PIL [ Konsul ]
Takie sobie opowiadanko
Witam.
Zauważyłem, że od czasu do czassu ktoś pokazuje na GOL-u próbki swej twórczości. A zatem zapytam Was - "Co o tym sądzicie" ? Poniższe opowiadanko powstałio w 1998 roku podczas nudnego jak flaki z olejem wykładu o specyfice wojskowego transportu morskiego. Facet opowiadał jakieś dziwne rzeczy, a ja sobie skrobałem na kartkach. Na takim forum pokazuję je po raz pierwszy. Ciekaw jestem Waszych reakcji.
"HOMO SOVIETICUS"
W środę rano , siedząc przy kuchennym stole przeglądałem GAZETĘ. Ponieważ w związku z obecną sytuacja na rynku pracy , mam dużo wolnego czasu , przeglądanie GAZETY , a zwłaszcza szpalty z ogłoszeniami , stało się codziennym rytuałem. Nagle mój wzrok padł na skromnie wyglądający anons :
"Spółdzielnia "ZRYW" zatrudni socjologa"
Tylko tyle. I aż tyle. Aha , jeszcze numer telefonu. Moje serce zabiło odrobinę szybciej. Szczerze mówiąc niełatwo jest znaleźć pracę w moim zawodzie. Takie ogłoszenia nie ukazują się często. Gdybym przewidział to dwadzieścia lat temu , nie zdawałbym na socjologie. Chociaż...Kiedy przypomnę sobie Jurka i Waldka , całonocne imprezy z ich udziałem (można by napisać niejedną książkę na ich temat) i przede wszystkim Wiesię , śliczną , korpulentną brunetkę , która odwiedzała nas często w akademiku...Ech , młodość. Szkoda , że już za nami.
Raz jeszcze spojrzałem na ogłoszenie i ruszyłem do pokoju gdzie stał telefon.
- Dzień dobry. Ja w sprawie ogłoszenia.
- A tak , jeszcze aktualne.
Zaspany damski głos po drugiej stronie telefonicznego kabla sprawił , iż pomyślałem , że w Spółdzielni "Zryw" , panie odbierające telefony nie maja zbyt wiele pracy. Wraz z powyższą myślą pojawiła się inna - oby tylko pensja socjologa była odwrotnie proporcjonalna do obowiązków telefonistek.
- To wspaniale ! Bo , widzi pani , ja właśnie szukam takiej pracy.
Nadzieja. Może nareszcie skończą się całe dnie w domu , codzienna walka z dziećmi przed wyprawieniem ich do szkoły i wieczne utyskiwania żony , że cały dom na jej głowie (a właściwie na jej portfelu). Znudzona pani telefonistka pomyślała chwilę (tak przynajmniej założyłem , bo w słuchawce zaległa cisza spowodowana być może kolejnym łykiem herbaty ).
- Pan przyjdzie przed drugą. Dyrektor powinien być u siebie.
Po tych słowach bezceremonialnie odłożyła słuchawkę. Gdy mówiłem "do widzenia" , brzmiało w niej już przeciągłe TUUUUUUUUUU...
* * *
Potraktowałem to TUUUUUUUUU... jak dobry omen. Może przyjdzie mi zarabiać duże pieniądze właśnie TUUU... , w firmie , przed której bramą stoję. A brama solidna. Mam nadzieję , że firma również.
Jakby tej solidności było mało , przed bramą stoi strażak. Ale jaki ! Wiekiem co prawda nie młody , ale bardzo postawny i może przez to bardziej dystyngowany. Mundur granatowy , prawie czarny , ozdobiony dwoma medalami , kilkoma baretkami i złotym sznurem. Spodnie w kant , buty lśnią w popołudniowym słońcu. Wygląda jak szef wszystkich strażaków. Tych zawodowych i tych ochotniczych też. Kiedy tak mu się przyglądałem z nieukrywanym podziwem , podszedł do mnie i zapytał :
- A Wy tu czego - warknął - ... szukacie - dodał po chwili , jakby przypomniał sobie o dobrych manierach. Obejrzałem się sądząc w pierwszej chwili , że ktoś się za mną zaczaił.
- Jestem tu sam. Jeden.
- Przecież widzę. I raz jeszcze pytam czego tu szukacie.
Nagle mnie olśniło. Strażak już niemłody , a więc zapewne przedstawiciel gatunku homo sovieticus. Druga osoba liczby mnogiej była podstawową formą używaną przez przedstawicieli tego gatunku. Zdziwiłem się trochę , że jeszcze się nie przystosował , ale zrzuciłem to na karb jego siwych włosów. Stare drzewa rzadko przyjmują się w nowych miejscach.
- Ja w sprawie ogłoszenia o pracę.
- My żadnego ogłoszenia nie dawaliśmy - odrzekł strażak.
W jednej chwili moja teoria o stopniu jego przystosowania legła w gruzach. Powiedział "MY". Powiedział ""MY NIE DAWALIŚMY". A więc zgodnie z najnowszymi trendami panującymi na niwie pracodawca - pracobiorca , mój strażak utożsamiał się ze swoja firmą w stu procentach. Zwykły strażak. Spółdzielnia "ZRYW" zyskała w moich oczach kolejny plus.
- Ale ja tu dzwoniłem i umówiłem się z pewna panią , ze przyjdę przed drugą - w rozpaczliwym geście pokazałem strażakowi swój zegarek.
- Z pewną panią toście się może i umawiali - stwierdził z lubieżnym uśmiechem na ustach - ale ze mną nie.
- Proszę pana - postanowiłem spróbować raz jeszcze od początku - Przeczytałem w prasie ogłoszenie. Firma , w której Pan pracuje , poszukuje pracownika. Rozmawiałem telefonicznie z sekretarką DYREKTORA (blef , a nuż się uda) ! Umówiła mnie z PANEM DYREKTOREM (kolejny blef) na czternastą , więc przyszedłem spotkać się z PANEM DYREKTOREM (silny akcent na zakończenie wywodu).
- Proszę pana - strażak wyraźnie mnie przedrzeźniał - kupiliście gazetę (przeszedł szybko na "wy") , przeczytaliście , umówiliście się i przyszliście się spotkać... ... A przepustki nie macie - dodał już normalnym , służbowym tonem.
Fakt , nie miałem. Co robić. Już po drugiej. Jak jeszcze chwilę tu postoję to dyrektor wyjedzie drugą bramą , a jutro wczesnym rankiem pojawi się tu inny socjolog , który zaopatrzy się przezornie w przepustkę.
Postanowiłem wytoczyć armatę największego kalibru. Armatę , która zawsze działała na przedstawicieli homo sovieticus.
- PAN NIE WIE KTO ZA MNĄ STOI ! - stwierdziłem zdecydowanie , podnosząc jednocześnie głos.
Zrobił gwałtowny krok do przodu. Zbliżył swoją ogorzałą twarz do mojej , zmrużył oczy i wysyczał przez zęby :
- Przed chwilą mówiliście , że jesteście sam jeden - zawiesił znacząco głos. - To już nie te czasy , a więc nie straszcie , bo się nie boję ani was , ani tych co za wami stoją.
Utwierdziłem się w przekonaniu , że mimo kilkudziesięciu lat funkcjonowania w systemie "powszechnej szczęśliwości" , mój strażak jednak znalazł sobie miejsce w nowej rzeczywistości. Wiele teorii naukowych zakłada , że czas przystosowania osobnika do nowych warunków egzystencji jest wprost proporcjonalny do czasu funkcjonowania w starym systemie. Nie bez znaczenia jest także wiek. Tak jednostki , jak i społeczności , w której przyszło jej się adaptować do nowych warunków. Ale jak to zwykle bywa , książki sobie , a rzeczywistość ... .
Właśnie. Nadal stoję przed bramą spółdzielni "Zryw" bez przepustki.
- Czy może mi Pan łaskawie powiedzieć - spróbowałem raz jeszcze - gdzie mogę otrzymać taka przepustkę ?
Popatrzył na mnie z wyrazem triumfu na twarzy.
-Łaskawie mogę - powiedział cedząc z wolna każde słowo. - W kadrach.
- A te kadry to gdzie ? - zapytałem.
- O , tam - wskazał ręką szary budynek po drugiej stronie ogrodzenia.
Chciałem przejść przez bramę , ale zastąpił mi drogę.
- A wy dokąd ?
- Po przepustkę.
- Bez przepustki nie wolno - nadął się jak indor , zasłaniając swym jestestwem całą furtkę.
- Panie przecież to nie ma sensu - nerwy zaczynały mi puszczać - bez przepustki nie można się dostać do miejsca gdzie te przepustki wydają. Istna paranoja.
- Ja tam nie wiem , para czy nie para. Ja tu tylko pilnuję - stwierdził strażak i począł oddalać się w stronę swej budki. Strażacki toporek dyndał mu przy pasie. Ten widok podsunął mi jeszcze jeden pomysł.
- A właściwie to czemu Pan tu pilnuje ? - zapytałem znienacka- Przecież Pan jest strażakiem pożarowym , a nie strażnikiem przemysłowym.
Strażak przerwał swą wędrówkę do budki i odwrócił się na pięcie. Przybrał znaną mi już postawę z pochyloną głową i zmrużonymi oczami. Widać było , że jego umysł wykonywał bardzo ciężką pracę.
- A wy coście tacy ciekawi , he ? - zapytał w końcu. - Książkę piszecie,czy co ?
Wpatrywał się we mnie jak jasnowidz. Tak jakby chciał odczytać wszystkie moje myśli. Gdyby potrafił to robić , dowiedziałby się , że bardzo dawno temu , zaraz po dyplomie myślałem o napisaniu książki , bądź opracowania naukowego , które sprawiłoby , że cały świat wymawiałby moje nazwisko z nabożną czcią. Ale to było dawno. Żona , dzieci , codzienne problemy i dwupokojowe mieszkanie. Niech ktoś spróbuje napisać książkę w dwupokojowym mieszkaniu pełnym dzieci. Uśmiechnąłem się do swoich wspomnień i do strażaka jednocześnie.
- Widzi Pan , nie piszę książki , ale to pewnego rodzaju ciekawość zawodowa.
- Ciekawość zawodowa ? - strażak jeszcze bardziej zmrużył oczy. Czoło zmarszczyło się samo. Trwał tak przez co najmniej minutę , po czym wyprostował się i rzekł :
- Zaczekajcie chwilę. Może da się coś załatwić.
Nie wierzyłem własnym uszom. Podziałało. Kiedy straciłem wszelką nadzieje , pomysł ze strażakiem - strażnikiem poskutkował. Dzięki Bogu. Nareszcie pobieżna znajomość psychologii na coś się przydała.
Kiedy ja cieszyłem się w duchu jak małe dziecko , strażak rozmawiał z kimś przez telefon stojący w jego budce. Pomyślałem , że jest okazja aby rozejrzeć się po przyszłym miejscu pracy i podszedłem do bramy. Niby nic szczególnego. Plac , wokół niego budynki. Ale za to na placu same luksusowe samochody. Może ja też będę mógł pozwolić sobie na taki. Żeby tylko załatwić tę robotę.
- Jeszcze chwilka i załatwimy - usłyszałem głos strażaka , który wyszedł ze swojej budki i zmierzał w moją stronę. W jego postawie nastąpiła jakaś zmiana. Trudno mi było określić co , ale coś się zmieniło. Pomimo , iż cała postać była bardziej spięta i przygotowana do działania , to na twarzy pojawił się delikatny uśmiech.
- A więc mówicie - odezwał się przyjaźnie - , że chcecie pracować w naszym zakładzie.
Czyżby w jego głosie zabrzmiała przyjacielska nuta ?
- Dobry wybór - kontynuował - bo i zakład dobry , he he he. A więc jak dobrze pójdzie , to może będziemy kolegami - zaśmiał się raz jeszcze i niemal klepnął mnie w plecy.
Z-D-Ę-B-I-A-Ł-E-M. Skąd ta nagła zmiana ? Z nieufnego służbisty w przyjacielskiego pracownika tej samej firmy. A może ktoś ważny polecił mu traktować mnie uprzejmie ? W końcu miałem pracować na nie byle jakim stanowisku. Przyznam , że połechtało to nieco moją próżność. Niestety łechtanie nie trwało zbyt długo. Dokładnie rzecz ujmując , do czasu pojawienia się przy zakładowej bramie Volkswagena. Policyjnego Volkswagena. Wysiadło z niego dwóch mundurowych. Jeden podszedł do strażaka , drugi , na co początkowo nie zwróciłem uwagi , stanął za moimi plecami.
- Dzień dobry , panie Zenku - zwrócił się ten pierwszy do mojego strażaka.
- Zaraz się okaże czy dobry - odparł strażak - co tak długo ?
- Wjechaliśmy w mały korek - stwierdził policjant i postanowił przejść do rzeczy - W czym problem panie Zenku ?
- Nie w czym tylko w kim - strażak w znaczący sposób spojrzał na mnie.
Nagle zrozumiałem wszystko.
- Zaraz , zaraz panowie !
- Tylko spokojnie - odezwał się policjant stojący za moimi plecami i położył mi rękę na barku. Muszę przyznać , że była duża , twarda i ciężka.
- Ale przecież ja nic nie zrobiłem.
- Nic nie zrobiliście - żachnął się strażak - a kto tu przylazł oczy mi mydlić , że z ogłoszenia , kto mówił , że dzwonił i się umawiał , kto mnie straszył tymi co za wami stoją , he ? - strażak nie przerywał swej tyrady , a ja czułem , że dłoń policjanta coraz bardziej zaciska się na moim barku - kto w końcu rozglądał się po placu kiedy dzwoniłem ?
Zmienił głos , dając tym do zrozumienia , że argument numer jeden zostawił na koniec.
- To tylko taka zawodowa ciekawość - zacytował z przekąsem moje słowa - A jaki macie zawód, he ? Może szpieg ?!
Zaskoczenie , wesołość i smutek. Nie sądziłem , że mogą one jednocześnie eksplodować w mojej głowie. Zaskoczenie , bo nikt nigdy nie postawił mi bardziej absurdalnego zarzutu. Wesołość , bo jeśli nawet , to c o lub k o g o miałbym szpiegować i na czyją korzyść. Satelity od dawna robią zdjęcia , na podstawie których analitycy badają wpływ dziury ozonowej na liczbę siwych włosów w populacji. Smutek , bo po raz drugi moje obserwacje okazały się błędne. "Bądź czujny - Wróg nie śpi" - to motto przez lata towarzyszyło przedstawicielom gatunku HOMO SOVIETICUS.
- Panowie - powiedziałem , sięgając jednocześnie do torby , w której miałem dokumenty i gazetę z ogłoszeniem - Za chwilę wszystko wyjaś.....
Niestety nic już nie zdołałem wyjaśnić , gdyż silny cios w nerki zwalił mnie na kolana. Być może zbyt gwałtownie sięgnąłem do torby , ale żeby zaraz w nerki ? Chciałem , mimo bólu , powołując się na paragrafy Konwencji Helsińskiej stanowczo zaprotestować , ale gaz łzawiący pozbawił mnie wzroku i tchu. Zacząłem krztusić się i płakać jednocześnie. Jak przez ścianę słyszałem głos strażaka:
- Jaki agresywny , swołocz. Pewnie granaty ma w tej torbie. Albo jakieś inne świństwa.
- Ma pan rację panie Zenku - zawtórował mu jeden z policjantów. Teraz oni wszyscy uzbrojeni , więc musimy działać zdecydowanie. Sam pan rozumie.
- Pewnie , że rozumiem - obruszył się pan Zenek (chyba mogę go teraz tak nazywać) , a ja poczułem jak silne ręce unoszą mnie z chodnika i wrzucają do samochodu. - Zawsze to rozumiałem i dlatego popieram w całej rozciągłości zdecydowane działania milicji. Przepraszam , policji - poprawił się szybko pan Zenek.
- No , to my już pojedziemy wyjaśniać - odezwał się drugi policjant - trzecia się zbliża , to go chyba zamkniemy do jutra , a jutro rano z kopyta do roboty.
Oczyma wyobraźni , te prawdziwe wciąż łzawiły jak diabli , ujrzałem ich ironiczne uśmieszki. „Z kopyta do roboty” , ale najpierw poranna herbata , poranna prasa , poranna kawa i drugie śniadanie , a potem do trzeciej niedaleko.
- A dajcie mu tam też coś ode mnie - usłyszałem jeszcze głos pana Zenka.
Drzwi samochodu trzasnęły i ruszyliśmy ostro z włączonymi sygnałami. Swymi umęczonymi oczyma widziałem przez zakratowaną szybę oddalającą się szybko postać pana Zenka. Strażaka , który (teraz mogę to stwierdzić autorytatywnie) był przedstawicielem gatunku HOMO SOVIETICUS.
Zresztą nie tylko on.
KONIEC
P.S.Gratuluję tym, którym udało się przebrnąć. :))
Mindlord [ Konsul ]
podobalo mi sie =]
acz ja bym dopisal wynajecie kilku homo sovietus(!) na jakims targowisku co by panu homo sovieticus zenkowi twarz na warsztat wzieli...
ogolnie bardzo fajne tylko zakonczenie nie w moim guscie =]
Swidrygajłow [ ]
niezłe
Kloshart [ Pretorianin ]
Fajne opowiadanie tylko szkoda że nieprawdziwe. Czytałem z przyjemnościa co mi sie żadko zdarza.
PIL [ Konsul ]
Kloshart ---> Hmm ... Opowiadania tak już mają, że większość z nich jest "nieprawdziwa". Mimo wszystko byłbyś, jak sądzę zdziwiony tym ,jak wielu ludzi rozumuje jeszcze kategoriami mojego "Pana Zenka".
PIL [ Konsul ]
:=(( Wiedziałem, ze tak będzie. Nikomu się nie chce czytać, a ja tak liczyłem na wasze opinie. :-((((