GRY-Online.pl --> Archiwum Forum

RPG - czytajcie i smiejcie sie z nami - część 2

25.05.2001
12:22
smile
[1]

leo987 [ Senator ]

RPG - czytajcie i smiejcie sie z nami - część 2

zapraszam na dalszy ciąg naszej opowieści...

Po powrocie do obozowiska Majin, Adamus i Crom obudzili pozostałych.
-Mam pewną nowinkę którą pewnie wszyscy radzibyście uślyszeć, może wreszcie wszystkiego się dowiemy... Adamus nie krył wzburzenia.
Crom chrząknął i uśmiechając się przeperaszająco powiedział:
-Winny Wam jestem wyjasnienia. Z Majinem mieliśmy wam to wyjawić już niedługo co prawda ale ze względu że Adamus ma za długie uszyska powiemy wam już teraz.
Arktus to potężny mag, stoi po stronie zła, chce rozpętać Ragnarok wojnę bogów - liczy na to że bogowie nastawieni przeciwko sobie powybijają się nawzajem a on stojąc na uboczu, odczeka do momentu wykrawawienia się tych najpotężniejszych i sam pokona niedobitki stając się jedynym Bogiem - złym Bogiem. Jednak sam tego by nie dokonał ktoś jeszcze musi mu pomagać. Jak widzieliście Leo, już się z nim związał. Kto jeszcze? Tego nie wiemy.
Crom zasępił się na chwilę lecz kontynuawał dalej
-Odkryłem porzypadkiem jego plany, zebrałem was aby zniweczyć jego plany rozpętania Ragnarok. On się jednak tego dowiedział - jak? Jeszcze tego nie wiem. Jednak widzieliście że chciał wad powstrzymać a Leo był tylko jego narzędziem.
Maginii z rozszerzonymi oczami słuchała Croma.
-Nie ma żadnej nadzieji?? Jej usta wyrażały tylko rozpacz
-Żadnej?
Majiin już chiał coś powiedzieć lecz Crom go uprzedził.
- Z Majinem doszliśmy do tego jak można go powstrzymać.Tutaj Majin włączył się do opowiadania.
- Przeglądając stare księgi mego ojca znalzłem wzmiankę o pewnym mieczu, który został wykuty wieki temu. Dzielny wojownik Oel, dzierżąc ten wiecz zdołał odesłać ten potężny zły byt do jego wymiaru. Jednak wkrótce potem ten zbawca ludzkości umarł od ran odniesionych w czasie walki, a miecz zaginął w niewyjaśnionych okolicznościach. Moc tego miecza jest naszą nadzieją jednak nie wiemy gdzie pochowany jest Oel, informacje jednak na ten temat może posiadać jego potomek, a że taki istnieje wiemy to na pewno - jest tylko pewien problem.
Crom zrobił dramatyczną pauzę
-Nie wiemy kto to ani jak go szukać
-Pięknie parsknął Mathaus, Kiwoas tylko westchnał.
W tym momencie Sathoirn siedzący na uboczu i dziwnie zapatrzony w ogień powiedział powoli
-Dziwne rzeczy prawisz o Cromie, syn Oela musi być już stary...
Majiin aż westchnął
- A skąd wiesz?! nie powiedziałem przecież ani słowa ile minęło od śmierci Oela!
Sathorn odwrócił wzrok a jego oczy zalśniły, coś dziwnego pojawiło się w jego głosie.
-Moja matka dała mi ten medialion twierdząc że to mojego ojca, wkrótce potem umarła. Jedyną rzeczą jaką wiedziałem o ojcu to to że był człowiekiem oraz że miał na imię Oel. A ten medialion to wszystko co mam po nim. Wyciągnał spod koszuli swój medialion który zabłyszczał dziwnie.
Kiowas krzyknął
-Do pioruna tio prawda, Elfy przecież są długowieczne! Ile ty masz lat szpiczasty co??
Sathorn powiedział powoli
-A na ile wyglądam? Usmiechnął się nie odczekawszy odpowiedzi. Trzy księżyce temy skończyłem 167 lat.
Jednak Cromie nie moigę pomóc ci nic więcej bo napisy na tym meduialionie stanowią zagadkę nawet dla starszyzny mego Ludu...

c.d.n.

25.05.2001
12:51
smile
[2]

leo987 [ Senator ]

ciąg dalszy - Tak, losy naszej drużynu układają się według starej przepowiedni. Tu wtrącił się matchaus. - A tak, tak - Magini krzyknęła rozpromieniona - Mówiłeś, że jest szansa i teraz ją dostrzegam - Magini była wyraźnie poruszona. - Jednak co dalej? - tu tropiciel spóścił wzrok - Co z moją wioską? MarCamper był zmartwiony. Spuścił głowę i zaplótł dłonie. - Nie pojmujecie całej intrygi - matchaus kontynuował - udamy sie do Twej wioski. - Czy nie powinniśmy sprawdzić opowieści Sathorna u źródła, udając się w jego rodzinne strony. - Cromie - to zbyteczne. Matchaus zmarszczył brwi. - Tak, jest szansa, że sie uda - twarz maga promieniała, by za chwię przybrać złowrogi wyraz - Ależ tak! Mag krzyknął i popatrzył rozpromieniony na pozostałych. - Nie mamy chwili do stracenia! Leo wraz z Arktusem również mogli dostrzec zagrożenie - Magu - co robimy - krasnolud chwycił koniec bogato przyozdobionej brody?! - Jak najszybciej ruszamy do wioski MarCampera! Tam znajdziemy rozwiązanie! Matchaus popatrzył w oczy Adamusowi. - Mój przyjacielu, czy dasz radę? Spytał się łagodnie, gdyż widział na twarzy kapłana cierpienie. - Tylko śmierć mogła by zatrzymać mnie przed wykastrowaniem tej piekielnej dwójki! Twarz kapłana przybrała hardy wyraz i widać było jakby wróciło w niego życie. - Ruszajmy, szkoda czasu! Sathorn ponaglił pozostałych. Drużyna zniknęła w leśnej gęstwinie... .... Pajęczyny błyskawic przcinały nieboskłon, a pomruki grzmotów ciemnych chmur roznosiły się po całej okolicy. Nad zamczyskiem wznosiły się dwie upiorne wieże. Padający deszcz wpadał przez okiennicę do ciasnej komnaty pełnej mroku, w której dwie postacie zajete były rozmową. - Powiedz Arktusie, czy wydarzenia ostatnich dni przebiegają po twej myśli ?- spytał najemnik okryty karmazynową opończą, spod której wydostawał się czerwony blask okrutnego miecza. - Sprawy bogów pozostaw bogom - odparł Arktus na pytanie Leo, bo on to był w istocie. Najemnik zdusił przekleństwo. - Eh, gdyby nie to, że jest mi potrzebny, rozłupałbym jego tępą czaszkę i pił bym z niej krew tego psa jak z pucharu - pomyślał. - Cóż mogą Cie obchodzić moje sprawy, Leo - ciągnął Arktus- zostałeś sowicie opłacony przez mych zwierzchników, więc radziłbym Ci dotrzymać słowa najemniku. - O to sie nie martw panie - choć można mnie kupić, mam swój honor mordercy - odparł Leo i zaśmiał się w duchu zdziwiony, jak łatwo przychodziło mu kłamać. - Odpocznij przed jutrzejszym dniem Leo - rzekł Arktus zbliżając się do drzwi - Jutro przyniesie nam lepsze wiadomości. Oczekuję bowiem wysłannika, którego chciałbym byś poznał. ma wiele do zaoferowania naszej sprawie...- to powiedziawszy opuścił komnatę i udał się na spoczynek ciemnym korytarzem. Najemnik pozostał sam w komnacie. Jego pokryta bliznami twarz pogrążyła się w domysłach. Kim jest ów tajemniczy sprzymierzeniec Arktusa? czy nie przysłano go, by pokrzyżować mu plany? Postanowi zaczekać do rana. ego dłoń zacisnęła się mocniej na rękojeści miecza, aż zbielały mu kości, a po czerwonej klindze popłynął strumyk krwi...... c.d.n.

25.05.2001
13:16
[3]

MarCamper [ Generaďż˝ ]

hop!

25.05.2001
13:29
smile
[4]

leo987 [ Senator ]

ciąg dalszy Od dobrych kilku dni wędrowali przez zielone wzgórza i uprawne pola pozostawiając za sobą wyniosłe szczyty śnieżnych gór. Ponieważ zblizała się pora Pokwitu słońce przyjemnie muskało twarze podrózników, a przygodne ptaki umilały im pochód swymi trelami. -jak tak dalej będzie przypiekać, chyba zdejmę szaty - rzekł Adamus łypiąc swym lubieżnym wzrokiem w stronę Magini. - oh z przyjemnością zanurzyłabym się w strumieniu i zmyła kurz ze swego ciała - odparła Magini. Tuż za nią dało się słyszeć przełykanie śliny i warkoty grdyk krasnoluda i łowcy. -Czyżbyś był odporny na wdzięki naszej towarzyszki - zapytał elfa Majin - zdajesz się wcale nie zwracać uwagi na jej ponętne kształty. - My, elfy, kochamy się w muzach przyjacielu - uśmiechnął się do niego Sathorn i poprawił swój łuk na ramieniu. - Ale zamilknij, bo oto własnie chyba zbliżamy się do wioski naszego drucha. - Tak, to moje okolice - rzekł Marcamper. Pobiegnę przodem, by zgotowano Wam miłe przyjęcie - i pobiegł na szczyt pagórka, za którym leżała jego wioska. Biegł jak rączy jeleń, pozostawił bowiem we wsi swą ukochaną, z którą miał się niedługo zaręczyć. - Ciekawe co powie jak mnie zobaczy - myślał dobiegając do szczytu wzniesienia.... I wtem zamarł ze zgrozy !!! W dole jego oczom ukazał się sromotny widok. po jego wiosce nie został kamień na kamieniu, a roje sępów kończyły już swą krwawą ucztę nad resztkami pomordowanych i straszliwie poskręcanych ciał. Twarz Marcampera przybrała kolor prochu i jak on rozsypała się w mgnieniu oka....nieprzytomny padł na ziemię i wydawał się martwy.... Widząc to drużyna pośpiesznie ruszyła mu na pomoc..... c.d.n.

25.05.2001
17:59
smile
[5]

Majin [ Generaďż˝ ]

Ja tu tylko gościnnie z powodu nieobecności leo987. Leo, mam nadzieję, że się nie obrazisz :) Tak więc ciąg dalszy: Crom rozejrzał się wokół. Bestia, o której mówił MarCamper urządziła tu rzeź, ale Crom wiedział, ze naprawdę stoi za tym Arktus. Odwrócił się do MarCampera. - Nie obawiaj się, cale zło jakie zostało tu uczynione będzie naprawione. - z tymi słowami zniknął. - Obiecałeś pomoc - krzyknął MarCamper ale nagle glos zamarł mu w gardle. Nad wioska ukazała się olbrzymia trąba powietrzna, która powoli zaczęła wsysać w głąb siebie ciała mieszkańców i szczątki domostw. Pioruny biły dookoła wzniecając pożary. Z chmur dal się słyszeć potężny glos. - Na moc wieków. Niechaj krew przelana niewinnie powstanie. Na moc krwi. Niech dusze umęczonych powrócą. Na moc życia i śmierci. Niech zło zostanie odwrócone... Tornado zniknęło, a oczom zebranych ukazało się puste pole. Nie było tam nic. Nagle ziemia zaczęła drżeć i pękać. Ze szczelin buchnął dym i ogień... Przerażona drużyna zamknęła oczy. Tylko MarCamper patrzył zafascynowany. Patrzył jak spod ziemi wyłaniają się mgliste postacie i zarysy jakichś budowli. Po dłuższej chwili wszystko się uspokoiło a MarCamper ujrzał swa rodzinna wioskę nienaruszona, a mieszkańców żywych. - Dziękuje ci -wyszeptał. Crom pojawił się za drużyną. Był mocno wyczerpany. - Pierwsza część zrobiona. - powiedział - teraz trzeba zabić potwora. A mam prośbę. Tu w wiosce nazywajcie mnie Gambit. Lepiej żeby nikt się nie dowiedział kim jestem naprawdę. MarCamper oni będą myśleć, ze wyruszyłeś niedawno, a od tej pory bestia ich nie niepokoiła. Nie mówmy im co tu stało się naprawdę. A teraz chodźmy. Chciałbym odpocząć.... c.d.n.

26.05.2001
10:52
smile
[6]

Majin [ Generaďż˝ ]

Ciąg dalszy: Cała drużyna weszła do odbudowanej niedawno wioski. Czuli się trochę nieswojo przechodząc obok ludzi, którzy jeszcze kilka chwil temu byli jedynie poskręcanymi zwłokami. Jednocześnie czuli respekt przed potęgą Croma, który dokonał tego cudu w zaledwie kilka chwil. Matchaus był jednak pełen niepokoju. Jako najstarszy i najmądrzejszy z drużyny znał doskonale zachowania bogów, może nawet lepiej niż oni sami. A przecież Crom był bogiem wojny i zniszczenia, a nie "dobrym samarytaninem" pomagającym każdemu kto tylko potrzebuje pomocy. Widać miał w tym jakiś cel, którego on, zwykły śmiertelnik, w żaden sposób nie mógł odgadnąć. Z zamyśleń wyrwał go wesoły okrzyk MarCampera: - To tu, jesteśmy na miejscu! To dom mojej ukochanej! Ujrzeli przed sobą dom, z pozoru zwyczajny, jednak już na pierwszy rzut oka można było poznać na nim kobiecą reke. Domek, choć niewielki, utrzymany był w świetnym stanie i wyglądał po prostu ładnie. Weszli do środka. - Honey, I'm home !!! - krzyknął MarCamper już od samego progu. - Nareszcie wróciłeś, tak długo cię nie było ! Zaczęłam się o ciebie martwić, a co gorsza zaczęłam obawiać się o losy wioski. Na szczęście, jak widzisz, nic nam się nie stało. Członkowie drużyny wymienili między sobą porozumiewawcze spojrzenia. Black nawet lekko się uśmiechnął. - A tak w ogóle to co żeś znowu za idiotów sprowadził do domu ! - wskazała ręką na całą drużynkę. - Ależ kochanie, to nie żadni idioci, tylko przyjaciele. - Tak jak ci ostatni, którzy zeżarli nam zapasy na cały miesiąc, porozbijali mi wszystkie kieliszki, wyrżnęli połowę kur z kurnika i popsuli drzwi wychodząc !!! - Nie, nie, oni są porządni - w tym momencie spojrzał na krasnoluda kiowasa i zwątpił w to co przed chwilą powiedział - w każdym razie rozgośćcie się, a ja tymczasem pójdę porozmawiać z wodzem i wypytam go o sytuację w wiosce. MarCamper wyszedł, a goście rozeszli się po całym domu. Genowefa ugościła podróżnych, choć z nieukrywaną niechęcią. Pościeliła łóżka i przygotowała posiłek. Położyli wyczerpanego Gambita do łóżka, a sami rzucili się do jedzenia. Tylko matchaus nie jadł. Wciąż zastanawiał się nad ukrytymi motywami Croma. " No cóż, czas przyniesie odpowiedzi na wszystkie pytania" - pomyślał i poszedł do reszty drużyny. MarCamper wrócił dopiero wieczorem. Już od wejścia do chaty wydawał się bardzo podekscytowany. Zbliżył się do układających się do snu przyjaciół i oznajmił: - Rozmawiałem z wodzem naszej wioski. Przekazał mi bardzo ciekawą nowinę. Otóż zwiadowcom udało się znaleźć legowisko potwora ! Skoro wiemy gdzie jest, wystarczy tylko tam pójść i go zgładzić ! Więc jak, jesteście ze mną ? - Więc jak, jesteście ze mną? - powtórzył MarCamper. - Tak jak wcześniej zostało ustalone, pójdziemy z tobą - odpowiedział mu Matchaus. - To świetnie! - A może byśmy najpierw się w końcu wyspali ! - odezwał się w końcu kiowas. - Tak, krasnolud ma rację. Musimy dobrze wypocząć przed walką z tym potworem - przyznał mu rację Sathorn. - A tak w ogóle to z czym przyjdzie nam walczyć ? - zapytał ponownie krasnolud - Tego niestety nie wiem - odparł MarCamper Wszyscy położyli się spać i szybko zasnęli zmęczeni swymi przygodami. Słońce zalało swym światłem całe wnętrze chatki. Wędrowcy, czując że nastał nowy dzień, zaczęli powoli wstawać z ciepłych i miękkich łóżek. Jedynie kiowas, najbardziej leniwy ze wszystkich, smacznie jeszcze chrapał. Pierwszy z łóżka wyszedł Matchaus. MarCamper nie spał już od dawna. Był zbyt zdenerwowany by zasnąć. Z braku lepszego zajęcia zaczął czyścić swój łuk i ostrzyć strzały, aby przygotować się na nadchodzący bój. Postanowili, że wyruszą w południe. Zjedli obfity posiłek i zabrali się za przygotowania do walki. Kiowas ostrzył swój topór, Magini, Adamus i Matchaus przypominali sobie wszystkie znane im zaklęcia, MarCamper i Sathorn szykowali swe łuki. Tylko Majin stał bezczynnie i przyglądał się towarzyszom. Jednocześnie przeklinał w duchu tego zdrajcę leo, za to, że tak bezczelnie przywłaszczył sobie ten bezcenny miecz. "No trudno, kiedyś na pewno go odzyskam". Spojrzał na swego mrocznego towarzysza i dał mu znak dłonią. Ten natychmiast pojął o co chodzi i otworzył przed sobą niewielki portal. Wkrótce znikł w nim bez śladu, aby powrócić kilka chwil później z takim samym mieczem jaki leo ukradł kilka dni wcześniej. " A z resztą, niech sobie weźmie ten miecz. W zbrojowni mego ojca są ich tysiące" - pomyślał i chwycił miecz w dłoń. Punktualnie w południe wyruszyli do puszczy, gdzie mieli wypełnić swą misję. Sprawdzili swój ekwipunek i zniknęli w leśnej gęstwinie. Szli już bardzo długo. Z przerażeniem stwierdzili, że im dalej brną w głąb lasu, tym staje się on coraz mroczniejszy. Tam, gdzie powinno być jeszcze jasno, teraz panowały egipskie ciemności. Sathorn szedł ze spuszczoną głową, a jego twarz stała się bardzo posępna. Pierwszy podszedł do niego Matchaus. - Co ci jest ? - Ten las cierpi, a ja razem z nim. - Co masz na myśli ? - Sam zobacz - odparł Sathorn i wskazał ręką na pobliskie drzewo. Matchaus zbliżył się do drzewa. Dotknął ręką jego kory. Gdy tylko to zrobił, duży kawał drzew oderwał się i upadł na ziemię, rozsypując się na drobne kawałeczki. Te drzewa trawiła jakaś ciemna moc, która niczym choroba niszczy je od środka. - To rzeczywiście bardzo dziwne - zamyślił się Matchaus. - Co wy do cholery chrzanicie ! Przyszliśmy ubić potwora, a nie bawić się w Greenpeace ! -krzyknął kiowas - Ty nic nie rozumiesz krasnoludzie - odezwał się milczący dotąd Majin - ten las opanowała jakaś potężna czarna magia. - A ty niby skąd to wiesz ? Majin wskazał ręką na Blacka. Dotychczas spokojny i opanowany stwór, teraz miotał się bez sensu z wyszczerzonymi kłami i pazurami gotowymi do walki. - On to wyczuwa. Nikt się nie odezwał. Bez słowa ruszyli w dalszą drogę. c.d.n.

28.05.2001
12:10
smile
[7]

leo987 [ Senator ]

ciąg dalszy Po okolo pol godzinie marszu, kiedy krajobraz wokol nich byl jedynie obrazem zniszczenia, natrafili wreszcie na slad bestii. W popiele pokrywajacym caly teren MarCamper dojrzal odcisniete slady lap oraz pas, ktory wygladal, jakby ktos ciagnal cos ciezkiego po ziemi. Lowca odwrocil sie - Jestesmy juz blisko. Zachowajcie cisze - to mowiac spojrzal niespokojnie na Blacka. Temu ostatniemu coraz ciezej bylo nad soba zapanowac. Crom rowniez wydawal sie byc niespokojny. Co chwila zerkal na MarCampera a na jego twarzy malowal sie jakby smutek. Na slowa MarCampera wszyscy przygotowali bron. Nagle zza poskrecanych drzew wylonila sie bestia. Niosla cos w pysku. Gdy MarCamper przyjrzal sie dokladniej zbladl i krzyknal. - NIEEEEEEEEEEEEEEEEEEE !!!!! Bestia odwrocila sie i wszyscy dokladnie ujrzeli co trzymala w zebach. Bylo to na wpol zjedzone cialo ukochanej MarCampera. W umysle wszystkich zagoscilo jedno pytanie: Jak to mozliwe, przeciez niedawno z nia rozmawiali. Spojrzeli pytajaco na Croma, lecz ten pokrecil tylko ze smutkiem glowa. Nie bylo czasu na pytania. Potwor porzucil swoj posilek i ruszyl do ataku..... Krzyk czarnego kruka, który usiadł na oknie wieży obudził najemnika. Zwlekłwszy się z łoża, narzucił na swe chuderlawe ciało opończę i biorąc w ręce miecz zaczął przypinać go do pasa. Splunął z pogardą w stronę ptaka, który głośno zaskrzeczał i wzbił się do lotu. Opuściwszy komnatę skierował swe kroki do sali, gdzie miał zamiar spotkać Arktusa. - Posłaniec powinien już tu być - pomyślał. W kilka chwil później pchnął niedbale drzwi i wszedł do wielkiej sali, skąpanej w blasku świec i karminie kotar. Przed nim, na podwyższeniu znajdował się tron na którym siedział zamyślony Arktus. Obok niego stały dwie nagie niewolnice, podając mu od czasu do czasu owoce południowych krain i wino z najlepszych krasnoludzkich piwnic. U stóp Arktusa wił się ciemnozielony ogromny pyton, który skierował swe mordercze oczy w stronę zbliżającego się najemnika. - Witaj Arktusie - rzekł Leo - czy nasz tajemniczy gość już przybył? Arktus powoli przeniosł swój wzrok do mówiącego i odparł: - Wydajesz się być niecierpliwy. Czyżby obecność tego człowieka była obecnie w centrum Twych zainteresowań? - Bynajmniej panie. Cóż może mnie obchodzić jakiś wysłannik. Dopóki mam przy boku miecz moje sprawy staram się załatwiać bez pomocy stronników, bez względu na wiadomości jakie przynoszą... - Powinieneś zmienić swe nawyki najemniku - odezwał się głos, który zjeżył włosy na głowie Leo. -Wiedz bowiem iż możesz nagle stracić głowę... Wyłaniający się z mroku przybysz w ciemnym kapturze stanął za plecami Leo, którego czoło pokryło się zimnym potem... - Ty...tutaj...dlaczego wcześniej się nie ujawniłeś?...Co skłoniło Cię by opuścić drużynę i podążać za mną aż tytaj?.... - Od dawna stoję po stronie Ciemnej Nocy, a Arktus jest mym sługą, którego traktuję jak swego najlepszego psa. Ha, ha, ha.. jak mogłeś sądzić, że znalazłem się wtedy przypadkowo na przełęczy. czarny Szpon wysłał mnie bym zajął się twą marną osobą....i teraz wiem dlaczego. Uwielbiasz pić krew niewinnych...ja też to lubię...lecz brak Ci polotu i finezji w zadawaniu bólu.... Leo powoli odwrócił się do swego rozmówcy i spojrzał w jego oczy. No tak, to był on. Jeden z członków drużyny, którą niedawno opuścił. To był on ... c.d.n.

29.05.2001
07:50
smile
[8]

leo987 [ Senator ]

ciąg dalszy Bestia zawyła i zaczęła szarżować na lekko zaskoczonych podroznikow. MarCamper, wpadl w rozpacz i rzucil sie naprzeciwko, druzynowi magowie zaczeli rzucac czarami, po kilku minutach walki bestia stala nienaruszona. -co teraz ?- zapytal kiowas, nawet jego topor nic nie zrobil bestii. Bohaterowie nie zdazyli sie nawet porozumiec bestia znow rzucila sie do ataku. Znow rozlegly sie odglosy cieciw napinanych lukow, a takze niewiadome wyrazy wychodzace z ust kaplanow/magow... Ale i to nic nie dało, gdy wszyscy byli juz poturbowani i zmeczeni: Magom skonczyl sie zapas czarow, lucznikom strzaly, a najwytrwalsi wojownicy stracili dech w piersiach rozlegl sie dziwny dzwiek, nadchodzil on z gory i przypominal swist kilkudziesieciu strzal wystzrelonych naraz z kuszy. Wraz z tym jak stawal sie mocniejszy, rosla sroga nietylko miedzy druzyna, a takze bestia ktora nagle zaczela sie wycofywac do swego legowiska... Po kilku chwilach, zdziwionym wedrowcom ukazal sie bardzo dziwny widok, tuz pod kopula lasu ukazalo sie jasne dosc duze swiatlo, ktore zdawalo sie zblizac do bohaterow. ich oczy przywykly do ciemnosci zewszad ich ogarniajacej, i nie sposob bylo obaczyc co to sie do nich zblizalo. -Och prepraszam- odezwal sie ponury choc zabawny ciemny glos- zapomnialem to szolersztwo zgasic- gdy oczy druzyny przywykly do swiatla, ktore wyraznie przygaslo, pokazala im sie postac o wyraznej jasnej twarzy z milym usmieszkiem, czarne wlosy posplatane w wyrazne kleby wystrzeliwaly z glowy na wszystkie mozliwe strony. Postac odziana byla w cos co przypominalo kimono, taak czerwono-pomaranczowe kimono. -Witam, jestem Pietrus- :)) - to jego usmiech - Druzyne ktora zarylo zarowno zachowanie jak i wyglad Pietrusa, stala oslupiala. -Wiecie jak trudno was odnalesc ??- zapytal Pietrus, probojac rozlawac napiecie. -Skad przybywasz i kim jestes ?? - spytal Adamus, przerywajac krepujaca cisze Reszta druzyny, patrzyla raz na Pietrusa, raz na dziwne "cos" czym przybyl... -Wlasnie chcialem do tego dojsc. Przybylem z dalekiego poludnia, z wyspy Vega. a wszystko przes mojego pszyjaciela ktory, ma wuja, ktory... -zamknij sie- powiedzial Kiowas - i powiedz co to czym przyleciales, bo chociaz jam krasnolud to w zyciu czegos takiego nie widzialem ??- - To, nie miles prawa tego widzec, jeszcze nikt od nas tu nie byl... jest to magiszna hmurka. - no nie czlowieku, robisz nas w balona- wykrzynela na to Magini. - wcale nie, chcesz to mozesz sie przeleciec...- Magini od razu wpakowala sie na chmurke, ale przez nia przeleciala. - ...tylko musisz miec czyste serce i dusze- - ale dokoncze moja historie, wiec nie bede was wtajemniczal w moja rodzinke, po prostu moj wuj jest jasnowidzem i zobaczyl przyszlosc, choc nie powinien w tym wieku... no ale zobaczyl wielka walke, miedzy bogami, widzal smierc i zniszczenie. Ale przyszlosc mozna zmienic, wiec przylecialem wam na pomoc. Mowilem wam jak trudno was znalesc ??- Nagle dalo slyszec sie krzyk rozpaczy, to MarCamper plakal nad szczatkami swej ukochanej... ...to byl on, ktorego najmniej by sie spodziewal z calej druzyny bylych wspoltowarzyszy. -A mialem cie za typowego przedstawiciela twej skarlalej, pozbawionej jakichkolwiej ambicji i sily rasy-rzekl wciaz nie mogacy sie otrzasnac z zaskoczenia leo. -Wiedzialem, ze zaden z was, glupcy, nie bedzie podejrzewal wiecznie glodnego i marudzacego krasnoluda. Nie bylo trudno przekonac was zalosne istoty, iz podroz z wami bylo spelnieniem mych marzen. Wciaz sie dziwie, jak nadal wsrod wiekszosci ras pokutuja istniejace od wiekow stereotypy. i pomyslec, ze uwierzyliscie w te sklecona na poczekaniu bajeczke o umierajacym elfie. Ha, caly czas bylem z wami i obserwowalem jak rozwija sie wsrod was nienawisc i zazdrosc o wzgledy tego nedznego psa Croma. Tys jeden zwrocil moja uwage dlatego to wyslalem na przelecz mego sluge Arktusa, by uratowal cie od pewnej smierci. -Ale widzialem tam tez Croma - to on wysluchal mych prosb. -Glupcze, Crom ma tak samo czarny charakter jak i ja. mami twych bylych przyjaciol wizja dobra i sprawiedliwosci na swiecie, zapewnia o swych dobrych intencjach. A tak naprwde pociaga go to samo co i mnie - wladza absolutna, dominacja nad calym uniwersum. -Ale...ale tys wszak zwyklym smiertelnikiem i do tego... -Chciales powiedziec krasnoludem?? Tak, urodzilem sie i umarlem jako przedstawiciel tej rasy, ale obecnie mam w sobie mniej z krasnoluda nizli ty. To tylko pusta otoczka okrywajaca me prawdziwe 'ja'. Moze to ostatnie pozostalosci po zamierzchlej przeszlosci. Tu nastala chwila posepnego milczenia ze strony tego, ktory nazywal siebie kiowasem. Leo wykorzystal to by zadac od dawna nurtujace go pytanie: -Czemu w takim razie mnie sie ujawniles...i do czego mnie potrzebujesz? -Uznalem, ze nadszedl odpowiedni czas by przygotowac odpowiednia niespodzianke naszym 'przyjaciolom'. Po czym nachyliwszy przez dluzszy czas szeptal leo do ucha. -Taak, teraz juz rozumiem-ze strasznym usmiechem powiedzial leo-przygotuje wszystko jak przykazales. A co ty bedziesz robil w tym czasie? -Rzecz jasna wracam do mych 'towarzyszy'. To bedzie prawdziwa przyjemnosc ujrzec na ich twarzach grymas przerazenia, jaki na nich zagosci, gdy ujrza co dla nich zgotowalismy. Po tych slowach krasnolud stopil sie z ciemnoscia wypelniajaca naroznik komnaty...i zniknal. Najemnik runął na posłanie. Spotkanie z wysłannikiem i fakt że okazł się być nim Kiowas, wyczerpały go cna. Zmęczony zasnął więc, a sen jaki mu się przyśnił ukoił jego niespokojnego ducha. Oto bowiem zobaczył twarz swej ukochanej Maridy, która czule szeptała do niego i przytulała do swej piersi. Leo podniósł głowę i spojrzawszy w oczy dziewczyny rzekł - Kochana moja....czy kiedykolwiek Cie jeszcze zobaczę.... - Musisz wypełnić swe powołanie ukochany....wierzę że Ci się uda i nie zejdziesz na ścieżki Mroku i Nienawiści.... Leo zerwał się ze snu i błędnym wzrokiem powiódł po kotarach komnaty. Kiedy doszedł już do siebie, pochylił głowe i zapłakał....a z jego ust wydobyły sie słowa, które zdziwiły by każdego: - Zawiodłem....czy wybaczysz mi Marido... - A gdziez on jest ?? - mruknela Magini - mamy z Bestyja wielka walczyc a ten, gdzies znika ?- - Wlasnie gdziez on ? Kiowas !! Kiowas !!!!!!! - krzyknal Adamus - Cisza bo Potwora przywolacie - mruknal Majin Nagle z ciemnosc, ladniesobie pogwizdujac wylonil sie Kiowas. - Co sie tak gapicie, jakbywam galy z orbit wylazly ??? - - Gdzie byles ?? - spytala sie Magini - To juz krasnolud odsikac sie nie moze ??? Toz to haniebne...- - A o jaka bestyje wam chodzi ??- zapytal Pietrus aby rozladowac napiecie Wtem odezwal sie MarCamper i powolnym, nieszczesliwym i posepnym glosem oznajmil: - O bestyje piekielna, ktora moja rodzima wioske zniszczyla, poczem pozarla moja dziewoje - - Jakto, niemozebyc przecie wioske jak lecialem widzalem, i wygladala na dosc zywa - - Tak ale ja, wiel.... - wtem, odezwal sie ryk nieprzemierny, jakoby worek pelny budyniu zmieszanego z opilkami zelaza o mur wyryl, przy czym mur bylby z marmuru. I oczom grupy okazala sie postac bestyji, jeszcze wieksza i jeszcze potezniejsza niz ostatnio. - Moze to jego matka - zasmial sie Adamus, ale wcale nie bylo do smiechu bo na grzbiecie, potwora strasznego siedzial nie kto inny jak sam Leo. Zdziwienie na twarzach bohaterow bylo tak wielkie, ze moje dlonie nie potrafia go opisac, tylko jedna postac nie byla zdziwiona: KIOWAS. Jednym zrecznym susem wlacial na grzbiet Bestyi. - Widze, Leo ze zastosowales sie do moich porad, nie jestes taki tepy na jakiego wygladasz moj chlopcze- Mar popatrzyl na szczatki swej ukochanej, nad ktora stal - Pomszcze cie powiedzial, wszystko jedno czy zgine czy nie, ale cie pomszcze - poczym rzucil sie w strone bestii ze lzami w oczach. - NIE !!!!!!!!!!!!!!!! - krzyknela reszta, ale bylo juz za pozno, bestia wielkimi klami wyrzucila MarCampera wysoko w powietrze. - Obloku Kintooo - krzyknal Pietrus i juz byl w powietrzu tylko po to aby po kilku sekundach znalesc sie na ziemi razem z Marem w rekach. Marcamper mógł mówić o duzym szczesciu, jednak stanąwszy na ziemi musiał szybko przygotować sie wraz z innymi do obrony. Staneli ramie w ramie, Marcamper, Maginii, Adamus, Pietrus, Majin, Sathorn Black oraz Crom, który stał o dziwo jak wmurowany. Pierwszy zaatakował Marcamper z Sathornem, wysyłajac strzałe za strzałą w kierunku oczu bestii. Wszystkie chybiły celu, bestia spodziewając sie ataku a może bardziej sterowana przez Leo lub Kiowasa nie dała sie zaskoczyc. Fireball rzucony napredce przez Maginie a poparty przez Adamusowy zatruty deszcz, również nie spowodował żadnych widocznych obrażeń. Bestia zdawała sie niezniszczalna. Pietrus swiadomy swojego niedawnego triumfu wzniósl sie w powietrze chcać zaatakować z góry jednak Kiowas wykonał tylko gest i chmurka która nigdy nie zawiodła Pietrusa rozpłyneła sie jak mgła w południe. Uderzenie było solidne i dla przyzwyczajonego do wygodnej chmurki Pietrusa upadek skonczyl sie nieprzyjemmna utrata przytomnosci. Majin wybrał najlepszą technike - gdy Black wysyłał fale dźwiekowe w kierunku bestii (bardziej dla zwrócenia uwagi niz wyrzadzenia jakiejkowiek krzywdy) biegnac po zwezajacej sie w kierunku bestii spirali nadbiegł z tyłu i boku bestii. Jego oczy zalsnily kiedy wzniosl rece ze swoim mieczem trzymanym oburacz gotujac sie do zadania potwornego ciosu. Jednak mylilby sie ktos tak sprytnie zamarkowanym uderzeniem. Leo zobaczyl Majiina w ostatniej sekundzie, szarpnal bestie do tylu za pysk , ta staneła nad Majiinem gotowa go zmiażdzyc - ten przeturlawszy sie po ziemi zadał cios nie z gory jak markowal ale z dolu tam gdzie pancerz bestii byl najsłabszy. Bestia zawyla stajac deba z bolu i przerazenia zrzucajac Kiowasa, Leo utrzymał sie lecz.... W tym momencie kilka wydarzen potoczylo sie rownoczesnie. Leo probowal utrzymac sie na bestii lub przynajmniej zmusic ja do zdeptania Majina, Kiowas zerwał sie z ziemi wyciagnal rece by wykonac jakis magiczny gest ale strzala z kolaczanu Sathorna przybila mu obydwie rece do pnia drzewa. Leo zrozumiał ze nie teraz wszystko sie roztrzygnie i wyciagajac swoj amulet przyzwania otworzyl portal w ktorym szybko zniknal. Crom szykował sie do wykonczenia Kiowasa, Magini chcac go ubiec w tym zboznym zamiarze, rzucila w kierunku Kiowasa kule ognia, jednak ta trafila upadajaca bestie juz nie chroniona zadna moca. Ta w ostatnim odruchu obronnym obrocila sie przeciw swemu ostatniemu przesladowcy, Magini nie spodziewajac sie trafic bestii nie przygotawała sie na atak z tej strony. Jej szanse na przezycie spotkania z kłami i pazurami bestii były żadne. Majiin i Marcamper byli zbyt daleko, Black w ogóle tego nie zauważył, zas mina Adamusa wyrażała tylko rozpacz - to działo sie zbyt szybko. Jak w zwolnionym tempie oczy wszystkich skierowały sie na szpony bestii zblizajace sie do delikatnej szyji Magini. jej oczy wyrazaly pustke, wiedziala ze umrze, nie miala na sobie nawet najglupszej oslony, zadnej duchowej zbroi czy korowej skory, nic po prostu zaufala wojownikom - a moze walka rozpoczela sie zbyt szybko aby mogla sie przygotowac? Poczula uderzenie w piers, zdziwiona ze to tak malo boli odplynela w ciemnosc. Nagle zobaczyla nad soba zaplakana twarz Adamusa - Juz wszystko w porzadku, bedzie dobrze - ciagnal przytulajac ja mocno do siebie. - Co on chrzani? pomyslala, przeciez juz jestem martwa, albo zaraz bede... Czas zdawał sie stac w miejscu Poczula w koncu ból... jednak nie tak ostry jak sie spodziewala. "co jest?" pomyslala, czemu on mnie tak sciska. -puszczaj... westchnela Powoli osunela sie na trawe, mysli zamiast slabnac stawaly sie coraz wyrazniejsze. Czemu zyje? co sie stalo? Spojrzala w dół oprócz zgniecionej sukienki nic nie wskazywało na jakies powazniejsze obrazenia. Wygralismy, pomyslala jeszcze czujac slabosc w miesniach. Widziała nad soba twarze swoich towarzyszy pochylone z troska. -Mozebyscie sie tak posuneli powietrza mi brakuje, co z tamtymi? -Tamtymi? Adamusowi lekko drzał głos. Leo zniknał, pewnie wrócił do swojej nory gdziekolwiek ona jest, zdrajca Kiowas - o ile wogóle Kiowasa możemy nazywać jeszcze Kiowasem opuscił swoje cialo - tak do drzewa przybite strzala Sathorna wisi tylko.... pusty zewłok, kokon, skora... - No czyli 1:0 dla nas Magini poczuła że wraca już jej cheć zycia z którym tak niedawno sie zegnala. Milczenie wszystkich było przygniatajace -No mowcie, stalo sie komu cos? Zaraz go uleczymy! probowala wesolo sie usmiechnac. -Jego nie damy rady... Majin odsunał sie powoli ukazujac jej miejsce gdzie jeszcze niedawno stala ona i bestia, tam skrecone cialo przeciete prawie w pół, zakrwawione, lezalo odwrocone do nich plecami -kto to? spytała chociaż już przecież znała odpowiedź. -To Sathorn, skoczył miedzy ciebie a bestie - sila uderzenia ciebie zamroczyla, jednak on... Marcamper zawiesil glos... -Zaraz przeciez Crom moze go uzdrowic! nie wierzyla wlasnym uszom! -Croma nie ma, zaraz potem jak zniknał Leo i Kiowas on tez zniknał krzycząc przekleństwa nie wiemy gdzie on jest. -ALe pewnie zaraz wróci, powoła go do życia. on wróci! -Już za pózno, bylas nieprzytomna 5 godzin - to elf, zyje dwa - trzy razy dluzej niz czlowiek, ale jego dusza pozostaje przy ciele o wiele krocej. Kazdy mag musi znalezc sie bardzo szybko przy trupie aby dokonac ozywienia, a najlepiej jak jest przy smierci - i tak nie zawsze sie udaje i to przy ludziach a to jest, a raczej juz byl Elf. My mielismy zbyt malo Mocy co innego Crom on mógł tego dokonać w odpowiednim czasie... gdyby był tu. Magini spojrzała w kierunku szczupłego ciała mysląc że tak naprawde to nie znała tego Elfa z tautazem na prawym ramieniu i dziwna przeszloscia, jednak on oddal za nia zycie... po co? dlaczego? Tego nie wiedziała i nie sadzila ze kiedys sie dowie. Chec zemsty zalala ja ja ukrop pragnela zdradzieckie pyski Leo i Kiowasa unurzac we wszystkich nieczystosciach tego swiata i wdeptac w ziemie wlasnymi obcasami. Nagle emocje odplynely tak szybko jak sie pojawily. Odwrocila sie w strone druzyny i powiedziala cicho - pochowajmy Go. c.d.n.

29.05.2001
07:52
smile
[9]

leo987 [ Senator ]

ciąg dalszy Crom pochwycil trop portalu leo i czym predzej podazyl za nim. Musial sie spieszyc magia szybko wygasala. Jednak po chwili dostrzegl najemnika i polmaterialna postac kiowasa. Rozmawiali, podlecial wiec blizej otulony kokonem niewidzialnosci aby sie temu przysluchac. - Nie rozumiem dlaczego tam sie ladowalismy - krzyczal leo - Jesli wedlug ciebie to miala byc demonstracja sily to grubo przesadziles a poza tym nic z tego nie wyszlo. Zalatwili nas na cacy. - Nie denerwuj sie.- odparl kiowas - To zwyciestwo da im zludne poczucie bezpieczenstwa i wyzszosci nad nami. Ale my zawsze bedziemy silniejsi i nadejdzie taki moment kiedy uderzymy i zmiazdzymy ich. to bedzie slodkie przezycie. A teraz wracajmy do domu. Kiowas otworzyl portal, w ktory obaj weszli. Crom zdazyl wepchnac do srodka malego ducha szpiega, aby dowiedziec sie dokad zmierzaja. Sam musial wracac do druzyny. Gdy przybyl z powrotem na polane ujrzal wszystkich pograzonych w smutku i zaplakana Magini. Na srodku polany lezalo cialo Sathorna. Widzac Croma Magini krzyknela - Prosze ocal go. Zrob tak jak z wioska MarCampera. Mozesz to zrobic, on nie moze tak zginac. Crom pokrecil glowa. - Nie moge go wskrzesic. To lezy poza moimi silami. - Jak to a moja wioska? - zdziwil sie MarCamper - przeciez ich wskrzesiles. - Nie - odparl Crom -wezwalem tylko ich duchy aby przybyly i zajely miejsce cial. Sam przeciez widziales cialo swojej ukochanej w zebach tego stwora. Ona nie zyla juz wiele dni, a w wiosce rozmawialismy z duchami. Gdy tam wrocimy wszystko bedzie tak jak gdy tam przybylismy. No prawie wszystko. W nocy zajalem sie cialami. - Klamiesz - warknal MarCamper - mowiles ze mi pomozesz a teraz wykrecasz sie. W koncu jestes bogiem, Jak cos moze byc poza twoimi mocami? - Tak jestem bogiem, ale wojny i zniszczenia...daleko od tego do przywracania zycia. Jesli chcecie moge wezwac ducha Sathorna, ale odejdzie on do Krainy Dusz z jakis czas. Cialo i tak trzeba pochowac. Magini ze wstretem spojrzala na Croma. - Jesli to wszystko co potrafisz zrobic to zrob to, a moze potem spotkamy kogos kto bedzie mogl lepiej pomoc Sathornowi. - Prosze bardzo - odparl Crom. Skoncentrowal sie i po chwili w jasniejacym obloku spod ziemi wylonil sie Sathorn. Crom otworzyl oczy spojrzal na niego i usmiechnal sie. - A teraz trzeba cie pochowac - powiedzial... c.d.n.

© 2000-2024 GRY-OnLine S.A.