Dibbler [ Gardło Sobie Podrzynam ]
IMPERIUM cz1
Watek ten ma być sesją RPG prowadzoną On-Line. Tak więc proszę osoby nie grające o nie dopisywanie się. Wątek ten ma służyć dobrej zabawie więc proszę postronne osoby o nie psucie jej.
Sprawy organizacyjne proszę zgłaszać do wątku którego link podaje poniżej... Ten watek ma służyć tylko prowadzonej sesji. Więc wszystkie wypowiedzi poza grą proszę umieszczać w wątku organizacyjnym.
Lista graczy (uprawnionych do pisania w watku)
1)Paściak
2)Mally
3)Rellik
4)Bregan
5)Reksio
6)Khe
7)Techi
8)Torquemada
9)Kuba
10)Ingham
11)J0lo
12)Alarkan
13)Thun
14)^Piotrek^
15)WaR
16)blood_x
17)Milka
18)Gambit
19)Vinny
20)Zacker
21)Nadhia
22)Darvin
23)DarkSteliks
Jeśli pominąłem kogoś to proszę to zgłosić w wątku organizacyjnym.
Dibbler [ Gardło Sobie Podrzynam ]
1194 rok wg Kalendarza Imperium.
To nie jest dobry czas.
Cesarz Henryk trawiony wieloletnia choroba praktycznie nie pojawia się już publicznie. Złośliwi rozpuszczają plotki że umarł, ale szlachta trzyma to w tajemnicy by chronić swoją pozycje. Wiedzą bowiem że śmierć Cesarza oznacza niechybna wojnę domową...
Oczywiście są tacy, którzy podsycają te plotki bowiem z utęsknieniem wypatrują śmierci Cesarza. Bo wiedzą że będzie to dla nich szansa by wyjść z cienia...
Taka osobą jest oczywiście Jego Najświętsza Eminencja Papież Grzegorz VIII. Ten przepełniony ambicja człowiek z pewnością wykorzysta sytuacje by poszerzyć swoje wpływy... Zresztą ma do tego odpowiednie narzędzia... To przecież on kieruje najsprawniejszą organizacją naszego świata: Świętą Inkwizycją. Tak więc widać, że posiada on dość potężnie figury na szachownicy...
Resztki niewiernych elfów tez zapewne skorzystały by na zamieszaniu. Co prawda nie stanowią one siły, mogącej zagrozić Imperium... ale baronowie na pewno nie będą patrzeć spokojnie jak płoną wioski w ich włościach.
Podczas tych wewnętrznych sporów coraz mniej osób patrzy na północ... A właśnie z tej strony Imperium grozi największe nie bezpieczeństwo.
Na północy jest ... coś. Kiedyś były to tylko bez władne bandy zielonoskórych. Łatwe do rozbicia i nie zorganizowane. Ale ostatnimi laty coś się zmieniło... Bandy Zielonych stały się karne i lepiej wyposażone. Patrole wysłane w głąb ich terytorium nie wracają... Okoliczni mieszkańcy opowiadają o demonach, które nadchodzą z północy. Pojawili się prorocy głoszący że na północy otworzyła się brama prowadząca do samego piekła. Oczywiście Święta Inkwizycja zatewagowała szybko i brutalnie. Zapłoneły stosy, ale plotka zdąrzyła pójść w świat.
Tak więc niebezpieczny to czas... ale to właśnie w takich czasach rodzą się bohaterowie...
Dibbler [ Gardło Sobie Podrzynam ]
„Rozkazem najmiłościwiej nam panującego Cesarza Henryka VII Mocnego postanawia się co następóje:
1) Z dniem dzisiejszym zostaje utworzona Wolna Kompania.
2) Do wolnej Kompani maja prawo wstępować wszyscy którzy chcą się przysłóżyć naszej ojczyźnie.
3) Zezwala się przyjmować do Wolnej Kompani przedstawicieli innych ras niż ludzka.
4) Wolna Kompania jest wyposażana i opłacana ze skarbca najmiłościwiej nam panującego Cesarza Henryka VII Mocnego.
Tak zostało postanowione i tak się stanie.”
Dibbler [ Gardło Sobie Podrzynam ]
Setnik popatrzył na przybyłych ochotników. Wolna Kompania miała być jednostka która w zamierzeniu miała trafic na Północna Granice. Więc oczekiwał że będzie to karna i zorganizowana jednostka. Niestety byli to ochotnicy. Takiej bandy to nigdy nie widział. Były tu nawet elfy... Nawet nie potrafią stanąć w prostym szeregu.
Setnik splunął na piach... Ech wszystko zchodzi na psy...
- Zgłosiliście się na ochotnika do tak zwanej Wolnej Kompani. Ja nie wiedzieć za jakie grzechy zostałem wyznaczony przez sztab na waszego dowódce. Nazywam się Godfryd Stark i mam stopień setnika. Niestety zostałem przydzielony jako wasz dowódca. Poinformuje was kogo wyznaczam na dziesiętników...Nie wiem czy już dotarła do wad wiadomość. Ruszamy na Północną Granice. Wolna Kompania ma uzupełnić garnizon w Wolfstone. Tak więc przygotujcie do dalekiego marszu. Zgłoście się po wyposażenie do kwetermistrzostwa. Nie liczcie na nic poza standerdowym ekfipunkiem. Armia nie będzie was rozpieszczać.
Setnik odwrócił się i ruszył w strone swojej kwatery...
Dibbler [ Gardło Sobie Podrzynam ]
A więc zaczynamy...
Jako że widzicie się wszyscy po raz pierwszy prosiłbym o to by podczas tego krótkiego pobytu w tej stanicy. Każdy z was napisał co mowi o sobie pozostałym. Oraz opisał jak wygląda.
Jeśli chodzi o zaopatrzenie. Kwatermistrzostwo dysponuje skóżanymi zbrojami, typową bronią jednoręczną (miecze topory) oraz krótkimi łukami. Na nic więcej na razie nie możecie liczyć...
O wyborze dziesiętników zdecyduje naczelne dowództwo i poinformuje was przed wymarszem.
Teraz zostawiam dzielnych bohaterów Wolnej Kompanii na placu apelowym... niech się zapoznają ze sobą.
alkaran [ Centurion ]
Pięknie się zaczyna, zgraja nieudaczników, którzy liczą na szybkie pieniądze...ehh...i znowu te spojrzenia. Dlaczego oni się tak gapią? nigdy nie widzieli kobiety??? No pewnie widzieli, ale nie w wojsku...No cóż będą musieli się przyzwyczaić do tego widoku.
Hmm... Północna Granica...nawet mi pasuje. Ważne, że w końcu wyrwałam się z tej dziury. I tak już nic mnie tam nie trzymało...
Raczej nie jestem skąpa w opowiadaniu o sobie, ale słuchaczem musi być ktoś na poziomie, nie wiecznie pijany, nie znający imienia swojej matki krasnolud...wrr...
Niestety nie jestem zbyt wysoka - 165 cm. Proste, kruczo-czarne włosy do ramion. Bladoniebieski odcień mojej skóry zdradza, że nie jestem czystj człowieczej krwi, czym wcale się nie przejmuję. Moja szczupła, a nawet zgrabna sylwetka od zawsze przyciągała męskie spojrzenia..
Hmm, palić mi się chcę...
Wyciągam smukłą drewnianą fajkę i trochę ziela...Cholera, nie mam nic do podpalenia!
-Czy któryś z obecnych tu dżentelmenów mógłby użyczyć mi ognia?
deTorquemada [ Pamiętaj ]
Jednym z ochotników jest mężczyzna, wiekiem jakoś pod trzydziestkę. Wysoki, niemal jak elf, człowiek nie wyróżniający się, na pierwszy rzut oka, siłą fizyczną. Długie włosy związane w koński kuc opadają na ramiona odsłaniając twarz z ostrymi rysami. Niewielka bródka i spojrzenie powolne, aczkolwiek uważnie badające otoczenie. Uśmiechnięty, jednak baczny obserwator zauważy, że kiedy nie spoczywa na nim wzrok innych jego mina poważnieje. Brak widocznych blizn. Ubrany dość luźno, niezbyt kolorowo, odcienie czerni i szarości, wszystko pochlapane błotem, płaszcz przerzucony przez ramię. Przytwierdzony do pasa miecz traktuje z pewną pogardą jak gdyby zbędny ekwipunek. W jego ruchach, dostrzec można jednak zwierzęca grację która wskazuje, ze raczej zna się na machaniu tym kawałkiem stali.
Postać Torqu
- No ba „Armia nie będzie was rozpieszczała” ... No słyszałem coś innego na wiecach i ogłoszeniach – parskam śmiechem i mrugam okiem do najbliższej mi osoby.
Rozglądam się po twarzach nowych towarzyszy starając się może znaleźć w tej ciżbie jakąś znajomą facjatę. Jeśli ktoś stara się ze mną nawiązać rozmowę witam go przyjaźnie i mówię :
- Witam. Torqu na mnie wołają. No to co ... przyjdzie nam razem powalczyć i poświntuszyć hę ? Że nie wspomnę o winie. Bo chyba jakiś przydział tego szlachetnego trunku dostaniemy ? – po czym uśmiecham się radośnie.
Kto podchodzi, podaję rękę i staram się nawiązać jakiś kontakt.
- Skąd jestem ? A czy to ważne ? Prędzej to gdzie będziemy jutro albo za tydzień, to jest interesujące.– uśmiecham się i zmieniam temat.
Jeśli nikt mnie nie ubiegł, podchodzę do akaran z ogniem.
- A cóż tak piękna niewiasta robi w szeregach takich kmiotów ? – mruga żartobliwie okiem
Jeśli dochodzi do wydania sprzętu, to jeśli znajdę coś lepszego niż mam na sobie, zabieram. Co najwyżej bacznie szukam tarczy, nawet zwykłego puklerzyka, byle by mi co ramię osłaniało.
Darvin [ Pretorianin ]
Niski około 160cm, chudy jak szczapa, długie blond włosy opadają na oczy, blady i wyraźnie przestraszony. Poprostu rozpacz, człowiek który znalazł się o niewłaściwym czasie w niewłaściwym miejscu i zdecydowanie niewłaściwym towarzystwie. Gdyby nie brak piersi możnaby pomyśleć że to młoda dziewczyna i wnioskując po spuszczonej głowie bardzo nieśmiała.
*co pewien czas niespokojnie zerka to w lewo to w prawo wyglądając niebezpieczeństwa*
Zdecydowanie nie garnie się do rozmów na jakikolwiek temat, a nawet - jeśli ktoś przez chwilę na niego popatrzy - można powiedzieć że zręcznie unika zwracania na siebię uwagi.
Khe [ terrorysta lodówkowy ]
podczas "apelu" na uboczu stal sobie krasnolud, wzrost typowy dla tej rasy, siegajaca pasa ruda broda, mala blizna na czole, ubrania cale w kurzu, maly skurzany tobolek zarzucony na plecy, czujny wzrok badajacy wszystkich po kolei
*taaa jakies wiesniaki tu przylazly, nie ta grupe pamietam z imprezki w knajpie wczorajszego wieczoru, ...jakzem tu trafil .... aaaa zetne pare lbow to mi sie humor poprawi.... hmmm trza by jakis ekwipunek zebrac bo moj toporek przepi...adl ehehehhe*
ide do Kwatermistrzostwa, biore zbroje i topor
*ehhh tepe ale czegoz by sie mozna po nich spodziewac...*
rozgladam sie
*..... oo coz to widze, kobitki ...tutaj? trza to obadac*
podchodze do pierwszej z brzegu, akurat pytajacej sie o ognia
- witam Pani, coz tu Pani porabia? Nazywam sie Khergoth
spogladam na jednego takiego czlowieka co sie akurat przypaletal z ogniem
*taaa ja ci dam kmiotow, ty lepiej uwazaj na plecy heheheheh*
- poczekalbys na swoja kolej hhehehehe a ztymi kmiotkami uwazaj bo ten stojacy na uboczu moze sie poczuc urazony i ci zrobi kuku, ...o widzisz, tak jakos dziwnie sie rozglada, pewnie patrzy czy nikt nie zauwazy jak ci sztylet wbije hehehhe
- wy tez tu jakos tak przypadkiem? bo ja nawet nie pamietam jak sie tu znalazlem
- trza mi toporka naostrzyc bo te lajzy nawet tego nie potrafia, a Paniusia czym zabija? jakis mieczyk, sztylecik ... moge naostrzyc tak ze wlos wzdloz na pol przetnie
po czym wyjmuje ostrzalke z tobolka i zabieram sie za ostrzenie toporka i jesli Alkaran cos miala to jej bron tez
potem sie rozgladam i przedstawiam sie innym krasnoludom i drugiej przedstawicielce plci pieknej
po chwili przeciagam sie i mowie na glos
- no to ruszamy dzis czy nie bo nie wiem czy mam sie zbierac do drogi czy do stolu...
...znajdzie sie tu jakies jadlo?
po czym wyruszam w poszukiwaniu jakiejs strawy
J0lo [ Legendarny Culé ]
gdy wszyscy nasłuchiwali co też pan dowódca ma do powiedzenia pewna wysoka, zakapturzona postać siedziała pod najbliższym drzewkiem wyraźnie gotowa do zanurzenia się w sen.
po bliższym przyglądnięciu można było zauważyć, że spod kaptura wystaje kilka kosmyków zielonych włosów. najprawdopodbniej nosił irokeza. ubrany był całkowicie na czarno w zbroje skórzaną, a na ramionach trzymał przewieszoną balisetę i na sygnał "do kwatermistrza" podszedł jedynie do Alkaran i podał jej worek zioła z nieukrywanym uśmieszkiem.
- Droga Pani. Najlepsze zioło z mej wioski rodzinnej... tak gdyby zabrakło kiedyś.
następnie poszedł i zabrał łuk ale nic poza tym. widać było, że przywiązany był do swych rzeczy czyli zbroi, woreczka z czymś bliżej nie zidentyfikowanym, najprawdopodobniej sztylety do rzucania bądź shurikeny oraz krótkiego bastarda uwieszonego na pasie. usiadł znów pod drzewem jednak tym razem zdjął kaptur i można było zauważyć wspaniałe rysy twarzy. z pewnością ów żołnierz był elfem. przyciągnęło to oczy prawie wszystkich. teraz wspaniały irokez w pełni swej okazałości był widoczny dla ogółu. zaprezentował kilka skomplikowanych ruchów dłonią, na których, dla wprawnego oka, było widać dwa pentagramy, po czym jego irokez stanął. towarzyszył temu zjawisku niewielki błysk, który sprawił, że nawet jeśli jeszcze ktoś nie spojrzał na niego, to w tej chwili to zrobił. uśmiechnął się, zdjął z ramion balisetę i spytał:
- witam wszystkich. zwę się Jolo... zagrać może jakąś balladę?
Vinny [ Konsul ]
Nikt nie zauwazyl jego przyjścia. Zresztą byłoby to trudne w takim tłumie.
Był wysokim człowiekiem o ciemnych włosach sięgających ramion. W jego piwnych oczach dostrzec było można zatroskanie i zmęczenie wieczną tułaczką życia. Jego broda zakrywała liczne blizny, które były pamiątką jego męskiej walki w niejednym starciu.
Miał niewielu przyjaciół. Zawsze podróżował, nigdzie nie zagrzewał dłużej miejsca. Ludzie z pobliskich wiosek znali go jako skrmonego, cichego mężczyznę, który nigdy nie wyciąga miecza, dopóki nie zostaje do tego zmuszony.
Nikt nie znał jego przeszłości. Sam skrywał ją w tajemnicy.
Dopiero pod koniec apelu kilku osobników zauważyło jego obecność. Jego zbroja budziła respekt. Wyglądał na doświadoczonego wojownika.
Ale czy potwierdzi to w walce?
Gambit [ le Diable Blanc ]
Po ostatnich słowach setnika jeden z mężczyzn stojących w nierównym szeregu nieco się rozluźnił. Rozejrzał się taksującym wzrokiem po reszcie kompanii jakby oceniając przyszłych towarzyszy broni. Jego wzrok nieco dłużej zatrzymał się na kobiecie. Po chwili odwrócił się na pięcie i sprężystym krokiem poszedł w kierunku kwatermistrzostwa. Po dłuższej chwili wyszedł trzymając w rękach przydzielony mu ekwipunek. Wtedy można było przyjrzeć mu się nieco dokładniej.
Wysoki człowiek, o długich białych włosach luźno rozpuszczonych, opadających na plecy i twarz. Ubranie luźne w kolorach ciemnego fioletu i czerni. Pod szyją przypięta do bluzy brązową broszą biała szarfa. Przenikliwe spojrzenie i poważna twarz bez śladu uśmiechu. Na oko około 27 lat. Poruszał się pewnym, sprężystym krokiem.
Po wyjściu z kwatermistrzostwa, przeszedł przez plac apelowy i zwalił cały ekwipunek pod drzewem. Przysiadł obok i zaczął przyglądać się dokładnie otrzymanym rzeczom. Co jakiś czas rzucał uważne spojrzenia na plac apelowy. Po dłuższym czasie skończył ten swoisty przegląd. Usiadł wygodnie pod drzewem, wyjął nóż i zaczął uważnie obserwować zgromadzonych, jednocześnie czyszcząc sobie ostrzem noża paznokcie.
Ingham [ Konsul ]
Ostatnie słowa setnika płynęły jeszcze na wietrze, docierając do uszu dalej stojących, gdy zakapturzona postać powolnym krokiem ruszyła w kierunku budynku kwatermistrza. Ingham powoli wybierał broń- łuk, skórzaną zbroję, miecz. Do plecaka zapakował koc, kilka metrów liny, krzesiwo oraz jeszcze parę niezbędnych w długiej jak mniemał wyprawie rzeczy. Gdy już miał wychodzić spojrzał na kwatermistrza.
- Powiedz mi czy powinienem zabrać coś jeszcze?
Kwatermistrz jakby od niechcenia spojrzał w stronę wiszących na ścianie szarych uniformów. Powolnym krokiem ruszył w kierunku wskazanym przez kwatermistrza.. Ubrania zrobione były z bardzo grubej wełny, były na tyle duże, że spokojnie można było ubrać je na zbroję. Wybrał jeden i spakował do plecaka. Wyszedł przed budynek.
Do jego uszu dotarła muzyka, ruszył w kierunku drzewa. Usiadł pod nim, wyjmując z plecaka jabłko. Z rękawa wyciągnął nóż, którym powoli obierał owoc. Rozejrzał się dookoła, po czym jednym sprawnym ruchem ściągnął kaptur.
Elf rozejrzał się jeszcze raz dookoła przyglądając się towarzyszą. Długie włosy związane miał w kitek opleciony czarną chustą. Jego ciemnozielony strój był lekko podniszczony.
MaLLy(R) [ Ghoul's Shadow ]
po srodku szeregu stoi lekko wyrośniety męszczyzna,trohę sie wyróżnia przez te odblaki słaońca...
Babciu żebys ty wiedziala gdzie ja znowu tarfiłem... Zdeszczu pad rynne.
kiedy ten stary żoładk skończył perzmowe, poszedłem odebrać przydzielony.
-to ma być rynsztunek ?? zapytalem kwatermistrza...
no nic jokś sobie bede musiał poradzić...
-gdzie tu jest kużnia? musze gdzies naostrzyć ten miecz...
fakt zbroi przmilcze jak że tatko na odchodne zrobił mi lepszą, ale zawsze i to sie przyda...
po odebraniu uzbrojenia stwierdziłem że trza poznać reszte kompanii...
o jest i kobieta i i to w dodatku z cechami elfa... zawsze miałem do nich słabośc...
prosi o ogien... posyłam w kierunku słupa stojącego obok niej zapalną strzałę...
no cuż chociaż luk jest wi miare dobry...
widze też krasnala potem z nim może mamy wspólnych znajomych...
wiekszośc przybyłych wygląda na niezbyt rozgraniętch, nie licząc elfa z czubem na głowie, ale nie zamieżam sie znim narazie bratać, mam złe wspomnienia...
i kim jest ta chuda szczapa ??? bede musiał Miec go na oku, albo jest wyjotkowo głópi albo wyjątkowo przebiegły. niezależnie od tego napewno jest niebespieczny.
no cóż ide szukać kowala, by użyczył mi kużnie do poprawy miecza, potem przeje sie po okolizy pozbieram ziółek by sprawić by zadawał trująca cieżko gojące się rany, a pszy okazji zbiore troche ziólek leczniczych.
a może nzajde co do wypalenia...
reksio [ Szerzmierz Natchniony ]
DURWIG DUNKELHEIT - krasnolud
Żyjem na tym świecie, już trochę, psia mać, ale jeszcze nigdy żem nie widzioł tok posranej armii. Nie dość że tu zaprzęgli elfiaki, co to bić swego własnego konia ni umiejom, to jeszcze psiokieś niewiosty. Uooo, Ojcze, módl się tam za mnie, żebyśmy czosem na statek nie wchodzili, bo baba i okręt - sztorm murowany.
Co ja tu robię? Stoje w tłoku, jolby za starych maminych czasów jadło wydawoli. Nu, i co rzec mogę? Nie ogolony jestem, ha - nigdy siem nie golę, zapomniałem.
Stoję jak pacan, wpatrując się w kałużę, a me odbicie mnie przeraża. Długom żem droge przeszedł. Broda o miodowym kolorze, zapleciona w trzy warkocze nie była zadbana. Długie, suche i zniszczone włosy opadające po ramionach też nie. Jedyne, co mogło wywołać niespodziewany napad śmiechu to wielki czerwony nos, baryłkowate kształty krasnoluda i dyndające sumiaste wąsy.
- Pindole to - powiedziałem właściwie do siebie. Przez ostatni długi czas rozmawiałem tylko ze sobą.
Ruszyłem raźnym krokiem, nawet nie patrząc na resztę kompanii w stronę Kwatermistrza.
- Topory... to ma być stylisko?! - wrzasnąłem spoglądając na przydział. - Ja tym kozła nie ubijem! A to, co to kurwa jest? Gorsecik dla pieska czy może kotka?! - splunąłem siarczyście, ale koniec końców, wziąść musiałem. Topór wylądował za pasem i idealnie komponował się z czarnym prostym kubrakiem. Skórzana zbroja, no cóż, przyda się. Założyłem na siebie, bo nie ufam nikomu, a żem krasnolud, to wytrzymam marsz nawet i w ciężkiej kolczudze.
Rozglądam się też za jakąś derką do spania, malutkim kociołkiem, może gdzieś jest i wracam w miejsce, gdzie stała jeszcze idiotyczna Wolna Kompania... Pfff, wolna - ja wam psia mać dam wolną.
- Jak tylko spotkam jakiegoś inkwizytora to... - rzekłem pod nosem cichym głosem.
blood_x [ Skinhead oi! ]
Jeriel Quditch - czlowiek
Gdy setnik skonczyl przemowe, jego postawa stala sie luzniejsza... poprawil swoje czarne siegajace do ramion wlosy, sprawdzil czy miecz jest dobrze zapiety i wystapil z szeregu... .
Cholera jasna zakichana kompania, dlaczego wujek musial mnie az tu wyslac, w sumie to sprawdzimy czy jego trening przydalo sie na cos. Wyroznial sie z tlumu tylko tym iz posiadal przewieszony przez plecy miecz dwureczny ktory dostal od ojca. Cholera czemu ten setnik tak sie na mnie patrzy zapewne nie odpowiada mu moj orez, mam nadzieje ze jednak znajdzie sobie inna ofiare. Jego postawa swiadczyla o wojskowym wychowaniu...
A niech to pies gdzie moj plaszcz, cholerni lotrzykowie, czemu te durnie przyszli do tej kompani... .
Jego piwne bystre oczy wylowily z tlumu jakiegos nie zadowolonego krasnoluda.
Podchodze do niego i podaje kufel piwa:
- Witaj bracie zwa mnie Jeriel, widze ze nie podoba ci sie uzbrojenie, fakt takim orezem to mozna swinie wypatroszyc a nie zabic. Ja jednak posiadam taki o to miecz, jest to piekny miecz dwureczny po moim ojcu, ale cholera jasna cos setnik sie na mnie patrzy z ukosa, pewnie bedzie probowal mi przydzielic inny orez, ale to czas pokaze.
Po krotkiej rozmowie usiadl obok krasnoluda i przypatrywal sie calej tej cholocie... .
Thun [ Konsul ]
Dopiero po zakończeniu przemowy przez setnika niektórzy dostrzeli opartego o drzewo nieopodal wejścia mężczyznę średniego wzrostu. Wygląda młodo, 22 lata może więcej, ma krótkie ciemne włosy przewiązane opaską i ubrany jest jak... normalny podróznik których można spotkać na drogach. Skórzane ubranie na pierwszy rzut oka czarnego koloru, dopiero po oświetleniu postaci przez promienie słońca, które właśnie wyjrzało zza jednej z przemykających po niebie chmurek, widać że jest to bardzo ciemny zielono-niebieski kolor w niektórych miejscach przybrudzony ziemią. Obok drzewa stoi niewielki plecak z opartym o niego długim mieczem i kołczanem z może 7-9 strzałami oraz położonym na nim płaszczem o równie ciemno zielonym kolorze jak kolor ubrania... Wszystko wskazuje więc na to że podróże dla niego to nie pierwszyzna i przybył tu już zaopatrzony w swój ekwipunek - stoi tak oparty o drzewo z twarzą skierowaną ku słońcu, widać że ma zamknięte oczy i wygląda na to że najwyraźniej w świecie sobie drzemie.
Dopiero głos kobiety pytającej o ogień sprawił że otworzył oczy i spojrzał w kierunku z którego dobiegał ów piskliwy głosik. Akurat podszedł do niej mężczyzna który moment wcześniej wyrzykiwał swe imię na całe obozowisko, niejaki Torqu, ale w całym tym gwarze nie sposób usłyszeć co do niej mówi - można tego jedynie domyślić się po mrugnięciu okiem które jej posłał. Dwa może trzy uderzenia serca później dołącza do nich krasnolud i mówi coś do niej, a następnie zwraca się z czymś do Torqu
No tak... ledwo zobaczą kobietę to już miękną i usiłują ją poderwać, o wilku mowa - jeszcze jeden do niej startuje. No no... podróż do Północnej Granicy będzie miała zapewne nad wyraz przyjemną... O jest i jeszcze jeden popisujący się swoimi zdolnościami łuczniczymi - szkoda że nie pomyslał o tym że w tym zamieszaniu może kogoś trafić...
Ehh... na dodatek wygląda na to że zaraz wszystkie drzewka obok będą miały swoich właścicieli, najpierw ten... jak to się przedstawił Jolo, usadowił sie pod drzewkiem obok i nie zwracając nawet uwagi na protesty innych zaczą najwyraźniej w świecie śpiewać. Całe szczęście że jakoś sobie radzi, nie jest może geniuszem ale i nie przypomina kota w rui, kolejny mężczyzna zwalił się pod drzewkiem po drugiej stronie i zaczą sobie czyścić paznokcie przy użyciu czubka swego noża. O proszę... wygląda na to że ostatnie drzewko w okolicy będzie już zajęte przez jakiegoś elfa który o dziwo jak narazie wygląda najnormalniej z tej całej bandy stojącej jeszcze na środku placu...
Heh... to będzie bardzo interesująca wyprawa, no cóż chyba pora poznać towarzyszy "spod drzewka"
[ zwracam się do Jola, Ingham'a oraz cichego mężczyzny czyszczącego sobie paznokcie ]
- Skoro już zajeliśmy wszystkie z obecnych tu drzewek to chyba możemy się poznać, w końcu i tak będziemy zapewne podróżować wspólnie. Nazywam sie Hadrian Shiva i mam nadzieję że będzie nam się dobrze współpracowało...
[ po czym usadawiam się wygodnie opierając się ramieniem o swój plecak ]
^Piotrek^ [ Toilet Tantalizer ]
Przez całą przemowę setnika, nieco na uboczu siediał na gałęzi drzewa mężczyzna w czarnym płaszczu. Widać przebywał w swoim własnym świecie bo nie rozglądał się po przyszłych kompanach ani nie słuchał zbytnio setnika. Po przemowie mężczyzna przebudził się jakby, podniósł wpatrzoną dotąd w ziemię głowę i rozejrzał się po poborowych. Jego uwagę zwróciła niska kobieta o bladobłękitnych licach, nie wiedziałł czemu ale czuł związane z nią kłopoty. Nie przejął się zbytnio tym jednak i zwinnie zeskoczył z gałęzi. Dopiero teraz wszyscy zebrani zobaczyli jego bladą twarz, kolorem przypominała krędę lub wczesny śnieg. Gdyby nie typowo ludzkie rysy, mógłby być pomylony z wampirem. Mężczyzna posiadał kruczo-czarne włosy które lekko rozwiewał wiejący wiaterek.
Mężczyzna wolnym krokiem udał się do siedziby kwatermistrza. Po dość długiej chwili wyszedł z przewieszonym przez plecy krótkim łukiem i kołczanem strzal, nieliczni dostrzegli przewieszone przez pas 2 sztylety do rzucania oraz krótki mieczyk. Wolnym acz dostojnym krokiem zbliżył się do grupki rozmawiających ludzi, widząc że wszystki drzewa są zajęte przykucnął i przysłuchał się rozmowom zgromadzonych. Wyczuł odpowiedni moment i rzekł spokojnym acz donośnym głosem
- Witajcie towarzysze, w mojej wiosce wołali mnie Malakai Revlen, widzę że już się zapoznaliście, cóż, ja zawszę byłem do tyłu w takich sprawach. - [uśmiechnął się pod nosem]
- Chyba będziemy jeszcze mieli trochę czasu żeby się zapoznać, jeśli pozwolicie to pójdę oddać się swojemu nałogowi - [uśmiechnął się lekko i odszedł na bok, wyciągnął fajkę i wrzucił trochę tytoniu]
Bregan a.k.a. Czapajew [ Senator ]
Wysoki przystojny mężczyzna, stojący pośrodku szeregu, obruszył się niespokojnie na wiesc o przydzielonym przez setnika marnym ekwipunku...Był to człowiek sredniego wzrostu, z ciemnymi włosami sięgającymi ramion i lekko, acz starannie przystrzyżonym zarostem, w jedynm uchu miał kolczyk pokryty wschodnimi runami, na lewym oku opaskę, która stanowiła raczej częsc jego awangardowego ubioru, nizli mialaby zakrywac bliznę. Zresztą co kilka chwil mężczyzna ow, przekładał sobię opaskę z lewego oka na prawę...Na plecach miał starannie przywieszoną srebrzystą katanę, która połyskiwała w blasku słońca, czyniąc ten widok jeszcze bardziej majestatycznym. Ręce, wytatuowane wschodnimi ornamentami, umięsnione, pełne blizn...Widac było niezwykłą fascynację wschodem u tego człowieka, mimo to był południowcem, zdradzały go jego ciemne oczy i lekko przyciemniona karnacja...
*Nagle zwrócił sie ku kompanii i odezwał się niskim głosem...*
- Witajcie moi drodzy! Zwą mnie Bregan, pochodzę z południa, mieszkałem w małym miasteczku kilkaset mil na południe stąd, mój ojciec był szlachcicem władającym tamtejszymi ziemiami...zapewne nie byłby mnie tutaj z Wami gdyby nie pewien przykry incydent, otóż, regiony południowe, jak wszyscy doskonale wiemy często napadanę są przez goblinoidów, niewielka grupa tych stworzeń - około 300 osobników, napadła na moją rodzinną miescinę, kiedy byłem na polowaniu...Zniszczyli doszczętnie wszystko, mordując przy tym wszystkich - nawet kobiety i dzieci. Gdybym owego felernego dnia był w miescie, zapewne nie byłoby mnie tutaj z Wami...
*nie zważając na reakcję pozostałych, udaję się do setnika, kłania się nisko i nawiązuje dialog*
- Witaj Panie, chciałbym zauważyc, iż ekwipuenk przydzielony mnie i moim przyjaciołom jest conajmniej...hmmm....nieodpowiedni...oczywiscie nie będe narzekał, jako wojownik potrafię walczyć prawię kazdym rodzajem broni, ale chciałbym powiedziec, iż lepiej będe czuł się z moją kataną. Władam tym ostrzem o wiele lepiej, nizli, jakims marnym mieczem z zachodu, wykonanym z pośledniejszej stali....Prosiłbym Cię, Panie, abyś pozowlił mi zachować na naszą wyprawę moj dotychczasowy ekwipunek - może to tylko polepszyć stan rzeczy podczas długiej wędrówki jaka nas czeka...
*odwraca się do kompanii i czeka na reakcję setnika, z szyderczym uśmiechem wymalowanym na twarzy*
Zacker [ Stanley ]
Zza szeregu wyłania się postać wysokiego, przystoinego, biało włosego mężczyzny. Włosy sięgają mu do barków. Oczy ma srebrne. Na uchu widnieje kolczyk wykonany ze szlachetnych kamieni. Na rękach widać dwie złote branzolety. Szatę lekko przysłania magiczny naszyjnik. W ręku trzyma długi kij zakończony ostrzem. Na plecach widać kołczan ze strzałami. W ręku trzyma krótki łuk.
[Po chwili odzywa się]
- Witajcie ! Mówią mi Sivarius. Przybywam ze Wschodniego Targu. Mam nadzieje, że dobrze będzie nam się współpracować.
[Po czym oparł się o dzewo i zaczął grać na harmonijce.]
techi [ Legend ]
Clipuss-pół-elf
-O czym on do jasnej cholery mówi??- Powiedział Clipuss
Był to dość wysoki mężczyzna o ciemno-brązowych włosach. Był on mieszańcem. Nie znał swoich rodziców, ale wiedział, ze ma w sobie część krwi elfickiej, a część ludzkiej. Z początku Nie zabardzo rozumiał dlaczego sie tu zgłosił. Miało być pięknie jak we snie. Niestety rzeczywistość okazała się odmienna. Stał w szerego odrzutków społeczeństwa, którzy szli na pewna śmierć
Nie jest dobrze-pomyslał
Po uslyszeniu słów odprawy, nie spieszył się zbytnio do kwatermistrza. Poczal przyglądać sie facjatą osób zgromadzonych. Widzial kurduplowatego krasnoluda, piekną pół-elficę, kilku czystych elfów. Po dojściu do magazynu wzial dany mu ekwipunek(łuk, miecz i zbroję). Nalozyl na siebie zbroję po czym zaczął ćwiczyć kombinację mieczem. W pewnej chwili jego uwage odwrocil dzwięk ballady. Spostrzegł Wysokiego elfa z irokezem na glowie. Pomyslał, ze to dobra chwila na poćwiczenie gry na fujarce. Podszedł, przywitał się, i po uzgodnieniu zaczal grać z Elfem imieniem Jolo. Mrugnal do stojącej nieopodal przedstawicielki plci pieknej. Zauwazył, że przygląda mu się z zaciekawieniem sporo osób. Pomyslał, ze moze jednak nie bedzie tak źle
Zacker [ Stanley ]
Sivarius ---> Czarodziej - człowiek
Przepraszam, że tak głupio wyszło. Zapomiałem napisać.
Nadhia [ Konsul ]
Narien - czlowiek [czlowieczyca ;)]
Gdzies posrod cieni, wtopiona w tlum, stala drobna zakapturzona postac, ktorej poczatkowo nikt nawet nie zauwazyl. Dopiero gdy setnik przestal przemawiac dziewczyna zrzucila kaptur i zdjela plaszcz, ktory skrywal smukla, zgrabna sylwetke. Dlugie czarne wlosy opadly jej na plecy, a piekne oczy koloru nieba rozejrzaly sie wokol.. Zgrabym ruchem reki odgarnela kosmyk wlosow opadajacy na twarz i ruszyla do kwatermistrza..
Gdy wrocila juz z calym ekwipunkiem znudzona usiadla na trawie.. Po okolicy rozchodzily sie dzwieki jakiejs ballady, usmiechnela sie i zaczela szukac wzrokiem muzyka. Nie musiala szukac dlugo, zielony irokez rzucal sie w oczy.. Wstala wiec.. Wziela plecak, luk i podeszla blizej drzewa, by przysluchac sie melodii.. Sluchala w milczeniu.. Oczy ciemnowlosej dziewczyny pokryly sie mgla, lecz natychmiast przygryzla warge by zbudzic sie z zamyslenia i do stojacych obok osob rzekla:
- Witam. Nazywam sie Narien.
War [ dance of death ]
- Jestem Verdil - powiedział cichym, spokojnym tonem, człowiek średniego wzrostu. Na oko z 35 lat. Ciemnoszary płaszcz, którym jest owinięty, nie pozwala zobaczyć co ma pod nim. Narzucony na głowe kaptur rzuca cień na twarz tak, że nie da się nic ujrzeć.
*podchodzi do kwatermistrza*
Gdy przechodzi koło okna, światło pada na jego twarz. Wszyscy w pobliżu mogą ujrzeć liczne blizny na niej, a także te oczy... Dziwne oczy... Jakby blask się w nich wypalił...
*bierze do ręki miecz ze stołu*
- Bezuzyteczny oręż. My mamy tym walczyć? - mówi z ironią w głosie - Zostane przy swoim mieczu.
*wraca w to samo miejsce w którym stał podczas przemowy Setnika i opiera się o ścianę*
paściak [ z domu Do'Urden ]
Z tyłu na uboczu, ale tez tak ze mogl slyszec co mowil setnik stala mozna by rzec wysoka postac z kapturem na glowie. Zupelnie niczym sie nie wyrozniajac. Gdy tylko setnik skonczyl to co mial do powiedzenia sciagnol kaptur. Ludziom ktorym chcialo sie zwrocic na niego uwage ukazala sie bardzo mloda twarz, z przejmujaco szarymi oczami i ciemnymi troche podwijajacymi sie wlosami ktore jeszcze nie siegaly ramion. Procz jego mlodzienczego wygladu uwage zwracala tez blizna na twarzy.
Byl pewien ze wielu z tych starszych, doswiatczonych przygodami ludzi bylo wlascicielami owych pomrukow i szepniec -nawet jakies dziecialo tutaj przyjmuja... . Ten komentarz niewatpliwie nalezal do jakiegos krasnoluda. Roland dobrze zdawal sobie swiadomosc ze wcale nie wyglada na 20 lat.
W ogole nie przejmujac sie tymi uwagami ruszylem dobrac sobie jakas bron. Wziolem dlugi miecz, jeden z niewielu ktore juz pozostaly. Zbroje zostawilem swoja bo byla napewno lepsza od tych ktore ofiarowala armia. A do tego byl to dar od pewnego czlowieka ktory wynagrodzil mi pomszczenie smierci swojej corki a nosilem juz ja calkiem dlugo i dobrze mi sluzyla.
Stanolem pod drzewem i z pogarda obserwowalem przekrzykujace sie krasnoludy, silujacych sie ludzi i kolko mezczyzn otaczajacych jakas niewysoka panne. -o ho juz ktos sie popisuje umiejetnosciami strzeleckimi zeby zapalic jej pamierosa i sie zasmialem.
Ale cieszyla mnie mysl ze oni wszyscy beda walczyc razem z mna przeciwko potworom. Wiedzialem tez ze nie moge byc pewien co do zamiaru wielu z tych ludzi ale wiekszosc napewno palala dobrem i checiami pomocy.
Zauwazylem cichego elfa grajacego jakas ballade pod drzewem oraz przysluchujacego mu sie i ruszylem w jego kierunku
Witaj. Jestem Roland... zagadalem...
Soldamn [ krówka!! z wymionami ]
Post Organizacyjny:
- Prosze o nie wpisywanie sie osób które się nie wyrobiły(rellik, kuba, milka i darkseliks)
- Ta tura będzie trwać do 22 jutro (3). i można wykonać 2 wpisy. ja radze dzisiaj i jutro :)
prosze czekać z wpisywaniem się (musze wkleić 4 posty)
Soldamn [ krówka!! z wymionami ]
Dziesiętnik lekko przerażony panującym tu nieładem spojrzał się na każdego po kolej. Większość chowała się cieniu, jakby bała się współkompanów. Jego uwagę przykuły dwie osoby. To ich wytypował na dowódców.
- Ciekawe, komu się spodoba mój wybór - pomyślał i wrzasnął:
- CISZA!! Oto wręczam wam list, z pierwszymi zadaniami oraz rozkazami.
Soldamn [ krówka!! z wymionami ]
Zawartość Listu:
Dokument 1:
Rozkazem Setnika Starka oświadcza się co następuje:
1) Wolna Kompania zostaje podzielona na dwie dziesiątki dowodzone przez
dziesiętników.
2) Dziesiętnikami mianuje się Alkaran oraz Bregana.
3) Przydział do dziesiątek jest następujący:
Pod dowództwo Alarkan oddaje się
- Torq
- Khe
- Jolo
- Mally
- Dorwig
- Jeriel
- Cllipus
- Verdil
- Roland
Pod dowództwo Bregana oddaje się
- Darvin
- Eldrith
- Ingham
- Thun
- Malakai
- Sivarius
- Narien
- Vinny
Tak zostało postanowione i tak będzie"
oprócz tego w kopercie znajdowało się 6 zżółkniałych zwojów zapisanych dziwnymi znakami. najprawdopodobniej są to Czary.
Soldamn [ krówka!! z wymionami ]
- A teraz szybko się pogrupować i marsz przez bramę!! Kierunek północ. Ja na razie nie mogę z wami iść, ale dotrę do was za miej więcej 6 godzin. Do stanicy jest 36 godzin drogi
Idziecie szybkim krokiem jedyną drogą prowadzącą na północ. Mijacie różnorodne krajobrazy: ruiny po niedawnych bojach, zaorane pola mocno nasiąknięte krwią, spalone lasy. Po 28 godzinach męczącej podróży, zaczęło się ściemniać. Do tego padał siarczysty deszcz, połączony z wielką wichurą. Jako iż właśnie znajdujecie się na rozstai dróg. Postanowiliście tutaj odpocząć. Nagle, w oddali wyłonił się jeździec. Był okryty czarną płachtą i jechał na swym prężnym rumaku tak szybko, że z trudem dało się zauważyć jego rysy twarzy. Gdy był niespełna 50 m od rozstai okazało się, że jest to Stark. Wrzeszczał:
- Stać!! Tutaj urządzimy nocleg. Niech magowie zajmą się rozpalaniem ognia. A krasnoludy zebraniem drewna w tym pobliskim zagajniku. A jutro Dotrzemy tam! – i tu Gotfryd wskazał na północny- wschód, gdzie w oddali wyłaniały się kamienne mury.
Darvin [ Pretorianin ]
Vis
*Zwiesił głowę i zacisnął szelniej swój przemoczony płócienny płaszcz siadając na jakims kamieniu znajdującym się jak najbliżej przypuszczalnego miejsca przyszłego ogniska*
Wyglądam jeszcze gorzej niż podczas pierwszego spotkania. Wyraźnie widać ciemne podkowy pod oczyma, które wydają się zapadać w głąb czaszki coraz to bardziej w miarę upływu czasu. Blond włosy straciły i tak już nikły blask i oblepiły całą twarz mimo ciągłej walki, którą z nimi toczę aby tego uniknąć. Dreszcze raz po raz wstrząsają moim wątłym ciałem skulonym tak aby zajmować jak najmniej przestrzeni i powstrzymać drogocenne ciepło przed ucieczką.
Przynajmiej nie muszę nic robić. Krasnale idą po drewno, magowie rozpalają ogień. A ja mogę sobie posiedzieć i nie rzucać się w oczy. Ciekawi mnie tylko jedno czemu zatrzymujemy się na nocleg na środku skrzyżowania dróg. Toż to wbrew wszelkim podręcznikom taktyki. No ale nie będę się wychylał pewnie setnik wie lepiej. Troszkę łatwiej znośić te trudności po tym jak zostałem przyłączony do dziesiątki w której jest Narien. Może krok po kroku.........
Aha i pamiętać żeby nie patrzyć nikomu prosto w oczy, bo nie chcę żadnych kłopotów....znaczy oprócz tego że jestem tak daleko od domu i leze dalej na północ...po co ja się w to wpakowałem
*Jeszcze szczelniej zaciska poły płaszcza czekając aż zapłonie ogień. Gdy tylko to się stanie ogrzewa się starając się nie przeszkadzać nikomu i nie siadać między nim a ogniem*
alkaran [ Centurion ]
Alkaran
Hmm...nawet nie jestem zaskoczona, oprócz mnie nie widac tu wielu pasujących na rolę dzisiętnika...Mam tylko nadzieje, że ten cały Stark wybrał mnie z innych względów niż widok moich piersi...chociaż co za różnica? Ważne że, objełam to stanowisko, heh, chłopcy pewnie nieco się zdziwili, a nie jeden chętnie by mnie wogóle wyrzucił z Kompani. Na przykład ten krasnolud (czy to ta domieszka elfiej krwi w moich żyłach czy jaki czort sprawia że nie trawię krasnoludów?)...jak on miał...Khergoth? Od razu widać jaką radość sprawia mu wizerunek kobiety w wojsku... Już widze problemy jakie z nim będą...
-Khergoth nie słyszałeś co mówił setnik??? Trzeba drewna na rozpałke, zabierz jakiegoś koleżke i rusz swoje krasnoludzkie cztery litery! Byle prędko bo zimno się robi...
-Chciałam przypomnieć tobie jak i innym, że jesteśmy w wojsku. Nikt się tu z wami nie będzie cackać. Wydaje wam się, że kobieta nie potrafi dowodzić taką zgrają? To się nieco zdziwicie... Aha, wszystkie sprawy dotyczące tej grupy macie obowiązek skonsultować ze mną...no ale to chyba jasne...
-Po krótkim wstępie chciałam przypomnieć że istnieją również pozytywne aspekty waszego nędznego życia. Myślę oczywiście o trunkach...ale to jeśli setnik pozwoli dopiero wieczorem...a może nawet jakąś cichą piosnkę usłyszymy...ty z tym czupiradłem na główce może pomęczysz gardełko?
Tak jakbym nie wiedziała jak się nazywa...Jolo..hmm...od razu mnie zaintrygował, i to ziele od niego nie najgorsze...haha...Z moim szczęściem do facetów pewnie i tak okaże się łajdakiem. Z resztą to nie jedyny ciekawy towar w naszej Kompani...Cholera znów się rozmarzyłam...
Znów wracają wspomnienia z wioski...ehh...nie czas na takie głupoty...szykuje się miejmy nadzieje ciekawa przygoda..Ahhhh...zaczyna brakować mi snu...
Muszę jeszcze porozmawiać z Bregenem, dziesiętnikiem drugiej drużyny...przecież będziemy musieli jakoś współpracować...
Wyciągam moją fajeczkę i...nawet nie proszę się o ogień, zbyt ryzykowne, jeszcze jakaś zapalona strzała przebije ci głowę...nie rozumiem faceta...popisać się chciał czy jak... Na szczęście w wtedy nie wybuchłam,ooj miałby niezłą awanturę...ale nie było po co zwracać na siebie zbyt dużej uwagi...
Thun [ Konsul ]
- Witaj Narien, mów mi Hadrian, ten elf grający balladę to Jolo, elf siedzący pod tamtym drzewkiem to Ingham, natomiast on...
[ wskazuję na człowieka o białych długich włosach w luźnym ubraniu w kolorze ciemnego fioletu zmieszanego z czernią ]
... jeszcze nie wyjawił swego imienia. [ mówiąc to - uśmiecham się szeroko w jego kierunku ]
- Ten tam palący fajkę to Ma.. err... Malakai, grający na harmonijce to o ile dobrze usłyszałem to Sivarius, reszty nie....
Przerwał mi krzyk, o ile dobrze rozpoznałem głos, Setnika który najwyraźniej pojawił się spowrotem na placu...
- I po jakiego diabła te krzyki? czy wyglądamy na jakieś stare pierdoły mające problemy ze słuchem?...
Nie zostałem wybramy na dowódcę... uff.. tego by tylko brakowało - dodatkowych problemów z użeraniem się z podwładnymi, chociaż na pierwszy rzut oka wygląda na to że drużyna będzie raczej zdyscyplinowana...
- Ekhm... wracając do przerwanej rozmowy, Narien, wygląda więc na to że zostaliśmy przydzieleni do jednego odziału razem z Inghamem, Silvariuem, Malakaiem oraz o ile się nie mylę... [ pokazuję kciukiem na człowieka siedzącego pod drzewem ] ... Eldrithem, zgadza się?
- Wygląda na to że pora ruszać w drogę, będziemy mieli jeszcze wystarczająco dużo czasu na rozmowy w trakcie drogi lub ewentualnego postoju, w końcu chyba nie będą nam kazali maszerować bez przerwy aż do stanicy...
[ z uśmiechem na twarzy zbieram to co nazywam swoim ekwipunkiem, z magazynu biorę jakiś łuk jeśli jeszcze coś zostało, dopełniam kołczam strzałami i ruszam w drogę za dowódcą oddziału ]
28 godzin później...
[ zaraz po ogłoszeniu postoju zaczynam mamrotać pod nosem ]
- A niech ich piorun strzli... jednak kazali nam maszerować bite 28 godzin i to jeszcze w taką pogodę... w tej chwili to najchętniej bym się przespał przez kilka godzin... nawet bez ogniska...
[ gdy tylko ognisko pali się już z całych sił, podchodzę do niego, klepię Vis'a w ramie i zabieram się za rozbijanie prowizorycznego "namiotu" - czyli płachty nieprzemakalnego materiału rozwieszonego na kawałku liny przeciągniętej między dwoma kijami i osłaniającej choć z jednej strony przed przed wiatrem i deszczem ]
- Rozchmurz się się Vis - pogoda nie jest jeszcze taka zła, ognisko też jest niczego sobie. Będe szczery - nie wyglądasz mi na kogoś odpowiedniego na taką "wycieczkę", na dodatek przez całą drogę unikałeś innych - nie sądzisz że może pora pozać resztę naszej drużyny?... chodź chociaż trochę osłonisz się przed wiatrem i deszczem...
[ po rozbiciu "osłony" usadawiam się wygodnie i zapraszam do ogniska resztę drużyny ]
- Narien, Ingham, Malakai, Eldrith, Sivarius, Vinny, dowódco Bregan - zapraszam tutaj, chyba pora lepiej się poznać, jest taka piękna pogoda, a ja mam tutaj jeszcze wolne miejsce lub dwa...
[ mówiąc to z rozbrajającym uśmiechem, wskazuję na prowizoryczną osłonę, po czym zwracam się spowrotem ku ognisku ]
Bregan a.k.a. Czapajew [ Senator ]
To było do przewidzenia, ze setnik wybierze mnie na dziesiętnika, z powodu mojego szlacheckiego pochodzenia...no coż, mam pod sobą małą komapnię - jak za starych dobrych czasów....pora zapoznać się z grupą, wyglądają na dobrze wyszkolonych wojowników, dobrze, ze nie przydzielono mi tego zrzędliwego krasnoluda...nie miałbym czasu na bezsensowne spory z nim, które zapewne do niczego by nie prowadziły...Hmm....a ta półelfka...Alkaran...ciekawa osobowosc, bije z niej ogromna charyzma, ledwie została dziesiętnikiem, a juz rozkazuje krasnoludowi, a ten..nawet nie protestuje...bede musial się z nią rozmowic...w koncu bedziemy musieli oboje doprowadzic naszych zolnierzy bezpiecznie do Wolfstone...
*usłyszawszy sympatyczny głos Hadriana, kieruje się ku ognisku*
- Jak już zapewne zdąrzyliscie się dowiedziec, zostałem wybrany dziesiętnikiem...co to oznacza? Hmm....więc, kazde posunięcie nalezy konsultowac ze mną, nie wykonywanie rozkazów może się tylko dla was zle skonczyc, wiec radze się mnie sluchac, nie mam zamiaru wprowadzac rygoru, mamy tworzyć zgraną grupę, dobrze wyszkolonych awanturników...W koncu jestesmy profesjonalistami, czyż nie? Chcialbym stworzyć z was elitarny oddział, doskonale zaprawionych w boju wojownikow, i mam nadzieje, ze razem osiągniemy nasz wspolny cel....Ach, byłbym zapomniał - nie traktujcie drugiej kompanii jako rywali, pamiętajcie, ze w niebezpieczenstwie jakie czyha nas po drodze, kazdy miecz jest przydatny, zapamiętajcie też to, ze, mamy się wspierać, a nie utrudniać sobie życie! Jakies pytania?
Khe [ terrorysta lodówkowy ]
Khergoth
taa i dobrze jej tak, dobrze ze mnie ominal ten "zaszczyt" zostania dziesietnikiem
[po 28h]
ze tyle lazenia, to zdzierze, ze leje, to zdzierze, ale zeby jakis mieszaniec na mnie wrzeszczal...
- a co to ja do kurzej stopy jestem, to ze mam topor to od razu do rabania drewna, tak? aaaa mam was gdzies, moze przyniose a moze nie ...sie zobaczy
[mruczac pod nosem oddalam sie w strone zagajnika]
a marznijcie se, ja tam sie spieszyc nie bede, nagle sie taka wazna paniusia stala, pomyslal by kto
[po jakis 40 minutach wracam niespiesznie z zadowolona mina i rzucam drewno na stos]
- no toporek dobrze naostrzony, nawet zafajdanemu zajcowi glowka piknie poleciala przy okazji, ale nie myslcie ze sie podziele, sami se zlapcie
[opiekam zajaca nad ogniem i potem podchodze do Durwiga]
- masz troche, a tamci ...niech sie ucza chamy refleksu, albo beda jesc jakies korzonki
- a tamta sina niech sie pomeczy troche, mieszaniec jeden, moze sie czegos nauczy hehhe
trza mi sciac pare lbow bo moge komus zrobic krzywde, banda choloty.... przydzielic jakies elfy do mojej grupy ... i jeszcze oddac dowodztwo tej pol czlowieczce ... ehhh lepiej pojde juz spac, przynajmnie nie bede musial ogladac tych szpiczastych uszu
^Piotrek^ [ Toilet Tantalizer ]
Malakai zacisnął płaszcz, nigdy nie lubił deszczu a zwłaszcza deszczu padającego podczas noclegu. Widząc krzątających się współtowarzyszy ruszył po drewno. Jako że nie bez przyczyny nazywano go człowiekiem lasu, z łatwością znalazł trochę suchych gałęzi w pobliskim zagajniku.
Okazało się iż tenże zagajnik jest bogaty w grzyby, więc nie zastanawiając się napakował ich po brzeg swojej torby.
Wróciwszy, położył drewno na kupke ułożoną przez któregoś z krasnoludów, grzyby natomiast położył razem z torbą obok osłonki którą zdążył zbudować Hadrian.
"Psia ich mać, zawsze musi padać wtedy gdy my chcemy rozbić obóz, zawsze kuźwa musi lać gdy my jesteśmy w drodze!!!" - zaklął w myślach. Spojrzał na tą osłonkę mając nadzieję że zostało jeszcze troszke wolnego miejsca - rozczarował się. Postanowił zrobić coś podobnego, jedyny problem polegał na tym że musiał użyć swojego płaszcza bo nie posiadał ani skrawka materiału nadawającego się do użycia.
Porwał 2 kijki i wbił je w ziemie, potem starannie obwiązał rogi płaszcza, musiał być pewien że konstrukcja się nie zawali przy silniejszym podmuchu. Szkoda by mu było tego płaszcza.
- Ej ludziska, macie troche dodatkowego miejsca co by się osłonić, bo tam już pozajmowane wszystko. -
Widząc schodzących się ludzi, usiadł na środku i zaczął gawędzić z najbliższą osobą.
Ingham [ Konsul ]
Słuchałem z uwagą słów Setnika, widząc jak kolejne osoby przechodzą to na jedną to na drugą stronę formując się w dwie grupy. W końcu ruszyliśmy. To prawda, co mówili dzień na północy jest cholernie długi. Zimno zaczynało powoli dawać o sobie znać- dobrze, że miałem grubą wełnianą opończę.
- Może ktoś chce jabłka? Tam gdzie idziemy pewnie ich nie będzie?- Zaproponowałem moim szlachetnym kompanom.
Krok za krokiem, noga za nogą po kilku godzinach rozmowa przestaje się kleić, można by już odpocząć- może na tych rozstajach?
- Stać!! Tutaj urządzimy nocleg. Niech magowie zajmą się rozpalaniem ognia. A krasnoludy zebraniem drewna w tym pobliskim zagajniku. A jutro Dotrzemy tam!- Patrzę skąd dobiega znajomy głos. Stark we własnej osobie, ale o jakim on... Nieżas ten mur ma pewnie z kilkaset metrów wysokości, że widać go stąd. O cholera.
Powoli rozkładam swoją matę koło ogniska, otulam się kocem i wygrzebuję z plecaka glinianą butelkę. Wyciągam korek. Pierwszy, drugi, trzeci łyk- błogie ciepło rozlewa się po ciele.
- Eldrith napijesz się? Najlepszy miód z Nithilgorskich Lasów. Podaj dalej jakby ktoś miał jeszcze ochotę.
- Hadrian skoro zapraszasz to nie odmówię.
Siadam pod prowizorycznie przygotowanym przez drużynę schronieniem, wyciągam rację żywnościową i zaczynam jeść, popijając wszystko miodem.
Na Boga Najwyższego jak dziwnie podzielone zostały te drużyny? W jednej pod dowództwem kobiety półelfa, kilku ludzi, elfy i krasnoludy, a w drugiej my. Czy przypadkiem Stark nie zrobił tego specjalnie? Wszak gdybym był w drugiej drużynie to miałbym gotową odpowiedz- nie ludzie na pierwszy ogień. Wygląda na to, że drużyna Alkaran będzie stanowić siłę uderzeniową…
War [ dance of death ]
Dobrze że nie jestem dziesiętnikiem. A ta kobieta... hmm... Czy płeć jest ważna? Ważne by sobie poradziła.
[po 28 godzinach marszu]
Ehh już marudzą... Z tej kobiety nie jest zły dziesiętnik. Krasnolud bez prostestów wykonuje jej polecenia. Dobrze... Może nie będzie tak źle.
- Na co tak właściwie czekamy - pytam spokojnie. [cisza...] No tak...
[ide na skraj obozu, zajmuje jakieś dobre miejsce do obserwacji, rozglądam się i czekam...]
Gambit [ le Diable Blanc ]
Ze spokojem wysłuchałem rozkazu setnika. No prawie ze spokojem. Gdy wykrzyczał moje imię warknąłem sam do siebie
-Eldirth a nie Eldrith
Wstałem, założyłem tą parodię zbroi, szarfę przepiąłem na wierzch, skinąłem głową do człowieka, który coś do mnie mówił i dołączyłem do oddziału.
Następne 28 godzin minęło jak z bicza strzelił. Maszerowaliśmy przed siebie zgodnie z rozkazami. Zauważyłem, ze niektórzy nie sa stworzeni do takich zabaw. No cóż, mam tylko nadzieję, że nie będzie od nich zależało moje życie. Inaczej mogę sam się na jakiś rożen nadziać w takiej sytuacji.
Po 28 godzinach rozgrzewającego marszu, ochłodzony lekko deszczem i wiatrem zatrzymałem się razem z oddziałem
Ten Stark to ma głos...usłyszeliśmy go chyba nie tylko my, ale i wszystko nieprzyjazne bydło w promieniu 10 mil. Poczekamy...zobaczymy...może zadowolą się Krasnoludami zbierającymi chrust...ale im Stark dowalił z tym chrustemi...heh...Tylko to wykorzystanie magów do rozpalenia ognia bez sensu...co to nikt inny tego nie ptrafi...same lewe rączki do krzesiwa i hubki. Dobry żołnierz powinien umieć rozpalić ognisko nawet na dnie jeziora, a nie tylko na takim deszczyku i wiaterku.
Zbliżyłem się do schronienia zbudowanego przez Hadriana.
- No cóż...jesteśmy w jednym oddziale jak widać. Jestem Eldirth, Eldirth Black. - skinąłem wszystkim zebranym głową.
Odwróciłem się do Elfa częstującego miodem i przyjąłem butelkę. Przez chwilę rozkoszowałem się bukietem tego trunku...wspaniały. Potem łyknąłem trochę miodu i wyciągnąłem rękę z butelką w kierunku zebranych.
- Ten miód to chyba najlepsza metoda na poznanie się.
deTorquemada [ Pamiętaj ]
Torqu
- Heh Krasnoludzie, trza Ci chyba poczucie humoru wyostrzyć. – z uśmiechem odzywam się do Kharegoth’a
- No ale racja – mówię ciszej – nie wiadomo z kim nam przyjdzie podróżować
Na przykład ten co posłał tu strzałę. Dobrze że się budynek nie zapalił, trzeba na niego uważać. Zresztą kobieta też coś niezbyt rozmowna.
-----
- No ba. Kobieta będzie nami dowodzić, to coś nowego – uśmiecham się pod nosem i podchodzę powoli do drużyny z którą będę wędrował.
Mamy widzę nawet grajka, nawet nieżle mu to idzie. I dobrze. Przynajmniej nikt mnie nie będzie męczył, cobym grał dla pijanego towarzystwa
Podczas postoju, sam wskakuje w las i zbieram drewno które potem rzucam przy ognisku. Siadam przy krasnoludzie i zerkając na boki zniżonym szeptem
- Patrzaj tu. – wyciągam niewielki antałek – Wino z Rozprutej Wdowy, nawet nie mów, żeś nie był w tej karczmie i nie znasz tego zacnego smaku i aromatu – uśmiecham się do Kharegoth’a
- Dawaj kubek, poleję ci – po chwili nalewam sobie i dalej szeptem – Wiesz, mnie pod babą nie jest źle, ale zdecydowanie bardziej bolę być nad – zaśmiewam się wraz z brodaczem.
- Nie ma się co stresować, niech se pokrzyczy, zdaje mi się, że równa z niej baba, jeno coś zamknięta w sobie - przyglądam się setnikowi z uwagą.
Grzebię chwilę w torbie podróżnej po czym wyciągam z niej kawałek chleba i sera. Jeśli krasnolud chce, daję mu trochę, jeśli ma swoje żarcie, jem sam.
Przyglądam się nowym towarzyszom i staram się poznać lepiej z wszystkimi.
Spostrzegam postać siedzącą na poboczu. To Verdil
Podchodzę do niego i mówię
- Chodz do nas, w gupie rażniej – po czym częstuję go trunkiem i wracam do krasnoluda.
blood_x [ Skinhead oi! ]
Jeriel
Slowa setnika byly tak donosne ze kazdy go slyszal, nawet ja... . Wzialem swoj ekwipunek i maszerowalem z reszta kompani. Podroz byla wyczerpujaca...
- Cholera jasna, ale zimno...[powiedzialem do siebie po czym odgarnalem wlosy z mokrej twarzy]
W oddali spostrzeglem palace sie ognisko, postanowilem podejsc poniewaz zauwazylem ze siedzi tam oddzial do ktorego naleze.
- Witajcie zwa mnie Jeriel, [kazdemu podalem reke, pieknej pol-elfce sklonilem sie nisko], ma ktos moze jakiegos wina, co bym sie napil bo cholernie mi w gardle zaschlod [usmiechnalem sie szeroko do wspoltowarzyszy]...
Siadam obok osoby ktora zrobila mi miejsce, wyciagam zarcie i powoli jem, jednak co chwile bacznie obserwuje wesola kompanie
- No panowie nie wiem jak wy ale ja bym sie zdrzemnal [usmiecham sie do wszystki, po czym staram sie zasnac].
MaLLy(R) [ Ghoul's Shadow ]
MaLLy
Ledwo wróciłem z warsztatu kowala gdzie w spokoju zmodyfikowałem ten nędzny żołdacki miecz, (który uzyskał ciekawy zgniło zielony kolor od sączącej się z niego trucizny) i wreszcie jest w miarę ostry nie tak ostry jak krasnoludki topór, ale wystarczająco by się móc golić…
Choć nie należałoby to do zbyt inteligentnej czynności zwłaszcza trującym ostrzem…
Przy okazji poszukiwań trujących roślin znalazłem kilka leczniczych, na pewno się przydadzą…
Dobra trzeba posłuchać setnika zobaczyć, czego znów chce…
No tak. Podzielił nas na dziesiątki i wyznaczył dziesiętników, ale to posunięcie było oczywiste, i dał rozkaz do wymarszu…
Przebyliśmy już spory kawał drogi, niektórzy nie nadążają , widać że nie są przyzwyczajeni kondycyjnie to takich wypraw. Dobrze, że założyłem tą imitację zbroi pod moją własną, chociaż nie przemakam, swoją drogą deszcz wygrywa ciekawą melodią na zbroi o tatka, dobrze, że jest naoliwiona, bo zaczęłaby jeszcze rdzewieć i skrzypieć…
Po 28 godzinach naszej podróży zaczął się drzeć na nas jakiś jeździec, a to Stark… znowu on…
Kazał nam rozbić obóz na rozstaju dróg i zapalić ogniska. Krasnoludom kazał przynieść drwa (toż nie do tego służą wojenne topory) a magom rozpalić ogień. Powoli zaczynam wątpić w jego zdolności przywódcze. Nie dość, że kazał nam rozbić obóz w tym miejscu to jeszcze uwłacza magom i krasnoludom. Dobrze, że ja nic nie musze robić…
Spocząłem przy ognisku z całego munduru, jaki nam dano jedynie płaszcz mi się przyda, zakładam go by bębnie nie deszczu nie denerwowało innych. Przeglądam ekwipunek, jakim nas obdarzono, nic nadzwyczajnego: racje żywnościowe, osełka, jakiś nóż i inne drobiazgi...
Jeden krasnolud wrócił z lasu nie tylko z drewnem, czyli jest tu także zwierzyna, podnoszę i idę wykorzystać wiedzę zdobytą u elfów, po kilkunastu minutach wracam z ustrzeloną sarną… (biedne zwierze, ale ja muszę coś jeść)…
-Zapraszam na ucztę, kto chętny!!!
Zobaczymy, kto się przysiądzie może wymienimy parę zdań…
Aha dochodzi jeszcze kwestia mojego dziesiętnika, to ta sama kobieta, którą „poczęstowałem” ogniem, teraz się krzywo na mnie patrzy. Nie zamierzam się tłumaczyć, jak ma jakieś pretensje niech sama je wyrazi…(ale ona coś w sobie jednak ma)
J0lo [ Legendarny Culé ]
Setnik nie oczekiwałem niczego od ciebie specjalnego. Dobrze przynajmniej, że dostałem się do bitnej kompanii - będę miał okazję do ukazania mych talentów... ktoś do mnie mówi... to Alkaran... jakoś mnie nie zdziwła jej nominacja na dziesiętnika. Mocna kobieta...
- Już Pani Dziesiętnik... darcie gardła to ma specjalność. Co do reszty - może ktoś się skusi? Własny wyrób. Lepszego wina nie znajdziecie w calutkim Imperium....
* wyjął butelkę czerwonego wina i zaczął częstować*
Musze się napić. ohhh... juz lepiej. Te 28 godzin marszu bez popijania mnie dobiły. Pierwszorzędne winko. Szkoda, że Babunia nie dożyła - byłaby dumna z takiego wyrobu...
Jak skończe grać, czyli za jakaś godzinke, pójdę się rozejrzeć... hmmmm mam złe przeczucia...
paściak [ z domu Do'Urden ]
Nie jestem dziesietnikiem. Jak dobrze... Mianowanie mnie nim bylo by glupota, przeciez jestem najmlodszy i pewnie ciezko bylo by mi utrzymac rygor. Ta kobieta [ staram utrzymac z dala od siebie wlasne mysli 'do tego calkiem ladna...widac w jej rysach cos z elfa' ] napewno sie spisze, czuc mozna od niej charyzme.
Jestem z dwoma krasnoludami i gosciem uzywajacym luku rzeby zapalic fajke... Mhmm, no nic, moze nie bedzie tak zle. Mnie do konfliktow nie spieszno napewno! Przynajmniej mam tego grajka Jola w druzynie.
Ide zapoznac sie z towarzystwem. *Sciagam z glowy kaptur i czestuje sie pieczona sarna od Mally oraz przyjmuje wino od Jola *
-Witajcie towarzysze. Jestem Roland ...Tak tak, to wino jest swietne. Czy dolac? a wiesz, chetnie! *usmiecham sie cudownie*
-Och konam po tych 28 godzinach marszu... Ale oczywiscie to nie stanowi dla mnie problemu, jesli byla by potrzeba moge isc dalej *dodaje widzac spojrzenie jednego z krasnoludow*
Rozsiadam sie wygodnie i przysluchuje rozmowom i muzyce.
Niema zle. Czuje ze wstapienie tutaj bylo dobrym pomyslem...
Vinny [ Konsul ]
Decyzja Setnika nie zrobiła na mnie większego wrażenia. W końcu i tak musimy wszyscy współpracować. Nie ma mowy o rywalizacji.
Podróż minęła szybko. Nie była dla mnie męcząca. Szczerze mówiąc mógłbym maszerować drugie tyle, gdyby nie ten deszcz i wichura. Niektórzy jednak nie wytrzymywali tempa. Odpoczynek dobrze wszystkim zrobi.
Dowódca naszej drużyny, Bregan, wydawał mi się człowiekiem, który wie co robi. Powinien być dobrym dziesiętnikiem.
Krasnoludowie zaczęli szukać drewna, magowie rozpalali ogień.
Usłyszałem zaproszenie Thuna. Postanowiłem skorzystać i trochę się rozgrzać. Najwyższa pora lepiej poznać drużynę.
Powiedziałem pod nosem, tak, że chyba nie wszyscy usłyszeli:
-Jest cicho. Zbyt cicho. Powinniśmy ruszać w drogę. Mam złe przeczucia.
reksio [ Szerzmierz Natchniony ]
DURWIG DUNKELHEIT - krasnolud
Chędożył was pies, pomyślałem. Wojsko, wojsko - gówno nie wojsko. Nawet odczytać mojego imienia nie potrafią. D-U-R-W-I-G, czy to takie trudne...
I jeszcze to drewno. Oj nie, kochani - ja nie mam zamiaru tępić toporzyska. Zachowam to na lepsze okazje, bo coś mnie siem wydoje, że tutoj nikt machać bronią nie potrafi.
Alkaran... kobita na dziesiętnika, toż powariowali. Albo jakiś podstęp, bo co innego?
Gdy skończyła przemawiać, parsknąłem głośnym wymuszonym śmiechem.
- To siem tokże tyczy ciebie, ślicznotko. Sterk, ani żoden inny wojskowy ci nie pomoże i dobrze o tym wiesz. Dziesiętnik winien utrzymywać rygor w podległej mu drużynie, ja widzem, że ty na razie jedynie potrafisz zmobilizować mnie do śmiechu. - patrzę jej prosto w oczy z krytycznym spojrzeniem na twarzy. - Nu co siem patrzysz? Soma doj przykłod! Zabieroj swoją piękna fiołkową rzyć i do lasu!
Po czym rozkładam się na obok ogniska, które już rozpalali magowie. Gdy wrócił krasnolud Khergorth rzuciłem mu chłodne spojrzenie.
Wstałem i skierowałem się po jadło, a gdy go mijałem, szepnąłem:
- Nie doj siem manipulować. To siem skończy wcześniej, niż myślisz. Bądź w pogotowiu.
A potem żarłem, bo wiedziałem, że coś jeszcze dzisiaj bogowie zgotują...
Nadhia [ Konsul ]
Narien
Ta droga nie jest ciezka.. Myslalam, ze bedzie gorzej.. choc to przeciez dopiero poczatek.. [Usmiecham sie] Niektorzy towarzysze wyprawy sa bardzo przyjazni.. Raz, dwa; prawa, lewa; noga za noga; raz, dwa; prawa, lewa;.. Wpadlam juz w rytm, moglabym isc tak wieki.. Tylko zimno.. brrr.. Musze sie szczelniej opatulic tym plaszczem, bo przemarzn.. Tak, tak.. A ty mi tu deszcz padaj jeszcze.. Swietnie! Lubie deszcz.. Bardzo.. Ale bez przesady, nie tak lodowaty.. A te krajobrazy tylko 'optymizmu' dodaja, wyciete lasy, zapach przelanej krwi.. Ile jeszcze bedziemy isc? Czas mi sie dluzy niemilosiernie.. Czuje, ze niedlugo... Wiesz co ja ci Narien powiem? Marudzisz dziewczyno.. i na dodatek sama do siebie gadasz..
Zaczyna sie sciemniac, niebo zachmurzone.. Dzis nie bedzie widac gwiazd, szkoda.. Ktos jedzie.. Kto? Nie wiem.. Hah - Stark.. "Tutaj urzadzamy nocleg." Tuutaj?
Rozkaz to rozkaz.. Poszukam drewna na ognisko, moze przy okazji znajde troche ziol [...]
Pare chwil mnie nie bylo, a ognisku juz rozpalone.. Usmiecham sie szeroko i dokladam kilka suchych galezi, ktore udalo mi sie jakims cudem znalezc.. Patrze na Thuna, jego dzielo i na zaproszenie odpowiadam z usmiechem
- Bardzo chetnie sie dolacze.. - Siadam, wyciagam z plecka kilka zawiniatek.. Na poczatku rozwijam ciasto - Moze ma ktos ochote? Czestujcie sie smialo.. Zapewne niedlugo nie bedziemy mieli juz okazji na takie przysmaki.. - z rozbawieniem patrze na nadchodzacego sternika i zwracam sie do niego - I] Mam pytanie: o ktorej jutro wyruszamy? Skoro swit? - slyszalac szept " Powinniśmy ruszać w drogę. Mam złe przeczucia." spojrzalam na ciemnowlosego mezczyzne - Ja tez czuje dziwny lek.. Zreszta coz moglabym czuc innego.. Niedlugo zapewne skonczy sie ta sielanka..
Zacker [ Stanley ]
Sivarius
Widać, że wybór dziesiętnika na Bregana był strzałem w dziesiątke. Myśle, ze to zgranym dowódca, który wie co robi.
Po ciężkiej podróży, należał sie odpoczynek. Gdyby nie mróz i deszcz mógłbym iść jeszcze drugie tyle.
Podnieciłem ogień. Usłyszałem zaproszenie Thuna. Skorzystałem z zaproszenia. Najwyższy czas na poznanie swoiej drużyny.
-Z chęcią się dołącze.[siadam przy Narien, po czym mówie] Nazywam się Sivarius przybywam ze Wschodniego ....
-Tak wiemy. Słyszeliśmy. Czy ty też odczuwasz niepokój Sivariusie ?
-Niestety tak. Burzy się we mnie coś dziwnego. Nie moge tego opisać.
blood_x [ Skinhead oi! ]
Jeriel
Obudzilem sie z niespokojnego snu... pierwsza osobe na ktora popatrzylem byl jak mi sie wydawalo Mally, postanowilem z nim pogadac.
- Witaj nazywam sie Jeriel [podaje mu prawa reke] widze ze niezle poslugujesz sie lukiem, haha ten wyczyn przed dziesietnikiem no no, jestem pelen podziwu. W sumie to hmm nie bardzo mi sie usmiecha byc pod dowodztwem kobiety, no ale narazie daje sobie rade.
Nagle poczulem burczenie w brzuchu
-O widze ze masz piekna sarenke pozwolisz ze sie poczestuje [biore noz i i odcinam kawalek sarenki] no no dobra sarenka.
Podczas zajadania sarenki, caly czas staralem rozmawiac sie z Mallym.
alkaran [ Centurion ]
Wszyscy jacyś niespokojni...może to ta pogoda...a może rzeczywiście się coś szykuje...Dobrze by było zobaczyć ich wszystkich w walce, skończą z popisywaniem się i zaczną naprawdę walczyć...ale no ta zawsze znajdzie się okazja. Obawiam się trochę zachowania tego krasnoluda...Durwiga...klasyczny, zbyt pochopny krasnolud. Myśli, że pokazując, że mnie nie toleruje i nie słuchając moich rozkazów coś wskura...tylko jestem ciekawa co...na pewno ten przesadny indywidualizm na dobre mu nie wyjdzie...no ale prędzej czy póżniej sam się o tym przekona...Narazie szkoda mi czasu na przkomarzanie się z nim...
Bardzo chętnie napiłam się wina od Jola...trochę mnie rozgrzało...hmmm...całkiem niźle idzie mu to śpiewanie...
-Hej Jolo, może zaśpiewasz coś wesołego...najlepiej o krasnoludach...trzeba się trochę pośmiać...a akurat opowieści o nich zawsze poprawiają mi humor -powiedziałam z lekką ironią...
Obserwuję całą moją drużynę...na dłużej zatrzymałam wzrok na Mally'im...nieźle wyrośnięty...mamusia jedzenia mu na pewno nie żałowała...nie wiem czemu wydaje mi sie, że czuje sie tu troche zagubiony...
Jeśli nie zrobi tego setnik wyznaczam Verdil'a i Khergoth'a na nocną wartę, niech sami uzgodnią godzinę zmiany...
-Chłopaki, myślę, że wina wam starczy, nic nam po pijanych awanturnikach na warcie...
J0lo [ Legendarny Culé ]
Jolo
Cholera trzeba coś zrobić bo mnie zaraz coś trafi. Grajkowanie jest fajne ale musze się gdzieś przejść. zobacze czy uda się jakąś ładną sarenkę na śniadanko ugotować...
Szedłem przez z dzikiem ( mmmm kocham dziczyzne ) las i nagle coś mnie uderzyło... może nie dosłownie ale poczułem tutaj duże stężenie złej energii. Cholera co to ma być? Spocony i muszę przyznać już mocno zaniepokojony potknąłem się o coś. Tego tylko brakowało! Coś.. do końca nawet nie wiem co... wytwarza aurę która u wszystkich członków daje się we znaki a ja sie o coś potykam... Psia mać! Cholera chyba jednak to był zły pomysł tutaj sie wpsiać do wolnej kompanii...
Wróciłem do obozu i siadłem. Nie mogłem odpowiedzieć nawet na najgorętsze prośby o muzykę czy wino. Nigdy w życiu nie poczułem takiej emanacji. Nawet wtedy w więzieniach... ehhh cholera złe wspomnienia nie wracajcie!
Podeszłem do Alkaran i Bregana rozmawiających i chyba w pewnym sensie chciałem być fair...
- Alkaran, Bregan.... coś... raczej chyba ktoś... bo coś by nie mogło takiej aury wytworzyc... dobrze widze, że nie rozumieie nic z tego bełkotu. Będąc na polowaniu w lesie poczułem... aurę... nie to co zwykle. Silna emanacja złej energii... takiej rzeczy nie mógł wytworzyć byle jaki adept sztuk tajemnych. To musiało być spowodowane czymś potężniejszym. Z tego co wiem aurę takiej siły mógł wytworzyć tylko mag Świętego Oficjum... choć w sumie nie wiemy co jest na pólnocy nie? Prawdopodobniejszym jest to, że jednak walczymy z nieznanym. aurę Inkwizycji znam aż za dobrze. Cholera gdybym mógł coś powiedzieć więcej ale zrozumcie... siła tej aury była taka, że nawet najpotężniejsi zastygliby...
Chciałem już odejść ale nagle przypomniało mi się...
- Bregan! Daj te zioła Narien - przydadzą się nam wszystkim...
Thun [ Konsul ]
[ odpowiadam Breganowi na jego pytanie ]
- W takim razie skoro nie masz zamiaru wprowadzać rygoru to... jak mamy się do ciebie zwracać? Dowódco Bregan? Dziesiętniku Bregan? czy odpuścimy sobie tytuły i będziemy zwracać się do siebie po prostu po imieniu? W końcu każdy z nas mógł zostać wybrany na przywódcę więc... nie.. nie żebym był przeciwny takiemu wyborowi ale...
- Po prostu uważam że jako grupa będziemy lepiej współpracować w przyjacielskiej atmosferze, niż jeśli mamy skakać sobie z tego powodu do gardeł [ wskazuję na drugą kompanię ] jak niektórzy... Zapewne wszyscy będziemy działać i czuć się dużo lepiej wiedząc, że możemy liczyć to że będziemy wzajemnie osłaniać swoje cztery litery, niż zastanawiając się nad tym czy ktoś pilnuje naszych pleców czy też całkowicie o to nie dba...
"Jest cicho... zbyt cicho... powinniśmy ruszać w drogę..."
Jak do dziewięciu piekieł może być cicho gdy cały czas wyje ten cholerny wiatr i leje deszcz!?!. Zebrało im się na nocne staszenie przy ognisku?!?...
- Valacar, mój druchu, nie uważasz że ciut przesadzasz? Owszem okolica nie należy do najprzyjemniejszych jakie w życiu widziałem, pogoda również... ale żeby zaraz chcieć ruszać dalej? Myślicie że dalej będzie przyjemniej? Przypominam że zmierzamy w kierunku Północnej Granicy, a nie jakiejś osłonecznionej plaży nad brzegiem jeziora z krystalicznie czystą wodą... ehh co ja bym dał aby móc teraz wylegiwać się na takiej właśnie plaży...
- ... pozatym chyba wszyscy jesteśmy zmęczeni, przez co dalsza podróż byłaby zdecydowanie naszą ostatnią jeśli ktoś lub coś by nas zaskoczyło po dodatkowych godzinach marszu w takiej pogodzie...
[ częstuję się kawałkiem ciasta podanym przez Narien ]
- Dziękuje, mmmmm... po prostu palce lizać, będziesz musiała podać mi kiedyś przepis... chwila.. moment... no co tak na mnie patrzycie!?! Staram się jakoś podtrzymać rozmowę...
- Nie no... Silvarius ty też zaczynasz? Najpierw Valacar, teraz ty... nie dajmy się zwariować bo zaraz w każdym cieniu będziemy widzieć potwora, zaraz ktoś powie że w tamtych krzakach [ wstaję i pokazuję ręką na krzaki znajdujące się poza zasięgiem światła na przeciw mnie ] siedzi jakiś brzydal i zastanawia się z kogo zrobić sobie kolację?
- No to patrzcie...
[ wstaję, biorę łuk i wypuszczam we wcześniej pokazywane strzałę, a następnie drugą kilkanaście centymetrów obok ]
- ... widzicie? ...
[ siadając, uśmiecham się rozbrajająco do towarzyszy ]
- No to losowanko kto pobienie po strzały...
reksio [ Szerzmierz Natchniony ]
- Że com? - warknąłem otwierając oczy i łapiąc się za jeden z trzech miodowych warkoczy zaplecionych na brodzie. - Joko znowu ejakulacja mocy?! Już nowet spoć nie dadzom.
Ale mimo wszystko poczułem dobrze mi znony, dreszcz emocji. Zbrzydła mi wędrówka, chętnie przywaliłbym czemuś, co jest włochate, wielkie, ma cztery łopy i kły. Ale jakimś magikiem tyż nie pogardzem!
Nim jednak ktokolwiek wziął na serio wrzaski tego głąba Jola, co strosznie brudno siem ubiera ( aż patrzeć na niego nie mogem, brudos i jeszcze jokieś podejrzone symbole ma na sobie!) nie zostały wzięte od razy na seriasto, tok więc sem usiadłem obok, Jeriela, tego co siem do mnie przystawiał:
- Witoj, wybacz mnie me manierska, alem czosu nie mioł tam, podczas werbunku... - stłumiłem potężne ziewnięcie. - Jok wiesz zapewne, Durwig siem zwiem, widzem że jak i ja, nie gardzisz dobrym ostrzem. - patrzę na jego miecz. Jest dobry, od razu widać, ale tylko z zewnątrz. Obróbka miecza gnomia, zaś środek, co widać po zastosowanej rękojeści, bezwątpienia ludzki. - Łodne mieczysko, szkoda że nie mom już mego toporzyska. Nazywało siem "Kurwica", a to dlatego, że lubiało kurwić na prawo i lewo... Albo to możu ja siem kurwiłem, nie pamiętiom - wybuchłem sprośnym śmiechem. - Nu, mom nadzieję, że rozem staniemy w boju, a ta Alkaran czy jok jej tom... chyba ją coś swierzbi między udami, popatrzaj jej tom w wolnej chwili.
Gambit [ le Diable Blanc ]
Oddałem butlę wina pierwszej osobie, która po nią sięgnęła i rozejrzałem się. Ta Alkaran, to ma nerwy...ja pewnie już obciąłbym temu pyskatemu kurduplowi brodę i wetknął mu ją w rzyć, a ona...Zresztą...jeżeli Stark usłyszał tak jawną niesubordynację, to może jeszcze czeka nas widowisko.
Hadrian postrzelał po krzakach i teraz boi się przynieść własne strzały...ehhh
-Po cholerę losować Had, Sam je przyniosę...jeśli inni się boją...
Wstałem i poszedłem w miejsce gdzie powinny być wbite. Jedna sterczała z korzenia drzewa, a druga...ha...to ci niespodzianka. Druga strzała wystawała ze sporego zająca. Jaka cholera go tu przywiodła...nieważne...teraz jest nasz...
Wziąłem strzały, zająca i wróciłem do grupy.
- No popatrz Had, masz dzisiaj fart...oby w bitwie Ci go nie zabrakło. I nie mów, ze go tam widziałeś, bo nie uwierzę.
Wyjąłem swój nóż i sprawnie oporządziłem mięso.
- No macie...upieczcie to, nie samym chlebem i winem człowiek...i nie tylko człowiek, żyje.Przy okzaji...jak myślicie, obejrzymy sobie dzisiaj jakieś pranie po pysku krnąbrnych rekrutów - zapytałem spoglądając znacząco w stronę pyskatego krasnoluda z drużyny Alkaran.
- Mam nadzieję, że wśród nas nie ma takich "bohaterów", co to tylko w gębie na postoju są mocni, a jak przyjdzie co do czego to moczą się pod drzewem.
Biorę kawałek mięsa i zaczynam opiekać. Kiedy już się nadaje zjadam ze smakiem, popijając wodą z bukłaka. Przyglądam się zgromadzonym i czekam...
MaLLy(R) [ Ghoul's Shadow ]
Zrobiłem użytek z krzesiwa, które dostaliśmy wraz resztą ekwipunku i przyrządziłem sarnę…
Myślałem, że będę musiał siedzieć sam, ale Jeriel podszedł do mnie po tym jak zbudził się niespokojnego snu… o dziwo spróbował mojej sarny, a już obawiał się, że pomyślą że jest zatruta, peszcież nie upolowałem ani nie kroiłem jej mieczem…
Smakuje mu, babciny przepis, lepiej nie mówię jak przyrządzona, bo się wystraszy…
Aż zdziwi się, jaki obudzi się jutro silny i wypoczęty, trzeba dbać o drużynę…
Zauważyłem naszego drużynowego ”grajka” wracającego z lasu, zaniepokoił mnie jego wygląd… ostatni raz widziałem elfa w takim stanie po „wypadku” z babcią.
Widzę, że szykuje się coś większego…
Alkaran nasza „szefowa” znów mi się przygląda, ach te elfickie rysy, z drugiej strony jak dla mnie za dużo tych elfów, nie po to odchodziłem z wioski by znów musieć przebywać w ich bliskości…
Przyglądam się Durwig’owi jak robi z siebie błazna, krasnoludy zawsze mnie rozśmieszały,
Obgaduje Alkaran, ale dla krasnoluda to zwykłe zachowanie, na razie nie będę interweniował, nie będę szukał na razie z nim sprzeczki, widziałem wściekłego krasnoluda, jego przeciwnik nie ma już tego szczęścia by stąpać p ziemskim padole, choć jestem ciekaw ile ten jest wart…
„zabijacy” z drugiej kompani zabawiają się marnując strzały, ciekawe kiedy zauważą niepokój elfa…
Khe [ terrorysta lodówkowy ]
Khergoth
[zwracam sie do Durwig'a ]
- tez mi sie to nie podoba ale trza nam pamietac ze jestesmy w jednej druzynie i bedziemy musieli razem walczyc
[chwile pozniej]
-zacne wino Torqu, a karczm to ja ci wiele zwiedzilem [pokazuje zeby w usmiechu, potem gadamy troche]
[ i znow chwile pozniej]
- a dyc se znalazla parobka, nie dosc ze pospac se nie da to jeszcze mi wina wzbiera ... pijanych pfff ja nawet nie zaczolzem pic a gdzie tu do upicia siem ..ehh te baby psia mac, ino by narzekaly i wymagaly
- a moze jeszcze opowiedziec jakoms bajkie do snu? - a zebys tez sie nie wyspala
[umawiam sie z Verdil'em ze obejme pierwsza zmiane]
- ... na waaarcieeee na warcie fajnooo jest, no grajek zagraj no melodie ... i wszyscy razem ... naaa straaazyyyy na straaazy faaajno jeeest
- ze co? ze spac nie mozecie? to pech, ja tez nie moge ale nie z wyboru tylko przymusu, no slodkich snow dzieciaczki
a ino sprobuj mi tu sie cus pojawic nieproszonym a leb poleci...
[staje na warcie i zaczynam sobie cwiczyc wymachy toporkiem nie tracac czujnosci]
techi [ Legend ]
Clipuss
Psia krew, kto to widział, zeby chodzić tyle
Ach co za życie-pogoda nie skąpi deszczu, zostalem przydzielony do kompani prowadzonej przez kobietę, to jeszcze nie mam żadnych obowiazków. Miejmy nadzieję, ze ona umie przynajmniej walczyć, a nie krecić pupą i się drzeć.
Chyba trzeba się zapoznać z gromadkąpowiedziałem po cichu
Jolo gdzies zniknął. mam nadzieję, ze nie knuje spisku. Podchodzę do Alkaran, lecz jest ona zajęta rozmową z Breganem. Nagle widze biegnącego Jolo-usuwam się w cień i słyszę rozmowę o jakiejś aurze.
Psia mać. I my mamy z czmś takim walczyć?? To ja lepiej sie prześpię, bo jutro pewnie też nas wymeczą.
Czemu nas tak dziwnie podzielili- w grupie Bregana sa sami ludzie, a tutaj... dziwne. Może to zrządzenie losu.
Leeeeepiej juz zasnę.
Nadhia [ Konsul ]
Trzeba wypoczac przed jutrzejszym dniem.. Na szczescie nie potrzebuje zbyt dlugiego wypoczynku, by zregenerowac sily.. Kap, kap krople deszczu rozbijaja sie z pluskiem o ciemna ziemie.. Hadrian chwali ciasto, jak milo.. - Bardzo mi milo Hadr.. [/] Zamknelam oczy.. Mhmmm.. Luk? Gdzie jest luk? Nie.. nie musze otwierac oczu.. Sprawdzilam reka.. Jest, strzaly tez, sztylet.. Wszystko jest, mozna odpoczac.. - Dobranoc - szepnelam tylko i juz bylam w innym swiecie.. W przytulnym pokoju, ogien rozpalonu w kominku.. wreszcie cieplo i sucho..
Ingham [ Konsul ]
Miód powoli kończył się w glinianej butelce, postanowiłem sprawdzić, więc i uporządkować trochę sprzęt w plecaku. Ułożyłem wszystko od nowa, pilnując by w jedną z bluz zawinięte pozostały jeszcze dwa gliniane skarby, obok nich leżała jeszcze jedna mała butelczyna. Wino z Karczmy, zdecydowanie lepsze niż podrzędnej jakości woda.
Po sprawdzeniu i ułożeniu wszystkiego w plecaku, powoli rozłożyłem swój ekwipunek ściągnąłem zbroję i założyłem suchą bluzę, na to skórzana zbroja i wełniane poncho z kapturem, a na to jeszcze płaszcz lekki, ale nie przepuszczający deszczu.
Broń jak przypuszczałem była średniej klasy. Miecz nie ostrzony już z kilka dobrych lat. Postanowiłem to nadrobić, powoli popijając wino i rozmawiając ostrzyłem swój oręż.
- Nazywam się Ingham. Pochodziłem z Nithilgorskich Lasów tak jak ten miód. Do czasu... Eldrith skoro takich ciepłych słów doczekał się z twoich ust ten miód ciekaw jestem, co powiesz Ty i reszta kompaniji na to wspaniałe wino wprost z Karczmy „Pod zbitym Łosiem” w mieście Huylion we Wschodniej Marchii.
Podając wino uśmiechnąłem się szyderczo wiedząc jak ludzie zwykli reagować na wino w tej Karczmie i jaki smak miało.
- Uważajcie tylko na specyficzny bukiet tego trunku i starajcie się nie uronić ani kropli.
Siarczany posmak powoli znikał z moich ust. Przegryzłem kawałek sera.
Kiedy miecz wydawał się na tyle ostry żeby wytrzymać jedną walkę- jak przeczuwałem czeka nas zanim dojdziemy do muru rozpocząłem sprawdzać łuk. Strzały takie sobie- dwie od razu wrzuciłem do ogniska, spośród reszty wybrałem trzy najlepsze i włożyłem w osobną przegródkę w kołczanie. Łuk standardowy, naciąg za słaby i dawno nie używany. Jednym szybkim ruchem ręki wyciągnąłem sztylet i przeciąłem cięciwę. Potem zdjąłem ja całkowicie z łuku. Miałem wszak swoją własną, której teraz użyłem. Potem schowałem sztylet. Deszcz ciągle kropił tak, więc mokre rzeczy zwinąłem w tobołek i przytwierdziłem do plecaka.
Moja drużyna właśnie rozpoczynała strzeleckie zawody do cieni, i szło jej o dziwo rewelacyjnie.
- Dziesiętniku, kto stanie na pierwszej warcie? Jeżeli nie ma chętnych to mogę ja, jeśli oczywiście jesteście gotowi zaufać elfowi.
Czekając na odpowiedź dziesiętnika rozpuściłem włosy, czarna chusta powędrowała za pas.
[Jeżeli dostałem wartę pierwszy to pełnię ją i budzę kolejnego, jeżeli mam być którymś z kolei to siadam pod drzewem, tak żeby mieć osłonięte plecy, miecz wysuwam z pochwy kładąc koło siebie. Łuk leży na kolanach z jedną strzałą. Odpoczywam, oddając się medytacji.]
paściak [ z domu Do'Urden ]
*podchodze do Khergotha stojacego na warcie* -Przy tej Twojej ekhm... piosence szczerze watpie czy udalo by mi sie zasnac a do tego glowa mnie nieco boli, pewnie od tego wiatru wiec pomyslalem ze moglbym Cie zastapic na strazy albo chociaz powartowac razem z Toba. Podobno w kupie zawsze razniej jest...
*odgarniam mokre wlosy z twarzy i czekam na reakcje krasnoluda*
Widze ze sporo osob pozasypialo. Jak pomysle o nastepnej dawce marszu to wiem ze glupio robie tez nie kladzac sie spac, ale wartuj cala noc moze wreszcie zostane zauwazony przez druzyne...
-Zeby tylko ten cholerny wiatr przestal tak nawalac! *powiedzialem do siebie ale calkiem glosno*
Darvin [ Pretorianin ]
*Jestem zbyt zmeczony żeby jakoś zareagować na słowa Hadriana i ze zrezygnowaniem wciskam się w jakieś wolne miejsce w "namiocie" i przykrywając sie płaszczem zjadam kilka kęsów z żelaznych racji i staram się zasnąć ignorując zamieszanie wokół*
Co ja tu robie? Co ja tu robie...? Muszę zasnąć jeśli jutro będziemy tak maszerować jak dzisiaj to chyba padnę. Spać...spać...spa...s........
*Zasypiam nie zważając na nic*
Dibbler [ Gardło Sobie Podrzynam ]
To nie była dobra noc.
W oddali słychać było wycie wilków, ale żaden z nich nie odważył się podejść. Choć czasem zdawało wam się ze są bardzo blisko... za blisko. Nikt z was nie spał spokojnie. Mimo zmęczenia sen nie przychodził. A jeśli zdarzyło się komuś zasnąć to była to krótka nerwowa drzemka...
O świcie Stark zarządził pobudkę, jednak nikt nie był wypoczęty...
Ruszyliście w ostatni etap waszej podróży...
Po tak forsownym marszu odpoczynek sprawił że rano bolały was mięśnie o których istnieniu nie mieliście zielonego pojęcia...
Zmarznięci i na sztywnych nogach szykowaliście się do wymarszu. Jesteście pewni że te plecaki wojskowe były wczoraj lżejsze. Ale cóż począć nikt nie mówił że będą was wozić karetami. Trzeba iść... krok za krokiem. Dalej do przodu...
Kilka osób chwieje się na nogach. Nie wiecie nawet kiedy śnieg zastąpił deszcz. Najpierw parę płatków... a teraz ledwo dostrzegacie osobę idącą przed wami... Kilka osób się chwieje niebezpiecznie. Ale nikt się nie przewraca... był by wstyd, nie można się przewrócić trzeba iść..
Nie wierzycie w cuda... a jednak... udało się... Przez śnieżyce dostrzegacie mury Stonewolf... dotarliście udało się wam....
Dibbler [ Gardło Sobie Podrzynam ]
Wasze przybycie buło z pewnością wyczekiwane, bowiem obecni w stanicy żołnierze stali gotowi do wymarszu. Było ich tylko siedmiu... pod dowództwem dziesiętnika. W całej warowni było tylko ośmiu żołnierzy... Wydaje wam się nie możliwym by takiej placówki miała bronić taka garstka ludzi. Po chwili zdajecie sobie sprawę że z pewnością było ich więcej... ile bezimiennych grobów zostało na północy?
Dawno nie widzieliście tak szczęśliwych twarzy. Opuszczali to miejsce... zostają przeniesieni. Nie wiedzą jeszcze gdzie, ale przecież każde miejsce będzie lepsze niż ta zapomniana placówka na końcu świata. Koniec z śniegiem i deszczem, z długimi patrolami i niechętnymi wojsku wieśniakami, wreszcie odpoczną od zagrożenia czyhającego na północy...
Dziesiętnik podchodzi do Starka i zamienia z nim parę słów. Niestety lodowaty wiatr zagłuszał ich słowa i nic nie udało się wam usłyszeć. Po krótkiej wymianie zdań dziesiętnik skinął na swoich ludzi.
Przechodząc obok was uśmiechy na ich twarzach zastąpił smutek... było im żal. Wiedzieli, że północ nie wybacza błędów. Oni to wiedzieli i wiedzieli że wielu z was nie wróci stąd do domu...
Dibbler [ Gardło Sobie Podrzynam ]
Gdy ten niewielki oddział wymaszerował Stark stanął przed wami.
- A więc dotarliśmy na miejsce. Zajmijcie kwatery i oporządźcie się. Dziesiętnicy niech wyznaczą warty na noc. Zmiany po jednym z każdej dziesiątki czyli chce widzieć przez cały czas na murach dwóch wartowników... Jutro z rana wyślemy pierwszy patrol. Alkaran wyznacz czterech ze swojej dziesiątki.
Wywód Setnika został przerwany przez metaliczny łoskot. Obróciliście się w stronę hałasu. Mally leżał na ziemi... forsowny marsz w dwóch zbrojach na sobie może wykończyć każdego.
„Boże w Niebiosach... nie przetrwam tu z nimi tygodnia” – pomyślał Stark.
- Alkaran widzę że masz pierwszego ochotnika na patrol. Podnieście go... niech nie leży na naszym pięknym placu. A drugi idzie pyskaty...- wskazał na DURWIG’a.- A i jeszcze jedno. Ty żołnierzu masz dziś nocną warte. Będziesz miał czas by pomyśleć na temat podważania rozkazów. Następnym razem nie będę tak pobłażliwy.
Setnik zmierzył was wzrokiem...
- To wszystko, zająć się doprowadzeniem tego miejsca do użyteczności.
Odwrócił się i ruszył w kierunku jednego z budynków. Po kilku krokach zatrzymał się i odwrócił.
- Zapomniał bym o jeszcze jednym... Zna się ktoś z was na gotowaniu? Potrzebujemy kucharza...
Poczym odszedł do swojej nowej kwatery.
Dibbler [ Gardło Sobie Podrzynam ]
Warownia nie jest duża.
Błotnisty plac, stajnia i pięć budynków mieszkalnych całość otoczona kamiennym murem. Jednak to ma być wasz dom na najbliższe tygodnie. Trzeba będzie się tu urządzić.
Budynki są podzielone: jeden, najmniejszy, wybrał dla siebie Setnik Stark dwa z nich to kwatery dala żołnierzy, eden kuchnia i jadalnia, ostatni to sala odpraw, magazyn i pomieszczenie dla wszystkich.
Poprzednicy zostawili wam pięć koni w stajni.
Przedmioty użytkowe są w magazynie ( Wykażcie się rozsądkiem i nie przeginajcie z tym co tam możecie znaleźć). Znajduje się tam też zapas żywności na jakiś tydzień dla wszystkich.
Nie stać mi tak na placu. Do roboty. Z północy w każdej chwili może cos przyleźć a wy będziecie dalej się taplać w tym śniegu na placu!!! Wystawić warty, zająć kwatery ugotować posiłek... Wyznaczyć ludzi na patrol... a może są jacyś ochotnicy???
Dziś również możecie napisać dwa posty.
Bawcie się dobrze...
J0lo [ Legendarny Culé ]
*podnoszi rękę i wstaje*
- Jak nikt nie ma nic przeciwko mogę być kucharzyną tutaj. Sądzę, że dogodzę wszystkim w smaku. Dziś postaram się coś wykrzesać z tych nędznych murów. Widze jakąś krowe.... hmmm... może nic wykwintnego ale jak znajdą się jakieś dobre zioła to będzie pyszna... aha i czy chcecie ostrą, bardzo ostrą, jeszcze ostrzejszą czy piekło na ziemii???
Chyba im troche zaimponowałem... szybko sie pozbierałem po wczorajszym... nie co dzień się w końcu takie coś odczuwa... cholera a przecież Sivarius musiał to też poczuć! Też jest magiem...
No to może coś poza grajkowaniem będę mógł uprawiać tutaj. Mam nadzieję, że będę mógł wieczorkiem pooglądać okolicę... cholera nie daje mi to spokoju....
- Póki co mam jeszce ostatnią buteleczkę winka własnego wyrobu. mam nadzieję, że znajdę tutaj jakieś przyrządy odpowiednie do pędzienia bimbru czy robienia wina...
Hmmm z tym może być ciężko...
*przechodzi się po kuchni*
Oooo... chyba jednak coś wydestylujemy... wszystko co potrzeba. Jednak byli tutaj porządni ludzie.
Koni jest pięć. I tak na koniach nie jeżdżę wieć mi to obojętne. Troche mała przestrzeń i mało zieleni ale przeżyję. Będę musiał się przejśc po polach poszukać jakichś ziół dla siebie a może i coś dla Narien się znajdzie... Alkaran dyryguje nami jak trzeba muszę przyznać. Piękna kobieta... rysy elfickie... przypomina mi... ehhh matkę. Ten typ kobiety która jest piękna a zarazem zabójcza. Pewnie dlatego mi tak imponuje. Elfy w naszej kompanii są w porządku jednak mam nadzieję, że nigdy nie dowiedzą się tego co się stało w przeszłości. Koniec wspominania tych lat głupoty. Poznałem świat. Tego chciałem... choć teraz pewnych rzeczy żałuję...
Mam nadzieję, że spędzę tutaj miłą noc. Zdecydowanie nie cierpię spać w namiotach na ziemi. Choć w sumie jak można ją nazwać miłą jeśli za murai czyha coś czego nawet Inkwizycja nie podbiła...
alkaran [ Centurion ]
Nareszcie jesteśmy...zimno i wiatr zrobiły swoje...nie można powiedzieć, że jestem u szczytu formy...Ale chyba nie jest ze mną tak źle jeden z mojej drużyny już padł...niedoświadczenie zrobiło swoje. Przynajmniej będzie miał nauczkę...Trzeba będzie się gdzieś rozpakować...zajmuję jakieś pomieszczenie z Narien...w końcu kobiety potrzebują trochę więcej prywatności...
Od razu wyznaczam dwóch awanturników do warty...
-Durwig...gburze jeden...odpoczniesz sobie na murach, w nocy zmieni cię Torq...Taki krasnolud jak ty chyba nie potrzebuje tyle odpoczynku co reszta tych chuderlaków, prawda? powiedziałam z nieukrywaną kpiną...
Idę do magazynu...hmm..co my tu mamy...łuk nie lepszy od tego na moich plecach...o! ten podrzędny sejmitar mi się sprzyda, tępy jak młot. Zaraz spytam Khergotha czy jeszcze raz użyczy mi swoich usług w ostrzeniu broni...
Zabieram jeszcze kilka strzał i ruszam do budynku...sprzyda mi się drzemka...
Po drodze mijam stajnie...konie...zawsze je uwielbiałam...Hmm jeśli tylko setnik się zgodzi jutrzejszy patrol je wykorzysta...
Kładę się na drewnianym, prowizorycznym łóżku...zanim zasnę muszę jeszcze raz przemyśleć przygodę jaka spotkała Jola i zastanowić się nad uczestnikami jutrzejszego patrolu...wyciągam moją ukochaną fajeczkę i delektuję się smakiem ziela...
Thun [ Konsul ]
- Nie wiem jak wy, ale ja taką pogodę lubię dużo bardziej niż deszcz...
- Kwestię wart i partoli proponuję ustalić w bardziej suchym miejscu niż to... najlepiej przy jakimś ciepłym napoju...
[ I nie czekając na jakiekolwiek odpowiedzi ruszam w kierunku kwater w których mamy sypiać, zaglądam do obu mając nadzieję że jedna będzie w lepszym stanie niz druga, nietety... ]
Czego ja właściwie oczekuję? przecież to nie jest zajazd 5-cio gwiazdkowy... no tak... kilka zbitych desek imitujących łóżka, ale lepsze to niż spanie na ziemi. Łóżka ustawione w dwóch rzędach, po 6 przy obu przeciwległych ścianach, jakiś niewielki stolik na środku z dwoma ławami, do tego kominek znajdujący się na środku ściany w głębi pomieszczenia - przynajmniej nie zamarźniemy w nocy, całość uzupełnia kilka sznurków biegnących od bocznych ścian pomieszczenia do ścianek kominka służących najwyraźniej do wieszania mokrych ubrań... jednym słowem pełen serwis...
- Hej drużyna, co wy na to by zająć to pomieszczenie?. Nie jest to zajazd pięciogwiazdkowy, ale chyba nikt z tu obecnych tego nie oczekiwał prawda?
[ Wchodzę do środka, kładę ekwipunek obok drugiego łóżka licząc od strony kominka znajdującego się przy lewej ścianie od drzwi wejściowych, po czym rozpalam w kominku aby ogrzać pomieszczenie... ]
Dzięki bogu że nasi poprzednicy zostawili otwarte drzwi, dzięki temu wszystkie ich smrody zostały wywiane, no i należą się też im podziękowania za pozostawienie chociaż kawałka drewna na opał obok... przynajmniej mogę od razu rozpalić ogień a nie latać znosząć drewno... No ale posprzątać po sobie to mogli trochę lepiej...
[ Gdy drewno w kominku zajęło się już wystarczająco mocno ogniem, przynoszę więcej drewna na opał by nie było trzeba się fatygować po nie w środku nocy, mokry płaszcz wieszam na jednym ze sznurków by wysechł, obok kominka stawiam też mokre buty, i zabieram się za zamiatanie pomieszczenia... ]
- Przecież nie będziemy spać w chlewie prawda? kto wie ile tutaj zabawimy... może dzień, może tydzień, a może pół roku - samo się nie posprząta... Może niech ktoś skoczy po wodę do zagotowania i zrobi ciepłą herbatkę czy coś podobnego na rozgrzanie...
Darvin [ Pretorianin ]
VIS
Nareszczie.................Muszę się położyć...nogi mi się trzęsą ze zmęczenia. Dobrze, że mają już ochotników na wartę i na jutrzejszy patrol. Może uda mi się odpocząć na tyle żeby doprowadzić się do stanu używalności...hmm...z drugiej strony lepiwej nie pokazywać, że czuję się lepiej bo jeszcze komuś wpadnie do głowy żeby mnie zgłosić na ochotnika do jakiegoś niewdzięcznego zadania.
*Idę do magazynu w poszukiwaniu jakiejś lekkiej kuszy i bełtów, a po ich znalezieniu chowam je pod płaszczem i kieruje się do budynku sypialnego i rozkładam się jak długi na pierwszym wolnym wyrze*
Żeby tylko udało się przespać zanim ta zgraja zacznie znowu pić, spiewać....a może jeszcze im się na tańce weźmie pisia ich mać. Czy oni uważają, że to jest zabawne. Przecież w każdej chwili wszyscy możemy zginąć, a pamiętając wczorajsze zamieszanie coś nieprzyjemnego już się czai za rogiem...Pamiętać: zasada pierwsza nie wychylać się. I zapomnieć o tej....Narien bo przy niej już robi się gęsto od napalonych samców....ehhhh...a nie chce żeby któryś w napadzie namiętności wyłądował się na mnie. A i jeszcze jedno uważać na Hadriana...jak ja nie lubie jak ktoś mnie klepie po ramieniu z zaskoczenia.
*Zasypiam wykończony do granic możliwości*
Khe [ terrorysta lodówkowy ]
Khergoth
nosz chyba oszaleje ze szczescia, nikt nic odemnie nie chce
[wchodze za Jolem do kuchni]
- i jak, daloby sie zrobic jakies grzane winko w tych warunkach? fajfusy mi z leksza zmarzly to trza by sie ogrzac a i milej by sie zasypialo. Jakby co to ide se zajac jakas prycze
[wchodze do domku i zajmuje prycze polozona najdalej od drzwi, potem wychodze na zwiedzanie, po drodze na mur spotykam Alkaran]
- naostrzyc? ... to cos? aaaaa-no w koncu dzis uczepila sie kogos innego-aaa co mi tam do kaduka, chwila sie znajdzie, o bron w koncu trzeba dbac
[wchodze na mur i rozgladam sie]
osz gowno trola, ci to beda mieli fajowa noc na tych murach, przy tej sniezycy to rownie dobrze mogliby pelnic warte w kuchni
[ide do kuchni i na miejscu zabieram sie za ostrzenie sejmitara]
-jak tam Jolo, cos sie tak zamyslil? jakies sprosne mysli, he? Moze lepiej powiedz czy znalazles jakies zielsko do grzanca. Swoja droga strasznie szukali kucharza, a te baby to od czego niby mamy?
[zastanawiam sie chwile z dziwnym wyrazem twarzy]
- jeszcze tylko kubek grzanca i pierdykne sie na prycze bo jeszcze sie rozmysla i postawia mnie na tych zafajdanych murach
-... a Ty se to dobrze obmysliles, kucharza to moze nie posla na patrol i nie odmrozisz se dupska
Gambit [ le Diable Blanc ]
Przeszedłem się do kwater i zwaliłem na łóżko ekwipunek. Potem skierowałem się do Bregana.
- Dziesiętniku, zgłaszam się na ochotnika na patrol. Tylko wcześniej chciałbym coś zjeść. Nie chcę się szwendać po lesie z pustym żołądkiem, no i jeżeli będzie na to czas, to chwilę bym odpoczął.Pozwoli pan, że chwilowo się oddalę, przygotować broń i zbroję.
Zostawiłem go lekko osłupiałego tym faktem, że znalazł się ochotnik na patrol i ruszyłem na poszukiwanie czegoś lepszego niż dostaliśmy u kwatermistrza. Po kilkunastu minutach wróciłem do kwatery z lekko podniszczoną kolczugą, którą ktoś zostawił, albo po prostu przeoczył.
Usiadłem na "łóżku" i zacząłem ją czyścić, Później doprowadziłem do stanu używalności miecz i łuk. Potem zjadłem co nie co i położyłem wygodnie na wyrze. Jak Bregan będzie wołał, to usłyszę.
Przymknąłem oczy...
Ingham [ Konsul ]
-Dziesiętniku jeżeli pozwolisz to ja także w kuchni pomóc mogę.
Powolnym krokiem wchodzę do kuchennego przybytku.
- Jolo może razem zadbamy o ten bałagan? Chociaż nie wiem czy nasi przewrażliwieni kompani zgodzą się na 2 kucharzy elfów.
O trochę pusto w tej spiżarni, trzeba by wybrać się po jakieś dary od ludzi z okolicznych wsi. Wygląda na to że z tą spiżarnią zapchaną jedzeniem na 7 dni ktoś przesadził.
Powoli sprzątam w kuchni, wygrzebując te garnki, które nadają się do czegoś.
- Jolo może ktoś ruszy jeszcze dziś na małe polowanie? Ja pójdę sprawdzić u setnika czy mamy fundusze na zakup żarcia od tubylców, czy trza będzie większą grupą pojechać .
Wychodzę, po drodze ruszam do budynku z bronią. Wybieram miecz o niebo lepszy od tego którym władam teraz, znajduję dobre strzały, biorę kołczan. Szukam wzrokiem i mam mała ręczna kusza i bełty.
Po co tu leży tyle pochodni?
Wychodzę w drzwiach mijając Visa. Ruszam na kwatery. Znaajduję nie najgorsze łóżko, z dala od okna, trochę w oddaleniu od drzwi. Wychodzę poszukać Starka.
Nieżas, wygląda na to że utknąłem tu na dobre. Trzeba spytać się co z kasą, i czy można pojechać odwiedzić wiesniaków. o Setnik.
- Panie jak wygląda zdobywanie pożywienia, czy można liczyć na okoliczną ludność. Znaczy się zabieramy czy płacimy?
MaLLy(R) [ Ghoul's Shadow ]
No to się popisałem ….
Przedzieranie się przez śnieżycę w zbroi płytowej nie było najlepszym pomysłem…
Zmęczyłem się jak cholera i do tego na koniec jak do tarliśmy do Stonewolf, zwaliło mnie z nóg. Jak ja teraz wyglądam? Ośmieszyłem się w oczach kompanii. Hehhh…
Stark przez moją „wywrotkę” zgłosił mnie na „ochotnika na jutrzejszy patrol, może i dobrze, nie będę musiał się nikomu tłumaczyć z tego incydentu…
Powlokłem się do kwatery, tam zdjąłem płytówkę, wylewając jednocześnie tony wody z butów (ale nadal zostałem w skórzanej, nigdy nic nie wiadomo), od razu lepiej, kilkadziesiąt kilo mniej… zająłem prycze w miarę blisko kominka, ale wystarczająco daleko by rano nie dostać szoku termicznego, a zarazem by mnie nie zawiało. Krótko mówiąc w sam raz…
Następnie wybrałem się do kuchni gdzie spotykam Jola:
-postanowiłeś teraz być kucharzem??? Masz rozliczne talenty…
był tam też Khergoth, wspominał coś o grzanej nalewce…
Świetny pomysł dałem Jolowi kilka zebranych przezemnie ziółek do nalewki, poczym skosztowałem napoju, ach tego mi było trzeba, odrazu mi lepiej. Przy okazji spożyłem pożywny posiłek.
Poszedłem zwiedzić resztę warowni… w stajni było pięć chabet, ciekawe czy jeszcze pamiętam jak się jeździ konno.
Mieli też warsztat kowalski, to na pewno się przyda…
W magazynie nie znalazłem zbyt wielu interesujących rzeczy, simitary niestety gorsze od spreparowanego przezemnie miecza (zostawię ja dla innych, jak ktoś poprosi to ulepszę), luk okazał się lepszy od tego, w który nas wyposażono. I w końcu jakieś sensowne strzały, (ale i tak będę je musiał naostrzyć, ale chociaż są wyważone), i ku mojemu zdziwieniu pełny hełm, co prawda lekko pokryty patyną rdzy, ale nić, co nie da się wypolerować. Były też tarcze, ale nie potrzebuję dodatkowego obciążenia dodatkowo krepującego ruchy (zwłaszcza, że ta wbudowana w moją zbroję jest wystarczająca), dlatego też wybieram jedną z solidniejszych i niosę ją do kwatery. (Może ja ulepszę, ale na razie zabieram ją na wszelki wypadek).
Gdy już w pełni odzyskałem siły idę do Alkaran i zgłaszam się na pierwszą wartę (wole stać pierwszy by potem być wypoczętym na partol, zakładam powrotem zbroję, dziwo hełm pasuje idealni do kołnierza mojej zbroi (a już obawiałem się, że będę musiał użyć młotka)
Zdejmuję na razie hełm w końcu musze coś widzieć na warcie, a po drugie musze go wypolerować i zakonserwować…
Ciekawi mnie fakt, że za każdym razem ona daje broń do naostrzenia Khergoth’owi, najwidoczniej nikt nie zwrócił uwagi na moje umiejętności (dzięki tatko), ale może to i dobrze, nie ma za dużo roboty…
Vinny [ Konsul ]
Valacar
Dalsza podróż nie była bardzo męcząca. Wolę maszerować w śniegu niż w deszczu. Ale niektórym śnieżyca dawała się we znaki.
I wreszcie naszym oczom ukazała się warownia. Nie był to widok imponujący: stare, zniszczone mury wyglądały jakby nie były w użyciu od lat. Ale spodziewałem się, że będzie dużo gorzej.
Po wysłuchaniu słów Setnika udałem się do magazynu. Ku mojemu zaskoczeniu znalazłem tam całkiem niezły miecz dwuręczny. Trochę tępy wprawdzie, ale po zaostrzeniu będzie dobry. Wziąłem także pięć strzał do mojego łuku i mały sztylet. Następnie udałem się naostrzyć miecz.
Chodząć po warownii trafiłem do kwater. W jednej z nich byli już członkowie mojej drużyny. Wybrałem sobie łóżko, które stało przy wejściu. Położyłem na nim cały mój ekwipunek.
Słysząc słowa Eldritha Dziesiętniku, zgłaszam się na ochotnika na patrol niewiele myśląc powiedziałem:
-Ja też się zgłaszam. Niech inni odpoczną
Bregan a.k.a. Czapajew [ Senator ]
Miejmy nadzięje, ze najgorszę za nami, ale znając zycie, moge powiedziec, ze jest to tylko moje pobozne zyczenie...Przeszedłem do swojej kwatery, odłożyłem ekwipunek pod ścianę hmm...bede musiał wysuszyc swoją skórzaną zbroję i buty...dobrze, to pozniej...teraz muszę zorganizowac patrol. Mam nadzieję, ze Jolo jest dobrym kucharzem i przyrządzi cos smacznego...Ciekawą propozycję złożył Eldirth, no cóż, jesli tak garnie się do roboty, proszę bardzo, muszę z nim to przedyskutować, udaję się do kwatery Eldirtha...
- Witaj, Eldirth, muszę przyznać, ze zadziwia mnie twoja odwaga, jesli tak chętnie pojdziesz na patrol, to nie mam nick przeciwko, słabsi beda mogli odpocząc. Przydzielę ci jeszcze trzech kompanów, ale najpierw wysuszcie swoje buty, najedzcie się do syta i wybierzcie odpowiedni ekwipunek z magazynu, zdaję sie, ze mają tam calkiem przyzwoity oręz...Zabierz się za wczasu do roboty, nigdy nie wiadomo, kiedy i skąd nadejdzie niebezpieczenstwo, za godzinę masz być gotowy...Ach...byłbym zapomniał, mów mi Bregan...
Udaję się do swojej komapnii...
- Witajcie, Verdil, Hadrian i Sivarius, wyznaczam was na warte, udajcię się do Eldirtha, dostał ode mnie wskazówki, powiem tylko tyle, ze za godzinę macie byc gotowi. W nocy zmienię was razem z pozostałymi kompanami, a wy udacie się wtedy na spoczynek.
Dobrze, sprawy warty mamy już za sobą, ktoś tutaj potrafi gotowac? Ty? Ingham, tak? Dobrze, możesz udać się do Jola, dogadajcie się jakos i przyrządcie cos pysznego, chyba wszystkim nam się nalezy po tej morderczej podrózy.
Udaję sie do swojej kwatery, po czym rzucam się na łoże i zasypiam.
blood_x [ Skinhead oi! ]
Jeriel
-No nareszcie jest ta slynna warownia, [rozladam sie dookola], o sa i konie...
Kazdy poszedl w swoja strone ja udalem sie do stajni zobaczyc jak w jakim stanie sa konie. Wchodzac do stajni zobaczylem Alkaran, ukonilem sie jej nisko, zauwazylem ze popatrzyla sie na mnie smutnym i wyczerpanym wzrokiem.
-Sa i moje koniki [klasnalem w rece] jeden masci brazowej jeden czarny a dwa inne mieszane, no piekne z was koniki.
Wyszedlem ze stajni udalem sie do pokoju w ktorym zatrzymala sie moja kompania, spostrzeglem Thun'a.
-O witaj Thun [podalem mu reke], musze przyznac ze wasz dziesietnik jak mu tam bergaaan... a fakt Bregan [usmiecham sie szeroko] jest calkiem wporzadku umie zapanowac nad cala banda, mam nadzieje ze nasza dziesietniczka pokaze na co ja stac, czuje ze nie raz uratuje nam ona dupy [puszczam oko do Thun'a].
Zajalem obojetnie ktore lozko postawilem tam swoj plecak i miecz, poszedlem do kuchni. Wchodzac do kuchni minalem wychodzacego Mally'ego, spostrzeglem jednak Khergoth'a i Jola.
- Witam witam panow ooo cos sie tu pichci, slyszalem ze elfie jedzenie jest tak samo dobre jak u mojej mamy [parsknalem smiechem].
Podeszlem do Khergoth'a
- Khergoth jestes krasnoludem znasz sie zapewne na kowalstwie, mam pytanie czy na moim mieczu dwurecznym mozna wykuc Stara Krasnoludzka Rune, ktora brzmi Na Pochybel Skurwysynom [konczac zdanie parsknelismy smiechem az zadudnilo w szybach], jesli sie zgodzisz to zawolaj mnie i pojdziemy do kuzni, znajdziesz mnie w sypialni.
Wychodzac z kuchni zegnam sie z Jolem i Khergothem i udaje sie do prowizorycznej sypialni na spoczynek.
War [ dance of death ]
No, dotarliśmy...
Ehh ten Mally to albo jakiś komik albo coś ukrywa. Czego on tak się boi, że musi chodzić w dwóch zbrojach?
Robi się ciekawie.
Co ten Bregan mówi? Podchodze do niego
- Ja nie jestem w Twojej kompanii.
- Ale na pierwszy patrol się zgłaszam.
Trzeba poznać okolicę...
Idąc w stronę kwater, zwracam się do krasnoluda.
- Dzięki Torqu, za to wino.
paściak [ z domu Do'Urden ]
Noo nareszcie. Nowy dzien, nowa lepsza pogoda, jestesmy na miejscu i mamy juz wyznaczonego kucharza ktory zaszyl sie juz w kuchni. Mhhm ladnie! Teraz zaczekam na kolacje a potem bede sie cieszyl snem w lozku. Albo nie - najpierw zgosze sie jeszcze do Alkaran na jutrzejszy patrol mojej druzyny. Mam szczera nadzieje ze nie bedzie miala nic przeciwko.
*ide przez plac rozgladajac sie*
-Pozdrawiam Cie pani. Chcialem zglosic sie na ochotnika na patrol. Wiem ze ma isc 4-rka a narazie zostaly wyznaczone tylko dwie osoby. Tak wiec zglaszam swoja kandydature zeby wyruszyc razem z nimi... *patrze w jej ladne oczy*
Pojde przejrzec to co nam pozostawiono w magazynie...
Nono ale cacko tutaj znalazlem. Widac ze ta tarcza nie jest taka jak tyciace innych. Wydaje mi sie wyjatkowa - blyszczaca, z godlem imprerium, dosyc spora i podluzna.Do tego ma 4 niezaduze szpikulce na srodku, szkoda tylko ze pokryly sie rdza i troche stepialy... Ale nic, i tak sie dziwie ze nikt przedemna jej nie zagarnol! Tylko troche trzeba by ja oczyscic z tej rdzy i naostrzyc te szpikulce. Moze poprosze o to Mallyego - w koncu slyszalem jak pomkrukiwam sobie ze nikt nie korzysta z umiejetnosci platnerskich ktorych nauczyl go ojciec a roboty na razie wiele niema...
-Witaj towarzyszu! *akurat zdejmowal helm z niewyrazna mina* Widze ze ciezko Ci odkrywac sie z zbroi... Wierze ze chodze w niej na dlugie marsze moze wykanczac. Slyszalem jak mowiles cos ze ojciec nauczyl Cie nieco platnerstwa. Moze zechcialbys pomoc mi i zajac sie ta oto tarczy ktora wlasnie sobie znalazlem w magazynie? Calkiem niezla, prawda?
Dobrze, to ja ide rozejrzec sie za jakims lozem i kominkiem...
alkaran [ Centurion ]
Hmm...no całkiem, całkiem ten sejmitar się prezentuje, krasnolud przynajmniej na stali się zna...Odkładam oręż i uderzam fajką o krawędź łóżka, by resztka popiołu wypadła...
Niechętnie wstaję czując ból w przęmęczonym ciele i idę porozmawiać z Jerielem zauważyłam go w stajni...hmm podczas patrolu powinien zwrócić uwagę na konie, w końcu mamy ich tylko 5, a nie wiadomo ile tu zostaniemy...
-Jutro z samego rana razem z Mallym (dopilnuj aby chłopak porządnie odpoczął), Rolandem i Durwigiem wyruszasz zwiedzić okolicę. Ty będziesz dowodził. Aha, zabierzecie konie...
Gdyby ten krasnolud nie potrafił jeździć konno ( z nimi nigdy nic nie wiadomo)..hehe..powiedz mu, ze ... zawsze jest ten pierwszy raz...
Aha, chyba nie muszę ci mówić że macie być ostrożni, starajcie się nie rzucać w oczy i zwracać uwagę nawet na najmniej podejrzane rzeczy. Jeśli się uda możecie dyskretnie wypytać jakiegoś miejscowego wieśniaka czy nie zauważył czegoś ciekawego...Po waszym powrocie liczę na szczegółowy raport...
Uśmiecham się delikatnie do Jeriela i odchodzę...po drodze odwiedzam kuchnię by coś przekąsić...heh..ciekawe jak Jolo będzie wyglądał w kucharskiej czapce...
Teraz najwyższa pora na długo oczekiwaną drzemkę...
reksio [ Szerzmierz Natchniony ]
Nie będzie tak pobłaźliwy. Nu jo też nie, w stosunku tej miernoty co siem babom zwie... Prawdziwa baba to krasnoludka, a nie tokie chuchro. Brode winna mieć i wożyć tok ze 140 kilo. Moja babka to było babsko! Siedzioła w latrynie roz całe dwa dni! A potem, co to wszystko wyleciało, wracała zadowolona, robiła kolejny obiad i znów do latryny... Ach, pinkna to była baba!
Rozmarzyłem się trochę, a rozkazy czekają. Jestem tu, bo muszę spełnić mój plan, a żeby to zrobić, muszem tańczyć tok, jok mi zagrajom - do czasu.
- Tia, Start - splunąłem. - nie gorączkuj siem, bo parą z uszów naszom pinknom paniom popażysz.
Odwróciłem się i ruszyłem do magazynu.
Znalazłem hełb z wystającymi rogami. Jeden był ułamany, drugi stępiony, ale wciąż przypominał typowy barbażyński hełm. Uwielbiom tokie hełmy! Wziąłem więc i założyłem. Wyszukałem też jakiegoś grubego, zimowego płaszcza, bo choć ja krasnolud, to wolem ciepło w rzyci mieć niźli czarodziejską zawieruchę.
Jakżem wracam, to wstąpiłem do kuchni, zabierając jakiś kawałek suchara i popijając stojącym alkoholowym napojem. Wreszcie raźno ruszyłem na mury, zabierając ze sobą topór i całą zbroję, łącznie z derką i płaszczem. Mijając Alkaran uśmiechnąłem się sprośnie, chamsko wlepiając wzrok w jej krocze.
Dotarłem na mury. Hmm, widok zaiste imponujący, a wicher wieje jeszcze cholerniej.
Usiadłem na blance, przedtem opatulając się płaszczem, oraz kładąc na zimnym kamieniu derkę. Leżąc tak i spoglądając na puste, pogrążone w pozornej ciszy tereny, ziewnął i przymknąłem oczy.
Nie spałem. Jak obowiązek, to obowiązek. Po chwili otworzyłem oczy i wplepiłem wzrok w drzewa, krzewy, w niebo...
- Jak ma mnie coś dopaść - powiedziałem do siebie. - to tylko sraczka.
^Piotrek^ [ Toilet Tantalizer ]
Malakai po kolejnej przemowie setnika ruszyl do zamku, obszedł dziedziniec rozglądając się uważnie - sprawiał wrażenie jakby widział toczącą się tu bitwę, co chwilę odwracał głowę zupełnie jakby widział pojedynkujących się ludzi. W końcu obszedł całe wnętrze, wszedł do pokoju sypialnego i rzucił swoje tobołki na pierwsze z brzegu wolne łóżko. Zostawił łuk, pas ze sztyletami, płaszcz i torbę, pełną jak widać - czym to wiedział chyba tylko on. Ruszył spowrotem, tym razem zawitał do kuchni, wyciągnął zza płaszcza grzyby uzbierane przed wczorajszym noclegiem.
- Trzymaj[rzekł do Inghama przebywającego akurat w kuchni], uzbierałem to wczoraj - przyda się do najbliższego posiłku. Jeśli potrzebujesz pomocy w ugotowaniu czegoś, zawołaj po prostu - co jak co ale pichcić to ja umiem jeszcze [uśmiechnął się i wyszedł]
Następna w kolejce do odwiedzin była zbrojownia. Wnętrze nie wyglądało imponująco, porozwieszane tu
i uwdzie bronie oraz tarcze. Na stojakach wisiały też jakieś zbroje ale nie warte były uwagi.
Wziął do ręki sejmitar, na próbę ciął kilka razy powietrze. - Nie zgorszy ten mieczyk trzeba przyznać[pomyślał] - Znowu wypróbował kilka cięć, parad i pchnięć. - Biorę go, nigdy nie wiadomo kiedy się przyda, jedynie go troszke ozdobię ale to już w komnacie sypialnej -
Wziął też trochę strzał, te były znacznie lepsze od poprzednich, lepiej wyważone i ostrzejsze ale mimo to wymagały by się nimi zająć.
Ruszył do sypialni, przez czas jego nieobecności kilka osób się położyło, on tylko przysiadł na łóżku, zdjął płaszcz i powiesił go na sznurze by ten wysechł. Wziął do ręki łuk i zaczał wycinać starannie nożem swoje imię i nazwisko na drewnianym łęczysku, starał się dorobić jakieś znaczki co by to wyglądało na runy ale mu nie wychodziło zbytnio więc zostawił juz łuk w spokoju.
To samo postanowił zrobić z sejmitarem, - Jutro pójdę do tego warsztatu kowalskiego i się trochę sejmitarka upiększy [powiedział sobie w myślach].
Po skończonej pracy położył się wreszcie spać, to byl męczący dzień...
blood_x [ Skinhead oi! ]
Jeriel
Spostrzeglem idaca w moim kierunku, Alkaran [usmiechnalem sie lekko].
-Alkaran ma sie rozumiec, na patrol wyjedziemy z samego rana. Jezeli nadarzy sie okazja aby wypytac o cos miejscowa okolicznosc to wykorzystamy to. Mam nadzieje ze patrol obejdzie sie bez niespodzianek. A co do Durwiga [parsknalem smiechem] na pewno da sobie rady na koniu.
Widzac ze Alkaran skonczyla, uklonilem sie jej i poszedlem szukac Mallego, Rolanda i Durwiga. Pierwszego znalazlem Durwiga.
- Witaj Durwig, cholera ale zimno u ciebie na murach [usmiechnalem sie szeroko], jest sprawa jutro musimy wyjechac na patrol. Tak tak ja tez wolalbym siedziec w domu i ciupkac jakas dziewuszke ale sluzba to sluzba [klepnalem Durwiga w ramie]. Gdybysmy kogos spotkali zachowuj sie w miare przyzwoicie, niechcemy wzbudzac zadnych podejrzen ani rzucac sie w oczy, mam nadzieje ze sie rozumiemy? No to mam nadzieje ze na murach sie zdrzemniesz, co bys rano mial sily do jazdy na koniu, aaa tak na koniu [usmiecham sie szeroko] nie martw sie damy rade ide poszukac Mallyego i Rolanda oni tez z nami jada.
Slyszac odglosy oselki i mlotka skierowalem sie do kuzni, tam zobaczylem Rolanda i Mallego ktorzy probuja przywrocic chwale starej tarczy.
[wchodzac skinalem glowa aby przestali pracowac]
- Sluchajcie chlopcy, szczegolnie ty Mally, jutro wyruszamy na patrol, mam sprawdzic co sie wokol dzieje, jezeli nadazy sie okazja wypytac wiesniakow o to czy cos ostatnio wydarzylo sie dziwnego. Pamietajcie uzycie broni w ostatecznosci [usmiecham sie lekko] przeciez jestesmy pokojowo nastawieni.
Zwracam sie do Mallego
- Mally [trzymam go za ramie] idz juz spac tarcza wyglada juz dobrze, musisz miec sily na jutro, i podczas patrolu trzymasz sie blisko mnie i Durwiga.
Wychodzac z kuzni, udaje sie do sypialni wyspac sie przed jutrzejszym patrolem.
MaLLy(R) [ Ghoul's Shadow ]
MaLLy
Ledwo wlazłem na mór, pojawił się obok mnie Roland , z prośbą o doprowadzenie jego tarczy do porządku.
-zgoda druhu, ale najpierw skończę wachtę, nie chcemy by ktoś nas zaatakował niezauważony…
Podczas mojej wachty nic się nie działo,(nie musiałem robić użytku ani z łuku ani dlatego miecza) może, dlatego że cała forteca nie była jeszcze uśpiona, dzięki temu wykorzystałem wolny czas polerowanie hełmu, jednocześnie bacząc na okolice, nie pozwolę by nas ktoś zaatakował podczas mojej wachty…
No prawie nic się nie wydarzyło…
Ale ataku nietoperza na mój świeżo wypolerowany hełm nie można nazwać czymś ważnym.
Co on chciał tam gniazdo założyć???
Machałem rekami jak oszlały żeby go odgonić...
(jak ja mam teraz usunąć to guano z tego hełmu???)
Po zakończeniu wachty zabrałem się z Roland’em do warsztatu, po kilkunastu minutach tarcza była jak nowa, właśnie kończyłem (teraz tą tarczą można nawet oślepiać słońcem), gdy podszedł do nas Jeriel i zagonił mnie na wyro, do tego kazał mi się trzymać siebie i Rolada na patrolu. Hmm, przez ten cały incydent ze zbroją, traktują mnie trochę pobłażliwe. Ale nie winię ich gdyż ten wypadek naprawdę był głupawy, Nigdy więcej go nie popełnię…
Khergoth cos chyba jeszcze ode mnie chciał, bo się wciąż obok kręcił…
Nic to, udałem się do kwatery na spoczynek jak zechce to się odezwie…
(ciekawe czy zna Smerdę Jajecznego…)
Nadhia [ Konsul ]
Narien
Pierwsze kroki kieruje ku stajni, podchodzac do drzwi slysze cichutkie rzenie.. Konie.. konie.. Usmiechnam sie na ten dawno nieslyszany a szczerze umilowany dzwiek... Sa calkiem zadbane, niepotrzebnie sie obawialam - Sliczne grubaski, sliczne - Glaszcze kazdego zwierzaka.. - Chetnie bede sie wami opiekowac, to bedzie dla mnie sama przyjemnosc..
Wychodzac ze stajni mijam sie z Alkaran - Sa tylko dwie sypialnie dlatego dzis w nocy bede spala z moja druzyna.. Najwyzej jutro znajdziemy jakies miejsce dla nas, cos sie wymysli..
Ide do magazynu, biore ogromny gruby koc i helm. Bron mam dobra, na razie nie musze niczego wiecej szukac.. Ooo.. Jakie 2 ladne strzaly.. - Moje! - zabieram... Ide do kuchni, gdzie krzata sie Jolo - Jezeli tylko bedzie potrzebna jakakolwiek pomoc w kuchni, chetnie pomoge.. Gotowac umiem, podobno nawet dobrze.. Mam nadzieje, ze nikogo nie otruje..
Usmiechnieta wracam do kwatery, cichutko przemykam po pomieszczeniu.. Kilka osob juz spi.. Wybieram lozko, rozkladam na nim koc z magazynu i wyjmuje z plecaka moj wlasny.. Odpoczne chwile i wstane na warte.. Elfy zawsze wzbudzaly we mnie sympatie.. Pewnie dlatego, ze.. ze.. Ehh.. Co dziwne, kilkoro ludzi wzbudza tez moje zaufanie.. A ludziom przeciez nie mozna ufac.. przynajmniej wiekszosci nie mozna.. Nawet nie zauwazam chwili gdy myslami przenosze sie do lasu.. skapanego w sloncu i pachnacego zielenia..
Gambit [ le Diable Blanc ]
Coś się chyba Breganowi pomylił patrol z wartą, ale co mi tam. Nie chce mi się tego prostować. Godzina to kupa czasu. zdążę się wyspać. Kładę się na łóżko i zasypiam. Obudziłem się po jakichś 45 minutach. Nie była to taka ilość snu jaką bym sobie wymarzył, ale wystarczy, żeby nie paść na twarz w trakcie warty.
Zebrałem ekwipunek i wyszedłem na plac. Po drodze podszedłem coś zjeść do kuchni. Wyszedłem rozejrzałem się i zawołałem...
- Had, Siv, chodźcie. Trzeba zająć miejsca na murze. Najlepiej takie, żeby był dobry widok na okolicę i nie wiało za bardzo.
Poprawiłem sprzęt i wszedłem na mur, obsadzając odcinek nie zajęty przez podkomendnych Alkaran. Usadowiłem się porządnie i rozejrzałem po swoim odcinku. To będzie ciężka noc.
paściak [ z domu Do'Urden ]
Roland
Ta tarcza jest swietna. Widac ojciec Mallyego musial sie znac na fachu po czym jego syn to odziedziczyl. Naprawde swietna robota, kiedys mu odwdziecze... Powiedzial ze nic na jego warcie sie nie dzialo i nie musial uzywac luku - widocznie wszyscy juz nosza ze soba ogien.
No, jutro idziemy na ten patrol. Nie, raczej jedziemy... Lubie zwierzeta ale nigdy jakos nie przepadalem za konmi ale nic, pojade przeciez. *ziewam* Chyba najwyzsza pora odpoczac. Moze przed zasnieciem pogadamy jeszcze z chlopakami, milo by bylo.
*spotykam Jeriela udajacego sie do sypialni*
-Witaj. Zasluzony odpoczynek, co nie? Chcialem zapytac w jaki rejon i jak daleko sie jutro zapuscimy.
J0lo [ Legendarny Culé ]
*Zwraca się do Khergoth'a*
- Panie grzańca zrobimy takiego, że uszy będą dymić! A jak jeszcze znajdzie się dobre ziółka to będzie kopał jak wkurzony osioł! Zamyślić się? Może... nie wiem dalej myśle o przyszłości. Ziółka muszę najpierw osuszyć dokladnie bo ten deszcz nie dawał im spokoju. Dobrze, że nie zniszczyły się przez tę przeklentą aurę! Cóż widać nasze panny wojaczką się bardziej trudzą. Co do patrolu... hmmm chyba pójdę sobie na przechadzkę niedaleko gdyż muszę też zaczerpnąć powietrza a skoro jest nas dwóch - można też i mnie wysyłać na patrol.
*Zwracam się do MaLLy'ego*
- Panie me rozliczne talenty da się policzyć na palcach jednej dłoni. Głownie widzisz tułam się magią, która nauczyli mnie mistrzowie dzikiej magii, aczkolwiek nożować także potrafię. Pamiętaj chłopcze - nigdy nie rozwścieczaj dzikiego maga. Jeśli dopisze ci szczęście to sam siebie wysadzi. Jeśli nie... może nawet zmieść tak przy okazji całe Imperium z którego zostanie jedynie główna kwatera Inkwizycji...
Hmmm... mili ludzie.. dobrze, że jeszcze nie spróbowali tego co upichciliśmy bo ziółek to tam jest od groma i muszę przyznać, że nieźle to wyszło. Szczególnie zupa. Cebulka wyczuwalna ale i ewidentnie też troche czuć ziołowego posmaku. Ha! Babunia byłaby dumna. teraz troszkę Trzeba popróbować pieczeni... nie od parady nazywają ją piekielną. Pamiętam pewna kelnerka podała mi jak doprawić pieczeń aby ta wypalała od środka człowieka jeśli nie zapije odpowiednią miksturą. Trochę złagodziłem tę formułkę i osiągnąłem absolutnnie idealnie ostre danie... ahhh dokładnie takie jak trzeba! Choć chyba troche niech będzie łagodniejsze bo przecież nie chce osłabić warowni. O! Teraz idealnie. Popiją resztką mojego wina... może jeszcze zostało troche u innych... popytam.
Dobrze może teraz zajmijmy się tym grzańcem obiecanym. Hmmm... troche długo może to potrwać ale od czego jestem magiem. W razie czego jest jeszcez Sivarius...
... jak wymawiam to imie czuję, że coś jest nie tak. Cholera czemu on tego nie wyczuł. Psia mać tego tylko brakuje. Mam nadzieję, że wyjdzie inaczej niż póki co to wygląda...
... alkohol stygnie trzeba podgrzać. Oooo tak. Teraz chyba pójdzie mi szybciej. Do jutra rana powinien być kapitalny grzaniec. Póki co żyjemy na resztakch.
Idę się przejść. Do tego czasu pwinna się ta strawa dogotować. Poszukam mięty bo raczej nikt nie przeżyje takiej dawki oddechu po cebulowej... poza tym paru ludziom na pewno byłoby lepiej gdyby mieli świadomość, że nie śmierdzi im z ust. Mi to też w sumie na rękę. Alkaran mi się przypatruje dosyć często... ehhhh jeszcze nigdy z wyższą stopniem nie romansowałem ani tym razem nie mam ochoty dopomagać szczęściu. Zobaczymy jak się to rozwinie...
*znikam niepostrzeżony po czym wracam po dwóch godzinach*
- Dobra Ingham. Zobaczymy na co stać tę ruderę. -*biorę garnek i uderzam lyżką w niego*- Kompanio! Obiad Gotowy!
Bregan a.k.a. Czapajew [ Senator ]
Wstaję po kilkugodzinnym śnie Ach....trzeba rozejrzeć się jak mają się sprawy...Wychodzę na zewnątrz i rozglądam się dookoła Dobrze, wszyscy wykonują przydzielone im zadania...jeszcze nie byłem w magazynie, najwyższa pora się tam wybrac, moze znajde coś dla siebie posrod stert tego złomu, moze jakas wartosciowa katana? Ech...rozmarzyłem się, z tego co wiem, jedyną osobą w promieniu kiluset mil używającą katany jestem ja, wielka szkoda, chciałbym kiedys spotkać wojownika północy władającym tym orężem, moglibyśmy wymienić się doswiadczeniami, dobra pora skonczyc te marzenia.....czeka mnie trochę pracy...Szybkim krokiem, udaję się w stronę magazynu. Hmm...co oni tutaj mają...echh..tak jak się spodziewałem, sterta bezużytecznego złomu, hmm...a jednak nie zabieram grubą skórzaną zbroję, podszytą futrem wilka. Ha, to przyda się na długie zimowe wędrówki...Wychodzę z magazynu i udaję się do wartowników
- Witaj, Eldirth, przyszedłem zobaczyć co u Ciebie siadam obok Eldirtha, wydarzyło się cos ciekawego? Ja, jak na razie nie zaobserwowałem nic nadzwyczajnego, nie żebym to szukał niebezpieczeństwa gdzie się tylko da...ale jednak tęsknota za przygodą jest większa, a może to kwestia czasu? uśmiecham się szeroko, klepię Eldirtha po ramieniu...Widzę, ze nie muszę Cię pilnować...w razie jakichkolwiek komplikacji, zwracaj się bezpośrednio do mnie...miłej nocySchodzę z muru i udaję się prosto do kuchni. Widzę, Jolo i Ingham'a przygotowującego posiłek
- Witajcie panowie, znajdzie się cos do jedzenia dla głodnego żołnierza? uśmiecham się szeroko, po czym siadam i oczekuję na posiłek
Khe [ terrorysta lodówkowy ]
Khergoth
-wysmienite jadlo, a na tego grzanca to juz mi slina leci, teraz bede dziwnie wygladal, jakby mi odpierdolilo, no nic, trza czekac do rana, ale nie wiem czy strzymam
[po spozyciu posilku i napoju wspomagajacego polazlem do magazynu i wybralem sobie chelm z malym wgnieceniem, tarcze i stara kolczuge odpowiednie do moich wymiarow oraz sztylet, potem poszedlem po Jeriel'a i wybralismy sie do kuzni]
- nu i co? zabieramy sie za chama? pokaz no ten mieczyk
- ... uuuu miejsca ci na nim sporo, zobaczmy co za narzedzia tu mamy
[po czym zebralem potrzebne narzedzia i zabralem sie do roboty]
-stuk puk, stuk duuup i robota wre, narght narug, narght paree runy tworza sie
-...eee moze cos z innej beczki
- na stole stoi wazonik, pierdut w wazonik kamieniem
- jak slicznie wazonik zadzwieczal, cichutko spadajac na ziemie
- ...no moze skoncze falszowac, pospiewam se pozniej ... jak wszyscy beda chcieli zasnac [wyszczerzam zeby w usmiechu]
-.... no i proszem ot i krasnoludzka robota, cud miod. Nie dziekuj, odrobisz w kopalni [wybucham smiechem]
[po chwili zabieram sie za ostrzenie sztyletu, wyklepywanie chelmu i drobne naprawy kolczugi po czym polazlem do kwatery i porzuciwszy sprzet kolo pryczy podszedlem do MaLLy'ego]
-slyszolzem ze praca kowalskim mlotem Ci nie obca, samouk czy moze to po ojcu jak u mnie?
- jo zem musial pomagac ojcu, nie zeby mi sie to podobalo, ale przynajmniej teraz sie to przydaje
- dobra widze ze musisz sie wyspac bo ze tak powiem zglosiles sie na ochotnika na zwiad a i ja musze pospac poki moge
[po czym rozkladam swoje rzeczy zeby wyschly i zasypiam na pryczy]
Thun [ Konsul ]
Hadrian Shiva
- Już idę Eldrithu... już idę... tylko dorzucę troche do ognia żeby nam reszta nie zamarzła...
[ mówiąc to uśmiecham się, dorzucam trochę drewna do ognia i po założeniu suchych butów oraz płaszcza wychodzę za pozostałymi, niosąc w ręku miecz, łuk oraz kołczan ze strzałami ... ]
[ po dotarciu na mur zajmuję miejsce po drugiej stronie części odcinka przy którym usadowił się Eldirith ]
- Ehhh.. okolica wprost zachwica swoim krajobrazem, pogoda również dopisuje... zastanawiam się co my tutaj właściwie robimy?
Nie mineło nawet 15 minut od naszego przybycia na mur gdy słychać dochodzące z kuchni wołanie
"Kompanio! Obiad Gotowy!"
- Obiad? O czym do diabła on mówi? to raczej już kolacja, a nawet późna kolacja... no ale nieważne, w końcu nie można pozwolić aby coś się zmarnowało prawda? Zaraz wracam, skoczę po ciepłe żarcie... Bregan chyba to zrozumie w końcu raczej nikt nam tego nie dostarczy...
[ mówiąc to kładę kołczan i łuk obok miecza i biegnę do kuchni po nasze porcje ]
- Widzę że jestem pierwszy... Jolo mam nadzieje że znajdziesz jakiś mały garnuszek bym mógł zabrać trzy porcje na mur dla mnie, Eldirtha oraz Sivariusa?, akurat stoimy na warcie więc nie możemy zjeść na miejscu...
[ W czasie gdy Jolo nalewa "obiad" do garnuszka, biorę trzy miseczki oraz łyżki, i z pełnym już garnuszkiem w jednej ręce a miseczkami w drugiej wracam spowrotem na mur ]
- Dzięki, pachnie nieźle - jesteś pewien że nie minąłeś się z powołaniem? [ mówię to śmiejąc się opuszczając kuchnię i mijając po drodze schodzące się towarzystwo ]
- Życzę wam wszystkim smacznego... obyśmy jutro nie musieli latać do wychodka... [ krzyczę ze śmiechem ]
[ Zaraz przy schodach prowadzących na górę widzę schodzącego z góry Bregana... ]
*gulp*
- Err.. wybacz mi chwilowe opuszczenie warty, chciałem przynieść dla pozostałych ciepły posiłek, w końcu sam do nas nie przyjdzie... [ mówiąc to uśmiecham się szeroko ]
[ Po dotarciu spowrotem na mur, co zajęło mi nie więcej niż minutkę, stawiam garnuszek na ziemi, napełniam miseczki prawie do pełna i podaję je dla Edirtha oraz Sivariusa ]
- Smacznego przyjaciele...
Ingham [ Konsul ]
Nie takim się obiad gotowało. Trza być twardy elf a nie miętki krasnolud. Powoli kompanija schodziła się do cudownego miejsca zwanego stołówka.
- Dokładki, nie ma sprawy, ale pamiętajcie że tak wykwintne dania nie będą serwowane co dzień. Zapraszamy jutro z rana, co by wspólnie pośniadać.
Cóż wygląda na to że smakuje. Chyba nie powinienem skakać z radości, ale...
Gdy zakończono już posiłek, zebrałem powoli misy, miski i miseczki, pozbierałem sztućce i zabrałem się za zmywanie. Resztki powędrowały do jednego garka.
- Wiesz Jolo chyba powinniśmy jakiegoś psa przygarnąć, a może i kilka rzy nas takie przybłędy by się wyżywiły, a i człowiekowi raźniej kiedy takie boskie stworzenie jego dupy na warcie strzeże- zagadałem- ale z tym to chba na jakieś prowianty od wieśniaków trza zaczekać i se zmówić.
Nic, robota skończona, padam na elfią twarz, idę spać
Wychodząc z kantyny, idę jeszcze do budynku z bronią, biorę kilka pochodni i wspinam się na mury.
- Chłopaki macie tu coś do rozświetlania mroków nocy, i jeszcze to...
Wyjmuję zza pasa butelkę wina, kładąc obok pochodni.
- Tylko żebyście się nie spili, zresztą i tak nie jest pełna więc bardziej na rozgżewkę.
Och Boże spać, byle ta noc była łaskawa dla twych sług
Wracam na kwaterę i kładę się. Łuk obok posłania, miecz wyciągnięty z pochwy.
Soldamn [ krówka!! z wymionami ]
Godzina 4:00
Cała warownia uśpiona, wszyscy albo w swoich pryczach albo na warcie. oprócz jednej osoby. Tajemniczy cień przesuwa się po całym zamku. To Stark, szuka osób które mają iść na patrol. Budząc wszystkich 4: (niektórzy zasnęli nawet na warcie) Edirtha, Mallego, Durwiga oraz Valacara.
- godzina piąta. słonce niedługo zacznie się wznosić, a gęsta poranna mgła umożliwi wam świetny kamuflarz. idziecie pieszo, ponieważ ja tak chce he he musivie wyrobić sobie kondycje!! NIe no żartuje, aż tak bezduszny przecież ni jestem nie moje słoneczka??
- Do ciebie zgrzybiały kurduplu mówiłem!! - wrzasnął w stronę Durwiga.
- Idziecie pieszo, ponieważ ścieżka jest zbyt wąska dla koni. - kontynuuwał. - Ścieżka ma może ze 3-4 km. na jej końcu jest jaskinia, w której podobno jest siedziba przemytników. Oni pracują w nocy, a śpią w dzień. jednak o tak wczesnej godzinie mogą być jeszcze czujni. zachowajcie ostrożność. to nie przelewki. Jak wszystko dobrze pójdzie to zaskoczycie ich i zmusicie do mówienia, to możemy się czegoś ciekawego dowiedzieć
- Życze wam powodzenia he he - dodał swym naburmuszonym tonem, machając przy tym ręką tak , jakby się mieli więcej nie zobaczyć.
Podróż była męcząca. nie dość że byliście ciężko wyposarzeni, to mgła była gęsta jak młeko. tak krótki dystans zajął wam aż 2,5 h, gdy wreszcie około 6:30 gdy słońce włąsnie raczyło wstać znależliśice się przy dosyć wysokiej, pionowej skarpie. przed nią była niewielka polanka w skałe była nie za duża grota, z której sączył się niewielki błysk światła.
Gdy powoli podchodziliście pod jaskinię nagle usłyszeliście krzyk. To maLLy wpadł w niewielką pułapkę. w tym momencie wisiał niecałe 30 cm nad ziemią głową w dół, jego prawa noga byla przywiązana liną do drzewa.
Jego ryk obudził "domowników" z jaskini wyskoczyły 3 zielone, umięśnione orki. Jeden z nich miał ze sobą dużą, drewnianą maczuge z jednym drewnianym bolcem, drugi, najwiekszy miał na sobie skurzaną, lekko podartą zbroje oraz hełm z 2 rogami. W ręce trzymał wielki, kościany topór z rzeżbioną rękojeścią, najwyraźniej zdobyty na jakimś człowieku. 3 zgarbiony podpierał się laską z niebieskim klejnotem w rękojeści w kształcie kobry, i nieiwlkiej zżółkniałej książeczcew 2 rece.
To jest wpis tylko dla osób z patrolu. następna tura dla tych 4 osób zacznie się o 7:00 i bedzie trwać do 22 jutro.
wpsi dotyczący tego co się dzieje w zamku bedzie około 23:30. i bedzie trwał do 22 jutro. przypominam ze t mozna dac tylko 1 post (nie wiem jak bedzie to wygladalo z tym co sie dzieje na zamku.)
Soldamn [ krówka!! z wymionami ]
Edrith => Jeriel
Valacar=> Roland
za pomyłkę przepraszam.
reksio [ Szerzmierz Natchniony ]
DURWIG DUNKELHEIT
- Tak, tak, słyszę - odpowiedziałem sucho do setnika.
Klnąłem w duchu ile wlezie, było zimno, ja zostałem ściągnięty z warty na której nie zmróżyłem oka i gdyby nie moja krasnoludzka wytrzymałość, zapewne padłbym teroz do tego rowu. Nie lubię wstawać rano, nie lubię jak baba mną pomiata - a już najbardziej cholera jasna, nie lubię zimna.
A było zimno straszecznie. Gdyby nie płaszcz...
Szliśmy wąską dróżką, wciąż próbując wzrokiem przedrzeć mleczną mgłę - patrzyłem pod nogi, na niebo, w las - doświadczenie nauczyło mnie ostrożności. A może to wrodzone?
Wędrówka wydawała się nie mieć końca, aż wreszcie, zarys czarnej plamy ujawnił się w białej mgle.
Podnosiłem właśnie rękę, by dać sygnał stop, gdy usłyszałem wrzask. Obróciłem się, jednocześnie wyszarpując topór zza pasa.
-No tak... kurwa, ty chyba naprawdę się urodziłeś przez przypadek Mally - powiedziałe do dyndającego mężczyzny.
Jednego czego bardziej nienawidzę, to orków. Oj tak - to chore uczucie ślepej nienawiści zawsze daje mi siłę by z nimi walczyć. Miażdżę im głowy, barki, płuca - patrzę jak konają.
- Witajcie panowie mili - odezwałem się do trzech wybiegających goblinów. - Jam jest Durwig, a ci to moi towarzysze. Znajdzie się dla nas jakaś strawa?
Nie było czasu. Cofnąłem się za Valacara i korzystając z ochrony machnąłem toporem odcinając Mallego od liny, który zwaliwszy się na ziemię jęknął.
- DO ATAKU! - ryknąłem i mijając stojących towarzyszy rzuciłem się na stojącego z boku, po lewej orka.
Ten był dobry - od razu widziałem. Ciekawy topór, z kości. Ale nikt mnie na topory nie pokona.
Waliłem ile sił w lezie, robiąc w jego gardę, celując od głowy w dół, jak zwykłem rozpoławiać orczyska. W głowie rozbrzmiewała pieśń o honorze i dumie. SILE!
- Wrrrrrrrrr.... do boju, na co czekacie?! - ryknąłem.
I waląc wściekle, odsuwając się i znów skacząc do boju, jednocześnie uważając na resztę ( a zwłaszcza na tego podejżanego z laską) próbowałem rozczłonkować goblinka.
Przed toporem krasnoludzkim można uciec. Ale nie można sparować.
Siła i honor. Duma i wytrzymałość.
Walczyłem.
Żyłem.
MaLLy(R) [ Ghoul's Shadow ]
MaLLy
Wczesnym rankiem obudził nas ten zakapiorski żołdak…
Dobrze, że byłem na pierwszej warcie, chociaż się wyspałem…
Wysłał nas na przesłuchanie jakiś przemytników, co my niby jesteśmy??? Policja???
Przedzieramy się dzieżka do ich kryjówki…
Nagle ni stąd ni z owont wiszę do góry nogami, cały ten hałas wyciągnął na zewnątrz przemytników… No tak! ORKI!
Szybkim cieciem Durwig uwalnia mnie z pułapki (zawsze podziwiałem krasnoludzie topory).
Mój wzrok skupił się na najmniejszym orku, prawdopodobnie mag.
Zaatakowałem z szybkością bełtu, tając za nim podtarłem mu mój scyzoryk pod gardło:
- odwołaj swych towarzyszy gdyż ten oręż jat tak trujący, że nie przeżyjesz jednego cięcia! powiedziałem.
Durwig w tym czasie zdążył czynić masakrę na jednym z „wyrostków”
Dibbler [ Gardło Sobie Podrzynam ]
Nad warownią zapadła noc...
Znów nie była to dobra noc. Cos dziwnego było w tej okolicy. Cos co nie pozwalało wam spać spokojnie. Znów przewracacie się w łóżkach, bezsenność przerywana jest koszmarami, których nie pamiętacie po przebudzeniu.
Strażnicy na murze wielokrotnie byli pewni, że ktoś lub coś się czai w ciemności nocy... jednak zawsze jak byli już gotowi podnieść alarm okazywało się że to tylko cienie...to chyba północ działa tak na ludzi...
Stojący na warcie Torq był pewien że usłyszał cos w ciemności. Zszedł z muru i ruszył w tamtym kierunku...
Nic... pusto... to tylko cień... zmęczenie robi swoje. Torq wrócił na stanowisko. Dobrze że nie wyznaczono go na jutrzejszy patrol. Odeśpi przynajmniej noc na warcie.
Znów wydawało mu się ze coś mignęło w cieniu...
Dibbler [ Gardło Sobie Podrzynam ]
Szli w trójkę przez las... to nie był najmądrzejszy pomysł by zgłosić się do Wolnej Kompani. A jeszcze gorszym pomysłem było spóźnienie się na wymarsz... Teraz musieli sami leźć do tej cholernej stanicy. Dostali tylko rozkaz i glejt potwierdzający ich tożsamość.
No ale cóż taki los żołnierza...
Dobrze że nie kazali wam ciągnąć wozu z zaopatrzeniem bo wleklibyście się przez tydzień po tych zaśnieżonych drogach...
No ale cóż iść trzeba.... Rozkaz nakazuje wam dotrzeć do stanicy Wolfstone.
Podróż wlokła się niemiłosiernie, śnieg z pewnością nie ułatwiał im zadania. Ale po dwóch dniach ujrzeli wreszcie mury stanicy....
Dibbler [ Gardło Sobie Podrzynam ]
Świt na północy przychodził nagle. Od całkowitych ciemności nocy do światła poranka mijała jakaś godzina.
Kolejna ciężko spędzona noc nie wpływała pomyślnie na wasze nastroje. Zaspani podnosiliście się z łóżek...
Nagle wasza krew zmroził krzyk. Stark.
-Wszyscy na plac!!!
Ci którzy wybiegli zobaczyli powód krzyku... Na bramie wisiały zwłoki...
Ciało Torqu powoli bujało się na wietrze. Zwłoki były nagie od pasa w gorę. Na klatce piersiowej ktoś wyciął jakieś znak... Każdy mieszkaniec Imperium go znał... Płonący Krzyż... symbol Świętej Inkwizycji.
Nikt w nocy nie słyszał żadnych krzyków czy jęków...
- Kurwa mać... Nie dość że za brama czeka na nas nie wiadomo co to jeszcze te papieskie psy... – Setnik nie potrafił utrzymać nerwów na wodzy. – Chcę go dostać w swoje ręce. Kimkolwiek jest. Ta kompania nie podlega władzy papieskiej... A jakiś skurwysyn zamordował jednego z MOICH ludzi...
Setnik obrócił się do reszty zgromadzonej na placu. Zmierzył wszystkich złym wzrokiem.
- Nie wiem czy to któryś z was. Być może morderca stoi teraz tu z nami. A może jest daleko stąd. Papiescy mordercy są przebiegli i doskonale wyszkoleni. Jestem żołnierzem, mam rozkaz bronić tej stanicy nie obchodzą mnie polityczne gry Papieża i Cesarza... jednak to co się stało naraża na niepowodzenie całą nasza misje a co za tym idzie bezpieczeństwo okolicznych wiosek.
- Niech kilka osób przeszuka najbliższą okolice. Może on kryje się gdzieś w lesie i czeka na kolejna okazje. Postarajcie się również dowiedzieć dlaczego to właśnie on został zamordowany. I na boga niech ktoś go odetnie... – Nagle Stark przestał wydawać rozkazy...
Ze strony bramy dochodziły ich głosy. Zobaczyli trzy osoby wchodzące do stanicy...
Dibbler [ Gardło Sobie Podrzynam ]
A więc zaczęło się dziać....
Osoby które zostały w stanicy... proszę o jeden post dnia jutrzejszego.
Trzech nowych żołnierzy, może napisać dwa posty. Jeden z podróży, drugi o tym co robią po przybyciu no stanicy... No i proszę w pierwszym poście o prezentacje swoich bohaterów.
Kolejna aktualizacja jutro wieczorem.
Khe [ terrorysta lodówkowy ]
Khergoth
[nagle zbudzil mne czyjs wrzask, wybieglem za wszystkimi na plac]
- o zesz skurkowancu w trabe dmuchany, co za kurwiszon tu grasuje
[wysluchuje wrzaskow Starka, potem sie odwracam za jego wzrokiem i przygladam sie przez krotka chwile nowoprzybylym]
-Setniku zglaszam sie na ochotnika, juz ja dorwe tego wypierdka, zalosna tchorzliwa kreature
[po czym ruszam do kwatery po sprzet, i po przygotowaniu sie, wychodze na plac]
- melduje sie do wytropienia i skrocenia o glowe czegokolwiek co mi sie nawinie pod topor
-najpierw zapierdolic potem pytac ...eeee chyba wtedy bysmy sie niczego nie dowiedzieli, powyrywam mu nogi z dupy a lapy pogruchocze tak ze bedzie sie musial czolgac uzywajac jezyka
[czekam na reszte ochotnikow i wyruszam z nimi na poszukiwania]
Bregan a.k.a. Czapajew [ Senator ]
Budzą mnie krzyki Starka, zrywam się z łóżka, wrzucam szybko spodnie i koszulę, wybiegam na plac
Po wysłuchaniu Starka zwracam się do swojej kompanii
Kurwa, gdzie byli wartownicy wymawiając te słowa odcinam ciało Torqu, które opada na ziemię. Eldirth, Vinny, Sivarius, gdzie żescie byli podczas warty!? Mieliscie obserwowac okolicę! Albo zabójca jest profesjonalistą, albo wy jestescie zwykłymi opierdalaczami...Heh, raczej to pierwsze - wątpie, zeby Inkwizycja wynajmowała jakiegoś pospolitego łotrzyka, chyba, ze ktoś celowo wprowadza nas w błąd, i znak wycięty na klatce piersiowej ma wprowadzic zamęt w naszej drużynie! A może komuś zależy na tym, zeby nasza skromna grupka działała przeciwko Inkwizycji? Nieważne! Za dużo pytań zaprząta w tej chwili moją głowę! Niech kompania Alkaran zajmie się pochówkiem...Malakki i Narien wyznaczam was na patrol po okolicznych lasach, dowiedzcie się jak najwięcej, nie zwracajcie na siebie uwagi. Tak jak mówił Stark, postrajcię się dowiedziec, dlaczego akurat Torqu został zamordowany, asasyn mogłby wyciąc w pień cały obóz....Inni przespali całą warte i nie są nawet draśnięci! Energicznym krokiem udaję się do swojej kwatery po ekwipunek
blood_x [ Skinhead oi! ]
Jeriel
Setnik obudzil mnie kolo 4 rano, wychodzac na podworze zastalem tam juz cala kompanie [ziewnalem gleboko]
-No to panowie dzis to my jako pierwsi wyruszymy na patrol mam nadzieje ze nie ostatni patrol.
Szlismy wazska droga, mgla byla gesta, ledwo mozna bylo zobaczyc drzewo przed soba. Nagle jakas czarna skala wylonila sie zza mgly, niestety przejscie przez ta skale bylo dla twoj osob obok siebie. Nagle jak cos nie walnalelo jak cos nie zaskowylo.
- Kurrrwa, Mally chcesz zeby mi wlosy na dupie deba stanely? Roland badz tak dobry odetnij go [usmiechnalem sie, ale nagle cos wyskoczylo z jaskini].
Tak to byly 3 zielone orki jeden wygladal na doswiadczonego wojownika drugiego na zwyklego majtka, trzeci to zapewne szaman.
- No panowie, kurwa pokazcie co potrafia ludzie i krasnoludzkie zelaźctwa, do atakuuu.
- Durwig, psia twoja mac zostaw cos dla nas.
Sam widzac iz szaman zaczyna wykonywac dziwne gesty rekoma, wyciagnalem miecz u rzucielem sie w jego strone. Jego oczy blysnely, widzialem w nich strach, trwoge, chec ucieczki. Na jego nieszczescie nie uciekl, pierwszy cios miecza poszedl na jego rece ktory poszybowaly w niebo, orc w szoku skulil sie i to byl jego blad, precyzyjne ciecie w szyje odrabalo mu glowe.
- Tak kurwa tak panowie tak sie kurwa walczy [starlem krew z czola]. No Durwig, juz wiemy co nam bedzie dokuczalo przez nastepna czesc podrozy. No jak wrocimy to trzeba bedzie zdac relacje Alkaran, pozwolicie ze jak tylko wrocimy to ja zdam jej raport [usmiecham sie do ekipy]. Nuuu nalezy sie nam pozadny grzaniec.
Soldamn [ krówka!! z wymionami ]
Durwig zamachnął się swoim wilkim toporem. trafił w brzuch największemu orkowi. ten skulił się, a w jego brzucha zaczęła wypływać wąska stróźka krwi. Nagle, ork podniósł się i walnął krasnoludam trzonkiem topora w szczęke.
Szaman, na którego się rzucił się Jeriel i Mally wypowiedział jakieś dziwne zdanie, i Jeriel razem z Mallym nagle wznieśli się w powietrze i spadli pare metrów niżej.
Roland, stojący jak wryty wzbudził zainteresowanie jednego z orków. ten zaatakował go swoją maczugą. Kolec maczugi wbił się w kolano Rolandowi
1 post do 22
reksio [ Szerzmierz Natchniony ]
Cofnąłem się, tak jak należało. Hardo trzymając topór przed sobą i obserwując bacznie orka, wyplułem zęba wraz z krwią.
Tak nie może być, pomyślałem. Zwykły ork mi rozwalił sczękę. Uż, teroz to mnie zdenerwował...
- Ty skurfielu. Sobacus co ciii srobie! - wysepleniłem plując krwią.
Nie starałem się pomóc innym. Ork przede mną miał rozwalony brzuch, trudno było się mu poruszać. Doskoczyłem w trzech krokach, waląc toporem wprost przed siebie, w okolicę szczęki tak, by pół twarzy i torsu zostało zmasakrowane.
Gdy ten zwalił się wreszcie na ziemię, przeskoczyłem nad trupem i dotarłem do szamana, używając swojego trzonka od topora, by go ogłuszyć.
Przyda nam się, pomyślałem.
Został jeszcze trzeci ork.
- Wsysko sowsze muse robić som! - zaklnąłem pod nosem plując krew.
I tańcząc z toporem rzuciłem się do dalszej walki.
MaLLy(R) [ Ghoul's Shadow ]
Dobrze myślałem, że to mag! Ale jakim cudem zdarzył rzucić czar mając ostrze na gardle???
-nie ze mną bratku takie numery!!!
Napiąłem łuk i przyszpiliłem starzałą rękę z laską do drzewa w tym czasie Durwig zdążył całkowicie zmasakrować jednego orka. I ogłuszył unieruchomionego szamana.
Poleciłem rannemu Rolandowi by miła oka na szamana i przywiązał go do drzewa, by nic nie mógł zrobić jak się obudzi.
Została kwestia drugiego wyrostka, posłałem mu strzałą prosto w oko, po czym podniosłem miecz i zacząłem na natarcie, najpierw sprawnymi cieciami pozbawiłem go rąk, kiedy nie miał już jak się bronić pozbawiłem go nóg, co by się zbytnio nie rzucał. Jakoż jestem litościwy na koniec odciąłem mu głowę…
Thun [ Konsul ]
Po zejściu z warty nie miałem nawet ochoty by zdjąć ubranie - zwaliłem się jak długi na łóźko i pogrążyłem sie we śnie... Niestety sen nie trwał dłużej niż może pół godziny ponieważ zostałem z niego brutalnie wyrwany przez krzyk Setnika, wybiegłem szybko na plac z ledwno narzuconym na ramiona płaszczem. Po chwili me oczy zobaczyły zwisające na linie z bramy, poruszane przez wyjący wiatr, półnagie ciało Torqu z wyciętym na piersi znakiem...
- Dobry boże... - wyjąkałem, a oczy same zaszły mi łzami które starałem się ukryć przed innymi...
Nie słyszałem co wrzeszczał Setnik ani co mówili pozostali zbierający się na placu, jedyne co docierało do mych uszu to wycie wiatru poruszającego wiszącymi zwłokami które przypominało przerażający hihot... Nagle, z siłą uderzenia krasnoludzkiego młota - prosto między oczy, powróciły do mnie wspomnienia z przeszłości... czułem się całkowicie bezsilny, gdy wspomnienia te spowrotem wlewały się do mej czaszki z siłą rwącego potoku, wspomnienia o których każdy chciałby zapomnieć, były ponownie tak silne jakby wydarzenia które przedstawiały miały miejsce wczoraj... Oczy jeszcze bardziej zaszły mi łzami, osunąłem się na kolana zakrywając twarz dłońmi...
- To on... to może być tylko ON... - wyszeptałem...
Poczułem na sobie wzrok Malakaia, Narien i Inghama, reszta była zbyt zajęta bezmyślnym gapieniem się na dyndające ciało... to wszystko trwało dosłownie chwilę, lecz wydawało mi się całą wiecznością. Dopiero krzyk Bregana wyrwał mnie z tego stanu... Krzyk w którym miałem nadzieję usłyszeć słowa pocieszenia, które nie będą obwiniały nikogo z nas... zamiast tego usłyszałem:
- "Kurwa, gdzie byli wartownicy. Eldirth, Vinny, Sivarius, gdzie żescie byli podczas warty!? Mieliście obserwować okolicę! Albo zabójca jest profesjonalistą, albo wy jestescie zwykłymi opierdalaczami..."
Te słowa sprawiły że zmęczenie zostało zastąpione przez wściekłość, wściekłość tak wielką że miałem ochotę podejść do niego i wyrżnąć mu w twarz. Widziałem jak odcina linę z ciałem które, z dźwiękiem przypominającym huk spadającego głazu, zwaliło sie na ziemię, a następnie najwyraźniej w świecie odwraca się i odchodzi... Nie mogłem znieść tego widoku, mimo że leżało tam już tylko puste ciało, to nadal było to ciało jednego z naszych kompanów, równie dobrze mogło to być jego ciało... Podszedłem do niego, ułożyłem je w miarę prosto, a następnie przykryłem swym płaszczem, który zaczą delikatnie nasiąkać krwią.
- Bregan!! - wrzasnąłem, nie starając się nawet ukryć spływających mi po twarzy łez...
- Jak możesz tak mówić!?! Paliłeś coś!?!?... Przecież Valacar nie stał nawet na warcie! To JA byłem wraz z Eldirthem i Sivariusem!!.
- Jakim prawem masz do nas pretensje!?! Staliśmy na warcie przez całą cholerną noc!! Widzieliśmy jak Mally, Durwig, Jariel i Roland wyruszali na patrol, jeszcze wtedy Torqu... - wskazuję ręką przykryte ciało - spacerował na murze po drugiej stronie warowni! Nie masz do tego najmniejszego prawa, po tym jak obiecałeś że zmienisz nas na warcie wraz z pozostałymi... A co zrobiłeś zamiast tego!?! W najlepsze spałeś w ciepłym łóżku, podczas gdy my tutaj usypialiśmy na stojąco i niecałe pół godziny temu wróciliśmy do kwatery by w końcu się zdrzemnąć!... A teraz jeszcze wyznaczasz tylko Narien i Malakaia by szukali zabójcy po okolicznych lasach?!? Chcesz mieć kolejne dwa ciała!?! PO MOIM TRUPIE!! Idę razem z nimi i byłoby lepiej gdyby dołączył się do nas jeszcze Eldirth i Sivarius...
- ...ja wiem... - dodaję cicho - ja wiem, do czego ON jest zdolny...
Po tych słowach, wciąż przepełniony gniewiem, ze spływającymi po twarzy łzami, przeklinając ruszyłem w kierunku swej kwatery. Nie zwróciłem uwagi na trzy dostrzerzone kątem oka postacie które właśnie pojawiły się w bramie. Nie zatrzymałem się nawet mijając osłupionego Bregana, który aż kipiał od złości lecz nie odezwał się ani słowem. Po dotarciu na miejsce, rzuciłem na łożko swój plecak który zacząłem opróźniać rozrzucając wszystkie znajdujące się w nim przedmioty po łóżku. Gdy w końcu dotarłem do dna, drżącymi rękoma wyciągam z niego koszulkę kolczą z długimi rękawami oraz niewielki łańcuszek z medalionem o kształcie przypominającym łzę. Nakładam koszulkę pod skórzane ubranie, łańcuszekiem obwiązuję nadgarstek dłoni, biorę ekwipunek i wychodzę na dziedziniec czekając na pozostałych po czym wszyscy ruszamy na patrol...
- W końcu zostaniesz pomszczona... lub zginę próbując... - szepczę gdy opuszczamy warownie...
blood_x [ Skinhead oi! ]
Jeriel
Po przeleceniu pare metrow nad ziemia, w koncu spadlem na plecy.
- Mally, musimy jakos unieruchomic tego szamana, widze ze twoj luk sie przyda, wiesz co robic.
Usmiecham sie i wstaje, widzac iz Durwig potrzebuje pomocy podbiegam do niego. Pierwsz cios na korpus, staralem sie utrzymac odstep od Orka i Durwiga wiedzialem ze gdy krasnolud wpadnie w szal leje nie tylko przeciwnika ale i swoich kompanow.
- Durwig lej chama po nogach, a ja bede staral sie uderzac powyzejjego brzucha [krzyknalem]
No dawaj skurkowancu, na co czekasz krzyknalem, widzac iz ork troche sie zmieszal postanowil uderzyc w jego lewe ramie i ciac od dolu az po potylice.
Dalsza walka byla jak taniec dwoch wezow ktorzy zabijaj sie o to ktory ma zabic ofiare. Razem z Durwigiem atakowalismy orka cios za ciosem cios za ciosem...
Vinny [ Konsul ]
Valacar
Obudził mnie krzyk Starka. Szybko wybiegłem na plac.
Od razu zauważyłem ciało jednego z naszych kompanów, Torqu. Na jego piersi widać było znak. Znak Świętaj Inkwizycji.
Jakie diabelstwo go zabiło? To coś śledzi nas już od obozowiska na rozstaju dróg. Tylko czy jest jeden, czy może jest ich całe stado?
Otrząsnąłem się i usłyszałem słowa Bregana:
-Kurwa, gdzie byli wartownicy Eldirth, Vinny, Sivarius, gdzie żescie byli podczas warty!? Mieliscie obserwowac okolicę! Albo zabójca jest profesjonalistą, albo wy jestescie zwykłymi opierdalaczami..
-Ja nie byłem na warcie. Zgłosiłem się, ale mnie nie wybrałeś.
Po chwili powiedziałem, wpatrując się w ciało Torqu:
-Zaczynają brać z naszej półki.
W tym całym zamieszaniu nie zauważyłem nawet przybycia trzech nowych towarzyszy.
-Może oni mają coś z tym wspólnego - pomyślałem.
Gambit [ le Diable Blanc ]
Patrzyłem bez wyrazu na ciało. Biedny głupiec...było nie łazić po nocy, tylko siedzieć z tyłkiem na murze...No cóż...śmierć przyjdzie w końcu po każdego. On był pierwszym z nas, po którego się zgłosiła. Teraz chciałem tylko odpocząć po kieracie jaki zafundował nam Bregan.
Nagle usłyszałem krzyk Bregana...i to przeważyło szalę...
- Bregan...Ty dupku. Ty masz być dziesiętnikiem? - splunąłem na plac - O ile dobrze pamiętam, to miałeś nas zmienić z kimś w nocy, a jakoś nie przypominam sobie Twojej wrednej mordy na murze! Przylazłeś tylko po ramieniu mnie poklepać i znowu do barłogu polazłeś. - przez wściekłość całe zmęczenie prysło jak bańka mydlana. Spluwam Breganowi pod nogi i idę walnąć się na wyro. W drzwiach do kwater odwracam się jeszcze i krzyczę do Bregana.
- Mam w dupie, czy uznasz to za niesubordynację, czy jeszcze inne gówno. Ale nie pozwolę na to, żebyś sobie wycierał nami mordę, bo wolałeś wyro od warty na murze!
Wchodzę do kwater, zdejmuję zbroję i zakładam suche ubranie, po czym kładę się na łóżko.
Nadhia [ Konsul ]
Narien
Budzi mnie krzyk na dziedzincu.. Przerazliwy, pelen wscieklosci przeszywajacy cialo na wskros.. Na brami wisza zwloki.. Torqa.. Przerazenie i smutek odbieraja mi mowe.. A wiec on pierwszy.. Z calych sil probuje sie nie rozplakac, ale nie moge powstrzymac lez.. Splywaja mi po policzkach.. Szklanym, tepym wzrokiem patrze na Setnika.. Cos krzyczy.. Teraz nawet nie rozumiem co.. Zreszta czy to wazne? [zakladam kaptur na glowe i wracam szybkim krokiem do kwatery..] Zauwazylam jakies trzy postacie wchodzace do stanicy.. I nic.. Nie obchodzi mnie kim oni sa.. Zal odbiera mi rozsadek.. Zreszta jesli byliby moredercami to nie wchodziliby tutaj tak beztrosko..
Musze sie uspokoic, nie czas teraz na smutki.. Zaraz patrol, wiec ide tylko po swoje rzeczy.. Zabieram luk, strzaly, krotki miecz, sztylet i kilka niezbednych rzeczy schowanych do torby.. Odwracam sie i widze Hadriana, w ciezkim stanie, ktory drzacymi rekoma wyciaga z plecaka koszule i lancuszek.. Podchodze do niego i probuje go pocieszyc, choc nie za bardzo mi to wychodzi... - Nie martw sie.. Nie mozesz sie obwiniac.. Na warcie nie byles sam, zreszta jestesmy tylko ludzmi.. - patrze na niego wzrokiem pelnym zrozumienia. bolu, smutku i przerazania.. nie potrafie sie pozbierac.. ja sobie smacznie spalam, a go zabili.. lzy naplywaja mi do oczu..
Biore torbe, bron i szybko wychodze na patrol..
War [ dance of death ]
Wyszedłem na dziedziniec gdy usłyszałem krzyk. Była już tam prawie cała kompania. Krzyk... Panika... Po chwili zobaczyłem co się stało - na dziedzińcu leżało ciało. Ciało jednego z Nas - Torqa! Chciałem się przez ten krzyk dowiedzieć co się stało, ale wystarczyło jeszcze jedno spojrzenie na martwe ciało i nie potrzebowałem wyjaśnień...
- Tu też są... Nie da się od nich uciec - szepnąłem cicho, raczej do siebie niż do kogoś. Ten krzyż... Znak moich braci. Moich byłych braci... Ileż razy widziałem jak oni go robią? Ile razy posługiwałem się podobnym symbolem?
- Dość... - powiedziałem stanowczo, znów do siebie. Trzeba się wziąźć w garść, bo załatwią nas wszystkich. Są do tego zdolni. Są...
- Tyle lat miałem spokój. Tyle lat nie spotkałem żadnego z moich byłych braci - znów do siebie.
- To już nie zabawa. Z nimi nie ma żartów...
Zabójcy Inkwizycji... Nigdy się nie zadawałem z nimi. Aby wbijać ludziom sztylet w plecy, trzeba nie mieć honoru. A dla takich ludzi nie mam żadnego szacunku. Ale jedno trzeba im przyznać - są cholernie dobzi w swoim fachu. Nie dziwie się... co samotny, niedoświadoczony człowiek mógł zdziałać?
- Nie wychodzcie po zmroku sami. I zostawcie już Bregan'a. Kłótnie w kompanii na pewno nam nie pomogą! Chcecie być kolejni?! (dodaje wskazując palcem na ciało) To weźcie się w garść.
Podszedłem jeszcze do ciała Torqa i pożegnałem przyjaciela. Ehh marzył pewnie o przygodzie, a skończył tu, w jakiejś dziurze na północy. To nie zabawa...
Wróciłem do kwatery, sprawdziłem czy moja kolczuga jest dobrze założona, czy moje dwa miecze leżą swobodnie w pochwach i odszukałem zrozpaczonego ale i zarazel wściekłego Hadrian'a. On chyba też zrozumiał niebezpieczeństwo. Już szykował broń, gdy wszedłem. Spytałem go w którą stronę wyruszył nasz patrol, po czym wszedłem na mury i wyglądałem w stronę w którą wyruszyli.
- Oby oni mieli więcej szczęscia - wyszeptałem do złowrogo (jak wszystko w okolicy) wyjącego wiatru.
Bregan a.k.a. Czapajew [ Senator ]
Tego już za wiele, panowie chyba myślą, ze są na wakacjach... Wołam Eldirtha i Hardiana na plac Spokój!!! Teraz wysłuchacie co mam wam do powiedzenia...Po pierwsze, powiem wam coś na przyszłosc - jesli jestecie zmęczeni i udajecie się na spoczynek, to nie zostawiajcię kurwa wszystkiego bez ochrony! Gdzie żescie uczyli się swego rzemiosła!? Teraz zarzucacie mi, ze nie stawiłem się na warcie, tylko spałem....pfff...nie jestem jasnowidzem! Trzebe było mnie obudzić, wyznaczyłbym zmienników, moze sam objąłbym stanowisko! Zachowaliście się jak gówniarze...zachciało wam się spac i opuściliscie warte! Nie sugeruje niczego, ale myślę, ze konkluzja nasuwa się sama...I jeszcze genialny pomysł Hardiana!? Chcecie, zeby prawie cała moja kompania wyruszyła szukać łotrzyka, który prędzej czy później odpowie za to co uczynił!? A warownia pozostaję bez ochrony...zaprawdę, genialne!...A może o to im chodziło? Wybaczcie panowie, ale taktycy z was marni, miejmy nadzieję, ze patrol Alkaran dowie się czegoś ciekawego...Nikt nie mówił, ze przychodząc tu, wrócimy bogatsi, mądrzejsi i szczęsliwsi, to nie są wakacje! To wojsko! Przychodząc tutaj nastawiłem się na straty...wiedziałem, ze nie mogę zaprzyjaźnic się z ludzmi z mojej kompanii, gdyż w razie smierci kogokolwiek, ta sytuacja jeszcze bardziej by mnie zdołowała....Jest mi ogromnie przykro, ale trzeba wstać, nie poddać się i pomścić Torqu! Zamiast szlochac! To was tylko osłabia...zrozumcie mnie - chcę dla was jak najlepiej, ale każdy ponosi konsekwencję swoich czynów...Mogę powiedzieć, ze mamy nauczkę - Torqu był lekkoduchem...mozliwe, ze jego brawura zaprowadziła go tam, gdzie teraz się znajduje...Teraz powinniscie wiedziec, ze to nie są żarty...To tyle ode mnie...Mam nadzieję, ze panowię wiedzą o czym mówię i więcej nie popełnia takich błędów, przy okazji obraczając winą dziesiętnika....Żegnam Was...Znajdziecie mnie w mojej komnacie...Po tych słowach, spogląda na rozwscieczone twarze Eldirtha i Hardiana, po czym udaję się do swojej komanty.
Milka^_^ [ Potępieniec ]
Deliand Ashley- człowiek
Jedenym z trzech spóźnialskich, byłem ja. Mam 27 lat i dużo już przeszłem chociażby elfie najazdy na moją rodzinną wioskę. Musiałem odejść, gdyż wioskę zaatakowali bandyci. Uciakłem z tamtąd bo coż innego mogłem tam robić.
Podróż była długa i męcząca. Ale co ja na to poradze, jak się spóźnia to tak to się zwykle kończy. Szliśmy długi kawał czasu przez ten cholerny las. W lesie znalazłem jakiś udeptany trakt
- No żołnierze ... chyba znalazłem drogę która nas waprowadzi do stanicy.
Dużo czasu zajęło nam, zanim ujrzałem jakiś budynek...Takkkk..[pomyślałem] to tutaj. Towarzysze dotarliśmy na miejsce.
Weszłem do budynku bez wahania.
paściak [ z domu Do'Urden ]
Durwig idacy pierwszy zatrzymal sie. Wszyscy stanelismy. Przed nami majaczyly 3 sylwetki.
To byly orki! Durwig od razu rzucil sie do walki z najwiekszym. Splunol krwia... W jego oczach widzialem blysk... widac nie obca mu walka... Walczyl zaciekle, z furia. Cial swoim toporem brzuch orka, posoka tryskala z rozcinanej skory.
Ja stalem dalej w miejscu z mieczem w rece. Chcialem isc pomoc swoim przyjaciolom, chcialem umazac swoj miecz krwia tych podlych istot. Bylem pewien ze to wielka banda orkow 5 lat temu zniczyla moje gospodartwo i podpalila dom. To przez nich zgineli moi rodzice a ja zostalem blakajaca sie sierota. Zrobili to w majestacie grupowej sily, z czystej rzadzy niszczenia i zabijania. Tak bardzo nienawidzile tych obrzydliwich istot ktorych celem zycia bylo mordowanie. Przez ta krotka chwile zamyslenia, wspomnien, czystej nienawisci jeden z orkow zaczail sie do mnie i wzial zamach swoja maczuga. Nagly refleks kazal mi odskoczyc ale dlugie kolce z broni gadziny zostaly w moim kolanie. Natychmiast upadlem na ziemie. Zdazylem tylko wywinac mieczem i trafilem w kostke potwora. To pewnie uratowalo mnie przed drugim, smiertelnym atakiem mierzonym w moja glowe... Ork nie zdazyl sie nawet przewrocic a strzala Mallyego wbila sie w jego glowe. Mally podbiegl szybko i odciagnal mnie do tylu. Lezalem na plecach i podpierajac sie na lokciach zatrzymalem swoje zmeczone bolem oczy na Jerielu i Durwigu napierajacym na uginajacego sie orka...
Taki bylem wsciekly na samego siebie... Pewnie nie dam rady wrocic o wlasnych silach do bazy...
-Przepraszam *powiedzialem do wracajace do walki Mallyego, nie wiedziac czy to uslyszal*
alkaran [ Centurion ]
Patrzyłam na potraktowane zwłoki Torq...Zaczęło się...nie spodziewałam się tylko, że będzie to tak szybko...To oczywiste, że wiele z nas zginie...ale...ale patrząc na bezsensowną śmierć zastanawiam się po co to wszystko...
Żółnież powinien zginąć z honorem...w walce...Z resztą co ja o tym wiem...Przykre, ze spotkało to człowieka z mojej drużyny...
-Nie stójcie tak! Zdejmijcie go z tamtąd!...widzę jak rozwścieczony Bregan zbliża się do ciała...
Ktoś musi zająć się pochówkiem...Verdil zajmij się tym...znajdź jakieś ustronne miejsce...a może jest tu gdzieś cmentarz...Cllipus pójdzie z tobą...pamiętajcie tylko, że nie idziecie na patrol tylko pogrzeb...
Reszta mojej drużyny zostaje...coś czuję, że będziecie tu bardziej potrzebni...Poczekamy jakie wieści przyniesie nam patrol...
Jolo zrób szybko jakąś strawe dla obozu, potem dołączysz do Khergotha...który właśnie zaczyna warte...
Stark jest wściekły i szaleje...teraz każdy będzie szukał winnych...
Ci nowi...hmm... zastanawiające, że pojawiają się właśnie (i dopiero) teraz...pewnie zwykli awanturnicy...jednak ostrożności nigdy nie za wiele...
Torq tak naprawdę padł ofiarą wojny politycznej, która za pewne nic go nie obchodzila...z resztą tak samo jak i mnie. Nie walczę za cesarza...nie walczę za ten kraj...walczę tylko za siebie..
Zanosi się na niezłą wichurę...bóg wie kto będzie następny...do diabła! Nie może być nikogo następnego!
-Od tej chwili NIKT nie ma prawa oddalać się...ba! nawet wychodzić sam poza teren obozu...myślę, że Bregen się ze mną zgodzi...
Milka^_^ [ Potępieniec ]
Deliand
Weszłem do środka bez wahania. Był tylko jeden korytarz prowadzący do przodu. Postanowiłem, że zwiedzę sobie ten okaz architektury od środka, a po jego zbadaniu poszukam sobie dowódzcy. Przeszłem kilka metrów i zobaczyłem pomieszczenie wyglądające na zbrojownię. Weszłem do środka. Wszędzie bronie i tarczę, ale moja uwagę przykuł ogromny topór dwureczny.
-Wezmę go sobie. [pomyślałem] Założyłem ten topór na plecy.
Maszerowałem jeszcze jakiś czas. Było dużo zakrętów. Co krok to zakręt co krok to korytarz i kolejne drzwi.
Ile tak jeszcze mogę maszerować [pomyślałem]. Przecież te korytarze musza się kiedyś skończyć.
Wkońcu, nie wiem jak, ale znajazłem się na jakimś placu. Wszędzie tylko te mury i mury... I ta brama...na której wisiały zwłoki. Stało przy nich kilka osób. Z ich twarzy wynikało że nie dzieje się dobrze. Wsród nich znalazła się osoba która wręcz krzyczała na resztę, żeby się nikt nie oddalał.
To jest pewnie dowódzca
Podeszłem do niego. Odwrócił się w moją stronę. Zasalutowałem w jego stronę. Wręczyłem mu glejt z moją tożsamością.
Deliand Ashley! Melduję się na rozkaz! Wraz ze mną przybyło jeszcze dwóch żołnierzy, prawdopodobnie kręcą się gdzieś w pobliżu
^Piotrek^ [ Toilet Tantalizer ]
Malakaia zbudził rano krzyk Starka, zaklął pod nosem - Psia jego mać, ledwo położyłem głowę na poduszce i już mnie z wyra zwalają.
Wstał, ubrał się i wyszedł na plac. Momentalnie dostrzegł wiszące ciało Torqa, przez jego glowe przebiegło naraz kilkadziesiąt myśli. Akompaniament w postaci krzyku setnika dopełniał dzieła chaosu myślowego, po chwili dołączyły się głosy innych ludzi - krzyki, głosy, nawoływania o zachowanie spokoju - wszystko to tworzyło jakąś piekielną symfonię.
Dochodząc powoli, dostrzegł na zwisającym ciele pewien szczegół - ten wlasnie szczególik zabolał najbardziej, jego własne zaczęły palić jak rozgrzane do czerwoności ostrze. Zobaczył w myślach obraz który nie dany był mu do zobaczenia nigdy - sztylet rozcinający pierś, jego pierś. Niby błysk w kłębku odczuć ale ten właśnie błysk uświadomił mu coś czego nie uświadomiło by tysiąc słów.
To musiał być jeden z nich, nikt poza tymi kilkoma ludźmi nie potrafiłby zakraść się i tak zuchwale zasztyletować człowieka - w strzezonej stanicy, gdzie obok chodziła jeszcze trójka ludzi! Wtem zmysły powróciły, dostrzegł przed sobą klęczącego Hardiana], po jego wyrazie twarzy rozpoznał czarne myśli,Hardian musiał wiedzieć to co on, nie było innej możliwości.
Wtedy Bregan odciął wiszące ciało, trup spadł i z plaskiem uderzył w błoto. Głosy i krzyki znowu się nasiliły, Hardian podszedł i nakrył trupa swoim płaszczem. Lrew zaczęła wsiąkać w materiał kształtując krzyż, Malakai ruszył w kierunku ciała, uklęknął przed zwłokami i zdjął swój płaszcz, koszulę również - wtem cały plac zamarł. rozmowy i krzyki ucichły. Wszyscy spojrzeli na mężczyznę, na jego piersiach był identyczny krzyz jak na zwłokach Torqa.Mężczyzna zaczął porównywać blizny, było to faktem - obydwie były identyczne, te same nacięcia, w tych samych miejscach. Założył koszulę i płaszcz, nakrył ciało Torqa i odsunął się w milczeniu.
Usłyszawszy rozkaz wymarszy na patrol, bez słowa ruszył do sypialni, wziął rzeczy - przewiesił łuk i kołczan przez plecy, do pasa przypiął sztylety i do ręki wziął sejmitar.
Ruszył razem z Narien, niestety - grawerowanie miecza musiało poczekać.
To była sprawa osobista...
J0lo [ Legendarny Culé ]
Chwilkę po usłyszeniu rabanu na dziedzińcu wyszedłem. W pierwszej chwili myślałem, że puszcze pawia. Nie z obrzydzenia bynajmniej - widzialem gorsze rzeczy. Ten krzyż. Cholera jasna! Czy oni nigdy nie przestaną mnie gonić? Myślałem, że dzięki magom nie będą w stanie mnie odkryć. Cholera tyle lat i chyba na próżno. Przecież to działało. No nic. Mam nadzieję, że nie będę następnym celem...
Poszedłem do kwatery... i spojrzałem na to... nigdy nie sądziłem, że będę musiał się na to patrzeć znów..
*z toku rozumowań wyrwało go uczucie bycia obserwowanym. odwrócił się i postać się ulotniła.*
Cholera wiem, że ktoś to widział ale jeśli się kapnie co tu jest wytatuowane... będą kłopoty.
*zwraca się do Alkaran*
- Kuchnię Pani Dziesiętnik zostawiam natychmiast. Ingham wręcz przewyższa mnie umiejętnościami kulinarnymi acz lepszego wina nie wydestyluje. Natomiast widać potrzebne nam wzmocnienie warty w tej chwili. Już się ulatniam na wartę
*odszedł na mury do Khergotha*
- Masz jakieś pomysły? Jak dla mnie to trochę dziwne, że Inkwizycja morduje człowieka, jeśli w naszej Kompanii jest kilka elfów. Intryguje mnie to wręcz czemu przypadkiem nie zaatakował mnie jak poszedłem po zioła. Co się patrzysz? Potrafie momentami znikać. Wiem, że to niebezpieczne ale wierzaj mi - nie dam się zaskoczyć...
Po chwilce pogawędki oddaliłem się troszkę pod pozorem spoglądnięcia z innej strony na błonia Wolfstone. Miałem wrażenie, że ktoś w czarnej płachcie tam stał... nieeeeee.... to niemożliwe. Szok i nieustająca groźba Inkwizycji robią swoje. Rzuciłem Wykrycie Zła - bardzo pomocny czar lecz dla dzikiego maga dosyć loeryjne. Potrafi zadziałać różnie - od wskazania wręcz idealnie złego do małej eksplozji przede mną. Na szczęście ostatnią wpadkę miałem w górach, przed masakrą. Mimo to czar nie powiódł się aż tak dobze jak bym chciał. Miałem tylko rozmazaną wizję dobra i zła. Widziałem wiele dobrych, białych psotaci oraz kilka szarych, dobrych z natury ale popełniających błedy. Widziałem też jedną czarną. Czerń ta przewyższała wszystko co do tej pory spłatał mi ten czar. Wręcz przerażająca. Widziałem jednak i bez tego czaru rzeczy tak ohydne iż to przyjąłem ze spokojem...
*wracam po chwili do Khergotha*
- Stoimy kompanie naprzeciwko czegoś co póki co nas wszystkich razem wziętych przerasta. Mam nadzieję, że nie będziemy musieli zbyt szybko z tym stawać oko w oko...
TzymischePL [ Senator ]
Hm hmmm. Wolna Kompania. Jak znam zycie to bedzie wolne kopanie.... W sam raz. No to ide sie zglosic... W sam raz dla starego czlowieka...
Suhoj [ Fochmistrz ]
Spamer
W bramę wszedł wysoki na ponad 2 metry człowiek olbrzymiej wręcz postury. Zbroja skużana gęsto nabijana ćwiekami i ogromny młot dwuręczny robiły wrażenie. Młot musiał sporo ważyć, lecz olbrzym obracał nim w rękach jakby to było piórko.
Zanim zrobię cokolwiek, muszę się trochę porozglądać. Stajnie nie, konie są dla mnie nieco za małe. Jednak w magazynie można trochę pomyszkować. Trafić nie było trudno. Zauważyłem że Deiland bierze sobie jakiś topór:
- Cóż- pomyślałem- skoro jemu wolno to mi też!!
Wiele ciekawego tam już nie zostało, szczególnie przy moich rozmiarach, jednak udało mi się znależć hełm zdobyty pewnie na jakimś wikingu, bo nowy to on nie był, a wielkie rogi zdradzały jego pochodzenie. Nikt go nie wziął bo pewnie był za duży.
Dobra teraz trzeba dopełnić formalności. Ten co krzyczy to pewnie setnik więc powinien się nazywać Stark, w każdym razie takie słuchy po forcie chodziły. Podchodzę i mówię.
-Witam setniku Stark-okazuję glejt- jestem Spamer, widzę, że ktoś wam zginął. Może więc dołączę do tej osłabionej drużyny. Na pewno się przydam. Wskaż mi dowódcę.
Ingham [ Konsul ]
INGHAM
Nie, nie chcę, dajcie spokój. Bezruch, brak mi tchu. Znowu nocny koszmar. Który to już tej nocy? Ledwie zasnę to już się budzę. A teraz jeszcze Stark drze ryja na placu apelowym. Pierdolona wojskowa przygoda, pierdolona północ, pierdolony setnik, pierdolone rozkazy.
Wstaję, zakładam zbroję, widzę jak czynią to inni, biorę miecz do ręki, łuk na plecy. Wybiegam na plac apelowy.
O żesz....... Ktoś tu dał ostro dupy... Prawie jak w Nithilgorskich Lasach...Patrzę po twarzach zebranych, zdziwienie, złość, łzy, złość, jak w Nithilgorskich Lasach...
Krzyki Starka, mieszają się z bałaganem, jaki ma miejsce na placu apelowym. Ludzie z mojej drużyny zaczynają naskakiwać na dziesiętnika. Boże najwyższy jak dobrze, że nie miałem tej nocy zmieniać warty.
-Wy chcecie nas wykończyć, gdzie byłeś, spałeś sobie, Twoja wina- pojedyncze słowa docierają do moich uszu.
Stoję wmurowany patrzę na krwawym ogniem palący się krzyż, tak dobrze znany znak. Albo ktoś z Nas albo ktoś od Nich. Nie ma czego się bać- śmierć i tak kiedyś nadejdzie. Dochodzę do siebie.
Kątem oka widzę trzy nowe osoby wchodzące do grodu. Hmmmm...Nowi rekruci? Nie najlepsza pora żeby się przedstawić. Nic to mam zajęcie, trzeba mimo wszystko przygotować coś do jedzenia i ekstra porcje dla tych z patrolu.
Wchodzę do kuchni, biorę leżące na stole jabłko i wracam do swojej kwatery. Widzę jak Eldrith leży na pryczy, nie śpi jeszcze. Wyciągam sztylet dzielę jabłko na pół.
-Trzymaj, zanim coś konkretnego będzie do jedzenia przegryź, chociaż to.
Odpinam Kołczan, łuk i kuszę, zostawiam to w budynku. Wyciągam z plecaka miód, przedostatnią butelkę, biorę porządnego łyka, podaję Eldrithowi.
-Napij się w taki dzień trzeba. Taki mord potwierdza obecność Inkwizycji i infiltrację Wolnej Kompanii. Swoją drogą musiał być on jakimś świętokradcą skoro Inkwizycja go zgładziła. Hmmm....Papież tak chciał, Bóg tak chciał.
Wychodzę, popijając sobie powoli miodzik.
Papież tak chciał i Bóg tak chciał, Papież tak chciał i Bóg tak chciał, Papież tak chciał i Bóg tak chciał. Trzeba zabrać się do roboty. Jeszcze trochę tego i śniadaniowa papka gotowa.
Miodzik wchodzi wyśmienicie. Częstuję Jola.
-Chwała nam i naszym kolegą. Wesołej warty, i gdybyś mógł w wolnej chwili pomóc przy destylowaniu kapki wina, piwa albo czegoś takiego.
Przygotowuję obiad i kolacje, sprzątam spiżarnię a na zapleczu zaczynam montować zestaw młodego chemika do otrzymywania alkoholu.
Jadłospis:
Śniadanie
Kasza z mlekiem, chleb i omlet, owoce.
Obiad
Zupa gulaszowa zrobiona z resztek z wczoraj, pieczone kurczaki i kasza gryczana
Kolacja
Ziemniaki zapiekane z czerwoną fasolą i boczkiem, sałata.
W koszach pod ścianą leżą jabłka, cebula, kawałki sera i trochę pieczywa gdyby ktoś był głodny w tak zwanym międzyczasie. Dzisiaj wino bardziej rozwodnione- tak będzie do czasu wyprodukowania własnego.
Dibbler [ Gardło Sobie Podrzynam ]
Link do kolejnej części