Szalony_Pelikan [ Konsul ]
Fakty i mity o wspaniałych polskich więzieniach
Kryminał przed buntem. Absolutnie bez szyi
Tomasz Lipko 20-09-2004, ostatnia aktualizacja 17-09-2004 19:22
Polskie więzienia. Kryzys przychodzi najpóźniej po roku życia na metrze kwadratowym
Paweł, 34 lata: - Zwyczaj, który znienawidziłem najbardziej - pierwszeństwo srania. 15-osobowa cela, w której upchnięto 25 osób, po porannej kawie staje się wielką siłownią zwieraczy. Ci, którzy mieli najsłabsze, a więc najstarsi, muszą męczyć się najdłużej. Często nie wytrzymywali.
Paweł siedzi z § 296 kk. Był urzędnikiem bankowym, został skazany za udział w dużej malwersacji finansowej. Więźniowie uznali go za chytrego burżuja, który nie zasługuje na żadne prawa. W ten sposób Paweł znalazł się na końcu kolejki do kibla.
- Stałem na baczność, ściskając rękami pośladki, ale i ja zacząłem popuszczać. W końcu z puszki do kawy zrobiłem prymitywną kaczkę i załatwiałem się w łóżku. Było to upokarzające, bo pół celi się na mnie złośliwie gapiło.
Więzienna hierarchia, jaką Paweł znał z książek, różniła się od tego, co zastał na miejscu. Powitał go sepleniący kurdupel, mózg narkotykowego gangu ze Śląska. Był najważniejszy i całą celę trzymał twardą ręką. Na wolności miał dużo przyjaciół i dzięki nim przy sobie dużo gotówki. - Za gotówkę w więzieniu można dziś kupić wszystko - mówi Paweł - a najprędzej współwięźniów, czyli pozycję w celi.
Paweł był bity tylko dwa razy. Najpierw już drugiego dnia za to, że kiedy naruszył kolejność w kiblu, wyciągany na siłę pobrudził deskę. Potem jeszcze za to, że nie posprzątał celi. Biło dwóch osiłków: były komandos i potężny rolnik z Podlasia, lokalny działacz Samoobrony. Obydwaj bili na tyle mocno, że Paweł nie stwarzał już więcej problemów w zatłoczonej celi i - co ważne - nie zajmował w niej za dużo miejsca. Stał się częścią wielkiej, anonimowej społeczności. Więziennej biedoty.
- Pamiętam bunt w Nysie w 81, jako młodociany złodziej odsiadywałem tam swój pierwszy wyrok - wspomina Marian, 50-letni notoryczny złodziej włamywacz. - Recydywa zbuntowała się przeciwko klawiszom. Nigdy nie widziałem ich tak przerażonych jak wtedy. Ale wszyscy wiedzieliśmy, że nikomu z nich nie ma prawa spaść włos z głowy. Teraz następny bunt zorganizuje więzienny plebs. I będzie to bunt nie tyle przeciwko klawiszom, co przeciwko bezwzględnej młodzieży z gangów, która zaprowadziła nowe, okrutne porządki za kratami. Przewiduję sporo trupów.
Fetor
Liczba więźniów w Polskich zakładach karnych zaczęła gwałtownie rosnąć w 1999, po tym jak Sejm zaostrzył politykę karną. Już rok później szefowie więziennictwa alarmowali, że w więzieniach siedzi 60 tysięcy ludzi i zaczyna brakować miejsc. Tempo przyjmowania za kraty jednak nie spadło i tylko w roku 2000 przybyło prawie 10 tysięcy skazanych. W całym kraju na cele przerabiano wszystkie możliwe pomieszczenia: magazyny, świetlice, siłownie. Jak wynika z oficjalnych statystyk, w ten sposób uzyskano tylko 3 tysiące nowych miejsc, tymczasem kolejny rok przyniósł kolejne kilka tysięcy skazanych więcej. Od 2002 roku Polska przestała gwarantować więźniom ustalone w Międzynarodowej Konwencji o Zakazie Stosowania Tortur trzy metry kwadratowe na osadzonego. Bariera pękła i do cel zaczęto upychać niemal na siłę: masowo dostawiano trzecie piętra w starych pryczach, nowe prycze, a następnie nowe piętra w nowych pryczach. W rezultacie - jak wynika z dokumentów Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka - przeciętny więzień w Polsce musi żyć na przestrzeni półtora metra kwadratowego.
- Przepełnione cele zaczęły wyjątkowo cuchnąć jakieś trzy lata temu - opowiada Adam, były strażnik z pięcioletnim doświadczeniem. - Najpierw była to mocna stęchlizna. Kiedy kąpiele ograniczono do jednej tygodniowo, nutę przejął ostry zapach rozkładającego się potu, gnijącej spermy i niemytego ciała. W końcu przez ten bukiet przebił się smród ekskrementów i odtąd musieliśmy zmieniać mundury co kilka dni, ale i tak przechodziły fetorem. Po jakimś czasie przestawałem na to reagować, ale moja dziewczyna mówiła, że nawet po szorowaniu pod prysznicem cuchnę w łóżku gnojownicą.
Adaptowane w pośpiechu pomieszczenia nie są skanalizowane. Za muszlę klozetową coraz częściej robią posypywane chlorem wiadra.
- Kiedy sześciu mężczyznom upchniętym na dziesięciu metrach kwadratowych postawi się kloaczne wiadro, to z małej celi robi się cuchnący szalet - mówi Adam, który już jako strażnik więzienny został skazany za spowodowanie wypadku po pijaku. - W takich warunkach wszystkich obowiązuje jedna żelazna zasada: nie ma narzekania.
Za narzekanie jest bicie.
- Siedział z nami dziadek, 70-letni gość wrobiony przez pasierbicę w molestowanie seksualne - Marian, stary doświadczony garus twierdzi, że sam tą historią jest poruszony. - Okazało się, że to 16-letnia gówniara, którą dziadzio chciał pasem zagonić do nauki. Trzymali go w areszcie ponad rok. Dopiero sąd zorientował się, że jest niewinny, i go wypuścił. Ileż on razy dostał po mordzie za narzekanie, pogubił resztę zębów.
Paweł, bankowy oszust, w ciągu półtora roku tylko raz "zwariował". W roku 2003 było bardzo upalne lato.
- Mieliśmy termometr, upał w celi przekraczał 45 stopni. Zero wentylacji, okno zablindowane. W środku piekielny smród: 15 osób na 18 metrach kwadratowych. Wszyscy leżeli bez ruchu między dwoma mokrymi prześcieradłami. Rzyganie w kiblu oczywiście według kolejności, więc rzygałem do swojej kaczki. Jako najniższy w hierarchii musiałem jeszcze zmieniać "baldachimy" i moczyć wodą. W tym skwarze pękłem. Zacząłem tłuc głową o zbrojone drzwi tak, żeby jak najszybciej stracić przytomność. Nie było łatwo, udało się gdzieś tak za dziesiątym razem. To był jedyny bunt, na jaki było mnie stać.
Dźwięki
Adama, jako byłego klawisza, koledzy po fachu umieścili w pełnej izolacji od reszty więźniów. Inaczej prawdopodobnie nie przeżyłby trzech miesięcy. Adam przyznaje, że klawisze wymuszają spokój mocnym prewencyjnym biciem. Przed skazaniem pełnił dyżury w atandzie, czyli oddziale interwencyjnym przystosowanym do likwidowania ognisk buntu.
- Kiedy w ekstremalnych warunkach więźniowi odbija, łatwo potrafi zarazić tym innych, więc trzeba uważać. Przeważnie zaczyna się tak, że skazany wywraca w celi wszystko łącznie z kiblem i zaczyna wyć. Wtedy musi szybko dostać szmatę w usta i idzie do "dźwięków". "Dźwięki" to dźwiękoszczelna izolatka. Tam strażnicy biją tak, żeby wybić z głowy buntowanie się na co najmniej następny rok.
- Atmosfera napiętego kryminału polega na tym, że strażnicy boją się bardziej niż więźniowie - mówi Paweł Moczydłowski, pierwszy szef więziennictwa w III RP, dziś międzynarodowy ekspert penitencjarny. - Napięty kryminał może eksplodować, kiedy idą po gościa, a on krzyczy: "Mordują!!!". Według oficjalnych danych z ostatnich lat co najmniej w jednym przypadku kneblujący strażnicy przesadzili z nerwami i zakneblowali więźnia na śmierć.
Ale w branży tajemnicą poliszynela jest fakt, że oficjalne statystyki są, delikatnie mówiąc, zaniżane. Także te dotyczące samego przeludnienia i ilości wykorzystanego miejsca w więzieniach.
- W sierpniu tego roku zaludnienie w więzieniach wynosiło 114,4 procent - twierdzi płk Adam Szydłowski z biura prasowego Centralnego Zarządu Służby Więziennej. - Oznacza to, że liczba więźniów jest o ok. 9,5 tys. większa niż liczba miejsc.
- Przepełnienie przekracza 200 procent - mówi prof. Andrzej Rzepliński, szef polskiego oddziału Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, który co roku odwiedza kilkanaście zakładów karnych. - Bo jeśli uwzględnimy pomieszczenia socjalne przerobione na cele, ale niezbędne w więzieniu, jak sale odpraw, ambulatoria czy świetlice, to okazuje się, że w więzieniach mamy najwyżej 45 tys. normalnych miejsc.
Paweł Moczydłowski twierdzi, że przy takim zapełnieniu wzrost liczby pobić, gwałtów, samobójstw i morderstw jest podręcznikową reakcją ludzi poddanych dużemu stresowi.
Przypadki oficjalnie zakwalifikowane jako "samobójstwa" często są brutalnymi morderstwami. W inowrocławskim areszcie na początku tego roku trzech funkcjonariuszy ujawniło, że ich koledzy zakatowali w izolatce więźnia na śmierć, po czym odesłali jego zwłoki do kostnicy z informacją, że spadł ze schodów. Ale takie przykłady łamania solidarności wśród strażników zdarzają się niezwykle rzadko.
- Administracja i klawisze czują, że jest społeczne przyzwolenie na złe traktowanie skazanych, więc wykorzystują to - Adam, były klawisz, wspomina zabawy swoich kolegów, w których - jak twierdzi - sam nie brał udziału. - Na Rakowieckiej z pawilonu nr 2 na spacerniak prowadzi długi wąski tunel - ustawiają się z pałami i robią wybrańcom solidną "ścieżkę zdrowia". Najaktywniejsi z nich ćwiczyli to jeszcze za Gierka, więc szło sprawnie.
W tym roku Helsińska Fundacja Praw Człowieka udokumentowała przypadek chorego na serce więźnia, którego strażnicy w zakładzie przy Rakowieckiej zamęczyli na śmierć. Winni do dziś się nie znaleźli.
Krzyżyk
Skazani przebywają w celach zazwyczaj w pozycji leżącej, bo wówczas zajmują najmniej miejsca.
- Porządku pilnują przede wszystkim gangsterzy - mówi prof. Andrzej Rzepliński. - Biją, upokarzają, są taką wewnętrzną policją. Za przyzwoleniem strażników żołnierze mafii trzymają wszystkich za mordę.
Kiedy w maju w kilku więzieniach wybuchły nieśmiałe protesty przeciwko lokowaniu nowych skazanych w zatłoczonych pomieszczeniach, to właśnie gangsterzy pomagali uspokajać nastroje. Wiedzieli, że kiedy sytuacja wymknie się spod kontroli, to oni ucierpią najbardziej. - Klawisze z ulgą oddali część swojej władzy przestępcom ze zorganizowanych grup - przyznaje Adam.
- Wszechobecne gangi sprawiły, że strażnikom strach na dobre zajrzał w oczy - mówi Lucjan Pohylak, emerytowany strażnik z 30-letnim doświadczeniem. - W ostatnich latach zaczęło się straszenie rodzin, teksty w stylu "zapytaj żonę, czy miała krzyżyk na drzwiach".
Z danych Centralnego Zarządu Służby Więziennej (CZSW) wynika, że w zeszłym roku było prawie 60 napadów na funkcjonariuszy Służby Więziennej, z czego większość poza murami więzień.
- Coraz częściej po zgaszeniu świateł zdarza się wypuszczanie bandziorów - mówi prof. Rzepliński. - Wypuszczają na piętro, gdzie siedzi świadek w jego sprawie, żeby zlał go podwójnie: za karę i prewencyjnie.
- Przepełnienie więzień rzeczywiście staje się coraz większym problemem - przyznaje Luiza Sałapa, rzeczniczka CZSW. - Są tylko dwie możliwości rozwiązania tego problemu. Budowa nowych więzień związana z astronomicznymi wydatkami państwa, albo zmiana polityki karnej. Choćby wprowadzenie tzw. probacji, czyli "odpracowywania" winy na wolności przez tych, którzy dopuścili się lżejszych przestępstw, np. karczowanie lasów czy sprzątanie ulic przez drobnych złodziejaszków.
ABS-y
Warszawski Służewiec, jedno z więzień, w których panują najcięższe warunki. Oficjalnie - według danych CZSW - ok. 150 proc. przepełnienia. Upchani w celach siedzą ze sobą alimenciarze, młodociani i najbardziej niebezpieczni bandyci.
To ostatni zakład karny, w którym pracował Adam. Kiedy odchodził, na Służewcu panował już nowy ład. - Po rozbiciu przez policję kilku gangów pojawiło się mnóstwo młodych "pezetów" - wspomina Adam. - Przestępczość zorganizowana: młode, łyse, napakowane karki. Mówią o sobie ABS-y, czyli "Absolutnie Bez Szyi". Szybko wprowadzili swoje porządki.
- To najnowsze pokolenie gangsterów, mają po 18-25 lat - prof. Rzepliński określa tę grupę jako najbardziej bezwzględną.
Marian, który połowę swojego życia spędził w więzieniu, w ciągu jednego dnia spadł na sam dół więziennej hierarchii. Kiedy do jego celi przybyło trzech 19-letnich osiłków, skatowali go natychmiast, jak się tylko dowiedzieli, że on tu rządzi. Żeby pokazać wszystkim, że nie mają litości ani szacunku dla nikogo, od następnego posiłku kazali Marianowi jeść w kiblu. - Byłem starym warszawskim zakapiorem, który przetrzymał 20 lat i pękł jednego dnia przed trójką gówniarzy - dziś, na wolności, Marian twierdzi, że to była najgorsza rzecz, jaka spotkała go w życiu.
- W więzieniu duże wrażenie robi postura - tłumaczy Paweł Moczydłowski - zwłaszcza w tym ścisku. I za kratami razem z napakowanymi młodymi bandziorami nadeszła moda na anaboliki pomagające w rozbudowywaniu muskulatury. Furorę za kratami robi metanabol - tanie tabletki z testosteronem, które niszczą wątrobę i nawadniają organizm. Człowiekowi dosłownie puchną mięśnie. Rosną mutanty, które potrzebują dla siebie jeszcze więcej miejsca i są coraz bardziej niebezpieczne, bo mocne środki hormonalne zwielokrotniają agresję. Zaczepiają i biją za nic.
Zwłaszcza kiedy do środków hormonalnych dołączają jeszcze twarde narkotyki.
Dilerzy
- Przestępczość zorganizowana, którą udało się umieścić w kryminale, przyszła tam razem z większością swoich przyzwyczajeń - mówi Moczydłowski. - Rynek narkotykowy w więzieniach jest wart w tej chwili może i kilkaset tysięcy złotych.
- Rocznie?
- A skąd. Tygodniowo.
Przy panującym przeludnieniu wewnętrzne kontrole Służby Więziennej, nawet gdyby chciały, nie są w stanie tropić przestępstw popełnianych za murami przez swoich funkcjonariuszy.
- W praktyce oznacza to, że strażnicy mogą wnieść do celi i dwa wiadra koksu - mówi Adam - byleby tylko solidarnie podzielili się zapłatą.
- Administracja więzienna doskonale wie o rozkwicie handlu narkotykami - twierdzi Moczydłowski - ale kompletnie nic z tego nie wynika.
Obecny szef Służby Więziennej gen. Jan Pyrcak za zasługi dla ludowego więziennictwa odznaczany był Srebrnym i Złotym Krzyżem Zasługi jeszcze na przełomie lat 70. i 80. Teraz wśród dyrektorów zaprowadził psychozę: w więzieniach przede wszystkim ma być spokój. Na resztę nie ma pieniędzy.
- Kiedy pracowałem w Służbie Więziennej, dyrekcja wiedziała, że klawisze przemycają narkotyki - mówi Adam. - Za paczkę dragów albo wniesienie komórki można było zarobić do tysiąca. A przeciętna pensja klawisza to 1200 zł.
- Sam wnosiłeś?
- Wnosiłem. Głównie kokainę i amfetaminę. Gangsterzy potrafili się tak nawciągać, aż im się dymiło ze łba.
Z badań Instytutu Psychiatrii i Neurologii w Warszawie wynika, że co najmniej jedna czwarta osadzonych zażywa narkotyki. A wśród najmłodszych (20-24 lata) nawet jedna trzecia.
Pożądanie
- Jeszcze niedawno masturbacja w celi pozostawała czymś intymnym, człowiek chował się w kiblu i po cichu to załatwiał - wspomina Marian, uczestnik buntu w Nysie w 81. - Kiedy celą zaczęli rządzić młodzi, nawet to się zmieniło.
Młode oprychy organizują sobie zbiorowe sesje masturbacyjne, kiedy ich rozsadza po proszku.
Narkotyki i nowe zasady drugiego życia więziennego sprawiły, że pod więziennymi prysznicami pojawił się nowy rodzaj gwałcicieli. 17-19-letni chłopcy, skazani za ciężkie rozboje czy działalność w ramach zorganizowanej przestępczości. Bezwzględni, często odurzeni, gwałcą rówieśników. Czasem kuszą ich pieniędzmi, narkotykami albo luksusowym jedzeniem, jakie dostają w paczkach od kompanów z wolności.
- "Intymne widzenia" w więzieniach zanikają, bo nie ma już na nie miejsca - mówi Moczydłowski. - Niektórym powoli zaciera się różnica płci. Homoseksualizm staje się ostatnio modny. Panujący tłok, który stwarza warunki ciągłego lęku, a właściwie trwogi, powoduje w ludzkim organizmie zaburzenia, które u wielu kończą się desperackim zwrotem ku homoseksualizmowi.
Bunt
- Jak ktoś odsiedzi pięć lat, nie wychodzi już taki sam - przyznaje Paweł, od pół roku na wolności. - Do dziś czuję obrzydzenie do mężczyzn. Nie jestem w stanie wsiąść do zatłoczonego tramwaju, a zamiast windą wolę zasuwać 12 pięter na piechotę.
- Najgorzej mają ci ze średnimi wyrokami - Adam, były klawisz, mówi, że sam jednego alimenciarza odcinał ze sznura. - Kiedy taki "świeżak" dostanie dwa lata, mniej więcej po roku zaczyna mu odbijać. Zaczyna się w celi dusić, a wie, że jeszcze nie przesiedział nawet połowy.
- Atmosfera buntu daje się wyczuć wszędzie - mówi Marian, który ostatni wyrok przesiedział w czterech zakładach karnych. - Ludzie zamykają się w sobie, ale kiedy wybuchają, są nieobliczalni. Im bardziej człowiek czuje się stłamszony i wymęczony, tym mniej istotne są dla niego konsekwencje buntu.
Żeby zaiskrzyło, wystarczy zwykłe zaniedbanie przy kneblowaniu. Więzień, któremu odbija po kilkunastu miesiącach zamknięcia w przepełnionej klatce z szykanami, potrafi "rozbujać" cały oddział. Zanim w "dźwiękach" dostanie lanie, jest w stanie wypluć knebel razem z krzykiem, który wszystkie cele stawia na nogi.
Pierwszy sygnał to walenie michami w kraty i drzwi. Wtedy strażnicy boją się już wchodzić do cel. Pozostaje im czekać, aż opadnie wściekłość i wszyscy w celach z powrotem ułożą się poziomo. Przeważnie tak się dzieje. Ale kiedy walenie michami przechodzi w dudniący huk, dyrekcja ogłasza stan gotowości. Dudniący huk to odgłos więziennego buntu. Zawieszone na kocach, skręcone ze sobą łóżka służą buntownikom za taran. - Pamiętam, jak w latach 80. i na początku 90. futryny wyskakiwały razem z drzwiami i kawałkami ściany - wspomina Lucjan Pohylak, emerytowany strażnik. - Bujało ośmiu chłopów, teraz w celach jest i po 20. Wtedy wyskakiwały po ok. 20 minut intensywnego taranowania.
- A teraz?
- Od tamtego razu futryny nie były wymieniane.
- Jaki może być czarny scenariusz?
- Kiedy więźniowie wydostaną się już na zamknięte korytarze, trzeba przede wszystkim chronić wartownię, gdzie trzymana jest broń i amunicja. Jeżeli uda im się tam dotrzeć, uzbrojeni klawisze mają obowiązek się wycofać. Bunt może skończyć się użyciem oddziałów antyterrorystycznych, czyli masakrą.
- Nie było jeszcze kryzysu więziennictwa w Polsce demokratycznej - mówi Paweł Moczydłowski - ale na tłumienie buntów w więzieniach musi być przygotowana każda demokracja. Dotychczas więzienni buntownicy wzorowali się na protestach robotniczych i strajkach. Teraz "w modzie" jest terroryzm.
Strop
W tej chwili, według oficjalnych danych, liczba osadzonych w polskich więzieniach przekracza 80 tysięcy.
Według danych Ministerstwa Sprawiedliwości na wyznaczony sądownie termin odbywania kary dotychczas nie zgłosiło się do więzień 30 tysięcy skazanych. I nikt nie zamierza ich do tego namawiać. - Gdyby ich posadzić, to na pewno w całej Polsce więzienia by wybuchły - mówi Moczydłowski.
Niektóre budynki pod ciężarem kolejnych dopychanych więźniów zaczęły odmawiać posłuszeństwa. W więzieniu w Łęczycy doszło do zarwania się stropów, podobnie w Nysie i Barczewie.
Ministerstwo Sprawiedliwości doskonale wie, że więcej już się nie da upchnąć, więc umywa ręce, wskazując na policję. Policja twierdzi, że to sprawa ministerstwa, ale obie strony raczej unikają polemik, nie chcąc nagłaśniać problemu. W ten sposób 30-tysięczna rzesza bezkarnych skazanych co miesiąc się powiększa.
Schronisko
Adam, Marian i Paweł spotkali się na wolności w warszawskim schronisku dla więziennej biedoty. Od Pawła odeszła żona z dzieckiem (sąd nie przyznał mu żadnych praw), Adam postanowił studiować (w Warszawie stać go tylko na takie lokum), a Marian nie ma domu od dziewięciu lat. Jak mówi Ewa Jagodzińska, która zakładała ten ośrodek kilkanaście lat temu, wszyscy trzej mieli szczęście, że tu trafili. Bo w kraju są tylko dwa ośrodki opieki postpenitencjarnej. Tymczasem co roku z kryminału wychodzi kilkanaście tysięcy ludzi, którzy nie mają dokąd iść. To znaczy mają wyjście, a nawet dwa. Pod most albo z powrotem za kraty. Zazwyczaj wybierają to drugie.
*Personalia niektórych bohaterów na ich prośbę zostały zmienione
Polecam lekturę tym, którzy twierdzą jak to wspaniale jest w polskich więzieniach oraz zwolennikom dalszego zaostrzania kodeksu karnego. Zafundowaliśmy sobie na koszt SP populistyczną kampanię Kaczora będącą jednocześnie tym co Polakom wychodzi najlpiej, czyli - fikcją prawną. A, że ze sprawców "lekkich" przestępstw hodujemy sobie niezłą recydywę, bo oni po pobycie w celi z takim bydłem wyjdą na wolność, bez żadnych zahamowań? Kogo to obchodzi, ważne jest karać bardziej! Jak za wszystko bedzie kara śmierci to Kaczor też będzie krzyczał karać bardziej:)
VinEze [ Hasta la victoria siempre! ]
Szalony_Pelikan [ Konsul ]
VinEze
skorzystałem z wyszukiwarki, ale nie znalazłem :(
Proszę o wykasowanie tego wątku.