GRY-Online.pl --> Archiwum Forum

Imperium cz.II

05.03.2004
21:50
[1]

Soldamn [ krówka!! z wymionami ]

Imperium cz.II

Watek ten ma być sesją RPG prowadzoną On-Line. Tak więc proszę osoby nie grające o nie dopisywanie się. Wątek ten ma służyć dobrej zabawie więc proszę postronne osoby o nie psucie jej.

Sprawy organizacyjne proszę zgłaszać do wątku którego link podaje poniżej... Ten watek ma służyć tylko prowadzonej sesji. Więc wszystkie wypowiedzi poza grą proszę umieszczać w wątku organizacyjnym.


Lista graczy (uprawnionych do pisania w watku)
1)Paściak
2)Mally
3)Rellik
4)Bregan
5)Reksio
6)Khe
7)Techi
8)Suchoj
9)TzmischePL
10)Ingham
11)J0lo
12)Alarkan
13)Thun
14)^Piotrek^
15)WaR
16)blood_x
17)Milka
18)Gambit
19)Vinny
20)Zacker
21)Nadhia
22)Darvin

Jeśli pominąłem kogoś to proszę to zgłosić w wątku organizacyjnym.

05.03.2004
22:04
[2]

Dibbler [ Gardło Sobie Podrzynam ]

Rellik

Obudziłeś się w śniegu.
Nie pamiętasz nic poza krwią. Krzyki rozrywanych ludzi. Żołnierzy...
Ośmiu żołnierzy nie żyło. Nie wrócili z północy do domu...

Gdzie jesteś... co tu robisz...
Dlaczego masz krew na rękach...

Na sztywnych kończynach zacząłeś się podnosić. Poczułeś palenie na klatce piersiowej. Drżącymi palcami zacząłeś rozpinać przód koszuli... Prawie się przewróciłeś jak zobaczyłeś ranę. Ktoś czymś ostrym wyciął ci na klatce piersiowej symbol inkwizycji....


Zobaczyłeś że w twoja stronę idą trzy postacie... Żołnierze...

05.03.2004
22:05
[3]

Dibbler [ Gardło Sobie Podrzynam ]

Setnik z niechęcią popatrzył na trzy nowe postacie.
„Nic się nasze wojsko nie nauczyło. Przysłali mi kolejnych trzech bezużytecznych trepów. Wyglądają jeszcze gorzej niż reszta tej bandy. Chociaż ci zaczynają się powoli wyrabiać... Ta nieszczęśliwa śmierć powinna ich zahartować. Już teraz wiedza że nie ma żartów...”

Do setnika żwawym krokiem podszedł Spamier...
- Witam setniku Stark jestem Spamer, widzę, że ktoś wam zginął. Może więc dołączę do tej osłabionej drużyny. Na pewno się przydam. Wskaż mi dowódcę. – powiedział pokazująć jakiś świstek.

Cios w podbródek połączony z podcięciem nóg zawsze potrafi spełnić swe zadanie. Kopniak w żebra tylko utrwalił Spamera że żarty się skończyły... zaczęła się Imperialna Armia.
- Posłuchaj mnie ścierwo... Właśnie straciłem człowieka. Idioci ze sztabu przysłali mi tu takiego idiotę jak ty. Dobrze że chociaż duży jesteś to jak żarcie się skończy będzie wiadomo kogo zjadamy jako pierwszego. A teraz wstawaj żołnierzu i zgłoś się do dziesiętników niech ci wyznaczą jakieś zadanie... tylko błagam zejdź mi z oczu zanim cię zatłukę...

Stark popatrzył na resztę swojego oddziału...
- Ruszać się do zajęć!!! Trzeba pochować naszego towarzysza.
Poczym oddalił się do swojej kwatery...

05.03.2004
22:05
[4]

Dibbler [ Gardło Sobie Podrzynam ]

Malakai, Narien Thun

Śnieg padał nieustannie.

Do tego jeszcze to morderstwo.
Szliście przez las... Tą samą ścieżką która wczoraj przyszliście. Co raz bardziej dochodziliście do wniosku, ze ten wasz patrol nie ma sensu... Nawet jeśli morderca zostawił ślady to i tak śnieg zasypał wszystko już dawno... ale może za zakrętem cos będzie... przecież nie można tak po prostu odpuścić...

... Ślad szkarłatu ciągnął się po śniegu...

Przyspieszyliście kroku. Nagle wasze wyjście ze stanicy nabrało sensu... macie. Nie wiadomo jeszcze co... ale złapaliście trop...

O tym że ciał było osiem... świadczyło tylko jedno. Na śniegu leżało osiem głów... Pamiętaliście te twarze... wczoraj gościł na nich uśmiech... wczoraj mijali was opuszczając stanice i wracali do domu. Teraz na ich twarzach zastygł wyraz nieludzkiego przerażenia. Ciała były strasznie zmasakrowanie... jakby porozrywała ich na kawałki jakaś bestia.

Nagle usłyszeliście jęk...
Jakieś sto kroków od was z ziemi podnosił się człowiek...

05.03.2004
22:06
[5]

Dibbler [ Gardło Sobie Podrzynam ]

To pierwsza mogiła wewnątrz stanicy. Prosty drewniany krzyż i miecz Torq...

Stark wygłosił kilka krótkich szczerych żołnierskich słów nad grobem Torq.
Wszyscy wzrokiem mierzyli nowoprzybyłych. Ale patrzyli również po swoich twarzach, czy teraz stał z nimi morderca? Czy wraz z nimi rozpaczał...

Stark zarządził zakaz wychodzenia ze stanicy do czasy aż wróci patrol wysłany w nocy... jeszcze przed tym jak się wszystko skomplikowało... O ile wrócą...
Dobrze że wróciła trójka wysłana rankiem, i jeszcze przyprowadzili kogoś z sobą...

Minęło kilka godzin...

Stark przechadzał się po murze... Zatrzymał się i spojrzał na zachód... Słup dymu wydobywał się zza horyzontu... Szybkim krokiem skierował się na dziedziniec...
- Alkaran, Bregan!!! – wskazał w kierunku dymu- To Kamienny Mur... jedna z okolicznych wsi. Niech piątka ludzi bierze konie i rusza tam jak najszybciej. Nie możemy tego tak tu zostawić... Po to jesteśmy w końcu na tej granicy... Ruszać się!!!

05.03.2004
22:06
[6]

Dibbler [ Gardło Sobie Podrzynam ]

Więc tak...
Aktualizacja jutro o 22.00
Każdy ma prawo do dwóch postów...

Bawcie się dobrze.

05.03.2004
22:15
[7]

Soldamn [ krówka!! z wymionami ]

Na niewielkiej polanie włąśnie skończyła się potyczka. Było to raczej pyrrusowe zwycięstwo gdyż wybity ząb i krwawienie z ust durwiga, uszkodzone kolano Rolanda oraz poobijany Mally raczej nie są małymi szkodami.


Na polu bitwy zostały 2 trupy. Wielki ork ze swoim pozłacanym hełmem, brubą, ćwikowaną zbroją oraz wielkim kościanym toporem, oraz mniejszy, ork mający tylko maczugę. Szaman ogłuszony leżał pod rozłożystym dębem, niedaleko wejścia do jaskini. Z jaskini wydobywał sie nieprzejednany mrok, rozjaśniany jedynie niewielkim płomykiem ogniska. W oddali, za ogniskiem widać było jakąś drewnianą skrzynię.

Jeriel, jedyny z patrolu który jeszcze był jako tako sprawny podszedł do szmana. podniósł go oraz związał pozostałościami liny z pułapki. już miał go kłaść na bark by przenieść do współtowarzyszy, gdy ten nagle oprzytomniał.

Zrobił skrzywioną minę, zaraz po niej wyszczeżając zęby. Nagle wyrwał sie jerielowi, padł pod drzewo i krzyknął:

- Abn Shabaa Poisonus. Nagle jeriela przeszył dziwny prąd. Z ust szamana zaczęłą wypływać zielona maź. Jeriel dotknął jej, parząc się nią niemiłosiernie.

Wraz z ostatnim tchnianiem szman zdążył jeszcze plunąć jerielowi w lewe oko tą dziwną zieloną mazią. Jeriel poczół okropny ból. jego pole widzenia zmiejszyło sie do zera....poczuł się słaby....

Nastepnego posta wklejam jutro 9:30-10:00

05.03.2004
22:26
[8]

Dibbler [ Gardło Sobie Podrzynam ]

Link do poprzedniego wątku sesyjnego

05.03.2004
22:29
[9]

Suhoj [ Fochmistrz ]

Spamer

Zbiera się z ziemi i myśli:
-no cóż, już raz z wojska wyleciałem przez uderzenie setnika, może tym razem mu daruję, szcególnie że to pierwszy dzień. Podobno im większym się jest tym ciężej się upada, nie powiem bym tego nie odczuł.

Słyszałem jak setnik rozkazuje Alkaran i komuś jeszcze, to pewnie dowódcy drużyn. Ku memu zdziwieniu Alkaran to kobieta, cóż może być ciekawie.

Podszedł do Alkaran, przy jego wzroście wydawała się maleńka, aż dziw że to dowódca:
- setnik kazał wysłać ludzi do wsi, chciałbym sie zgłosić na ochotnika o ile macie odpowiednio dużego konia dla mnie..

- skoro nie mogę dołożyć setnikowi to może wyżyję się po drodze....- pomyślał

05.03.2004
22:53
[10]

J0lo [ Legendarny Culé ]

*podszedł do muru*
Hmmm... niedobrze. Nie jest to najlepszy pomysł iść tam. Czuję.. zło. Możemy już nie wrócić. Dobra może coś weselszego... jeszcze troszkę i grzaniec będzie gotowy. Dobrze bo już lecimy na chrzczonym winie.

Iść tam? Chyba po to się zapisałem tutaj. Moze nawet jakieś zwoje znajde... chyba tak. Chyba jednak pójdę. Tylko trzeba pięknej Alkaran zgłosić się. Piękna. Rzeczywiście. Od paru dni mam pewne dosyć ciekawe myśli. A może się zakręcić wokół niej? Wygląda na nieprzystępną. Czemu akurat się takie myśli pojawiają gdy nie jest to najlepszy czas. Jeszcze pewnie z moim szczęściem, jak się zaangażuje to się przejadę. Cholera! Robię z tego jakiś romans a my póki co nie rozmawiamy nawet na Ty...

Muszę pójść do Alkaran się zgłosić żeby tam pójść. Mam złe przeczucia, że możemy nie wrócić a ponadto nie chciałbym rozdzielać sił, i tak już szczuplutkich.

*podchodzę do Alkaran*
- Pani Dziesiętnik... eee... może przejdziemy na Ty gdyż będzie to łatwiejsze. Chciałbym pójść do wioski. I tak sądzę, że nam ta wyprawa tak potrzebna jak twarzy cios aczkolwiek nie można pozostawiać niewinnych w potrzebie. Póki co... hmmm.. grzaniec gotowy....

Się nie myliłem. Grzaniec rzeczywiście był wyśmienity ale przez olbrzymie W. Kopał jak kościelny dół na trumnę.

*podszedł do Inghama*
- Chyba cię nie wezmą do wioski więc opiekuj się tutaj wszystkim. Szczególnie grzańcem. Żeby mi tu wszystkiego nie wychlali!

Ehhhh... życie. Czemuż mnie wybrałeś abym zrobił to? Przeznaczenie? A możę przypadek? Nie dowiem się... przynajmniej na razie...

... ale będzie okazja coś przypiec!

05.03.2004
23:13
[11]

Rellik [ Kuciland seeker ]

Rellik

Śnieg. Szkarłatny śnieg- była to pierwsza rzecz jaką zobaczyłem tuż po wyrwaniu się z nieprzytomności. I przeokropny ból głowy. Czułem jak mnie boli każda cześć mego ciała ale ból głowy był nad wyraz nieznośny. Tak... To właśnie bliskość krwi spowodowała że zacząłem się z ogromnym trudem podnosić z ziemi. Jednak daleko od posoki nie uciekłem. Krew była wszędzie... Wokół mnie trupy.. Bez głów... Leżały w kałużach stygnącej na śniegu krwi... Oszołomionym wzrokiem, pozbawionym jakiejkolwiek logicznej myśli rozglądałem się po tym co zostało z żołnierzy. Na to że byli to żołnierze wskazywały resztki ich ekwipunku. (...)

*głęboki oddech*

I nagły ból w klatce piersiowej. Ból powalający na kolana. W głowie ani jednej pozytywnej myśli...
*Drżącymi rękami rozpinam koszulę*

To co było pod koszulą nie było piękne. Odruchowo zamknąłem oczy i odwróciłem głowę... Brzydziłem się teraz własnego ciała.. Ciała oszpeconego przez znak Inkwizycji wycięty na moim ciele. Wcześniej już widywałem podobne znaki i widziałem już większe ilości krwi. Ale teraz. To było o innego! To dotyczyło bezpośrednio mnie! Ale dlaczego? Czym?.. Kiedy?.. Kto?.. Pytania same rodziły się w mej głowie. Jednak nie trwało to długo. Im bardziej starałem się myśleć trzeźwo tym bardziej ból narastał. Poczułem ze zaraz znowu zemdleję. Odruch. Posłałem impuls. Zbyt słaby. Raczej nikt go nie odbierze i tu sczeznę.
*Ból narasta- znów mdleję*

05.03.2004
23:15
[12]

reksio [ Szerzmierz Natchniony ]

DURWIG DUNKELHEIT - krasnolud

Włożyć mu w rzyć, albo nie nie włożyć mu rzyć, oto jest pytonie.
Siedziołem na pienku, patrząc na leżącego martwego orka wojownika i bawiąc się zakrawionym toporem. Całe czoło miałem zroszone paskudnie śmierdzącą czerwoną cieczą wroga, zaś moja szczeka przy każdym przeklnięciu ostrzegawczo zgrzytała.
- Fuj fi f fufe! - wrzasnąłem kopiąc cioło. - Lufiłem fen somp!
I widze, znów jasna cholera - nic się nie udaje. Budzące się nagle czarowniki, tajemnicze cienie w lasach, kłótnie i kobieta za dziesiętnika. Ach, no i setnik z kompleksami. Tia, muszę coś z tym zrobić, bo będzie checa. A teroz co? Oczywiście, bo jakby inczoje - pieprzony świat nie może nie spocząć, żeby choć na chwilę nam dokopać.
Biedny Jeriel.
Wstaję, bez zbędnego pośpiechu kieruję swe kroki w stronę czarownika. Nie możliwe by zdążył, dopiero co rzucił jedno zaklęcie.
Podszedłem i nawet nie rzucając okiem na tażającego się Jeriela, kopnąłem paskudnego orka w twarz, zapewne łamiąc mu nos.
Przykucnałem łapiąc starca za szmaty.
- Słuchaj no, śmieciu. Zawrzyjmy umowę - powiedział patrząc mu prosto w oczy. - Ja nie zarąbię cię jak psa, nawet za to, że przez was straciłem zęba, a ty grzecznie, podreptasz z nami z powrotem do zamku, a tam na sptyki weżmie cię nasz wspaniały setnik. Jednakowoż, ostrzegam - jedna inktantacja, jeden ruch w bok czy krzywy wzrok - morde okuje bez ostrzeżenia. A teraz łaskawie albo coś zrobić z tym Jerielem, bo jego wrzask doprowadza mnie do szału, albo sam wydłubię ci oczy i mu wstawię.
Po czym puszczam go i siadam obok, bawiąc się toporem, ale tak naprawdę obserwując leżącego maga.
- Mally, zrób coś z Jerielem i włóż knebel temu zasrańcowi.

05.03.2004
23:24
[13]

MaLLy(R) [ Ghoul's Shadow ]

MaLLy

To była ciężka walka…
Ale udało się nam. Ledwo…
Ja jestem cały poobijany, Durwig broczy z ust, a Rolanda będę musiał nieść…
Słyszę krzyk, odwracam się to Jeriel! Ten pokręcony szaman go zaatakował, podbiegam do niego:

-Nie ruszaj się przyjacielu…
Czyszczę mu oko i twarz z zielonkawej mazi.
- To cię nie wyleczy gdyż nie znam się na magii, ale chociaż uśmierzy bul.
I przykładam mi ziołowy opatrunek na oko…

Następnie kieruję się do kolejnego poszkodowanego…
Biedny Roland ma strzaskane kolano, przy pomocy kawałka liny i gałęzi i własnego płaszca robię dla niego nosze.
-Wygląda na to, że będę musiał cię nieść…

Na końcu podłodze do krasnoluda…
Wiem one nigdy nie przejmują pomocy, ale mówię mu:
- Albo ja albo kostucha.
I zmuszam go do przemycia rany, jednocześnie tamując krwawienie
- Bez tego zęba lepiej wyglądasz! – żartuję…

Po opatrzeniu wszystkich biorę księgę szamana i chowam ją do torby. Może się czegoś z niej dowiem…

Na koniec kieruję się do jaskini stojąc na progu wejścia do niej posyłam strzałę w jak wieko.
Nie jestem głupi tam może być pułapka…
Biorę resztę liny z pułapki i szamana i przywiązuje do strzały, dla pewności wbijam jeszcze 2 strzały, jeśli jedna miała by nie wytrzymać... (O ironio omijam pułapkę częścią pułapki, w którą sam wlazłem…)
Zahaczam linę o występ skalny i oddalam się na bezpieczną odległość, liny starczyło bym mógł wyjść z jaskini na jeden krok.
Pociągam za linę jednoczenie otwierając wieko…
Czekam chwile by się upewnić, że nić mi nie grozi i zaglądam do skrzyni…


05.03.2004
23:24
[14]

Suhoj [ Fochmistrz ]

Spamer

Zauważył właśnie jakiegoś magopodobnego osobnika, który wyrażnie miał ochotę przyjmować rozkazy od Alkaran nie tylko na gruncie służbowym!!. Nie miało to jednak znaczenia- liczyło sie tylko to że teraz już wiedział od kogo niesie się pewien zapach... zapach grzańca... Po nitce do kłębka, zaczął go więc obswerwować. Mag, bo tak go na razie nazywał, podszedł do jakiegoś typa i w ich rozmowie wyrażnie słyszał słowo grzaniec. To było chasło!!!

opodszedł i:
-Witajcie, jestem tu nowy jeszcze nikogo nie znam..., jak sie nazywacie
-Jolo a ten tutaj to Ingham...
- Nie mogłem nie usłyszeć że rozmawiacie o grzańcu, może poczęstowalibyście mnie, świerzo z drogi jestem i w gardle mi zaschło..

05.03.2004
23:40
[15]

Soldamn [ krówka!! z wymionami ]

skrzynia zostaje otwarta......w jej wnętrzu znajdujesz białą, pokrwawioną szate z dużym płonącym znakiem krzyża, duży srebrny krucyfiks na grubym stalowym łancuszku oraz długi kawałek solidnej liny......której koniec uwiązany był w stryczek


...To taką samą linę miał "na sobie" Torqu dzisiaj w nocy

06.03.2004
00:05
[16]

paściak [ z domu Do'Urden ]

Roland

Nie stracilem przytomnosci - widzialem akcje co ten szaman zrobil Jerielowi. Az szkoda ze sam zginal, chetnie bym wyciac oczy tego zielonego scierwa na zywca. Przy tych zielonych skurwielach opuszczaja mnie wszelkie uczucia...
Mally mnie opatrzyl ale kolce w kolanie pozostaly. I Bogu dzieki! Mam nadzieje ze w bazie Jolo czy inny kuchcik wyprodukowal juz jakis mocny trunek ktory pozwoli zapomniec o bolu.
Mally znalazl w skrzyni rzeczy ktore ktore napewno zainteresuja dowodztwo. Ciekawe skad u orkow symbole Inkwizycji. Szkoda tylko ze tak wszyscy ucierpielismy podczas misji...
*scieram palcem krew z mojego miecza*

-Chlopaki myslicie ze w bazie wiedza juz ze tutaj dziala ktos z Inkwizycji? To co znalezlismy w tym kufrze niewatpliwie o tym swiadczy. Ciekawe co to znaczy. Powinnismy niezwlocznie doniesc to setnikowi. Ee mam nadzieje ze w bazie wszyscy w porzadku...

06.03.2004
08:54
[17]

blood_x [ Skinhead oi! ]

Jeriel

Ciemnosc, cholera jasna nic nie widze... co to byla za maz, mysli kraza po mojej glowie jak szalone, pamietam jak ojciec mowil wszystko z czasem przejdzie, ale ten cholerny bol nie przechodzi. Poczulem jak ktos do mnie podchodzi. Wyciagnalem miecz.

-Kim do kurwy jestes? [spytalem przerazony] A to ty Mally, myslalem ze jeszcze jakis Ork...
Pozwolilem na zalozenie mi opatrunku...
- Mally faktycznie bol sie zmniejszyl jednak nadal jest, musimy chwile poczekac az bede mogl wstanie co kolwiek widziec... . Kurwa jestem waszym dowodzta, mow co z reszta?
- Roland co z nim, cholera jasna tylko nie kolano... miejmy nadzieje ze magia elfow zaradzi cos na to, a co z naszym Durwigiem? Pamietam tylko jak razem walczylismy ramie w ramie... ufff [ocieram pot z czola] dobrze ze przynajmniej on malo ucierpial, a co z toba... hmmm masz szczescie ze jestes lekko poobijany [usmiecham sie ironicznie]

Rece drza mi jak oszalale, pod zamknietymi powiekami widac jak to w jedna to w druga strone rusza sie oko...

- Mally idz sprawdz co jest w tej cholernej jaskini tylko badz ostrozny, zabierz wszystko co sie da z tej jaskini i masz powiedziec i dac mi to co znalazles, bronie mozecie zachowac dla siebie. Kaz Durwigowi przyniesc blizej mnie Rolanda teraz musimy odpoczac...

Po tych slowach oparlem sie o drzewo, oddech stawal sie bardziej rownomierny, rece powoli przestawaly drżec.... Jeszcze chwila i bede staral sie otworzyc prawe oko...

06.03.2004
10:32
[18]

Vinny [ Konsul ]

Valacar

Po pogrzebie Torqu czułem się jakiś nieswój. Nie mogłem znaleźć dla siebie miejsca.
I jeszcze ci nowi. Kim oni są?
Poszedłem coś zjeść. Wziąłem trochę pieczywa, jabłko. Zapiłem winem. Następnie poszedłem do kwatery i zasnąłem.

Po kilku godzinach poszedłem na mur. Zauważyłem słup dymu, który unosił się na zachodzie. To nie mogło być nic dobrego.
Zwróciłem się do Bregana:
-Mogę pójść do wioski. Szybko jeżdżę konno. Może się przydam.

Cały czas patrząc na zachód pomyślałem:
-Co jeszcze nas tu spotka?

06.03.2004
10:33
[19]

Soldamn [ krówka!! z wymionami ]

Mally otworzył księge szmana. Była ona pusta...Jednak wypadły z niej 2 pożółkłe zwoje. Mally spakował je i wziął razem z zawartością kufra. wraz z reksiem wzieli nosze, usadowili na nich rolanda i wzieli je na barki. Jeriel wstał, i ruszył za nimi, mimo iż widział tylko na 1 oko. Szli bardzo powolia gdy byli już pare kilometrów od jaskini Mally zoorientował się że podczas walki musiał gdzieś zgubić swój scyzoryk. bo długiej, 5 godzinnej wędrówce wreszcie wracacie do warowni.

Wchodzicie do warowni, na główny plac i jedyne co widzicie to niewielka mogiłą na środku......

1 post do 22

06.03.2004
11:28
[20]

Khe [ terrorysta lodówkowy ]

Khergoth

[wlasnie gdy bylem gotowy do wyjscia na poszukiwania dowiedzialem sie ze mam isc na mur]
- ze co? ze niby na mury mam isc?, czy ja wygladam jak jakis pieprzony wartownik? argghhhhhhhhh...
to juz przesada, pol elfka a zachowuje sie jak elf ...nie dadza mi sie chyba wykazac ...pokazalbym im ...ale wtedy dopiero by sie na mnie uwzieli wiec narazie odpuszcze...
[wleke sie na mur klac pod nosem, gdy juz sie tam znalazlem, po chwili przyszedl Jolo]

"...Wiem, że to niebezpieczne ale wierzaj mi - nie dam się zaskoczyć... "
- taa ale Torq przeciez slepy i gluchy nie byl, nie oszukujmy sie, zabojca albo byl jednym z nas albo naprawde zna sie na tym co robi
qrwa juz zaczynam gadac jak setnik
- wyglada na to ze to bedzie cholernie dluga warta

[po paru godzinach]
- czy ktos mnie do jasnej ciasnej w koncu zmieni? tez bym chatnie cos pojadl i popil, heeeeeeej
tez se wymyslili, po cholere mam tu stac jak jestem na tych pieprzonych murach sam, przed chwila ten caly zakichany setnik przelazil po drugiej stronie murow, cos zauwazyl i znowu kogos gdzies wysyla, nawet Jolo sie zmyl a ja tu musze oblatywac te walone mury dookola jakbym mial w dupie plonaca strzale

06.03.2004
11:28
[21]

Bregan a.k.a. Czapajew [ Senator ]

Bregan

Po pogrzebie Torqu, czułem się lekko przygnębiony, oczywiście starałem się nie okazywać tego mojej kompanii...sam nie wiem po co...Z braku zajęcia, poszedłem do kuchni, zastałem Inghama, który jak zwykle kombinował coś z jedzeniem. Dobry z niego kucharz - pomyslałem...
Witaj Ingham, widze, ze wybranie Cię na kucharza bylo całkiem dobrym pomysłem! Znajdzie się coś dla głodnego dziesiętnika w twojej kuchni...Moje słowa zostały przerwane przez wrzask Starka...
- Alkaran, Bregan!!!
Krzyk setnika postawił mnie na nogi, wybiegłem na plac i ujrzałem ogromny słup dymu unoszący się kilkadziesiąt metrów ponad las...Złapałem odruchowo za rękojeść mojej katany, ale tak szybko jak to uczyniłem, pomyślałem - ze nic to nie da...Usłyszałem wtedy...
-To Kamienny Mur... jedna z okolicznych wsi. Niech piątka ludzi bierze konie i rusza tam jak najszybciej. Nie możemy tego tak tu zostawić... Po to jesteśmy w końcu na tej granicy... Ruszać się!!!
Pobiegłem do moich ludzi, widziałem zamęt na placu, wszyscy biegali jak opętani
Jako pierwszy odezwał się do mnie Valacar i wyraził chęć udania się do wioski...
- Dobrze, jestes pierwszy - odpowiedziałem - Zabierz ze sobą niezbędny ekwipunek i biegnij osiodłac konia, nie ma czasu do stracenia. Odprawiłem Valacara machnięciem ręki w stronę stajni Kto następny? Nie ma chętnych...dobrze...Wyznaczam Eldirtha na mojego tymczasowego zastępce, a ja udam się wraz z wami do wioski...
- Sivarius - rusz dupę i zrób to samo co Valacar - jedziesz z nami...
Trzeba dobrać jeszcze dwoje ludzi z kompanii Alkaran i można ruszać...Podbiegam do Alkaran
- Witaj, nie ma czasu do stracenia jadę do wioski wraz z dwójką moich ludzi, chciałbym, abyś wysłała z nami dwójkę swoich ludzi, na swojego tymczasowego zastępce wyznaczam Eldirtha...Nie zważając na reakcję elfki, pobiegłem do stajni
Valacar był już przgotowany, Sivarius pakował ostatnie niezbędne przedmioty do plecaka. Osiodłałem konia, zalożyłem grubą skórzaną zbroję, znalezioną przedwczoraj w magazynie, sprawdziłem czy katana leży dobrze na plecach...
Wszyscy gotowi? - Sivarius i Valacar odpowiedzieli lekkim skinieniem głowy - Ruszamy! Wyjechaliśmy na koniach na plac...Alkaran poczęłą pierwsze kroki najwidoczniej wyznaczyła już dwójkę swoich ludzi...Szybciej - Pomyślałem...Nie ma czasu do stracenia...

06.03.2004
12:17
[22]

MaLLy(R) [ Ghoul's Shadow ]

MaLLY

Po opatrzeniu wszystkich i opróżnieniu skrzyni, zacząłem przeglądać księgę szamana, był prawie pusta nie licząc dwóch zwoi, zapisanych w jakimś dziwnym języku (przez co nie byłem w stanie ich odczytać). Zabraliśmy się a drogę powrotną. Razem z DURWIGIEM nieśliśmy ROLADA, jednocześnie bacząc by JERIEL się nie zagubił…

To była długa droga powrotna…
I najgorsze, że na polu walki zostawiłem swój miecz…
Będę musiał umieścić to w swoim raporcie….
Po 5 godzinach wreszcie wróciliśmy.
Pierwszą rzecz, którą udało mi się zauważyć to grób.
Zginął jeden z naszych, ale jak? STARK na pewno mi powie…
Po odprowadzeniu ROLADA i JERILEA do kwater kieruję się do kwatery STARKA.
Patrząc mu ze wściekłością prosto w twarz krzyczę:
-Wróciliśmy z patrolu sir!
Wysypując mu zawartość torby na stół krzyczę dalej:
-Pana drobni przemytnicy okazali nie bandą orków! I to nie zwykłą bandą! Mieli ze sobą szamana! Ponieśliśmy w walce ciężkie straty, ja dodatkowo straciłem broń, i co do cholery robi tu inkwizycja??? Żądam odpowiedzi. Może te dwie kartki coś ci powiedzą. I kogo do kó..y znowu zabiłeś???

Waląc w stół mówię:
- Idę spreparować sobie drugi miecz!
I zostawiam go w lekkim osłupieniu.

Kieruję się wsciekły do magazynu po kolejny żołdacki miecz i preparuje go warsztacie jak ten poprzedni, z tym, że nauczony przygodą z szamanem ten ostrze dokładniej i używam silniejszej trucizny.
Ostrze się stało czarne…
Będę musiał zebrać nowe trujące zioła, bo te już mi się skończyły…
Nadal wściekły udaje się do „rzarbudy” gdzie od tam przebywających dowiadują się o porannym zajściu…

-Kurrrr… - myślę – setnik należy do inkwizycji, kazał nam pozbyć się świadków…
W tym momencie przestaję mu całkowicie ufać…
- Tyko dlaczego zabił TORQU a nie elfy... Nie podoba mi sie ta sytuacja ....

06.03.2004
12:56
[23]

War [ dance of death ]

Zająłem się pogrzebem Torqu. Zrobiłem to najlepiej jak umiałem, z szacunkiem. Pożegnałem przyjaciela... Potem kilka słów wygłosił Stark. Teraz ten grób, będzie nam wszystkim przypominał po co tu jesteśmy.

Potem kręciłem się troche bez celu po twierdzy, przyglądałem się nowym rekrutom... i wyczekiwałem powrotu patrolu. Czemu ich tak długo nie ma? Nagle usłyszałem krzyk Starka:
"- Alkaran, Bregan!!! – wskazał w kierunku dymu- To Kamienny Mur... jedna z okolicznych wsi. Niech piątka ludzi bierze konie i rusza tam jak najszybciej. Nie możemy tego tak tu zostawić... Po to jesteśmy w końcu na tej granicy... Ruszać się!!!"

Czas działać. Wreszcie odnalazłem Alkaran.
- Jade z nimi. Moge się przydać, jestem już gotów (wymownie złapałem za rękojeści mieczów), a czasu nie mamy. Konno też potrafie jeździć. Jedź z nami lub wybierz jeszcze kogoś, ale szybko. Nie ma czasu!

06.03.2004
12:58
[24]

Ingham [ Konsul ]

INGHAM
-O witaj dziesiętniku, częstuj się do woli, czym chata bogata.
Wskazuję ręką na kosze stojące pod ścianami, na stół zaś kładę kawałek szynki.
-Na więcej musisz zaczekać trochę. Mam pewną pro.......
Kurcze jak już chcę coś powiedzieć to zawsze mi Stark przerywa. Czy on potrafi czytać w myślach? Widzę jak Dziesiętnik wybiega ze stołówki. Kilka minut później wchodzi Jolo i komunikuje mi, że wybiera się na krajoznawczą wycieczkę.
-Ruszaj, ruszaj tylko uważaj żeby Ci, kto mordki nie obił. Jolo o grzańca, to ty się nie martw, jak sam nie wypiję to na pewno zostanie. A i sprowadź jakieś psy i koty z wioski, bo szczury suczesyny już nam się w spiżarni zadomowiły. A i powodzenia.
Jolo wychodzi, mijając się w drzwiach z kimś, kogo jeszcze nie poznałem.
-A co Cię to kurwa obchodzi jak się nazywam, lepiej powiedz żeś grzańca wychlać chciał, bo morda, którą ci Stark obił boli. Masz tu kufel żołnierzu, siądź se w kącie i nie przeszkadzaj.
Podaję nowemu kufel, miskę z wodą i szmatę.
-Masz doprowadź się do porządku, bo to poważna garkuchnia a nie burdel jakiś. A nazywam się Ingham.
Uśmiecham się do niego i odchodzę do swojej roboty.
Jeszcze te dwa pręciki i wszystko będzie gotowe. Wprost cudna maszyneria, a tu zostawimy miejsce na małą niespodziankę jakby, co. No może cud miodu to nie zrobi, ale nie najgorszego sikacza można przygotować.W pośpiechu pakuję do worka kilka pajd chleba, ser, i kawał boczku. W przelocie łapię jeszcze bukłak z winem i wybiegam do sił, które porządek w wiosce obok przywracać będą.
-Hej coś na ząb, żebyście potem nie mówili, że nadworny kucharz o was nie dba.
Widzę jak ruszają. Robię znak krzyża.
Boże niech wrócą cali i zdrowi, jeżeli papież będzie tak chciał.Wracam powoli do stołówki. Widzę Eldirtha, podchodzę do niego.
-Wiesz, co, jak zaglądałem do zbrojowni to walało się tam od groma pochodni. Zastanawiałem się po kiego diabła było im ich aż tyle. A teraz już wiem. Jak wejdziesz na mury to jakieś 60-70 metrów od pełno jest popiołu... Chyba chłopaki przed nami w ten sposób dodatkowo chroniły podejście. Można by to wykorzystać.

06.03.2004
13:57
[25]

Milka^_^ [ Potępieniec ]

Deliand

Patrzę swoim wzrokiem na dziesiętnika. Ku mojemu zdumieniu okazała sie nią być Elfka przecudnych kształtów.
Proszę o przydzielenie mnie do którejś z grup. [powiedziałem] Dostaliśmy takie zadanie i oto jesteśmy.

Przeszłem się kuchni. Zauważyłem tam jakąś postać. Nie zwróciłem na nią szczególnej uwagi. Byłem głodny i myślałem tylko o jedzeniu. Wziołem jabłko i ugryzłem je, raz, potem drugi.

No to chyba sobie poczekam zanim Znajdę sobie coś do roboty.[pomyslałem] Nie zbytnio tu dużo do roboty, ale pewnie niedługo będzie jej w bród. Może się uda mi wtedy wykazać w jakiś sposób

Wracam znów na plac, gdzie wisiało trup.

06.03.2004
14:05
[26]

Thun [ Konsul ]

Harian Shiva

Już chciałem wychodzić na patrol z Malakaiem oraz Narien gdy usłyszałem ryk Bregana ponownie wołający mnie do siebie...
- Czego on do cholery znów chce? poczekajcie chwilkę to na pewno nie zajmie więcej niz 10 minut...

Mówiąc to ruszyłem w kierunku Bregana z wyrazem irytacji na twarzy, po chwili stałem przed nim wpatrując się w dziedziniec oraz starając się policzyć wszystkie pęknięcia w kamieniu pod mymi stopami z nadzieją że szybko skończy i będe mógł ruszać na poszukiwania... Niestety gadał tak i gadał, a ja byłem coraz bardziej zirytowany, kilka razy chciałem już mu przerwać i wygarnąć co o tym wszystkim myślę, ale jakiś wewnętrzny głos powstrzymał raz za razem mnie przed tym powstrzymywał. W końcu skończył i już zaczą iść do swej kwatery...

- O nie mój drogi... ja też mam coś do powiedzenia.. - powiedziałem szeptem tak że mógł to usłyszeć tylko Eldrith, westchną ciężko gdy mnie usłyszał. Nie dziwię mi się, ma wszystkiego dosyć i chce jak najszybciej moć się położyć do łóżka aby w końcu odpocząć.
- Idź odpocząć Eldirthu, nie chcę cię w to mieszać - klepnąłem go w ramię, a następnie ruszając w kierunki odchodzącego Bregana.

- Bregan! - krzyknąłem, zatrzymał się słysząc mój krzyk i spojrzał na mnie. Wyraz jego twarzy sugerował że przeklina mnie w myślach. Biorąc pod uwagę że kilka minut opieprzyłem go w obecności reszty oddziału to nie jest nic niezwykłego. Na myśl o tym uśmiechnąłem się lekko i zbliżyłem się do niego...

- Nie będe tłumaczył się za moje wcześniejsze zachowanie, ale zanim wyjdę stąd razem z Malakaiem i Narien chciałbym wyjaśnić pewne sprawy... - mówiłem spokojnie, starając się zapanować nad emocjami.
- Uważam nie powinienneś przeprosić Eldirtha - stał na warcie do samego końca, jedynie ja zmęczony zszedłem z warty wcześniej chcąc odpocząć, na warcie było jeszcze kilku ludzi - więć nie uważałem za potrzebne by budzić kogokolwiek. Możliwe że popełniłem błąd... - ale tylko ja jestem winny.
- Myślisz że czuję się odpowiedzialny za śmierć Torqu? Że opłakuję jego śmierć? Nie masz o tym najmniejszego pojęcia! - krzyknąłem, czując jednocześnie że kilka obecnych jeszcze na placu osób zaczęło nam się przyglądać. Przymknąłem oczy, starając się uspokoić po czym kontynuowałem spokojnie..

- Mój.. jak to nazwałeś "genialny pomysł" by wysłać całą kompanię by szukać "łotrzyka" - zgłosiłem sie by iść razem z Malakaiem i Narien oraz nie ukrywam że chciałbym wziąść jeszcze dwie osoby... 5 osób, czy to jest cała kompania? A drugi oddział to jest tutaj od czego? Marnowania powietrza?. Chcesz ich wysłać samych? Świetnie... więc wyślij ich samych a gwarantuję ci że jeśli ten kto odpowiada za śmierć Torque, jest tym kim podejrzewam i jeśli na niego trafią, to będziesz miał możliwość aby jutrzejszego poranka odciąć kolejne dwa ciała z pierwszego lepszego drzewa za bramą. Więc nie mów mi czym są żarty... - mówiąc to odwracam się od osłupionego Bregana i kieruję się ku bramie, po chwili przystaję odwracając w jego kierunku głowę, tak że może dostrzec spływającą po mym policzku łzę i dodaję cicho - ... to nie ty straciłeś całą rodzinę ...

Po tych słowach podbiegam do czekających za bramą towarzyszy, wziąłem w dłoń trochę śniegu i przetarłem swą twarz, spojrzałem na nich i uśmiechnąłem się lekko. Wiedziałem że mogę na nich liczyć, tak samo jak oni na mnie.
- Przepraszam że musieliście czekać, ruszajmy...


Jakieś pół godziny od naszego wyjścia z fortu pogoda uległa zmianie, niebo po którym wcześniej przemykały niewielkie chmurki całkowicie zakryły gęste, ciemno-szare obłoki z których po chwili zaczą sypać gęsty śnieg. Poruszaliśmy się tą samą ścieżką przez las, którą wczoraj podróżowaliśmy w kierunku fortu i coraz bardziej byłem przekonany że to nie ma sensu, ten cholerny śnieg zasypał wszystkie ślady jakie moglibyśmy odnaleść. Miałem wrażenie że coś przegapiliśmy, że zabójcą może być każdy z fortu... Oni są w porządku, w końcu Narien spała w najlepsze gdy wchodziłem do pomieszczenia, a Malakai sam nosił "ten" znak... Byli więc poza podejrzeniami tak samo jak osoby z drugiej drugiej drużyny, które wyruszyły na patrol. Eldirth? Sivarius? Niemożliwe.. byliśmy razem na warcie i nic na to nie wskazywało... Dlaczego zginą akurat człowiek? a nie któryś z Elfów? Przecież to nie ma najmniejszego sensu, chyba że... Elf w inkwizycji? Co za bzdura! przecież to tak jak zimny ogień... Myśląc o tym wszystkim czułem się bezsilny i zagubiony lecz ile razy spoglądałem na twarze mych towarzyszy wiedziałem że nie mogę się poddać, nie pozwolę by coś im się stało i odnajdę "go" chociażby w piekle!....

Po kolejnej godzinie drogi miałem już naprawdę dosyć, było zimno, śnieg sypał cały czas i jedyne o czym myślałem to był powrót do fortu, ciepły posiłek oraz ogrzanie się przy kominku... Zresztą wydaje mi się że nie tylko ja o tym myślałem...


- Cóż... wydaje mi się że możemy chyba wracać, śnieg zasypał już wszystkie śla... - przerwałem nagle gdy mym oczom ukazał śnieg koloru szkarłatu... Wszyscy to dostrzegliśmy i od razu zaczeliśmy uważniej przyglądać się okolicy.
- To może być tylko krew... może to tylko zwierzę, a może Torqu zdołał zranić zabójcę przed śmiercią??

Przyśpieszyłem kierując się szkarłatnym śladem na śniegu, odzyskałem też wiarę że może jednak nie straciliśmy czasu na marne, może jednak "go" odnajdziemy... Krwi na śniegu było coraz więcej, zbyt wiele... Wiedziałem już że to nie może być człowiek bo już byśmy go odnaleźli leżącego nieprzytomnego w śniegu z powodu utraty krwi... mimo wszystko szliśmy dalej aż dotarliśmy do niewielkiej polanki...

Nie potrafię opisać tego co zobaczyłem... Żołądek podszedł mi do gardła, dziękowałem Bogu że wyruszyłem przed śniadaniem bo inaczej właśnie bym je zwracał... Widziałem już wcześniej ciała rozszarpane przez drapieżnika, wyobraźcie sobie niedzwiedzia zabójcę, rozszarpującego swe ofiary... to co było przed nami było jak przejście dzisięciu takich niedźwiedzi... Cała polana była pokryta krwią, ziemia.. krzaki... nawet pobliskie drzewa... Wszędzie leżały porozrywane ciała... ręce, nogi, tułowia, głowy... Głowy, gdyby nie one nigdy nie wiedzielibyśmy ile osób zostało tu zmasakrowanych... Było ich osiem, z twarzami na których zastygło przerażenie, które musiało być tak wielkie że nie mogli nawet rzucić się do ucieczki, a o obronie nie było nawet mowy. Te twarze... pamiętam je wszystkie uśmiechnięte gdy ich właściciele opuszczali fort wczorajszego poranka i wracali do domu, niektórzy z nich mogli wracać do swych rodzin.. dzieci... Ale ich powrót został brutalnie zakończony w tym miejscu...

Nagle usłyszałem jęk dobiegający ze środka polany, a mym oczom ukazał się podnoszący z ziemi mężczyzna, miał ręce pokryte zaschłą krwią tak samo jak jego całe ubranie. Widziałem jak rozpina i rozchyla swą koszulę, widziałem wycięty na jego piersi znak... znak który wszyscy widzieliśmy dziś rano... Ruszyłem biegiem w jego kierunku lecz gdy byłem w połowie drogi mężczyzna zachwiał się i padł twarzą w śnieg. W głebi duszy modliłem się by nie umarł, być może będzie mógł nam powiedzieć co tutaj się wydarzyło. Gdy dotarłem do niego odetchnąłem z ulgą, ponieważ stracił jedynie przytomność i powinien przeżyć. To co było dziwne to to że jedyną raną na jego ciele był "ten" sybol... nie miał żadnych innych widocznych obrażeń ani złamań, zimny śnieg zatamował krwawienie z piersi lecz nie na długo.


- Narien, Malakai... nie stójcie tak potrzebuję waszej pomocy - mówiąc to wyciągnąłem z plecaka niewielki opatrunek i załozyłem go na pierś rannego mężczyzny.
- Musimy zrobić jakieś nosze i zabrać go spowrotem do fortu oraz... zrobić coś z resztą - machnąłem ręką dookoła - ale nie mam pojęcia co...

06.03.2004
14:29
[27]

blood_x [ Skinhead oi! ]

Jeriel

Oslepiajace slonce, nawet nie moge na nie spojrzec, drzewa sa jakies rozmazane, oko ciagle lzawi choc juz tak nie boli.
Wrocilismy do warowni zmeczeni glodni i przestraszeni. Wchodzac na dziedziniec spostrzeglem ze wszyscy sie na nas patrza, pewnie wysmiewaja teraz nas.

- Co sie tak do kurwy nedzy patrzycie, wolac mi tu lekarza albo jakiego czleka co sie na magi leczniczej zna.

Zly na siebie, poszlem obmyc twarz w zimnej wodzie [nagle potknalem sie o cos].

- Co u diaska kto zrobil ta piepsznieta gorke, o ktora ja sie potykam, przeciez wiecie ze zle widze, pewnie specjalnie zrobiliscie to.

Nagle spostrzeglem miecz wbity w ta gorke a na niej napis Torq [rece zacisnely sie same], ulicha widze ze tu nie bylo tak sielankowo, szkoda go dobry byl wojownik [ukleklem oddalem mu hold]. Postanowilem spytac sie Starka o co tu chodzi i udalem sie do jego pokoju.

- Setniku Stark co tu do elfiej krwi sie dzialo? Jak to inkwizycja go zabila, a w rzyc mnie pocaluj, co ty nie potrafisz zadbac o bezpieczenstwo wlasnych ludzi, co masz taka morde karpiu zawszony, przypiepszyl ci ktos kiedy albo rowa przeoral i dzide w dupe wsadzil?

W tym momencie rzucilem sie na Starka z piescmi staralem sie walic po glowie i nerkach, po chwili otrzasnalem sie puscilem go i wyszedlem trzaskajac drzwiami, udale sie do swojego pokoju. Po chwili sie wrocilem otworzylem drzwi kopniakiem i rzucilem krotkie

- Nie denerwoj mnie, jesli bedziesz czegos chcial odemnie jestem w swoim pokoju...
Po czym wyszlem i udalem sie do pokoju...

06.03.2004
18:43
[28]

Milka^_^ [ Potępieniec ]

Deliand

Widze, jak Elfka zastanawia się nad tym co ze mną zrobić: Czy mnie przyjąć czy nie. Dla mnie odpowiedź jest prosta.
Wkońcu co ja tu będę robił...Nie będę nadarmo zabierał tlenu.
Podeszłem w głąb warowni poszukać czegoś co mogło by mi się przydać. Przeszukałem magazyn w którym znalazłem mój ogromny topór. Tym razem nic ciekawgo w nim nie było, oprócz walających się wszędzie dookoła zardzewiałych tarcz i różnego rodzaju broni.

Nic tu po mnie...[myślałem w duchu].Do czasu decyzji dziesiętnika nic nie wymyśle, a ja musze sobie znaleźć jakąś robotę.

Przeszedłem kilka kroków i zobaczyłem coś co wyglądało na warsztat kowalski.
No to przynajmniej naostrze sobie toporek [uśmiechnąłem się]

Zabrałem sie do roboty. Zdjąłem topór i zaczołem go ostrzyć. Po kilku chwilach wyglądał o niebo lepiej niż poprzednio

Potrzebne mu to było. [spoglądnąłem na niego]
Wróciłem się ta drogą, którą przyszedłem. Dotarłem na plac i udałem się przed Elfkę z nadzieją na uzyskanie od niej odpowiedzi.

06.03.2004
19:00
[29]

J0lo [ Legendarny Culé ]

Jolo

Widziałem przechodzącego Mally'ego. Zauważyłem w jego rękach dwa zwoje.
- Ej Mally! Jeśli to są zwoje z czarami to wrzuć Sivariusowi do wybrania jeden a drugi daj Inghamowi - niech przetrzyma go dla mnie.
Wtem mnie wryło. Zauważyłem Jeriela. nie był to piękny widok. W tym momencie przypomniałem sobie, że niesie ze sobą księgę, najprawdopodobniej tego który zrobił to Jerielowi.
- Mally i daj tę księgę jakiemuś elfowi który zostanie. Powinien znaleźć tam radę jak uratować oczy Jerielowi.

Po chwili usłyszałem krzyki z domku setnika. Cholera należy się mu. Brzuchem do góry cały dzień. Nic nie pracuje. Niech ta rzyć wołowa... nie nie rzyć wołowa... cielęca też nie bo lubie cielęcine. A powiedzmy, że dupa jeża. Czemu? Bo mała, iglasta i w ogole niezdolna do kooperacji.

- Ingham powtarzam. Nie wypij tego grzańca. Wziąłbym do manierki ale czuje, że będzie ciężko a poza tym zimny grzaniec to profanacja.

*wchodzi do stajni, bierze konia i zwraca się do towarzyszy*
- Towarzysze! Powodzenia!...
*do siebie*
- ... przyda nam się...

06.03.2004
19:42
[30]

Vinny [ Konsul ]

Valacar

Po wysłuchaniu Bregana od razu udałem się do kwater. Zabrałem mój miecz dwuręczny, sztylet, łuk i kołczan z kilkoma strzałami zarzuciłem na plecy. Założyłem zbroję.
Idąc do stajni zauważyłem czwórkę wracającą z patrolu. Nie wyglądali zbyt dobrze. Ciekawe co ich spotkało.
Piątka koni nie była w najlepszej formie. Ale cóż, nie pora wybrzydzać.
Po chwili do stajni przyszli Bregan i Silvarius.
Na słowa dziesiętnika Wszyscy gotowi skinąłem.
Ruszyliśmy. Nie było czasu do stracenia.

06.03.2004
21:03
[31]

Khe [ terrorysta lodówkowy ]

Khergoth

[minelo duzo czasu od moich ostatnich narzekan, juz nawet stracilem rachube, w kazdym badz razie jest juz wieczor i pozadnie sie wkurzylem]

ooo nieeee ja to pierdole, do smierdzacego trola nie zamierzam tu dluzej siedziec

[zszedlem z murow i idac przez plac zaczalem wolac]
- Alkaran .... Alkaaraaaaan, gdzie jesteeees. ... Nie widzial kto Alkaran? [widzac ze jakos nikt nie zna odpowiedzi lub nie raczy mi odpowiedziec ruszylem do komnaty Starka]

- mam tego dosyc, nie zapisywalem sie na jakiegos sprochnialego straznika, pieprze to stanie na murach. Co wy se kurwa myslicie ze ja sie odzywiam pierdolonym sniegiem? Od wczoraj wieczora nic w ustach nie mialem, a teraz od kilku godzin stoje sam na tych murach jak jakis pieprzony posag. I co ja niby mialem tam robic? Sam to ja se moglem chrzaniony piknik tam urzadzic a nie stac na strazy. Ze mna czy bez to nie ma roznicy, bo za duze te pieprzone mury na jedna osobe. Ja ide spladrowac kuchnie a potem ...jeszcze nie wiem gdzie, ale na pewno nie wracam na te mury. I gowno mnie obchodzi czy wyznaczycie kogos za mnie na warte czy nie.
- Zegnam
[i nie czekajac na odpowiedz wyszedlem trzaskajac drzwiami po czym skierowalem sie do kuchni]

- Ingham co tu masz dobrego do zarcia bo mnie ci nie warci gowna goblina dowodcy zaglodzic chcieli. Aaa widzisz i daj mi troche tego grzanca od Jola bo jeszcze chwila a pewnie nic by mi nie zostalo.
[po czym zabralem sie za jedzenie]
-uhhmmm dobre [mlask ...mlask ..... siooorb ekhmmm bueee] pozdrowionka od tasiemca ....taaak to jest zarlo godne krasnoludzkiego brzucha...
... taaak pojadlszy ...od razu lepiej na duszy, teraz to moge scinac lby toporem
[po czym poszedlem do kwatery i polozylem sie na pryczy zeby odpoczac]

06.03.2004
21:32
[32]

Ingham [ Konsul ]

Po rozmowie z Eldiithem, wróciłem do kuchni przygotowując się do kolejnego dnia mordęgi, jko że nie zostałem wyznaczony na nocną wartę walnąłem się spać.
Ja już zaczynam to wszystko pierdolić- Boga, Papieża jebaną Inkwizycję i setnika. Mam to w dupie. Chcę tylko spać. Księdza do mnie nie wołajcie...
Nie zastanawiając się czy nowy, tymczasowy dziesiętnik weźmie moją radę do serca, wystawiam wieczorną dodatkową porcję żarcia na zewnątrz kantyny, zanoszę racje na mury. Drużyna przybyła awansem dostaje nierozwodnnione wino.

06.03.2004
21:39
[33]

Gambit [ le Diable Blanc ]

Eldirth Black

Nie wiem jak długo spałem. Byłem wykończony. Wielogodzinny marsz i całonocna warta zrobiły swoje. Padłem jak trafiony piorunem.

Kiedy się obudziłem wyszedłem na plac i poszedłem coś zjeść. Dowiedziałem się od Inghama, że Bregan z czwórką innych żołnierzy pojechał do jakiejś wsi, a mnie wyznaczył na swojego zastępcę. Chyba sobie ktoś ze mnie jaja robi...no ale nic...zobaczymy. Ingham pokazał mi też ślady po pochodniach i ich spory zapas w magazynie. Wyłuszczył swój plan.

- No cóż. Myślę, że to się trzyma kupy. Byle tylko za mocno nie wiało i nie padało.

Po placu kręciło się jakichś trzech nowych. Podszedłem do nich.

- Uzupełnienia? Hmmm...Nazywam się Eldirth Black chwilowo zastępuję dzisiętnika Bregana. Proponuję, aby dwóch z Was zgłosiło się do dziesiętnik Alkaran, a jeden pójdzie ze mną i zasili nasz oddział. Zdecydujcie kto gdzie idzie...byle szybko. Ten, który pójdzie do naszego oddziału, niech schowa swoje graty w kwaterach, a potem ruszy dupsko na mur i zmieni Khergotha - wskazuję na nieco zmęczonego i wściekłego Krasnoluda na murze.
- Na co się tak gapicie...Ruszać się...i to migiem.

Odwracam się w stronę placu i szukam wzrokiem ludzi z naszego oddziału. Jeżeli widzę któregoś,który nie pełni warty na murze, wołam go do siebie.

- Jest robota. Trzeba sprawdzić ile dokładnie pochodni jest w magazynie i popatrzyć, gdzie dokładnie ustawiali je nasi poprzednicy...a potem przygotować do szybkiego ustawienia, tak, żeby przed wieczorem dało się je umieścić gdzie trzeba i podpalić...Jasne? No to jazda...

06.03.2004
21:48
[34]

Nadhia [ Konsul ]

Narien
To co zobaczylam na patrolu przekroczylo wszystkie granice.. Poczatkowo chcialam szybko stamtad uciec, lecz zamknelam oczy i probowalam zachowac rozsadek.. Wtedy uslyszalam ciche jakniecie, ktos zyl.. Otworzylam oczy i podbieglam do rannego.. Podalam Hadrianowi liscie kwiatu Gharny - Przyloz to do opatrunku, zatrzyma krwawienie i powinno chwilowo znieczulic bol
Z czego zrobic nosze? Rozejrzalam sie wokol.. Na szczescie w poblizu lezala sterta galezi.. Podeszlam do niej, wybralam 2 mocne badyle, zjelam plaszcz i przymocowalam go do nich.. - Piekne to cos to moze nie jest, ale raczej wytrzyma ciezar.. - podeszlam z noszami do rannego - Nie wiem co zrobic z cialami.. Sporzadzamy teraz jakis pochowek? Nie wiem czy on wytrzyma.. - wspolczujacym wzrokiem wskazuje na cierpiacego czlowieka - Rozdzielac sie tez nie ma sensu..

06.03.2004
22:16
[35]

^Piotrek^ [ Toilet Tantalizer ]

To co ujrzał Malakai przerosło ludzkie pojęcię, ci - ci ludzie albo to co z nich zostało, brakowało na to słów. On dużo widział w zyciu, można powiedzieć że za dużo, przeżył jeszcze więcej ale 8 zamordowanych osób, powracających do domów ludzi, do żon, do matek i do dzieci - to juz nie była zwykła bestia, normalne zwierze w pojedynke nie rzuca sie na 8 uzbrojonych ludzi. Zwykła bestia nie odcina głów trupom, nie zostawia tak perfidnych śladów swojej działalności.

Na twarzach współtowarzyszy pojawiły się grymasy obrzydzenia, Narien napłynęły łzy do oczu - to było zbyt wiele jak na jeden dzien dla kazdego. Hardian nie wypowiedzial slowa, spoglądał tylko w dal jakby zobaczył coś czego nie widzieli inni. Wtem Malakai dostrzegł człowieka podnoszącego się z ziemi, mężczyzna rozpiał koszulę i upadł znów. Cała trójka podbiegła do leżącego czlowieka. Malakai zobaczył na jego piersiach krzyż, bliznę w kształt krzyża...

- Co tu się do diabła działo?! To już nie przelewki, tu się dzieją naprawde nieciekawe rzeczy, i nie trzeba być geniuszem że papież macza w tym swoje łapska. -

To go zaczynało powoli interesować, mimo że pracował dla wojska - z sobie tylko znanych powodów - cała ta sprawa powoli stawała się coraz dziwniejsza.
Teraz, po bezsensownej śmierci tylu osób to wszystko nabierało większego sensu..
Lecz nie czas był na takie rozmyślania.

- Trzeba zabrać tego mężczyznę do stanicy i zrobić coś z tymi trupami. -usłyszał od Hardiana, jemu i Narien zostawił mężczyznę, sam zaczął szukać jakiegoś zagłębienia w ziemi gdzie mozna by pochować tych ludzi, albo to co z nich zostało.

- Powinni zginąć śmiercią żołnierzy, nie zgineli. Przynajmniej pochowajmy ich jak żołnierzy. Stos, ich szczątki powinny spłonąć, jak szczątki żołnierzy a nie przynęty.

Malakai zaczął układać resztki w mały stosik, po skończonej robocie spojrzał na pozostałą dwójkę. Nie chciał robić czegoś takiego bez zgody reszty.

- Reszta zależy od was, wy podejmijcie decyzję, moją opinię znacie. - rzekł.

Po czym przysiadł na pobliskim kamieniu i zamyślił się...

07.03.2004
11:00
[36]

reksio [ Szerzmierz Natchniony ]

Durwig Dunkelheit - krasnolud

Podszedłem do usypanej mogiły, rzucilem spojrzenie na miecz, wzruszyłem ramionami - nawet go nie znałem. Potem spokojnie opatrzyłem do końca swego zęba, wpychając kawałek czystej, namoczonej ziołami (zwędziłem z kuchni.) szmatki. Zauważyłem z niekrytym zadowoleniem, iż na Starka boczy się co raz więcej osób. To dobrze, bardzo mnie to na rękę. Pozostają jeszcze tylko to zabójstwo, te dziwne orki... Coś jest nie tak, tracę nad sobą kontrolę. Biłem tego trupa i mówiłem, mu że jak coś zrobi to odetnę mu głowę, ale on przecież nie żył. Tracę kontrolę, oj tak...

Poszedłem jeszcze do kuchni, kradnąc najwyklejszą pustą butelkę oraz metalową miskę. Gdy trafiłem na swe miejsce zakwaterowania, zamknąłem drzwi, butelkę ustawiłem pionowo na klamce, a pod nią postawiłem miskę. Prosty, acz bardzo skuteczny system alarmowy - tak na wszelki wypadek.

07.03.2004
19:21
[37]

Thun [ Konsul ]

Harian Shiva

Gdy razem z Narien usiłowaliśmy opatrzyć nieprzytomnego mężczyznę, kątem oka widziałem jak Malakai zbiera porozrzucane części ciał. Znosił je do niewielkiego zagłębienia w śniegu razem z gałęziami i podartymi płaszczami które walały się w okolicy. Początkowo nie widziałem w tym sensu i dopiero po chwili dotarło do mnie że jedyna możliwość jaką mamy to spalenie ciał. Nie byliśmy przecież zwierzętami i wątpie aby ci którzy tu polegli, chcieliby aby ich ciała były tak po prostu zostawione dla padlinożerców, czy bóg wie czego jeszcze. Zresztą nikt by nie chciał. W między czasie Narien zrobiła prowizoryczne nosze by zanieść nieprzytomnego do fortu.

- Oby mógł nam coś powiedzieć o tym co tu zaszło gdy odzyska przytomność...

Gdy położyliśmy mężczyznę na noszach, zauważyłem że Malakai zebrał już chyba wszystkie szczątki z polany które teraz były ułożone w nieduży stos, ponieważ przysiadł na kamieniu spoglądając na nas.

- Nie jestem pewien czy stos będzie dobrze płoną...

Zacząłem rozglądać się po polanie w poszukiwaniu ocalałych plecaków, niestety bez większego powodzenia. Wszystko co znalazłem to dwie niewielkie buteleczki wina, ale lepsze to niż nic. Polałem więc stos, spojrzałem na towarzyszy...

- Podpalaj, to jedyne co możemy dla nich zrobić - powiedziałem do Malakaia.

Staliśmy w ciszy patrząc jak stos zajmuje się płomieniem. Na początku powoli, tak jakby chciał nam zrobić na złość i zgasnąć, lecz po paru chwilach wybuchł ze zdwojoną siłą obejmując cały stos.


- Chyba możemy wracać, nic tu po nas - powiedziałem, zdejmując swój płaszcz i okrywając nieprzytomnego na noszach. Podszedłem do Malakaia i powiedziałem cicho - Pomóż mi z noszami, Narien i tak ledwo się trzyma...

Niosąc we dwóch nosze z nieprzytomnym mężczyzną opuściliśmy polanę, na której płoną grób ośmiu żołnierzy, kierując się spowrotem do fortu. Przez całą droge nikt nie powiedział ani słowa. Chcąc przerwać tą niezręczną ciszę zastanawiałem się co powiedzieć...

- Malakai, gdy zdjąłeś koszulę na placu widziałem... - przerwałem wiedząc że nie powiniennem był o to pytać...
- Przepraszam, nie powiniennem był o to pytać...

Szliśmy więc dalej, w jeszcze bardziej niezręcznej ciszy. Po jakiś dwóch godzinach dotarliśmy w końcu do fortu i gdy ledwo weszliśmy na dziedziniec obok nas pojawił się Stark, pytając co to za jeden i co znaleźliśmy.

- Trafiliśmy na oddział który wczoraj stąd wyruszył, a raczej... to co niego zostało. Nie potrafię opisać tego co znaleźliśmy. Widziałeś kiedyś człowieka rozszarpanego przez niedźwiedzia? To wyglądało tak, jakby całe stado urządziło sobie ucztę... Ale to nie były coś innego... bo jakie zwierze odrywa swym ofiarom głowy, a następnie układa je jednym miejscu, podczas gdy reszta ciał jest rozerwana na strzępy i rozrzucona po całej polanie?. Nie mam pojęcia co to było - i nie chcę wiedzieć. Ten człowiek leżał nieprzytomny wśród tego całego pobojowiska i ma na piersi znak... który wszyscy dobrze widzieliśmy rano. Nie znaleźliśmy więcej żadnych śladów, ciała... a raczej to co z nich zostało spaliliśmy na stosie.

- I niech ktoś się nim zajmie... ja muszę w końcu odpocząć... - powiedziałem, udając się na odpoczynek...

07.03.2004
20:02
[38]

paściak [ z domu Do'Urden ]

Obudzilem sie na czystym lozku.
Z drogi powrotnej niewiele pamietalem, bo stracilem przytomnosc. Wiem tylko ze niesli mnie na noszach...
Torqu zginal. Moje serce przeszywa bol a moje mysli trapia pytania kto i dlaczego. Do tego jedna z okolicznych wsi zostala zaatakowana... Czy ktos ma na celu wprowadzenia nas w chaos?
Co gorsza w mojej nodze dalej znajdowaly sie te kolce! Czemu nikt mi ich jeszcze nie wyciagnal?! Mialem dosc.

-Hej czy bylby ktos tak dobry i wyciagnal z mojego kolana wreszcie ta jebana bron? Nie obrazilbym tez sie za butelke mocnego grzanca. *zawolalem glosno*

Ja wiem ze panuje lekki chaos ale nie wierze ze niema tutaj osoby ktora by mogla mi to wyciagnac z nogi. Chce wrocic do obowiazkow i odzyskac sprawnosc przeciez!

07.03.2004
20:56
[39]

^Piotrek^ [ Toilet Tantalizer ]

Malakai patrzył jak stos resztek płonął, ogień miał niezdrowo czerwony kolor - jak zawsze gdy płoną pozostałości po człowieku...
Całej trójce wydawało się że widzieli twarze pomordowanych w płomieniu, doskonale wiedzieli że to tylko złudzenie, mimo że tak realne. Harian i Narien zajeli się tym mężczyzną, zrobili prowizoryczne nosze i odpowiednio opatrzyli.
Ich robota tu była skończona, pozostawała kwestia zaniesienia niedobitka do stanicy.
Wziął nosze razem z Harianem, i ruszyli w kierunku zamku.

Przez większą częśc drogi nie odezwali się ani słowem, milczenie przerwal w końcu Harian.

- Malakai, gdy zdjąłeś koszulę na placu widziałem... -
- Widziałeś to co widziałeś, doskonale wiem co o tym sądzisz i co o tym wszyscy sądzą.
- Przepraszam, nie powiniennem był o to pytać...

Wreszcie dotarli do stanicy, Harian zdał szczegółowy raport Starkowi i wtedy się rozeszli. Malakai poszedł do warsztatu kowalskiego i zaczął grawerować swoje imię i nazwisko na ostrzu swego sejmitara. Cała robota trwała z dobrą godzinę, wreszcie jak skończył udał się na spoczynek.

Czas już był najwyższy by położyć się spać, zwłaszcza po takim dniu...

07.03.2004
21:38
[40]

Nadhia [ Konsul ]

Narien
Wkrotce spalilismy zwloki i w ciszy wyruszlismy w droge powrotna.. Nie mialam juz nawet sily myslec o zaistnialej sytuacji, a obraz, ktory zastalismy w lesie chcialam jak najszybciej wyciac z pamieci.. Lecz wspomnienia zaczely powracac, nie moglam powstrzymac lez.. Zrozpaczona stanelam na chwile.. Nie.. Nie mozna sie poddac.. Spojrzalam na Hadriana, niosl rannego razem z Malakaiem.. Byl praktycznie jednynym czlowiekiem, ktoremu kiedykolwiek ufalam.. Dawal mi poczucie bezpieczenstwa, nawet nie wie jak bardzo bylam mu wdzieczna, ze poszedl z nami na ten patrol..
Gdy dotarlismy do fortu poszlam jedynie do swojej kwatery, by wyciagnac zostawione w plecaku rzeczy i ziola, by zmienic rannemu opatrunek i choc troche ulzyc w cierpieniu.. Po drodze natnelam sie na Hadriana - Ja sie nim zajme.. Spij dobrze.. - po czym ukleknelam przy cierpiacym - Nie pozwole Ci umrzec.. - szepnelam..

07.03.2004
21:57
[41]

Dibbler [ Gardło Sobie Podrzynam ]

Udało się skompletować ludzi do mających pojechać do wioski. Siedzenie w stanicy było nie do wytrzymania bo nikt nie oponował. Wszyscy wykazali niespodziewaną wojskową organizacje. Rozkazy padały błyskawicznie i błyskawicznie były wykonywane. W kilka minut na osiodłanych koniach przez bramę wypadło pięciu jeźdźców...

Bregan, Valacar, Sivarius, Verendil i Jolo pędzili ku unoszącemu się dymowi...

Stark był zdziwiony sprawnością swych ludzi. Nie podejrzewał ich o taką sprawność. Może będą jeszcze z nich prawdziwi żołnierze. Wiedział że to co się tu dzieje źle wpływa na morale jego ludzi. Nawet ta nieszczęśliwa bójka z Jerielem i kłótnia z Mallym ... Nie zamierzał karać chłopaków. To była normalna reakcja na śmierć przyjaciela.
Nienawidził takich sytuacji. Był przyzwyczajony do walki twarzą w twarz a nie do tego że po katach kryją się skrytobójcy. Zawsze starał trzymać się z daleka od polityki był tylko prostym żołnierzem. Jednak widać że polityka go dopadła teraz....
Ruszył w kierunku swojej kwatery...

Widzieliście jak Spamer z mordem w oczach wchodzi do kwatery setnika. Słyszeliście jakąś szamotaninę i krzyk... po chwil w drzwiach stanął Spamer. Chwiejnie przeszedł chwiejnie kilka kroków. Po czym zachwiał się i upadł barwiąc śnieg szkarłatem. Stak wyłonił się z zakrwawionym mieczem w dłoni.
- Skurwysyn chciał mnie zabić.
Podszedł do ciała. Przyklęknął i odwrócił go na plecy. Rozpiął koszulę. Z szyi trupa zerwał jakiś naszyjnik. Podniósł go do góry. Krzyż z Płomieniami...
- Sługa Inkwizycji. Na szczęście wyjątkowo nie udolny... Wątpię by to ścierwo zabiło Torq. Nie miał na tyle umiejętności i rozumu... Wywalcie to ścierwo poza bramę. Nie chowajcie go obok Torq. Nie zasłużył na to...

07.03.2004
21:57
[42]

Dibbler [ Gardło Sobie Podrzynam ]

To nie był dobry dzień. Zresztą co było dobre od momentu jak tu przyjechaliście? Cały czas pada ten cholerny śnieg. Koszmary nie pozwalają się wyspać... Dziś jeszcze Torq. Patrol który wrócił jest mocno pokiereszowany. Do tego Spamer okazał się inkwizytorskim pieskiem... Wszystko powoli zmierzało do piekła... Ta cholerna północ naprawdę was nie lubi.

Noc.
Pochodnie rozpalone na murach dawały nie wiele światła. Jednak miały one spełniać inną funkcje...
Odstraszać dzikie zwierzęta. Niestety zawiodły na całej linii. Tej nocy wilki nie zwracały uwagi na wystawione światło. Ich wycie wkomponowało się w zawodzenie wiatru. To właśnie była prawdziwa pieśń północy. Dziś prawdziwi władcy północy: wiatr i wilki przyszły was przywitać. Pokazać że jesteście tu tylko intruzami. Że północ nigdy nie będzie należeć do ludzi...
Nie sposób zmrużyć oka przy tym zawodzeniu . Dziwne że nie boją się podchodzić tak blisko. Na skraju promienia światła widać wyraźnie sylwetki biegających drapieżników. Ktoś nerwowo wypuścił strzałę w kierunku czworonożnych sylwetek. Bez efektu... Wydają się kpić z was podbiegając tak blisko... Jakby chciały wam pokazać, że nie boją się was wcale. Że za tymi murami jesteście bezpieczni, ale one tylko czekają byście wyszli na zewnątrz... że pokażą wam wtedy jak mało znaczycie.
Jest jeszcze coś dziwnego... tym którzy wsłuchują się w to pomieszane zawodzenie wydaje się że poza wiatrem i wilkami słyszycie trzeci ton... nie pasujący zupełnie do reszty... bo przecież to nie możliwe... nie możliwe by wycie wilków wkomponował się czysty ludzki śmiech... śmiech brzmiący jakby wydobywał się z gardła młodej dziewczyny... ale to przecież nie możliwe... to tylko ten cholerny wiatr i wilki...

07.03.2004
21:58
[43]

Dibbler [ Gardło Sobie Podrzynam ]

Świt jak zawsze przyszedł za wcześnie. Śpiącym wydaje się że dopiero co zamknęli powieki. Jedyne co dobre to to że wreszcie wilki przestały wyć. Trzeba wstać. Ci z wioski jeszcze nie wrócili... to nie wróży dobrze....

Ktoś wyszedł by sprawdzić ślady wilków i pozbierać strzały, które strażnicy wystrzelili nocą. Nigdzie nie widać śladów krwi... widać wszystkie strzały były chybione. Nagle zatrzymuje się... Serce zaczyna łomotać szybciej. Robi się gorąco i zaczyna brakować tchu...
A jednak... Koszmar zaczynał stawać się rzeczywistością... obok wilczych tropów widać było wyraźnie odciśnięte bose ślady ludzkie... były nie wielkie jakby zostawione przez stopę młodej dziewczyny...

07.03.2004
21:58
[44]

Dibbler [ Gardło Sobie Podrzynam ]

Rellik

Budzisz się w łóżku... zlany potem. Przed oczami masz jeszcze resztki sennego koszmaru. Wilki, wycie... i coś jeszcze...
Ktoś cię opatrzył. Zaczyna ci wracać pamięć. Pamiętasz swoje życie... aż do momentu lasu. Potem jest biała plama...
Niestety rana na piersiach to nie był koszmar... to okrutna rzeczywistość. Nie wiesz kto to zrobił, nie wiesz też dla czego to uczynił.
Wstajesz powoli z łóżka... Zesztywniałe mięśnie nie ułatwiają ci ruchów. Jesteś w jakimś pokoju. Nie jesteś skrępowany więc nie jesteś chyba jeńcem... Trzeba znaleźć kogoś kto powie ci gdzie jesteś i może rzuci trochę światła na całą sytuacje...

07.03.2004
21:58
[45]

Dibbler [ Gardło Sobie Podrzynam ]

Bregan, Valacar, Silvarius, Verendil, Jolo.

Piątka konnych pędziła wąską leśną ścieżką. Nie zważali na gałęzie brutalnie chłoszczące im twarze. Liczyło się tylko by jak najszybciej dotrzeć na miejsce. Tam przed nimi byli ludzie którzy potrzebowali pomocy. Wreszcie robili to do czego ich przeznaczono... byli wojskiem i mieli bronić tych ludzi. Przysięgali to kiedyś i dziś mogą dowieść ile jest warta ich przysięga. Mimo zbliżającego się niebezpieczeństwa czuli w swych sercach radość. Wreszcie staną z wrogiem twarzą w twarz... Wreszcie zobaczą z kim maja walczyć... Są przecież obrońcami granicy i dziś to udowodnią że nie są to puste słowa... Trzeba zasłużyć na swój żołd.
A więc szybciej... nie zważać na mrożący krew wiatr... na śnieg... pędzić do przodu... szybciej...

Wypadli z lasu jak szaleńcy.

Nie spodziewali się takiego widoku....
Strzechy chałup płonęły. Krzyki ludzi mieszały się z rykiem zarzynanych zwierząt. Panował niesamowity chaos... nie można było dostrzec kto z kim walczy. Gęsty dym spowijał wszystko...
Nagle zobaczyliście jego... W tym chaosie wydawał się jak najbardziej na miejscu. Szedł wolnym krokiem i wykrzykiwał rozkazy. Słońce odbijało się od jego błyszczącej zbroi a promienie słońca tańczyły w złotych włosach. W ręku trzymał miecz...

Elf spojrzał z pogarda na żołnierzy którzy wyjechali z lasu...
Mieszają się w coś o czym nie maja pojęcia. Ta wieś nie ma znaczenia... Ale oni w tych swoich małych ludzkich umysłach nie pojmą tego.
Zaczął wykrzykiwać rozkazy do swojego oddziału... dziś popłynie tu więcej krwi...

07.03.2004
21:59
[46]

Dibbler [ Gardło Sobie Podrzynam ]

Ok.
Witam ponownie.
Patrol w wsi prowadzi Soldamn. Macie jeden post jutro do 7.00 i prośba Soldamna byście nie pisali jakie efekty przynoszą wasze działania.

Reszta ma aktualizacje jutro o 22.00. i proszę po jednym poście. Jakby co to pytać o drugi by nie było bałaganu... Bawcie się dobrze.

07.03.2004
21:59
[47]

Dibbler [ Gardło Sobie Podrzynam ]

Ok.
Witam ponownie.
Patrol w wsi prowadzi Soldamn. Macie jeden post jutro do 7.00 i prośba Soldamna byście nie pisali jakie efekty przynoszą wasze działania.

Reszta ma aktualizacje jutro o 22.00. i proszę po jednym poście. Jakby co to pytać o drugi by nie było bałaganu... Bawcie się dobrze.

07.03.2004
22:21
[48]

Rellik [ Kuciland seeker ]

Budzę się gwałtownie... O dziwo w.. łóżku?
Jestem cały zlany potem... Chyba jeszcze się do końca nie obudziłem bo mam przed oczami te wszystkie koszmary senne... Śniło mi się coś.. Tylko jakoś nie mogę sobie dokładnie przypomnieć co.. W każdym bądź razie nie był to sen jakiego bym sobie życzył... Całe szczęście pamiętam jak się nazywam, kim byłem i inne detale mojego życia. Zaczynam rozmyślać nad tym co się stało.. Jednak w pamięci pustka. Zresztą, trzeba odłożyć rozmyślania! Gdzie ja do ciężkiej cholery jestem?! Niby nie w łańcuchach i za kratami ale.. To trochę podejrzane. Bo kto przy zdrowych zmysłach zostawia jakiegoś nieznajomego z nacięciami na ciele w swoim łóżku i to bez straży?! Na myśli mi przyszło że albo ten ktoś jest bardzo pewny siebie i bardzo potężny tak iż nie musi się mnie obawiać ale bo jest bardzo nierozsądny. Cóż żeby się o tym przekonać trzeba najpierw z kimś porozmawiać. Całe szczęście głowa już mnie tak nie boli.. Co prawda nie jestem w stanie w jakim powinienem być ale da się żyć. I chodzić chyba tez...
*siadam na łóżku*
No siadanie wychodzi mi wcale sprawnie...
*głęboki oddech i ból w klatce piersiowej*
Niech to.. Zapomniałem.. Ale to już nie ten sam ból.. Jakby zelżał..
*rozpinam koszule i oglądam nacięcia*
Rasowy chirurg *uśmiecham się gorzko* No nic rozmyślania nad tym muszę odłożyć na później. W tej chwili muszę dowiedzieć się tego gdzie jestem i kto mi opatrzył ranę. Najważniejsze jednak że żyję.
*Wstaje pomału po czym ostrożnie zaczynam stawiać pierwsze niepewne kroki w kierunku drzwi*
"..Obym tylko nie wpadł z deszczu pod rynnę.." pomyślałem gdy popychałem drzwi.

07.03.2004
22:49
[49]

Vinny [ Konsul ]

Valacar

Jechaliśmy szybko. Nie oglądaliśmy się za siebie. Nie było na to czasu. Mogło juz być za późno.
Nareszcie czułem, że robię coś pożytecznego. Mogłem wreszcie stanąć twarzą w twarz z wrogiem.
Zaczęło się coś zmieniać. Czuć było zapach spalenizny, przeraźliwe krzyki.
Już niedaleko pomyślałem.

Wyjechałem z lasu i nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Wiele już widziałem, ale to co zobaczyłem nie da się opisać słowami.
Wszędzie widać bvło ogień, dym. Tylko nieliczni stawiali opór. Inkwizycja zbierała żyzne plony.
I zobaczyłem jego - wielkiego Elfa w zbroi. Szedł powoli, statecznym krokiem. Wykrzykiwał rozkazy. Zauważył nas.

Wyjąłem łuk i strzałę. Namierzyłem go. Ale coś mnie zatrzymało.

07.03.2004
22:56
[50]

War [ dance of death ]

Jechaliśmy przez las tak szybko, jak tylko nasze konie mogły. Byleby tylko sprawdzić co się dzieje i pomóc potrzebującym. Wkońcu po to tu jesteśmy.
Wyjechaliśmy wreszcie za skraj lasu i zobaczyliśmy wieś... Już z daleka było widać że to ne jest zwykły pożar. Podjechaliśmy bliżej....
A potem z wrażenia zatrzymalismy się.

Rzeź... Chaos. Ludzie wyli z bólu. Nie było widać co się dokładnie dzieje, gdyż dym z płonących chałup spowijał wioskę. Popędziliśmy konie i jak szaleni skierowaliśmy się do wioski.
Wtedy pojawił się on.
Elf o złotych włosach. Najprawdopodobniej dowódca, sądząc po jego spokoju i opanowaniu a także po tym jak wydawał rozkazy innym. Szedł w naszą stronę z ironicznym uśmiechem i wyciągniętym mieczem. Zwoływał też towarzyszy. Ilu? Niestety nie dojrzałem w tym dymie.
Pokojowo tego nie załatwimy - pomyślałem. Ale trzeba spróbować.
Zeskoczyłem z konia i wyciągnąłem oba miecze. Jednak nie przyjąłem postawy bojowej ani nie rzuciłem się na niego. Nie czekając na rozkazy Bregana, krzyknąłem.
- Kim ty jesteś?! I co wy do cholery robicie?! Jak możecie mordować tych niewinnych ludzi!?

W pełni przygotowany, odsunąłem się troche w bok od konia i czekałem na odpowiedź elfa...

07.03.2004
23:12
[51]

Soldamn [ krówka!! z wymionami ]

- kim jestem ?? HA. Twoim pogromcą !! skończysz jak reszta tych co nie płacili za ochronę!!- powiedział z ironią elf.
- brać go - w tym momencie z za niego wyskoczyło 6 elfów. - cel, PAL !! - wrzasnął do nich

Nagle poczułeś wielki ból. mimo iż jesteś zwinny. 3 strzały trafił cię: 2 w brzuch oraz jedna w prawe przedramie.

08.03.2004
00:41
[52]

Bregan a.k.a. Czapajew [ Senator ]

Pędziliśmy przez las z zadziwiającą szybkością, nie oglądaliśmy się za siebie, swiadomi tego, ze jedziemy pomóc niewinnym ludziom. Lesne zwierzęte uciekały przed dudniącymi końskimi kopytami, przez drogę nikt nie powiedział ani słowa...przez głowę każdego z nas przechodziło tysiące myśli. Zastanawiałem się, co zastanę na miejscu, co mogło wydarzyć się w tej wiosce? Kto miałby cel w niszczeniu niewinnej ludzikiej osady? I najważniejsze JAKI mialby w tym cel? Niespodziewanie wypadliśmy z lasu niczym oszaleli, wszyscy zatrzymali swoje konie i popatrzyli z pogardą na to co się działo. Elfi wojownicy mordowali niewinnych ludzi, pośrodku tego chaosu stał wysoki elf, w srebrzystej zbroi, trzymający w ręku solidnie wykonany długi miecz. Wydawał rozkazy pozostałym wojownikom, był dowódcą i zmierzał w naszym kierunku...Nim się spostrzegłem Verdil błyskawicznie zeskoczył z konia i wyciągnał dwa miecze, nie przyjmował postawy bojowej, opuścił swoje ostrza swobodnie w dół - dał elfom do zrozumienia, ze nie mamy złych zamiarów...Mialem go powstrzymac, ale z osłupieniem patrzyłem na to co robil...zdąrzył tylko zapytać elfa...

- Kim ty jesteś?! I co wy do cholery robicie?! Jak możecie mordować tych niewinnych ludzi!?

Po tych słowach wszyscy nerwowo złapali za rękojeści swoich broni...

Elf wyglądał na bardzo pewnego siebie, zdąrzał odpowiedzić coś Verdilowi, jego słowa nie dotarły do mnie z powodu ogólnego zamętu panującego w wiosce, dane mi było usłyszeć tylko:

- Brać go! Nagle naokoło elfiego dowódcy pojawiło się 6 żołnierzy, dowódca wykrzyczał:

- Cel, pal!

Wszyscy zobaczyliśmy jak trzy strzały wbijają się w ciało Verdila, dwie w brzuch, jedna w przedramię...Nie było czasu do namysłu zanim zdąrzyłem wykrzyczeć do pozostałych "Do broni" wszyscy dzierżyli już swoje ostrza, zwinnym ruchem zeskoczyłem z konia, w locie wyciągając katanę. Kątem oka dostrzegłem, że pozostali kompanii walczą już z elfami. Po zeskoczeniu z konia, wylądowałem naprzeciwko jednego z 6 pośledniejszych elfich wojowników, lekko się zachwiałem i energicznym ruchem ręki wyciągnąłem katanę przed siebię...w oczach wojownika widziałem strach, lecz mimo to wyciągnął z pochwy dlugi miecz i postanowił stanąc ze mną do walki. Pozostali walczyli ramię w ramię, słychać było zderzającą się stal, okrzyki bojowe i wszechobecne przekleństwa...Elfi żołnierz, jak na niedoświadczonego wojownika przystało zaatakował bardzo typowo, trzymając miecz w obu dłoniach zaszarżował na mnie, wiedziałem, ze jego punktem docelowym jest moje serce, widziałem w jego oczach radość z jaką to robił...jednym ruchem ręki, zablokowałem jego cios, wojownik zazgrzytał zębami ze złości, popatrzył na mnie...próbował wydostać się z mojego uścisku...splunąłem mu w twarz i kopnąłem go w żołądek...elf okazał się bardziej wytrwały, niż dotychczas sądziłem, szybko otrząsnął się po doskonale wymierzonym ciosie i zaatakował ponownie...

08.03.2004
06:57
[53]

Soldamn [ krówka!! z wymionami ]

trwa zażarta bitwa z 6 łucznikami. powoli elfy traca wire w wygraną, a wy prójecie do przodu.

1 post do 22

08.03.2004
07:28
[54]

J0lo [ Legendarny Culé ]

Cholera nie spodziewalem sie ze bede zarzynał swoich. No trudno - zaprzedali się. Trzeba inaczej to zrobić. Hmmm... może jeszcze do końca nei zapomniałem jak się nożuje. Oleje tych Łuczników może moi sobie poradzą. Jeśli

*próbóje od tyłu zajść elfa, mimo, że walczy z Breganem*

[Jeśli się udało uderzam go tak, że traci przytomność po czym wiążę go i wkładam knebel.]
- No to skurczybyku masz za swoje! Przepraszam Bregan, że nie dałem ci go zabić no ale potzebujemy informacji

[Jeśli się nie udało to staram się parować jego ciosy a przy stosownej okazji rzucam przed niego Ścianę ogrnia]
- Żryj to!
*Rzucam w niego Kulą Ognia*

08.03.2004
14:35
[55]

Milka^_^ [ Potępieniec ]

Deliand

Wstaje i podchodzę pod setnika. Patrze na niego potem na trupa.

-Pierdolony Spamer.[w mych oczach był gniew]. Jak to możliwe, że taki ktoś jak on chciał coś takiego zrobić.[pomyślałem w gniewie].
-Mam nadzieję setniki że nic nie zdażyła a szumowina zrobić. Skrytobójca pierdolony i na dokładkę nie doszły.


Jestem zły, bardzo zły przez tego idiotę. Szlag mni trafia i trawi w całości gdy sobie o nim pomyśle. Szkoda, że wcześniej nie wpadłem na pomysł, żeby zobaczyć jego naszyjnik.

Na dokładkę nikt mnie nie chce przyjąć do kompanii.

-Setniku. Mógłbyś pogadać z jakimś dowódcą, żeby mnie przyjął do swojej grupy, bo mi się cholernie nudzi.

08.03.2004
15:50
[56]

Soldamn [ krówka!! z wymionami ]

Jolo walnął elfa tak mocno, że stracił przytomość. po tym natychmiast go obezwładnił

08.03.2004
17:12
[57]

Khe [ terrorysta lodówkowy ]

Khergoth

[juz prawie zasypialem gdy zerwal mnie krzyk, zerwalem sie na nogi, chwycilem topor i wybieglem z kwatery ... ujzalem lezacego w krwi Spamera i stojacego nad nim Starka]
taaa czemu sie nie dziwie, przyszlo trzech nowych i nikt o nic nie pytal, a ten wielki z mlotem, no coz, patrzac na niego odrazu widac bylo ze zero inteligencji, jesli inkwizycja ma takich przyglupow w swoich szeregach to nie ma sie co martwic o wynik jakiejkolwiek potyczki, ten powolny niedorozwoj zginalby probojac zabic muche z oderwanymi skrzydelkami i nozkami. Pewnie jego mozgojad dawno juz zdechl z glodu.
[odwracajac sie splunalem na cialo i ruszylem do kwatery. W nocy wyly jakies wilki ale mialem to w dupie i po niedlugim czasie usnalem. Rano wybralem sie do kuchni zeby cos przekasic, podczas posilku zwrocilem sie do Inghama]

-uhmm dobre, gdybys nie byl elfem to powiedzialbym ze wysmienite [z usmiechem siegam po ogorka]
- ciekawe jak tam wioskowa ekipa, czy zdazyli komus wpierdolic czy nie, przynajmniej oni sie nie nudza

[po skonczonym posilku przechadzalem sie leniwie po placu gdy uslyszalem jak straznicy mowia ze przydaloby sie przyniesc strzaly ktore wystrzelili]

- ja pojde, i tak nie mam nic lepszego do roboty
jeszcze chwila a zdechne tu z nudow, topor naostrzony a jak narazie splynela po nim tylko krew zajca ...i do tego cholera byl zylasty

[zaczynam zbierac strzaly i przygladac sie sladom wilkow]
cala pieprzona wataha musiala tu latac a te jelopy nic nie trafily, z takimi straznikami to... a to co do kurwy nedzy...
[zaczynam sie przygladac sladom ludzkich stop]
czemu do cholery ktos by tu mial lazic boso, w takie zimno to se mozna niezle dupsko odmrozic ... nie podoba mi sie to
-hej wy tam na murach, widzieliscie tu moze jakas mloda dziewczyne lub chlopca?

[widzac dziwne miny straznikow skierowalem sie do kwatery Starka]
- Setniku, przed murami widzialem slady bosej mlodej dziewczyny lub chlopca. Pytalem sie straznikow ale z ich min wywnioskowalem ze nic nie widzieli. Zreszta malo mnie to dziwi bo patrzac na slady to tam grasowalo mnostwo pieprzonych wilkow a na sniegu nie bylo nawet najmniejszej plamki krwi a strzal to oni nie oszczedzali.

[Potem udalem sie do kuzni]
trza by tu zrobic pozadek, sprawdzic co tu sie jeszcze nadaje do uzytku i ponaprawiac co sie da, bo juz niedlugo to wszystko moze byc potrzebne

08.03.2004
18:35
[58]

MaLLy(R) [ Ghoul's Shadow ]

MaLLy

To była spokojna noc (do wycia wilków przyzwyczaiłem się we własnej wiosce), jedyne, co mnie niepokoiło to ten śmiech…
Wstałem słysząc ryk STARKA.
Gdy wygramoliłem się na dwór zobaczyłem jak SETNIK stoi nad ciałem SPAMERA trzymając w ręku znak inkwizycji…
- No tak zabił kolejnego – pomyślałem.

Ale nie to mnie niepokoiło, śmierć całkowicie zadomowiła się w tym forcie. I to był problem.
Zabrałem się do jadłodajni by się troszkę pokrzepić a przy okazji załatwić jedną sprawę.

-Wspaniały posiłek INGHAM! Ale nie jestem tu po to by rozmawiać o posiłku.
Jesteś elfem wiec znasz się na magii lepiej niż ja. Mam do ciebie prośbę, czy mógłbyś sprawić by mój miecz mógł też ranić na płaszczyźnie astralnej??? Bo chciałbym móc obronić się przed duchem bądź upiorem. Do tej pory nikt z nas takiego nie spotkał, ale w tym miejscu nić niewiadomo. Zwłaszcza po tym jak zginęli nasi zmiennicy…

08.03.2004
18:49
[59]

Thun [ Konsul ]

Hadrian Shiva

Mimo tego że byłem zmęczony po nocnej warcie oraz patrolu, znalazłem w sobie jeszcze odrobinę siły aby wyprać płaszcz z krwi. Szło to dość opornie ale w końcu płaszcz wyglądał o niebo lepiej niż godzinę temu, tak więc uznałem że wystarczy tego szorowania i rozwiesiłem go na szmurkach przy kominku aby wysechł. Przez moment rozważałem możliwość przegryzienia czegoś w kuchni, ale w ostateczności zrezygnowałem z tego pomysłu i w chwilę po zdjęciu kolczugi spałem w łóżku jak małe dziecko...

Obudziłem się z krzykiem, byłem spocony jak po całym dniu cięzkiej pracy, a me serce waliło jak dzwon. Przez chwilę nie wiedziałem gdzie jestem, jedyne co czułem to przerażenie i ból. Odruchowo złapałem się za pierś, a po mym policzku spłynęła łza. Dopiero po chwili, czując na sobie wzrok kilku osób, zorientowałem się gdzie jestem i że musiałem ich zbudzić swym krzykiem...


- To tylko zły sen... - powiedziałem spuszczając głowę i starając się wytrzeć twarz.

Siedziałem tak przez chwilę, zastanawiając się czy te koszmary będą mnie męczyć do końca życia, ile to już lat? pięć? dziesięć?. Zapomniałem już... a może po prostu nie chciałem pamiętać?. Nie chciałem z nikim teraz rozmawiać, ubrałem się, nałożyłem nagrzany od ognia w kominku płaszcz i wyszedłem z pomieszczenia. Zauważyłem że koni nie ma w stajni, czyżby Bregan i reszta jeszcze nie wrócili? Cholera to nie zapowiada się dobrze. Już chciałem iść do Starka gdy dotarło do mnie że od wczoraj nic nie jadłem. W kuchni krzątał się, jak zwylke, Ingham.


- Witaj, mógłbym prosić o coś na ząb?, Bregan i reszta jeszcze nie wrócili? Cholera to nie wrózy nic dobrego...

Po chwili na stole przedemną wylądowała jajecznica na boczku, sałatka z pomidorów i ogórków oraz kasza z mlekiem. Nie zastanawiając się długo rzuciłem sie na jedzenie, jak wilk na tłusta owieczkę, pochłaniając wszystko i prosząc o dokładkę. Gdy zaspokoiłem głód i podziękowałem opuszczając kuchnie z zamiarem wejścia na mury by wypatrywać powracających przyjaciół. Wychodząc z kuchni zauważyłem jak z pomieszczenia wychodzi mężczyzna którego wczoraj odnaleźliśmy na patrolu.

- Hej ty! Nie powinienneś był wstawać z łóżka w takim stanie... - powiedziałem podchodząc do niego i pozwalając oprzeć się na ramieniu bo wyglądał tak jak by zaraz miał upaść.

- Spokojnie, nie jesteśmy wrogo nastawieni, znalaźliśmy cię nieprzytomnego wczoraj rano podczas patrolu w... - zawachałem się na moment - ...lesie i przynieśliśmy tutaj do stanicy. Wróć do pokoju i połóż się, musisz jeszcze odpocząć. Za chwilę przyślę do ciebie kogoś z ciepłym posiłkiem, zapewne jesteś głodny jak wilk - powiedziałem z uśmiechem, odprowadzając go spowrotem do pomieszczenia. Wróciłem do kuchni prosząc Inghama przez drzwi by zaniósł ciepły posiłek do naszego nieznajomego i pobiegłem do Starka.

- Setniku Stark, wygląda na to że człowiek którego znaleźliśmy wczoraj obudził się i chyba jest w dobrym stanie aby odpowiedzieć na kilka pytań. Bregan i reszta jeszcze nie wrócili? Cholera to nie zapowiada nic dobrego... W takim wypadku zgłaszam się na ochotnika, aby wyjść im na przeciw. Mogę wyruszyć sam lub z dodatkową osobą, dwójką czy nawet trójką ludzi - bez różnicy. Brak koni trochę komplikuje sprawę, ale biorąc lekkie wyposarzenie i biegnąc przez większość drogi powinniśmy wrócić przed zmierzchem.
- Jaka jest twa decyzja?

08.03.2004
19:01
[60]

Bregan a.k.a. Czapajew [ Senator ]

Podziękowałem Jolowi lekkim skinieniem głowy za pomoc, po czym rzuciłem się do walki. Podbiegłem kilka metrów do najbliższego mnie elfa...

Bierz to skurwielu! - wykrzyczałem - trzymając katanę w dwóch dłoniach wymierzyłem cios w lewe udo przerażonego elfa...Wojownik osunął się na bok, a ja zabrałem się za kolejną ofiarę, wyciągnąłem z buta szylet i wskoczyłem między kolejnych dwóch elfów, lewą ręką próbowałem wbić sztylet w żebra jednego z elfów, a drugą ręką, odparowywałem ciosy kataną zadawane przez pozostałych wojwników.

Nagle moje oczy przesłonił błysk światła, zdąrzyłem tylko zobaczyć Jolo wypowiadającego nieznaną mi inkantację w obcym języków, z jego dłoni wystrzeliła imponująca kula ognia...

08.03.2004
19:26
[61]

Vinny [ Konsul ]

Valacar

Nie słyszałem co ten elf powiedział do Verdila. Trzy strzały wydały niesamowity świst. Nawet nie zdążyłem zareagować, gdy ujrzałem je w ciele mojego kompana.

Nie zwlekając wyjąłem mój miecz i rzuciłem sie do walki. Zaatakowałem dwóch elfów: jeden był starszy, drugi trochę młodszy. Do tej pory stali i przyglądali się całemu zdarzeniu. Nie reagowali.
Gdy zobaczyli, że do nich podbiegam wyjęli swoje elfickie miecze. Widziałem, że byli tym wszystkim zaskoczeni.
Ostrza naszych mieczy spotkały się. Zauważyłem, że starszy elf jest bardziej doświadczony i będzie trudniejszym przeciwnikiem. Byłem szybki i nieszablonowy. Starałem się atakować z zaskoczenia.
Po kilku chwilach ciężkiej walki podbiegłem kawałek do tyłu. Młodszy elf pobiegł za mną, starszy był w tyle. Gdy do mnie podbiegł wycelowałem mieczem w jego ramię i udo. Elf wydał przeraźliwy krzyk i osunął się na ziemię. Ciągle żył. Starszy elf, nie zwracając uwagi na kompana zaatakował mnie. Był zły. Chciał się na mnie zemścić.
Walczyliśmy jak równy z równym.
Zobaczyłem błysk światła. To Jolo wypowiada jakieś zaklęcia.
Nie zwracając na to uwagi walczyłem dalej.
Nie poddam się. Będę walczył póki starczy mi sił.

08.03.2004
19:56
[62]

Gambit [ le Diable Blanc ]

Eldirth Black

Spojrzałem na trupa Spamera. No tak idiotów nie sieją...sami się rodzą. Za kogo on się miał, może myślał, że Stark jest setnikeim ze względu na piękne oczęta, lub wyjątkowo łagodne usposobienie...co za kretyn. Powinno się wywalić go wilkom na pożarcie.

Spojrzałem na marudzącego Delianada. Podszedłem do niego cicho z tyłu. Nachyliłem się delikatnie i wrzasnąłem z całych sił do ucha.

- Co jest żołnierzu!! - z satysfakcją spojrzałem jak podskoczył i klapnął tyłkiem na ziemię...ciekawe, czy zlał się ze strachu.
- Co tu jeszcze robisz...nie słyszałeś co niedwano mówiłem?? - darłem się jak instruktorzy na ćwiczeniach - Może potrzebujesz zaproszenia, albo, żeby mamusia Ci powiedziała co robić? Co tak stoisz i rozdziawiasz gębę nie rozumiesz co się do Ciebie mówi. No wykrztuś coś z siebie!!

Deliand próbował sklecić jakieś zdanie, ale nie dałem mu takiej możliwości.

- Słuchaj nędzna imitacjo Imperialnego Żołnierza - wrzasnąłem - od tej chwili jesteś w grupie Dziesiętnika Bregana. Teraz pojechał na patrol, więc poznasz go później. Ja jestem Eldirth Black i do jego powrotu zastępuję go. Teraz zwal swoje graty w kwaterach i zabieraj dupsko na mur, na wartę. Ruszaj się !!!!

08.03.2004
19:56
[63]

Milka^_^ [ Potępieniec ]

Deliand

Stojąc obok setnika usłyszałem jego rozmowę z żołnierzem.

-Witam żołnierzu. Jestem Deliand Ashley.[podaje mu rękę] Jeżeli Setnik pozwoli ci wruszyć, jestem chętny by iść z tobą i ci pomóc.

Uśmiechnąłem się szeroko. Może teraz nareszczie znajdzie się jakaś robota.

Mój topór z pewnością Ci się może przydać.[Szeroki półuśmiech].

Heh, teraz może sobie zabije jakiegoś orka. [pomyslałem].

Przeszedłem się do kuchni by coś zjeść. Po najedzeniu się do syta przeszedłem się trochę po murach. Chodziłem krótko. Był to taki mój mały spacerek. Poza nimi dostrzegłem trupa Spamera.[Splunąłem na jego ciało]. Po powrocie poszedłem do kuchni i usiadłem.

08.03.2004
19:58
[64]

Ingham [ Konsul ]

INGHAM
Biec, biec i nie oglądać się za siebie. Oni są coraz bliżej. Rozglądam się dokoła w dli widzę ogień. Pot zalewa mi oczy. Ogień kształtuje się. Wpadam w mgłę. Tętent koni. Niby znam tu każdy krzak, a jednak ciągle są blisko. Mgła gęstnieje, zaczynają w niej tańczyć mętne kolory. Wypadam na krzyż. Jeden wielki krzyk. Boże.
-Ufff, to tylko sen. Mówię do siebie.
Obok na łóżku leży zlany potem Hadrian Shiva. Nie śpi. Po jego policzku spływa łza. W tle słychać wilki, całą masę. Kładę się na drugi bok. Powoli zasypiam.
Znowu płonący krzyż. Teraz jednak boję się mniej. Jest za moimi plecami. Patrzę na Nithligorskie Lasy. Płonęły jak krzyż. Czy Ty tego chciałeś? Zawiodłeś mnie. Tak. Opuściłeś w chwili, kiedy Ciebie najbardziej potrzebuję. Nie tylko Ja zresztą. Myślisz, że chcę tak bluźnić? Nie, ale to Twoja wina. Opuściłeś Nas, a w konsekwencji My zaczniemy opuszczać Ciebie. Czymże jest Bóg bez wiernych. Bez krwi zraszającej jego ołtarze. Jesteś tak naprawdę słaby. Wymyśliłeś Inkwizycję, żeby ktoś dbał o krew na twoich rękach. Wymyśliłeś to słyszysz. Skoro tak bardzo pragniesz krwi to wróć tu i weź ją sobie a nie posługuj się takimi robakami. Słyszysz weź to sobie. Weź.
Ktoś potrząsa mym ramieniem. Otwieram oczy. To kolejny zły sen. Nie wiem czy mam rozpłakać się, czy też skakać ze szczęścia. Wstaję. Potwornie zmęczony. Koszula jest cała mokra.
Byłem głodny i spragniony- tak możliwe to nawet w przypadku kuchcika. Napiłem się z dzbanka stojącego koło łóżka i odchrząknąłem. Czas ruszać do kuchni. Po drodze zerknąłem na ludzi stojących na warcie. Wyjrzałem za bramę. Ścierwo Spamera walało się jeszcze w kilku kawałkach. Widać pogardziły nim nawet wilki. Mijam mogiłę Torqa.
Kim byłeś? Trzeba powiedzieć jasno, że idąc na północ nie znaliśmy żadnego z Towarzyszy, ani tak naprawdę siebie. Kuchnia. Praca. Pierwsi goście. Jajecznica, kaszka, ogórki.
-Och Khergoth, słyszałem, że wasz zmysł smaku jest tak rozbudowany, że nawet, jeżeli zmieszałbym końskie gówno z tą owsianką to i tak byś nie poczuł różnicy. –Zaczynam się śmiać, poczym nalewam mu nie rozwodnionego wina.- Masz pij Twoje zdrowie. Sam wznoszę kufel i wypijam kilka łyków.- Wiesz wczoraj wieczorem to wszystko dziwnie wyglądało, niby pochodnie miały odstraszyć wilki, a ściągnęły je tylko. Dziwne.
Kiedy zmywałem naczynia, po krasnoludzie, za stołem zsiadł Hadrian.
-Nie jeszcze ich nie ma, a ja zaczynam się martwić, żby tylko nie wpakowali się w jakieś gówno. Stark zrobił właśnie to, czego się obawiałem. Wypuścił pół drużyny w kierunku wioski, druga połowa z nas jest zmasakrowana, mamy trzech, nie już tylko dwóch nowych i jeszcze tego z blizną na klatce piersiowej.
Na zapleczu, kiedy chłopaki podjadały sobie trochę ja masakrowałem gęsi swoim mieczem, powoli spuszczając z nich krew na dzisiejszą zupę. Kiedy w najlepsze oddawałem się mrocznym kulisą sztuki kucharskiej Hadrian krzyknął żebym dał coś przyprowadzonemu wczoraj rannemu. Nie ma sprawy, właśnie miałem gorący rosół na blacie kuchennym. Ruszyłem do nieznajomego.
Wszedłem do pokoju, w którym leżał .
-Chcesz pić? Chcesz mi powiedzieć coś?- Zauważyłem, że ciągle śpi, więc tylko położyłem tacę z bulionem i wyszedłem. Zimny bulion też nie jest zły.

Wracając natknąłem się na Hadriana, który szedł do Starka.
-Chcesz wyruszyć? Dobra, ja chętnie ruszyłbym z wami.
Powrót do kuchni nie był miły wszędzie walały się garnki, brudne naczyń. Widać chłopaki postanowiły same się obsłużyć. Cóż.
Zauważyłem kogoś z drużyny Alarkan. Tego no wielkiego jak mu tam. Gościa od zbroi. Hmmmmm.... Mały. Nie Mally. No właśnie zauważyłem Mallego.
-Tak, ja też jestem z niego zadowolony. Widać, że wszystkim smakuje. Tak... Trochę magi. Niestety tej przyprawy do zup nie mam na stanie w tej kuchni. A co do miecza, co to znaczy płaszczyzna astralna? Nie w tej kwestii nie jestem w stanie Ci pomóc, ale może odrobinę winka, w nim skrywa się cała magia jaką znam.
Gdybym był kurwa czarodziejem to bym nie odmrażał sobie dupy na północy tylko siedział w ciepłym miejscu, na uniwersyteckiej posadzie. Wszak niewielu pozostało z tych, którzy znają elfią magię.
Wróciłem do kwatery, spakować swoje rzeczy. Tak na wszelki wypadek. Cały czas po głowie chodziła mi jedna z reguł wpajanych przez ojca.
Szukaj kogoś, kto oskarża innego o zdradę. To będzie zdrajca. Tak tego nauczył mnie ojciec w Nithilgorskich Lasach- nie spodziewał się chyba, że wszystko to potoczy się w ten sposób.
Sprawdziłem broń, byłem gotów żeby ruszyć, tylko czy Stark nam pozwoli?

08.03.2004
20:57
[65]

blood_x [ Skinhead oi! ]

Jeriel

Cholera glowa mnie boli, to pewnie przez tego szamana, dobrze ze z okiem coraz lepiej... . Na dodatek te wilki, dlaczego on podchodza tak blisko moze w lesie jest cos gorszego od nas i dlatego podchodza tak blisko szukajac ochrony [przeszedl po moich plecach dreszcz], nie wiem nie obchodza mnie wilki. Nagle uslyszalem jakies krzyki jakas szamotanine, wzialem swoj miecz i wybieglem na dwor.

-O cholera nastepny trup, [spojrzalem groznie na setnika], twoje szczescie ze ten piepszony wyrostek nalezal do Inkwizycji.

Podchodze do ciala Spamera [spluwam na jego piers].

-A gnij tu psie [syknalem w zlosci].

Nagle spostrzeglem ze Gambita trzyma sie humor, podeszlem i zagadalem.

- Witam Gambit zwa mnie Jeriel [wyciagam prawice], nie mielismy czasu pogadac ale mam nadzieje ze to sie kiedys zmieni, a narazie to nie strasz nam nowych towarzysz, kto bedzie po nich pral ich brudne gacie [parsknalem smiechem i oddalilem sie do pokoju].

08.03.2004
21:42
[66]

Rellik [ Kuciland seeker ]

Daleko nie uszedłem gdy poczułem że musze się o coś podeprzeć bo inaczej wyląduję na posadzce. W tym momencie podszedł do mnie jakiś mężczyzna. Z początku nie byłem pewien co zrobić wiec dałem mu wykonać pierwszy ruch. A był on jak najbardziej życzliwy. Widział ze jestem słaby i pozwolił mi skorzystać ze swojego ramienia. Nie przyglądałem się jego wyglądowi. Bardziej skupiałem się na słowach. Zaproponował abym wrócił do łóżka i zapewnił mnie że zaraz pojawi się ktoś z ciepła strawą. Myśl jedzenia spowodowała że natychmiastowo poczułem przejmujący głód. Co prawda nie pamiętam ile byłem nieprzytomny i jak długo nie jadłem ale wiedziałem jedno- musiałem dostarczyć memu osłabionemu organizmowi czegoś pożywnego. Pyzatym na głodnego słabo się rozmawia i myśli. A przecież chciałem się jak najszybciej połapać w tym wszystkim o się stało.

Po niedługiej chwili do pomieszczenia w które poznałem na początku wszedł jakiś osobnik. Nie wiem jak wyglądał ponieważ oczy miałem zamknięte. Byłem zbyt słaby a poza tym na jakieś wyjaśnienia czy pytania było za wcześnie- pusty żołądek był ważniejszy. Gdy tylko wyszedł z radością zobaczyłem obok łóżka cienki ale jakże smakowity rosół. Długo go nie oglądałem. Bardziej podobało mi się gdy czułem jak wypełnia mój skurczony żołądek i jelita. Tak dobry bulion nie jest zły..

Po posiłku który był dla mnie w tamtym momencie najwspanialszym darem postanowiłem jednak zostać w łóżku i poczekać aż ktoś do mnie zajrzy- prędzej czy później musiało to nastąpić. Lepiej później. Będę miał więcej czasu na rozmyślanie nad tym co się stało i nad tym co i jak im powiedzieć.. No i oczywiście jakie informacje od nich dobyć....

Zanim zdążyłem się pogrążać w rozmyślaniach zorientowałem się ze nigdzie nie widzę mojej torby! Chwilowo powiedziałem sobie ze na pewno ma ja jakiś tutejszy „szef”. Nie mogłem sobie teraz tym zaprzątać głowy- miałem poważniejsze problemy.

Wyciągnąłem się na łóżku i zacząłem rozmyślanie. Jak zwykle, gdy głęboko myślałem musiałem mieć czymś zajęte ręce. Tym razem ukierunkowywały one lewitację pustej już miski- rozmyślania rozmyślaniami ale nawyki swoje robią.

08.03.2004
22:09
[67]

Dibbler [ Gardło Sobie Podrzynam ]

Ingham, Deliand, Hadrian

Setnik spojrzał na ochotników.
„Oni naprawdę zaczynają przypominać żołnierzy. Tu nawet nie chodziło o wygląd. Było w nich widać... odpowiedzialność... za misję za swoich towarzyszy. Cholera oni naprawdę chcą na piechotę leźć do tej cholernej wiochy by pomóc tamtym...”
- Dobrze. Zbierać się i ruszajcie. Przyprowadźcie mi ich z powrotem... wszystkich.

Cała trojka szybkim krokiem wymaszerowała przez bramę. Stanica powoli malała w miarę stawiania kolejnych kroków. Spojrzeli na nią przez ramię... czy jeszcze ją kiedyś zobacza...
Nogi grzęzły im w śniegu, wiatr chłostał twarze. Ale to nic trzeba iść... gdzieś tam za horyzontem walczą ich towarzysze... może właśnie teraz umierają... trzeba iść... szybko...

A co jak wilki wrócą? Tu na otwartej przestrzeni mają szans. Nie ma muru który by ich chronił... Tu one są drapieżnikami a oni tylko kolejna przynętą... ale nic... Obowiązek, towarzysze broni, płonąca wieś... trzeba iść... byle szybko...

W oddali rozległo się wycie wilka... po chwili zawtórowały mu kolejne...

08.03.2004
22:10
[68]

Dibbler [ Gardło Sobie Podrzynam ]

Stanica.

Usłyszeliście wycie... Nie chce wam się wierzyć że wilki zdecydowały się wrócić za dnia. A jednak... strażnicy na murze zobaczyli wyłaniające się z lasu sylwetki kudłatych drapieżników... Wilki nie biegły... dostojnie maszerowały w stronę stanicy.
Strażnicy dostrzegli wśród nich... dziewczynę... szła w łachmanach między wilkami. Miała rozwiane czarne włosy i hardo uniesioną głowę... Patrzyła wyzywająco w stronę stanicy...
Dziwny pochód zatrzymał się poza zasięgiem strzał. Wilki ustawiły się w linii przed dziewczyną i zaczęły wyć...

... Ziemia na kopczyku delikatnie się osunęła...

Te cholerne zwierzaki nie mogą wam dać spokoju... nie dość że wyły całą noc to wróciły teraz... Wydaje się wam że nie zaznaliście ciszy odkąd jesteście w stanicy... Ciągle wiatr i wycie tych cholernych wilków...
Ktoś nerwowo wypuścił strzałę w kierunku zwierząt... nieszkodliwie wbiła się w ziemie...

... martwe palce rozgrzebywały ziemie....

Dość do jasnej cholery!!! Ile one jeszcze będą wyły.... Poleciały kolejne strzały... Bez efektu. Wycie się nasiało. Ktoś osunął się na kolana i zakrył uszy dłońmi....
- Dość.... Nie wytrzymam więcej tego wycia...

...ręka przebiła się na powierzchnię...

Wilki zamilkły.
Z ust dziewczyny wydobył się wrzask.
Wszyscy zakrywali uszy dłońmi. Wrzask wwiercał się im w głowy. Trwało to kilka sekund... jednak im wydało się wiecznością.

Nagle wszystko zamilkło. Wilki ruszyły w kierunku lasu. Dziewczyna również.

Ciszę przerwał ryk... Żadne ludzkie gardło nie mogło wydać z siebie takiego dźwięku...

Wszyscy odwrócili się w stronę wrzasku... na dziedzińcu przy rozkopanym grobie stało coś co kiedyś bez wątpienia było Torq... Stwór uniósł miecz i ruszył w stronę najbliższej osoby...

08.03.2004
22:10
[69]

Dibbler [ Gardło Sobie Podrzynam ]

OK....

Moja aktualizacja o 22.00 jutro.
Po dwa posty proszę...

Miłej zabawy.

08.03.2004
22:14
[70]

Soldamn [ krówka!! z wymionami ]

nagle, przed valacarem oraz breganem wyrósł ogisty mur rzucony przez Jola. nie było to fortunne posunięcie gdyż elfy, świetni łucznicy wykorzystali to jako naturalną blokade. zaczęli zasypywać najemników gradem strzał.
w oddali było słychać głos Elfa - dowódcy:
- wiecej wiecej!! musimy ich rozgromić. co ?? jest nas tylko 12?? W tym tylko 8 łuczników ?? musili nam nieźle przetrzebić szergi. Na mój znak:
- CEL!! PAL!! - i w góre poszybowało 8 strzał. żadna nnie trafiła człowika, jednak 5 trafiło w konie - każdego po kolej.

1 post do 7.00 PROSZE NIE PISAC EFEKTÓW ATAKÓW!!

08.03.2004
22:39
[71]

J0lo [ Legendarny Culé ]

Cholera zostało jeszcze dwunastu! Nienajlepszy pomysł ze ścianą. Trzeba zwołać ludzi do kupy.

- Bregan! Valacar! Weźcie tarcze i kryjemy się! Bierzcie łuki! Musimy przeżyć! Verdila i mnie osłońcie. Za chwilkę jak odzyskam kontrolę nad tętnem i innymi rzeczami rzucę drugą kulę ognia.

Trzeba nam odsieczy! A było tak pięknie...matko obym miał jeszcze szansę wypić trochę tego grzańca.

* w tym momencie strzały trafiają konie *

- Nosz kurwa mać! Jak my teraz Verdila weźmiemy do Wolfstone...

* biorę zioła z pasa i ostrożnie wyjmując strzały robię opatrunek z części prawego ramienia koszuli. nieostrożnie odsłaniam odwrócony kryż wytatuowany na przedramieniu - znak więzień Inkwizycji *

- Bez komentarzy proszę. Czas będzie i na to...

* po wykonaniu opatrunku mówię *

- Valacar, weź Verdila i przeprowadź go do jakiegoś niepalącego się domu. Bregan jeśli się zgodzisz - osłaniaj mnie gdy będę mówił inkantację. Jestem mocno wkurzony więc albo wybuchnie mi w rękach albo rozsadzi tamtych oraz parę pobliskich chatek. Jest jeszcze mała szansa, że następne piętnaście kilometrów pójdzie z dymem ale chyba na tyle potężnym magiem nie jestem. Jak zobaczysz, że ręce mi się już iskrzą - spieprzaj. Powinni być osłupieni na tyle, żeby nie wystrzelić we mnie. W razie czego pamietasz jakie zioła na rany postrzałowe...

* po kilku minutach *

- Bregan... zaczynam...

* i zacząłem odmawiać inkantację... *

Mam nadzieję, że skosztuję jeszcze tego grzańca...

08.03.2004
22:58
[72]

Vinny [ Konsul ]

Valacar

Nagle wyrósł przede mna ogromny mur. To pewnie sprawka Jola pomyślałem.
Przeciwnik, z którym walczyłem gdzieś zginął.
Usłyszałem głos: CEL!! PAL!!
8 strzał poszybowało w powietrze. Zrobiłem unik. Nie dostałem.
Przeraźliwy krzyk koni uniósł się w powietrze. Dostały. Wszystkie.
No pięknie. Będziemy dłużej wracać. Uśmiechnąłem się gorzko.
Wyjąłem strzałę, naciągnąłem ją na łuk. Strzeliłem. Nie widziałem, czy kogoś trafiłem. Powtórzyłem to jeszcze 2 razy.
- Valacar, weź Verdila i przeprowadź go do jakiegoś niepalącego się domu. krzyknął Jolo.
On umierał. Musiałem mu pomóc. Wziąłem Verdila na plecy. Szukałem domu, którego nie pochłonęły jeszcze płomienie.
Jeden, drugi, trzeci, wszystkie płonęły. Czułem krew Verdila na swoim ciele.
Jest jeden, mały, raczej to była szopa niż dom. Ważne, że nie był zajęty przez płomienie.
Zostawiłem Verdila.

-Trzymaj się.

Wyszedłem z domu. Wyciągnąłem miecz. Pora na ostateczny pojedynek.

08.03.2004
23:27
[73]

Soldamn [ krówka!! z wymionami ]

Zdesperowany Jolo próbuje wymówić tajemnicze słowa regułki wywalającej kulę ognia. jednak jego poziom zdesperowania był tak wysoki że nawet tak prosta czynność była dla niego niewykonalna

08.03.2004
23:34
[74]

Khe [ terrorysta lodówkowy ]

Khergoth

[siedzialem sobie w kuzni i robilem porzadki gdy nagle rozleglo sie wycie wilkow]
co do ....wilki w dzien ... zaraz im chyba zapierd...[w tym momencie wilki umilkly ale rozlegl sie wrzask dziewczyny]
-aaaaa uszy, kurwaaa moje uszyyyyy
[nagle jak sie wszystko zaczelo tak sie skonczylo]
na moich przodkow co to ma wszystko znaczyc, jeszcze troche a pierdolca bym dostal
[gdy rozlegl sie ryk wybieglem na plac, zauwazylem ze jakis truposz z uniesionym mieczem ruszyl w kierunku jakiejs osoby, nawet nie zdazylem zobaczyc kogo]
no to kurwa teraz mamy przejebane
[rzucilem sie w strone truposza]
- bic skurwysynaaaa ... Baruk Khazad! Khazad aimenu!
[z okrzykiem bojowym zaczalem okladac truposza po konczynach starajac mu sie je odciac. Nagle zauwazylem do kogo nalezalo cialo, nie przerywajac wymachiwania toporem wrzasnalem]
- Torq? ... bylo zostac w grobie kreaturo, teraz beda twoje pierdolone szczatki przez tydzien zbierac...

09.03.2004
00:24
[75]

Bregan a.k.a. Czapajew [ Senator ]

Nagle wyrósł przedemną ognisty mur, pomyślałem, ze jesteśmy za nim bezpieczni, ale kiedy zorientowałem się, ze elfy, wyciągają łuki i szykują się do ataku zmieniłem zdanie. Pięc strzał świsnęło tuż nad naszymi głowami, nikt nie został ranny, ale wszystkie pięc koni padło od śmiertelnych strzałów. Wyglądało na to, ze elfy robią to celowo. Nie było czasu na zastanawianie się, ale sama myśl jak dojedziemy do Wolfstone osłabiała mnie, nie miałem ochoty na walkę, ale nie mogłem również dać zwyciężyć tym plugawym elfom, istotom które były tylko cieniem swojej dawnej świetności...

Jolo podszedł do mnie i poprosił, zebym osłaniał go podczas wypowiadania inkantacji, tak też się stało, wziąłem leżąca na ziemi tarczę, lekko przykucnąłem i rzuciłem zakrwawionym nożem przez ścianę ognia - miałem nadzieję, ze chociaż zranię któregos elfa. Jolo zaczął wypowiadać inkantację...Po kilku sekundach jego głos stał się bardziej podniosły, kiedy przybrał patetyczny ton, nagle jego dłonie zaczęły iskrzyć...ale...ale...nic się nie stało...Jolo przeklął, i zaczął jeszcze raz...zaspywyał nas grad strzał, gdyby nie pawęż, bylibyśmy już martwi...Jolo zaczął wymawiać ponownie inkantację, a ja oczekiwałem na czar jak na zbawienie...

09.03.2004
06:56
[76]

Soldamn [ krówka!! z wymionami ]

Sćiana z ognia zaczęła powoli dogorywać. można było już ujżeć 12 elfów i jego - dowódce. właśnie uciekał z pola bitwy, na swoim wielkim rumaku

1 post do 22

09.03.2004
09:37
[77]

MaLLy(R) [ Ghoul's Shadow ]

MaLLy
Siedziałem w kuchni jak zwykle zachwalając posiłek zrobiony przez elfa, gdy usłyszałem wilki…
- Co jest??? Wilki w dzień???
Następnie dziwny wrzask a potem okrzyk bojowy KHERGOTHA.
- Co znowu? Wilki wdarły się do fortu czy co?
Wybiegam z jadłodajni i moim oczom ukazuje się KHERGOTH atakujący… TORQA?
Kieruje oczy na coś co było grobem TORQA. Wygląda jak wykopany od zewnątrz… to jest TORQ!
Biegiem udałem się do kwater po tarczę. Wiedziałem ze kiedyś się przyda.
Wybiegam na plac i ruszam w stronę nieumarlaka i KHERGOTHA.
Szkoda, że mój miecz nie działa na warstwie astralnej… A trucizna niestety na zombie nie jest zbyt skuteczna. No nic będę musiał zaatakować truposz w ten sam sposób, co orka…
Najpierw staram się pozbawić go kończyn górnych, zaczynając od ręki trzymającej miecz, co umożliwi mi pozbawienie go, jakiejkolwiek formy ataku. A następnie kończyn dolnych, pozbawiając go w ten sposób mobilności.
Jak już nie będzie miał rączek i nóżek wtedy zadam kilka pytań.
Postaram się dowiedzieć do niego, kto go zabił, po co wrócił, jak jest po tamtej stronie, i czy spotkał Elwisa?
Ale na razie skupiam się na walce i na szybkich i skutecznych cięciach.
Dobrze, że naostrzyłem swój miecz do granicy realności…

09.03.2004
14:21
[78]

Ingham [ Konsul ]

INGHAM

Kolejny krok, do butów przylepia się więcej śniegu, kolejny krok. Szybki marsz, oszczędzamy siły. Wokół biało, ścieżka prowadzi w kierunku wioski, tam gdzie nasi towarzysze.
Co mnie podkusiło żeby ruszyć? Nie szukam przecież przygody, chciałem tylko… Musiałem… Cholera wilki zaczynają działać mi na nerwy. Słychać je wszędzie.
Kolejne kilometry znikają za nami, śnieg zaczyna powoli sypać.
- Thun, Deliand zróbmy mały postój. Trzeba na chwilę się zatrzymać i zebrać siły. Może tam.
Wskazuję ręką na małą polankę w lesie. Na jej środku stoi samotne drzewo. Widać, że trafił je kiedyś piorun. W jego pniu jest duża dziura, na tyle wielka żeby pomieścić kilka osób. Tak wielkich drzew na południu nie widywałem, tu zaś natykamy się na nie na każdym kroku. Ruszam w kierunku polany. Wiem, że nie jest to może najlepszy pomysł, ale bardziej obronnego miejsca jeszcze nie widziałem w drodze. Powoli wychodzę na polanę. Gdzieś za krzakami zauważam wilka. Wycie nasila się. Podchodzę do pnia- miejsce nie najgorsze a w środku zmieścić się mogłoby nawet 5 osób.
- Zjedzmy coś, trzymajcie- podaje jedzenie. Odchodzę kilka kroków od drzewa, leżą tam połamane konary, zaciągam je i zaczynam ostrzyć. Powstają prowizoryczne piki. Podaję Thunowi i Deliand.
- Mogą się przydać, jako osłona.- Uśmiecham się, a może mam niewyraźny grymas na twarzy? W końcu nie jest wesoło- chyba.
Wilki zaczynają mocniej wyć. Coraz głośniej, czuję jakby było ich coraz więcej. Mimo że jest dzień krzesam ogień i rozpalam pochodnię. Dorzucam jeszcze trochę drzewa do ognia.

09.03.2004
14:50
[79]

blood_x [ Skinhead oi! ]

- Pal sie skurwysynu idz tam gdzie cie chca a nie potrzebuja [usmiecham sie szyderczo].
Jeriel

Nie no po nocach to wilki sie kurwia a za dnia to ida żryc a niech ich szlak jasny trafi. Nagle pisk, moj mozg przeszywa jakas fala, leb mi peka, zatykam uszy i skulam sie, nagle cisza, wypadam na podworko patrze a tam jakies piepszony umarlak atakuje moich kompanow, zauwazylem jak Kherhoth i Mally atakuja umarlaka. Biegne szybko do kuchni gdzie stala woda swiecona i 100% taniego alkoholu, zwinalem to wszystko i ruszam na pomoc kompanom.

- Khergoth, Mally co wy kurwa umarlaka toporkami, fakt mozna ale dopiero jak sie go umyje swieconka

W tym samym momencie rzucam w niego woda swiecona, a zaraz po tym alkoholem ktory podpalam.

- Pal sie skurwysynu idz tam gdzie cie chca a nie potrzebuja [usmiecham sie szyderczo].

Jezeli ogien i swieconka mu nic nie zrobili, wyciagam miecz i staram sie uderzac powyzej torsu i w glowe...

09.03.2004
14:52
[80]

Gambit [ le Diable Blanc ]

Eldirth Black

Przyglądałem się żołnierzom, wykonującym swoje zadania. Wszystko było dobrze, więc udałem się do kwatery. Po chwili usłyszałem wycie wilków. Zebrałem manele i ruszyłem do drzwi. Nie doszedłem. Potworny wrzask rzucił mnie na kolana. Krew poszła mi z nosa i uszu, myślałem, że zwariuję. W końcu wrzask ucichł. Powoli wstałem i otarłem twarz rozsmarowując krew. Lekko się chwiejąc wyszedłem z kwatery i spojrzałem na plac. Zobaczyłem tam trupa Torq, który wstał z grobu i chyba zwęszywszy krew rzucił się w moim kierunku. Za nim dostrzegłem niewyraźnie dwie biegnące sylwetki, jedną był chyba jakis krasnolud, a drugą jakiś człowiek, albo elf. Krwawa mgła nadal przesłaniała mi wzrok. Nie miałem wiele czasu. Trup Torq poruszał się zdecydowanie za szybko jak na zombie. Nie miałem czasu na wyprowadzenie cięcia, zresztą nie wiem, czy byłoby skuteczne. Rzuciłem się w stronę atakującego trupa i starając się uchylić przed jego ciosem, chwyciłem go za wolną rękę i wykorzystując jego pęd, rzuciłem w kierunku nadbiegających. Sam w tym momencie potknąłem się i upadłem na ziemię. Nie wiem w czyją stronę poleciał zombie. Krasnoluda, czy człowieka. Znowu zacząłem krwawić z nosa i ust. Zagryzłem wargi i chwiejnie wstałem, wyjmując jednocześnie miecz. Omiotłem wzrokiem plac apelowy, starając się połapać w sytuacji.

09.03.2004
17:55
[81]

Milka^_^ [ Potępieniec ]

Deliand

Wszędzie śnieg, tylko śnieg i tylko pieprzony śnieg. W każdym razie lepsze to niż siedzenie na tyłku i obijanie jaj. Widać, że INGHAM nad czymś myśli, ale nad czym to już nie jest dla mnie ważne. INGHAM oznajmił nam, że robimy postój. Polanka na którą wskazał nie była za duża. Zobaczyłem duże drzewo w którym była wielka dziura.Wycie wilków nie było zbyt uporczywe, ale z czasem zaczęło się nasilać.

-Nieeeee. Czy te wilki nie mogą się zamknąć? Zaczyna mi to już działać na nerwy, Wszędzie te wilki. Jak nie w warowni to tu.

Zaczęliśmy jeść. Ustawiliśmy prowizoryczną osłonę z ustruganych konarów drzewnych. INGHAM rozpalił ognisko. Byłoby wszystko dobrze gdyby nie te wszechogarniające wycie wilków

09.03.2004
18:19
[82]

reksio [ Szerzmierz Natchniony ]

DURWIG DUNKELHEIT - krasnolud

Oh... jeszcze kochaniutka... no dawaj, to nie jest takie trudne. Mmmmhm, widzisz? Oh, oh, Grienette. Oh, Grienette... moja kochana...
PIERDUT!
Zerwałem się z szybkością błyskawic, odruchowo waląc toporem przed siebie i kończąc szybkim młynkiem.
- Eh. - odetchnąłem. Byłem na kwaterze, sam. Na dworze ktoś krzyczał, ktoś wył, coś rżało. Butelka rozbita leżała w misce.
Wybiegłem ile sił w nogach z kwatery, klnąc, że nawet pośnić nie dadzom. Toki dobry sen, psia mać.
- Nu, proszem, proszem - powiedziałem zwolniając kroku, gdy już wyszedłem na plac. - Toż to nasz przyjacie Torqu... uhhh, ależ ty śmierdzisz.
Uśmiechnąłem się obleśnie, wbijając topór w ziemię, a następnie splunąłem na dłonie i chwytając topór ryknąłem: GRAJ MUZYKA!

Stosując cztery kroczki i dwa zwodnie w prawo, stanąłem obok Torqu, mając go dokładnie po prawej stronie. Uwielbiałem ten zwód, a siła wyprowadzonego ciosu jest potężna.
Napiąłem mięśnie, rozszerzyłem oczy i nagrałem potężnego oddechu, gdy zamachnąłem się w stronę chodzącego truposza. Siła i odpowiednie przygotowanie ( dzięki babci mej) nauczyło mnie wiele. Waliłem odskakując, złe rzeczy mogą się dziać po takim uderzeniu.
Starałem się jak najszybciej odrąbać ręce potwora, waląc z całej siły tak, by ostrze wbiło się jeszcze w tors.
Gdy krew zalała piasek pod nami, poczułem jej obrzydzający odór, który wwiercał się w mój nos, wędrując do mózgu, a potem niżej, niżej - do trzewi.
Obrzydzająca bestia waliła jak popadnie, dając mi czas na parowanie. Kocham walkę, jest dla mnie czystą esencją życia. Skok, parowanie, wypad, młynek, skok, parowanie, zwór, atak...
Żyłem.
I walczyłem.

09.03.2004
18:41
[83]

Vinny [ Konsul ]

Valacar

Wróciłem na pole bitwy. Mur powoli opadał. Widziałem 12 łuczników i dowódcę, który ku mojemu zdziwieniu właśnie uciekał.
Tak łatwo się nam nie wymkniesz pomyślałem. Wyjąłem strzałę i łuk. Celowałem w jego klatkę piersiową. Strzeliłem. Drugą strzałę wymierzyłem w jego potężnego rumaka. Nie widziałem, czy trafiłem.

- Verdil jest bezpieczny - powiedziałem moim kompanom i ruszyłem do walki.

Jolo próbował użyć magii. Na razie mu to nie wychodziło.
Wyciągnąłem miecz i ruszyłem na stojących najbliżej mnie dwóch łuczników. Rozpoczęła się walka.
Próbowałem celować w ręce i nogi.
Zauważyłem, że elfy już nie wierzą w zwycięstwo.
Ale jak można wierzyć, gdy dowódca ucieka?

09.03.2004
19:01
[84]

J0lo [ Legendarny Culé ]

* Patrzyłem gdy Valacar strzela w jeźdźca a później w konia *

- Stój! Jak nam dopisze szczęście to koń zostanie... potrzebujemy ciebie, żebyś odwiózł Verdila do Wolfstone. Jeździsz z nas najszybciej.

* Wyjąłem z sakwy shurkieny i sztyl;ety do rzucania *

- Jeśli czegoś mnie nauczyli za młodu to nożować i rzucać tymi śmieciami.

Cholera mam tylko dwa sztylety. Shurikenów powinno być ze dwadzieścia! O kurwa! Mam tylko dziesięć. No tak tam widze resztę. Dobra nie ma co narzekać. Magia zawodzi... muszę się skoncentrować. Inaczej nie trafię. Mam też dziwne przeczucia, że coś niedobrego się dzieje tam... cholera jeszcze by brakowało by wybili wszystkich w Wolfstone. Tragedia by była... już to widze... Ingham... Mally... Durwig... Khergoth... Alkaran... ciekawe co u niej... kurwa nie czas na myślenie o tym. Jak wyjdę z tego cało to zrobię takiego bimbru i sie uchleje jak nigdy przedtem.

* Rzucam po koleji w każdego... najpierw dwoma sztyletami później shurikenami. *

Dostali? Cholera nie widze... wszystko przez tą pieprzoną ścianę ognia...

Nieważne... jeszce raz... kula ognia...

* Bregan aż rozszerzył oczy gdy znów zacząłem inkantację *

09.03.2004
19:34
[85]

Milka^_^ [ Potępieniec ]

Deliand

Ciepło ogniska było mi potrzebne. Zziebnięci naszczeście znaleźliśmi się tam gdzie trzeba, czyli przy ognisku. Wilki zaczęły do nas podchodzić. Nie reagowłem na nie. Z czasem jednak zbilżały się bliżej i blizej. Wkońcu wstałem, podeszłem pod niby piki i zacząłem się drzeć w niebo glosy

-Wypierd***ać!!!. Nic tu nie znajdziecie poza nami!
Kurde. To chyba o nas im chodzi.[pomyślałem]. Trzeba je jakoś przegonić tylko jak?


Obok siebie zobaczyłem jeszcze nie zastrugany patyk. Wziąłem go i cisnąłem nim w jednego z wilków. Widziałem jak się odsunął, ale po chwili wrócił.

Nie głupi zwierz.

Po chwili rzekłem:

Towarzysze, nie pobobają mi się te wlki. Powinniśmy opuścic to miejsce. Tak będzie dla nas lepiej.

Spocząłem na miejscu na którym wcześniej siedziałem.

09.03.2004
19:43
[86]

Thun [ Konsul ]

Hadrian Shiva

W miarę gdy oddalaliśmy się od stanicy, me myśli zaprzątało coraz więcej wątpliwości. Czy uda nam się dotrzeć na czas do przyjaciół? Czy może sami wpadniemy po drodzę w kłopoty? I jeszcze ten... Deliand, tak chętnie zgłosił się na ochotnika - oby tylko nie wbił nam noży w plecy. Po ostatnich wydarzeniach wszystko zaczyna być podejrzane. Na domiar tego wszystkiego śnieg całkowicie zasypał drogę, co w połączeniu z chłostającym nasze twarze wiatrem utrudniało i tak wystarczająco naszą drogę. Dlaczego zabrali wszystkie konie? Mogli przecież jechać po dwóch na jednym i mielibyśmy jeszcze dwa konie na których moglibyśmy teraz do nich pędzić. I jeszcze te wilki, zupełnie jakby czaiły się poza zasięgiem naszych oczu i obserwowały czekając... No właśnie czekając na co??

Ingham zaproponował by zatrzymać się na moment by zebrać siły. Wskazał niewielką polankę na środku której znajdował się wydrążony pień ogromnego drzewa. Doskonałe miejsce do zapędzenia zwierzyny. Zanim zdążyłem zaprotestować Ingam i Deliand już biegli w jego kierunku. Nie mając wyboru ruszyłem za nimi.


- Zjedzmy coś - zaproponował Ingham i podał nam suchy prowiant. Następnie odszedł z gałęzi obok drzewa zrobił prowizoryczne piki.
- Mogą się przydać, jako osłona - powiedział, rozpalając nieduże ognisko.

Nie podobała mi się ta cała sytuacja, najpierw pojawiły się wilki, potem Ingham sciągną nas tutaj... Ciarki przeszły mi po plecach. Czułem się jak główne danie w czyimś obiedzie. Po kilku minutach miałem dosyć.


- Cholera Ingham, Powinnyśmy już ruszać w drogę do wioski, może w tej chwili nasi tam wykrwawiają się na śmierć. Gdy będziemy tu dalej tak siedzieć to możemy już nie wyjść z tej polany. Bierzcie piki, mogą się przydać i ruszajmy w drogę. I zgaście ogień, dym może przyciągnąć niechcianych gości.

Po tych słowach ruszam w kierunku wioski, poganiając towarzyszy.

09.03.2004
19:43
[87]

Soldamn [ krówka!! z wymionami ]

Valacar z wielką furią w oczach zaatakował z wielką furią w oczach 2 najbliższych elfów. Pierwszego ugodził w krocze, drugiemu odciął kciuka u prawej dłoni. jednak potem nie było już tak różowo. nagle przybiegło 3 elfów. i tutaj z pomocą przyszedł jolo. Jego sztylety trafiły jednego w gardło a drugiego bark. obaj się osunęli na ziemię, jednak ten który był tylko ranny potężnie cię ugryzł w w lewą kostkę. ból był nie do zniesienia. do tego nagle poczułęś gorąco. straszne gorąco oraz Jola wrzeszczącego:
- Kurwa to nie miało tak być!!
zaczęłeś się powoli osuwać na ziemię. to jedyne co zdążyłeś zapamiętać.

09.03.2004
21:05
[88]

MaLLy(R) [ Ghoul's Shadow ]

MaLLy

Walka była zacięta, ale, jako że był to zombie nie wymagała większej strategii.
Ja atakowałem ręce a KHERGOTH nogi. Mieliśmy przy tym zabawę, bo głupi zombie nie wiedział, kogo atakować, zamiast się bronić nacierał na ELDIRTHA, ten przy pomocy popisu cyrkowego posłał umrzyka na glebę.
Po chwili do naszej zabawy przyłączył się DURWIG, ale za bardzo się pospieszył i narobił bałaganu.
Całą rozrywkę zepsuł nam JERIEL, bo podpalił umarlaka…

Tak oto pozbawiony kończyn, z rozbitym korpusem TORQ dogorywał na placu.
- Może ktoś skoczy po kiełbaski? – Zapytałem.
Jak ciało umarlaka całkowicie się wypaliło, wziąłem miotłę, zabrałem popiły na kupkę i zaniosłem tam gdzie być powinny… Do grobu…

Cale to zajście oglądał STARK. Ciekawe, co teraz on sobie myśli.

Zgłodniałem przez całe to zajśćie. Ide coś zjeść...

09.03.2004
21:23
[89]

paściak [ z domu Do'Urden ]

Cale zajscie obserwowalem przez male, kwadratowe okno ktore akurat ukazywalo grob - to znaczy miejsce walki z truposzem Torqu. Przynajmniej mam jakas rozwywke... Po rzucie nim o sciane przez Eldirtha, cieciach Durwiga i Khergotha, akcjach Mallyego i podpaleniu przez Jeriela trup szybko przemienil sie w rozczlonkowiony, poprzecinany, dymiacy sie i obrzydliwie smierdzacy kawal miesa. A caly dym lecial w moje okno...

-Chlopaki swietna akcja! Naprawde mam nadzieje ze ktos procz mnie to obserwowal. Bardzo chetnie bym Wam pomogl ale W MOJEJ NODZE DALEJ ZNAJDUJA SIE TE KOLCE! * zaryczalem tak ze uplulem sciane* No prosze, wezcie sie ktos zlitujcie wreszcie i wyciagnijcie mi to...

09.03.2004
21:50
[90]

^Piotrek^ [ Toilet Tantalizer ]

Wycie, przez całą noc jedno pieprzone ujadanie jakiś zawszonych kundli, wilkiem to zwą - pffff, wilka nie widzieli porządnego!

Malakai zerwał się z łóżka, gotów był wyskoczyć w środek stada i powyrzynać je wszystkie.

- Spać człowiekowi nie dadzą, kundle jedne. -

Wybiegł na frontowy mur stanicy i zobaczył sprawców całego zamieszania, stado wilków ujadało przed bramą, zuchwałe zwierzaki - stoją tak blisko, jednak nie są na tyle głupie by wejść na dziedziniec. Malakai posłał kilka strzał, jedna za drugą, nie celował nawet - chodziło mu o przestraszenie tej bandy. Bez skutku...

Wtem z lasu wyszła młoda dziewczyna, czarne włosy, blada cera. Gdyby nie elfickie rysy twarzy można by ją było uznać za siostrę Malakaia, mimo że takiej nie miał. Nawet był z tego faktu zadowolony, rodzeństwo to dodatkowe obciążenie, nie chciane generalnie. Rozmyślania te przerwał krzyk dziewczyny, zaczeła krzyczeć na całe gardło, wilki ucichły momentalnie, tak jakby chciały przekazać głos swojej pani.

Malakai zauważył delikatny ruch ręki u dziewczyny, moment potem wszystko ucichło, spokój trwał tylko chwilę...
Przerażający wrzask poniósł się po stanicy, źródłem był trup Torqa - wskrzeszony przez tą dziewczynę. Wszyscy na dziedzińcu ruszyli w stronę umarlaka, walka nie była trudna, by wygrać z zombim wystarczy umieć się ruszać - celność się nie liczy, w worke z ziemniekami każdy trafi, fakt że worek się lekko rusza nie sprawia kłopotu.

Malakai stał na murze i patrzyl jak dziewczyna wraca się do lasu, nie słał strzał - walka z istotą potrafiącą podnieść z martwych człowieka skinieniem ręki była w tej chwili bezcelowa. Posłał tylko jedną strzałę, ostrzegawczą jak to sobie tłumaczył w myślach. Istota odwróciła głowę i zalotnie spojrzała na mężczyznę. Malakai uśmiechnął się lekko, po czym spojrzał na dziedziniec, Torqu nie miał już ręki a właśnie przybiegł Durwig, dołączanie się do bitwy było bezcelowe.

Malalai patrzył tylko na znikające między drzewami wilki, po czym ruszył do warsztatu kowalskiego, chciał jeszcze upiększyć swój sejmitar.
Tak spędził resztę dnia.

Zasypiając przypomniał sobie walkę drużyny z trupem Torqa, nie przejął się tym w ogóle - i tak go nie znał...

09.03.2004
21:54
[91]

Bregan a.k.a. Czapajew [ Senator ]

Patrzyłem nerwowo na dłonie Jolo, wszystko wydawało się iść po jego myśli, zaczął wypowiadać inkantację, jego głos był bardzo podniosły, nagle z koniuszków palców zaczęło sie iskrzyć, wiedziałem co to oznacza, wziąłem nogi za pas...uciekłem kilka metrów za Jolo, kula ognia została wyzwolona, poczułem na plecach lekkie pieczenie. Przed wypowiadaniem inkantacji, Valacar walczył jeszce z dwoma elfami, widziałem jak z ogromną prezycją ugodził pierwszego elfa w krocze, drugiemu zaś odciął kciuka, przybywało kolejnych elfów, ale tych Jolo powalił rzucuając swoimi sztyletami, tuż przed rozpoczęciem rzucania czaru, myślał, ze Valacar zdąrzy uciec przed ognistą kulą, lecz zdesperowany elf któremu Val odciął wcześniej kciuka, w przypływie wsciekłości rzucił się na niego i niczym zwierzę ugryzł go w kostkę...Całe wydarzenie nie wyglądało ciekawie...Nie miałem pojęcia co stało się się z Valem po rzuceniu przez Jolo ognistej kuli, jedno było pewne, nie mogłem w tej chwili nic dla niego zrobic...

Nie próżnowałem, postanowiłem zabrać się za pozostałą ósemkę elfich wojowików, nie byli to trudni przeciwnicy, osłabieni do granic wytrzymałości przez walkę...Na dodatek elfi dowódca najzwyczajniej w świecie stchórzył i dał nogę z pola bitwty, wyczerpane elfy nie miały z nami szans. Czwórka z nich znajdowała się bliżej mnie, następna czwórka była jeszcze w wiosce...Podniosłem noż, którym rzuciłem wcześniej przez scianę ognia - widocznie chybiłem na ostrzu nie było sladu krwi, zaatakowałem pierwszego elfa, rzuciłem nóż starając się ucelować w jego odkrytą szyję. Podszedłem do kolejnego elfa, próbowałem celować w odkryte klatki piersiowe i szyję wojowników. Elfy były coraz bardziej zdesperowane, a zarazem zmęczone, waliczyły ostatkiem sił...

09.03.2004
21:56
[92]

Rellik [ Kuciland seeker ]

Wilki... Wycie wilków... mimo wielkiego skupiania usłyszałem potworne wycie wilków.. A rzadko zdarza się ze słyszę cos poza swoimi myślami podczas takich rozmyślań. Nie było to zwykłe wycie.. Było coś w nim.. magicznego... Tak nawet bardzo magicznego. Bo pierwszy lepszy mag nie zna się na sztuce nekromancji... A właśnie nekromancja emanowało to wycie.. Tak.. znałem uczucie gdy przyzywało się zmarłych do życia. Nie było to może najprzyjemniejsze ale za to wielce satysfakcjonujące. Gdy tylko wilki przestały wyć, dało się wyczuć jakiegoś ożywieńca. Gdzieś niedaleko. Bardzo niedaleko. Postanowiłem się nie ruszać z łóżka- co prawda czułem się lepiej ale po pierwsze nie chciałem się nadwerężać a po drugie.. nie wszyscy musieli teraz zobaczyć co tak naprawdę umiem. Tak magia tamtej strony nie byłą łatwą. Nawet jeśli chodzi o jakieś źródła które mogłyby cos o niej powiedzieć. Na szczęście miejsce w którym dotychczas przebywałem wiązało się z tym że miałem nieograniczony dostęp do wszelakich źródeł informacji i książek. Nawet .. nie.. Szczególnie tych zakazanych.
Pozostałem w łóżku i powoli zacząłem wchodzić w umysł ożywieńca.. Niestety nic ciekawego tam nie znalazłem. Odczytywałem tylko proste rozkazy.. Ale cóż zrobić- byłem kapkę za daleko a i mój stan nie był idealny...
Z zombim szybko się uporali... Widziałem to niemal tak jakbym tam stał.. Zalali go masa cięć, pchnięć i sztychów.. Dostało mu się nawet jakimiś płynami.. Mam nadzieje ze nie wieża w działanie wody święconej! Było to ostanie o wyczułem z umysłu nieumarłego.. Najwidoczniej go podpalili. Albo jest tu jeszcze ktoś kto tez wie co nie co o zombich albo po prostu wykazał się przytomnością umysłu.
Obiecałem sobie ze przy najblizeszj okazji wstanę z lóżka i zacznę działać- w końcu ileż można myśleć?...

09.03.2004
22:00
[93]

Khe [ terrorysta lodówkowy ]

Khergoth

- ahhh taaak to bylo zajebiste, tylko kurza tloczno nam bylo. Jeriel jakbys podpalil moja brode to bys podzielil los tego polamaca. Cale Twoje zakichane szczescie ze nic takiego sie nie stalo. Kurwa wyobrazacie sobie krasnoluda bez brody ...zapierdolilbym Ci bez wachania. Ale nie przejmuj sie, kiedys sie wyrobisz.
mam nadzieje ...
- ale tego sikacza to nie musiales marnowac, akurat bysmy se popili ... taaa popili ...przydaloby sie zajrzec do kuchni

[rozlegl sie glos Rolanda "-Chlopaki swietna akcja! Naprawde mam nadzieje ze ktos procz mnie to obserwowal. Bardzo chetnie bym Wam pomogl ale W MOJEJ NODZE DALEJ ZNAJDUJA SIE TE KOLCE! No prosze, wezcie sie ktos zlitujcie wreszcie i wyciagnijcie mi to..."]
- a czy ja kurwa wyglondom Ci na jakiegos pieprzonego lekarza? Wlej se butle wina w gardlo i sam se wyciagnij. A tak pozatym to dzieki, potanczylibysmy z nim dluzej ale biedaczek stracil glowe i sie pogubil [wybuham smiechem i dolanczam do MaLLy'ego w drodze do kuchni]

09.03.2004
23:03
[94]

Soldamn [ krówka!! z wymionami ]

Załoga zamku.


Dziwne zło zostało pokonane. w czasie pełni księżyca wkońcu dzieje się wiele dziwnych rzeczy. Wracacie powoli do swoich łużek, nie zostawiając nikogo na patrolu. Mroczna senność zaczyna otaczać stanicę....rozwiał ją trochę Stark:
- Co jest ?? widać niedoświadczeni jeszcze. jedno chuhro tyle kłopotu wam narobiło. Bieć do łużek jutro musicie być wyspani!! Zaraz zaraz a kto zostaje na warcie ??

09.03.2004
23:08
[95]

Soldamn [ krówka!! z wymionami ]

Grupa w podróży.

Szliście wąską ścieżynką jeszcze dośąć długo. za wami szły czujne wilki czekające tylko na okazje aby kogoś złapać za gardło. ścieżynka była tak wąska że przejście koniem graniczyło z cudem. wreszcie gdy księzyc w pełni zaczął już powoli opadać za horyzont doszliści do gliszczy. tylko jedno było dziwne. znajdowaliście się na tyłach wioski... przed wami stał Bregan walczący z wielką liczbą elfów...

09.03.2004
23:15
[96]

Soldamn [ krówka!! z wymionami ]

Brega usilnie starał się odciągnąć ośmiu elfów od swoich niezdolnych do walki towarzyszy. mimo iż był bardzo dobrym szermieżem nie potrafił powstrzymać osmiu ostrz wykierowanych w jego gardło. jednak nagle zaistniała iskierka w nieprzebytej odchłani mroku - od drugiej strony, zza pleców najeźdzców wybiegły 3 wilki prowadzone przez jednego wielkiego z srebrną sierścią. kierowały się one wprost na elfy.


W oddali zauważyliście równierz 3 towarzyszy z waszego obozu którzy jakimś cudem znaleźli się po drugiej stronie wioski

09.03.2004
23:16
[97]

Soldamn [ krówka!! z wymionami ]

grupa walcząca 1 post do 7.00

grupa w zamku (narazie) 1 post do 22

10.03.2004
02:12
[98]

Dibbler [ Gardło Sobie Podrzynam ]

Cios za ciosem... Aby silniej aby mocniej... Jak powstrzymać cos co jest już martwe... Jak zabić umarlaka? Nigdy nikt im tego nigdy nie mówił... Jednak instynkt zwyciężył... Jeśli krwawi można go zabić... jeśli ciosy zadają rany to można go powalić... można zwyciężyć...
Więc walczyli nie znając efektów nie wiedząc czy ma to jakiś sens... ale musieli to zrobić musieli walczyć o swoje życie... nie mieli wyjścia... oni albo on...

Zobaczyli że jednak ma to sens... ich ciosy zadawały ból martwej istocie... cofała się ona pod ich ciosami... walczyli i wygrywali z nią...

Wasz były towarzysz padł ponownie martwy pod nawałą waszych ciosów...

Stark z uznaniem popatrzył na swój oddział.

„Cholera... naprawdę będą z nich jeszcze żołnierze...”

Zaskoczyli go szybkością reakcji...

„Ta dwudziestka naprawdę może stać się odpowiedzialnymi strażnikami północy... „
Stark popatrzył na zmęczone twarze i zakrwawiona broń... uśmiechnął się...

-Alarkan!!!- zawołał chcąc pochwalić dziesiętniczkę za sprawność dowodzenia oddziałem.

Nie poruszył się nikt... nie wśród walczących nie było dziesiętniczki...

- Gdzie jest Alarkan?? ! – zawołał Stark...

W tym momencie uświadomiliście sobie że nie widzieliście dziesiętniczki od początku starcia...

10.03.2004
02:13
[99]

Dibbler [ Gardło Sobie Podrzynam ]

Cholerny śnieg... ani chwili odpoczynku....

Zaczęliście zbierać swoje rzeczy i przygotowywać się do wymarszu... szybko pakowaliście swoje rzeczy... nie było czasu... przecież trzeba było biec... tam gdzieś walczą wasi przyjaciele... nie ma czasu na długi popas...

Nerwowo wrzucali rzeczy z powrotem do swych wojskowych plecaków... Przesuwali pochwy mieczy tak by w każdej chwili mogli je wyciągnąć, poprawiali łuki... przecież mogą wejść prosto w walkę... tam może przecież czekać śmierć... nie dadzą się łatwo nie bez walki...

Już gotowi... czas biec dalej... dalej z pomocą wsi... z pomocą swoim towarzyszom broni...

Usłyszeli pomruk za swoimi plecami...

Trzy wilki weszły na polanę... powoli, majestatycznie... w końcu one są u siebie... a wy to tylko intruzi...

Największy z nich zawył i rzucił się na trzech żołnierzy....

10.03.2004
02:13
[100]

Dibbler [ Gardło Sobie Podrzynam ]

Ok.
Tradycyjnie jeden post do 22.00

Trójkę w lesie obowiązuje moja aktualizacja.

Powodzenia...

10.03.2004
14:56
[101]

Milka^_^ [ Potępieniec ]

Deliand

Odwróciłem się wraz z moimi towarzyszami. Teraz przed nami było widać trzy wilki w tym jednego wyróżniającego się od reszty. Wyciągnąłem mój oręż.

No to teraz mi się przydasz [popatrzyłem na topór]

Odeszłem trochę od reszty, żeby mieć miejsce na walkę. Wilki zaczęły się rodzielać. Teraz każdy miał jednego na siebie. Dowódca szedł przodem na jednego z nich. Ten który szedł na mnie był nie za duży i na dokładkę szczerzył na mnie zęby. Trzymając topór oburącz czekałem na jego reakcję. Zbliżał się coraz bliżej, było tylko czekać na monent kiedy rzuci mi się do gardła. Był coraz bliżej i wkońcu rzucił mi się do gardła, ale zrobiłem efektowny unik. teraz była za mną. Odwrócilem się gwałtownie.

Mało to wilków zabijało się za młodu?

Teraz była pora na mój ruch. Strałem się go trafić gdzieś w okolicę łopatek.

By cię szlag trafił.

Chybiłem, bo wilk jak było widać był doświadczony. Zrobił unik w ostatnim monencie i nie zdołałem go ciąć. Teraz był jego czas na atak. Zdołał do mnie doskoczyć, ale odbiłem go toporem, co wyglądało jak odbicie piłki kijem. Nic jednak się nie stało. Może i złapał kilka siniaków, ale to go nie powstrzymywało. Teraz ja się rzuciłem w jego stronę. Jedno cięcie, drugie zaraz za pierwszym, trzecie cięcie przyniosło efekt. Wilczek dostał tam gdzie powinien, czyli gdzieś w okolicach barku. Teraz nie mógł zbytnio chodzić i przykucał. Nie stanowił juz większego dla mnie zagrożenia. [W tej chwili upadł na łapy]. Podeszłem do niego. W jego wilczych oczach było widać coś co wzbudzało litość.

Nie ze mną te numer stary. - Gińńńńńń

Roztrzaskałem mu czaszkę toporem. Było to bardzo brutalne. Jego mózg był teraz wszędzie, w większości na śniegu.
Teraz patrzyłem na moich kolegów, należało im zostawić te wilki. Nie wtrącałem się do ich walki. To była ich walka. Topór trzymałem w rękach dalej na wypadek, gdyby któremuś zachciało mnie zaatakować.

Jednego mniej! [krzyknąłem do reszty towarzyszy].

10.03.2004
15:13
[102]

Rellik [ Kuciland seeker ]

Dość tego leżenia! Powiedziałem sam do siebie. Czuję się już zdecydowanie pewniej a czuję że za dużo przegapiłem i nadal przegapiam. A przecież tak mnie to irytuje gdy nie wiem co się wokół mnie dzieje i dlaczego! Tak najwyższy czas włączyć się w obrót spraw i wyjaśnić to i owo. Im dłużej tu leżę tym bardziej upewniam się w przekonaniu że jeśli nie zrobię pierwszego kroku to wcale szybko nie zobaczę takowego ze strony mego hm.. wybawcy.....A pyzatym!.. Tak pyzatym... to pęcherz mi pęka...
Wyszedłem z komnaty i udałem się na poszukiwania latryny. Tak jak poprzednim razem tak i teraz zostałem bardzo szybko zauważony..
Na proste pytanie które mi zadano:
"Co ty tu robisz?!"
odparłem temu komuś w rynsztunku
„Szukam latryny?... Nie wiem jak ty ale ja nie lubię oddawać moczu tuż obok mojego leża..."

10.03.2004
17:24
[103]

Vinny [ Konsul ]

Valacar

Walczyłem ze złością. Nienawidziłem tych elfów, to przez nie w tej wiosce przelano tyle krwi.
Zraniłem jednego w krocze, drugiemu odciąłem kciuka.
Wokół mnie zaczynał robić się tłum. Każdy z nich chciał mnie zaatakować.
Na szczęście sztylety Jola trafiły jednego w gardło a drugiego w bark.
Chciałem dobić jednego z nich, gdy poczułem straszny ból w kostce u nogi. Jeden z rannych elfów ugryzł mnie. Ból mnie sparaliżował. Nie mogłem się ruszyć.
Nagle zrobiło mi się ciepło. Bardzo ciepło. Czułem, jakby mnie tam nie było, jakbym oglądał to z boku. Myślałem, że śnię.
Usłyszałem Jola wrzeszczącego Kurwa to nie miało tak być!!. Upadłem na ziemię. Rzeczywiście, to nie tak miało wyglądać.
Ostatkiem sił skierowałem głowę na pole bitwy. Zobaczyłem oślepiające światło i 3 wilki prowadzone przez jednego wielkiego z srebrną sierścią. Zaatakowały elfy.
Zamknąłem oczy. Nie widziałem już walki. Słyszałem tylko walczących kompanów.
Straciłem przytomność.

10.03.2004
17:53
[104]

J0lo [ Legendarny Culé ]

Jolo

- Kurwa mać! To nie tak miało być!

Rzeczywiście kula miała buchnąć nie przy nim. Nie powinno mu nic być co prawda bo dosyć daleko wybuchła ale... czemu ja widząc to osunąłem się wręcz na kolana? Cholera... dzika magia jest zła... jeśli się jej nie potrafi używać. Portafię a mimo to zdarza się... tak jak wtedy - zamiast wypalić dezintegracją postawiłem bramę do innego świata. No dobrze, że tym razem aż tak się nie pomyliłem bo Valacar by już był pożarty a te elfy nie miałyby prawa bytu. Gdybyśmy mieli szczęście to byśmy uciekli a jakis Inkwizytor by sobie z tym poradził.

Tkwiąc tak na kolanach zastanwiałem się czemu jeszcze mnie nic nie piernicznęło. Moje nadzwyczajne możliwości percepcyjne jednak dowiodły memu mózgowi, że Bregan poleciał walczyć wręcz. Popatrzyłem w inną stronę. Olśniło mnie...

...cuda się zdarzają. Tak można tylko opisać to, że zauważyłem trzy uzbrojone postacie. Z początku pomyślałem, że to mogą być ci co nas atakowali. Jednak po bliższym przypatrzeniu się zauważyłem znajomą twarz. Ingham!

- Ingham! Komapni! Tutaj! Pomocy... Verdil i Valacar ranni!

W tym momencie wstałem i poszłem dalej nożować. Znikając wśród zawieruchy podszedłem do elfów walczących z Breganem. Po drodze zebrałem zgubione shurikeny i rzuciłem w dwóch. Trzeciego starałem się pchnąć w plecy. Resztę starałem się odciągnąć na tyle aby Bregan mógł ich zaszlachtować. Po pewnym czasie tej szermierki wyjąłem znów shurikena i kolejny raz przeciął powietrze świst.

I tak do końca...

10.03.2004
18:36
[105]

Khe [ terrorysta lodówkowy ]

Khergoth

[po obsluzeniu sie w kuchni wzialem pierwszego z brzegu sikacza, poszedlem do kuzni skad wzialem najmniejsze szczepce jakie znalazlem i skierowalem sie do kwatewry w ktorej lezal Roland]
- no masz tu ze tak powiem dwa w jednym, znieczulenie i dezynfekcja a tu .... [pokazalem mu szczypce] ...wiem ze troszke duze ale to najmniejsze jakie znalazlem. ...No to teraz lej sikacza w morde i dalej w ruch szczypce, a ja se ide na plac cobys mnie krwia nie zachlapal
[i smiejac sie wyszedlem na plac]

10.03.2004
18:41
[106]

Bregan a.k.a. Czapajew [ Senator ]

Bregan

Elfów przybywało, a ja nie mogłem poradzić sobie z tyloma ostrzami atakującymi jednocześnie. Osiem długich mieczy starało się znaleźć słaby punkt w mojej obronie, na razie bezskutecznie, ale wiedziałem, ze prędzej czy później uda im się to. Teraz zdałem sobie sprawę, ze walka wręcz z takim oddziałem nie była dobrym pomysłem. Elfy nacierały z taką zawziętością, ze nia miałem czasu na ofensywę - mogłem tylko się bronić. Nie byli to przedni szermierze, ale osiem ostrzy wycelowanych przeciwko jednej katanie dawało efekty. Nagle w oddali zobaczyłem trzy sylwetki, przekląlem w duchu, i pomyślałem, ze to kolejne posiłki elfich oddziałów...Przed żołnierzami maszerowały dostojnie trzy wilki, prowadzone przez jednego ogromnego wilka o srebrzystej sierści...Pomyślałem, ze to już koniec, osiem elfów, nadciągające posiłki i na dodatek te wilki...Nie zważając na defensywę, przystąpiłem do ataku, starałem się ciąć najbliższego elfa w odsłąnięty lewy bok, następnie spróbowałem zaatakować kolejnego, najlepszego szermierza z całej ósemki...Nagle ku mojemu zaskoczeniu, wilki zaczęły atakować elfy...nie wiedziałem, jak zachowają się w stosunku do mnie, więc odsunąłem się kilka kroków na bezpieczną odległość...Trzy nadciągające sylwetki zaczęły się kształtować...rozpoznałem znajome twarze! Na pewno był wśród nich Ingham...Zauważyłem, ze zaczęli biec na wezwanie Jolo. Nowoprzybyli zajęli się rannymi, a Jolo pozbierał swoje shurikeny, które już po kilku chwilach zaczęły świstać w powietrzu...Sytuacja była opanowana...wilki widocznie nie miały ochoty nas atakować...Obserwowałem, jak bezbronne elfy, są rozszarpywane przez wygłodniałych drapieżników...

10.03.2004
19:05
[107]

MaLLy(R) [ Ghoul's Shadow ]

MaLLy

Po wyjściu z kuchni mało na zdeptałem jakiegoś faceta. Nie znalem go.
- Co ty tu robisz??? – Zapytałem.
I usłyszałem taką o to odpowiedź:
- Szukam latryny?... Nie wiem jak ty ale ja nie lubię oddawać moczu tuż obok mojego leża...
- Jak tylko wrócisz z wychodka, zgłoś się do setnika STARKA. – Nie podoba mi się to, że po forcie pałętają się jacyś cywile.

Sam też się udałem do kwatery STARKA.
Nienawidzę tego sukinkota, ale on tu reprezentuje jakąś władzę póki co.
- Nie wiem czy zauważyłeś STARK ale ALARKAN gdzieś znikneła. Naddatek nikt jeszcze nie zajął się kolanem ROLADA.
Odpowiedział mi cisza… Spodziewałem się tego.
- na twoim miejscu wyznaczyłbym nowego dziesiętnika – mówię dalej – ja tym czasem idę na mury na wartę. Ktoś do cholery musi pilnować tej warowni.
I tradycyjnie wychodzę z jego kwatery głośno zatrzaskując drzwi.

Zanim poszedłem na mury zawadziłem o kuchnię i wziąłem trochę jedzenia jakbym zgłodniał stercząc…

10.03.2004
19:37
[108]

Gambit [ le Diable Blanc ]

Eldirth Black

Wzrok zaczął wracać mi do normalności. Zobaczyłem ostatnie ciosy spadające na drgający zewłok tego, co kiedyś było Torqu. Kiedy cielsko drgnęło ostatni raz, wszyscy jakgdyby nigdy nic rozeszli się. Ktoś, chyba Stark, zaczął wołać Alkaran. Co za głupcy...Nie są zbyt ostrożni, ale ja im tego nie powiem. Może trochę później. Najpierw najważniejsze. Poszedłem do magazynu i przyniosłem toporek. Bardzo dokładnie porą bałem zewłok na kawałki. Rozejrzałem się i krzyknąłem do pierwszego żołnierza, z naszej drużyny jakiego zobaczyłem.

- Ej Ty!! Weź to ścierwo i spal. Natychmiast.

Ten przez chwilę się nie ruszał dziwnie mi się przyglądając. Czyżby coś go w końcu zastanowiło? Szybki jest...mógł już dawno nie żyć. Wykrzywiłem się do niego, co raczej nie wyglądało zbyt przyjemnie, z powodu ilości krwi, jaką miałem na twarzy i szyi.

- Co się tak gapisz...było wcześniej się zastanawiać. Gdybym był tak jak on - wskazałem szczątki - to teraz podziwiałbyś własne parujące flaki, a nie moją twarz. Na przyszłość szybciej myśl żołnierzu. A teraz wykonaj rozkaz.

Powolnym krokiem poszedłem do kwatery i zdjąłem z siebie zbroję i koszulę. Wyszedłem na zewnątrz, podszedłem do najbliższego zbiornika z wodą i dokładnie zmyłem krew z ciała. Wróciłem do kwatery i ubrałem się w suche ubranie. Wyczyściłem zbroję i założyłem ją na siebie. Wyszedłem z kwater i poszedłem do kuchni, po drodze zerkając, czy mój rozkaz jest wykonywany i jak wygląda sytuacja na murach. W kuchni nalałem sobie do jakiegoś naczynia wina i wziąłem coś do zjedzenia. Po posiłku wyszedłem na zewnątrz.

Jeżeli na murach było zbyt pusto, wyznaczam jednego z naszych na wartę i sam również wspinam się na mur, zajmując stanowisko.

10.03.2004
19:51
[109]

paściak [ z domu Do'Urden ]

Roland

-Khergot badz poblogoslawiony! Dzieki za te... narzedzia i grzanca. *obserwowalem jak krasnolud zanosi sie smiechem wychodzac z pomieszczenia* No nic, do dziela Roland.
Wygryzlem zebami korek z butelki i wlalem cala jej zawartosc sobie w gardlo. Nie wiem co to bylo, ale mocno palilo, mialo mocno alkoholowy zapach i bylem pewien ze pilem juz tysiace bardziej spakowitych trunkow. Po chwili, gdy zaczolem widziec swiat przez lekka mgielke wziolem do reki szczypce i zacisnolem je mocno na wiekszym kolcu. Nie zastanawiaj sie nad tym co wlasnie mialem zamiar zrobic zlapalem z calej sily szczypce i pociagnolem kolec pionowo do gory jednym szybkim ruchem.
-KURWA!
Zanim bol ustapil wziolem i wyrwalem 2 - mniejszy kolec.
-Kurwa mac!
Gdy przestalo mi sie wydawac ze moja noga plonie ogniem, wziolem swoj miecz w reke, usiadlem na lozku i wstajac uzylem miecza do podparcia sie zebym nie musial stawal na tej lewej nodze. Nawet mi to wyszlo wiec mialem zamiar udac sie do kuchni po wiecej trunku.

10.03.2004
20:28
[110]

Thun [ Konsul ]

Hadrian Shiva

W chwili gdy ruszyłem w drogę Deliand usiłował przegonić wilka który wszedł na polanę - oczywiście bez większego rezultatu.

- Deliand, zamknij się i uspokój!. Chcesz by wszyscy w okolicy wiedzieli że tu jesteśmy?. Jak byśmy jeszcze czegoś potrzebowali do szczęścia. Widać że nie masz pojęcia o lesie... Wilki żyją tu od wieków, i to my jesteśmy intruzami na ich terenach. Może po prostu jesteśmy w pobliżu ich miejsc lęgowych. Do czasu gdy nie usiłują nas zaatakować, staraj się nie zwracać na nie uwagi. Oczywiście bądź czujny ale skoro nas nie niepokoją to zachowaj spokój i staraj się nie okazawać strachu. A wrzeszcząc i starając się je odgonić - właśnie to robisz.

Mówiąc to zauważyłem że wilk stał na skraju polany. Był ogromny, o srebrzystej sierści, z kilkoma lewdo widocznymi bliznami - na pewno przywódca stada. Wiedziałem że nas obserwuje oraz że w zaroślach znajdują się jeszcze conajmniej trzy lub cztery inne wilki. Przez ułamek sekundy nasze spojrzenia spotkały się i wilk znikną spowrotem w lesie.

Nagle za swoimi plecami usłyszałem warkot...
Zobaczyłem jak trzy wilki wchodzą powoli na polanę. To że nas zaatakują było jasne jak słońce. Przywódca stada zawył i wszystkie razem rzuciły się na nas. Nie wachając się ani chwili odrzuciłem plecak i łuk. Płynnym ruchem wyciągnąłem miecz i obserwowałem nacierające wilki. Całe szczęście że każdy z nich wybrał sobie inny cel dzięki czemu walka będzie zdecydowanie łatwiejsza. Wilk był coraz bliżej mnie, kątem oka widziałem walczących towarzyszy. Skoczył wysoko, celując w moją szyję. Cofnąłem się szybko w bok i ciąłem na odlew. Wilk przeleciał obok mijając mnie o milimetry. Odwróciłem się szybko, nie będąc pewnym czy miecz dosięgną celu. Wilk szykował się już do kolejnego skoku, zauważyłem niewielkie rozcięcie na jego boku. Skoczył, zupełnie nie zwracając uwagi na ranę. Chciałem się cofnąć lecz zachaczyłem o coś i zacząłem padać do tyłu. Jak w zwolnionym tempie widziałem rozwierającą się paszczę wilka, a w jego oczach zobaczyłem pewność zwycięstwa. Nie dzisiaj, nie na tej polanie - pomyślałem. Szybko skierowałem miecz przed siebie trzymając go oburącz. Wilk nadział się prosto na miecz. Jęknąłem gdy zwalił się na mnie swym całym ciężarem. Poczułem jego krew spływającą na me dłonie. Był martwy, tak samo jak pozostałe dwa wilki. Odrzuciłem go na bok, wyciągając miecz z jego ciała. Zmyłem krew z miecza oraz rąk przy pomocy śniegu i wstałem. Popatrzyłem na towarzyszy i poczułem spływającą w pobliże oka krew. Musiał mnie zadrapać pazurem przy upadku. Na szczęście było to tylko draśnięcie, przyłożony zimny śnieg po chwili zatamował krwawienie.


- Cholera, Deliand!. właśnie o tym mówiłem, gdybyś nie usiłował go odgonić może by do tego nie doszło. Całe szczęście były tylko trzy, a nie całe stado. Chodźmy stąd zanim zapach świeżej krwi ściągnie tu inne wilki z okolicy.

Szybko opuściliśmy polanę, wracając spowrotem na drogę i już po chwili biegliśmy w kierunu wioski.

10.03.2004
21:33
[111]

Ingham [ Konsul ]

Wilki ciągle wyły. Coraz głośniej, coraz bliżej. Powoli zapadał wieczór. Może postój nie był najlepszym pomysłem, ale stanęliśmy w miejscu, które moim zdaniem wyglądało na obronne. Może kwadrans zajął nam odpoczynek. Hadrian postanowił ruszać dalej. Spakowałem swoje rzeczy, postanowiłem jednak zapalić jedną z wleczonych przeze mnie pochodni, tak na wszelki wypadek. Gdy schylałem się w stronę ogniska kątem oka zauważyłem jak jeden z towarzyszy nagle wyciąga miecz. Moja reakcja była natychmiastowa. Ręka powędrowała do kołczana, wyciągnąłem strzałę, i przesunąłem się w kierunku pnia. Na skraju polany były wilki. Były, a raczej pędziły w naszym kierunku. To, co potem się stało było dla mnie serią pojedynczych obrazków. Pierwsza strzała poleciała w kierunku wilka, tego, który był najbliżej, chwilę za nią następna. Sekundy płynęły niczym minuty. Wszystko działo się jakby w zwolnionym tempie. Jeden z wilków wyskoczył do przodu, któryś z towarzyszy zasłonił mi pole widzenia. Tutaj nie powalczę już łukiem. Odrzuciłem go na bok, tuż za siebie, jeżeli wyjdę z tego cało może mi się jeszcze przydać. Wyciągnąłem miecz, w drugą rękę złapałem płonącą pochodnię.
-Na pohybel. Na śmierć.
Skoczyłem w wolne miejsce, pomiędzy towarzyszami. Ułamek sekundy, kiedy spoglądałem bestii w oczy wystarczył. Była w nich czysta nienawiść, zło i to... Poczułem jak przenika mnie dreszcz strachu. Na moment stałem jak sparaliżowany. Wyrwał mnie z tego stanu krzyk. Szybkim ruchem wyciągnąłem płonącą pochodnię w kierunku nadbiegającej bestii. Syk, skowyt. Coś pchnęło mnie do tyłu. Odruchowo miecz powędrował ku górze, tak aby zasłonić głowę, a zarazem z nadzieją że w coś trafi.
Świat na moment zniknął mi z oczu. Widziałem przed sobą tylko czerń. Czerń była wszędzie, a zaraz potem polała się na mnie krew. Miecz trafił w coś. Przeturlałem się. Wilk leżał w odległości kilku kroków. Oddychał, i powoli odwracał łeb w moją stronę. Bez chwili zastanowienia skoczyłem na niego, z rękawa wyciągając sztylet. Ból, twarz zalana krwią. Wilczy łeb u moich stóp.
Trzymałem się na nogach. Spoglądałem na Towarzyszy. W ich oczach widziałem strach. Sam trząsłem się. Polana była pusta, żadnych wilków więcej.

10.03.2004
22:33
[112]

Dibbler [ Gardło Sobie Podrzynam ]

Nowa część wątku...

© 2000-2025 GRY-OnLine S.A.