Attyla [ Legend ]
Fahrenheit 9/11
Witam.
Byłem wczoraj na filmie o tytule podanym w wątku. Nie wiem czy już byliście, ale ja osobiście wyszedłem z niego totalnie zdegustowany. Spodziewałem się dobrej dziennikarskiej roboty. tymczasem to co zobaczyłem to czysta, niczym nie skarzona propaganda mająca na celu zdeprecjonowanie Busha i jego polityki. Zarzuty jakie postawiono administracji amerykańskiej można streścić w kilku punktach:
1. Busch jest złym prezydentem, bo wygrał dzięki fałszerstwu cuy oszustwu;
2. Busch jest fatalnym prezydentem, bo przed 11 września roku pamiętnego jeździł zbyt często na wakacje;
3. Busch jest przedstawicielem przemysłu zbrojeniowego
4. Busch jest przedstawicielem przemysłu zbrojeniowego finansowanego przez Arabię Saudyjską i ibn Ladena
5. Busch jest przedstawicielem przemysłu zbrojeniowego, więc dąży do destabilizacji sytuacji politycznej i wojen;
6. Busch jest przedstawicielem przemysłu zbrojeniowego, więc wysyła synów narodu amerykańskiego na niesprawiedliwe wojny;
7. Busch jest przedstawicielem przemysłu zbrojeniowego, więc łzy amerykańskich matek i żon bic go nie obchodzą.
Powiem tak - być może, że większość informacji z filmu jest prawdziwych. Zostały jednak podane w tak stronniczo, że miast zdeprecjonować Buscha spowodowały tylko niewiarygodność jego krytyka. Kończąc - już wiem dlaczego niemal nikt w USA nie chciał bawić się w dystrybucję tego g****.
DKAY [ Generaďż˝ ]
Nawet Moor'a można przedstawić w bardzo niekorzystnym świetle jeśli wziąść i zmontować pare kawałków z jego życia. Film stronniczy na maxa...
zarith [ ]
masz zapewne na myśli busha:)
wiesz attylo, zastanów się nad jednym: co jest celem dokumentu. otóz imho celem dokumentu jest, tu będę banalny, udokumentowanie czegoś. Nie wierzę, żeby jakikolwiek człowiek na świecie był na tyle 'neutralny' żeby nie wpłynął na to, jak daną dokumentowaną sytuację ma widz odebrać. Reżyser też człowiek, i też ma prawo się przejąć. I teraz mamy moore'a. człowieka, który przedstawia dokument, i jednocześnie przedstawia otwarcie swój stosunek do dokumentowanych rzeczy. konserwatywnie patrząc, robi źle i bezczelnie manipuluje widzem. patrząc 'nowocześnie' (złe słowo, ale za wcześnie jeszcze na precyzyjne wyrażanie się:P), there is no spoon. bez względu na to, jak reżyser film wyreżyseruje, i tak pokaże to co będzie chciał - i tu moore jest uczciwszy, bo nie kryje swojego nastawienia do busha i skompromitowanej polityki amerykańskiej:).
'farenheit' zrobił w stanach rekord otwarcia i jest podobno najczęściej oglądanym filmem w usa, powiem więcej - po raz pierwszy od 30 lat amerykanin zrobili film o którym się w ameryce mówi, a nie beka wcinając popcorn i popijając colę. Za to moore'owi należą się brawa, bo przynajmniej nie jest to kolejny taśmowy wyrób filmopodobny, tylko obraz z którego nie dość, że płyną emocje, to jeszcze potrafią widza zmusić do myślenia. czy 'farenheit' jest filmem dobrym, odpowiedzieć musi sobie każdy - bo na to nie ma jedynej słusznej odpowiedzi.
Straszny_Ninja [ Pretorianin ]
----> zarith
Niestety nie mogę się z Tobą zgodzić. Masz rację, że każdy może wyreżyserować co chce i ja chce. Ale nie nazywaj tego doumentem, bo ten film doumentem nie jest. Obietywny nie jest nitk nigdy, więc ten argument nie ma sensu. Patrząc nowocześnie, nie znaczy wycinać z kontestu zdania, zestawiać je z obrazami do których się nie odnoszą, czyli łamać. a jednostronność tego filmu powinna go dyskwalifikować od poczatku, bo Moore czepia sie pojedynczych faktow nie pokazujac calego obrazu rzadow Busha i zeruje na prostej ludzkiej zazdrosci o wladze. Dlaczego uważasz, że nowocześnie jest łamać. Moore kiedyś powiedział, że bacznie obserwował Clintona, bacznie oberwuje Busha i bacznie będzie obserwował Kerry'ego i, i tak coś na nich znajdzie i im się dobierze do skóry. On ma jakis kompleks na punkcie wladzy. Krecac takie filmy widac, ze sam jej mocno potrzebuje. Na koniec idac Twoim tokiem myslenie, to Kronika Filmowa oraz filmy propagandowe III Rzeszy i ZSRR to dobra dziennkarska robota. Pozdrawiam.
Wozu [ Panzerjäger Raider ]
zarith -> Wiesz, a mi sie wydawalo, ze dokument, to faktycznie udokumentowani pewnego stanu rzeczy, ale bez angazowania sie w to autora. A tu niedosc, ze w tym "dokumencie" mamy jedna strone (w normalnych okolicznosciach nikt nie chcialby nawet slyszec o tym, ze tak to zostalo nakrecone), to jeszcze Moore wspaniale manipuluje informacja (nie faktami, bo fakt to fakt, a informacja moze byc bledna), tak aby fakty przemawialy na jego korzysc. Dlatego mozna go istotnie pochwalic za "montaz" ;)).
Mysle, ze taki czlowiek zrobilby nie mala kariere dzis np. na Bialorusi, nakrecilby dokument, jak to w Polsce ludzie pracy nie maja, gloduje, chleba nie widzia, tylko spogladaja z zazdroscia na Bialorus (w nawiazaniu do jednego z przemowien Łukaszenki sprzed bodaj 2 lat) lub w Korei Polnocnej, zrobilby kolejny dokument, jak zdrowo spozywac trawe, ziemie i wode (w nawiazaniu do informacji o audycjach nadawanych w polnocnokoreanskiej telewizji). To jest wlasciwy poziom wypowiedzi dla Moore'a. I lepiej dla nas wszystkich jesli zostawi kolejna "prawdziwa prawde" tylko dla siebie.
Attyla -> Amerykanie moga uwierzyc Moore'owi i to jest straszne. W koncu to jakis autorytet, ma namacalne dowody: Oscara za "Zabawy z bonia" i Zlota Palme za wlasnie "Farenheit 9/11". Do tego przedstawia Irak, jak kolejny Wietnam, czyli w umysle Amerykanina, wojne ktorej nie dalo sie wygrac. Plus kilka scenek, ktore bardzo kontrastuja (np. elita sie bawi, zolnierze walcza/gina itp.).
zarith [ ]
'Obietywny nie jest nitk nigdy, więc ten argument nie ma sensu'
chodzi o to, że właśnie ma. skoro nikt nie jest obiektywny, ani ci co robią filmy grzeczne, ani ci co robią niegrzeczne, to o co chodzi? dokument o papieżu może być równie zakłamany co dokument o hitlerze.... swoją drogą, skoro już szedłeś moją drogą rozumowania, pozwól że wyprowadzę cię z chynchów w które zbłądziłeś:
'idac Twoim tokiem myslenie, to Kronika Filmowa oraz filmy propagandowe III Rzeszy i ZSRR to dobra dziennkarska robota'
po pierwsze, kronika filmowa to jest znakomita robota. nieocenione narzędzie histograficzne. po drugie, dla mnie dobrą robotą jest coś, co jest dobrze zrobione. jak się nazywał ten dokument leni riefenstahl? 'triumf woli'? ten o zjedździe nsdap w 34 za który zdobyła główną nagrodę w wenecji? świetny film świetnej reżyserki. i w dupie mam że to film faszystki o faszystach, do tego jak sie z biegiem czasu okoazało totalnie nieprawdziwy. Klasę riefenstahl należy docenić tak samo jak klasę moore'a - tyle że leni wdała się w romans z hitleryzmem, oczywiście, więc trochę tam cuchnie:). ponieważ historię piszą zwycięzcy, odrzucam twierdzenie o możliwości uchwycenia prawdy absolutnej. i w związku z tym, dopuszczam treść podaną w dość dowolnej formie, z dowolnym komentarzem - u moora jest to o tyle przyjemne, że jego formę można odebrać jak treść. lub nie, i śmiać się z tych co tak robią:)
gereg [ zajebisty stopień ]
zwolennikom moora proponuje przeczytanie recenzji ces'a, jednek z najlepszych polskich krytykow filmowych.
do przemyslenia
Filmowy pamflet na prezydenturę George'a W. Busha. Pamflet, którego nadrzędnym celem jest narzucenie widzowi określonej interpretacji tej prezydentury. Interpretacji składającej się z apriorycznie przyjętych tez
Po pierwsze, że Bush jr. jest nieudacznikiem i leniem, i dlatego nie nadaje się do pełnienia roli prezydenta. Że wybory w 2000 r., po skandalu z liczeniem głosów na Florydzie, wygrał tylko dzięki przekrętowi, w którym główną rolę odegrał Sąd Najwyższy składający się w większości z jego zwolenników i odrzuceniu ze względów czysto formalnych uzasadnionych protestów wyborczych, zwłaszcza ludności kolorowej. Że już pierwsze miesiące prezydentury udowodniły, że nie potrafi rządzić. Że atak 11 września 2001 r. na budynki WTC i Pentagonu wykorzystany został przez ekipę Busha do realizacji prawdziwego celu tych rządów: podsycania psychozy strachu umożliwiającego manipulowanie społeczeństwem, ograniczenia swobód obywatelskich przez uchwalenie ustawy Patriotic Act i napaść - najpierw na Afganistan, potem na Irak. Interwencja w Afganistanie była przy tym spóźniona, a polowanie na ben Ladena pozorne, bo rodzina Bushów od dawna związana jest interesami z klanem Ladenów. Natomiast jedynym celem napaści na Irak były interesy ekonomiczne: kontrolowanie drugich na świecie pod względem zasobności złóż ropy naftowej oraz zagwarantowanie korzystnych kontraktów amerykańskim koncernom zbrojeniowym, budowlanym i naftowym. Oraz że wojna jest złem, bo niesie śmierć i zniszczenie, deprawuje młodych żołnierzy i przynosi cierpienie rodzinom (a zwłaszcza matkom), jej główną funkcją zaś jest konserwowanie podstawowego klasowego podziału narodu amerykańskiego na biednych i bogatych.
"Udowodnieniu" tych tez, a nazywając rzecz po imieniu - tej lewacko-anarchistyczno-pacyfistycznej interpretacji prezydentury Busha jr. - służą wszystkie zastosowane w "Farenheit 9.11" czysto filmowe chwyty: sączący się nieustannie z offu "jajcarsko"-sentymentalno-patetyczny komentarz autora, przeprowadzane przez niego wywiady i prowokacyjne hapeningi polityczne oraz różnorodny, ale zawsze stosownie pocięty i zmontowany materiał zdjęciowy. Ale służą niezbyt skutecznie. Wykorzystywane są bowiem w sposób nachalny, a przez to nieprzekonujący. I od początku filmu widać jak na dłoni, że wszystko podporządkowane jest tu czysto propagandowym (a nie poznawczym lub intelektualnym) intencjom Moore'a. Dlatego sugerowanym przez niego opiniom i ocenom uwierzyć może tylko bardzo naiwny i bezkrytyczny widz, główny (jak podejrzewam) adresat filmu. Natomiast trudno traktować Moore'a jako partnera w poważnej dyskusji na takie tematy jak: walka z terroryzmem (o której nota bene nie mówi się w filmie ani słowa!), wojna w Iraku, problemy demokracji amerykańskiej, bieda i bezrobocie w Stanach Zjednoczonych czy sens amerykańskiego patriotyzmu.
Ta prostacka agitka polityczna, niemająca nic wspólnego z jakkolwiek pojmowanym "filmem dokumentalnym", uhonorowana została Złotą Palmą w Cannes, co zdaje się świadczyć o tym, że jury tego wielce szacownego festiwalu kieruje się w werdyktach aktualnymi emocjami politycznymi, tanim antyamerykanizmem oraz "lewicowymi" i pacyfistycznymi nastrojami, nie zaś intelektualno-poznawczo-estetycznymi kryteriami. Może więc warto zastanowić się, czy podtrzymywany przez polskich recenzentów obraz canneńskiego festiwalu jako najważniejszej na świecie imprezy promującej kino artystyczne nie jest po prostu mitem, czyli opowieścią, która nie ma nic wspólnego z rzeczywistością.
Soulcatcher [ Prefekt ]
Film podobał mi się pod względem warsztatowym, jest naprawdę całkiem nieźle zrobiony.
Nie jest to jednak film dokumentalny lecz jednostronna ostra krytyka republikańskiego prezydenta w wykonaniu zagorzałego demokraty i liberała.
zarith [ ]
no ale, kurczę. ludzie i krytycy filmowi. czy wam się wydaje, że jesteście wyjątkowi? że tylko wy jestescie na tyle inteligentni, że zauważyliście propagandowe jazdki moore'a? nie, moi drodzy! zauważył je każdy z iq powyżej 100! i moore doskonale sobie z tego zdaje sprawę! prostacka agitka polityczna my ass, panie wielki przemądrzały krytyku. ten film można równie dobrze odebrać jako walkę z prostackimi agitkami politycznymi, i to właśnie dzięki temu ze jest jaki jest (ale nie jak wiśniewski).
gereg [ zajebisty stopień ]
i wlasnie dzieki temu, a raczej nie dzieki, lecz przez to, nie ma nic wspolnego z filmem dokumentalbym, za jaki probuje uchodzic ;-)
zarith [ ]
gereg --> najpierw, musiałbyś sobie odpowiedzieć na pytanie, co 'farenheit' dokumentuje. być może moorowi nie chodziło do końca o busha? być może chciał tym filmem udokumentować działanie mediów (jeśli tak, udało mu się w 100%)? poza tym, co ciekawe, nikt z tezami postawionymi przez moore'a nie walczy... bush rzeczywiście 'wygrał' wybory nieuczciwie (nie wnikam w szczegóły prawne, tylko w istotę demokracji - na przeciwnika busha głosowała większość głosujących), faktycznie ma powiązania i to ogromne z przemysłem zbrojeniowym, faktycznie większość jego decyzji politycznych i gospodarczych można o kant dupy potłuc, faktycznie kłamał (świadomie czy nieświadomie - nie wnikam) w sprawie iraku... no ale to jest nieważne, bo przedstawione w formie ataku. dlaczego? czy rzeczywiście forma jest tak ostra, że nie można spojrzeć na treść? czy rzeczywiście wszystkie filmy muszą być takie jak chcą panowie niedowartościowani krytykowie? powiem inaczej - nie chcesz traktować farenheita jak dokumentu, nie traktuj. ale obejrzeć i tak warto:).
Wozu [ Panzerjäger Raider ]
zarith -> Tak niestety nie jest, jesli sie wezmie pod uwage np. wypowiedz Moore'a na rozdaniu Oscar'ow sprzed poltora roku temu. A i tak sam Moore niepochlebnie o Bushu wypowiadal sie przed tym wydarzeniem. Wiec caly jego "dokument" to uparte dazenie aby udowodnic jego wczesniejsze wypowiedzi. Byl znanzy z nich wczesniej i dal im upust w tym filmie.
zarith [ ]
okej, wozu. tyle, że jego poprzednie wypowiedzi są prawdą... albo są jej bardzo blisko.
mortan_battlehammer [ Legend ]
po pierwsze nie nie wiem dlaczego oficjalnie jest uzywane słowo dokument, skoro tam wszytko sie nie zgadza sawielkie przeklamania itd, a Moore'a to od wiek wiekow jest zjadłym lewicowcem wiec nalezy sobie go podarowac , jak to mawiał towarzysz Lenin" porzyteczny idiota" zawsze sie przyda, teraz ujawnił sie po raz kolejny w psotaci w postaci Moore'a
L@WYER [ Valaraukar ]
IMHO lepszą (o wiele) robotę odstawiała Leni Riefenstahl - w przeciwieństwie do Moore-a miała przynajmniej jakąś klasę.
" Fahrenheit 9/11" nie jest pierwszym quasi-dokumentalnym filmem Moore-a - takie np. "Zabawy z bronią" zrobione były na identycznej zasadzie - żonglerka faktami, które pasowały twórcy i nic więcej poza tym.
mortan_battlehammer [ Legend ]
Zamieszczam ciekawy artykuł ktory moim zdaniem dosc dobrze oddaja "rzetelnosc" dziennikarska Moore'a:
1 USA w kieszeni Arabów
Oskarżając prezydenta Busha o zdradę interesów Ameryki, twórca "Fahrenheita 9/11" przedstawia dowody słabe i naciągane. Jednak uwikłanie wielu amerykańskich polityków w prywatne interesy z Saudyjczykami może być groźne - pisze Robert Stefanicki
To film mocno kontrowersyjny, ale też politycznie ważny, skoro może wpłynąć na wynik elekcji prezydenckiej w USA - najważniejszych wyborów świata. Michael Moore, reżyser "Fahrenheita 9/11", nie ogranicza się do wykpiwania nieudolności George'a W. Busha. Stawia mu zarzut najcięższy z możliwych - zaprzedania się obcemu rządowi i kapitałowi. To zaś oznacza zdradę stanu.
Spośród 19 porywaczy samolotów, które 11 września spadły na Nowy Jork i Waszyngton, 15 było obywatelami Arabii; z tego kraju pochodzi również Osama ben Laden. Czemuż więc - pyta Moore - wkrótce po zamachu 140 Saudyjczykom, w tym członkom rodziny ben Ladenów, pozwolono opuścić USA po ledwie pobieżnym przesłuchaniu przez FBI? Dlaczego 13 września Bush zaprosił do Białego Domu ambasadora saudyjskiego na długą rozmowę prywatną? Czemu Ameryka uderzyła na Irak, nie zaś na Arabię Saudyjską? Reżyser odpowiada: bo Saudyjczycy zainwestowali w firmy powiązane z rodziną Busha i czołowymi republikanami prawie półtora miliarda dolarów. I dlatego prezydent tylko udaje, że walczy z terroryzmem.
Szczodry książę
Stosunki saudyjsko-amerykańskie nabrały szczególnego charakteru nie w erze Busha, lecz wcześniej - za Ronalda Reagana. Na początku lat 80. sytuacja na Bliskim Wschodzie nie układała się pomyślnie dla USA - Afganistan okupowała armia sowiecka, w Iranie fanatyczny ajatollah Chomeini obalił proamerykańskiego szacha, cena ropy wzrosła kilkakrotnie... Reagan postanowił zatrzymać ekspansję ZSRR trzema różnymi sposobami - poprzez wyścig zbrojeń, promocję przemian demokratycznych i pomoc partyzantkom antykomunistycznym na całym świecie. Na zagraniczne awantury brakowało jednak pieniędzy, a przede wszystkim - po wciąż pamiętanej klęsce w Wietnamie - przyzwolenia społecznego. Waszyngton potrzebował więc zamożnego przyjaciela, który zechce pełnić funkcję bankiera i pośrednika.
Rijad pasował idealnie. Saudyjczykom zależało na klęsce ateistycznego reżimu sowieckiego i powstrzymaniu szyickiej rewolucji Chomeiniego, którą sunniccy ortodoksi uważali za równie bezbożną. Saudowie obawiali się, że zarówno dla Moskwy, jak i dla Teheranu ich opływający w bogactwa kraj będzie następnym celem. W sąsiednim Jemenie i Etiopii reżimy zbałamucone przez Kreml już wybrały sierp i młot zamiast półksiężyca. Z kolei Chomeini, marzący o eksporcie swej rewolucji poza Iran, mógł znaleźć posłuch wśród szyickiej mniejszości w Arabii. W tej sytuacji Waszyngton i Rijad zawarły sekretny sojusz.
W owym czasie dla obu partnerów Iran uwikłany w wojnę z Irakiem (wspieranym przez USA) wydawał się mniej groźny niż sowieccy komandosi w Kabulu. USA i Arabia włożyły więc w afgańską partyzantkę 3 mld dol. Jednym z Saudyjczyków koordynujących pomoc dla mudżahedinów był Osama ben Laden. Na prośbę USA Arabia finansowała też - o czym wszakże mówi się mniej - antykomunistyczne partyzantki w Nikaragui, Angoli, Etiopii i Kambodży, a nawet wspierała włoskich chadeków w walce wyborczej przeciw komunistom.
Kluczowym pośrednikiem w tych transakcjach był książę Bandar ben Sultan, saudyjski attaché wojskowy, a od 1983 r. ambasador w Waszyngtonie. To z nim w filmie Moore'a 13 września 2001 r. prezydent Bush pali cygaro na balkonie Białego Domu, podczas gdy w oddali dogasają zgliszcza Pentagonu. W 1981 r. Bandar namówił Kongres USA do sprzedania Arabii - wbrew lobby proizraelskiemu - zaawansowanego systemu obronnego AWACS. Książę tłumaczył dziennikarzowi: "Gdybyście wiedzieli, co robimy dla Ameryki, dalibyście nam nie tylko AWACS, ale i broń nuklearną".
Bandar traktowany jest przez Bushów niemal jak członek rodziny. Bywa w ich posiadłościach, przekazał - co wytyka Moore - milion dolarów na bibliotekę prezydencką Busha. Dodajmy, że saudyjski król Fahd dał kolejny milion na zainicjowaną przez Barbarę Bush kampanię walki z analfabetyzmem. Wcześniej tyle samo dostała fundacja antynarkotykowa Nancy Reagan. Warto też odnotować skromne 20 mln dol. dla Uniwersytetu Arkansas - macierzystej uczelni Billa Clintona. Z saudyjskich pieniędzy korzysta większość amerykańskich instytutów politologicznych, wszystkie biblioteki prezydenckie i wiele organizacji humanitarnych. W jednym z wywiadów książę Bandar zdradził, że Saudyjczycy starają się także "opiekować amerykańskimi przyjaciółmi, którzy opuszczają posady rządowe".
Tankowiec pani Rice
Współpraca przynosi korzyści obu stronom. Amerykanie kupują saudyjską ropę i zapewniają Arabii bezpieczeństwo. Saudyjczycy kupują w USA broń i przyznają tamtejszym firmom licencje na inwestycje komunikacyjne, budowlane i wiercenia. W latach 1950--2000 wymiana handlowa rosła w średnim tempie 70 proc. rocznie. Od dawna wielu znaczących polityków amerykańskich było zaangażowanych w firmach robiących interesy z Arabią.
Jedną z najważniejszych jest Carlyle Group. W gronie doradców tego koncernu zasiada George Bush senior, który za jedno wystąpienie w imieniu firmy dostaje ponoć nawet 100 tys. dol. Jednocześnie jest on doradcą swojego syna prezydenta.
Wieloletnim szefem Carlyle był Frank Carlucci, doradca ds. bezpieczeństwa narodowego i sekretarz obrony w rządzie Reagana. Firma zatrudnia też Jamesa Bakera, sekretarza stanu w gabinecie Busha seniora. Junior był zaś w swoim czasie dyrektorem firmy kateringowej wykonującej prace dla koncernu Carlyle.
Wiceprezydent Dick Chenney w drugiej połowie lat 90. kierował koncernem Halliburton, który w 2001 r. dostał kontrakt o wartości 140 mln dol. na budowę nowego pola naftowego w Arabii Saudyjskiej. Od wojny w Iraku, której Chenney był gorącym zwolennikiem, Halliburton czerpie gigantyczne zyski ze zleceń na zaopatrzenie wojsk koalicji oraz odbudowę irackiej gospodarki i infrastruktury.
Condoleezza Rice, doradca prezydenta Busha ds. bezpieczeństwa narodowego, zasiadała w radzie Chevronu - amerykańskiego partnera saudyjskiego państwowego koncernu naftowego Aramco. Jeden z tankowców Chevronu nosi nawet imię pani Rice. Kilku członków rządu Busha seniora zasiada w radach firm eksploatujących złoża w Azerbejdżanie wspólnie z członkami saudyjskiej rodziny królewskiej.
Ale - o czym Moore chytrze milczy - nie tylko republikanie korzystają z saudyjskich kontraktów. Wśród doradców i partnerów wspomnianych tu firm są także prominentni demokraci, w tym członkowie ekip Clintona i Cartera.
Romans z talibami
Czy pobieranie pensji przez byłych członków administracji w firmach robiących interesy z Saudyjczykami świadczy o korupcji i wpływa na politykę rządu? Nie ma na to dowodu. Podczas swojej prezydentury Bush podjął tylko jedną decyzję, która miała poważny - na dodatek negatywny - wpływ na interesy koncernu Carlyle. Zrezygnował z wartego 11 mld dol. zaawansowanego systemu artyleryjskiego, którego producentem była firma należąca do Carlyle Group.
Ulubionym "dowodem" na to, że spółki naftowe trzęsą rządem USA, jest gigant naftowy Unocal. W 1995 r. koncern ów stworzył spółkę z Saudyjczykami i rozpoczął lobbing na rzecz budowy rurociągu z Morza Kaspijskiego do Arabskiego przez Turkmenistan, Afganistan i Pakistan. Afgańscy talibowie wstępnie zgodzili się na rurociąg w zamian za 100 mln dol. rocznej opłaty. By jednak ubić interes, Unocal potrzebował uznania rządu talibów przez USA. W grudniu 1997 r. talibowie złożyli więc wizytę w Teksasie i Waszyngtonie. Z początku Biały Dom zastanawiał się nad uznaniem ich reżimu, z czasem jednak - pod naciskiem organizacji praw człowieka krytykujących m.in. łamanie praw afgańskich kobiet - zaczął odchodzić od tego pomysłu.
W 1998 r. al Kaida zaatakowała ambasady USA w Kenii i Tanzanii. W odwecie prezydent Clinton wysłał rakiety na kryjówkę ben Ladena w Afganistanie. Romans talibów z USA skończył się. Gdy w Białym Domu zasiadał Bush junior, projekt rurociągu był już historią. Moore niesłusznie krytykuje fakt, że przedstawiciele Waszyngtonu przyjęli w marcu 2001 r. delegację talibów. Wówczas bowiem nie chodziło o interesy; Afgańczycy przyjechali negocjować warunki wydalenia Osamy z ich kraju. Sensowniejszy byłby zarzut, że Amerykanie nie wykorzystali tej okazji.
Bezzasadna jest także przemycona w "Fahrenheicie" sugestia, że Bush zaatakował Irak na życzenie Arabii Saudyjskiej. Rijad nie popierał tej wojny. Jeżeli już, to skorzystał na niej Izrael. To, że dwóch największych sojuszników USA na Bliskim Wschodzie - Arabia Saudyjska i Izrael - nie darzy się sympatią, też jakoś dowodzi równowagi w polityce amerykańskiej.
"Fahrenheit" zawiera chwytliwe sceny, jak to - pomimo zakazu lotów po 11 września - rząd Busha pozwala opuścić kraj 140 Saudyjczykom, w tym 23 członkom rodziny Osamy. Ben Ladenowie są jedną z najbogatszych rodzin na Bliskim Wschodzie; fortunę zawdzięczają kontraktowi rządowemu na przebudowę Mekki i Medyny. A Osama? W latach 80. był w swoim kraju bohaterem, gdy jednak poprzysiągł obalić "skorumpowany i bezbożny" dom Saudów za wpuszczenie na terytorium Arabii wojsk amerykańskich podczas pierwszej wojny w Zatoce, stał się banitą. Rodzina wyrzekła się go w 1994 r. To prawda, że później niektórzy krewni utrzymywali z nim kontakty, ale nie ma dowodu, że ktoś z rodziny pomagał mu w zamachach.
W rzeczywistości Saudyjczycy odlecieli 20 września, siedem dni po otwarciu przestrzeni powietrznej. Uciekli z USA, gdyż bali się odwetu. Niezależna komisja badająca okoliczności zamachu uznała, że przed wylotem zostali wystarczająco wnikliwie przesłuchani.
Przymykanie oczu
Podejrzenia, jakoby Bush parł do wojny w Iraku z powodów materialnych, nie mają solidnych podstaw. Jednakże dwuznaczne moralnie jest to, że politycy dążący do tej wojny byli powiązani z firmami, które na niej zyskały.
Jest też prawdą, że zbyt bliski związek USA z Arabią może narażać bezpieczeństwo Ameryki. Przed rokiem administracja Busha utajniła część raportu komisji parlamentarnej badającej okoliczności ataku 11 września. Według telewizji CBS rozdział ów dotyczył "działań biznesmenów saudyjskich i rodziny królewskiej, które mogły prowadzić do świadomej lub nieświadomej pomocy al Kaidzie i zamachowcom".
Dlaczego jednak sojusznicy Ameryki mieliby pomagać tym, którzy chcą Amerykę zniszczyć? Sytuacja w Arabii Saudyjskiej jest skomplikowana. Coraz silniejsze konflikty pomiędzy zwolennikami status quo, czyli absolutnych rządów rodu Saudów, i radykałami marzącymi o budowie "królestwa Bożego" na wzór Afganistanu talibów, toczą się również wewnątrz rodziny królewskiej. Oficjalnie rząd w Rijadzie popiera sojusz z USA i walkę z terroryzmem, ale część rodziny rządzącej, rywalizując między sobą o wpływy, mniej oficjalnie wspiera ortodoksyjnych duchownych wahabickich, dla których Osama jest bohaterem.
Przez lata Saudowie opłacali się fanatycznym radykałom w nadziei, że ci nie będą kwestionować ich praw do tronu. Pieniądze z różnych kieszeni książęcych szły na liczne fundacje "charytatywne" związane z al Kaidą, które dopiero ostatnio są likwidowane. Nawet książę Bandar musiał się tłumaczyć z tego, że jego żona przekazała 130 tys. dol. saudyjskim studentom w USA, którzy pomagali porywaczom z 11 września.
Saudowie przez lata udawali, że z al Kaidą nie mają nic wspólnego i nie chcieli współpracować z USA w zwalczaniu terroru. Konsekwentnie blokowali śledztwo w sprawie pierwszego ataku al Kaidy w Arabii z 1996 r., kiedy to w zamachu bombowym zginęło 19 żołnierzy amerykańskich. Nie pozwalali FBI przesłuchać podejrzanych o powiązania z zamachowcami z 11 września. Przez ponad rok po zamachu odmawiali wcześniejszego przekazywania list pasażerów lecących do Stanów. Dopiero ostatnio współpraca ze służbami amerykańskimi układa się lepiej - a to dlatego, że al Kaida przestała oszczędzać Arabię. Od ubiegłego roku coraz częściej organizuje zamachy terrorystyczne w królestwie, by osłabić frakcję reformatorską w rodzinie Saudów, a w dłuższej perspektywie - obalić monarchię. Rząd poczuł się zagrożony i wreszcie wydał wojnę terrorystom.
Choć Amerykanie wiedzieli, że Arabia toleruje terrorystów, traktowali ją pobłażliwie. Przed 11 września Saudyjczyk nie musiał nawet fatygować się do ambasady USA po wizę - wszystkie formalności załatwiało za niego biuro podróży. Przez ponad rok po 11 września obywateli Arabii nie obowiązywały specjalne zaostrzone procedury imigracyjne dla przybyszów z państw bliskowschodnich.
- Ręka rękę myje - twierdzi Charles Lewis, dyrektor antykorupcyjnego Center for Public Integrity. - Byli prezydenci i doradcy obecnego prezydenta mają powiązania z Saudyjczykami, więc niewygodne fakty są ignorowane.
Sypiając z diabłem
Waszyngton współżyje z Rijadem, choć go nie kocha. Koncepcja interwencji militarnej w Arabii Saudyjskiej dla zapewnienia USA niezależności energetycznej powstała jeszcze w czasach Nixona i tliła się w kolejnych gabinetach. Dziś jej zwolennikami są bliscy Bushowi neokonserwatyści, wśród nich Richard Perle, były szef komisji doradzającej rządowi w sprawach obronnych (Perle ustąpił, gdy wyszło na jaw, że próbował nakłonić Saudyjczyków do zainwestowania w jego firmę 100 mln dol.).
John Kerry, kandydat Demokratów na prezydenta, krytykuje Busha za uzależnienie Ameryki od saudyjskiej ropy i obiecuje zaostrzyć stosunki z Rijadem. Ostrzega: "USA nałożą surowe sankcje finansowe na kraje, które piorą pieniądze dla terrorystów". Mówiąc wprost: koniec tradycyjnych interesów z Arabią Saudyjską!
Te obietnice są szlachetne - ale nierealne. 18 proc. zużywanej przez USA ropy pochodzi z Arabii, która dysponuje czwartą częścią światowych zasobów tego surowca. Co ważniejsze, tylko Arabia może znacząco zwiększyć wydobycie, przyczyniając się do utrzymania czy nawet spadku cen ropy. Tak właśnie uczyniła w 1974 r., łamiąc duszące Amerykę embargo OPEC. Podobnie postąpiła podczas pierwszej wojny w Zatoce, gdy z rynków znikła ropa kuwejcka, i podczas ubiegłorocznej wojny w Iraku. W ciągu pierwszych dwóch tygodni po 11 września Saudyjczycy wysłali Amerykanom dodatkowe 9 mln baryłek, co zapobiegło inflacji i oddaliło groźbę załamania gospodarczego. Znany dziennikarz Bob Woodward w swojej ostatniej książce "Plan ataku" zarzuca Bushowi, że zawarł z Saudyjczykami umowę o zwiększeniu wydobycia przed listopadowymi wyborami, by spadające ceny benzyny zwiększyły jego szanse na reelekcję.
Ameryka jest uzależniona nie tylko od saudyjskiej ropy, ale też od saudyjskich pieniędzy. Zdaniem Roberta Baera - wieloletniego pracownika CIA na Bliskim Wschodzie, autora książki "Sypiając z diabłem" - Saudyjczycy trzymają w amerykańskich bankach bilion dolarów, od ponad 20 lat finansując w ten sposób deficyt budżetowy rządu USA. Kolejny bilion zainwestowali na amerykańskiej giełdzie. Wycofanie tych aktywów miałoby dla Stanów skutki równie fatalne jak zakręcenie kurka z ropą.
Ameryka potrzebuje także Arabii z przyczyn geostrategicznych. Na razie nie powiodła się próba zastąpienia sojusznika z Rijadu sojusznikiem w Bagdadzie. Irak, zamiast być - jak po cichu zakładano - źródłem taniej ropy i nową, spokojną bazą dla wojsk USA, jest coraz kosztowniejszym polem bitwy. Amerykanie mogą zacząć żałować nie tylko wojny w Iraku, ale i podjętej wkrótce po jej zakończeniu decyzji o likwidacji baz militarnych w Arabii.
Próżno się też łudzić, że Waszyngton będzie próbował zaprowadzić w Rijadzie demokrację. Nawet gdyby się to udało, miejsce Saudów zająłby reżim mniej przychylny USA, najpewniej fanatycznie religijny. Amerykanom zwyczajnie nie opłaca się zaostrzać stosunków z Arabią - bynajmniej nie z powodu powiązań polityków ze spółkami naftowymi. Po prostu oba kraje są na siebie skazane i w najbliższej kadencji nie zdołają tego zmienić ani Bush, ani Kerry. Takiej rewolucji mógłby dokonać jedynie asceta pokroju Mahatmy Gandhiego, drastycznie zmniejszając zużycie energii w USA. Tyle że Gandhi nie miałby najmniejszych szans w amerykańskich wyborach.
Robert Stefanicki
oksza [ Senator ]
Nie widzaiałem filmu.
Mam teraz jednak dziką satysfakcję, bo kiedy kłóciłem się ze znajomym na temat "Zabaw z bronią", mówiłem to samo - świetnie się ogląda, ale straszna manipulacja. Teraz to co mówiłem wraca ze zdwojoną siłą.
Przeczytałem parę recenzji i nie mogę się zgodzić z opiniami że Moora powinnismy rozgrzeszać, bo ...dobrze się ogląda (vide ostatni tekst Smoczyńskiego w Przekroju). Moore nie chce być filmowcem, on chce być dziennikarzem, przynajmniej tak to z wierzchu wygląda. A to juz zupełnie inna para kaloszy, inne kryteria, inne miary. To, ze wykorzystuje przemysł filmowy do produkcji bardzo rozrywkowych paszkwili nie zmienia faktu że to paszkwile.
Artur20 [ Generaďż˝ ]
To oczywiste że film jest stronniczy, z założenia taki miał być. Chyba się na to wybiorę żeby im podnieść oglądalność.
Wozu [ Panzerjäger Raider ]
zarith -> Juz odpowiedzialem. Fakty sa faktami i ich sie nie zmieni. To Moore na podstawie ich ksztaltuje informacje. Niestety tak jak w kazdej informacj (nawet w TV) ciezko wylapac fakty, rzeczywiste wydarzenia. W przypadku Moore'a jest to niemozliwe, dla tych, ktorzy chca zrozumiec film, lub jak najbardziej mozliwe dla tych, ktorzy widza wlasnie w tym filmie dokument.
Skype [ Konsul ]
Film dokumentalny to przede wszystkim film przedstawiający prawde, film zawierający tylko sprawdzone informacje. Po drugie autor filmu musi przedstawic dany film osobie, ok tórej ten film traktuje - to jest jeden z wymogów film dokumentalnego i etyki reżysera.Z filmu dokumentalnego bardzo łatwo jest zrobić film propagandowy, wystarczy podać nieprawdziwą informację, przedstawaić informacje z jednej strony. Tak przynajmniej uczą w szkołach filmowych. Ten film ma mało wspólnego z filmem dokumentalnym, przynajminej takim jaki robił kiedyś Kieślowski, Rybczyński czy inni polscy twórcy
Attyla [ Legend ]
Zarith - mocno przesadziłeś. Nie zgodzę się nawet z tym, że ta agitka to agitka przeciko agitce:-D Nie ma to nic wspólnego ze skeczem "Na przykład Wiśniewski", który taką właśnie rolę spełnia. Ta konkretna agitka nie operuje absurdem, nie wyśmiewa się z formy i treści. Ta agitka stosuje formę i treść klasycznej agitki. Dlatego nie doszukiwałbym się tu drugiego dna. Moja żona - dziennikarz - stwierdziła po filmie, że Bush obraził Moora ("może pan zacznie wykonywać jakiś normalny zawód"), więc się odegrał. A że przy okazji jest ewidentnie czerwony (demokrata), to i jedzie na Bushu - republikaninie - jak na łysym koniu. Nikt nie twierdzi, że Bush jest święty. Ale też nikt przy zdrowych zmysłach nie powinien twierdzić, że jakikolwiek polityk jest święty. W tym zaś przypadku początek filmu skonstruowano tak:
gdyby prezydentem nie został Bush, to wszystko byłoby OK.
I nie zgodzę się, że to się dobrze ogląda. Chyba, że dobrze się ogląda Kroniki Filmowe czy kroniki niemieckie z czasów wojny. Są zrobione poprawnie warsztatowo, ale we mnie wzbudzają wyłącznie odruchy wymiotne.
Kharman [ Konsul ]
Nie oglądałem, ale zgadzam się z zarithem, że to odpowiedź na tandetną propagandę stosowaną przez bushystów. Jak sobie przypomnę te pożałowania godne, komputerowe wizualizacje mobilnych laboratoriów chemicznych (dlaczego nie można ich znaleźć? - no przecież się poruszają, za każdym razem są gdzie indziej) prezentowane bodajże przez Rumsfelda, czy zdjęcia jakichś budyków, podobno w Iraku, co do których zachodzi podejrzenie składowania w nich broni chemicznej. Ale to przecież były twarde fakty, zero manipulacji.
I pytanie do znawców, jak powinien być nakręcony ten film aby zdobył w waszych oczach miano dokumentu (którym, chyba nigdy miał nie być)? Być może moja pamięć szwankuje ale Moore w jakimś wywiadzie strwierdził, że Busha nie lubi i chce mu dokopać. Jak widać udało się.
Carnifex [ Generaďż˝ ]
mortan
Ten artykuł jest też świadectwem "rzetelności" dziennikarskiej jego autora.
Jeden z tankowców Chevronu nosi nawet imię pani Rice.
Od ponad trzech lat nie jest to prawdą.
A filmu jeszcze nie obejrzałem, bo zasnąłem w trakcie.
mortan_battlehammer [ Legend ]
Ok wiadomo, kazdy siemoze pomylic, co jednak nie zmiena faktu ze Moore jest nieobiektywny i jego film nie moze byc nazywany dokumentem, a on sam dziennikarzem.
dacar [ Cult ]
od poczatku film mi sie nie podobal... i nie dlatego, ze lubie Busha, bo go wogole nie lubie. Napewno na to do kina nie pojde, bo szkoda mi na to kasy, a moze jak bedzie kiedys w tv leciec (na przyklac Canal+) to z ciekawosci obejrze. Ale napewno nie pojde do kina...
Bregajew [ Pretorianin ]
Oczywiście, że nie jest dokumentem. Dokument przedstawia rzeczywistość, a nie ją kreuje...
Carnifex [ Generaďż˝ ]
Nie sądzę, żeby on sam twierdził coś szczególnie odmiennego. Zastanawiam się, kto tych wszystkich biednych ludzi oszukał, mówiąc im, że to ma być obiektywny film czy coś.
BTW, nie jestem pewien, czy aby na pewno była to pomyłka pana Stefanickiego.
mortan_battlehammer [ Legend ]
i nie dlatego, ze lubie Busha, bo go wogole nie lubie. --- fajny tekst :)
ps na jesieni ma leciec na tvp 2
Adamss [ -betting addiction- ]
Może i to przesada z tymi kontaktami z rodziną Bin Ladena, ale napewno coś w tym musi być. Obejrzałem dziś film i podobało mi sie to w jaki sposób został zrobiony.
Paszczak [ Oaza Spokoju ]
Bo, jak już ktoś zdążył napomknąć Fahrenheit charakteryzuje się dobrym warsztatem i w kategorii "Propaganda roku" nie ma konkurentów.
Filevandrel [ Dyżurny Filet Kraju ]
ja byłem wczoraj i cóżż... wiem że to trzeba przepuścić przez sito ale jakoś jestem inaczej nastawiony do wojny w Iraku teraz...
barton [ Centurion ]
Filevandrel --> zgadzam sie w zupelnosci; ja teraz tez inaczej juz patrze na to wszystko. Wiadomo ,ze ten dokument jest baaardzo stronniczy ale pokazuje nam rzeczy o ktorych wczesniej nie mielismy pojecia (wszystkie te matactwa finansowe rodziny Bush).Pzdr.