Dibbler [ Gardło Sobie Podrzynam ]
IMPERIUM czIV
Watek ten ma być sesją RPG prowadzoną On-Line. Tak więc proszę osoby nie grające o nie dopisywanie się. Wątek ten ma służyć dobrej zabawie więc proszę postronne osoby o nie psucie jej.
Sprawy organizacyjne proszę zgłaszać do wątku którego link podaje poniżej... Ten watek ma służyć tylko prowadzonej sesji. Więc wszystkie wypowiedzi poza grą proszę umieszczać w wątku organizacyjnym.
Lista graczy (uprawnionych do pisania w watku)
1)Paściak
2)Mally
3)Rellik
4)Bregan
5)Reksio
6)Khe
8)Ingham
9)J0lo
10)Alarkan
11)Thun
12)^Piotrek^
13)WaR
14)Milka
15)Gambit
16)Vinny
17)Zacker
18)Nadhia
19)Darvin
20) Hopkinz
Jeśli pominąłem kogoś to proszę to zgłosić w wątku organizacyjnym.
Link do poprzedniej części
Dibbler [ Gardło Sobie Podrzynam ]
Stanica.
Owady opadły błyskawicznie na stanicę.
Każde ich zetknięcie z gołą skóra kończyło się bolesnym ugryzieniem, które zostawiało krwawe ślady... Owady były mięsożerne... Każdy kto pozostałby na zewnątrz bez ochrony skończyłby najprawdopodobniej jako kupka kości...
Trzepot milionów malutkich skrzydełek stopniowo zaczął się oddalać... Uniknęli zagrożenia... Bali się nawet pomyśleć co stało by się z patrolem który wrócił nago...
Nad stanica zaczął zapadać zmierzch...
Znów śnieg sypał niemiłosiernie. Ale powoli zaczęli się do tego przyzwyczajać. Do wiatru też... a wilki dziś nie wyły... Tak chyba wygląda północ... ich nowy dom. Nawet krajobraz zaczynał wyglądać odrobinę bardziej przyjaźnie.
Strażnicy stojący na murze dostrzegli kilka sylwetek wychodzących z lasu...
Było ich chyba z piętnastu... szli równym szykiem. Nie próbowali się ukrywać. Wyglądali na bardzo pewnych siebie. Szarozielone płaszcze na ramionach łuki. Gdy podeszli pod bramę bystre oczy mogły dostrzec ponaszywane na ich ramionach emblematy... Przekreślony Krzyż... Heretycy... Już wiedzieli czemu się nie kryli... oni też byli u siebie....
Oddział stanął przed bramą.
- Witajcie – krzyknął elf stojący najbliżej. – przybywamy w pokoju. Macie tu jednego z naszych. Chcemy go z powrotem. Oddajcie go nam to odejdziemy spokojnie.
Dibbler [ Gardło Sobie Podrzynam ]
Kamienny mur
Ognisko powoli płonęło rozjaśniając mroki nocy... Przynajmniej mieli pewność że nie zamarznął... Wiatr monotonnie wył na zewnątrz... Co ich przywiodło do tej spalonej wsi na końcu świata. Mieli ratować przyjaciół a teraz tkwią na tym zadupiu...
Nie wiedzieli co stało się z Breganem i jego ludźmi... Nie wiedzieli czy stanica jeszcze stoi... a może ci co spalili tę wieś udali się do stanicy? Może teraz już nie maja dokąd wracać... Może cały ich świat to ta spalona wieś... Może nie doczekaja rana?
Walczyli długo ze snem. W końcu długi męczący dzień dał im o sobie znać... Strażnik chodził powoli by nie usnąć...
Usłyszał kroki na zewnątrz... Wyjrzał przez drewniane drzwi... przed chatą stało czterech elfów...
Byli w strasznym stanie, zakrwawieni, ubrania mieli poszarpane... ledwo trzymali się na nogach. W ich oczach widać było strach... Patrzyli w kierunku zajmowanej przez nich chaty...
- Pomórzcie nam!!!- krzyknął jeden z nich. – Jesteśmy ranni potrzebujemy opatrunków...
Jeden osunął się na kolana...
- Błagam... nie pozwólcie nam tu umrzeć... błagam was... – nie miał w sobie nic z godności starego ludu...
W oddali zawyły wilki.
W oczach elfów zabłysła panika.
Dibbler [ Gardło Sobie Podrzynam ]
Ok.
Proszę o 1-2 posty. Drugi by rozwinąć rozmowę albo działanie.
Aktualizacja jutro po 22.00.
PS. Bregan... proszę napisz raport dla Starka:))))
Milka^_^ [ Potępieniec ]
Deliand (Kamienny mur)
Stałem i patrzyłem na czwórkę Elfów. Byli w okropnym stanie. Cali zakrawawieni. Patrzyłem na nich, a oni na nas i błagali o pomoc.
-Dalczego mamy wam pomagać? Czyż to nie wy atakowaliście ludzi w okolicznej wsi? Pozatym ja się nie znam na leczeniu. Zapytajcie towarzyszy może oni to umieją.
W tej chwili z daleka było słychać wilki. Ich wycie nie zwiastowało nic dobrego. Coś mi mówiło, że to właśnie po nich idą. Przypomniała mi się Aleksandra jej dwa olbrzymie wilki.
[odwróciłem się do towarzyszy]-Jeżeli to Aleksandra... To nie wiem czy będziemy w stanie pomóc tym Elfom i czy wogule powinniśmy.[popatrzyłem w stronę Elfów]- Ale tylko wtedy, kiedy okaże się, że to ona.
Ingham [ Konsul ]
INGHAM(Kamienny Mur- a raczej to co zostało)
Zimno mi, zaraz zasnę. Ognisko nie daje mi za dużo ciepła. Cholera Hadrian mógł się nie upierać żeby nie rozpalać ognia. Dobija mnie to wycie, czy to wiatr czy wilcy jakieś? Psia mać.
Przechodzę kilka kroków, staję przed ogniskiem i zaczynam ogrzewać dłonie. Wycie nasila się. Jestem już niemal pewien że to nie wiatr. To napewno nie jest wiatr.
- Hej wstawać, chyba będziemy mieli wilcze towarzystwo.
Krzyk budzi resztę towazyszy. Powoli wyciągam miecz. Wilki wyją coraz głośniej, są coraz bliżej.
Pewnie nie wytrzymamy tej walki. Boże choć będę spacerował ciemną doliną to zła się nie ulęknę, a Twoich przeciwników zabijać obiecuję na kroku każdym. Strach idzie przed Tobą Panie, Ty jesteś strachem dla niewiernych, gdziekolwiek przejdzie Twój oręż pozostaje tylko pustka i spokój. Idę za Tobą, Ty mnie prowadzisz. Spokój wypełnia mą nieśmiertelną duszę. Przechodzę przez pobojowisko, jestem spokojny. Otaczasz mnie tarczą swej opieki.
Wypowiadałem w myślach sowa modlitwy przed bitwą, uspokoiłem oddech. Powoli wyciągnąłem strzałę z kołczana. Byłem gotowy do walki.
Przez wycie wilków, lekko prawie nie do uslyszenia przebił się miarowy rytm kroków.
Wilki tak nie stąpają, czyżby Aleksandra?
W odległości kilkudziesięciu kroków zauważyłem 4 sylwetki.
- Stać kto idzie. Ani kroku dalej.
- Pomórzcie nam!!!- krzyknął jeden z nich. – Jesteśmy ranni potrzebujemy opatrunków...
Jeden osunął się na kolana...
- Błagam... nie pozwólcie nam tu umrzeć... błagam was...
Zauważyłem że to elfy.
- Podejdźcie bliżej, ręce do góry i żadnych numerów.
CZtery elfy stały przedemną.Deliand rozpoczął z nimi rozmowę.
-Dalczego mamy wam pomagać? Czyż to nie wy atakowaliście ludzi w okolicznej wsi? Pozatym ja się nie znam na leczeniu. Zapytajcie towarzyszy może oni to umieją.
CZekałem na odpowiedź, patrząc na przedstawicieli starego ludu. Wyglądali okropnie, a w ich oczach widziałem strach.
Boją się, nie oni już praktycznie nie zyją, oni wiedzą że są martwi. Tak samo ja Ci wszyscy w Nithilgorskich lasach.
Powoli wyciągnąłem miecz z pochwy. Podniosłem go na wysokość klatki piersiowej. Odwróciłem się i spojrzałem w oczy Hadriana. Jednym szybkim ruchem ręki uderzyłem w kawał drewna na którym wisiała moja opończa.
- Zróbcie z tego jakieś opatrunki, bracia. Z mojej strony nie musicie jak narazie obawiać się niczego, chyba że ...
Wilki wyły coraz głośniej.
-Deliand, Hadrian, jeżeli to Aleksandra to będziemy mieli ciężki problem. Na razie jednak myślę że mozemy zająć się nimi. A wy- spojrzałem w stronę elfów- złóżcie broń i usiądźcie tam- wskazałem na przeciwległą ścianę- chcemy mieć was na oku.
Wilki były coraz bliżej, było coraz głośniej.
- Czemu was ścigają?
Bregan a.k.a. Czapajew [ Senator ]
Bregan - stanica
Wyjrzałem niepewneie na zewnątrz, mięsożerne owady, które pokąsały kilku moich towarzyszy zaczęly się stopniowo oddalac. Purpurowa chmura która gromadziła się ostatnimi czasy na stanicą zniknęła. W końcu czas na odpoczynek - pomyślałem...Jeszcze tylko zdam raport Starkowi i odpocznę po tych kilku dniach morderczej tułaczki...Mam nadzieję, ze odpocznę...Cały czas coś dzieje się w stanicy i nigdy nie mozna byc niczego pewnym...
Wszedłem do swojego pokoju, usiadłem za blatem stołu, wyciągnałem zwój, pióro i atrament, po czym zabrałem się do piasania raportu dla Starka...
Setniku Godfrydzie Stark!
Wyprawiając się na Kamienny Mur, jechaliśmy z zamiarem pomocy wiesniakom, z góry chciałbym uprzedzić, ze niestety nie powiodło nam się to. Na miejscu zastaliśmy elfy, ktore bez opamiętania mordowały tamtejszą ludność. Próbowaliśmy rozstrzygnąc sprawę pokojowo, lecz elfy zaatakowały nas bez jakichkolwiek pertraktacji. Zmuszeni byliśmy do walki, ponieśliśmy spore straty. Elfy były liczniejsze od naszego skromnego oddziału. Wszystkie konie zabrane ze stanicy zostały zabite. Zostaliśmy również poważnie ranni podczas walki, zapewne nikt z nas nie przeżyłby kolejnego dnia, gdyby nie dziwne wydarzenie, które miało wtedy miejsce. W jednej sekundzie znalezlismy się w zupełnie innym miejscu, nago, bez ubrań, byliśmy jednak zupełnie zdrowi, bez jakichkolwiek obrażen. Probówaliśmy dostać się do wioski i odzyskac nasze rzeczy, mimo to, gdziekolwiek byśmy się nie udali, znajdowaliśmy się po czasie w tym samym miejscu. Z obawy przed zamarznięciem, postanowiliśmy udac się jak najszybciej do stanicy, która wydawała się leżeć bardzo blisko miejsca w którym się znaleźlismy. Kammieny Mur został doszczętnie zniszczony, a ludność wymordowana. Jedynym naszym sukcesem tej wyprawy, było powstrzymanie najeźdzcow, niestety nie udało nam się ocalić wieśniaków. Sądze, ze w tamtych terenach działa jakaś potęzna magia, zapewne jest to jakiś zdolny iluzjonista, niestety nie było nam dane nikogo takiego spotkac...
Z poważaniem...
Dziesiętnik Bregan.
Po napisaniu raportu udałem się do komanty Starka. Zapukałem niepewnie, i uchyliłem lekko drzwi
Witam!
Przyszedłem zdać raport z naszej wyprawy.
Uśmiechnąłem się lekko, położyłem pergamin na stole i nie zważając na reakcję setnika, opuściłem jego komnatę, po czym udałem się na dziedziniec.
Zauważyłem, ze strażnicy pełniący wartę rozmawiali z kimś z dołu, niepewnie podszedłem bliżej i nasłuchiwałem konwersacji
- Witajcie Usłyszałem głos, był bardzo melodyjny...to był elfi głos
- Przybywamy w pokoju. Macie tu jednego z naszych. Chcemy go z powrotem. Oddajcie go nam to odejdziemy spokojnie.
Po tych słowach zamarłem i czekałem na dalszy rozwój wydarzeń
paściak [ z domu Do'Urden ]
Roland - Stanica
Po kilku dniach w tym obskurnym pokoju, caly czas w lozku, bez zadnego towarzystwa mialem dosc. Czulem sie juz calkowicie zdrowy i wlasnie wychodzilem z lozka jak uslyszalem eee... nie wiem co to bylo, cos jakby miliony owadow latalo przy mnie. I nie mylilem sie, przez moje okno wleciala cala masa jakichs dziwnych skrzydlatych i najwyrazniej wcieklych robakow. Jak szybko tylko moglem wskoczylem pod koc i okrylem sie nim tak dokladnie jak tylko sie dalo. Dzieki temu owady nic mi nie zrobily i po wyjsciu wreszcie moglem wrocic do wszelkich akcji w pelni sil.
O zmierzchu, gdy bylem pewny to ze cos juz sobie odlecialo wyszlem na dziedziniec. Pozdrowilem wszystkich ktorych tam spotkalem i juz nareszcie chcialem udac sie do kuchni, gdzie pewnie spotkalbym jakies towarzystwo gdy uslyszalem wolanie spod bramy;
- Witajcie - przybywamy w pokoju. Macie tu jednego z naszych. Chcemy go z powrotem. Oddajcie go nam to odejdziemy spokojnie.
Bylem pewien ze osoba pod brama jest elfem bo glos chociaz zdecydowany byl piekny i melodyczny. Juz widzialem osoby wylegajace na dziedziniec... Bylem bardzo ciekaw.
Khe [ terrorysta lodówkowy ]
Khergoth - stanica
[a sie nadymilo ale przynajmniej to cholerne robactwo dalo nam spokoj, jak juz bylismy pewni ze nic wiecej nam nie grozi otwarlem drzwi na oscierz i usiadlem sobie przed kuznia. Dalsza czesc dnia nie nalezala do ciekawszych wiec z nudow obserwowalem innych "mieszkancow" stanicy. Po dluzszym czasie dobiegly mnie glosy wiec podszedlem blizej i stanalem kolo Bregana]
"Witajcie, przybywamy w pokoju. Macie tu jednego z naszych. Chcemy go z powrotem. Oddajcie go nam to odejdziemy spokojnie."
[odezwalem sie do Bregana]
- taaa terefere, mam w dupie tego elfa ale skoro im tak na nim zalezy to moze dadza nam za niego dobra cene, w koncu nie poto teszczylem tu jego tylek a MaLLy go opatrywal zeby teraz ot tak sobie go zabrali.
Ja proponuje handel wymienny a jak sie nie zgodza to spuscimy im wpierdol...
...tak wlasciwie to moze najpierw wpierdol a potem pare pytan bo niby przybywaja w pokoju ale nam groza. Egzamin z dyplomacji to oni raczej oblali ...
Vinny [ Konsul ]
Valacar - Stanica
Owady po kilku dłuższych chwilach odleciały. Dobrze, że nikogo nie było wtedy na zewnątrz.
Powoli zapadał zmrok.
Zaczął padać gęsty śnieg. W dodatku wiał silny wiatr.
Byłem na dziedzińcu, gdy zauważyłem kilkunastu elfów podążających w naszą stronę. Szli szybko, z podniesionymi głowami. Tylko nie to pomyślałem, przypominając sobie o dowódcy elfów w Kamiennym Murze.
Jednak szybko uspokoiłem się. Na ramionach ich płaszczy zauważyłem Przekreślony Krzyż. To byli nasi sprzymieżeńcy.
Wkrótce jeden z elfów wystąpił z szeregu i przemówił donośnym głosem: Przybywamy w pokoju. Macie tu jednego z naszych. Chcemy go z powrotem. Oddajcie go nam to odejdziemy spokojnie.
To tu jest jakiś elf z tego oddziału? pomyślałem. Jednak dużo nas chyba ominęło.
Podsłuchałem Khergotha, który właśnie mówił do Bregana Ja proponuje handel wymienny a jak sie nie zgodza to spuscimy im wpierdol...
Powiedziałem:
-Powinniśmy go oddać. Nie warto z nimi walczyć. To bardzo dobrzy wojownicy.
Po czym zapatrzyłem się na dowódcę oddziału i czekałem na rozwój sytuacji.
J0lo [ Legendarny Culé ]
Jolo - Stanica
Obudziłem się i...
- Aaaaa... co to za warkot... cholera jakaś mucha odlatuje... chyba przesadziłem z tym piciem.
Dobrze, że się trochę na ziołach znałem to coś lagodzącego ból sobie upichciłem i już było lepiej. Nie da się ukryć, że dużo się wydarzyło. Z tego co słyszałem to niezłą tu mieli sieczkę. Wilkołak, truposz... szkoda, że mnie tu nie było to bym go spopielił. Alkaran zaginęła. Hmmm może się znajdzie kiedyś... szukają nowego dzisiętnika - mam nadzieję, że mnie nie wybiorą bo jakoś tak moje zdolności przywódcze ograniczają się do słów "...albo ci nóż wsadze w plecy".
Coś słyszę... jacyś osobnicy podpełznęli pod naszą warownię... no przynajmniej w teori to warownia....
- Przybywamy w pokoju. Macie tu jednego z naszych. Chcemy go z powrotem. Oddajcie go nam to odejdziemy spokojnie.
Elfy!
Nie da się ukryć, że od niedawna dźwięk głosu mojej rasy przyprawia mnię o mdłości. No cóż... łapiem za łuk oraz miecz i wychodzę. No, no, no... ładna ta grupka. Typowo elficki szyk i broń. Trzeba im wybićz głowy jakieś pertraktacje na ich zasadach. Widzę, że Khergoth mruczy do Bregana o wymianie. Znając go, jeśli nie dojdzie do niej, to pewnie będzie zadyma. Trzeba wziąść sprawy w swoje ręce.
- Słuchajcie. Oddamy go wam ale pod warunkami. Jeśli zaoferujecie nam coś ciekawego, równego wartości tego... waszego * jad wręcz kipiał z tego słowa *... kompana, więźnia czy jak go tam zwiecie, to może się zdecydujemy...
* do Bregana i Khergotha *
- Typowe elfy. Jak dojdzie do bitwy najpierw ostrzeliwać z łuków i chować się pod tarczamy. Później jakąś grupkę najlepiej na ich tyły i wyrżnąć ich. Typowa elficka taktyka nie bierzę pod uwagę zajścia od tyłu. Ci wyglądają na typowych, wręcz szablonowych elfów... ale jeśli ma dojść do czegoś... dużo czasu minęło odkąd opuściłem Podziemie i wiele mogło się zmienić.
Odwróciwszy się czekałem na odpowiedź a serce biło mi jak młot w głowe wilkołaka...
Gambit [ le Diable Blanc ]
Eldirth Black (stanica)
Bzyczenie owadów ucichło. poszedłem w kąt magazynu i ocuciłem tego typka, którego nakryłem szmatami.
- Wstawaj...już po wszystkim. Ogarnij się i zgłoś do Starka...i lepiej zrób to szybko
Wyszedłem na plac. Rozejrzałem się. Wiatr dął jeszcze silniej i zaczął znowu padać ten cholerny śnieg. Ruszyłem po swój miecz i łuk. Zebrałem je z ziemi. Czas na coś do zjedzenia...potem na mur do wieczora i wyro...jak ja na to czekam. Ruszyłem do kuchni. W środku wygrzebałem kawał jakiegoś chleba i trochę wody. Byłem w połowie posiłku, kiedy na zewnątrz usłyszałem melodyjny elfi głos.
- Przybywamy w pokoju. Macie tu jednego z naszych. Chcemy go z powrotem. Oddajcie go nam to odejdziemy spokojnie.
Nerwy miałem już za bardzo zszargane...zombie, wilkołak, wysłannik Papieża, chmara owadów...Za dużo i za szybko...Złapałem łuk i ruszyłem na mur. Wszedłem na niego bardzo szybko, wbiłem trzy strzały w szpary w murze, a jedną założyłem na cięciwę i spojrzałem na elfie poselstwo. Wyszukałem takiego, który w razie czego może sprawić najwięcej kłopotów. Jeśli tylko padnie sygnał, zrobię z niego jeża...Teraz trzeba czekać na ruch Starka...to on tu dowodzi...
Thun [ Konsul ]
Hadrian Shiva
- Hej wstawać, chyba będziemy mieli wilcze towarzystwo - krzyk Inghama wyrwał mnie ze snu. Czułem się tak jakbym przed chwilą zamkną oczy. Wiatr monotonnie wył na zewnątrz przez cały czas. Co jakiś czas dobiegało do nas wycie wilków, za każdym razem wydawało się że są coraz bliżej. Usłyszałem ciche kroki na zewnątrz, zresztą nie tylko ja. Ingham od razu wyjrzał przez drzwi i dotarło do mnie błaganie o pomoc. Deliand od razu zapytał ich dlaczego mamy im pomagać. Widziałem jak Ingham nie czekając na odpowiedź, pocią własną opończę by czwórka elfów mogła zrobić sobie prowizoryczne opatrunki. Byli przerażeni, ręce trzęsły im się ze strachu... w takim stanie nie będa mogli dobrze opatrzyć sobie ran.
- Deliand, Hadrian, jeżeli to Aleksandra to będziemy mieli ciężki problem. Na razie jednak myślę że mozemy zająć się nimi - powiedział Ingham, rozkazując też elfom złożyć broń i siedzieć pod scianą naprzeciw nas.
- Jeżeli to Aleksandra to będziemy mogli sobie wyjaśnić wszystko. Nawet jeśli to co mówiła jest prawdą, jeśli to oni - pokazałem na elfy - spalili tą wieś i wszystkich wymordowali, to i tak nie mamy żadnych podstaw by ich oskarżać prócz słowa nieznanej dziewczyny. - odpowiedziałem podchodząc do rannych elfów.
- Spokojnie, pozwólcie mi zająć się waszymi ranami, a w między czasie opowiedzcie co się wydarzyło.
Po tych słowach zaczynam opatrywać rany elfów, wiem że nie zdziałam cudów, ale przynajmniej nie wykrwawią się tu na śmierć...
Rellik [ Kuciland seeker ]
Gavroche `aep Gawain Stanica
Owady odleciały.
Z ulgą opuściłem ręce... Nigdy nie byłem w podobnej sytuacji, przez co byłem nieco zaniepokojony tym co się działo. Moja reakcja była odruchowa i szybka.. Nie było czasu na myślenie. Zrobiłem to co mogłem chociaż odnoszę pewne wrażenie że nie wszyscy tak uważają. Nic to. Dziwi mnie jednak że w takim klimacie spotkałem taką masę owadów. Wściekłych owadów. Doprawdy było to niczym oberwanie chmury deszczowej- po prostu ściana małych żyjątek. Myślę że nie znalazły się tu przypadkiem... Zresztą jaki miałby by swój cel w atakowaniu nas? Wydało mi się to wielce podejrzane. Ja tak stałem i myślałem a ta której imienia nie zdążyłem poznać gdzieś się.. ulotniła. Szkoda miałem nadzieje że będę mógł dokończyć mówić to co zacząłem.
Czemu wszyscy mnie ignorują? Zapytałem sam siebie. Ale chyba lepiej jest być ignorowanym niż ukracanym o pewne narządy i części ciała. Co do obcinania. Gdy podszedłem do drzwi za którymi żywiłem nadzieje znalezienia jedzenia ukazał się w nich rębacz który kapkę mnie „odchudził”. Stałem nieco z boku tak wiec nie musiał mnie widziec ale miałem wrażenie że bardziej nie chciał niz ze mnie nie widział.. A może po prostu za bardzo się czymś przejął? Wydawał się być zamyślony. Po chwili i ja zorientowałem się dlaczego. Gdzieś za murami były elfy.. czegoś żądały.. Nie spodobało mi się to... Z jednej strony wojska imperium z drugiej elfy. I to jeszcze elfy z jakimś interesem. Miałem dość utraty czegokolwiek wiec po cichu udałem się za moim kolegą od ucha. Inni żołnierze też zbierali się na placu. Dobywali mieczy i wyjmowali strzały z kołczanów. Co za dużo to niezdrowo! Nie będę się mieszał. Przynajmniej nie bezpośrednio. Jak pomyślałem tak zrobiłem. Przycupnąłem z tyłu tak aby nie rzucać się w oczy ani nie spodobać się jakiejś mknącej strzale.
HopkinZ [ Senator ]
Xanatos El'tan (stanica)
Doszły do mnie jakieś niewyraźne dźwięki. Ktoś coś krzyczał, a ja znów nie mogłem rozpoznać od razu o co mu chodzi.
„Wstawaj...już po wszystkim. Ogarnij się i zgłoś do Starka...i lepiej zrób to szybko!”
Co? Gdzie? Jak? Smarka? Leci mi z nosa? Niee, nie mam kataru. Co ten człowiek chciał ode mnie? Zaraz, zaraz.
Owady, tak pamiętam owady. I co jeszcze? A no tak, jakiś idiota wezwał żywioł wiatru. Że też zawsze muszą wplątać się w towarzystwo kretynów, którzy myślą tylko o sobie.
A, zaraz, zaraz. Stark? To pewnie jakiś przywódca. Ech, miał chyba wystarczająco dużo czasu żeby mnie przepytać. Coś mi ta cała stanica zalatuje jednym wielkim brakiem zorganizowania.
Hmmm, a ten człowiek, który mnie zbudził? Zaraz, zaraz... to musiał być mój wybawca. A ja nawet jego imienia nie poznałem. Tak to już bywa, będę musiał mu jeszcze zawczasu podziękować. A teraz wypadałoby się zgłosić do tego dowódcy, Starka.
Otworzyłem drzwi magazynu i znów porywisty wiatr wraz z szalejącym śniegiem porwał mnie i rzucił mną na jedną ze ścian magazynu.
„O nie kurwa, tym razem nie zemdleję”.
No i zniżyłem się do poziomu przeklinania. Jezu sicku jak z tego wyjdę to będę musiał się poważnie zastanowić nad swoim życiem.
Przedarłem się przez cały magazyn, pełny już śniegu, i wyszedłem na zewnątrz. Pierwsze co zobaczyłem była grupka elfów stojących pod bramą stanicy i obok nich stało kilku tutejszych wojaków
„No nie, ci ludzie mają jeszcze jakieś utarczki z elfami? Tego już za wiele.”
Jednak ciekawość zwyciężyła. Zebrałem się w sobie i ruszyłem powoli w kierunku całego zgromadzenia czekając, która strona podejmie pierwszy ruch.
MaLLy(R) [ Ghoul's Shadow ]
MaLLy (stanica)
Powoli brzęk skrzydeł ucichł…
Na szczęście zapor dymna podziałał owady.
Jak już był względnie bezpiecznie KHERGOTH otworzył dziwi i wyszedł na podwórze…
Świeże powietrze wlało się do kuźni…
Zmierzchało już, gdy usłyszałem marsz regularnego oddziału.
Usłyszałem głos zza muru:
Witajcie – Usłyszałem delficki głos. – Przybywamy w pokoju. Macie tu jednego z naszych. Chcemy go z powrotem. Oddajcie go nam to odejdziemy spokojnie.
Taaaaaak przyszli po MOJEGO elfa…
Podeszliśmy razem na plac. Była tam już większość kompanii, inkwizytor już chował się po kontach, taki z niego wojownik. A może on zamierza nas zdradzić i zaatakować od tyłu. Ustawiłem go w najlepiej osłoniętym miejscu jakie tam znalazłem.
Czego oni od ciebie chcą? – Zapytałem go.
(czekam na odpowiedż)
W miedzy czasie usłyszałem sugestie KHERGOTHA.
- Jak najbardziej się z tobą zgadzam. - Powiedziałem - jestem za zabraniem im całego ekwipunku. Ale zobaczymy, co na to STARK.
Wyciągnąłem miecz i założyłem hełm. Szykuje się jatka.
Dibbler [ Gardło Sobie Podrzynam ]
Kamienny Mur
Hadrian zaczął opatrywać rany elfów.
- Nazywam się Elrim – powiedział słabo opatrywany – wpadliśmy w zasadzkę. Wilki nas dopadły. Było nas dziewięcioro... Tylko nam udało się uciec... Jednak nie udało nam się ich zgubić. Cały czas nas ścigają. Chcieliśmy schronić się tu..
Wycie przybliżało się ...
Elfy wymieniały przerażone spojrzenia...
- Pomożecie nam? Pomożecie?
Z lasu wyszły dwa wilki. Za nimi wyłoniła się Aleksandra...
Elfy chwyciły za broń. Jednak nie wyciągnęły mieczy z pochew. Patrzyły z trwogą na dziewczynę.
- Widzę że nie posłuchaliście mojej rady- powiedziała dziewczyna. – Ale cóż nadal nie jesteście moimi wrogami.
Dziewczyna podeszła bliżej.
- On są moi. – Wskazała na rannych. - a wy idźcie do stanicy. Gwarantuje wam bezpieczne przejście.
Elfy spojrzały na nich.
- Nie pozwólcie jej nas zabić... proszę.
Aleksandra podeszła bliżej.
- To nie wasz interes. Odsuńcie się. Wracajcie do stanicy. Nie mieszajcie się w to, to nie wasza sprawa.
Elfy popatrzyły na nich z nadzieja...
- Decydujcie się- powiedziała Aleksandra... wilki podeszły bliżej.
Dibbler [ Gardło Sobie Podrzynam ]
Stanica
Stali na murze patrząc na oddział elfów. Żadna ze stron nie zrobiła żadnego ruchu. Widać żołnierze nie chcieli
Stark maszerował w stronę muru.
- Co się dzieje... – popatrzył na elfy.
„Cholera... zaczęło się”
- Czego chcecie?
Elf powtórzył swoje żądania.
Stark popatrzył na swoich ludzi tak jakby oceniał ich siłę... Podszedł do najbliżej stojącej osoby.
- Powiedz reszcie że ma być gotowa na wszystko...
Strark poszedł do budynku gdzie leżał ranny elf. Nie było go może ze trzy minuty. Wyszedł blady... po jego czole spływał pot...
Wrócił z powrotem na mur. Skiną głową do swoich żołnierzy...
Ranny elf podpierając się o ścianę wyszedł z budynku. Ciągnął za sobą miecz. Wyglądało tak że zaraz wypadnie mu on z dłoni.
- Stark... Nie...!- krzyknął słabo
Setnik popatrzył na niego smutno...
- To co ma być... to będzie. –zwrócił się do oddziału elfów... Spojrzał na nich z pogardą i powiedział jedno słowo- Wypierdalać!!!
Strzała błyskawicznie przecięła powietrze i utkwiła w klatce piersiowej setnika.
Elfy sięgnęły po łuki. Kolejne strzały posypały się w kierunku stanicy...
Wszyscy sięgnęli po broń...
Dibbler [ Gardło Sobie Podrzynam ]
Ok.
Walkę prowadzi Soldamn.
Jako że ja wyjeżdżam na weekend to to co dzieje się po walce zaktualizuję w niedziele wieczorem. Posty wklejajcie tak jak powie Soldamn.
Soldamn [ krówka!! z wymionami ]
mój styl znacie - do 22 a ja bede pisał na bierząco o powodzeniu ataków, czarów
Gambit [ le Diable Blanc ]
Eldirth Black (stanica)
Stark odezwał się do elfów.
- Wypier...
Wydawało mi się, że wiem jakie słowo chce powiedzieć, zresztą tego wszystkiego było już dla mnie za dużo. Trzy strzały jedna po drugiej pomknęły w stronę upatrzonego przeze mnie elfa. Następnie jak najszybciej wypuściłem jeszcze po dwie strzały do kolejnych dwóch "posłańców". Zaraz po tym schowałem się za wyłomem muru. Czekałem aż deszcz strzał na chwilę ustanie. Rzuciłem okiem na plac i krzyknąłem:
- Gavroche pokaż na co Cię stać!! Udowodnij, że jesteś po naszej stronie...
Jeżeli Stark pada na ziemię krzyczę jeszcze
- Niech ktoś zabierze stamtąd Starka...
paściak [ z domu Do'Urden ]
Roland - Stanica
Glupi Stark! Elfy przyszly tylko odebrac towarzysza, wcale nie chcialy z nami walczyc! Ten idiota sprowokowal starcie! Okolo 15 elfow na nasze sily z stanicy... Do tego wcale nie pragne ich krwi lecz bede walczyc z solidarnosci do towarzyszy.
Wyciagam swoj dlugi miecz z pochwy oraz srebrna tarcze z plecow. Do 2 reki biore swoj krotki, ozdabiany sztylet. Widze jak moi przyjaciele przybieraja pozycje bojowe i slysze jak elfy pod brama. Sam udaje sie za jeden z filarow przy scianach po boku, okolo 7 metrow od glownej bramy. Odciagam wlosy z twarzy i wpatruje sie brame...
Pierwszy ktory wejdzie poczuje stal mojego sztyletu w gardle, potem rzuce sie do bezposredniej walki... *mysle sobie i podnosze reke z bronia za siebie, przygotowujac sie do rzutu*
Rellik [ Kuciland seeker ]
Gavroche `aep Gawain
Ruchy postaci. Wymowne spojrzenia. Polecenia. W końcu donośne „Wypierdalać!”
I Strzały. Strzała za strzałą. Ferwor walki. Żołdacy rzucili się do walki. Jednym szło lepiej drugim gorzej. A dowódca.. Miał w sobie całkiem sporawa strzałę. Ale to przecież nie moja sprawa.. Nie moja... Nie ja walczę. Ja nie chce walczyć. Nigdy nie brałem udziału w takiej walce. I niby kto tu jest przyjaciel a kto wróg.. Nie moja sprawa.. Nie mój problem.. Nie moja... Jak to nie moja?! Jak mogłem tak dać się sparaliżować przez strach? Jak?! Przecież w końcu oni ocalili moją dwulicową dupę! Co z tego że jeden z nich mnie ukrócił! Oni pozbierali mnie ze śniegu i krwi, dali wikt i dach nad głowę. A ja co? Siedzę i wmawiam sobie ze to nie moja batalia! Jeśli nie moja to krzywa czyja?!
*spoglądam na swoją dłoń*
Cóż... Krótka linia życia.. Jedyny nie wierzę w ciebie tylko w moce natury.. Ale jeśli przypadkiem byś tam był to błagam oby ta linia nie kończyła się tu i teraz!...
*Zbieram się z ziemi i rozprostowuję*
To jest też kruca MOJA batalia!! / – Krzyknąłem po czym zebrałem w sobie całą energie jaką posiadałem i podbiegłem do miejsca z którego miałem w prostej lini elfy... Ręce przed siebie i... „Żryjcie to koźle pomioty!”
Tego jeszcze nie robiłem.. Cała energia jaką skupiłem.. Pomknęła niczym ściana w kierunku poselstwa... To nie było chyba najmądrzejsze posunięcie... Nie zdołałem utrzymać takiego nawału energii w tak krótkim czasie. Efekt był prosty do przewidzenia. Fala mknie w jedna stronę a ja w drugą. Przede mną wzbiła się kurzawa podążająca ze uwolnioną masą energetyczna... Kurz przesłonił efekt mojego czynu. Zresztą.. i tak walnąłem o przeciwną ścianę.. Zamroczyło mnie... Mam nadzieje ze szybko się pozbieram... Bo to na pewno jeszcze nie jest skończone...
HopkinZ [ Senator ]
Xanatos El'tan (stanica)
To była niesamowita chwila. Dowódca, jak mniemam, wydał bardzo subtelny rozkaz ‘wypierdalać’ i w tej samej chwili przeszyła go strzała. Co straszniejsze, nie byłem pewien czy ta strzała została posłana ze strony elfów!
Nastała niesamowita cisz. Jednak nie na długo. Zaraz potem strzały i miecze poszły w ruch.
No jasne, echhh, a ja jestem bezbronny. Nagle koło mnie świsnął jeden krótki miecz, zaraz potem drugi. Zupełnie jak w tych księgach, które opisują bohaterskie czyny, minęły mą głowę o cal i wbiły się w ścianę magazynu za mną. Ech, ja to mam szczęście. Chociaż jak ktoś gubi swoje miecze to też nie za ładnie wygląda. Ech, nie ma co myśleć, teraz przyszedł czas na łowy.
Wyjąłem obie klingi i przybrałem pozycję bojową. Ostatni raz spojrzałem na sytuację i ruszyłem do walki.
Zatrzymałem się jednak po chwili bo znów ujrzałem coś niezwykłego. „Jakaś postać chyba zaczęła... no nie, nie mówcie mi, że to...”.
W tej sekundzie fala energii pomknęła od jakiejś postaci w stronę elfów. Jednak postać znów nie potrafiła nad energią zapanować.
„Trzymajcie mnie bo padnę, to znów ten kretyn co czarować nie umie. Pozabija nas wszystkich prędzej niż te elfy.”
Zobaczyłem jednak, jak już tumany kurzu opadły a sojusznik stracił przytomność, że dwa elfy napięły łuki i celowały w jego stronę.
„Było nie było to jednak sprzymierzeniec”
Przykucnąłem, schwyciłem krótkie klingi za końcówki, napiąłem mięśnie i z całej siły rzuciłem oba ostrza w stronę tych dwóch elfów. Nie było czasu czekać na reakcje. Widząc jak w moim kierunku leci kilka strzał rzuciłem się na ziemię, przeturlałem i przyczaiłem się za jakimś drzewem. Czekałem chwilę i znów ruszyłem do boju. Z gołymi pięściami. Co ma być to będzie ale ja muszę zyskać sobie aprobatę ludzi ze stanicy.
Wypowiedź została zmodyfikowana przez jej autora [2004-03-19 12:01:40]
MaLLy(R) [ Ghoul's Shadow ]
MaLLy (stanica)
Stark postanowił jednak nie oddawać elfa, za co dostał strzałę.
Zaczęła się walka.
Usłyszałem dudnienie za sobą. Jakiś nawiedzony mag posłał czar w elfy nie bacząc na to, że stoję na linii strzału.
Na szczęście udało mi się uchylić w ostatniej chwili. Gdyby nie mój refleks był bym kupą żelastwa pędząca prosto na elfy.
Podniosłem swój miecz do góry, w tym oświetleniu jego czerń stała się jeszcze głębsza.
Wyglądał jakby był wyrwą do innego wymiaru. Ten efekt dodatkowo potęgowały odblaski światła na mej zbroi, hełmie i tarczy.
Wściekły ruszyłem do ataku. Swoją szarżę skierowałem na najbliższe mi elfy.
Zacząłem swój taniec śmierci.
Ataki przeprowadzałem miarowo, uderzając w nieosłonięte części bronią ostrzejszą niż brzytwa, niemal promieniującą ostrością. Jeśli nie powalą ich zadawane przeze mnie rany to z pewnością zrobi to trucizna. Potyczka z orkami na coś się jednak przydała.
Walczyłem zaciekle jednocześnie nie dając się okrążyć. Odblaski światła na tarczy na chwile oślepiały przeciwników nie na tyle by byli niezdolni do walki, ale wystarczająco długo by nie móc mi zagrozić. Świst mrocznego oręża dodatkowo zwiększał u nich stopnie przerażenia.
Nie wiedzieli, z czym walczą czy to nadal człowiek czy już demon.
Khe [ terrorysta lodówkowy ]
Khergoth - stanica
[nie posadzalem naszego setnika o znajomosc magii a jednak uslyszalem magiczne slowo "wypierdalac".]
no to piknie, w koncu normalny przeciwnik
[Wzialem w jedna reke topor w druga moja wzmocniona tarcze i ruszylem w kierunku bramy z blyskiem w oczach krzyczac]
- spierdalac mi z drogiiii
[nagle tuz przedemna przeleciala fala energii]
-nosz kurwa komu sie nudzi?
[kurz opadl, katem oka zauwazylem MaLLego wiec rzucilem sie na elfy z nim walczace]
- co to do obwislego fredzla mialo byc? trzech na jednego? zaprzyjaznijcie sie z moim toporem, pozwole sie wam doglebnie zapoznac
[cialem, nie na oslep ale rozwaznie, z duza sila, zaslaniajac sie tarcza i usilujac wykozystac kazdy blad elfow]
J0lo [ Legendarny Culé ]
Jolo - Stanica
- STARK IDIOTO!
To były ostatnie słowa które udało mi się krzyknąć zanim pen popierdoleniec rzucił elfom powód do natarcia.
- Do murów! Może uda się ich wystrzelać zanim sforsują bramę!
No i w jednym momencie znalazłem się w kuchni. Gotowałem wszystkie paskudztwa które tylko potrafiłem znaleźć. Szkoda, że nie ma smoły.
W tym momencie zamarłem. Elfy wtargnęły do stanicy.
- Kurde... no nic.
Patrzyłem z okien jak walczą Mally i Khergotha z kilkoma naraz. Oczywiście jak mogłem opuścić taką okazję do wbicia komuś jakiegoś ostrza w plecy. Szkoda, że to nie był mój ukochany miecz. Gdybym miał jego to ofiara nie dość, że by natychmiast zginęła to by jeszcze nie cierpiała. Magia jego może tak działała... choć w sumie nigdy tego nie rozszyfrowałem.
Podchodziłem... skradałem się raczej do oponentów Mallego i Khergotha po czym zwinnym ruchem wymierzyłem pchnięcie w lewą nerkę elfa. w końcowym efekcie ostrze mogło się wbić idealnie w kręgosłup. Pieprzony chłam! Słabo wyważony. Widząc zdziwienie tak wśród elfów jak i wśród swoich posłałęm pchnięcie w elfa pozwalając Khergothowi na czyste cięcie...
- Khergoth... tutaj są jakieś zejścia do podziemii z tego ci widziałem. Jakby sytuacja była zbyt ciężka to spieprzaj przez kuchnię. Może to się okazać tylko dosyć rozbudowaną spiżarką z pustymi półkami ale... kto wie? Jak znajdziesz czas to mów to wszystkim do których się zbliżysz.
Mówiąc to cofnąłem się i zacząłem mamrotać inkantacje wycelowaną w łuczników którzy słali strzały w nas...
Oby ta kula ognia trafiła tego kogo miała...
Milka^_^ [ Potępieniec ]
Deliand (Kamienny mur)
Patrzyłem na Aleksandrę. Rozumiałem ją zupełnie. Widocznie to samo się przydarzyło i jej... Czyli Elfy zniśzczyły jej świat, zupełnie tak jak mój... Nie miałem zamiaru pomagać nikomu. To nie była moja sprawa i nie chciałem się w nią mieszać. Odwróciłem się do towarzyszy.
- W tej walce nie pomogę nikomu. Moja decyzja jest ostateczna, a powodem jest... To juz jest moja własna sprawa.
-Ja wam odradzam z nią walczyć. Jest zbyt silna... I do tego jeszcze te jej wilki. Ja się wole do tego nie mieszać i wam radzę zrobić to samo.
Wyszedłem przed dom w którym byliśmy wraz z Elfami. Popatrzyłem na Hadriana i Inghama. Mój wzrok sygnalizowały im, że nic tu po nas i pora wracać. Nasza misja własnie dobiegła końca.
-Elfy zostawcie Aleksandrze. To jej wojna nie nasza, Mymusimy wracać. Może teraz tam będziemy potrzebni...
Czekałem na reakcje towarzyszy.
Soldamn [ krówka!! z wymionami ]
Relik padł w tumanach kurzu. nie wiedział co się dzieje, a przed oczami widział tylko cały czas wielki błysk....cały czas ten sam.
- to chyba jakiś rodzaj czasowej ślepoty - pomyślał.
Nagle usłyszał kroki. zbiliżały się i zbliżały. potem pare słów w nieznanym języku. jedyne co zrozumiał to "inquisitori". zaraz potem kroki ucichły. ich miejce zajęły cichutkie odgłosy napinanią cięciw. chwile potem poczuł 2 diableskie groty w swoim brzuchu...i nic więcej.
Jednak strzały nie wyleciały 2 a 15. całe niebo wyglądało jak niezgrabny, stalowy i błyszczący jeż.Jjak można było sądzić wszystkie trafne. ich pierwszym celem byli Ci, którzy odważyli się na nich biec.
Mally otrzymał 4 strzały - po 2 w każde kolano. upadł. ale to go nie powstrzymało. zaczał czołgać się, gryźć przeciwników. istny cud odwagi.
Khergoth otrzymał natomiast trzy strzały. wszystkie w brzuch, jednak nie przeszkodziło to potężnemu i niezgrabnemu jak beczka piwa krasnoludowi dalej biec.
Kolejnych 5 strzał ortrzymał stark - dostał w udo, ramię i trzykrotnie w brzuch. po czym osunął się na ziemię.
I ostatnie 2 strzały poszły w najmniej doświadczonego, nowego współbrata. on dostał każdą w jeden pośladek, po czym tak wysoko skoczył że walnął głową w sufit znajdującego się w pobliżu budynku, tracąc przytomność. chwile pożniej obudził się czując że jest mokro oraz panuje niemiłosierny swąd - obudził się w latrynie z głową w klozecie
Bregan a.k.a. Czapajew [ Senator ]
Bregan – Stanica
Wypierdalać!!! – Słowa setnika podziałały jak impuls, usłyszałem dźwięk zwalnianej strzały, która po chwili tkwiła w klatce Starka. Kolejne strzały przecięły powietrze i posypały się w kierunku stanicy. Dźwięk stali dobiegł mnie z każdej strony, wszyscy byli gotowi do walki. Wyciągnąłem swój sejmitar, co prawda nie była to stara dobra katana, ale walczyło mi się nim lepiej niż jakimkolwiek innym ciężkim mieczem.
Gavroche zaczął inkantację, skupiał zawartą w sobie energię, która sekunda po sekundzie sprawiała, ze jego ciało drgało spazmatycznie…Nagle błysk światła oślepił wszystkich i strumień energii uderzył w szykujące się do ataku elfy. Mimo to, czar nie powiódł się do końca, półelf został odrzucony kilka metrów do tyłu i leżał teraz półprzytomny w tumanie kurzu.
Widziałem, ze reszta żołnierzy ze stanicy walczyła już w otwartej walce. Łucznicy starali się wybić moich kompanów z łuków. Kilka strzał świsnęło, po chwili ujrzałem, rannych towarzyszy. Mally czołgał się ze strzałami w kolanach, Khergoth miał kilka strzał w brzuchu, mimo to sprawiał wrażenie, ze mu to nie przeszkadza i walczył dalej. Pomyślałem, ze nie mogę być dalej bierny w tej tragicznej sytuacji. Podbiegłem do najbliżej stojącego mnie elfa i zaatakowałem go, starając się ciąć w gardło. Po ciosie kopnąłem go mocno w klatkę piersiową i zaatakowałem kolejnych elfich łuczników, ciąłem bezmyślnie w grupkę przerażonych elfów szykujących właśnie kolejne pociski do wystrzału.
HopkinZ [ Senator ]
To co działo się ze mną po tym, jak oberwałem strzałami... nie nadaje się zbytnio do opisania...
Tak prawdę powiedziawszy... to trochę mi z tego powodu wstyd...
Nawet bardzo mi wstyd... wylądować z mordą w czyimś gównie.... doprawdy mało higieniczne...
Po chwili oprzytomniałem. Wyrwałem strzały ze swojego ciała. Boleało jak cholera. Chciałem czym prędzej stamtąd wybiec, jednak w latrynie było najbezpieczniej. Strzepałem z siebie całe brudy... ale niestety i tak byłem cały w... moczu...
„Pomyślmy. Ja jestem tutaj bezpieczny ale moi nowi towarzysze giną. Natomiast jeśli ja stąd wyjdę to pomogę moim towarzyszom lecz zginąć mogę w każdej sekundzie”.
Uchyliłem powoli drzwi. Los znów się do mnie uśmiechnął, najwidoczniej jakiś elf musiał zgubić łuk tuż obok miejsca gdzie przebywałem.
„No perfekcyjnie, jak znajduje łuk to nie mam przy sobie strzał”.
Rozejrzałem się po latrynie... i stwierdziłem, że nic mi się tutaj nie przyda. Już miałem wybiec na zewnątrz jednak zanim otworzyłem drzwi... zwymiotowałem. Tak, obrzygałem się cały... od góry do dołu.
„Boże Święty dawno już się tak nie cieszyłem, że na zewnątrz jest śnieg, który może mnie uwolnić od tego całego brudu”.
Wyszedłem na zewnątrz. Ech, i kuleje od tych zawszonych strzał. Przynajmniej nie krawię mocno i jak się uprzeć to moge nawet biegać. Coś kipescy strzelcy z tych elfów. Pierwszym co ujrzałem był widok nowych znajomych. Niestety, widok niezbyt przyjemny. Prawie wszyscy byli podziurawieni strzałami. Ku mojemu zdziwieniu większość z nich wciąż jednak latała z mieczami i ciachała elfów na prawo i lewo.
„Co to kurwa Wikingowie jacyś?”
I znowu przekleństwo. Ta cała sytuacja jest dla mnie koszmarnie poniżająca.
Nagle spostrzegłem strzały. Cały kołczan strzały. Tak! Wreszcie w swoim żywiole. Nie są to co prawda nocne łowy na wielką zwierzyną jednak i teraz nie powinienem zawieść. Kołczan przerzuciłem przez plecy i chwyciłem pierwszą strzałę.
Zobaczyłem też, że jakiś elf na mnie szarżuje.
Niewiele myśląc odwróciłem się i zacząłem biec przed siebie. Jezu jak to boli. Ale, na Boga, nie dam się zabić jakiemuś elfowi. Zerknąłem za siebie, elf pobiegł za mną... uśmiechnąłem się w duchu. Teraz przeszedłem w leciutki truchcik żeby nabrać sił na to, co muszę zrobić za chwilę.
„No to wpadłeś, kotuś”. Teraz przyspieszyłem lekko i skierowałem się prosto na jakiś osamotniony pień drzewa. Napiąłem strzałę na cięciwie i trzymałem łuk w gotowości. Skoczyłem na pień jedną nogą i zaraz potem, dzięki sile rozpędu, wybiłem się jak najwyżej w górę odwracając się w stronę elfa. Usłyszałem jak coś mi trzasnęło... pieknie, zaraz jeszcze będzie na tym świecie łowca bez nogi... Miałem jednak elfa jak na dłoni przy czym sam zlewałem się z leśnym tłem. Wypuściłem strzałę. Wciąż myślałem o tym jak idzie moim sojusznikom gdy strzała puszczona przeze mnie poszybowała prosto między oczy elfa.
Spadłem na ziemie bezładnie. Teraz byłem już pewien, że kość jednej nogi mam złamaną. I do tego ten smród... ale nie zemdlałem...
Vinny [ Konsul ]
Valacar - Stanica
Wypierdalać! Nawet nie zdążyłem się obrócić w stronę Starka, gdy strzała przeszyła powietrze i trafiła w klatkę piersiową Setnkika. Nie mogłem w to uwierzyć. Dlaczego Stark nie chciał oddać elfa? Dlaczego nas zaatakowali?
Ocknąłem się, gdy zobaczyłem kolejne 5 strzał w ciele Setnika. Dookoła już toczyła się bitwa.
Niewiele myśląc podbiegłem w stronę Starka, podniosłem go i szybko zaniosłem do kwater. Żeby tylko wytrzymał. Położyłem go na jednym z łóżek.
-Trzymaj się Stark. Jesteś nam potrzebny.
Wziąłem miecz, który znalazłem w magazynie. Nie był to co prawda miecz tak dobry, jak mój stary, który zgubiłem w wiosce, ale ważne, że był.
Wybiegłem szybko na plac. Wszędzie toczyła się już walka. Jolo znów używał magii. Lepiej trzymać się od niego teraz z daleka.
Zaatakowałem najbliżej stojących mnie elfów. Starałem się celować w nogi oraz klatkę piersiową. Byłem cały czas w ruchu, żeby uniknąć okrążenia.
Heretycy walczyli w olbrzymią zawziętością. Nie będzie łatwo ich pokonać pomyślałem.
Co chwilę powietrze przecinały strzały elfickie. Starałem się ich unikać.
Żebyśmy tylko zdołali wygrać.
Nadhia [ Konsul ]
Narien [stanica]
Gdy tylko zobaczylam gromade tych elfow, wiedzialam, ze to sie zle skonczy. Zdenerwowane oczy Starka zdradzaly, ze wcale nie mial pokojowych zamiarow, nie sadzilam, ze jest az tak glupi.. Nie chcialam walczyc.. Wciaz mialam nadzieje, ze rozejdzie sie to po kosciach przeczac rozsadkowi.. I mimo tego naiwnego wmawiania wzielam swoja bron, luk, miecz, strzaly i schowalam dwa sztylety pod ubraniem.. Niezauwazona przemknelam do juz dawniej wypatrzonego wczesniej miejsca miedzy budynkami i ulozylam w odpowiednim miejscu dzieki czemu mnie nie bylo widac, ale moglam bez problemu strzelac.. Czekalam.. A czas dluzyl sie nie milosiernie.. Myslalam, ze oszaleje.. Juz czulam zapach krwi chociaz nikt nie byl jeszcze ranny.. Zaczelam sie zastanawiac jaki los spotkal pozostalych towarzyszy z kampani..
Wreszcie doczekalam sie krzyku Starka - Wypierdalajcie!
Zaczelo sie..
Kryjac sie w cieniu i ciszy, siedzialam w swojej kryjowce i strzelalam do elfow..
Ingham [ Konsul ]
INGHAM[stanica]
Wycie wilków ustało na chwile. Wciągnąłem zimne powietrze w płuca. Pod ścianą siedziało czterech przedstawicieli starego ludu.
Czterej moi bra.... Nie oni już nie są moimi braćmi. Ja nie chcę mieć z nimi nic wspólnego. Po tym, co stało się tam w lasach już nie chce już nie mogę.
Poczułem jak nagle zalała mnie fala gorąca, a zaraz potem dreszcz zimna. Pot spływał mi po plecach. Przez kilka minut głośno zastanawiałem się, co z nimi zrobić. Już podjąłem decyzję. Zrobiłem krok do przodu. Ręka rozpoczęła powolny ruch w dół, do chusty zawieszonej przy pasie, druga dłoń zaczęła wyciągać sztylet Kątem oka zauważyłem ruch. Szybka decyzja, łuk ściągnięty z pleców, strzała założona na cięciwę. Zauważyłem jak elfy przygotowują się do walki.
Wyłoniła się z bieli, obok niej dwójka towarzyszy. Aleksandra. W jednej sekundzie cała bojowa mantra, którą wypowiadałem przestała cokolwiek znaczyć. Słowa dziewczynki były wypowiedziane w ten sposób, że nie pozostawiały możliwości żadnych negocjacji.
Gdyby ustawić tu księcia, cesarza, papieża, każdego z dwoma tylko towarzyszami, rycerzami nawet najlepszymi na tym świecie, to i tak najbardziej przerażająca była by ta mała istota, która swoim głosem rozkazuje bestią. Szybki rachunek, nas trzech i czterech elfów, ona jedna. Zero szans zginiemy, ale kim oni są żeby ryzykować za nich życie.
Chowam strzałę do kołczanu, łuk wędruje na plecy. Widzę jednego z Braci z Wolnej Kompanii jak wychodzi przed schronienie, idę w jego ślady. Staję w połowie drogi do wyjścia.
-Są Twoi. Dzięki za gwarancje bezpieczeństwa Pani. I jeszcze jedno czy jeden z Twoich towarzyszy nie mógłby nam towarzyszyć do stanicy?
Dobrze wiem, że nie odpowie, podobnie jak poprzednio, ale jeżeli będzie chciała to wilk sam pójdzie z nami.
Zatrzymuję się jeszcze na progu, patrzę w twarze elfów, potem na Aleksandrę.
-Żegnajcie bra....- Słowa dalej nie płyną. Coś zaciska mi gardło żeby określenie to nie padło z moich ust.
Gdyby wtedy, tam. Gdyby było inaczej, to, kto wie może stanąłbym z wami ramię w ramię. Może... Ale na pewno nie dziś.
Odwracam się i wychodzę, zaciskając pięści z moich oczu spływa łza. Jedna jedyna na cześć poległych.
Thun [ Konsul ]
Hadrian Shiva
W czasie gdy opatrywałem rany elfom jeden z nich, o imieniu Elrim, opowiedział co się stało. Z dziewiątki zostali tylko oni. Wycie wilków było coraz bliżej, wiedziałem że zbliżają się w naszym kierunku. Elfy zaczęły nas prosić o pomoc, w tej samej chwili z lasu wyszły dwa wilki... Już je dziś widziałem, tak samo jak dziewczynę która wyłoniła się zaraz za nimi. Aleksandra... czwórka elfów odruchowo rzuciła się do broni, łapiąc za rękojeście mieczy i patrząc z przerażeniem na zbliżającą się w naszym kierunku dziewczynę.
- Widzę że nie posłuchaliście mojej rady, ale cóż nadal nie jesteście moimi wrogami - powiedziała do naszej trójki. Podeszła bliżej, wskazując na rannych elfów - Oni są moi, wy idźcie do stanicy. Gwarantuję wam bezpieczne przejście.
- Nie pozwólcie jej nas zabić... proszę... - zwrócił się do nas Elrim, cała czwórka patrzyła na nas z błaganiem w oczach.
- To nie wasz interes!. Odsuńcie się i wracajcie do stanicy. Nie miejszajcie się w to, to nie wasza sprawa - mówiac to Aleksandra podeszła bliżej nas, a elfy patrzyły na nas z nadzieją.
- Decydujcie się... - powiedziała, pozwalając podejść bliżej swoim wilkom.
Pierwszym który się odezwał był Deliand. Głosem pozbawionym emocji oznajmił że nie będzie im pomagał. Odradzał nam walczyć, wyszedł przed dom w którym przebywaliśmy. Patrząc na nas powiedział by zostawić elfy Aleksandrze, że to nie nasza wojna, by wracać do stanicy gdzie możemy być potrzebni...
Spojrzałem na Inghama, widzałem jak chowa spowrotem do kołczanu strzałę, jak zakłada swój łuk spowrotem na plecy i rusza w kierunku wyjścia. Zatrzymał się w połowie drogi, pomyślałem że zmienił swoją decyzję...
- Są twoi... - tylko tyle usłyszałem z jego ust, resztę zagłuszył wiatr. A może po prostu nie chciałem słyszeć reszty. Zatrzymał się jeszcze w drzwiach, spojrzał na czwórkę elfów, na Aleksandrę.
- Żegnajcie bra... - nie dokończył, widziałem jak z jego oczu spływa łza. Odwrócił się i wyszedł przed dom z zaciśniętymi pięściami.
Zostałem sam z czwórką elfów. Na zewnątrz Aleksandra i moi towarzysze, w środku elfy których nawet nie znałem. Spojrzałem na Elrima i pozostałą trójkę, na ich przerażone twarze. Wstałem, biorąc swój miecz do ręki i ruszyłem w kierunku drzwi bez słowa. Oczy zaczęły mi zachodzić łzami. Elfy nie odezwały się ani słowem. Jakby wiedziały że to już koniec, że za chwilę zginą. Zatrzymałem się w drzwiach z opuszczonym mieczem. Odwróciłem głowę i spojrzałem na Elrima, łzy zaczeły mi spływać po twarzy. Spojrzałem na stojących na zewnątrz Delianda i Inghama, na Aleksandrę.
- Aleksandro mam nadzieję że dotrzymasz swego słowa... - spojrzałem jeszcze raz na elfy i uśmiechnąłem się lekko.
- Nie miejcie mi tego za złe... - spojrzałem na czekających na mnie towarzyszy, spod kolczugi wyciągnąłem łańcuszek z wisiorkiem. Wróciły do mnie wspomnienia z przeszłości, byłem gotów...
- Wybaczcie mi... - zerwałem łancuszek i rzuciłem go dla Inghama - ... oddaj go dla Narien... - miał zszokowany wyraz twarzy, tak samo jak Deliand.
- Deliand - mówisz że to nie nasza wojna!, jeśli nie nasza to czyja?!?. Jesteśmy jej częścią do czasu gdy dotarliśmy do stanicy!. Nie wiem czyje słowa są prawdziwe, czy Aleksandry, czy też Elrima. Wiem za to że mam swój honor i nie mogę ich, tak po prostu, zostawić na pewną śmierć. Wracajcie do stanicy i powiedzcie wszystkim że... cieszę się że ich poznałem.
Po tych słowach wróciłem do środka, zamykając i starając się zablokować czymś drzwi.
- Jeśli mam dziś umrzeć, to niech tak będzie. Umrę z czystym sumieniem! - krzyknąłem w jezyku elfów, mając nadzieję że Ingham mnie usłyszy.
Oddychałem głęboko starając się uspokoić... Byłem gotów...
paściak [ z domu Do'Urden ]
Roland - Stanica
Khergoth i Mally walczyli na 1 froncie. Oboje otrzymali serie strzal, Mally padl na ziemie lecz na szczescie juz sie odczagiwal na bok a krasnolud walczylem dalej, nie przejmujac sie 3 strzalami w swoim brzuchu.
Byc moze zatrzymala je zbroja?
Ktos w oknie pakowal z luku do elfow z. Ja swoim sztyletem wycelowalem w jednego ktory skradal sie przy scianie, najwyrazniej chcac sie dostac do owego lucznika. Potem zaslonilem sie tarcza i ruszylem w mieczem w gorze do walki. Chcialem odciagnac uwage od Mallyego. Zobaczylem jak jeden elf z krotkim mieczem, szedl po murze gdzie niedawno upadl Stark i najwyrazniej chcial zeskoczyc prosto na mojego rannego towarzysza. Szybko tam dopieglem i rozpoczolem starcie. Moj miecz byl dluzszy, ciosy silniejsze a elf nie byl doswiatczonym przeciwnikiem. Sparowalem kilka jego ciosow tarcza, kopnalem go w golen i mieczem wykonalem ciecie po jego torsie. Uwolnila sie posoka, oblala moj policzek. Nie wiem czy zginal czy nie, nie interesowalo mnie to zbytnio bo zobaczylem lucznika ktorzy mierzyl w mnie z luku na dole. Blyskawicznie zeskoczylem z muru...
Soldamn [ krówka!! z wymionami ]
Stanica.
W stanicy trwała zażarta bitwa. Khergoth walczył jak oszalały z bandą elfów, a mally świetnie mu w tym pomagał. zęby miał bardzo siln, co dało się strasznie we znaki przeciwnikowi. Jolo, czający się z tyłu dźgał powoli jednego elfa po drugim. Jednak sztyletem bardzo ciężko zadać duże obrażenia. Gdy kilku heretyków zaczęłp napierać na Jola, on odskoczył i bardzo pośpiesznie odmuwił regułkę fireballa. On prawie wybuchł mu w ekach, jednakże wieksze obrażenia spowodował elfom nieżeli rzucającemu. 2 elfy padł otępiałę na ziemię, a jolo miał tylko lekko spalone ręce.
W oddali Narien oraz Eldrith zasypywali przeciwnika gradem strzał. byli prawie tak celni jak heretycy. błyszczące groty ich strzał rozpruwały powietrze niczym grom błyskawicy, a elfy dostawały jeden po drugim.
W okolicach rellika gromadziły się 3 elfy. Zapewne miały zamiar go unicestwić. jeden z nich wziął zamach, mając na celu pozbawienie pechowego maga głowy gdy valacar jednym sprawnym cięciem pozbawił elfa głowy. szybko otrzepując jednym zgrabnym ruchem krew z klingi zaczął napierać na następnego. pare ciosów i ten też leżał. jednakże ostatni z elfó podciął nogi Wojownika trzonkiem włóczni, kładąc go na plecy. następnie wycelował ostrzem w gardło, jednakrze zwinność Valacara pozwoliłą mu uniknąć śmierci kosztem....przebitego uda.
Soldamn [ krówka!! z wymionami ]
Stanica cd.
Elf, po trafieniu valacara szybko wyciągnął króki miecz i zaczął się skradać niczym cień, posuwając się coraz bliżej w stronę muru. potem szybko wskoczył na niego, i znalazł się bardzo blisko starka, który był jgo celem. I to była okazja dla rolanda. ten z wielkim impetem rzucił się na elfa i paroma brutalnymi atakami pozbawił go nędznego życia.
niewiele dalej, pechowy Xanatos użerał się z innym elfem. mimo iż był pozbawiony sił, oraz ochoty na walkę, uciekał przed spragnionym krwi elfem. Xanatos zabrał łuk, chwile potem strzałę i rzucił się na pobliski pieniek....elf za nim. Wtedy Nowy nabytek obozu obrucił się i w powietrzu wymierzył w stronę elfa.upadając pociągnął za cięciwe, a strzałą wyleciała w strone oczu elfa. okazała się trafiona. Xanatos upadł na ziemię, czując mocny ból w plecach. chwilę potem poczuł duży kamień, obok swojej głowie. Wtedy martwy elf spadł na biednego wojownika. jego głowa stanęla miedzy młotem a kowadłęm - ciałem trupa a dużym kamieniem. wynik był wiadomy (utrata przytomności)
Soldamn [ krówka!! z wymionami ]
Kamienny mur
Deliand, Ingham i hadrian weszli do zbutwiałęgo domu. postanowili zająć pozycje neutralną, wszyscy oprócz hadriana. ten zerwał łańcuszek dla Narien pod nogi towarzyszom, wyciągnął miecz z pochwy i poprawił poszarpaną skurzaną zbroję. mocno kopnął w drzwi, wyszedł na plac i stanął między wilkami a elfami w pozycji bojowej.
- Nie obedziecie się chyba bezemnie - powiedział ze łzami w oczach. W tym momencie oczy aleksandry przeszył złowieszczy i posęny blask.
A niebo stało się gęste, i nabrało kolor purpury, jakże podobnej do wszechobecnej zaschniętej krwi. mgła opadła, tworząc coś gęstego jak białe mleko. jedyne co było widać to dwie pary czerwieniejących ślepi. jedne całkowicie czarne.....
Khe [ terrorysta lodówkowy ]
Khergoth - stanica
[no tak jeszcze nie zdazylismy dobiec a juz polecialy strzaly, widzialem jak upada MaLLy, ja dostalem w brzuch, dobrze ze sobie odnowilem ta kolczuge, nie przerwalem natarcia]
- pierdolone tchorze, uczciwej walki sie boicie? powiedzcie "czesc" mojemu toporowi
na koslawa lape nie beda mi sie tu jakies tchorzliwe elfy panoszyc trza je pierdyknac po lbach
[widzialem dolaczajacych sie do walki Bregana i Jola ktory najpierw dzgal tamtych od tylu a potem wspomnial cos o podziemiach w kuchni ale nie uslyszalem za dobrze o co mu chodzilo]
kurcze pieczone na roznie a po kiego mi jakies podziemia, ja tu walcze a on o zarciu mysli
[widzialem jak Mally, skubaniec jeden gryzie elfy, nawet nizele mu szlo. Nagle zobaczylem ognista kule pochodzenia Jolowatego]
no tak, swietnych magow mamy, dobrze ze wiecej szkody tamtym narobil
[a ja dalej parlem na elfy, te powoli sie cofaly, wiadomo - tchorze potrafia tylko lukami walczyc a jak sie robi goraco to najchetniej by uciekly. Zreszta pewnie ta panika w ich oczach powstala po tym jak zobaczyly mnie rzucajacego sie na nich z trzema strzalami w brzuchu, ich blad, nie zadziera sie z krasnoludami. Wyprowadzalem przemyslane ciosy toporem, cios za ciosem, wszelkie proby ataku parowalem tarcza, walczylem coraz bardziej zaciekle a oni popelniali coraz wiecej bledow, juz niedlugo nie bedzie co z nich zbierac]
Vinny [ Konsul ]
Valacar - Stanica
Walczyłem najlepiej jak mogłem. Zaatakowałem trzech elfów. Zdołałem powalić dwóch.
I wtedy to się stało. Chciałem zaatakować ostatniego elfa z tej grupy, gdy nagle ten podciął mi nogi włócznią. Przewróciłem się na plecy. Elf z szyderczym śmiechem na ustach chciał trafić ostrzem w moje gardło. Byłem o krok od śmierci. Instyktownie uwolniłem się. Nie wiem jakim cudem mi się to udało. Jednak elf zdołał przebić mi udo. Poczułem okropny ból. Noga na chwilę mi zdrętwiała. Nie mogłem nawet z siebie wydusić żadnego krzyku. Jednak musiałem walczyć. Gdy tylko zdołałem wstanąć, zachwiałem się i runąłem na ziemię.
Jeśli się stąd nie ruszę zaraz mnie zabiją pomyślałem. Dotknąłem prawą dłonią mojego uda. Poczułem krew. Rana była głeboka. Wziąłem miecz do ręki i postanowiłem jeszcze raz wstanąć. Udało mi się to. Wszędzie dookoła toczyła się walka. Próbowałem nie myśleć o bólu. Starałem się skoncentrować na walce. Utykając podszedłem do jednego z stojących obok mnie elfów. Zauważyłem, że był bardzo zaskoczony tym, że mogę jeszcze walczyć. Zaatakowałem go. Jeszcze bardziej nienawidziłem tych elfów. Najpierw słudzy papieża, teraz heretycy. I wszyscy chcą nas zabić.
Próbowałem celować w nogi i klatkę piersiową. Nie byłem już tak szybki jak wcześniej, ponieważ noga dawała się we znaki. Cały czas jednak prułem do przodu.
Najważniejsze to nie myśleć o bólu.
HopkinZ [ Senator ]
Xanatos El'tan (stanica)
Obudziła mnie jakaś ciecz spływająca mi po twarzy. Nic nie czułem. Straciłem przytomność, tak to jest pewne. Otworzyłem oczy. Zerwałem się na równe nogi jednocześnie odtrącając ciało elfa.
„O Boże Święty !”
Natychmiast potem rzuciłem się w całości w śnieg aby zmyć z twarzy elficką krew!
"Jezu sicku najpierw mocz i gówno, potem własne rzygi a teraz elficka krew!"
I zaraz potem znów padłem na ziemie. Przeszył mnie ból. Przerażający ból. Niczym żywy ogień palił całą moją lewą nogę.
„Cholera, nie wiem czy została w niej chociaż jedna cała kosteczka”
Jednak jak przystało na wysportowanego łowcę podniosłem się na jednej nodze. Rozejrzałem się w około i ujrzałem, że walka wciąż trwa. Mój wzrok przykuł jednak jeden szczególny obrazek. Obrazek człowieka w tarapatach. Człowieka, nad którym stoi elf z włócznią. Chwyciłem łuk i wyciągnąłem kolejną strzałę z kołczanu, który wciąż miałem na plecach. Zacząłem skakać w stronę człowieka w tarapatach jednak było za późno. Na mych oczach elf wbił mu włócznię... w... o mój Boże, wole nie myśleć o płciowej przyszłości tego człowieka.
Jednak po chwili zauważyłem, że człowiek stanął na nogi. Napiąłem cięciwę. Człowiek zaatakował najbliższego elfa. Wdał się z nim w potyczkę nie bacząc na to co się działo wokół niego. A wokół niego roiło się od elfów. Jeden już wymierzał strzałę w jego stronę.
Wycelowałem w łucznika. Mierząc kilka sekund aby się upewnić, że strzała trafi elfa zastanawiałem się nad tym, czy przypadkiem mnie żaden przeciwnik nie podchodzi od tyłu. W końcu wypuściłem strzałę. Nie miała szans zejść z kursu. Ja nigdy nie pudłuję...
Zdążyłem jeszcze ujrzeć, że człowiek ma przebite tylko udo. Opadłem z sił i runąłem na ziemię. Trzymając głowę w śniegu wciąż myślałem nad pierwszą strzałą, która została dziś wypuszczona. Strzałą, która, jak mi się zdawało, nie pochodziła z szeregów elfów.
Nie wiem ile leżałem w śniegu jednak po jakimś czasie podniosłem wreszcie głowę ku górze. To co zobaczyłem wcale mi się nie podobało...
MaLLy(R) [ Ghoul's Shadow ]
Jak zwykle prześladuje mnie pech w walce. Już na samym początku dostałem strzałami po kolanach. Padłem na ziemię, ale się ni podaje, ze wściekłości, bólu i szału bojowego zacząłem nawet gryźć przeciwnika. Co powodowało wśród elfów wielkie osłupienie, umożliwiając ataki innym z mojej kompanii. Ale tak nie można walczyć podczołgałem się w stronę muru, spojrzałem na nogi, na szczęście starały nie uszkodziły kolan.
Zacząłem wyciągać jedną po drugiej, żeby nie czuć tak bólu krzycząc przy każdej.
Wydałem z siebie dźwięk niczym piekielny demon. Ale wrzask zawsze daje ulgę podczas wielkiego i bolesnego wysiłku. Założyłem powrotem swój hełm i próbowałem wstać, lecz ból był zbyt silny by mógł się poruszać.
Więc oparłem się plecami o mór, podniosłem tarczę i w wyciągnąłem miecz, teraz chociaż mogę się bronić a nawet zabijać.
A jest z kim walczyć moje krzyki podczas wyciągania strzał zaciągnęły na mnie uwagę wroga. Ale ja nie dam się łatwo pokonać, kilka nędznych elfów nie jest w stanie mi zagrozić, zwłaszcza po potyczkach z orkami, umarlakiem i wilkołakiem.
Taki elf nie jest silniejszy od orka a tym bardziej zombie, ani nie jest szybkością i zwinnością dorównać wilkołakowi, a miałem starcia z nimi wszystkimi, MaLLy tak łatwo nie da się pokonać.
Dziś na pewno nie umrę, to jeszcze nie mój czas…
Gambit [ le Diable Blanc ]
Eldirth Black (stanica)
Przez chwilę ogarnęło mnie zwątpienie. Elfy wdarły się do stanicy. Wystrzeliłem jeszcze kilka strzał do tych, które wpadły do środka. Starałem się strzelać do tych elfów, które zagrażały żołnierzom ze stanicy. Po chwili coś mnie tknęło. Kryjąc się za załomami muru przebiegłem na drugą stronę stanicy. Co chwilę wyglądałem za mur, patrząc czy gdzieś nie kryją się elficcy łucznicy.
Jeżeli podczas przebieżki zauważę za murem elfickich łuczników, staram się nimi zająć.
Jeżeli w trakcie przebieżki zauważę niebezpieczeństwo na placu, grożące mi, lub komuś z kompanii, też staram się to niebezpieczeństwo odstrzelić.
Jeżeli nie zauważe łuczników, zajmuję pozycję twarzą do placu apelowego (jednak tak schowany, aby nie można mnie było sięgnąć strzałą zza muru, zza pleców) i zaczynam strzelać do wrogów na placu.
J0lo [ Legendarny Culé ]
Jolo - Stanica
- Aaaaaa!!!
Moje ręce! Palą! Cholera wody! Aaaaarrrrgghhhh! Nie kurwa... trzeba opanować. Opanować ból. Że też nie mam swojej sakiewki z ziołami - coś na uśmierzenie bym znalazł może.
No to i tak postęp. Ostatnim razem przecież przypiekłem Vala. No nic trzeba opanować ból jakoś i dalej walczyć... choć!
Narien! Ona na pewno ma coś co mi pomorze!
Szybko i niezauważenie podszedłem do Narien.
- Daj mi coś na uśmierzenie bólu. Wiem, że to nieodpowiednia pora żeby coś ćpać ale popatrz na moje ręce! No spokojnie do wesela sie zagoi. Teraz daj mi coś żeby nie bolało a i żebym nie miał zbytnich problemów z koncentracją bo jak mi znowu odbije to rzuce następną kulę i spali nas wszystkich. Dzięki! Teraz... do zbrojowni!
* ucałował ją w policzek i pobiegł do tego czegoś co zwało się zbrojownią *
Tam znalazłem parę szytletów do rzucania i kilka zwykłych. Hmmm to może nie są moje szytlety czy shurikeny ale... zawsze to lepsze niż walczyć z tym złomem przeciw zgrai elfów.
Wyszedłem z budynku i zauważyłem Mallego który gryzł swoich przeciwników. Chłop ma determinację. Dobra. Trzeba zacząć działać. Jeden sztylet poleciał prosto w gardło elfa którego akurat Mally gryzł. No to jest oręż! Może nie ideał jak moje dwa ukochane sztyleciki ale... nie jest to chłam. Jak to przeżyjemy to ktoś musi mi wykuć porządne shurikeny.
Podbiegłem do Khergotha i posłałem pchnięcie w plecy elfa. Drugiemu rzuciłem sztyletem w gardło.
W tym momencie pomyślałem, że dobrze by było rzucić kulką ognia w łuczników którzy strzelają zza murów. Przecież to głupota. Jak pieprznie to rozwalą się mury i będzie baaardzo źle. Cholera gadam od rzeczy! To przez ten środek. Nosz kurde... dylemat mam. Ehhhh... raz kozia śmierć! Ide!
- Eldirith jak tylko przez myśl przemknie ci zdanie, że może mi ten czar nie wyjść tak jak ma, to stąd spieprzaj ale tak żebym cie po minucie widział na drugim końcu imperium.... trzymaj kciuki za to żeby tak nie musiało być.
W pozycji przykucniętej zacząłem mamrotać inkantację a Val i Bregan patrzyli na mnie w osłupieniu. To była totalna brawura i głupota... ale to mogło się udać...
Bregan a.k.a. Czapajew [ Senator ]
Bregan - Stanica
Czułem się niedoceniany...żadne z elfich wojowników jeszcze mnie nie zaatakował, mimo, ze zraniłem, co najmniej kilku. Stałem teraz w samym środku walki, wszędzie naokoło słychać było zderzającą się stal, salwy strzał przecinały powietrze...
Widziałem jak elfy cofały pod potężnymi ciosami Khergotha, jednym zamaszystym ciosem ranił trzech elfów, mimo strzał w brzuchu walczył bardzo dzielnie.
Kilka metrów dalej, Mally czołgał się ze strzałami wbitymi w kolana, gryząc przy tym przerażonego elfa do krwi…Odwróciłem wzrok w drugą stronę i zobaczyłem Jolo z poparzonymi dłońmi, jego ognista kula uczyniła duże spustoszenie wśród sił wroga, mimo to Jolo prawdopodobnie nie nadawał się do dalszej walki… Obraz bitwy był przerażający…gdziekolwiek bym się nie obejrzał…krew… Postanowiłem nie próżnować i wziąć się do walki…
Zaatakowałem płazem ostrza pierwszego elfiego łucznika, zdezorientowany wojownik wytrzeszczył oczy i próbował wyciągnąć miecz, spróbowałem zaatakować go i zranić w dłoń, aby udaremnić jego zamiary…
W międzyczasie wokół mnie zebrało się jeszcze dwóch elfów, starałem się wbić sejmitar między żebra elfa w skórzanej zbroi, nachyliłem się i zadałem cios, uniknąłem tym sposobem sztyletu, który został we mnie wycelowany…Spojrzałem w przeciwną stronę i kopnąłem drugiego elfa poniżej pasa…to musiał być potężny cios…wojownik żył, ale leżał na śniegu i wił się z bólu. Po tym ciosie zdałem sobie sprawę, ze Jolo stał kilka metrów za mną i zaczynał inkantację…
Soldamn [ krówka!! z wymionami ]
stanica.
W ferworze walki Khergoth, Bregan nie zauważyli, że elfy zaczęł ich powoli otaczać. po paru minutach bestialskiej walki znaleźli się w kotle. zewsząd były elfy, dużo elfów. To był pojedynek na śmierć i życie - ich 2 przeciwko 5 elfom. Niewielką pomoc przyniósł Xanatos, który wystrzelił jedną strzałę,jedyną na którą miał siłę. Niestety nikt nie był nieomylny - elf zrobił unik padając na ziemię tuż pod nogi najemników. wielu z wrogów było już poważnie draśniętych przez khergotha, oraz kulało na skutek stalowych zębów mallego. Ten natomiast powoli się czołgając jakimś cudem zdołał się wydostać z kotła, i dostać się pod mur.
tymczasem wysoko nad nim, znajdowały się 3 elfy tonące w słońcu poludnia. na blanki szybko wspinał się Eldirth z zamiarem porachowania się z nimi. gdy znajdował się blisko wszyscy ujżeli dziwną strugę światła płynącą wprost z rąk Jola. wylądowała ona na blankach. kamienie zaczęły się sypać prosto na mallego. na szczęście nie stało mu się nic poważnego. Jednak najgorsze dopiero miało nadejść. troje elfów oraz Eldirth zaczeli spadać na ziemię. Eldirth spadł tak niefortunnie, że wylądował kroczem na stalowym, twardym hełmie mallego. troje elfów spadło na ziemię bez poważnych uszkodzeń ciała, nie licząc tego, który spadł na broń eldirtha. przebiła ona jego głowę na wylot. z wielkiej dziury wypłynęła fontanna krwi, a cała ziemia, podobnie jak niedawno chmury przybrało kolor purpury.
1 post do 22
Bregan a.k.a. Czapajew [ Senator ]
Odgłos bitwy dźwięczał na placu. Walczyłem z elfami, które otaczały mnie z każdej strony, nie byli to utalentowani wojownicy, ale mieli przewagę liczebną. Kilka metrów za mną Khergoth, co chwila wzniecał swój okrzyk bojowy i potężnymi ciosami okładał elfów znajdujących się najbliżej jego topora. Elfy zaczęły, co raz bardziej na nas napierać, znaleźliśmy się w kręgu, staliśmy we dwójkę pośrodku, otoczenie przez nieprzyjaciół…
Khergoth!!! Stań plecami do mnie! Postaraj się, utrzymać tą pozycję – wykrzyczałem
Elfy podchodziły, co raz bardziej. Trzy ostrza skierowane przeciw jednemu sejmitarowi - nie zapowiadało się najlepiej. Zostałem ugodzony w dłoń, fala bólu rozpruła mi nadgarstek. Natarłem pewnie na pierwszego elfa, nie zważając na odniesione obrażenia. Elfi wojownicy wymienili niepewne spojrzenia i przystąpili do ataku…
HopkinZ [ Senator ]
Xanatos El'tan (stanica)
Wystrzeliłem kolejną strzałą i ponownie upadłem na ziemię.
„Zdawało mi się, że wszystko na około toczy się w zwolnionym tempie. Widziałem jak elfy otaczają moich towarzysz. Jednak nie mogłem im pomóc. I nagle błysk i trzask. Kolejny czarodziej za dychę wypuścił jakąś magię i nie zrobił tego celnie. Zobaczyłem spadające postacie. Nagle jeden z moich towarzyszy nabij się na hełm dzielnego człowieka, który walczył mimo poharatanych nóg. Wybuchnąłbym śmiechem gdyby nie to, że zaraz potem trysnęła krew. Nie byłem pewien czy to krew człowieka, który pechowo upadł... ale jeżeli tak... to wolałbym chyba już zginąć niż przetrwać tą walkę.”
Podniosłem się na nogę. Złapałem łuk i w podskokach ruszyłem w stronę ludzie, którzy stali plecy w plecy.
Elfy znów okazały swój kompletny brak doświadczenia. Zaaferowane łatwą zdobyczą nie zwracały uwagi na człowieka, który celował im prosto w głowy. Posłałem pierwszą strzałą, drugą, trzecią, czwartą i piątą. Musiałem je trafić. Nie było mowy abym spudłował...
Ostatnim co zobaczyłem, była głowa elfa, z której tryskała krew prosto na zwijającego się z bólu człowieka, który oberwał w krocze.
„No, przynajmniej nie trzeba będzie wysłuchiwać lamentów człowieka, który stracił swój największy skarb.”
Po tej myśli osunąłem się na ziemię i tym razem już zemdlałem.
MaLLy(R) [ Ghoul's Shadow ]
MaLLy stanica
Walka wrzała.
KHERGOTH i BREGAN zaciekle walczyli.
Ja robiłem co mogłem oparty o mór.
Nagle JOLO rzucił czar i wreszcie w coś trafił, tylko że nad moją głową, zobaczyłem jak dookoła mnie spadają kamienie. Po chwili coś ciężkiego uderzyło ciężkiego mój hełm.
Na tyle ciężkiego że wbiło mnie glebę ale na tyle miękkiego by nić mi nie zrobić…
Co to było? Na pewno ni kamień.
Spojrzałem na bok dostałem w głowę ELDIRTHEM.
Po chwili z góry spadły trzy elfy, jeden dość nie fortunnie, wprost na broń ELDIRTHA.
Fontanna krwi z ciała elfa przemalowała całą okolicę na czerwono…
Znów będę musiał czyścić zbroje.
Spojrzałem w bok na wijącego się z bólu towarzysza broni.
- Połknij to, z łagodzi ci to ból. I weź trochę lodu, którego tu pełno i przyłóż w uderzone miejsce, ja TAM cię nie będę dotykał. W najgorszym przypadku obiłeś sobie tyłek i nie będziesz mógł siadać przez kilka tygodni. Za mała wysokość byś sobie miednice połamał...
Poczym swoim mieczem dopiłem dwa pozostałe „lotne elfy”.
Vinny [ Konsul ]
Valacar - Stanica
Walka nawet na chwilę nie zwalniała tempa.
Walczyłem, choć udo bolało mnie niesamowicie. Muszę opatrzyć tą ranę, bo długo tak nie powalczę powiedział sam do siebie.
Nagle coś mnie oślepiło. To Jolo rzucił czar. I rozwalił cały mur. Dobrze, że stałem daleko, bo znowu by mnie trafił. Kamienie sypały się na ziemię. Kilku elfów, którzy tam stali zaczęli spadać na dół.
Chciałem wyciągnąc łuk, ale przypomniałem sobie, że zgubiłem go w Kamiennym Murze. Szkoda, bardzo by się teraz przydał pomyślałem.
Odwróciłem się w kierunku elfa, z którym walczyłem. Stał osłupiały. Nie wierzył w to, co sie przed chwilą stało. Wykorzystałem jego nieuwagę i zaatakowałem go. Każdy celny cios kosztował mnie bardzo wiele.
Wszędzie dookoła widać było tylko krew. Podłoże przybierało kolor purpury.
Zwycięstwo jest blisko.
Gambit [ le Diable Blanc ]
Eldirth Black (stanica)
Nie dobiegłem na drugą stronę. Cały mur zatrząsł się jak uderzony pięścią giganta. Kilka elfów wyleciało do góry...ja zresztą też. Uderzenie o ziemię wycisnęło mi powietrze z płuc. Trafiłem na coś cholernie twardego, na dodatek, trafiłem w to coś kroczem. Z bólu pociemniało mi w oczach i myślałem, że zaraz zwymiotuję. Po chwili coś uderzyło obok mnie i poczyłem, jak coś ciepłego zalewa mi twarz. Zgięty w pół otworzyłem oczy i zobaczyłem leżącego obok elfa, któremu wystawał z głowy mój miecz. Zaraz po tym usłyszałem słowa Mally'ego
- Połknij to, złagodzi ci to ból. I weź trochę lodu, którego tu pełno i przyłóż w uderzone miejsce, ja TAM cię nie będę dotykał. W najgorszym przypadku obiłeś sobie tyłek i nie będziesz mógł siadać przez kilka tygodni. Za mała wysokość byś sobie miednice połamał...
Wziąłem do ręki to co mi dał...i odczołgałem się pod mur. Muszę jak najszybciej dojść do siebie. Scisnąłem miecz w dłoni i siedziałem pod murem.
Khe [ terrorysta lodówkowy ]
Khergoth - stanica
[walka trwala, wszedzie bylo slychac odglosy bitwy, bylem tak skupiony na ataku i obronie ze nie zauwazylem jak znalazlem sie razem z Breganem w okrazeniu. Trzech elfow bylo przed Breganem, dwoch przedemna]
taaa 5 na 2, to w ich stylu
- no dalej parszywe tchorze, jeszcze wam malo?
"Khergoth!!! Stań plecami do mnie! Postaraj się, utrzymać tą pozycję"
- sie robi szefuniu, zaraz zrobimy im mlocke
[z zadowoleniem patrzylem na reakcje dwoch stojacych kolo mnie elfow na moje ostatnie slowa, probowali nacierac ale nagle nadleciala pomoc ...samotna strzala, nie wiem kto ja wystrzelil ale jeden z elfow probujac jej uniknac padl pod moje nogi]
o przodkowie dzieki Wam za ten dar
[nie czekalem, wystawilem reke z tarcza w kierunku drugiego elfa a druga reka wyprowadzilem cios w kregoslup tego lezacego, rozlegl sie trzask. Nie tracac czasu skierowalem sie na jedynego elfa stojacego przedemna, stal oslupialy, moze przerazilo go to co przed chwila zobaczyl, nie wiem, nie mialem czasu na zastanawianie sie. Wyprowadzilem cios w dol brzucha spiczastouszego, szok spowodowal jego opozniona reakcje, i to byl jego blad, a ja juz podnosilem topor do kolejnego ataku...]
J0lo [ Legendarny Culé ]
Jolo - Stanica
- To nie miało tak być!
Iście miało to trafić w łuczników a nie w te pieprzone kamienie. Ucierpiał Eldrith i Mally lekko. Mam nadzieje ze jednak Eldrithowi nic się poważniejszego nie stało. Dobra teraz trzeba iść z pomocą. Khergotha i Bregana okrążyli. Hmmm... podejdę niezauważony i dźgnę ich.
Niezwykle lekko i zwinnie podszedłem do zacieśniającego się kręgu śmierci. Dwóm elfom posłałem pchnięcia w miednice i odskoczyłem. Dwa, ale jednak brzmiące jak jeden, świsty zmąciły nieco odgłosy bitwy. Dwa sztylety poleciały w szyje elfów. Widząc wkurzonych elfów powiedziałem:
- Hej chłopaki może to przedyskutujemy przy winku, co? Mam tutaj akurat takie bardzo dobre, własnej roboty! E... no panowie po co te szpiczaste ozdoby na pasek? Chcecie żebym was przypalił! - widząc panikę w oczach Bregana dodałem - No teraz oddacie nam oręż i położycie się na posadzce. Co rżysz dupo wołowa! Mówię serio. No to miało być pchnięcie? Chyba żartujesz kolego? Tym byś nawet nie walnął pijanego mastodonta dupku. Co skurwielu? Ja ci dam obrażać moją matkę! Oby ci ten oto Khergoth obciął jajca zanim umrzesz! No mówie dobrze nie? Co się tak gapicie? Że niby co? Nie mam szans z nimi? No w sumie tak ale przecież od rąbania jesteście wy! - i uśmiechnąłem się rozbrajająco widząc, że elfy są rozkojarzone.
Świst przeciął powietrze a sztylet kierował się między oczy najbliższego elfa. Dwaj następni nie zdążyli zareagować a już następne leciały w ich oczy. Dobrze, że wyrzucone sztylety podnosiłem gdy tylko czas był, bo by nie starczało mi ich.
Widząc, że elfy rozkojarzone próbowały walki z Breganem i Khergothem słałem kolejne pchnięcia w nerki...
Dibbler [ Gardło Sobie Podrzynam ]
Stanica
Cios za ciosem... Mechanicznie, zero artyzmu. To nie były popisy fechtunku tylko walka o życie. Krew mieszała się ze śniegiem... Pamiętali wszystko jak przez mgłę. Ostatnim wyraźnym wspomnieniem jakie pamiętali była strzała wystrzelona w Starka... potem już tylko bitewny chaos... cios za ciosem i do przodu... Bez zastanowienia. Wszystko rozmazane i jakby w zwolnionym tempie. Okrzyki bitewne i wrzaski rannych ledwo do nich docierały.. Nie zwracali uwagi na własne rany. Liczyło się tylko zwycięstwo.
Walczyli jak mogli najlepiej... i wygrali.
Stali na placu w stanicy... Uśmiechali się przez łzy bólu. Dopiero teraz zaczynała do nich docierać świadomość odniesionych ran. Adrenalina przestawała działać i nadchodziło zmęczenie... Krew skapywała z broni i barwiła śnieg na czerwono. Porąbane zwłoki elfów leżały w całej stanicy...
Wygrali. Spełnili swoją powinność... tylko z kim i o co tak naprawdę walczyli?
Dibbler [ Gardło Sobie Podrzynam ]
Las
Ingham Deliand
Szli w kierunku stanicy. Szybkim krokiem. Z zapewnieniem bezpieczeństwa. Nie odwracali się za siebie. Nie słyszeli krzyków. Nie chcieli ich słyszeć...
Zrobili to co im kazano. Aleksandra kazała odejść. Więc odeszli. Mieli rację. Nie mieli szans przeciw tej dziewczynie i jej dwóm wilkom. Wybrali. Słusznie... będą żyli. Bez odwagi bez honoru... ale żyli. Jutro znów wstaną rano i wciągnął powietrze w płuca a tamci skończą jako pokarm dla wilków...
Tylko medalion Hadriana palił ich w ręce. Tylko pod zamkniętymi powiekami wciąż widzieli przestraszone twarze elfów. Tylko czemu teraz wydaje im się że zrobili błąd...?
Wszystkie te słowa o przyjaźni, towarzyszach broni, walczących wspólnie gówno znaczyły... Puste wyrazy które cały czas tłukły im się w głowach. Co powiedzą Starkowi... Będą musieli zdać raport. Nie znaleźli Bregana... nie ocalili wsi... zostawili Hadriana... Nic nie osiągnęli, udowodnili tylko sobie jak mali są. Że nic nie znaczą, mogli pokazać że mają honor i odwagę... jednak spakowali się i uciekli z podkulonymi ogonami. Żołnierze, bohaterowie, przyjaciele... gówno. Tchórze bez honoru...
Jak będą mogli spojrzeć innym w twarz i powiedzieć prawdę... kto kiedykolwiek będzie chciał z nimi iść na patrol... wiedząc że mogą go zostawić. Że nie stanął do walki tylko uciekną...
Północ nie wybacza takich rzeczy. Tu albo masz przyjaciół albo jesteś martwy... Oni na własne życzenie nie mieli przyjaciół....
Śnieg sypał bez ustanku....
Po paru godzinach szybkiego marszu zobaczyli stanice...
Dibbler [ Gardło Sobie Podrzynam ]
Kamienny Mur
Hadrian.
Stał sam. Miecz w dłoni, łzy w oczach. Bez towarzyszy, bez szans, bez nadziei... Słyszał tylko szlochanie elfów i warczenie wilków. Nie patrzył za towarzyszami, którzy odchodzili. Miał rację nie byli tego warci... „towarzysze”... Stał sam...
Zdał sobie sprawę że wybrał śmierć. Że honor i odwaga były ważniejsze niż własne życie. Robił to co powinien i tylko to się liczyło. Nie ważne że jutra nie będzie, że za chwilę padnie martwy. Teraz stał tu patrząc śmierci w twarz. Stał ściskając miecz w dłoni... i stał sam...
Aleksandra popatrzyła na niego z uśmiechem... dostrzegł w jej oczach podziw.
Wilki skoczyły...
Nie mógł unieść ręki z mieczem by się zasłonić... stał sparaliżowany. Nie był w stanie nawet mrugnąć powieką.
Wilki wyminęły go i pomknęły w kierunku elfów...
Słyszał krzyki mordowanych. Nie mogło to trwać długo jednak dla niego to była wieczność. Okrzyki wbijały mu się głęboko w głowę... Wydawało mu się że elfy nie walczą w ogóle, że pogodziły się ze swym losem...
Łzy płynęły mu po twarzy i zamarzały na policzkach.
Krzyki ucichły.
Za plecami słyszał tylko warkot.
Aleksandra machnęła dłonią.
Poczuł uderzenie czegoś ciężkiego w plecy.
Zapadł w ciemność...
Dibbler [ Gardło Sobie Podrzynam ]
Stanica
Spojrzał na nich.
„Stark dobrze wybrał. Nie miał co do tego wątpliwości. Stali teraz tu ranni i zmęczeni. Ale żywi. Przeszli chrzest na północy. Teraz już nie maja wyjścia. Siedzą w tym bagnie tak jak ja i Stark. W końcu walczyli i to walczyli o mnie... wybrano za nich ale mam nadzieje że pozostaną przy tym wyborze...”
Ranny elf którego wcześniej przynieśliście do stanicy stał oparty o ścianę budynku. Podszedł na chwiejących się nogach do nich.
- Nazywam się Taliesin. A wam należą się wyjaśnienia. Ale najpierw opatrzcie wasze rany. Bo siły będą wam potrzebne. Będę przy Starku.
Powiedziawszy to poszedł do kwatery setnika.
Stark leżał opatrzony na łóżku oddychał miarowo. Ktoś wyciągnął strzałę. Taliesin siedział przy stole jak weszli. Elf wyglądał trochę lepiej ale nadal był bardzo blady. Uśmiechnął się słabo na ich widok.
- Opowieść trochę potrwa więc usiądźcie. – elf oparł się na krześle. Elf zaczął mówić spokojnym głosem.
„Sytuacja na północy wygląda trochę bardziej skomplikowanie niż wam to mówili. Owszem trwa tu wojna... i to nie jedna.
Ta o której wiecie... czyli wojna z tymi których nazywacie heretykami. Osadnicy weszli na ziemię elfów i teraz się dziwią że te na nich napadają i próbują terrorem i przemocą odzyskać to co zostało im zabrane. Co tu dużo mówić przylazła banda misjonarzy i ogniem chcieli nas nawracać. Potem się dziwili że z nimi walczymy.
Jednak do tej wojny już wszyscy się przyzwyczaili. Imperium wysyła osadników i żołnierzy my ich zabijamy... i tak to się kręciło od lat.
Jednak kilka lat temu coś się zmieniło. Z północy przyszło coś innego. Zagrożenie dla wszystkich. Dla ludzi i dla elfów. Zieloni stali się bardziej agresywni i zorganizowani. Do tego doszły czary... inne niż znamy. Bardziej zabójcze i mroczne... Niektórzy to zauważyli. Zobaczyli jak mało znaczący jest ten konflikt na tle tego co może nadejść z głębokiej północy...
Kilka odpowiedzialnych i rozumnych osób uznało że trzeba coś robić. Wznieść się ponad te durne i mało znaczące podziały i połączyć siły. Powstała Liga Północy. Organizacja obserwowała to co się dzieje na północy. I próbowała temu przeciwdziałać. Niestety nie wszystkim się to podobało. Większość elfów uznało to za kolaboracje z wrogiem. Po stronie ludzi było to samo, za dogadywanie się z heretykami karą była śmierć. Liga więc zeszła do podziemia i tam próbuje działać.
Walczymy teraz na dwóch frontach. Z tym co powoli nadchodzi z północy oraz z tymi którym sojusz ludzi i elfów nie jest na rękę. Przecież wiadome jest że ta wojna wielu osobom pasuje.
Bo skomplikować jeszcze sytuacje pojawiła się jeszcze jakaś inna siła... Spotkaliście dziewczynę od wilków? Nikt nie wie kim ona jest naprawdę. Nie wiadomo po której stronie stoi. Ja jestem przekonany że nie sprzyja zagrożeniu które nadchodzi z północy... jednak to nie znaczy że jest po naszej stronie...
To jest chyba wszystko co mogę wam dziś powiedzieć. Stark jest członkiem Ligi, tak samo jak ja. Dlatego nie wydał mnie w ręce elfów. Jestem wam winien podziękowania, że walczyliście za moje życie. Jesteście dziś jednym z niewielu oddziałów Imperium na północy który zna prawdę.”
Taliesin wstał od stołu.
- Przepraszam was ale rany wciąż nie pozwalają mi na dłuższy wysiłek. Muszę odpocząć. Do was należy decyzja co zrobicie z wiedzą jaką wam przekazałem. Możecie stać się bohaterami i rozbić organizację którą wszyscy nienawidzą. Papież, elfy, cesarz nawet mieszkańcy okolicznych wsi. Wszyscy będą wam wdzięczni za to. Z drugiej strony oferuję wam potępienie, wygnanie a pewnie w konsekwencji i śmierć. Bo to co idzie z północy jest za silne dla nas i nie zniszczymy tego... możemy tylko przedłużać niewątpliwy koniec. Ja zrobię wszystko by go opóźnić. A jak nadejdzie to zginę w pierwszym szeregu... ale decyzja należy do was. Ja byłem wam winien prawdę za to że mnie dziś ocaliliście. Teraz moje życie jest w waszych rękach.
Dibbler [ Gardło Sobie Podrzynam ]
Nie wiadomo gdzie
Hadrian
Bolały go wszystkie mięśnie. Otworzył powoli oczy. Leżał na sienniku w jakiejś jaskini. Przed nim paliło się ognisko. Naprzeciwko niego dostrzegł Aleksandrę. Dziewczyna spostrzegła że się obudził.
- Nie jesteś ranny. Nic ci nie zrobiłam. Spodobało mi się to co zrobiłeś. Nie mogłam cię zabić. Zbyt mało ludzi dziś zdolnych jest do poświęceń, by ich zabijać. A w tobie dostrzegłam to coś. Wybrałam cię... Potrzebuję kogoś takiego. Nie wiem co wiesz o północy jednak mogę cię zapewnić że większość tego co ci powiedziano to kłamstwa. Tu nic nie jest tym czym wydaje się na pierwszy rzut oka. Tylko śnieg jest biały a noc czarna. Reszta to odcienie szarości. Pewnie po tym co dziś widziałeś uważasz mnie za potwora i morderczynię. A jak powiem ci że to co zrobiłam było spowodowane łaską? Że oni już byli martwi, tylko nie wiedzieli o tym? Że ich dusze przepadły? Że ja ich nie tylko nie zamordowałam ale i ocaliłam? Uwierzysz mi? Chciała bym by tak się stało. Bo sama już nie daję rady toczyć tej wojny. Jestem za słaba... potrzebuję pomocy. I Zwracam się do ciebie o nią, bo dostrzegam w tobie honor i zdolność do poświęcenia. A o poświęcenie będę cię prosić. Bo wiem że nie wrócisz już na południe nigdy... na zawsze zostaniesz na północy... widziałam to.
Dziewczyna zamilkła. Patrzyła na niego smutno.
Nie dostrzegał w jej słowach, tak dziwnych przecież, fałszu. Nie rozumiał ich... ale wierzył że dziewczyna mówi prawdę.
Aleksandra zobaczyła jego zmieszanie.
- Musze zadać więc to pytanie. Czy poświęcisz się? Czy masz tyle siły by wstąpić do mnie na służbę? By w oczach wszystkich stać się przeklętym? By stać się jedyną nadzieją dla północy?
Czuł od niej niesamowitą siłę.
Dziewczyna czekała na odpowiedz....
Dibbler [ Gardło Sobie Podrzynam ]
Ok.
Dziś wyszło tego sporo.
Jeden post do 22.00 jeśli ktoś będzie chciał więcej to proszę pytać w wątku organizacyjnym.
Thun, jeśli masz jakieś pytania do Aleksandry to ja postaram się odpowiadać jak tylko będę mógł w wątku sesyjnym.
Reszta aktualizacja jutro po 22.00
Miłej zabawy.
Khe [ terrorysta lodówkowy ]
Khergoth - stanica
[Zwyciestwo. Wszedzie pelno krwi, porabane zwloki elfow ... zwyciestwo. Dopiero teraz moglem sie rozejrzec i zobaczyc rannych towarzyszy... wszedzie powbijane strzaly ...strzaly ...]
- osz qrwa a to skad sie wzielo? wygladam jak jakis lysiejacy jez ...aaa tak, skleroza mnie chwyta czy cus?...
[poszedlem do kuchni, wzialem pierwszego sikacza z brzegu, wzialem porzadnego lyka i zabralem sie za wyciaganie strzal. Rany na szczescie nie byly za glebokie dzieki kolczudze, dobrze ze ja wzialem, inaczej juz bym zwiedzal kraine przodkow. Teraz tylko jakies pieczywo do lapy i ide do kwatery Starka, ten caly Taliesin cos chcial nam powiedziec. Po wejsciu do komnaty stanalem kolo drzwi i oparlem sie o sciane. Zaczalem sluchac elfa i przegryzajac to co zem sobie przyniosl. W koncu skonczyl, popatrzylem na miny zebranych.]
no tak, teraz juz kapuje ... przynajmniej czesc rzeczy bo ta dziewczynka dalej nie daje mi spokoju ..jest z nami i przeciw nam...
- walczycie przeciw zielonym a ja ich nie znosze wiec niemam sie nawet nad czym zastanawiac - jestem z Wami
Ingham [ Konsul ]
Powoli odwróciłem się, nie chciałem słyszeć krzyków nie chciałem się angażować. Krok za krokiem oddalałem od siebie wizje śmierci. Aleksandra dotrzymała słowa. Kilka mil od Kamiennego Muru wilcze stado, szło równo z nami, ale w odległości takiej abyśmy nie czuli się zagrożeni ich obecnością. Po blisko pięciu godzinach zdałem sobie sprawę z tego, że wciąż trzymam coś w zaciśniętej pięści.
Powoli otworzyłem dłoń. Leżał na niej wisiorek Hadriana. Schowałem go do torby.
Nie tak miało być, mieliśmy wrócić razem. Czemu, czemu to zrobił? Czy to moja wina? Kim właściwie teraz jestem? Po co tu przyjeżdżałem. Jestem na północy, po co?
Krok za krokiem śnieg coraz bardziej oblepiał mi twarz. To dobrze. Śnieg ma czasami słony smak. Krok za krokiem, mechanicznie byle tylko oddalić od siebie myśli. Krok za krokiem.
Szliśmy w milczeniu. Droga powrotna dłużyła się. Wychodziliśmy nie tak dawno, pewni swego zadania, pewni tego, że idziemy na ratunek, a teraz. Niechciałem walczyć, nie z nią nie za życie elfów.
Minuty wlokły się jak godziny, niczym dodatkowa katusza, w śniegu. Stopy bolały mnie. Zdałem sobie sprawę jak długo nie spałem. Ani jednej spokojnej nocy od przybycia tutaj, ani jednej. Jestem zmęczony. Myśli atakowały zewsząd.
Może położyć się tutaj i zasnąć, śnieg otuli mnie. Śnieg i zimno przyjaciele, jedyni przyjaciele na północy. Zasnąć.
Potknąłem się po raz pierwszy. Dłoń Brata z Wolnej Kompani pomogła mi stanąć na nogi.
Od dzisiaj będę nosił na swoich barkach kolejne brzemię. Czy całe życie musi tak wyglądać? Hadrian czemu nie poszedłeś z Nami? Czemu My nie zostaliśmy z Tobą. Czemu My… Pytania same pytania. Żadnych odpowiedzi. Pełno wątpliwości. Nie tak miało być. Nie po to tu zostałem wysłany. Muszę wziąć się w garść. Skupić się na swoim zadaniu. Zadanie jest najważniejsze. A może rzucić to wszystko? Może to moja pokuta?
Kolejny raz padłem w śnieg. Przed sobą widziałem górkę. Dobrze ją pamiętałem, za nią jest stanica. Każdy krok w górę boli, z każdym krokiem chcę coraz bardziej odwrócić się i ruszyć powrotem do Kamiennego Muru.
Już za późno. Podjąłeś swoją decyzję. Teraz musisz z nią żyć. To twoja odpowiedzialność.
Ze wzniesienia widać było stanicę. Powoli schodziłem w dół. Nie wyglądała tak samo jak przed Naszym wyjściem. Wokół muru leżały ciała w płaszczach, byłem pewien że to nikt z Wolnej Kompanii. Mury były poczerniałe, jakby ktoś podpalił je. Zebrałem resztki sił. Wyciągnąłem miecz z pochwy, na blankach nie było nikogo.
- Ktoś napadł stanicę, może są jeszcze w środku.
Zacząłem biec, najszybciej jak potrafiłem. Wbiegłem na otwartą przestrzeń placu apelowego. Zniszczone chaty, Grób Torqu, Bergman.
Przeżyli.
Stanąłem.
-Dziesiętniku chciałbym złożyć raport setnikowi w Twojej obecności.
Nie czekając na reakcję ruszyłem do chaty Starka. Setnik leżał na łóżku, nie spał, obok niego siedział elf. Stark miał przymknięte oczy. Stanąłem w drzwiach. Spojrzał w moim kierunku i gestem ręki pozwolił wejść.
- Wróciliśmy Setniku. Nie wszyscy. Setniku oto, co mam do powiedzenia na temat naszej wyprawy. Po opuszczeniu stanicy skierowaliśmy się leśną drogą w stronę osady Kamienny Mur. Po pewnym czasie zatrzymaliśmy się na postój, aby nabrać sił i odpocząć. Gdy wyruszaliśmy z polany, Nasza grupa została zaatakowana przez 3 wilki, po ciężkiej walce pokonaliśmy bestie. Ruszyliśmy dalej. Po pewnym czasie napotkaliśmy dziewczynę, ma na imię Aleksandra, której towarzyszyły dwa wilki. Rozmawialiśmy z nią. Powiedziała, że nie jest naszym wrogiem, że elfy toczą regularną wojnę z wojskiem i ludźmi, że napadają na wioski i zbierają haracze. Powiedziała także, że była w Kamiennym Murze i że nie ma tam właściwie nic, że nie widziała ciał Naszych. Potem słowa te potwierdziły się. Wioska jest kompletnie zniszczona. Gdy do niej doszliśmy walały się tam same trupy.
Dziewczyna powiedziała także, że stara się pomagać wojsku jak tylko może.
Po tej rozmowie postanowiliśmy ruszyć dalej, mimo uzyskanych informacji. Po dojściu do wioski ujrzeliśmy widok opisany przez Aleksandrę. Postanowiliśmy zostać na noc w jednym ze spalonych domostw.
Podczas nocnej warty zauważyłem 4 elfy, obudziłem Towarzyszy. Okazało się, że ściga ich Aleksandra. Dała nam wybór walka z nią w obronie elfów, albo pozostawienie ich na jej łasce i bezpieczny powrót do stanicy.
Hadrian postanowił walczyć. My, my…
Słowa, kolejne słowa stanęły w moim gardle. Wyciągnąłem miecz, skierowałem go rękojeścią w stronę Starka. Czekałem na wyrok. Spojrzałem mu w oczy. Wiedziałem, wydawało mi się, że on już wszystko wie, że każde kolejne słowo jest zbyteczne. Przymknąłem oczy czekając na wyrok, na osądzenie Mojej decyzji.
Vinny [ Konsul ]
Valacar – Stanica
Krzyki walczących elfów pomału cichły. Było ich coraz mniej. Nie wiem ile trwała ta walka. Dla mnie wydawała się wiecznością. W końcu wygraliśmy.
Stałem na środku placu w stanicy. Byłem bardzo zmęczony. Myślałem, że śnię.
Udałem się do kwater. Opatrzyłem swoją ranę. Była bardzo bolesna, ale nie była aż tak głęboka. Poszedłem do kuchni. Nie byłem głodny, ale mimo to zjadłem trochę. Napiłem się wina. Wróciłem do kwater, runąłem na łóżko i zasnąłem. Nie spałem jednak długo, gdyż zaraz wszyscy mieliśmy iść do Setnika.
Poszedłem do kwatery Starka. Siedział już tam elf, którego broniliśmy podczas niedawnej walki. Przedstawił się jako Taliesin.
Wysłuchałem dokładnie jego opowieści. Przypomniała mi o wielu rzeczach, o których chciałbym jak najszybciej zapomnieć. Bardzo dobrze go rozumiałem. Wiedziałem, że wojna między heretykami a sługami papieża była bez sensu. To przez nią jestem tutaj teraz. To przez nią straciłem wszystko, co miałem. To dlatego mam takie życie.
Słyszałem już wcześniej o tajemniczej sile, zagrażającej zarówno ludziom, jak i elfom. Zieloni rośli w siłę, podczas gdy ludzie i elfy kłóciły się.
Zwróciłem się do Starka i Taliesina:
-Jestem gotów walczyć i umrzeć w szeregach Ligi Północy.
Nigdy wcześniej nie byłem tak pewny swoich słów.
MaLLy(R) [ Ghoul's Shadow ]
MaLLy (stanica)
Udało się !
Wygraliśmy bitwę. Jak wreszcie miałem chwile spokoju opatrzyłem sobie nogi.
Spróbowałem znów wstać. Ból nadal mi doskwierał, ale już mogłem się poruszać.
Rozejrzałem się powoli oglądają makabryczny obraz pola bitwy.
Nadpalone mury.
Szczątki co bardziej pechowych przeciwników.
Zmęczone, pełne bólu twarze moich towarzyszy.
I krew, wszędzie krew. Na śniegu, murach, nawet na mnie.
Powoli zacząłem przeszukiwać ciała.
Nie z zachłanności, ale rozsądku. Siedzimy w stanicy już tak długo, ale ani razu nie mieliśmy żadnego transportu z dostawą. Pozbierałem od elfów wszelkie opatrunki i zioła, na zaśnieżonych polach wokół stanicy o nie trudno.
Dwóm elfom zabrałem płacze i zacząłem układać na nich łupy.
Z jednego elfa zdjąłem prawie wszystko, pełny hełm lżejszy od mojego, mimo że tak samo wytrzymały, zbroję łańcuchową (kolczugę), i łańcuchowe spodnie.
Biedak został w samych galotach, ale jemu już jest to obojętne. Zostawiłem na nim misiurkę bo nie mam do nich przekonania. Znalazłem jeszcze elficki łuk, o niebo lepszy od mojego, mojego i miecz półtora ręczny. Wreszcie jakaś sensowna broń, ale na razie nie będą go preparował, nie ma siły. I dziwo jeden z elfów miał krisa, pewnie ukradł go komuś, dorzuciłem go do swojej kolekcji.
Powoli ruszyłem w stronę kwater ciągnąc za sobą łupy.
Resztę zostawiam innym. Krasnoludy na pewno zainteresują się ich sakiewkami.
A i BREGAN i jego patrol znajdzie tam coś dla siebie.
Właśnie przechodziłem obok kwatery STARKA, gdy usłyszałem słowa INGHAMA:
-(…) Hadrian postanowił walczyć. My, my…
Zareagowałem instynktownie dobyłem świeżo zdobyty miecz i wziąłem potężny zamach.
Na szczęcie zdążyłem zapanować nad sobą i zmienić tor klingi.
Ostrze świsnęło tuż nad głową INGHAMA, pozbawiając go kilku włosów i wbiło się na całą szerokość w framugę drzwi.
Jak mogłeś zostawić towarzysza na pastwę losu? – Krzyknąłem wyrywając miecz z drewna – gdzie twój honor?
Wściekły powlokłem się dalej do kwater gdzie zostawiłem łupy. Kris wsadziłem za pas.
Wolnym krokiem, gdyż nadal odczuwałem ból w nogach, udałem się do kwatery starka.
Tam elf, którego opatrzyłem i pilnowałem wcześniej, wyjaśnił wreszcie całą sytuację.
STARK powiedział, że też należy do tej organizacji.
Mi to na rękę, cała sytuacja pasuje mi idealnie.
- Jestem po twojej stronie Stark – powiedziałem
Milka^_^ [ Potępieniec ]
Deliand
Wracaliśmy w milczeniu. Zgodnie z obietnicami Aleksandry wilki towarzyszyły nam. Szedłem z kamienną twarzą
-Nie mogłem zostać i im pomóc... Moja przeszłość... Nie chcę do tego wracać...[pomyślałem]. Dlaczego on został?
Śnieg padał dalej. Droga powrotna dłużyła się. Nic szczególnego podczas drogi się nie wydarzyło. Wkońcu zobaczyliśmy stanicę. Widok taki jak zawsze, nic szczególnego na pierwszy rzut oka. Po wejściu widok ten się zmienił...
Kilka elfich trupów. Grób Torq'a. Ingham poszedł złożyć raport Starkowi. Ja rozglądałem się za Breganem. Wkońcu go dostrzegłem. Stał świeżo po tej rzezi. Podeszłem do niego
-Przyjmij mnie do swojej grupy.[powiedziałem do niego]. Jak mnie nie przyjmiesz ty, to nikt inny tego nie zrobi.
Czekałem na jego reakcję.
J0lo [ Legendarny Culé ]
Jolo - Stanica
Krzyk... krew... mord... żądza zwycięstwa. Tak można określić ostatnie starcia z elfami. Na szczęście przeyżyliśmy i to bez większych strat. Teraz muszę poprosić jakiegoś dobrego kowala aby mi wykuł shurikeny. Z pewnością się ktoś znajdzie kto będzie umiał doskonale wyważoną broń stworzyć. Khergoth myślę, że będzie najlepszy.
- Khergoth jak wyzdrowiejesz i znajdziesz czas to wykujesz mi trochę shurikenów? Widziałeś jak rzucałem na lekkim rauszu sztyletami... shurikenami potrafię lepiej.
Podeszłem do kwater gdzie znalazłem księgę z pierwszego patrolu. Jak dobrze pamiętam należała do pewnego niemiłego orka. Cóż... zobaczę co tu jest... ooo! Ciekawe, ciekawe... muszę to przestudiować. Te czary powinny mi się przydać. Wieczorem odszyfruje te pismo bo teraz jeszcze muszę przejść się do kuchni i jakąś strawę ugotować póki Inghama nie ma. Udałem się do kuchni.
W tej chwili ujrzałem Starka z elfem i podszedłem. Usłyszałem parę miłych rzeczy. Hmmm... zieloni... nigdy nie lubiłem ekologów. Tacy jacyś dziwni byli... magia? Sam się nią param i wiem, że jest niebezpieczna sama w sobie. Zorganizowane, uzbrojone. Cholera może być ciężko. Jeśli się do nich nie przyłącze najprawdopodobniej będzie źle. Poza tym chcę zakosztować nieco ryzyka. To nie to samo co do tej pory robiliśmy. Ogólne walki z zielonymi. To może być szansa aby dopomóc a przy okazji zyskać sławę i się wzbogacić.
- Parafrazując pewnego krasnoludzkiego myśliciela "Prawie pewna śmierć... mała szansa sukcesu... na co jeszcze czekamy?". Inaczej mówiąc - wchodzę w to. Trzeba nam jednak znać absolutnie wyszstko przeciw tym zielonym. W co są najczęściej uzbrojone? Jak wyglądają ich czary i jakie są ich skutki? Jak wygląda ich szyk bojowy? W jakim języku się komunikują? Co jadają? Kiedy jadają? Jak u nich wygląda rozmnarzanie? Co się gapicie? Może im poprzedziuwimy wacki i jak będą się turlać w agonii to spopiele ich.
Po wyjściu minąłem Inghama. Ten jednak posłał mi spojrzenie typu "Spieprzaj bo ci zapierdole" więc odrzuciłem możliwość dyskusji.
Po czym po godzince zakrzyknąłem.
- Panowie i droga pani! OBIAD PODANO!
Bregan a.k.a. Czapajew [ Senator ]
Bregan – stanica
Ostatni elf osunął się na ziemię…krew wypływająca z jego ran zabarwiła śnieg na czerwono. Dopiero teraz dotarło do nas, ze wygraliśmy…Nikt nie wypowiedział nawet słowa… mimo to, łzy szczęścia spływały po twarzach moich towarzyszy…
Wytarłem sejmitar w płaszcz…
Ranny elf, który dotarł do stanicy przed kilkoma dniami, podszedł do nas i przedstawił się, po czym udał się pośpiesznie do kwater Starka.
Lekko zdziwiony zachowaniem elfa, poszedłem do kuchni, zastałem tam Khergotha, który żłopał jakiś trunek. Zdjąłem skórzaną zbroję, przemyłem rany ciepłą wodą, na szczęście nie były tak głębokie, jak początkowo sądziłem. Założyłem prowizoryczny opatrunek, przemyłem twarz zimną wodą i wyszedłem kierując się prosto do komnaty setnika.
Wysłuchałem w obecności Starka i pozostałych towarzyszy opowieści elfa.
Za dużo jak na jeden dzień – pomyślałem, elf skończył opowiadać, wyszedłem z komnaty, chciałem wszystko sobie przemyśleć, poukładać…Byłem pewien, ze stanę razem z pozostałymi w szeregach Ligi Północy, mimo to czułem wewnętrzny niepokój.
Wyszedłem przed budynek, krążyłem na środku placu, nie mogąc znaleźć dla siebie miejsca, rozmyślałem, nad tym wszystkim, co dzisiaj się wydarzyło…
Nagle w bramie ujrzałem przerażonych Inghama i Delianda. Przekrwione oczy, blade twarze, ledwo trzymali się na nogach….Ingham podszedł i wyszeptał…
- Dziesiętniku chciałbym złożyć raport setnikowi w Twojej obecności.
Ruszyliśmy do chaty Starka. Byłem ciekaw, co zastali w Kamiennym Murze…Ingham otworzył drzwi do kwatery, weszliśmy razem, setnik leżał na łóżku, Taliesin opatrywał jego rany. Ingham zaczął zdawać raport, słuchałem z uwagą jego słów, miałem nadzieję, ze pośród tych opowieści znajdzie się informacja o odzyskaniu naszego ekwipunku…jednak po chwili ta informacja stała się nieważna, słuchałem zrozpaczonego Inghama z zapartym tchem…
Mówił drżącym głosem, jakby zmierzał ku jakiejś niedobrej wiadomości…nagle wykrztusił z siebie…
- Hadrian postanowił walczyć. My, my…
Nie mógł nic więcej powiedzieć. Łzy napłynęły mu do oczu, wyciągnął miecz i podał go rękojeścią Starkowi, czekał na wyrok…
Stój! – Wykrzyczałem. Oburzony setnik spojrzał na mnie zabójczym wzrokiem… To wszystko nie ma sensu, stało się….ale nie potrzeba nam więcej ofiar, odłóż miecz Inghamie, skierujesz go przeciwko naszym wrogom….jeszcze nie raz….Powoli ściszyłem głos i czekałem na reakcję Starka....
HopkinZ [ Senator ]
Obudziłem się. Wokoło panowała cisza. Widziałem tylko martwe ciała elfów i moich towarzyszy włóczących się w stronę stanicy. Ktoś tam jęknął, że zaraz niedługo odbędzie się zebranie u Starka więc sam podniosłem się na jedną nogę i ruszyłem do swojej kwatery. Poi drodze zabrałem ze sobą łuk, który znalazłem trochę wcześniej. Doszedłem do wniosku, że może się przydać.
Otarłem twarz z krwi i śniegu. Doprowadziłem się do porządku. Jak się okazało z moją nogą nie było tak źle. Owszem bolało niemiłosiernie. Nawet bardzo niemiłosiernie. Rzekłbym nawet, że bolała mnie ta noga jak cholera ale nie zmieniało to faktu, że mogłem się na niej kilka sekund utrzymać.
„Chyba jednak z moimi kośćmi nie jest tak źle”
Poszedłem do kwatery Starka. Opowieści elfa słuchałem w największej ciszy. Opowieść dobiegła końca. Aż wreszcie rozległ się czyjś głos:
„Jestem gotów walczyć i umrzeć w szeregach Ligi Północy.”
Cholera no, myślałem dokładnie tak samo jak ten facet. Zanim wszyscy się porozchodzili wstałem z krzesła i rzekłem:
„Pora wyjaśnić trochę rzeczy. Wy nic o mnie nie wiecie tak samo jak ja niewiele wiem o sytuacji, która tu była przed moim przyjściem. Jednakże setniku, możesz mieć do mnie pełne zaufania tak samo jak ja miałem do was zaufanie w czasie walki. Chciałbym także podziękować komuś komuś za to, że uratował mnie przed falą owadów. Niestety nie wiem kto zacz był jednak niech wie, że mam u niego dług życia.
Z chęcią działałbym dla Ligi Północy. Zawsze staram się stawać po stronie „tych dobrych”, a w te kilka minut potrafię odróżnić nielegalną działalność podziemną od szlachetnej walki w obronie potrzebujących.
Z chęcią także wyruszyłbym na walkę jednakże nie pozwala mi na to moja noga. Została dosyć poszturchana w czasie walki i minie trochę czasu zanim kości się zrosną.
Setniku, wiedz, że masz przy sobie kolejnego lojalnego wojownika i jestem na twoje rozkazy”
Zamilkłem... oczekiwałem tego, co zaraz miał mi odpowiedzieć Stark.
Thun [ Konsul ]
Hadrian Shiva
Stałem blokując sobą drzwi do chaty i czekałem. Czekałem z nadzieją że moi towarzysze zmienią zdanie, wtedy mielibyśmy może szansę... Nas trzech i czwórka elfów, być może wtedy ktoś z nas by przeżył. Nic... całkowita cisza nie licząc wycia wiatru i łkających elfów. Atak również nie nastąpił. Ostrożnie wychyliłem głowę przez okno i jedyne co zobaczyłem to Ona... i jej wilki. Ani śladu po mych towarzyszach... Byłem sam. Połowa mnie przeklinała ich odwagę, to że odeszli obawiając się o własne życie. Druga połowa... cóż, każdy ma swoje powody, nie mam pojęcia o ich przeszłości i o tym co ich spotkało, więc nie mogę ich oceniać... Spojrzałem na elfy i jedyne co zobaczyłem to czwórka przestraszonych, szlochających "dzieci" - całkowicie niezdolnych do walki. Nie miałem wyjścia, wybrałem co wybrałem i nie ma odwrodu. Otworzyłem drzwi i wyszedłem przed chatę z mieczem w dłoni. Jeśli mam umrzeć to umrę walcząc za swoje zasady, być może nie wypełnię swego zadania z którym tu przybyłem... Aleksandra spojrzała na mnie i wydawało mi się że w jej oczach zobaczyłem podziw. Mimo to wilki skoczyły, a ja... nie mogłem nawet podnieść miecza... byłem całkowicie sparaliżowany. Wilki przeskoczyły obok i wtargnęły do chaty. Słyszałem wrzaski rozszarpywanych elfów, wydawało się jakby trwało to całą wieczność. Tak jakby wogóle nie walczyli. Łzy bezsilności zamarzały mi na policzkach. W końcu krzyki ustały i usłyszałem za sobą warkot. Aleksandra machnęła dłonią i poczułem ciężkie uderzenie w plecy. Poleciałem w przód... w ciemność...
Ból przeszywał mi wszystkie mięśnie ciała. Nie mogę być martwy skoro wszystko mnie boli. Otworzyłem powoli oczy i zorientowałem się że jestem w jakiejś jaskini. Obok mnie płonęło ognisko, a naprzeciw niego siedziała Aleksandra. Musiała dostrzec że się ocknąłem, od razu mi powiedziała dlaczego jeszcze żyję. Byłem całkowicie skołowany... Elfy były martwe za życia? Ich dusze przepadły? Ona ich ocaliła? Nie wrócę na południe i na zawsze zostanę na północy? Co przez to rozumie? Potrzebuje mojej pomocy? Dlaczego nie powiedziała tego wcześniej... Mimo wszystko wydawało mi się że mówiła prawdę. Już sam nie wiem co myśleć, jeśli to sen to mam nadzieję że zaraz się obudzę...
- Musze zadać więc to pytanie. Czy poświęcisz się? Czy masz tyle siły by wstąpić do mnie na służbę? By w oczach wszystkich stać się przeklętym? By stać się jedyną nadzieją dla północy?... - spytała patrząc w moim kierunku jakby czekała na odpowiedź. Zamiast tego - zasypałem ją pytaniami.
- Jak długo byłem nieprzytomny?. Gdzie jestem?. Co się stało z moimi przyjaciółmi?. Czy dotarli do stanicy?. Czy mam jakiś wybór?. Co masz na myśli mówiąc że ocaliłaś elfy mimo że twoje wilki je zabiły?. Czy jeśli odmówię to pozwolisz mi wrócić do stanicy, do przyjaciół?... - przerwała mi w tym momencie.
- Przyjaciół? Takich jak ci co cię zostawili bym cie zabiła? Oczywiście będziesz mógł wrócić do tych "przyjaciół" - odpowiedziała, wymownie akcentując ostatnie słowo...
Nie odpowiedziałem, po prostu nie wiedziałem co odpowiedzieć. Miała rację, czy ktoś kto zostawia przyjaciela i ucieka ratując własne życie jest przyjacielem? Z drugiej strony znamy się raptem kilka dni, Deliand pojawił sie w stanicy wczoraj rano. Nie mam więc pojęcia dlaczego nie chcieli pomóc elfom. Okazało się że byłem nieprzytomny kilka godzin i jesteśmy w jaskini w której... mieszka. Reszta jej odpowiedzi była conajmniej... err... dość krótka... bo jak inaczej można nazwać odpowiedzi w stylu: "Tak", "Nie", "Być może". To nie ma najmniejszego sensu, a skoro straciłem kilka godzin to... cholera nie mam pojęcia jak dalego stąd do stanicy... może uda mi się dotrzeć tam przed zmrokiem...
- Możesz mi powiedzieć jak daleko stąd i w którym kierunku stoi stanica? - spytałem spodziewając się najgorszego... ku memu zdziwieniu okazało się że dotarcie do stanicy zajmie mi około 4 godzin marszu na południowy-wschód. Biorąc pod uwagę mój obecny stan będzie dobrze jeśli uda mi się dam dotrzeć przed zmrokiem... Wstałem powoli, następnie zebrałem swoje rzeczy i ruszyłem w kierunku wyjścia chcąc dotrzeć jak najszybciej spowrotem do stanicy. Cholera wie co tam teraz się dzieje. Nie zatrzymywała mnie, tak samo jak jej wilki. Zatrzymałem się u wyjścia z jaskini odwracając głowę w jej kierunku...
- Spytałaś mnie czy się poświęce, oczekując że zostawię przyjaciół w stanicy i zostanę tutaj, nie mogę...
Nadhia [ Konsul ]
Narien [stanica]
Koniec. Koniec walki.. W szkarlatnych kaluzach powstalych po ulewnym deszczu strzal lsnily ironicznie promienie slonca gdy biale sniezynki tracily swa niewinnosc topiac sie we krwi.. Zwyciestwo.. Wygralismy! Tylko co wygralismy? Zycie, tak zycie - wszyscy zyja. Jaka ulga.. To znaczy.. My zyjemy, wszyscy zgromadzeni w stanicy, co z pozostalymi? Spojrzalam w strone lasu, serce natychmiast zakryla ta dobrze znana mi mgla pelna mroku i leku.. Ze.. ze oni juz nie wroca..
Na szczescie nie bylo czasu na dlugie, niepotrzebne przemyslenia.. Zebralam wszystkie dobre strzaly, a wielu towarzyszy bylo rannych, wzielam swoj plecak i staralam sie jak najszybciej opatrzyc cierpiacym rany. Niewiele zostalo ziol.. Bede musiala niedlugo wyruszuc do lasu, nazbierac jakis zapasow... [...]
Opowieść trochę potrwa więc usiądźcie. - Dziekuje, postoje.. Nie bylam ani ranna ani wybitnie zmeczona, jedynie.. zupelnie rozkojarzona, mysli zawedrowaly daleko od pokoju, w ktorym znajdowalo sie moje cialo.. Spokojny glos elfa wkrotce jednak sprowadzil mnie na ziemie, w ciszy sluchalam jego slow.. W mojej glowie pojawilo sie wiele pytan.. Nie wiedzialam co o tym wszystkim myslec..
Nagle do komnaty wpadl Ingham.. Ingham! Coz za radosc! Juz mialam sie rzucac mu na szyje, lecz spostrzeglam, ze cos jest nie tak jak byc powinno.. Mimo to usmiechalam sie szeroko, bo szczera radosc goscila w mym sercu.
Wyszlam z komnaty, bo najwyrazniej Ingham chcial zdac raport jedynie w obecnosci dziesietnika.. Odnioslam ziola do swojej kwatery, po czym skierowalam sie do kuchni.. W koncu po takiej bitwie trzeba cos zjesc. Przechodzac kolo pokoju Starka uslyszalam przypadkowo drzacy glos Inghama Dała nam wybór walka z nią.. zpieczny powrót do stanicy..
Hadrian postanowił walczyć.. Dopiero po kilku dalszych krokach zdalam sobie sprawe z tego co znaczyly te slowa.. Momentalnie stanelam, a lzy splynely mi po policzkach..
Dibbler [ Gardło Sobie Podrzynam ]
Hadrian
Wyszedł z jaskini. Śnieg nadal sypał potwornie.
Obejrzał się za siebie. Aleksandra nadal siedziała przy ognisku, wpatrzona w płomienie. Podniosła głowę i spojrzała mu w oczy. Nie powiedziała ani słowa. Nie musiała wyczytał w nich wszystko. Tak wyglądały oczy kogoś kto właśnie stracił wszelka nadzieję. Łza spłynęła jej policzku...
Ruszył w kierunku stanicy.
Przez pierwsze kilkaset metrów odprowadzały go wilki dziewczyny.
Po trochę ponad czterech godzinach marszu. Zobaczył stanicę...
Usłyszał cichy mruk po prawej stronie...
Błyskawicznie chwycił za miecz i odwrócił się w stronę dźwięku...
Między drzewami stał wilkołak... nie wykonywał żadnych gwałtownych ruchów. Tylko patrzył... Przekrzywił głowę.
Z jego paszczy wydobyły się charczące słowa
- Głupiec... jak oni wszyscy... głupiec...
Poczym bestia rzuciła się w las... jej wycie dochodziło z coraz większej odległości.
Dibbler [ Gardło Sobie Podrzynam ]
Stanica
Stark leżał blady na łóżku z rzadka odzyskując przytomność. Taliesin bez ustanku czuwał przy nim. Wiedział bowiem że mogą to być ostatnie chwile przyjaciela.
W momencie raportu Inghama i wtargnięcia Mallego, był przytomny. Słabym głosem powiedział:
- Mój czas na północy dobiega końca. Nie w moich rękach jest ich życie i śmierć. Tę decyzje musicie podjąć sami. Hadrian był jednym z was, tak jak oni... wy zdecydujcie co się z nimi stanie...
Ponownie upadł bez przytomności na łóżko.
Taliesin popatrzył na nich ze smutkiem,
- Wyjdźcie stąd on potrzebuje odpoczynku. A wy musicie się nauczyć decydować za siebie i ponosić odpowiedzialnza swoje czyny. Nikt za was nie podejmie tej decyzji. Nikt nie może wziąć odpowiedzialności za to jak postępójecie. I proszę zdecydujcie się czy stajecie po mojej stronie...
Na dziedziedziniec pdał snieg... Ingham i Deliand stali na środku nie patrząc nikomu w twarz... Wiedzieli że ich los przestał leżeć w ich własnych rękach...
Dibbler [ Gardło Sobie Podrzynam ]
Dziś króciótko jest... ale co tu dużo mówic, niewielu z was podjeło decyzje. Wszyscy czekali na innych... nie ma innych. Sami decydujecie.
Jeden post do 22.00 jak cos to pytać w organizacyjnym.
Khe [ terrorysta lodówkowy ]
Khergoth - stanica
[kolejni kompani przylaczali sie do Ligii ale nie chcialo mi sie czekac az wszyscy sie odezwa, wyszedlem i wyszukalem sobie wsrod martwych elfow helm w lepszym stanie niz moj. Zobaczylem Inghama i Delianda stojacych na srodku placu, mieli cos niewyrazne miny, od jednego z kompanow dowiedzialem sie dlaczego. Niech zostana, jest nas coraz mniej wiec kazdy miecz sie przyda, ale raczej nie bede jakos specjalnie walczyl kolo nich, inni potrafia walczyc bedac w o wiele gorszej sytuacji niz oni byli, wiec bede sie raczej trzymal wyprobowanych towarzyszy ... o ile zechca byc w Lidze. Poszedlem do kuchni zeby zjesc cos pozadnego a potem wybralem sie do kuzni. Trzeba bylo podostrzyc topor bo jednak w czasie walki sie tepi. Zrobilem tez 6 shurikenow dla Jola, wiecej mi sie nie chcialo - cala ta sytuacja sprawila ze zrobilem sie strasznie senny, musialem sie wyspac. Poszedlem do kwatery i polozylem sie na pryczy. Zasnalem]
Gambit [ le Diable Blanc ]
Eldirth Black (stanica)
Dokładnie wysłuchałem Taliesina. Po tym jak skończył mówić wstałem i skierowałem się na plac. Słyszałem jeszcze jak niektórzy deklarują swoje przystąpienie do Ligi. Poszedłem do swoich kwater i usiadłem na łóżku. Przemyślałem wszystko...Co ja tu robię, jaki jest tego cel, jakie będą konsekwencje poszczególnych wyborów. Po dłuższym czasie wiedziałem już co zrobię.
Założyłem zbroję, zabrałem łuk, kołczan strzał i miecz. Zapakowałem żywność i wodę na kilka dni. Narzuciłem na siebie ciepły płaszcz. Na szyję założyłem swój wisior. Wyszedłem z kwater i skierowałem się ku bramie stanicy. Kiedy do niej dotarłem odwróciłem się i spojrzałem na plac apelowy. Nieliczne promienie słońca odbijały się w odlanym w srebrze płonącym krzyżu. Uśmiechnąłem się krzywo, odwróciłem i wyszedłem ze stanicy.
Milka^_^ [ Potępieniec ]
Deliand - stanica
Stałem na środku placu. Nic ... sztywny. Stałem tak chwilę potem przeszedłem się do kuchni, zjeść coś. Po posiłku wyszedłem i zobaczyłem kogos stojącego na placu.
-Czy coś się tu ostatnio wydarzyło?
Stałem czekając na jego odpowiedź. Zastanawiałem się gdzie jest Hadrian. Czy Aleksandra go ukatrupiła? Sam tam został na własne życzenie. Nikt go do tego nie zmuszał. Nie musiał zostawać...Mógł iść z nami. Przeszedłem się dalej wokoło placu z głową spuszczoną w dół i myślącą.
Ingham [ Konsul ]
INGHAM (stanica)
Kiedy kończyłem wokół mojej osoby rozpętało się istne piekło. Ktoś spróbował ciąć mnie w głowę mieczem, nie zdziwiło mnie to nie mogłem liczyć na honorowe traktowanie, przecież Oni tam nie byli, Oni podejmowali decyzje pod wpływem impulsu, bez zastanowienia. Liczyłem sekundy, kiedy moja pierś zakryje się krwią, ale nic takiego nie nastąpiło. Odezwał się za to elf siedzący koło łóżka Starka, wraz z nim usłyszałem krzyk Swojego Dziesiętnika.
Stark podał mi miecz, elf polecił wyjść.
Zbyt dużo krwi już przelałem, zbyt wiele złych decyzji, moje życie to ciągłe błądzenie, komu tak naprawdę powinienem służyć. Dlaczego cały czas podejmuję niewłaściwe decyzje? Tutaj przynajmniej czułem się jak, jak…
W drzwiach minąłem Jola, szybko usunął się mi z drogi. Cóż mogłem nie wyglądać na pokojowo nastawionego.
Podszedłem do Narien. Nie wiedziałem jak to wszystko powtórzyć, jak zacząć. Łzy płynące z jej oczu…
-Hadrian prosiłby Ci to przekazał.
Wisiorek powędrował do niej. Czułem się jakby mały głaz spadł z mojej duszy.
Jeden, ale takich mam na sobie tysiące, tak jak tysiące istnień ludzkich.
Powoli szedłem na środek placu apelowego. Jeden krok, odpiąłem kołczan, powoli spadł z moich barek. Drugi, skórzana przemoczona zbroja już nie tak szybko, ale zsunęła się. Pozostałem w koszuli. Pod nią coś paliło mnie niemiłosiernie.
Koniec ucieczki, koniec paktów z diabłem, czy bogiem, niechcę więcej w ich imieniu zabijać.
Minąłem kogoś, czyja twarz wydała mi się znajoma. Kogoś, kogo znałem, on pewnie mnie nie. Kogoś, kogo…
Dosyć, koniec, nigdy więcej.
Krok za krokiem, coraz bliżej grobu Torqu. W bramie stanicy stał Eldrith Black. Na jego szyi wisiał znak Inkwizycji. Patrzył na mnie ja na niego uśmiechnął się krzywo. Lekko spuściłem głowę.
On wiedział, ja wiedziałem. To nie była Nasza walka. Nie cholera nie tak, On zrozumie w końcu, że to Nasza walka, Nasza i tylko Nasza nie Naszych panów, nie ich. Ja zrozumiałem, wykorzystano mnie, ale wykorzystano mnie ostatni raz.
Deliand stał obok mnie. Spojrzałem na niego.
- Słuchaj polubiłem Ciebie, będzie z ciebie dobry wojak, ale teraz spierdalaj z tego miejsca, żeby cie ktoś nie trafił mieczem w głowę. JA nie wiem czy ujrzę dzisiejszy zachód słońca.
Taka jest moja decyzja, oby los był łaskawy.
Stałem na środku placu apelowego, bez zbroi, miecz wbiłem w ziemie, odsunąłem się od niego. Powoli zacząłem odpinać koszulę.
Losie to moja spowiedź, to może ostatnie moje słowa. Przed oczami miałem Nithilgorskie Lasy za mną płonął krzyż, mieczem wskazałem wojsku kierunki uderzenia. Powoli schodziły w kierunku ostatniego bastionu elfów we wschodniej Marchii. Obok stał Baron, był dumny pokonał wroga. Nade mną powiewał sztandar.
Koszula zsunęła się z moich barek. Na klatce piersiowej płonął ogień a w jego środku stał krzyż. Krzyż płonął. Podobnie jak ten na sztandarze.
Czekałem na wyrok. Kamienie posypały się z mej duszy. Pierwszy raz czułem się wolny i czysty. Niech Ci ludzie mnie osadzą.
J0lo [ Legendarny Culé ]
Jolo - Stanica
Od Khergotha dostałem sześć shurikenów. Miło z jego strony. Znalazłem coś w kuchni na dobry sen i podałem mu w formie gorącego napoju ażeby wypił i niech śni spokojnie. Teraz trzeba iść coś ladnego wykombinować dla Narien bo bardzo pomogła przy starciu.
Wyszedłem znaleźć jakąs ładna zbroję skórzaną. Ta którą dostałem od wojska nie umywała się do porząnej, elfickiej. Dobrze, że celowałem po gardłach i kilku nie uszkodziłem. Aaaahhh... idealnie pasuje! No, no, no... z tego może być nawet przyzwoity substytut mojej. Jeszcze ten elf miał niezły miecz to go wziąłem. Pozbierałem także sztylety do rzucania. Zdecydowanie przydadzą się.
Wtem zauważyłem, że Ingham rozpina koszulę. To co się ukazało moim oczom nie było najpiękniejsze. Krzyż Inkwizycji... nagle przed oczyma przemgnęło mi całe życie. Uwarunkowane więzieniem. Wiedziałem, ze Ingham już czuje skruchę. Żałował. Z pewnością tym razem chciał nam dopomóc. Szkoda tylko, że poza mną nikt tego nie czuł tak wyraźnie ale wiadomo - magia wyostrza pewne zmysły. Osłupiały myślałem czy nikt tego jeszcze nie widział poza mną i Deliandem. Podszedłem do Delianda i powiedziałem.
- Spróbój ograniczyć jakoś ten widok. Postaram się z nim pogadać.
Podszedłem do Inghama
- Ingham. Słuchaj chłopie nie ma co robić scen. Mówię ci to jako, że chyba ja najbardziej... może poza Torq... jestem tutaj skrzywdzony przez Inkwizycję. Chyba bo inni nie wykazują tutaj chęci podzielenia się podobnymi przeżyciami. Popatrz...
*podwinęłem rękaw a zza niego wyłonił się odwrócony krzyż - znak więzień Inkwizycji*
- Widzisz? Dobrze to teraz zrozum, że ja nie mam do ciebie niczego. Sam w sumie też byłem pewnego rodzaju wtyczką. Nie jestem może z tego dumny ale tak było... dawno temu.
Rozsiadłem się obok niego wygodnie bo historia miała być długa.
- Kiedy jeszcze byłem młodym elfem, moja matka lubiała wychodzić z Podziemia abym przypatrzył się słońcu. Niestety pewnego dnia... oni przyszli. Niestety, nikt z mojej osady nie przeżył a mnie wzięto do niewoli. W pewnych kręgach mówią, że sam odszedłem. Hmmm w pewnym sensie to racja. Gdy już wżawa opadła a Inkwizytorzy dobijali rannych zauważyli mnie. Spytali czy nie chciałbym pracować dla nich. Zaprzeczyłem. Niestety drugą możliwością była śmierć. Za młody byłem żeby taką męską decyzję podjąć. Pojechałem z nimi do ich kwater. Tam zebrałem w sobie tyle tylko odwagi ile miałem i na pierwszy rozkaz misji powiedziałem, że nie idę. Zaprowadzono mnie do sal tortur gdzie wyduszono ze mnie ostatnie chyba krople krwi i łzy. Miałem nadzieję, że nie przeżyję. To jednak się nie stało. Na moje nieszczęście. Pewnego dnia miałem pewne dziwne zajście. Siedziałem w celi i myślałem. Z każdą myślą byłem bliżej gniewu. W pewnym momencie myślałem czy by nie wyrazić swej dezaprobaty w inny sposób. Zacząłem krzyczeć. W kulminacyjnym momencie poczułem jak moje usta same wymawiają inkantację. Potężna kula ognia wystrzeliła w przeciwległą celę. Całe Inkwizytorium na nogach. Ugasili ale... bez ofiar się nie obyło. Zmarli głównie więźniowie. Za to inkwizycja już wiedziała jak unieszkodliwić mój dar. Wytatuowali mi standartowo krzyż, który jednak miał niwelować każdą magię która wychodziła ze mnie, a gdy ostatecznie zgodziłem się na współpracę byłem wykończony... ale żywy. Misja opierała się na tym aby skontaktować się z elfami i zostawiać tam nadajniki magiczne. Szczerze nienawidziłem tego ale myśl powrotu do sal tortur była silniejsza. Mogłem oczywiście uciec ale przecież każdemu w tatuażu implikują nadajnik. Nie miałbym szans. Toteż chodzilem jak czarny pies, jak omen po osadach elfickich. W pewnym momencie jednak się to załamało. Wróciłem do swej macierzystej osady. Byłem tak wzruszony, że nie zdarzyłem uciec na czas z niej. Masakra była straszna. W pewnym momencie jak dostałem cięcie od jednego z elfów... całkiem słuszne, to myślałem, że to koniec. Niestety żyłem a Inkwizycja uznała mnie jako zmarłego. To był jedyny pozytywny aspekt tej masakry. Później wyjechałem. Wiedziałem, że prędzej czy później stanie siętak, że mnie wykryją. Pojechałęm więc w góry. Majestat najwyższych szczytów i ich osławionych mędrców. Mędrców którzy mi pomogli. Przede wszystkim wyjęli ze mnie nadajnik. Nie powiem żeby to było przyjemne ale zadziałało. Później okazałem pewną dozę talentu i tak zostałem nauczany przez mistrzów dzikiej magii. Niestety jak zapewne wiesz moja wiedza nie jest pełna. pewnego dnia gdy uczyłem się czaru przyzwania skumulowana we mnie magia zrobiła mi małego psikusa... właściwie to nie małego i nie psikusa lecz dużego psikutasa. Zamiast potwora pojawiła się Brama. Brama prowadząca do innego wymiaru. Z osłupienia mistrzowie próbowali zamknąć bramę. Niestety została zamknięta. Czemu niestety? Bo zdążył przejść przez nią Bies...
Wzdrygnąłem się. To wspomnienie było bardzo bolesne.
- Tak Bies. Walka była mordercza. Bies szponami zabijał. Od jednego cięcia. Mistrzów było niewielu. Uczniów niewiele więcej. Walka trwała a ciągle nas ubywało. Wtem z nikąd pojawiła się Inkwizycja. Jak się dowiedziałem później wyczuła magię tego stworzenia i zajęła się z nim. Wtedy widziałem to co potrafią robić Inkwizytorzy. W niecałą godzinę zniszczyli Biesa. Niestety później upomnieli się o mnie. Wtedy już nie wytrzymałem. Strach, gniew - to zaowocowało w czymś czego nie zamierzałem. Magia rozdarła Inkwizytorów. Niestety razem z nimi do krainy wiecznie świeżego chleba poszli i mistrzowie razem z uczniami. Wiem tyle, że Mistrz Juha's powiedział przed odejściem, że to był kawał pięknej magii.. jakoś to mnie nie pocieszyło. Odeszłem. Później mniej wiecej pdróżowałem z różnymi awanturnikami. Wykorzystując to czego mnie nauczyła Matka z Ojcem czyli skradania się oraz rzucania i dźgania sztyletem w połączeniu z magią wzbogaciłem się. Wstąpiłem tutaj żeby odpokutować w pewnym sensie przeszłość. Przeszłość która w chwili obecnej nie ma znaczenia.
Odwróciłem twarz do ziemi. Jedna samotna łza spadła na nią.
- Wybacz... rozmazałem się jak baba. Musisz jednak zrozumieć, że tutaj nie liczy się twoja przeszłość. Tu liczy się to czy pomagasz nam przetrwać... czy jesteś znami? Jeśli nie to wybacz... sam dopełnię egzekucji lecz wiedz, że kolejnego elfa nie mam zamiaru z powodu Inkwizycji zabijać.
Czekałem na jego decyzję...
paściak [ z domu Do'Urden ]
Roland - Stanica
Pokonalismy ich. Nie bylem z tego dumny, poniewaz nie wiedzialem czy walczylismy w slusznej sprawie. Z cial nie zabralem niczego. Nie wiem czemu. Stalem tak i patrzylem na ciala tych elfow i czerwony kolor mojego miecza. Mialem tylko nadzieje ze Stark wiedzial co robil prowokujac to starcie...
Wszystko zmienilo sie po opowiesci tego elfa - Taliesina. Poczulem sie dumny. Dumny z siebie, tej kompanii i wszystkich tych ktorzyy wyrazili chec przylaczenia sie do Ligi Polnocy. Ja decyzje podjalem juz zanim Taliesin skonczyl co mial do powiedzenia.
-Jestem z Wami! *powiedzialem na glos i wyciagnolem swoj miecz do gory*
Wiedzialem czym to grozi, jakie to niebezpieczne, niepewne, niemadre mozna by rzec kierujac sie rozumem. Ale jakie szlachetne! Czy cale zycie wlasnie tego szukalem? Nie wiem. Wiem tylko ze umierajac w takiej sluzbie poczuje sie czlowiekiem spelnionym. I nie poczuje zalu ani nie bede sie niczego wstydzil.
W takim przekonaniu i podniesiona glowa udalem sie do kuchni aby cos zjesc i napic sie czegos. Zylem.
Bregan a.k.a. Czapajew [ Senator ]
Wyszedłem na plac, Khergoth i Mally zbierali łupy po martwych elfach… Wątpię, żebym znalazł wśród tego pośledniejszego ekwipunku coś dla siebie, ale z czystej ciekawości przeszedłem się na ciałami zabitych. Zwykłe skórzane zbroje, średniej jakości miecze…nic, kompletnie. Towarzysze ze stanicy rzucili się jak hieny, szczególnie Mally, który niósł więcej niźli sam ważył…Nic się z nim nie zmarnuje – pomyślałem….
Od czasu opuszczenia chaty Starka obserwowałem Eldirtha, zachowywał się nadzwyczaj dziwnie, był wyjątkowo spokojny, bez słowa opuścił komnatę, przygotował ekwipunek, ubrał się grubo…odchodził. Eldirth, który przez ten cały czas świetnie odgrywał swoją rolę…pierdolony szpieg. Wszystko na to wskazywało, nie miałem żadnych wątpliwości, co do tego, ze ten człowiek jest wysłannikiem Inkwizycji, być może nawet zabił Torqu.
Stanął w bramie, odwrócił się, spojrzał na plac apelowy, spojrzał na pozostałych….szyderczy uśmiech wymalował się na jego twarzy, ostatni raz spojrzał na stanicę, po czym odszedł w stronę lasu…
Ingham stał na placu, przesycony nienawiścią, wszystkie złe uczucia kotłowały się w nim, spoglądał przez chwilę na Eldirtha….spoglądał na niego jak na ostatniego łajdaka…Wiedział, ze nie był lepszy, wiedział, ze zostawił Hadriana, że został wykorzystany – był pionkiem w wielkiej grze. Uświadomił sobie to teraz, ile zła mógł wyrządzić krocząc tą ścieżką…Widziałem, ze czuł się wolny, zachował się wobec nas w porządku, czekał na wyrok, wziął odpowiedzialność na siebie…
Przerażony Deliand, który stał przed chwilą obok Inghama, zrobił kilka kroków wstecz wstecz spoglądał z pogardą i jednoczesnym niedowierzaniem na elfa. Pierwszy podszedł Jolo, zaczął opowiadać. Wszyscy stali w osłupieniu i słuchali opowieści snutych przez maga. Jego oczy coraz bardziej się szkliły, w końcu łza spłynęła mu po policzku…
Podszedłem do Jolo i Inghama…
Dość tych scen! – wykrzyczałem – niepotrzebne nam są dodatkowe trupy! Za dużo krwi zostało przelane, wszystko przez jedną pierdoloną organizację! Czy musimy tworzyć konflikty we własnej grupie? Mało macie wrogów? Mało walki? Popatrzcie na niego…
Wskazałem palcem na Inghama….
Czy nie widzicie, że żałuje? Żałuje swojego dotychczasowego życia…Uświadomił sobie, co zrobił, każdy popełnia błędy, tym razem zdarzyło się to akurat jemu. Następni możecie być równie dobrze wy. Mam nadzieję, że Ingham nie popełni więcej takiego błędu, ja jako dziesiętnik widzę go dalej w mojej grupie, a jeśli ktokolwiek odważy się podnieść na niego miecz, to tak jakby podniósł go na mnie…
Podszedłem do Inghama, położyłem dłoń na jego ramieniu…
Jesteś z nami? – zapytałem…
Vinny [ Konsul ]
Valacar – Stanica
Gdy wychodziłem z kwatery Starka spojrzałem w jego oczy. Zobaczyłem w nich wielkie zmęczenie. Zmęczenie życiem. Śmierć zaczynała się po niego upominać. On nie może umrzeć. Nie teraz. Kto nas poprowadzi? Kto stanie na czele naszej Kompanii?.
Wyszedłem na plac. Odruchowo skierowałem się w kierunku stosu poległych elfów. Postanowiłem wziąć jeden z łuków. Nie był może najlepszy, ale nie miałem innego. Swój stary zgubiłem w Kamiennym Murze. Przeglądałem jeszcze miecze, ale nie znalazłem nic, co mogłoby zwrócić moją uwagę.
Zobaczyłem Eldirtha, z pełnym ekwipunkiem, kierującego się w stronę bramy Stanicy. Co on do cholery robi?. Odwrócił się. Uśmiechnął się szyderczo. Przez chwilę chciałem do niego podbiec, zatrzymać go. Ale coś mnie zatrzymało. Czy to możliwe, że cały czas mieliśmy tutaj szpiega? To może on zabił Torqu. Czy służył Inkwizycji?
Eldirth wyszedł. Było już za późno by go zatrzymać. Straciliśmy kolejnego członka Kompanii.
Ingham stał na placu. Ściągnął koszulę. Czekał na wyrok. Obok niego stali już Jolo i Bregan. Podszedłem do nich. Jolo opowiedział o swoim dzieciństwie. Nie miał łatwego życia. Bardzo się wzruszył. Łza spłynęła po jego policzku.
- Dobrze Cię rozumiem, Jolo. Inkwizycja zabiła moich rodziców, gdy miałem dziesięć lat. Pewnego dnia poszedłem do lasu. Gdy wróciłem moja wioska stała cała w płomieniach. Nie zostało nic. Nie było śladu po moich rodzicach. Od tamtego czasu tułam się po świecie. Nigdy nie założyłem domu, rodziny. Zawsze bałem się, że stracę wszystko jak wtedy… - głos mi się załamał. Łzy napłynęły mi do oczu.
Po chwili uspokoiłem się i zwróciłem się do Inghama:
- Dziękuję, że poszliście za nami do Kamiennego Muru. Szkoda, że to wszystko tak się skończyło.
Odwróciłem się w stronę bramy. Łudziłem się, że Eldirth zaraz wróci.
MaLLy(R) [ Ghoul's Shadow ]
MaLLy (stanica)
Po wyjściu od Starka swe kroki skierowałem do kuchni, trza się wreszcie pokrzepić.
Po obfitym posiłku udałem się ma plac. To, co ujrzały me oczy już mnie nie dziwiło.
ELDIRTH opuszczał stanice na jego piersi było widać krzyż inkwizycji.
- Ki demon… i ja mu w walce pomagałem i opatrywałem jego rany. Najwyraźniej nie można ufać tu nikomu. – Pomyślałem.
Wziąłem łuk do rąk napiąłem cięciwę i posłałem strzałę w jego kierunku. Nie celowałem, nie zależało mi na tym, po prostu tym gestem wyraziłem mu, że nie jest tu mile widziany.
Mam nadzieje, że dopadnie go JERIEL bądź panna z wilkami.
Po chwili na placu rozegrała się inna, ciekawsza scena.
INGHAM wyznał wszystkie swoje winy, po czym usłyszałem historię życia JOLA.
Podszedł do nich BREGAN i zaczął się drzeć.
(on za bardzo w czuwa się w swą rolę, niedługo będzie gorszy od STARKA)
Poszedłem wiłem zamach chciałem uderzyć INGHAMA, ale cofnąłem rękę. Wyrwałem z ziemi wbity miecz INGHAMA. Podszedłem do niego, spojrzałem mu głęboko w oczy, podniosłe miecz i… podałem mu go do rąk.
- Za mało nas tu jest byśmy się nawzajem wykańczali – odezwałem się.
Po czym odszedłem.
Po raz drugi tego dnia go oszczędziłem. Elf, zawsze będę miał do nich mieszane uczucia.
Mam nadzieję, że STARK przeżyje, bo kto będzie nami dowodził?
TALIESIN? BREGAN ?
Idę pocieszyć NARIEN, rozmowa z nią powinna i mnie uspokoić…
HopkinZ [ Senator ]
Xanatos El'tan (stanica)
To było pewne, przez resztę swojej najbliższej przyszłości będę na usługi Starka oraz Ligi Północy. Cieszyłem się tym. Wreszcie jakieś oderwanie od przeszłości. Wreszcie oderwanie od starych dziejów. I może wreszcie odnajdę Ich.
Po spotkaniu udałem się do kuchni. Dopiero wtedy uświadomiłem sobie jak bardzo jestem głodny. Spałaszowałem chyba z połowę lodówki zanim się najadłem. Wypiłem także sporo wody. Zmieniłem ubrania i pokuśtykałem na dwór w stronę latryny.
„Echhh, latryna. Wolałbym tam chyba nigdy nie wracać.”
Wyszedłem na dwór. Spostrzegłem dwójkę ludzi rozmawiających ze sobą. Ktoś inny kierował się w stronę bramy.
„Nie znam tych ludzi., Tylko z nimi walczyłem ramię w ramię. Jednak nie sprawiło to, że muszę się interesować ich życiem. Nie znam ich i jak na razie pozostanę wobec nich obojętny.’
W latrynie zrobiłem co trzeba i udałem się na powrót do mojej kwatery. Mimo sporego bólu udało mi się trochę zdrzemnąć. Czułem jak z każdą chwilą powracają mi siły.
Teraz całym sercem skupiony byłem na mojej nodze. Pomocnik Starka cały czas go opatrywał...
Wyruszyłem do kwatery przywódcy. Zapukałem ostrożnie i otworzyłem drzwi.
„Witam i przepraszam, że przeszkadzam. Taliesinie , miałbym do ciebie wielką prośbę. Byłbyś może w stanie choć częściowo wyleczyć mą potrzaskaną nogę?”
Czekałem w skupieniu na odpowiedź...
Nadhia [ Konsul ]
Narien [stanica]
Ktos na dziedzincu opowiedzial o tym co stalo sie w wiosce, dlaczego Hadrian nie wrocil.. I nawet gdy juz przestal mowic ja wciaz tkwilam bezmyslnie na dziedzincu.. Bez checi i sily do zrobienia jakiekolwiek ruchu..
Po jakims czasie pojawil sie Ingham.. Podszedl do mnie bez slowa, przez lzy spojrzalam w jego oczy.. Zobaczylam ogromny bol, wyrzuty sumienia.. Probowalam sie jakos uspokoic, odezwac do niego.. Hadrian prosił bym Ci to przekazał - powiedzial cicho.. Podal mi jego lancuszek, byl lodowaty.. Zacisnelam go w piesci i wybuchlam placzem z podwojna sila.. Nie bylam w stanie nawet mu podziekowac, oparlam sie o kamienny mur i plakalam z zakryta twarza w dloniach..
Po chwili uslyszlam jakies krzyki.. Z wysilkiem spojrzalam na Inghama.. Mial ogromna rane na brzuchu.. Nie.. To lzy zamazywaly mi pole widzenia .. Do blekitnego nieba! Krzyz inkwizycji! To prawda czy moze juz postradalam zmysly? Moze to wszystko mi sie sni? Hm? Nie.. prawda.. Natychmiast przestalam plakac, otarlam lzy i podeszlam blizej. Wiedzialam, ze Ingham jest szczery w tym momencie i chce oczyscic sie z win.. Nie moglam pozwolic na to, by ktos zamordowal go teraz.. Lecz pierwszy podszedl do niego Jolo i zaczal opowiadac historie swojego zycia.. Nie spodziwalam sie czegos takiego.. Wzruszyl mnie do glebi.. To za duzo jak na jeden dzien - pomyslalam..
Slyszalam jak Bregen pyta Inghama - Jesteś z nami? , spojrzalam na niego, nie musialam nic mowic, moje oczy wyrazaly to same pytanie.. Czekalam.. Tak bardzo nie chcialam ogladac juz wiecej przelanej krwi tego dnia..
Thun [ Konsul ]
Hadrian Shiva
Przez całą drogę w kierunku stanicy me myśli zaprzątał smutek na twarzy Aleksandry gdy opuszczałem jaskinię. Powoli zaczynałem żałować swej decyzji, zastanawiałem się czy nie zawrócić. Nie mogłem zawrócić, kto wie co teraz działo się w stanicy, wszyscy pewnie myśleli że nie żyję. Może to i nie byłoby takie złe? móc zacząć wszystko od początku, niektórzy wiele by oddali za taką szansę. Jednak chyba brakowałoby mi tego wszystkiego. Ostatnie promienie słońca znikły za górami, powoli robiło się ciemno. Wyszedłem na skraj lasu, mym oczom ukazała się stanica. Zatrzymałem się i zastanawiałem się czy nie zawrócić... Usłyszałęm cichy mruk po prawej, miecz błyskawicznie znalazł się w mej ręce i odwróciłem się w kierunku z którego nadchodził dźwięk. Między drzewami zobaczyłem czerwone ślepia besti wilka.. nie, to nie był wilk lecz wilkołak. Nie skoczył na mnie, patrzył na mnie swoimi czerwonymi ślepiami przekrzywiając głowę. Usłyszałem jego charczący głos...
- Głupiec... jak oni wszyscy... głupiec...
... po czym bestia rzuciła się w las. W pierwszej sekundzie chciałem rzucić się za nią, lecz to nie byłoby zbyt mądre. Zapadała noc, a to czyniłoby ze mnie doskonały cel. To wilki i im podobne były panami nocy, a może i dnia?. Wycie besti było coraz mniej słyszalne, musiała być coraz dalej stąd. Odwróciłem się w kierunku stanicy, nikt nie zapalił jeszcze pochodni na murach. Ruszyłem powoli w jej kierunku naciągając na głowę kaptur i zasłaniając twarz przed wiatrem. Niebo było bezchmurne i błyszczały na nich tysiące gwiazd, księzyc świecił jasno oświetlając drogę. Zatrzymałem się na chwilę przed mostem prowadzącym do stanicy i obejrzałem się w kierunku lasu. Wydawało mi się jakby ktoś mnie obserwował, ale to pewnie efekt przemęczenia. Nie zauważyłem żadnych wartowników na murach, brama wciąż była szeroko otwarta. Ruszyłem wolno przed siebie, deski mostu skrzypiały pod moimi nogami. Przeszedłem przez bramę, wróciłem...
Dibbler [ Gardło Sobie Podrzynam ]
Dziś aktualizacja trochę inna...
Fajnie że sobie pogadaliście o swoim dzieciństwie. Fajnie że połaziliście sobie po stanicy i pogadaliście... A teraz może zaczniecie działać i podejmiecie jakieś decyzje co robić dalej. Ja nie będę wysyłał kolejnych wykombinowanych zagrożeń, póki nie zdecydujecie co robicie.
Stark jest nie przytomny a Taliesin siedzi przy nim.
Gambitč dla mnie rewelacja. Możesz wrócić i postrzelać do wszystkich z łuku jak będą się zastanawiać co robić...
Hopkinzč Taliesin usztywnia ci nogę dwoma kijami i bandażem.
Thunč Dochodzisz do stanicy.
Dowolna ilość postów do 22.00.
Mam nadzieję że przy dyskusji coś ustalicie... wszystko w waszych rękach.
Bregan a.k.a. Czapajew [ Senator ]
Bregan – stanica
Stanica w chłodny zimowy dzień wydawała się posępnym miejscem, na placu pustki, dwóch wartowników zasypywanych przez śnieg siedziało na murze i oczekiwało, że coś się wydarzy…nic, była to wyjątkowo spokojna noc. Wszechobecna cisza. Od czasu do czasu słychać było wycie wilków…ale nikt już nie zwracał na to uwagi, wszyscy zdążyli się do tego przyzwyczaić… Siedzieliśmy wewnątrz stanicy…nikt nic nie mówił, rozmyślaliśmy, co dalej… Ogień w kominku wolno dogasał, wrzuciłem kolejny kawałek drewna, po czym wyszedłem na zewnątrz, potrzebowałem chwili samotności, krążyłem bezmyślnie po placu…odwróciłem twarz na srebrzystobiały księżyc…wpatrywałem się tak i rozmyślałem…Wiele pytań zaprzątało moją głowę tej nocy, rozmyślałem nad losem Eldirtha, co takiego zrobił? Czy naprawdę był szpiegiem inkwizycji? Postanowiłem… Jutro wyruszam, muszę wyjaśnić z nim kilka spraw, nie można tak tego pozostawić…ruszam za nim w pościg, jeśli faktycznie był z Inkwizycji postaram się o to, żeby za to zapłacił… Jeśli nie, chciałbym z nim porozmawiać…Muszę się z nim zobaczyć… Wycie wilka przerwało moje rozmyślania, chłodny północny wiatr smagał moją twarz… Wszedłem do środka, grobowa atmosfera panowała w całej stanicy…
- Zajmijcie się Hadrianem. Jutro o świcie wyruszam w pościg za Eldirthem, potrzebuję dwójkę chętnych ludzi… Kto idzie ze mną?
Zdziwione twarze nie wyrażały zbyt wiele, pozostawiłem ich samych sobie z tą myślą…
- Jeśli jest ktoś chętny na tą wyprawę, niech jutro stawi się nad ranem w mojej komnacie… Teraz udaję się na spoczynek. Dobranoc…
Ingham [ Konsul ]
Udarzcie wreszcie, skończcie to, chyba nienawidzicie Inkwizycji.
Klęczałem na jednym kolanie na placu apelowym, głowa spuszczona, oczy przymknięte.NAgle usłyszałem Jolo, mówił długo i dużo bolesne fragmenty jego życiorysu były podobne do moich. Potem kolejne słowa, kolejnych Braci z Wolnej Kompanii. Aż wreszcie głos Dziesiętnika. NAgle moje serce drgnęło, chcieli wyruszyć po Eldritha. Wiedziałem co będę musiał zrobić. Podniosłem głowę. W sam raz na czas aby odebrać mój miecz z rąk MAllego.
- To cholernie niebezpieczne ścigać Imperialnego Zabójcę, zastanów się dziesiętniku.
Słońce powoli wędrowało za horyzont. Może jednak zobaczę jego zachód.
- Tak jestem z Wami Bracia.
Nie wierzyłem że zwykłe słowa mogą przynieść tyle ulgi i radości.
Thun [ Konsul ]
Hadrian Shiva
Wróciłem... na placu było pusto, nie licząc chodzącego w kółko Bregana i wałęsającego się bez celu Mallego. Więc jednak wrócił z wioski. Ruszyłem w kierunku pomieszczenia Starka nie zwracając na niego większej uwagi. Już chciałem otworzyć drzwi gdy usłyszałem głos Bregana
- Zajmijcie się Hadrianem. Jutro o świcie wyruszam w pościg za Eldirthem, potrzebuję dwójkę chętnych ludzi... Kto idzie ze mną?
...słysząc to zastygłem w bezruchu, odwróciłem się spoglądając w jego kierunku. Gdyby wzrok mógł zabijać - ktoś byłby już martwy. Zacisnąłem pięści i nie odezwając się ani słowem skierowałem się do pomieszczenia naszej kompani. Uchyliłem lekko drzwi i wślizgnąłem sie do środka. W pomieszczeniu było prawie pusto, w kominku nie płoną ogień przez co było dość chłodno. Ingham siedział ze spuszczoną głową na jednym z łóżek pogrążony w myślach i nawet nie zareagował gdy przymykałem drzwi. W innym łóżku spała otulona kocem Narien. Ruszyłem cicho w kierunku kominka aby go rozpalić. Gdy przechodziłem obok Inghama ten nawet nie zareagował. Podszedłem do kominka i zacząłem rozpalać w nim ogień. Suche drewno zajęło się szybko płomieniem i po chwili w pomieszczeniu zaczęło się robić coraz cieplej. Byłem zmęczony i przytłoczony tym wszystkim co się dziś wydarzyło. Chciałem paść na łóżko i zasnąć ale... miałem jeszcze coś do zrobienia. Zauważyłem że Narien ściska w dłoni naszynik o którego przekazanie prosiłem Inghama, jej oczy były czerwone od łez. Nie miałem odwagi jej budzić. Podeszłem do wciąż siedzącego ze spuszczoną głową Inghama kładąc mu rękę na ramieniu.
- Dziękuję że zrobiłeś to o co prosiłem... - powiedziałem cicho nachylając się nad jego szpiczastym uchem. Po tych słowach Ingham momentalnie zesztywniał i odwracając powoli głowę spojrzał w moim kierunku. Krew odpłynęła mu z twarzy, wyglądał tak jak by zobaczył ducha. Poderwał się z łóżka odskakując w tył. Uśmiechnąłem się tylko do niego i przyłożyłem palec do ust sugerując by się nie odzywał...
- Musimy porozmawiać... na zewnątrz lub rano... - powiedziałem szeptem, wskazując na śpiącą Narien - nie chcę jej budzić i tak chyba płakała przez cały wieczór. Znajdziesz mnie na zewnątrz.
Wyszedłem na zewnątrz, na placu nie było już Bregana, jego cholerne szczęście. Wspiąłem się na mur, usiadłem wygodnie i zacząłem wpatrywać się w las...
MaLLy(R) [ Ghoul's Shadow ]
MaLLy stanica
NARIEN mnie zignorowała…
A ja chciałem ja tyko pocieszyć… Najwidoczniej ma do mnie jakąś urazę…
Szwędałem się po placu gdy, zobaczyłem w bramie znajomą sylwetkę, to był HADRIAN.
A jednak przeżył. Chciałem z nim porozmawiać, ale on pospiesznie udał się do kwater.
Po pewnym czasie usłyszałem głos BIEGANA:
- Zajmijcie się Hadrianem. Jutro o świcie wyruszam w pościg za Eldirthem, potrzebuję dwójkę chętnych ludzi… Kto idzie ze mną?
- Jeszcze się pytasz??? – Odpowiedziałem - Z radością będę ścigał tego zdrajcę!.
Z braku ważniejszych zajęć usiadłem na murze (ktoś musi być na warcie), zacząłem czyścić zbroję rozglądają się po okolicy zauważyłem HADRIANA, Postanowiłem wyjaśnić z nim kilka spraw…
- Jak ci się udało przeżyć? - Zapytałem – I kim jest ta dziewczyna z wilkami, o której wspomniał INGHAM w raporcie. I gdzie do Demona ona się ukrywa?
Ingham [ Konsul ]
INGHAm- stanica
Powoli zaczynałem dochodzić do siebie. Nic nie wydarzyło się. Głowa ciągle była na swoim miejscu. Stałem na środku placu. Ludzie ze stanicy przechodzili koło mnie. Widziałem zrozumienie w ich oczach. Trzeba działać, podjąłem decyzje. Powolnym krokiem ruszyłem w kierunku kwatery Dziesiętnika. Wszedłem do środka. Widziałem jak Bergan powoli szykował broń, jak przygotowywał się do pościgu, na jego twarzy malowała się determinacja.
- Dziesiętniku chciałbym wyruszyć z Tobą skoro świt. Chciałbym dowieść, że jestem gotowy odkupić swe winy. Chciałbym zatopić miecz w ciele tego ścierwa z Inkwizycji. Jeżeli uważasz mnie za godnego tego zaszczytu by stanąć z Tobą podczas walki ramię w ramię wiedz, że ja jestem także gotów. Mój miecz jest Twoim mieczem.
Wyszedłem z kwatery, po placu walały się resztki mojego ubrania i broń, pozbierałem to wszystko, minąłem Jolo.
-Słuchaj przykro mi, że też miałeś z nimi kłopoty. Moje słowa nie są w stanie wyrazić tego, co czuję. Jutro, jeżeli Dziesiętnik pozwoli postaram się dowieść czynami że byłem godny waszego zaufania.
Wróciłem do kwatery, usiadłem na łóżku. Zasnąłem w takiej pozycji. Po kilku godzinach otworzyłem oczy. Przygotowałem się do wymarszu. Do świtu pozostało jeszcze wiele godzin. Postanowiłem zdrzemnąć się. Natłok myśli kłębił się w mojej głowie. Nie mogłem zasnąć. Myśli.
Jakiś szept przerwał mą zadumę. Serce zamarło. Przede mną stał Hadrian. Żył, jak miło. Żył.
Wyszedłem za nim, w rozpiętej koszuli, musiał zauważyć znak, ale nie powiedział na jego temat ani słowa. Weszliśmy na mur. Usiadłem obok. Czekałem aż zacznie mówić. Po głowie kołatała się jeszcze jedna myśl, czy ta gra ma sens, czy możemy zwyciężyć. Ich są pewnie setki, tysiące a Nas garstka. Garstka wierna jednej idei.
Milka^_^ [ Potępieniec ]
Deliand - stanica
Nieciekawie się robiło... Stark dostał kilka strzałek i był ledwo przy życiu. nadokładkę usłyszałem, jak ktoś opowiada swoje dzieciństwo. Usłyszałem jak Bregan mówił
-Zajmijcie się Hadrianem. Jutro o świcie wyruszam w pościg za Eldirthem, potrzebuję dwójkę chętnych ludzi... Kto idzie ze mną?
-Ja idę ! tam gdzie możliwa bitwa tam i ja.
Od jednego wymarszu do drugiego. Bardzo dobrze. Będe miał jakieś zajecie
- I jeszcze jedno... Przyłaczam się do twojej drużyny...Zgadasz się?
W jego oczach było widać, że tak... Ale tylko było widać
Vinny [ Konsul ]
Valacar – Stanica
Hadrian powrócił do Stanicy. Był jakiś inny, odmieniony. Podziwiałem go za to, że ruszył za nami. I że próbował walczyć z Aleksandrą. Naprawdę był wielkim wojownikiem.
Wieczorem Bregan postanowił ruszyć następnego dnia za Eldirthem -Zajmijcie się Hadrianem. Jutro o świcie wyruszam w pościg za Eldirthem, potrzebuję dwójkę chętnych ludzi... Kto idzie ze mną?. Kilka osób zgłosiło się, by iść z nim.
Odpowiedziałem:
- Nie chcę ostudzać Waszego zapału, ale pogoń za Eldirthem jest raczej bez sensu. Jest już całe mile stąd. Nie wiadomo nawet w którą stronę ruszył. A jeśli już wrócił do swoich z Inkwizycji i znajdziecie go razem z nimi, to nie macie szans przeżycia. Ale życzę Wam szczęścia. Będzie Wam potrzebne.
Po czym położyłem się na łóżku i usnąłem.
paściak [ z domu Do'Urden ]
Roland - Stanica
Poszedlem do komnaty rannego Starka. W dalszym ciagu byl nie przytomny. Po tym co uslyszelismy od Taliesina Stark stal sie kims innym w moich oczach. Podziwialem ich obu.
*odezwalem sie do elfa*
-Jak on sie czuje? Tak... glupie pytanie, skad mozesz wiedziec - ale pewnie nie najlepiej. Myslisz ze wygrzebie sie z tego? Ja mysle ze tak, jego duch jest silny, nie podda sie bez walki. Z calego serca w to wierze.
*po chwili ciszy spojrzalem w oczy Teliasinowi i powiedzialem*
-Opowiedz mi tym czyms co przychodzi z polnocy. Powiedz mi jak mozemy przeciw temu dzialac, jak walczyc i bronic sie.
Jak wielu jest obroncow w Lidze? Jak wielu z nich bedzie walczylo do ostatniej kropli krwi...? Czy myslisz ze to ma jakis glowny punkt zla, cos co kieruje tym wszystkim?
A jesli my tego niezatrzymamy czy wszystko bedzie juz stracone? *trwalem i oczekiwalem na odpowiedz towarzysza*
Jakie to... szalone przeciwstawiac sie czemus czego praktycznie wcale nie rozumiemy, walczyc nie wiedzac przeciw czemu... nie znac nawet nazwy tego "zla"
-Och Ci glupcy za nami. Walcza miedzy soba o pieniedza i wladze, slepcy... *dodalem cicho*
J0lo [ Legendarny Culé ]
Jolo - Stanica
- No to teraz trzeba coś zacząć działać!
Powiedziałem to głośno przed wszystkimi. Trzeba było dużo zrobić. Fortyfikacje były zniszczone. Brama rozwalona. Trzeba było to naprawić. Dodatkowo trzeba by było doprodukować strzały i powbijać je na murach... tych co zostały, póki co. Trzeba by było jakichś kmiotków zainteresować tymi sprawami.
- Bregan chętnie bym poszedł ale tutaj nie ma kto koordynować pracą a Eldrith chyba jednak nie będzie zastępował ciebie. Jeśli się zgodzisz spróbóję coś tutaj zorganizować.
- Khergoth! Czuję tutaj szczura. Musimy jak najszybciej się wziąść za robotę. Brama zniszczona, mury rozwaliłem. Trzeba jakichś naiwniak... znaczy się miłych tubylców zmusi... znaczy poprosić o odbudowanie ich. Dodatkowo trzeba by było zatrudnić jakichś miłych kowali i zlecić im robienie strzał. Gromadzenie zapasów też by było mile widziane. Musimy jakoś się zorganizować żeby zrobić to jak najszybciej. Jeśli masz jakieś propozycje to wal - przedyskutujemy z wszystkimi.
Dobra jakoś to przeżyjemy. Teraz trzeba zacząć działać. Mally widzę ma zdolności przekonywania swoim mieczem to zobaczymy co uda mu się zrobić z ludźmi.
- Mally! Zadanie bojowe. Spróbój zorganizować jakichś ludków do odbudowy murów. Trzeba nam jakichś mocnych bo zima i mogą pozamarzać. I prosiłbym szybko bo czuję tutaj zadymisko.
To jedna sprawa teraz trzeba coś zrobić z kowalami...
- Valacar! Roland! Spróbujcie znaleźć kogoś kto nam będzie robił strzały. Masę strzał. I najlepiej dobrych strzał. Mało czasu mamy chłopaki więc nie ma co marnować czasu. Choćbyście mieli szukać po sąsiednich wioskach. Macie ich znaleźć.
Zapasy...
- Xanatos! Gawain! Wy będziecie odpowiedzialni za gromadzenie żywności. to będzie dla was niezły trening bojowy. Choćbyście mieli żebrać... o każde ziarno. Trzeba nam tego szybko i byłoby miło gdybyście to zrobili w krótkim czasie... tylko bez zniechęcania ludzi do nas dobrze?
Reszta. Co z nimi zrobić? Trzeba ich przydzielić do jakiejś roboty.
- Hadrian! No już myślałem, że coś ci się stało. No idź się przespać. Jeśli masz jakieś problemy ze zdrowiem to wal śmiało do mnie lub lepiej do Narien. Później pomożesz Mallemu znajdywać ludzi do budowania murów.
- Narien. Wszystko w porządku? Już jest dobrze. Może nie po wszystkim ale dobrze. Na czas nieobecności spróbójesz sił w kuchni? Jakoś muszę tutaj nadzorować tę pracę i może nie starczyć czasu. W razie jakichś obrażeń będziesz opatrywałą dobrze?
No to jescze został mi...
- Khergoth! Słuchaj potrzebuję byś był tutaj i pokazywał tym których nasi przyprowadzą gdzie i co mają kłaść czy pracować. Jeśli wszystko jasne to ja ide popatrzeć jak i co jest na zewnątrz. Wrócę za godzinkę.
Wróciłem z kilkoma ziołami i uczuciem, że ktoś mnie obserował. Ślepia wilków nieodłącznie mnie śledziły.
MaLLy(R) [ Ghoul's Shadow ]
MaLLy (stanica)
Podczas nieobecności naszego dziesiętnika, niedyspozycji Starka, JOLO postanowił zorganizować ład w całej stanicy.
Wydawał rozkazy jakby strzelał z łuku, ma zadatki na przywódcę…
Jeden z nich dotyczył mnie:
- Mally! Zadanie bojowe. Spróbuj zorganizować jakichś ludków do odbudowy murów. Trzeba nam jakichś mocnych, bo zima i mogą pozamarzać. I prosiłbym szybko, bo czuję tutaj zadymisko. – Powiedział
Spojrzałem się na niego i rzekłem:
- Mogę tak uczynić, nie powinno być problemów z przekonywaniem. – Powiedziałem. – Ale jest problem Kamienny Mór przestał istnieć, więc jak udam się z BREGANEM w pości za imperialną gnidą to uda się nam spotkać jakąś wioskę…
Milka^_^ [ Potępieniec ]
Deliand - stanica
Rozglądałem się dookoła i niby nic nie zauważyłem, z tym wyjątkiem, że Jolo coś do każdego, żeby się zajął naprawą murów. Poszedłem do niego spokojnie.
-Jolo [powiedziałem ze spokojem] , czy jest jakiś sens naprawiania tych murów? Lada chwila Stark może wyzionąć ducha. Wtedy nie wiem czy będzie sens siedzieć tu i czekać aż wróg zajwi się u bram. Poczekajmy aż Stark wyzdrowieje i wtedy powinniśmy podjąć poważną decyzję co do naszego pobytu tutaj. Oczywiście trzeba się liczyć z tym, że Stark w każdej chwili może wyzionąc ducha. Wtedy tym bardziej trzeba będzie się zastanowić czy będziemy tu siedzieć dokońca. Ja osobiście jetem za tym, żeby stąd odejść.
Po tej wypowiedzi odeszłem po pewnym czasie od Jola, kręcac się tu i tam.
J0lo [ Legendarny Culé ]
Jolo - Stanica
Deliand stwierdził, że nie warto odbudowywać murów. Chciał odejść.
- Deliand szanuję twoją opinię ale muszę ci powiedzieć, że jeśli Stark wyzionie ducha to jeśli znajdziemy jakąś solidną bazę wypadową na pólnoc to oddalimy się stąd. Póki co nie wiadomo czy Stark wyzionie ducha czy nie. Pozwól, że do tego czasu aż on wyzdrowieje pozwolimy sobie przynajmniej w najmniejszym stopniu wzmocnić defensywę. Do czasu aż wyjaśni się sytuacja z nim. Wtedy on zadecyduje. Jeśli pozostaniemy w stanicy to będziemy mieli dobrą sytuacje w defensywie. Mój instynkt mówi mi, że jeszcze niejedno ta stanica przeżyje...
Thun [ Konsul ]
Hadrian Shiva
Obok mnie pojawił się Mally, pytał jak udało mi się przeżyć i kim jest dziewczyna z wilkami o której wspominał Ingham. Zaraz potem zjawił sie Ingham.
- Obaj zastanawiacie się dlaczego żyję. Sam się nad tym zastanawiam. Ingham wtedy gdy... odeszliście... Nie, nie mam do ciebie żalu. Nie znam twej przeszłości, a w obecnej chwili to i tak nie ma żadnego znaczenia, to że zostaję było mym świadomym wyborem. Dziękuję że chcecie mnie wysłuchać, Bregan nawet... ehh szkoda słów... Inghamie gdy odszedłeś z Deliandem czekałem na atak... w końcu wyszedłem przed chatę. A "Ona" tam po prostu stała uśmiechając się się do mnie. Czekałem na jej ruch, wilki skoczyły a ja... a ja nie mogłem nic zrobić... nie mogłem nawet mrugnąć powieką - byłem całkowicie sparaliżowany. Wilki przeskoczyły obok i pomknęły w kierunku elfów... Stałem tam cały czas i nie mogłem się ruszyć, nie mogłem im pomoć gdy byli rozszarpywani. Ostatnie co pamiętam z tamtego miejsca to uderzenie w plecy i chłód śniegu. Mally spytałeś kim jest dziewczyna z wilkami... Nie mam pojęcia, jedyne co wiem to tylko tyle że ma na imię Aleksandra. I uwierz mi na słowo, że jeśli będziesz przed nią stał z zamiarem walki to czeka cię tylko jedno... śmierć... A teraz wybaczcie, ale muszę w końcu się przespać...
Wstałem i skierowałem się do pomieszczenia sypialnego. Dorzuciłem trochę drewna do ognia, po czym padłem na łóżko momentalnie pogrążająć się we śnie. Obudziło mnie jakieś wykrzykiwanie z placu. Musiałobyć jeszcze dość wcześnie bo Ingham i Narien jeszcze spali, mimo to reszta łóżek była pusta. Wyszedłem cicho na plac nie chcąc ich zbudzić i dopiero teraz zobaczyłem co się działo podczas mojej nieobecności. Część muru była zniszczona, tak samo jak brama. Plac był pokryty krwią a w kącie pod murem leżał stos ciał elfów. Na środku placu stał Jolo wykrzykując polecenia jakby on tu teraz rządził. Zauważył mnie i krzykną bym pomógł Mallemu znaleść jakiś ludzi do naprawy muru...Ludzi? tutaj?
- Gdzie chcesz znaleść tych ludzi? Najbliższą osadą stąd był Kamienny Mur a tam... nic nie zostało. Ja nie mogę... narazie w niczym pomóc, muszę... muszę przemyśleć to co wczoraj mnie spotkało... będe na murze...
Mówiąc to ruszyłem do kuchni wziąść coś do przekąszenia, po chwili siedziałem już na murze wpatrując się w las... Widziałem jak Jolo wychodzi ze stanicy i wraca po jakimś czasie z jakimiś ziołami. Przez sekundę wydawało mi się że widziałem stojącą na skraju lasu Aleksandrę ale to musiała być tylko moja wyobraźnia...
HopkinZ [ Senator ]
Xanatos El'tan (stanica)
Z moją nogą miało się już wszystko w porządku. Jest usztywniona więc zmniejsza to moją sprawność fizyczną jednakże i tak niedługo pragnąłem ponownie wyruszyć w lasy na wolne polowania.
Wyszedłem na plac akurat po to aby usłyszeć czyjś głos:
„- Zajmijcie się Hadrianem. Jutro o świcie wyruszam w pościg za Eldirthem, potrzebuję dwójkę chętnych ludzi... Kto idzie ze mną?”
Eldirth ... tak, to ten, który mnie uratował. Gdyby nie on nie byłoby mnie teraz. Ale... czy on może być zdrajcą? Czy to możliwe, że mam dług życia wobec zdrajcy? Muszę się przekonać. Już miałem odpowiedzieć komuś, że ja też się piszę na wyprawę gdy przypomniałem sobie o mojej nodze. Psia krew, na pewno bym spowalniał pościg.
,Pozostało mi więc zostać w stanicy. Niewiele czasu minęło jak jakiś szefuniu nakazał mi znaleźć zaopatrzenie. Mag za dychę. Lecz... gdyby nie on pewnie większość z nas by teraz była obmacywana przez elfy szukające broni i cennych rzeczy...
No i wreszcie miałem okazję powrócić do swego żywiołu. Przeszedłem się po okolicznych terenach, pod murami znalazłem dwa pełne kołczany ze strzałami. Będą musiały wystarczyć dopóki kowal nie zrobi nowych. Gdyż ja aktualnie nie mama na to czasu. Polowanie... tak, tego mi ostatnio brakowało. Teraz wreszcie będą mógł należycie odpocząć pośród koron drzew. Zarzuciłem łuk na plecy i wyruszyłem w las.
Wróciłem o poranku. Owego maga zastałem na placu. W jego oczach widziałem błyski zdumienia gdy zobaczył mnie z usztywnioną nogą niosącego na plecach dzika, któremu wystawała z pomiędzy oczu jedna strzała. Podziw z jego strony nadszedł wtedy gdy się ode mnie dowiedział, że pod bramą stanicy czeka na niego pięć kolejnych dzików i jeden wilk.
Tak, polowanie z łukiem w ciemnym lesie to jest to, co lubię najbardziej...
Khe [ terrorysta lodówkowy ]
Khergoth - stanica
[co zem se pospal to moje, mialem nosa zeby sie polozyc poki jeszcze mozna. Mialem akurat piekny sen o tanczacych niewiastach w pieknych strojach... chwila nie bylo tam zadnych strojow hehhe ...ehh trzeba wracac do rzeczywistosci. Odezwalem sie do J0la]
- czy ja czegos nie przespalem? to juz byly wybory na dziesietnika? [usmiecham sie] dobra, ja zajme sie praca w kuzni, moge tam popracowac i pokierowac innymi ...jesli sie jacys znajda. Niech ktos przytaszczy tu brame to naprawie zawiasy bo widzialem ze sie wygiely
[uslyszalem jak Mally wspominal cos o poscigu, gdy dowiedzialem sie kogo i za co chca scigac powiedzialem]
- jak sie nie wytlumaczy to przeslij mu odemnie pozdrowienia [usmiechnalem sie glaszczac topor]
Nadhia [ Konsul ]
Narien [stanica]
Gdy obudzilam sie przed oczami wciaz mialam Hadriana.. Snilo mi sie, ze wrocil to stanicy.. Szkoda, ze to tylko sen.. - powiedzialam do siebie.. Spojrzalam na lancuszek, juz nie byl tak lodowaty, zalozylam go na szyje.. Ktos napalil w kominku, bylo cieplo.. Czulam, ze cos sie stalo.. cos mnie ominelo.. nie wiedzialam tylko co..
Wstalam i ruszylam na dziedziniec w poszukiwaniu odpowiedzi.. Jolo rozdawal jakies rozkazy, gdy zobaczyl mnie spytal jak sie czuje, poprosil o pomoc w kuchni i opatrywaniu ran.. Juz sie pozbieralam.. Sen jest wybawicielem - usmiechnelam sie lekko - Jesli chodzi o kuchnie i rany, mozesz na mnie liczyc.. Nie wiem jak Wy, ale ja jestem gloda.. Pojde zrobic jakis obiad..
Odchodzac poczulam na sobie pelen zalu wzrok Mallego.. O co chodzi? Zrobilam mu cos wczoraj? Nie pamietalam..
Po drodze spotkalam Hadriana.. Hadriana.. To niemozliwe.. - szepnelam i stalam tak jak slup soli niewierzac wlasnym oczom..
Dibbler [ Gardło Sobie Podrzynam ]
Link do kolejnej części sesji