===Elvis=== [ Powrót Króla ]
Król Blantur i Rycerze Okrągłego Bonga!(Uwaga długie)
Dawno dawno temu za wielkim zielonym polem,mieszkała sobie całkiem spokojna rodzinka.Ona-Mary U. a On-Janek.Mieli malutkiego synka ,a na imie miał on Blant.Był on normalnym dzieckim nie wyrużniającym się niczym nadzwyczajnym,tylko...codziennie bawił się w swoim polu pzed domkiem i mu sie dziwnie w główce #CENSORED# czasami,ale to już inna historia.
Tak wiec wracajac do mysli pzewodniej ...
Pewnego dnia w spokojny i słoneczny dzień
Blant bawił sie na dworze
I wtedy to ujżał dziwną postać patrzącą się na niego z chmurrrrrrrr.
Miała ona troszke czerwone oczy ale tak ogólnie to wyglądała całkiem poczciwie...no jak jeszcze się nie kapneliscie to to był Bóg.I wtedy to Blant usłyszal głos z niebios.
"Blanciku słuchaj no! Od dzisiaj jesteś moim rycerzem ,będziesz dzielnie wykonywał swoje obowiązki,to cie będe wynagradzał za to bardzo obficie,a twoje obowiązki będą polegały na nieczym innym tylko na rozprowadzaniu tematu
Blanciku kochany słuchaj mnie teraz masz tutaj wielki wór z nieskończonymi zasobami mojego
najlepszego stuffiku.
Jako mój oddany i najlepszy rycerz będziesz spzedawał to magiczne zielsko każdej osobie która będzie w smutku albo w nudzie spędzac czas na ziemi.
Jakem zekł tak tesh ma się stać Blanciku,a teraz żegnaj już i do zobaczenia za jakis czas"
I znikając w chmurach powiedział jeszcze.
"
...Aaa i pamiętaj Blanciku.Pzycinaj ile się tylko da,jak się tylko da, i kiedy się tylko da... (no i od tego czasu istnieje na ziemi skąpstwo tak wogóle)
Mijały tygodnie,miesiące i lata...
...a Blant ,rósł i rósł,jarał i rósł ,jarał i rósł,i z czasem dorobił się i fortuny i sławy jako najdzielniejszy rycerz na świecie.
Rozdział 2. "Excalibong"
...Jako rządny pzygód mlodzieniec,Blant wyruszyl w poszukiwaniu przygód w swiat i ine daleko sie nachodził wsomie bo po kilku dniach drogi doszedl do dziwacznego miejsca.
A mianowicie do obozu rozbitego u podnuża góry.
Chrzątało się w nim mnóstwo ludzi,ale zazwyczaj byli to rośli i krępi męzcyzni.
O #CENSORED# chyba trafiłem do jakiegoś "Gej Parku"-pomyślał sobie Blant,ale docierajac na drugi koniec obozu pod samą skałę oniemial.
Leżało tam ogroooOOOOoomne Bongo do którego co chwile podchodził jakiś czlowiek przystawiał usta po czym padał bezwładnie an ziemie.
Z zaciekawieinem Blant podszedł bliżej.
-A cush za dziwaczne urzadzenie to jest?zapytał jakiegoś pzypadkowego mezcyzne.
Na co ten odzekł.-Oto jest Excalibong!!!,Bongos o niesłychane magicznej mocy.Powiadaja ze człowiek, który zciagnie z niego bucha i ustoji na nogach o własnych siłach,zostanie Królem.
Zaciekawiony Blant podszedł do Excalibonga po czym nie przygotowywujac sie wogóle zaczerpnął
przemocarnego bucha.Jego oczy zwiększyły się dwukrotnie,a buzia napompowała się tak jak by zaraz miala eksplodowac.
Wkoło zapanowała głucha cisza,uwaga wszystkich ludzi obecnych w obozie skupiła się na Blancie ,który dzielnie walczył z muzgorzerczym buchem.
W obrębie obozu dało sie wyczuc wielkie podniecenie,ponieważ jeszcze nikt nigdy ine ustał tak długo po zetknieciu sie z Excalibongiem.
Nagle z ust Blanta wyleciala wielka chmura,a na jego twarzy pojawił sie wielki banan.
-ooooOOOooooOOOooo goooooodddd shietttttt.powiedział,po czym spojżal na ludzi pzed nim.
Wszyscy kleczeli na kolanach ze splecionymi rekoma.Nagle rozległy sie głosy
Niespodziewanie ogromna częśc skały zaczęła sie poruszac i formowac na kształt twarzy.
Teraz to juz ludzie nie wiedzieli czy maja sobie kleczec dalej czy moze tzeba uciekac.
"Blancie!! jako jedyny opanowałeś moc Excalibonga,dlatego tez jak głosi legenda od dzisiaj to ty jestes prawowitym Królem.A teraz wez ze soba Excalibonga i ruszaj.Wybudoj wielkie królestwo i rządz nim godnie."
Zdziwiony troszke Blant wziął Bongosa po czym stwierdził ze chyba wruci do domu obadac dokładniej moc Excalibonga , a potem zrobi sobie to królestwo.
Mijały dni ,a w miare ich upływu coraz wiecej ludzi przybywało aby oddać cześć Blantowi.
Po calkiem nie krótkim czasie postanowił on jednak wybudowac wspomniane gdzies tam wyzej królestwo.
Powstało ono bardzo szybko,ogromy komplex zamokow siegał prawie chmur,a i szerokość była imponująca.
-hmmm no dobra dobra .ale jak by tu teraz nazwac to moje królestwo?-pomyslal Blant.
W tym samym momencie przechodziła obok niego kobieta.Gdy tylko na nią spojzał,jego oczy odrazu powiększyły sie do rozmiaru 5złotowek.
Kobieta ta była ubrana w długą,biało niebieską suknie,krotkie blond włosy powiewały na wietze a male ale pzepiekne oczy sprawiały ze Blant nie mogł oderwać od niej wzroku.
Stał jak zahipnotyzowany.
-mmmmmmmmmm co to za anioł. pomyślal sobie,po czym podbiegł do niej i zapytał.
-Jak ci na imie boska istoto i dlaczego nigdy wczesniej cie nie spotkałem?Hyba dopiero teraz zstąpiłas z nieba,aby razem ze mną zasiąść na tronie?
-Witaj Królu Blancie.Na imie mam Fifka ,niesopotkalismy sie nigdy wczesniej poniewaz widocznie tak miało byc.
-To musi byc Ona,to musi być ta jedyna.-pomyślał sobie Blant.
-To moze być on ,to moze być ten jedyny.-pomyślała sobie Fifka .
-Zostan ze mną i bądz moją podporą,a ja uczynię cię moją królową,i wespre cie w trudnych chwilach.powiedział Blant,klękając pzed Nią na kolanach.po czym chwycił ja delikatnie za ręke i umieścił na niej najlepszy pocałunek na jaki tylko mógł sie zdobyc.
(tutaj inestety zakonczymy nasz wątek miłosny poniewaz jest to bardzo niebezpieczne dla dalszej przyszlosci tego opowiadania,a inechcemy zeby zamieniło sie ono w brazylijską ksiązkonowele) ...but dont be afraid,I won't forget about this.
Rozdział 3. "Bombardier"
Był piekny popołudniowy dzień.Blant jak zawsze w takie dni zapragnął zaczerpnąć #CENSORED# z Excalibonga.Udał sie wiec do pokoju narad gdzie spoczywał uw skarb.
NIe zwlekając zatem ni chwili dłuzej ,#CENSORED# siarczystego bucha prosto w lewe płuco...a potem poprawił jeszcze na prawe.
Gdy wychodzil juz z pokoju narad,ku jego oczom ukazała sie pzepiekna jak codzien Fifka,pzechadzała sie własnie po zamkowym ogrodzie,witając nowy dzionek.
-Witaj kochanie! krzyknął radosnym głosem Blant.
-Witaj mój kochany męzu!Odkrzyknęłą mu ukochana.
Po pół godzinnej zabawie w pieszczoty,Fifka udała sie wziąśc kopiel a Blant udał sie na przechadzke do królewskiego lasu.
Im bardzie zanużał sie w las,im cichsza byla cisza,tym głosniejsza była cisza.
Im głembiej tym ciemniej.
-Pzyjaram sobie !.pomyślał nagle po czym błyskawicznym ruchem dobył swoją dulkę,a z saszetki na pasie wyjąl magiczną zapalniczke podarowana niegdys przez pieciometrowego niziołka.
Buch był bardzo pozytywnie wpływający na jego umysł i po jakis 5 sekundach zatrzymał sie Blancik po srodku lasu,ciemno jak w dupie u muzyna,cicho jak napewno nie w dupie muzyna.
I stoji chłopak i nie wie co sie dzieje z jego głową.
Nagle ujżał pzed soba postac pzypominająca wyglądem jakiegoś dobze opancerzonego rycerza.
Jego zbrooja byla koloru srebrnego,a hełm pzypominał twarz lwa.
-Kimże jestes panie i co robisz w tym lsie zapytałą donośnie postac
-Jestem Blant-Artur potomek Mary U. i Janka ,a w tym lesie jestem na pzechadce.
-Czy nie boisz sie podruzowac samemu po tym lesie?
-NIe a dlaczego miał bym sie bac?
na twarzy nieznajomego bojawilo sie coś na kształt małego bananka.
-hehehe zasmiał sie cichutko rycerz.-Ciemnosci panie,ciemnosci.
-Nie nie boje sie!!!!Nieczego ani nikogo sie nie boje!!!! nie boje sie niczego.odzekł Blant.
-No dobra ,dobra nie denerwój sie tak Blancie,juz spoko,sorry.Powiedział z pzerazeniem NIeznajomy.A potem szybko dodał wyciagając ręke w pzod-Jestem Bombardier.
-Siemasz Bombik odparł z rozlużnieniem Blant.
-Nie nie mam,ale mam coś rownie fajnego, taddaaaaa .magiczne piguły szczęścia.
-Wystarczy jedna a poczujesz się szczęsliwym i wogole.
-Ale ja jestem szczęśliwy .Odpowiedział Blant
-No to weż dla rozjasnienia umysłu,bo ciemno coś dzisiaj w tym lesie.
-No dobra wsoomie moge #CENSORED# pigułe,powiedział smiejąc sie Blant.
-Bombardier a wez no ty mi powiedz co ty wogóle robisz w tym lesie?i Skad masz wogóle taką ksywke zacną?
-A powiem ci szczeze Arturku ze zbombiłem sie ładnie i zapodałem dwie piguły i straciłęm orientacje ,no i sie zgubiłem,co tłómaczy tez moją ksywke.Bombardier bo bardzo bombarduje swój umysł,jestem ineustraszony w walce,uzywam mocy bombardingu tzn.bombarduje umysły mocih przeciwników dziwnymi myślami filozoficznymi i teoriami.
-Ahaaaaaaaa-zdołał z siebie wybełkać Blant po czym stwierdził że ta odpowiedz bardzo go zadowoliła i uszczęśliwiła.
-A kimże jestes dokładnie ty Blanciku,i co tutaj naprawde robiłes.
-Jestem Blant-Artur,nie lubie sie chwalić ,a w lesie byłem na pzechadzce,i jeśli masz ochote to zapraszam cie na poczęstunek do mojego lokum. i znowu poczół Blancik ze jest bardzo usatysfakcjonowany ze swojej odpowiedzi.
-Z radością!!!odparł Bombardier,-Mam pzemasakrycznego PacMana Blanciku i z chęcią coś wszamię.
Tak więc po krótkiej konwersacji jaka sie własnie odbyła oboje udali sie w stronę zamku Blanta.
Podczas drogi nabili jeszcze jedna lufe.Iwystrzelili po jednej kulce.
Gdy dojechali do zamku Blanta,na twarzy Bombardiera dostżec można było bardzo wyraznego karpia.
Nie mówiąc nic weszli razem do środka,
Już w holu spotkali żonke Blancika
-Witaj kochanie,powiedziłą zucakąc mu sie na szyje
-Witaj skarbie odpowiedział radoscnie Blant
Bombardier patżył z niedowieżaniem.
Kimże jest ten człowiek ,jeśli na szyje żuca mu się taka piękność?pomyślał sobie zaciekawiony Bombik.
Czy już wiesz kim jestem? zapytał uśmiechnięty Blant.
-To jest moja kochana żona K...a,a ja jestem Blant,Król.
-YYyyeeEEbbleeebbleeeEEyyy.Zdołał wybełkotac Bombardier.
No i zrobili sobie chłopaki bibe w stylu bardzo młodzieżowym,Bombik poszedl spac do innego pokoju a Blant i jego anielsko piękna ukochana baraszkowali jeszcze do puznej pory.
Nastepnego ranka wstaai z potężnym bulem czasz.
I w taki własnie sposób Bombardier został pierwszym rycerzem Okrągłemgo Bonga.
Rozdział 4. "Blancelot"
Minęły 2 tygodnie od spotkania z Bombardierem,królestwo cały czas rozwijało sie,zewszad zjeżdzali sie ludzie,a Blant spędzał miłe dnie waz ze swoja ukochana,oraz ćwiczył sztuki walki z Bombardierem.
Chlopaki nie oszczędzali sobie nigdy,dlatego też każdy trening bardzo pozytywnie wpływał na kondycje ich muzgów.
Pewnego dnia po dosyć ostrym starciu z Excalibongiem,wyruszyc na pzejazdzke,w celu rozdania kilku niezbędnych do zycia niektórym ludziom, zielonych torebek.
W karki pżygzewało upalne słonce,zachciało im sie bardzo pić,dlatego też udali sie w kierunku widocznego na horyzncie jeziora.
Przepyszna woda zaspokoiła ich pragnienie w całosci.Ale patrząc w lustrzane odbicie,dostrzegli że ktos za nimi stoji.
Odruchowo odwrucili sie gwałtownymi ruchami i odskoczyli na boki.
Błyskawicznym ruchem dobyli mieczy i staneli w pełnej gotowosci bojowej czekając na ruch nieznajomego.
Stali tak pżez pewien czas,ash Blant zdobył sie na odwage i pżemówił
-Kim jesteś i dlaczego czaisz się za nami kiedy pijemy wode?
-Jestem Blancelot, nie czaiłem sie za wami tylko chiałem sie poprostu zapytac czy nie macie może jakiegoś tematu do odspżedania,bo mam cisnienie a zapas moich worów skonczył sie tydzień temu.
-Haaaahhahahahaa!!! Rozległy sie smiechy ze strony Blanta i Bombardiera.
-Jasne że mamy! I bardzo chętnie sie z tobą podzielimy, ale powiedz nam jeszcze co tu wogóle robisz i kim wogóle jesteś?
-No więc jak juz mówiłem jestem Blancelot,Pzybywam z bardzo dalekich krain,w poszukiwaniu przygód i godnego mnie przeciwnika.
-A w czymże to chciałbys sie zmierzyc?zapytał zaciekawiony Blant?
-W sztuce blantownictwa! odparł głosno i pewnie Blancelot.
-Więc zmierzmy sie!!!Krzyknął Blant
Bombardier rozsypał na dwóch liściach po wielkiej kupie zielska,a w tym samym czasie Blant-Artur i Blancelot przygotowali bibólki.
3...2...1...Start!!! Wszasnął Bombik.
Walka była bardzo zaciekła,z sekundy na sekunde oboje żucali kładli na ziemi świeżo skręconego blanta.
Szli łeb w łeb ,ręka w ręke,aż wreszcie Bombardier skończył odliczać czas.
Po dokładnym podliczeniu okazało sie ze był remis,więc postanowili zrobić dogrywke.
Postanowili że wypalą wszystkie skrecone właśnie blanty,a kto pierwszy wymięknie ten pzegrywa.
1 blancik-oboje siedzą z niewzruszoną miną.
2 blancik-na twarzach obojga pojawiaja sie lekkie bananki
3 blancik-banan rośnie do olbrzymich rozmiarów
...
99 blancik-Blancelot rozmawia telepatycznie z radzieckimi astronautami znajdującymi sie na stacji kosmicznej MIR,a Blant siedzi z bardzo wesoła miną i cieszy sie ze zwycięstwa.
Postanowił że wypali ostatniego blancika na spółke z Bombardierem,i gdy tylko poczół bucha w płucach postanowił że zabiorą Blancelora ze soba ponieważ jest on bardzo dobrym zawodnikiem.
A jego umiejętnosci w zarówno skręcaniu jak i paleniu blancików sa imponujące.
W zamku kochana zonka czekałą juz z pysznym obiadkiem,oraz mnustwem energi na reszte nocy.
Rano Blant nadał Blancelotowi tytól Sir
Wten oto sposób Blancelot stał sie drugim rycerzem Okrągłego Bonga bardziej znanym jako Sir Blancelot.
Rozdział 5. "Kielichad"
To byl jeden z tych dni ,kiedy wstajesz rano i mowisz sobie"#CENSORED#!!! jush nigdy wiecej nie napije sie alkoholu".
Blant leżał wraz z żonką na swoim najnowszym modelu łużka wodnego,wpatrując sie w żerandol,z którego usilnie próbował zejść Bombardier,Blancelot zaś mixował na muszli klozetowej swoj najnowszy numer pt"Pawia goni kolejny paw...".
Chłopaki skończyły sie nam muhohumorki.Powiedział Bombardier zachaczając głową o podłoge po nie udanym lądowaniu z zyrandola.
Tzeba bedzie sie wybrac do lasu na grzybki.Co wy na to?
Jestem za,odpowiedzial pzepitym glosem Blant.
Bleee,blee,bleeeeeee!!! dopowiedział Blancelot,po czym zapoznał swoją twarz z dnem klopa.
Po niedłogim czasie,cała trójka,wyruszyła konno w strone lasu.
Pogoda była całkiem niesloneczna,a wiatr rozwiewał zabełtane włosy Blancelota.
Bardzo sie chlopaki zmeczyli,wiec postanowili ze zrobia sobie mała pzerwe.
Wspulnymi siłami ,szybciutko skrecili kilka blancików,kazdy zjadł po cukierku,po czym w bardzo rycerski sposób poradzili sobie z potezna reklamówka muhohumorków.
Nie zważając w którą strone jadą,dojechali do konca lasu,do miejsca w którym jesce nigdy zaden z nich nie był.Zza wielkiej góry widac było unoszący sie dym.
To hyba jakies ognisko.Sprawdzmy to .powiedzial Blant.
Ostrożnie zblizyli sie do szczytu góry,zostawiając konie u jej podnoza.
Po drugiej stronie góry siedział sobie pzy ognisku jakis czlowiek.
Zajdziemy go pocihutku od tylca.zaproponował Bombardier.
Prawie im sie to udało ,lecz w polowie drogi Blancelot potknął sie o trawe ,poczym sturlał sie w bardzo baletniczy sposob prosto w ognisko nieznajomego.
Odziwo ten nawet sie nie poruszył tylko caly czas siedział z zamknietymi oczyma.
Król Blant-Artur wraz z Bombardierem zbiegli szybko na dół,po czym wyjeli ze swych pochw miecze,zrobił to takze Blancelot ale dopiero gdy udało mu sie ugasic ogien na swej własnej dupie.
Zniecierpliwiony Blant-Artur krzyknął.
Hej ty!!!
Lecz nic to nie dało,klijent nawet nie drgnął.Blant ponowił prube-Hej ty wstawaj!!!
lecz znowu nic to nie dało.
Ja sprubuje .powiedzial Blancelot,poczym ugodził siedzacego czlowieka butem w twarz.
Ale tamten nawet sie nie wzruszył.
Zdezorientowany Król Blant-Artur wraz ze swoimi rycerzami postanowili usiasc i poczekac w spokoju, a ze bardzo sie zmeczyli tym zchodzeniem z góry ,to postanowili sie napic.
Blant odkrecil sporawych rozmiarów butle wódki,a w tym samym momencie kichawka nieznajomego czlowieka zaczełą poruszac sie na prawo i lewo,jakby czegos szukała.
Gdy tylko Blant pzechylil butle,oczy nieznajomego otwozyly sie.
Chlopaki szybko to zauwazyli ,i dynamicznym ruchem zerwali sie z ziemi.
Nieznajomy uczynił to samo tyle tylko ze z szybkoscia swiatła zucil sie na Blanta...a raczej na butelke która ten tzymal w dłoni.
Przyssał sie do niej bardzo mocno i jednym łykiem opruznil ja do dna,po czym wykonał tak melodyjne beknięcie, ze okoliczne zwiezeta #CENSORED# w poplochu a z drzew pospadały liscie.
Nastepnie odwrucil sie w kierunku trójki rycerzy i ujzał ze ich maski zwisają do samej ziemi.
Dziekuje wam!!! nie wiem jak wam sie odwdziecze krzyknął uradowany.
Ale miny naszych chlopaków nadal wyglądały bardzo dziwnie,nie mogli wyjsc z podziwu jesce pzez krotka chwile.
yyYYYyyYYyyy,witaj odzekł Blant.
Jestem Blant-Artur a to sa, Sir Sir Bombardier oraz Sir Blancelot.A kimze jestes ty i co tutaj robiles?
Jestem Kielichad,syn Kielona i Flaszki.Dawno temu wyruszyłem z moich rodzinnych stron w poszukiwaniu Świętego Gralla lecz niestety do tej pory nie udało mi sie go odnalezść.
A czymże jest ten Święty Grall?zapytał zdziwiony Blant.
Święty Gral to legendarny kieliszek alkoholikow,posiada on ogromną moc,a mianowicie nigdy nie kończy się w nim wódka.
No i widzicie wlasnie jest mi on bardzo potebny,poniewaz gdy tylko w moim organizmie zabraknie wódki to zapadam w głeboki sen,sądze ze mieliście okazje sie pzekonac.
A gdy tylko spozyje nawet najmniejszą porcje wódeczki to nabieram energi i wtedy w pelni moge kozystac z mojej mocy.
A jaką to moc w sobie kryjesz Kielichadzie?zapytal tym razem Bombardier.
Moją mocą jest bekanie.co tesh hyba mieliscie szanse zauwazyc.
Gdy wypije srednią ilość wódki staje sie godnym przeciwnikiem,a gdy #CENSORED# jej naprawde duzo to niemam sobie równych.
Po krótkiej wymianie poglądów miedzy Blantem,Blancelotem i Bombardierem,Blant wyskoczył z taka propozycją.
Słuchaj no Kielichadzie,jestem pod wrazeniem twoich umiejetnosci,i jako Król Blant-Artur proponuje ci wstąpienie do naszej bardzo młodzieżowej paczki Rycerzy Okrągłego Bonga.
Jeśli sie zgodzisz zdobedziesz trzech nowych pzyjaciół którzy pomogą ci odnalezść Święty Grall,a do tego czasu zapewniam cie ze nie zabraknie ci wódeczki,a i inne fajne zeczy poznasz które bardzo pozytywnie wpłyną na twój umysł. Co ty na to?
To ty jestes Król Blant-Artur? O rzesz w morde jężego,proponujesz mi abym wstąpil do waszej paczki? W życiu nie spotkał mnie większy zaszczyt,alesh oczywiście ze sie zgadzam.Jestem pewien ze nie zawiedziesz sie na mnie nigdy,a i moje umiejętnosci napewno nie raz okazą sie pomocne.
Cała czwórka wykonała jeszcze 8 flaszek,po czym tropem pijanego węża udali sie w strone zamku Blanta.
Na miejscu Kielichad został wtajemniczony w sztuke blantownictwa,a Bombardier obsypał go hojnie swoimi łakociami.
Król Blant-Artur nadał mu oficjalnie tytół Sir,po czym uraczył wszystkich mocą Excalibonga.
Kielichad do puznych godzin opowiadał wszystkim o swoich pzygodach,po czym stwierdził że napił by sie jesce wódki,lecz nikt nie napił sie wraz z nim poniewazsh wszyscy leżeli #CENSORED# w cztery dupy,a Blancelot udał sie do swojego studia nagrań w celu nagrania kolejnej piosenki.
Rozdział 6: "SareKLAoINAcTRSAeVAHj"
SareKLAoINAcTRSAeVAHj .Powiedzial I nagle wszyscy zaczeli szczekac jak psy z ukrainskiej wioski dla biednej młodzieży łysego pokroju i o afrykańskim nastawieniu do podchodzenia do tematu związanego z beczkowozami mongolskich wojowników o prawa zwiędłych pączków naturalnie wyglądających tylko wtedy gdy stosunek ocielpenia globalnego do spadku temperatury na swiecie wynosi tyle samo co przecietna odleglosc miedzy kozią wulką ,a okoliczolicznym sklepem monopolowym.
A następnie schował swój malutki bezprzewodowy mikrofon i powiedzial .
"Musze isc do domu gdyż ponieważ bo dlatego że iż nie bardzo opłaca sie chodować kwiatki od strony wschodniozachodnich monsumów zakrecających lekko w prawo a także pod skosem do drugiego skosa nastawionego calkiem nie pochylnie do trzeeciego skosa prawego skosa lewego boku prawej podstawy .
SareKLAoINAcTRSAeVAHj .rzekł jeszcze raz ,poczym ugryzł sie w czoło i wyszedł zakładając noge na szyje ą druga władająć do kieszeni .
no to by bylo na tyle...nastepna opowiesc "Wladca Bongosow"...
zarith [ ]
ja mam excalibonga w chacie, kupiłem sobie w coffee shopie za 70 guldenów ;->
Raynor [ Big Man ]
az sobie zapisze :D
otatni rozdział mnie zniszczył :D
<====
yasiu [ Konsul ]
no pare poprawek ortografii, skladni, gramatyki - ogolnie wszystkiego poza trescia i bedzie oka :))
czerwone oczy - to nas jednoczy heh jak wyczytalem na jednym forumie :)
===Elvis=== [ Powrót Króla ]
yasiu--> Z tego co wiem to wszelkie błedy były zamierzone(znam autora tego textu).
Gandalf-biały [ Mithrandir ]
hahaha usmiałem się jak dziki :)
Cała czwórka wykonała jeszcze 8 flaszek,po czym tropem pijanego węża udali sie w strone zamku Blanta
hahaha
bialy18 [ Pretorianin ]
Dopre tylko ciut przydługie :D
===Elvis=== [ Powrót Króla ]
Pozwole se na mały Up^^^ :]