GRY-Online.pl --> Archiwum Forum

Co o tym sądzicie?

01.07.2003
00:39
[1]

Smoleń [ Konsul ]

Co o tym sądzicie?

Jeżeli znajdziecie chwilkę czasu, proszę o przeczytanie i małą refleksje na temat moich wypocin. Z góry dzięki.

Opowiadanie 1

Jak zwykle rano czeka na niego ten uporczywy ból głowy. Znowu musiał zjeść coś nieświeżego. Tyle razy sobie mówił, dość tego, naucz się jeść zdrowo. Lecz ten apetyt bierze górę nad rozsądkiem. Dziś na pewno będzie inaczej. Ale trzeba wstawać. Choć dopiero świt trzeba przejść się po dworze. Chłód poranka dobrze zrobi na orzeźwienie. Jeszcze tylko małe przeciągnięcie i już na nogach. Trzy głębokie wdechy świeżego powietrza i można się przejść, sprawdzić czy dziś w nocy czegoś nie ukradli. Na pierwszy rzut oka wszystko w porządku, lecz teraz trzeba wszystko przeanalizować. Jak zwykle trzeba zacząć od kórnika. Nigdy nie lubił tej budy. Pozostały te złe wspomnienia z dzieciństwa. Był mały nie mógł się bronić, a oni byli pijani. Do dziś nie wie dlaczego został skopany, ale nie martwił się tym. Martwiło go tylko to, że od tego czasu bał się ludzi. Wiedział, że nie wszyscy są źli, ale to było mocniejsze. Zaufał tylko Jankowi, lecz Janek już się nie pokazuje. Podobno przygniótł go ciągnik, lecz wszyscy milczą. Jednak jego uwagę przykuł brak kłódki w szopie na narzędzia. Wsłuchał się w ciszę poranka, przecież ktoś mógł jeszcze tam być. Zakradł się powoli, lecz nic nie słyszał. Drzwi zaskrzypiały, ten dźwięk przypominał mu skowyt konających krów. W środku panował jeszcze półmrok. Minęło kilka chwil zanim wzrok przyzwyczaił się do innego natężenia światła. Już widział, zginęła piła łańcuchowa. Przecież nikt nie wiedział o tym, że została przyniesiona wczoraj. Teraz wiedział, że wina spadnie na niego. Co mógł zrobić, wiedział że w tym miejscu nie ma już czego szukać. Wybiegł z szopy, jeszcze kątem oka zauważył czyjś wzrok zza firanek domu, lecz może to było tylko przewidzenie. Nieważne, jeszcze tylko skręt za kórnik, skok przez ogrodzenie i wiedział, że nie wróci do tego miejsca. Jego dom pozostawał za plecami z każdym oddechem który przypominał mu o tym że biegnie. Przebiec tylko przez ulice, wskoczyć do lasu i będzie uratowany. Nagle ten przeszywający ból, ciepło które przelewało się od prawego boku, przemieszało się z wirującym światem. Drzewa zaczęły się rozmazywać, a on uświadomił sobie że leci w powietrzu. Nie trwało to długo, lecz upadek był bolesny. To był ostatni ból. Chrzęst łamanego kręgosłupa uświadomił mu że tu jest jego miejsce zejścia z tego świata. Słyszał jak trzeszczą połamane żebra. Świat już tracił barwy. Dostrzegł, że ktoś wychodzi z samochodu. Była to półciężarówka. Wydawała się znajoma, lecz nie pamiętał skąd ją znał. Zauważył tylko piłę leżącą na skrzyni. Osoba podchodziła do niego, lecz trwało to wiecznie, a on już nie mógł oddychać. Czuł krew w przełyku, zaczął się krztusić. Zanim skonał, poczuł ten zapach, to jego pan wracał z lasu. Znowu wycinał drzewa pod przykryciem nocy. Chciał się jeszcze ucieszyć, lecz nie mógł zamerdać ogonem. Zobaczył tylko jak oddala się od swojego ciała. Pan trzymał go na rękach i płakał. Jednak go kochał, a przecież był tylko psem.

Opowiadanie 2


Nastał nowy dzień. Słońce wyłania się z wielkim trudem na świat. Rozpościera swoje promienie przebijając się przez gałęzie drzew, torując sobie drogę przez okna i tańczy swoimi promieniami na powiekach jeszcze śpiących. Dzień Zmarłych. Dzień, który dla ludzi jest zadumą nad bytem i śmiercią. Odczuwa się w powietrzu inną aurę dnia. Powiew wiatru jakby nie był już ten sam co wczoraj. Zapach jesieni zmienił barwę na bardziej cierpką, w oddali niemalże można usłyszeć czyjś krzyk. Można go usłyszeć, lecz jeszcze nikt nie odkrył, czy to krzyk radości, czy może... Ludzie jakby mniej się uśmiechają, wydaje im się, że w takim dniu to nie przystoi. Ale z drugiej strony planują w swoich głowach, jaką wybrać taktykę, by jak najszybciej i sprawniej zaliczyć dzisiaj wszystkich zmarłych. Czy najpierw odwiedzić wujka Kazia i ciocię Helenkę, czy też może pojechać najpierw do babci Eustachy i dziadka Brunona? Najgorsze jest to, że ten plan może pokrzyżować zaskakujący korek na drodze i co wtedy? A może pojechać jutro, będzie mniejszy ruch. Doskonały plan, który z czasem odwlecze się do przyszłego roku. Jednak nuta niepewności wdarła się w widok polskich ulic, bo nie wszyscy starają się żyć tą zadumą. Ukazuje się obraz człowieka. Opatulony w kożuszku z baranka i w czapie pamiętającej jeszcze czasy PRL, stoi uśmiechnięty przed cmentarzem i wie, że dzisiaj jest jego dzień. Czekał na to cały rok. Wreszcie widzi swoją pierwszą ofiarę. Hipnotyzuje ją w myślach, by zwabić, bo przecież nie na darmo stoi tu już od trzech godzin. Wszystko musi się udać, nie może być inaczej. Tyle czasu miał, by się przygotować i teraz w jego planie ma się znaleźć jakiś niepasujący tryb. Jego podniecenie nabiera zenitu, przez myśl przelatuje obraz ostatnich miesięcy. Pamięta jak wpadł na ten pomysł, by to zrobić. Wie, że usłyszał o tym w telewizji, że to nie on jest autorem tego wszystkiego. Ale jakby nie było, poświęcił wiele czasu na to, aby stać teraz pod tym drzewem. Najgorsze było to, jak musiał się ukrywać przed innymi. Nikt nie mógł wiedzieć. To była jego tajemnica. Dziś już wiedział, że udało mu się. Nikt nie stanął na jego drodze i dziś będzie świętował swój tryumf. Nagle wyskoczył z tej retrospekcji, bo przecież ofiara jest już kilkanaście metrów od niego. Jeszcze zastanawia się czy go widzi, czy nie wszystko stracone. Przecież może być przygotowana i wtedy jego plan pójdzie w łeb. Jednak nie, idzie w jego kierunku, już wie, że nie zmieni drogi. Zostało jeszcze kilka metrów. Ma ją. Pięć metrów. Trzeba się przygotować. Cztery. Czy aby się nie spłoszy? Trzy. Już chyba nie. Dwa. Tak to będzie właśnie teraz. Tyle poświęconego czasu i nastała ta chwila. Jeden. - Dzień dobry, po ile znicze? - Sześć pięćdziesiąt duże i cztery osiemdziesiąt te mniejsze...


Opowiadanie 3


I
Wszedł zdecydowanym krokiem do kwatery 17. Wiedział, że znowu wszystkie oczy zwrócą się na niego. Musi pokazać zdecydowanie, chociaż jest to coraz trudniejsze. Od pewnego czasu nachodzą go myśli bezsensowności takiego projektu. Niby duże korzyści wynikną dla jego rasy, lecz nie od dziś wiadomo, że z nimi nie jest tak łatwo. Obserwowali ich od stuleci i nie potrafili pomóc Cewrysom w ich projekcie "M". Mieli wspaniały pomysł w dotarciu do ludzi, lecz awaria teleportera i zdyskredytowanie ich pseudo Boga doprowadziło do wewnętrznych waśni i w rezultacie kultura Majów, musiała być wyeliminowana. Pamięta opowieści Pradona zapisane na jego cyfrowym chipie. Eksterminacja przebiegła w jeden dzień, prawdopodobnie pozostawili po sobie jakieś ślady, lecz prymitywność ludów zamieszkujących tą planetę nie pozwoli na rozwiązanie zagadki ich ingerencji...
Z myśli wyrwał go ten znany świst, znowu bramka A nie potrafi odczytać jego DNA.
- Myn, zrób coś z tym złomem, bo znowu ten głupi czytnik nie działa - powiedział do Karoka stojącego na straży.
- Mentorze, zgłaszałem to już kilkanaście razy, lecz centrala ma teraz dużo roboty z biorobotem. Muszą go przygotować na kulminację naszego projektu.
Spojrzał na Karoka i w duchu był zadowolony z tej rasy. Byli prymitywniejsi od niego, lecz byli dobrymi sługami. Zostali podbici tylko dlatego, że ich planeta była najbliżej miejsca ich projektu. Jego zwinne macki szybko poradziły sobie z zabezpieczeniami i mógł wreszcie wejść w korytarz prowadzący do sali obrad. Świst drzwi i ten ostry blask świateł, spowodował, że odruchowo wysunęły się jego akceleratory pola zabezpieczenia. Na szczęście szybko poradził sobie z tym problemem i nikt z zebranych nie zauważył jego zdenerwowania.
Jedyne, co lubił w tej sali to jego miejsce debaty. Stan lewitacji, w który się wprowadzał, by móc się porozumieć telepatycznie z rasą Cewrysów, był dla niego najlepszym wynalazkiem ich inżynierów. Zajął pozycję obrad i zamknął swoje sześć par oczu, wygaszając co dwie sekundy spojówki. Minęło kilka sekund, dostał impuls zwrotny i zaczął przemawiać.
- Pamiętacie, że dzisiaj nastąpi koniec naszego eksperymentu. Chciałem podziękować wam za wkład waszych specjalistów w to dzieło. Jeżeli nam się powiedzie, telepatyczne połączenie tych prymitywów z nami pozwoli nam przestać się martwić o nowe zasoby energii V, na najbliższe kilka dekad. Chyba, że znajdziemy lepsze obiekty w galaktyce ZX7, ale to będzie problem naszych następnych wcieleń. Wielcy, raport od naszego droida dostaniemy lada chwila, mam nadzieję, że nie popełni błędu i wszystko pójdzie po naszej myśli. Odteleporuje się do doków mocy po sukcesie operacji.

II
- Zadanie wykonałem, dostaliście go, gdzie moja zapłata - powiedział kąśliwie do starca, który był zadowolony z jego wieści.
- Masz, to twoje - odrzekł, rzucając sakwę o posadzkę.
Nienawidził w tych prymitywnych stworzeniach ich pychy, mógłby jednym uderzeniem, rozłupać mu czaszkę i uchwycić jego ducha w uścisku śmierci, lecz nie mógł zdradzić swojej misji. Spojrzał tylko wzrokiem budzącym strach i z uśmiechem na twarzy odwrócił się od starca. Wyszedł na dziedziniec i skierował się do wyjścia z tego miejsca. Miejsca, przypieczętowania powodzenia jego misji. Wreszcie, może wrócić na swoją planetę. Był tylko droidem, lecz ma zagwarantowaną suwerenność życia do wyczerpania baterii w modelu w którym się odrodzi. Wiedział, że ma przed sobą jeszcze wiele czasu ''życia".
Skierował się do miejsca połączenia z bazą, zostało mu tylko złożenie raportu i koniec pobytu w tym dziwnym miejscu.

III
"Mamy przekaz, proszę przełączyć się na fale beta" - głos komputera wyrwał go ze swojego ulubionego stanu nicości. Znowu był w sali obrad, przełączył się instynktownie na podaną falę i czekał na informację od droida.
"Szzzzz... mówię... szzzzz... ma to zała.... szzzzzz...". Przełączył dekoder dźwięku na falę subbeta i wreszcie usłyszał komunikat:" ... zadanie. Powtarzam zadanie jest przypieczętowane, lawina zdarzeń nie da się już zatrzymać. Przesłałem duplikat dowodu zdrady, jest już rozkodowywany w mesie Bio-4. Reszta sprzętu, zostanie unicestwiona po zakończeniu przekazu. Fale energii V prawdopodobnie zaczną napływać z opóźnieniem jednego kwarcytu. Potrzebna regulacja nepięciowa, lecz to nie sprawi żadnego problemu. Kończę przekaz i wracam do was. Bez odbioru".
Chwila ciszy zaległa w sali, wzrok zgromadzonych zwrócił się na niego. Ucieszył się w sobie i usunął już myśli niepowodzenia akcji. Teraz już nic nie zniszczy ich projektu. Przeanalizował swoje wystąpienia przygotowane na dzisiejszy dzień i wybrał te z katalogu sukces i odtworzył jedno z nich:
- Wielcy, tak samo jak wy jestem zaszczycony z możliwości współpracy naszych ras. Wreszcie nasza technika postąpiła krok do przodu. Od dzisiaj nasz świat nie będzie już taki sam. Mamy nową erę, erę energii V. Dzisiaj opuszczamy tą kolonię i udajemy się do naszej strefy, aby spotkać się już jako serdeczni kompani. Dziękuję za udział w tej naradzie i zarządzam ewakuację bazy. Przypominam, że zabieramy tylko nasze sprzęty oznaczone klauzulą "nie dla innych". Resztę zostawiamy Karokom, niech mają jakąś pamiątkę po naszym pobycie. Nam jest to już nie potrzebne, a oni może wreszcie trochę zmienią swój prymitywny tryb życia i za kilka dekad można będzie z nimi podróżować razem po księżycach Centuriona - wyprowadził się energicznie ze stanu lewitacji i bez zastanowienia skierował do wyjścia. Wreszcie, nie będzie już go prześladowało widmo klęski. Znowu będzie sobą.

IV
Przewiesił sznur przez gałąź, spojrzał jeszcze na ten teren, którego już nie zobaczy. Chyba, że wybierze się kiedyś do Katedry Snów i zaaplikuje podróż w prymitywne rejony, lecz to już nie będzie to samo. Przełożył pętle przez głowę, lekko zacisnął na szyi i zaczął się przygotowywać do odesłania do bazy. Przypomniał sobie o sakwie przypiętej do pasa, oderwał ją energicznie i zostawił w ręce. Wiedział, że nie może jej zabrać, bo ten dziwny metal, może zakłócić transmisję. Nie chce się obudzić zdeformowany. Zostawi tutaj powłokę, lecz przekaz umożliwi odtworzenie jego pierwowzoru w stu procentach, może przy okazji trochę go jeszcze zmodyfikują. Poczuł, że transmisja się zaczęła, wytrącił się ze stojaka i czując jak sznur zaciska się na jego gardle, zawisł nad ziemią. Musiał odejść w sposób niewzbudzający podejrzeń, a tak wyglądać będzie bardzo naturalnie. Czuł, że powoli jego ego odłącza się od powłoki i zaraz nastąpi kulminacja przekazu. Usłyszał świst i nastąpiła teleprotacja. Bezwładna powłoka wypuściła z rąk sakwę. Spadający zwitek materiału uderzył o korzeń i wysypało się z niej trzydzieści srebrników...

01.07.2003
00:42
[2]

Z Liściem Na Głowie [ Człowiek ]

smolen: po pierwszych kilku linijkach opowiadania #1, moge powiedziec dwie rzeczy:

- uwazaj na powtarzajace sie wyrazy, zdecydowanie psuja one caly efekt i niezwykle zniesmaczaja [przynajmniej w moim przypadku zawsze tak bylo]
- uwazaj na dlugosc pisanych zdan, kilka bardzo krotkich zdanek pod rzad kiepsko wyglada i brzmi; niektore z tych krotkich tworow mozna polaczyc w jedna calosc, na pewno bedzie lepiej.

01.07.2003
16:25
[3]

Smoleń [ Konsul ]

Dzięki za twoje spostrzeżenia, następnym razem postaram sie uwzglednić woje uwagi

01.07.2003
16:48
[4]

Hakerss [ Beeznon's Attack! ]

nawet, nawet.... tez mialem swoje opowiadania

03.07.2003
01:58
[5]

Smoleń [ Konsul ]

Hakerss - thx za ocenę

03.07.2003
02:20
[6]

skate96 [ Pretorianin ]

Przy tym 1 się popłakałem ale żeczywiście był za bardzo rozćwiertkowany tymi krótkymi zdaniami ale z drugiej strony to dodawało mu tego klimatu

03.07.2003
23:36
[7]

Smoleń [ Konsul ]

skate96 - dzięki za pozytywną ocenę, kto wie, może następnym razem będzie lepiej. THX

© 2000-2024 GRY-OnLine S.A.