GRY-Online.pl --> Archiwum Forum

Właśnie wróciłem z musicalu - "Koty".

20.09.2004
14:19
smile
[1]

Kurdt [ Kocham Olkę ]

Właśnie wróciłem z musicalu - "Koty".

Gdzieś tak w połowie wakacji mama oznajmiła: babcia jedzie do Warszawy na "Koty" i spotkać się ze znajomym. Kto z nią pojedzie? - jako, że ja ogólnie kulturalny i kulturowy (inna rzecz - na "Koty" chciałem pojechać lwi czas temu) człowiek - zgłosiłem się.

I tak oto, wraz z babcią i 15 innymi osobami (wycieczka była organizowana przez biuro podróży Polan) znalazłem się w sobotę o 8.50 na parkingu pod kościołem w Pszczynie. Wsiedliśmy do busa. Szybko zorientowałem się w średniej wieku współpodróżników - okazało się, że znacznie ją zaniżałem. Oprócz mnie poniżej 30 nie było nikogo. Były właśnie dwie laski koło trzydziestki i reszta sami emeryci i renciści. Spoko. Zareagowałem w swój ulubiony sposób "no comments" i czym prędzej założyłem słuchawki discmana na uszy. Tak podróż mijała mi przy ostrzejszych rytmach (a mimo to słyszałem rozmowy tych staruszków! Jak ci "słabiutcy" emeryci to robią???), w Jaworznie dosiadła się jeszcze jedna para (renciści), a po ok. 5h jazdy byłem w stolycy. Najpierw miałem półtorej godziny wolnego - zjadłem coś naprędce w Barze pod Barbakanem i ruszyłem na stare miasto. W sumie Warszawa jest dość monotonna - ciagle tylko zabytki i zabytki :). Poza włóczeniem sie pomogłem jednej parze z Anglii dogadac się z miejscowymi. Po zakończeniu tzw. czasu wolnego ruszyliśmy do hotelu. Hotel Portos w któym mieliśmy zarezerwowane pokoje wygladał jak klasyczny pszczyński blok (dla niewiedzących - to nie jest komplement :)- na szczęscie w środku prezentował się może - nieokazale - ale czysto. Zameldowaliśmy się z babunią w pokoju, o 17.30 poszliśmy na kolację, potem szybko do pokoju się przebrać i o 18.00 była zbiórka - wyjazd do teatru Roma. Pod teatrem byliśmy w pół godziny później - tłum był nieziemski. Na szczęście mieliśmy już wykupione bilety. Pozostało zgłosić sie przy wejściu i już znalazłęm się na sali. Spektakl zaczynałsię o 19.00, a było jeszcze dziesięć minut czasu, więc udałem się po program. Kupiłem za - wygórowaną - cenę 15 zł. Broszurka formatu A4, fakt - że na ładnym papierze - ale 15 zeta to za dużo. Za pięć 19.00 na sali był już komplet (zadziwiające - musical jest grany od stycznia, a wciąż pełne sale!).

W chwilę później zgasło światło, pojawiłą się standardowa informacja o zakazei filmowania etc. i potem zaczęła się muzyka. GE - NI - AL - NA. A przede wszystkim oryginalna. Przełamuje wszystkie znane schematy. Najpierw coś skocznego, potem na chwilę przeskakuje w marsz pogrzebowy, zaraz wysokie tony - takie pomieszanie to nie jest coś często spotykanego w musicalach. Raz mocne, raz delikatne uderzenia i brzdęki. Tak minęła uwertura (dla nieczytających - wstęp :). Dziwne - dopiero jeden utwór, a ja już się spociłem :) Następnie na scenie pojawili się aktorzy. Stroje zostały zaprojektowane bezbłędnie. Tam gdzie trzeba obcisłe :), gdzie indziej postrzępione, z dodanym futerkiem, ogonami, pomalowane w odpowiednie wzory. Kolejny szok to song przewodni "Dachowy Song" - piosenka jest świetna. Na początku spokojna, potem rozkręca się - a co najważniejsze - łatwo wpada w ucho i człowiek nieświadomie ją podśpiewuje. Potem przyszedł czas na fabułę. Ogólnie chodziło o to, że jeden z kotów miał tej nocy zostać obdarzony nieśmiertelnością - a potem zapoznawaliśmy się z żywotami różnych kotów. Był Ram-Tam-Tam (luzak i maczo), Bywalec (żarłok i dżentelmen), Gus (stary, zapomniany aktor), Mefistofeliks (magik), Semaforro (kot pospieszny), Grizabella (odtrącona i porzucona - jedyna postać tragiczna w musicalu) i wiele innych. Mnie najbardziej przypadł do gustu ten pierwszy. Aktor miał doskonały głos i ruchy. Właśnie - ruchy. Aktorzy przeszli długie szkolenie, ażeby perfekcyjnie odtwarzać role kotów. Poruszają się jak prawdziwe, zaczepiają się, drapią. Poza tym scenografia. Raz widzimy ogromne klatki, potem trójwymiarowe niebo, potem scenę innego teatru. Wszystko jest zmechanizowane i mieni się jak w kalejdoskopie. A to pojawi się wielki zegar, a to ogromne karzesło. Świetne. Kolejne songi dorównują pierwszemu. Jak już wspomniałem - opowiadają historie poszczególnych kotów. Wyjatkami były "Dachowy Bal" - o balu kotów, na którym to miał zostac ogłoszony ów werdykt dotyczący nieśmiertelności, "Koci Raj" - o owej niejśmiertelności, "Przesłanie" - outro całego musicalu oraz oklepana, ale wciąż doskonała "Pamięć" (Memory). Song tak znany, wyk. m.in. prze Barbarę Streissend i inne. Doskonały, pełen dramaturgii utwór. W spektaklu pojawiło się kilka osób znanych skądinad, np. z Idola - Damian Aleksander (nie cierpię go, ale tu nawet się niezbyt narzucał), Patrycja Wódz (poczyniłą duże postępy od pierwszej edycji, gdzie do finału weszła ciałem. Chociaż trzeba przyznać, że owo ciało nadal prezentuje się ponętnie. Zwłaszcza w obcisłym kostiumie kota :), Mariusz Totoszko (nie grał żadnej specjalnej roli), Marta Smuk (patrz wyżej), Łukasz Zagrobelny (patrz wyżej). Podsumowując - "Koty" nie są musicalem do opowiadania. To trzeba po prostu zobaczyć i przeżyć. I trafiają do wszystkich (zarówno do starych emerytów, do słuchających metalu nastolatków, do zwykłych zjadaczy chleba, ludzi w sile wieku, dzieci - naprawdę do wszystkich). Polecam.

Następnego dnia znalazłęm w warszawskim Empiku soundtrack z "Kotów". Jak się nie mylicie - kupiłem. Za 39 zł - promocyjną cenę trafiłem. Błędem natomiast było wyjęcie go w autobusie powrotnym. Rozgorzała oń niemała wojna - w sumie posłuchałem go ostatni. :) A jakie teksty leciały :). "Mogła sobie też kupić", "Ja też chcę posłuchać", "Mam nadzieję, że on nie zamierza słuchać całej płyty" - to najłagodniejsze. Tja. Ogólnie soundrtack zawiera 14 piosenek (z ok. 20 w całym musicalu) i trwa niecałe 70 minut. Słucha się nader przyjemnie, bo nagrania studyjne są "czystsze" niż to co słyszymy ze sceny. Amen. :)

20.09.2004
14:41
[2]

-=chudy=- [ ]


Kurdt ----> Również byłem na tym musicalu. Po wyjściu byłem mocno wstrząśnięty. Ujmę to tak: GENIALNE. Owacje na stojąco przez ostre 5 min po opuszczeniu kurtyny. Miałem gdzieś książeczkę z Romy, ale nie mogę jej aktualnie znaleźć... Trudno mi dodać coś więcej ponad wypowiedź przedmówcy, bo to co widziałem przechodzi wszelkie pojęcie. Chętnie poszedłby jeszcze raz, ale na bilety strasznie długo się czeka. Cały musical oglądałem z zapartym tchem, cały czas będąc wgapionym w aktorów. Muzyka cudowna, choreografia po prostu niesamowita, kostiumy aktorów równie świetne i dopracowane. Tylko przerwy za długo trwały :) Ogółem ujmę prosto : ... Albo nie ujmę. Nie mogę znaleźć słowa na coś tak świetnie zrobionego. Gorąco polecam!

20.09.2004
16:54
smile
[3]

Kurdt [ Kocham Olkę ]

Racja. Poza tym były niezłe (ale tu niestety tylko: niezłe) efekty iluzjonistyczne - łapanie gwiazdek, podmiana kotów etc.

20.09.2004
18:56
smile
[4]

Misza [ Prefekt ]

dla zainteresowanych...

gorąco polecam filmową wersję z 1998 roku (wyszła w cywilizowanych krajach na DVD) - absolutna rewelacja w najlepszej obsadzie
link do Amazonu:
https://www.amazon.co.uk/exec/obidos/ASIN/B000064215/qid=1095698906/ref=sr_8_xs_ap_i1_xgl/026-5929697-8515648

a prawdziwym miłośnikom gatunku polecam live (only in New Wimbledon Theatre) i tylko kilka przedstawień (bo już dawno to przestali wystawiać...)... szczegóły pod poniższym linkiem...

i dopiero wtedy naprawdę docenicie jaką perełkę zrobił Andrew Lloyd Webber...

20.09.2004
19:47
smile
[5]

-=chudy=- [ ]

Znalazłem! Znalazłem książeczkę. Żałuję, że nie urodziłem się ze dwadzieścia lat temu w Londynie... Wtedy bym mógł obejrzeć oryginał... Andrew Lloyd Webber to geniusz. Wojciech Kępczyński (reżyser polskiej wersji) również doskonale wykonał swoją robotę... Potrzebowałem książeczki aby przypomnieć sobie nazwiska :)

© 2000-2024 GRY-OnLine S.A.