GRY-Online.pl --> Archiwum Forum

coś o znakach zodiaku :)

17.07.2003
09:17
smile
[1]

faloxxx [ Generaďż˝ ]

coś o znakach zodiaku :)

Żebrak w rodzinie:

Wszyscy marzymy o tym, by odnieść sukces. Wyobraźmy więc sobie, że nam się udało. jesteśmy bogaci, mieszkamy w doskonałej dzielnicy, w domu z ogródkiem. Sąsiedzi nas kochają i poważają. Jesteśmy KIMŚ. Nagle dzwoni telefon. Czarna owca rodziny - wuj, którego wszyscy unikają, znany z dziwactwa nieudacznik, żebrzący po dworcach kolejowych i mlecznych barach zawiadamia, iż na zimę chciałby się przytulić właśnie w Twoim wychuchanym gniazdku. Co robisz?

Baran
W pierwszym odruchu serca szczerze zaprasza kompromitującego krewnego do domu. Szykuje mu łóżko i kąpiel, Gmera w szafie, by znaleźć coś, w co się da wujka oblec po spaleniu jego ła-chów. Już jest z siebie dumny. Otóż -wbrew temu, co o nim mówią - dowie-dzie, iż ma złote serce. Zrobi z tego dziada porządnego obywatela - przez terapię pracą np. w ogródku lub przy odgarnianiu śniegu wokół domu. A i psy będzie miał kto wyprowadzać.
Niestety, jego plany wkrótce runą. Wuj nie lubi się myć. Łachów za nic nie od-da, a pracą wręcz gardzi.
Dobre serce Baran okazuje więc naj-wyżej parę dni. Równie szybko, jak wu-ja przyjął, chce się go teraz pozbyć. Za-łatwia mu miejsce w przytułku na drugim końcu kraju, płaci z góry za pa-rę miesięcy i mimo protestów odwozi tam krewnego. Ostrzega personel ośrodka, że staruszek ma manię ucieka-nia z każdego miejsca, należy więc stale trzymać go w zamknięciu.

Byk
Usłyszawszy w słuchawce głos wuja, omal nie umiera na zawał serca ze stra-chu, że naprawdę mógłby go odwiedzić. Ale nie przyznaje się do tego nawet sam przed sobą. Przez moment błyska mu w głowie myśl iż, grzebiąc po śmietni-kach, wuj na pewno uzbierał jakiś kapitalik, który warto by przejąć. Ale po chwili dochodzi do wniosku, że na pew-no nie wyszukał tyle, ile wdarte będzie ży-wienie go, ubieranie i ogrzewanie przez całą zimę pakamerki w piwnicy. Natych-miast zmienia więc głos i oznajmia, iż na-stąpiła pomyłka. Ktoś taki (czyli on -Byk) dawno tu już nie mieszka. Dom jest własnością innej osoby. Poprzedni wła-ściciel zmarł przed laty. Odłożywszy słu-chawkę Byk zasłania szczelnie okna, sprawdza zamki w drzwiach i wykupuje tanie wczasy na Kostaryce. Ochronę uprzedza, iż włamywacze często wynaj-mują żebraków, którzy udając dalekich krewnych sprawdzają, czy właściciele są w domu, czy wyjechali.

Bliźnięta
Nie bardzo pamięta wuja, więc zapra-sza go serdecznie. By nie strzelić gafy, obdzwania rodzinę, zbierając informa-cje o nim. Dowiedziawszy się strasznej prawdy, z ciekawością czeka na praw-dziwego degenerata. Zastanawia się, z jakiego powodu ten wybitny niegdyś uczeń podstawówki nabrał ciągot do denaturatu. Biegnie do sklepu chemicz-nego, by godnie przyjąć krewnego, bo nie ma w domu takiego trunku. Gdy wraca, wuj już leży pod furtką, budząc zgorszenie sąsiadów. Bliźniak wita go wylewnie ku ich zgrozie i zaprasza na pokoje. Gada z nim całą noc i próbuje nawet osobiście „jagodzianki".
Rano budzi go nieznośny ból głowy i smród. Coś łazi mu po karku. Nie bardzo pamięta, skąd się wzięło to dziadzisko le-żące z nim na łóżku. Strącając z siebie in-sekty budzi żebraka, wręcza mu parę zło-tych i wypycha za drzwi, nie zważając na protesty. Dopiero po kąpieli przypomina sobie wczorajszy dzień. Skruszony msza więc na poszukiwania krewnego, wsty-dząc się, że tak się paskudnie zachował. Nie znalazłszy go w pobliżu domu, oddy-cha z ulgą. Widać los tak chciał.

Rak
Nie wie co robić. Z jednej strony to krewny, rodzina, więzy krwi... Zna nawet wuja z jakichś fotografii z dzieciństwa, które dostał w spadku po babci. Z drugiej jednak - pobrudzi mu te szmaragdowe dywany, odciśnie łapy na dopiero co ku-pionych meblach z Desy, nakarmiony zu-pą i sercem, na pewno nie powie „dzię-kuję", Tak źle i tak niedobrze.
Pełen wątpliwości, wpuszcza jednak dyskretnie wuja do domu i karmi w kuchni resztkami wczorajszego obia-du, których nie ruszył Burek. Narzeka przy tym na swój los, kłopoty w pracy, drożyznę, zdrowie, alkoholizm i nie-porozumienia w rodzinie. Nawet na psa, który nie chce go słuchać.
Wuj pociesza zrozpaczonego Raka jak umie, obciera mu łzy, doradza, by mniej stresował. W końcu z któregoś ze
swych zawiniątek wyjmuje parę tysięcy złotych i wręcza pechowemu bratanko-wi. Z ulgą opuszcza jego dom. Wypychając go za drzwi, Rak szlocha, że wuj zmoknie i wciska mu w rękę parasol. Wuj ignoruje ten gest, więc Rak szlocha jeszcze bardziej dramatycznie. Na deszczu wuj wyraźnie odżywa i nie oglądając się, znika we mgle. - Znów jestem sam! - zanosi się płaczem Rak.

Lew
Niestety, wuju - oznajmia zimno Lew na tę propozycję - to niemożliwe. Wpadł właśnie do mnie premier i od godziny nie mogę się go pozbyć, a już powinienem wychodzić na tenisa z prezydentem. Poza tym mój dom jest położony w ekskluzywnej dzielnicy i są-siedzi szczują tu żebraków psami. Nie miałby więc wuj gdzie spać, a i nie wia-domo, czy przeżyłby na naszej ulicy dłu-żej niż 5 minut. Nie radzę się tu pokazy-wać dla własnego dobra. Proszę jednak podać swój numer konta, to wyślę wujo-wi parę groszy z firmy - jako darowiznę, którą odpiszę sobie od podatku. A jeśli wuj poda mi numer faksu, prześlę artykuł o sposobach wychodzenia z ubóstwa. Przygotowuję na ten temat książkę, bo nikt nie powinien być obo-jętny na los ludzi, którzy znaleźli się na dnie - przemawia podziwiając cały czas w lustrze swój szlachetny wyraz twarzy.

Panna
Jest zrozpaczona, bo właśnie zrobiła porządki i nie życzy sobie żadnych go-ści. Z drugiej strony - jak nie zaopieko-wać się biedakiem, który prowadzi tak niehigieniczny tryb życia i pewnie nigdy nie robi sobie manicure? Nie może jed-nak pozwolić, by go zobaczyli sąsiedzi. Panna wkłada więc do torby stary płaszcz, na głowę - kapelusz, twarz kry-je za wielkimi okularami i jedzie na dworzec po wuja. Nie zważając na pro-testy, spryskuje go płynem do dezyn-fekcji i przemyca kompromitującego krewnego do domu. Tu - założywszy gumowe rękawice - bez litości rozbiera go do naga, wrzuca do wanny i szoruje wodą z dodatkiem chloru. Na noc loku-je go na strychu i zasypia w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku. Rano przeżywa szok. Wuj po sznurze zrobio-nym z firanek spuścił się na dół. Śmieci przed domem rozgrzebane - widać za-brał swoje skarby. Zaś na podłodze stryszku wuj zostawił dużą kupę z kartką „Bóg zapłać za gościnę".

Waga
- Ależ oczywiście, kochany wuju -przychodź, kiedy zechcesz - szczebioce Waga do słuchawki. - Znasz dobrze ad-res? Wuj, niestety, zna. Waga wpada więc w histerię. Odmówić nie potrafiła, a teraz nie wie, co robić. Przecież KOGOŚ TA-KIEGO nie wpuści do domu, W jej rodzi-nie taki degenerat? Ale nie przyjąć go też nie może, bo krewni będą mówić, że jest bez serca. Nie ma to jak złoty środek -myśli, łapie się za pierś i mdleje, zadzwo-niwszy przedtem na pogotowie. Wuj za-staje dom zamknięty na cztery spusty. Są-siedzi, wsparłszy go paroma groszami wzdychają, iż prawdopodobnie Waga już nie żyje. Dopadł ją wylew lub zawał -dokładnie nie wiadomo. Ale na noszach wyglądała prześlicznie - przed przyjaz-dem pogotowia zdążyła jeszcze bowiem nakręcić sobie grzywkę na wałki.

Skorpion
Przyjadę po wuja osobiście - oznaj-mia i zacierając ręce wsiada do samo-chodu. Nareszcie się dowie tego i owe-go o rodzince. Wuj niejedno przeżył i musi dobrze pamiętać kto potraktował go po świńsku.
Na dworcu wita się serdecznie z krew-nym i zaprasza go do baru na pomidoro-wą. Potem, przy piwie, gawędzą parę go-dzin. Skorpion wyciąga od coraz bardziej rozmownego wuja wszystkie rodzinne ta-jemnice, brudy i podłości. Wkrótce starszy pan, przyzwyczajony do denaturatu, a nie do takich luksusów, głęboko zasypia. Skorpion kupuje bilet na nocny ekspres w drugi koniec Polski, wsadza śpiącego do przedziału i zatrzaskuje drzwi. W domu wyjmuje zza pazuchy mini magnetofon oraz kasety i chowa je do skrytki pod podłogą. Teraz mam wszystkich w garści - zaciera ręce.

Strzelec
- Oczywiście, niech wuj przyjeżdża -wzdycha Strzelec głęboko. Przypomina sobie tego małego pulchnego blondyn-ka, z którym kiedyś bawili się we włóczęgów. Strzelec - w podstawówce - miał kłopoty z matematyką, a genial-ny wuj dwa lata studiów zaliczał w rok. I na co mu przyszło - rozważa zatroska-ny. Trzeba będzie zwołać rodzinę, nara-dzić się, coś postanowić. Wspólnymi si-łami może da się wuja postawić na nogi. Obdzwania więc całe miasto i gdy wieczorem wuj w końcu dociera do wil-li Strzelca, zastaje tam tłum kłócących się głośno krewnych. Wszyscy dyskutu-ją zacietrzewieni, jak należy postępo-wać z żebrakami, wariatami czy innymi czarnymi owcami w porządnej rodzi-nie. Na wuja mało kto zwraca uwagę. Gdy nieśmiało chrząka w progu, najbli-żej stojący Lew z obrzydzeniem wyrzu-ca go za drzwi.


Koziorożec
- Przykro mi, wuju, ale mam inne pla-ny na tę zimę, na ten tydzień a także na najbliższe dwie godziny - mówi lodo-watym tonem. - Nie znam przyzwycza-jeń wuja ani charakteru, nie mogę więc liczyć na to, że się polubimy. A tak na-prawdę to nie znoszę, gdy ktoś obcy szwenda mi się po domu. No i wyży-wienie dodatkowej osoby sporo kosz-tuje - oznajmia przez telefon Kozioro-żec - a mnie na ekstra wydatki nie stać.
Wuj zapewnia, że je mniej, więcej pije, a na drobne wydatki uzbierał sobie kil-kadziesiąt tysięcy złotych, które gotowy jest Koziorożcowi oddać w zamian za gościnę i dobre słowo. Koziorożec od-mawia, ponieważ nigdy planów nie zmieni, a wuja i jego pieniądze niech przyjmie kto inny. Wuj dzwoni jeszcze cztery razy, ale Koziorożec jest uparty, więc cztery razy odkłada słuchawkę. Ponieważ po raz piąty wuj nie dzwoni, Koziorożec dla samej zasady podnosi słuchawkę i natychmiast ją odkłada.

Wodnik
Choć ta wizyta nie cieszy go zbytnio, zaprasza wuja do domu, zżerany wielką ciekawością. Coś tam słyszał o trudnym dzieciństwie i nagłej ucieczce krewnego sprzed ołtarza, o jego wędrówkach po kraju - ale nie zna go osobiście. Gorącz-kowo przygotowuje się do niezwykłego spotkania, studiując podstawy psycho-logii i dzieje żebraków jednocześnie. By nie szokować wuja, ubiera się w najgor-sze łachy i posypuje włosy popiołem. Na obiad podaje słoninę, cebulę i płyn do mycia okien. Rzuca się krewnemu na szyję i szczerze przytula go do piersi. Wzruszony jego opowieściami, prosi, by wziął go ze sobą na małą wędrówkę. Przebrany w dziadowską garderobę, Wodnik rusza z wujem na dworzec - i obaj giną w tłumie wielbicieli denatu-ratu i sypiania w kanałach.
Po paru dniach Wodnik wraca szczę-śliwy i samotny. Wkrótce pisze dzieło swego życia „Historia żebraków u pro-gu XXI tysiąclecia", za które dostaje na-grodę NIKE.

Ryby
Los wuja wzrusza ją do łez. Natych-miast bierze mercedesa i jedzie na dwo-rzec po nieszczęsnego krewnego. Loku-je go w najlepszym pokoju, pociesza, karmi i namawia do skorzystania z ła-zienki, Wręcza parę złotych na niezbęd-ne wydatki. Zasypia szczęśliwa, że tyle dobrego uczyniła,
Nazajutrz wpada w panikę. W domu śmierdzi, łazienka i pokój wuja wyglą-dają jak zsyp na śmieci, a on sam wyżarł zawartość całej lodówki. Trapią ją prze-czucia, że jutro będzie jeszcze gorzej. Dzwoni więc dyskretnie do opieki spo-łecznej w nadziei, że znajdzie się wolne miejsce w jakimś schronisku.
Tymczasem problem rozwiązuje się sam. Z nadmiaru ciepła, dobroci, my-dła i perfum, które skonsumował wy-piwszy uprzednio wszystko, co było w barku, wuj przenosi się na łono Abrahama. Wszyscy współczują zała-manej tym Rybie i wychwalają pod niebiosa jej złote serce.
Nie wiedzą, iż jest w rozterce. Sprząta-jąc bowiem bałagan po wuju odkryła spore zawiniątko z gotówką - i nie wie czy przeznaczyć ją na grobowiec nieboszczyka, czy własną rekonwalescen-cję w ciepłych krajach.

17.07.2003
09:48
[2]

Beaverus [ Bounty Hunter ]

Mało smieszne ,

17.07.2003
09:53
[3]

owoc_pomarańczy [ Konsul ]

mi też się nie podoba..

17.07.2003
09:58
smile
[4]

endzi [ Pretorianin ]

Cienkie, tym bardziej, że planety mają ogromny wpływ na nas i od samych znaków nie zależy nawet połowa cech, ale od planet w momencie urodzenia. Jakoś w tym tekście nie ma czego brać do śmiechu.

© 2000-2024 GRY-OnLine S.A.