sama jak w 44 :/

04.01.2005
12:11
smile
[31]

Mackay [ Red Devil ]

Bone --->> czekaj az przyjda zdjecia z muzeum :)

a to glowna ulica Bastonii, troche sie zmienila przez te 60 lat ;)

po tym zdjeciu wsialem w auto i pojechalismy do muzeum oddalonego o jakies 2 kilometry od centrum, byla juz prawie 17...

04.01.2005
12:18
smile
[32]

Mackay [ Red Devil ]

tjaaa Shermana juz raz widzialem ale ten pierwszy napotkany w zyciu Achilles calkowicie mnie rozlozyl :> niestety gora byla zaspawana :////

04.01.2005
12:20
smile
[33]

Mackay [ Red Devil ]

widok na druga strone, w tle muzuem, niestety otwarte tylko do 16:30...

trzeba bylo zastosowac manewr okrazajacy i uderzyc od tylu zeby sie dostac do srodka....

04.01.2005
12:24
smile
[34]

Mackay [ Red Devil ]

...na szczescie sie udalo :]

te zdjecia nie wymagaja komentarza ;)

04.01.2005
12:26
smile
[35]

Mackay [ Red Devil ]

pare krokow dalej...

04.01.2005
12:29
smile
[36]

Mackay [ Red Devil ]

trzeba przyznac ze te niektore ekspozycje im naprawde niezle wyszly

do tamtej pory bylem raczej zwolennikiem wystawienia samego pojazdu bez zadnych scenerii, jest to niebo a ziemia porownujac te wystawe z ta o Market-Garden w podziemiach hotelu Hartenstein

04.01.2005
12:31
smile
[37]

Lim [ Senator ]

Pieknie, pięknie Mac - z obserwacji rodziców płacących za to i owo ...jak droga (+/-) jest taka wycieczka ?? Juzio jest bardzo ciekaw jak sadzę .

a co to za eksponat który stoi za Achillesem :)
i zainstaluj sobie jakiegoś painta do zmniejszania obrazków ;D

04.01.2005
12:31
smile
[38]

Mackay [ Red Devil ]

Hetzerek w letnim malowaniu - prawdziwy rarytas pod Bastogne ;D

04.01.2005
12:33
smile
[39]

Lim [ Senator ]

... nic dziwnego że Niemcy przegrali tą kampanię i całą wojnę :)

04.01.2005
12:38
smile
[40]

Mackay [ Red Devil ]

Lim ---->> kup se wiekszy monitor :P

wejscie do muzeum kosztuje chyba 10 euro, widzialem dwa duze spozywcze markety w Bastogne takze zarcie to nie problem, benzyna stoi 1,07 euro na dzien dzisiejszy

w samej Bastognii nie placi sie za nic oprocz tego muzeum, no i kase na pamiatki tez trzeba zliczyc

eksponat za Achillesem zaraz pokaze :] cierpliwosci ;P

04.01.2005
12:40
smile
[41]

Mackay [ Red Devil ]

sztandar 101 DPD

04.01.2005
12:42
smile
[42]

Mackay [ Red Devil ]

Nadciaga Patton ;P

04.01.2005
12:47
smile
[43]

Mackay [ Red Devil ]

Obiecany Sherman 105
specjalnie dla Lima strzela z dziala <hahaha>

04.01.2005
12:48
smile
[44]

Mackay [ Red Devil ]

a teraz cos dla sympatykow MG34...

04.01.2005
12:49
smile
[45]

Mackay [ Red Devil ]

...FG42...

04.01.2005
12:50
smile
[46]

Mackay [ Red Devil ]

...Gewehr 43...

04.01.2005
12:51
smile
[47]

Mackay [ Red Devil ]

...Stg...

04.01.2005
12:52
smile
[48]

Mackay [ Red Devil ]

i M1... ;D

04.01.2005
12:53
smile
[49]

Mackay [ Red Devil ]

wypasiony pomnik amerykanow zaraz przy muzeum w pelnej okazalosci...

04.01.2005
12:54
smile
[50]

Mackay [ Red Devil ]

tablica pamiatka na jednym z filarow...

04.01.2005
12:54
smile
[51]

Lim [ Senator ]

Większy monitor ??
nie da rady Mac - kupiłem wczoraj 2 opony do samochodu, monitor w następnej dziesięciolatce
a poza tym u mnie się wszystko mieści jak trzeba kiedy publikuję fotki ;)
Co do tych pokazów muzealnych - skąd oni nabyli wiedzę bezcenną ze Niemcom brakowało
1. Paliwa (to jakby sprawa znana)
2. Ciepłego umundurowania (zima tego roku była nieco inna od tej 2004/2005)
3. Farby a choćby kredy do opaćkania tanków (niczego się niemiaszki przez lata na wschodnim froncie nie nauczyły)

Wniosek - kustosza zwolnić, niektóre bohomazy na ścianie przemalować
jesteś **** bo nie zabrałeś nas ze sobą na wycieczkę a i dane wywiadu na temat cen frytek i biletów nie można zaliczyć do najważniejszych :D
Zapytaj kiedyś rodziców ile kosztuje taka wycieczka ... choć rząd wielkości podaj Macuś :)
Poważnie(j) ...piękne wyprawa, świetne fotki. Wracam do przerwanej roboty...eeh rozmarzyłem się

04.01.2005
13:00
smile
[52]

Mackay [ Red Devil ]

i rzut okiem na miasto z tarasu widokowego pomnika

(dlugi czas naswietlania, dlatego jest tak jasno - byla juz zdrowo po 18)

rodzinka mi wymiekla po nieco ponad 4 godzinach i mimo ze bylo jeszcze wiele do zobaczenia, juz nie tyle w Bastonii co w okolicznych wioskach ze musialem sobie dac siana i zostawic reszte na nastepna wizyte w Ardenach. Jak wisienka na naruszonym torcie zostal Tygrys Krolewski w La Gleize...

Tamtejsze rejony sa przepiekne, kazdy znajdzie cos dla siebie

04.01.2005
13:11
smile
[53]

Mackay [ Red Devil ]

Limek wyparawa:
wyjazd z Krefeld do Paryza, przyjazd na miejsce w godzinach popoludniowych, zakwaterowanie w hotelu Etap w 18 dzielnicy Paryza (Saint Denis) dwa pokoje (max 6 osob; placisz od pokoju 3 osobowego 40 euro za dzien), rejs barka po Sekwanie
dzien drugi - kosciol sacre cos tam, mont mart, stadte de france :P, wieza eifela (bez wjezdzania), notre damme i jakies tam inne paryskie pierdolki, w kazdym razie nieplatne
wyzywienie: w hotelu sniadania (jesz ile wlezie), obiady i kolacje na wlasna reke (cielismy koszty)
powrot do Krefeld przez Bastogne (ta sama droga co bezposrednio Krefeld-Paryz)

na glowe: 78 euro (z wszystkim), jechalo 5 osob

fotka: jedna ze stacji paryskiego metra, francuzy to jednak potrafia przyjezdnym niemcom dopierdolic :D

04.01.2005
13:42
smile
[54]

Slawekk [ Senator ]

Witam
Piekny zdjęcia, ciekawe miejsca, super expozycje :) Te karabinki to prawdziwe były czy z dykty ?? Bo cos za bardzo sie świecą jak na oryginaly, ale to moze wplyw lampy.

BTW co ja tu robie, w tym wątku ???

Nie wiedziałem ze jeszcze gracie w CC... :))) Wiem wiem super gierka bijaca na głowe coda i okolice wehehehehe. A ja juz zapomnialem o robaczkach i 3 czołgach :). Chyba sobie dzis cos odpale, jak dalej serwerka nie będzie.
BTW2 ---> ubot, czy to jest zwykłe CC3 czy z jakims modem ??

04.01.2005
14:59
smile
[55]

olivier [ unterfeldwebel ]

O ŻESZ KURFAAA....no to teraz nie ma co już tam jeździć, Mackay wszystko pokazał. Arnhem też już stracone. Apeluje do towarzysza zeby powstrzymał się od wojaży i zostawił coś do obejrzenia whehehehe

04.01.2005
15:06
smile
[56]

Wallace [ Generaďż˝ ]

Mack piękna sprawa, szkoda tylko, że te gewehry za szybką i w łapki nie można wziąść, żeby przestrzelać trochę.

04.01.2005
15:21
[57]

U-boot [ Karl Dönitz ]

Mac --> piękna sprawa, pogratulować tylko !!

Sławku --> jest to CC3 z modem Kharkov.

Pozdrowionka

04.01.2005
15:31
[58]

Kłosiu [ Senator ]


Mackay --> rewelacyjne zdjecia, zazdroszcze wycieczki :)

04.01.2005
15:41
smile
[59]

olivier [ unterfeldwebel ]

Godna uwagi jest niemal że kompletna kolekcja niemieckiej broni ręcznej, chyba wszystkie pisolety maszynowe (MP) jakie używali Niemcy, poza wymienionymi prze Mackaya na uwagę zasługuję ekonomiczna wersja STG czyli arcyciekawy Volksturm Gewehre (tuż nad moździerzem).

04.01.2005
15:47
smile
[60]

koksbox [ Pretorianin ]

Olivier, glowa do gory, jeszcze Tygrys Krolewski w La Gleize nie zostal ogladniety przez Mackaya wiec jest po co jechac! :P

04.01.2005
15:51
smile
[61]

koksbox [ Pretorianin ]

Zapewne tak wyglada --->
Samotny w zimnym swiecie wroga, czekajacy na nowa, jedyna sluszna zaloge FrL & KG/W!
Jak tylko wpadnie w nasze rece to TYLKO nim wrocimy do domu :D
wehehehe

04.01.2005
16:02
[62]

olivier [ unterfeldwebel ]

Ooo Kox faktycznie, jest dla nas nadzieja:)

04.01.2005
18:19
smile
[63]

Mackay [ Red Devil ]

slusznie ze spostrzegl oli :)

ja sie musze otwarcie przyznac ze ten caly sprzet ogladalem dopiero w domu :] jak to czesto ze mna bywa w takich miejscach - calkowicie sie w urodzaju sprzetu koncentruje na pstrykaniu fotek :)))

Ubi --->> a zwrociles uwage na bandere Kriegsmarine? co wy zescie robili w tych rejonach hy? :D

04.01.2005
19:43
[64]

U-boot [ Karl Dönitz ]

Mackay --> Kriegsmarine walczyło na wszystkich frontach do ostatniego naboju !!
Docenił to nawet Nasz wódz i swym następcą mianował Lwa !!

Pozdrowionka

05.01.2005
16:43
[65]

Ghost2 [ Panzerjäger ]

Jestem świeżo po lekturze Kena Forda pt. "Dieppe 1942: prelude to D-Day". Że też nikt jeszcze nie pomyślał o zrobieniu do CC5 moda związanego z akcją pod Dieppe...? Mogło by to być ciekawe zagadnienie. Gdyby operacja "Jubilee" udała się Aliantom, byłaby to coś podobnego do wygrania przez Niemców bitwy pod Kurskiem w CC3... :-)

06.01.2005
15:39
[66]

U-boot [ Karl Dönitz ]

Witam

Mały problem pojawił się podczas mej potyczki w Rosji
screen -->
brakuje mi mapki, jak sądze :-)

Ma ktoś ją w swoich zbiorach, wraz z pozostałymi odpowiadającymi jej plikami i mogłby przesłać komplet na skrzynkę ?

Zapewne mogłbym ją ściągnąć z jakiejś stronki ale moj net chodzi ostatnimi czasy jak krew z nosa i nawet wejście tutaj było szeregiem nieudanych prób

Z góry dziekuje

Pozdrowinka

06.01.2005
19:05
[67]

Ghost2 [ Panzerjäger ]

U-boot! Jeśli "wytrzymasz" do jutra, to będę wiedział, czy mam tę mapkę i będę mógł Ci ją podesłać (w tym celu potrzebowałbym Twojego emaila, który mógłbyś mi podsłać na GG). W sieci jestem wyłącznie wtedy, kiedy jestem w pracy, dlatego ewentualnie mógłbym podesłać Ci tę mapę jutro po 8.30.

06.01.2005
22:33
[68]

U-boot [ Karl Dönitz ]

Witam ponownie

Ghost --> dzieki za miłe chęci ale po dwóch godzinach sciagnałem plik 8 Mb czyli brakujacą mapke
choć nie mam już sił aby zagrać dzis :-))

Pozdrowionka

07.01.2005
09:33
[69]

U-boot [ Karl Dönitz ]

Witam

Kharkov wciąga coraz bardziej i w sumie miło zaskakuje :-))

Nie wiem, może m się wydaje, ale prawie za kazdym razem jak zajme jakieś VL, zaraz powoduje to ruch ze strony radzieckiej, konczący się najczęsciej kontratakiem - dlatego jeśli zamuje jakąś gwiazde nie robie tego już jakiśmałym oddziałem - nie utrzyma się, tylko zginie bohatersko.

Ciągle okrzy "Uraaaaaa, do ataku !!!!" - to już norma :-))

I T-70 rozbijające moje Pzkw -III/J - ogniem na wprost ;-(

Pozdrowionka

07.01.2005
12:37
[70]

Ghost2 [ Panzerjäger ]

U-boot! Czy T-70 nie woził przypadkiem "orużja" o kalibrze 45mm? Jeśli tak, to nie dziw się, że rozwala Twoje PzIII... :-P

11.01.2005
21:51
[71]

U-boot [ Karl Dönitz ]

Witam

Pod Kharkovem zawitał generał Mróz a wraz z nim śnieg i zamiecie, Rosjanie przystąpili wsparci takim sprzymierzeńcem do ataku.
Brak lotnictwa strategicznego daje się wojskom Osi teraz we znaki - wróg ma pełno sprzętu i w pełni wyposażonych jednostek - jednak zwycięzymy dla naszego Wodza :-))

I tak na marginesie - znalazłem linka do strony traktującej o Twierdzy Wrocław, zawsze można poczytać.

Pozdrowionka

11.01.2005
22:13
[72]

U-boot [ Karl Dönitz ]

Dla mniej cierpliwych w czytaniu pozwole soebie przytoczyć trzy fragmenty :-)


W czasie walk na Krzykach Niemcy zaczęli uzywać niecodziennej broni. W Breslau po upadku Królewca i Gdańska znajdowały się najwieksze magazyny zaopatrzeniowe Kriegsmarine a co za tym idzie także torpedy.
Były dwie metody walki.jedna sprowadzała się do puszczania swobodnie torped na wózkach podwoziowych tramwajów a druga to wystrzeliwanie ich z prowizorycznych wyrzutni. Nie była to może broń doskonała ale miała olbrzymie znaczenie psychologiczne.



Ciekawym dokumentem pokazującym sposób i atmosferę, jaka towarzyszyła zdobywaniu każdego z domów była ulotka wydana przez Wydział Polityczny 6 Armii.
"[...]Do atakowanego domu wdzieraj się we dwójkę - ty i granat, granat przodem - ty za nim. Przez dom przejdź również z granatem - granat przodem - a ty jego śladem.
Po wtargnięciu do umocnionego budynku czeka cię wiele niespodzianek [...].Nie zaszkodzi w każdy kąt rzucić granat i..naprzód! Seria z pistoletu w resztki stropu. I znowu naprzód! Drugi pokój - granat! Zakręt - jeszcze raz granat. Ostrzelaj kąt z pistoletu![...]Nic się nie bój[...]Pamiętaj, nawet jeden żołnierz w zdobytym domu - to już cała załoga! Nic nie przegap".



Niemcy zaczęli używać pancerfaustów do walki w pomieszczeniach zamkniętych, czyli izbach mieszkalnych, klatkach schodowych czy piwnicach. Dowództwo niemieckie po próbach stwierdziło, iż odpalenie takiej pięści w pomieszczeniu np. 2 X 3 m i wysokim na 2 powoduje paraliż słuchu na 15 min bez żadnych obrażeń narządu słuchu czy również poparzeń.

Pozdrowionka

11.01.2005
22:15
[73]

Fenris_ek [ Fen ]

Ciekawy link, tylko szkoda że opisy walk są "średnio poprawnie" po polsku :(

12.01.2005
15:58
smile
[74]

Bahr [ Pretorianin ]

o, dawno mnie tu nie było.
komputer odmówił mi posłuszeństwa i stąd moja przerwa.
Mackay, też byłem w Kreffeld 3 lata temu na tzw "Schuleraustausch" (wymiana uczniów)

13.01.2005
11:16
[75]

olivier [ unterfeldwebel ]

Hehe Tysiącletnia Rzesz i jej wunderwaffe czyli torpedy spuszczane na wózkach, hehe zdrowo się uśmiałem:D Panzerfaustów jako broń burzącą Niemcy masowo używali chociażby podczas walk w Arnhem, kapitan Mackay wspomina o tym obszernie, wniosek taki że już wtedy mieli tej broni w ogromnych ilościach co jak na armię niemiecką schyłku wojny było ewenementem bo brakowało wszystkiego.

13.01.2005
13:10
smile
[76]

Mackay [ Red Devil ]

Bahr --->> i jak Ci sie podobalo? fajne miasto no nie? rzuca sie w oczy dosc duza liczba przedwojennych domow co jak na obecnosc miasta w centrum Zaglebia Ruhry jest dosc ciekawe ;)

(ja bylem na wymianie z niemcami ale z Bonn, wspominam calkiem milo...)

13.01.2005
14:02
smile
[77]

Bahr [ Pretorianin ]

Mackay-->> No wiesz, Krefeld ze swoim przemysłem włókienniczym chyba nie był głównym celem amerykańskich "Mobelwagen" (jak to niemcy mieli w zwyczaju mówi na B-17)

Ale gdyby alianci chcieli wygrac wojnę pozbawiając Niemców mundurów i bielizny to dziś nie rzucałoby ci sie w oczy to przedwojenne budownictwo -;)))

15.01.2005
20:26
[78]

Bahr [ Pretorianin ]

Zagadka:
Czym się różni program pralki automatycznej od programu Stalina?




Pralka kończy na wirowaniu a Stalin miał jeszcze wieszanie

16.01.2005
00:00
[79]

U-boot [ Karl Dönitz ]

Bahr --> ;-)) bez takich kawałów, bo pęknę ze śmiechu :-))

Pozdrowionka

17.01.2005
15:52
smile
[80]

Ghost2 [ Panzerjäger ]

Taaa... :-P "...Wujaszek Stalin, co "usta" słodsze miał od malin..." :-D

17.01.2005
20:32
smile
[81]

Ghost2 [ Panzerjäger ]

Właśnie zakończyłem "turę" w Ghost Recon - finał był bardzo emocjonujący... :-P Szlak bojowy grupy bojowej Sił Specjalnych doszedł aż na Plac Czerwony, sladami Polaków z XVII w... Wielki dzień mieli tam operatorzy granatników p-panc, którzy ustrzelili trzy czołgi, i snajperzy, którzy "pracowali" w cieniu mauzoleum Wołodii Ilicza...

18.01.2005
06:52
[82]

U-boot [ Karl Dönitz ]

Witam

U mnie jak na razie przerwa w działaniach wojennych :-)
Musiałem odinstalować Kharkov, jednak save został zatrzymany i w sprzyjających okolicznościach walki zostaną podjęte na nowo.

Pozdrowionka

20.01.2005
15:27
[83]

U-boot [ Karl Dönitz ]

A może coś do poczytania ??

Znalezione w necie -->

Rzeczpospolitej nad Moskwą panowanie

Jak Polacy zdobyli Kreml i co z tego wynikło

Niewygodne stawało się w nowej Rosji świętowanie rocznicy wybuchu rewolucji październikowej. Dlatego 24 grudnia 2004 r. Duma, wbrew protestom komunistów, zniosła je i ustanowiła nowe święto państwowe – 4 listopada, jako Dzień Jedności, upamiętniając „wyzwolenie Moskwy od polskich interwentów”.


Z trzech stolic przyszłych państw zaborczych jedną tylko Moskwą, i to zaledwie przez dwa lata (1610–1612 r.), władali Polacy. Natomiast Wiedeń nam ponoć zawdzięczał ocalenie przed turecką okupacją (1683 r.), a do Berlina dotarliśmy dopiero w 1945 r., i to jako posiłkowe oddziały wojsk radzieckich.

Informacji o okolicznościach, w których polskie oddziały pojawiły się po raz pierwszy w Moskwie (po raz drugi miało to miejsce w dwieście lat później, za sprawą Napoleona), należy oczywiście szukać przede wszystkim w podręcznikach historii, zarówno rosyjskich jak i polskich. Te ostatnie wszakże, zwłaszcza w okresie PRL, pisały o sarmatach na Kremlu skąpo i niechętnie. Odpowiednio poinstruowana cenzura blokowała wszelkie obszerniejsze publikacje na ten temat. Mogły się one pojawiać niemal wyłącznie w niskonakładowych pamiętnikach uczestników wydarzeń z lat 1610–1612, z klasycznym dziełkiem Stanisława Żółkiewskiego „Początek i progres wojny moskiewskiej” na czele.

Kiedy jednak Tatiana N. Koprejewa z Leningradu chciała opublikować „Listy polskie spod Smoleńska, pisane w latach 1610–1612”, trzeba było wielu starań, aby przezwyciężyć twardy sprzeciw warszawskiej cenzury. Tradycje przyjaźni polsko-radzieckiej miały sięgać głęboko w przeszłość i trwać przez wieki nieprzerwanie. Tymczasem w jednym z owych listów czytamy, iż Polacy musieli Moskalom krwią się odpłacić za zdradę „i tak się stało, że nie tylkośmy bojar, chłopów, niewiast wysiekali, ale nawet niemowlątka u piersi matek wpół przecinali”.

Któż nie pamięta szlachetnego Bestużewa z powielanego w licznych antologiach wiersza Adama Mickiewicza „Do przyjaciół Moskali”? Nikt jednak nie ośmielił się przypomnieć, iż ów „wieszcz i żołnierz” w 1831 r. rwał się do walki z Polakami, którzy „nigdy nie będą szczerymi przyjaciółmi Rosjan... Krew ich zaleje, czy aby na zawsze? Daj Boże” – jak pisał przebywający na zesłaniu dekabrysta. Dopiero też w III Rzeczypospolitej mogło się ukazać wydawnictwo źródłowe zatytułowane „Moskwa w rękach Polaków” (1995 r.), zawierające pamiętniki dowódców i oficerów garnizonu polskiego z lat 1610–1612. Nadal jednak w aktualnie używanych podręcznikach historii, zarówno w tych dla gimnazjów jak i tych dla liceów, spotykamy co najwyżej enigmatyczny zwrot, iż w 1612 r. Polacy musieli opuścić Moskwę. Nie od rzeczy będzie więc przypomnieć, w jaki sposób znalazł się tam garnizon polski.

Dymitr sięga po koronę

Na przełomie XVI i XVII stulecia państwo rosyjskie przeżywało poważny kryzys, zarówno polityczny jak i społeczno-gospodarczy. Stanowił on m.in. następstwo tak przez historiografię doby stalinizmu sławionych rządów Iwana Groźnego, opartych na terrorze (słynna oprycznina). Jego ośmioletni syn Dymitr zginął w dość tajemniczych okolicznościach (1591 r.). Po carską koronę sięgnął przypuszczalny inspirator tej śmierci Borys Godunow (1598–1605). Z nim to posłowie Rzeczypospolitej zawarli w 1602 r. pokój, mający obowiązywać aż dwadzieścia lat. Już po trzech latach jednak został on faktycznie zerwany przez stronę polską.

Niejaki Griszka Otrepjew, podający się za cudownie ocalałego synka Iwana Groźnego, wsparty przez poczty polskich magnatów wkroczył do Moskwy, gdzie koronował się na cara Wszechrosji i poślubił córkę swego protektora Marynę Mniszchównę. Kim był naprawdę, tego się chyba nigdy nie dowiemy. Wśród polskich badaczy zdania były podzielone, niewykluczające i carskiego pochodzenia samozwańca. Otwierało to olbrzymie pole do popisu dla literatów; w „Złotej wolności” Zofii Kossak-Szczuckiej czytamy na przykład, iż Dymitr był synem Stefana Batorego i urodziwej córki borowego z litewskich lasów.

Historycy rosyjscy, i to niezależnie od tego, jaki w ich ojczyźnie powiewał sztandar, czerwony czy trójkolorowy, zawsze uważali go za szalbierza i oszusta. Jego polskich sojuszników zaś za cynicznych awanturników, znających się jedynie na władaniu szablą, a w wolnych od walki chwilach zajmujących się gwałceniem kobiet i grabieżami. Ich obecność w stolicy Rosji bardziej Dymitrowi zaszkodziła, aniżeli pomogła. Nieufność do nowego cara, któremu zarzucano otaczanie się Polakami, cudzoziemski styl życia i zamiar wprowadzenia katolicyzmu, rychło przerodziła się w nienawiść. Znalazła ona ujście w wybuchu powstania ludowego w Moskwie (w nocy z 26 na 27 maja 1606 r.). Zginęło wówczas ok. 500 Polaków, pozostałych internowano w różnych miastach rosyjskich.

Straszliwie zmasakrowany trup Dymitra Samozwańca został spalony. Popioły nabito w wielkie działo, z którego wystrzelono je w kierunku zachodniej granicy. Poniekąd słusznie, albowiem stamtąd miał niebawem nadejść nowy zamach na suwerenność państwa rosyjskiego. Po latach historyk rosyjski A.F. Płatonow napisze (1910 r.): „Nazwalibyśmy politykę Rzeczypospolitej i kurii papieskiej krótkowzroczną i niedoświadczoną, gdyby nie próbowała wyciągnąć korzyści ze słabości wschodniego sąsiada i z zaburzeń, wstrząsających państwem moskiewskim”.

Jak na razie jednak Zygmunt III Waza musiał się uporać z rewoltą własnych poddanych, którzy masowo poparli rokosz Mikołaja Zebrzydowskiego (1606–1609 r.). Obok części magnaterii i karmazynów wzięły w nim udział tłumy ubogiej szlachty, pozbawionej na ogół skrupułów moralnych, żądnej za to łupów i przygód. Chcąc pozbyć się z kraju tego niebezpiecznego elementu, propaganda dworska zaczęła nawoływać do wyruszenia na Moskwę, przedstawianą jako srebrem i złotem płynący teren łatwych podbojów, słowem – polskie Indie Zachodnie. W 1609 r. wyszła „Kolęda moskiewska” Pawła Palczowskiego, przypominająca, iż w dalekiej Ameryce „kilkakroć Hiszpanów sto tysięcy Indów (Indian) poraziło”, Moskale nie są zaś na pewno waleczniejsi.

Za pretekst do rozpoczęcia nowej agresji posłużyło pojawienie się już w lipcu 1607 r. drugiego Dymitra Samozwańca, w którym ambitna Maryna Mniszchówna rozpoznała cudem ocalałego z moskiewskiej rzezi męża. Miała ona złowrogi dar ściągania śmierci na najbliższych. Dymitr II został bowiem zamordowany (1610 r.), dla odmiany przez Tatarów; atamana kozackiego Zarudzkiego, na którym Maryna próbowała się później oprzeć, wbito na pal; wreszcie z polecenia cara powieszono trzyletniego Dymitra, syna Mniszchówny oraz jej drugiego męża. Sama Maryna zmarła w więzieniu (1614 r.), najprawdopodobniej zamordowana.

Rzeczpospolita w akcji

Zygmunt III, mimo niechęci sporej części szlachty do mieszania się Rzeczypospolitej w wewnętrzne sprawy Rosji, podjął zgoła inną decyzję. Jej podbój oraz przyozdobienie skroni koroną Rurykowiczów miało mu przybliżyć objęcie tronu szwedzkiego (miraż ten towarzyszył całemu panowaniu pierwszego Wazy). Król uzyskał całkowite poparcie Kurii Rzymskiej, śniącej o nawróceniu Rosji. Kiedy więc po trwających przez dwa lata walkach polskich i rosyjskich zwolenników Dymitra II Samozwańca z wojskami cara Wasyla Szujskiego ten ostatni zawarł sojusz obronny ze Szwecją (1609 r.), Zygmunt III, uznawszy to za casus belli, ruszył zbrojnie na Moskwę. Początkowo toczono boje o zdobycie umocnionej przez Rosjan twierdzy smoleńskiej. Z odsieczą oblężonym pośpieszyły oddziały rosyjskie i szwedzkie, które pod Kłuszynem (1610 r.) rozbił hetman Stanisław Żółkiewski.

Droga do Moskwy stanęła otworem: Szujski został zdetronizowany (obaj bracia Szujscy przewiezieni zostali do Warszawy), a bojarzy wszczęli pertraktacje, mające na celu oddanie korony moskiewskiej królewiczowi Władysławowi Wazie. 8 października 1610 r. Żółkiewski obsadził polską załogą (3–4 tys. zbrojnych) Kreml. Polityczny horyzont rychło się jednak zachmurzył. Okazało się bowiem, że to sam Zygmunt III pragnie zostać carem. Z kolei nawet polscy zwolennicy kandydatury jego syna nie chcieli słyszeć o przejściu Władysława na prawosławie, co dla strony rosyjskiej było niezbędnym warunkiem wyniesienia na tron. Im dłużej trwały pertraktacje (Władysław IV tronu nie objął, ale tytuł cara Moskwy zachował do 1634 r.), tym bardziej nadzieje na pokojowe rozwiązanie konfliktu stawały się nierealne, zwłaszcza że w polityce dworu polskiego koncepcje aneksji brały zdecydowanie górę nad projektami unii.

Układy nie spowodowały przerwania walk, prowadzonych przez obie strony z niesłychanym okrucieństwem. Liczne jego przykłady znajdujemy w pamiętnikach, nieprzeznaczanych przecież do druku. Historycy polscy wspominali o tym dość powściągliwie z wyjątkiem jednego może Pawła Jasienicy, który stwierdził, iż rozwiał się wówczas mit „o wrodzonym rzekomo Polakom i Litwinom wstręcie do okrucieństwa”. Nie byłby wszakże sobą, gdyby zaraz nie dodał: „Bez trudu dostroiliśmy się do europejskiej normy”.

Wziętych do niewoli przed śmiercią torturowano, gwałcono kobiety, rabowano i niszczono wszelki dobytek. Jeden z pamiętnikarzy (Samuel Maskiewicz) przyznawał, że „nasi tak sobie bezpiecznie [butnie] poczynali, że co się komu podobało i u największego bojarzyna, żona albo córka, brali je gwałtem. Czym się jednak wzruszyła Moskwa bardzo, a miała czym zaprawdę”. „Rozwięzły żołnierz wasz nie znał miary w obelgach i zbytkach: zabrawszy wszystko, co tylko dom zawierał, złota, srebra, drogich zapasów mękami wymuszał” – wymawiał później Polakom Teodor Szeremietiew. Nie odbiegało to zresztą od ogólnoeuropejskiego stylu prowadzenia wojen w tych czasach. Jasienica miał więc rację.

Daremnie pierwszy komendant Kremla (Aleksander Gosiewski) będzie się starał w niemniej okrutny sposób powściągać własnych żołnierzy. Kiedy jeden z nich strzelił po pijanemu do prawosławnej ikony Matki Boskiej, dowódca kazał mu odrąbać ręce i nogi, kadłub zaś spalić żywcem na miejscu świętokradztwa. Innego, który spoliczkował popa, Gosiewski chciał ukarać śmiercią; za wstawiennictwem patriarchy poprzestano na obcięciu winowajcy prawego ramienia. Nie na wiele się to jednak zdało; odpowiedzią na mnożące się gwałty był wybuch powstania mieszkańców Moskwy, jaki nastąpił w marcu 1611 r. Pomimo wsparcia ze strony pospolitego ruszenia nie udało się im wyprzeć Polaków ze stolicy. Spłonęła natomiast znaczna część miasta przez nich podpalona. Pożar i walki uliczne pochłonęły mnóstwo ofiar także spośród ludności cywilnej.

„Była rzeź, jako między taką gęstwą ludzi wielka, płacz, wrzask dzieci, sądnemu dniowi coś podobnego” – pisze Stanisław Żółkiewski. I z wyraźnym współczuciem dodaje: „Tym sposobem moskiewska stolica spłonęła z wielkim krwi rozlaniem i nieoszacowaną szkodą, gdyż dostatnie i bogate to miasto było i objętość jego wielka”.

Okupujący Moskwę Polacy nie chcieli opuścić Kremla oraz przylegających doń dzielnic miasta. Od sierpnia nie mogli już tego uczynić; do stolicy Rosji przybyło drugie pospolite ruszenie z księciem Dymitrem Pożarskim na czele. Wypierając polską załogę z kolejnych dzielnic otoczyło ją równocześnie tak szczelnym pierścieniem, że podejmowane parokrotnie próby dostarczania oblężonym żywności za każdym razem kończyły się niepowodzeniem. Zaczęto od zjadania końskiej padliny, pergaminowych ksiąg cerkiewnych, świec, rzemieni i pasów, skończono na przypadkach kanibalizmu. „Bo gdy już traw, korzonków, myszy, psów, kotek, ścierwa nie stało, trupy wykopując z ziemi wyjedli, piechota się sama między sobą wyjadła i ludzie łapając pojedli [...] owo zgoła syn ojcu, ojciec synowi, pan sługi, sługa pana nie był bezpieczen; kto kogo zgoła zmógł, ten tego zjadł” – pisze Józef Budziło, naoczny świadek tych strasznych wydarzeń.

1 listopada załoga polska, dowodzona przez Mikołaja Strusia, podpisała kapitulację, w której zagwarantowano jej wolny powrót do swoich. Szóstego (według niektórych badaczy siódmego) listopada opuściła Kreml. Wbrew zaciągniętym przez Rosjan zobowiązaniom część Polaków (m.in. całą piechotę) od razu wyrżnięto, pozostałych zatrzymano w niewoli.

W pamięci potomnych

Rok 1612 na trwałe osadził się w świadomości historycznej naszych wschodnich sąsiadów, należy on bez wątpienia do tych paru wydarzeń, wspominanych w niemal wszystkich zarysach dziejów Rosji, na równi z 1812 r., rewolucją październikową i Wielką Wojną Ojczyźnianą z lat 1941–1945.

Były zresztą krwawe rządy Polaków w Moskwie, sprawowane w latach 1610–1612, traktowane jako historyczne usprawiedliwienie późniejszej rzezi Pragi i zdobycia Warszawy przez Suworowa w 1794 r. Aleksander Puszkin określa w słynnym wierszu „Oszczercom Rosji” (1831 r.) tę rzeź jako słuszny odwet za spalenie Moskwy. Ponieważ poeta uznał dziejowy rachunek za wyrównany, przeto „wspaniałomyślnie” nie domagał się już zniszczenia Warszawy. Nieco wcześniej zaś pisał: „Bywało, żeście świętowali sromotę Kremla, carów pęta. I myśmy wszak niemowlęta o gruzy Pragi rozbijali”.

Podobną myśl znajdujemy w zdecydowanie antypolskim poemacie Wasyla Żukowskiego „Sława rosyjska” (1831 r.). Również on traktuje rzeź Pragi jako zemstę za krzywdy wyrządzone przez Polaków Rosjanom m.in. w okresie smuty. Sławi też bohaterstwo prostego kupca Minina i Pożarskiego, którzy z powodzeniem stawili wówczas czoło „podstępnym, wrażym Lachom”. Najdalej chyba poszedł Gawrił R. Dierżawin. W swej odzie „Na zdobycie Warszawy” (1794 r.) wzywał „wielkiego męża Pożarskiego”, by powstał z grobu oglądać niewolę stolicy Rzeczypospolitej i tryumf Rosji nad „niesforną Polską”.

Rzeź Pragi do dziś dnia jest zresztą tuszowana w rosyjskich podręcznikach historii. W jednym z ostatnich (Moskwa 2000 r., dla klasy 10, pióra Buganowa i Zyrianowa) z wielkim zdziwieniem przeczytałem, iż po wzięciu szturmem Pragi „humanitarny (?) stosunek rosyjskiego generała (Suworowa) do pokonanych” doprowadził do rychłej kapitulacji lewobrzeżnej Warszawy. Ponieważ Suworow nie mógł się pogodzić z polityką represji i kontrybucji stosowaną wobec Polaków przez Katarzynę II, popadł w niełaskę i został odwołany do Petersburga.

Wydarzeniom z 1612 r. poświęcił całą tragedię („Moskwa wyzwolona”, 1798 r.) Michał Chieraskow. Polakom, ukazanym w roli zdecydowanie czarnych charakterów, przeciwstawia głęboko patriotycznych, walecznych, wielkodusznych i rycerskich Rosjan. Stanisławowi Żółkiewskiemu, poległemu dopiero w 1620 r. z rąk tureckich, każe zginąć już w 1612 r. Przed śmiercią zaś wygłosić długi monolog, przepowiadający upadek Rzeczypospolitej. Jan Orłowski pisze, iż myślą przewodnią tragedii Chieraskowa jest teza, że „to nie zaborcze dążenia Rosji”, ale narodowe wady i grzechy samych Polaków „doprowadziły ich do zguby”. Będzie to powtarzać cała niemal rosyjska literatura piękna, publicystyka i historiografia.

W 1820 r. ukazało się pierwsze wydanie powieści historycznej Michaiła Zagostina „Jurij Miłosławskij czyli Rosjanie w 1612 r.”, która uzyskała niebywałą popularność u kolejnych generacji czytelników. Nie potrzeba dodawać, iż Polacy występują w niej w roli zezwierzęconych, choć niezbyt rozgarniętych, okrutników. Podobnie przedstawia naszych przodków Michaił Glinka w słynnej operze „Życie za cara” (premiera: 1836 r.), ukazującej, jak dzięki poświęceniu prostego chłopa (Iwana Susanina) udało się uratować założyciela dynastii Romanowów (Michaiła Fiodorowicza) przed szablami polskich panów. Do jej libretta odwołuje się zresztą Norman Davies w swej przedziwnej, od strony podstawy źródłowej, historii Polski.

Bilans dat

Wszystkie te tradycje bez większych oporów przejęto w ZSRR już w latach trzydziestych; odtąd opera Glinki, pod zmienionym oczywiście tytułem (na „Iwan Susanin”), wraca co jakiś czas na rosyjskie sceny. Ciągle wznawiana, i to w olbrzymich nakładach (ostatnie wydanie z 1991 r. wyszło w 145 tys. egzemplarzy), jest również powieść Zagoskina. W 1992 r. ukazało się na emigracji kolejne wydanie tej powieści, adresowane do młodzieży rosyjskiej. W przedmowie podkreślono, iż książka nie straciła niczego ze swej aktualności. Podobnie bowiem jak to miało miejsce w 1612 r., również obecnie na Kremlu zasiadają wrogowie Cerkwi i Rosji, postkomuniści, ukrywający się pod maską demokratów i liberałów.

Jeszcze nie zakończył się tak tragiczny dla Polski 1939 r., kiedy na radzieckich półkach księgarskich pojawiło się napisane w wyraźnym pośpiechu dziełko A.I. Kozaczenki „Rozgromienie polskiej interwencji w początkach XVII wieku”. Czytelnik mógł się z niego dowiedzieć, że Polacy odnosili wówczas same tylko klęski, a do Moskwy zdołali dotrzeć jedynie dzięki zdradzie cudzoziemskich najemników oraz części bojarów (teza ta stała się obowiązująca w historiografii radzieckiej). Praca Kozaczenki kończy się entuzjastycznym opisem powrotu Zachodniej Ukrainy i Białorusi do macierzy, co zresztą autor traktuje m.in. jako zadośćuczynienie za krzywdy doznane przez Rosję od Rzeczypospolitej w początkach XVII stulecia. Notabene, polskiej okupacji Kremla nie omieszkał w grudniu 1941 r. wytknąć Władysławowi Sikorskiemu zasiadający na tymże samym Kremlu Stalin. Władza radziecka, tak skłonna do burzenia zabytkowych budowli, uszanowała jednak zarówno pomnik Minina i Pożarskiego jak i tablicę w Zagorsku, mówiącą o walkach z polskimi interwentami.

Wynika więc jasno, iż nacjonaliści rosyjscy mogą w całkowitej zgodzie z komunistami świętować pamięć 1612 r. Dobrze się stało, że przy okazji nie palą podręcznika dziejów literatury rosyjskiej (Leningrad, 1980 r.), w którym czytamy, iż dymitriady wzmogły mimo wszystko procesy europeizacji kultury rosyjskiej. Wśród Polaków, którzy pojawili się wówczas w Moskwie, byli bowiem nie tylko awanturnicy, ale i inteligenci, posiadający w bagażach sporo łacińskich i polskich książek. Co nie znaczy wcale, abyśmy polską obecność w Moskwie lat 1610–1612 mieli uważać za chlubny epizod naszych dziejów.

Jak na razie jednak z rocznicą oswobodzenia Moskwy spod polskiego jarzma sąsiaduje u nas Święto Wojska Polskiego, przypadające na dzień 15 sierpnia, kiedy to dowodzone przez Piłsudskiego wojska odniosły zwycięstwo nad Rosją, cóż z tego, że czerwoną, ale również dążącą do pozbawienia Polski niepodległości. Jak wiadomo Michaił Tuchaczewskij chciał w 1920 r. brać Warszawę od tej samej strony co i Paskiewicz w 1831 r. Wydana zaś 29 kwietnia 1920 r. odezwa KC partii bolszewickiej powoływała się m.in. na tradycje z okresu walki z dwoma Dymitrami oraz na bohaterskie czyny Minina i Pożarskiego. Wyrażano przekonanie, iż „szanowni obywatele” nie pozwolą, aby „polscy panowie” narzucali swą wolę rosyjskiemu ludowi.

W chwili obecnej większość Rosjan uważa bilans wzajemnych krzywd polsko-rosyjskich za niemalże całkowicie wyrównany. Dał temu wyraz m.in. Aleksander Sołżenicyn, wpisując do ich rejestru także i zajęcie Moskwy, kiedy to „Polacy omal nie pozbawili nas niezależności narodowej, siła tego niebezpieczeństwa dla nas nie była słabsza, ponieważ Polacy zagrażali również prawosławiu”. Na zakończenie tej wyliczanki Sołżenicyn z patosem zapytywał: „I cóż, czy podniosła się w literaturze polskiej fala ubolewania? Nigdy niczego takiego nie było”.

Z tezą tą można oczywiście polemizować, podobnie jak i ze stwierdzeniem Wacława Grubińskiego, iż daremne byłoby szukanie „dobrego słowa o Polakach w twórczości literackiej czołowych pisarzy rosyjskich”. Wzajemne pretensje idą tak daleko, iż pewien historyk rosyjski zapytał mnie niedawno, kiedy wreszcie Polska przeprosi za okupację Kremla w początkach XVII stulecia. Odpowiedziałem, iż poczekam na wyrażenie przez Mongołów skruchy z powodu rzezi, jakiej dopuścili się pod Legnicą...

20.01.2005
20:49
smile
[84]

Bahr [ Pretorianin ]

No, nie sądziłem, że tego typu tematy tutaj przechodzą. Bardzo sie z tego cieszę, bo nie pałam wielką sympatią do polityki rosyjskiej wobec Polski na przestrzeni wieków, a Polska XV-XVII w. zawsze mnie kręciła. Ale ruskie społeczeństwo to naprawdę sympatyczni ludzie - to inna sprawa. Tylko ta ich wielka DUMA z której mało nie pękną - śmiech człowieka bierze. Zwróccie uwagę, czy ruscy kiedykolwiek przyznali się do ewidentnych swoich błędów typu masowe mordy czy zaborcza i brutalna polityka wobec WŁASNEGO społeczeństwa?!

więcej chyba nie będę pisał bo się zacznę bulwersowac (i pisac dowcipy o ruskich -moje ulubione ;-))

U-boot-->> Dobrze znam tą opowieśc z lekcji historii (szacun dla p. Rasińskiej, mojej nauczycielki z L.O.) Zapamiętałem ją (tą historyjkę) chyba ze wzgledu na to, że był to największy Pstyczek w nos od małej (bądź co bądź) Polski dla wielkiej Rosji i na sposób w jaki Ruscy pozbyli się naszego Samozwańca :-))))))

P.S. powodzenia na sesji wszystkim

20.01.2005
23:04
smile
[85]

T_bone [ Generalleutnant ]

Bahr---> Ty lepiej zdradz mi co to za nowy sprzęt masz w domu, może przesiądziesz się nareszcie z World War II Fighters na Szturmovika :DDD Jak dobrze pójdzie to gdzieś tak w marcu powinnien się ukazać Silent Hunter 3, a twórcy nie wykluczają że jeśli gra odniesie sukces to zabiorą się za Destroyer Command 2... czy to ci czegoś nie przypomina ? :D

A po prawej coś interesującego, jak znikąd objawiła się na CSO wieść o modzie Prokhorovka który jest chyba dość mocno zaawansowany (oby nie był to kolejny mod na którego będziemy czekać i czekać i cz....)

20.01.2005
23:06
[86]

T_bone [ Generalleutnant ]

Mapa strategiczna, jak już jest stratmap to nie jest tak tragicznie :D

20.01.2005
23:54
[87]

U-boot [ Karl Dönitz ]

Witam ponownie

jesli ktoś przeczytał tekst o okupacji Moskwy, to byc może ktoś przeczyta o Kozakach ??

Oto on

Wolny najmita

Kozaczyzna ukraińska

Legenda Kozaczyzny, wspólnoty wolnych mołojców, odegrała ważną rolę w kształtowaniu ukraińskiej tożsamości. Kim byli Kozacy, skąd się wzięli, czy obraz, jaki mamy z Sienkiewiczowskiej Trylogii, zgodny jest z rzeczywistością?

Wybitny znawca Kozaczyzny prof. Wołodymyr Hołobućkyj był tolerowany przez władze radzieckiej Ukrainy, gdy chwalił ugodę perejasławską z 1654 r., natomiast ograniczono mu możliwości publikowania prac, gdy opisał likwidację tzw. Nowej Siczy Zaporoskiej przez Rosję carycy Katarzyny II w 1775 r. To samo spotkało Olgę Apanowycz z Instytutu Historii Akademii Nauk Ukrainy oraz Fedora Szewczenkę, którego usunięto ze stanowiska dyrektora Instytutu Archeologii, na które zresztą trafił wcześniej jako swojego rodzaju honorowy zesłaniec.

Tak więc dzieje Kozaczyzny stały się dla jednych przypomnieniem wielkiej tradycji narodowej, dla drugich – niebezpiecznym czynnikiem mogącym prowadzić do pojawienia się myśli o rzeczywistym i całkowitym usamodzielnieniu się Ukrainy. Również dzisiaj mają one wartość szczególną, wręcz symboliczną, i są ważnym elementem składowym świadomości narodowej.

Cała historia zaczęła się najprawdo­podobniej na przełomie XIV i XV w., gdy na południe od porohów Dniepru, niemal nad samym północnym wybrzeżem Morza Czarnego, pojawiać się poczęły watahy rabusiów, niepokojące nie tylko przeciągających tamtędy kupców, lecz również Tatarów krymskich. Owi, jak ich nazywali Turcy, kozacy, czyli ludzie wolni, niezależni, ale także rozbójnicy, zapuszczali się nawet odważnie na morze przeciw Turkom coraz mocniej sadowiącym się w Anatolii, a wreszcie – zdobywającym Konstantynopol i przejmującym spadek po Bizancjum.

Przybysze ci w większości wywodzili się z chłopów zamieszkujących Naddnieprze, rejon Czernobyla i jego najbliższych okolic położonych w pobliżu ujścia Prypeci do Dniepru. Drugie ze źródeł rekrutacji znajdowało się w Czerkasach, Kaniowie i Czehryniu oraz pobliskich wsiach. Między Kozakami nie brakowało jednak także szlachty poszukującej sławy lub możliwości szybkiego i łatwego wzbogacenia się. Kozaczeniem zajmowali się też pospolici przestępcy, znajdujący na zaporoskich stepach w miarę spokojne schronienie przed wymiarem sprawiedliwości.

W następnym stuleciu dbający o bezpieczeństwo kresów Rzeczpospolitej królewscy starostowie podjęli pierwsze próby wykorzystania doskonale znających teren, doświadczonych i odważnych mołojców do służby zwiadowczej i patrolowej na pograniczu. Przede wszystkim mieli chronić kresowe posiadłości przed inkursjami tatarskimi, stwarzając zachętę do osiedlania się na terenach podlegających przyspieszonej kolonizacji, do której sygnał dała konstytucja sejmowa z 1590 r. „o rozdawnictwie pustyń za Białą Cerkwią leżących”. W każdym razie w połowie XVI w. Kozacy stali się już trwałym elementem ukraińskiego krajobrazu. Próbowali ich zdyscyplinować m.in. namiestnik Seńko Połozowicz, dzierżawca czarnobylski Krzysztof Kmitycz, starosta czerkaski Eustachy Daszkowicz, książę Konstanty Ostrogski, starosta barski Bernard Pretficz (o którym współcześni z podziwem powiadali: „Za pana Pretfica wolna od Tatr granica”) i wielu, wielu innych.

Ponoć szczególne zasługi dla wzmocnienia roli Kozaków na Ukrainie położył książę Dymitr Wiśniowiecki, kondotier szukający szczęścia na służbie u Zygmunta Augusta, w Turcji, u Iwana IV, nawet u Tatarów i, prawdopodobnie, twórca pierwszej siczy – ufortyfikowanej osady kozackiej na Chortycy, jednej z wysp leżących w dolnym biegu Dniepru. Zginął później, schwytany przez hospodara mołdawskiego i wydany zdradzonym przez siebie Turkom, a następnie na rozkaz sułtana powieszony za żebro na haku w Stambule. Prawdopodobnie stał się on pierwowzorem Kozaka Bajdy, bohatera jednej z najstarszych zachowanych do dzisiaj pieśni – dum kozackich.

Zygmunt August i Stefan Batory usiłowali z Kozaków uczynić stałą formację wojskową, utrzymywaną przez państwo, z dokładnie wyliczonym rejestrem tych, którzy uprawnieni byli do otrzymywania żołdu. Jednak postępowanie Kozaków coraz częściej stawało w sprzeczności z polską racją stanu, gdyż ich wycieczki za morze i plądrowanie osad tureckich powodowały niepożądane napięcie w stosunkach z Portą. Ostrzeżenia kierowane przez władze Rzeczypospolitej do prowadzących samowolne działania Kozaków przypominały bardziej mało skuteczne grożenie palcem niż zdecydowane wystąpienie przeciw nieposłusznym.

Co więcej, rosnąca w siły Kozaczyzna stała się obiektem zabiegów innych państw usiłujących wykorzystać ją do swoich celów. W 1694 r. na Siczy zjawił się nawet poseł cesarza Rudolfa II z podarunkami, a przede wszystkim z ośmioma tysiącami dukatów będącymi zapłatą z góry za kozacką dywersję skierowaną przeciw Porcie oraz za poparcie interesów habsburskich na terenie Polski.

Wreszcie stało się to, co stać się musiało: doszło do pierwszego wybuchu niezadowolenia Kozaczyzny, która zaczęła domagać się dla siebie identycznej pozycji, jaką miały wojska koronne: wypłacania żołdu w terminie, znacznego rozszerzenia rejestru, bezpłatnych kwater w królewszczyznach, nieobejmowania Kozaków powinnościami pańszczyźnianymi oraz podporządkowania własnemu hetmanowi.

Pierwsze z serii powstań kozackich było właściwie rezultatem sporu o wioskę między ruskim wielmożą, wojewodą kijowskim Konstantym Ostrogskim a Krzysztofem Kosińskim, ambitnym i cieszącym się poważaniem wśród podkomendnych dowódcą oddziału Kozaków. Prywatny zatarg błyskawicznie przemienił się w powstanie, do którego przyłączali się nie tylko Kozacy z innych jednostek, lecz również chłopi. Trwające dwa lata zamieszki objęły cały Wołyń, Bracławszczyznę i Kijowskie, a stłumiono je dopiero w 1593 r., po wspólnej akcji szlacheckiego pospolitego ruszenia i wojsk koronnych. Kosiński poległ w walce. W tym samym mniej więcej czasie Sejm uchwalił konstytucję „O Niżowcach”, w której m.in. stwierdzano: „Niżowcy i insi wszyscy ludzie, którzy swawolnie kupili się, najazdy jakie czyniąc albo gwałty i także granice państwa naszego chcieliby swobodnie przechodzić, mają być uznani za wrogów ojczyzny i zdrajców”.

Nie na wiele zdał się surowy ton ostrzeżenia, gdyż już w następnym roku do boju ruszyli Semen Nalewajko i Hryhory Łoboda, wykorzystując akcję werbunkową na wyprawę przeciw Tatarom. W 1596 r. powstańcy znów ponieśli klęskę, ale tym razem oddziałami pacyfikacyjnymi dowodził sam hetman wielki koronny Stanisław Żółkiewski.

Kozaczyzna stała się na ziemiach ukraińskich siłą, z którą musiano się liczyć. Niektórzy z jej dowódców byli tytułowani hetmanami, a ludność miejscowa zaczęła dostrzegać w Kozakach nie tylko bliskich sobie kompanów, przy których można się łatwo wzbogacić, lecz przede wszystkim mężnych i, co ważniejsze, jedynych obrońców interesów ukraińskich. Z owej jedności interesów nie zdawano sobie jeszcze wówczas sprawy. Odczuwano ją raczej intuicyjnie, demonstrując jedynie okazjonalnie lub przez coraz częstsze ucieczki młodych wieśniaków na Sicz w celu zasilenia szeregów kozackich. Kozak stawał się dla chłopa symbolem wolności osobistej oraz interesującej przygody. Życie na Siczy, której położenie zmieniało się kilkakrotnie, idealizowano, chociaż doskonale zdawano sobie sprawę z istniejącego rozwarstwienia. Nie był to tylko podział na starszyznę: atamanów, pułkowników, sędziów, pisarzy, buńczucznych, kaznaczejów (skarbników) itp. i na gołotę. Hierarchia siczowa stanowiła bowiem projekcję znacznie poważniejszych różnic społecznych. Jedni mieli nawet spore majątki, drudzy nie posiadali niczego więcej poza tym, co nosili na sobie.

Kozacka drobnica nie myślała o przyszłości. Stan rzeczy uznawała za trwały i nie zamierzała go zmieniać. Rabunek był tylko rabunkiem, nie kryjącym w sobie jakiejkolwiek większej idei, hasła czy programu. Rodząca się ukraińska świadomość narodowa wciąż jeszcze nie wychodziła poza elity: wyższe duchowieństwo, przedstawicieli wielkich rodów ruskich czy też urzędników koronnych miejscowego pochodzenia.

Sytuacja zmieniła się radykalnie po unii brzeskiej z 1596 r., która doprowadziła do formalnej likwidacji prawosławia na ziemiach Rzeczypospolitej i podzieliła mieszkańców ziem kresowych. Cerkiew właśnie w Kozaczyźnie ujrzała swojego jedynego obrońcę, natomiast Kozacy chętnie do swoich haseł włączyli przywrócenie poprzedniego stanu, stopniowo eskalując swoje żądania, zresztą nie bez udziału tych duchownych, którzy nie chcieli podporządkować się postanowieniom brzeskim.

Zamieszanie na wschodzie Rzeczpospolitej, jakie trwało na przełomie XVI i XVII stulecia, najpierw wyprawy Dymitrów Samozwańców na Rosję, potem starcia z Turcją (Cecora i Chocim), podniosły znaczenie Kozaczyzny zarówno w wewnętrznej jak i zagranicznej polityce Rzeczypospolitej. Nic więc dziwnego, że gdy przez ziemie ukraińskie przejeżdżał udający się do Moskwy patriarcha jerozolimski Teofanes, sami Kozacy, kierowani przez swojego hetmana Piotra Konaszewicza-Sahajdacznego, ale – rzecz jasna – nie bez porozumienia się z miejscowym duchowieństwem, doprowadzili do reaktywowania całej hierarchii prawosławnej w metropolii kijowskiej, stając się współtwórcami nowego układu sił na Ukrainie. Teraz przez najbliższe kilkanaście lat nieustannie będą się domagać uznania tego stanu rzeczy przez władze Rzeczypospolitej. Stało się to dopiero w 1632 r.

Właśnie wtedy, po śmierci Zygmunta III, jeszcze przed kolejną elekcją, reprezentacja kozacka przybyła do Warszawy występując nie tylko w imieniu Kozaczyzny, lecz jako przedstawicielstwo Ukrainy i jej mieszkańców, oraz żądając zapewnienia udziału w elekcji, bo są przecież „jako jedno ciało członkami jednej Ojczyzny”. Odpowiedź senatorów, przez których delegaci zostali przyjęci, nie pozostawiała wątpliwości co do sposobu traktowania, jakiego mogą oczekiwać. Powiedziano im bowiem, że są chyba „takimi członkami Rzeczypospolitej jak włosy i paznokcie; wprawdzie są potrzebne, ale gdy zbytnio wyrosną, jedne ciążą głowie, drugie przykro ranią i oboje trzeba częściej przycinać”.

Zresztą okazji do przycinania nie brakowało, gdyż Kozacy zaczęli szukać sobie protektora poza Warszawą, który – jak sądzili – pozwoliłby wzmocnić ich pozycję w rozmowach z władzami Rzeczypospolitej, a być może nawet zechciałby związać się z nimi układem gwarantującym opiekę i autonomię w zamian za przejęcie zwierzchnictwa nad Kozaczyzną. O możliwościach samodzielnego prowadzenia tego rodzaju rozmów Kozacy przekonali się już niejeden raz, czy to przez pertraktacje z przedstawicielami cesarza Rudolfa, czy przez mieszanie się w wewnętrzne sprawy Chanatu Krymskiego i prowadzenie intryg na rzecz sprzyjającego im stronnictwa lub chana.

Niemal naturalnym sojusznikiem Kozaków wydawała się Moskwa – prawosławna, stale skonfliktowana z Rzeczpospolitą, nieodległa językowo, której terytorium, podobnie jak kozackie Zaporoże, było stale narażone na inkursje tatarskie. Nic więc dziwnego, że już w 1620 r. w Moskwie pojawił się przybyły z Siczy poseł Piotr Odyniec, który poinformował cara o chęci Kozaków oddania mu się w opiekę. Oferta jednak nie została przyjęta, gdyż niespełna dwa lata wcześniej Rosja zawarła z Polską rozejm w Deulinie i nie była przygotowana do podjęcia wysiłku zbrojnego na nowo.

Kozacy nie zdawali sobie sprawy, że po objęciu w 1613 r. władzy w Rosji przez dynastię Romanowów zaczęło się tam budowanie fundamentów imperium, które w przyszłości zgniecie wszelkie próby usamodzielniania się wchodzących w jego skład narodowości, nie mówiąc już o tym, że ewentualne powstanie państwa ukraińskiego musiało naruszyć stabilizację w Europie Środkowo-Wschodniej, o której trwałości decydowały relacje między Rzeczpospolitą, Turcją i Moskwą. Zburzenie tego ładu nie leżało w interesie żadnego z tych państw.

Tak więc świat między Wisłą a Dnieprem i Dniestrem pozostawał, wydawało się, taki sam jak poprzednio. Kozacy raz wspierali króla w jego działaniach wojennych, kiedy indziej stawali się główną siłą kolejnego powstania chłopsko-kozackiego na Ukrainie. Upomnienia i groźby trafiały na Sicz równie często jak zakazywane wyprawy mołojców do Stambułu. Kolejne ugody polsko-kozackie: olszanicka (1617 r.) i rastawicka (1619 r.) tylko na krótki czas rozładowywały sytuację. Z kolei zawarte w 1625 r. porozumienie kurukowskie pozostawiło poza sześciotysięcznym rejestrem aż 40 tys. Kozaków. Nic więc dziwnego, że na Zaporożu wybuchły zamieszki, a w 1630 r. – powstanie dowodzone przez hetmana Tarasa Fedorowicza. Siedem lat później przeciw szlachcie ruszył Paweł But zwany Pawlukiem, do którego później dołączyli atamani Karp Skidan i Dymitr Hunia. Potem jeszcze bezskutecznie próbował szczęścia Jacek Ostranica (Jakub Ostrzanin?).

Przez dziesięć lat (1638–1648) trwały na Ukrainie ­czasy złotego pokoju, ale społeczeństwo ukraińskie nie było już tym samym co przed pół wiekiem. Zdało sobie sprawę z własnej siły, nauczyło się decydować o swoim losie, nawet gdyby decyzja ta miała skutkować kolejnymi prześladowaniami i przelewem krwi. W tej sytuacji byle iskra mogła wywołać potężny pożar. Ową iskrą stał się znowu prywatny spór o niewielkie w zasadzie dobra między znanym na Ukrainie niegdyś pisarzem generalnym Wojska Zaporoskiego Bohdanem Chmielnickim a podstarościm Danielem Czaplińskim. To prawda, że Chmielnicki za kołnierz gorzałki nie wylewał, a w trudnych chwilach radził się wróżek, które podobno za sobą woził, ale tak czynili wówczas niemal wszyscy.

Wiadomo jednak, że nowy przywódca kozacki, który pociągnął ze sobą do wielkiego zrywu powstańczego praktycznie całą Ukrainę, przemieniając bunt w wojnę z Rzeczpospolitą, wykazał się niemałymi zdolnościami dowódczymi, a i w latach powstania 1648–1654 nieźle radził sobie z dyplomacją, zręcznie lawirując między Polską, Tatarami a Moskwą, włączając także do gry Rakoczego, a nawet odległą Szwecję. Przede wszystkim jednak w ciągu zaledwie kilku miesięcy w trzech bitwach rozbił całkowicie wojska koronne pozbawiając państwo polskie dowódców i dochodząc ze swoją armią aż pod Zamość.

Oczywiście przesadą jest zaproponowane ostatnio przez historyków ukraińskich Walerego Smolija i Walerego Stepankowa uczynienie Bohdana Chmielnickiego świętym i nadanie mu przydomka Wielkiego oraz nazwanie kierowanego przezeń ruchu rewolucją ukraińską, ale nie ulega wątpliwości, że właśnie ten hetman, ukraiński, a nie tylko kozacki, po raz pierwszy sformułował publicznie program budowy państwa ukraińskiego. Ba! Nawet wyjawił, w jakich granicach miało ono się znajdować. Co więcej, najbardziej zaskakujący jest fakt, że proponowane przez niego w manifestach i korespondencji granice Ukrainy niemal dokładnie pokrywały się z dzisiejszymi granicami państwa ukraińskiego!

Unia perejasławska, poddająca w 1654 r. Ukrainę władzy rosyjskiej i prowadząca do likwidacji Kozaczyzny na mocy dekretu carskiego w 1775 r., stanowiła wymuszony wynik określonego zbiegu wydarzeń historycznych. To prawda, że można je było przewidzieć, ale trudno tym błędem obarczać tylko Chmielnickiego, bo przecież niepoślednie miejsce odegrała w tym wypadku także krótkowzroczność elit politycznych Rzeczypospolitej.

Ostatnim kozackim działaniem na rzecz ukraińskiej niepodległości była próba podjęta na przełomie XVII i XVIII w. przez hetmana Iwana Mazepę, uporczywie w swych listach nazywającego Ukrainę Małorosją. Okazał się zbyt słabym przeciwnikiem dla Piotra I i wbrew własnym zamysłom i planom zaplątał się w kombinacjach ze Szwecją, Turcją oraz antyrosyjskim obozem w Polsce.

Mimo to pamięć o Kozaczyźnie, zwłaszcza o latach jej triumfów wojennych, jej obyczajach, prawdziwej i pozornej wolności, jaką ze sobą niosła, a przede wszystkim – ukraińskiej rodzimości, tożsamości i pochodzeniu przetrwała do dzisiaj, stając się symboliczną podporą wszelkich działań niepodległościowych.

Kozacy w Rosji

W XVI wieku na wzór Kozaków zaporoskich zaczęli organizować się zbiegowie z państwa moskiewskiego, osiedlający się nad rzeką Don i nad rzeką Jaik na Uralu. Na czele Kozaków dońskich, wyprawiających się na Tatarów krymskich i Turków, stała Rada Wojskowa i obieralny ataman. Autonomia, przyznana im w 1613 r. przez Michała Romanowa, była jednak systematycznie przez carów ograniczana. Kozacy jaiccy (uralscy) wzięli licznie udział w powstaniu Pugaczowa. Po jego klęsce zostali pozbawieni całkowicie wolności kozackich, część z nich przesiedlono na Kubań i wybrzeże Morza Azowskiego, a część wzięła udział w kolonizacji Syberii. Władze rosyjskie, likwidując samodzielność Kozaków, wykorzystały ich stanową organizację do służby wojskowej. Poza Kozakami dońskimi, uralskimi i kubańskimi zorganizowano kozackie wojska wołżańskie (1733 r.), astrachańskie, zabajkalskie, amurskie. Starszyzna otrzymała rosyjskie stopnie oficerskie i szlachectwo; atamanem od 1827 r. był następca rosyjskiego tronu. Od XIX w. wojska kozackie wykorzystywano do tłumienia powstań i ruchów niepodległościowych. Podczas rewolucji w 1917 r. oraz wojny domowej, część Kozaków poparła Rząd Tymczasowy, część (Siemion Budionny) przeszła do bolszewików. W 1920 r. władza radziecka zniosła wszystkie formacje kozackie, ale w 1936 r. zezwolono Kozakom na zaciągnięcie się do Armii Czerwonej, a niektóre dywizje kozackie walczyły w jej szeregach w drugiej wojnie światowej.


Pozdrowionka

21.01.2005
13:47
smile
[88]

Bahr [ Pretorianin ]

Przekozaki z tych kozaków! jak się komuś spodobało to polecam..trylogię Sienkiewicza (zwłaszcza ogniem i mieczem). Ale film to był beznadziejny- zbyt amerykański

T_bone-->> A pokazałbyś się łaskawie na GG, co? to ci wszystko wyjaśnię.

21.01.2005
15:36
smile
[89]

T_bone [ Generalleutnant ]

Bahr--> Moja łaska nie zna granic :DD

21.01.2005
22:03
smile
[90]

olivier [ unterfeldwebel ]

To strasznee, wątek żyje:p Może ciut później przeczytam referaty Ubiego, a teraz zdradzę że zakupiłem w Empiku CM2:BtB. Zawsze przedkładałem realizm w walkach piechoty nad realizmem zmagań pancernych ale nie można być całe życie tak zasadniczym...

21.01.2005
22:15
smile
[91]

koksbox [ Pretorianin ]

Olivier myslisz ze piechota w CC jest bardziej realistyczna od tej z CM:BB?
<lol2>

21.01.2005
22:23
smile
[92]

koksbox [ Pretorianin ]

Zabrzmialo to troche jak atak, ale seria CC ma niezykle maly realizm. Wlasciwie tylko pojedynczy zolnierze na mapie stwarzaja pozory istnienia takowego.
W CC czolgi to fikcja, penetracje to bajka :D
Piechota podkrecona pod kazdym wzgledem by zachowac balans i grywalnosc.

Seria CC byla dosc realistyczna w czasach kiedy byla wydania :)
Teraz do takiego CM:AK brakuje jej bardzooo duzo. To opinia nie tylko moja, ale 95% bylych graczy CM :) Zapytaj sie np Klosia :D

pozdrawiam

21.01.2005
22:27
smile
[93]

koksbox [ Pretorianin ]

edit:
"wydana", "bylych graczy CC".

uff, ide spac, padam ze zmeczenia.

21.01.2005
22:53
smile
[94]

olivier [ unterfeldwebel ]

Trudno mi oceniać bo CM ledwo widziałem na żywo kilka razy, ale za to orientuje się jako tako w różnicach między CM a CC, może brzmieć to dziwnie ale postaram się nie ośmieszyć bo inaczej bym tego posta wogóle nie pisał. Chyba koxboksie nie zrozumiałeś a jeśli zrozumiałeś to nie masz racji. CM to odwzorowanie otwartego pola walki gdzie główną rolę odgrywa sprzęt pancerny i zmaganiom tegoż jest ta seria poświęcona, CC to odwzorowanie walk przede wszystkim w terenie zabudowanym, miastach, miasteczkach, wsiach, jak sama nazwa wskazuje walka toczy się w bliskim starciu czyli ogólnie między piechotą, wyłączając CCIII czołgi w Close Combat są tylko dodatkiem do piechoty.

Nie wiem czy piechota jest realistyczna tu czy tam, z wyglądu może i w CM bo chełmy ładnie leżą w 3D, jesli chodzi o walkę piechoty to w ciemno mogę postawić dużo że wygląda o niebo realistyczniej w CC, choćby dlatego ze toczy się cały czas w czasie rzeczywistym. Jeśli zaś chodzi o algorytmy...dlaczego twoim zdaniem piechota jest podkręcona mogę się tylko domyślać, nie wiem czy miałes na myśli jakąś konkretną część, mod czy tak tylko uogólniłeś. W różnych tematycznych książkach jak byk przewija się że rządził karabin maszynowy, granaty i walka wręcz, broń ręczna na bliskie dystanse, itp. Ostatnio czytam "O jeden most za daleko" i ta reguła jak w każdej książce znowu się potwierdza raz po raz. Można mieć jedynie zastrzeżenia co do szybkich zgonów całych drużyn ale to nie wina plastycznych żołnierzyków ale tego kogoś kto siedzi przed monitorem - ilez to razy pchamy pod nóż pojedyńczych szczęściarzy którym udało się ocaleć w odróznieniu od reszty drużyny. To tylko 2D i gdy zbliża się do siebie dwie wrogie grupki piechoty robi się masakra, normalnie przez godziny na pierwszym piętrze potrafili siedzieć np. Rosjanie, a w piwnicy Niemcy i nie musieli się wcale wyżynać, czyż tak jest moze w CM?:)

Jeśli przed instalacją CM2:B2B napisze że ukazania walki piechoty z CC długo jeszcze nie przebije żadna strategia w systemie tur z widokiem 3D to mogę wyjść na błazna, ale jestem 100% pewny że jeszcze teraz nie wyjdę:)

21.01.2005
23:53
[95]

T_bone [ Generalleutnant ]

Kto powiedział że 95% się nie może mylić :DDD Jestem ciekaw ile definicji realizmu mógły przedstawić każdy gracz CC czy CM :P To takie względne pojęcie...
Kiedy gram w CC widze na ekranie wojne bez cenzury, to właśnie ten konretny okrutny "realizm" i ukazanie ludzi się dla mnie liczy. W Close Combat udało się wytworzyć coś co sprawia że statystyki, wyliczenia na których opiera się każda gra stanowią tylko tło i na ich błędy, niedociągnięcia nie zwraca się tak wielkiej uwagi. Jeśli ktoś grał w CC i dostrzegł prawdziwą istotę tej gry to pozostanie jej wierny do czasu naprawdę godnego następcy.

21.01.2005
23:59
[96]

T_bone [ Generalleutnant ]

Faktem przechylającym szalę na stronę Combat Mission jest możliwość prowadzenia rozgrywek przez e-mail i H2H w bardzo prosty technicznie sposób, jest to niewątpliwie istotny element jeśli chodzi o przyrównanie obu gier.

22.01.2005
10:37
[97]

U-boot [ Karl Dönitz ]

Jak dla mnie CC ma jędną zasadniczą przewagę nad CM

- gre w czasie rzeczywistym, na bieząco mogę reagować na wszystko to co dzieje się na planszy :-)
- a w CM tylko tury ;-(

ale jak to mowią:

"Każda pliszka swój ogonek chwali"

Pozdrowionka

22.01.2005
11:01
smile
[98]

koksbox [ Pretorianin ]

Czas rzecywisty w CC czyli dla wiekszosci graczy pozostaje tylko gra z kiepskim AI, gdyz lagi w tcp/ip sa ogromne. Nie wspominajac o innych problemach :), jak zawodach kto szybciej kliknie ;)

System WEGO z CM to najlepszy system jaki mozna stworzyc w strategii.
Koniec kropka!

22.01.2005
11:18
[99]

U-boot [ Karl Dönitz ]

kox --> pozwól, iż nie zgodzę się z Tobą jeśli chodzi o gre w CC przez sieć.

Spędziłem w ten sposób wiele godzin, chocby z Krwawym, Mackayem nawet z Liptonem i innymi tutaj nieznanymi osobami i lagi, zerwania łącza możnaby policzyć na palcach jedej ręki.

to tyle.

22.01.2005
13:47
[100]

olivier [ unterfeldwebel ]

Ja zaś rozegrałem kilkaset godzin po sieci i niemal żadnych lagów nie stwierdziłem i nie widziałem. Ciekaw jestem ilu z tych 95% graczy CM grało w coś wartego uwagi spod znaku CC po sieci. Bitwy pancerne w CM wymiatają tak samo jak w CC wymiatają walki piechoty. Skoro Korpus Amerykańskiej Piechoty Morskiej oparł jeden z elementów szkoleniowych na programie opartym o engine CC to chyba mówi samo za siebie.

Stwierdzenie zaś że coś jest najlepsze bo jest najlepsze (i kropka) ponieważ 95 % jest za ma wątpliwą wartość merytoryczną, gdyby tak było w filharmoniach grano by dzisiaj wieczorem Britney Spears albo Hip Hop.

22.01.2005
14:00
smile
[101]

olivier [ unterfeldwebel ]

nowe przynudzanie pod:

22.01.2005
14:07
smile
[102]

koksbox [ Pretorianin ]

olivier wedlug Ciebie walki piechoty wymiataja w CC bo podoba Ci sie filmowy realizm.
CC ma zanizone osiagi broni, oraz maksymalnie uproszczone morale piechoty, bo inaczej bitwy bylyby rozgrywane w przeciagu kilku minut.
W CC piechota praktycznie nie czuje strachu, sytuacje w ktorych oddzial sie zalamuje badz poddaje sa tak rzadkie, ze praktycznie ich nie ma. Zolnierze wbiegajacy pod lufy, szturmujacy na kilka oddzialow to norma.


W CM potrafi poddac sie cala kompania, mg potrafi ustawic sobie kilka plutonow, co prawda walki piechoty nie sa tak widowiskowe i arcadowe jak w CC, przez co zapewne Ci sie nie podobaja :)

Pozdrawiam

© 2000-2024 GRY-OnLine S.A.