GRY-Online.pl --> Archiwum Forum

IMPERIUM czV

25.03.2004
23:24
[1]

Dibbler [ Gardło Sobie Podrzynam ]

IMPERIUM czV

Watek ten ma być sesją RPG prowadzoną On-Line. Tak więc proszę osoby nie grające o nie dopisywanie się. Wątek ten ma służyć dobrej zabawie więc proszę postronne osoby o nie psucie jej.

Sprawy organizacyjne proszę zgłaszać do wątku którego link podaje poniżej... Ten watek ma służyć tylko prowadzonej sesji. Więc wszystkie wypowiedzi poza grą proszę umieszczać w wątku organizacyjnym.


Lista graczy (uprawnionych do pisania w watku)
1)Paściak
2)Mally
3)Rellik
4)Bregan
5)Reksio
6)Khe
8)Ingham
9)J0lo
10)Alarkan
11)Thun
13)WaR
14)Milka
15)Gambit
16)Vinny
17)Zacker
18)Nadhia
19)Darvin
20) Hopkinz
Jeśli pominąłem kogoś to proszę to zgłosić w wątku organizacyjnym.

Link do poprzedniej części

25.03.2004
23:25
[2]

Dibbler [ Gardło Sobie Podrzynam ]

Las

Mally, Bregan, Deliand

Wzięli tylko ten sprzęt jaki uznaliście za niezbędny. Jeśli chcieli mieć jakiekolwiek szanse na złapanie Eldritcha to musieli poruszać się szybko...
Rankiem wymaszerowali szybko przez resztki bramy...

Nie stawali na odpoczynki... nie było czasu. Przed oczami mieli twarz eldritcha... zdrajcy. Przed oczami mieli ciało Torq wiszące na bramie...
W głowie kołatały się pytania
czy to on zabił Torq?
czy to ich kompan, towarzysz walczący z nimi ramie w ramie był szpiclem inkwizycji?
Czy przybył na północ tylko po to by ich wymordować po kolei?
Kim był naprawdę?
Dlaczego to zrobił?
Wyjący wiatr nie udzielił im na to odpowiedzi.... przyspieszyli kroku...

Zapadał powoli zmierzch...
Dostrzegli światło...
Ognisko...
Jedna postać przy nim... to on... Eldrith

25.03.2004
23:25
[3]

Dibbler [ Gardło Sobie Podrzynam ]

Stanica

Jolo zwariował... latał po stanicy i się wydzierał. Dziwne było jednak chyba go słuchali. Biegali i wykonywali mniej lub bardziej chętnie jego polecenia. Stanica przestała wydawać się wymarła...

Roland

Taliesin siedział przy Starku. Podniósł wzrok jak wszedłeś. Popatrzył na ciebie smutnymi oczami.
- Jego stan jest bez zmian.
Gdy zacząłeś zadawać pytania zaczął odpowiadać szeptem...
- Nie wiem co przychodzi z północy. Plotki wieśniaków mówią o demonach. Wioskowi wieszcze wariują. Nasi którzy tam poszli nie wrócili. Nas jest za mało na konfrontacje. Ilu jest w Lidze? Nie wiem... pięćdziesięciu? Stu? To i tak za mało by iść na północ i walczyć... musimy zorganizować tu obronę... Musimy uzyskać sprzymierzeńców...
W tum momencie Stark ocknął się na chwilę...
- Możesz nas zostawić...? – Powiedział Setnik do ciebie.

Xanatos

To nie był najlepszy pomysł...
Chciałeś im zaimponować... a teraz znów potrzebujesz pomocy...
Noszenie ciężkich dzików na placach ze złamana nogą musiało mieć swoje konsekwencje. Po przekroczeniu progu stanicy usłyszałeś TRZASK!!! Potem nie wiele mogłeś skojarzyć... szok spowodowany bólem usunął z pamięci wszystko inne... pamiętasz tylko że twoja noga była wygięta pod jakimś dziwnym kątem...
Z jednej strony wprawny łowca a z drugiej kretyn który ze złamaną nogą łazi sam po lesie... Cóż pokazałeś wszystkim... Dobrze że stało się to tu w stanicy... nie chciałeś nawet myśleć co stało by się gdyby noga nie wytrzymała w lesie... pewnie teraz żarł by cię jakiś wilk... odpowiedni koniec dla myśliwego..,
Na północy nie ma miejsca na szczeniacka brawurę....

25.03.2004
23:25
[4]

Dibbler [ Gardło Sobie Podrzynam ]

Ok.
Co do postów. To dziś tak... jak są rozmowy i plany to piszcie ile chcecie. Jak działanie to proszę zakończyć i czekać na aktualizację. Np.: jak zacznie się starcie z Eldritchtem to kończycie „rundę” i czekacie na MG.

26.03.2004
01:57
[5]

Bregan a.k.a. Czapajew [ Senator ]

Bregan – stanica, następnie las.

O świcie zgłosiło się do mnie kilku chętnych: Mally, Ingham i Deliand. Wszyscy zwarci i gotowi, aby wyruszyć.

- Nie, Ty nie możesz iść – zwróciłem się do Inghama – dopiero, co wróciłeś, musisz dobrze wypocząć, możesz nie podołać i padniesz mi w środku drogi. Przykro mi, ale zostajesz w stanicy, będzie to lepsze wyjście zarówno dla mnie jak i dla Ciebie, a swój miecz dane Ci będzie jeszcze nie raz skierować przeciw sługom Inkwizycji… Idź do Jolo, widać, że wziął się do roboty, znajdzie dla Ciebie jakieś zadanie.

Zawiedziony Ingham opuścił komnatę…

- Hej, Deliand – podejdźże, chcę z Tobą pomówić. Zdaje się, że prosiłeś mnie, abym przyjął Cię do mojej kompanii, tak? Deliand pokiwał twierdząco głową. Nie widzę przeszkód, zatem witaj… możecie zacząć przygotowywać się z Mallym do wyprawy, ja mam jeszcze kilka spraw do załatwienia.

- Mally, Ty oczywiście idziesz również ze mną i Deliandem. Możecie już począć pierwsze przygotowania. Najedzcie się do syta, zabierzcie plecak z niezbędnym ekwipunkiem i ruszamy. Jesteśmy dzień drogi za Eldirthem i nie wiem, czy w ogóle uda nam się go dogonić. Zatem ruszajcie, nie ma chwili do stracenia.

Deliand i Mally wyszli z komnaty, a ja zabrałem się za przygotowania. Włożyłem kilka niezbędnych przedmiotów do plecaka, starałem się zabrać jak najmniej, wiedziałem, że przeciążony plecak to straszliwy ciężar podczas takiej podróży. Zapakowałem dokładnie niezbędne rzeczy, po czym udałem się do kuchni, zjadłem obfite śniadanie, wziąłem butlę grzańca z kuchennego magazynu i wyszedłem gotów do drogi. Mally i Deliand stali przygotowani na placu.

- Widzę, że przez moje śniadanie nieco nas opóźniłem. Dobrze, nadrobimy podczas drogi, nie spodziewajcie się częstych odpoczynków, przynajmniej dopóki nie znajdziemy Eldirtha. Więc? Ruszamy!

- Spójrzcie ostatni raz na stanicę, być może ostatni raz ją widzimy… - uśmiechnąłem się szyderczo, dając do zrozumienia kompanom, że żartuje.

Po kilku godzinach marszu…

Maszerowaliśmy bezustannie już od kilku godzin, padający śnieg i wiejący w oczy wiatr, odebrał Mallyemu i Deliandowi ochotę do rozmowy. Brnęliśmy przez zaspy, ślady pozostawione przez Eldirtha były prawie niewidoczne, mimo to, co chwilę udawało nam się gubić trop, żeby kilka metrów dalej znowu go odnajdywać.

- Szybciej, przyjaciele! Śnieg zasypał już prawie wszystkie ślady, jakie pozostawił Eldirth. Przyśpieszcie swego kroku, aby nasza podróż nie okazała się daremna!

Przyśpieszyliśmy kroku, szliśmy kilkadziesiąt minut, może kilka godzin? Straciłem rachubę, naokoło bezustannie powtarzał się ten sam krajobraz… Ogromne szczyty, pod nimi niekończące się lasy i wszechobecny śnieg… Nie zamieniliśmy od kilku godzin nawet słowa, zastanawiałem się, jaki będzie finał tej sprawy, przez moją głowę przelatywało tysiące myśli, tysiące pytań… Nagle moje kontemplacje przerwało światło, światło ogniska….

- To on! Szybciej! – przyśpieszyliśmy kroku, Eldirth siedział przy ognisku, nie był sam…

26.03.2004
09:50
[6]

Gambit [ le Diable Blanc ]

Eldirth Black (ciemny las)

Podróż w pojedynkę niesamowicie się ciągnie, zwłaszcza przy takiej pogodzie. Nie mogłem poruszać się szybko, moje zderzenie z hełmem Mally'ego dawało mi się we znaki jeśli tylko próbowałem przyspieszyć kroku. Na szczęście wilki nie próbowały zrobić sobie ze mnie kolacji, więc miałem szansę na prztrwanie tej podróży.
Na noc zatrzymałem się pod drzewem. Rozpaliłem ognisko, opatuliłem się płaszczem i zjadłem niedużą kolację, z zabranych zapasów.
Miałem zamiar nocować wśród gałęzi drzewa. Sen na dole mógł się źle skończyć...
Po pewnym czasie, kiedy jeszcze siedziałem u stóp drzewa, grzejąc się przy niewielkim ogniu usłyszałem coś innego, niż wszechobecne zawodzenie wiatru. Skrzypienie śniegu. Ktoś lub coś zbliżało się do miejsca mojego postaoju. Wilki, elfy, czy też może ta opętana wilcza panna...nie wiedziałem. Wstałem, zrzuciłem krępujący ruchy płaszcz, podniosłem z ziemi łuk, nałożyłem strzałę na cięciwę i rozejrzałem się uważnie. W mroku dostrzegłem trzy postacie. Czyżby elfy?
Naciągnąłem łuk i wymierzyłem w zbliżające się postacie.

- Stójcie, nie zbliżajcie się, albo będziecie bogatsi o kilka strzał. Kim jesteście?

26.03.2004
14:13
[7]

MaLLy(R) [ Ghoul's Shadow ]

MaLLy (poscig, ciemny las)

Wstałem bardzo wcześnie rano, nie zmierzałem opóźniać pościgu.
Zabrałem tyko niezbędne rzeczy, uzbrojenie, trochę ziół, nie zamierzałem się przeładowywać.
Całą drogę byliśmy zbyt zajęci pościgiem żeby o czymkolwiek gadać.
Było już dość późno, gdy zobaczyliśmy ognisko.
Zbliżyliśmy się, i tam był On. ELDIRTH.
- Stójcie, nie zbliżajcie się, albo będziecie bogatsi o kilka strzał. Kim jesteście? – zapytał celując do nas z łuku.
Szybko złapałem za swój łuk wymierzyłem w ELDIRTHA napinając cięciwę.
- witaj kochnienki masz coś chyba na sumieniu, że od razu do nasz mierzysz – odezwałem się – A możesz czesz sprawdzić, kto lepiej uczy łucznictwa, kler czy elfy? Odłóż ta zabawkę zanim się skaleczysz, i kulturalnie wyśpiewaj nam swoją historyjkę.
Podszedłem bliżej tak, że płomienie ogniska zaczęły odbija ć się w mojej zbroi.
- Powiedz szczerze to ty zabiłeś TORQU i zraniłeś STARKA ?

26.03.2004
16:42
[8]

Vinny [ Konsul ]

Valacar – Stanica

Jolo zaczął wydawać rozkazy - Valacar! Roland! Spróbujcie znaleźć kogoś kto nam będzie robił strzały. Masę strzał. I najlepiej dobrych strzał. Mało czasu mamy chłopaki więc nie ma co marnować czasu. Choćbyście mieli szukać po sąsiednich wioskach. Macie ich znaleźć.
Odpowiedziałem:

- Z tego co wiem to najbliższą wioską był Kamienny Mur. Tam raczej nie znajdę nikogo, kto robiłby dobre strzały. Chociaż… - urwałem na chwilę i po chwili zastanowienia powiedziałem – Zgubiłem tam cały kołczan naprawdę wyśmienitych strzał. Zresztą wszyscy zgubiliśmy tam cały nasz ekwipunek. Chętnie odzyskałbym swoją starą zbroję.

Znowu urwałem, tym razem na trochę dłużej. Rozważałem wszystkie za i przeciw. W końcu powiedziałem do zdziwionego Jola:

- Ruszam do Kamiennego Muru. Może znajdę nasze stare bronie. Chciałbym spotkać tą Panią Wilków. Jak jest jest? Aaa…. Aleksandra. Mam do niej kilka pytań. Może spotkam jakąś osobę, która zgodzi się zrobić dla nas strzały.

Zapytałem się wszystkich stojących blisko mnie:

- Idzie ktoś ze mną do Kamiennego Muru? Mam tam kilka spraw do załatwienia.

Jeszcze tu wrócę. I tym razem nie nagi.

26.03.2004
16:46
[9]

Ingham [ Konsul ]

Ingham(STANICA)

Nie zostałem wybrany do grupy pościgowej. Kilka minut siedziałem na swojej pryczy myśląc i zastanawiając się czy nie ruszyć za grupą pościgową. Doszedłem jednak do wniosku że kolejna niesubordynacja nie była by zbyt dobrym pomysłem. Skoro Dziesiętnik postanowił iść bez mnie to znaczy że wiedział co robi. MArtwiłem się jednak. Trzech przeciko Imperialnemu zabójcy. Hmmm... Szanse będą wyrówane. Przypomniałem sobie sposób w jaki Edright nosił chustę, to nie był zwykły morderca Inkwizycji.
Mjały minuty a ja ne miałem ochoty wychodzić na plac, myślałem o wszystki co ostatno sptkało mnie tu na płónocy, o udziach,których tu poznałem o tym co do nich teraz zułem i o misji która do niedawna była jedyny cele ego pobytu tutaj. Przez te wszystkie yśli wiąż jedna przecsała się jedna osoba. Aleksadra.
To jak patrzyła na mnie, z jaką łatwośścią kontrolowała dzikie estie, i to ile siły kryło się w jej głosie...
Wstałem w końcu, wyszedłem na plac apelowy na którym Jolo radził sobie z ludźmi iczym dziesięnik wykrzykując polecenia. Podszedlem do niego.

-Wiesz myślę że nie zawadzi ułożyć kilka stosów drewna na ogniska jak wtedy, podczas jednej z pierwszych nocy. Zajmę się tym. Jeżeli ktoś będzie się nudził, to może spróbować wykopać piwnicę, na wszelki wypadek i na wino oczywiście. Na razie chciałbym pobyć z dala od kuchni i ludzi, datego zajmę się tą nieskoplikowaną robotą. Dobrze? Pogadamy o Wszystkim wieczorem mam jeszcze jedną butelkę doskonałego miodu.

Uśmiechnąłem się i odszedłem w erunku budynku wktórm poprzednio leżała cała masa pochodni.

26.03.2004
17:32
[10]

Milka^_^ [ Potępieniec ]

Deliand - pościg

Czekałem o świcie, wyspany, najedzeny. Ingham chciał iść z nami ale Bregan się nie zgodził.

- Nie, Ty nie możesz iść, dopiero, co wróciłeś, musisz dobrze wypocząć, możesz nie podołać i padniesz mi w środku drogi. Przykro mi, ale zostajesz w stanicy, będzie to lepsze wyjście zarówno dla mnie jak i dla Ciebie, a swój miecz dane Ci będzie jeszcze nie raz skierować przeciw sługom Inkwizycji… Idź do Jolo, widać, że wziął się do roboty, znajdzie dla Ciebie jakieś zadanie.

Ingham opuścił komnatę, a dziesiętnik zwrócił się do mnie.

- Hej, Deliand – podejdźże, chcę z Tobą pomówić. Zdaje się, że prosiłeś mnie, abym przyjął Cię do mojej kompanii, tak? Deliand pokiwał twierdząco głową. Nie widzę przeszkód, zatem witaj… możecie zacząć przygotowywać się z Mallym do wyprawy, ja mam jeszcze kilka spraw do załatwienia.
- Jestem już gotowy.


Wyszedłem z komnaty razem z Mallym. Bregan opóznił nasz pościg swoim sniadaniem, ale nieznacząco. po chwili sie odezwał.

- Spójrzcie ostatni raz na stanicę, być może ostatni raz ją widzimy…

Po kilku godzinach marszu odebrało mi ochotę do rozmowy. snieg padał nieustannie. Bregan powiedział :

- Szybciej, przyjaciele! Śnieg zasypał już prawie wszystkie ślady, jakie pozostawił Eldirth. Przyśpieszcie swego kroku, aby nasza podróż nie okazała się daremna!

Po jakimś czasie ujzałem swiatło ogniska, zdaje się nie tylko ja ją zauważyłem. Podeszliśmy bliżej i oto naszym oczom ukazała sie sylwetka Eldirth'a. Wyciągnąłem topór on wyciągnął łuk i sięgnął po strzały. Byłem przygotowny na ich odbijanie moim toporem. Nagle Mally zaczął wręcz ryczeć w jego stronę.

- Witaj kochnienki masz coś chyba na sumieniu, że od razu do nasz mierzysz – odezwałem się – A możesz czesz sprawdzić, kto lepiej uczy łucznictwa, kler czy elfy? Odłóż ta zabawkę zanim się skaleczysz, i kulturalnie wyśpiewaj nam swoją historyjkę.

Potem dodał:

- Powiedz szczerze to ty zabiłeś Torq'u i zraniłeś Starka ?

26.03.2004
17:43
[11]

Khe [ terrorysta lodówkowy ]

Khergoth - stanica

[zajalem sie brama, znow nadawala sie do uzytku. Podszedlem do Jola i odezwalem saie wskazujac na brame]

- niech to ktos zamontuje bo chyba nie spodziewasz sie ze ja to zrobie [usmiechnalem sie]
- a co do kowali i innych "robotnikow" tyo nie liczylbym na jakakolwiek pomoc, wszyscy z Kamiennego Muru pogineli a nie wiem czy jest tu w poblizu jakas inna wiocha. Co do strzal, ja moge sie zajac grotami ale ktos musialby zdobyc odpowiednie drewno i zrobic drzewce i lotki bo na tym sie nie znam i jeszcze mielibyscie strzaly o bardzo ciekawych ksztaltach lecacych zakosami a ni po lini prostej [zasmialem sie i spojrzalem w strone kuchni]
- to Ty sprawdz kto moglby to robic a ja ide cos przekasic

26.03.2004
18:12
[12]

Bregan a.k.a. Czapajew [ Senator ]

Bregan – las, spotkanie z Eldirthem.

- Stójcie, nie zbliżajcie się, albo będziecie bogatsi o kilka strzał. Kim jesteście?

- Zauważył nas…wyszeptałem
Zanim zdążyłem się odwrócić, Mally trzymał już łuk wymierzony w Eldirtha. Inkwizytor nie był gorszy, również mierzył ze swojego łuku w jednego z nas.

- Witaj Eldirth! Jak miło znowu Cię widzieć – powiedziałem z ironią w głosie. Na początek, może odłóż broń… Przyszliśmy, żebyś wyjaśnił nam kilka spraw, więc zacznijmy od początku… Ach, byłbym zapomniał, nie próbuj żadnych bohaterskich sztuczek, nas jest trzech, a Ty jesteś sam… Ale mniejsza, o to, wracając do tematu, odpowiesz nam po dobroci na kilka pytań, chyba nie myślałeś, że pozwolimy Ci opuścić stanicę ot tak? Nieładnie tak wyjeżdżać bez pożegnania… Dobrze, dość tej demagogii, gadaj, kto zabił Torqu, kto zranił Starka, gadaj wszystko, co wiesz!!! My sobie poczekamy, mamy czas… Oczywiście chętnie wysłuchamy twojej historii o Inkwizycji, ugość nas odpowiednio, to może przeżyjesz…

Wypowiadając te słowa, ściągnąłem bezszelestnie semitar zawieszony na plecach

- No, Black, gadaj… czekam…

26.03.2004
18:49
[13]

Gambit [ le Diable Blanc ]

Eldirth Black (ciemny las)

Jedna z postacie zaczęła zdejmować łuk z ramienia. Dość głupi ruch zważywszy, że już w nich celowałem. Westchnąłem tylko i wypuściłem strzałę. Trafiła w prawe ramię znajdując lukę w zbroi. Postać wypuściła łuk i krzyknęła z bólu. Natychmiast po wypuszczeniu pierwszej strzały płynnym trenowanym przez lata ruchem nałożyłem drugą na cięciwę i wymierzyłem. Wtedy odezwał się drugi z moich gości. Poznałem ten głos od razu...Bregan

- Witaj Eldirth! Jak miło znowu Cię widzieć – powiedziałem z ironią w głosie. Na początek, może odłóż broń… Przyszliśmy, żebyś wyjaśnił nam kilka spraw, więc zacznijmy od początku… Ach, byłbym zapomniał, nie próbuj żadnych bohaterskich sztuczek, nas jest trzech, a Ty jesteś sam… Ale mniejsza, o to, wracając do tematu, odpowiesz nam po dobroci na kilka pytań, chyba nie myślałeś, że pozwolimy Ci opuścić stanicę ot tak? Nieładnie tak wyjeżdżać bez pożegnania… Dobrze, dość tej demagogii, gadaj, kto zabił Torqu, kto zranił Starka, gadaj wszystko, co wiesz!!! My sobie poczekamy, mamy czas… Oczywiście chętnie wysłuchamy twojej historii o Inkwizycji, ugość nas odpowiednio, to może przeżyjesz… No, Black, gadaj… czekam…


No proszę...tak się za mną stęsknili...aż we trzech do mnie przyszli...Pewnie zabiłbym ich bez problemu...ale jakoś mi się nie chciało...inaczej Ten ze strzałą w ramieniu, miałby ją w gardle.

- Bregan co Cię sprowadza w ten ciemny las...czyżbyś chciał usłyszeć historię mojego życia? - krzyknąłem - Niestety Torqu nie zginął z mojej ręki, choć muszę powiedzieć, że była to pierwszorzędna robota...a Stark...Stark zginął z ręki tych elfickich "posłańców", którym tak pięknie zaproponował, aby odeszli czym prędzej w pokoju i zrobili coś ze sobą...
Co do broni, to raczej jej nie odłożę...Was jest już w sumie dwóch...Pamiętaj...gdybym chciał Was teraz zabić, to teraz byś się nie odezwał...więc moja propozycja jest taka...Wy odłożycie broń i spokojnie podejdziecie do ogniska...potem usiądzieice i pogadamy...Jeśli będziecie spokojni, to przeżyjecie...tak więc Bregan powstrzymaj tego czubka, który sięgał po łuk, bo następną strzałą zrobię mu dodatkową dziurę w gardle.

26.03.2004
19:25
[14]

MaLLy(R) [ Ghoul's Shadow ]

MaLLLy (las)
Ten parszywiec do mie wystrzelił !!
strzłała odbiła sie o krawedz zbroi.Rzuciłem łuk i krzyknołem. Niech myśli że mnie zranił. to osłabi jego czujność.
nie miał szansy mnie trafić delował w najlepiej osłanięte miejsce... powinien celować w lewy pragób.
gość najwyrażniej jest mańkutem...

26.03.2004
19:29
[15]

Bregan a.k.a. Czapajew [ Senator ]

Bregan – las, spotkanie z Eldirthem

Strzałą świsnęła i po sekundzie tkwiła w ramieniu Mallyego, który upuścił łuk i zwijał się w bólu na ziemi

- Stój! Załatwmy sprawę pokojowo. Nie przyszedłem tutaj walczyć, chciałbym jedynie dowiedzieć się kilku rzeczy. Pozwól memu towarzyszowi opatrzyć Mallyego, bez żadnych sztuczek…

- Deliand! Zajmij się Mallym, wyciągnij strzałę, w plecaku mam trochę ziół, opatrz jego ranę…

No proszę...tak się za mną stęsknili...aż we trzech do mnie przyszli...Pewnie zabiłbym ich bez problemu...ale jakoś mi się nie chciało...inaczej Ten ze strzałą w ramieniu, miałby ją w gardle.

- Zawsze miałeś dobre poczucie humoru, ale nie przeceniaj swoich możliwości, pamiętaj, że niedocenianie przeciwnika, kończyło się źle dla wielu znanych wojowników.

- Widzę, że pierwszorzędny z Ciebie aktor. Tyle czasu grać, a teraz proszę… prawdziwa twarz Eldirtha, może imię również podałeś fałszywe? Może teraz znów kreujesz się na niewiadomo kogo? Przyznam Ci rację - jesteś w tym cholernie dobry… Zawsze przyznaję rację ludziom, których cenię za umiejętności, chociażby największemu wrogowi…

Powiadasz, że Torqu zginął nie z twoje ręki, dobrze, ale mimo to, bardzo chciałbym wiedzieć kto go zabił… Wspomniałeś coś o elfickich posłańcach? Ach, tak, to ścierwo leży teraz porozrzucane po całej stanicy… Muszę przyznać, że Jolo wyrobił się ze swoją słynną ognistą kulą… Dobrze, dobrze – rozgadałem się trochę, a już się robi zimno… Odłożę broń, podejdziemy spokojnie i porozmawiamy przy ognisku jak ludzie…

Zawieszam sejmitar z powrotem na plecach

- Jak widzisz dotrzymałem słowa, mam nadzieję, że jako honorowy człowiek uczynisz podobnie…

- Deliand, pomóż Mallyemu wstać, skończysz swój opatrunek przy świetle ogniska…

Wyszliśmy na polanę, usiadłem na drewnianym pniu, Deliand zabrał się za opatrywanie rany Mallyego…

- Więc… słucham… opowiadaj Eldirthcie, masz nam dużo do opowiedzenia.

26.03.2004
20:00
[16]

Gambit [ le Diable Blanc ]

Eldirth Black (ciemny las)

No proszę...Bregan, Mally i Deliand co za komitet. Cofnąłem się lekko kiedy zobaczyłem, że chowają broń. Stanąłem pod drzewem. Kiedy usiedli przy ogniu odłożyłem łuk i stanąłem, opierając się o drzewo blisko swojego miecza.

- No cóż Bregan nie spodziewaj się usłyszeć historii mego życia, ani jakiejś spowiedzi...mogę Ci tylko powiedzieć, że nikt w stanicy nie zginął z mojej ręki, choć wielu mogło. Co do elfickiego "poselstwa", to jak widzę umknęło Twojej uwadze, że część z nich zginęło od strzał wypuszczonych moją ręką...- poluzowałem chustę zapiętą pod szyją - Zastanawiam się, co w mojej historii jest tak istotnego, że ryzykowałeś jak idiota życie swoje i tej dwójki, zeby mnie dogonić. Nawet gdybym opowiedział ci wszystko co wiem, nic by Ci to nie dało...A uszczupliłeś załogę stanicy o trzy osoby. O ile pamiętam, to stacjonowanie tam nie przypomina biwaku nad strumieniem. Skąd wiesz, że kiedy tam wrócicie, o ile nie spotkacie elfów, lub tej miłej dzieweczki z wilkami, to nie zastaniecie tylko obgryzionych ciał tych, których tam zostawiliście. Po Dziesiętniku spodziewałbym się większej rozwagi...- przyjrzałem im się uważnie - No więc coż jest w mojej osobie tak niezmiernie ważnego, że opłacało się Wam tak ryzykować...bo nie zrobiliście chyba tego, by w efekcie prosić mnie o powrót do stanicy...

26.03.2004
20:42
[17]

J0lo [ Legendarny Culé ]

Jolo - Stanica

Jest to niezwykłe, że mimo tego, że nie jestem dziesiętnikiem, słuchają mnie. Nie mogę się jednak obijać. Trzeba coś zrobić. Narzekają na to, że nie ma żadnych wiosek w okolicy. Trzeba to załatwić. Stark by pewnie wiedział gdzie jest najbliższa. Taliesin pewnie też.

Poszedłem do Elfa. Siedział nad łóżkiem Starka. Spytałem go:

- Kolego. Mamy jeden problem. Jak już zapewne zauważyłeś, pragniemy zrobić z tej dziury twierdzę nie do zdobycia. Wiemy, że najbliższa wioska poszła z dymem. Zapytuję czy nie ma jakiejś bliskiej wsi z której pozyskalibyśmy robotników. Sami się nie uwiniemy z naprawianiem szkód...

Po usłyszeniu odpowiedzi oddaliłem się. Podszedłem do Valacara.

- Chcesz tam wrócić? Zobaczyć znów to piekło które tam przeżyliśmy? Jeśli jesteś pewien to nie obędzie się bez maga. Idę z tobą. Też mam parę pytań do tej dziewuchy. Muszę tylko pogadać z resztą.

Wtem podszedł do mnie Ingham

-Wiesz myślę że nie zawadzi ułożyć kilka stosów drewna na ogniska jak wtedy, podczas jednej z pierwszych nocy. Zajmę się tym. Jeżeli ktoś będzie się nudził, to może spróbować wykopać piwnicę, na wszelki wypadek i na wino oczywiście. Na razie chciałbym pobyć z dala od kuchni i ludzi, dlatego zajmę się tą nieskomplikowaną robotą. Dobrze? Pogadamy o Wszystkim wieczorem mam jeszcze jedną butelkę doskonałego miodu.

- Dobra Ingham. Zajmij się tym. Słuchaj ja idę z Val'em z powrotem do Kamiennego. Musimy zbadać pobojowisko i pozbierać co pozostało. Może niewiele... jednak zawsze się przyda każda liczba strzał czy broni. Mam nadzieję też, że znajdziemy jakiś ekwipunek. Jak mnie nie będzie to spróbuj pomagać ludziom. Pamiętaj, że nikt z nas nie jest tu przywódcą i nie można się wywyższać i trzeba tutaj rozpatrywać każde zdanie nawet te najgłupsze. Ono też może być warte uwagi. Chcesz wieczorem porozmawiać? Jasne. Będę na murach... jeśli oczywiście masz coś do powiedzenia mi osobistego. Jeśli nie to po godzinie zejdę z murów i udam się do kuchni a następnie do kwater. Tam będziesz mógł mnie zastać. Ta księga szamana jest niezwykle ciekawa. Dwa czary zbadałem i się ich nauczyłem. Podmuch Wiatru i Samobójstwo. Najprawdopodobniej tym drugim uderzył Jeriela ten szaman. W każdym razie do zobaczenia.

Poczekałem na stosowny moment aby przemówić do reszty

- Towarzysze! Idziemy z Valacarem do Kamiennego Muru. Jeszcze jedna osoba może chciałaby pójść z nami? Dobra. Wyruszamy rano. Weźmiemy tylko jakieś worki na rzeczy ale uzbrojenie absolutne minimum bezpieczeństwa, żeby was tu nie osłabiać.

Nie powinniśmy uszczuplać tak załogi ale bez odpowiednich zapasów nie przeżyjemy. Ta myśl nie daje mi spokoju. Widziałem w snach jak wielu z naszych musiało walczyć wręcz bo zabrakło strzał. Ci ludzie są dobzi. Nie chciałbym widzieć jak umierają.

Po tym krótkim ogłoszeniu udałem się na mury...

26.03.2004
21:35
[18]

HopkinZ [ Senator ]

Xanatos El'tan (stanica)

Wróciłem do stanicy, noc po rozkazach Jolo

Trzymałem dzika na plecach. Widziałem podziw w oczach naszego nowego przywódcy... Jolo. Byłem pewien, że teraz może jakoś przychylniej będą na mnie patrzeć. Uśmiech wykwitł na moich ustach... i nagle przerodził się w grymas bólu. Usłyszałem trzask. Nogi ugięły się pode mną. Moja niezdrowa jeszcze noga ponownie nawaliła. Dosłownie... zwaliła mnie z nóg.
Zostałem do tego przytłoczony ciężarem dzika. Szybko się pozbierałem i znów na jednej nodze podniosłem. Spróbowałem się podeprzeć złamaną nogą jednak w tym momencie przeszył mnie kłujący ból.

No po prostu cudnie

Spojrzałem na Jolo. Śmiał się... po prostu cieszył mordę w najlepsze gdy ja cierpiałem.

- Śmiej się śmiej... tylko dzięki mnie macie teraz co żreć. Jakby co będę w swoim pokoju.

Kieruję się w stronę swojego pokoju.

Powiedziałem te słowa i powolutku udałem się do swojego pokoju. Położyłem się na pryczy. Zasypiając myślałem sobie co by na taką amatorszczyznę powiedział Beriger. Dopiero świtało jednak zasnąłem iście kamiennym snem.

26.03.2004
21:59
[19]

Thun [ Konsul ]

Hadrian Shiva

Siedząc na murze nie mogłem nie zauważyć tego że Bregan, Deliand i Mally opuszczają stanicę. Nigdzie też nie zauważyłem Eldirtha, cóż pewnie gdzieś się zapodział... Mimo wcześniejszej przekąski ciągle ściskał mnie żołądek. Nie byłem pewien czy był to ciągle głód czy może świadomość tego co nastąpi. Postanowiłem więc zejść z muru i wziąść więcej czegoś do jedzenia z pomieszczenia kuchennego. Idąc przez plac usłyszałem jak Valacar chciał wyruszyć do Kamiennego Muru. Zamurowało mnie... po prostu mnie zamurowało gdy usłyszałem że chce "Ją" spotkać i zadać jej kilka pytań. Musiałem zareagować i skierowałem się w jego kierunku. Obok niego był już Jolo i, o zgrozo, też chciał tam się udać... Powariowali, kompletnie im już odbiło...

- Valacar! Jolo! - krzyknąłem podchodząc do nich...
- Kompletnie wam odbiło?! wybijcie sobie ten pomysł z tych waszych zakutych łbów!!! - wykrzyczałem. Obaj byli zszokowani moim wybuchem, zresztą sam byłem... zacząłem oddychać głęboko chcąc się uspokoić...
- Przepraszam... poniosło mnie... W żadnym wypadku nie możecie tam iść, nie ma po co tam iść. Byłem tam, widziałem co się stało - nic tam nie zostało prócz zgliszczy, nie było żadnego uzbrojenia - żadnego, nie mówiąć już o waszym. Pozatym i tak jest nas tu mało. Ci co wyruszyli... gdzieś... nie wiadomo kiedy wrócą i czy wogóle wrócą. Wy dwaj też chcecie gdzieś iść? Nie wiadomo co możecie spotkać po drodze. A co jeśli ktoś ponownie będzie chciał zaatakować stanicę? Zresztą co ja będe wam tłumaczył, jesteście dorośli i odpowiadacie za swoje decyzje - zrobicie jak uznacie za stosowne, ja powiedziałem to co chciałem powiedzieć...
- A... właśnie byłbym zapomniał. Valacar - nie spotkasz "Jej" nawet gdybyś się starał, to "Ona" spotka ciebie gdy będzie tego chciała. A już na pewno nic ci nie powie - uwierz mi na słowo... ja... miałem okazję z nią "rozmawiać"...

Po tych słowach skierowałem się ponownie w kierunku kuchni. Miałem nadzieję że przemyślą to co powiedziałem i porzucą ten chory pomysł. Zobaczyłem wychodzącą z pomieszczenia sypialnego Narien, najwyraźniej również udawała się do kuchni. Dopiero będąc prawie przed wejściem spojrzała w moim kierunku i stanęła jak zamurowana. Byłem już wystarczająco blisko niej...

- To... niemożliwe... - powiedziała szeptem
- Co jest niemożliwe? - spytałem, uśmiechając się lekko - widzę że Ingham zrobił to o co go prosiłem gdy myśla... -przerwałem w ostatniej chwili
- Domyślam się że wybrałaś się do kuchni, nie stójmy więc tak przed wejściem - powiedziałem uchylając drzwi, pozwalając przejść jej pierwszej. Po chwili siedziełem przy stole, podczas gdy Narien zabrała się za gotowanie.
- Wróciłem w nocy, już spałaś więc nie chciałem cię budzić i niepotrzebne denerwować. Jeśli chodzi o... naszyjnik to... zatrzymaj go, jutro... - przerwałem nie będac pewien czy powiniennem mówić dalej, postanowiłem więc szybko zmienić temat rozmowy - Powiedz mi co się działo podczas mej nieobecności? Nie widziałem jeszcze Eldirtha i kilku innych, a widać że tu coś się działo... Pomóc ci w czymś tutaj? Głupio mi tak siedzieć patrząc jak sama pracujesz...

Siedziałem czekając na odpowiedź...

26.03.2004
23:02
[20]

Dibbler [ Gardło Sobie Podrzynam ]

Stanica.

Śnieg padał nieustannie. Bystre oczy mogły wypatrzyć że niebo daleko zmieniło nieznacznie barwę... stało się czerwonawe.

Taliesin stał na murze i patrzył na północ. Nie mógł dziś spać. Wiedział że Stark najprawdopodobniej nie przetrzyma kolejnych dni. Nie mógł patrzeć jak jego przyjaciel umiera. Do tego ta stanica przypominała ruiny... a to było tylko kilka elfów. Co będzie jak przyjdzie ich więcej? Albo jak przyjdzie cos gorszego niż elfy?

„Nie damy rady... jest nas za mało. Musimy zorganizować jakąś pomoc. Ale skąd? Może on wpadną na jakiś pomysł z kim można by się dogadać. Kto będzie na tyle rozsądny by pojąc to zagrożenie?”

Hadrian.

W twoich snach biegały wilki. Słyszałeś ich wycie bardzo wyraźnie. Czułeś na swoim karku ich oddech.
Wilki i twarz... znałeś ją doskonale.
Obudziłeś się gwałtownie. Zlany zimnym potem.
Jednak wycie nie ucichło... słyszałeś je wyraźnie....

26.03.2004
23:03
[21]

Dibbler [ Gardło Sobie Podrzynam ]

Valacar Jolo

Las

Taliesin pokazał wam drogę do wsi. Rdza... bo tak się nazywała ta wiocha leżała jakieś sześć godzin marszu na wschód. W tym śniegu może to być równie dobrze osiem godzin.
Jakiś wilk zawył niebezpiecznie blisko. Valacar przypomniał sobie swoje butne słowa w stanicy... Jakże pusto i głupio brzmiały teraz. Tam za murami w ostatnim bastionie cywilizacji mógł sobie tak krzyczeć, ale teraz w śniegu i dziczy było zupełnie inaczej.
Wycie się nasiliło...
Mimo wiatru usłyszeli łagodny żeński głos śpiewający jakąś wesołą piosenkę... Zanim zdążyli zareagować głos się urwał a wycie ucichło...

Dalsza drogę pokonali prawie biegiem. Spotkanie z wilkami w lesie pewnie skończyło by się ich śmiercią. Więc jako łaskę jedynego przyjęli widok zabudowań. Osiem chat otoczonych ostrokołem ... Rdza.

26.03.2004
23:04
[22]

Dibbler [ Gardło Sobie Podrzynam ]

Bregan, Mally, Eldirth, Deliand

Siedzieli przy ognisku patrząc na siebie.
Musieli odbyć długą rozmowę... wytłumaczyć sobie wiele rzeczy. Dobrze że noc była jeszcze młoda... do świtu pewnie będą znów kompanami jednej kompani... lub ktoś będzie martwy. Kolejna krew przelana na północy...

26.03.2004
23:04
[23]

Dibbler [ Gardło Sobie Podrzynam ]

Ok.
Jako że mam studia to pewnie pisał będę w niedziele lub poniedziałek.
Co do rozmów to dowolna ilość postów. Co do działań proszę czekać na MG.

27.03.2004
12:39
[24]

Milka^_^ [ Potępieniec ]

Deliand - koło ogniska.

Pomołem Mallemu wstać i zaprowadziłem go pod ognisko. Wziąłem z ekwipunku Bregana trochę ziół i zabrałem się do opatrywania rannego. Nie zajeło mi to długo i opatrunek wyglądał całkiem przyzwoicie. Zauważyłem jak Bregan siada na pniaku więc i ja usiadłem i zabraliusmy się do rozmów : Zacząłem się wypytywać tego ... tego ... tego kogoś.

- Dlaczego? Dlaczego przeszedłeś na stronę wroga? Albo po co? Po co skoro oni nie zapewnią Ci niczego poza sakiewka pełną złota. Czy warto było zdradzić za 40 srebników ?

Siedziałem i patrzyłem na niego...

Jak on mógł? [pomyślałem] Jak?

27.03.2004
13:08
[25]

MaLLy(R) [ Ghoul's Shadow ]

MaLLy (las, ognisko)
Nawet BREGAN dał się nabrać na trik ze strzałą.
To dobrze BLACK tym bardziej się nie domyśli, że to podstęp.
DELIAND na rozkaz BRAGANA chciał mi oparzyć rękę. (Wszyscy zachowują się jakby nigdy w życiu nie napinali łuku. Ja nie jestem mańkutem wiec podczas napinania miałem odsłonięte lewe ramie nie prawe, a ten nawiedziny inkwizytor strzelił w prawe… Kto go uczył strzelać???)
Gdy DELIAND zauważył bark rany, szybkim spojrzeniem, pokazałem mu by kontynuował. Najwidoczniej domyślił się, o co chodzi, bo założył mi opatrunek…
Podszedłem razem z nim do ogniska. Nie odzywam się na razie ani słowem, bacznie obserwując każdy ruch ELDIRTHA.
BRAGAN jest dowódcą nich on wydobędzie informacje.

27.03.2004
18:20
[26]

Bregan a.k.a. Czapajew [ Senator ]

Bregan – las, spotkanie z Eldirthem.

- Widzisz Eldirthcie, ja Cię o coś zapytałem i zamiast odpowiedzi otrzymuję potok zbędnych słów… Jeśli ulżyło Ci, że nazwałeś mnie idiotą, to cieszę się wraz z Tobą, ale jest jeden istotny szczegół. Nie byłeś w stanicy od dwóch dni, więc nie znasz obecnego stanu sił. Oczywiście nie mam zamiaru się nad tym rozwodzić, ale zapewniam Cię, że jest tam bezpiecznie. A Ty jako sługus Inkwizycji, nie musisz o tym na szczęście wiedzieć… i się nie dowiesz.

- Pfff…Elfy? Elfy to ścierwo, można na nich trenować swoje umiejętności… nawet nie mów mi o tych podrzędnych wojownikach, którzy ledwo potrafią utrzymać miecz w swoich malutkich dłoniach. Najechali stanicę całym legionem, nikt ze stanicy nie zginął, a elfi oddział został zmieciony z powierzchni ziemi… Oczywiście bez urazy, dla naszych elfich towarzyszy ze stanicy, którzy jak widać, do tej pory udowodnili swoimi umiejętnościami, że należy się ich bać.

- Mała dziewczynka z wilkami? Z tego co wiem, jest po naszej stronie… Już nie musimy się jej obawiać, co innego Ty – więc uważaj lepiej, uważaj na swoje czyny i słowa…

Szyderczy uśmiech wymalował się na mojej twarzy

- Twój powrót do stanicy? No cóż…. Jakby to powiedzieć, nie ma mowy!? Tak, to będą chyba najodpowiedniejsze słowa, raczej przyszliśmy się czegoś od Ciebie dowiedzieć, ewentualnie skończyć twój marny służalczy żywot. Sam wiesz, że Ty również jesteś tu pionkiem, prowadzisz niebezpieczny tryb życia, w każdej chwili również tobie może przytrafić się niebezpieczny „wypadek”. Więc, albo opowiesz nieco więcej, albo będziemy zmuszeni z przyjaciółmi ukrócić Cię o głowę… czego raczej nie chciała by żadna ze stron. Nieprawdaż?

Czekałem na reakcję Eldirtha

27.03.2004
18:21
[27]

paściak [ z domu Do'Urden ]

Roland - Stanica

Tej nocy tylko ja nie moglem spac. Widzialem sylwetke Taliesina na murze niedaleko mnie. Byl skupiony, widocznie nad czyms sie zastanawial wiec nie chcialem mu przeszkadzac.
Sen nie przychodzil wiec siedzialem wpatrujac sie to w horyznt polnocy, to w zamyslonego elfa. Przy okazji szlifowalem drewno na strzaly swoim scyzorykiem, Jolo mnie o to poprosil. Zrobila sie juz calkiem spora ilosc tego...
Nagle rozleglo sie wycie. Wstalem i rozejrzalem sie do okola. Taliesin robil to samo, chociaz wydal sie bardziej opanowany niz ja. Kiwnelismy sobie glowami.
Zauwazylem ze w komnacie Hadriana zapalila sie pojedyncza swieczka. Schowalem swoj sztylet do buta, wziolem do reki miecz i udalem do pokoju Hadriana zobaczyc czy wszystko z nim w porzadku. Wilki i ich wycie napewno wydawaly sie mu blizsze niz reszcie...

27.03.2004
18:24
[28]

Vinny [ Konsul ]

Valacar – Rdza

Obudziłem się jeszcze przed świtem. Poszedłem do kuchni. Najadłem się do syta. Niewiadomo było, kiedy znowu będę jeść. Wziąłem swój miecz, sztylet oraz łuk, do którego jednak nie miałem strzał. Mam nadzieję, że znajdziemy kogoś, kto zrobi nam przynajmniej kilka strzał.

Taliesin pokazał nam drogę do wsi Rdza. Była to najbliższa osada. Marsz utrudniał nam śnieg, który zaczął mocno padać. W lesie słychać było wycie wilków. Byłem niemal pewny, że usłyszałem również żeński głos, śpiewający jakąś piosenkę.

- To na pewno Aleksandra – zwróciłem się do Jola. – Tylko dlaczego nas nie atakuje?

Miałem złe przeczucia. Wycie z każdą chwilą nasilało się. Co chwilę odwracałem się, spoglądając, czy nie widać wilków i Aleksandry. Już nie maszerowaliśmy spokojnie. Cały czas biegliśmy, mając nadzieję, że w końcu dotrzemy do Rdzy. Przypomniałem sobie moje słowa, wypowiedziane w Stanicy. Jakże głupio teraz brzmiały.

Gdy byłem pewny, że już nie mamy szans, aby dotrzeć do wioski i zaraz wyłoni się zza drzew całe stado wilków wybiegliśmy z lasu.

Widok, który ukazał się moim oczom nie był imponujący. Ale czego mogłem się spodziewać? Na niewielkim placu znajdowało się osiem chat otoczonych ostrokołem. Rdza wydawała się wioską, która stała już od dawna opuszczona. Nikogo nie było na zewnątrz.

- Nie jest to może jakaś metropolia, ale najważniejsze, żebyśmy znaleźli ludzi, którzy będą mogli nam pomóc.

Podszedłem do najbliższej chaty i zapukałem głośno trzy razy. Czekałem na odpowiedź.
Mam nadzieję, że ktoś tu mieszka.

27.03.2004
18:45
[29]

Gambit [ le Diable Blanc ]

Eldirth Black (ciemny las)

Wysłuchałem słów Bregana. No cóż...wszystko jasne...Westchnąłem i usiadłem pod drzewem.

- Muszę Ci powiedzieć, że Twoja wyprawa chyba poszła na marne...owszem, możecie mnie teraz zabić i na pewno poczujecie się lepiej...Tak, nie byłem w stanicy od dwóch dni, a Ty od dnia...też nie wiesz co się tam dzieje, ale nadzieja zawsze jest dobrą rzeczą...Ale skoro uważasz, że wszystko kontrolujecie i wszyscy są po Waszej stronie, to niech tak będzie. Ode mnie nic się nie dowiesz...niezależnie od tego czy posiadam jakąś wiedzę na temat tego co się tu dzieje, czy też nie...więc teraz albo "skończcie mój marny służalczy żywot" jak malowniczo to określiłeś, albo zabierajcie stąd Wasze tyłki i spieprzajcie do stanicy, bo mam zamiar się wyspać...

27.03.2004
20:38
[30]

Khe [ terrorysta lodówkowy ]

Khergoth - stanica

No tak, caly dzien w kuzni, to juz wole jak wstaja jakies truposze z grobu. moze i znam sie na fachu ale kto powiedzial ze to uwielbiam.

Dzien nie byl zbyt ciekawy, totez z nudow zasnalem dosyc wczesnie.
Gdy sie obudzilem byla jeszcze noc. Nie mogac juz zasnac ubralem sie i ruszylem na mury gdzie byli juz Taliesin i Roland. Znow odezwaly sie wilki - poki nie sa w zasiegu mojego topora mam to gdzies, w koncu to ich kraina to czego moglbym sie tu spodziewac jak nie wycia. ...Znowu nudy, zeby nie odmrozic se tylka wybralem sie na maly spacerek po murach dookola stanicy

jeden ucekl, trzech polazlo za nim, kolejnych dwoch wybralo sie do jakiejs wiochy ...nie zostalo tu nas zbyt wielu
...ciekawe co przyniosa najblizsze dni, czy dlugo nam bedzie jeszcze stapac po tym swiecie
... do stu demonow ale te strony mnie doluja, zimno i wszedzie pelno tego bialego gowna ...

27.03.2004
21:12
[31]

J0lo [ Legendarny Culé ]

Jolo - Rdza

Nie mogłem spać. Wstałem szybko i ubrałem się. Poszedłem do kuchni gdzie po chwili wszedł Val. Nie odzywaliśmy się.

Co nas tam czeka - nie wiem. Wiem tyle, że jeśli nie znajdziemy tam potrzebnej pomocy to możemy nie przeżyć. Sny mnię dręczyły. Koszmary. Nie chcę ich więcej widzieć. Czuję, że odchodzę od zmysłów. Muszę się uspokoić... nie! Wizje moich Towarzyszy... zabitych.... strzały.... krew... to się już pojawia gdy zamykam oczy... czyżbym miał jakieś wizje przyszłości? Nie... to tylko możliwość... oby się tylko nie nasiliły...

Wyszliśmy z Val'em jak najprędzej. Taliesin pokazał nam gdzie iść. Po drodze usłyszałem wycie i... śpiew. To musiała być ona. Nie odwróciłem wzroku gdyż Val już sam potwierdził moje obawy.

- Też nie jestem tego rad. Czuję od powrotu z Kamiennego na sobie ciągle ślepia wilków. Nie jestem pewien co do jej zamiarów. Chciałbym wiedzieć jaką ona ma rolę w tej grze...

Marsz zamienił się w bieg. Nie byłem okazem siły fizycznej ale narzucone tempo przez Val'a jakoś strzymałem. Wylądowaliśmy po pewnym czasie pod Rdzą.

Widok to niepiękny. Powiesić architekta. Chyba takowego nawet nie było... no nic. Trzeba iść. Imponujących możliwości pewnie nie mają ale na widok nas mogą nam pomóc.

Valacar zapukał do drzwi

- Halo! Jest tam kto? Potrzebujemy pomocy w naprawieniu ostatniego bastionu Imperium na północy!

Z niecierpliwością oczekiwałem na odpowiedź...

28.03.2004
21:46
[32]

Thun [ Konsul ]

Hadrian Shiva - stanica i okolica :)

Jak przez mgłę widziałem cienie wilków biegające między drzewami, co jakiś czas jeden lub dwa wypadały na polanę po czym ponownie wracały między drzewa. Słyszałem ich wycie tak wyraźnie jakby stały naokoło mnie. Czułem ich oddech na swym karku mimo tego że były daleko. Największy z wilków wybiegł z lasu i kierował sie prosto w mym kierunku. Stałem w miejscu i obserwowałem jak się zbliża. Gdy był już blisko mnie - skoczył. Nagle znikną mi sprzed oczu, a mimo to poczułem uderzenie. Upadłem na plecy spoglądając w błękitne niebo na którym znajdowała się jedna samotna chmura. Swoim kształtem przypominała twarz... twarz którą znałem. Nagle całe niebo pokryło się czarnymi chmurami, rozległo się wycie tak głośne - jakby wydobywało się z tysięcy wilków.

Obudziłem się gwałtownie oblany zimnym potem. Mimo że oddychałem spokojnie, czułem gdzieś w głębi że coś... nadchodzi. Wydawało mi się że ciągle słyszę wycie wilków. Może nie tak wyraźne jak w mym śnie, lecz ciągle słyszalne. W komnacie było jeszcze dość ciemno, Ingham i Narien ciągle spali. W kominku nie płoną ogień przez co było dość chłodno w pomieszczeniu. Zapaliłem jedną świeczke stojącą na stole by mieć chociaż trochę więcej światła. Ubrałem się szybko i zabrałem się za rozpalanie ognia w kominku. Po chwili drewno zajmowało sie już powoli ogniem więc wyszedłem z pomieszczenia i skierowałem się na mury. Było dość wcześnie, może nawet przed świtem. Niebo było pokryte ciemnymi chmurami z których pruszył delikatny śnieg. Wydawało mi się że wycie wilków robi się głośniejsze. Po schodach prowadzących na mur, trzymając wyciągnięty w ręku miecz, schodził Roland. Gdy mnie zobaczył zatrzymał się, wydawało mi się że zastanawia się co powinien zrobić.


- Jakiś problem? - spytałem nie czekając nawet na odpowiedź, wbiegłem po schodach na mur. Widziałem chodzącego po nim Khergotha oraz jakiegoś elfa, którego nie znałem. Roland wchodził za mną spowrotem na mur. Spojrzałem w kierunku lasu, na polanie siedziało kilka wilków, na skraju lasu stała "Ona".

- No tak... - westchnąłem cicho i ruszyłem biegiem spowrotem do pomieszczenia sypialnego. Zbiegając po schodach czułem na sobie spojrzenie elfa oraz Rolanda. Nie będąc pewien "Jej" reakcji nałożyłem kolczugę, a do pasa przypiąłem miecz. Ingham i Narien ciągle spali, może to i dobrze?. Wyszedłem z pomieczenia i skierowałem się do bramy. Khregoth zrobił dobrą robotę, może nie była piękna ale przynajmniej była znów cała. Nie zastanawiając się dłużej, wyszedłem na zewnątrz stanicy i ruszyłem w kierunku Aleksandry...

29.03.2004
13:59
[33]

Ingham [ Konsul ]

INGHAM(Stanica)

Kilka godzin zajęło mi przetarganie pochodni, potem ułożyłem je w stosy razem z resztkami drzewa, które znalazłem na zewnątrz. Gdy kończyłem robotę zauważyłem jak wyrusza ekspedycja do sąsiedniej wioski.
Może tam nic się nie stało złego, może tam ludzie żyją?
TAka praca uspokoiła mnie, postanowiłem wrócić do stanicy. W końcu ktoś musi zająć się kuchnią. Wszedłem do mojego królestwa, garnki porozwalane, syf grób mogiła, zacząłem robic porządek, zajmując się także maszyną do robienia destylatów.
Wieczorem padłem na łóżko. Zasnąłem zmęczony, ale zadowolony z siebie.

ZESTAW DAŃ NA JUTRO

ŚNIADANIE
-JEJECZNICA, CHLEB, SER, WINO
OBIAD
-ZUPA ZIEMNIACZANA, DZIK, KASZA
KOLACJA
-SER,CHLEB, KIEŁBASA, ZUPA JAK ZOSTANIE Z OBIADU.

29.03.2004
14:15
[34]

Bregan a.k.a. Czapajew [ Senator ]

Bregan – las, spotkanie z Eldirthem

- Pfff… nie ośmieszaj się Eldirth, grasz niewiadomo jak potężnego, tymczasem jesteś zwykłym sługusem Inkwizycji, mógłbyś zginąć za chwilę z naszej ręki, ale oszczędzę Cię… Mimo wszystko byłeś przydatny w stanicy. A mnie nie bawi bezmyślne zabijanie, na dodatek znęcanie się nad słabszym przeciwnikiem (tym bardziej, że jesteśmy w trójkę) również nie przysporzy mi wiele radości. Więc, miło było Cię spotkać i dowiedzieć się, że byłeś zwykłym psem, który biegał z wywalonym jęzorem i służył hienom z Inkwizycji. Śmieszą mnie tacy ludzie… Zapamiętaj, jeżeli jeszcze raz staniesz na mojej drodze i przekroczysz pewne granice, nie zawaham się Cię zabić. Tymczasem żegnam i życzę miłej podróży…

Splunąłem Eldirthowi pod nogi

Odwróciłem się do kompanów, podniosłem plecak i założyłem go na plecy

- Mally, Deliand, zbieramy się!

29.03.2004
15:01
[35]

MaLLy(R) [ Ghoul's Shadow ]

MaLLy (las)

BREGAN postanowił jednak nie walczyć.
I dobrze z ranną ręką nie wiele bym pomógł.
Wstałem od ogniska, starając się cały czas obserwować ELDIRTHA podniosłem łuk.
Nie mam ochoty na walkę.
-Deliand, idziemy stąd… - odezwałem się.

29.03.2004
17:01
[36]

Milka^_^ [ Potępieniec ]

Deliand - droga powrotna

Po tej rozmowie można było stwierdzić jedno. Darowaliśmy życie sługusowi Inkwizycji. Nic mnie to nie obchodziło bo go nie znałem. Coś usłyszałem

- Mally, Deliand, zbieramy się! Potem jeszcze : --Deliand, idziemy stąd…

Wstałem z pniaka i skierowałem się w drogę powrotną...

29.03.2004
19:22
[37]

Gambit [ le Diable Blanc ]

Eldirth Black (ciemny las)

Odeszli. Sopjrzałem na trzy sylwetki odwrócone do mnie plecami a potem na leżący obok łuk. Wspaniałe cele. Zapewne dałbym radę zabić całą trójkę...
Odczekałem około godziny. Przygasiłem ognisko, zebrałem rzeczy i wspiąłem się na drzewo. Ulokowałem się bezpiecznie między gałęziami i zasnąłem.

29.03.2004
22:06
[38]

Dibbler [ Gardło Sobie Podrzynam ]

Hadrian

Las niedaleko stanicy. (Noc)

Nocą temperatura była potwornie niska. Do tego wiatr jak zwykle wiał od przodu... Ktoś kiedyś tak powiedział... „Gdziekolwiek byś nie szedł wiatr zawsze wieje w twarz”... to chyba słowa starożytnego filozofa Marphusa.

Na szczęście nie było daleko...
Na skraju lasu stała Aleksandra ze swoimi wilkami...
Wiatr rozwiewał pelerynę jaka miała zarzuconą na plecy.
Dziewczyna wyglądała jakby w ogóle nie przejmowała się śniegiem i wiatrem.
Popatrzyła na ciebie.
W jej oczach ujrzałeś wszystko...
Jakbyś patrzył w samą dusze świata... Intensywnie niebieskie oczy obiecywały zbawienie i przekleństwo. Zwycięstwo i przegraną. Ocalenie i zagładę.
Wiedziałeś że od Twoich słów będzie zależeć wszystko...

Dziewczyna uśmiechnęła się i spytała...
- Więc jak zdecydowałeś?

29.03.2004
22:07
[39]

Dibbler [ Gardło Sobie Podrzynam ]

Stanica (Rano)

Na północy nie było innej pogody niż ta którą znali od dnia gdy tu przybyli... śnieg i wiatr. Nic tylko wiatr i śnieg... Do tego niebo na północy coraz bardziej czerwieniało. Teraz było to już widać dość wyraźnie...

Było ich mało w Stanicy... cholernie mało. Do tego byli zmęczeni i poranieni... Do tego stanica wymagała umocnienia bo po ostatniej potyczce.

Dobrze że już drugi dzień był spokój.
Dzień powoli zmierzał ku końcowi...

Okrzyk wartownika postawił ich na nogi...
Wybiegając na dziedziniec oczekiwali najgorszego. Jeśli to kolejna walka to pewnie jej nie przeżyją... Nie dadzą rady znów... już teraz wyglądają bardziej jak banda żebraków z przytułku przy klasztorze niż jak żołnierze... Każdy krok to ból... nie mówiąc już nawet o machaniu mieczem czy toporem...
Wszystko tylko nie kolejna potyczka...

Przed murem stało pięciu elfów. Błyszczące zbroje, zielone płaszcze... łuki na plecach miecze w pochwach.

Jeden z nich krzyknął:
- Przychodzimy w pokoju. Musimy porozmawiac...

29.03.2004
22:07
[40]

Dibbler [ Gardło Sobie Podrzynam ]

Jolo, Valacar

Rdza

Po zapukaniu do drzwi chaty usłyszeli wewnątrz jakiś ruch. Drzwi uchyliły się nie znacznie...
Przez szparę wyjrzała nieogolona gęba...
- Czego?
- Wpuść ich Andriej... nie wyglądają na groźnych. – usłyszeli ze środka. – To pewnie te przybłędy ze stanicy przyszły żebrać o pomoc. Bo jeszcze żaden wojak po nic innego tu nie przylazł.

Mężczyzna nazwany Andriejem otworzył drzwi. Weszli do środka chaty. Wewnątrz siedziało jeszcze czterech mężczyzn i trzy baby...

- Więc czego chcecie – spytał Andriej...

29.03.2004
22:07
[41]

Dibbler [ Gardło Sobie Podrzynam ]

Bregan, Mally, Deliand

Las

Więc wracali.
To mu pokazali... dogonili go dali zranić jednego ze swoich i wracają z powrotem. Udowodnili mu... no właśnie... co do jasnej cholery mu udowodnili... że potrafią szybciej od niego biegać? Tak... to przydatna umiejętność, będą mogli szybciej uciekać, jak spotkają kolejnego samotnego przeciwnika...

Maszerowali szybko w kierunku stanicy... i po kilku godzinach osiągnęli cel.
Dostrzegli pięć sylwetek stojących przed tym co kiedyś było bramą stanicy.

29.03.2004
22:08
[42]

Dibbler [ Gardło Sobie Podrzynam ]

OK.

Aktualizacja jutro po 22.00.
Trzymam się dalej zasady że gadać możecie do woli. Ale jak chcecie działać to czekacie na MG.

Miłej zabawy...

30.03.2004
15:07
[43]

Ingham [ Konsul ]

INGHAM (stanica)

Powoli, wstawałem bardzo powoli, a w głowie czułem tysiące młotów, jakby wszystkie kuźnie w promieniu 1000 kilometrów nagle zaczęły nawalać. Zebrałem się w sobie licząc zadrapania na twarzy. Jedno, drugie, trzecie. Bolała mnie głowa, chyba wczorajszy miód z Nithilgorskih Lasów zrobił swoje.
Ledwo wyszedłem na dwór, kiedy wiatr postawił mnie momentalnie na nogi. Jedna z osób stojących na warcie krzyknęła w moim kierunku. Pewnie będą jakieś problemy. Powoli poprawiając miecz wspiąłem się na mur.
Zobaczyłem 5 elfów. No cóż kolejna walka, powoli zacząłem wyciągać strzałę z kołczana. Wymierzyłem w najbliższego elfa, ten jednak nie zareagował żadnym gwałtownym ruchę, co dziwniejsze powiedział:
- Przychodzimy w pokoju. Musimy porozmawiać...
W głowie czułem ból, w skroniach pulsowała mi krew. Postanowiłem zaryzykować.
- Dobrze wejdźcie, więc do środka, tylko złóżcie broń przed bramą.
Sam schowałem strzałę do kołczanu, a łuk zarzuciłem na ramię. Czekałem na reakcję elfów, gdy dosyć daleko zauważyłem poruszenie i trzy zbliżające się sylwetki.
Pewnie nasi wracają-pomyślałem.
Zszedłem z muru, otworzyłem bramę i czekałem aż elfy złożą broń, w końcu chcieli rozmawiać.

30.03.2004
17:41
[44]

Vinny [ Konsul ]

Valacar – Rdza

- Witam – powiedziałem siedmiu osobom siedzącym wewnątrz chaty i Andriejowi, który zapytał się czego chcemy. – Mam na imię Valacar, a mój kompan to Jolo. Rzeczywiście przybywamy ze Stanicy.

Rozejrzałem się. Chata była bardzo uboga. Andriej właśnie usiadł na krześle. Nikt nie wykazywał większego zainteresowania naszym przybyciem.

- Potrzebujemy pomocy. Nasza Stanica w ostatnich dniach odparła atak elfów. Wprawdzie wygraliśmy, ale ponieśliśmy liczne straty. Brama jest doszczętnie zniszczona, a z murów została tylko sterta kamieni. Nie mamy strzał. Kończą nam się zapasy żywności.

Wreszcie ktoś zainteresowało się naszym losem. Kilka osób spojrzało na mnie.

- Jeśli nie zregenerujemy sił, nie wygramy następnym razem. Jeżeli my kapitulujemy, następnym celem będziecie Wy… Potrzebujemy pomocy. Jakiejkolwiek. Musimy jak najszybciej odbudować mury. – przerwałem na chwilę – Bardzo prosimy, żebyście nam pomogli. Może kilka osób mogłoby iść z nami do Stanicy, by naprawić mury i bramę? Albo może macie strzały lub miecze. Każda broń się przyda. Mam nadzieję, że posiadacie jeszcze resztki ludzkich instynktów i nie przejdziecie koło naszego nieszczęścia obojętnie.

Ludzie zaczęli między sobą o czymś szeptać. Naradzali się ze sobą.
Mam nadzieję, że nam pomogą.

30.03.2004
17:57
[45]

Bregan a.k.a. Czapajew [ Senator ]

Bregan – las

Maszerowaliśmy już kilka godzin bez odpoczynku, jak zwykle zła pogoda sprawiała, ze Mally i Deliand nie byli chętni do rozmowy…

Zapewne ktoś się do mnie doczepi w stanicy, ze wyprawa poszła na marne – pomyślałem Ale mam to w dupie! Przynajmniej dowiedziałem się, kim naprawdę był Eldirth, z resztą miałem pewne wątpliwości, co do jego nagłego opuszczenia stanicy. Czuję się spełniony, dobrze, że wyruszyliśmy za nim… w zasadzie nic nam to nie dało. Ba! Ponieśliśmy straty, przecież Mally został ranny, ale mimo tego nie żałuję…

Naszym oczom ukazała się stanica, przyśpieszyliśmy kroku i dostrzegliśmy kilka postaci stojących przed bramą

- To elfy – odezwałem się do towarzyszy

- Hej! Wy tam! Kim jesteście i co tu robicie!?

Elfy odwróciły się w moją stronę, a ja czekałem na ich reakcję

30.03.2004
18:00
[46]

Milka^_^ [ Potępieniec ]

Deliand - stanica

Wracaliśmy... Droga taka sama tylko sobie pobiegaliśmy i nic temu zdrajcy nie udowodniliśmy poza tym, że był kiedys naszym przyjacielem. Doszliśmy do stanicy. Z daleka już było widac sywetki Elfów. Wchodzili do środka. Poszedłem za nimi.

Przychodzimy w pokoju. Musimy porozmawiac... [mówili]

Broń gotowa w każdej chwili do zabicia czego kolewiek, jednak nadal spoczywała na plecach. Przeszedłem się dookoła nich nie spuszczając ich z oczu. Tym sposobem podeszłem do Inghama.

-Co robimy? [zapytałem szeptem]. Zapytam się ich po co tu przyszli.
-O co chodzi? Przybywacie w pokoju więc... Słuchamy co macie nam do powiedzenia.[powiedziałem do nich]

Czekałem na odpowiedź spoglądając od czasu do czasu na Inghama.

30.03.2004
18:24
[47]

Thun [ Konsul ]

Nikt mnie nawet nie zatrzymywał gdy wychodziłem ze Stanicy. Im dalej byłem od stanicy, tym bardziej odczuwałem zimno. O ile w stanicy mury jakoś ochraniały przed lodowatym wiatrem to poza nimi był dużo gorzej. Gdyby jeszcze wiatr ze swej łaski mógł wiać w plecy, ale nie... "Biednemu zawsze wiatr w oczy..." - jakże prawdziwe to powiedzenie było w tych stronach. W końcu stałem przed Aleksandrą i jej wilkami. Wiatr rozwiewał jej płaszcz, a mimo to nie zwracała na wiejący wiatr żadnej uwagi. Spojrzała na mnie, w jej oczach było coś niezwykłego - jakby cały świat...

- Więc jak zdecydowałeś? - spytała.

- Zastanawiałem się nad tym wszystkim. Sama mówiłaś że mogę stracić życie, duszę, zostać przeklętym, nigdy nie wrócić na południe... Tylko szaleniec by się zgodził - a ja najwyraźniej jestem szalony... - odpowiedziałem z uśmiechem - Zgadzam się, składam swe życie i swą duszę w twoje dłonie...
- Więc skoro mamy to już za sobą... to co teraz?

30.03.2004
20:48
[48]

J0lo [ Legendarny Culé ]

Jolo - Rdza

Słysząc tę konwersację coś mnie tknęło. Jak to kolejni?! Chyba nasi poprzednicy chyba już tu próbowali. Widać trzeba będzie bardziej bezpośrednich środków niż prośby. Taaaaaak... dobra groźba nie jest nigdy zła. Tylko trzeba to umiejętnie ulokować.

Val nas przedstawił i wyraził nasze prośby

- Jak już kolega wspomniał jesteśmy ostatnią linią obrony przed czymś co najchętniej by wam poobcinało kończyny, zjadło jelita a mózg rozsmarowało na kawałku chleba. Tym optymistycznym akcentem nie zakończą a może i nawet gorsze rzeczy się przydarzą. Dla przykładu może się tak stać, że zrobią wam to przed zabiciem was. Val, powiedz czy człowiek może przeżyć to wszystko? Tylko do wyciągnięcia mózgu? Cóż to tego ostatniego nie zobaczycie...

Za placami trzymałem ręce, które gotowe były do prostej sztuczki polegającej na pojawieniu się ognia na dłoniach. Niezwykle skutecznie w zastraszaniu, grożeniu i wielu innych dyscyplinach niezbędnych dla wyrafinowanego bandziora.

- Jeśli państwo odmówią będziemy musieli usilniej prosić więc polecam dokładnie przemyśleć decyzję...

Oczekiwałem na odpowiedź...

30.03.2004
20:56
[49]

MaLLy(R) [ Ghoul's Shadow ]

MaLLy (stanica)

Wróciliśmy do stanicy.
Cała drogę się nie odzywałem gdyż byłem wkurzony.
Ten imperialny sługus mnie zranił a ja mu nie odpłaciłem…
W bramie stanicy, (o ktoś ja zreperował) spotkałem kilku naszych i pięciu osobników, których nie znam.
- latryna jest tam. – Odezwałem się do nowo przybyłych. – Na pewno zechcecie skorzystać po długiej drodze jak pokonaliście by tu przybyć.
Po incydencie z olewaczem słupów, te słowa same mi się cisnęły na język.
Wściekłoś we mnie wrzała, nie zwracają wcale uwagi na naszych gości udałem się do jadłodajni.
Mogę być wściekły, ale głodny nie będę !

30.03.2004
22:00
[50]

Dibbler [ Gardło Sobie Podrzynam ]

Valacar, Jolo

Andriej popatrzył na nich ze zdziwieniem...
- Wy nam pomożecie? A gdzie byliście jak płonął Kamienny Mur. Gówno a nie pomożecie. Przyjedziecie, pokrzyczycie i znów pójdziecie. A elfy wrócą i nas powyrzynają. My z leśnymi żyjemy w zgodzie. Płacimy im a oni nas chronią. Nie potrzebujemy takich wojaków jak wy.
Splunął im pod nogi.
Pozostali ludzie kiwali głowami i patrzyli na nich z pogardą.
- Pojawiacie się na północy i wielcy panowie chcą swoje prawa wprowadzać. Nic nie wiecie. Przyłazicie tu tylko jak czegoś chcecie. Ochrona, psia jego mac. Nic tylko przychodzicie i coś zabieracie. Nic nie dając w zamian. Siedzicie zamknięci za swoimi murami. A jak ktoś je wam rozwali to przybiegacie skomląc o pomoc. Lepiej nam tu bez was.
Popatrzył na Jola.
- - Jak mi będziesz chłopcze groził w moim własnym domu. To skończy się to dla ciebie tragicznie. Co zabijesz mnie? I co? Jak stąd wyjdziesz to dostaniesz widłami. Dwudziestu osób nie zabijesz. Wiesz jak wywlec flaki grabiami? My wiemy... nie raz to robiliśmy. Z takimi co myśleli że są niewiadomo jakimi wojownikami. Uwierz mi chłopcze nie chcesz tak skończyć. I co jeszcze? Do ludzkich instynktów się odwołujecie. Więc wiedzcie że my ludzie. Nie wywalimy was do lasu na noc. Możecie się tu przespać. A rano won...


Twarze wieśniaków wyrażały tylko pogardę. Tak patrzyli na obcych którzy przychodzili do ich domu i stawiali żądania.

30.03.2004
22:00
[51]

Dibbler [ Gardło Sobie Podrzynam ]

Hadrian.

Aleksandra wyciągnęła do niego dłoń.
Dotknął jej.
Jego ciało przeszył ból. Jakby kilkanaście ostrzy przebiło jego ciało.
Upadł na kolana.
Jednak ni puścił dłoni Aleksandry.
- Przepraszam... – szepnęła- to zawsze boli....
Pochłonęła go ciemność.

Ocknął się na twarzą w śniegu.
Powoli podniósł się na nogi.
Aleksandry nie było. Chyba powinien się do tego przyzwyczaić.

-Teraz mamy szanse. Przepraszam jeszcze raz za ból jaki ci sprawiłam. Ale było to konieczne. Od teraz zawsze mogę z tobą rozmawiać. Musisz się tylko skupić, jak będziesz chciał mi cos przekazać. Teraz idź do swoich. Jutro możecie mieć wizytę...

30.03.2004
22:01
[52]

Dibbler [ Gardło Sobie Podrzynam ]

Stanica.

Piątka elfów stała pod stanica. Mierzyli wzrokiem żołnierzy stanicy. Ten który najprawdopodobniej był dowódcą popatrzył na Inghama.
- Nie bądź śmieszny. Może ty oddasz broń i pójdziesz do lasu z nami? Masz nas za idiotów? Mamy pozwolić się wyrżnąć jak prosiaki, bez broni?

Nadszedł Mally, Bregan i Deliand
Po usłyszeniu jego słów Delianda. Przywódca elfów uśmiechnął się krzywo.
- Widzę że gościnność wojska staniała w ostatnich czasach... Przybywamy w pokoju i mamy nadzieje na dłuższą rozmowę. Wybaczcie mi ale nie będę o ważnych sprawach dyskutował odmrażając sobie tyłek. Więc jak? Pogadamy gdzieś gdzie jest cieplej?

Elfy zrobiły krok w kierunku stanicy.
- Oczywiście o oddaniu broni nie ma mowy....

30.03.2004
22:01
[53]

Dibbler [ Gardło Sobie Podrzynam ]

Ok.
Posty tak jak ostatnio tzn. jak gadacie to ile chcecie jak działacie to na tym kończycie.

Aktualizacja jutro po 22.00.

Dobrej zabawy.

30.03.2004
22:50
[54]

Khe [ terrorysta lodówkowy ]

Khergoth - stanica

Minela noc, nastal dzien, dzien ktorego wieksza czesc znow spedzilem w kuzni. Gdy slonce udawalo sie na spoczynek uslyszalem okrzyk wartownika
a ki pierun znow sie przypaletal?
wybieglem na plac, wspialem sie na mury. Przed brama stalo pieciu elfow. "Przychodzimy w pokoju. Musimy porozmawiac..." nie mieli wyciagnietej broni wiec uznalem ze raczej mowia prawde bo nim by wyciagneli bron mogliby lezec juz martwi. Do przybylych odezwal sie Ingham, dobrze ze powstrzymal swa reke ze strzala. W oddali pojawily sie sylwetki trzech postaci, w miare jak sie przyblizyly rozpoznalem w nich naszych kompanow. Dobrze ze wrocili bo jednak bylo nas zbyt malo jakby komukolwiek przyszedl na mysl jakis atak. Spojrzalem jeszcze raz na elfy, ciekawe co maja do powiedzenia, ja w kazdym badz razie nie bede sie narazie odzywal, niech inni sie tym zajma.
"Widzę że gościnność wojska staniała w ostatnich czasach... Przybywamy w pokoju i mamy nadzieje na dłuższą rozmowę. Wybaczcie mi ale nie będę o ważnych sprawach dyskutował odmrażając sobie tyłek. Więc jak? Pogadamy gdzieś gdzie jest cieplej? ...Oczywiście o oddaniu broni nie ma mowy...."


-nieno panowie coscie sie tacy niegoscinni stali, pogadac chyba mozemy

zszedlem z murow i przechodzac kolo Inghama szepnalem tak zeby tylko on to uslyszal
- ale my tez bedziemy mieli bron w pogotowiu

31.03.2004
12:27
[55]

Ingham [ Konsul ]

INGHAM (stanica)

Odpowiedź elfów nie zdziwiła mojej osoby. Bardziej w osłupienie wprawił mnie widok Mallego, który wracał z wyprawy za Eldrithem. Wyglądał na niezbyt zadowolonego, czemu wyraz dał w swoistym przywitaniu z elfami. Już chciałem powiedzieć coś, co załagodziłoby napięcie, które pojawiło się, gdy usłyszałem głos Dziesiętnika.
- Hej! Wy tam! Kim jesteście i co tu robicie!?
Hmmm…Wygląda na to, że wrócił we właściwym momencie, niech teraz się wykaże.
Spojrzałem na elfy wciąż stojące pod bramą. Wskazałem ich jak mi się zdawało przywódcy Bregmana, który zbliżał się do stanicy.
- Oto Czcigodni goście Nasz, obecny szef. On zdecyduje, co zrobimy.
Stanąłem kilka kroków w głębi bramy, koło Khergotha, czekając na decyzję dziesiętnika. Spojrzałem na niego i powiedziałem ściszonym głosem.
- Jakby, co to wpuszczamy naszych i staramy się zamknąć bramę. Mam jednak nadzieję, że dziesiętnik zaprosi ich do rozmowy a nie rozpocznie bitki.

31.03.2004
14:33
[56]

Milka^_^ [ Potępieniec ]

Deliand

Stałem i patrzyłem na Elfów. Po chwili jeden powiedział:

- Widzę że gościnność wojska staniała w ostatnich czasach... Przybywamy w pokoju i mamy nadzieje na dłuższą rozmowę. Wybaczcie mi ale nie będę o ważnych sprawach dyskutował odmrażając sobie tyłek. Więc jak? Pogadamy gdzieś gdzie jest cieplej?
-No to przejdźmy to jakiegoś cieplejszego pomieszczenia [zaproponowałem]


Po jakiejś chwili w pomieszczeniu. Zauważyłem, że ktoś wchodzi za nami.

-No to może odrazu przejdziemy do rzeczy. Słucham was panowie Elfy. Co nam macie do powiedzenia albo czego od nas oczekujecie? Tylko bez żadnych sztuczek... My też nie mamy złych zamiarów. Teraz wszystko raczej zależy od was.

Czekałem aż coś powiedzą.

31.03.2004
18:56
[57]

Vinny [ Konsul ]

Valacar – Rdza

A gdzie byliście jak płonął Kamienny Mur. Słowa Andrieja zadźwięczały mi w uszach.

- Akurat tak się składa, że byliśmy wtedy w Kamiennym Murze. Walczyliśmy jak mogliśmy najlepiej. Nasza kampania nie jest jednak tak duża, aby każdemu pomagać i z każdym wygrywać. Nie zdołaliśmy wtedy powstrzymać wroga. Stało się tam coś dziwnego… - Nie mogę im powiedzieć, że wróciliśmy do Stanicy nadzy. Nie zrozumieją tego. Ja sam tego nie rozumiem. – Zresztą nieważne. Widzę, że nic do Was i tak nie dociera. Nie będę się z Wami kłócił, ani się przed Wami płaszczył. Może przez noc przemyślicie to wszystko. – dodałem. – Nikt Was nie straszy. Nie jesteście naszymi wrogami.

Po słowach Możecie się tu przespać. A rano won… szeptnąłem do Jola:

- Nie ma to jak serdeczne przyjęcie gości. Ale lepiej być tu niż w tym lesie. Chociaż noc w tych okolicach nigdzie nie jest bezpieczna

Po czym zwróciłem się do Andrieja:

- Dziękujemy Wam za gościnę. Jutro wrócimy do Stanicy. Sami.

Położyłem się spać. Nie mogłem długo zasnąć.
Biegłem przez las. Była noc. Wszędzie słychać było wycie wilków. I jakiś śpiew. Chciałem jak najszybciej stamtąd uciec. Ale nie mogłem znaleźć wyjścia. Oślepiło mnie jakieś światło. Usłyszałem cichy, spokojny, dziewczęcy głos, ten sam, który przed chwilą śpiewał: „Czego tu szukasz? Ze mną i tak nie wygrasz. Bierzcie go.”

Obudziłem się. Byłem cały zlany potem. To tylko sen..
Za stołem siedział Andriej. Uśmiechał się cynicznie. Przez chwilę chciałem zbudzić Jola i powrócić do Stanicy, ale uznałem, że to bez sensu. Na dworze była jeszcze noc.
Jedno jest pewne: już tutaj nie zasnę.

31.03.2004
19:41
[58]

MaLLy(R) [ Ghoul's Shadow ]

MaLLy (stanica)

Najadłem się do syta, lekko poprawił mi się humor.
Czas zacząć coś robić, bo jeśli nie zacznę zużywać tej dłoni to mi się źle zrośnie ni nie będę w pełni sprawny.
Udałem się do kwatery. Po drodze przyjrzałem się naszym gościom. Elfy. Nie chce mi się z nimi gadać. Niech BREGAN się dowie, czego chcą…
Zabrałem póltoraka z kwater i udałem się do kuźni. Czasz zrobić zapasowy miecz.
Dużo roboty z min nie miałem, był wyważony i podostrzony. Ale postanowiłem go naostrzyć bardziej i spreparować jak mój. Tak oto uzyskałem drugi czarny, trujący miecz. Może mój stary jedno ręczy oddam BREGANOWI, naprawdę brakuje mu jego katany.
Po mieczu wziąłem się za czyszczenie i oliwienie zbroi, hełmu i tarczy, no i muszę załatać tę dziurę w rękawicy…

31.03.2004
19:47
[59]

HopkinZ [ Senator ]

Xanatos El'tan (stanica)

Budynek, mój pokój.

Obudził mnie ból. Ech, ostatni czasy to nic dziwnego. Wstałem ostrożnie bacząc na złamaną nogę. Świetnie, przynajmniej naprawiony usztywnienie nie rozwaliło się w czasie snu. Wstałem na nogi i wyszedłem z pokoju.

Na zewnątrz. Brama stanicy.

Po szybkim posiłku i napitku wyszedłem na dwór. Przy bramie panował dziwny i niepokojący zamęt. Ruszyłem powoli w stronę bramy. Usłyszałem jakieś głosy. Przyczaiłem się za drzewem i obserwowałem jak elfy wchodzą do stanicy

Perfekcyjnie... szykuje się kolejna walka a ja zapomniałem wciąć broni ze swojego pokoju...

31.03.2004
20:01
[60]

paściak [ z domu Do'Urden ]

Roland - Stanica

Czulem ze te elfy nie maja zlych zamiarow. Ich smukle twarze wydawaly sie pokazywac strach a ich oczy nadzieje na pomoc z naszej strony. Pomoc? Pomoc w czym? Mam tylko nadzieje ze Stark tym razem da nam nawiazac rozmowe... Na wszelki wypadek moje dlonie beda blisko pochwy miecza, tak na wszelki wypadek. Widzialem ze moi towarzysze robili to samo, wydawali sie niespokojni. Pewnie nie sa pewni w jakiej sprawie przychodza elfy...
Boze mam tylko nadzieje ze nie w takiej jak ich ostatni towarzysze... Nie, ci wygladaja na innych! Musialem w to wierzyc. Sojusz jest nam teraz naprawde bardzo potrzebny...
*Przelamalem cisze i powiedzial na glos;*
-Badzcie pozdrowieni, zaraz przyjdzie nasz dowodca. Mamy nadzieje ze przychodzicie do nas w pokoju.

31.03.2004
20:02
[61]

J0lo [ Legendarny Culé ]

Jolo - Rdza

- Przepraszam jakie wcześniej? Może to pan uściślić?

Cholera znaczy trafiliśmy na oporny materiał. Trzeba będzie popracować nad nim.

- Jakoś się nie dziwię, że nie chcecie pomagać ale trzeba zrozumieć, że jeśli nie pomożecie nam to jesteście już jedną nogą w grobie. I na pewno będzie boleć.

On mi śmie grozić! Ja mu kurwa jajca oderwe! Powiesze za włosy na dupie! Trzeba się opanować... pffffffffff. No teraz można trochę ponegocjować z użyciem argumentów negatywnych...

- Pan może jednak nie będzie mi groził gdyż nie jesteśmy zwykłymi rębaczami Imperium a każdy z nas ma swoją przeszłość barwniejszą niż ten oto obrazek na pana ścianie. Niejedną bitwę wygraliśmy, w niejednej otarliśmy się o śmierć. Ostatnio we wspomnianym Kamiennym Murze gdzie ten oto tutaj stojący Valacar dostał kulą ognia w plecy. Dwóch innych zostało poważnie rannych. Gdyby nie ingerencje sił nieczystych... w sumie nawet nie wiemy czy nieczystych. W każdym razie mogło być źle. Nie boimy się waszych wideł. W najlepszym wypadku spalimy tylko tę chatkę. W najgorszym urządzimy rzeź. Nie chcemy brać niewolników - wolimy, żeby nam pomogliście dobrowolnie.

Wyciągnąłem płonące ręce zza pleców.

- My nie żartujemy...

31.03.2004
20:45
[62]

Bregan a.k.a. Czapajew [ Senator ]

Bregan – stanica

Elfy wyglądały na takich, którym można zaufać. Tylko ich warunki były nieco dziwne… Rozumiem, mogą z nami porozmawiać, ale niech nie dyktują warunków, są tu tylko gośćmi.

Wysłuchałem słów elfa i zaprosiłem go do środka

- Dobrze, powiedzmy, ze ufamy wam na tyle, że pozwolimy wam wejść do stanicy. Tylko proszę naprawdę bez żadnych sztuczek, nie mamy czasu na bezsensowną rzeź.

Po tych słowach dałem sygnał Deliandowi i Inghamowi, żeby trzymali swoją broń w pogotowiu

Wskazałem palcem na stanicę

- Zapraszamy do środka! – odezwałem się do elfa, który wyglądał na przywódcę.

- Ingham - przygotuj jakieś jadło, panowie na pewno są głodni.

31.03.2004
21:10
[63]

Thun [ Konsul ]

Gdy dotknąłem dłoń Aleksandry całe me ciało przeszył ból. Wydawało mi się jakby kilkanaście ostrzy wbijało mi się w ciało. Upadłem na kolana ciągle trzymając jej dłoń. Ból był ogromny, mimo to nie krzyczałem.
- Przepraszam... to zawsze boli... - powiedziała szeptem.

Straciłem przytomność. Ocknąłem się z twarzą w śniegu i podniosłem się powoli na nogi. Aleksandry już tu nie było, a mimo to usłyszałem jej głos tak wyraźnie jak by stała obok.


- Teraz mamy szanse. Przepraszam jeszcze raz za ból jaki ci sprawiłam. Ale było to konieczne. Od teraz zawsze mogę z tobą rozmawiać. Musisz się tylko skupić, jak będziesz chciał mi cos przekazać. Teraz idź do swoich. Jutro możecie mieć wizytę... - byłem zdezorientowany i zmęczony, lecz mimo to usiłowałem sie się skupić i uzyskać jakieś dodatkowe informacje.

- Nie masz za co przepraszać, zrobiłaś to co musiałaś zrobić. Kogo mogę się spodziewać jutro z wizytą? - dziwne się z tym czułem, ale całe szczęście że nie muszę wypowiadać tego wszystkiego na głos bo inaczej wszyscy wzieliby mnie za wariata...

Nie mając innego wyboru ruszyłem spowrotem do Stanicy. Całe szczęście było do niej dość blisko i po niecałych trzydziestu, może czterdziestu minutach byłem spowrotem. Przekraczając bramę zauważyłem jakieś elfy wchodzące do jednego z pomieszczeń, a zaraz za nimi wszedł Bregan oraz Deliand. Nie zastanawiając się długo skierowałem się tam również. Otworzyłem drzwi akurat w chwili gdy Bregan prosił aby Ingham przyniósł coś do jedzenia. Wszedłem do środka i podeszłem do Bregana, czułem na sobie wzrok elfów ale to nie mogło czekać. Zawołałem do jeszcze do siebie Inghama oraz Delianda.


- Widziałem Aleksandrę i rozmawiałem z nią, powiedziała mi że jutro możemy mieć wizytę, nie wiem kto, nie wiem kiedy... ale lepiej żebyśmy byli gotowi na najgorsze. Bregan ty nie znasz jej. Ja ufam jej słowom, więc ty zaufaj mi. Spław jakoś te elfy lub jeśli są przyjaźnie nastawieni to zatrzymaj ich do jutra bo mogą się nam przydać - powiedzałem im szeptem, mając nadzieję że żaden z piątki elfów tego nie usłyszał...

31.03.2004
21:22
[64]

Khe [ terrorysta lodówkowy ]

Khergoth - stanica

a wiec jednak rozmowa, i dobrze, przyda sie jakas odmiana, moze dowiemy sie czegos ciekawego

> Poszedlem za elfami, jakby co to lepiej byc w poblizu. Razem z Breganem, Elfami i innymi wszedlem do pomieszczenia, stanalem przy drzwiach.
> Nie zamierzalem sie niepotrzebnie odzywac, wolalem ich przypilnowac na wypadek gdyby jednak nie byli pokojowo nastawieni lub zle rozumieli
> pokojowe rozmowy. A tak pozatym to bylem ciekawy co tez maja do powiedzenia.

31.03.2004
22:27
[65]

Dibbler [ Gardło Sobie Podrzynam ]

Stanica

Elfy weszły do pomieszczenia.
Dowódca usiadł na krześle. Pozostała czwórka stanęła za jego plecami. Patrzyli na was nie ufnie, jednak ręce trzymali z daleka od broni. Widać było że nie chcą tu przebywać, że zmusiła ich do tego sytuacja...
Przywódca zaczął mówić...
- Sprawa z jaką przychodzę do was nie jest łatwa. Nazywam się Harald. Musicie zrozumieć że elfy tak jak ludzie nie stanowią jednego narodu. Że między nami są różne frakcje i grupy. Oczywiście większość z nas odrzuca waszego boga. Ale część dostrzega inne problemy... Wiemy że w waszej stanicy przebywa niejaki Taliesin. Wielu z nas uznało go za zdrajcę, sprzymierzył się z znienawidzonymi ludźmi. Wygnano go i próbowano zabić. Zresztą jedną z tych prób udaremniliście ostatnio. Jednak wśród naszych rozeszła się plotka o tym co się dzieje dalej na północy. Część z nas uwierzyła. Pojęła również to że nie możemy walczyć sami. Że nie damy rady... Tak zwana Liga Północna jest szansa dla nas wszystkich... Co tu dużo mówić... Przyszedłem wam zaproponować przymierze. Jak za pradawnych czasów. Ludzie i elfy ramię w ramię przeciw temu co nadejdzie z północy...
Planujemy zbrojną wyprawę na północ. Najdalej za tydzień. Mam pod sobą setkę wojowników. Nie będę tu czekał aż przyjdą i zarąbią mnie we własnym łóżku. Jak mam zginąć to walcząc. Ale chcę by ta wyprawa miała jakiekolwiek szanse na powodzenie. Dlatego zwraca się do wszystkich, którzy mogą pomóc.

Harald wstał i wyciągnął rękę w waszym kierunku.

- Mogę liczyć na waszą pomoc?

31.03.2004
22:28
[66]

Dibbler [ Gardło Sobie Podrzynam ]

Rdza

Valacar, Jolo.

Andriej powoli wstał od stołu.
- Kuglarskimi sztuczkami nas nie zastraszysz chłopcze. Widzę że wojsko naprawdę dziś bierze w swoje szeregi głupców.

Jolo poczuł na placach trzy twarde ostrza. Widły. Nie odwracał się lecz wiedział że za jego plecami stoi grupa ludzi.
- Wszedłeś do naszego domu. I zacząłeś nam grozić. My też nie żartujemy. Właśnie straciliście nocleg. Chcecie stracić cos jeszcze?

Z twarzy Andrieja widać było że nie żartuje. Że ci ludzie są gotowi n wszystko. To nie byli zahukani chłopi pańszczyźniani z południa. Ci ludzie żyli już trochę na północy. Sami odpierali ataki elfów i orków. Nie będą zginać karku przed dwoma obdartusami którzy przyszli do ich domu i zaczęli wykrzykiwać groźby.

- Won z mojego domu. – Splunął pod nogi. – I nigdy tu nie wracajcie.

31.03.2004
22:28
[67]

Dibbler [ Gardło Sobie Podrzynam ]

OK.

Posty jak zwykle.
Aktualizacja... jak zwykle...

01.04.2004
17:15
[68]

Milka^_^ [ Potępieniec ]

Deliand - stanica

- Sprawa z jaką przychodzę do was nie jest łatwa. Nazywam się Harald. Musicie zrozumieć że elfy tak jak ludzie nie stanowią jednego narodu. Że między nami są różne frakcje i grupy. Oczywiście większość z nas odrzuca waszego boga. Ale część dostrzega inne problemy... Wiemy że w waszej stanicy przebywa niejaki Taliesin. Wielu z nas uznało go za zdrajcę, sprzymierzył się z znienawidzonymi ludźmi. Wygnano go i próbowano zabić. Zresztą jedną z tych prób udaremniliście ostatnio. Jednak wśród naszych rozeszła się plotka o tym co się dzieje dalej na północy. Część z nas uwierzyła. Pojęła również to że nie możemy walczyć sami. Że nie damy rady... Tak zwana Liga Północna jest szansa dla nas wszystkich... Co tu dużo mówić... Przyszedłem wam zaproponować przymierze. Jak za pradawnych czasów. Ludzie i elfy ramię w ramię przeciw temu co nadejdzie z północy...
Planujemy zbrojną wyprawę na północ. Najdalej za tydzień. Mam pod sobą setkę wojowników. Nie będę tu czekał aż przyjdą i zarąbią mnie we własnym łóżku. Jak mam zginąć to walcząc. Ale chcę by ta wyprawa miała jakiekolwiek szanse na powodzenie. Dlatego zwraca się do wszystkich, którzy mogą pomóc.
- Tak.... Więc chcecie, żebuśmy się do was przyłaczyli.... Bregan.. co ty na to?


Wstałem i podeszłem do niego.

Czy może wolisz, żebyśmy ich zabili [powiedziałem szptem tak by tego nie usłyszeli]. Może Stark coś na to poradzi. Ostatnio jak go widzialem był jeszcze żywy...[to też powiedziałem szeptem]

01.04.2004
17:45
[69]

J0lo [ Legendarny Culé ]

Jolo - Rdza

Po dłuższym namyśle stwierdziłem, że nie ma co ich forsować...

-Dobrze... odejdziemy. Pamiętajcie jednak, że jak wy będziecie pomocy potrzebować my nie przyjdziemy... a będziecie potrzebować i to bardzo... i to w najbliższym czasie...

Cholera ja nie chcę tych ludzi zostawiać tutaj na pożarcie ale widać inaczej nie można...

- Valacar! Wychodzimy...

Wolnym krokiem podszedłem do wyjścia...

- Pamiętajcie te słowa... pamiętajcie je dobrze... jak człowiek Bogu tak Bóg człowieczeństwu...

Wyszedłem. Jakieś dwieście metrów od osady wbiłem duży kawałek drewna który znalazłem. obrobiłem go niezręcznie i uformowałem w runę. Oznaczała ona skałę, oparcie. Oznaczałą stanicę. Oznaczała Nas. Podpaliłem ją ogniem wykrzesanym z dwóch krzemieni gdyż sądziłem, że Val mógłby mieć pewne objekcje przed magicznym ogniem. Tak oto plonął.

Niech wiedzą, że jeśli coś się stanie to tym razem będzie to wina ich. Ich ignoranctwa. Ich braku chęci pomocy... nie naszej...

01.04.2004
18:45
[70]

Bregan a.k.a. Czapajew [ Senator ]

Bregan – stanica

Po wysłuchaniu elfa wstałem i uścisnąłem jego dłoń

- Więc witaj, miło mi słyszeć, że jesteście po naszej stronie. Jak to powiadają, wróg mojego wroga jest moim przyjacielem. Cieszy mnie, że znajdzie się ktoś na tych ziemiach, kto odważy się zadać wraz z nami ostateczny cios złu, które nadejdzie z północy. Możecie na nas liczyć, setka żołnierzy zawsze się przyda, ale mam w związku z naszą wyprawą pytanie… Zamierzacie zatrzymać się w stanicy? Kogo jeszcze poprosicie o pomoc? Wydaje mi się, że mimo zawartego sojuszu nasze siły są niewystarczające. Trzeba zwrócić się o pomoc do kogoś potężniejszego…

Deliand wstał i szeptał coś do mojego ucha

- Nie, to nie ma sensu. Zrobimy tak jak powiedziałem, oczywiście, jeśli pozostali zgodzą się ze mną.

Zwróciłem się ku kompanom

- Więc jaka jest wasza decyzja?

01.04.2004
19:54
[71]

Vinny [ Konsul ]

Valacar – Rdza

Wygonili nas. W środku nocy. Walka w tym momencie byłaby bez sensu. Cała wioska kontra nas dwóch. Andriej wyrzucił nas za drzwi poczym splunął na ziemię.

- Bądźcie pewni, że tu nie wrócimy. A będziecie potrzebować pomocy. Już wkrótce. Przekupione elfy nie zawsze będą nieśli wam ratunek. A widłami wiele nie zdziałacie.

Głosy w chacie powoli cichły. Spojrzałem w stronę lasu. Pora wracać.
Zdawało mi się, że usłyszałem wycie wilków.

- No pięknie. Nie dość, że nas wygonili, to jeszcze będziemy musieli wędrować w nocy przez ten okropny las. I znowu wrócimy do Stanicy z niczym.

Niedaleko od Rdzy Jolo wyskrobał w drewnie runę. Runę, która symbolizowała nas. I to, że już tu więcej nie wrócimy. Następnie Jolo podpalił ją. Na szczęście przy pomocy kamieni, bo nie miałem humoru, żeby stanąć w płomieniach.

Ruszyliśmy pomału w głąb lasu. Wydawało się dziwnie cicho.

- Ciekawe jak daleko stąd jest do Kamiennego Muru? – zapytałem cicho sam siebie.

Rozpoczęliśmy długą drogę powrotną.

01.04.2004
19:55
[72]

paściak [ z domu Do'Urden ]

Roland - Stanica

Sluchalem slow elfa z przejeciem. Po tym wszystkim odzyla we mnie nadzieja ze nie wszystko jednak stracone.

-Samotna walka byla by skazana na nie powodzenie, razem mamy jakies szanse. Najmniejsza nadzieja moze nas, i wszystkich dla ktorych to robimy zbawic. Ja rownierz zamierzam zginac walczac. *powiedzialem na glos i poklonilem sie elfom*

-Jestem Roland. Przylaczam sie do Was i zglaszam chec do wyprawy. I niech wszyscy dobrzy Bogowie, czy cholera wie kto maja nad nami piecze... *dodalem bardzo cicho*

Bregan tez sie zgodzill! Bardzo mnie to ucieszylo.

Patrzylem i czekalem na reakcje innych zolniezy z stanicy...

01.04.2004
20:32
[73]

Khe [ terrorysta lodówkowy ]

Khergoth - stanica

> sluchalem slow Bregana, w koncu zadal pytanie
"Więc jaka jest wasza decyzja?"

> swoja gotowosc do boju zglosil juz Roland, jak tylko skonczyl odezwalem sie

- przecie juz mowilem ze z mila checia przyfandzole tym zgnilcom, zdania nie zmienilem, milo ze bedzie nas wiecej, przynajmniej zabawa potrwa troche dluzej

qrza twarz stu elfow, przydaloby sie troche moich ...ehhh tyle ogolonych geb, zadnego szacunku dla brody

01.04.2004
20:45
[74]

MaLLy(R) [ Ghoul's Shadow ]

MaLLy (stanica)

Po skończeniu pracy nad bronią udałem się do BREGANA i przybyłych elfów.
W samą porę by usłyszeć, po co tu przybyli.
Niektórzy z naszej kompani od razu zgodzili się na przymierze…
- A kto dokładnie jest naszym wrogiem, jakimi dysponuje on siłami i jakimi dokładnie siłami wy dysponujecie? – Zapytałem stojąc w drzwiach plecami opary o futrynę.
- Skoro mamy walczyć wolę wiedzieć z kim mam walczyć i przeciw komu? I do cholery mów jasno czy jesteś a ligi, czy należysz do tych czyje ciała czezną teraz na podwórzu?- Dodałem.
- A i jeszcze jedno skoro masz tylu ludzi pod sobą to może pomogli byście nam odbudować i rozbudować stanice. Zawsze przyda nam się jakaś twierdza, Domyślam się że płaczemy się w regularną wojnę…

wszedłem do pomieszczenia podszedłem do ogniska i oczekiwałem odpowiedzi….

01.04.2004
21:08
[75]

HopkinZ [ Senator ]

Xanatos El'tan (stanica)

Tuż po wysłuchaniu elfów.

Opowieść elfów była dość intrygująca. I oczywiście znów nadarzyła się okazja do przygody i odnalezienia istot, które zniszczyły mi życia. Kilku członków zgłosiło już swoją chęć na wyprawę.

Szanowni panowie. Nie znacie mnie dobrze, nie wiecie czy możecie mi ufać. No cóż, mam chociaż nadzieję, że po ostatnich wydarzeniach dystans między nami trochę się zmniejszył.
Liga Północy, chwalebna to jest organizacja, w to wątpić nie można. Z całego serca mego, całą duszą moją oraz myślami moimi chcę przystąpić do Waszej wyprawy na północ.


Chwila milczenia. Wskazuje po chwili na swoją nogę.

Widzicie jednak jak sprawa ma się ze mną. Ból cały czas mnie irytuje a do tego nie mogę prowadzić normalnego marszu. Jeżeli miałbym ruszać, a jak rzekłem wyruszyłbym z Wami z wielką chęcią, to jedynie na jakimś wierzchowcu. Czy zechcecie abym Wam towarzyszył?

02.04.2004
21:33
[76]

Ingham [ Konsul ]

INGHAM(Stanica)

Bardzo mądrze, bardzo, po co walczyć skoro można pogadać, tylko, po jaka cholerę Nasz drogi Mally obraził gości? Dobra z tego, co jeszcze zostało dam radę coś wykrzesać, mam tylko nadzieję, że Jolo przyniesie z wioski jakieś jedzenie.
Powoli ruszyłem z zamiarem przygotowywania posiłku dla gości, kiedy podszedł do mnie Hadrian, dopiero w tym momencie zdałem sobie sprawę, że nie widziałem go przez jakiś czas. To, co powiedział wyjaśniło wszystko. Słuchałem tego z zaciekawieniem, po czym gdy Wszyscy ruszyliśmy, wraz z elfami do stołówki zrównałem się z Dziesiętnikiem.
- Słuchaj, nie wiem dokładnie, co wydarzyło się podczas pościgu za Eldrithem, wiem za to jedno Mally wraca z zakrwawioną ręką obwiązaną szmatami w nie najlepszym humorze i od wejścia obraża Naszych powiedzmy gości. Gdyby nie to, że przejąłeś ciężar dyskusji na siebie Dziesiętniku, a elfy zachowały się z godnością, to ten dupek mógł rozpętać tu istne piekło swym kretyńskim zachowaniem. Sugeruję żebyś coś z tym zrobił.
Podszedłem do Hadriana.
- Wiesz, Jolo i Valacar ruszyli do sąsiedniej wioski, do Rdzy czy mógłbyś, czy potrafisz skontaktować się z Aleksandrą i poprosić ją o ochronę dla tej dwójki? Mam nadzieję, że nic złego im się nie przytrafi.
Wszedłem do kuchni i przygotowałem skromny posiłek dla Nas i Naszych gości.
Cholera niech zjawi się jakaś aprowizacja, bo inaczej zemrzemy tu z głodu, żarcia i zapasów wystarczy na oko na 3-4 dni potem możemy mieć problem
Słuchałem słów elfich gości, chusta powoli z włosów trafiła za pas, w rękawie trzymałem w gotowości nóż gdyby przyjacielska wizyta miała się okazać nie aż tak przyjacielska. Elfy mówiły o wyprawie, zagrożeniu, Dziesiętnik po wysłuchaniu ich postanowił zawrzeć sojusz.
Już miałem wyrazić swoją opinię na ten temat, gdy od strony drzwi tuż za moimi plecami usłyszałem głos Mallego. Zadawał pytania, za dużo pytań, stawiał warunki bezsensowne warunki i znowu moim zdaniem zaogniał sytuację. To nie był dobry moment. Może jestem zbyt impulsywny, może to wydarzenia ostatnich dni, lub też obserwacja braku, jakiejkolwiek dyscypliny na terenie stanicy, albo po prostu kac po Nithilgorskim miodzie, spowodował moją nagłą reakcję.
Powoli odwróciłem się spoglądając Mallemu w twarz, ręka ze sztyletem ciągle była ukryta w rękawie, druga swobodnie spoczywała na chuście dusiciela. Spojrzałem mu w oczy i wycedziłem przez zęby.
- Zamknij kurwa ryja żołnierzu, nie ty jesteś tu od zadawania pytań.
Patrzyłem na niego jak stał tam w swojej płytowej zbroi i czekałem na reakcję. Tak zdecydowanie brakowało w tej jednostce dyscypliny.

02.04.2004
22:54
[77]

Dibbler [ Gardło Sobie Podrzynam ]

Stanica

Halard spojrzał na wszystkich zgromadzonych.
- Cieszę się ze podjęliście taka decyzje. Zaszczytem będzie walczyć z wami ramię w ramię.
Spojrzał na Mallego.
- Nie mam zamiaru odkrywać dziś wszystkich kart z rękawa. Ale uwierz mi możecie mi zaufać. Nie planuję siedzieć tu i czekać na nich. Chcę uderzyć na północ zanim będą się tego spodziewać. Jak chcecie naprawiać stanicę to proszę bardzo. Trzech moich Ludzi zostanie tu i wam pomoże jeśli tego chcecie...Ja idę zebrać resztę swoich. Chciałbym ruszyć w następnym tygodniu.

Harald odwrócił się i zaczął wychodzić z pomieszczenia.
W drzwiach stanął Taliesin. Mężczyźni spojrzeli na siebie i uścisnęli się.
- Witaj przyjacielu. Rad jestem że widzę cię żywego.
- Niestety nie wszyscy mieli tyle szczęścia. Stark nie żyje...- powiedział Taliesin.



Nie było łopoczącego sztandaru. Ani wielkich słów. Nikt nie wymieniał zasług Starka.
Był za to wiatr i śnieg. Kilka przekleństw rzuconych przez zaciśnięte zęby i przysięga zemsty.
Tak odszedł Setnik Stark.

Chwilę po pogrzebie Harald wraz z jednym ze swoich ludzi wymaszerował ze stanicy.

02.04.2004
22:55
[78]

Dibbler [ Gardło Sobie Podrzynam ]

Valacar i Jolo

Las

Śnieg. Las.
Nie ma jak umiejętności dyplomatyczne.
Zamiast pomocy- wrogość.
Zamiast noclegu – tułaczka po lesie nocą.
Nie ma jak umiejętności dyplomatyczne.

Wilki zawyły bliżej.
Kurwa... w co my się wpakowaliśmy. Sami w tym cholernym lesie. Tylko czekamy aż coś przyjdzie i nas zeżre. Brawo to był kolejny nasz genialny pomysł.
Jeszcze się pewnie się zgubiliśmy.
Cholera to drzewo wygląda jak to obok którego przechodziliśmy kilka pacierzy temu. Kręcimy się w kółko.
Ała... Cholerny korzeń... to na pewno był korzeń? Przecież czułem jak się zaciska na mojej nodze... jak ręka... jak szpony...

Biec jak najdalej... To co że nic nas nie ściga... to jednak był tylko korzeń... byle wyjść z tego cholernego lasu...

Wilki zawyły bliżej.

Świt wstawał leniwie.
Z lasu wybiegli jakby ścigał ich sam Papież... wyczerpani dobiegli do stanicy.

02.04.2004
22:55
[79]

Dibbler [ Gardło Sobie Podrzynam ]

Stanica

(Dwa dni później)

Praca trwała bez końca.
Udało się naprawić bramę. Mury też już nie były dziurawe. Na upartego można było się tu teraz bronić.
Elfy okazały się dobrymi kompanami. Chętnie pomagały przy odbudowie stanicy i ich umiejętności okazały bardzo przydatne. Niestety nie wiedziały dokładnie co czai się na północy... albo nie chciały o tym mówić.

Jednak mieli się o tym niedługo sami przekonać.
I to wcześniej niż przypuszczali.
Plan Haralda spalił na panewce...
Atak z zaskoczenia wziął w łeb...
Najpierw pojawiła się piątka może szóstka orków. Wyszli z lasu popatrzyli i nim strażnicy zareagowali, znów zaszyli się w leśnych odmętach...
Nie minęła godzina jak na wrócili na polanę... Już nie w piątkę lecz z całym oddziałem.

Horda zielonych liczyła ok. 250 łbów...
Oni nie przyszli tu negocjować.

Śnieg padał nie ustannie...
Niebo na północy było krwawo czerwone...

02.04.2004
22:56
[80]

Dibbler [ Gardło Sobie Podrzynam ]

Ok.

Posty jak zwykle...
Aktualizacja pewnie w niedziele bo jutro mam sesje „live”.

03.04.2004
12:23
[81]

Vinny [ Konsul ]

Valacar – Stanica

Powrót z Rdzy nie był przyjemny. Wszędzie dookoła słychać było wycie wilków. Nie wiedzieliśmy, czy idziemy w dobrą stronę. Ważne było tylko to, żeby jak najszybciej wyjść z tego lasu. Co chwilę oglądałem się za siebie. Zdawało mi się, że wilki zbliżają się do nas.
W końcu, gdy już traciliśmy nadzieję, że wrócimy do Stanicy, Słońce wzeszło pomału na wschodzie. Po chwili drzewa się przerzedziły, a my wypadliśmy jak z armaty z tego lasu. Przed nami roztaczały się zniszczone mury Stanicy.

Nikt nas nie witał. Zresztą nie dziwię się. Nie dość, że wróciliśmy z niczym, to jeszcze zmarł nasz Setnik – Stark. Nie zdążyłem go dobrze poznać. Jednak było w nim coś takiego, że go naprawdę polubiłem. Będzie go nam brakować. Bardzo.

Następne dwa dni zeszły na odbudowywaniu murów oraz regenerowaniu sił. Harald i jeden z elfów pojechali sprowadzić swoich ludzi.

Nie mogłem znaleźć dla siebie miejsca. Starałem się pomagać. Wiedziałem, że zawiodłem naszą Kompanię. Mieliśmy wrócić z Rdzy z pomocą. A wróciliśmy mając nowego wroga – ludność wioski.

Następny dzień miał być jak pozostałe. Stało się jednak zupełnie inaczej.
Z lasu wybiegła mała grupa orków. Jednak zanim ktoś wystrzelił strzałę z łuku, wrócili w cienie lasu.
Każdy wiedział, że szykuje się coś niedobrego. Wiadomo było, że orkowie wrócą.
Jednak nikt, nawet w najczarniejszych snach nie wyobrażał sobie czegoś takiego.
Po godzinie z lasu zaczął wychodzić nieprzyjaciel. Jednak to nie była mała grupa. Wychodzili całymi oddziałami. Było ich około 10 razy więcej niż nas. Polana przed Stanicą zrobiła się czarna od łbów tych okropnych stworzeń.

- Zająć pozycje. Wróg nadchodzi. – krzyknąłem.

Wyciągnąłem miecz. Byłem gotowy.
Żebym tylko zobaczył jutro wschód Słońca.

03.04.2004
14:36
[82]

J0lo [ Legendarny Culé ]

Jolo - Stanica

Dobiegliśmy... i całe szczęście. Wilki wyły - czułem, że spotkania bezpośredniego z Aleksandrą nie przeżylibyśmy. Z wilkołakiem zresztą też. Chyba w życiu szybciej nie biegłem. Nasapałem się i tyle. Następnym razem potraktuje dupków kulą ognia i będą mnie nosić na rękach...

Dotarliśmy do stanicy. Tam dowiedzieliśmy się, że idziemy razem z setką elfów w bój.

Ha! Rekompensata za to, że nikogo nie zabiliśmy w ostatnim czasie. Zresztą z setką wojów można sobie pozwolić na odrobinę swobody i indywidualności. Mam tylko nadzieję, że nie dojdzie do żadnych nieprzyjemności. Dla przykładu tego, że spotkamy jakieś dwieście albo i dwieście pięćdziesiąt łepków tych zielonych. Choć to brzmi nawet prawdopodobnie...

Po dwóch dniach wstałem rano i poszedłem do wychodka. Po dłuższym posiedzeniu wyszedłem a Valacar coś ryczał z murów. Podbiegłem. Zobaczyłem około dwustu pięćdziesięciu zielonych maszerujących w naszą stronę. Zwróciłem się do Vala:

- Chyba nie przyszli na herbatkę co? Dobra trzeba powbijać strzały na murze. Będzie wam łatwiej robić im dziury w jelitach...

Pobiegłem do zbrojowni i przyniosłem ile tylko się dało strzał. Powtykaliśmy je na murach. Łucznicy byli gotowi

- Dobra chłopaki... teraz czas zrobić to, czego od nas oczekuje się. Damy im popalić!

Ręce moje były już gotowe do Podmuchu Wiatru...

03.04.2004
15:53
[83]

Milka^_^ [ Potępieniec ]

Deliand

Bregan zdecydował się przyłaczyć do Elfów. Wyszedłem sobie na zewnątrz, postanowiłem sie przejśc po warowni. Wyszedłem sobie na murek i wybałuszyłem oczy na to, co zobaczyłem. Ze 250 bitnych orków gotowych do walki koło naszej fortecy. Nic to dobego nie wróżyło. Pobiegłem na środek placu i mówiąc do każdego:

-Orki przed Stanicą! Szykujcie się do obrony!

Poszedłem do Elfów i Bregana:

-Mamy kłopoty! Orki, ze 250 toporów! Szykujcie się do obrony fortecy!

Wyszedłem na zewnątrz, wycignąłem topór i czekałem aż zacznął działać.

03.04.2004
20:12
[84]

Khe [ terrorysta lodówkowy ]

Khergoth - stanica

> dwa dni minely jak z bicza ...mury wygladaly juz jako tako, wlasnie objadalem sie w kuchni gdy uslyszalem krzyk Valcara
"Zająć pozycje. Wróg nadchodzi"

> wybieglem na plac a tam Deliand latal jak szalony i gadal cos o orkach. Wybieglem na mur, to co zobaczylem wcale mnie nie ucieszylo. W koncu trudno sie >cieszyc na widok ok. 250 orkow gdy sie jest w tak nielicznej grupie. odezwalem sie do Valcara i Jola:

- no teraz to juz serio mamy przejebane, i co my kurwa mamy zrobic, krzyknac zeby sie poddali albo poskarzymy sie przelozonym? Wiecie panowie, nie zebym byl pesymista ale milo bylo Was poznac. Dobra czas sie przygotowac.

> poszedlem po moja tarcze i helm i zajalem pozycje pod murem kolo bramy
tak teraz sprobujcie tylko przejsc przez brame a dostaniecie toporem w plecy

03.04.2004
20:35
[85]

MaLLy(R) [ Ghoul's Shadow ]

MaLLy (stanica)

Nie uzyskałem odpowiedzi na wszystkie pytania, ale i tak sporo się dowiedziałem.
Elfy pomogły nam doprowadzić stanice do porządku.
Czas szybko mijał w wreszcie spokój.
Niestety ta cisza okazała się ciszą przed burzą.
Ja zwykle stałem na warcie na murze, gdy na skraju lasu pojawiła się mała grupka orków.
Znowu orki…
Nie zdążyłem zareagować zanim zielone monstra znikły.
Udałem się do magazynu po zapas strzał, coś mi mówi, że chyba się przydadzą.
Po godzinie pojawiły się znowu, przyprowadzili kumpli…
Teraz było ich ok. 250…
Zbiegłem z muru i pobiegłem po hełm i tarcze do kwater.
- Zająć pozycje. Wróg nadchodzi. Zawołał VALKAR
Po chwili wróciłem na swoją pozycję na murze, po drodze mijając DELIANDA.
W razie, co jak się przebija to będę walczył mieczem.
JOLO doniósł strzał.
Zauważyłem że KHERGOTH też już zajął pozycję.
Napiąłem cięciwę.
- Miło było was poznać – powiedziałem do towarzyszy. – Dziś jest dobry dzień by umierać…

03.04.2004
22:33
[86]

Ingham [ Konsul ]

INGHAM (stanica)

Ognisko powoli dogasało robiłem ostatnie przejście wokół muru żeby potem móc w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku położyć się spać. Schodziłem z murów powoli mijając nową mogiłę. Ktoś stał obok grobu. Podszedłem, to był Hadrian.
- Wiesz jeszcze nie tak dawno mogłem go uważać za jeden z moich celów na tej wyprawie. Teraz patrzę na to inaczej po tym w wiosce zdałem sobie sprawę, że dalej nie można uciekać, że muszę stawić czoła temu wszystkiemu, że to nie wy jesteście największym wrogiem dla papieża, a to coś, przed czym drżą elfy i obawia się Aleksandra. Szkoda, że Eldrith uważał inaczej i odszedł. To dobry wojownik, przydałby się nam podczas tej wyprawy na północ. Choć pokaże Ci coś, co wymyśliłem.
Ruszyłem w stronę kuchni, na zapleczu stała aparatura do robienia, zresztą wszyscy wiedzą co tam właściwie stało. Przekręciłem kurek, ciecz powoli spływała do kubka.
-Twoje zdrowie.
Wypiłem małego łyka i podałem Hadrianowi. Widać, że znał ten smak i zapach.
-Tak, tak drogi przyjacielu udało się wydestylować trochę czystego alkoholu, może nie za dużo, ale...
W tym momencie rozlałem odrobinę płynu na blaszanej tacy i zbliżyłem pochodnię. Płyn zapalił się.
-W ten prosty sposób mamy pociski zapalające, nie uda mi się wyprodukować ich za wiele, bo moce produkcyjne są jak na razie ograniczone, ale za 2-3 dni powinno być tego po 2 buteleczki na głowę, zawsze coś.
Po pokazaniu Hadrianowi tego, co wyprodukowałem poszedłem położyć się spać.
Rankiem podczas śniadania, pokazałem moje cudo Dziesiętnikowi, i tym z Braci z kompanii, którzy akurat byli w pobliżu.
Po śniadaniu ruszyłem do magazynu. Znalazłem kilka dodatkowych mieczy, łuków. Wśród części bezużytecznych rupieci na podłodze walało się też kilka kusz, wyniosłem je na zewnątrz, w świetle poranka zacząłem je naprawiać. Znalazłem też kilka bełtów do nich. Uzupełniłem swój ekwipunku o jedną z ciężkich kusz, i w miarę porządną tarczę, resztę sprzętu zaniosłem na mury, położyłem je w okolicach bramy.
Gdy rozkładałem kusze usłyszałem głos wartowników. Orki. Wbiegłem na mur, ale zdołałem zobaczyć tylko plecy zielonych.
To zwiad, na pewno zwiad. No to niedługo będziemy mieli nie lada problem
Wpadłem do pokoju, zabrałem z niego łuk, strzały, kuszę. Resztę ekwipunku już poprzedniego dnia rozłożyłem w miejscu gdzie chciałem się bronić. Wchodząc na mur wyjąłem jedną z palących się pochodni, i zabrałem ja z sobą. Czekałem.
Nagle jeden po drugim orki zaczęły wychodzić z lasu. Starałem się je liczyć, ale po 50 stwierdziłem, że to nie ma sensu. Jolo wpadł na mur obok mnie i podał pęk strzał.
-Dzięki, mam nadzieję, że zdążę je wszystkie wystrzelać.
Spojrzałem w dół. Pod bramą stał, Khergoth.
-Hej. Łap, mogą Ci się przydać, nie zawsze jest miejsce na machanie toporem.
Zrzuciłem mu dwie ręczne kusze.
Zacząłem w myślach odmawiać litanię przeciwko strachowi.
I choć bym ciemną Łuk w moich dłoniach rozpoczął zabawę, naciągnąłem cięciwę Ty przechodzisz, ja kroczę za Tobą, Ty jesteś strachem tam gdzie Ty przejdziesz nie ma już niczego, strzała powoli poczęła opadać, nie czekałem na efekt, szybko wystrzeliłem drugą.
Panie prowadź, W imię Boga
- Niech czują, że umierają, nie okazujcie litości Bracia, bo oni nam jej na pewno nie okażą. Na śmierć!!!

04.04.2004
10:07
[87]

Thun [ Konsul ]

Wszystko toczyło się dobrze do czasu... Stark niestety nie miał tyle szczęścia co niektórzy z nas i odszedł z tego świata. Był to cichy pogrzeb, bez wymieniania wszystkich wielkich czynów zmarłego, bez sztandarów. Może to i dobrze? W zasadzie gdyby to miałbyć mój pogrzeb to też wolałbym zostać po prostu zakopanym i wszyscy won do domów, niż miałoby być z tego zrobione przedstawienie. Stałem tak przy mogile zastanawiając się co czeka nas jutro gdy usłyszałem głos Inghama. Prawdę mówiąc to słuchałem go jednym uchem bo nie miałem ochoty na żadną rozmowę. A mimo to gdy powiedział że chce mi coś pokazać - ruszyłem za nim. Nie żeby mnie to w jakiś sposób wogóle zainteresowało ale... lepsze to niż siedzenie bezczynnie. Okazało się że Ingham wydestylował w jakiś sposób czysty alkohol i usiłował wlać we mnie odrobinę lecz grzecznie podziękowałem za tą ofertę.

Następnego dnia mimo słów Aleksandry nikt się nie zjawił, no chyba że miała na myśli elfy które pomagały nam naprawić wygląd stanicy. Cóż nikt nie jest nieomylny, jak nie dzisiaj to jutro... jak nie jutro to pojutrze. Jak to mówią "Co się odwlecze to nie uciecze...". Nie myliłem się. Dzień później pojawiło się kilku zielonych, wyszli z lasu dosłownie na chwilę po czym znikneli ponownie między drzewami. Nie minęła godzina gdy rozległ się krzyl Valacara. Wszyscy rzucili się biegiem na mury, z lasu wychodzili zieloni. Dużo zielonych... cholernie dużo.


- No to mamy przesrane... proponuję za wczasu opracować plan ewakuacji ze stanicy. Nie żebym już chciał uciekać, co to to nie, ale nie wiem jak wy lecz ja nie mam najmniejszego zamiaru by dziś umierać. Pozostaje więc mieć nadzieję że zieloni będą na tyle głupi by nie okrążyć całej stanicy. Więc w najgorszym wypadku będziemy mogli się wydostać drugą stroną...

Po tych słowach ruszyłem do "zbrojowni" z której wziąłem dodatkowy kołczan strzał oraz trzy długie liny których długość powinna wystarczyć by moć po nich zejść z murów. Liny położyłem na przeciwległej stronie muru, przywiązałem, a następnie spuściłem na zewnętrzną stronę muru chcąc sprawdzić ich długość. Można powiedzieć że były w sam raz, co prawda jedna z nich była ciut krótsza, druga z kolei za długa ale to przecież żaden problem. Wciągnąłem je spowrotem, przecież nie chcemy ułatwić zielonym wejścia do stanicy, i przyszykowałem do szybkiego zrzucenia. Mając nadzieję że nie będą na tyle rozgarnięci by okrążyć stanicę ruszyłem na drugą stronę muru gdzie zbierali sie wszyscy.

- No to ewentualny plan ewakuacji już przygotowałem i proponuję by jedna lub dwie osoby stały na przeciwległym murze. Przecież nie chcemy by zaszli nas po cichu od tyłu. Chociaż może na to nie wpadną.

Pozostało mi już tylko jedno do zrobienia. Usiłowałem się skupić by przekazać wiadomość Aleksandrze. Co prawda nie miałem zielonego pojęcia czy wogóle uda mi się z nią skontaktować czy też nie, ale spróbować trzeba - w końcu to nic nie kosztuje...

- Aleksandro, wygląda na to że miałaś rację, mamy w stanicy towarzystwo, a raczej całą armię... Cała masa zielonych, nie liczyłem ilu bo nie sposób ich zliczyć ale tak na oko to jest ich w okolicach dwustu - trzystu. Nie mam pojęcia czy wogóle mnie słyszysz, ale mimo wszystko chciałem cię o tym poinformować.

Nie pozostało mi już nic innego jak tylko czekać z łukiem gotowym do strzału i mieczem u boku.

04.04.2004
18:42
[88]

Bregan a.k.a. Czapajew [ Senator ]

Bregan – stanica

Sojusz z elfami został zawarty. Bardzo dobrze, zauważyłem, że wszyscy byli z tego faktu zadowoleni, w końcu setka dobrze wyszkolonych wojowników zawsze się przyda.
Harald zostawił nam trzech swoich towarzyszy, przez dwa kolejne dni pomogli nam odbudować bramę i mury stanicy, która teraz wyglądała znośnie i nadawała się do obrony, w razie ewentualnego ataku.

Jak zwykle przechadzając się po stanicy, miałem dziwne przeczucie, że coś złego się wydarzy i wtedy krzyk przeszył moją głowę…


- Zająć pozycje. Wróg nadchodzi…

Kolejna bitwa, to już rutyna – pomyślałem, byłem bardzo pewny siebie, do czasu, kiedy zobaczyłem, z kim będzie dane nam się zmierzyć…

Horda śmierdzących orków, ich zapach unosił się w powietrzu…

Zielone krzywe mordy – pomyślałem.

Wiedziałem, że nie są najinteligentniejsze stworzenia północy, ale trzeba było przyznać, że wśród wojowników nie mają sobie równych…

Pobiegłem szybko do zbrojowni w celu wymienienia broni, która nie będzie skuteczna w walce z tak masywnym przeciwnikiem. Wziąłem ogromny dwuręczny miecz, ciąłem powietrze….

- Tak, to będzie dobre, już widzę trzy orkowe mordy spadające na ziemię jednym doskonale wymierzonym ciosem – powiedziałem do siebie

Wyszedłem na plac z bronią w ręku, wszyscy biegali jak opętani… Stanąłem na środku placu, tak, aby wszyscy dobrze mnie usłyszeli.

- Kto potrafi posługiwać się łukiem, niech się weń zaopatrzy! Trzeba wybić ich jak najwięcej nim sforsują bramy! Być może zanim dostaną się do środka, przybędzie Harald z odsieczą! Nie możemy pozwolić im wejść do środka…!

Po tych słowach zacisnąłem uchwyt na broni i przyjąłem bojową pozycję…
Odezwałem się do Khergotha, który stał najbliżej mnie

- Khergoth, przynajmniej nie zginiemy jak tchórze! Eldirtha pewnie wpierdalają już wygłodniałe wilki… Będzie jatka, szykuj się…

Uśmiechnąłem się i zacisnąłem uścisk na rękojeści, moje paznokcie zbielały od odpływającej krwi.

- Piękny dzień by umrzeć – pomyślałem…

05.04.2004
22:22
[89]

Dibbler [ Gardło Sobie Podrzynam ]

Stanica

Wiatr nieustannie wiał. Prawie odzierając ciało do kości... Do tego ten cholerny śnieg zdawał dostawać się do każdej luki w ich ubraniach i pancerzach. Każdy ruch powodował otarcie skóry o stwardniałe od mrozu ubranie.
Do tego niebo... było czerwone. I to nie tam gdzieś na horyzoncie, ale tu nad ich głowami...

„I niebo zaleje się krwią”

Więc jednak... wojna przyszła na północ. A stanica stała się linia frontu. Tych kilku obdartych wojowników na postrzępionych blankach stoi dziś miedzy cywilizacją a najazdem dziki hord. Stali tak patrząc na swoje twarze.
Nie było w nich nadziei tylko wściekłość. Przybyli tu taki kawał z północy tylko po to by umrzeć w jakiejś zapomnianym przez Jedynego stanicy.
W imię czego?
Czego tak naprawdę bronili?
Cesarza który nie potrafił wziąć za mordę baronów i przez to panował taki chaos?
Za jego ekscelencje papieża?
Za Imperium, ojczyznę która im nic nie dała?
Nie bądźmy śmieszni...
Stali tu bo musieli. Bo los sobie z nich zadrwił. Bo byli w niewłaściwym miejscu o nie właściwym czasie. Bo byli cholernymi żołnierzami Wolnej Kompani i jeśli tak trzeba to polegną tu.
W obronie swoich przyjaciół. Tych co stoją z nimi na blankach. Nie ważne czy człowiek, krasnolud czy elf. Nie ważne nawet czy wyznawca Jedynego czy poganin. Dziś stoją tu razem patrząc śmierci w oczy. To chyba sytuacja która najbardziej zbliża ludzi do siebie.

Towarzysze broni.

Teraz stali patrząc na siebie... na ich twarzach był spokój. Oni już wiedzieli jak to się skończy. Pogodzili się z tym.

Padła gardłowa komenda.

Nikt w stanicy nie zrozumiał jej.

Z dziesiątek orczych gardeł wydobył się potężny ryk.
Orki zaczęły uderzać toporami o tarcze.
Huk niósł się po cichym lesie...
Orki ruszyły do szturmu.
Od dziesiątek podkutych orczych butów zatrzęsła się ziemia.

Z bojowym okrzykiem orcza armia biegła w kierunku stanicy...

05.04.2004
22:23
[90]

Dibbler [ Gardło Sobie Podrzynam ]

Aktualizacja i posty jak zwykle...

06.04.2004
16:00
[91]

J0lo [ Legendarny Culé ]

Jolo - Stanica

Piękny to zaiste dzień aby umrzeć. Nie jest to jednak dzień w którym ja bym chciał umrzeć. Tych orków trochę trzeba przetrzebić zanim oddalimy się w objęcia Pani z kosą...

Obserwowałem hordę jak podchodziła do bram. Jak zaczynała oblężenie.

Nie mamy większych szans bez posiłków. Nawet gdby tutaj stało dwieście elitarnych jeźdzców Imperium nie byłoby pewne zwycięstwo. Trzeba jakoś ich zniszczyć na dystans. Trzeba ich zniszczyć. Kula ognia byłaby niezła. Nie mam co prawda pewności czy się uda ale to chyba promyk nadzieji, że zanim dojdze do bezpośredniego starcia połowa z nich będzie gryzła piach. Wydaje się tak nieprawdopodobne. Tak nierealne.. ale prawdziwe. Trzeba jakoś powstrzymać ich pochód. Strzały! Tak trzeba zapalić je! Wtedy może jedna strzała będzie mogła więcej niż jednego zabić...

Pobiegłem i rozpaliłem ogień. Po koleji rozdawałem pochodnie łucznikom.

- Dobra, to jest chwila prawdy... powinniście być skuteczniejsi dzięki temu.

Pobiegłem po murach spowrotem do miejsca gdzie na początku z Valacarem obserwowaliśmy hordę. Zamaszystym ruchem uczyniłem pierwsze symbole inkantacji ognistej kuli. Widziałem jak paru ludzi chowało się. Nie szkodzi. Też bym się bał.

- No to chłopaki zaczynamy...

06.04.2004
17:51
[92]

Vinny [ Konsul ]

Valacar – Stanica

Orkowie maszerowali w naszą stronę niemiłosiernie. Nasza klęską była coraz bliżej.
Zawsze jest nadzieja. Nie można się poddawać jeszcze przed rozpoczęciem walki

Wyciągnąłem swój łuk. Jeszcze raz spojrzałem na biegnące na nas stado.
Wiatr północny. Będzie trochę znosić strzały.
Powoli wyciągnąłem rękę po strzałę. Byłem bardzo spokojny. Najważniejsze było opanowanie. Pierwsza strzała poleciała w kierunku biegnącego na przedzie orka. Starałem się celować w głowę lub szyję. Wystrzeliłem jeszcze około 10 strzał. Wtedy na mur wbiegł Jolo. Chciał zaatakować Kulą ognia.

- Tylko celuj w tamtą stronę – powiedziałem mu spoglądając na biegnące stado.

Byli coraz bliżej. Za chwilę dojdzie do walki wręcz.
Co chwilę powietrze przeszywała strzała wystrzelona z mojego łuku.
Będzie dobrze pocieszyłem się.

06.04.2004
18:05
[93]

Khe [ terrorysta lodówkowy ]

Khergoth - stanica

> stalem sobie pod murem kolo bramy gdy uslyszalem slowa Inghama:
> "Hej. Łap, mogą Ci się przydać, nie zawsze jest miejsce na machanie toporem."
> Spojrzalem w gore, w sama pore, zdazylem sie odsunac i nie oberwac w glowe kusza

- arghhh dzieki
na cholere mi te kusze, czy ja wygladam na takiego co potrafi sie nimi poslugiwac?

> Tymczasem Hadrian wspomnial cos o planie ewakuacji ... jakiej ewakuacji ...chyba w trumnach...

> "Khergoth, przynajmniej nie zginiemy jak tchórze! Eldirtha pewnie wpierdalają już wygłodniałe wilki… Będzie >jatka, szykuj się… " - Bregan usmiechnal sie ale dalo sie zauwazyc ze nie oszukuje sie co do naszych szans

- taak odrabiemy pare orkowych lbow, masz tu kusze, Ingham rzucil mi dwie ale i tak bedzie dobrze jak uda mi sie uzyc chociaz tej jednej. Najlepiej bedzie wystrzelic w pierwszego orka, ktory pojawi sie w bramie i dalej juz sie tym nie bawic.

> W tym momencie zauwazylem jak Jolo szykuje sie do rzucenia jakiegos czaru

- nie wiem jak ty Bregan ale ja wole sie od niego odsunac poki nie skonczy sie bawic w maga

juz wole jak siedzi w kuchni

> po tych slowach oddalilem sie od muru na bezpieczna odleglosc i wycelowalem kusze w kierunku bramy

nie dam sie zywcem, nie poleglem przy truposzu, wilkolaku i elfach to i teraz sie nie poddam

06.04.2004
18:16
[94]

HopkinZ [ Senator ]

Xanatos El'tan (stanica)

Mury obronne

To była jedna z tych chwili, gdy wiedziałem co mnie czeka. Śmierć... i nic więcej. Tylko ja i niezliczone ilości orków. Ile ich tam było? Sto? Dwieście? Może nawet i z sześciuset. Tego zliczyć nie potrafiłem. Jedyne co widziałem to po prostu morze... wręcz ocean... tak, ocean orkowych łbów. Łbów, które już niedługo mnie zmiażdżą.

Rozejrzałem się. Gdzie ja w ogóle jestem? Sam pośród nieznanych mi ludzi. Co to w ogóle są za ludzie? Jakiś wojownik coś wrzeszczy. Inni robi wojownicze ruchy. Jeszcze inny dziko wali siebie samego po klatce piersiowej.
I na co to wszystko?
Ktoś rozdaje pochodnie. Ktoś strzela do orków. Ktoś inny chowa się za moimi plecami. Ktoś zbiega z murów i ucieka w głąb stanicy.
Po co to wszystko?

Rodzina... dziwne, doprawdy dziwne myśli mogą najść człowieka gdy wie, że już nie ma nic do stracenia... i pogodził się z tą myślą. Może jednak warto jest o coś walczyć. Tak, światły i niemal utopijny cel: rodzina. Poprawka: zabójcy rodziny. Odnaleźć te ścierwa. Odnaleźć i się zemścić. A na mojej drodze stoją całe tabuny orków. Jednak już niedługo.

Mężczyzna... rozdający pochodnie...Chwyciłem pochodnię i bez zastanowienia ustawiłem ją na flance.
Jedna strzała poszła. Rodzina
Obserwowałem lot kolejnej strzały. Grot wbił się prosto w gardło szarżującego z otwartą mordą orka.
Trzecia strzała... moja żona.
Upadłem. Ból znów przeszył mą złamaną nogę. Oraz syn... wstałem...
Dwie strzały naraz... i Beregir...

Napiąłem na cięciwę pięć strzał, każdą po kolei zapalając o ogień. Wypuściłem strzały. Każda kolejna strzała bezbłędnie trafiała w cel. Jednak nie można zawsze strzelać z łuku. Chwyciłem oparty o cegły miecz i unosząc go w geście zwycięstwa wydarłem się w niebogłosy.
Usłyszcie mnie rozwydrzone mordy. Usłyszcie głos swojego pogromcy.

Na nic już nie zwracałem uwagi. Ani na ból w nodze. Ani na absurdalność całej potyczki. Wiedziałem, że muszę pokonać orków.

06.04.2004
21:44
[95]

Thun [ Konsul ]

Wiatr wiał nieustannie, a ja stałem razem z resztą na murze oczekując na reakcję zielonych. Sądząc po wyrazie ich twarzy musieli myśleć że zaraz zginą, ja sam nie byłem pewien o czym mam myśleć. Z jednej strony byłem gotów na śmierć kilka dni temu, w Kamiennym Murze, z drugiej strony nie miałem najmniejszego zamiaru dziś umierać. Nie po tym co wydarzyło się w ciągu ostatnich dni. Przez wycie wiatru usłyszałem gardłową komendę... przynajmniej tak mi się wydawało bo nic nie zrozumiałem. Chwilę później z gardeł orków wydobył się potężny ryk, zaczyna się, wszystkie jak jeden zaczęły uderzać toporami o tarcze i po chwili rozpoczęły szturm. Rycząc wściekle horda zbliżała się do murów.

Ktoś zaczą rozdawać pochodnie mówiąc że dzięki temu będziemy skuteczniejsi... jasne... skuteczniejsi to owszem będą ale ONI widząc nas jak na dłoni oświetlonych przez płomienie. Grzecznie więc podziękowałem za pochodnię lecz zamiast zatrzymać ją - rzuciłem ją przed mury prosto przed nadciągającą hordę. Była coraz bliżej i już po chwili mój łuk wypluwał strzały z prędkością dorównującą najlepszym łucznikom. W takiej chwili nie zwracałem uwagi na pozostałych, na murze byłem tylko ja i nacierająca horda przedemną. Strzała po strzale mknęła w ciemność, nie byłem pewien czy każdy strzał był śmiertelny, czy też może tylko spowolnił jednego z dziesiątek zielonych. Po chwili pierwszy kołczan był pusty i musiałem schylić się po drugi - wtedy też w miejscu gdzie przed chwilą była moja głowa przeleciał topór, a po chwili drugi i trzeci... Szczęście? Niektórzy mogą tak to nazwać, ale ten topór oznaczł tylko tyle że horda jest już pod murami. Jedyne co mogłem teraz robić to wystawiać sam łuk i strzelać całkowicie na oślep z nadzieją że wystrzelona strzała osiągnie odpowiedni cel. Usłyszałem jak horda uderza z łomotem w bramę, całe szczęście wytrzymała pierwsze uderzenie ale czy wytrzyma dłużej?.

06.04.2004
23:44
[96]

Dibbler [ Gardło Sobie Podrzynam ]

Stanica.

Nie mieli szans.
Tu nawet nie można było mówić o bitwie.
Masa orków zalała stanicę.
Ognista kula trafiła w nadbiegającą masę...
Nawet nie zwolnili. Przebiegli po zwęglonych szczątkach swych kompanów.
Strzały wystrzelone w kierunku nadbiegającej tłuszczy powaliły kilku zielonoskórych wojowników. Jednak wyglądało to jakby strzelać do zielonego morza...
Rozległo się głuche uderzenie.
Taranem wywarzali wrota stanicy.

Krew... Dużo krwi... Jedzenie...

Zobaczyli ze coś zakotłowało się w ostatnich szeregach armii orków.
Z lasu wybiegło stado wilków. Na jego czele biegł wilkołak...
Znali go dokładnie...
Kiedyś był ich kompanem... teraz też chyba walczyli po jednej stronie.
Kły i pazury rozdzierały miękkie ciało...
Przez chwile orki zawahały się.
I zwolniły...
Jednak była to tylko sekunda. Grupka oddzieliła się i podjęła walkę z dzikimi bestiami.
Obrońcy stanicy stracili wilki z widoku zostały zakryte przez masę zielonych wojowników.
Nie było widać kto uzyskuje przewagę w tej walce...

Orki szturmowały mury....
Brama poddała się z trzaskiem...
Niebo było czerwone...


Hadrian

- To wszystko co mogę zrobić. –szept w głowie.
Poczuł jak przez jego ciało przenika jakaś niewiadoma siłą. Poczuł że w tej chwili może stawić czoła orkom.
Wiedział ze otrzymał dar od Aleksandry. Dziewczyna dała mu część swojej siły.
O takich jak on opowiadają legendy północy...

06.04.2004
23:44
[97]

Dibbler [ Gardło Sobie Podrzynam ]

Aktualizacja jutro jak zwykle.
Posty też...

07.04.2004
13:24
[98]

Milka^_^ [ Potępieniec ]

Deliand - stanica

Po ostrzeżeniu wszystkich, wzieliśmy się do obrony. Jolo posłał kulkę ognia, ale zieloni nie zwolnili nawet. Byli coraz bliżej bramy. Trzeba było się chować... Nie było szans w walce z tą hordą zielonych łbów. Z daleka było słychać wycie wilków, wielu wilków. Czyżby przyszłym nam z odsieczą? Wyszedłem szybko na mur i zobaczyłem wilkołaka... Podjeli z nimi walkę. Przez chwilę się zawachali. Przewaga się chyliła raz ku wilkom, raz ku Orkom. Zeszedłem z muru. Słychać było wywarzanie bramy.

-Breganie! Co robimy! Bo nie wiem czy uda nam się obronić przed tą bandą...

Pozowstawała jednynie nadzieja, że wilki załatwią z nimi sprawę.

07.04.2004
17:51
[99]

J0lo [ Legendarny Culé ]

Jolo - Stanica

- Złamały bramę! Ludzie! w jedno miejsce! Formować szyk! Nie dajmy się złamać!

Cholera, cholera, cholera! Trzeba coś zrobić! Myśl Jolo! Może jeszcze jedna kulka? No to byłoby coś. Zaraz poleci ale póki co trzeba pomyśleć dalej...

.
..
...
....

Piwnice! No tak nie pomyślałem! Trzeba ich ewakuować! Bregan jest tu najwyższy stopniem więc on może podjąć niezbędną decyzję...


Podbiegłem do Bregana i powiedziałem mu:

- Bregan! Pod kuchnią są piwniczki. Nie wiem jak ty ale ja w tym widzę jedyną drogę ucieczki. Może nie ma wyjścia, może jest. Nie jestem pewien czy wyjście z tamtąd będzie prowadziło gdzieś poza stanicę. Można zwołać ludzi i wycofać dopóki nie będziemy mieli jakichś poważniejszych sił. Ja w tym czasie rzucę Podmuch albo Ścianę ognia aby nie doszli do nas... decyduj.. ty jesteś tutaj naszym szefem.

Moje ręce były już gotowe do inkantacji...

07.04.2004
19:45
[100]

Vinny [ Konsul ]

Valacar – Stanica

Kula Ognia Jola trafiła w część stada orków. Dziwne, stałem blisko niego, a nie dostałem. To dobry znak pomyślałem.

Nagle z lasu wybiegła grupa wilków. Na jej czele stał wilkołak. Chyba każdy z naszej Stanicy rozpoznał w nim Jeriela. Jeszcze nie tak dawno był tu razem z nami, a teraz przychodzi nam z pomocą. Jednak orkowie szturmowali dalej. Jeden trzask. Drugi. Zaraz tu będą. Słychać było okrzyki bojowe. Dowódcy wydawali ostatnie rozkazy.
Brama nie wytrzymała trzeciego szturmu. Stanęła otworem przed wrogami.

Usłyszałem Jola, który mówił coś do Bregana o planie ucieczki. Powiedziałem:

- Można spróbować, ale teraz raczej nie uciekniemy wszyscy. Trzeba walczyć. Poza tym wyjście może prowadzić prosto pod jeszcze większe siły wroga.

Wyciągnąłem miecz. W drugiej ręce trzymałem zapaloną pochodnię.
Pora walczyć.

07.04.2004
20:26
[101]

MaLLy(R) [ Ghoul's Shadow ]

MaLLy (stanica)

Orki zaczęły szturm. Strzelałem z łuku dopóki nie dotarły do bramy.
Spore zniszczenia spowodowała ognista kula JOLA.
Na tyłach hordy orków zobaczyłem majaczącą sylwetką likantropa, to był Jeriel.
Walczył z orkami, pomagały mu wilki. Ciekawe walczył by nam pomóc czy po to by się do nas przedrzeć i pozabijać.
Brama nie wytrzymała.
Rzuciłem łuk, podniosłem tarczę i założyłem hełm. Zbiegając z murów wyciągnąłem miecz, i skierowałem się w kierunku bramy atakując orki, które zdążyły się przedrzeć…
Jest ich za dużo, chyba nie będzie mi dane zobaczyć jutrzejszego poranka…

07.04.2004
20:46
[102]

Thun [ Konsul ]

Na chwilę przed zejściem z muru na plac przed bramą zauważyłem zamieszanie w ostatnich szeregach hordy, widziałem jak z lasu wybiega stado wilków z wilkołakiem na czele i atakuje tyły wroga. Nie zdało się to na wiele ponieważ z hordy oddzieliła się grupa zielonych i walczyła z bestiami, podczas gdy reszta ciągle napierała na stanicę i bramę. Stałem na placu z wyciągniętym mieczem, wiedziałem już że brama nie wytrzyma długo. Nie myliłem się, po chwili brama poddała się z trzaskiem, a niebo przybrało jeszcze bardziej krwisty kolor. Usłyszałem krzyk Jola:

- Złamały bramę! Ludzie! w jedno miejsce! Formować szyk! Nie dajmy się złamać! - poprzez ryk zielonych słyszałem tylko urywki wypowiadanych zdań - ... Pod kuchnią ... piwniczki ... jedyną drogę ucieczki. Może nie ma wyjścia, może jest... - czy on kompletnie stracił rozum? przecież wyraźnie mówiłem im wszystkim o planie ewakuacji. Chciałem mu wszystko wykrzyczeć lecz wtedy usłyszałem w głowie szept Aleksandy mówiący mi że to wszystko co może zrobić. Nie byłem pewien o co jej chodziło, czy chodziło o wilki czy... poczułem jak przez me całe ciało przynika jakaś siła. Czułem się tak jak mógłbym walczyć przez cały dzień bez chwili wytchnienia, jakbym mógł stawić czoła orkom. Wiedziałem już o co chodziło Aleksandrze.

- Dziękuję... obyśmy jeszcze mogli się zobaczyć - pomyślałem skupiając swe myśli. Ze skupienia wyrwał mnie ryk orków, widziałem jak pierwsze z nich przedzierają się przez wyłamaną bramę. Chwyciłem miecz oburącz, po czym ruszyłem na nie z dziką furią... kątem oka zobaczyłem biegnącego w ich kierunku Mallego z wyciągniętym mieczem. Przynajmniej nie byłem sam...

07.04.2004
21:01
[103]

Ingham [ Konsul ]

Zieloni w końcu zaatakowali. Najpierw powoli uderzając miarowo w tarcze, a potem w coraz szybszym biegu. Strzały, które posłałem w ich kierunku, niknęły w tłumie. W najbliższe szeregi uderzył czar któregoś z braci, kładąc kilku napastników, to jednak nie zraziło reszty, która dalej atakowała Stanicę. Wystrzeliłem jeszcze dwie, może trzy strzały, kiedy jakiś zabłąkany pocisk świsnął mi kołu ucha.
Przykucnąłem chowając się za mur. Miałem pod ręką butelkę z łatwopalnym płynem, którą postanowiłem teraz wykorzystać. Zapaliłem ją i rzuciłem za mur w kierunku nadbiegających orków. Chyba trafiłem, bo usłyszałem przeraźliwy krzyk.
Nagle wszystko ucichło na kilka sekund. Wstałem, z lasu za plecami orków nadchodziła upragniona odsiecz.
-W końcu elfy przybyły tylko czemu...Nie, to nie elfy to wilki?!
Nie było zbyt wiele czasu, aby się zastanawiać, zieloni po dosłownie sekundzie rozpoczęli dalszy atak. Schyliłem się, schowałem łuk Podniosłem leżącą obok mnie kusze.
-Chodźcie tu zafajdani matkojebcy, wujek elf ma dla was prezent.
Kolejna płonąca butelka powędrowała w tłum napastników kłębiący się pod bramą.Trzeba zacząć oszczędzać te cuda, bo pozostały mi jeszcze tylko dwie. Usłyszałem trzask, niechybny znak że za moment zieloni panowie wpadną do nas w odwiedziny. Dwie kolejne butelki poleciały na wchodzących do stanicy, efekt jak zauważyłem nie był jednak piorunujący. Z kuszą w ręku zacząłem powoli cofać się w kierunku gdzie stał Jolo. Wolałem być za jego plecami gdy rzucał czar.

07.04.2004
21:17
[104]

Khe [ terrorysta lodówkowy ]

Khergoth - stanica

dobrze ze tym razem niczego nie wysadzil, wyrabia sie chlopak ...mam nadzieje ze to nie byl przypadek

lucznicy strzelali jak opetani ale przy tak wielkiej liczbie przeciwnikow nie mogli wiele zdzialac, po chwili brama przestala istniec

nosz cholery jedne tyle pracy

-pozalujecie tego patafiany

zobaczylem Jola i Delianda podbiegajacych do Bregana ale w tym halasie nie moglem nic uslyszec ze slow Jola. W tym momencie pierwsi orkowie zaczeli przedzierac sie przez brame, juz mialem wystrzelic z kuszy ale na lini strzalu pojawil sie Valcar

nosz cholera ...a wlasciwie to dobrze bo jeszcze trafilbym nie tego co trzeba

rzucilem kusze i chwycilem topor i tarcze, zaczalem biec w kierunku bramy, ale zanim przebieglem polowe drogi zauwazylem Mallego i Hadriana zmierzajacych w tym samym kierunku.

no i widac prawdziwych wojakow ...albo samobojcow

Nagle buhnely plomienie - to Ingham rzucal jakies buteleczki

no i znalazl sie kurwa kolejny piroman

- a topor wam w ryj ropuchy jedne

z tymi slowami rzucilem sie na orki razem z Mallym i Hadrianem probujac wykozystac plomienie na nasza kozysc

07.04.2004
21:33
[105]

HopkinZ [ Senator ]

Xanatos El'tan (stanica)

Mury obronne.

Moja wiara ani o chwilę nie słabła. Moja wola wciąż się nie załamała. Cóż, dosyć to dziwne było. Czemu? Ano temu, że widok fali orków zalewający stanicę potrafiłby zwalić z nóg nawet najmężniejszych wojowników.

Ja jednak nie słabłem. Wciąż stałem w miejscu i raziłem wróg strzałami.
Poczułem gorąc. Ktoś [puścił ognistą kulę. Dzięki Bogu we wroga a nie w sprzymierzeńców.
Usłyszałem jak ktoś coś mówi o odwrocie.

„Ani kurwa myślę uciekać.” Już chciałem opierdolić resztę, gdy ktoś przemknął obok mnie i ruszył w dół murów. W kierunku bramy. W tym samym momencie orki przedarły się do środka.

„No to pięknie kurwa. Wszystko co mi zostało to śmierć... i zemsta.”

Niewiele więcej myśląc pokuśtykałem szybko do zejścia na dół. Przygotowałem dwa małe ostrza.

„Żaden jebany ork nie wejdzie na te mury. Prędzej zginie od tych kling”

Miałem chore myśli. Wkrótce to wszystko się skończy.

08.04.2004
22:39
[106]

Dibbler [ Gardło Sobie Podrzynam ]

Link do nowej części

© 2000-2024 GRY-OnLine S.A.