GRY-Online.pl --> Archiwum Forum

Rodzice...

03.11.2003
09:52
[1]

Bezpłodne Powidła [ Legionista ]

Rodzice...

Wątek założony został przez "Juniora", ale nie sugerujcie się tym. Nie jestem nowym użytkownikiem forum. To nie jest prowokacja. Po prostu, wątek porusza dosyć ciężkie i osobiste tematy, a ponieważ kilka osób udzielających się na tym forum mnie zna, chciałbym pozostać anonimowy.

Otóż, tak jak już zapewne się domyśliliście (tytuł wątku to nie żadna przenośnia), mam rodziców. Sztuk dwie. Na pierwszy rzut oka bardzo sympatyczni i normalni ludzie. Oboje z wyższym wykształceniem, przed nazwiskiem wpisują tajemniczy skrót mgr. Oboje zajmują kierownicze stanowiska w tej samej od ukończenia studiów (czyli od ok. dwudziestu kilkutam lat) firmie (ooo, przepraszam... tj. zakładzie pracy oczywiście). Zarabiają całkiem nieźle, dzięki temu jeszcze na rok przed przyjściem mojej skromnej osoby na świat dorobili się dwupokojowego mieszkanka w pewnym ślaskim blokowisku. Mieszkanka do którego wstydzę się zaprosić kogokolwiek, bo tak śmierdzącej klimatem minionej epoki rudery jeszcze nigdzie nie widziałem (śmierdzącej tym bardziej z powodu tego że moja matka jest zbieraczką wszystkiego co się da, włącznie ze starymi gazetami i butami sprzed kilkudziesięciu lat, których z jakiegoś niezrozumiałego dla mnie powodu boi się wyrzucać). Acha, czy wspominałem już o tym że mamy Fiata Czinkueczento/Cienkocienko... czy jak mu tam leci (dzieki Bogu nasz "kochany" przerdzewiały Maluch kilka lat temu prawie że rozsypał się na naszych oczach). A co do dzieci... z dzieciakami za bardzo nie zaszaleli, bo urodzili tylko mnie. Dlaczego? Pewnie zaraz (już) sie domyślicie...

Jakieś dwadzieścia kilka lat temu ojciec poznał laskę. Spodobała mu sie, bo była osobą inteligentną/madrą (niepotrzebne skreslić), spokojną, domatorką. On był taki sam, tzn. jakoś tak się dziwnie złożyło że większość cech przywódczych, ambicji, energii życiowej itp. otrzymanej w genach od moich dziadków (wspaniałych ludzi), przeszła na ichniejsze rodzeństwo. I tak sobie żyli (wtedy jeszcze nie moi rodzice... wtedy jeszcze nie małżeństwo...) spokojnie (chociaż z różnego rodzaju relacji stron domyślam się że nie zawsze) aż do ślubu. Po ślubie niestety mój ojciec mocno się rozczarował. Nie, nie chodzi o to że moja matka się zmieniła. Chodzi o to że się... nie zmieniła (tzn. nadal w napadzie furii potrafiła być potwornie wredna, złośliwa itp.). Mój ojciec jednak pomyślał wtedy "eeech... looozik" i postanowił mnie spłodzić (licząć na to że dziecko coś w ich życiu i wzajemnych relacjach zmieni). No i spłodził (brawo dla Tego Pana). Efekt był taki, że oboje nareszcie mieli już co/kogo (niepotrzebne skreślić) kochać, co oczywiście nie przeszkadzało im wcale, aby nadal w tzw. między czasie "obrzucać się gównem, mięsem" i czym tam jeszcze popadnie.

Mijały lata, a ja żyłem sobie tak w tej atmosferze życia dwojga kompletnie niepozbieranych i nieprzystosowanych ludzi. Eeech, cóż... teraz wypadałoby chyba tylko zrobić/narysować/or something i wkleić taki duży napis "20 LAT PÓŹNIEJ" i zacząć opowiadać jak jest dzisiaj...

A jest różnie. Z jednej strony oboje mnie kochają... i chyba mówią prawdę, bo generalnie raczej nigdy nie traktowali i nie traktują mnie jak śmiecia. Z drugiej strony... tak jest gdy są osobno, lub gdy moja matka ma dobry humor. W przeciwnym wypadku, można zwariować. Czy wiecie czym jest znęcanie psychiczne? Ja też nie wiem. Być może jakiś psycholog, albo student psychologii na forum poda definicję. Mnie się nie chce szukać... zresztą znam to od strony praktycznej...

Najważniejsza sprawa, nie chce i nigdy nie chciałem (no może chciałem jak jeszcze chodziłem do przedszkola) być taki jak oni. Mimo że ich kocham i w pewnym stopniu szanuję, mam alergię (dosłownie) na porównywanie mnie do drugiej strony (czy też stawanie po drugiej stronie) konfliktu. Cały czas słyszę "jesteś taki sam", "jesteś taki jak łojciec", "wy byście oboje chcieli żebym zdechła", czy też "ty tak jak mama" i na imprezach rodzinnych "***** (tu moje imię) i mama cośtam cośtam". A może faktycznie jestem taki jak oni? Tak jak oni studiuję (na pierwszym roku... więc zawsze można jeszcze przerwać), tak jak oni jestem z natury raczej spokojny i nieśmiały (chociaż z tym walczę od lat), z pewną dawką kompleksów. Chociaż nie... chyba jednak nie jestem taki sam. Nie mlaskam przy jedzeniu (tak jak mój ojciec), nie rozrzucam brudnych gatków po mieszkaniu (tak jak mój ojciec), wreszcie... nie potrafię przez dwie godziny pier**lić o tym samym, używając do tego dwóch/trzech zdań i kilku epitetów pobocznych (tak jak moja matka) i nie "kolekcjonuję" w mieszkaniu opakowań po musztardach i innych śmieci (tak jak oboje). Myślcie co chcecie, ale dla mnie to naprawę bardzo dużo. Ja w każdym razie mimo próśb i błagań (dosłownie) z łzami w oczach nadal przy każdej okazji słyszę że jestem taki sam jak (tu wstawić do wyboru). Podczas żartów, podczas kłótni, nieważne. Ja tego nienawidzę. Po prostu musiałbym przy każdej awanturze i przy każdej okazji tłumaczyć "nie chcę być podobny do tej dziwki", "nie chcę być podobny do tego skur**syna". Tylko że w ten sposób zawsze musiałbym zranić tą drugą stronę.

Kolejna sprawa. Gdy moja matka jest chora, trzeba się wynosić z domu. W takiej sytuacji w każdym normalnym domu reszta rodziny pomaga chorej osobie. U mnie się nie da, bo wszystko co zrobisz jest odbierane jako "robienie na złość". Komentarz zbędny. W każdym razie można psychicznie oszaleć, w sytuacji w której chcesz pomóc chorej osobie którą kochasz i zostajesz za to opier**lony. Oczywiście o żadnych przeprosinach nie ma mowy. Moja matka nigdy nikogo nie przepraszała, zresztą ona zawsze ma rację. Jak wie że coś ktoś robi źle, przed faktem o tym nie powie, po fakcie można usłyszeć zawsze to samo "no przecież wiedziałam że tak będzie".

Przez kilka miesięcy w czasach gdy byłem jeszcze w ósmej klasie podstawówki, matka nie odzywała się do mnie, bo nie podobały jej się moje oceny po pierwszej wywiadówce (ona miała same piątki do końca liceum i tylko jedną czwórkę na studiach). Skutek był taki że o mały włos wogóle nie skończyłbym podstawówki (tzn. powtarzałbym rok) bo przestałem chodzić. Przez kilka miesięcy (od stycznia do maja) właściwie wogóle nie pokazywałem się na lekcjach. Ponieważ jednak nauczyciele znali mnie od tej lepszej strony (w siódmej klasie jeszcze świadectwo z paskiem) jakimś cudem (mimo że miałem być naturalnie nieklasyfikowany) skończyłem tę szkołę i dzięki temu dostałem się do liceum. Na egzaminie wstępnym miałem szóstkę i piątkę. To jest chore.

Resztą przykładów sobie daruję... na razie...

W każdym razie ostatni weekend był chyba najgorszym weekendem... w tym roku. Skończyło się na tym że "trochę" sobie poprzeklinałem, bo nie mogłem już słuchać tej "kórtórarnej wymiany zdań" (wybrałem mniejsze zło, większym byłoby zdemolowanie połowy mieszkania, oczywiście mogłem też wyjść z domu ale jakoś w środku nocy mi sie nie chciało)... no i już wiem że od teraz przy każdej awanturze oprócz tego że będę słyszał "jesteś taki sam jak łojciec" to jeszcze "ten już drugi też się zabiera za wyzywanie, niedługo zacznie mnie bić". Problem że gdyby podliczyć ile razy kto kogo uderzył do tej pory (czy ojciec matkę, czy matka ojca... byłby remis).

I naprawdę nie wiem, zazwyczaj jakoś się to rozchodziło po kościach ale teraz jak ona po kilku dniach zacznie ze mną normalnie rozmawiać (wiem, to jest paranoja) to ja po prostu chyba nie dam rady. I chyba wreszcie wyprowadzę się z tego szamba... nie wiem, nie mam pojęcia.

Heh, tylko cały czas się jeszcze zastanawiam, jaki ja tak właściwie jestem? Moi rodzice mieli przecież normalnych rodziców, normalne rodzeństwo (to właśnie z nich biorę przykład i to ich staram sie naśladować) a ja? Ja nie mam normalnych rodziców, rodzeństwa nie mam wogóle, ale może właśnie dzięki temu wiem jakich błędów w życiu nie popełniać. Przynajmniej tak to sobie cały czas tłumaczę...

Co do wątku. Stwierdzam że napisałem tego zdecydowanie za dużo. Starałem się pisać bardzo ogólnie, ale chyba jednak nie wyszło. W każdym razie chcę żeby sprawa była jasna. Ja nie szukam żadnej porady. Bo ja... chyba, wiem jak sobie radzić ze swoimi problemami. Ten wątek założyłem dlatego, bo po pierwsze pomogło mi to (przynajmniej dzisiaj) trochę się odstresować, a po drugie wydaje mi się że nie tylko ja mam takie problemy.

BTW, pamiętacie taką parę z serialu Alternatywy 4? Było to chyba małżeństwo. Śpiewaczka operowa (wredna baba) i frajerowaty facet który jedyne co potrafił robić dobrze, to posuwać sąsiadkę. Ja w tych ludziach widzę niestety swoich rodziców...

Dziękuję za uwagę.

03.11.2003
10:11
[2]

_Szakal_ [ Żółta Żyrafa ]

Przeczytalem i pozostaj mi tylko zyczyc ci szybkiego "wyjscia" z domu (studia to okazja do zamieszkania poza domem)

03.11.2003
10:17
[3]

Rendar [ Senator ]

Zdecydowanie popieram Szakala - spierniczaj z chaty najdalej jak się da.

03.11.2003
10:37
[4]

Fantazyoosh [ sałatka z pora ]

Spróbuj to samo powiedzieć rodzicom. Nie wiem czy to mądry pomysł. ale na pewno poczujesz się lepiej wiedziąc, że oni wiedzą... Trzymaj sie.

03.11.2003
11:06
[5]

JihaaD [ Loża Szyderców ]

Z tego co wycyztalem to specjalna krzywda Ci sie nie dzieje.

03.11.2003
11:20
[6]

Garbizaur [ CLS ]

Moje kondolencje. Uciekaj z domu jak najszybciej!

03.11.2003
12:04
[7]

Banita_bb [ bo był za miły ]


zawsze jest tak ze bedziesz myslal/staral sie byc inny niz rodzice, niepopelniac tych bledow , zachowywal sie inaczej, ale prawda jest taka ze przez tyle lat masz juz we krwi jakies skrzywienia, poje*ane sytuacje , i tego juz nie zmienisz.
Na cale zycie bedziesz jakos tam pokrzywdzony psychicznie.
Co do tego ze zachowujesz sie jak starzy to normalka,zawsze sie dzieci zachowuja jak rodzice, czy sie tego chce czy nie .Pewnie najlatwiej jest napisac spieprzaj z tego domu, tylko ze nie masz zielonego pojecia co dalej w zyciu bedzie, i czy za miesiac/pol roku rok nie przyjdziesz na kolanach do rodzicow- tak wiec jedna mala rada na przyszlosc- nie pal za soba mostow- bo np moja siostra spalila zrobila awanture i sie wyprowadzila iles lat temu, ale jak przyszlo co do czego czyli pojawilo sie bejbe- to wrocila na kolanach do tatusia zeby mial sie kto dzieckiem zajmowac .

03.11.2003
12:17
[8]

Seboos [ BIKE-INEEDMIQ-CLIMB ]

Czasami myslimy jak my to mamy zle ...niektorzy maja jeszcze gorzej...
Szczere wyrazy ubolewania...

03.11.2003
12:31
smile
[9]

ribik [ Konsul ]

Rodziców się nie wybiera, rodziców się ma (niestety)

03.11.2003
12:38
[10]

Praetor [ Generaďż˝ ]

Wiem ze to slogan i nie chce cie tym wkurwiac, ale jakis czas temu tez tak mialem i pare innych osob podobnie - nie moglem zniesc swoich rodzicow chociaz bardzo ich kochalem - przy okazji tez jestem jedynakiem. Powiem ci jedno daj sobi i im duzo czasu - ty jestes w momencie kiedy stajesz sie niezaleznym psychicznie czlowiekiem i oni to widza albo zobacza kiedy sie wyprowadzisz. Wtedy zrozumieja ze musza sie nauczyc ze soba zeyc sami i ze cie potrzebuja. Pamietaj ze o wielu sprawach w stosunkach pomiedzy rodzicami nie wiesz i byc moze moglbys ich zachowania zrozumiec, a byc moze sa wredni. W gruncie rzeczy to bez znaczenia - nie ma wyjscia. Ty na pewno dalej potrzebujesz ich uczucia i oni w gruncie rzeczy twojego. U mnie sytuacja bardzo sie poprawila w momencie kiedy sie wyprowadzilem, chociaz moi rodzice musieli sie znowu do siebie przyzwyczaic. Wczesniej czesto ze soba walczyli. Za to teraz przyjezdzaja do mnie do domu na herbatke w niedziele, albo ja ide do nich i przez te pare godzin w tygodniu staramy sie wszyscy sie nie denerwowac. Oni tez juz sa ze soba szczesliwi - nawetr czasam chodza za reke ;).
wedlug mnie wniosiek jest taki - cierpliwosci wszystko sie zmieni, a ty przede wszystki zakochaj sie w jakiejs dziewczynie i przez ten czas jaki bedziesz jescze z nimio mieszkal w niej szukaj spokoju
pozdrawiam
Jedynak ;))

03.11.2003
13:09
[11]

Attyla [ Legend ]

Tu można powiedzieć tylko jedno. dzięki ostatnim zdażeniom sam stałeś się niewiadomą w równaniu. Do tej pory było dwoje ludzi, którzy potrafili wymagać ale nie potrafili dochodzić do wspólnych wniosków. Postawa roszczeniowa połączona z brakiem zrozumienia potrzeb i możliwości strony drugiej zawsze prowadzą do scysji. Kłótnie od czasu do czasu są bardzo dobre - onieważ umożliwiąją wyładowanie nagronadzonej negatywnej energii. Ważne jednak jest to, by po burzy pojawiało się słońce. Dzięki swojemu wybuchowi przestałeś być tym co tylko moknie. Sam czacząłeś moczyć. I to nie jest dobre. Jeżeli w twoim domu jest aż tak wiele negatywnych wibracji, to ty nie powinieneś dokładć do nich swoich 5 groszy. Poza tym - nasuiąkasz tą atmosferą i nabierasz doświadczenia w domowych bójkach emocjonalnych. Skutek będzie taki, że kiedy już opadną pierwsze miłosne, masz duże szanse powielić ten schemat w swoim domu. Teraz masz szansę się temu przeciwwstawić. Jeśli twoi rodzice nie potrafią zwalczyć w sobie tej wzajemnie roszczeniowej postawy to ty staraj się to łagodzić. Masz szansę uzyskać pozycję mediatora i naprawić to, co nie działa najlepiej. Teraz męczą się ze sobą i z tobą. Zmiana nie przyjdzie sama. Będzie coraz gorzej. Możesz i powinieneś to zmienić starając się być wobec nich ciepłym i rodzinnym. Będzie to diabelnie trudne. Co więcej może wydać ci się to awykonalnym. Ale jest to możliwe. W każdym razie jeżeli nie podejmiesz tego wyzwania to nie tylko nie uratujesz życia swoich rodziców ale i z czasem zmarnujesz własne i kogoś tam jeszcze.

Walcz. Ale nie agresją. Agresją pogorszysz tylko sytuację.

03.11.2003
13:26
smile
[12]

X-Cody [ Zabójca z Liberty City ]

Znam ten bol. Poniekad mam w domu podobnie. Ciągłe kłotnie i wyżywania sie psychiczne. Szczegoły znają tylko moj najbliźsi przyjaciele. Rzdko pisze o tym na GOL'u, a to nie dlatego, ze sie wstydze(bo JA nie mam czego) tylko po prostu nie da sie mi pomoc. Tobie tez nie.
Przykro mi, naprawdę. Moim jedynym ratunkiem jest wyjażd z domu(co mam nadzieję niedługo nastąpi) i dla Ciebie chyba tez.
Poki jestemsmy w domy nic mam nie pomoże.

03.11.2003
13:31
[13]

Velothee [ Centurion ]

W domu mam wiele podobnych problemów... Moi rodzice w większości przypadków nie potrafią zobaczyću siebie błedów tylko szukają u mnie (ciekawe dlaczego nie u mojego brata)... Podam przykład (jakby co to ja mam 13 a on 16 lat) Wczoraj mój brat uznał że to on teraz będzie siedział na kompie i mnie z niego wyp******ił siłą (i to duża.. Jeszcze mnie nogi bolą). Moja mama słysząc naszą kłótnię (Oh! Ale ja się w końcu wyładowałem.. Nie wytrzymałem bo już od tygodnie starałem się wszystkie uwagi puszczać mimo uszu, ale tak się nie da zawsze kiedyś się wybuchnie...) Przyszła i uznała że to ja jestem winien całego zamieszania (Wszelkie tłumaczenia były zbędne), mój ojciec od razy zamknął drzwi do swojego pokoju... Ze zdenerwowania (nie chcąc zrobić niczego złego) zamknąłem się sypialni i położyłem na łóżku rodziców... Weszła mama i tak się drzeć zaczęła że myślałem że sąsiedzi przyjdą... |Poszło jej o to że leżę na jej łóżku i zamknąłem drzwi... Znowu nie wytrzymałem i zacząłem się na nią drzeć (głupi jestem no nie?)... No cóż, takie jest życie w stresie... Końca nie będę opowiadał bo jest żałosny (oczywiście ja przegrałem ten bunt)

Moja mama zawsze uważa siebie za pokrzywdzoną osobę "Ja się zawsze muszę was o coś prosić" "Wy nic nie potraficie zrobić (raczej częściej jest ty kierowane do mnie bo mojego brata całymi dniami nie ma w domu... Zresztą on NIGDY nie jest o nic "PROSZONY" przez mamuśkę... Dziwne) A jak już coś zrobię z własnej nieprzymuszonej woli robiąc mamie prezent to i tak jest wszystko do depu i jeszcze raz trza to zrobić (pamiętam dzień... Chyba miałem 11 lat... Chciałem zrobić mamie duuuuuuuuży prezent ‹poprzedniego dnia była wielka awantura o jakieś tam sprzątanie› i posprzątałem całe mieszkanie (to była chyba sobota) Przychodzi mama i.... Ładnie synku ale to, to, to, to (tak całe mieszkanie) musisz jeszcze raz przelecieć (załamałem się)...) Dobra teraz trochę o podejściu do mojego bata... Siedzi on sobie przy kompie lub przy telwizorku... Wchodzi mama i "Synku (do mojego brata) pójdziesz do sklepu (lub co innego)... On na to "Jestem zajęty idź... Cicho bo zajęty jestem" A na to mama zwracając się do mnie (Olewa w tej chwili mojego brata) "MAREK (krzyk) IDŹ DO SKLEPU (lub zrób co innego))... Cóż więc jak widzisz mam to co ty u siebie w domu tylko że ja jestem mniejszy i przedemną długa droga do wyprowadzenia się...

Współczucie i obyś tylko wytrwał do końca (nie wspominałem o kłótniach moich rodziców... Heh drą się na siebie codziennie, mój tata drze się na mame a mama na tate ‹kiedys tylko się tak bawili że tata coś robi mamie [dobrze to pamietam] ale teraz to już zaczyna być realniejsze niż kiedys›)

03.11.2003
14:57
smile
[14]

Nagashimo [ Centurion ]

Kącik zwierzeń, ehh. Panowie o czym tu się rozpisywać, jedni mają lepiej inni mają gorzej a jeszcze inni nie mają rodziców i mieszkają na dworcu, więc nie użalajmy się nad sobą (bez urazy)

03.11.2003
15:03
[15]

Bezpłodne Powidła [ Legionista ]

Dzięki za wszystkie rady, już mi się humorek trochę od rana poprawił :) W każdym razie nadal podtrzymuję wszystko co napisałem w pierwszym poście.

Banita_bb
zawsze jest tak ze bedziesz myslal/staral sie byc inny niz rodzice, niepopelniac tych bledow , zachowywal sie inaczej, ale prawda jest taka ze przez tyle lat masz juz we krwi jakies skrzywienia, poje*ane sytuacje , i tego juz nie zmienisz.
Na cale zycie bedziesz jakos tam pokrzywdzony psychicznie.

>>> Masz rację, oczywiście że w jakimś tam stopniu zawsze będę podobny do rodziców... ale wiesz, mnie najbardziej w tym wszystkim cieszy to że wszystkie absurdy ich życia, do których oni dawno się już przyzwyczaili i traktują jak coś naturalnego, dla mnie były i mam nadzieję już na zawsze pozostaną absurdami. Wiem że brzmi to trochę niezrozumiale, ale ja po prostu... ja po prostu nie potrafiłbym żyć tak jak oni. A jak wygląda ich życie? Odkąd pamiętam to nie było żadne życie... to była wegetacja w oczekiwaniu na narodziny ukochanego wnuczka z którym kiedyś będą mogli razem chodzić na spacerki :/ Mam nadzieję że się doczekają. I mam nadzieję że do tego czasu to czekanie ich nie zabije... Poza tym ja nie potrafię znieść tego ciągłego sztucznego stwarzania sobie problemów. Codzienne życie jest już wystarczająco skomplikowane żeby jeszcze dodatkowo je sobie utrudniać i nawzajem obrzydzać.

Co do tego ze zachowujesz sie jak starzy to normalka,zawsze sie dzieci zachowuja jak rodzice, czy sie tego chce czy nie.
>>> Podobieństwa genetyczne, w sposobie bycia, zachowania, czy co tam jeszcze miałeś na myśli, to jest akurat drobiazg.

Pewnie najlatwiej jest napisac spieprzaj z tego domu, tylko ze nie masz zielonego pojecia co dalej w zyciu bedzie, i czy za miesiac/pol roku rok nie przyjdziesz na kolanach do rodzicow- tak wiec jedna mala rada na przyszlosc- nie pal za soba mostow- bo np moja siostra spalila zrobila awanture i sie wyprowadzila iles lat temu, ale jak przyszlo co do czego czyli pojawilo sie bejbe- to wrocila na kolanach do tatusia zeby mial sie kto dzieckiem zajmowac.
>>> Będę o tym pamiętał :)

Fantazyoosh
>>> Taaak, pokażę im ten wątek razem z Waszymi wypowiedziami ;)

Seboos
>>> Mówisz że kto ma gorzej, Ty, Ja, czy głodujące dzieci w Somalii? ;)

_Szakal_, Rendar, Garbizaur
>>> Mam coraz większą ochotę na to żeby się wynieść. I chyba w najbliższym czasie tak zrobię. Tyle że załatwię to na spokojnie i bez nerwów. Niech staruszkowie wiedzą że to jest moja przemyślana decyzja.

ribik
>>> Na szczęście z rodzicami nie trzeba mieszkać do końca życia :)

Praetor
>>> Tu nie chodzi o to że ja się buntuję czy coś w tym rodzaju. Tu nie chodzi o konflikt między mną a rodzicami, tylko między samymi rodzicami. A ponieważ ja tego CZASEM nie potrafię znieść psychicznie, wdaje się w jakieś durnowate dyskusje i niestety zawsze potem obrywam i przez kilka miesięcy słyszę z ust obojga "wy jesteście przeciwko mnie" (tzn. ja i do wyboru: ojciec/matka). A co do dziewczyny to już znalazłem :) Jest tylko jeszcze jeden mały problem... tzn. "czy" i "czy wogóle" będziemy razem. Eeech... ale to już jest dyskusja na zupełnie inny wątek :(

Attyla
>>> Odkąd pamiętam zawsze starałem się być mediatorem i "lekarstwem" na ciężką atmosferę w domu. To moje mediatorstwo ewoluowało począwszy od "nie krzycz na tatusia, mamusiu" w przedszkolu, a skończywszy na poważnych rozmowach w cztery oczy w czasach liceum. Zawsze starałem się być pogodny i nie wywoływać dodatkowych niepotrzebych konfliktów jakie z rodzicami mają wszyscy normalni ludzie w moim wieku. Jako nastolatek byłem zawsze ułożony, spokojny i... i gó*no z tego mam :/ Najgorsze jest to że żyjąc w takim domu przez lata czułem się winny każdej awantury. Bo może to przeze mnie "mamusia" się zdenerwowała na "tatusia", może coś źle zrobiłem, krzywo spojżałem, pierdnąłem... I uwierz mi, takiego psychicznego stresu i zszarpanych nerwów nikomu nie życzę. Dlatego, na szczęście, w ostatnich latach dałem sobie spokój z tą szopką. Być może wynika to po części z tego że zacząłem mieć własne życie... zacząłem żyć własnym życiem (a nie wspólnym życiem "całej wesołej rodzinki"). Poznałem ludzi którzy świadomie/nieświadomie pozwolili mi uwierzyć w siebie. Udowodnili mi że wcale nie jestem taki beznadziejny jak (nieświadomie) usiłowali mi to wmówić rodzice poprzez te wszystkie wojny między sobą. Skutki uboczne? Skutki uboczne są takie że od czasu do czasu (jedna na dziesięc awantur nocnych, kiedy nie mam ochoty nigdzie wychodzić) zamiast zaciskać zęby i zatykać uszy w sąsiednim pokoju (tak jak robiłem to kiedyś) pozwolę sobie na spokojnie, bez wulgaryzmów, ale w sposób złośliwy powiedzieć w kilku zdaniach co o tym wszystkim myślę. Potem przez dwie godziny słyszę jaki jestem "bla bla bla" a przez następne kilka miesięcy, że "jestem taki jak...". W każym razie podczas "tych dni" kiedy oni potrafią ze sobą w miarę normalnie rozmawiać i są pogodni, ja też taki staram się być. A czy przeniosę te zwyczaje do swojego domu? Nie. Nie ma takiej możliwości. Przede wszystkim nie potrafiłbym być z kobietą taką jak moja matka, która jeszcze przed ślubem potrafiła, z powodu jakiejś bzdurki, przez tydzień wogóle się do ojca nie odzywać. Acha i jeszcze jedno. Masz rację Attyla że od czasu do czasu kłótnia też jest potrzebna. Ale nie kłótnia która do niczego nie prowadzi, której jedynym celem jest psychiczne zniszczenie przeciwnika. Po takiej burzy, chyba sam rozumiesz, na żadne słońce nie ma szans. Co najwyżej na rakotwórze promieniowanie słoneczne.

X-Cody
>>> Musimy się trzymać razem :)

Velothee
>>> To o czym piszesz to NORMALNE problemy NORMALNEJ rodziny. Rodziny w które dzieci nie zawsze są posłuszne. Zazdroszczę Ci... tego że możesz się buntować, bo ja niestety w Twoim wieku nie miałem takiej możliwości. A może miałem, ale nie miałem siły prowadzić dodatkowej wojny...


JihaaD, Nagashimo
>>> Wiecie jak najłatwiej jest DOBIĆ człowieka z problemem? Powiedzieć mu "tak właściwie to specjalna krzywda Ci się nie dzieje", albo "nie masz większych problemów". Ja WIEM że inni mają gorzej, nie wiem jak jest w Waszym przypadku, w każdym razie takie komentarze na przyszłość (nie mówię o tym wątku, tylko ogólnie) raczej zachowajcie dla siebie, bo możecie w ten sposób kiedyś komuś wyrządzić więcej szkody niż pożytku :/

03.11.2003
15:14
[16]

Velothee [ Centurion ]

Nie no może i masz rację że nie jest tak źle ale mogłoby być lepiej:)

03.11.2003
15:21
smile
[17]

Rellik [ Kuciland seeker ]

Bezpłodne Powidła Powiem tylko tyle: Zacznij studiowac gdzies daaaleko od domu, nie upodabniaj sie do zadnego z rodziców i znajdz sobie jakas fajna NORMALNA panienke z która mógłbys wieczorami odreagowac dzien pełen stresów :D

03.11.2003
15:38
[18]

Attyla [ Legend ]

Nigdy nie mów nigdy:-)))))) (to o przenoszeniu wzorców na własny dom)

Co do reszty to trudno mi się na ten temat wypowiadać. Albo nie miałem takich problemów albo ich nie pamiętam:-)))) Wiem jednak jedno. I ja miewam kryzysy mojego małżeństwa. Wtedy człowiek reaguje zbyt emocjonolnie zaprzepaszazając wiele pożądanych efektów. Jednak nauczyłem się jednego: nie wolno mi myśleć i postępować tak jakbym był zupełnie sam. Nie jestem sam i nie będę taki do końca. Dlatego nie ma MNIE a jesteśmy MY. Koniec i kropka. Kobiety są stworzeniami niemożliwymi do odgadnienia i trudnymi do okiełznania. Jednak można okiełznać siebie. Jeżeli okiełznam siebie to konflikt zawsze niknie. To kwestia dyscypliny i wytrwałości. Ludzie nie są źli bez przyczyny. I pokłady ich złości nie są nieprzebrane. Przez długi czas "zapuszczania" wzajemnych relacji może dojść do dużego skoncentrowania takich emocji, jednak można to zwalczyć. To tylko kwestia włożonej energii.
To co teraz piszę jest całkowicie teoretyczne, bo nie związane z jakimiś konkretnymi okolicznościami, ale mam wrażenie, że mógłbyś spróbować albo uświadomić swoim rodzicom to, że nie są jednostkami w stadzie ale małżeństwem, co wiąże się z koniecznością ciągłego życia w kompromisie albo wysłać ich do kogoś, kto zrobi to lepiej (jakich psycholog czy coś w tym rodzaju). I nie chodzi tu o wytykaniu każdemu jego błędów. Taka taktyka prowadzi donikąd, ponieważ doprowadza do zasklepienia się obiektu w pozycji obronnej. Jeśli zaczniesz od pozytywów, to z czasem napewno dojdziesz i do negatywów. Z tym, że negatywów nie ma. Są tylko emocje. Jeżeli uda ci się doprowadzić do rzeczowej rozmowy to emocje muszą wygasnąć i musi przyjść zastanowienie. Sęk w tym, że takiego skutku nie da się osiągnąć zaraz po kłótni. Zresztą także w interludium :-))))) nie woolno pod żadnym pozorem wytykać błędów. Jeśli chcesz wzbudzić poczucie winy to nie możesz sam być sumieniem. Ty powinieneś je tylko budzić z letargu.

W każdym razie nie gniewaj się za tą gadaninę. Wygląda jakbym miał rzeczywiście coś do powiedzenia. A rzeczywistość jest taka, że jestem zwykły bałwan. Jeśli twoi rodzice zrozumieją to samo, to sukces masz w kieszeni. Najgorsze w tym wszystkim jest to cholerne dążenie do wyjścia z każdej sytuacji "z twarzą". W takim przypadku nie ma znaczenia kto ma rację. W takim przypadku zawsze ma znaczenie tylko to, kto wyjdzie z boju zwycięsko. Sęk w tym, że taki bój, jak gra w kółko i krzyżyk, może zakończyć się "zwycięstwem" tylko prztez nieuwagę przeciwnika. W przeciwnym razie możesz się tak bić do usr#### śmierci.

03.11.2003
16:31
[19]

SnT [ MokumManiac ]

Kurde...tak czytam te posty, i płakać mi się chce, naprawde współczuje tym wszytkim którzy maja "tak a nie inaczej" w domu :(, sam jakies 3 lata temu t oprzechodziłem , to był po prostu horror, nie bede o tym pisał bo to strasznie boli. Teraz jest juz w porzadku...jedyne co to ciagłe spieranei sie z rodzicami o "to i tamto" ale to normalne - mam 17 lat, po prostu bunt, konflikt pokolen, la enie jest tak zle. Wypada mi sie jeszcze zwrocic do autora wątku...wiem ze nei szukas zrady, pocieszenia...jednak wydaje m isie ze takowe ci sie przyda...nie wiem czy to cie pocieszy, ale sa ludzie którzy maja podobnie w domu, lub nawet gorzej, i sa jeszcze np. w moim wieku, i nie moga zrobic NIC, tobie zostało wyprowadzenie sie, i to cie ratuje, ale wczesnei jja bym sprobował pogadac z rodzicami, i powiedzie cim wszystko co cie boli, moze przemowi im to do rozumu...w koncu 3 lata temu, to ja zakonczyłem konflitk...po prostu rodzice i moj starszy brat zobaczyli do czego mnei doprowadzili...i ze tak powiem "stukneli sie w głowe".

03.11.2003
16:39
[20]

smutny_czlowiek [ Legionista ]

traktuje wasze odpowiedzi jak odpowiedzi do mnie... tlyko u mnei sytuacja jest "Troche" innna, mieszkam ze swoją mamą... w moim pokoju nie ma drzwi od jakis 8 lat.... moja mama nie daje mi żyć, jak sie czymś zajme t otylko słysze "podgłośnij mi TV" (chociaz ma pilot w rece t oja musze przyjść i podglosnic), "zrób mi cherbate", "zrób mi kwe", "wyrzuć śmieci", "poodkurzaj", "posprzątaj w swoim pokoju", "co robisz ?", zrób to, zrób tamko... a ja nawet nie mam czasu sie pouczyć, najczęściej slysze "kur** wyłącz ten komputer bo go roz******" nawet w środku nocy, mimo iż jest WYŁACZONY bo nawet nie mam czasu go wlaczyć bo przez caly czas słysze takie narzekania, ostatnio mialem spokój w weekend a to tylko dlatego ze przez cały tydzien nie wlaczylem go na 5 minut.... oprocz tego ze nie moge nic zrobic, to ciagle slysze "do nauki !!", ostatnio dostalem 4- z klasowy z matmy to stwierdzila "to jest zla ocena, powinienes dostac 5 ! nigdy sie nie dostaniesz na studia !!!" i dziagle slysze ze sie nie dostane nastudia... oczywiście olewam to i mysle sobie ze na epwno sie dostane bo długo tak nie pociagne.... siostra... mam siostre, ona była tak samo traktowana, ciagle słyszałą (tak jak ja) wyzwiska, np: "żmiaja wychodowana na piersi" od debilów, kurwe (ja słysze skurwysyn), itp itd , , oczywiście moja matka bardzo sie interesujeezoteryka itp (ja też ale u niej to jest już mania a nie zainteresowanie) to ciagle slysze "rób tak, nie rób tak" itp. a pozatym jak wypije nawet jedn o piwo to już mnie zaczyna wkur*** do kwadratu... zaczyna gadać o moim ojcu, o tym jaki on majates sprzeniewierzył, ileż on to piniedzy ukradł zarobione przez moja matke, zawsze winien jest ojciec i ja za niego dostaje opierdol (za każdym razem o to samo), a jak sproboje wstawićsie za ojca to mam piekło.... co do ojca... moj ojciec ma problemy ze stawami.. (tak jak ja i dziadek, dziadek w wiemu mojego ojca ledwo chodzil, moj ojciec ma to samo, chodzi o 2 kulach, poza tym ojciec juz ma 59 lat), ale moja mama tego nie zauważa, ciagle mowi ze on moglby zarobić wiecej pieniedzy, to by placil wiekrze alimenty... kazdy wniostek do sadu o obnizenei zalimentow traktuje jak zniewage, a jak moj ojciec wygral ostatnio (obnizyli alimenty o 70 zl) to matka sie tak wkurzyla ze zycia nie mialem przez tydzien a przez miesiac slyszalem same obelgi w strone ojca (moja matka jest prawnikiem, nie powiem jakim i gidze pracuje... poprostu cenie sobie anonimowość) bo jak ona mogla przegrać z ojcem... no nic... mama jest osoba wladcza, nie ma od niej "prosze" zwraca sie do mnie tonem rozkazujacytm, zazwyczaj krzyczy... nie znosi słowa "nie" ani "za chwile"nie uslyszy sie od niej "przepraszam" a zeby przyznala sie do winy... ehh no nic... oczywiście wszyscy i sa gorsi od niej i nikt nie bewdzie posiadal takiej wiedzy prawniczej jak ona (szczegolnie moja siostra i szwagier). ehhh osattnio mnie spakowala i przez kilka godzin slyszlaem "Wypierdalaj do ojca" a nastepnego dnia kazala mi siebie przeprosic... (oczywiscie kazala przeprosic za to czego nei zrobilem...)... oczywiście ona mowi "nigdy nie bedziesz taki jak ja !!" a ja jej odpowiadam "NIE CHCE BYĆ TAKI JAK TY!!!" wiec wzoruj e sie na moim szwagrze i siostrze... mam jeszcze brata, lubie go... ale ja kto moj szwagier okreslil "oddał swoje jaja w depozyt" dla mojej matki, on nigdy nie slyszal ani slowa zniewagi z ust mojej mamy... o czym moglbym jeszcze napsiać... aaa co do drzwi... nie mam prywatności od 8 lat... od kilku miesiecy nie mam drzwi w kiblu nawet... (zwiazane jest t o z remontme w mieszkaniu... ale na cale szczeście za 2 dni bede mial u siebie drzwi i w lzience i z tego powdu jestem HAPPY !!!). ale najgorsze jest to w tym wwszystki m że moja mam nie jest tak przez cał czas, ma straszne napady... normalnie ( czyli w wiekrości czasu) jest osobą bardzo miłą, chociażnadal nie lubi słowa "nie", kochana mamusia, wogle przylożyćdo rany.. ale jak dostanie takiego napadu (oj czesto to bywa) to tragedia... moze cos jeszcze dopisze.... lae nie teraz wyladowalem juz z sibie ot co trzymalem... wlasnie popuszczaly mi napiecia nerwowe i boli mi cala szyja ... heh

03.11.2003
16:45
smile
[21]

Angelord [ sic me servavit Apollo ]

Bezpłodne Powidła ---> Na początku gratulacje za rozbrajający nick (bis;-). Co się zaś tyczy opisanej przez Ciebie historii - to równiez można pogratulować przenikliwości w refleksjach, które w całości świadczą o tym, że masz nie tylko świadomość problemu, ale i doskonale umiesz go przeanalizować - co jest wysmienitą wróżbą dla Ciebie samego. Rodziców nie zmienisz - to jasne - będziesz starał się iść własną, inną drogą - a póki co, patrz na wszystko z dystansem, tak jak patrzysz, kontroluj emocje, a w trudnych chwilach pomyśl sobie, że mimo wszystko i choćby paradoksalnie - ale także i Im zawdzięczasz to, kim jesteś - a jak na studenta pierwszego roku piszesz b. dobre eseje, w których można wyczuć nie byle jaką osobowość:-)

03.11.2003
16:54
[22]

SirGoldi [ Gladiator ]

KAPITALNY NICK Z TYCH BEZPLODNYCH POWIDEL :)
Jak widze sprawa jest powazna i nawet sie z twoimi rodzicami pogadac nie da wiec... masz problem :)

03.11.2003
16:56
[23]

X-Cody [ Zabójca z Liberty City ]

Patrzcie, niby zycie u kazdego takie piekne, a tu nagle sie okazuje, ze wiele osób na w domu sajgon z byle powodu.
Obysmy nie byli takimi rodzicami.

03.11.2003
16:56
smile
[24]

miluch [ Pretorianin ]

Widzę, że wiele osób ma podobne doświadczenia. Ja też, lecz nie w takim stopniu. Najgorsze jest to, że rodzice widzą w nas tylko zle cechy ... moja matka rzadko mnie za coś chwali, a przecież staram się jak mogę. Jej mocną stroną jest złośliwość. Ojciec to też maruda, ale niegroźny. Najbardziej wkurza mnie jeden fakt: chcę odwiedzić dziewczynę i mówię rodzicom, że do niej jadę (niewiele ponad 20km) ... wtedy matka wyjeżdża mi z tekstem: "znowu ?!". No krew mnie zalewa jak to słyszę. Na szczęście to już V rok studiów, wkrótce mam nadzieję, że zacznę pracować i jak tak dalej będzie to przeprowadzę się do dziewczyny. Na szczęście ona mieszka sama, więc nikt nie będzie mi ani jej wtedy marudził.

Musimy się trzymać mocno i nie poddawć presji. Staniemy się dla rodziców "kochanym synem/córką" dopiero jak ich opuścimy, ale myślę, że dla nich już będzie wtedy za późno ... i wybuchnie jakaś wojna znerwicowanych emerytów (ta dygresja pół żartem - pół serio).

03.11.2003
17:00
[25]

Angelord [ sic me servavit Apollo ]

smutny_czlowiek ---> Tobie mógłbym napisać niemal to samo, z wyjątkiem "smutku" w nicku, bo smutny:-)

03.11.2003
17:10
smile
[26]

Angelord [ sic me servavit Apollo ]

Cody ---> Fajna będzie z Ciebie Mama;-)

© 2000-2024 GRY-OnLine S.A.